let's dance in style, let's dance for a while heaven can wait, we're only watching the skies
Najbardziej biała rodzina, jaką można sobie wyobrazić. Biała matka, blondynka z niebieskimi oczami, Brytyjka z krwi i kości i biały ojciec o skórze w odcieniu śniegu i islandzkim akcencie. Taka para miała szansę wydać na świat Królewnę Śnieżkę, lecz geny (los?) zrobiły im psikusa i doczekali się córki, która — jeśli oni byli zimą — mieszała w sobie ciepło lata, furię jesieni i radość wiosny. Ciemnobrązowe, kręcone włosy, bystre, piwne oczy, cera rumiana niczym świeży pączek. Miracle, wyszeptała matka, kiedy po raz pierwszy wzięła ją w ramiona i rychło postanowiła, że tak właśnie da jej na imię.
Szybko okazało się, że to cudowne dziecko nosi diabła za skórą. Na każde "nie" odpowiadała krzykiem, "nie wolno" zwyczajnie ignorowała, a wszystkim "nie da się" udowadniała, że są w błędzie. Za wszelką cenę próbowała postawić na swoim, wykłócała się o każdą piątkę z matematyki i każdy punkcik na teście z geografii, pokazywała koleżankom, jak powinno się pisać w jednej linii, a kolegom posyłała pełne niechęci spojrzenia, bo zupełnie jej się nie podobało, że są tacy brudni, głośni i wścibscy.