Poczucie, że to on dyktował nastrój rozmowy, czy bardziej fakt że był w stanie zmienić go nawet o sto osiemdziesiąt stopni by za chwilę - jeśli tylko uznał to za stosowne – pozwolić mu wrócić na swój pierwotny tor… właśnie to poczucie tak bardzo łechtało jego ego i dokarmiało pewność siebie. Takimi działaniami jak to sprzed paru minut utwierdzał samego siebie w tym, że to on przewodniczył temu stadku owieczek, a skoro on w to wierzył z takim przekonaniem, to te owieczki wierzyły tym bardziej. W większych grupach potrzebny był jakiś szef, inaczej panowałby w nich zbyt duży chaos, a to nie sprzyjało trzymaniu się razem. Oni wprawdzie byli wszyscy trochę społecznie ułomni, kierowali się nie zawsze tym co powszechnie było uznawane za moralnie poprawne, pojedyncze osoby raz na jakiś czas się zmieniały w tym towarzystwie – jednak w tym pozornym nieładzie panował pewien porządek i każdy czuł się o wiele bardziej bezpiecznie i komfortowo z tym, że to tak wyglądało.
Aktualne spojrzenie Nate’a spoczywające na Will należało do tych wyczekujących i wywołujących często napięcie w osobie, na której lądowało. Nie pozostało na szatynce przez zbyt długo, ale starczyło że je zobaczyła. Wydawało mu się, że jest na tyle rozgarnięta, że od razu wyłapie po czym powinna pocisnąć, żeby wpasować się w panujący ton rozmowy… Chyba się przeliczył, ale raczej nie dało się rozpoznać jakiegoś rozczarowania na jego twarzy, choć w jakimś stopniu właściwie to je odczuł. Bo z jakiegoś dziwnego powodu czuł się odpowiedzialny za tą sierotę, a od razu zaczął się domyślać, że to co wyszło z jej ust nie zostało przez nią zbyt dobrze przemyślane – a zatem było ryzykowne. Molly może i była puszczalska, ale wszyscy ją taką akceptowali. I chociaż jeżdżenie po sobie nawzajem było tutaj raczej na porządku dziennym, Will miała szczęście, że nie powiedziała czegoś gorszego – bo jako nowa w grupie po prostu nie mogła sobie pozwolić na zbyt śmiałe teksty zwłaszcza o osobach, które były nieobecne. Nie wkupiła się w łaski wszystkich na tyle, aby nie musieć się liczyć ze zbiorowym atakiem obronnym, nieważne że pozostali mogliby uważać identycznie. Jej komentarz jednak mimo wszystko kręcił się bardziej wobec tamtego typa i to jemu Garner w swoim żarcie przypisała taki tekst do Molly, więc przeszło gładko, powodując śmiechy zebranych – lecz nie Nate’a, który jedynie wykrzywił mordę w specyficznym, niby rozbawionym ale jakimś dziwnym uśmiechu. Nie komentował tego w żaden sposób, bo skoro nikt tego nie wychwycił, to nie miał zamiaru podkopywać współlokatorki… choć należało jej się, jednak nie w takiej oczywistej formie.
Okazja nadarzyła się dosłownie po jej kilku następnych wypowiedziach. Znaczy to też nie tak, że miał zamiar wystawiać dziewczynę na jakieś pośmiewisko, ale raczej planował dać jej nauczkę, żeby lepiej zastanawiała się nad tym, co wychodziło z jej ust. Przekręcił się więc bardziej w jej stronę, ale pozwolił wybrzmieć kilku wyrazom aprobaty wygłoszonym przez ich ziomków, zanim sam znów zabrał głos. -
Czyli mówisz Will, że załatwiasz nam alkohol na następne imprezy? – zapytał podważającym tonem, patrząc na nią z uniesionymi w powątpiewaniu brwiami. Nie był głupi ani głuchy, słyszał że powiedziała, że
mogłaby, co oznaczało bardziej chęć podjęcia próby niż zobowiązanie. Ale Harrison rzucał jej przy wszystkich wyzwanie, bo gdyby jej się udało, to niewykluczone że byłby to duży krok w stronę wkupienia się w łaski… no, w sumie to wszystkich. Żaden gwarant dozgonnego respektu i poszanowania jej osoby, ale raczej nie miałoby jej to zaszkodzić. W przeciwieństwie do porażki, ponieważ porażka stanowiłaby świetny temat do dalszych bezczelnych żartów i przytyków, jeszcze bardziej uwypuklających że Garner nie była z tego świata. Więc lepiej dla niej, żeby się jej udało. –
To powodzenia, liczymy na ciebie – dodał zaraz, szczerząc się łobuzersko i z tym wyszczerzem sięgnął łapą w kierunku jej twarzy, by w taki ni to pokrzepiający, ni to lekceważący sposób poklepać ją parokrotnie po policzku. –
Nasza mała dziewczynka, tak szybko dorasta – zwrócił się już bardziej do siedzących z nimi znajomków, przy tym tą samą dłonią, którą potraktował ją już
upupiająco, teraz jeszcze potargać jej włosy zanim wrócił do poprzedniej pozycji. Jednak nie na długo w niej został, bo jedynie upił głębszego łyka swojego piwa, a następnie wygrzebał z kieszeni paczkę papierosów.
-
Ktoś na fajkę? – rzucił niby do wszystkich, jednocześnie podnosząc dupsko z kanapy; z nich tutaj palił tylko on, Jacob no i Will, pozostali nie bardzo, więc chociaż nie trzeba było wychodzić z pubu żeby zajarać, Nate i tak był do tego skłonny, żeby nie dmuchać dymem bezpośrednio w tych, co za tym nie przepadali. Przecież był
dobrym gościem, już to wyjaśnialiśmy. Spodziewał się jednak, że Jacob do nich nie dołączy… bo co do Will, to właśnie spodziewał się, że z nim wylezie. W sumie przydałaby im się jakaś rozmowa wychowawcza na osobności.
@Will Garner