Mimo, że wynajął dla siebie ( i swoich gości) klub na całą noc, impreza wcale nie miała się ograniczyć do osób mu znanych lepiej lub gorzej. Goście mogli przyprowadzić osoby towarzyszące, całe rodziny, nawet babcię sprzed telewizora. O ile babcia dawała czadu na parkiecie ma się rozumieć. Brian miał prosty zamiar znaleźć się wśród doskonale się bawiących ludzi i bawić się razem z nimi, ponieść się zabawie, a jednocześnie chłonąć ją niczym dym papierosowy i najlepsze perfumy. Tak więc każdy był mile widziany, o ile potrafił się dobrze bawić. Jeśli całe miasto miało zamiar ściągnąć i walić do Cameo drzwiami i oknami, nie widział przeciwskazań, mogli pobić nawet w ten sposób jakiś rekord Guinessa.
Zasmakował alkoholu na języku i odstawił literatkę, by powitać jednego z pierwszych gości, czyli Lydię. Wyjątkowo odpuszczał sobie wszelkie złośliwe uśmieszki, na jego twarzy miała widnieć wyłącznie radość, nawet pomimo tego, że świętowali jego starzenie się.
- Gracias. - podziękował jej przyjmując torebkę prezentową obciążoną znajdującą się w nim butelku.
- Na pewno będzie dobry, w końcu wysoka cena to gwarant smaku i jakości. - powiedział żartobliwie, bo doskonale zdawałsobie sprawę z tego, że to nie zawsze prawda. Równie dobrze mógłby w tej chwili organizować o wiele wykwintniejsze (i droższe w zorganizowaniu) przyjęcie, w otoczeniu ludzi zbyt podobnych do jego ojca. Uprzejmie zerknął do torebki, wydobywając z niej pękatą butelkę z faktycznym zadowoleniem.
- Jeszcze raz dziękuję, baw się dobrze! - powiedział. W tym wypadku był to absolutny obowiązek i rozkaz. Gdyby ludzie żle bawili się na jego urodzinach byłby to nieomylny znak, że jest imprezowym mugolem i powinien zacząć się przejmować tą trzydziestką gdzieś tam na horyzoncie. Rozciągnął usta w uśmiechu, widząc jak Lydia podchodzi do DJa i chwilę później z jego sprzętu popłynęło "Mayores".
Bailando, jak to mówią.
Po chwili jego wzrok padł na zbliżającą się do niego między grupkami imprezowiczów Letizię. Powitał ją delikatnym uśmiechem.
- Witaj, cieszę się, że przyszłaś. - nie był to pusty frazes, skoro Letizię widywał niemal wyłącznie w stajni , co oczywiście nie było dziwne, jeśli weżmie się pod uwagę ile spędzali tam czasu. Odebrał od niej torebkę z prezentem, którym ponownie był alkohol.
- Oczywiście, że trafi, będzie można świętować. Dziękuję i baw się dobrze. - powiedział i odłożyłswój prezent obok poprzedniego, do ozdobnego kartonu, tak aby później móc to bezpiecznie przetransportować. Chyba, że wcześniej wszystko wypije, nie wykluczał takiej możliwości. Ledwo odłożył prezent od Letizii, dostrzegł w tłumie osóbkę, której wyglądał i gdyby się nie zjawiła, miałaby problem. W końcu ileż wspólnych wypadów poświęcił, aby upić Nicole. Parsknął śmiechem widząc jej ruchy na parkiecie do "Mayores", nie dlatego, żeby były jakieś złe.
- Cześć. - zawołał, zamykając ją w uścisku niedźwiadka, aby cmoknąć ją następnie w policzek. Oczywiście jego mina stała się marsowa, gdy tylko wspomniała o staruszkach.. Oczywiście, przecież to właśnie tak cenił w Nicole i ich przyjażni: potrafiła mu dotrzymać kroku w złośliwościach.
- Ani się waż! Jeśli nazwiesz mnie staruszkiem skażesz się na bycie moją opiekunką. Musiałabyś mi nadskakiwać, zmieniać pampersy i takie tam... - rzucił i skrzywił się na samą myśl, że podobny los mógłby go spotkać. Na maleńkiego berbecia przewrócił oczami.
- Dobry gatunek, i oczywiście porządnie się nim upiję, ale masz mi w tym pomóc. - powiedział. Już to widział, znowu będzie "poproszę soczek" i Brianowe oczęta wzniesione do góry w poszukiwaniu jakiejś litości lub znaku, że istnieje jakiś absolut. Znaczy taki, który nie jest rodzajem wódki. Rzeczywiście alkohol zakupiony przez Nicole mu odpowiadał, ale jeszcze bardziej ucieszył się z płyt.
- Czego się napijesz? Nie toleruję dziś abstynencji. - zapytał przyjaciółkę, kątem oka zauważając wejście do klubu młodości. A młodość jak wiadomo rządzi się swoimi prawami. Impreza naprawdę byłą dla wszystkich (którzy potrafią się bawić), więc Sonia, jej współlokatorzy i połowa jej kontaktów z telefonu byli mile widziani, nawet pomachał Sonii, kiedy zbliżyłą się zostawiając swój prezent, na tworzącej się kupce na stoliku.
Skąd mógł wiedzieć, że jego impreza zyska taki rozgłos, że aż pojawią się media w osobie Lucille. Musiał przyznać, że nie spodziewał się jej tutaj. Byli w kontakcie ostatnio jakiś czas temu, później kojarzył ją przez jej pracę, może w innym wypadku miałby większy problem, aby ją rozpoznać.
- A znasz innego? Ten, jedyny i wyjątkowy. - odpowiedział, wyszczerzając się w hollywoodzkim uśmiechu. O swojej oczywistej skromności nie wspomniał.
- Muszę przyznać, że ciebie się tu nie spodziewałem Lucy Umbridge. Tym bardziej dziękuję za przybycie. - powiedział, na chwilę koncentrując na niej przejrzyste spojrzenie, by zerknąć do torebki prezentowej.
- Właśnie nie, tym bardziej doceniam. - dodał. Brian nie był typem Christiana Greya. Nie miał osobnych szufladek na krawaty i zegarki. Tych ostatnich miał dwa lub trzy ulubione i wypróbowane, poza gadżetami w stylu smartwatcha i smartband. Posłał jej uśmiech, dając jej znać, że również ma ją zamiar złapać nieco później.
@Lydia Morales @Letizia Fontane @Nicole Velien @Sonia A. Aristova @Lucille Umbridge