Camila mogła nie wiedzieć, że właśnie przechodziła test na reakcję; zresztą dla samej Milagre nie było to również w pełni uświadomione. Testowane miało być to, co matka powie, oraz to jakim obdarzy córkę spojrzeniem. Spojrzenie matki (i przygryzienie wargi) Mila złapała, owszem, choć kątem oka, bo teoretycznie patrzyła w telefon; ale zauważyła coś w rodzaju troskliwego wahania, ale raczej niczego więcej. Z kolei część werbalna – też dawała radę. Niedoświadczona jeszcze w procesie oswajania matki ze swymi pomysłami na swój wygląd (i to, co mógł komunikować jej grupie wiekowej, oraz dorosłym) Mila uznała reakcję za zupełnie okej, i zamknęła w myślach ten temat. Czasy, gdy dla pokolenia matki brak szoku lub oburzenia na widok własnej córki będzie właśnie, paradoksalnie, pozytywnym wyznacznikiem, dopiero miały być może nadejść. Szybciej, niż się Mia spodziewała a Camila by chciała, albo wolniej. Albo wcale. Kto to wie?
Ale teraz, na koniec tego spotkania, można się było uśmiechnąć (w końcu jeszcze „mama to mama”) i rzucić niegroźnym cynizmem:
– Może i za zimno, ale to nie mój problem, tylko tej debilnej Anglii. – odparła Milagre, dając się przytulić mamie, wciąż z telefonem w dłoni.
– Gdybym była w Portugalii, byłoby akurat tak, jak powinno być.
Wyrzut, a przynajmniej oznaka niezadowolenia z opuszczenia ciepłej, domowej, gościnnej ojczyzny, nie bywał już ostatnio w ustach Mili zbyt częsty, ale przy takich okazjach można było jeszcze nim strzelić raz czy dwa, tak dla zachowania kondycji.
– Ej! Ale nie patrz mi w telefon! – rzuciła zaraz, marszcząc brwi i chowając aparat do kieszeni przewieszonej przez przedramię kurtki.
– Dobra: wybaczam ci – uśmiechnęła się łaskawie, unosząc brwi.
– Spiderman!, oczywiście. Śmierć na Nilu brzmi jak film o… śmierci na Nilu? Dziękuję uprzejmie.
Podświadomie za matką też zerknęła w stronę stoiska z przekąskami, trochę automatycznie, bo w komercyjnej mądrości autorzy projektu budowlanego zlokalizowali stoisko z przekąskami w takim miejscu, że nie dało się jakoś ominąć.
– Ja nic nie chcę, od razu mówię – rzuciła mimochodem, unosząc ramiona, jakby zakładała że to matki zasadniczo kupują sobie do kina popcorny, tacosy z sosem i żelki na wagę.
– Czyli dziś masz wolny wieczór. No to w sumie miło, że pomyślałaś o kinie. A może to jakiś podstęp? Co? – odwróciła się do Camili z uśmiechem i zwężonymi oczyma
– Nie mówię, że chodzisz z jedyną córką do kina, bo poza córką nie masz z kim, ani że w kinie mamy zwyczaj ubijać jakieś interesy… ale może akurat tak dzisiaj jest? W pracy, rozumiem, wszystko okej, prawda?
Zbombardowała mamę, zgodnie ze swym temperamentem, całą serią pytań, ale akurat ostatnie było już trochę odruchowe, u mamy w pracy zwykle było w porządku, plus „dużo roboty”, plus „zostanę dziś dłużej, obiad masz do odgrzania”, i inne takie. Klasyk. Takiej też spodziewała się odpowiedzi, idąc do bufetu albo do kas, zależnie od wyborów Camili.
@Camila Alvares