Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Grove Road
ulica

Obrazek
Ulica właściwie jedna z wielu - obsadzona kamienicami, na piętrach których mieszkają ludzie, nierzadko właściciele lokali usługowych mieszczących się na parterze praktycznie na całej długości. Znajdziesz tu kawiarnie należące do rozpoznawalnych na całym świecie sieciówek jak i nieznane nikomu spoza Eastbourne, małe lokalne sklepy. Wzdłuż drogi możesz natrafić zarówno na przytulną restaurację, antykwariat, aptekę, ale także i na lokale bardziej rozrywkowe, chociażby kluby nocne czy bary. W trakcie dnia okolica jest raczej spokojna, wieczorami robi się miejscami żywiej, miejscami... niebezpiecznie.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Harper miała teraz różne fazy. Górki i dołki. Częściej dołki, choć może się to wydawać bez sensu skoro w teorii dołek powinien następować po górce… otóż u niej po dołku potrafiło przyjść wypłaszczenie, za którym ponownie spadała niżej. Nie było w tym równowagi i powoli już miała tego dosyć – no bo naprawdę, ile można przeżywać coś tak dawnego i tak bardzo obecnie nieosiągalnego. No ile? Jej już się nie chciało, brakowało jej na to siły.
Pamiętała, że Harvey na ich randce w ciemno wspomniał coś o okresie odreagowywania, przez który swojego czasu przechodził. Blondynka pewien wycinek swojego życia może mogłaby nazwać podobnie, jednak po tamtym jego tekście domyślała się, że uskuteczniali odmienne formy zagłuszania przykrych przeżyć. I jak dodała dwa do dwóch, poczuła się jak idiotka. Bo kiedy ona miesiącami wypłakiwała sobie oczy, on był sobie chłopięcym chłopcem, jak to wtedy określiła ten typ szukający jedynie niezobowiązujących, przyjemnych znajomości. Nie miała do tego prawa, ale była zła; pragnęła to sobie odbić, zbuntować się przeciwko własnej beznadziei. Nieważne, że kiedyś zaliczyła już taki zryw i skończył się on niesamowicie bolesnym spotkaniem z rzeczywistością. Wtedy nie wiedziała tego, co wiedziała teraz.
I kto by przypuszczał, że z nową wiedzą skutek i tak będzie identyczny?
Wypadła z klubu na zimne, nocne powietrze, które otuliło jej ciało szybciej, niż zdążyła to zrobić dopiero zapinana przez nią kurtka. Cholerny zamek… Okej, niedopięta kurtka – nie mogła w ogóle wycelować, a gdy raz się jej udało, to gówno się zacięło. Znacie te sytuacje, kiedy macie wszystkiego po jebane dziurki w nosie, ale jakoś się z tym trzymacie, aż nagle starczy jedna pieprzona głupota, coś tak banalnego co nie idzie jak trzeba – i wtedy człowiek już pęka? Właśnie tak się zadziało. Z impetem wypuściła brzegi kurtki z dłoni i cisnęła samą siebie plecami o ścianę budynku. Było jej już wszystko jedno, momentalnie wybuchła płaczem i osunęła się w dół po elewacji, twarz ukrywając w dłoniach (bo jednak odruchowo nie było jej tak zupełnie wszystko jedno, czy ludzie mogli patrzeć na jej zaryczaną buzię). Może wyglądała lekko zdzirowato w czarnych kozakach za kolano i opiętej, wcale nie takiej długiej sukience. Może początkowo nawet zdzirowato się zachowywała, tam w środku, przy barze i na parkiecie. Wszystko zgodnie z własnymi założeniami. I teraz ciężko by jej było powiedzieć, czy płakała jak bóbr, ponieważ chciała pobawić się w łatwą panienkę lecz jej nie wyszło, a zatem jej ambitny plan odreagowania poszedł się… czy dlatego, że było jej żal samej siebie, że w ogóle spróbowała. Jedno wyglądało na raczej pewne – nie zanosiło się na to, że miałaby zaraz szybciutko się ogarnąć, wstać i pójść do domu. Zwłaszcza, że na nocne wędrówki po mieście w tych obcasach jednak za mocno się wstawiła.

@Viktor Groves
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Viktor Groves
Awatar użytkownika
27
lat
178
cm
Taksówkarz, diler
Pracownicy Usług
Dla Viktora to był po prostu dzień pracy. Kiedy ludzie dobrze bawili się w barach, zachlewając łby, szalejąc i popełniając błędy, których będą żałować dopiero rano, on zarabiał najwięcej pieniędzy. Taksówka podjeżdżała pod samo wejście klubu i odstawiała prosto do domu, było w niej ciepło, a odkąd zamawiało się je przez aplikacje i można było udostępnić kursy znajomym, ludzie czuli się w nich po prostu bezpieczniej - nie jechali z kimś anonimowym - jechali z Viktorem, mieli numer jego rejestracji, firmę, w której pracował i narzędzia bezpieczeństwa. Obecność Grovesa w tej okolicy nie dziwiła więc ani trochę - stał tutaj, żeby zgarniać kursy z centrum do dalszych dzielnic. Tam, gdzie niewygodnie było ludziom dojeżdżać autobusami. Wyjątkowo nie siedział w aucie. Powodem tego był, jak można się pewnie domyślić, nałóg. Nie mógł wytrzymać bez palenia zbyt długo, a palenie w środku sprawiłoby, że siedzenia cuchnęłyby niemożebnie. Sprawdził to osobiście. I po wielu nieprzychylnych komentarzach wydał majątek na ich gruntowne czyszczenie.
Stał więc wsparty o jakiś murek, z fajką w gębie, okryty skórzaną kurtką i czerwoną arafatką. Z przykrością stwierdził, że chociaż takie odzienie wystarczało przy przechodzeniu z domu do auta, to stanie kilka minut na wieczornym mrozie wyziębiło go strasznie. Wyglądał więc na nieco spiętego, ale wcale nie zamierzał wracać do środka - wolałby zamarznąć niż nie dopalić tego peta. Racjonalne zachowania? To nie pod tym adresem.
Kompletny brak odpowiedzialności z jego strony pierwszy raz przyniósł światu coś dobrego.
Zobaczył, że idzie krzywo już z daleka. Dobrze poznawał taki pijacki chód. To był zdecydowanie jeden z najgorszych dni w tym roku dla mijającej go blondynki, ale na jej szczęście wyglądało na to, że po prostu za dużo wypiła. Nieraz odwoził z takiego miejsca dziewczyny, którym ktoś pod ich nieuwagę dorzucił coś do drinka. Wychodzenie na imprezy bez towarzystwa wydawało mu się przez to o wiele bardziej ryzykowne, niż o tym mówiono. Zawsze powinno mieć się kogoś, kto w razie czego zabierze nas do domu...
Harper, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie miała takiej osoby.
Nie do końca wiedział co zrobić. Zagadywanie jej w chwili, kiedy miała jakiś atak paniki, nie brzmiało rozsądnie. Nie dość, że wątpił w to, aby miała go posłuchać, to i nie wiadomo co ci takie dziewczę postanowi zrobić w odwecie na „dzień dobry” - daj Boże, żeby to było parsknięcie drwiny, a nie cios pod żebra, albo kop zdecydowanie za wysokim obcasem. Myślał o tym i myślał, aż w końcu dotarło do niego, że takie stanie i gapienie się też nie jest najlepszym pomysłem, bo jeszcze go ktoś weźmie za zboka i wezwie policję. Tutaj po prostu nie było idealnego rozwiązania.
- Hej - rzucił, chcąc skupić na sobie jej uwagę. - Wezwać ci taksówkę, czy coś? - To byłoby dziwne, gdyby zaproponował jej odwiezienie swoim autem. - Albo może mogę ci pomóc w inny sposób? - W jego głosie słyszalna była lekka bezradność. Zbliżył się do niej z niemrawym wyrazem twarzy, sekundę wcześniej gasząc papierosa o ścianę i rzucając go na ziemię.
Nie poznał jej.

@Harper Pearson
Mów mi Daddy. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda jestem na serwerze Eastborune. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego, kiedy wena zawieje. Wątkom +18 mówię przekonaj mnie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, erotykę, głupotę i (fabularną) wredotę.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Przeżywała swoje cholerne nieszczęście oparta plecami o tą cholerną ścianę, mając świadomość że nie jest zamknięta w samotności cholernych czterech ścian jej pokoju, a jednocześnie chyba wcale się nie przejmując, że cholerni przypadkowi ludzie mogli słuchać jej cholernego zawodzenia. Ostatecznie, czuła się sama. Od dawna tak było, lecz od dawna też usilnie zagłuszała w sobie to poczucie. Wydawało się jej, że obecność drugiego człowieka obok, ciepło czyjegoś ciała, teoretycznie miłe gesty – że to naprawi jej problem. Zamiast tego, obcość tego ciała oraz gestów uderzyła ją tak dotkliwie, że Pearson momentalnie oprzytomniała i zapragnęła uciec. Mogła to zrobić fizycznie, zresztą zrobiła, tylko pozostawał jeszcze niematerialny wymiar cierpienia, w którym tkwiła, a z niego niezmiennie nie potrafiła się wyrwać. A próbowała już chyba każdego możliwego sposobu…
Męski głos z góry sprowadził ją na ziemię, do trwającego tu i teraz. Niestety nie chodziło o głos Boga, ten jej nie zaszczycił. W zamian za to miała nad sobą Viktora, na którego uniosła mokre oczy tuż po opuszczeniu dłoni od buzi.
- Chcesz mi pomóc? - wyrzuciła z siebie podniesionym, łamiącym się głosem, wbijając w niego przy tym swoje pełne pretensji spojrzenie. A przecież biedak nic jej złego nie uczynił, wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że próbował zrobić dla niej coś dobrego. Ludzkiego, po prostu ludzkiego. Jednak Harper potrafiła reagować różnie, zaś w obecnych okolicznościach odruchowo nie była nastawiona przyjaźnie do nikogo. Mówi się, żeby nie gryźć ręki, która cię karmi (w tym przypadku przenośnie nakarmić próbuje), niestety w tej chwili w ogóle nie myślała w ten sposób. Szukała jedynie możliwości, aby dać ujście swoim emocjom, a że sam płacz to mało, koleś natomiast sam się napatoczył, nawet przez sekundę się nie zawahała. - Jak chcesz mi pomóc, to weź mnie kurwa zabierz na kolację. W pierdolone walentynki. I chociaż udawaj, że jesteś zainteresowany czymś więcej niż tylko tym, żeby mnie potem przeruchać. A jak nie, to spierdalaj! – Jak na dość drobną blondyneczkę, do tego zapłakaną, warknęła na niego z zaskakującą mocą. Co najmniej, jakby była w stanie własnoręcznie sprawić, żeby spierdalał, choć nie była. Miała tylko niewiele znaczące ostre słowa i nieprzyjemny ton, ale nic poza tym.
I najgorsze, że w tym przypadku te jej słowa, pozornie odstraszające, rozpaczliwie wołały o to, by jej nie zostawiać. Żałośnie błagały. Zdała sobie z tego sprawę praktycznie od razu, co wywołało w niej kolejną, jeszcze silniejszą falę płaczu – wcześniej zaczęła, mając dość bardzo ogólnie powiedzianego wszystkiego, natomiast teraz, zupełnie niecelowo, nazwała po imieniu swoją bolączkę. Na głos. Przed obcym facetem (bo też go jeszcze nie rozpoznała, aczkolwiek, prawdę mówiąc, nawet gdyby do tego doszło – i tak byli sobie obcy).
- Nie spierdalaj, przepraszam – jęknęła prędko po tamtym małym wybuchu, trochę w popłochu. Przecież zabrzmiał miło, mógłby się jej trafić o wiele gorszy typ z o wiele gorszą propozycją, więc koniec końców wcale nie chciała jej odrzucać. Była też na tyle wstawiona, że w takiej sytuacji nie miała potrzeby bronienia swojej niezależności za wszelką cenę. Parę razy pociągnęła nosem, a kościstym nadgarstkiem otarła pobieżnie chłodne, wilgotne policzki. Zaraz odezwała się ponownie, z bardzo wyraźną skruchą w głosie. - Jakbyś pomógł mi z tym wezwaniem taksówki… telefon mi się wyładował. To byłoby bardzo miłe. Ja nie chciałam być niemiła. Czasem w emocjach się nie kontroluję. – Nie próbowała jeszcze wstawać. Nie mogła zakładać, że jej wybawiciel-ochotnik nadal będzie chętny nim być po usłyszeniu jej pierwszej odzywki. A jeśli miałby nie być, wolała się nie podnosić. Kręciło się jej w głowie i aktualnie za jej równowagę odpowiadało oparcie plecami o ścianę tak stabilną, jak Harper nigdy na żadnym poziomie nie będzie.

@Viktor Groves
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Viktor Groves
Awatar użytkownika
27
lat
178
cm
Taksówkarz, diler
Pracownicy Usług
Zataczająca się na chodniku dziewczyna była zdrowo pierdolnięta. Nie to, żeby nie podejrzewał tego przed podejściem do niej, ale teraz wszystkie elementy układanki zaczynały do siebie pasować - albo ktoś ją jednak w tym barze naćpał, albo nie potrafiła zapanować nad emocjami niczym małe dziecko. Tak w sumie teraz wyglądała - jak dziecko, zataczające się gdzieś w autobusie i wyjące na całe gardło, bo matka nie działa mu tego, czego chciało, tylko twardo postawiła przy swoim. Psychologiem nie był i nie chciał być. Sporo osób próbowało traktować go jak terapeutę, bo z jakiegoś powodu było im łatwiej zwierzyć się anonimowemu gościowi siedzącemu na fotelu kierowcy niż rodzinie i przyjaciołom, więc miał w tym już trochę doświadczenia i wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że Viktor był w tym po prostu wybitnie chujowy. Nie potrafił słuchać, a już szczególnie słuchać aktywnie. Książki Gordona mógłby użyć co najwyżej jako podstawkę pod szklankę piwa. Na cudze ataki paniki reagował zobojętnieniem lub frustracją. Nie płynęło to z pogardy, a ze złych wspomnień. Wspomnień nieudanego związku, gdzie (jak zawsze zresztą) on zaangażował się w to bardziej, niż powinien, dawał z siebie wszystko, próbował się zmienić, blablabla, a ta psychopatka...
Jak on nie cierpiał takich kobiet.
W tym momencie stwierdził, że skoro ma spierdalać, no to spierdoli. Obrócił się już nawet połowicznie w stronę swojego auta i chciał odejść bez słowa, skutecznie zduszając w zarodku niespodziewany jak na niego wylew altruizmu i tyle by go widziała, gdyby jej lepsza strona nie odezwała się znienacka i nie zatrzymała go w miejscu. Westchnął. Zapiął kurtkę pod szyję. Robiło się coraz zimniej i cholernie wiało.
- Spoko, ale na zamówieniu ci taksówki koniec. Nie wiem, o co ci chodziło z tą kolacją i ruchaniem, ale odpowiedzi na oba brzmią: nie.
Prędzej zadzwoniłby pijany do swojej eks, niż zebrał z chodnika wstawioną w trzy dupy wariatkę.
Odwrócił się do niej znowu.
- Jak masz na imię? - Pytanie rzucił wyciągając z kieszeni telefon, który odblokował szybko odciskiem palca. Minęło ledwie kilka sekund i już miał go przy uchu. - Masz jakieś pieniądze na taksówk- tak? Dobry wieczór, poproszę taksówkę na Grove Road, pod Hyde & Corner. - Odetchnął. - Tak. - Spojrzał na nią wyczekująco - Dla pani...? - Jeżeli postanowiła nie podzielić się z nim imieniem, powiedział po prostu „dla niskiej blondynki”. - Już jedzie - poinformował ją, rozłączywszy się z operatorką. - Jesteś w stanie wstać? Jest tak kurewsko zimno, że zamarzam od samego patrzenia na to jak wyglądasz. Jak tego nie czujesz, to pewnie za dużo wypiłaś, ale to chyba żaden szok. - Podał jej wyciągniętą dłoń, żeby mogła się jej złapać. Z jakiegoś powodu podejrzewał jednak, że Harper prędzej podniesie się, wspierając o ścianę, po której osunęła się na grunt. Viktor nie wyglądał na szczególnie przyjaznego typa, nawet jeżeli jego działania mówiły coś innego.

@Harper Pearson
Mów mi Daddy. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda jestem na serwerze Eastborune. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego, kiedy wena zawieje. Wątkom +18 mówię przekonaj mnie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, erotykę, głupotę i (fabularną) wredotę.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Po wybuchu, nawet takim niewielkim (bo ten to naprawdę był jeszcze niewinny) emocje zawsze jej trochę opadały. Łatwiej było się uspokoić, ale niestety przy spokojniejszej głowie łatwiej także rozumiała, jak bezsensowne i przesadzone było jej zachowanie – co w zestawieniu z widoczną reakcją Grovesa w tej chwili dość mocno uderzyło ją poczuciem winy. Jakby ktoś jeszcze się nie zorientował, Harper śmiało mogłaby zgarnąć tytuł Królowej Poczucia Winy, ono rodziło się w niej naprawdę przy każdej możliwej ku temu okazji.
- Ja też nie wiem, nic od ciebie nie chcę… przepraszam – odezwała się płaczliwie, znów chowając mokrą od łez buzię w dłoniach, tym samym ukrywając się przed nieznajomym, na którego naskoczyła z powodów.... według tej krótkiej wypowiedzi nie wiedziała jakich. Łatwiej powiedzieć nie wiem niż przyznać się, że po ludzku nie mogła już znieść samotności, stanu przewlekłego nieszczęścia oraz tego, że mimo dotychczasowych prób szukania czegoś, na czym prawdziwie by jej zależało, nadal pozostawała z dobijającym niczym. A że olśniło ją z tym wszystkim, cóż, wyszło jak wyszło. Odruchowo też przeprosiła, choć przecież już to zrobiła i pewnie tylko dlatego mężczyzna nie odwrócił się na pięcie i nie odszedł. Wstydziła się za to naskoczenie na niego, wiedziała że nie powinna była zachować się w ten sposób zwłaszcza wobec osoby, która zainteresowała się nią i wykazała chęć pomocy – niestety w tamtej chwili te głupie emocje ją przerosły i zwyczajnie nie poradziła sobie z nimi jak normalny człowiek.
Na pierwsze pytanie o imię nie zareagowała. Nie bezczelnie, po prostu jakoś totalnie go nie zarejestrowała, ale chyba jej obecny stan mógł ją przynajmniej częściowo usprawiedliwić, szczególnie że ewidentnie zajmowało ją przeżywanie wyrzutów sumienia (bądź po prostu jakiegoś kryzysu z perspektywy osoby patrzącej z boku). To kolejne, o pieniądze, już do niej dotarło – a nie, docierało, bo nie zostało ukończone. Więc też nie odpowiedziała - teraz Viktor i tak rozmawiał, także chwilowo nie miało to znaczenia. W tym krótkim momencie dla siebie do Pearson dotarła potrzeba choćby szczątkowego doprowadzenia się do porządku. Dłońmi, za którymi do tej pory się ukrywała, otarła łzy z policzków i spod oczu, ogarnęła też swój oddech powstrzymując się od dalszego płaczu. Biorąc pod uwagę, że ta wymiana paru słów przez telefon trwała tak krótko, a jej udało się faktycznie względnie opanować, było to jakieś osiągnięcie. - Harper – rzuciła tym imieniem w taki sposób, jakby mocno nim gardziła lub jakby na jego brzmienie wypełniała ją co najmniej wysoka irytacja. Cóż, w sytuacjach takich jak ta nie lubiła samej siebie jeszcze bardziej niż na co dzień.
Informację o tym, że coś już tu jechało, skwitowała jedynie cichym okej, nadal bardziej skupiając się na pełnym wyciszeniu, lecz jego kolejna wypowiedź przyczyniła się do nagłego zagoszczenia na jej buźce wyraźnego grymasu niezadowolenia. Pewnie w normalnych warunkach, gdyby nie czuła względem niego jakoś zobowiązana za zainteresowanie się nią i chęć pomocy, nie omieszkałaby mu odpyskować na tą jego końcową uwagę, nawet jeśli nie była szczególnie kąśliwa, raczej zwyczajnie stwierdzała fakty. - Jestem w stanie wstać. I czuję, że jest zimno. Nie brałam dragów, piłam po prostu alkohol – burknęła niby z rozdrażnieniem, ale mimo wszystko zabrzmiała dość łagodnie. Chciała się usprawiedliwić, bo może i poczuła się w jakimś stopniu dotknięta tym niewinnym wytknięciem, lecz przy tym była wdzięczna za tą pomocną dłoń. Przede wszystkim tą metaforyczną, aczkolwiek dosłowną, tą która znalazła się przed nią aby ułatwić jej wstanie, także przyjęła. Z drobnym wahaniem, ale ujęła jego rękę jedną swoją, drugą sięgnęła za siebie i oparła na ścianie, żeby nie obciążać mężczyzny całym swoim ciężarem. Bez zbędnego pośpiechu dźwignęła się do góry, nie chcąc wyjść przy tym na jakąś do reszty zalaną niezdarę o gwałtownych, zamaszystych ruchach. Mimo że w tym stanie naturalnie by nią była. – Dzięki – mruknęła z miną zbitego psa, już stojąc na nogach. Teraz mogła spojrzeć w twarz bruneta ze względnie podobnego poziomu, a kiedy jej jeszcze zaszklone, zaczerwienione oczy przyjrzały mu się z bliska… no trochę ją zamurowało. Rozpoznała w nim Viktora z Tindera, a przynajmniej wydawało się jej, że gość jest niesamowicie podobny. Może jej się wydawało. Jednak oświetlenie nie waliło na kolana, a ona była nieźle wstawiona…
- Powiedzieli, za ile będzie? Ta taksówka? – Na powrót zrobiła się nieco nerwowa i opuściła głowę, spojrzenie wbijając z płytę chodnikową. Jeśli to faktycznie był on, wolała aby nie zorientował się, że ona to ona. Nieważne, że podała mu swoje imię, po którym mógł już ją skojarzyć. I nawet nie to, że jakoś jej zależało, po prostu... mogłaby stać się dla niego mniej anonimowa, a w takim przypadku o wiele trudniej byłoby jej przepracować to swoje żałosne załamanie.

@Viktor Groves
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
4.

wygląd
---------------
– …a pięćdziesiąt pensów może? – Ray uśmiechnęła się ślycznie – albo dwadzieścia? Też nie? Fuck. No to dziesięć? Ej!
Facet wcale nie chciał się targować, po prostu się odgonił od dziewuchy jak od muchy i stała teraz na środku pustego bulwaru, bo wcale nie było tyle przechodniów, ile powinno być.
A powinno być tyle, żeby Billy ze swą gitarą i ona ze swą dłonią i rozmaicie ocenianą „atrakcyjnością żeńskiej części duetu” zarobili trochę więcej, niż… ile w sumie?
– Kretyn – warknęła pod nosem za odchodzącym facetem, oczywiście żegnając go środkowym palcem, po czym zawróciła pod ścianę, o którą oparty siedział Billy z gitarą i brzdąkał. Znaczy – grał, na ocenę Ray bardzo fajnie, dostatecznie fajnie, żeby coś z tego było, a tymczasem?
– No? Ile mamy? – nachyliła się nad miękkim futerałem, w którym miała się gromadzić kabona, zsypywana z cynowego kubeczka Rayleigh. Wysypała właśnie funta i paręnaście pensów, i kucnąwszy dość prostacko zaczęła grzebać w bardzo nieznacznej górce monet palcami, których look doskonale konweniował z nią całą – i z jej, oraz Billy’ego, sytuacją.
– Skurwysyny, nie znają się na sztuce no… – klapnęła na tyłek, oparła o siebie podeszwy glanów pod takim kątem, żeby na kolanach dało się oprzeć rękę od łokcia po przegub, i zwiesić zrezygnowaną dłoń razem z jej rzemykami, sznurkami i całym tym lotnym rupieciem. Drugą ręką odgarnęła włosy byle jak i zapatrzyła się na wylot bulwaru.
– Niecałe trzy funciaki – zreferowała. – Masz fajkę jeszcze?
Wiadomiks, że pierwszą potrzebą, gdy się od tygodnia nie widzi większej kasy niż cztery funty, są fajki, potem browarek, potem potencjalne droższe przyjemności, a na końcu ewentualne żarcie. Odłączona chwilowo od na przykład Cartera, Ray swoim zwyczajem grzęzła w oparach rebel-bezdomności, grzęzła ale i czuła się w nich w sumie tak, jak chciała. Kto tego nie zrozumie, niech idzie do szkoły na klasówkę z historii, niech wraca do domciu, całuje mamusię w czółko i wyjmuje naczynia ze zmywarki, bo teraz jego kolej, kurwa.
– Kurwa. W sumie zszamałabym coś – westchnęła przenosząc wzrok na chłopaka. – Grasz jeszcze, czy zwijamy się?
Pytanie tego rodzaju zadała już dziś dwa razy – za każdym w sumie było im obojętne, i z tej obojętności brał się kolejny godzinny set kanonicznych grunge’owo-punkowych songów oraz tych kawałków, które Billy lubił grać sam dla siebie, a których refreny Ray nauczyła się, trochę dla niego, i dla ogólnej wspólnej fajności, podśpiewywać swoim przydymionym, nieco rwącym się altem, zdecydowanie za niskim (albo zbyt zjechanym) na jej bardzo niecałe siedemnaście lat.
- Wiesz co? Jak grzebniesz u mnie w torbie – podrzuciła głową, wskazując podbródkiem kolejny zewłok materiału obok ściany – to możesz się natknąć na dwa skręty. Albo jednego, hm…
Podzielić się?
Podzieeelić.
– A może słuchaj… po prostu weźmiemy sobie coś ze sklepu?– kolejny podryg głowy wskazał nieodległy nieduży sklepik. Taki dla porządnych obywateli. Którzy nie rozumieją, że bezdomne psiaki też muszą czasem wepchnąć w trzewia jabłko, batona albo bułę, o ile nie jest właśnie kolej na piwerko czy małpkę czegoś mocniejszego. Zwłaszcza że pogoda była taka, że chyba wiosna znów chciała się pochwalić opadami, i ogólnie mimo dość miłego dnia, to późne popołudnie zaczynało przeszywać Rayę chłodem.

@Billy Pilgrim
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
- Nie warcz tak, skarbie, miałaś ich zachęcać, a nie zniechęcać.
Przygrywanie na ulicy traktował jako sposób na rozrywkę i zdobycie drobnych na kolejną paczkę fajek, nic więcej. Faktycznie nikotyna dziwnie skuteczniej zatykała głód, aniżeli kolejna sucha bułka, czy gotowa kanapka z marketu. Poza tym, możecie go nazywać romantykiem, ale jak na idealistę przystało, lubił zwyczajnie wychodzić ze swoją gitarą do ludzi. Łazić ze znajomymi, przygrywać w ciepły dzień i popijać piwo. Ray nadawała się do tego zadziwiająco... zadziwiająco. Fajnie zgrywały się ich głosy i podobało mu się to, jak razem brzmieli.
Nawet jeżeli zrzędliwa była i wypalała mu połowę fajek.
Przerwał na chwilę grę, żeby sięgnąć do kieszeni spodni po pogniecioną paczkę i bez słowa rzucił ją dziewczynie, wiedząc, że nie musi dodawać, że zapalniczka upchnięta jest w środku. Chuj tam, niech jara, ostatnio trzymał jedną robotę od trzech tygodni i jeszcze go nie wyjebali, to mógł sobie pozwolić.
Ray przeszła na tyle płynnie od fajek, przez skręty do porzucenia gry i zajścia do sklepu, że parsknął pod nosem i potrząsnął głową z rozbawieniem, na koniec parę razy uderzając mocno w struny. Może i rację ma, że już wystarczy, dupa mu zaczęła drętwieć.
- Te ichnie kanapki wyglądały spoko - zgodził się, wrzucając gitarę do pokrowca i podnosząc się na nogi. Kurwa, faktycznie słaba pogoda się robiła. Na propozycję skręta ostatecznie machnął tylko ręką, dając znać, że później, bo jak się odezwała, to i jemu w brzuchu zaburczało.
- Jak myślisz, heteryk czy pedał? - mruknął do niej, kiedy zatrzymali się przed futryną, żeby obczaić osobę na kasie. Sprzedawca był gościem około czterdziestki, trochę chyba znudzonym i modlącym się, żeby ten dzień się skończył. Biorąc pod uwagę aurę, jaką dawały ciężkie chmury, to ciężko było mu się dziwić. Dużo klientów nie było, wystarczyłoby więc tylko odwrócić uwagę typa, wetknąć towar do za dużej bluzy i spierdalać. Raczej nikt ich tu nie będzie gonił.

@Raya Harmond
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
No tak, miała ich zachęcać a nie zniechęcać, i ciekawe w jakim stopniu w ich wspólnej świadomości nakładało się to na przykład na aspołeczny wygląd Ray albo rozwalono-olewczą pozycję Billa z tyłkiem na ulicy. No ale zawsze ktoś tam coś wrzuci, a gdyby ta dwójka bezdomnych psiaków chciała być bogata, to pewnie nie bumelowaliby całymi tygodniami po zaułkach i opuszczonych magazynach, nie? W sumie uzbieranie na paczkę fajek, tanie piwo czy wino, czy inne jeszcze używki wydawało się być w takich sytuacjach absolutnie wartościowym celem buskingu, a i to niekoniecznie głównym. Poprostu fajnie było posiedzieć na chodniku, pośpiewać i pograć, wchodzić w śmieszne zaczepki z przechodniami, czasem dostać kpiną, czasem uśmiechem, czasem ktoś się nawet na moment przyłączał – takie życie. Rewelacja.
Wzięła paczkę, wetknęła papierosa w bok ust, nachyliła się i okryła odruchowo dłońmi płomień zapalniczki i zaciągnęła się chciwie, by wraz z dymem wypuścić odpowiedź.
– O, kanapki, właśnie. Why not[/b] – potrzymała mu brzeg pokrowca, kiedy pakował gitarkę. – Ja bym powiedziała... no, że pedał. Miętki koleś, zrobimy go z pieśnią na ustach, Bill.
Zachęcona własnym wyobrażeniem najpierw sfokusowała spojrzenie na ich odbiciach w szybie, a potem na wnętrzu. – Robimy.
Od słów do czynów. Podział ról w takiej sytuacji był w sumie obojętny – ćwiczyli już i opcję z Ray grającą lafiryndę na lekkim haju, gotową podwędzić sprzed kasy gumy (te czy tamte), żeby skonsternować sprzedawcę gdy Bill napychał workowatą bluzę fantami, i opcję z Billem emablującym sprzedawczynię i Ray, błyskawicznymi ruchami lokującą produkty w przepastnej torbie. Tym razem padło na pierwszą opcję, może dlatego że za kasą stał facet.
– Dzień dobry! – rzuciła kiedy tylko zadzwonił dzwoneczek i natychmiast przylgnęła do kontuaru, choć do płacenia szykował się właśnie jakiś pięćdziesięciolatek. - Sorencja, ale muszę szybko wytargować jakieś prochy – oświadczyła i wybuchnęła wulgarnym śmiechem, nie było bata, żeby uwaga najbliższych członków społeczeństwa nie skupiła się z całą swoją negatywnością na dziewczynie w edgy-grunge-goth-rebel szmatach, z lekko podkrążonymi oczyma i smugami po brudnych palcach na wklęsłych policzkach. Mówiła celowo dość nachalnie, żeby pomyśleli że jest na lekkim haju, ale takim sympatycznym, o ile ktoś w ten sposób odbiera sympatyczność: – Może ta aspiryna? Nada się, szefie? – i już wyciągała łapkę po opakowanie.
Reakcja obu mężczyzn była chyba do przewidzenia. A Ray nawet nie spojrzała za Billem. On to akurat wiedział, co ma robić. A Ray z kolei gotowa była przyjąć na siebie cały impet oburzonej dezaprobaty czy inne rodzaje sprzeciwu. Akurat o ile sprzedawca wydał się skonsternowany, o tyle wysportowany i zadbany 50-latek miał chyba ochotę przyjąć postawę drwiącej wyższości.

@Billy Pilgrim
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
- Że co? Popierdoliło cię?
Billy rzadko widział się w roli edukatora społecznego. Jakby nie patrzeć był małym, niewychowanym gburem z niewyparzoną gębą i jedyne, co wiedział o savoire vivre to fakt, że nikt normalny nie potrafi tego poprawnie zapisać, a cały zbiór tych zasad jest dla pierdolonych bufonów, którzy nie mają co w życiu robić, więc debatują sobie miesiącami jakiej wielkości powinna być łyżka do ogórkowej, a jaka do zupy krem.
Jeszcze rzadziej widział się w roli matkującej (no na pewno nie ojcowskiej, do rodziców płci męskiej miał za grosz szacunku i wszyscy się na ryj mogli jebać) dla Ray, bo może i znał ją przez swoją młodszą siostrę, ale były jak niebo i ziemia, więc wszelkie empatyczne zapędy z serii "boo-hoo ona jest zupełnie jak młoda" nawet nie miały prawa się pojawić. Nie, jebać wychowywanie Ray, niech sama sobie życie niszczy, pierdoli trzy po trzy, nie będzie się wtrącał.
No ale też szanujmy się.
- Znam takich pedałów, że palcem ledwo by ruszyli i już byś leżała połamana, pytałem kto odwraca uwagę. - Wywrócił oczami i potrząsnął głową, poprawiając pokrowiec na ramieniu. Głupio zapomniał, że siedzi z dzieciakiem, który zgrywa wielkiego dorosłego. - Dobra, idź do niego, ja zgarnę kanapki - machnął ręką, dając sobie spokój z wysrywem rodem z edukacji równościowej (do którego cała jego punkowa dusza zachęcała) i zniknął między półkami.
Dzieciak, czy nie dzieciak, całkiem nieźle odwracał uwagę. Brak kamer zarejestrował już wcześniej, jak po te fajki wszedł, nazywajcie to zboczeniem zawodowym, jeżeli chcecie, za jedno. Instynktownie niemal też wyczuł pod jakim kątem musi stanąć, by wcisnąć trzy opakowania kanapek do bluzy ruchem wystarczająco płynnym, żeby też stojąca nieco dalej w alejce kobieta tego nie zauważyła; niepotrzebne środki ostrożności, Ray fantastycznie przyciągała uwagę wszystkich.
Niecałą minutę, dwie "młoda damo..." od próbującego zapłacić klienta oraz cztery wydukane przez sprzedawcę słowa później, Billy już był z powrotem przy wyjściu i teatralnie westchnąwszy złapał Ray za kaptur od bluzy, głośno coś o mówiąc o niewychowanej młodzieży i żeby lepiej nie przeszkadzała uczciwym obywatelom w ich codziennych sprawunkach. Nawet rzucił uprzejmym "przepraszam panów" i wypierdolił razem z nią za drzwi, zanim sprzedawca zorientował się, że już mógł ich wcześniej razem widzieć, a wszystko zdaje się być podejrzane.
- Chcesz z bekonem, czy z jajkiem? - zapytał, gdy ruszyli ulicą i nie czekając na odpowiedź zwrotną wcisnął jej tę z jajkiem, samemu zabierając się za otwarcie drugiej kanapki. - Jedz jedz, jajka są zdrowe.

@Raya Harmond
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
– Chyba ciebie – odbiła natychmiast, bo przecież nie chodziło o słabe edukacyjne zdolności czy aspiracje Billy’ego, lecz programową nieedukowalność Rayleigh jako jej bazową, flagową postawę społeczną. Toteż dialog ten, czyniony z uśmiechem i bez zaangażowania, wydawał się mijającej ich parze zakochanych pewnie raczej czymś w rodzaju hasła i odzewu, niż reprymendy.
Teraz zresztą nie miał już znaczenia – włam (hoho! „włam”!) udał się, oczywiście, swoją rolę wypełniła Ray bez zarzutu, uwagę kumpla o niewychowanej młodzieży przyjmując z idiotyczną pokazową dumą i odęciem warg, a Billy?
– Ej, ale masz też jakieś alko, nie? – capnęła wręczoną kanapkę i krocząc szybko obok chłopaka zaczęła ją rozpakowywać. Jak zwykle folia stawiała nieprzewidziany opór, dając dziewczynie okazję do walki, zamiast więc dalej próbować łagodnie ją odwijać, szarpnęła wściekle przy akompaniamencie szeptanego „Kurrrwa mać no!”, niejako na marginesie rozmowy.
– Nie pierdol mi o tym co zdrowie, człowieku! – strzyknęła tekstem, już wgryzając się w kanapkę. Jednak żarełko po kilkudziesięciu godzinach o suchym pysku to fajna sprawa. – Chyba będzie lało. Idziemy na garaże? Może będzie Finley albo Gruby? – mieliła razem z karmą w ustach. – Chociaż nie, kurwa, bo wiszę Grubemu jakieś czterdzieści funtów chyba…
Owszem, niemrawe kropienie zaczynało chyba zmieniać się w deszcz – dokładnie tak, jak pierwsze „pożyczki” u lekko dilujących szczeniaków z marginesu zamieniają się w realny dług.
– Zaczyna mnie to wkurwiać. Trochę.
Ludzie na chodniku zaczęli przyśpieszać i mniej zwracać uwagę na otoczenie, i Ray w ostatniej chwili wyminęła jakiegoś gościa, który sunął naprzód trochę na oślep. Nie tracąc kroku wykonała półobrót, zakończony fakiem wymierzonym w jego plecy.
– To, że nie ma jak zarobić żeby z tych długów wyjść. Jebane to jest dokończyła, równając krok z Billym. – A ty powiedz, ile łącznie wisisz ludziom kasy? – kanapka doszła do rozmiaru, w którym nie było sensu chronić jej opakowaniem, więc Ray po prostu wywaliła je gdzieś na bok, nie patrząc. – Pewnie masz to w dupie, nie? Podobnie jak to, że któregoś dnia dostaniesz megabęcki gdzieś w bramie… – gadała sobie, przeżuwając ostatni kęs – Ale nie martw się: obronię cię!

@Billy Pilgrim
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

Aneesa O'Neill
Awatar użytkownika
24
lat
158
cm
dżokej
Techniczna Klasa Średnia
Wczesne poranki to zdecydowanie pora, o której czuła się najlepiej. Nie były to godziny na tyle bliskie jeszcze nocy, by zatwardziali klubowicze wracali dopiero do swoich domów, ale równocześnie słońce nie wystawało zanadto ponad horyzont, więc tylko nieliczni ludzie pracujący o tych porach wyściubiali nosa ze swoich domów. Odpowiadało jej to, wszak im mniej ludzi kręciło się po okolicy, tym robiło się choć odrobinę bezpieczniej. Tak wolała się przynajmniej łudzić. Pokazywała się w tych okolicach tak naprawdę z jednego tylko powodu - ulubiona, choć wyjątkowo skromna i widocznie bardzo lokalna kawiarnia. Ludzie, którzy w niej pracowali, potrafili parzyć kawę o odpowiednich dla Aneesy nutach, uderzających w jej wybredny jeśli chodziło o aromatyczny napój gust. Sam lokal może nie zachwycał od wejścia, ale nie przeszkadzało jej to. I tak nie miała wystarczająco wiele czasu, aby zająć miejsce przy którymś ze stolików i rozpocząć powolne sączenie ulubionej kawy. Miała ze sobą nawet własny kubek o silikonowej pokrywce, w którym na jej prośbę przygotowywano rozgrzewającą, płynną używkę. Chwytała wtedy zamknięte naczynie w dłoń, zostawiając na ladzie należne, by zaraz wypaść z kawiarenki i przyspieszonym chodem udać się na przystanek autobusowy. Miała do niego kawałek, więc przez drogę zawsze podglądała zegarek znajdujący się na jej prawym nadgarstku. Do lewego nie umiała się przyzwyczaić. Zawsze obawiała się tego, że nie dotrze na czas, jakby od tego zależało jej życie. Lubiła być punktualna.

Tego dnia było tak samo, zdążyła pożegnać się z obsługą lokalu i udała się w pośpiechu pod wiatę. Poza zerkaniem na zegarek i dzierżeniem w ręku charakterystycznego kubka, który przechylał się przy każdej kontroli czasu, namiętnie przeszukiwała kieszeń kurtki. Wygrzebała z niej niemalże antyk z wpiętymi, ale poplątanymi słuchawkami. MP3. Prawdopodobnie dostała ją na prezent dawno temu, nie była w stanie przypomnieć sobie okazji. Były to urodziny? Gwiazdka? Nieistotne. Jej telefon był po znacznych przejściach i nie był dyspozycyjny, jeżeli chodziło o odtwarzanie muzyki. Zbity doszczętnie ekran ledwo pozwalał jej wybrać czyjś numer i w miarę swobodnie z nim porozmawiać, a wewnętrzne uszkodzenia musiały spowodować, że odtwarzacz zacinał się i charczał, ilekroć usiłowała włączyć jakąkolwiek piosenkę. Oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, by udała się do serwisu, wyciągnęła pieniądze i poprosiła o naprawę, albo wybrała nowe urządzenie. Nie widziała w tym jednak sensu. Była zapominalska, jeśli chodziło o tego typu błahostki. Nieraz zdarzyło się, że podczas treningu zapomniała wyjąć telefon z rozsuniętej kieszeni. W zderzeniu z torem, płotem, asfaltem czy inną kostką brukową nie miał najmniejszych szans. Pozostała więc przy malutkim urządzeniu, które służyło jedynie odtwarzaniu muzyki. Kiedy dotarła pod wiatę przystankową, udało jej się rozplątać słuchawki palcami jednej ręki. Przerzuciła je sobie przez szyję, lokując jedną z słuchawek w uchu. Poprawiła sporą torbę o szerokiej szelce na ramieniu, mrużąc przy tym oczy. Może nie należała do najcięższych, ale kiedy miewało się zakwasy i nadwyrężone mięśnie, najmniejszy ruch bywał nieprzyjemny. Kask i buty nie mogły ważyć aż tyle!

@Nate Harrison
Mów mi Pomiotek. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda pomiotek. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, ale zależy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Nathaniel Harrison
Awatar użytkownika
27
lat
185
cm
sprzedawca w muzycznym
Prekariat

Nienawidził zimy.

Denerwował go krótki czas trwania dnia, o znikomej ilości słońca nie wspominając, choć może nie sprawiał wrażenia osoby, która za słońcem szczególnie przepadała; nieustający, czasem wręcz przeszywający chłód był mu nie w smak, podobnie jak konieczność ubierania się w kilka warstw, by aż tak nie cierpieć przy tych temperaturach; panująca niemal ciągle szarówa, zdająca się rozciągać w nieskończoność (nawet, jeśli wiedziało się, że zima oraz towarzysząca jej aura trwają zaledwie trzy miesiące), chociaż nie przyznałby tego na głos, na dłuższą metę zwyczajnie go .d o b i j a ł a. Tylko czasem, kiedy miał okazję przejść się po swojej okolicy wczesnym popołudniem, podczas gdy chmury nie były zbyt gęste i wobec tego dzień mógł przynajmniej zostać określony jako jasny… wtedy zdarzało mu się pomyśleć, że ta zapyziała część miasta ma zimą inny, specyficzny urok — wszechobecne zaniedbanie, mimo że w białawym świetle wydawało się jeszcze bardziej przytłaczające, paradoksalnie stawało się w jego oczach dziwnie… piękne? Tkwił w tym widoku pewien brutalizm — a parszywe Devonshire, powszechnie uznawane za nieprzyjaźnie brzydkie, w ulotnej chwili upodabniało się w swej istocie i obliczu do sztuki. Nie stawało się ładne, zdecydowanie nie, ale przecież w sztuce nie chodziło jedynie o estetykę i uporządkowanie.

Teraz był jednak oddalony od swojej dzielnicy i daleki od podobnych odczuć czy przemyśleń. Teraz skupiał się wyłącznie na tym, że doskwierało mu zimno, i że chciał po prostu wrócić do mieszkania, rozwalić się na trochę na łóżku i nieco odespać, zanim ustawiony w telefonie budzik bezlitośnie oznajmi, że czas najwyższy zbierać się do pracy na późniejszą zmianę.

Nienawidził zimy; wszystko sprawiało sztywne wrażenie, choć może była to kwestia spięcia jego własnego ciała i tego poczucia, że zimno wsiąka do jego wnętrza, że przenika do stawów i ogranicza albo utrudnia ich ruchomość — a to doskwierało mu przede wszystkim podczas używania telefonu. W końcu skostniałe palce nie trafiają tak celnie w odpowiednie miejsca na ekranie.

Jak widać Nate Harrison borykał się zimą z wielce poważnymi problemami.

Już podczas krótkiej drogi od mieszkania kumpla na przystanek zdążył nabrać gorszego humoru — tak najzwyczajniej w świecie, „bo zima i zimno”. W innych warunkach — czyli podczas pozostałych pór roku, może z wyłączeniem późnej jesieni i zdecydowanie z wyłączeniem deszczowej pogody — wracałby do siebie na piechotę, jednak obecnie na samą myśl o dłuższej przechadzce ogarniał go fantomowy dyskomfort.

Gdy tylko wkroczył pod daszek przystankowej wiaty, wyciągnął rękę z kieszeni kurtki i sięgnął nią prosto do tylnej kieszeni spodni, gdzie trzymał zwykle papierosy. Wyjąwszy paczkę, oparł się plecami o szklaną ściankę i zajrzał do wnętrza opakowania; papieros wylądował zaraz pomiędzy spierzchniętymi wargami, a zwolniona dłoń ujęła zapalniczkę. Wraz odpalaniem fajki zaciągnął się głęboko, by za chwilę bez najmniejszego skrępowania wydmuchnąć kłęb tytoniowego trochę przed siebie, trochę do boku — w stronę stojącej pod tym samym daszkiem dziewczyny.

Nawet na nią nie spojrzał — ale nie to, że jej nie zauważył. Zauważył; po prostu nie obchodziło go, że papierosowy smród mógł jej przeszkadzać. Nie zwykł patrzeć dalej poza czubek swojego nosa, jeżeli nie musiał — aktualnie uważał, że nie musiał.


@Aneesa O'Neill
Mów mi luczkowa. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię I'm here for it.
Szukam trochę kłopotów, trochę romansów - wszystkiego po trochu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: dużo wulgarnych odzywek, zjebany światopogląd, manipulacje i gierki emocjonalne.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Odpowiedz