007
Teoretycznie powinna przywyknąć do tego, że jest
samotna. Owszem, miała ciocię, której była bardzo wdzięczna za danie jej opieki. Miała znajomych, a nawet miała parę osób, których mogła nazwać przyjaciółmi, a przynajmniej tak Aristova sądziła i miała nadzieję, że oni również tak o niej myślą.
Jednak wciąż była samotna. Miała wrażenie, jakby w środku niej znajdowała się tundra, po której swobodnie wiał wiatr, targając jej kręcone włosy, gdy bez nikogo znajdowała się na niej i spoglądała na niedosięgalne, ośnieżone szczyty górskie zasłaniające horyzont. Zawsze miała wrażenie, jakby ta przestrzeń znajdowała się w niej, ale po śmierci rodziców czuła, że z każdym kolejnym dniem, coraz częściej się na niej znajduje. Czasami z własnej woli, czasami wręcz przeciwnie. I te uczucie samotności dopadało ją w najmniej oczekiwanych momentach, często przytłaczając, bo cholera jasna, było ono duże.
Za duże.
Potem myślała, że wciąż jeszcze ma starszego brata i czuła się trochę lepiej. Wiedziała, że to było naiwne, bo nie miała z Aleksandrem kontaktu od dawna, ale wciąż -
on gdzieś tam był. Nie wiedziała, co u niego się dzieje, co robi, jak się czuje i czy rzeczywiście jeszcze żyje, ale nawet nie pozwalała dopuszczać do siebie myśli, że mogłoby mu się coś stać.
To było naiwne, ale Sonia naprawdę czuła, jakby właśnie to, że jeszcze miała starszego brata, członka rodziny, trzymało ją przy jakiś zdrowych zmysłach. Ostatecznie była tylko dzieckiem, które straciło rodzinę i chciało mieć kogoś przy sobie.
Jednak wciąż pojawiał się pewien problem - Aleksander się zmienił. Oczywiście ona też, tylko jej brat był tego świadomy, jak się miało okazać. Za to Sonia nie miała zielonego pojęcia, że jej brat przybrał nowe imię i nazwisko, pod przykrywką legalnej firmy, jest jedną z ważniejszych osobistości w świecie przestępczym i narobił sobie, delikatnie mówiąc, trochę wrogów. Pamiętała go jeszcze, jak był nastolatkiem w Jakucku i lepiła się do niego, jak rzep, a ten donosił jej zawsze nowe zabawki. I gdyby teraz poznała Aleksandra, ale jako Dantego... cóż, miałaby ambiwalentne odczucia, tak to ujmijmy.
Na razie Aristova żyła w tej błogiej nieświadomości tego, co robi jej brat, do czego się przyczynił i tego, że tak właściwie nigdy nie odszedł, ale był przy Rosjance za pośrednictwem swoich ludzi. Na razie Aristova próbowała uzbierać oszczędności na studia, spłacać rachunki za mieszkanie, nie zwariować w pracy, starała się zacząć jeździć konno i stawiała chętnym tarota. Na razie Aristova starała się prowadzić normalne życie i nie pozostać w swojej wewnętrznej tundrze, w której czuła się samotna.
Na razie.
Jednak los tak chciał, że dzisiaj właśnie spotkała pierwszy raz swojego brata po kilku (jeśli nie kilkunastu) długich latach rozłąki. I cóż, nawet go nie poznała i na pewno nie podejrzewała, że jej
"na razie" miało się niedługo skończyć.
Już z samego rana czuła, że
coś jest nie tak. Dobrze się wyspała, miała spokojny poranek ze swoim ukochanym kotem Salemem, nikt nie przeszkodził jej porannych rytuałów, a w pracy wszystko szło sprawnie i gładko. I owszem, zdarzały się takie dni, ale Sonia nie mogła wyzbyć się uczucia, że coś jest niezdecydowanie na swoim miejscu i czasem przesadnie rozglądała się wokół siebie, jakby była obserwowana, ale oczywiście nie znalazła nikogo, kto mógłby to robić. Dostała też wiadomość, że jej paczka została szybciej dostarczona, co ją ucieszyło, ale sprawiło, że stała się jeszcze bardziej podejrzana, bo dzisiaj jakoś wszystko jej szło i Sonii coś nie chciało się w to wierzyć.
Dlatego też do supermarketu wzięła ze sobą w torbie worek pełen czarnych kamieni ochronnych i postanowiła załatwić wszystko najszybciej jak mogła. Zgarnęła dla siebie kawę na wynos, odebrała paczkę z różnymi pękami ziół, buteleczkami, świecami naturalnymi i innymi rzeczami i poszła zgarnąć parę drobiazgów do domu, jak jedzenie dla Salema, świeże pieczywo, mleko i paczkę papierosów dla siebie.
W Asda Superstore czuła się
wyjątkowo mocno obserwowana i wcale jej się to nie podobało.
Jednak wciąż - nie mogła złapać nikogo, kto śledziłby ją spojrzeniem, co wprawiało ją w jeszcze większy dyskomfort, bo już nie wiedziała czy rzeczywiście ktoś się na nią gapił, czy ona już po prostu świruje. Na tyle, ile może ześwirować osoba, która wali chochlą w rondel w każdym kącie mieszkania, żeby oczyścić ją ze złej energii.
Brakowało jej jedynie szlugów do szczęścia, gdy została zaczepiona przez... chyba obcego jej mężczyznę.
-
Słucham? - spytała się, wyraźnie zdezorientowana i zaskoczona pytaniem bruneta. Obdarzyła go pytającym spojrzeniem, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi, ale po chwili przeniosła wzrok na stos gazet.
Zamarła.
Wiedźma zmarszczyła brwi w konsternacji, gdy sięgnęła po egzemplarz i przeczytała szybko o tym, że znaleziono dwóch martwych mężczyzn w jakiejś ciemnej uliczce Devonshire. Nie poznała ich po nazwiskach, po zamazanych twarzach oczywiście też nie, bo jak, ale po ubraniach rozpoznała dwóch typów, którym Billy wisiał kasę, i z którymi wdali się w bójkę.
Teraz byli martwi.
Przez chwilę było jej niedobrze, bo wciąż - jeszcze niedawno uciekała przed nimi z współlokatorem, a teraz co najwyżej mogli ich odwiedzić na cmentarzu. Sam fakt, że te dwa wydarzenia nastąpiły tak szybko po sobie (Sonia jeszcze miała ślady na dłoniach po bójce), był dziwnie niepokojący. Zdecydowanie nie połączyła ich ze sobą, bo ona i Pilgram nie mieli nic wspólnego z ich zabójstwem, a przynajmniej jeszcze tak sądziła, ale miała nadzieję, że nie zostanie z nim wplątana w śledztwo.
Nie mogła też sama przed sobą ukrywać, że to... to rozwiązywało trochę problemów Billy'ego, a nawet i jej, więc pomimo wyraźnie zmieszanej miny, westchnęła cicho z ulgą.
-
Tak, tragedia. Aczkolwiek jedna z wielu w tej części miasta - odpowiedziała wreszcie na pytanie nieznajomego, a gazetę postanowiła kupić, żeby pokazać artykuł jej współlokatorowi. Teraz, po chwilowej konsternacji i małym sygnale ulgi, nie było widać większych emocji. Jakby ta wiadomość w ogóle nie wpłynęła na nią, tylko spłynęła jak woda po kaczce.
Teraz powinna odejść. Dokończyć zakupy, zapalić w drodze powrotnej, a potem zrelaksować się przy muzyce ze swoim kotem.
Jednak nie mogła zrobić, żadnego kroku. Nie mogła też odwrócić przenikliwego spojrzenia od nieznajomego faceta, bo w nim było coś za bardzo
znajomego. Do głowy nie przyszedł jej pomysł, że ma swojego starszego brata przed sobą, bo pamiętała Aleksandra z jego nastoletnich lat. A chłopaki potrafiły mocno zmienić się podczas dojrzewania. Nie tylko ich wzrost, masa i budowa ciała oraz głos, ale też rysy twarzy, które zmieniały się pod wpływem testosteronu. Dlatego też za nic w świecie Sonia nie doszukiwała się w mężczyźnie Aleksandra, aczkolwiek coś w nim było takiego, co wydawało jej się dziwnie znajome, ale też i znane.
-
Przepraszam, ale... nie znamy się? - spytała nagle, prosto z mostu nie odrywając przenikliwego spojrzenia od twarzy bruneta. Prawdę powiedziawszy, średnio przemyślała to, o co właśnie zapytała i mogła wyjść na nieuprzejmą, ale Rosjanka średnio się tym przejmowała. Była zbyt zaintrygowana tym uczuciem, że właśnie spotkała kogoś jej znanego, ale za cholerę nie wiedziała kogo i czy w ogóle nie miała przypadkiem zwidów.
@Dante Berlusconi