MIA ALIGHT & DIES'IRAE - KLASA N
Wydawało się, że Dies miała dzisiaj dobry dzień – po wczorajszej podróży była wypoczęta, a atmosfera zawodów, jak to zazwyczaj bywało, już podczas rozgrzewki motywowała ją do skupiania się i jak najlepszego
performowania. Wkraczając na konkursowy czworobok już po jego okrążeniu miała uważnie nastawione uszy przed siebie i bystrym okiem mierzyła swoje otoczenie, co jednak nie szkodziło jej umiejętności skupienia się na amazonce. Kłusowała równym, zaangażowanym tempem, z gracją utrzymując przy tym zwartą, zebraną sylwetkę którą wyznaczały jej pomoce Mii. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby mimo to nie działała przynajmniej w pewnym stopniu według tego, co JEJ wydawało się właściwe
dlatego nawet, jeśli w dosiadzie zawodniczki były jakieś nierówności, kasztanka szła prosto po linii środkowej niczym pociąg po torach. W tym standardowym na początku przejazdów elemencie spodziewała się, a zatem wyczekiwała zatrzymania, do którego przeszła bez zawahania od lekkiego sygnału, zwłaszcza że nastąpił on po wzmożeniu jej uwagi.
Posłusznie odczekała w stój swoje, choć wewnętrznie już gotowała się do ruszenia, co Alight mogła bardzo dobrze poczuć, gdyż jej wierzchowiec odpowiedział na jej łydkę natychmiastowym, może odrobinę zbyt pospiesznym wręcz wybiciem się z zadu do kłusa. Wymagała korekty prędkości, niemniej zachowała krótkie ramy więc to uregulowanie tempa przyszło jej płynnie, a ona nie zgrzytała przy tym z niezadowolenia zębami. Niebawem zjechała z linii środkowej na pierwszy ślad po nieprzesadnie ostrym łuku, którego nie ścięła za sprawą obecnej na posterunku, wewnętrznej łydki nadającej jej wygięcie oraz impuls, dzięki czemu mogła miękko oprzeć się na zewnętrznej wodzy oraz nie tracić zaangażowania w ruch, tak jak miało to miejsce chwilę później w narożniku. Niedługo po wyjściu na długą ścianę dała się też zagarnąć na woltę, dzięki analogicznemu działaniu pomocy będąc w stanie zatoczyć elegancki, całkiem równomierny okrąg o pożądanej średnicy, i pozostając na nim aktywną. Taki przebieg wydarzeń sprawił, że bez problemu przeszła do kolejnego ćwiczenia, które zasugerowała jej mowa ciała zawodniczki – po domknięciu wolty pozostawiła przód swojego ciała lekko wygięty, tak że ślady pozostawiane przez jej przednie kopyta były przesunięte do wewnątrz względem pierwszego śladu. Przejście odbyło się płynnie, natomiast dalsze poruszanie się z łopatką do wewnątrz przebiegło bez zachwiań, chociaż można byłoby oczekiwać więcej zgięcia i impulsu w zebraniu, który na całej tej linii RP mimo starań zawodniczki delikatnie się wytracił w ruchu klaczy. Pełniejsze zaangażowanie udało się jej odzyskać dopiero po wyprostowaniu, w którym panowała nad swoim ciałem jednak lepiej niż we wszelkich chodach bocznych. Już w połowie krótkiej ściany poruszała się w nienagannym, aktywnym zebraniu, z którego miała wystarczająco mocy do dynamicznego rozciągnięcia sylwetki gdy Mia skierowała ją na przekątną KXM, stosując przy tym aktywizujące pomoce. W odpowiedzi na nie Dies momentalnie zaczęła odpychać się tylnymi nogami znacząco mocniej przed siebie, w efekcie popełniając zauważalnie dłuższe kroki kłusa, natomiast jej ciało w naturalnej kolei rzeczy wypełniło poszerzone ramy. Uważni sędziowie z pewnością wychwycili, że w tym ruchu mogłaby jeszcze bardziej otworzyć plecy, tym samym jeszcze więcej wyciągając z pracy zadu, aczkolwiek… to miał być
tylko kłus pośredni.
Czując pomoce zbierające pod koniec przekątnej, stopniowo - tak jak stosowane impulsy - powróciła do krótszej sylwetki, krótszego wykroku, wysokiego ustawienia. Pozostała przy tym rozluźniona, a jej kłus okazał się równie sprężysty i mimo to lekki jak wcześniej, choć samo przejście wypadło bardzo bezpiecznie, to znaczy płynnie, ale jednak przebiegło na nieco zbyt rozciągniętym odcinku. Niemniej, kasztanka powróciła na pierwszy ślad z niezaprzeczalną gracją by w równowadze pokonać krótką ścianę wraz z zakrętami na nią i z niej, a następnie znów zjechała na dziesięciometrową woltę. W tym przypadku zarysowała figurę nieco mniej poprawnie, to znaczy nie tak w pełni poprawnie, co wynikało z delikatnie dającej się odczuć sztywności na lewą stronę. Z tego samego powodu łopatka między S a V także wyszła jej gorzej - tylko troszkę, nie w żadnym znaczącym stopniu, aczkolwiek z pewnością jej amazonka czuła większy wysiłek kobyły w utrzymaniu ruchu na trzech śladach. Odetchnęła głębiej po wyprostowaniu i prędko odrobiła nieznacznie zatracone wrażenie elastyczności kłusa jeszcze przed narożnikiem, zaś w nim i następnym tylko umocniła się w aktywnym poruszaniu się w zebraniu. Mogłaby jeszcze pewniej oprzeć się na pomocach amazonki, lecz na to, że zgadywała kolejny element bazując na ćwiczonej i już wcześniej wykonanej sekwencji, i tak była nad wyraz (jak na siebie w tej sytuacji) obecna głową przy Alight. Stąd, wychodząc na przekątną po krótkiej ścianie, wydłużyła swoją sylwetkę w czytelny sposób, co utrzymała bez rozpadania się na trzech czwartych linii. Pod koniec nieznacznie osłabła, aczkolwiek był to w dużej mierze efekt odrobinę zbyt znaczącego działania wstrzymującego w półparadach przygotowujących ją do przejścia, które w takim razie rozpoczęło się o tyle wcześniej i trwało przez to zbyt długo, choć całościowo także wyszło gładko, bez zgrzytów.
Odpowiednio przygotowana zatrzymała się niemal dokładnie na środku krótkiej ściany, a po odczekaniu w umownej nieruchomości już chciała ruszyć przed siebie. Napotkawszy jednak na zamkniętą wodzę „odbiła się” z ruchem w przeciwnym kierunku, to znaczy do tyłu. Cofanie nie wychodziło jej zazwyczaj najgorzej, aczkolwiek nie była to na pewno jej najmocniejsza karta w talii – raczej taka mocno średnia. Jej kroki wypadły płaskawo i dość krótko, ale przynajmniej zgadzała się ich ilość, zaś kasztanka nie zbaczała z linii prostej. Kiedy natomiast ręka amazonki się otworzyła, a jej pomoce wysłały ją w przód, Dies płynnie ruszyła stępem. Ten chód w jej wydaniu zdecydowanie wypadał najgorzej, chociaż nie można było też mówić o żadnej faktycznej katastrofie – kobyle zwyczajnie brakowało w nim tej dynamiki, którą z łatwością operowała w kłusie oraz w galopie. Naturalnie nie miała złego wykroku, po prostu nie zachwycała obszernością jak niektóre konie ujeżdżeniowe, a treningiem nie udało się jej jeszcze wystarczająco dobrze otworzyć. Zatem maszerowała, ot, względnie poprawnie, a przynajmniej do wyjścia na przekątną. Próby Mii, aby wyciągnąć z jej ruchu więcej, niestety przyniosły Holenderce powód do spięcia niźli do swobodnego wydłużenia się. Nie spięła się może tak ewidentnie, ponieważ dostała dłuższą wodzę, jednak w jej ciele…
coś zaczęło się budować, i miało to pociągnąć za sobą pewne konsekwencje całkiem niebawem.
Powracając na ścianę przy K nieznacznie się pozbierała (czy może raczej – odnalazła się lepiej w wyznaczanych, nieco krótszych ramach). To faktyczne zebranie jej nosiło już w sobie zauważalną sztywność. Chwilę później Irae ruszała galopem od lewej zadniej nogi w odpowiedzi na stosowny impuls – i szła poskładana, owszem, ale brakowało jej rozluźnienia, a przez to przepływ ruchu przez jej ciało nie do końca działał. Możliwe, że problem udałoby się przepracować, jednak figura przewidziana w programie na ten moment nie była ku temu sprzyjająca. Oczywiście element ten ćwiczyły, lecz generalnie o wiele częstszą praktyką na co dzień były proste zmiany nogi na takich serpentynach, co było też niby bardziej wymagające pod kątem planowania przejść i egzekwowania ich, lecz poruszanie się w kontrgalopie na środkowym łuku wcale nie miało okazać się łatwiejszym zadaniem dla spiętego wierzchowca. Poirytowana z powodu tej niewygody klacz dała wyraz swojemu niezadowoleniu dynamicznym kopnięciem w powietrze za połową tego drugiego łuku, ale chociaż wygodniej byłoby jej przy tym przeskoczyć na prawo, nie zrobiła tego pilnowana przez pomoce zawodniczki, ułożone i działające tak, aby bez żadnych wątpliwości podtrzymywać galop na lewo. I w sumie całe szczęście, że nie zmieniła nogi przy tym małym wybryku, bo dzięki temu kontynuowały element bez dalszych zakłóceń ani konieczności korekty galopu. A że zaraz miało miejsce wyprostowanie i odbicie na ostatni, trzeci łuk – zgadzający się swoim wygięciem z galopem na lewo – Dies wydawała się nawet kontent. To znaczy wcale nie zaczęła nagle zachwycać swoim ruchem, ale po rozładowaniu irytacji (i częściowo spięcia) powoli formowała się w oparciu o pomoce, ze stopniowo większą swobodą we własnym ruchu. Wolta od razu po zakończeniu serpentyny w C okazała się sporym ułatwieniem tworzącym okazję do łatwiejszego przepracowania resztek sztywności, i mimo, że klacz podczas dziesięciometrowego koła nie zachwycała aktywnością w zebranej sylwetce, widocznie poprawiała się z każdą kolejną foule, a woltę kończyła z podniesioną głową – w sumie i w przenośni, i dosłownie, bo jej wysokie ustawienie, chociaż wcześniej nie opadło, teraz jakby ze swobodą wyciągało jej postawę w górę.
Odzyskanie harmonii (w sumie w galopie dopiero
uzyskanie jej) mogło ciągnąć za sobą same dobre konsekwencje. Dies, wychodząc z narożnika, była gotowa do dodania nie tylko psychicznie, dzięki należytemu przygotowaniu, ale też fizycznie, co wiązało się oczywiście z faktem tegoż przygotowania, ale nie byłoby możliwe gdyby nadal galopowała z muchami w nosie. Zachęcona pracą łydek oraz dosiadu Alight dynamicznie przeszła do dłuższych foule, swoją sylwetkę wyciągając do pośrednich ram przez zaokrąglone plecy. Przy tym szła wyraźnie od zadu, więc nie opadała ciężko na przednie nogi tylko elegancko galopowała „pod górkę” praktycznie przez całą długość ściany, aż pod jej koniec została ponownie zebrana dociążająco-ograniczającym zestawem pomocy. Prezentując znów galop w krótkim acz okrągłym wydaniu wjechała na krótką ścianę, po zjechaniu z której odbiła za wskazaniem mowy ciała kobiety na przekątną FXH. Nie miała problemu z pozostaniem na prostej, nie wykazywała też tendencji do agresywnego przyspieszania na tejże linii w galopie. Pozostała więc opanowana i pod kontrolą, dzięki czemu Mia mogła ją bez zgrzytów sprowadzić do kłusa w przewidzianym punkcie środkowym. W niższym chodzie także nie próbowała się rozpędzać, a jako że przejście zostało przez zawodniczkę przeprowadzone z wyważeniem, nie miała też powodu aby się po nim jakkolwiek spinać. Wobec tego na koniec przekątnej zagalopowała czysto, bez opóźnienia, a co ważniejsze – bez bagażu sztywności jak przy poprzednim zagalopowaniu. Dorzućmy do tego, że teraz wkraczała w galop na prawo, a zatem na swoją lepszą stronę… Nie tylko brzmiało, ale i zapowiadało się obiecująco.
Tym razem serpentyna jej nie pokonała. Poruszając się w prawo miała w sobie więcej równowagi, co dało się odczuć już w chodach bocznych, ale najbardziej wiarygodnym markerem tej równowagi był właśnie kontrgalop, który siłą rzeczy zawierał się na środkowym odcinku serpentyny. Pierwszy łuk Dies pokonała bezbłędnie, natomiast po odbiciu na drugi, chociaż dało się zauważyć pewną nieco większą ociężałość jej ruchu, bez zachwiań podążyła po wygiętej linii, by następnie wrócić do pełnej swobody przy łuku numer trzy. Podobnie jak przy poprzednim razie, kończąc tą figurę przeszła od razu na kolejną, rzecz jasna nie z własnego wyboru, aczkolwiek zmiana linii wyglądała na tyle płynnie, że można było pomyśleć, że obie dziewczyny myślą i decydują o tym wspólnie. Zakreśliwszy pełne, równomierne koło o średnicy dziesięciu metrów podążyła dalej według tego samego schematu co przy galopie na lewo, to znaczy wróciła na pierwszy ślad, by po wyjechaniu narożnika i zjechaniu na długą ścianę energicznie dodać w tempie przy jednoczesnym wydłużeniu sylwetki do tej odpowiadającej oczekiwaniom galopu pośredniego – naturalnie w odpowiedzi na aktywizację ze strony Mii. I chociaż to wydłużenie w jej wykonaniu było najbardziej dynamiczne w ich dzisiejszym przejeździe, klacz mimo to zachowała skupienie na swojej amazonce, zgodnie z sugestią której jeszcze przed następną krótką ścianą skróciła się miękko i wyjątkowo szybko, co jednak nie wiązało się z utratą rozluźnienia pracujących nadal aktywnie mięśni.
Sunąc z gracją w zebraniu wyjechała narożnik, po którym po kilku metrach spłynęła na łagodny łuk dwudziestometrowego koła. Wygięta na nim nieprzesadnie wokół wewnętrznej łydki zawodniczki nie wpadała ani nie wypadała, ani zadem ani łopatką. Chociaż była na równym kontakcie z ręką jeźdźca, to jednak za sprawą działania tej wewnętrznej łydki oraz wygięcia opierała się na prowadzeniu zewnętrznej wodzy. Dzięki temu, kiedy po półparadzie wewnętrzna wodza została jej oddana, klacz nie spięła się jakby została pozbawiona czegoś, co było jej niezbędne. Nie odgięła się też do zewnątrz, a jedynie w niewielkim stopniu opuściła łeb, co było jasnym sygnałem że może jeszcze nie miała idealnie wypracowanego samoniesienia, ale przynajmniej Mia w trakcie jazdy nie ciągnęła jej za pysk i odpowiednio działała dłonią, nie próbując wymuszać nią ustawienia czy tuszować błędów działania pozostałych pomocy przy powodowaniu koniem. Potwierdziło się to jeszcze bardziej po tych kilku foule, po których wewnętrzna wodza została przez kobietę nabrana, a Dies w reakcji na to jakby nic delikatnie się tylko podniosła, poza tym pozostając wyluzowaną, a jej ruch w żadnym momencie tego manewru się nie zaburzył. Wobec tego gładko zamknęły koło tam, gdzie je rozpoczęły, by dalej po pierwszym śladzie przejechać przez narożnik i chwilkę po tym zwolnić do kłusa. Kasztanka zdecydowanie nie przepadała za zmianami chodu w dół, niemniej nie znały się z Alight od wczoraj, wobec czego zawodniczka zdawała sobie sprawę z konieczności bardzo sumiennego przygotowania oraz wyegzekwowania zwolnienia do kłusa. Wprawdzie dało się rozpoznać pewne ociągnięcie w tej zmianie, nie tak jak poprzednio przy okazji przekątnej, aczkolwiek poza tym drobnym opóźnieniem nie można było Holenderce wiele zarzucić.
Już w kłusie dotarła niemal do połowy krótkiej ściany, gdzie zjechała ciasno w prawo, co powtórzyła zaraz później przy X. Na tych wąskich zakrętach nie opadała do wewnątrz, jedynie bardzo nieznacznie zwalniała na tą krótką chwilę, tuż po wyjechaniu na prostą od razu odzyskując pełną energię ruchu. Na linii środkowej jak zwykle odnalazła się bezbłędnie, krocząc po niej pewnie i bez spływania aż do samego końca, który w tym przypadku przypadał na punkt wyznaczany literą G. W nim Dies zatrzymała się od zamykających ją pomocy, stając może nie idealnie równo na wszystkich czterech nogach, ale na pewno nie rażąco krzywo. Po tym zatrzymaniu parsknęła przeciągle, rozumiejąc ten moment za zakończenie dzisiejszego testu, dlatego zaraz po otrzymaniu łydki ruszyła spokojnym, swobodnym stępem, korzystając w pełni z możliwości wyciągnięcia szyi na oddanej jej wodzy – i tak pomaszerowała bez pośpiechu do otwartego w literze A wyjścia z konkursowego czworoboku.
KONIEC