Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Eastbourne Wheel
koło widokowe

Trzydziestopięciometrowe koło widokowe ustawione w Western Lawns jest idealną okazją dla tych, którym niekoniecznie jest po drodze do Londynu na London Eye. Ta wysoka konstrukcja umożliwia oglądanie prawie całego miasta oraz wybrzeża Sussex z góry - a to z pewnością robi wrażenie! Oczywiście zakładając, że nie masz lęku wysokości i nie zwymiotujesz przy tym na osobę obok...
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Mirka Varinsdottir
Awatar użytkownika
24
lat
177
cm
ekspedientka
Pracownicy Usług
011.Lately I've been counting stars
and I'm sorry that I broke your heart, it's something that I didn't want for you
[ @Leo Bennett ]

Mirka chciałaby powiedzieć o sobie, że żyje pomimo czasu. Że mijające lata niczego w niej nie zmieniły, że zwalczyła w sobie egoistyczny (jakże przy tym ludzki) zwyczaj zerkania na zegarek; że nie wyrywa kartek z kalendarza i nie planuje swoich dni według godzin, minut, sekund.
Chciałaby, ale... Upływający czas odbija na niej zbyt bolesne piętno, by mogła je tak po prostu zignorować.
Ostatnie dwa tygodnie? Dwa tygodnie, od kiedy (przez zupełny przypadek) spojrzała Leo w oczy. Dwa tygodnie, od kiedy (przez zrządzenie losu) prawie powiedziała mu za dużo. Dwa tygodnie, odkąd przeklęła swoje cholernie głupie serce za to, że biło trochę za szybko, że gubiło rytm, że tak okropnie zdradziło ją w chwili próby.
Cholera.
Wydawało jej się, że jest bezpieczna. Sądziła, że miesiące spędzone poza Eastbourne (miesiące, w których gubiła rachubę), zdołają wnieść wokół jej serca mur, którego nawet (a może zwłaszcza) Leo nie przebije.
Głupia, głupia Mirka.
Naiwna dziewczynka.
„Musimy iść”, powiedziała jej wczoraj przyjaciółka, kiedy leżały w łóżku Mirki, trzymając się za ręce i rozmawiając o wszystkich tych sprawach, które nie mają znaczenia.
„Dokąd?”, zapytała, nagle rozbawiona myślą, że miałaby się ruszyć i posłała w stronę sufitu milion uśmiechów.
„To niespodzianka”.
Nie—spo—dzian—ka.
Zabawne słowo.
I Ella tak zabawnie marszczy czoło, kiedy patrzy na Mirkę, jakby oczekiwała jakiejś reakcji.
„Okej”, powiedziała wtedy, milion pierwszym uśmiechem obdarowując najlepszą przyjaciółkę.
„Okej?”
„Okej.”

Powinna była przemyśleć to trochę lepiej. Gdyby tylko przez mgłę alkoholową przedarło się kilka trzeźwych pytań dotyczących natury planowanej niespodzianki, może nie siedziałaby teraz w na wpół rdzewiejącym pickupie, podkręcając muzykę, której nawet nie lubi i co pięć minut zerkając w stronę Elli, która jak dotąd nie udzieliła żadnej jednoznacznej odpowiedzi. Wszystkie „dlaczego” komentowała tylko wzruszeniem ramion, każdą wątpliwość — zaledwie machnięciem ręki. W końcu, kiedy samochód zatrzymuje się na poboczu żwirowej drogi prowadzącej na wybrzeże, Ella przekręca się w fotelu i uśmiecha do Mirki w sposób, który może zwiastować jedynie kłopoty.
Mirka krzywi się i unosi ręce, żeby przerwać wywód, który już toczy się w głowie przyjaciółki, ale nim zdąży cokolwiek powiedzieć, ta otwiera usta i wylewa się z nich zbyt dużo słów, by w kilka chwil wysupłać z nich sens.
— Umówiłam się tutaj z Sethem — mówi, po czym przygryza wargę, dając Mirce chwilę na przetrawienie wiadomości.
— Myślałam, że wy się nie lubicie.
— Tak było, przyznaję, ale... no wiesz, po tej imprezie na jachcie trochę się między nami zmieniło i ostatnio zaprosił mnie na randkę — mamrocze Ella, nerwowo zgarniając z twarzy kosmyki blond włosów. To tylko jedna z rzeczy, które je dzielą: kolor włosów, kolor oczu, nawet odcień skóry. Ella, Amerykanka hiszpańskiego pochodzenia, dużo bardziej przypomina córkę Islandczyków niż Mirka.
— Czyli co... zabrałaś mnie tu w roli przyzwoitki?
— Nie.
— To dlaczego?
— Dobra, może trochę masz rację. T r o c h ę. Troszeczkę. Przydałaby mi się twoja pomoc; cholera, Mirka, strasznie go lubię. Nie chcę tego zjebać, wiesz?
— Ale co ja mogę...
— Po prostu... no nie wiem, pomyślałam, że mogłabyś iść przodem i wybadać sytuację? Sprawdzić, co on o mnie myśli? Czy też jest tak podekscytowany jak ja?
Mirka wytrzeszcza oczy i przez chwilę w milczeniu przygląda się przyjaciółce. Sekundy zamieniają się w pełną minutę, a w głowie Mirki tykają wskazówki wyimaginowanego zegara, jakby odmierzając ostatnie chwile przed tragedią. W końcu dziewczyna kiwa głową. To ledwie widoczny ruch, zaledwie drobne drgnięcie, ale oczy Elli rozświetlają tysiące światełek i rzuca się Mirce na szyję, wykrzykując „dziękuję ci, kochana, naprawdę, nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazić”.
Mirka poklepuje ją po plecach, po czym osuwa się na własny fotel i zerka przez okno.
— Umówiliście się na plaży? O dwudziestej drugiej? — Na zewnątrz jest już ciemno. Jedynie kilka lamp rozświetla drogę do głównego pomostu i znajdującej się nieopodal przystani; wokół nie ma żadnej żywej duszy, nawet liście zdają się tkwić w kompletnym bezruchu.
Ella wzrusza ramionami, jakby ten gest wiele wyjaśniał.
— Obiecał, że zabierze mnie na karuzelę.
O dwudziestej drugiej?
Jeszcze jedno wzruszenie ramion.
— No wiesz, widok na miasto, księżyc, woda... to całkiem romantyczne.
W brzuchu Mirki zacieśnia się bolesny supeł. Tak, chyba tak. To faktycznie całkiem romantyczne. Nie pamięta, kiedy ostatnio ktoś zrobił dla niej podobną niespodziankę.
— Seth powiedział, że ma kolegę, który pracuje w wesołym miasteczku na promenadzie. Uruchomi dla nas karuzelę — tłumaczy Ella, bawiąc się kosmykiem jasnych włosów. — Pójdziesz sprawdzić, czy wszystko jest już gotowe? Chyba zapadłabym się pod ziemię, gdyby go tam nie było. Jezu, nawet nie chcę sobie wyobrażać...
— Daj spokój — przerywa jej Mirka — musiałby być kompletnym kretynem, żeby cię wystawić. Pójdę. Ale jeśli nie wrócę za kwadrans, to albo mnie zamordował, albo ktoś mnie porwał, bo tu jest, kurwa, cholernie ciemno.
Ella śmieje się słodko, jak tylko ona potrafi, i gestem zachęca Mirkę, by już wyszła z samochodu. Ta kręci więc głową, odpina pasy, jeszcze raz zerka na podekscytowaną przyjaciółkę, i w końcu zatrzaskuje za sobą drzwi starego pickupa.

Kiedy zatrzymuje się pod mrugającą tęczowym światłem karuzelą, w okolicy wciąż nikogo nie ma. Ktoś co prawda włączył buczące wkoło maszyny, a diabelski młyn powoli się rozkręca, ale Mirka wciąż nie dostrzega znajomej twarzy. Opiera ręce na podeście pod karuzelą, podciąga się i siada na chłodnym betonie. Machając nogami nad ziemią, zerka w kierunku nieba. W Eastbourne od dawna nie widziała aż tylu gwiazd.
Kiedy po kilku minutach ciszy orientuje się, że powinna wracać, stopniowo narastający dźwięk zbliżających się kroków zrywa ją na równe nogi. Przywołuje na usta najpiękniejszy uśmiech, poprawia na ramionach kurtkę i robi krok w stronę światła.
Przechyla głowę.
Uśmiech powoli zamienia się w bliżej nieopisany grymas.
Oczy błądzą po sylwetce stojącego zaledwie pięć stóp dalej chłopaka — mężczyzny — kiedy wszystkie trybiki w głowie Mirki starają się nie przegrzać.
— Oni wcale nie umówili się na randkę, prawda? — Tylko tyle potrafi powiedzieć. Unosi dłoń do twarzy, chwyta mostek nosa między dwa palce i przez chwilę go rozmasowuje, przymykając oczy. W końcu parska krótkim, głośnym śmiechem. Cholerna Ella.
Cholerny Leo.
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w bardzo konfundujący sposób. Wątkom +18 mówię jasne, jeśli tylko dasz radę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, przekleństwa, gejostwo, alkohol, głupotę, jebanie pisu.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Leo Bennett
Awatar użytkownika
25
lat
196
cm
Obsługa Kolejki
Prekariat
Niewielka, czarna saszetka ląduje na marmurowym blacie w męskiej toalecie, a dźwięczny huk rozchodzi się wraz z echem po pomieszczeniu. Jest cicho, nieprzyjemnie cicho. Za cicho. Lekko trzęsąca się dłonią ujmuje zamek błyskawiczny, po czym przeciąga wzdłuż linii, ujawniając zawartość torby. Znudzony wzrok kieruje się po kolei na przeźroczyste pudełeczko z maleńkimi tabletkami, gumę uciskową, łyżkę i w końcu na strzykawkę z wymienną końcówką.
W pierwszej kolejności łapie za łyżkę. Nic specjalnego, po prostu łyżka z kuchennej szufladki, którą matka zwykła sprzątać trzy razy w tygodniu. Tym razem nie posłuży do jedzenia. Przygląda się jej przez chwilę, obserwując w odbiciu zmęczone od natłoku dnia oczy oraz niewielkie zmarszczki, które zaczęły pojawiać się pod oczami nie tylko ze zmęczenia, ale i czystej starości (czy dorosłości, jak kto woli). Umieszcza przedmiot starannie na chłodnym blacie, następnie całą uwagę kierując na folię z tabletkami. Tu nie spędza dużo czasu: po prostu wybiera jedno, pierwsze z brzegu i umieszcza na samym środku metalowej łyżki. Może jedna to za mało, myśli po chwili, zamierając na moment. Tak zdecydowanie, ciężkie palce wślizgują się ponownie do wieczka, wyławiając jeszcze jedną, idealnie owalną pastylkę, która ledwo słyszalnie ląduje na odpowiednim miejscu.
Przez moment wydaje mi się, że coś słyszy. Kilka głosów z oddali, które już po chwili tłumaczy odwieczną walką wiatru z gałęziami drzew i ze wzruszeniem ramion powraca do ówczesnych czynności. Z kieszeni spodni wyciąga zapalniczkę. Obraca nią kilka razy między palcami, przyglądając się wygrawerowanej róży raz z idealnie wyrzeźbionym ”M” tuż obok w towarzystwie niewielkiego serduszka. Przez krótką chwilę próbuje sobie przypomnieć, na które święta dostał ją od Mirki, jednak w głowie panuje jedna, pierdolona dziura. Nic. Pusto. Ale to już akurat od dawna przestało go dziwić.
Następne czynności idą mu już całkiem sprawnie: tyłem zapalniczki rozdrabnia tabletki w drobny proszek, po czym podgrzewa dół łyżki, do momentu, w którym nie pojawi się charakterystyczne bulgotanie. Zaciska gumę na ramieniu, przytrzymując zwinnie zębami, zupełnie jakby robił to już po raz setny, łapie strzykawkę, nabiera, lekki pstryczek i już po chwili igła ląduje idealnie wbita w największą żyłę.
Rozluźnia napięte ciało, opadając ciężko na chłodną ścianę, błagalnie wyczekując ulgi. Osuwa się w dół, podkulając nogi i otulając wzrokiem pomieszczenie. Wszystko wygląda tak… normalnie, nudno. Toalety pracownicze zazwyczaj nie szczycą się wykwintnym designem, pięknym zapachem oraz milionem dodatków. Jest kibel, zlew i lustro, tyle. Jest też i Leo. Leo, którego według rozpiski zamkniętej na cztery spusty w głównym gabinecie dyrektora diabelskiego młynu, nie powinno już tu być. Ostatnia zmiana skończyła się o dziewiątej piętnaście, kiedy to (według regulaminu) obszedł cały teren i zamknął bramki na cztery spusty. Jednak dzisiaj, pomimo że rola pracownika dobiegła końca, miał do spełnienia jeszcze jedną — role przyjaciela.
Seth rzadko prosił go o cokolwiek. I to wcale nie dlatego, że nie można było na niego liczyć, a bardziej, bo ich znajomość nie polegała na wyświadczaniu przysług. Po prostu byli i z jakiegoś głupiego, niewytłumaczalnego powodu to wystarczyło. Do teraz.
No nie daj się prosić, przekonywał go w zeszłym tygodniu przy już do połowy pustej butelce wódki. Naprawdę mi na niej zależy, chce zrobić coś wyjątkowego, dodał, malując na twarzy minę zbitego psiaka.
Okej, odpowiedział mu chwili milczenia. W końcu czego się nie robi dla najlepszego kumpla.
Okej?
Okej.


Wzdycha głośno, spoglądając na skórzany zegarek przy prawym nadgarstku i tym samym uświadamia sobie, że już czas. Mozolnymi ruchami zbiera się z niewygodnej podłogi, z początku walcząc ze złapaniem równowagi, by finalnie wylądować oparty o umywalkę, wpatrzony we własne odbicie. Czeka.
I w końcu się pojawia — jebany, cwaniacki uśmieszek, zwiastujący działanie narkotyku. Ciało staje się lżejsze, ręce zaprzestają rytmicznym wstrząsów, a chłód zastępuje przyjemne uczucie ciepła, wędrujące wzdłuż kręgosłupa.
Cześć, wita się sam ze sobą narcystycznym skinieniem głowy, po czym pakuje wszystkie rzeczy do saszetki i wychodzi z toalety. Przyjemna morska bryza otula jego twarz, a delikatny wiatr szarpie niesforne kosmyki nieczesanych od rana włosów.
Mija kilka wysokich namiotów z gastronomią, przeskakuje przez niewielki płotek, mający na celu odstraszyć dzikie zwierzęta i już po chwili znajduje się na tyłach koła widokowego, uruchamiając maszynę. Głośny trzask, przepływ prądu i młyn staje w pełnym oświetleniu, rzucając kolorową poświatę na tafle wody tuż przy plaży.
Leo wyciąga telefon i w drodze na przody maszyny, wystukuje szybką wiadomość do przyjaciela, o mały włos nie potykając się o wielki, wystający z ziemi korzeń. Wciska wyślij, jednak gdy tylko unosi wzrok, jego uwagę przyciąga cień postaci, zasiadającej na murku. I może ktoś iny pomyślałby, że już tu są, a przynajmniej ona. Że czeka na niego, obijając nogami metalową ściankę i spoglądając z zaciekawieniem w rozgwieżdżone niebo.
Może.
Jednak nie on.
Bo on doskonale wie, kto tam siedzi. Zna tę sylwetkę na pamięć i pomimo minionych lat, wkropionych narkotyków i przepitych litów alkoholu wciąż jest w stanie w ułamku sekundy rozpoznać ją z najdalszych odległości i najgłębszych ciemności.
Co ty tu robisz? — odzywa się, nawet nie zastanawiając się, co tak naprawdę wypadałoby powiedzieć. — Pozazdrościłaś przyjaciółce randki? — rzuca bezczelnie, doprawiając wypowiedź donośnym prychnięciem. Powoli stawia kroki w jej stronę. W końcu nigdzie mu się nie śpieszy. W międzyczasie wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i odpala jednego nim jeszcze dojdzie do siedzącej na murku Mirki, a jego twarz w pełni oświetli ta sama latarnia. — Czy po prostu się za mną stęskniłaś?

@Mirka Varinsdottir
Mów mi jakkolwiek tylko masz ochotę. Piszę w dziwnym stylu. Wątkom +18 mówię don't mind if Ido.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: dragi, alkohol, przekleństwa, głupota.

Podstawowe

Likes & dislikes

Eventy

Mirka Varinsdottir
Awatar użytkownika
24
lat
177
cm
ekspedientka
Pracownicy Usług
W porę orientuje się, jak pochopnie oceniła sytuację.
Przez krótką chwilę wydawało jej się, że to sprawka Leo. Że to on chciał jej jeszcze trochę dokuczyć, jeszcze trochę się nad nią pastwić, jeszcze przez chwilę wciskać nos w sprawy, które nie powinny go dotyczyć. Zalazł jej za skórę podczas spotkania na jachcie do tego stopnia, że przez pierwszy tydzień nie potrafiła myśleć o niczym innym. Zasypia — widzi Leo. Wstaje — myśli o Leo. I nawet w międzyczasie między zamknięciem oczu a pobudką zdarza jej się o nim śnić. Wyrzucenie go z głowy prawie trzy lata temu było o wiele prostsze niż zapomnienie o nim teraz.
Nie podoba jej się ten nowy Leo. Nie odpowiada jej brzmienie jego głosu, nie lubi sposobu, w jaki na nią patrzy (z wyższością zupełnie niezwiązaną z dzielącymi ich dwudziestoma centymetrami), nie czerpie przyjemności z prowadzenia z tym chłopcem rozmowy, jeśli nawet przez chwilę nie potrafi być poważny.
Zadziera brodę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.
— Ella poprosiła o wsparcie, jak mogłam jej odmówić? — odpowiada zgodnie z prawdą, wzruszając przy tym ramionami. Przez chwilę sądziła, że zignorowanie jego obecności będzie najrozsądniejszym wyjściem, ale własny organizm — gardło, język, usta — postanowiły ją zdradzić. Nie potrafi udawać, że Leo tu nie ma. Że nie czuje zapachu jego perfum, że nie widzi rozbawienia malującego się na jego twarzy, że wcale nie ma ochoty go dotknąć. Na jachcie pozwoliła sobie na chwilę słabości. Sunęła palcami po jego policzku, zahaczyła kciukiem o wargę, gotowa była zrobić więcej niż kiedykolwiek odważy się przyznać. Dzisiaj jednak jest trzeźwa. Przeraźliwie, boleśnie trzeźwa. I ze wstydem przyznaje przed sobą, że jej ciało wciąż reaguje na niego w ten sam sposób.
— Najwyraźniej uznali, że to świetny żart — mówi, odrywając spojrzenie od Leo. Znów kieruje wzrok ku niebu, ale tym razem nie dostrzega żadnych gwiazd. Zirytowana staje na betonowym podeście i wsuwa dłonie w kieszenie szerokich, granatowych spodni. Podwinięta koszulka odsłania fragment brzucha i zarys widocznych pod napiętą skórą żeber, ale Mirka zdaje się tego nie zauważać.
Za bardzo skupia się na tym, co chciałaby mu powiedzieć.
„Czy ty uważasz, że to świetny żart?”
„Czy myślisz może, że to całkiem romantyczne?”
„Czy chciałbyś wejść ze mną do jednego z wagoników i długo nie wracać na dół?”
Idiotyzm.
— Park rozrywki, co? — zagaduje, przerywając ciszę, która trwała o kilka sekund za długo. — Dużo rodzin z dziećmi, balony, wata cukrowa — to niekoniecznie praca, w której sobie ciebie wyobrażałam — mamrocze, rozglądając się wokół. Niestety, jedyne, co udaje jej się dostrzec, to część parku rozświetlona przez lampy i kolorowe girlandy wiszące w wagonikach na diabelskim kole: widzi więc zamkniętą budkę z napojami, kilka przepełnionych koszy na śmieci i Leo. Jego zawsze widzi najlepiej. — Gdybym miała obstawiać w ciemno, to strzelałabym w jakiś cmentarz, ewentualnie zaplecze fast fooda, gdzie nie musisz rozmawiać z ludźmi. — Posyła mu najbardziej niewinny uśmiech świata, choć w jej słowach rozbrzmiewa kpina i odrobina złośliwości. Chciałaby po prostu zobaczyć w nim cień prawdziwej emocji. Coś, co przekonałoby ją, że Leo jest czymś więcej niż piękną, wyprutą z uczuć fasadą człowieka, którego kiedyś znała.
— Mogę się przejechać? — pyta w końcu, patrząc na niego w taki sposób, jakby rzucała mu wyzwanie.

@Leo Bennett
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w bardzo konfundujący sposób. Wątkom +18 mówię jasne, jeśli tylko dasz radę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, przekleństwa, gejostwo, alkohol, głupotę, jebanie pisu.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odpowiedz