011.Lately I've been counting stars
and I'm sorry that I broke your heart, it's something that I didn't want for you
[ @Leo Bennett ]
Mirka chciałaby powiedzieć o sobie, że żyje
pomimo czasu. Że mijające lata niczego w niej nie zmieniły, że zwalczyła w sobie egoistyczny (jakże przy tym ludzki) zwyczaj zerkania na zegarek; że nie wyrywa kartek z kalendarza i nie planuje swoich dni według godzin, minut, sekund.
Chciałaby, ale... Upływający czas odbija na niej zbyt bolesne piętno, by mogła je tak po prostu zignorować.
Ostatnie dwa tygodnie? Dwa tygodnie, od kiedy (przez zupełny przypadek) spojrzała Leo w oczy. Dwa tygodnie, od kiedy (przez zrządzenie losu) prawie powiedziała mu
za dużo. Dwa tygodnie, odkąd przeklęła swoje cholernie głupie serce za to, że biło trochę za szybko, że gubiło rytm, że tak okropnie zdradziło ją w chwili próby.
Cholera.
Wydawało jej się, że jest bezpieczna. Sądziła, że miesiące spędzone poza Eastbourne (miesiące, w których gubiła rachubę), zdołają wnieść wokół jej serca mur, którego nawet (a może
zwłaszcza) Leo nie przebije.
Głupia, głupia Mirka.
Naiwna dziewczynka.
„Musimy iść”, powiedziała jej wczoraj przyjaciółka, kiedy leżały w łóżku Mirki, trzymając się za ręce i rozmawiając o wszystkich tych sprawach, które nie mają znaczenia.
„Dokąd?”, zapytała, nagle rozbawiona myślą, że miałaby się ruszyć i posłała w stronę sufitu milion uśmiechów.
„To niespodzianka”.
Nie—spo—dzian—ka.
Zabawne słowo.
I Ella tak zabawnie marszczy czoło, kiedy patrzy na Mirkę, jakby oczekiwała jakiejś reakcji.
„Okej”, powiedziała wtedy, milion pierwszym uśmiechem obdarowując najlepszą przyjaciółkę.
„Okej?”
„Okej.”
Powinna była przemyśleć to trochę lepiej. Gdyby tylko przez mgłę alkoholową przedarło się kilka trzeźwych pytań dotyczących natury planowanej niespodzianki, może nie siedziałaby teraz w na wpół rdzewiejącym pickupie, podkręcając muzykę, której nawet nie lubi i co pięć minut zerkając w stronę Elli, która jak dotąd nie udzieliła żadnej jednoznacznej odpowiedzi. Wszystkie „dlaczego” komentowała tylko wzruszeniem ramion, każdą wątpliwość — zaledwie machnięciem ręki. W końcu, kiedy samochód zatrzymuje się na poboczu żwirowej drogi prowadzącej na wybrzeże, Ella przekręca się w fotelu i uśmiecha do Mirki w sposób, który może zwiastować jedynie kłopoty.
Mirka krzywi się i unosi ręce, żeby przerwać wywód, który już toczy się w głowie przyjaciółki, ale nim zdąży cokolwiek powiedzieć, ta otwiera usta i wylewa się z nich zbyt dużo słów, by w kilka chwil wysupłać z nich sens.
— Umówiłam się tutaj z Sethem — mówi, po czym przygryza wargę, dając Mirce chwilę na przetrawienie wiadomości.
— Myślałam, że wy się nie lubicie.
— Tak było, przyznaję, ale... no wiesz, po tej imprezie na jachcie trochę się między nami zmieniło i ostatnio zaprosił mnie na randkę — mamrocze Ella, nerwowo zgarniając z twarzy kosmyki blond włosów. To tylko jedna z rzeczy, które je dzielą: kolor włosów, kolor oczu, nawet odcień skóry. Ella, Amerykanka hiszpańskiego pochodzenia, dużo bardziej przypomina córkę Islandczyków niż Mirka.
— Czyli co... zabrałaś mnie tu w roli przyzwoitki?
— Nie.
— To dlaczego?
— Dobra, może trochę masz rację. T r o c h ę. Troszeczkę. Przydałaby mi się twoja pomoc; cholera, Mirka, strasznie go lubię. Nie chcę tego zjebać, wiesz?
— Ale co ja mogę...
— Po prostu... no nie wiem, pomyślałam, że mogłabyś iść przodem i wybadać sytuację? Sprawdzić, co on o mnie myśli? Czy też jest tak podekscytowany jak ja?
Mirka wytrzeszcza oczy i przez chwilę w milczeniu przygląda się przyjaciółce. Sekundy zamieniają się w pełną minutę, a w głowie Mirki tykają wskazówki wyimaginowanego zegara, jakby odmierzając ostatnie chwile przed tragedią. W końcu dziewczyna kiwa głową. To ledwie widoczny ruch, zaledwie drobne drgnięcie, ale oczy Elli rozświetlają tysiące światełek i rzuca się Mirce na szyję, wykrzykując „dziękuję ci, kochana, naprawdę, nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazić”.
Mirka poklepuje ją po plecach, po czym osuwa się na własny fotel i zerka przez okno.
— Umówiliście się na plaży? O dwudziestej drugiej? — Na zewnątrz jest już ciemno. Jedynie kilka lamp rozświetla drogę do głównego pomostu i znajdującej się nieopodal przystani; wokół nie ma żadnej żywej duszy, nawet liście zdają się tkwić w kompletnym bezruchu.
Ella wzrusza ramionami, jakby ten gest wiele wyjaśniał.
— Obiecał, że zabierze mnie na karuzelę.
—
O dwudziestej drugiej?
Jeszcze jedno wzruszenie ramion.
— No wiesz, widok na miasto, księżyc, woda... to całkiem romantyczne.
W brzuchu Mirki zacieśnia się bolesny supeł. Tak, chyba tak. To faktycznie całkiem romantyczne. Nie pamięta, kiedy ostatnio ktoś zrobił dla niej podobną niespodziankę.
— Seth powiedział, że ma kolegę, który pracuje w wesołym miasteczku na promenadzie. Uruchomi dla nas karuzelę — tłumaczy Ella, bawiąc się kosmykiem jasnych włosów. — Pójdziesz sprawdzić, czy wszystko jest już gotowe? Chyba zapadłabym się pod ziemię, gdyby go tam nie było. Jezu, nawet nie chcę sobie wyobrażać...
— Daj spokój — przerywa jej Mirka — musiałby być kompletnym kretynem, żeby cię wystawić. Pójdę. Ale jeśli nie wrócę za kwadrans, to albo mnie zamordował, albo ktoś mnie porwał, bo tu jest, kurwa, cholernie ciemno.
Ella śmieje się słodko, jak tylko ona potrafi, i gestem zachęca Mirkę, by już wyszła z samochodu. Ta kręci więc głową, odpina pasy, jeszcze raz zerka na podekscytowaną przyjaciółkę, i w końcu zatrzaskuje za sobą drzwi starego pickupa.
Kiedy zatrzymuje się pod mrugającą tęczowym światłem karuzelą, w okolicy wciąż nikogo nie ma. Ktoś co prawda włączył buczące wkoło maszyny, a diabelski młyn powoli się rozkręca, ale Mirka wciąż nie dostrzega znajomej twarzy. Opiera ręce na podeście pod karuzelą, podciąga się i siada na chłodnym betonie. Machając nogami nad ziemią, zerka w kierunku nieba. W Eastbourne od dawna nie widziała aż tylu gwiazd.
Kiedy po kilku minutach ciszy orientuje się, że powinna wracać, stopniowo narastający dźwięk zbliżających się kroków zrywa ją na równe nogi. Przywołuje na usta najpiękniejszy uśmiech, poprawia na ramionach kurtkę i robi krok w stronę światła.
Przechyla głowę.
Uśmiech powoli zamienia się w bliżej nieopisany grymas.
Oczy błądzą po sylwetce stojącego zaledwie pięć stóp dalej chłopaka — mężczyzny — kiedy wszystkie trybiki w głowie Mirki starają się nie przegrzać.
— Oni wcale nie umówili się na randkę, prawda? — Tylko tyle potrafi powiedzieć. Unosi dłoń do twarzy, chwyta mostek nosa między dwa palce i przez chwilę go rozmasowuje, przymykając oczy. W końcu parska krótkim, głośnym śmiechem. Cholerna Ella.
Cholerny Leo.