Noa Sofía Connely-Carvajal
Awatar użytkownika
31
lat
158
cm
Psychoterapeuta, seksuolog
Uznana Klasa Średnia
NOA SOFÍA CONNELY-CARVAJAL & BROYER DU NOIR - KLASA N


ROZGRZEWKA

To był drugi przejazd panny Carvajal tego dnia. Musiała przyznać, że sama odzwyczaiła się już nieco od atmosfery zawodów, zapomniała o tej lekkiej ekscytacji i napięciu. Chociaż nie miała specjalnego parcia na wyniki, bo jak na razie nie była jeszcze w pełni zgrana z żadnym z dosiadanych wierzchowców, to i tak w dalszym ciągu miała w sobie jeszcze pewnego ducha rywalizacji. Nawet jeśli start na zimnokrwistym ogierze zaskoczył tych, którzy kojarzyli ją jeszcze z poziomu międzynarodowego, to teraz rozgrzewała gorącokrwistą sport maszynę. Żart, oczywiście, ale różnica była dość spora, nawet jeśli Broyer był też nieco przykurzony tak jak i ona. Podczas rozgrzewki skupiała się przede wszystkim na rozluźnieniu i przepuszczalności, nie było tutaj teraz miejsca na szlifowanie poszczególnych elementów przejazdu, nie widziała w tym większego sensu. I tak niczego nowego w przeciągu jakiejś pół godziny się nie nauczą, a może się co najwyżej pojawić frustracja z powodu niezgrania. U obu stron.
Rozgrzewka składała się ze sporej ilości stępa, później odrobinie kłusa i galopu. Dużo kręcenia różnych zawijasów, by odpowiednio rozgrzać mięśnie i jednocześnie podtrzymywać skupienie ogiera na niej, a nie na otoczeniu. Noa prosiła Broyera też początkowo głównie o pracę w dole, zanim zaczęła go stopniowo zbierać. Po rozgrzewkowym galopie jeszcze na chwilę wróciła do stępa, chociaż utrzymywała już tutaj karosza w zebraniu i spokojnie obserwowała jak poprzednia para opuszcza czworobok.

PRZEJAZD 1-14


Czworobok okrążała już galopem zebranym, chcąc mieć ogiera ustawionego tak równo na pomocach, jak to tylko było możliwe w ich aktualnej formie. Pogoda była mało sprzyjająca - ale to akurat nie była w Anglii jakaś specjalna nowość. Chociaż jeszcze jakiś czas temu odczuwała swego rodzaju nerwowość, to teraz była już całkowicie spokojna, co od razu można było zobaczyć w dosiadzie. Plecy były proste, ale nie blokowały miednicy, ręka pozostawała elastyczna. Po usłyszeniu charakterystycznego dzwonka i "otworzeniu" czworoboku skierowała karosza na linię środkową. Podczas jazdy na wprost poprzez wodze, dosiad i łydki pilnowała, by ten nie próbował jej spłynąć na boki. Na tym etapie współpracy wolała kontrolować go na każdym kroku, nawet jeśli przez to mogli sprawiać wrażenie trochę bardziej sztywnych. Przed X krótka półparada, by przywołać koncentrację Broyera, a następnie pełna parada. Noa mocniej usiadła w siodło, ciężar ciała nieznacznie przeniosła na tył, odpowiednie napięcie mięśni zablokowało na chwilę biodra. Zamknęła łydki, by utrzymać ustawienie i subtelnie zadziałała wstrzymująco wodzą, odpuszczając ją jak tylko ogier wykonał zatrzymanie. Nieruchomość, krótki ukłon i prośba o ruszenie kłusem, cały czas utrzymując mniej lub bardziej skutecznie zebranie ogiera. Przy literce C odbicie w prawo i wyjechanie pierwszego narożnika, tutaj Noa jednostronnie obciążyła dosiad poprzez przeniesienie ciężaru na wewnętrzną kość siedzeniową (zewnętrzna łydka działając ograniczająco powoduje cofnięcie zewnętrznego biodra, a opuszczenie wewnętrznego). Lekka sportowa zardzewiałość spowodowała, że amazonka przechyliła się nieco i załamała linię bioder, a w konsekwencji Broyer nieco "położył się" jej na zakręcie. Za to winę brała na siebie. Udało im się jednak odzyskać nieco harmonii i przy literze R amazonka wydłużyła rękę, dając ogierowi nieco więcej luzu w pysku, chcąc przejść w kłus pośredni. Dodała też nieco pomocy aktywizujących, by zachęcić ogiera do nieznacznego wydłużenia kroku. Mogła odrobinę zbyt mocno wysłać go do przodu, ale z pewnością nie prezentowało się to najgorzej, gdy wjeżdżali na przekątną. Kontynuowała spokojnie przejazd, zastosowała półparadę przed literką K, skróciła ogiera i ponownie poprosiła o zebranie. Tym razem wyjeżdżając oba narożniki bardziej pilnowała swojego dosiadu, by nie powtórzyć poprzedniego błędu. Natomiast brak zgrania się i dłuższych treningów z pewnością wyszedł im na następnym elemencie - łopatki do wewnątrz w lewo pomiędzy F a B. Z jej strony wyszło za dużo działania wewnętrznej łydki, a zdecydowanie za mało zewnętrznej, przez co ogier wyraźnie wypadał zadem, mając zbyt duże zgięcie. To z kolei pociągnęło za sobą sztywność nie tylko w ciele, jak i w szyi, przez co przez większość ćwiczenia Noa musiała skupiać się na "odgięciu" konia i powrotu do rozluźnienia i harmonii, co nie było specjalnie proste, bo karoszowi zapewne jej zmienne działania niespecjalnie się spodobały. To spięcie w komunikacji odbiło się też w jakości półwolty w lewo od litery B do X i prawo od X do E. Jednak dłuższa korekta, której musiała dokonać amazonka opłaciła się, udało jej się ponownie zgrać z WKKW'istą. Kilka półparad poprzedzało następny element programu - ciąg w prawo pomiędzy E i G. Ciężar ciała przeniósł się na prawą kość kulszową, prawa łydka znalazła się na popręgu prosząca konia o wygięcie, impuls, a także zaangażowanie wewnętrznej zadniej nogi konia. Z kolei lewa łydka przesunęła się za popręg, pomagając w utrzymaniu wygięcia karosza dookoła wewnętrznej lewej łydki. Wodze działały subtelnie, prawa pulsowała prosząc o zgięcie, a lewa była stale napięta, by podtrzymać i ograniczać wygięcie szyi. Mogła od razu wyczuć, że na tym elemencie poszło im o niebo lepiej niż podczas wykonywania łopatki. W punkcie G zaprzestała pomocy do ciągu, z powrotem wyprostowała ogiera i skierowała go na wprost. Być może trochę za bardzo się rozluźniła i dlatego przejście do stępa było mało płynne po zakręceniu w punkcie C w prawo. Ponownie poprosiła ogiera o stęp pośredni, lekkie wydłużenie ramy i zmniejszenie zaokrąglenia. Może i nie wyszedł im ten element najgorzej, ale raczej niespecjalnie swobodnie podczas wyjeżdżania narożnika. W M zakręt w prawo, dojechała do G i zaczęła skracać ogiera, prosząc go jednocześnie o zebranie. Następnie półparada przed półpiruetem w prawo - a potem wewnętrzna wodza poprosiła o ustawienie w kierunku ruchu, zewnętrzna nieznacznie ustąpiła, ciężar ciała ponownie został przeniesiony na wewnętrzną kość kulszową, zewnętrzna łydka działała ograniczająco, a wewnętrzna aktywizowała wewnętrzną tylną kończynę do odrywania się od ziemi w rytm stępa. Niestety akurat tym razem działanie wewnętrznej łydki z kolei było nieco zbyt słabe, przez co Broyer zaczął jej "kleić się" do podłoża. Jak zawsze dokonała korekty, ale tutaj najwyraźniej to już nie spodobało się ogierowi, który chyba szykował się do lekkiego napuszenia pod siodłem. Z pewnością dzisiaj sporo od niego wymagała, a jeszcze deszcz nie ułatwiał im sprawy. Po zakończonym półpiruecie powróciła z Broyerem do stępu pośredniego. Po niedługiej chwili ponownie zaczęła skracać ogiera, zbierając go i szykując do kolejnego półpiruetu - tym razem na lewo, pomiędzy literami G-M. Tym razem mieli problem z nadmiernym spieszeniem się, ale Noa zdawała się przechodzić ze wszystkimi problemami do porządku dziennego. Może i nie byli w szczycie formy, ale jak na aktualne warunki i tak szło im całkiem nieźle. Po zakończeniu elementu ponownie wróciła z karoszem do stępa pośredniego, między literami G, H, a S. Po drodze jednak ponownie zmieniła pomoce, zaczynając prosić Broyera o stęp wyciągnięty. Stopniowo wydłużała wodze, pozwalając ogierowi wyciągnąć szyję, łydki pilnowały zaangażowania zadu i aktywnego kroczenia. Przejście udało im się zaskakująco gładko, Noa prowadziła tak wierzchowca po przekątnej aż do literki P. Tutaj praktycznie niczego nie mogła się przyczepić ani u siebie, ani u karosza. Nawet rozluźniła się nieco bardziej. Dotychczas była nie tyle co była spięta, ale znacznie bardziej kontrolująca, a tutaj pozwoliła sobie na odrobinę swobody, a taka doza zaufania najwyraźniej była czymś, czego Broyer potrzebował.
Chwilę przed literką P zaczęła ponownie subtelnie skracać nieco ogiera, wciąż jednak chciała utrzymać wydłużenie kroku, prosiła go o powrót do stępa pośredniego. Najwyraźniej rozluźniła się nieco zbyt mocno i gdy zaczęła go zbierać w literce F, tuż przed kłusem natrafiła na pewną sztywność. Przez to przejście w wyższy chód było dość oporne i zamiast ładnego zebrania musiała walczyć z nadmiernym skróceniem praktycznie aż do samego końca elementu. Działając pulsacyjnie wodzą próbowała zachęcić go do oparcia się na jej ręce, ale tutaj wyraźnie coś się ogierowi nie spodobało. Noa jednak wolała teraz poświęcić chwilę na ponowne zamknięcie ogiera w pomocach, niż szarpać się z jego pyskiem przez resztę przejazdu, tylko po to, by ustawić go w sztucznym zebraniu.
To podejście najwyraźniej jej się opłaciło, bo udało jej się opanować nieco karosza i przejść do kolejnego elementu programu - łopatki do wewnątrz na prawo pomiędzy K a E. Tym razem pamiętała o swoich poprzednich błędach, odpowiednio wydozowała pomoce, a i Broyer wydawał się teraz trochę raźniej podchodzić do tej figury. W takich momentach nadrabiała ich braki w harmonii, które czasami dzisiaj wychodziły, ale cały czas Carvajal pozostawała całkiem zadowolona z przejazdu. Rozpraszaczy było sporo, a WKKW'ista i tak wyraźnie starał się poświęcać jej większość swojej uwagi, nawet jeśli nie zawsze "zgadzał się" z jej decyzjami.
Natomiast półwolty zdawały się nie być ich najlepszymi przyjaciółkami w tym programie. Zarówno ta w prawo między E a X, jak i w lewo pomiędzy X a B miały drobne niedociągnięcia, ale i tak w dalszym ciągu prezentowały się lepiej niż te wcześniejsze. Zaczęli łapać pewien progres w tym przejeździe, co było widoczne w kolejnym elemencie programu - ciągu w lewo na linii B-G. Odpowiednio dobrane pomoce i zwiększone zaangażowanie Broyera sprawiły, że figura wyszła im naprawdę przyjemna dla oka i lekka, nie było też problemu z powrotem na linię środkową, a następnie skrętem w lewo w literze C.

@Broyer du Noir
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, ale jestem wybredna, a co.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sarah Brouwer
Awatar użytkownika
31
lat
173
cm
Podinspektor w wydziale śledczym
Techniczna Klasa Średnia
SARAH BROUWSER & ROLLER COASTER - KLASA N


Jasnowłosa zadbała o odpowiednie rozgrzanie wierzchowca przed ostatecznym wjazdem na czworobok konkursowy, ale pozwoliła sobie również na przećwiczenie z nim elementów, które lada moment mieli zaprezentować sędziom. Już podczas rozgrzewki czuła, że pocą się jej dłonie i bynajmniej nie działo się tak przez wysoką temperaturę, bo pogoda tego dnia nie rozpieszczała. Dawno nie brała udziału w zawodach i chyba po prostu zapomniała, jakie towarzyszą temu emocje. Była więc lekko zestresowana i poddenerwowana. Rozgrzewce poświęciła sporo czasu, wypracowując podczas niej odpowiedni kontakt oraz zebranie.
Po usłyszeniu charakterystycznego sygnału, odetchnęła głęboko i rozluźniając się już nieco, wypchnęła wierzchowca do zebranego galopu. Plecy miała proste, ale nie spięte i usztywnione, więc nie blokowały w żaden sposób miednicy, ręce natomiast utrzymywały elastyczny kontakt z pyskiem konia. Zebranym galopem wjechała na linię środkową, zamykając siwka w pomocach płynących zarówno od wodzy, jak i dosiadu oraz łydek. Pilnowała, aby ogier nie spływał na boki, a poruszał się po prostej linii do wyznaczonego punktu. Przed wspomnianym punktem (tj. w X), zastosowała subtelną półparadę, aby skupić konia na sobie i ostrzec przed nadchodzącym zatrzymaniem. Będąc już w X wykonała pełną paradę, mocniej siadając w siodło poprzez przyblokowanie bioder. Zamknęła wierzchowca w łydkach, a wodzą zadziałała wstrzymująco. Łydki utrzymywały ustawienie, natomiast wodze odpuściła lekko, kiedy ogier się zatrzymał. Przypilnowała go w nieruchomości, ukłoniła się krótko i dała mu sygnał do kłusa, wciąż utrzymując zebranie. Jak na razie szło im dobrze, ale był to dopiero wstęp. W literze C skręciła w prawo, a po chwili czekało ich wyjechanie pierwszego narożnika. Aby wyszło ono prawidłowo wspomagała kopytnego pomocami zarówno wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi, dając parcie na łydce, aby ten mógł się prawidłowo wygiąć. Minęli spokojnie literę M, a w R blondynka skierowała Rollera na przekątną wstroną K, dając na niej trochę więcej luzu na pysku konia, chcąc w ten sposób zachęcić go do przejścia w kłus pośredni. Jednocześnie użyła pomocy aktywizujących, aby ogier zechciał odrobinę wydłużyć swój wykrok. W literze K znów skróciła konia i tym samym zasugerowała mu powrót do kłusa zebranego. Oczywiście przejście to poprzedziła subtelną półparadą. Po wyjechaniu obu narożników, którego poprawności bardzo pilnowała przyszła pora na nieco bardziej wymagający element przejazdu, a mianowicie łopatka do wewnątrz. Figura ta miała zostać wykonana na trasie z punktu F do B. Działając pulsacyjnie wewnętrzną wodzą, starała się zapobiec oparcia czy zawiśnięcia na wędzidle oraz utrzymywać prawidłowe ustawienie, zewnętrzną zaś pilnowała aby wierzchowiec nie wypadł zewnętrzną łopatką, wewnętrzną łydką ułożoną na wysokości popręgu podtrzymywała odpowiednie zgięcie ogiera oraz determinowała ruch naprzód, znów obciążając wewnętrzną kość kulszową, powodowała mocniejszy nacisk na wewnętrzne strzemię, zewnętrzną łydkę miała natomiast cofniętą za popręg i to nią pilnowała, aby wierzchowiec nie wypadł zadem. Odetchnęła z ulgą, kiedy dotarli do litery B bez kłopotów i we względnej harmonii. Uskrzydliło ją to nieco i dało poczucie większej pewności. W literze B skierowała Rollera na półwoltę w lewo do X, oferując mu pomoce do prawidłowego wygięcia. Wewnętrzną łydką działała aktywizująco, wskazując odpowiednie tempo oraz pewny ruch do przodu, zewnętrzną dopilnowywała odpowiedniego ruchu po łuku, a wodzami wytyczała ścieżkę i pomagała w poprawnym, nieprzesadnym wygięciu szyi. Podobnie postąpiła podczas wykonywania półwolty od X do E, z tą jednak różnicą, że teraz zmienili stronę. Następnie podwójną półparadą przygotowała ogiera do kolejnego elementu, a mianowicie ciągu od E do G. Sara obawiała się nieco tej figury i jak się wkrótce okazało – nie bezpodstawnie. Brak regularnych treningów spowodował, że ciężko jej było zachować odpowiednią równowagę, więc chociaż zastosowała odpowiednie pomoce, to w pewnym momencie przesunęła się niekontrolowanie w siodle, powodując załamanie całej pozycji, a co za tym szło – wybicie ogiera z rytmu. Szybko to jednak skorygowała, wracając do prawidłowego ustawienia jeszcze zanim dotarli do punktu G. Ciężar ciała przeniosła na prawą kość kulszową, prawą łydkę przyłożyła do popręgu, pilnując nią odpowiedniego wygięcia oraz impulsu, lewa łydka natomiast przesunięta została za popręg i pomagała utrzymać odpowiednie wygięcie. Wodzami działała delikatnie, prawą wykonując subtelne pulsacyjne ruchy, czym utrzymywała zgięcie, a lewą podtrzymywała i ograniczała nadmierne wygięcie szyi. Czuła, że wcześniejszy błąd teraz trochę ich kosztował, ale starała się to naprawić i nie nastawiać negatywnie. W literze G wyprostowała wierzchowca i skierowała go na wprost do C. Następnie skręcili w prawo, a później wjechali w narożnik. W międzyczasie poprosiła ogiera o zwolnienie do stępu pośredniego, zapominając o poprzedzeniu tej prośby półparadą. W dodatku spięła się nieco zła na własne gapiostwo i finalnie przejście nie wyszło zbyt płynnie ani na tyle stabilnie, na ile mogłoby wyjść. Przeklęła w myślach na samą siebie. Doszedłszy z koniem do porozumienia, poprosiła go również o lekkie wydłużenie ramy. W literze M skręciła w prawo, następnie dojechała do G i znów zaczęła skracać ogiera, jednocześnie sugerując mu powrót do większego zebrania. Później znów wykonała półparadę, tym razem wyraźniejszą. Przyszła pora na półpiruet w prawo. Aby wykonać to ćwiczenie wewnętrzną wodzą ustalała ustawienie w kierunku ruchu, zewnętrzną nieco ustąpiła, aby nie ograniczać ustawienia oraz ruchu w bok, mocniej docisnęła wewnętrzną kość kulszową, zewnętrzną łydką przyłożoną za popręgiem działała ograniczająco, nadawała ruch boczny i pilnowała aby koń nie wypadał zadem, wewnętrzną zaś dociskała popręg, aktywizując wewnętrzną tylną nogę ogiera do odrywania się od ziemi w rytm kroku oraz regulując liczbę kroków zwrotu. Niestety niefortunna passa dalej się za nią ciągnęła i powoli zaczynała pluć sobie w brodę, że dała się w te zawody wciągnąć, bez odpowiedniego przygotowania... Pomoce wewnętrznej łydki nie były wystarczająco mocne, co znów spowodowało wykonanie figury nie tak, jak powinno to było być zrobione. Ogier nie był też wystarczająco zaktywizowany, więc zwyczajnie gasł. Westchnęła ciężko, wracając do stępu pośredniego. Po chwili znów zaczęła skracać wierzchowca i delikatnymi półparadami przygotowywała go do kolejnego półpiruetu, ale tym razem na lewo (pomiędzy G i M). Niestety i tutaj sytuacja wyglądała podobnie. Blondynka czuła, że pomoce nie są wystarczająco mocne, że ogier gaśnie, więc starała się to korygować, ale wychodziło jeszcze gorzej. W efekcie tracili rytm, tempo było nierówne, a w ogierze widocznie rosło niezadowolenie. Skończywszy wreszcie ten nieszczęsny element, wróciła do stępa pośredniego i w ten sposób prowadziła wierzchowca od litery G, przez H, do S. Przed literą S zaczęła stosować pomoce, mające na celu skłonić Rollera do wyciągnięcia kroku i poszerzenia ram. Odpowiednim dosiadem pilnowała odpowiedniego, aktywnego tempa oraz zaangażowania zadu, znów wodze wydłużała stopniowo, pozwalając tym samym ogierowi na wyciągnięcie szyi. Siwek nie był jednak zbyt chętny do wydłużenia kroku, więc Sara musiała kilka razy go skorygować, co z pewnością nie umknęło uwadze sędziów. Koniec końców doszli do porozumienia i przekątną dokończyli już w całkiem ładnie wyciągniętym stępie. W literze P powrócili do stępa pośredniego, jednak już przed tą literą amazonka zaczęła lekko skracać ogiera. Przed literą F zastosowała półparadę, a następnie poprosiła wierzchowca o kłus zebrany. I o ile ogier płynnie przeszedł w wyższy chód, tak samo zebranie nie do końca wyszło poprawnie. Dopiero po chwili amazonce udało się osiągnąć zamierzony efekt, na szczęście dochodząc z ogierem do względnego porozumienia. Kolejnym elementem była łopatka do wewnątrz w prawo (pomiędzy K i E). Poprzednim razem ćwiczenie to wyszło im zadowalająco, więc liczyła na to, że i tym razem będzie podobnie. Skupiła się, wytężyła umysł i zachowując stosowne rozluźnienie ofiarowała koniowi pomoce do prawidłowego wykonania zadania. Znów zadziałała pulsacyjna wewnętrzna wodza, zapewniająca prawidłowe ustawienie, zewnętrzna pilnowała łopatki, wewnętrzna łydka na wysokości popręgu podtrzymywała zgięcie oraz sugerowała ruch naprzód, a zewnętrzna, cofnięta za popręg, pilnowała zadu. Oczywiście blondynka nie zapominała o wewnętrznej kości kulszowej. Na szczęście udało się. Kolejnym elementem ponownie były dziesięciometrowe półwolty – pierwsza w prawo od E do X, druga w lewo od X do B. Tutaj znów wewnętrzną łydką działała aktywizująco, wskazując odpowiednie tempo oraz pewny ruch do przodu, zewnętrzną dopilnowywała odpowiedniego ruchu po łuku, a wodzami wytyczała ścieżkę i pomagała w poprawnym, nieprzesadnym wygięciu szyi. Niestety pomoce aktywizujące były zbyt słabe, przez to ogier tracił impuls. Amazonka starała się to nadrobić podczas drugiej półwolty, ale i tutaj wkradła się nieregularność rytmu. Miała nieodparte wrażenie, że to nie jest jej mocny dzień. Wszystko idzie niby zgodnie z planem, ale kompletnie wysypuje się na drobnych błędach. Przed nimi ciąg w lewo od B do G. Sara uspokoiła myśli, odetchnęła i poprzedziwszy ćwiczenie półparadą, po chwili oferowała siwkowi pomoce do zadania. Prezentowały się one tak samo, co poprzednio, z tą tylko różnicą, że na drugą stronę i tym razem amazonce udała się zachować pełnię równowagi, a co za tym szło – figura wyszła niemal idealnie. Ogier zachował impuls oraz aktywny krok, był zaangażowany i lekki. W G zamknęła go w pomocach i poprowadziła na wprost do C, gdzie kolejno skręcili w lewo. Znów przypilnowała narożnika, pozwalając ogierowi na zgrabne owinięcie kłody wokół łydki blondynki, a następnie półparada i znów kłus wyciągnięty. Tym razem postarała się o to, by to przejście miało ręce i nogi. Przyłożyła lekko łydki, aktywizując ogiera oraz oddała subtelnie wodzę, zachęcając go do wyciągnięcia szyi i poszerzenia ram. Z ulgą przyjęła fakt powodzenia. Kłusem wyciągniętym poruszali się po przekątnej (przez H, X i do F), a następnie amazonka znów zaczęła zbierać i skracać Rollera do kłusa zebranego. Brak odpowiedniego zgrania, sprawił że zanim ogier ładnie się zebrał jakiś czas kroczył kłusem pośrednim. Kłusem zebranym wyjechali dokładnie narożnik, choć ostatecznie wyszło to dość sztywno. Po narożniku wykonała serię półparad, ostatecznie wykonując pełną paradę w punkcie A. Aktywizowała ogiera, a następnie poprzez usztywnienie krzyża, mocniejszy dosiad i wstrzymujące, ale pulsacyjne działanie wodzy sprowokowała zatrzymanie. Dzięki tym pomocom ogier powinien prawidłowo podstawić zadnie kończyny pod kłodę, aczkolwiek samo zatrzymanie nie nastąpiło idealnie w wyznaczonym punkcie. Roller ciut przeciągnął ten moment, lecz blondynka za nic go nie winiła. W nieruchomości odczekała kilka chwil, a następnie zastosowała pomoce do cofania: obie łydki cofnęła lekko za popręg i nacisnęła nimi na boki konia, przy jednoczesnym zamknięciu rąk na wodzach. Ogier powinien ruszyć do tyłu, czując sygnał od łydek. Kiedy cofnął się o krok, ręce blondynki lekko ustąpiły. Powtórzyła czynność, racząc ogiera jeszcze czterema sygnałami od łydek, gdyż każdy taki sygnał powodował cofnięcie o krok. Wykonawszy pięć kroków w tył, amazonka wykonała podwójną półparadę, niejako dodatkowo kumulując energię w siwku, a chwilę później wypchnęła go do galopu zebranego. Jeszcze przed literą K zaczęła zmieniać pomoce, aby już w wyznaczonym punkcie przejść do galopu wyciągniętego. Niestety drobne nieścisłości spowodowały, że nie tak od razu doszli do porozumienia. Wyciągnięcie galopu nie wyszło więc do końca tak, jakby życzyła tego sobie Sara, za to ponowne zebranie w literze H było wręcz idealne. To przejście było płynne i z zachowaniem pełni równowagi. Kolejno w punkcie H czekało ich wykonanie następnej półwolty (do G). Amazonka zastosowała te same pomoce, co ostatnim razem i gdyby nie fakt, że siwek tracił impuls, to pokusiłaby się o stwierdzenie, że wyszło dobrze. Zwarzywszy na ten mankament mogła uznać, że było zadowalająco, ale na pewno nie tak dobrze, jak powinno. Po powrocie na ścianę mieli przejść do kontrgalopu, więc blondynka wykonała delikatną półparaę, skupiając na sobie ogiera, aby nie próbował zmieniać nogi i pozostał przy aktualnych sygnałach. Utrzymywała pomoce, jak do galopu na prawą nogę: zewnętrzna łydka cofnięta za popręg, utrzymywała lekkie ustawienie do wewnątrz, starając się nie przeginać konia w szyi, co mogłoby mu blokować ruch łopatek. Jednocześnie starała się zachować równowagę i pomagać siwkowi w utrzymaniu własnej. Jednocześnie stale aktywizowała ogiera, aby skumulować w nim jak najwięcej energii. Zbliżając się do litery A, wykonała kilka wymownych półparad, następnie lekko skróciła wierzchowca i pomocami płynącymi od dosiadu zasugerowała mu przejście do stępa. Odliczyła dokładnie czy kroki, potem kolejna półparada i pomoce do zagalopowania, ale tym razem już na prawidłową nogę. Ponieważ od A do F mieli poruszać się galopem zebranym, amazonka od razu po stępie wysłała kopytnego właśnie do tego chodu. Starała się go skrócić na tyle, aby maksymalnie podstawił zad i aby to właśnie w zadzie kumulowała się największa energia, powodująca również głębokie podstawianie zadnich nóg pod kłodę. Pilnowała aktywnego, energicznego ruchu. Sama zaś nieprzerwanie utrzymywała równowagę, aby nie pływać w siodle, a jedynie z wyczuciem i miękko poruszać miednicą w rytm ruchów konia. W literze F skierowała się na przekątną (FLE). Miej więcej w połowie tej właśnie przekątnej oddała Rollerowi wodze na dokładnie trzy foule galopu. Odkąd udało im się dojść do względnego porozumienia, jakość galopu wierzchowca również uległa poprawie, od jakiegoś czasu nie rejestrowała już nierównego rytmu, zachwiań równowagi czy przygasania. Mimo to nie wiedziała czy pomyślnie przejdą próbę z oddaniem wodzy, czy wierzchowiec pozostanie lekko oparty na kontakcie, czy będzie utrzymywał tendencję galopu „pod górę” i czy zachowa poprawną równowagę. Ku zadowoleniu blondynki zadanie się powiodło. Zaczęła ponownie nabierać wodze, a w literze E wróciła do kontrgalopu. Wiedziała, że nie jest to dla konia naturalne, dlatego pilnowała siwka, aby ćwiczenie zostało wykonane poprawnie. Tutaj nie wyszło im niestety tak idealnie, bo ogier w pewnym momencie znów zaczął zwalniać, a jasnowłosa próbami zaktywizowania sprawiła, że na moment wypadł z dotychczasowego rytmu. Szybko się jednak zreflektowała i po wykonaniu kilku subtelnych, ale wymownych, korekt wrócili do poprzedniego ustawienia. W literze C znów zwolniła konia do stępa, aby po chwili zagalopować na właściwą nogę, jednak Roller nieco przeciągnął to przejście w dół, przez co ostatecznie ćwiczenie zostało lekko przesunięte. Sarah jednak już dawno przestała się przejmować takimi błędami, dochodząc do wniosku, że to przecież nie walka na śmierć i życie. Poza tym zważając na fakt, że to jej pierwsze spotkanie z Roller Coasterem i pierwsze od niepamiętnych czasów zawody – w dodatku w wyższej niż dotychczas klasie – to nie ma AŻ takiej tragedii…
Do kolejnej litery, jaką była litera R, poruszali się całkiem ładnie zebranym, zaangażowanym galopem. We wspomnianym punkcie jasnowłosa ofiarowała kopytnemu pomoce do prawidłowego wygięcia, ponieważ czekało ich wykonanie półwolty w prawo – do I. W literze I znów zmienili nogę przewodnią, poprzez momentalne przejście do stępa i wykonali drugą półwoltę, tym razem w lewo – do S. To przejście w dół wyszło im lepiej. Półwolty również prezentowały się piękniej:
ogier nie gasł, angażował się, ładnie wchodził zadnimi nogami pod kłodę, nie przeginał się, nie wypadał ani łopatką, ani zadem, pięknie wpisywał się w łuk. Od litery S do V poruszali się galopem pośrednim, więc amazonka oddała subtelnie wodze, aby wierzchowiec mógł nieco wyciągnąć szyję i lekko poszerzyć krok. Przed V posłała mu kilka półparad, mających na celu ponowne skumulowanie energii w zadzie i znów zaczęła nabierać wodze, aby ponownie skrócić wykrok konia i ostatecznie wrócić do galopu zebranego. Przez chwilę mieli problem z dogadaniem, Rollerowi najwidoczniej bardziej odpowiadał galop pośredni niż zebrany, ale koniec końców jasnowłosej udało się wrócić do zebrania. W literze V znów posłała go na półwoltę. Znów wewnętrzną łydką działała aktywizująco, wskazując odpowiednie tempo oraz pewny ruch do przodu, zewnętrzną dopilnowywała odpowiedniego ruchu po łuku, a wodzami wytyczała ścieżkę i pomagała w poprawnym i nieprzesadnym wygięciu szyi. Półwoltę skończyli w literze L i to też w tej literze ponownie nastąpiła zwykła zmiana nogi i kolejna półwolta (w przeciwnym kierunku). Tym razem ćwiczenie to wyszło im zadowalająco, nawet podczas zmiany nogi. W literze P, gdzie zakończyli drugą półwoltę, blondynka poprowadziła ogiera zebranym galopem w kierunku F, a następnie po dokładnym wyjechaniu narożnika, do A. Tam skierowała konia na linię środkową, zamykając go w korytarzu pomocy tak szczelnym, że nie było mowy o spływaniu na boki. Przed zatrzymaniem, wykonała podwójną półparadę, powodującą też dzięki temu kumulację energii, ale również przygotowując wierzchowca do zmiany. Aby wykonać pełną paradę, czyli zatrzymanie, zamknęła obie łydki na bokach konia, aby zadnie nogi głębiej podeszły pod kłodę, napięła mięśnie brzucha, co spowodowało również napięcie krzyża i usztywnienie dosiadu oraz zamknęła obie dłonie, oddając subtelnie wodze, dopiero po ostatecznym zatrzymaniu. Na szczęście zatrzymanie nie wyszło najgorzej, ogier stanął w wyznaczonym miejscu, z podstawieniem wszystkich nóg, nieruchomo i z zachowaniem równowagi. Przytrzymała go w tej nieruchomości, a po chwili ukłoniła się i dała kopytnemu sygnał do stępa, jednocześnie oddając mu sporą część wodzy, aby mógł swobodnie wyciągnąć szyję i obniżyć łeb. Poklepała go obiema dłońmi po szyi i prowadząc głownie dosiadem, skierowała na wprost, do litery A, aby opuścić czworobok.

Koniec.
Mów mi Livienn. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Livienn#0694. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię hell yeah.
Szukam kreatywnych osób do prowadzenia równie kreatywnych fabuł.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, brutalność, erotyka.

Podstawowe

Osobowość

Awatar użytkownika
5
lat
155
cm
Mały Sport & Rekreacja
BEATRIX LOEVY & CASSIOPEIA- KLASA L


Start w regionalnych zawodach skokowych nie był jej pierwszym występem, bo przed przyjazdem do Orchardu Peia kilkukrotnie brała już udział w zawodach. Był to jednak powrót na parkur po dłuższej przerwie i z nowym jeźdźcem, a mimo to w rywalizacji zajęły pierwsze miejsce. Sukces ten można było zawdzięczać nie tylko predyspozycjom klaczy, ale też woli walki, której przy pokonywaniu przeszkód zdecydowanie jej nie brakowało. No i znakomitym prowadzeniu Trix, która wykorzystała zalety klaczy. Ujeżdżenie nie było dyscypliną Cassiopei, jednak brakowało jej doświadczenia i obeznania z atmosferą zawodów, dlatego każdy start był tutaj na wagę złota. To pewnie z tego powodu izabelowata miała wziąć udział w kolejnych zawodach pod swoją właścicielką, które chociaż nie było tak bliskie kucykowemu sercu, to jednak miały być kolejnym ważnym doświadczeniem. W dniu zawodów w stajni panowała nerwowa atmosfera, która szybko udzieliła się Cassiopei, ze względu na spore zamieszanie wśród innych koni. Fakt wyprowadzania ze stajni wielu koni jednocześnie i brak rannego padokowania zdecydowanie nie podobał się klaczy, która lgnęła do towarzyszy. Do przyczepy dała się załadować bez większego problemu, a podczas podróży dużo wokalizowała, zapewne przyprawiając kierowców o palpitacje. Mimo tego zdezorientowania nie kombinowała nic poza nawoływaniem, dlatego na miejsce zawodów zjawiły się w odpowiednim czasie, bez żadnych urazów. Ilość koni na rozprężalni zdecydowanie nie pozwalała Pei skupić się na wykonywanej rozgrzewce i chociaż Trix dzielnie trzymała ją w ryzach, nie pozwalając uganiać się za innymi końmi, to Peia właściwie cały czas duchem była przy nich. Z biegiem czasu spuszczała coraz bardziej z tonu, jednak aby całkiem wyeliminować zdenerwowanie, które w połączeniu z zawodami ujeżdżeniowymi nie dawało dobrego wyniku, potrzebowała jeszcze więcej czasu, którego już nie posiadały.

Poprowadzona w stronę czworoboku, spotkała się z lekkim deszczem i powiewami wiatru, których co prawda nie obawiała się, ale które skutecznie ją dekoncentrowały. Jak na ciekawskiego konia przystało, była zainteresowana wszystkim dookoła, a brak wyzwania w postaci przeszkód sprawił, że właściwie nie widziała tutaj dla siebie zadania. Była koniem do przodu, co na parkurach zdecydowanie było jej zaletą, jednak na czworoboku przydałoby się jeszcze trochę dobrej koordynacji, rozluźnienia i skupienia. Peia nastomiast stawiała na aktywne tempo, które w tym konkretnym przypadku nijak wiązało się z rozluźnieniem, a raczej z szybko stawianymi, typowo kucykowatymi, drobnymi kroczkami. Podniesiona głowa i usztywniony grzbiet czynił ją też mniej wygodną, chociaż to akurat nie było aż takim problemem, biorąc pod uwagę fakt, że była raczej beczkowatej budowy. Chociaż jakość jej ruchu nie powalała, to Peia trzymała się linii prostej i nie próbowała spływać, bo czujne spojrzenie i uszy rozbiegane na wszystkie strony zastępowały jej obroty głowy. Połparada zasygnalizowała jej nadchodzącą zmianę, dlatego dość płynnie wykonała zatrzymanie w literce X, lekko spóźniając jedynie jedną z zadnich nóg. Powstrzymywana przez pomoce nie próbowała wyprzedzić komendy do ruchu naprzód, wykorzystując ten krótki postój na obserwacje stolika sędziowskiego, w stronę którego elektrycznie zebrała się po dodaniu łydki. Pokierowana przez jeźdźca skręciła w C w prawo, wyginając się bardzo przyzwoicie wokół łydki i prostując się jeszcze przed zakrętem. Narożnik wyjechała ze wskazaną przez Trix dokładnością, nie próbując ścinać go, chociaż usztywnienie nie pozwoliło jej zrobić tego we wzorcowy sposób. Zamknięta w pomocach skierowała się na koło w B, wciąż drobiąc i prąc naprzód. Chwilowo reagowała na przytrzymania, po chwili wracając jednak do swojego nerwowego kroku, co skutkowało niezamierzonymi zmianami rytmu.

@Beatrix Loevy
Mów mi Gosia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Nikelvi#1843. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego.. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Nadmierną ilość słodyczy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Dla użytkownika

Broyer du Noir
Awatar użytkownika
13
lat
169
cm
WKKW
Mały Sport & Rekreacja
NOA SOFÍA CONNELY-CARVAJAL & BROYER DU NOIR - KLASA N
część I/II

Broyer Noę… zaakceptował. Nie był może jakimś szurniętym ogierem, ale potrzebował pewnego ustalenia hierarchii, a kobieta jakoś wkupiła się w jego łaski na tyle, że nie miał obiekcji przed oddaniem jej dowództwa – co nie czyniło z niego w pełni potulnego baranka bez własnego zdania, ale czy miał pokazać dzisiaj rogi, to jeszcze zagadka. Podczas rozgrzewki był raczej neutralny, nie ekscytował się nadmiernie, nie popisywał się za bardzo, nie we wszystkim się też starał jednak nie miał swojej amazonki w najgłębszym poważaniu. Czyli generalnie nieźle.

PRZEJAZD

Po okrążeniu czworoboku zebranym galopem przechodził przez rozstawione w A płotki niczym burza – i to w pozytywnym sensie. Był okrągły i ładnie się prezentował, szedł od zadu, a elegancko wygiętą szyją, zapienionym pyskiem opartym pewnie na kontakcie. Jego foule były krótkie ale pod górkę, tempo równe, podobnie jak linia po której się poruszał dzięki równomiernym pomocom, które go otaczały i na których się opierał. W pewnym sensie mógł wydawać się nieznacznie toporny, nie w pełni lekki, co jednak nie zmieniało tego, że nie ignorował zawodniczki ani jej sygnałów. Po półparadzie wyczekiwał zmiany, w efekcie pomoce do zatrzymania go nie zaskoczyły, choć też nie sprawiło to, że zatrzymał się idealnie; może nie opadł na przednie kończyny, nie spiął się, jednak ta parada zahaczyła z jego strony o dwa małe kroczki stępa zanim karosz stanął na – powiedzmy – dość równo ustawionych nogach. Odparsknął sobie przeciągle, o dziwo zwalczając chęć skubnięcia się w pierś i pozostał nieruchomy do momentu, aż Noa posłała mu impuls do ruszenia. W reakcji na niego, z drobnym opóźnieniem (bo karosz mimo wszystko przywykł do pewnych leniuszkowych zachowań) wszedł prawie czysto w kłus, nie mając raczej problemu z wpisaniem się od razu w jego zebrane ramy przy zachowanej niezłej aktywności tylnych nóg. Odbijając się może nie do końca sprężyście od podłoża, bo to do ich przejazdu zdążyło trochę rozmoknąć od deszczu, doszedł pilnie do C spod którego skręcił w prawo, wyginając się na zakręcie, podobnie jak chwilę później w narożniku, wokół wewnętrznej łydki amazonki. No, powiedzmy że było to w miarę poprawne, bo mimo wszystko trochę opadł w tym do wewnątrz w wyniku lekkiego zaburzenia jaj równowagi, niemniej pozostał dość elastyczny i chętny do ruchu naprzód.
Odbijając na przekątną z R do K aż początkowo trochę wyrwał przed siebie do tego wydłużenia, ostatecznie jednak uzyskując pewną stabilność i stałość w swoim ruchu w tych pośrednich ramach, do których się rozciągnął, swój ruch biorąc z aktywizowanego przez ciemnowłosą zadu. Karosz nie należał do koni szczególnie się napalających, szczególnie na czworoboku potrafił wykazywać się dobrym opanowaniem (nie zawsze to robił, ale potrafił, okej?). Skrócił się właściwie bez zająknięcia – miał sporo szczęścia, że dosiadała go doświadczona osoba, bo chociaż Carvajal zaliczyła przerwę od treningów, to pewne rzeczy po prostu czuła, a dzięki temu, choć może nie zawsze robiła wszystko idealnie, na pewno potrafiła jeździć z pewną niewymuszoną naturalnością, co odbijało się na większej swobodzie wierzchowca w tych podstawowych ruchach… bo jednak techniczne elementy to swoją drogą. Właśnie to miało się im odbić lekką czkawką, bo po zmianie kierunku, pokonaniu krótkiej ściany i wyjściu na kolejną długą miał według programu pójść z łopatką do wewnątrz. No miał. I jakoś poszedł, ale faktycznie pewna sprzeczność sygnałów wpłynęła na marną jakość i nierówność wykonania jak i całej jego sylwetki, która, szczerze mówiąc, pokrzywiła się przy tym elemencie nie do końca w taki sposób, w jaki powinna. W efekcie następne dwie połówki wolt – najpierw jedna w lewo zaczynająca się w B, kończąca w X, druga idąca z X w prawo do E – musiały zostać poświęcone na nie po postu zbieranie punktów za ładne wykonanie, tylko właściwie na zauważalne działania naprawcze w jego kłusie, który dopiero przy powrocie na ścianę wrócił do tego eleganckiego, zebranego dumnie kształtu. Dzięki temu następny punkt przejazdu – ciąg z E do G – mógł pójść parze gładko niemal jak po miękkim maśle. Broyer pozostał apetycznie wygięty i zaokrąglony jak taki zgrabny pączuszek XD i pozostając totalnie oparty na pomocach, płynnie zszedł na tą przekątną, pozwalając prowadzić się rozkładowi ciężaru, działaniu łydek oraz wodzy, co motywowało go do równomiernego krzyżowania obu par nóg, przy czym przednia para w niewielkim stopniu szła przodem, niejako nakierowując ten ruch w kierunku obranego punktu. Po wyprostowaniu się już na linii środkowej zachowywał cały czas równe tempo i dotarł dzielnie do krótkiej ściany, na którą wszedł zgodnie z pokierowaniem go – w prawo. Niestety nie do końca przygotowany nie przeszedł do stępa najlżej, dało się rozpoznać w jego ruchu spięcie towarzyszące ociągnięciu w odpowiedzi na pomoce, których po prostu nie oczekiwał. Niemniej w samym stępie dość szybko się odnalazł, już zaraz kroczył nim nawet dość obszernie i jako tako swobodnie na kontakcie, na którym pozostawał obecny. Nie przeszkadzała mu mało przyjemna aura, nie bał się za bardzo niczego w otoczeniu. W sumie wyglądał na całkiem wyluzowanego, może nie przesadnie podekscytowanego tym, że jest oceniany, bo nie był showmanem, aczkolwiek na pewno widać było, że współpracował i nie próbował kombinować ani wymigiwać się od niczego. Chociaż kto go tam wie co miało być dalej.
W sumie ten jego niezakłócony stępik to wcale nie trwał długo, tuż po wyjechaniu narożnika karosz skręcił na linię od M do H by niedługo potem skrócić się w stępie (skracanie w tym chodzie wychodziło mu najsłabiej, najłatwiej tracił impuls) i parę kroków później poddać się zagarnięciu go na półpiruet w prawo. Jego przednie kończyny zataczały półkole odpowiadające jego własnej długości, z kolei tylne, stanowczo zbyt mało aktywne, malutkie półkolątko. Chyba nie zrozumiał, czemu nagle dostał więcej łydki i trochę podmachnął łbem do góry przy tym cofając nieznacznie uszy, jakby chciał zaznaczyć swoje niezadowolenie ze wzmożenia działania na swoim boku, niemniej nie zaprzestał ruchu… choć w jego aktywności za wiele się nie poprawiło. Zaraz wykonał ten zwrot o 180 stopni i kroczył już przed siebie mniej więcej w tym pośrednim tempie, by znów za parę kroków dać się skrócić i odbić swoim ciałem w analogiczny sposób w lewo, co w wyniku tamtego nieporozumienia przebiegło w jakimś niezdrowym z jego strony oczekiwaniu na nie wiadomo co, które objawiało się nie przyczajeniem, a przyspieszeniem całego ruchu, co jednak wcale nie rekompensowało braknącej tutaj także aktywności zadnich kończyn. Tak czy siak, za moment oboje mieli to z głowy, głowa karego zaś dobitnie to z siebie wyrzucała takim przesadnym potrząśnięciem. Po powrocie na ścianę w lewą stronę szedł przez jakiś czas w tym całkiem regularnym stępie pośrednim, natomiast po skierowaniu go na przekątną i aktywizujących pomocach połączonych ze stworzeniem mu miejsca na kontakcie zauważalnie się wydłużył, podążając w przód i dół za wędzidłem. Delikatnie sobie nawet poparskiwał, śmiało maszerując w kierunku literki P, chociaż nie, żeby na literkach się znał. Starczyło, że znała się dosiadająca go amazonka.
Nie za duże skrócenie z wyciągnięcia do stępa pośredniego przyszło mu dość naturalnie, natomiast po takim niejakim wyluzowaniu z nieco większą trudnością przyjął pomoce skracające tuż przed zakłusowaniem, reagując na nie w pierwszej chwili małym spięciem zanim poczuł dojechanie do wyznaczającego krótsze ramy kontaktu. Od tego momentu miał ewidentnie jakiś mały problem i mimo wszystko lekko się opierał poddaniu się ustawienia już w kłusie, niemniej szedł nim aktywnie, choć z trochę odgiętymi w dół plecami. Nie przeszkodziło mu to jednak znacząco w podejściu do kolejnego ćwiczenia, rozpoczynającego identyczną sekwencję jak wcześniej wykonywał w lewo – łopatka zadziałała na niego w jakimś stopniu rozluźniająco, jako że obyło się bez takiego niedopatrzenia w pomocach kobiety. Niestety całościowo jego spięcie nie zostało przepracowane, co odbiło się na nie do końca regularnym kształcie obu połówek wolt, pomiędzy którymi krótkie wyprostowanie przed odbiciem w drugą stronę wypadło mało płynnie i miękko, chociaż całość nie raziła strasznie w oczy. Po powrocie na ścianę, podobnie jak poprzednio, odbił bardzo pewnie ciągiem w stronę G, utrzymując równe zgięcie i kąt swojego ruchu, bardzo dobrze wypośrodkowany między tym ruchem naprzód a do boku, więc finalnie wylądował chyba dokładnie w pożądanym punkcie i dalej ochoczo ruszył prosto przed siebie, w kierunku C, sprzed którego zjechał w lewo na ślad.

[ 1 - 14 ] @Noa Carvajal
nagroda za ranking 2022: 2 czyste przejazdy w próbie terenowej
Mów mi luczkowa.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: okazjonalnie suche żarty.

Podstawowe

Osobowość

Awatar użytkownika
0
lat
0
cm
Elita

Regionalne zawody ujeżdżeniowe
KLASA P

Obrazek Obrazek

Harper Josie Pearson & Capri

Program

Wynik: 168,40 / 330 =
49,03%


Zdarzenie losowe

51:

Najlepszy jeździec; Jeździec w niebywały sposób komunikuje się ze zwierzęciem, prowadząc go gładko i w miły dla oka sposób. Koń dzięki pomocy spisuje się znakomicie.
Losowanie dla zera, rzut 1d20:

3;

pomyłka (-2% od końcowego wyniku, już uwzględnione)

Wskazówka do pisania

Klacz nie czuła się zbyt komfortowo w obcym otoczeniu, co przejawiało się często widocznymi spięciami wynikającymi z lęku. Niemniej zawodniczka, choć zestresowała się po pomyłce na samym początku przejazdu, w jego drugim punkcie - polegającej na zjechaniu w prawo zamiast w lewo - dość dobrze radziła sobie z doraźnym opanowywaniem strachu konia. Niestety jednak strach ten powracał niemal przy każdym powrocie na pierwszy ślad, dodatkowo klacz momentami reagowała przesadnie na pomoce amazonki, zwłaszcza na działanie jej łydek, co w efekcie poskutkowało przejazdem pozbawionym prawdziwej harmonii, nierównym.

Uwaga

Zawody odbywają się na zewnętrznym, kwarcowym czworoboku o wymiarach 20x60.

Panujące warunki pogodowe podczas zawodów to średni deszcz i lekki wiatr. W tym poście można się zapoznać z tłem fabularnym.

Pisanie przejazdów jest nieobowiązkowe. Jeśli jednak chcesz otrzymać dodatkowe punkty doświadczenia, napisz przejazd, na początku swojego posta - jeźdźca i konia (obie strony muszą zamieścić post) - wklejając poniższy kod:

Kod: Zaznacz cały

[url=https://pzj.pl/wp-content/uploads/2022/02/P2_2020popr2022.pdf][center][size=100][b][color=#9150be]HARPER JOSIE PEARSON & CAPRI - KLASA P [/color][/b][/size][/center][/url]
Mów mi Mistrzu Gry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .
Brak odznak
Noa Sofía Connely-Carvajal
Awatar użytkownika
31
lat
158
cm
Psychoterapeuta, seksuolog
Uznana Klasa Średnia
NOA SOFÍA CONNELY-CARVAJAL & ANGUS - KLASA L


ROZGRZEWKA


Na zawody w Polegate Noa przyjechała z trzema końmi. Dopiero co wdrażała się do regularnych startów po dość długiej przerwie i musiała przyznać, że trochę jej tej atmosfery brakowało. Część zawodników rozpoznawała, z kilkoma osobami mogła zamienić parę słów, wymienić się uprzejmościami. I jakkolwiek nikogo nie dziwiły starty na dwóch typowo gorącokrwistych ogierach, tak widok jej prowadzącej zimnokrwistego clydesdale'a z pewnością wzbudzał spore zaskoczenie. Na pewno psuł też trochę jej image wiecznie poważnej Wednesday Adams, ale tym akurat niespecjalnie się przejmowała. Jeżdżąc na takim olbrzymie w dalszym ciągu mogła wyglądać dostatecznie... mhrocznie.
Dzisiejsze starty otwierał jej właśnie przejazd z sympatycznym wałachem, którego co prawda przygotowywanie do startu wymagało dodatkowego krzesełka przy jej wzroście, ale to chyba właśnie ta kontrastowość tak jej się podobała. Natomiast osoby, które kojarzyły ją jeszcze ze startów na Sheridanie, Champagne, czy So Hell, zapewne właśnie przecierały oczy ze zdumienia. Jednak jakkolwiek Noa z jednej strony nie traktowała tej współpracy jako wstępu do szkolenia kolejnego konia do GP, to jednocześnie lubiła robić ludziom na przekór i jakby przyszłościowo zostawili w tyle niektóre początkujące sport maszyny, to nie miałaby nic przeciwko temu. Natomiast zostawiała to raczej w sferze swobodnych, mało realistycznych i raczej powodujących rozbawienie marzeń.
Siedząc już na grzbiecie Angusa spokojnie skierowała się z nim w stronę krytej hali, żeby móc bez nerwów go rozgrzać z dala od siąpiącego deszczu. Ponieważ klasa L nie była jakoś specjalnie trudna pod względem ruchów i figur, to tutaj spokojnie pracę nad rozluźnieniem mogła połączyć ze szlifowaniem elementów przejazdu, a w szczególności skoncentrowała się na przejściach, żeby od razu zaangażować nieco zadni motor zimnokrwistego wałacha do pracy. Nie oczekiwała spektakularnych efektów ze względu na pewne fizyczne ograniczenia, ale i tak zależało jej na uzyskaniu wrażenia względnej swobody ruchu. Miała jednak bardzo luźne podejście, więc chwaliła wierzchowca już za same zaangażowanie, a każdą w przybliżeniu prawidłową reakcję nagradzała od razu.
Natomiast dobrze, że na co dzień była w regularnym ruchu, bo jednak szeroki grzbiet Angusa przy jej budowie trochę jej rozciągał mięśnie przywodzicieli ud. Z jednej strony wałach był miękki i wygodny, gdy przechodziła do zagalopowań to mogła się poczuć trochę bardziej... majestatycznie w ten zupełnie inny sposób, niż na koniach gorącokrwistych, a z drugiej czuła, że przejazd ten zostawi jej ślad w mięśniach. Mogła pomyśleć jednak o własnej rozgrzewce. Ostatecznie jednak same rozciąganie wałacha była udane - sporo stępa, nieco kłusa, galopu, trochę pracy nad uelastycznieniem szyi, lekka praca nad motoryką zadu. Na tym etapie bardziej przygotowani do przejazdu być nie mogli.

PRZEJAZD


Gdy nadeszła ich kolej poklepała jeszcze raz wałacha po łopatce, a następnie wypchnęła go z bioder do kłusa, zamykając jednocześnie łydki i odrobinę oddała wodze, by mógł swobodnie ustawić sobie głowę w wyższym chodzie. Podczas przejazdu wokół czworoboku próbowała wyczuć jego koncentrację i jeśli rozpraszał się otoczeniem to półparadami ponownie prosiła o jego uwagę. Wszystko jednak wskazywało na to, że Angus był raczej stoikiem, którego ciężko będzie w jakikolwiek sposób spłoszyć.
Słysząc dzwonek skierowała wierzchowca na środkową linię czworoboku, od razu mając wzrok wbity spokojnie przed siebie, a nie w końską grzywę (jakkolwiek śliczna była). Równie obciążała jego grzbiet, łydki miały te samo ułożenie i zamykały się z taką samą siłą, dłonie były symetryczne, a długość wodzy identyczna - w ten sposób Noa pilnowała, by wałach nie spłynął jej z linii środkowej. Chwilę przed literką X półparada, następnie amazonka spięła mięśnie brzucha, usztywniając na chwilę miednicę, co poskutkowało zaprzestaniem podążania za ruchem konia, zamknęła obydwie łydki i dodatkowo przeniosła część ciężaru na tylną część siodła oraz zadziałała wstrzymująco wodzą. Poprosiła Angusa o zatrzymanie, jednak już w trakcie wyczuła, że brakuje im płynności - nie tyle co z niechęci konia do wykonania polecenia, co raczej przez ciężar mięśni i opór, który musiał pokonać podczas przechodzenia w stój. Były to elementy do doszlifowania w trakcie treningów i chociaż osiągnięcie poziomu płynności koni gorącokrwistych raczej nie było tutaj możliwe do otrzymania, to i tak dało się to lekko poprawić. Za to z nieruchomością nie mieli żadnego problemu i Noa mogła spokojnie wykonać ukłon w stronę budki sędziowskiej. Zaraz to po tym ponownie wypchnęła wałacha do kłusa roboczego, skupiając się na aktywnym tempie i utrzymywaniem elastycznego kontaktu. Jak zawsze dużą uwagę przykuwała do swojego dosiadu - górna część ciała była wyprostowana, ale nie spięta, amazonka miała rozluźnione lędźwie, giętkie stawy biodrowe, spokojne uda i wyraźnie opuszczone w dół łydki, a pięta była najniższym punktem. Od wędzidła do dłoni, a dalej do łokci można było poprowadzić linię prostą, ręka była stabilna i nie przeszkadzała Angusowi w pracy.
Prowadziła go dalej w linii prostej, będąc blisko litery C zaczęła prosić go o skręcenie w prawo. Podczas wyjeżdżania narożnika zachęcała Angusa do owinięcia się wokół wewnętrznej łydki, z kolei wewnętrzna wodza prosiła o zgięcie w szyi, a pomoce zewnętrzne działały ograniczająco. Następnie spokojnie kontynuowali kłus roboczy do literki B, gdzie z kolei amazonka skierowała wałacha na koło. Starała się pilnować tutaj właściwego wygięcia, ale też ze względu na gabaryty domyślała się, że może tutaj nieco zabraknąć odpowiedniej dozy elastyczności, ale wciąż na pewno wyglądali dobrze. A przynajmniej taki był jej odbiór sytuacji, kto by się tam sędziami przejmował...
Dalej prowadziła go aż do literki K, cały czas zamykając go w pomocach, w szczególności podczas wyjeżdżania narożników. Następnym elementem był wjazd na przekątną KXM, i tutaj Noa zaczęła anglezować. Półparada poprzedziła prośbę o wydłużenie wykroku, amazonka oddała nieco więcej ręki, by Angus mógł wydłużyć całą ramę ciała. Tutaj głównie skupiła się na aktywizacji kłusa, żeby wykonywany element był nieco lepiej widoczny. Nie mogła odmówić dzisiejszemu wierzchowcowi starań, mogła wyczuć, że naprawdę się angażował, a na tym etapie w sumie i tak to właśnie najbardziej się liczyło. Chwilę przed literką M ponownie zastosowała półparadę i wróciła wraz z Angusem do kłusa roboczego, przy okazji wracając też do dosiadu ujeżdżeniowego. Kontynuowali kłus roboczy przez dwa narożniki, a potem do literki E, skąd z kolei Noa ponownie odbiła na koło. Obciążyła nieco wewnętrzną kość kulszową, tym razem nieco mocniej działała pomocami wewnętrznymi, żeby poprawić wygięcie, natomiast zewnętrzne jedynie delikatnie pilnowały, by wałach ewentualnie nie wypadał zadem. Po powrocie na ścianę czworoboku prowadziła go dalej w kłusie roboczym, głównie podtrzymując ruch do przodu, natomiast nieco staranniej pilnowała go przy wyjeżdżeniu narożników. Chwilę przed literką A zastosowała z dwie półparady, by przyszykować Angusa do następnego elementu, i zaraz to powtórzyła już raz wcześniej zastosowane pomoce do zatrzymania. Wyczuwała tutaj brak pełnej płynności i pewną ciężkość tego przejścia, ale nie przejmowała się tym specjalnie. Za to nieruchomość dobrze im wychodziła, Noa spokojnie mogła policzyć w głowie do pięciu, a następnie wypchnęła ogiera dosiadem do przodu, przekazując od razu nieco większy impuls, by poszerzył choć nieznacznie ramę w stępie. Wyjechali w ten sposób kolejny narożnik, a następnie w literce F skierowała ich na kolejną przekątną. Chciała, by wałach był możliwie jak najbardziej rozluźniony, zresztą to głównie na tym zależało jej przez cały przejazd, nie odczuwała jakiegokolwiek powodu do bycia spiętą. Powrócili na ścianę czworoboku, wyjechali kolejny narożnik i przy literce C kolejne półparada i prośba o przejście w kłus. Kolejny narożnik, półparada i przy M zagalopowanie – wewnętrzna łydka idzie przed popręg, zewnętrzna za. W momencie przejścia w galop, ręce amazonki automatycznie przesunęły się lekko do przodu, by nie szarpnąć wałacha podczas pierwszej fouli. Tak, to ewidentnie był ten moment, gdzie mogła poczuć się nieco bardziej majestatycznie, a przynajmniej w swojej głowie. Niemniej poniekąd oto właśnie chodziło, by mieć zabawę z tych zawodów. Przy literce B odbicie na koło, tym razem nieco większe niż te wykonywane w kłusie, cały czas pomocami próbowała ułatwić Angusowi odpowiednie wygięcie przy jednoczesnej swobodzie ruchu, ale tutaj też musiała brać poprawkę na aktualne możliwości wierzchowca. Po powrocie na ścianę podtrzymywała go w galopie, wyjechali dwa narożniki, a następnie ponownie skierowała go na przekątną. Tutaj mocniej zamknęła go w pomocach, by przypadkiem nie spłynął jej teraz na boki, a kilkukrotna półparada poprzedziło prośbę o przejście do kłusa chwilę po "minięciu" litery X. Pozostała w dosiadzie ujeżdżeniowym, pilnowała teraz tempa, by wierzchowiec nie przyspieszał, ani też nie zwalniał, po czym po powrocie na ścianę w punkcie M ponownie półparada i prośba o zagalopowanie. Teraz czekał ich dłuższy kawałek prostego galopu, bo aż to punktu E (ponownie mocniej pilnowała go w narożnikach, by tym bardziej teraz nie próbował ich skracać), tam z kolei kolejne odbicie na koło. Pilnowała go tak samo jak przez cały przejazd, samej pozostając cały czas w równowadze (zresztą akurat na jego grzbiecie ciężko było się zachwiać), próbując pomocami jak najbardziej go wspierać. Po zakończeniu koła dalej jechali wzdłuż czworoboku, tym razem przy narożnikach trochę za mało wsparła Angusa wewnętrzną łydką, a miała trochę za sztywną zewnętrzną wodzę, przez co mogła zaburzyć wygięcie i samą harmonię ruchu, ale dość szybko skorektowała też samą siebie. Przy F powtórzenie ostatnich elementów - wjazd na przekątną, zamknięcie w pomocach, półparada i po przekroczeniu "środka" kolejne przejście do kłusa roboczego. W dalszym ciągu czuła tutaj pewną ciężkość ruchów, ale niewiele mogli jako para w tym momencie poprawić w tych elementach, więc zdecydowała się na tym nie skupiać. Kolejne wyjechanie narożników, przy literze M ponowne wejście na przekątną i rozpoczęcie anglezowania. Nastąpiła od niej kolejna prośba o zaktywizowanie wykroku, zamknęła łydki, oddała nieco więcej wody, starała się popchnąć go do przodu impulsem z ciała podczas anglezowania. Chciała utrzymać odpowiednie tempo i poszerzyć choć trochę ramę wałacha.
I jakkolwiek przejazd może był mało imponujący pod pewnymi względami, to na pewno na plus była precyzja i rozluźnienie, czemu z pewnością pomagał spokój wierzchowca. Przed literką K kolejna półparada i lekkie "obciążenie" pomocami Angusa, by z powrotem wrócił do swojego naturalnego kroku. Wyjechali ostatni narożnik w programie, a w punkcie A Noa ponownie skierowała go na linię środkową. Kolejna półparada, i przy literce X zatrzymanie, pomoce były identyczne jak poprzednio, chociaż może odrobinę się z nimi spóźniła, więc zakończenie niekoniecznie będzie aż tak perfekcyjne, jak chciała. Wodze w jedną rękę, ukłon i następnie duże wypuszczenie wodzy. Stępem skierowała się w stronę wyjścia z czworoboku, chwaląc wałacha za dobrze wykonaną pracę.

ROZPSTĘPOWANIE

Ponieważ miała jeszcze chwilę do następnych przejazdów, mogła sobie pozwolić na osobiste rozstępowanie Angusa. Przy okazji nagrodziła go kilkoma smakołykami, co jakiś czas nasłuchując, czy nie został ogłoszony ich wynik. Ostatecznie może i nie był najlepszy, natomiast z całą pewnością biorąc pod uwagę fakt, że nie znali się zbyt dobrze, a Angus miał pewne ograniczenia w związku ze swoją budową - i tak nie poszło im najgorzej. A sama czuła się całkiem zadowolona i to w gruncie rzeczy uważała za najważniejsze.

KONIEC


@Angus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, ale jestem wybredna, a co.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Awatar użytkownika
14
lat
181
cm
Ujeżdżenie
Mały Sport & Rekreacja
NOA SOFÍA CONNELY-CARVAJAL & ANGUS - KLASA L

Angus na dobrą sprawę nie startował w zawodach w ogóle. Co prawda nie był to jego pierwszy start w zawodach, niemniej został odsunięty od sportu na rzecz nauki początkujących jeźdźców, w czym odnajdywał się dużo lepiej. Jakie było więc jego zdziwienie, kiedy pod jego boks przyszła obca mu Noa, którą najpierw wziął za dziecko, a potem za instruktorkę. Nie lubił nowości i zmian, więc zarówno droga do Polegate, jaki i sam pobyt tam nie były dla niego zbyt komfortowe, chociaż właściwie nie okazywał tego po sobie na żaden sposób. W obyciu był grzeczny i pozwalał kobiecie robić ze sobą wszystko, na co tylko miała ochotę. To samo dotyczyło także rozgrzewki, która dzięki temu przebiegła pomyślnie i bez żadnych udziwnień. No, może pomijając te wszystkie ciekawskie spojrzenia na ich dwójkę, ale co się dziwić. Nawet w najniższych klasach rzadko kiedy można było dostrzec konie zimnokrwiste.

Pogoda nie robiła na nim większego wrażenia. Był koniem zdecydowanym, pewnym, którego ciężko było czymkolwiek ruszyć - dosłownie i w przenośni. Miłą niespodzianką jednak było to, że Noa, w przeciwieństwie do jego dotychczasowych jeźdźców, wiedziała co robi, kiedy siedziała na jego grzbiecie. Dzięki temu dość szybko złapali nić porozumienia, która mogła napawać jakimkolwiek optymizmem na start. Tu też pojawiała się kolejna zaleta wałacha. Emocje jeźdźca nigdy nie miały na niego większego wpływu i mógł w spokoju kontynuować swoją robotę.


PRZEJAZD

Poklepany po łopatce, cofnął jedno ucho na swojego jeźdźca z zainteresowaniem. Mimo wszystko częściej startował w zawodach ujeżdżeniowych, bowiem ciężko byłoby się takiemu zwierzęciu oderwać od ziemi w skokach, więc w miarę wiedział, co się zaraz miało dziać. Przeszedł do kłusa, nie ożywiając się jednak zbyt na myśl o wejściu na czworobok. Wiązało się to z wyjściem na deszcz, a nawet jeśli był zahartowany, to po prostu nie było to przyjemne z tym lekkim wiatrem, który sprawiał, że szybko mógł się wychłodzić. Nie był golony co prawda, ale spocona, długa sierść sprzyjała przeziębieniu się w takich warunkach. Mieli to szczęście, że startując w pierwszym konkursie, trafili na podłoże w jeszcze akceptowalnym stanie, bez kałuż, które pewnie mogłyby spłoszyć niejednego konia.

W końcu wjechali na linię środkową, na której Angus zgodnie z wskazówkami Nyśki wyprostował się, utrzymując w miarę aktywne tempo. W miarę, bo jednak był dość leniwy i trzeba było go dobrze pilnować, żeby w pewnym momencie nie zgasł. W każdym razie nie spływał nigdzie na boki pod warunkiem, że amazonka go do tego nie "zmotywowała" zaburzając równowagę konia. Dzięki półparadzie zatrzymał się w X całkiem płynnie jak na swoje możliwości, czemu towarzyszyło głośne parsknięcie, jakby już się tym wszystkim zmęczył. Odstawił też jedną nogę nieco bardziej w bok, odciążając ją, co raczej nie spodobało się sędziom, którzy oceniali dzisiaj przejazdy nadwyraz surowo. Niemniej nigdzie się nie wybierał i cierpliwie czekał na sygnał na kontynuowanie kłusa, którym ruszył w miarę energicznie, zaraz jednak podejmując próbę zwolnienia, wykorzystując do tego zakręt w C. Sam łuk wykonał prawidłowo, odpowiednio mocno wyginając się wokół łydki amazonki, niemniej jakoś tak... spowalniając w ten sposób, że mogłaby nawet tego nie zauważyć z siodła. Wyprostowany na ścianie, utrzymał ten sam, nieco wolniejszy kłus, jedno ucho mając wycofane na swojego jeźdźca w geście skupienia na niej. W B zjechali na duże koło, na którym mógł się nieco bardziej wykazać swoim wygięciem niż w zakręcie. To mógł być większy problem, bo brak regularnego treningu nad jego elastycznością i wygimnastykowaniem, był po prostu dość sztywny i nawet taki duży okrąg był stosunkowo ciężkim zadaniem. Do tego wszystkiego dochodził jego wzrost i budowa, które utrudniały mu takie manewry. Parę raz wypadł zadem, pewnie szybko poprawiany przez Noę, dzięki czemu ta figura nie wyszła aż tak źle, a nawet w miarę akceptowalnie.

Zamknąwszy koło w tej samej literce, kontynuował kłus na wprost wzdłuż szranek czworoboku. Wciąż testował cierpliwość i spostrzegawczość Hiszpanki, zmieniając tempo, z którym najwyraźniej ciągle nie mogli się dogadać. Patrząc na to, że zaraz czekało ich wydłużenie kroku na przekątnej, był to dość istotny element. Pomijając sprawy z prędkością swoich chodów, był zaangażowany w rzucane przed nim zadania, więc sam zakręt na KXM wykonał poprawnie, by już za nim wyprostować się. Dobrze odczytał pomoce brunetki do tego, żeby wydłużyć ramy, ale tutaj znowu pojawiły się ograniczenia związane z jego budową. Jego wyciągnięcie nie było specjalnie zachwycające, nawet jeśli starał się z wykonaniem tego, to jednak nie był zdolny zrobić tego tak jak gorącokrwiste konie. Samo przejście było widoczne dla wprawnego oka sędzi, a powrót do kłusa roboczego przyjął z ulgą. Wpłynęło to jednak pozytywnie na jego zaangażowanie zadu, który wreszcie zaczął się uruchamiać. Do ręki kobiety wciąż podchodził dość ostrożnie, parokrotnie znikając jej z kontaktu, co mogło wpływać na wrażliwość w pysku. Sprawa była jednak odwrotna, przez pracę najczęściej z dziećmi i początkującymi jeźdźcami był dość znieczulony w pysku i na łydki, więc poza szerokim siedzeniem, Noa musiała też stosować dość dużo siły, żeby mu coś jasno zakomunikować.

W E powtórzyli koło, tym razem na jego lepszą stronę, więc wypadło to już dużo lepiej od poprzedniego. Utrzymując stały rytm i tempo kłusa, płynnie wyginał się wokół wewnętrznej łydki Hiszpanki, dopełniając ten rysunek lekko ustawioną do środka głową. Po powrocie na ścianę pozostał wyprostowany, tym razem będąc dobrze pilnowanym w temacie swojego tempa, więc w końcu zaktywizował się nieco, co jednak wcale nie było takie pomocne przy kolejnym elemencie. W połowie krótkiej ściany został poproszony o zatrzymanie, które w związku z większą energicznością wykonał dość ciężko, uwieszając się na chwilę na ręce Nyśki i obciążając przody, które jednak miał zachować lekkie. Poza tym nie było większych niezgodności, w nieruchomości odczekał te symboliczne pięć sekund, po którym został poproszony o stęp. Ruszył dziarskim krokiem przed siebie, delikatnie bujając głową w rytm stawianych kroków. Wskazywało to na jego rozluźnienie, które może i nie było w pełnej krasie, to jednak wystarczające, aby do wszystkich elementów podchodził w miarę lekko i na tyle, na ile potrafił. Spokojnym stępem przeszedł kolejne czworobokowe literki, również przekątną, na której miał duże większe szanse na spłynięcie z linii prostej. Udało im się tego uniknąć dzięki zrównoważeniu amazonki, więc już po chwili mogli wrócić do kłusa. Trwało to jednak krótką chwilę, bo przy M został poproszony o galop. Przeszedł do niego dość ciężko, nie mając w nawyku galopu lekkiego, pod górkę. Niemniej dla samej Hiszpanki mogło to być niezapomniane, bo jego galop był zdecydowanie nie do podrobienia, nawet jeśli był dość spłaszczony. Zjechali na koło, które w galopie było dla niego jeszcze trudniejsze niż w kłusie, nawet jeśli brać pod uwagę większą średnicę. W pewnym momencie Noa mogła mieć nawet wrażenie, że karosz zaraz przejdzie do chodu niżej, ale powstrzymany przed tym dokończył rysunek okręgu, który mógł im wyjść dość... kanciasto.

Kontynuował radosną galopadę po ścianach, w miarę przejeżdżania kolejnych metrów ożywiając się nieco. Potrzebował więcej czasu niż inne konie na takie "rozbudzenie" się i dopiero teraz powoli zaczynał to robić. Zjechali następnie na przekątną KXM, podążając za wydeptanym już śladem (a ten w końcu było łatwo rozróżnić, patrząc na rozmiar jego kopyt). Zmiana nogi przez kłus było dla Angusa czymś naturalnym; lotne zmiany były mu kompletnie obce, podobnie jak kontrgalop, dlatego chętnie przeszedł do niższego chodu. I tutaj nastąpiło coś niemożliwego, bo wraz z tym przejściem osiadł bardziej na zadzie, odciążając nieco bardziej przody, a to zagwarantowało im kolejne zagalopowanie już o dużo lepszej jakości niż to pierwsze. Co prawda wciąż nie prezentował żadnego uphillu czy czegokolwiek mile widzianego na czworobokach, ale jednak różnica w tych dwóch galopach była widoczna. Prawdopodobnie był to najlepiej oceniany element w ich przejeździe, bo mieli całkiem spory odcinek do zaprezentowania tego galopu. Lewa było jego lepszą stroną, tak więc koło także wyszło też lepiej niż wcześniejsze, odpowiednio mocno wygiął się w kłodzie i szyi, kreśląc całkiem okrągły rysunek okręgu. W związku z niedopilnowaniem amazonki kolejne narożniki wyszły już gorzej, co miało mocny związek z tym, że Angus robił dokładnie to, o co go poproszono i nic ponadto. Mógłby więc "nadrobić" te braki Nyśki, ale nie zrobił tego, bo po prostu nie było to w jego nawyku.

W następnej kolejności była zmiana kierunku przez przekątną, a wraz z tym przejście do kłusa gdzieś za X. Podobnie jak wcześniej, wyszło ono wałachowi dość ciężko. Był już dość zmęczony, bo nie przywykł do takiego wysiłku, większość czasu spędzając jednak na lonży, na której mógł poruszać się bez większej uwagi jeźdźca czy instruktoza. Pozostali już w tym kłusie, w którym po raz kolejny zjechali na przekątną. Ten długi odcinek nigdy nie wiązał się dla niego z żadnymi emocjami, a pewnie u niejednego konia był to pretekst do prób zakłusowania bądź przyspieszenia. Tymczasem Angus pozostawał wciąż tak samo karny, zgodnie z pomocami amazonki wykonując subtelne wydłużenie kroku. W oczach sędziów mogło wypaść lepiej, ale dalej było bardzo dalekie od ideału. Skrócenie do roboczego wyszło już bardziej zadowalająco, bo w nim było mu najłatwiej się poruszać.

Szczęśliwie ich przejazd dobiegał już końca. Nie był żadnym męczeniem się dla Angusa, polubił nawet Noę, ale jednak wolał swoje dotychczasowe życie, bez udziwnień z zawodami. Skierowany na linię środkową w A nastawił uszy na sztorc, żeby już po chwili zatrzymać się w X. Wykonał je odrobinę za późno przez to, że Hiszpanka troszkę z tym zaspała, ale poza tym stanął w równowadze, nigdzie nie wybierając się bez pozwolenia swojego jeźdźca. Po ukłonie i zakończeniu przejazdu zszedł z czworoboku stępem, korzystając z długiej wodzy, żeby wyciągnąć szyję. Otrzepał się przy tym z ociekającej wody i potu, który był szczególnie widoczny na miejscach, gdzie miał kontakt ze sprzętem.

KONIEC
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego.
Szukam początkujących jeźdźców.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: -.

Podstawowe

Osobowość

Eventy

Dla użytkownika

Tyler Hendersen
Awatar użytkownika
24
lat
188
cm
model, trener jeździectwa
Nowi Zasobni Pracownicy
TYLER HENDERSEN & JOHNNY BRAVO - KLASA P

Chociaż były to "tylko" zawody regionalne, to Tyler spędził wiele czasu na przygotowaniach do tego dnia. Miał to być przede wszystkim sprawdzian ich umiejętności, podsumowanie pracy, którą wykonywali przez ostatnie miesiące. Liczył na kolejne wskazówki, według których mógłby dalej prowadzić swojego konia tak, by stawali się coraz lepsi. Trochę denerwował, bo rzadko startował w zawodach, o wiele bardziej woląc jeździć w domowym zaciszu i pod okiem trenera, niż rywalizować z innymi, ale tylko tak mógł znaleźć to, czego szukał.
Zawody na szczęście odbywały się blisko, więc przynajmniej odpadało im zmęczenie związane z podróżą. Tylko pogoda mogłaby być lepsza, ale Tyler pocieszał się myślą, że to tylko parę minut pod gołym niebem, po których znowu będą mogli się schować przed zimnym deszczem. Starannie przygotował konia do konkursu, chcąc się nienagannie prezentować, a potem rozprężył go na hali w towarzystwie paru innych koni, które miały niebawem startować. Zabrał się za to odpowiednio wcześnie, dzięki czemu starczyło mu czasu na długi stęp, a potem na poprawne rozgrzanie Johnny'ego w pozostałych dwóch chodach, z uwzględnieniem licznych przejść i żucia z ręki. Elementami się nie przejmował, będąc pewnym swojego i Jasia przygotowania. Teraz pozostało już tylko czekać na swoją kolej.

Podczas gdy poprzedzająca ich para wykonywała program, Tyler skierował się ze swoim koniem na sąsiedni, przygotowawczy czworobok. Wykorzystał ten czas na oswojenie wałacha z nowym otoczeniem, a także na zebranie myśli. Wdech, wydech... Tylko spokój mógł ich uratować. Stępując na kontakcie, czekał na swoją kolej. Wreszcie został poproszony na czworobok, więc zjechał z przygotowawczego czworoboku i okrążył ten właściwy, w trakcie zapraszając konia do kłusa. Od początku jechał w pełnym siadzie, swobodnie wysiadując ruch konia, którego boki delikatnie obejmował łydkami, dając mu tym sposobem oparcie. Starał się przepracować ewentualne spięcia, które powstały w ciele Jasia, zanim skręcił do środka czworoboku przez rozsunięte w literze A szranki. Ze wzrokiem utkwionym w sędziach z naprzeciwka, wyprostował konia i poprowadził go w linii prostej do X, w którym zaczął planować zatrzymanie już kilkanaście metrów wcześniej. Z pomocą półparad przygotował Johnny'ego do zatrzymania, po czym spinając mięśnie brzucha, usztywnił też biodra i zatrzymał ruch konia w określonym momencie. Zatrzymanie wykończył domknięciem ręki na wodzy i nie zapomniał również o podparciu konia łydką, dzięki czemu uzyskał równe, zrównoważone zatrzymanie. Przełożył wodze do jednej ręki, po czym ukłonił się sędziom, zachowując śmiertelnie poważną minę, jak zawsze gdy był bardzo skupiony. Następnie z powrotem złapał wodze oburącz i po delikatnej półparadzie, ponownie ścisnął boki konia łydkami, bez utraty kontaktu z pyskiem przesuwając dłonie nieznacznie w przód, by koń mógł swobodnie ruszyć wyższym chodem. Lewą łydką już teraz dyskretnie zachęcił go do oparcia na zewnętrznej, prawej wodzy, dzięki czemu zakręt, w który weszli u końca linii środkowej, udało im się wykonać bez wypadnięcia łopatką czy zadem. Równie starannie skręcił w narożniku, który wykorzystał również do tego, by wewnętrzną łydką bardziej zaktywizować wewnętrzną, tylną nogę konia i sprowokować go do głębszego wkroczenia nią pod kłodę, a co za tym idzie, do zaangażowania zadu. Chciał się zaprezentować jak najlepiej, a jednym z elementów, który za to odpowiadał, były także chody konia. Jasiu akurat nie mógł się pochwalić zjawiskowym ruchem, więc Tyler starał się zrobić wszystko, co było w jego mocy, by koń wyglądał dobrze - a poza rozluźnieniem i akceptacją pomocy, właśnie rozwinięcie impulsu mogło im pomóc w lepszym pokazaniu się na czworoboku.

Dojechawszy do połowy długiej ściany, skręcił do środka, robiąc półwoltę do X, w którym - po chwilowym wyprostowaniu - ustawił konia w drugą stronę, by po półwolcie wjechać z powrotem na ścianę. Wykonując oba te łuki, zwrócił przede wszystkim uwagę na ich rozmiar, w czym pomogła mu nienajgorsza świadomość przestrzenna i znajomość wymiarów czworoboku. Na ścianie kontynuował natomiast kłus, na którego ewentualną poprawę miał teraz dłuższą chwilę, bo zgodnie z programem mieli niemal połowę czworoboku do objechania. Nie sprawiło to jednak, że stał się mniej pilny; wręcz przeciwnie, starannie wyjechał oba narożniki, dopiero za drugim z nich zaczynając myśleć o nadchodzącym ustępowaniu od łydki. Zanim dojechali do V, półparadą uprzedził Jasia, że za moment coś będzie się działo. Następnie cofnął lekko lewą łydkę, którą następnie docisnął do boku konia w momencie, w którym jego lewa, tylna noga oderwała się od ziemi, tym samym prowokując konia do ustąpienia w bok. Jednocześnie pilnował go prawą łydką i wodzą przed nadmiernym zgięciem lub utratą impulsu do ruchu naprzód, wzrokiem prowadząc konia w kierunku litery I, w której zakończył ustępowanie, przestając oddziaływać na jego bok lewą łydką. Po półparadzie kontynuował jazdę do przodu, tym razem skręcając w prawo.

Za narożnikiem skręcił na przekątną, na której zaczął anglezować, jednocześnie zachęcając konia do wydłużenia kroku. W momencie, w którym wstał w siodle, wewnętrzną łydką zachęcił konia do mocniejszego pchnięcia się zadem, a poprzez otwarcie sylwetki, przede wszystkim bioder, zachęcił go także do śmielszego wyjścia w przód. Dodanie było zauważalne, ale raczej skromne, bo koniowi mimo wszystko brakowało nieco iskry. Tyler wolał jednak pojechać mniej efektownie, a rytmicznie, co zdecydowanie bardziej sprzyjało poprawności. Dojechawszy do końca przekątnej, miękko wrócił w siodło, już dosiadem regulując tempo kłusa, na co jego koń reagował najlepiej. Nie zostali jednak na ścianie na długo, bowiem już od litery P program zaczął się powtarzać w lustrzanym odbiciu. Odbili więc do środka czworoboku, wykonując ustępowanie od łydki w stronę I, w trakcie czego Hendersen tym razem nieco za mocno ustawił konia do wewnątrz, wpływając tym negatywnie na jego swobodę łopatek. Był świadom swojego błędu, od razu czując go w lekkim usztywnieniu konia, któremu jednak zdążył zaradzić po wyprostowaniu, jeszcze przed rozpoczęciem kolejnej przekątnej. Nie wyrzucał sobie teraz błędów, cały czas myśląc tylko o tym, co było przed nimi i o tym, co mówił mu koń swoim ciałem.

Po ponownym, dość udanym wydłużeniu kroku w kłusie na przekątnej, mężczyzna ponownie wrócił do pełnego siadu i roboczego tempa kłusa. Wykonując zakręt w narożniku, półparadami zaczął już przygotowywać Johnny'ego do zatrzymania w literze A. Udało mu się zatrzymać kasztana w punkt, choć tym razem nie dopilnował idealnego, równego ustawienia tylnych kończyń, czego nie był nawet specjalnie świadom. Odliwczywszy w głowie pięć sekund, delikatną łydką i ruchem bioder zachęcił konia do wznowienia ruchu stępem. Następnie zjechał na skróconą przekątną do R, na której zaczął stopniowo, systematycznie wypuszczać wodze spomiędzy palców, jednocześnie dosiadem aktywnie - acz nienachalnie - wyjeżdżając każdy krok konia tak, by przekraczał ślady przednich kopyt tylnymi. Dojeżdżając do końca, ponownie zaczął nabierać wodze na kontakt, nie przestając pracować dosiadem, dzięki czemu obyło się bez usztywnienia. Po paru krokach zakłusował, a następnie zagalopował w połowie krótkiej ściany na lewą nogę. Już od pierwszej foule dbał o dobry, okrągły galop, dosiadem zabierając zad konia i dając mu szansę na pokazanie się z jak najlepszej strony. W literze S skręcił na koło, po zamknięciu którego zachęcił Jasia do wydłużenia galopu, co wiązało się z lekkim zaaktywizowaniem go łydką i mocniejszym otwarciem się w biodrach. Uważał jednak, by konia nie poniosła fantazja, bo kilku foule musieli wrócić do galopu roboczego, którym pokonali całą krótką ścianę, a następnie zjechali na przekątną. Półparadami przygotował konia do przejścia w dół, dając mu też znak, że tym razem nie będą robić lotnej zmiany (jak to bywało często w domu), po czym dosiadem zwolnił go do kłusa. Dojechał nim do końca przekątnej, zyskując czas na przestawienie pomocy i przygotowanie zagalopowania, po czym ponownie ruszył galopem, tym razem z prawej nogi.

Tak jak ostatnim razem, za narożnikiem, dokładnie w literze R, zjechał na koło o średnicy piętnastu metrów. Poruszając się po nim, starał się utrzymać stały kąt zgięcia, a także zachować aktywność galopu. Podpierając konia wewnętrzną łydką, starał się siedzieć w równowadze i jedynie lekko cofniętym, wewnętrznym ramieniem pomagał koniowi w wygięciu się. Po zamknięciu koła ponownie wydłużył galop na ścianie, u jej końca wracając do roboczego tempa, by raz jeszcze zmienić kierunek. Tym razem musiał przypilnować siebie, by przypadkiem nie sprowokować konia do lotnej zmiany nogi, bo przejście do kłusa wypadało dopiero przed literą M. Szczęśliwie udało im się tam dojechać bez wpadki, a następnie płynnie zwolnić do kłusa, którym następnie poruszali się aż do litery E. Tam rozpoczęli duże, dwudziestometrowe koło, jadąc po którym Tyler zaczął anglezować, ale też wypuszczać konia do dołu. Wysuwając stopniowe wodze, ruchem małego palca na wewnętrznej z nich zachęcił konia do żucia wędzidła, jednocześnie łydką zachęcając go do podążenia za ręką i wyciągnięcia nosa w dół i w przód. Po udanym żuciu z ręki, Tyler zaczął z powrotem podnosić konia, by po powrocie na ścianę kontynuować już kłus w dotychczasowych, roboczych ramach. Takim też kłusem skręcili do środka czworoboku, wjeżdżając na linię środkową i zmierzając do litery X, w której wykonali końcowe zatrzymanie. Dopiero po ukłonie mógł wreszcie porządnie odetchnąć i z uśmiechem poklepał wałacha po mokrej szyi, a potem zjechał z czworoboku na luźnej wodzy, już nawet nie przejmując się warunkami pogodowymi, bo miał poczucie dobrze wykonanego zadania.

Mów mi Zuza. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Johnny Bravo
Awatar użytkownika
10
lat
178
cm
Ujeżdżenie
Mały Sport & Rekreacja
TYLER HENDERSEN & JOHNNY BRAVO - KLASA P

Na szczęście Johnny'emu było zupełnie wszystko jedno. Co prawda także nie przepadał za zawodami, czasami ciężko znosząc atmosferę z nimi związaną, ale nie zamierzał narzekać na to, co Tyler dla nich wymyślił. Była to dla niego jakaś nowość, mimo że startował w zawodach wcześniej, to jednak nie robił tego na tyle często, by przywyknąć do tego całego chaosu, który się tam dział.

Podróż do docelowego miejsca nie była długa, więc już w nowej stajni był gotów do pracy. Pogoda nie była zbyt sprzyjająca, ale deszcz na całe szczęście nie padał na tyle intensywnie, by móc spłoszyć kasztana. Był koniem pewnym, ale jednak nawet on potrafił się czasami spłoszyć, największy problem mając jednak z nieco bardziej oczywistymi rzeczami niż wiatr. Rozgrzewka przebiegła im spokojnie, bez żadnych większych problemów dzięki temu, że zostało jej poświęcone odpowiednio dużo czasu. Towarzystwo innych koni nie robiło mu żadnej różnicy, był skupiony w pełni na swoim właścicielu, dzięki czemu uzyskali rozluźnienie i przepuszczalność Jasia, co było przepustką do wejścia na czworobok.


Skierowany już w stronę placu nie był zbyt zachwycony na to, że jego sierść szybko stała się mokra od deszczu. Zdenerwowanie Tylera na całe szczęście nie przechodziło na wałacha, a przynajmniej do czasu. Bo kiedy zostali już wezwani na ten prawdziwy czworobok, nic nie wskazywało na to, że Jasiowi może się nie spodobać... budka sędziowska na czele z sędziami, zupełnie jakby sobie zdawał sprawę z tego, jak ostro oceniali poprzednie pary. Hałas związany z uderzaniem kropli o dach budki oraz krzykliwe kolory ubiory jury wywołały niespodziewany opór ze strony hanowera, przez co odmawiał dalszego ruchu do przodu. Stulone uszy świadczyły o jego niezadowoleniu, ale ostatecznie udało im się dojść do porozumienia i Johnny został niejako zmuszony przez właściciela do kontynuowania kłusa.

Zanim jeszcze wjechali na sam czworobok, przepracowali powstałe przez ten eksces spięcia, by już w pełnym skupieniu i rozluźnieniu wejść w A kłusem. Ten chód może i nie był najbardziej oszałamiający w porównaniu z niektórymi obecnymi tutaj końmi, ale nie dało mu się odmówić pełnej poprawności. Johnny szedł aktywnie, ustawiony na ręce w wyprostowaniu, nie zmieniając tempa. Zatrzymanie w X wykonał książkowo dobrze, będąc odpowiednio przygotowanym do tego półparadami. Przystanął w danym miejscu i ustawił wszystkie nogi równo, czekając na kolejne sygnały od swojego jeźdźca, któremu oferował całą swoją uwagę. To była ich niezaprzeczalna zaleta i as w rękawie - Johnny z Tylerem znali się już od lat, dzięki czemu kasztan potrafił przewidzieć kolejne sygnały Hendersena po samych zmianach w jego układzie ciała. Otrzymawszy łydkę, tylko upewnił się w tym, że następne będzie zakłusowanie. Wykonał je płynnie, energicznie dzięki odpowiedniemu zaangażowaniu pochodzącemu z zadu, który nadawał motorykę wszystkim jego chodom. Przeżuwając wędzidło w pysku, pozostawał oparty na prawej ręce jeźdźca, przyglądając się literce znajdującej się przed nimi, w której skręcili w lewo. W zakręcie wygiął się odpowiednio mocno, nie spłaszczając tego łuku i nie tracąc na jakości swojego kłusa. Wykonawszy zakręt, wyprostował się na ścianie, pozostając wciąż na zewnętrznej wodzy, a także gotów do kolejnych elementów programu.

W połowie długiej ściany w E zjechali na półwoltę, która sięgała do środka czworoboku, żeby krótko za tym punktem wykonać bliźniaczą półwoltę na drugą stronę. Na obu figurach wyginał się całkiem dobrze pod warunkiem, że był odpowiednio przypilnowany przez Tylera, jako że Johnny dalej miał problemy ze swoją gorszą, lewą stroną. Teraz jednak zmienili stronę dzięki tym dwóm połówkom wolt, więc Johnny poczuł się od razu bardziej komfortowo. Wróciwszy na ścianę, kontynuował energiczny kłus, nos ustawiając w pionie, a potylicę czyniąc swoim najwyższym punktem. Lekko obniżony zad świadczył o jego pracy, dzięki czemu zyskał też trochę na lekkości przodów. Wciąż nie był to najlepszy kłus, ale jak na standardy hanowera to nie dało mu się zarzucić większych nieprawidłowości.

W V rozpoczęli ustępowanie od łydki w prawą stronę. Podobnie jak poprzednio Johnny niejako przewidział zamysły swojego jeźdźca dzięki półparadom i niewidocznym zmianom w układzie ciała Tylera. Odszedł od jego łydki w momencie, kiedy dostał taki sygnał, poruszając się po przekątnej aż do I. Sumiennie krzyżował nogi, nie mając w zwyczaju oszukiwać mężczyzny pod żadnym względem. Głowę miał ustawioną w kierunku poruszania się, a w trakcie wykonywania ustępowania zachował ten sam impuls i przepuszczalność, dzięki czemu już na linii środkowej bez zawahania ruszył kłusem na wprost. W następnej kolejności zjechali na przekątną MXK, na której czekało ich wydłużenie kroku. Johnny kojarzył przekątne właśnie z takimi "udziwnieniami", więc cofnął jedno ucho na swojego jeźdźca, oczekując odpowiednich pomocy od niego, które by rozjaśniły sytuację. Poproszony o wydłużenie, nieco wyraźniej odepchnął się zadem od ziemi, wkraczając tylnymi nogami mocniej pod kłodę, a wraz z tym wydłużając swój krok. Ważne przy tym było to, że ten ruch wynikał właśnie z pracy tyłu, a kasztan nie machał bezsensownie przednimi nogami, imitując prawidłowe wyciągnięcie kroku, co też zdarzało się dość często w tej dyscyplinie. Jego ten problem nie dotyczył: zauważalnie wydłużając całą sylwetkę, nos także wyciągnął odrobinę przed pion, pozostając jednak ciągle opartym na kiełźnie. Nie było to może spektakularne wyciągnięcie, ale na tym poziomie raczej wystarczająco, tym bardziej, że Bravo zachował przy tym pełną regularność i równowagę, idąc dokładnie po linii, którą wyznaczał mu Tyler. Wraz z końcem KXM skrócił się zgodnie z wskazówkami Hendersena, to przejście wykonując dużo lepiej niż poprzednie. Nie towarzyszyło mu żadne usztywnienie, a Johnny zgrabnie wrócił do kłusa roboczego, parskając przy tym głośno na znak podekscytowania, które jednak nie przebijało się w jego zachowaniu. A szkoda, bo może dzięki temu zyskaliby więcej na impulsie, który mimo wszystko wypadał najgorzej w ich przypadku.

Krótko po powrocie na ścianę czekało ich kolejne ustępowanie, tym razem na odcinku PI. Nic nie zwiastowało tego, że w tym elemencie coś mogłoby pójść nie tak. Johnny wciąż był gotów na każdy kolejny sygnał, ale doszło do tego, że Tyler za mocno ustawił jego głowę, powodując lekkie przegięcie w szyi. To z kolei kaskadowo przeniosło się na wszystkie pozostałe elementy: Johnny usztywnił się, nie będąc także w stanie wykonać ustępowania tak dobrze jak wcześniej, będąc zwyczajnie ograniczonym przez nieprawidłowe ustawienie głowy. Siłą rzeczy nie udało im się skończyć ustępowania równo w wyznaczonej literce, ale szczęśliwie Bravo nie zamierzał okazywać swojego niezadowolenia w sposób inny niż nerwowe szastanie ogonem, który obijał o swoje stawy pęcinowe. Przy wyprostowaniu na linii środkowej trochę się opanował i zyskał na wcześniejszym rozluźnieniu, czemu sprzyjały zakręty jeszcze przed przekątną HXF. Tam wykonali powtórzenie wydłużenia kroku w kłusie, które wypadło im całkiem nieźle, porównywalnie do poprzedniego.

Następne w kolejności było zatrzymanie w połowie krótkiej ściany. Półparady oprzytomniły kasztana, dzięki czemu miał szansę wykonać je poprawnie, gotów na odpowiedni sygnał. Dokładnie w A zatrzymał się, nie zahaczając o stęp bądź zwalniając w kłusie. Niestety, do zatrzymania wkradł się mały błąd, jakim było odstawienie lewego tyłu konia, możliwe, że przez błąd Tylera, a może przez siebie samego. W każdym razie poza tym nie zrobił nic niepoprawnego, czekając w nieruchomości do momentu, kiedy nie został poproszony o ruszenie stępem. W tym też chodzie zjechali na odcinek KR, gdzie Tyler zaczął oferować wałachowi dłuższą wodzę, z czego chętnie skorzystał. Wydłużył i wyciągnął szyję, niemniej nie uwalając się przy tym na przodach i wciąż pozostawiając tę samą regularność i aktywność stępa. Z przekraczaniem śladów też nie miał większego problemu, mając do tego odpowiednio długi krok, w czym pomocny był jego duży wzrost. Koniec skróconej przekątnej wiązał się z powrotem do poprzedniego, wyższego ustawienia, co jednak nie wiązało się z nagłym spięciem ze strony Johnny'ego. Karnie wrócił głową do odpowiedniej wysokości, ustawiając się i przygotowując do kolejnych zadań. Zakłusowanie, jak i zagalopowanie wykonał w punkt, od razu prezentując całkiem ładny, zaokrąglony galop z tendencją pod górkę. Nie był to może jego najlepszy chód, ale jednak spełniał wszystkie wymogi. W literce C skręcili na obszerne koło, na którym wałach wygiął się bez wypadania zadem czy łopatką, kreśląc całkiem okrągłą i kształtną figurę. Trochę go zaskoczyła prośba o wydłużenie galopu tuż po zakończeniu okręgu, niemniej wykonał je bez większego zająknięcia. Nie było to może zbyt duże wyciągnięcie, ale gołym okiem dało się zauważyć różnicę, do czego sędziowie nie powinni się prczepić. Ucierpiała na tym odrobinę jego tendencja galopowania pod górę, ale poza tym w widoczny sposób poszerzył ramy i krok galopu. Płynnie skrócił się do galopu roboczego wraz z końcem długiej ściany, przejeżdżając następnie narożnik w głęboki, nieskrócony sposób. Zmienili kierunek jazdy poprzez przekątną, już na wspomnianej linii oczekując od Tylera kolejnych sygnałów względem zmiany nogi. Tę wykonali ostatecznie przez kłus, do którego przeszedł gładko na krótki moment. Przestawił się na drugą stronę, opierając na nowej zewnętrznej wodzy, po czym zagalopował na prawo, ponawiając podobny jakościowo galop.

Po zmianie nogi przez kłus czekała ich powtórka z rozrywki. Tym razem Johnny nie był już taki zdziwiony, kiedy zjechali na piętnastometrowe koło, a po nim został poproszony o wydłużenie. Wbrew pozorom nie stracił głowy przy tym, pozostając ciągle w ryzach, a swoją energię przekładając na samo wyciągnięcie, bez prób przyspieszenia czy innego kombinowania. Precyzyjnie wykonał oba przejścia, teraz nawet nie wykazując większej różnicy w przejściach roboczy-wydłużenie i wydłużenie-roboczy dzięki przepracowaniu tego wcześniej. Znowu czekała ich zmiana kierunku jazdy w galopie, ale Jasiu nie przewidywał raczej ani nie myślał za jeźdźca, więc nawet mu do głowy nie przyszło wykonanie lotnej po tym, jak wcześniejszą zmianę wykonali przez kłus. Przeszedł do chodu niżej, znowu poparskując przy tym głośno. Takie warunki pogodowe okazały się być męczące dla wałacha, bo jednak przemókł już cały przez tych kilka minut, a poruszanie się w takim stanie nie należało do najprzyjemniejszych. Podłoże także zaczynało już powoli moknąć, a to sprawiało, że musiał uważać, żeby przypadkiem się nie poślizgnąć - pod tym względem był uważny, każdy krok stawiając rozważnie. Krótko przed zakończeniem przekątnej KXM przeszedł do kłusa, w którym pozostał już do końca przejazdu. Wkrótce zjechali na obszerne koło na szerokość całego czworoboku, na którym wykonać mieli żucie z ręki. To w połączeniu z odciążającym grzbiet anglezowaniem korzystnie wpłynęło na Jasia, który mógł zawędrować nosem w dół i rozluźnić całą swoją górną linię. Nie zmieniał przy tym tempa, wciąż poruszając się energicznym, lekkim na przedzie kłusem, a jedynie zmieniając ustawienie. Intensywniej zaczął żuć wędzidło, pieniąc się przy tym na pysku i wciąż pozostając w pełni elastycznym, dzięki czemu również rysunek koła wypadł nienagannie. Kiedy Hendersen zaczął zbierać wodze, Johnny dość niechętnie, ale mimo wszystko posłusznie wrócił do poprzedniego ustawienia bez spięć. Domyślał się już, że to żucie z ręki wiązało się z końcem przejazdu i wcale się nie mylił. Po zakończeniu kręcenia dwudziestometrowego koła zjechali na linię środkową, na której kasztan wciąż pozostawał wyprostowany i nie spływał na boki. Zatrzymał się w X, pozwalając, aby Tyler ukłonem ostatecznie ukończył ich przejazd. Z zadowoleniem przyjął od niego pochwałę i klepanie, a zanim jeszcze zszedł stępem z czworoboku, schylił głowę, by podrapać się o przednią nogę. Kiedy już zeszli z placu, mógł w końcu odetnąć z ulgą, podobnie jak jego właściciel, będąc całkiem zadowolonym z siebie.



KONIEC
2x +5% w ujeżdżeniu
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: -.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Noa Sofía Connely-Carvajal
Awatar użytkownika
31
lat
158
cm
Psychoterapeuta, seksuolog
Uznana Klasa Średnia
PRZEJAZD 15-28

Dalej poprowadziła spokojnie karosza do literki H, skąd odbiła na przekątną przechodzącą następnie przez X i kończącą się na F. Już jak tylko wjechała na linię zamknęła ogiera w pomocach, by nie spłynął jej na boki plus trzymając go w zebraniu poprosiła o poszerzenie ramy kroku. Oddała odpowiednią dozę wodzy, by mógł swobodnie wyciągnąć szyję i wspierała go aktywnie łydkami, by nie tracił tempa. Kłus wyciągnięty potrafił być naprawdę efektowny, natomiast im zapewne brakowało jeszcze trochę do osiągnięcia poziomu, który w pełni zaspokoiłby sędziów. Będąc już blisko ściany czworoboku krótka półparada i dociążyła go nieco mocniej, by ponownie wrócić do kłusa zebranego, ręka zachęciła ponownie do podniesienia i zaokrąglenia szyi. Wyjechali spokojnie narożnik, wewnętrzna łydka klasycznie prosiła o owinięcie się wokół niej, zewnętrzne pomoce ograniczały, by nie wypadał zadem. Będąc blisko literki A amazonka ponownie zastosowała kilka półparad, by zasygnalizować kolejny element, a potem zastosowała klasyczne pomoce do zatrzymania. Nieruchomość mogła być nieco trudna dla Broyera, biorąc pod uwagę jego skłonny do zmian temperament, ale wystarczyła tylko chwila i następnie Noa cofnęła obie łydki i docisnęła je, zamykając jednocześnie ręce na wodzach - prosiła go o cofanie. 5 kroków, i następnie od razu pomoce do zagalopowania, tutaj mogła poczuć, że ogier ruszył z nieco nadmierną "górką" z powodu podekscytowania, ale półparadami ponownie starała się przykuć jego uwagę do siebie, żeby nie wyrwał się jej teraz spod kontroli. Wyjechali narożnik, i już po chwili amazonka oddała nieco wodzy i wsparła mocniej Broyera łydkami, jednocześnie pozostając w "ciężkim" dosiadzie. Chciała uzyskać poszerzenie wykroku, a nie samo przyspieszenie, dodatkowo musiała uważać, przy przypadkiem jej się nie rozhulał w galopie. Tuż przed H ponownie półparady (tyle, ile było potrzeba), kolejne skrócenie. Pilnowała też samej siebie, by przypadkiem nie usztywnić zbyt mocno ręki podczas tego manewru. W H kolejne odbicie na półwoltę, tutaj trochę zbyt mocno owinęła go wokół wewnętrznej łydki, przez co trochę skrócili ślad, ale choć był to mankament widoczny, to w dalszym ciągu nie najgorszy. Wyprostowała karosza i wrócili na ślad w punkcie S, rozpoczynając tym samym kontrgalop. Tutaj mogła wyczuć, że ten element raczej średnio pasuje ogierowi, musiała mocniej podtrzymywać go łydkami i pilnować, bo tego rodzaju wysiłek najwyraźniej średnio mu pasował. Szczególnie nadzorowała go w narożniku, żeby przypadkiem nie nabrał ochoty na zmianę nogi podczas wyginania się na łuku. Następnie kolejne półparady i Noa częściowo zastosowała pomoce wstrzymujące, by przejść z Broyerem do stępa w literce A. Trzy kroki i kolejna prośba o zagalopowanie, wewnętrzna noga lekko przed popręg, zewnętrzna za, a dłonie nieco przesuwają się do przodu, by nie szarpnąć karosza za pysk. W galopie zebranym wyjechali narożnik i w literce F odbicie na przekątną. Klasycznie pilnowała, by jej nie spłynął i na tej prostej nastąpiło też oddanie wodzy na trzy foule. Nie miała problemu ze swoją równowagą, miała tylko nadzieję, że ogier jest w swoim bardziej leniwym nastroju na tym etapie (tudzież, że trochę się już zmęczył) i niczego nie wykombinuje. Już po chwili mogła z powrotem wejść w kontakt z pyskiem wierzchowca, elastycznie, ale też stanowczo, w razie czego gotowa do jego przytrzymania, jeśli trochę za bardzo się rozhulał.
Po powrocie na ślad ponownie rozpoczęli kontrgalop - było nieco lepiej, ale w dalszym ciągu czuła, że gdyby na chwilę straciła czujność, to Broyer wykorzystałby sytuację, by się nadmiernie nie narobić. Nie, żeby mu się jakoś specjalnie dziwiła. Kolejne wyjechanie narożnika i przy literce C powtórzył się schemat ze zwykłą zmianą nogi. Półparada, przejście do stępa, zagalopowanie po jakiś czterech krokach. Najwyraźniej zarówno amazonka jak i wierzchowiec osiągnęli już nieco wyższy stan koncentracji, przez co końcówka przejazdu też zaczęła iść w dobrą stronę, a nie mieszaną.
Wyjechali na spokojnie następny narożnik, dojechali w odpowiednim tempie do R i tutaj odbili na półwoltę na prawo. Tym razem jednak wiązała się ona z ponowną zmianą nogi w literce I (półparada - przejście - 4 kroki stępa - zagalopowanie), a następnie przejściem w półwoltę na lewo, do literki S, więc trochę się musiał tutaj Broyer nawyginać, ale na tym etapie z elastycznością nie powinno już być większych problemów. Gdy wrócili już na ścianę czworoboku amazonka "zluzowała" pomoce, prosząc ogiera o zmniejszenie skrócenia i zaokrąglenia, a wydłużenie ramy i wykroku - galop pośredni. Przed V półparada, ponownie mocniej obciążyła go dosiadem, dłonie zachęcały do skrócenia i oparcia się na wędzidle, łydki podtrzymywały odpowiednie tempo - galop zebrany. Mogła wyczuć, że chociaż ogier kondycję miał dobrą, to jednak minęło trochę czasu od jego ostatniej poważniejszej jazdy, czy zawodów i zaczynało to być widoczne. Przed nimi była jednak już prawie sama końcówka, bo w samym V ponownie poprosiła go o odbicie na półwoltę w lewo o średnicy 10m. W L kolejna zwykła zmiana nogi, o takim samym schemacie jak poprzednio i kolejne skierowanie się na półwoltę w galopie zebranym, tym razem na prawo. Podejrzewała, że w tym momencie Broyer jakby mógł, to przekląłby ten program, ale akurat na jego mięśnie z pewnością dobrze to zrobi. Pozostał im już do wyjechania ostatni narożnik dnia dzisiejszego i mogła skierować go na linię środkową czworoboku. Pomimo faktu, że był to już praktycznie koniec, to i tak pilnowała go na każdym kroku, wiedząc, że takie momenty mogą być nieco zwodnicze. Ostatnia półparada, amazonka mocniej usiadła w siodło, ciężar ciała nieznacznie przeniosła na tył, napięła mięśnie brzucha, by na chwilę zablokować miednicę. Zamknęła łydki, by utrzymać ustawienie i subtelnie zadziałała wstrzymująco wodzą, odpuszczając ją jak tylko ogier wykonał zatrzymanie. Nieruchomość, wodze w jedną dłoń, krótki ukłon, a potem mogła spokojnie już oddać wodze Broyerowi. Poklepała go i chwaląc go opuściła w stępie czworobok.

ROZSTĘPOWANIE

Z racji faktu, że czekał ją jeszcze drugi przejazd w klasie N tylko chwilę mogła postępować z Broyerem, później oddała go w ręce luzaczki. Poczęstowała go ostatnim smakołykiem, poluźniła popręg, dała ostatnie instrukcje i poleciała szykować kolejnego wierzchowca.

KONIEC
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, ale jestem wybredna, a co.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Kaept'n Nemo
Awatar użytkownika
8
lat
170
cm
Skoki
Mały Sport & Rekreacja
HARPER JOSIE PEARSON & KAEPT'N NEMO - KLASA L

Nemo i czworobok... To na pewno był ciekawe połączenie. Zawody wyjazdowe nie były dla ogiera niczym nowym, więc króciutka podróż nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia, w przeciwieństwie do nowego terenu, gdzie tradycyjnie musiał się początkowo pierw trochę poogierzyć. Jednak to nie ten szereg zachowań, a rozgrzewka sprawiły, że zasiał ziarno niepewności w Harper, która miała być realizatorką tego karkołomnego pomysłu. Treningi, które wspólnie odbyli przed dzisiejszym dniem, pozwoliły im się jednak poznać na tyle, by kobieta wiedziała czego się spodziewać po Nemo i jak sobie poradzić przynajmniej z częścią jego zachowań. Lonża, jaką odbyli przed właściwym rozprężeniem z siodła, już wiele zmieniła w jego zachowaniu. Przede wszystkim wyzbył się nadmiaru energii, co znacznie zmniejszało ryzyko wyskoczenia z czworoboku, do czego niewątpliwie byłby zdolny. Niestety nie poprawiło to jego koncentracji, z którą miewał spore problemy, zwłaszcza gdy w jego mniemaniu nie działo się nic, czemu warto byłoby poświęcić swoją uwagę... A ujeżdżenie było jedną z tych rzeczy.

Przed rozpoczęciem przejazdu udało się im dojść do względnego porozumienia, ale było to ulotne wrażenie. Nemo, mimo niskiego ustawienia, cały czas łypał spode łba na boki, interesując się wszystkim, ale nie siedzącą na jego grzbiecie kobietą. Mimo wszystko reagował na jej pomoce, choć nie zawsze tak, jak tego oczekiwała. Nie musiała jednak długo czekać na jego reakcję do przejścia do kłusa - odpowiedział na łydkę od razu, energicznie ruszając do przodu. Daleki był jednak od wymknięcia się spod kontroli, w związku z czym Harper nie miała problemu z trafieniem na czworobok, na który ogier wbiegł dziarskim kłusem. Miał jednak problem z pozostaniem na linii środkowej, idąc po której pływał między pomocami amazonki, zdecydowanie nie ułatwiając jej tego zadania. Nie wynikało to jednak z jego złej woli, tylko nieumiejętności zamknięcia go w łydkach, które na tem moment wysyłały mu sprzeczne sygnały. Kolejnym, co sprawiło im kłopot, było zatrzymanie; o ile nakłonienie Nemo do ruchu naprzód było dziecinnie proste, to zatrzymanie go czy zwolnienie już niekoniecznie, więc pozwolił sobie na zlekceważenie pomocy i zatrzymał się dopiero ze trzy kroki za literą X, w której planowo wypadała pełna parada. Ustawił się dość krzywo, od razu też próbując wyciągnąć wodze, za które mocno pociągnął, gwałtownym ruchem wyciągając nos do przodu. Nie ruszył jednak przedwcześnie, dając kobiecie szansę na samodzielne podjęcie decyzji. Zakłusował więc dopiero w odpowiedzi na jej łydkę, po której gładko przeszedł do wyższego chodu, znowu lekko napierając na rękę. Na szczęście Harper sprawnie poradziła sobie z jego skłonnością do wieszenia się na ręce, odpowiednio podganiając jego zad i półparadami rozluźniając nieruchome szczęki. Nie spieszył się, dobrze reagując na nieco hamujące działanie dosiadu, bez którego kobiecie mogłoby być ciężko zapanować nad ogierem, który rzeczywiście spoglądał na białe szranki tak, jakby widział w nich potencjalną przeszkodę. Nie do końca rozumiał ideę chodzenia wzdłuż nich, ale blondynka wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że powinien skręcić, więc postąpił wedle jej woli.

W połowie długiej ściany, po której właśnie się poruszali, zjechali na koło. Nemo dosyć często próbował w takiej sytuacji wywozić w przeciwną stronę, ale tym razem podporządkował się kobiecie, skręcając w momencie, w którym poczuł jak amazonka zaprasza go do środka. Koło nie było zbyt kształtne, biorąc pod uwagę jego nieregularną średnicę, ale całość tego elementu ratował rytmiczny kłus ogiera, który chętnie poddał się zginającym pomocom. Wpisał się ciałem w łuk, dając też szansę Harper na poprawienie się w siodle i zwiększenie kontroli nad przejazdem, który póki co nie zawierał rażących błędów, ale był też daleki od ideału. Zamknąszy koło, wrócił na ścianę, której trzymali się aż do litery K, w której odbili na przekątną. Zachętę do wydłużenia kłusa odebrał jednak zgoła inaczej niż widziała to Harper - zamiast wydłużyć krok i ramy, zaczął szybciej przebierać nogami, wyczuwalnie przyspieszając i... pobudzając się. Był już skoncentrowany na zbliżającym się białym płotku, już namierzał go nastawionymi na sztorc uszami i czujnym spojrzeniem, gdy nagle kobieta wróciła z powrotem w siodło i stanowczo dała mu do zrozumienia, że nie będą skakać. Niechętnie, ale zwolnił kłus, co nie miało jednak pozytywnego wpływu na jego sylwetkę. Poruszając się z opuszczonym grzbietem i odangażowanym zadem, był zwyczajnie ciężki i niewygodny do wysiedzenia. Nikogo nie powinno więc dziwić, że kobiecie było ciężko usiąść głęboko w siodle i zgrać się z ruchem kasztana. W pewnym momencie zaczął się wręcz denerwować, szastaniem ogona na boki zdradzając swój dyskomfort i niezadowolenie.

Z pomocą przyszło im kolejne koło, które choć wymiarami i kształtem odbiegało od ideału, to pomogło im w poprawieniu jakości kłusa i wspólnym dotarciu się. Nie sprawiło to jednak, że zatrzymał się idealnie w literze A. Mimo przygotowań, bezczelnie zignorował półparady, zatrzymując się dopiero dwa kroki dalej, wyraźnie niepocieszony. Decyzja o wcześniejszym ruszeniu stępem okazała się słuszna, bo choć nie przebierał nogami w miejscu, to dało się wyczuć, że napięcie nim wzrasta i ledwo nad sobą panuje. Nie obciążał równo nóg, tylko już był o krok do oderwania kopyta od ziemi, gdy Harper nagle dała mu łydkę do stępa. Przyjął to z ulgą, choć o wiele bardziej wolałby iść kłusem, i ruszył przed siebie stępem. Czując, jak amazonka daje mu więcej luzu, był święcie przekonany, że to już koniec roboty, więc szyję rzeczywiście wydłużył, ale zamiast pozostać na kontakcie, to zaczął się rozglądać na boki. Z niezadowoleniem poczuł, jak kobieta znowu dojeżdża go do kontaktu, co skwitował szastnięciem ogona i skuleniem uszu, mimo wszystko przychodząc z powrotem do ręki i nieco zaokrąglając sylwetkę, by następnie w połowie krótkiej ściany zakłusować. Niemal wyprzedził jej sygnał do zagalopowania, wchodząc w wyższy chód od razu, gdy poczuł przesunięcie wewnętrznej łydki. Od pierwszej foule szedł aktywnie do przodu, mocno bijąc kopytami o ziemię i patrząc śmiało w przód. Gdyby nie zdecydowane działanie dosiadu, na pewno wymknąłby się spod kontroli, a tymczasem zaprezentował nawet porządnie wyglądający, dość okrągły galop, w trakcie którego na pewno był wygodny do wysiedzenia. W połowie długiej ściany skręcił na duże koło, o dziwo nie łapiąc kobiety za zewnętrzną wodzę. Pozostając ustawionym na pomocach, w równowadze wykonał okrąg, nie pogarszając jakości galopu ani nie zmieniając jego tempa. Niestety była to ostatnia chwila spokoju, bowiem gdy wjechali na przekątną, Nemo zaczął się rozpędzać, czy raczej zwiększać moc. Galopując coraz bardziej pod górę, z trudem dał się wyhamować dopiero w literze M, czemu towarzyszyło otwarcie pyska i gwałtowne usztywnienie się. Całość programu nieco im się przez to przesunęła, więc dopiero w literze C zagalopował ponownie, tym razem na lewą nogę, mając trochę więcej respektu dla jej ręki po wydarzeniach sprzed chwili. W związku z tym bez problemów wykonali kolejne duże koło w galopie, a potem ponownie zmienili kierunek przez przekątną, która ostatnio sprawiła im tyle kłopotów. Ogier oczywiście nie wyciągnął odpowiednich wniosków i ponownie, choć z mniejszym zacięciem, wydłużył moment przejścia do kłusa, w którym pozostali już do końca przejazdu. Ostatnim elementem, jaki wykonali, była jeszcze jedna zmiana kierunku przez przekątną, na której mieli wydłużyć kłus, ponownie z miernym efektem, spowodowanym przyspieszeniem, a nie wydłużeniem ram. Po powrocie do kłusa roboczego, skręcili na linię środkową, w połowie której wykonali zatrzymanie, tym razem w punkt. Następnie zjechali z czworoboku stępem, w którym ogier chętnie wyciągnął nos do przodu, najwyraźniej nie mając żadnych wyrzutów sumienia względem tego, jak wyglądał przejazd.

Mów mi Nemo. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Loki of Asgard
Awatar użytkownika
6
lat
175
cm
Mały Sport & Rekreacja
HARPER JOSIE PEARSON & LOKI OF ASGARD - KLASA L
Część I/II

To nie były jego pierwsze zawody, ale po raz pierwszy czuł się tak niekomfortowo. Być może winna była pogoda, być może powód był inny. Jego poprzedni właściciel zawsze przygotowywał go osobiście, a tym razem przyszła do niego osoba, której nie znał. Co prawda nie bał się, ale był odrobinę nieufny. Mimo, że ujeżdżalnia była kryta, to doświadczył deszczu na zewnątrz, a powietrze dalej było wilgotne, co dodatkowo psuło jego ogólne samopoczucie. Z entuzjazmem podszedł do tego, że rozgrzewkę prowadziła Harper. Na hali był spory ruch, co odrobinę dekoncentrowało Lokiego, chociaż mimo wszystko starał się robić to, co ruchami wskazywała mu blondynka. Stres zwiększył się w momencie, w którym zaczął odczuwać fizyczny dyskomfort.

PRZEJAZD

Jazda kłusem sprawiała mu trudność, chociaż nie zamierzał się poddawać, więc parł do przodu, niezależnie od bodźców zewnętrznych, które niekoniecznie mu sprzyjały. Wyczuwał spiętą pozycje Harper, a deszcz i wiatr sprawiały mu dyskomfort, jakiego dawno nie czuł. Okrążał czworobok, co jakiś czas mrużąc oczy, gdy deszcz mocniej zacinał, pod wpływem powiewu wiatru. Nie panował nad swoim ciałem, tak jakby chciał, przez co czuł się nieco zdezorientowany, ale ze wszystkich sił z tym walczył. Przez chwilę poruszał się po łuku, tak jak zażyczyła sobie tego Harper, by w końcu wyjść na linię prostą i przejść między płotkami w miejscu litery A. Poszło mu to całkiem dobrze, starał się utrzymywać ciało w równej pozycji i nie zbaczać z kursu. W pewnym momencie postawił uszy i machnął głową, jakby chciał pozbyć się kropel deszczu z pyska i oczu. Wytrąciło go to z równowagi i kłus nie wyszedł najlepiej. Przyszło lekkie odrętwienie, co skutkowało tym, że czuł, jakby jego ciało było dużo cięższe, niż w rzeczywistości. Nie wyczuł intencji Harper i nie udało mu się zatrzymać w odpowiednim momencie, przez co poczuł lekkie poddenerwowanie, ale nie dał tego po sobie poznać, starając się trzymać nerwy na wodzy, podobnie jak na wodzy trzymała go Harper. To chyba fair. Niestety przez to uczuciowe zamieszanie opóźnił kłus, ale dalej dał się prowadzić już bez problemu. Wygiął szyję lekko w prawo, idąc za sugestią Harper, po czym skręcił po łuku i parł przed siebie stawiając kroki pracowicie, zachęcany impulsami blondynki, które dawały mu odpowiednie sygnały i motywacje. Starał się utrzymywać ciało prosto, czego Harper również pilnowała, więc współpraca na tym polu wychodziła im dosyć dobrze. Na wysokości litery B wszedł w łuk, lekko wyginając swoje ciało i mimo że lekkie drętwienie i uczucie ciężkości go nie opuszczały, to miał wrażenie, że radzi sobie z tym nieco lepiej, niż wcześniej. Wyczuwał, że Harper ogromnie się stara, mimo tych wszystkich niedogodności, więc nie chciał pozostawać dłużny.
Zamknął koło, po czym ruszył wzdłuż ściany, w stronę litery K, pozostając na pomocach kroczył równo w niedużym oddaleniu od płotków wyznaczających czworobok. Został prowadzony tak, aby skutecznie przygotować się do kolejnych punktów programu, takich jak zjechanie na przekątną i wydłużenie kroku. Skierował się ku literze M, ale spięte ciało nie pozwoliło mu na wszystko, czego oczekiwała Harper. Odrobinę przyspieszył, ale to było w zasadzie wszystko, na co było go w tej chwili stać. Kłus był w porządku, co zawdzięczali głównie blondynce, której udało się o to zadbać i taki stan rzeczy utrzymać. Zatrzymanie się po wyjściu z zakrętu ponownie się nie udało i zostało zbyt późno wykonane. Ponadto nawet zatrzymanie samo w sobie nie wyszło najlepiej, wałach zadarł głowę i cicho fuknął, jakby karcąco. Trudno powiedzieć czy kierował to do siebie, czy do zawodniczki, ale zamiast ruszyć dalej, wstrzymał się i lekko drgnął, dając znak że chce się cofnąć. Być może podłoże było dla niego już byt rozmięknięte, bo nie zapowiadało się, żeby miało przestać padać. Loki musiał niezwykle uważać na to, jak stawia kroki żeby się nie poślizgnąć, co na pewno go męczyło. Determinacja Harper przyniosła jednak skutek i Loki odrobinę się uspokoił, a przynajmniej na tyle, aby ruszyć i wyrównać krok oraz wejść w jako taki rytm. Po wyjściu na przekątną FXH radził sobie już całkiem dobrze, przynajmniej jak na te zawody, do których nie rozgrzał się odpowiednio, a pogoda wcale w niczym nie pomagała - wręcz przeciwnie.
Mów mi Myre. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Roller Coaster
Awatar użytkownika
10
lat
172
cm
WKKW
Mały Sport & Rekreacja
SARAH BROUWER & ROLLER COASTER - KLASA N

Roller był dobrym partnerem do ujeżdżeniowych podbojów, ale w ostatnim czasie lekko zastał się jeśli chodzi o czworoboki i elementy na poziomie klasy, do której dotarł poziom jego wyszkolenia. Odbył wprawdzie kilka jazd odświeżających, jednak to nie to samo co bycie w stałym treningu – i to miało się dzisiaj odbić na wyniku. Wprawdzie współpracował z panią Brouwer chętnie, lecz należał do koni wrażliwych na pomoce, a że nie znali się jako para to pojawiały się między nimi dość liczne momenty z nieporozumieniami już na etapie rozgrzewki – w czym na pewno nie pomagało ogólnie podenerwowanie amazonki. No cóż – życie!

PRZEJAZD

Jak zwykle szczerze się starał, w tym przypadku o utrzymanie zebranej sylwetki o którą prosiła go blondynka podczas wjazdu na czworobok konkursowy. Poruszając się w tym chodzie nie pływał tak łatwo między łydkami jak chociażby w kłusie, zatem po linii środkowej poruszał się względnie równo, sunąc przed siebie okrągłymi, niezbyt obszernymi, póki co jeszcze nieźle osadzonymi na zadzie foule, z szyją przyjemnie dla oka ustawioną na dość elastycznym kontakcie. Nie pienił się przesadnie, ale jego pysk nie był też całkiem suchy. Galopowało mu się na tyle dobrze, że ta jedna półparada nie przygotowała go w pełni do zatrzymania, które oczywiście nastąpiło w reakcji na pomoce amazonki, niemniej wypadło zauważalnie opóźnione, jego kończyny stanęły niezamknięte w prostokącie, a głowa uniosła się, uciekając na ten moment z ustawienia w wyniku niewielkiego spięcia. Stojąc, choć no elegancko to nie wyglądało, nie wyrywał się do ruchu; zakłusował dopiero po ponownym nabraniu przez kobietę wodzy i posłaniu mu impulsu, w wyniku którego żywo odepchnął się od podłoża aby ruszyć zaangażowanym kłusem. Całkiem szybko odnalazł się na powrót w nie najgorszym zaokrągleniu w krótkich ramach, za to teraz linia po której się poruszał nie pozostawała taka całkiem prosta, mimo że Sarah starała się prowadzić go równo w łydkach to ten (wcale nie złośliwie, po prostu tak miał) wpadał wręcz automatycznie w jakieś drobne niedociągnięcia i powstające w ich wyniku „furtki”. Niemniej dotarł względnie pod C, gdzie zgodnie z sugestią pomocy skierował się w prawo, poddając się wycięciu zarówno w tym zakręcie, jak i w następującym zaraz narożniku. Minimalnie wytracał impuls na tych małych łukach, jednak nawet nie w pełni była to wina amazonki, a jego nie aż takiej dobrej formy jak i troszkę podłoża, które wprawdzie nadawało się do jazdy, ale no jednak trochę się rozmokło, więc siwek stawiał kroki generalnie dość ostrożnie by się nie ślizgnąć.
Po wyjściu na długą ścianę pozostał przy amazonce, co jednak zmieniło się dość szybko; wychodząc w R na przekątną - jako że dojechanie do miejsca, które wytworzyła dla niego na wodzy, odbyło się ciut za późno - trochę się wyrwał do przyspieszonego kłusa, owszem, robiąc przy tym dłuższe kroki, ale też trochę za daleko w przód i przy tym za wysoko uniósł nos, lekko odginając plecy w stronę przeciwną do właściwej. Z tego względu powrót do zebrania po dość oszczędnym przygotowaniu był z jego strony w pierwszej chwili trochę oporny, ale ostatecznie odnalazł swoją okrągłą sylwetkę w najbliższym narożniku, dopasowując się ponownie do zawodniczki oraz pracy jej ciała, tak że już w kolejnym narożniku prezentował się faktycznie w nie najgorszym zebraniu. Wychodząc z niego, pozostał ustawiony do wewnątrz, przez cofnięcie lewej łydki w pierwszym odruchu chcąc pójść ciągiem do środka czworoboku, jednak nie pozwolił mu na to rozkład ciężaru i działanie amazonki w przód, wobec czego po tym nierównym początku pozostał na śladzie, pozwalając poprowadzić swoją łopatkę… no tak, prawie o ślad przesuniętą do środka, aczkolwiek więcej w tym było wygięcia szyi niż faktycznej prawidłowej łopatki do wewnątrz, chociaż amazonka mogła tego nie wyłapać. Poza tym jednak pozostawał całkiem równy tempem i nie rozpadał się, zatem w B bardzo płynnie odbił na łuk w lewo, trochę lepiej dając radę utrzymywać impuls od tyłu podczas poruszania się po pięciometrowym promieniu. Po zatoczeniu połówki wolty trochę tak gibnął się odbijając w prawo, jako że pomiędzy nie został bezpośrednio wyprostowany. Niemniej skierował się na kolejną połówkę dziesięciometrowego okręgu, zataczając ją całkiem regularną, pod koniec stawiając wewnętrzne uszy uwagi w wyniku półparad. Był koniem plastycznym i łatwo idącym, generalnie z łatwością przychodziły mu chody boczne, jednak jego wrażliwość na pomoce potrafiła być też sporą przeszkodą kiedy jego jeździec robił coś błędnie. I chociaż siwek odbił płynnie na przekątną od E do G, zachowując wygięcie całego ciała i z początku elegancko krzyżując obie pary kończyn, dość szybko zatracił swój rytm w wyniku pogorszenia postawy amazonki – trochę w efekcie sprzeczne jej sygnały sprawiły, że się zagubił w ruchu, odbił bardziej naprzód przy tym wypadając też z ustawienia, i chociaż Sarah niebawem się poprawiła i posłała go ponownie do ciągu w stronę literki G, to już zdecydowanie nie było to samo. Krzyżował nogi mniej obszernie a przy tym niezbyt regularnie, no i przede wszystkim po tym nieporozumieniu stał się sztywniejszy. Prostując się w G i ruszając już jednoznacznie na wprost parsknął przeciągle, niezłośliwie próbując sobie wyciągnąć trochę wodzy pyskiem, więc też na pewno nie szedł w zebraniu. Dał się jakoś tak powiedzmy nieco ogarnąć na zakręcie w prawo w C, ale za chwilę już się wylamiał od wstrzymujących pomocy, na które nie był gotowy, i to że był wygięty w narożniku niewiele pomogło. Ostatecznie przeszedł w dół do stępa, pierwsze kroki stawiając bez harmonii, którą mógłby odbudowywać stopniowo, gdyby nie to że zaraz musiał skręcić do środka i przystąpić do ćwiczenia, na wykonanie którego w sposób poprawny jego mindset w chwili obecnej niestety nie mógł pozwolić. Owszem, skrócił się, jednak sztywno, przez co pomoce do półpiruetu dotarły do niego… no tak powiedzmy połowicznie. Generalnie nie pozostał na nie głuchy i odbił w prawo, jednak kroki stawiał mało swobodnie i niemal niechętnie, momentami jakby miał stanąć w miejscu, nie był tak ładnie zgięty a promień zatoczony przez tylne nogi zbyt duży, co wynikało z kiepskiej responsywności na przesuwające działanie zawodniczki, zwłaszcza że zewnętrzna wodza trochę za mało go „zabierała” do tego ruchu, a wewnętrzna łydka aktywizowała go w tym wszystkim zbyt słabo. Zaraz przez chwilkę było luźniej, bo po prostu znów szedł naprzód, ale minę to miał niewyraźną i sytuacja w dużej mierze powtórzyła się, kiedy został poproszony o wejście w półpiruet w lewo. On też jakby mógł to by sobie ciężko westchnął, a tak to tylko parsknął znów przeciągle i po zakończeniu elementu dopiero zaczął tak naprawdę odbudowywać ten swój stęp. Przed ścianą zszedł w lewą stronę i niebawem (nie żeby od razu tak gładko, blondynka faktycznie musiała go „obudzić”) zaczął wydłużać kroki wraz z całą swoją ramą, dzięki sumiennemu działaniu dosiadu oraz aktywizacji łydki ponownie odnalazł się we względnie porządnym rozluźnieniu krocząc tak po przekątnej do P.
Wracając na ślad już wkraczał w niego ponownie pośrednim tempem dzięki subtelnemu skróceniu poprzedzonemu przygotowaniem. Po impulsie do zakłusowania mającym miejsce niewiele później, aktywnie przeszedł do wyższego chodu, jednak ciężko było powiedzieć, że zrobił to w ramach zebrania. Zaokrąglony – owszem, był, ale to tyle przy wejściu w kłus. Działania amazonki w narożnikach i na krótkiej ścianie pozwoliły mu zebrać się trochę do kupy, w każdym razie w ramach jego obecnych możliwości. Dalej, wychodząc z narożnika w K, zgodnie z pomocami zawodniczki właściwie rozpoczął identyczną sekwencję ćwiczeń jak zrobił to wcześniej na lewą stronę, to znaczy zaczął od poruszania się wzdłuż ściany z łopatką (względnie) do wewnątrz, by potem w E zjechać na połówkę dziesięciometrowej wolty (wytracając lekko impuls na łuku) z której odbił na drugą w lewo (jakościowo pod względem chodu podobną), a zakończywszy ją w B automatycznie wręcz poszedł w zgięciu do wewnątrz i z krzyżowaniem obu par kończyn w ciąg w stronę litery G. Każdy z tych elementów swoim wykonaniem przypominał dość mocno poprzednie podejścia – za wyjątkiem tego ciągu, bo dzięki temu, że blondynka nie załamała się w swojej sylwetce tak jak wcześniej, Roller mógł niezakłócenie dotrzeć do linii środkowej, gdzie już wyprostował się i ruszył w kierunku C przed którym zjechał w lewo.
Jego sylwetka w największym możliwym dla niego skróceniu w sumie nie była taka w pełni zebrana – tak samo jak nie w pełni była wyciągnięta wtedy, kiedy na przekątnej HXF amazonka poprosiła go o poszerzenie ram. Rzecz jasna nie pozostał głuchy na jej prośbę i odpychał się mocniej zadnimi nogami, popełniając w kłusie dłuższe kroki, po prostu nie był w stanie zaoferować więcej, jego ruch nie osiągnął żadnej zniewalającej efektowności. Pod koniec przekątnej lekko się rozlazł, przez co nie był w stanie odpowiedzieć prawidłowo na pomoce skracające w trybie natychmiastowym, powrót do tego jego zebrania był rozciągnięty w czasie – w narożniku, pokonywanym przez niego tym razem nie tak miękko, jakoś zaczął się formować do tego zebrania, ale ostatecznie nie ugruntował się w nim za dobrze, bo na środku krótkiej ściany planowane było zatrzymanie. Choć został do niego dobrze przygotowany, a samą stopkę wykonał dzięki temu całkiem poprawnie – bo równo i bez spięcia się – to wypadła ona też mimo wszystko nieco rozciągnięta w czasie i przez to na kawałeczek za A. Stojąc, przemielił wędzidło utrzymując okrągłą szyję, a za parę sekund bardzo posłusznie i bez zawahania zaczął się cofać, odpowiadając jednym krokiem na każdy pojedynczy sygnał zawodniczki. Jako, że ćwiczyli to zestawienie elementów podczas rozgrzewki, w reakcji na półparadę a następnie pomoce do zagalopowania ruszył przed siebie tym chodem wręcz bez zająknięcia, od razu prezentując się w cieszącej oko okrągłości chodu – był to jego najlepszy chód i w nim też łatwiej przychodziło mu pozostawanie równym na nawet nie w stu procentach dokładnych pomocach jeźdźca.
Wychodząc z narożnika jakby urósł, jednak amazonka nie wykorzystała skumulowanej w nim energii i pozwoliła mu się rozpłaszczyć po tym, jak posłała go do wydłużenia się, w efekcie tego wydłużenia dużo nie było, ten jego galop bardziej przyspieszył. Mimo to dociążenie i ogólne zamknięcie w pomocach przy H przyniosło bardzo widoczny rezultat w postaci powrotu siwego na tylne nogi do krótszych foule oraz optycznego uniesienia ruchu. Dzięki temu w równowadze mógł odbić na półwoltę, podczas której niestety nie został odpowiednio podparty i lekko opadł, tracąc trochę ze swojego zaangażowania w ruch. Zamykając figurę niewielką przekątną nieco przyspieszył, ze treningów skokowych niestety znając schemat, że często przy takich okazjach, dlatego całe szczęście pomoce Sary pozostały wyraźnie niezmienione. Powrócił więc na ścianę bez zmiany nogi, dalej galopując na prawo, co jednak stanowiło dla niego większe wyzwanie i ruch nieco stracił na lekkości. Jeszcze bardziej spłaszczył się w narożniku, przez co nawet wyraźniejsze półparady nie pomogły w wyegzekwowaniu przejścia „w punkt”; Roller zszedł do stępa dość ciężko i z opóźnieniem, za to nie wyrywał się w nim i grzecznie przeszedł te cztery kroki po których blondynka posłała go do nowego zagalopowania, na co odpowiedział sprawnie, wchodząc w ten chód na lewą nogę, wyraźnie z zadu.
Znów, szedł okrągło i w skróceniu, dość wysoko ustawiony ale raczej nie w pełni zebrany, choć nie oznaczało to, że się nie starał. Na przekątną FLE odbił z trochę większym zapałem niż miał w sobie kończąc ostatnią półwoltę, całe szczęście Sara pilnowała go sumiennie i nie pozwoliła na odpalenie się. Prowadziła go na tyle pewnie w łydkach i dosiadem, że na oddanie wodzy zamiast przyspieszać i się rozpaść, pozostał w rytmie, schodząc pyskiem nieco w dół na okrągłej szyi, tam samo nie mając problemu z powrotem na kontakt. Gorzej, że lewo było jego gorszą stroną, stąd przy powrocie na ścianę i konieczności pozostania w galopie na lewą nogę miał już o wiele większe trudności z poruszaniem się w równowadze, z czego wynikało osłabienie jego ruchu i pewna nierówność tempa. Problemy z kontrgalopem przełożyły się również na problemy z eleganckim i sprawnym przejściem do stępa – wypadło ono jeszcze później względem wymaganego punktu niż to poprzednie, jednak nie zmieniły się jego posłuszne reakcje później, to znaczy stosunkowo opanowany stęp oraz płynne zagalopowanie po jego kilku krokach.
Dalej sunął ze swoją okrągłą galopadą wzdłuż ściany, aż został skierowany na następną połowę wolty – no czyli w sumie niezbyt długo. Tutaj znów zmierzył się z problemem utrzymania niesłabnącego zaangażowania w ruch podczas wygięcia na nie za dużym łuku, choć nie było to takie ewidentne i nie powodowało jego gaśnięcia, za to mimo wszystko niejako… ułatwiło przejście do stępa, bo siwy nie miał aż takiego wielkiego parcia do przodu. Wobec tego zszedł do stępa niemal od razu po otrzymaniu do tego pomocy, by następnie bez opóźnienia zagalopować na lewo, przy tym odbijając w lewo na kolejny łuk. Powróciwszy na ścianę był dobrze ustawiony na pomocach i od razu wydłużył się do pośredniego tempa, niestety w nim trochę się rozjechali jeśli chodzi o połączenie koń-jeździec, a wobec tego ponowne skrócenie się przebiegło z małym spięciem po drodze. Niemniej już skrócony (bo w sumie nie tak w pełni zebrany) poddał się ponownej sekwencji połowa wolty – zwykła zmiana nogi – połowa wolty w drugą stronę, co przy drugim podejściu całościowo wypadło nawet sprawniej, bo Roller był, powiedzmy, „na bieżąco” z tymi konkretnymi ruchami, co przekładało się na ich łatwiejsze wykonywanie. Finalnie więc galopował po tym całym układzie znów wracając na ścianę w P, i pozostawał przyklejony do pierwszego śladu aż do momentu, w którym amazonka zagarnęła go na zakręt na linię środkową przed A. Utrzymanie ruchu równego do przodu przyszło mu z satysfakcjonującą pewnością, bardzo podobnie jak późniejsze zatrzymanie poprzedzone ze strony kobiety sumiennym przygotowaniem. Dzięki niemu siwek stanął równo na czterech nogach, zaczynając od podstawienia i unieruchomienia tych tylnych, co sprawiło że stając nie opadł ciężarem ani się nie spiął, zachowując miękkie połączenie z ręką poprzez wodzę, to znaczy zachowując też eleganckie ustawienie głowy i szyi. Na koniec odczekał jeszcze cierpliwie w nieruchomości, aż został ostatecznie wypuszczony do stępa, którym ruszył spokojnie. Skorzystał z miejsca zrobionego mu na kontakcie i wyciągnął się, maszerując w opanowaniu w stronę rozwartych w A szranek, przez które opuścił czworobok konkursowy.

KONIEC
Mów mi luczkowa.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
HARPER JOSIE PEARSON & LOKI OF ASGARD - KLASA L
część II/II

W stępie, poza tym że sumiennie go wyjeżdżała, miała też delikatnie wysunięte w przód ręce aby wałach mógł nieco wyciągnąć szyję, choć ze względu na niezbyt solidną rozgrzewkę to nie miał teraz skorzystać z tej możliwości tak jak by mógł. Po powrocie na ścianę w zmienionym kierunku przeprowadziła karego niezbyt ciasno przez narożnik, już przed C skracając ponownie kontakt (co, ma się rozumieć, dojechała łydką – mimo, że Loki poruszał się generalnie sztywnawo nie oznaczało, że mogła jakkolwiek porzucić próbę jak najbardziej na swoje możliwości poprawnego podejścia do pojawiających się dalej w programie elementów). Na środku krótkiej ściany, po kilku subtelnych półparadach, posłała wałachowi wyraźny impuls do zakłusowania, od momentu przejścia już tak naprawdę przygotowując go na następne, mające mieć miejsce przed M. Aby doszło ono do skutku, po tych kolejnych półparadach cofnęła lewą łydkę za popręg, prawą zaś przyłożyła pojedynczo mocniej do końskiego boku na wysokości popręgu, przy tym zdecydowanym choć nieprzesadnym, przesuwającym wypchnięciem bioder zapraszając go do wejścia w galop. W wyższym chodzie pilnie pracowała nad podtrzymaniem rytmu, ciągłym nadawaniem aktywności jego ruchowi. W literce B dość płynnie skierowała kopytnego na pełnowymiarowe koło, po zamknięciu którego poprowadziła go dalej wzdłuż pierwszego śladu – do końca długiej ściany, przez narożnik, krótką ścianę i kolejny narożnik. Po wyjściu z niego zagarnęła karego głównie zewnętrznymi pomocami do zjechania na przekątną w kierunku M; całe szczęście w przypadku Lokiego nie musiała się mierzyć nadmierną ekscytacją w tym punkcie przejazdu, za to jej wyzwaniem w przypadku karosza było zawalczenie o płynność przejścia do kłusa. Cóż, mimo (teoretycznie) odpowiedniego przygotowania nie udało się jej uniknąć ostatecznie potrzeby zadziałania zbyt mocnymi pomocami wstrzymującymi do uzyskania przejścia mniej więcej w połowie odległości między X a M – w efekcie musiała zdecydowanym aktywizowaniem niemal dosłownie odbudować ten od początku zbyt słaby kłus do bardziej dynamicznego.
Wracając na ścianę w literce M miała już odwrócone pomoce względem tych towarzyszących zagalopowaniu na prawo – tym samym, posyłając teraz impuls, zapraszała go do wejścia w galop z lewej nogi. Tutaj musiała o wiele bardziej zabiegać o aktywność chodu i niestety było to mocno widoczne, że wałach szedł jednak dość mało chętnie, cały czas ewidentnie mając kłopot z odpuszczeniem spięcia, czego chłodny deszcz na pewno nie ułatwiał. Dosiadem starała się jak najpewniej wyjeżdżać każdą foule galopu, w ten sposób jakoś rozkręcając ruch karosza, aczkolwiek nie „naprawiając” go całkiem; po dojechaniu wzdłuż ściany do literki E znów miała szansę na trochę łatwiejsze dla siebie, pewniejsze oparcie go na pomocach, a tym ułatwieniem było nic innego jak wygięcie na dwudziestometrowym kole, które amazonka zgodnie z programem zapoczątkowała właśnie na środku długiej ściany. Zamknąwszy je i powróciwszy na ślad, cały czas podtrzymywała impuls do galopu i prowadziła Lokiego ponownie po śladzie – z niego mieli zjechać dopiero po narożniku za krótką ścianą, w literce F, udając się stamtąd na kolejną długą przekątną z analogicznym jak wcześniej przejściem do kłusa mniej więcej w trzech czwartych jej długości. Chociaż bardzo się starała, nie udało się jej zadziałać tak elegancko, aby uniknąć spięcia przy przejściu w dół, jednak tym razem półparadami oraz działaniem pomocy „do przodu” przynajmniej o wiele sprawniej przepracowała to wyraźne spięcie (bo to ogólne niestety towarzyszyło im cały czas).
Potem mogło już iść z górki. Powrócili na ścianę na wysokości H, a tam Harper wygięła swojego podopiecznego w prawo i poprowadziła go dalej przez narożnik i krótką ścianę. W kolejnym narożniku ponownie działała półparadami, chcąc nimi skupić na sobie większą uwagę wierzchowca i przygotować go do kolejnej przekątnej z wydłużeniem wykroku. Zjechawszy od M w kierunku K, zaczęła anglezować, znów działając wyraźniej naprzemiennie łydkami, chcąc w ten sposób uzyskać jakkolwiek rozpoznawalne poszerzenie ram wraz z dłuższymi krokami. Naturalnie nie w pełni rozluźniony Loki nie był w stanie tak sumiennie się wydłużyć, więc na dobrą sprawę teraz także głównie bardziej przyspieszył, jednak to podejście całościowo przebiegło trochę spokojniej w porównaniu do poprzedniego. Wobec tego półparady przed zwolnieniem do roboczego tempa mogły odnieść nieco lepszy rezultat w postaci późniejszego, bardziej płynnego powrotu do roboczego tempa – kiedy Pearson już usiadła w siodło w literce K i dociążającym działaniem dosiadu oraz lekkim domknięciem cały czas podtrzymującej impuls łydki poprosiła o ten najbardziej standardowy, bardziej skrócony i po prostu ogarnięty kłus. Po tym pozbieraniu się pozostało jej już tylko przeprowadzić konia przez narożnik (w należytym wygięciu) oraz zjazd na linię środkową przed środkiem krótkiej ściany (także zadbała o wygięcie na nie za ciasnym łuku). Już na linii środkowej wyrównała swoje pomoce, tym samym wskazując karemu ruch po prostej, która miała się dla nich zatrzymać w X – przed dotarciem do tej literki przygotowywała końcowe zatrzymanie wyraźniejszymi półparadami, za jakiś punkt honorowy biorąc sobie chociaż w miarę ładne zatrzymanie na zakończenie programu. Faktycznie to dociążenie i zamknięcie do pełnej parady udało się jej wyegzekwować przy zachowaniu większej harmonii i płynności przejścia, więc kłaniając się sędziom już w stój nie czuła się jak totalna niedojda na tym czworoboku. Po ukłonie nie omieszkała poklepać swojego mimo wszystko dzielnego wierzchowca, jednocześnie dając mu łydkę do stępa, aby w nim skierować konia w stronę otwartego dla nich „wyjścia” w literce A.
Opuszczając czworobok na długiej wodzy pogładziła go jeszcze trochę nieśmiało nad łopatką, mając świadomość, że nienajlepsza jakość przejazdu wynikała z jej winy. Pokierowała wałacha z powrotem do hali stanowiącej ich rozprężalnię, by tam po zarzuceniu mu na plecy oraz zad polarowej derki porządnie go rozstępować, przy tym też dając sobie czas na analizę swoich błędów. Miejmy nadzieję, że dzisiejsze niepowodzenie miało być lekcją na przyszłość, z której blondynce uda się wyciągnąć dobre wnioski, a potem jeszcze jakoś wprowadzić je w życie przy następnych startach.

KONIEC

[ 7 – 13 ] @Loki of Asgard
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Loki of Asgard
Awatar użytkownika
6
lat
175
cm
Mały Sport & Rekreacja
HARPER JOSIE PEARSON & LOKI OF ASGARD - KLASA L
Część II/II

Starał się wykorzystywać możliwości i wskazówki, jakie dawała mu Harper, jak najlepiej mógł. Mimo swoich dzisiejszych ograniczeń i gorszego humoru, starał się nie dawać za wygraną i robić to, co do niego należy i czego był uczony. Prawdopodobnie radziłby sobie jeszcze gorzej, gdyby kompletnie nie znał zawodnika, z którym startował w zawodach. Potrzebował mieć chociaż odrobinę zaufania i poznać ruchy człowieka, z którym jeździł. Po zmianie kierunku przeszedł przez narożnik, kierując się do litery C. Jego skrępowane ruchy nie zniechęcały blondynki, więc i Loki miał jakby większą chęć do pokonywania kolejnych punktów przejazdu i dawania z siebie wszystkiego, na co go było stać. Nawet jeśli było to trudne. Półparady pozwoliły mu się skupić i przygotować na kolejny etap, czyli jazdę kłusem, a potem na przejście przed literą M. Po kolejnych półparadach poczuł wyraźny znak do wejścia w galop, co też uczynił. Ruszył i starał się utrzymać rytm, czego wymagała od niego Harper. Poddawał się jej ruchom i prowadzeniu, posłusznie przemieszczając się w odpowiednim rytmie najpierw przy literze B po kole, później wzdłuż ściany i po kolei narożnik, ścianę, narożnik. Po wyjściu z ostatniego narożnika ruszył po przekątnej ku literze M. Nie sprawiło mu to trudności, za to płynne wejście w kłus było małym wyzwaniem. Pomiędzy literami X i M czuł wyraźny nacisk na to, aby przejście się udało. W tych warunkach pogodowych i wiążących się ze słabszą kondycją konsekwencjami, musiał włożyć w to dużo wysiłku i bardzo się skupić.
Przy literze M udało mu się wejść w galop z lewej nogi, chociaż ruszał się opornie, co było zauważalne. Dyskomfort fizyczny, również ten spowodowany kiepską pogodą, dawał się mu we znaki i robił się tym powoli zmęczony, jednak na tyle zdeterminowany, żeby nie stanąć i nie położyć się w tym błocie, po czym czekać aż go siłą ściągną. Pewnie nie dostałby wtedy marchewki. Galopował więc dalej, na tyle sprawnie i rytmicznie, na ile było go stać. Dojechali do litery E i na środku ściany rozpoczęli jazdę po kole, po czym ruszyli po śladzie, cały czas w galopie, tak jak życzyła sobie tego blondynka, równie (a może i bardziej) zdeterminowana co on. Przy literze F przejechali po przekątnej, następnie przechodząc do kłusa. Tym razem poszło mu to całkiem sprawnie, chociaż oczywiście nie tak dobrze, jak mogłoby być, gdyby wałach był w formie.
Prawdopodobnie najgorsze było już za nimi i zbliżali się powoli do końca.
Na wysokości H skierował się na prawo, przeszedł przez narożnik i ściankę, a następnie, dzięki półparadom, skupił się jeszcze bardziej, starając się wyczuć prowadzenie Harper i dostosowywać się do jej impulsów jak najdokładniej. Kolejna przekątna i zjechał od litery M do K, jednak mimo starań Harper nie uzyskał takiego efektu wydłużenia, jakiego ta by sobie życzyła, ale zachował spokój, którego brakowało mu poprzednim razem. Do roboczego tempa wszedł łagodniej, a przy literze K przeszedł płynniej w krótszy kłus. Minęli narożnik, który Loki pokonał w odpowiednim wygięciu, to samo robiąc podczas zjeżdżania z krótkiej ściany na linie środkową. Poruszał się po prostej, zgodnie z tym, co narzuciła mu Harper. Półparady były dla niego jasne i wyraźniejsze, niż wcześniej, więc zatrzymał się w odpowiednim momencie - i wszystko wyszło w tym momencie dużo sprawniej i efektywniej, niż poprzednio. Z niejaką ulgą przyjął poklepanie kobiety, po czym skierował się do wyjścia i przeszedł przez nie przy literze A.
Fuknął cicho, czując jej dotyk pod łopatką i na moment skierował pysk w tamtą stronę, wyrażając częściowe zadowolenia - trudno stwierdzić czy z tego, że przejazd się udał (no, bo udało się zakończyć, tak?), czy dlatego że to już na szczęście koniec (autorka bardzo się cieszy na pewno).
Na hali z wdzięcznością przyjął nakrycie i możliwość wypracowania spięcia, które sprawiało mu tak duży dyskomfort.


KONIEC

@Harper Pearson
Mów mi Myre. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Broyer du Noir
Awatar użytkownika
13
lat
169
cm
WKKW
Mały Sport & Rekreacja
NOA SOFÍA CONNELY-CARVAJAL & BROYER DU NOIR - KLASA N
część II/II

Chwilę po wyjechaniu najbliższego narożnika odbił bez zacięcia na długą przekątną – chody boczne miały na niego mocno dobry wpływ i najsprawniej go ustawiały do pionu (jeśli przyjmiemy za pion ogólną poprawność w poruszaniu się i odpowiadaniu na sygnały). Wobec tego, że odzyskał lepszą jakość kłusa w rozluźnieniu, a ponadto aktywizujące pomoce amazonki okazały się odpowiednio wyważone, mógł na tej przekątnej rozpoznawalnie się wydłużyć. Nie machał może przednimi nogami jak szalony, za to opierał się na wędzidle w wydłużonych ramach i odpychał się sumiennie tylnymi kończynami i przekraczał nimi ślady przednich kopyt, kiedy tak sprężyście (znów – na tyle na ile namoknięty kwarc na to pozwalał) kłusował w kierunku litery F. Po dotarciu do niej, dzięki temu że Noa rozplanowała wystarczająco wcześniej przygotowanie, dał na sobie wyegzekwować skrócenie do ponownie zebranych ram i poruszając się w nich dalej z niezłą – jak na to, że właściwie dość niedawno wrócił do JAKICHŚ treningów – gracją, nie zdradzał nawet za bardzo śladów jakiegoś zmęczenia, jego ruch nie robił się cięższy, pysk pienił się jeszcze obficiej od przeżuwania wędzidła na elastycznym kontakcie z ręką amazonki. No kto by pomyślał, że taki z niego pingwinek może być fajny. (Dobra, ja wiem że szału nie ma, no ale powiedzmy, że jest spoko, okej?)
Miękko wygiął się wokół wewnętrznej łydki zawodniczki w narożniku bez wpadania czy wypadania łopatką i zadem, po pokonaniu którego już wytężał swoje skupienie po serii oddziałujących na niego półparad. Wobec tego, kiedy Noa zamknęła go w pomocach, zatrzymał się niemal książkowo, pozostając bardzo okrągłym i gotowym na dalsze polecenia. Może nie był koniem gorącym, ale długo czekać nie lubił, więc całe szczęście starczyła jedynie chwila jego cierpliwości i zaraz coś się działo – mianowicie w wyniku połączenia impulsu ze wstrzymaniem na wodzy zaczął się cofać, jednym krokiem odpowiadając na jeden sygnał łydki. Kroki te nie należały do najbardziej obszernych, niemniej były regularne i proste, a gdy pomoce kobiety płynnie zmieniły się na wysyłające go do przodu i to do galopu, dosłownie momentalnie zmienił kierunek myślenia i od razu ruszył, no tak chciałoby się rzec „z kopyta”, mocno w tendencji uphillowej, na zachowanie której pozwalało zaangażowanie zadu i osadzenie na nim tego zebranego ruchu. Właściwie to wyglądał jak taka czarna kulka aktywnie sunąca wzdłuż śladu; z tej kulkowej, zwartej sylwetki bardzo łatwo było mu pchnąć się do wyciągnięcia idącego przez plecy, co nastąpiło tuż za literką K, w której spłynęły na niego stosowne do tego pomoce. W poszerzonych ramach rzecz jasna jego foule zagarniały rozpoznawalnie więcej terenu, a jednocześnie karosz pozostawał obecny na elastycznym kontakcie i głową (w sensie końskimi myślami) nie uciekał nigdzie indziej, tylko oczekiwał dalszych sygnałów, zwłaszcza w obliczu serii półparad przed końcem długiej ściany. Po nich z pewnością był gotów płynnie się skrócić, nie tracąc przy tym obecnego w jego ciele rozluźnienia które przepuszczało ruch od zadu do przodu, zgodnie z ogólnym działaniem zawodniczki. Znów zebranym tempem od razu odbił z H na półwoltę, odrobinę tracąc impuls w wyniku nieco zbyt ściaśnionej figury, niemniej sam galop nie był zagrożony przerwaniem, a Broyer pozostał w nim takim niezmienionym także po powrocie z półwolty na ścianę w okolicach literki S, tym samym znajdując się teraz w kontrgalopie. Trzeba przyznać, że o ile galop jako taki ogier miał naprawdę fajny, tak w kontrze brakowało mu stanowczo równowagi i swobody, co zwłaszcza odbiło się na słabo wyjechanym narożniku – gdyby nie uwaga Noy, na pewno dla wygody by przeskoczył na lewo bądź przeszedł do kłusa. Przejście do stępa z kontrgalopu i to tuż po narożniku nie wypadło w jego wykonaniu najbardziej płynnie, lecz przynajmniej ten krótki stęp nie kulał pod względem taktu. Odpowiedź na sygnał do kolejnego zagalopowania przyszła błyskawicznie; sylwetka mimo wszystko mu się nie rozpadła, a zatem następujące niebawem wyjście na przekątną za narożnikiem jak i zachowanie niezmiennego rytmu przy oddaniu mu wodzy (podczas którego dość miękko za nią poszedł, nie rozpadając się jednak ani nie spinając przy ponownym nabraniu) przebiegło właściwie bardzo harmonijnie. Prawdą było, że karosz w tym momencie już odczuwał pewne zmęczenie wynikające z wymagań stawianych przed nim przez program konkursu, aczkolwiek o dziwo wydawał się nadal nieźle zmotywowany.
Ochota na pozostawanie równym w galopie i w oparciu na pomocach nie przeszła mu mimo zmiany kierunku bez zmiany nogi prowadzącej, mimo że, jak już zostało wspomniane, nie była to jego mocna strona. Sytuacja z narożnikiem i późniejszym nie najlepszej jakości przejściem powtórzyła się, co akurat dziwić nikogo nie powinno, tak samo jak nie powinno dziwić, że kolejne wejście w galop na prawo przyszło mu z widoczną chęcią, mimo że jego ruch nie miał w sobie pełni tej lekkości co wynikało z obecnego zmęczenia, choć było to jedynie zmęczenie fizyczne, bo psychicznie razem z Carvajal naprawdę dawał radę. Zaraz szedł już ładnie wygięty przez narożnik, za którym wyprostował się w oparciu o pomoce na długiej ścianie – na niej jednak nie gościł specjalnie długo, za wskazaniem amazonki odbił w R w prawo na połówkę wolty, pokonując ją równo i całkiem harmonijnie przechodząc na końcu tej połówki do stępa. W nim, wyprostowany popełnił kilka kroków, po których ponownie miękko zagalopował na lewą nogę i w galopie dalej zatoczył w lewo właśnie kolejną połówkę wolty. Na ścianie, w sumie będąc teraz naprawdę elastyczny, wydłużył się do galopu pośredniego, rak samo płynnie jak potem powrócił do zebrania przed V – tam całkiem chętnie powtórzył od V do L i od L do P schemat z pólwoltami, w efekcie niedługo sprawnie przechodząc do finału. W galopie na prawo dotarł z P do narożnika przy F, a po pokonaniu go zjechał pewnie na linię środkową. Pozostawał na niej wyprostowany i do ostatniej foule szedł bardzo pewnie, tak jak pewnie się zatrzymał w X. Właściwie to trochę się zdyszał, ale dzięki temu spokojnie odczekał w stój na wypuszczenie go do stępa, którym ruszył już na długiej szyi w stronę wyjścia czworoboku. No dobra, po takiej robocie to bardziej sobie dreptał, biedny zmęczony pączek.

KONIEC

[ 15 - 28 ] @Noa Carvajal
nagroda za ranking 2022: 2 czyste przejazdy w próbie terenowej
Mów mi luczkowa.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: okazjonalnie suche żarty.

Podstawowe

Osobowość

Awatar użytkownika
0
lat
0
cm
Elita

Zawody ujeżdżeniowe
poziom regionalny

Mimo motywacji zawodników, którzy zdecydowali się stanąć do rywalizacji w tych nie do końca sprzyjających warunkach, niezmiennie mało przyjemna pogoda oraz towarzysząca jej delikatnie przygnębiająca aura niestety odbiły się na obserwowanych przejazdach. Z powodu nieustającego deszczu obawiano się drobnych obsunięć czasowych w trwaniu poszczególnych klas, jednakże startujące pary wykazały się dużą ogólną sprawnością jak i obyciem, dzięki czemu przebieg zawodów nie opóźnił się na żadnym etapie.

Konkurs klasy L był najliczniej obsadzony przez jeźdźców z Orchard Stable i to do nich należały wszystkie miejsca na podium – trzeba przyznać, że walka o pierwsze miejsce (zajęte przez @Caroline Hathaway na ogierze @Falling Away) była bardzo zacięta, a różnice w wynikach pierwszego, drugiego oraz trzeciego miejsca na tyle małe, że tak naprawdę cała pierwsza trójka zawodników mogła czuć się wygrana.
Co ciekawe, jedna para prezentująca się właśnie w tej klasie przyciągnęła uwagę pewnej szczególnej osoby z nielicznej publiczności obserwującej dzisiejsze zmagania. Chociaż przejazd @Noa Carvajal oraz @Angus nie należał do najwyżej ocenionych przez sędziów, to jednak szczególność rasy wałacha podbiła serce kobiety, która zajmuje się między innymi szukaniem współprac do prezentowania sprzętu jeździeckiego na Instagramie. Po zakończeniu konkursu rundą honorową zaczepiła zawodniczkę, wychodząc do niej z propozycją „czaprakowego sponsoringu” w zamian za kilka zdjęć i postów.

W programie klasy P jedna para wybiła się szczególnie swoim zgraniem i to do nich należało zwycięstwo z bardzo wysoką przewagą prawie pełnych dziewięciu punktów procentowych względem drugiego miejsca – mowa o @Tyler Hendersen i jego wierzchowcu, @Johnny Bravo – brawa dla nich, zwłaszcza że to do nich należał wynik dnia z całych zawodów!
W klasie N startowało najmniej par nie tylko ze względu na bardziej wymagający poziom – pojedynczy zawodnicy spoza Orchardu zdecydowali się na rezygnację ze swoich startów ze względu na dość rozmokłe podłoże, które jednak w rzeczywistości nie utrudniało nadmiernie przejazdów. Owszem, dało się zaobserwować pewną ostrożność w sposobie jazdy większości uczestników, niemniej również sędziowie wzięli pod uwagę panujące warunki i nie oceniali z tego względu zbyt surowo, choć też wcale nie pobłażali nadmiernie uczestnikom. W tym konkursie zwyciężyła @Noa Carvajal dosiadająca ogiera @Broyer du Noir - na tej parze nie zrobiły wrażenia nawet drobne kałuże obecne na czworoboku już podczas tych ostatnich startów. Całe szczęście, że w czasie startu na zawodach ujeżdżeniowych wszelkie ochraniacze są niedozwolone, bo z pewnością byłoby ciężko je po dzisiejszym dniu doprać.

Mów mi Mistrzu Gry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .
Brak odznak
Zamknięty