Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
Rayleigh Harmond
ft. Inka Williams
21.03.2006
Londyn
podstawowe
pannica
bumelanctwo
nigdzie
prekariat
Devonshire
ekstrawertyk vs introwertyk
pracowitość vs lenistwo
pokora vs pycha
idealizm vs materializm

Poziom MG: 3

W rozgrywkach nie zgadzam się na: trwałe kalectwo, ciążę
Po uzgodnieniu zgadzam się na: wszystko poza trwałym kalectwem i ciążą
Trigger warning: none such
I.
Rayleigh Harmond to jest ta dziewczyna, której nie chcesz na koleżankę swojej córki. Ani syna. Nie chcesz, żeby stała koło ciebie w autobusie, wolał(a)byś, żeby nie zagajała do ciebie nawet na ulicy. Takiej nie powierzył(a)byś nawet parasolki do potrzymania. Na milę czuć od niej społecznym marginesem, wraz ze wszystkim tym, co margines może zrobić z prawie-siedemnastolatką. Gołym okiem widać na niej rezultaty pomieszkiwania w squocie (lub w ogóle byle gdzie) i to na pewno nie od dziś, skutki złego odżywiania (albo jego braku), efekty wczesnego kontaktu z używkami, a może i prowadzenia się całkiem zgodnego z tym, co sugeruje jej ubiór i jego stan. Ray jest żywym przykładem tego, że między porządnym (choćby nawet ubogim) obywatelem, a marginesem, jest po prostu przepaść. Ray jest dzieckiem ulicy, bezdomnym dachowcem z wystrzępionym uchem i duszą, który prycha i syczy na każdą dłoń zanim się okaże, czy jest życzliwa, czy wymierza odruchowy, obronny cios. Aż się człowiek pyta, czy zawsze tak było…
II.
No więc chyba w sunie… tak.
Rodzice Ray zapadali się w bagienko już w jej wczesnym dzieciństwie. Jakby coś ich wpychało. Jakby nosili na sobie zbyt duży ciężar… A może wcale nie? może po prostu byli pariasami społeczeństwa, naturalnie skazanymi na margines, na brak perspektyw, totalnie przekreślającą marzenie biedę, tym bardziej jak na początek XXI wieku? Może to picie (obojga) i awantury, wśród których się wychowywała (choć czy to było aby „wychowanie”?) były po prostu tym, co potrafili robić w życiu, bo poza tym – niewiele więcej?
Ojciec, gdy popił, pierdzielił coś o „niegdysiejszej robocie”, matka, gdy popiła, ględziła coś o marzeniach i lepszym życiu, ale mała Ray słuchała tego coraz bardziej jak pozbawionych treści zaklęć, które niczego nie przynosiły. Było tylko gorzej.
Na przykład wtedy, gdy ojciec zostawił matkę (i 11-letnią Rayleigh), po kłótni, w której prawie się wydało, że Ray nie jest ich jedynym dzieckiem, oraz że coś jest na rzeczy w kwestii jakiegoś sierocińca, czy coś…?
Tak czy siak – poszło na noże, wybuchło jedenastolatce w twarz, i razem z następnymi tygodniami wyrwało kawał serca. Ale potem, z pozoru, miało to parę dobrych stron, zwłaszcza na początku, ale niebawem zaczęli pojawiać się „wujkowie”, czyli „przyjaciele mamusi”. W najważniejszym okresie Ray widziała w tym aspekcie jak najgorsze wzorce. Nie jej wina, prawda? Ba – były to :warunki środowiskowe”, dzięki którym dany organizm nabiera wprawy w interakcji ze swoim środowiskiem. Pewnie dlatego kiedy kolejny „przyjaciel mamy” zobaczył w czternastolatce coś, co zaraz potem chciał wcielić w życie – ona jebnęła go tym co akurat miała pod ręką, czyli żelazkiem.
Zimnym na szczęście, ale i tak opierdziel dostała od matki, a „wujek” najpierw zniknął na parę tygodni, a potem wracał zawsze z jakimś prezentem.
Idiota. Myślał że co!? Wtedy już czternastoletnia Ray miała wyrobione zdanie na temat jego, matki, i natury stosunków społecznych, oraz tego, co to znaczy być kobietą (jakkolwiek chybiona to była „mądrość”). A zbierała te informacje z odgłosów za ścianą rozpadającego się domku, a potem ze znaków na ciele matki, z wielodniowego braku kasy i potem z nagłych zakupów i kretyńskich prezentów. Swoją sytuację też poznawała – w goryczy coraz ostrzejszego odrzucenia w szkole, któremu zresztą dawała coraz lepsze powody, aż w końcu miała dość siły, żeby powiedzieć coś w rodzaju „To ja to pierdolę wszystko!”
Wbrew pozorom i jakości języka – było to zdanie brzemienne w skutkach.
III.
Uciekała z domu już wcześniej, przerobiła chyba wszystkie typowe dla jej sytuacji powody, długości takich ucieczek i przygód, które można na takowych doznać, ale tym razem to miało być coś innego. Ray, mając wtedy niecałe piętnaście lat, postanowiła po prostu – odejść. Zerwać wszelkie – i tak przegniłe – sznurki trzymające ją niby to przy tej patologicznej sytuacji. Po prostu – upchała ciuchy i parę pierdół do workowatego plecaka i – poszła sobie. I od tej pory jest dzieciakiem bezdomnym. Mieszka w różnych miejscach, choć ma parę swoich „bliższych sercu” squotów. Poznała ludzi, którzy tworzą w zasadzie świat „minus jeden”. I trzeba stwierdzić, że jej :dom:” świetnie już ją przez wszystkie jej lata do tego przygotował. Poznała tych, których trzeba unikać, i tych, z którymi można poczuć się bezpieczniej. Poznała… no, paru chłopców. Starszych, zasadniczo. I poznała dziewczynę, rówieśniczkę. Poznała zasadę, że nawet jak coś gra, to zaraz się spieprzy, więc wypijmy, i zasadę, że będzie się żyło, choćby najgorzej było. A było zimno i głód, była deprecha aż chodnik pęka, i euforia z prostych, na co dzień niewiele wartych rzeczy. Były kace, zjazdy, fazy i haje. Paragrafy, posterunki, ucieczki i pogonie. Były rzeczy, które myślała że poznała i teraz rządzi, a tylko polizała i gówno wie, ale się mądrzy. Było odkrywanie i „uczenie się” swojej seksualności w warunkach w których nikt nie chciałby nawet uczyć się obsługi śmieciarki. Były łzy, bo smutno jak chuj, i było zabijanie emocji, żeby nie bolały. Wszystkiego po trochu – i na pewno za mało jeszcze w tym wieku, żeby już wyrzeźbić w głębi całą tę Rayleigh Harmond, ale już dość, żeby pobazgrać jej po życiorysie i osobowości.
IV.
Ray jest pyskata, wulgarna i prowokacyjna, często na wyrost (taka forma obrony, taka koncepcja zdobywania punktów na dzielni). Jest chuchrem na wiecznym niedoborze paliwa, ale ruchy, słowa i myśli ma szybkie, a nieraz i za szybkie, a brak tężyzny nadrabia sprężystością i bezczelnością, co w dżungli marginesu pozwala jej działać, jak któremuś z tych małych łasicowatych. Poza tym jest kwintesencją tego, co można nazwać spalającym sam siebie i wszystko dookoła buntem za wszelką cenę – przeciwko czemukolwiek, a na pewni przeciwko społeczeństwu i jego normom i konwencjom. Kradnie, bo poza tym niczego nie posiada. Przeklina jak schlany wielorybnik, bo wtedy jej słowa mają taką siłę, jakiej ona potrzebuje. Nie przesadza z higieną, bo nie ma warunków, ani zresztą także specjalnie powodu. Rzuciła szkołę w pierwszej klasie liceum. Nie wierzy w nic, jest nikim, i pewnie nikim zostanie, nawet jeśli koś odkryje ją (ta, jasne…) dla modelingu czy jakiegoś garażowego punk-rocka nowej fali. Jest nikim, bo uważa, że to fajne – ale co innego może sobie mówić szesnastolatka, która z własnego wyboru zostaje bezdomną? A czemu miałaby nie zostać bez domu, skoro „dom” ani nie wpoił jej żadnych głębszych wartości, ani sam wartością po prostu nie był?
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Akceptacja!

Bardzo się cieszymy, że dołączył*ś do naszego grona! Pamiętaj, że na rozpoczęcie pierwszej fabuły masz 7 dni, w czym pomoże Ci temat Kto zagra?. Nie zapomnij również o odebraniu przysługujących Ci na start odznak! W wolnej chwili zalecamy zapoznanie się z Przewodnikiem po Anglii, który ułatwi Ci wczucie się w klimat miasta. Jeśli masz ochotę, możesz rozwinąć informacje dotyczące Twojej postaci w Informatorze, założyć Kalendarz, który pomoże Ci w kontrolowaniu przebytych fabuł lub skorzystać z social media. W razie jakichkolwiek pytań, służymy pomocą. Miłej zabawy!
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Zamknięty