Mirka Varinsdottir
Awatar użytkownika
24
lat
177
cm
ekspedientka
Pracownicy Usług
003.oh honey, though it was only yesterday you kissed me
and that kiss, that kiss was so, so true
[ @Leo Bennett ]

Kocha, lubi, szanuje. Nie chce, nie dba...
Mirka prycha głośno i wyrzuca pomiętą łodyżkę za siebie. W ciągu tych pięciu minut, które minęły od wyjścia z domu, zdążyła zerwać już trzy stokrotki i wszystkie skończyły w ten sam sposób. Cały czas, choćby nie wiem, jak mocno się starała, wierszyk zatrzymuje się w tym samym miejscu. Przy drugim kwiatku próbowała nawet oszukać przeznaczenie i ominęła kilka wersów, mając nadzieję, że trafi na kocha, ale nic z tego. Tak jakby świat zbyt dobrze znał prawdę, by pozwolić jej załamywać rzeczywistość.
Odchrząkuje, wyciera wilgotne dłonie o kolorowe spodnie i z braku laku w końcu chowa je do kieszeni. Nie wie, co ze sobą zrobić. Powinna podejść do drzwi, zapukać i wyjaśnić, po co przyszła, ale cała ekscytacja ze spotkania teraz kompletnie z niej ulatuje. Jeszcze pół godziny temu, kiedy wysyłała wiadomość z milionem kolorowych emotek i jeszcze większą ilością wykrzykników, wydawało jej się, że po raz pierwszy od dawna uda im się porozmawiać normalnie. Marzyła głupio, że Leo z rozmachem otworzy jej drzwi, poderwie w objęcia i ucałuje na tyle żarliwie, by zabrakło jej tchu, zupełnie nie przejmując się matką wyglądającą z kuchni, sąsiadami podglądającymi zza firanek i szczekającym na podwórku psem. Pragnęła, z całego serca, by po prostu do niej wrócił.
Teraz, stojąc przed drzwiami prowadzącymi do domu, który jeszcze kilka miesięcy temu pełen był miłości, śmiechu i wspaniałych wspomnień, a teraz przypomina ponury grobowiec, Mirka poważnie zastanawia się, czy nie powinna zawrócić i odejść. Może tak byłoby prościej? Może Leo w końcu by o niej zapomniał, może doszedłby do wniosku, że po prostu nie pamięta żadnej Mirki, że ta dziewczyna była tylko ułudą powstałą w dymie papierosa. Może uznałby ją za piękny sen, może nie potrafiłby przyzwać w myślach widoku jej twarzy z tamtego dnia przed balem, kiedy prosił ją, żeby została jego dziewczyną. Może prościej byłoby mu pogodzić się z kolejną stratą, gdyby nie przypominała mu o swoim istnieniu w każdej sekundzie.
Już unosi dłoń, by zapukać do drzwi, ale tylko kręci głową i opiera się ramieniem o chłodny mur. Choć przed wyjściem z domu opatuliła się miękką kurtką, a sierpniowe powietrze powinno być ciepłe, to jej skóra i tak pokrywa się gęsią skórką. Drżącymi palcami sięga do kieszeni, wyciąga z niej paczkę zmiętych fajek i wsuwa jedną między wargi, by po chwili zaciągnąć się obrzydliwym dymem i ogrzać twarz w płomieniu.
Nim skończy palić, przez jej głowę przelatuje seria scenariuszy, wedle których może potoczyć się nadchodzące spotkanie. Tylko jeden z nich, ten najbardziej niemożliwy do odegrania, kończy się dobrze.
Wygasza niedopałek i puka do drzwi, zanim zdąży zrezygnować. Kiedyś przychodziła tutaj z przyjemnością: po szkole, żeby wspólnie uczyć się do egzaminów końcowych, w weekendy, żeby oddawać się trochę bardziej przyziemnym przyjemnościom. W czasie wolnym od pracy, żeby spróbować ciasta pani Bennett i w okolicy świąt, żeby pomóc w dekorowaniu choinki. W pewien naturalny sposób ten dom stał się również jej domem. Dziwnie było czekać teraz przed drzwiami, wycierając buty w brązową wycieraczkę, czując się przy tym jak niechciany gość.
— Cześć — wyrzuca z siebie, kiedy tylko w progu pojawia się Leo. Wydaje jej się, że wygląda jeszcze gorzej niż ostatnio. Widzieli się zaledwie tydzień temu, podczas tych spotkań przez drzwi, które Mirka zaczęła nazywać "widzeniami" i wówczas wydawało jej się, że w oczach chłopaka od czasu do czasu pojawiają się jeszcze znajome błyski; figlarne iskierki w reakcji na jej żarty i ciepłe spojrzenie, kiedy z pewną niezgrabnością chciała go przytulić. Teraz widzi tylko pustkę.
— Jesteś gotowy? — Widzi, że nie jest. Że nie zdjął tego dresu od zeszłego poniedziałku, że ma przekrwione oczy (dym czy żal?), że ucieka spojrzeniem jak zawsze, gdy chce jej powiedzieć, że jednak nie dzisiaj. Że może później, może jutro albo w przyszłym tygodniu, bo jednak najlepiej to wcale. Wie, co od niego usłyszy, ale jednak czeka. Zawsze czeka, jakby coś miało się zmienić.
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w bardzo konfundujący sposób. Wątkom +18 mówię jasne, jeśli tylko dasz radę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, przekleństwa, gejostwo, alkohol, głupotę, jebanie pisu.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Leo Bennett
Awatar użytkownika
25
lat
196
cm
Obsługa Kolejki
Prekariat
001.


tyk, tyk, tyk, tyk..
Dźwięk zegara rytmicznie obija się głuchym echem po zaciemnionym pokoju. Naciągnięte już tydzień temu zasłony rozkładają się na całą długość okna, przepuszczając jedynie niewielki promień wrześniowego słońca i chociaż może wydawać się to niewiele, dla leżącego na podłodze Leo jest ono więcej niż wystarczające. Już jakiś czas temu przestał łaknąć rześkich poranków, ciepłego słońca i czarnej kawy z dwoma łyżeczkami cukru, którą zwykł pijać zaraz po przebudzeniu. Teraz wszystko było inaczej. Na opak. Nie tak jak trzeba. Nawet łóżko przestało dawać dawny komfort i wygodę, przez co już jakiś czas temu zmuszony był opaść na chłodnej, niesprzątanej od tygodni podłodze. Znalazł swoje miejsce na niewielkim odcinku między stertą niewypranej bielizny a paczce po serowych chrupkach, które kiedyś tak bardzo lubił zajadać wraz z Benem w meczowe wieczory. Przestań oblizywać palce głupku, moczysz przy tym wszystkie inne, miał w zwyczaju karcić go Leo, kiedy chłopczyk wsadzał wielką piąstkę do buzi, a zaraz potem ponownie łowił kolejne chrupki. To dlatego, żeby zebrać więcej posypki, bronił się za każdym razem z największym uśmiechem w tej galaktyce, ukazując serie popsutych już mleczaków. Wtedy przewracał jedynie oczami i kontynuował oglądanie, teraz sam wylizuje opakowanie. Za każdym pieprzonym razem. Co do ostatniego ziarenka.
tyk, tyk, tyk, tyk..
Mija kolejna godzina. Kolejna godzina spędzona w bezruchu i pełnym zamyśleniu, ze wzrokiem wbitym w jasny, beżowy sufit. Nie chce mu się ruszać. Nie ma na nic siły. A jednak po chwili decyduje się podnieść minimalnie głowę i sprawdzić godzinę. Za pięć czwarta. Zaraz tu będzie, uświadamia sobie, opadając ponownie na twardą posadzkę. Przyjedzie jak zwykle w kolorowych ciuchach, odziana w szeroki uśmiech i sztuczną nadzieję w oczach, na którą on sam już od jakiegoś czasu nie miał siły patrzeć. Zapyta co u niego, a on przez kilka sekund będzie zastanawiał się jak tym razem obrać w słowa te wszystkie czynności, które wykonał, bo leżenie, spanie i wsłuchiwanie się w dźwięk brzęczącego gdzieś w tle telewizora straciły już na swej oryginalności. Przywita się z matką, która od rana zdążyła już zapewne upiec dwa ciasta i skończyć obiad, a ta uraczy ją wymuszonym Mirka, kochanie, jak dobrze, że jesteś. Wszystko tak samo. Wszystko za każdym razem wyglądało tak samo. Jak w scenariuszu. Scena za sceną. Odgrywali tę sztukę już dobre kilka miesięcy. Do znudzenia. Do porzygu. Bez zbędnych improwizacji.
tyk, tyk, tyk, tyk..
Zegar wybija pełną godzinę, a z dołu jak na zawołanie rozbrzmiewa charakterystyczne bzyczenie. Przyszła. Słyszy donośnych krzyk matki, o ruszeniu wyłka i otwarciu drzwi, na co przewraca jedynie oczami i z pełnym zmęczenia westchnięciem zbiera się z podłogi. Nogi ma ciężkie, obolałe, jakby wczorajszego dnia przebiegł maraton, kiedy w rzeczywistości nawet jego ciało zmęczone jest ciągłym leżeniem. Woła o pomoc. On jednak perfekcyjnie ignoruje wyraźne osłabienie organizmu i powolnym krokiem kieruje się w stronę głównych drzwi. Jeszcze jeden wdech. Kolejny. Dociska klamkę, gotowy do odegrania swojej roli.
Cześć — odpowiada momentalnie, siląc się na uśmiech — Ładnie wyglądasz — dodaje z przyzwyczajenia. I chociaż jest w tym prawda, bo przecież Mirka zawsze wygląda pięknie, on w rzeczywistości już dawno przestał zwracać na to uwagę. Pewnie gdyby jednego dnia przyszła ubrana w worek po ziemniakach, on i tak pochwaliłby jej outfit nie zauważając nawet, że coś jest nie tak.
Wykonuje niewielki krok w tył, tym samym zapewniając jej przestrzeń do przekroczenia progu i zapraszając do wejścia. Obserwuje uważnie jak lokatę włosy szarpie jeszcze resztka letniego wiatru, a na twarzy maluje się niepewność. Ignoruje jej pytanie. Jeszcze. Doskonale zdaje sobie sprawę, że będzie musiał tłumaczyć się już za moment, kiedy tylko pierwszy akt dobiegnie końca, a głowni bohaterowie dotrą do pokoju. Najpierw jednak..
Mirka, kochanie, jak dobrze cię widzieć — kobieta wybiega zza filaru, zarzucając w tym samym czasie na ramię niewielką ścierkę, którą zapewne jeszcze chwile temu wyciągała cynamonowe ciasto z piekarnika — Co u ciebie, jak sie masz, słońce — brzmi autentycznie, jakby szczerze chciała się dowiedzieć co u niech, chociaż Leo doskonale wie, że to tylko gra. Pieprzona maska szczęścia, troski i desperackiej potrzeby normalnego życia. W końcu zawsze lepiej jest po prostu uśmiechnąć się szeroko i udawać, że wszystko jest okej. Irytuje go, jednak jak zwykle postanawia ją zignorować. Rusza tuż za kobietami do kuchni, zamykając ten rozkolejony pociąg sztuczności, pozwalając im wdać się w standardową, kilkusekundową wymianę zdań.
Sok pomarańczowy? — rzuca krótkie spojrzenie w stronę ukochanej dziewczyny, upewniając się, czy może być pierwsza lepsza rzecz, jaką rzuca mu się w oczy na lodówkowej półce. Wyciąga do połowy pusty karton i łapiąc pod pachę dwie wysokie szklanki, grzecznie czeka na koniec rozmowy. Nigdy nie trwa to dłużej niż trzy minuty. Czasami zdarzy im się przeciągnąć do pięciu, jednak nigdy dłużej. I jak zwykle ma racje. Koniec. Kwita głową na pożegnanie i kroczy ciężko do pokoju.
Wiem, że bardzo ci zależy na dzisiaj — zaczyna powoli, ostrożnie. Zupełnie jakby wypowiadał już to zdanie tyle razy, że skupia się na tym, by chociaż intonacja brzmiała nieco inaczej — ale możemy przełożyć? — nie patrzy na nią. Nie musi. Doskonale wie, jak wygląda jej twarz. Na pamięć zna już te smutne oczy, opadłe ramiona i kąciki ust wygięte w stronę podłogi.

@Mirka Varinsdottir
Mów mi jakkolwiek tylko masz ochotę. Piszę w dziwnym stylu. Wątkom +18 mówię don't mind if Ido.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: dragi, alkohol, przekleństwa, głupota.

Podstawowe

Likes & dislikes

Eventy

Mirka Varinsdottir
Awatar użytkownika
24
lat
177
cm
ekspedientka
Pracownicy Usług
Ledwo przyszła, a już chciałaby uciec.
Nie wini pani Bennett za jej zachowanie. Zdaje sobie sprawę, jak ciężko jest jej otrząsnąć się ze straty, pogodzić z tą bolesną, ale nieubłaganą rzeczywistością. Chciałaby ją jakoś pocieszyć. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że pewnego dnia znów będą się czuli jak prawdziwa rodzina, zapewnić, że Leo też wróci po rozum do głowy i zrozumie, że to, co się wydarzyło, nie jest jego winą.
Wie jednak, że nie ma prawa mówić takich rzeczy. Nie dlatego, że w nie nie wierzy, ale dlatego, że nie wie, co tak naprawdę dzieje się w głowie chłopca, którego już lata temu pokochała całym sercem. Znasz mnie jak nikt inny, powiedział jej kiedyś na huśtawce w parku, kiedy noc była ciepła, a księżyc rozświetlał ich twarze. Tylko przy tobie mogę być naprawdę sobą. Akceptowała jego dziwactwa, śmiała się z jego nieśmiesznych żartów, płakała wraz z nim przez pierwsze dwa tygodnie po śmierci Benny’ego. Płakała tak długo, aż jej twarz napuchła, oczy zrobiły się czerwone, a gardło chrypiało od cicho powtarzanych zapewnień, że to naprawdę, naprawdę nie zależało od Leo. Później nie miała już siły płakać. Nie miała siły, by krzyczeć. Nie miała nawet siły, by trzymać go za rękę.
Może dlatego się od niej odsunął? Może gdyby wykazała się większą cierpliwością i zrozumieniem, gdyby naprawdę była przy nim przez cały czas, wszystko skończyłoby się inaczej? Teraz patrzy na niego, gdy wyciąga sok z lodówki i ma wrażenie, że go nie rozpoznaje. Wygląda jak Leo, chodzi jak Leo, jak Leo prawi jej komplementy. Ale w głębi duszy Mirka wie, że to nie ten sam Leo, któremu sprezentowała swój pierwszy pocałunek, pierwszą wycieczkę i milion innych pierwszych razów.
Sok pomarańczowy, tak, dziękuję.
Nie, nie, nie zostanę na kolację.
Tak, chyba… chyba wychodzimy.
Pozdrowię rodziców!

Włóczy nogę za nogą w stronę pokoju na piętrze, przesuwając dłonią po chłodnej balustradzie. Kiedyś zjechała po niej na tyłku, zupełnie jak po zjeżdżalni, i Leo ledwie zdołał uchronić ją przed upadkiem. Innym razem to właśnie o tę balustradę opierała się, ledwo stojąc na nogach, kiedy o czwartej nad ranem wrócili z imprezy, która miała być tylko przygotowaniami do egzaminu. Teraz drewno jest chłodne i lekko zakurzone, jakby pani Bennett zapomniała o cosobotnich porządkach, do których kiedyś zaganiała całą rodzinę, z Mirką włącznie.
Wie, co usłyszy od Leo, zanim ten zdąży otworzyć usta. ”...ale możemy przełożyć?” dopowiada sobie sama, w głowie, z całej siły starając się nie okazać żadnych negatywnych emocji. Oczywiście, że mogą przełożyć. Zawsze przekładają. Urodziny jej najlepszej przyjaciółki, imprezę z okazji zaliczenia egzaminów, bal na koniec roku. Wszystko można przełożyć, prawda?
— Pokaż mi — żąda, zamiast odpowiedzieć. Nie chce mu uświadamiać, że zdążyła już odwołać dzisiejsze spotkanie, że spodziewała się tej odpowiedzi, że w klubie nikt na nich nie czeka, bo Mirka dała im znać, że nic z tego nie będzie. — Pokaż mi, co robisz całymi dniami — wyrzuca z siebie, odwracając się jeszcze w stronę wyjścia i zamykając drzwi. Nie chce, by państwo Bennett, których traktuje jak drugą parę rodziców, słyszeli tę rozmowę. Nie chce, by byli świadkami tego, co Mirka musi mu powiedzieć.
— Pokaż mi, co takiego trzyma cię w tym śmierdzącym pokoju. Co takiego robisz tutaj od miesięcy. Chcę to robić z tobą.

@Leo Bennett
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w bardzo konfundujący sposób. Wątkom +18 mówię jasne, jeśli tylko dasz radę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, przekleństwa, gejostwo, alkohol, głupotę, jebanie pisu.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Leo Bennett
Awatar użytkownika
25
lat
196
cm
Obsługa Kolejki
Prekariat
Głęboki wdech.
Leo spogląda na pełną szklankę, po brzegi wypełnioną sokiem pomarańczowym, a przed oczami momentalnie pojawia się obraz sprzed dwóch lat, kiedy to podczas wakacji zabrał Mirkę do ciotki Fiony na farmę. Kiedy to całymi dniami przesiadywali na miejscowych sadach, zrywając najbardziej dojrzałe pomarańcze, ile tylko się dało. On chował swoje do kieszeni bluzy i kaptura, a Mirka ładowała ile się dało na zwiewny materiał sukienki. A kiedy przychodził właściciel z wielkimi widłami, uciekali ile sił w nogach, ze splecionymi palcami i śmiechem, który wydawał się lekiem na całe zło. Byli szczęśliwi. Zakochani. Leo i Mirka kontra reszta świata. Już na zawsze. Widzi to. Widzi to wszystko, jakby na nowo odgrywało się tuż przed jego oczami. Może przysiąc, że nawet czuje zapach tamtejszych pomarańczy i świeżo skoszonej trawy. Czuje, jak serce zaczyna bić szybciej, żwawiej. A potem równie szybko wraca do szarej rzeczywistości.
Wydech
Nim zdąży do końca napełnić drugą szklankę, do jego uszu dobiega dźwięk zamykanych drzwi. Doskonale wie co, to znaczy. Już za moment rozpocznie się kolejna rozmowa na temat życia w czterech ścianach. Nie możesz tego sobie robić Leo, powie na starcie, zaraz zanim zacznie mówić jak bardzo się o niego martwi i chciałaby, żeby już wszystko było tak, jak kiedyś. Zawsze tak mówi. Problem w tym, że nie będzie. Po prostu. Nic nie będzie jak kiedyś, bo on nie potrafi już być jak kiedyś. Nie potrafi uśmiechać się szczerze, żartować, chodzić na imprezy, tańczyć, śpiewać i całować w deszczu. Życie przestało go bawić już jakiś czas temu, a stało się istną katorgą.
Pokaż mi.
Pokaż mi, co robisz całymi dniami.

Powoli odwraca się w jej stronę, jednak wciąż nie potrafi spojrzeć jej prosto w oczy. Doskonale wie, że zastanie w nich jedynie zawód i smutek.
Mirka… — zaczyna spokojnie z ewidentną nutą bezsilności w głosie. — Daj spokój — próbuje zgasić sytuację już w zarodku, jednak zna ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że Mirka tak łatwo się nie poddaje. Dlaczego nie potrafi go zrozumieć? Dlaczego nie widzi, że jedyne czego potrzebuje, to święty spokój? Wykonuje niepewny krok w przód, natrafiając stopą na niedojedzoną paczkę ciastek. Okruszki rozsypują się po podłodze, dodając swoje cztery grosze go bałaganu dookoła. Leo wzdycha ciężko, traktując to jako jedynie zwiastun sterii niefortunnych zdarzeń, która dopiero miała nadejść.
Dobra, może jest tutaj mały bałagan, nie zdążyłem posprzątać. Zapomniałem, że wpadniesz — kłamstwo. Doskonale wiedział, że przyjdzie. Wiedział teraz, jak i za każdym innym razem. A jednak ani razu nie potrafił spiąć się w sobie i przywołać chociaż materialne rzeczy do normalności. — Poza tym, nie jest aż tak źle — drapie się po głowie, rozglądając dookoła. Kolejne kłamstwo. Jest źle. Nie ma się co łudzić. Biurko pokryte jest stertą papierów, zeszytów, których nikt nie otwierał przez dobre kilka tygodniu i kubków z czymś przypominającym herbatę lub kawę, chociaż z powodu wyrośniętego już w środku grzyba, nie da się dokładnie powiedzieć. Na podłodze walają się noszone ciuchy, paczki po śmieciowym żarciu, kable i kilka pogniecionych bletek, z których nawet nie dało się skręcić porządnej fajki. Tragedia.
Nie wiem co mam ci powiedzieć, M — wyrzuca w końcu z siebie, chociaż z jakiegoś powodu w okolicy klatki piersiowej czuje jeszcze większy ciężar. — Ja.. nie wiem. Potrzebuje jeszcze trochę czasu. A to.. to tylko jedno głupie wyjście ze znajomymi — próbuje jakoś wyjaśnić swoje zachowanie, wybielić się z oskarżeń, pomimo że po części zdaje sobie sprawę, że tylko się tym pogrąża. Rzuca na wiatr puste słowa, które jedynie tymczasowo mają zapełnić dziurę wypowiedzi, a przecież dobrze wie, że Mirka ma jeszcze pewnie kilka asów w rękawie.

@Mirka Varinsdottir
Mów mi jakkolwiek tylko masz ochotę. Piszę w dziwnym stylu. Wątkom +18 mówię don't mind if Ido.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: dragi, alkohol, przekleństwa, głupota.

Podstawowe

Likes & dislikes

Eventy

Mirka Varinsdottir
Awatar użytkownika
24
lat
177
cm
ekspedientka
Pracownicy Usług
Nie mamy już czasu, chciałaby powiedzieć, wyrzucając dłonie w powietrze. Nie mamy go już więcej. Mamy tylko tyle, ile jesteśmy w stanie sobie dać, a ja… a ja nie mam siły tego ciągnąć, Leo. Nie potrafię na ciebie patrzeć bez zastanawiania się, czy kiedykolwiek jeszcze zaczniesz przypominać dawnego siebie. Nie potrafię cię całować, bo mój żołądek związuje się w supeł. Nie potrafię cię nawet przytulić bez ściskania tak mocno, że mogłabym wydusić z ciebie ostatnie tchnienie. Jakim cudem tego nie zauważasz? Jakim cudem nie możesz nawet spojrzeć mi w oczy?
Nie mówi żadnej z tych rzeczy, chociaż same cisną jej się na usta. Zamiast tego oddycha płytko, bo jej płuca boleśnie się ściskają, ilekroć wchodzi do tego domu. Nie potrafi wziąć głębszego oddechu i jest święcie przekonana, że gdyby próbowała, dostałaby napadu kaszlu. Może to przez kurz w pokoju, może przez to, że na samą myśl o przeprowadzeniu tej rozmowy robi jej się niedobrze.
— Nie obchodzi mnie to — mówi trochę za szybko, usilnie wpatrując się w twarz błądzącego Leo. Krzywi się na dźwięk rozkruszanych ciastek, nie zaszczyca ich jednak ani jednym spojrzeniem. Stara się zrozumieć, co takiego powstrzymuje go przed podniesieniem wzroku. Czy widok Mirki zaczął go brzydzić? Boi się jej? Wstydzi? Jak bardzo pragnie, by wyszła i zostawiła go w spokoju? Kiedyś jeszcze potrafił to ukrywać. Wymuszał jeden uśmiech, kiwając przy tym głową, że tak, wszystko będzie w porządku, oczywiście, Mireczko, masz rację. Teraz nawet nie sili się na zachowanie pozorów.
— Nie chcę tego słuchać. Po prostu mi pokaż. — Czuje, że dłonie zaczynają jej drżeć, więc chowa je do kieszeni kolorowych spodni. W jednej z nich natrafia na urwany guzik, więc zaczyna nim kręcić, gnieść i zgniatać, by zająć czymś głowę. Musi się skupić, inaczej wybuchnie. — Pokaż mi, Leo, pokaż mi n a t y c h m i a s t, co takiego trzyma cię w domu. Pokaż mi, co jest ważniejsze niż posiedzenie ze mną na pieprzonej huśtawce w ogrodzie. Pokaż mi. — Szybko wyszarpuje rękę z kieszeni, by ścisnąć nos. Guzik wylatuje w powietrze, toczy się po podłodze i zatrzymuje w pęknięciu między panelami. Mirka z trudem powstrzymuje łzy.
Musi coś ze sobą zrobić. Musi usiąść. Nie, pobiegać. Robi kółko dookoła własnej osi, wciąż trzymając się za nos. Raz, dwa, trzy, dziewięćdziesiąt dwa albo cztery, co za różnica. Nie potrafi się uspokoić. Chodzenie nie pomaga, więc siada na krawędzi pogniecionego łóżka, z którego spada butelka napoju energetycznego i niedopałek papierosa, który mógł spowodować niemałą tragedię. Wpatruje się w niego z niewymowną nienawiścią, jakby to właśnie on, ten jeden cholerny papieros wszystkiemu zawinił.
Wstaje.
Znowu siada.
Wstaje jeszcze raz. Pochyla się, zaczyna podnosić z podłogi ubrania. Koszulka z Iron Manem, którą kupiła mu dwa lata temu na konwencie. Spodnie od garnituru, które bogowie wiedzą, co robią poza szafą. Dresy, w których widziała go w zeszłym tygodniu. Koszulka, koszulka, koszulka. Jeszcze jedna. I kolejna. Zaczyna je cicho liczyć, tylko po to, by wyrzucić z głowy przykre słowa, które chciałaby wykrzyczeć.
— Na pewno nie śpisz w łóżku, bo ledwo na nim usiadłam, a mogę przysiąc, że w dupę wbiło mi się milion okruszków. Więc gdzie śpisz, Leo? Na podłodze? W łazience? Na dworze? — Teraz to ona na niego nie patrzy, wciąż się schylając i prostując, schylając i prostując. Podnosi te wszystkie ubrania, a kiedy ma ich tak wiele, że zaczynają znów upadać na podłogę, rzuca je w kąt pokoju. Nie mija sekunda, a znowu czuje, że powinna się czymś zająć.
Chwyta za kosz stojący pod biurkiem, przesuwa ręką po blacie i wrzuca do śmieci wszystkie puste opakowania po chrupkach, puszki z niedopitym napojem, których zawartość wylewa się na brudne papiery, wyrzuca nawet talerz z obiadem, który pewnie przyniosła pani Bennett, a którego Leo nawet nie ruszył.
Chciałaby go rozszarpać. Odwraca się w jego stronę z uniesionymi dłońmi, ale tylko go wymija i podnosi przewróconą doniczkę z kwiatkiem, którego równie dobrze można wystawić na śmietnik, bo od dobrych kilku miesięcy nikt go nie podlewał.
— Co ty, kurwa, robisz! — krzyczy w końcu, nie potrafiąc powstrzymać złości. Uderza go w twarz. Mocno, z rozmachu. Chwilę później wali dłońmi o jego pierś, zmuszając, żeby się cofnął. Teraz go nienawidzi. Nienawidzi tego, co ze sobą zrobił. Nienawidzi siebie za to, że mu pozwoliła.

@Leo Bennett
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w bardzo konfundujący sposób. Wątkom +18 mówię jasne, jeśli tylko dasz radę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, przekleństwa, gejostwo, alkohol, głupotę, jebanie pisu.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Leo Bennett
Awatar użytkownika
25
lat
196
cm
Obsługa Kolejki
Prekariat
Stoi w bezruchu.
Nogi przygniecione są mocno do podłogi, jakby wwiercone w drewniane panele, uniemożliwiając wykonanie minimalnego kroku w przód. Głowę ma spuszczoną, wpatrzoną w niedociągnięte skarpetki, każda z innej parafii, bo przecież do pary już dawno przestał nosić. Cienki materiał okrywa czarne, luźne dresy, założone tydzień temu. Zauważa niewielką dziurkę na kolanie, zapewne powstałą w wyniku przenoszenia. Jest malutka, prawie niezauważalna i przez chwile sam Leo żałuje, że nie może zamienić się z nią miejscem. Tak po prostu przeistoczyć się w jebaną dziurę w spodniach, na którą nikt nie zwraca uwagi. Od której nikt niczego nie oczekuje.
Nie chcę tego słuchać. Po prostu mi pokaż.
Stanowczy głos Mirki otula chłodem pomieszczenie, które jeszcze kilka miesięcy temu tętniło życiem, po brzegi wypełnione głośnym śmiechem, długimi rozmowami i cichym mlaskiem śliny, kiedy schowani pod pierzyną potrafili przecałować całą noc. Słowa odbijają się bezdźwięcznie od ścian, błądząc echem w nieskończoność. Katując go w kółko i w kółko. Zaciska mocniej dłonie na miękkim materiale spodni, uświadamiając sobie, jak bardzo się spociły. Wciąż stoi. Wciąż nie drga nawet na milimetr, uparcie wpatrzony w obskurną podłogę.
Pokaż mi, Leo, pokaż mi n a t y c h m i a s t, co takiego trzyma cię w domu.
Chce krzyczeć. Chce zebrać w sobie te wszystkie prawdziwe myśli, obawy i nienawiść, wziąć głęboki oddech i po prostu to wszystko wykrzyczeć. Głośno. Z całej siły. Do utraty tchu. Do ostatniego ułamka powietrza w płucach wydrzeć z siebie całego to gówno zalęgnięte od kilku miesięcy.
Pokaż mi, co jest ważniejsze niż posiedzenie ze mną na pieprzonej huśtawce w ogrodzie. Pokaż mi.
Chce powiedzieć jej, jak bardzo to boli. Wyjaśnić, że to nie tak jak myśli, że to nie nie to, że nie chce spędzać z nią już czasu i siedzieć na huśtawce w ogrodzie. Chce opowiedzieć jej o pustce, jaką czuje w sercu, o braku powietrza za każdym razem, gdy wychodzi na zewnątrz, o każdym odruchu wymiotnym, gdy do okna dobiega zadowolony śmiech dzieciaków z pobliskiego placu zabaw, o nieprzespanych nocach, koszmarach, o strachu przed wodą, nawet tą pod prysznicem. O atakach paniki, o wylanych łzach, albumach, z których wytargał tylko siebie i spalił, zostawiając ostatki popiołu pod łóżkiem, o myślach samobójczych, lekach, modlitwach i całym tym jebanym syfie, który ciągnie się za nim od czternastego czerwca, godziny piętnastej pięć, kiedy ratownik z karetki wypowiedział krótkie Niestety, przykro mi i spojrzał na niego wzrokiem, który dawał zapewne przy każdej nieudanej akcji, a którego Leo nie zapomni do końca życia. Wszystko to chce jej wykrzyczeć. Najgłośniej, jak tylko potrafi. Bierze głęboki wdech, uchyla powoli usta.. i nic. Nie potrafi. Dolna warga drga delikatnie w tylko sobie znanym rytmie, a gardło w całości odmawia posłuszeństwa. Cisza. Głucha, jebana cisza.
Kątem oka obserwuje, jak Mirka energicznie zbiera jego koszulki, spodnie i śmierdzące skarpety na jedną, wielką kupkę, czując, jak ciało ogarnia jeszcze większy wstyd. Wstyd za samego siebie. Wstyd, który popycha go kolejny krok w tył, jeszcze bardziej zamykając w sobie, o ile w ogóle jest to jeszcze możliwe. Noga w końcu odzyskuje panowanie, tylko zamiast do przodu, przenosi się w przeciwnym kierunku. I znowu. Jeszcze raz. Jeszcze jeden krok do momentu, aż plecy Leo spotkają się z chłodną ścianą, po której osuwa się lekko, przenosząc na nią cały ciężar ciała. A ona wciąż zbiera. Widzi ukradkiem dół kolorowych spodni, biegających po pokoju wzdłuż, w kółko i znowu wzdłuż. Próbuje przywołać się do porządku, znaleźć ugodę z ciałem, odzyskać kontrole, lecz nie potrafi. Jebane nic.
I nagle coś się zmienia.
Krótki trzask rozbrzmiewa po pokoju.
Nim się orientuje, policzek pokrywa blada czerwień, a po całej szczęce przebiega niekontrolowany ból. Rozchyla szeroko oczy, z zaskoczeniem spoglądając w końcu przed siebie, jednak jej już tam nie ma. Po twarzy Mirki nie ma nawet śladu. Jedyne co jest w stanie zauważyć to czubek lokatych włosów, nerwowo przeskakujący z lewej na prawą stronę. Rozkłada ręce w geście samoobrony, jednak w zamian dostaje jedynie solidne uderzenia prosto w klatkę piersiową. Chaotycznie wycelowane, zadawane nierówno, bez najmniejszego ostrzeżenia. Żółć podchodzi mu do gardła.
Mirka, przestań — prosi panicznie, z całych sił usiłując złapać jej roztrzepotane ramiona. — Przestań — ponagla z przerażeniem w oczach. Pierwszy raz widzi ją w takim stanie. Wściekłą. Obdartą ze zbędnej uprzejmości. Nieustraszoną. — Mirka — na moment udaje mu się złapać drobne nadgarstki, jednak już po chwili te powracają do wcześniejszych czynności. Dostaje prosto w klatkę piersiową, mając wrażenie, jakby jej ciosy trafiały bezpośrednio w serce. Jakby w rzeczywistości nie było żadnej skóry, kości i tkanek tłuszczowych, a uderzenia zadawały faktyczne, fizyczne obrażenia na głównym organie. Po części czuje, że na to zasłużył. Że należy mu się każdy pojedynczy kat, każdy najdrobniejszy ból i rana. Że zasłużył na zło, nerwy i nienawiść z jej strony. Problem tylko w tym, że ona na to nie zasłużyła. — Mirka — ponownie wypowiada jej imię, tym razem bardziej stanowczo i nieco głośniej, czując, jak ciało ogarnia istna panika. — MIRKA, KURWA, PRZESTAŃ — wykrzykuje w końcu, zdzierając sobie przy tym ostały nalot na gardle, jakby nie było używane przed dłuższy czas. Nie tylko jego to dziwi. Korzystając z chwilowego zastoju, Leo jest w stanie zacisnąć dłonie na kościstych biodrach i przyprzeć ukochaną do ściany, sam przejmując kontrole. Dłonie przenosi szybko na rozgrzaną do czerwoności twarz, wplatając palce w bujne, kręcone włosy. Próbuje ją przytrzymać. Czuje, jak w środku wszystko zaczyna buzować. Stabilizuje jej twarz. I w końcu to robi. Patrzy jej prosto oczy. Bez zbędnych ucieczek, wodzenia i hamulców. Spogląda prosto w epicentrum złości, bólu i zawodu. Umiera. Umiera w środku, kuląc się w sobie bardziej niż od najsilniejszego uderzenia.
Nie mogę — ledwo słyszalne słowa opuszczają jego usta, kiedy uświadamia sobie obrzydliwą prawdę — Nie mogę ci tego robić — Nie mogę tak pierdolić ci życia, zatruwać twojej przestrzeni, niszczyć każdy słoneczny dzień i gasić uśmiech z pojedynczym spotkaniem, dodaje już tylko w myślach, czując, jak w okolicy oczu robi się mokro. Ciało otula nieprzyjemny dreszcz, kiedy zdaje sobie sprawę, jak bardzo ją skrzywdził. Widzi to. Widzi prawdę w jej przepięknych, teraz tak smutnych oczach.
Wina
wina
wina
wina
wina
.
Wszystko jego wina.

@Mirka Varinsdottir
Mów mi jakkolwiek tylko masz ochotę. Piszę w dziwnym stylu. Wątkom +18 mówię don't mind if Ido.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: dragi, alkohol, przekleństwa, głupota.

Podstawowe

Likes & dislikes

Eventy

Mirka Varinsdottir
Awatar użytkownika
24
lat
177
cm
ekspedientka
Pracownicy Usług
Chciałaby się uspokoić, ale ma wrażenie, że z pokoju zniknął cały tlen. Przed chwilą jeszcze jej płuca były go pełne, teraz Mirka się dusi. Ma przekrwione, załzawione oczy, policzki pociemniałe od palących rumieńców, jej wargi drżą, zaklęte w wyrazie niemego krzyku. Ma mu jeszcze tak wiele do powiedzenia, ale słowa wirują jej w głowie i nie chcą ułożyć się w żadne sensowne zdanie. Czuje, że jeśli wyda z siebie choć jeden dźwięk, zaledwie nikły przedsmak prawdziwej wypowiedzi, to rozpadnie się na małe kawałeczki.
To właśnie tutaj, myśli, przyciśnięta do chropowatej ściany, nie mogąc uciec spojrzeniem od oczu Leo, kończy się świat.
A przynajmniej pewna jego część. Ku rozpaczy Mirki — część pełna miłości i szczęścia, kolorów, których nie potrafi nazwać, wspomnień, które będzie nosiła w sercu. Kończy się era radości i niewinności, kradzionych w półmroku pocałunków i pierwszych kocham. Kończy się coś, o czym do tej pory sądziła, że będzie wieczne.
Zobaczysz, Mirka, mówił Leo, trzymając ją za rękę w pokoju na piętrze, kiedy w salonie odbywała się rodzinna uroczystość. Już zawsze tak będzie. Jesteś częścią mojej rodziny, jesteś… moją rodziną, właściwie. Potem leżeli w łóżku, w miękkiej, pachnącej kołdrze, tonąc w jej miękkości i własnych spojrzeniach. Pamięta, jak piękny wydawał jej się wtedy Leo. Malowany chłopiec bez żadnej skazy. Obraz, którego nic nie mogło zniszczyć.
— Nie mogę — chrypie cicho, opierając głowę na ścianie. Czuje twarde dłonie na szyi i policzkach, palce ciągnące ją lekko za włosy. Próbuje spojrzeć gdzieś w bok, albo nad ramieniem chłopaka, byle uciec od tego spojrzenia, od tego poczucia winy, które wyciska jej z płuc ostatnią porcję tlenu. Nie chce widzieć całego tego cierpienia, które od niego bije, bo jej własne serce zaciska się tak mocno, że Mirka sądzi, że zaraz pęknie. Rozkruszy się na milion kawałeczków, których już nigdy nie zdoła pozbierać.
— Nie mogę przestać. — Powinien to zrozumieć. On też nie może przestać. Nie może przestać zamykać się w tym pokoju, uciekać od rodziny, uciekać od niej. Chociaż raz w tygodniu wita ją w drzwiach i zaprasza do środka, to tak naprawdę nigdy go nie ma. Dopiero dzisiaj, kiedy Mirka nie potrafi już składać sensownych zdań i jedyne, czym przemawia, to emocje, odnosi wrażenie, że Leo jest bardziej obecny niż kiedykolwiek w ciągu ostatniego pół roku.
— Krzycz na mnie — szepcze cicho, starając się kontrolować głos. Musi odchrząknąć i otrzeć oczy, bo twarz Leo zaczyna się rozmazywać; ale nawet kiedy już widzi wyraźnie, ma wrażenie, że wcale go nie rozpoznaje. — Tego potrzebujesz? Chcesz krzyczeć? Krzycz, proszę. Chcesz kląć? Niszczyć? Bić? Zrób cokolwiek, Leo, c o k o l w i e k, tylko pozwól mi to poczuć. — Sama nie wie, co mówi, ale wie, że gdyby teraz podniósł na nią rękę, nawet by nie drgnęła. W ciągu ostatnich miesięcy czuła się pusta, niepełna; bez jego dotyku, bez jego pocałunków, bez głosu, który utulał ją do snu. Teraz oddałaby wszystko, by poczuć cokolwiek. Nawet gdyby sprawił jej ból.
Nawet gdyby powiedział, że już jej nie potrzebuje.
Nie kocha.
Nie chce.
Chwyta za przód jego bluzy, z całej siły zaciskając na niej palce. Nie puści go. Nie pozwoli mu się odsunąć.
— Cokolwiek.

@Leo Bennett
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w bardzo konfundujący sposób. Wątkom +18 mówię jasne, jeśli tylko dasz radę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, przekleństwa, gejostwo, alkohol, głupotę, jebanie pisu.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Leo Bennett
Awatar użytkownika
25
lat
196
cm
Obsługa Kolejki
Prekariat
W pokoju panuje gęsta, chłodna atmosfera. Wysokie zasłony blokują większość promieni słonecznych, sprawiając, że twarz Mirki pokryta jest półcieniem. Jedynie jej oczy, niczym latarnie, błyszczą prosto na niego. Nie jest to jednak błysk, jaki zwykł u niej widzieć. Oczy wcale nie są rozbawione, lekko zmrużone od nadmiaru śmiechu, z tym charakterystycznym migotaniem w okolicy źrenic. Nie. Teraz świecą jedynie przez nadmiar słonych łez wezbranych na dolnej powiece, doprowadzając Leo do fizycznego bólu od samego spoglądania. Boli go całe ciało; ręce, nogi, klatka, łokcie, a przede wszystkim serce. Czuje niekontrolowany ucisk, jakby coś wysysało z niego całe życie, a raczej marne resztki, które z niego pozostały. Na moment nie myśli o bracie. Nie dba o przepełnioną depresją matkę, szlochającą na dole zapewne od momentu, w którym Mirka znalazła się na górze. Nie obchodzi go ptak dzióbiący w parapet tuż obok, robotnicy z ulicy naprzeciwko, czy telefon, który rytmicznie wibruje w tylnej kieszeni spodni.
Jest tylko ona.
Miłość jego życia.
Kobieta, z którą planował wspólną przyszłość; wielki dom, trójkę dzieci, zielony ogród i masę szczęścia.
Kobieta, która była jego oparciem, światełkiem w tunelu, najlepszą przyjaciółką, powierniczką, lekarstwem na całe zło pierdolonego świata, powodem do szczęścia i bezpieczną przystanią.
Kobieta, która teraz spogląda na niego z ogromnym bólem w oczach, rozdzierając jego duszę na kawałki. Leo wstrzymuje na moment oddech. Dobrze wie, gdzie to wszystko zmierza, do czego prowadzi ta rozmowa. Jest w pełni świadomy, że dziś żadne z nich nie wyjdzie z tego pokoju z uśmiechem na ustach i właśnie ta pierdolona świadomość sprawia, że do gardła podchodzi gorzka żółć.
Krzycz na mnie.
Cichy rozkaz wybrzmiewa w jego uszach, a przez ciało Leo przechodzi momentalny dreszcz, ciągnący się od czubka głowy po palce u stóp. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest w stanie poczuć się jeszcze gorzej niż do tej pory. A jednak.
Tego potrzebujesz? Chcesz krzyczeć? Krzycz, proszę. Chcesz kląć? Niszczyć? Bić? Zrób cokolwiek, Leo, c o k o l w i e k, tylko pozwól mi to poczuć.
Robi mu się słabo. Nogi zaczynają chwiać się, jakby kości nagle przeistoczyły się w watę, a przed oczami migają białe plamy, zamazując po części zdesperowaną emocji twarz Mirki. Mówi dalej. Jej głos obija się głuchym echem w głowie Leo, doprowadzając do skrajnego szaleństwa.
Leo
c o k o l w i e k
pozwól
poczuć
c o k o l w i e k
c o k o l w i e k
c o k o l w i e k

Zdejmuje jedną dłoń z twarzy dziewczyny i opiera na ścianie tuż obok, z całej siły usiłując złapać resztki równowagi. Wszystko wokół wiruje. Powietrze w płucach zdaje się kończyć, a usta nie potrafią złapać nowej partii. Nagle brakuje mu tchu. A ona wciąż mówi. Czuje, jak kobieca dłoń szarpie go za bluzę, domagając się reakcji.
c o k o l w i e k
c o k o l w i e k
c o k o l w i e k

Panikuje.
Co mam ci powiedzieć, co? — warczy w końcu, zdejmując z twarzy Mirki kolejną dłoń i uderzając nią prosto w wyblakłą ścianę. Delikatny ból rozpoczyna rytmiczny puls w okolicach knykci, pozwalając, by adrenalina w żyłach rozbudziła się z zimowego snu. — Co chcesz usłyszeć, do cholery? Co, Mika? Że jest źle? Prosze bardzo — pociąga nosem, spoglądając na moment gdzieś w eter pokoju, jakby desperacko szukając punktu zaczepienia. Punktu, na którym mógłby skupić uwagę, uspokoić się i okiełznać nerwy, które teraz zdawały się przejmować pełną kontrolę nad jego ciałem. Nie znajduje go. Zamiast tego wraca spojrzeniem do ukochanej, emanując bólem i cholernym żalem — Jest źle. Jest bardzo kurwa źle. Chujowo. To chciałaś usłyszeć? Jest kurewsko c h u j o w o — mówi szybko, bez większego przemyślenia. Zupełnie jakby nagle rozwiązał mu się język po całym tym czasie milczenia i przetwarzania myśli jedynie w swojej głowie. Jednym ruchem strzepuje zaciśnięte na bluzie dłonie dziewczyny, wyrywając się z uścisku, w tym samym czasie czując, jakby ktoś odciął mu kawałek ciała, jakąś nieodłączną część siebie. Nie wie co ze sobą zrobić. Ma wrażenie, że zaraz oszaleje. Podchodzi do łóżka. Siada. Chowa twarz w dłoniach. Wstaje. Podchodzi do okna. Ponownie przeciera twarz, zaciskając mocno oczy. Chce się uspokoić. Zebrać myśli. Nie potrafi. Odwraca się. Rusza przed siebie. Prosto na Mirkę.
I przepraszam bardzo, że nie chce wychodzić na pierdolone wyjścia ze znajomymi, uśmiechać się, udawać, że wszystko jest okej, kiedy kurwa nie jest. Rozumiesz to? Nie jest okej, do cholery. Kurwa, mój brat nie żyje — krzyczy, ledwo powstrzymując łzy cisnące się do oczu, a gorzka żółć w gardle teraz przyprawia o obrzydliwy odruch wymiotny — Oczekujesz ode mnie, ze bedzie jak kiedyś, że będę kochanym Leo, co przynosi kwiatki w każdą niedzielę na obiad u twoich rodziców, co złapie cię za rękę, zabierze na bal, powie, że będzie dobrze? Jego już nie ma, rozumiesz? Tego Leo już dawno nie ma. I nie będzie. Więc równie dobrze możesz.. — urywa. Nie jest w stanie dokończyć. Staje z nią twarzą w twarz, spoglądając w tak dobrze znane piwne oczy. Oczy, w których kiedyś widział cały swój świat. Oczy, które kiedyś pełne miłości nie patrzą już na niego w ten sam sposób.

@Mirka Varinsdottir
Mów mi jakkolwiek tylko masz ochotę. Piszę w dziwnym stylu. Wątkom +18 mówię don't mind if Ido.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: dragi, alkohol, przekleństwa, głupota.

Podstawowe

Likes & dislikes

Eventy

Mirka Varinsdottir
Awatar użytkownika
24
lat
177
cm
ekspedientka
Pracownicy Usług
Wzdryga się.
To zaledwie skurcz mięśni, bezwarunkowy odruch, nad którym nie jest w stanie zapanować, ale i tak się za to nienawidzi. Kiedy pięść Leo ląduje na ścianie kilkanaście centymetrów od jej głowy, źrenice Mirki gwałtownie się rozszerzają, płuca na chwilę stają w płomieniach, a żołądek zaciska w nerwowy supeł. Chwila przemija, ale huk wciąż rozbrzmiewa jej w głowie.
Wzdrygnęłaś się.
Miała być silna. Prosiła przecież, by zareagował jakkolwiek. By zrobił cokolwiek. I chociaż mogła się tego spodziewać, to i tak się wzdrygnęła.
Ze strachu?
Co, jeśli Mirka się boi? Nie jego, bo Leo nawet w tej formie nie wydaje jej się przerażający. Raczej tego, co ze sobą zrobili. Tego, co się z nimi stało.
Wzdryga się jeszcze raz, tym razem świadomie, w reakcji na słowa, które wypluwa z siebie Bennett. Idiotka, sądziła, że poczuje się lepiej, że to go oczyści, że dostrzeże jej szczere uczucia, kiedy przestanie dławić w sobie negatywne emocje. Dopiero teraz dociera do niej, jak bardzo się myliła. Jest jej niedobrze. Chciałaby wychylić się w stronę tego cholernego kubła na śmieci, w którym wylądowało wszystko, co znalazła na biurku, i wyrzucić z siebie całą zawartość żołądka.
— Odsuń się! — sapie, uderzając go dłońmi w klatkę piersiową. Jeszcze przed kilkoma minutami zrobiłaby wszystko, by po prostu ją objął i mocno przytulił, ale teraz nie może na niego patrzeć. Ma wrażenie, że sama jego obecność ją dusi, że nawet przebywanie w tym samym pomieszczeniu ma na nich zły wpływ. Na nią w szczególności. — Odsuń się, słyszysz!
Nie wytrzymuje, kolejny raz uderza go w twarz. I kiedy Leo odrobinę się cofa, daje nura pod jego ramieniem i zatrzymuje się dopiero przy drzwiach. Z dłonią zaciśniętą na klamce, drugą przesuwa po zarumienionych policzkach, by zetrzeć gorące łzy. Nie chce przy nim płakać. Robiła to przez długie tygodnie, przez całe miesiące po wypadku Benny’ego. Żadna z tych łez na nic się zdała. Leo nie wrócił, nie pocieszył jej, nie obiecał, że pewnego dnia znowu będą szczęśliwi. Może…
— Może jestem po prostu głupia, skoro tak długo wierzyłam, że jeszcze pójdziesz po rozum do głowy — mówi cicho, znowu zła na samą siebie, że jej głos drży przy każdym słowie. — Może po prostu jestem skończoną idiotką, skoro wydawało mi się, że potrzebujesz tylko wsparcia i ramienia, na którym mógłbyś się wypłakać. Miałam nadzieję, że skoro twoi rodzice nie mogą być pocieszeniem, to chociaż ja dam radę. Wyobrażasz sobie? Ja. Głupia Mirka, ta słodziutka Mirka, która jedyne, czego od ciebie chciała, to żebyś huśtał się na pierdolonej huśtawce i tańczył w deszczu do romantycznych piosenek. Ogłupiała z miłości młódka, której marzyła się miłość jak z bajki i żebyś tydzień po pogrzebie brata przynosił jej kwiatki, bo przecież jest twoją dziewczyną i tak należy robić.
Kpi sobie z niego, ale nie potrafi przestać. Ona też kryła w sobie mnóstwo żalu, mnóstwo niewypowiedzianych słów, których nie miała odwagi z siebie wyrzucić. A skoro Leo zdecydował się na szczerość, po raz pierwszy od tylu miesięcy…
— Tak o mnie sądzisz? Że przychodzę tutaj co tydzień, jak skończona idiotka, żeby prosić cię o wyjście do ludzi? Żeby błagać o twoją uwagę? Przychodziłam tutaj, kurwa, żebyś całkiem nie zwariował. Żebyś otworzył gębę do k o g o k o l w i e k. Myślisz, że pasuje mi rola zakochanej dziewczyny, która pozwala się odpychać i nic sobie z tego nie robi? Myślisz, że na mnie to nie ma żadnego wpływu?
Puszcza klamkę, znowu podchodzi do Bennetta i wydaje się, że spróbuje go znowu uderzyć, ale ona po prostu stoi. Dzieli ich dwadzieścia, może trzydzieści centymetrów. Zgięcie łokcia i uniesienie nadgarstka wystarczy, by mogli się dotknąć. Mirka jednak ma wrażenie, że to przepaść, której nie da się pokonać.
Nawet nie chce próbować jej przeskoczyć; za bardzo boi się kolejnego upadku.
— Równie dobrze mogę co? — pyta, już z suchymi oczami. Jej policzki wciąż pokrywają czerwone plamy, ale na rzęsach nie kołyszą się łzy. — Mogę sobie pójść i już nigdy nie wracać? Tego chcesz? Bo ja mogę to zrobić, Leo. Możesz nas zapamiętać właśnie tak: stojących na środku tego brudnego pokoju, krzyczących na siebie najgorsze rzeczy, możesz zapamiętać samego siebie każącego mi wyjść i nie oglądać się za siebie. — Wszystko ją boli. Serce, głowa, ręce, drżące kolana. Każda część ciała aż wyrywa się do ruchu, ale Mirka stoi; nawet nie drgnie.
— Albo możesz mnie teraz pocałować. Jeszcze jeden, ostatni raz. Żebym miała szansę zapamiętać ciebie tak, jak bym chciała. Pocałuj mnie. Proszę. I nie otwieraj oczu, póki nie wyjdę.

@Leo Bennett
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w bardzo konfundujący sposób. Wątkom +18 mówię jasne, jeśli tylko dasz radę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, przekleństwa, gejostwo, alkohol, głupotę, jebanie pisu.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Leo Bennett
Awatar użytkownika
25
lat
196
cm
Obsługa Kolejki
Prekariat
Źle.
Jest mu po prostu źle.
Ma wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Żółć, która zdaje się zalegnąć w gardle, znajduje się już przy samym wyjściu, przyprawiając o cholerny niesmak. Żołądek wcale nie pomaga. Zaciska się w jebaną pętle, powodując dodatkowy ból brzucha. Myśli wirują w głowie, tworząc prawdziwą gonitwę myśli, bawiąc się w pierdolone wyścigi, kto pierwszy dobiegnie do ust. Słabo mu.
Źle.
Jest kurwa źle.
Na moment żałuje, że Mirka w ogóle tutaj przyszła. Że wstała rano i postanowiła tak po prostu jak co dzień spróbować wszystko naprawić. Naprawić cały jebany świat, a w tym przede wszystkim jego. A przecież nie prosił się o pomoc, nie prosił o długie rozmowy, klepanie po plecach, czy głaskanie po głowie. Jedyne czego potrzebował to czas. Czas na pogodzenie się z tym wszystkim, oswojenie z nową sytuacją i poczuciem winy, które jak na ten moment wcale nie wydawało się nigdzie wybierać. Dlaczego nie potrafiła tego zrozumieć? Dlaczego musiała przyjść i rozbudzić w nim te wszystkie obrzydliwe emocje? Wzdryga się. Już zdecydowanie wolał nic nie czuć. Wolał siedzieć zamknięty w pierdolonych czterech ścianach, niż stać teraz tuż przed nią, spoglądać w oczy i obserwować jak pierdoli się ostatnia ostała resztka jego dawnego życia. Odchodzi wszystko, co budowali. Wszystkie plany, marzenia, obietnice.. Wszystko teraz warte jest mniej niż pierdolone zero. Nie znaczy już nic. Widzi to. Widzi w sposobie, w jaki na niego spogląda, a raczej jak bardzo usiłuje tego nie robić. Widzi to w jej ruchach, kiedy energicznie wymierza kolejny pocisk prosto w jego twarz, czerwieniąc już wcześniej zaróżowiony policzek. Słyszy to w jej głosie. Słyszy w nim brak nadziei, gniew i cholerny zawód.
Źle.
Jest bardzo źle.
Pociąga szybko nosem, usiłując z całych sił utrzymać się w jednej kupie, chociaż w środku ponownie rozpada się na kawałki. Wszystko w nim szaleje. W jednej sekundzie czuje obrzydliwy gniew, w drugiej paniczny strach a jeszcze kolejnej obrzydliwy ból. Nie wie co ma czuć. Nie potrafi wybrać co chce czuć. Nie wie. Nic kurwa nie wie.
Kurwa.
Kurwa
Kurwa.
Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Słucha wszystkie obrzydliwe słowa wychodzące z jej ust, chociaż w rzeczywistości życiem zapłaciłby, by wcale ich nie słyszeć. Serce bije mu jak szalone, a zmysły wariują. Nie wie co ze sobą zrobić. Na moment ma ochotę ponownie dostać po mordzie. Zupełnie jak kilka sekund temu. Na moment chce, by biła go tak aż do utraty przytomności. Bez opamiętania. Bez hamulców. Ma już wszystkiego dość. Nikt go nie rozumie. Ona go nie rozumie. I nigdy nie zrozumie, bo tego nie da się zrozumieć. Bierze głęboki oddech i na moment odwraca się w stronę okna, zupełnie jakby to właśnie tam mógł znaleźć ukojenie. Nic bardziej mylnego. Słowa Mirki wciąż trafią. Prosto w serce. Nawet kiedy na nią nie patrzy. Przychodziłam tutaj, kurwa, żebyś całkiem nie zwariował.
Zaciska powieki.
Marszczy brwi.
Odwraca się na pięcie.
Za późno już na to. Kurwa. Nie rozumiesz?! — odzywa się w końcu, przeczesując nerwowo włosy, wyrywając przy tym pokaźną ich ilość, na co kompletnie nie zwraca uwagi. Cienkie pasma opadają powoli na chłodną podłogę, kryjąc się w cieniu, a na dokładkę już po chwili zostają zadeptane przez nerwowo stąpającego Leo. — Ja już zwariowałem. Co? Co tak patrzysz? Dobrze wiesz, że to prawda. Dobrze wiesz jak jest, Mirka. Błagam. Znasz mnie jak nikt inny na tym jebanym świecie i prawda jest taka, że od dawna wiesz, tylko nie potrafisz tego po prostu przed sobą przyznać. Oszukujesz się głupio. Desperacko próbujesz mnie naprawić, bo tak już masz. Problem w tym, że mnie się nie da naprawić. No po prostu kurwa nie. Nie ma wyjścia z tej sytuacji. Dalej tego nie rozumiesz? No najwyraźniej kurwa nie, skoro przez cały ten czas przychodzisz tutaj i wmawiasz sobie, że jesteś mi niezbędna. Że jeszcze się uda. Że jeszcze mnie naprawisz. No zgadnij co, Mirka. N I E. Nie naprawisz mnie. Mnie się nie da już naprawić — z każdym kolejnym słowem podnosi minimalnie ton głos, finalnie przeistaczając go w krzyk. Nie panuje nad tym co mówi. Wali jak leci, wyrzucając z siebie wszystko, co tylko natacza się na język. Nie dba o matkę piętro niżej, której znając życie, już od kilku minut zapewne pęka osłabione serce. Nie dba o Mirkę, której też w tym wszystkim jest na pewno cholernie ciężko. Nie dba nawet o siebie i to jak bardzo rani własną psyche tym irracjonalnym wybuchem. Bo przecież w środku nie chce, by to wszystko się kończyło. Nie chce, a jednak wie, że to najlepsze (i jedyne) co może dla niej teraz zrobić. Dla jej dobra.
Pocałuj mnie. Proszę. I nie otwieraj oczu, póki nie wyjdę.
Zamiera na moment. Nawet serce wydaje się w niewytłumaczalny sposób zatrzymać, stopując obecną chwilę. W pomieszczeniu panuje kompletna cisza, jedynie dźwięk przeplatanych oddechów, odbija się od granatowych ścian, docierając w końcu do uszu Leo. Głupieje. Spogląda w ciemne oczy Mirki, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak bardzo się zmieniły. Kiedyś tak przepełnione miłością, teraz spoglądają na niego pełne desperacji, bólu i zawodu. Dokładnie takie, na jakie sobie zasłużył.
Zasłużył na ból.
Zasłużył na nienawiść.
Zasłużył na samotność.
Zasłużył, by czuć się źle.
Nie — serce pochodzi mu do gardła, a w głowie aż świszczy. Dobrze wie, że to ostatnia szansa. Ich ostatnia szansa. Szansa, która on postanawia zmarnować. Szansa, na którą nie zasłużył. — Jeśli masz zamiar wyjść za te drzwi i nigdy nie wrócić po prostu to zrób — dodaje przyciszonym tonem, jakby sam nie był pewien swoich słów — No dalej, zakończ to. Chce patrzeć, jak odchodzisz. Właśnie tak chce to zapamiętać — rzuca nieco pewniej, chociaż w środku rozpada się na milion drobnych kawałeczków. Na moment chce krzyczeć. Błagać, by została. Paść na kolana i przeprosić za całe zło. Nie robi tego jednak. Wybiera obojętność. Stoi obojętnie, sucho spoglądając w zaszklone oczy. I nawet jeśli jeszcze jakaś cząstka jego miała nadzieję, że jednak zostanie, tak w chwili, gdy Mirka odwraca się na pięcie i wychodzi, zanika bez pamięci.
Postać znika za wysoką framugą, a Leo czuje, jak coś w nim umiera. Cholerny ból rozdziera jego klatkę piersiową. Rzeczywistość uderza go prosto w mordę. Nie tak jak Mirka wcześniej, mocniej. O wiele mocniej. Ma ochotę jęczeć. Dociera do niego, co zrobił. Dociera do niego co stracił. A stracił właśnie wszystko.
Kurwa.
Nim podejmie decyzje, jego ciało już decyduje i rusza na pełnych obrotach w stronę drzwi. Zbiega po schodach o mało nie zabijając się na ostatnim stopniu i z impetem przekręca klamkę, która nie została nawet odpowiednio zamknięta. Wybiega na zewnątrz. Rozgląda się zdyszany. Tak dawno nie praktykował żadnego ruchu, że ten niewielki wyczyn sprawia wrażenie przebiegniętego maratonu. W końcu ją widzi. Ponownie rusza ile resztek sił w nogach.
Mirka — rzuca w biegu, a gdy tylko jest od niej na wyciągnięcie ręki, łapie za drobny nadgarstek, ciągnąc z całej siły, niezdarnie wpuszczając w swoje ramiona i na ostatnim ostałym wdechu wpija się w jej usta.
Gwałtownie.
Mocno.
Bez opamiętania.
Przelewa w tym geście cały ból, tęsknote i żal. Przelewa wszystkie niespełnione plany i marzenia. Przelewa miłość, jaką dzielili. I nim się orientuje do ich ust napływają jego słone łzy..


@Mirka Varinsdottir
Mów mi jakkolwiek tylko masz ochotę. Piszę w dziwnym stylu. Wątkom +18 mówię don't mind if Ido.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: dragi, alkohol, przekleństwa, głupota.

Podstawowe

Likes & dislikes

Eventy

Mirka Varinsdottir
Awatar użytkownika
24
lat
177
cm
ekspedientka
Pracownicy Usług
Całuje go tak, jakby od tego zależało jej życie.
Jakby tlen z płuc Leo był jedynym, co pozwoli jej zostać przy zdrowych zmysłach. Jakby jego dotyk był wszystkim, czego potrzebuje, by przetrwać kolejny dzień. Jakby te słone w smaku, zaczerwienione usta były odpowiedzią na wszystkie pytania, z których najważniejsze zawsze zaczynają się od dlaczego lub kiedy.
Dlaczego mnie zostawiłeś?
Kiedy zamierzasz wrócić?
Dlaczego teraz pozwalasz mi odejść?
Kiedy znów o mnie zawalczysz?
Wpija się palcami w materiał pomiętej bluzy na piersi chłopca, któremu tak dawno oddała serce. Teraz czuje pod dłonią jego własne, bijące w ciężkim, głośnym rytmie, jakby chciało wyrwać się na wolność, zmęczone dźwiganiem całego tego bólu i cierpienia, którym Leo karmi je od miesięcy. Chciałaby ostrożnie wyłuskać je spomiędzy białych żeber, przytulić, dać schronienie. Chciałaby, by znowu biło tylko dla niej. Chciałaby…
Chciałaby…
Ale tylko na tym się kończy.
Na by, które zaważa o ich przyszłym losie. Nie ma w tym wszystkim „chcę”, znaczącego tu i teraz. Jest tylko -bym, jak chciałabym, mogłabym, gdyby tylko… Chciałaby, by wrócił, ale nie jest w stanie na to wpłynąć. Chciałaby, żeby znów został tym samym Leo, w którym zakochała się lata temu. Teraz ma wrażenie, że minęły całe milenia. Milenia samotności i cierpienia, milenia niewypowiedzianych słów, milenia myśli, których żadne z nich nie odważyło się przelać na papier. Milenia samotności, pomimo trzymania się za ręce i przelotnego „cześć” w przejściu.
Milenia, podczas których Mirka…
p r z e s t a ł a
_____rozumieć
_____akceptować
_____tolerować
_____k o c h a ć bezgranicznie.
Przestała i teraz nie potrafi inaczej.
Otwiera oczy. Patrzy na niego, czujnie i z ciekawością. Tym samym spojrzeniem goście muzeów badają starożytne artefakty. To samo spojrzenie rzuca się na obraz wywieszony w hotelowej portierni. To spojrzenie pełne zainteresowania, ale nieważne. Puste. Takie samo, jak wszystkie inne.
Pozbawione znaczenia.
Nic już nie ma znaczenia.
— Pójdę — szepcze, patrząc mu prosto w oczy. Choć ma ochotę oderwać wzrok, to zmusza się, by utrzymać kontakt. Te słowa przeznaczone są tylko dla niego. Tak jak im przeznaczony był tak okrutny koniec. — Odwrócę się teraz i pójdę, Leo. I proszę cię jeszcze raz, zamknij wtedy oczy. Myśl, że na mnie patrzysz, kiedy odchodzę, chyba mnie zabije. Oboje wiemy, że już mnie nie potrzebujesz. Ja… ja chciałabym nauczyć się nie potrzebować ciebie. Nie budzić się w nocy z myślą, że znowu jesteś sam. Nie przyłapywać się na tym, że wybieram twój numer, ale nigdy nie mam odwagi, by nacisnąć zieloną słuchawkę. Chciałabym wreszcie wziąć głęboki oddech bez wrażenia, że niedługo się uduszę. Chciałabym… — unosi rękę, by czule musnąć chłopięcy policzek — chciałabym cię zapamiętać takim, jakim jesteś naprawdę. Połamanym. Zniszczonym. I może, jeśli tylko uda mi się naprawdę odejść, pewnego dnia wybaczę sobie, że nie potrafiłam tego naprawić.
Dłoń Miracle zsuwa się po porośniętej lekkim zarostem szczęce, zahacza o sznurki wystające z kaptura i opada prosto na pierś Leo. To właśnie tam tak wiele razy opierała głowę, wsłuchując się w spokojny rytm silnego serca. Tęskni za tamtymi dniami, gdy świat tracił na znaczeniu.
Look inside, you will find — we don't need a miracle. There can be another way nuci cicho, ujmuje dłońmi twarz Leo i ucałowuje jego przymknięte powieki. I kiedy w końcu go puszcza, od razu się odwraca; gdy chłopiec jeszcze stoi z zamkniętymi oczami, gdy może sobie wmówić, że wcale na nią nie patrzy.


[ koniec ]

@Leo Bennett
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w bardzo konfundujący sposób. Wątkom +18 mówię jasne, jeśli tylko dasz radę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: narkotyki, przekleństwa, gejostwo, alkohol, głupotę, jebanie pisu.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odpowiedz