Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

The Victorian Tea Rooms
kawiarnia

Położone na środku molo The Victorian Tea Rooms cofnie Cię do czasów wiktoriańskich nietuzinkowym, starodawnym wystrojem oraz porcelanową, ozdobną zastawą, w której podawana jest tutejsza herbata lub kawa. Stoły ustawione są pod oknami specjalnie tak, aby klienci mogli podziwiać widoki nadmorskiego krajobrazu, a wspaniałe desery i ciasta rozpieszczą podniebienia nawet najbardziej wymagających gości.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
1. Póki masz siłę - zaprzeczaj samemu sobie.
„Jestem w Eastbourne, kawiarnia The Victorian Tea Rooms jutro o 8pm?”
To jutro było właśnie dzisiaj. Mężczyzna obracał telefon w dłoniach. Nie wysiadł jeszcze z samochodu. Przyglądał się molu Eastbourne Pier z oddalonego nieco parkingu, będąc w „bezpiecznej” odległości. Czuł w sobie dziwny niepokój. Był zestresowany, a telefon w jego dłoniach stawał się coraz bardziej śliski od potu. Randolph siedział za kierownicą jak zahipnotyzowany. Czuł się, jakby znowu miał 9 lat i pierwszy raz szedł sam do szkoły, nikt go nie odprowadzał i matki nie było przy nim. Chociaż doskonale znał trasę, tego dnia wszystko wydawało się nowe i strasznie przytłaczające. Tak samo i teraz. Varmus znał Serga, wiedział i nie wiedział czego się po nim spodziewać. Jednak mniej lub bardziej jego zachowanie było do przewidzenia i nie było czego się obawiać. Czego miał się niby bać? Co mogło się stać? Przecież nikt nie chciał nikogo skrzywdzić i nikt nawet nie miał powodu, żeby to zrobić. Karuzela myśli wirowała w głowie Kanadyjczyka.
Skąd pochodził ten niepokój? Czy zapomniał dzisiaj o swoich lekach? Nie, niemożliwe. Pilnował tego z uporem maniaka i miał ustawionych kilka przypomnień na telefonie. Prawe kolano Randolpha zaczęło nerwowo podskakiwać góra-dół. Pięta uderzała miarowo o podłogę Hondy. Nie bądź pizdą, stary... Ile ty masz lat? Piętnaście?
Wytarł wilgotne dłonie o spodnie i ostatni raz spojrzał na godzinę na telefonie. Zaciągnął na czoło kaptur i ruszył w stronę ciepłego światła, jakie buchało z oddali. Deszcz smagał miarowo, odbijając się od przeciwdeszczowej kurtki Rana. Miejsce było senne, praktycznie bezdźwięczne — każdy dźwięk świadczący o ludzkiej obecności w tej okolicy, rozbijał się w szumie fal i siąpieniu deszczu. Woda pochłaniała wszystko. Tak, jak śnieg izolował każdy, nawet najmniejszy szmer, tak deszcz zagłuszał nerwowe buczenie ludzi.
Molo pokonywał nieśpiesznie, starał się uspokoić myśli, zanim wejdzie do kawiarni. Nie miał stu procent pewności, że będzie pierwszy. Z Rosjaninem przecież nic nigdy nie wiadomo... Mógł już tam siedzieć od trzech godzin i równie dobrze mógł się spóźnić trzy godziny. Ran czuł, że znowu wkłada dłoń w gęstą mgłę, nie wiedząc, co jest po drugiej stronie. Bardziej obawiał się tego, że jego dłoni nic nie dotknie, niż że coś za nią złapie.
Przypomniały mu się teraz słowa Scarlett, starszej pielęgniarki, która zajmowała się jego matką. „Nie sika się pod wiatr i nie śmieci się we własnej głowie pierdołami, na które nie mamy wpływu.” Pod koniec pobytu w domu, Varmus częściej przychodził do ośrodka ze względu na Scarlett niż żeby zobaczyć się z własną matką; czuł, że obie o tym wiedzą. W oczach jednej widział zrozumienie, w oczach drugiej pustkę przeplataną niechęcią do własnego dziecka. Dlatego też to Scarlett dostała mały prezent walentynkowy od Randolpha — Bóg jeden wie, jak był wdzięczny za pocztę kwiatową. Piętnaście żółtych margaretek, obwiązanych czerwoną wstążką i liścik z podziękowaniami. Nigdy nie był dobry w wyborze kwiatów, nie miał do nich ręki i każda roślina, jakiej się dotknął, zdychała w ciągu kilku godzin. Wybór, jaki miał na stronie internetowej przytłoczył go tak bardzo, że musiał to zrobić na dwa podejścia. Wydawało mu się jednak, że margaretki będą o wiele lepszym pomysłem niż czerwone róże. Nie mylił się. Dzisiaj rano odebrał telefon od Scarlett, która zrugała go jak psa, śmiejąc się jak mała dziewczynka. Zastąpiła mu na moment matkę.
-Dobry wieczór - Varmus uśmiechnął się delikatnie do mężczyzny za kontuarem, czując przyjemne, ciepłe, choć zastane powietrze wewnątrz kawiarni. W okamgnieniu znalazł wolny stolik, zrzucając z siebie ociekającą wodą kurtkę. Uspokoił się i nie chciał tego psuć bezczynnym siedzeniem. Nie chciał też wlepiać wzroku w drzwi wejściowe, jakby to od osoby, która ma przez nie za moment wejść, zależało jego życie. Na pytanie ze strony kelnerki, czy chciałby coś zamówić, poprosił o chwilę cierpliwości, bo oczekuje na czyjeś przyjście. Ta ze zrozumieniem skinęła głowa i zaczęła krzątać się po wnętrzu kawiarni. Nie miała najwidoczniej niczego lepszego do robienia tak jak i Randolph. Bezczynność. Ran wyciągnął telefon i zaczął przeglądać wpisy na Reddicie, odcinając się od pokusy ciągłego zerkania na drzwi.
@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Będę.
Mistrz erudycji po prostu. Natomiast prawda jest taka, że Sergei jakkolwiek pewny siebie i bezczelny był na co dzień, to wiadomość od Randolpha wybiła go z równowagi. Nie, żeby należał do najbardziej stabilnych emocjonalnie osób na świecie, niemniej miał wrażenie, że ostatnie kilka miesięcy terapii właśnie poszło sobie w ciemny las i nie zamierzało wracać.
Za to jego obsesja na punkcie ex bardzo chętnie zaczęła z powrotem rozpakowywać swoje walizki. Z tego względu bardzo intensywnie myślał, czy to spotkanie aby na pewno będzie dobrym pomysłem. Bo oh, tak, bardzo chciał tej rozmowy. Problem leżał w tym, że wątpił, by to mu miało wystarczyć. Już teraz czuł te znajome uczucie, które swego czasu pchnęło go bez wiedzy Randolpha do Port Elgin, a przecież o b i e c a ł sobie, że już więcej do tego nie wróci.
Z myślami bił się godzinę, ostatecznie dochodząc do wniosku, że wypadałoby jednak w sposób dojrzały rozwiązywać swoje problemy, a ponieważ to on zawalił rozstanie, to powinien chociaż przyjąć na klatę wszelkie związane z tym konsekwencje. Poza tym to nie było tak, że nie rozpatrywał nigdy opcji powrotu Randolpha i nie rozmawiał o tym z terapeutą. Powinien być do tego przygotowany, tym bardziej, że najpewniej siłą rzeczy będą widywać się częściej.
Nie, że miał coś przeciwko temu.
Krótki sms miał dać mu ułudę, że panuje nad sytuacją, ale gdy nadszedł dzień spotkania, to był zadziwiająco... zestresowany. On. To dopiero było nienaturalne. Jasne, różnorodność jego emocji tworzyła istny kalejdoskop, ale rzadko kiedy czuł stres wżerający się gdzieś w okolicę klatki piersiowej. I niespecjalnie mu się to podobało, bo był to kolejny kabelek podłączony do bomby, jaką stanowił. Tyk, tyk, tyk.
Musiał jednak przyznać, że wybrana kawiarnia z pewnością pasowała do osobowości Kanadyjczyka. Stojąc już przed drzwiami Rus na chwilę zwrócił spojrzenie ku morzu, ignorując deszcz cisnący się do oczu. Czarna skórzana kurtka pomimo niesprzyjającej pogody była niedbale zarzucona na ramiona, natomiast nieprzemoczona jeszcze ciemnoszara koszula podpowiadała, że na miejsce musiał dotrzeć samochodem. Albo po prostu był gdzieś w okolicy niedaleko. Natomiast i tak zdawał się całkowicie ignorować niesprzyjającą pogodę i zimno.
Zresztą, jakie tam zimno.
Prawdziwy chłód najpewniej dopiero go czeka.
Z lekkim westchnieniem pchnął drzwi i wszedł spokojnie do środka. Jego oczy od razu wyłapały znajomą sylwetkę, na twarzy niemalże automatycznie pojawił się nieco zawadiacki uśmiech. Spojrzenie prześlizgnęło się na chwilę za kontuar, krótkie, choć zabarwione dość wesołą nutą dzień dobry opuściło jego usta, gdy witał się z pracownikami kawiarni.
Odbębnił uprzejmości, więc mógł już w pełni swobodnie skupić się na jedynej osobie, która aktualnie go interesowała. Pozornie leniwym krokiem udał się w stronę Randolpha, niedbale ściągając z siebie po drodze kurtkę, bo już robiło mu się za gorąco.
Serg jak zwykle zagarniał swoją osobą część przestrzeni, wyprostowana postawa i łobuzerskie ogniki w oczach mogły przyciągać uwagę niektórych, tym bardziej, że jeśli ktoś swoją aurą mógł tu nie pasować... to właśnie on. W dodatku był tego całkowicie świadomy i klasycznie kompletnie nic sobie z tego nie robił.
Aaah, muszę przyznać, że to miejsce bardzo do ciebie pasuje – Niski, rozbawiony głos Serga z pewnością był Kanadyjczykowi świetnie znany. – Widok również jest imponujący.
Będąc już tuż przy stoliku (niezależnie od tego, czy Randolph wstał, czy dalej siedział) Rus wyciągnął dłoń do przodu, jakby chciał przywitać się z nim w ten klasyczny sposób, ale bez względu na to, czy został zignorowany, czy też mężczyzna próbował uścisnąć jego rękę, to on i tak miał inny pomysł. Pociągnął prawą dłoń wyżej, by móc krótkim ruchem potargać swojego byłego partnera po głowie.
Delikatnie, ale tak, po prostu bez nawet chwili zawahania przejechał mu palcami po wilgotnych kosmykach, po czym obrócił się na pięcie i schował rękę do kieszeni, by zaraz to wyjąć z niej portfel. Pomachał nim w stronę Kanadyjczyka, puszczając mu jednocześnie oczko.
Zamówić ci coś konkretnego? – Jego uśmiech niemalże prowokował, ale oto był i on - pan bezczelny we własnej, nieudawanej osobie.
Natomiast chyba nie do końca tak powinien to rozegrać. Jak zwykle jednak wszelkie jego plany spaliły się na panewce, bo nie potrafił powstrzymać się od lekkiego dokuczania innym.
To też w końcu powinien przepracować.
Kiedyś.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Randolph właśnie oglądał filmik, na którym mężczyzna tłumaczył mechanizm działania „the assassin's teapot”, kiedy usłyszał zbliżające się kroki. Z wielkim trudem było mu utrzymać wzrok na jednym poziomie, bursztynowe tęczówki mimowolnie prześlizgnęły się po całej sylwetce Serga. Zawsze wyglądał dobrze, nie mógł mu tego odebrać. Zawsze wyglądał cholernie dobrze. Mężczyzna poczuł, że przeszywa go dreszcz, który rozpoczął swoją wędrówkę wzdłuż pleców, z prędkością światła wgryzając się w całą długość kręgosłupa. Nie dając tego po sobie nic poznać, uniósł się znad siedzenia krzesła. Chciał przywitać się z Rusem w należyty sposób. Jak dwóch dorosłych mężczyzn, uścisnąć sobie dłonie, powiedzieć „cześć, co tam?". Widząc zbliżającą się rękę Rosjanina, w pierwszej chwili chciał odsunąć głowę, ale wiedział, jak głupkowato będzie wtedy wyglądał. Ran, dorosły facet, jako sześciolatek uciekający przed dotykiem natrętnej ciotki. Brakowało jeszcze, żeby Chernienko złapał go za policzki i porządnie wytarmosił.
Usta Varmus zmieniły się w cienką kreskę, a jeden z kącików powędrował do góry i to wcale nie w uśmiechu. Lekko przymrużone oczy i grymas na twarzy bynajmniej nie świadczył o zadowoleniu z tej interakcji.
- Cieszę się, że Ci się podoba... - bo trochę głupio odpowiedzieć „dziękuję". Swoje plecy zaparł o oparcie, spoglądając z dołu na Serga. Nie czuł się zbyt komfortowo w tym układzie. Bursztyny statycznie wpatrywały się w twarz Rosjanina, wyczekując momentu, w którym ten usiądzie w końcu na swoim miejscu. Na tę chwilę Chernienko miał przewagę nad Ranem, górował nad nim, dominował swoją sylwetką i energią. Czy przypadkiem nie było tak zawsze? Czy to nie był jeden z powodów, dla których Randolph był tak często poirytowany w obecności szatyna? Na samą myśl żołądek Varmusa zawiązał się na supeł, a ramiona skrzyżowały się na piersi. „Znowu to robisz, stary gnoju... starasz się odciąć i uciec. Znowu to robisz...”
Słysząc pytanie i widząc jak Serg macha swoim portfelem, Ran żachnął się śmiechem i spuszczając z niego wzrok, zbliżył swoją brodę do klatki piersiowej.
- Nie wierzę... - rzucił cicho, wracając swoim spojrzeniem do Rusa, unosząc jedną z brwi ku górze — Możesz mi wziąć czarną kawę... - dodał ze słyszalnym westchnieniem, poprawiając się przy tym nieco nerwowo na krześle. Cholera... Skrzypnięcie krzesła przeszyło jego słuch. Nogi automatycznie zesztywniały, nie chciał się ruszać, nie chciał wykonywać żadnego ruchu, nie chciał wyglądać na zdenerwowanego, nie, nie, nie... nie teraz i nie dzisiaj. Nie nigdy. Poprawi się i usiądzie wygodniej, kiedy ten pójdzie złożyć zamówienie. Lepsze trzy dodatkowe minuty w niewygodnej pozycji, niż pokazanie, że ma się ludzkie emocje.


@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Nawyk drażnienia się z innymi ludźmi był w nim głęboko zakorzeniony, jednak bez wątpienia droczenie się z Randolph'em sprawiało mu znacznie większą przyjemność (i satysfakcję) w porównaniu do zaczepiania innych ludzi, wśród których się obracał. Zupełnie, jakby traktował to jako jedyny sposób na zwrócenie na siebie jego uwagi, tudzież uważał, że to jedyna szansa, by tę uwagę dostać. Nie, żeby najpewniej było na to milion innych sposobów.
Świat chyba nie widział większych od siebie przeciwieństw, a jednak o dziwo nawet zdarzało im się dogadywać ze sobą. Czasami. Przy nieco bardziej sprzyjających wiatrach. Jak zawsze z jednej strony ich do siebie ciągnęło, a z drugiej strony zdawali się robić wszystko, by dokonywać sabotażu na tej relacji. A przynajmniej Serg na ten moment zdawał się utrudniać wszystko tak bardzo, jak tylko potencjalnie było to możliwe.
I wcale nie grał po prostu na zwłokę. W ogóle
Nie wierzysz, że jestem w stanie ci coś kupić? Ranisz moje serce, Rannie – Droczył się. Znowu. – W porządku, w porządku, już przestaję. Od teraz będę grzeczny. Słowo honoru.
Chyba jednak dopadła go w końcu odrobina samorefleksji, chociaż leniwy, nieco zawadiacki uśmiech wciąż krył się w kąciku jego warg, gdy odchodził w stronę kontuaru. Odetchnął nieco głębiej, gdy jego twarz zeszła z radaru bursztynowych tęczówek. Świetnie mu szło na razie poważne prowadzenie rozmowy.
Złożenie zamówienia pomogło mu nieco wrócić do swojej bardziej wyluzowanej wersji. Niezobowiązujący żart z mężczyzną za barem, kilka uprzejmości, wybranie jakiejś sezonowej herbaty i mógł bez śladu jakiegokolwiek zdenerwowania wrócić do stolika.
Tym razem już normalnie przy nim usiadł, skupiając uważne spojrzenie na twarzy swojego byłego partnera. I jakkolwiek bardzo atrakcyjny Randolph był, tak Serga zawsze pociągało w nim coś więcej, a czego nigdy nie potrafił konkretnie nazwać. Czuł, jak ciężar w klatce piersiowej narasta, ale zignorował to uczucie i oparł łokieć o blat, nachylając się przy tym nieco do przodu, a następnie podparł głowę dłonią . Znowu skracał dystans i znowu podejmował próbę wejścia w przestrzeń osobistą Kanadyjczyka, nawet jeśli było to tylko kilka centymetrów.
Dobrze, że dzielił ich ten cholerny stolik.
Planujesz zostać na dłużej w Eastbourne? – To teoretycznie nie było najgorsze pytanie, jakim mógł zacząć sensowną rozmowę.
Proszę, powiedz, że tak.
Proszę, powiedz, że nie.
Nie wiedział w sumie, która odpowiedź będzie lepsza. A może i wiedział, tylko starannie ją wypierał. Natomiast potrzebował jeszcze chwili, zanim przejdzie do... właściwie to do czego? Przeprosin? Na upartego można było tak to nazwać. Wyjaśnień? Wątpliwe, by był wstanie wydusić z gardła swój tryb myślenia rozłożony na czynniki pierwsze. Oczyszczania atmosfery? Prędzej doprowadzi do jej zlodowacenia.
I wątpił, by przygotowywane kawa i herbata miały szansę w jakikolwiek sposób ją ogrzać.
A może po prostu źle się do wszystkiego nastawiał. Zakładał, że jego ex ma pewne zachowania, która potrafił przewidzieć, ale prawa była taka, że nie tylko on w tym towarzystwie potrafił zaskoczyć.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Odszedł... Tak! Varmus subtelnie przesunął się na krześle, nie chcąc robić hałasu. Poruszył bezszelestnie krzesło. Całe swoje skupienie skierował na mozolnym przemieszczaniu się do przodu. Jeszcze brakowało mu tylko tego, żeby każdy wlepił w niego spojrzenie, na dźwięk piszczenia nóżek krzesła o podłogę... Poczuł się, jakby znowu był w szkole. Jeden nieodpowiedni ruch i jesteś pod tablicą.
Byli siebie warci — mieli całkowicie różne charaktery, chociaż temperament pozostawał ten sam. I jeden i drugi nie miał zamiaru nigdy przyznać się do błędu, nie potrafili ze sobą rozmawiać o emocjach, a podejmowanie jakichkolwiek ważnych decyzji, było wręcz niemożliwe. Pomimo tych diametralnych różnic, Randolph nigdy nie zastanawiał się, dlaczego byli razem. Wydawało mu się przez pewien czas, że właśnie tak ma być, że jest dobrze, że to, co ich łączyło, było prawdziwe i szczere.
Widząc wracającego Serga, Ran oparł nadgarstek prawej dłoni na brzegu stolika, bawiąc się brzegiem serwetki, zwijając ją w rulonik, to znowu ją wygładzając. Jego lewa ręka spoczywała na udzie. Chciał sprawiać wrażenie zrelaksowanego. W jakim stopniu mu to wychodziło, nie był w stanie powiedzieć, bo szumiało mu w uszach. Spod beżowego rękawa bluzy błyszczała delikatnie tarcza zegarka, który dostał od Rosjanina. Przywykł do niego, chciał go nosić, potrzebował go.
Bursztynowe oczy zwróciły się ponownie na twarz Rosjanina. Przyglądał mu się uważnie, wsłuchując się w każde jego słowo. Bez wyrazu, oddychając głęboko i spokojnie. Dobrze, Ran. Radzisz sobie... idzie Ci dobrze.
- Prawdopodobnie do emerytury, czyli jeszcze jakieś 30 lat minimum... Zastanawiam się nad adopcją kota. Dobrze będzie mieć kogoś cały czas w domu.
Mężczyzna chciał zobaczyć radość w oczach Serga, chciał doświadczyć tego, że ten jawnie cieszy się na jego odpowiedź. Z drugiej strony, żołądek zacisnął się tylko mocniej, a w jego umysł wbiły się lodowate kolce. Miał nadzieję, ale była ona marna, wątła i bardzo ckliwa. Bazująca na wyłącznie dobrych wspomnieniach. Czego dotyczyła ta nadzieja? Wszystkiego. Był bardzo zmęczony ciągłą ucieczką, ciągłym zaprzeczaniem i życiem w kleszczach swoich własnych lęków.
- A Ty? Cały czas tutaj? - nie chciał czuć się jak na przesłuchaniu. Wiedział, że ta rozmowa może się w takowe bardzo szybko zmienić. Jeżeli sam nie rzuci raz po raz pytaniem, Serg będzie naciskał go do momentu, w którym Varmus pęknie i zacznie ciskać jadem. Dlaczego? Bo zazwyczaj był całkowicie bezsilny i nie potrafił kontrolować tego zasranego roju węży, które leżały na dnie jego żołądka.

@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Ciemne oczy Serga prześlizgnęły się po po sylwetce mężczyzny, gdy czekał na odpowiedź. Choć praktycznie dopiero co tutaj przyszedł, to im dłużej siedział razem z Randolphem, tym bardziej miał ochotę przemilczeć ostatnie wydarzenia i po prostu spróbować ponownie wejść do tej samej rzeki. Wierzył, że byłby w stanie ponownie oczarować mężczyznę i choć arogancja była olbrzymią wadą Rusa, to jednocześnie stanowiła część jego specyficznego uroku.
Ooh? Kota? – Kolejny leniwy uśmiech wykrzywił jego wargi, gdy nawiązał kontakt wzrokowy z Kanadyjczykiem. – Całkiem ładnie potrafię mruczeć, wiesz?
Obniżył nieco głos, chociaż zachował on swoją nieco kpiącą nutę, jednak i tak dość bezpośrednio dał swojemu byłemu partnerowi do zrozumienia, że właśnie z nim flirtuje. Z lekka zaczepnie, ale jednak. Miał się od tego powstrzymać, ale po prostu nie potrafił. Najpierw mówił, potem myślał, więc pod tym względem nie zmienił się w ogóle.
Mruczeć.
Więcej chyba zdarzało mu się warczeć, ale kto by zwracał uwagę na takie niuanse. Wiedział już, że czegokolwiek sobie nie obiecał, to ponownie nie będzie mógł wyrzucić sobie Randolpha z głowy. Dlatego chociaż plany mężczyzny na pozostanie w Eastbourne go ucieszyły, to z drugiej strony nie wiedział, czy to aż taki dobry pomysł, by znajdować się blisko niego.
Był rozdarty, chociaż na zewnątrz kompletnie nie było tego widać.
Tak, chociaż bardziej poświęciłem się zawodowemu jeździectwu aktualnie, odstawiłem pracę w cyberbezpieczeństwie na bok. Jestem w trakcie dogadywania się odnośnie jeżdżenia kolejnych koni do wysokiego sportu, bo moja poprzednia stawka zasłużyła już na sportową emeryturę. – Na aktualnym poziomie życiowym emerytura poprzednich wierzchowców nie była dla niego problemem finansowym, tym bardziej, że dotychczasowo głównie startował na ogierach, których geny były sporo warte, więc wszystko się wyrównywało bez większych problemów. – Poza tym korporacyjny savoir vivre nie był moją najsilniejszą stroną, chociaż teoretycznie nikt na to nie narzekał.
Tak, ze swoim charakterem potrafił być zmorą dla szefostwa, chociaż relacje ze współpracownikami zawsze miał na wysokim poziomie. Natomiast bywał trudny dla przełożonych ze względu na niepokorny charakter, z kolei gdy szefował, to relacje z innymi działami potrafiły być skomplikowane, bo niespecjalnie przebierał w słowach. Koniec końców ludzie albo go za to kochali albo nienawidzili. Z końmi sprawa była znacznie prostsza, być może dlatego, że paradoksalnie przy zwierzętach wydawał się mieć znacznie więcej ogłady.
Natomiast w końcu wyprostował się, dochodząc do wniosku, że jeśli teraz nie zacznie krążyć wokół właściwego tematu, to ostatecznie nigdy go nie poruszy. Spojrzał tęsknie w stronę baru, jakby licząc, że coś mu zamknie usta, ale póki co nic nie zapowiadało rychłego ratunku, więc trzeba było w końcu powiedzieć "a".
Skoro planujesz zostać tu przynajmniej do emerytury, to zapewne w Port Elgin nikogo... "nie zostawiłeś" zawisło ciężko w powietrzu, jednak Rus zaraz potrząsnął głową jak mokry pies. – Nie. Nieistotne. Źle zaczynam. Chciałem powiedzieć, że zdaję sobie sprawę z tego, że zawaliłem nasze... rozstanie.
To chyba w dalszym ciągu ciężko przechodziło mu przez gardło. Teraz wyglądał na pozornie rozluźnionego, jednak jego oczy były czujne. Znacznie bardziej intensywnie patrzył się na Randolpha, próbując najpierw ustawić zdanie w myślach, zanim je wypowie.
To nie było proste.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
- Tak. Wiem. Może nie jakoś super ładnie, ale na pewno jakoś, Serg. - język Varmusa przesunął się po jego zębach, jakby chciał się w niego ugryźć, ale nie zdążył. Ten mokry, różowy język, który wił się kiedyś również w ustach Rusa... STOP. Myśli Kanadyjczyka toczyły się po skarpie i nabierały dzikiej prędkości... Nie chciał tego, nie chciał do tego wracać. Nie ważne jak bardzo tego chcesz... Nie Randolph. Po prostu nie.
Mężczyzna zassał dolną wargę do wnętrza swoich ust, łapiąc ponownie kontakt ze swoim "rzeczywistym ja". Chłodna kalkulacja emocji z przeszłości i tych z teraźniejszości, szła mu całkiem sprawnie. Nie ważne, jak bardzo potrafił się zatracić, głos dobrej wróżki imieniem rozsądek, był niczym wycie syren przeciwlotniczych. Z drugiej strony, Randolph droczył się z Sergem i wiedział, że może sobie na to pozwolić. Szczególnie przez fakt, że znajdowali się w kawiarni i nie byli tutaj sami. Dawało mu to jakąś dziwną satysfakcję. Randolph nie był głupi i wyczuwał, że Chernienko stara się trzymać w ryzach swoje odzywki i to specyficzne, czasami szczeniackie zachowanie. Dawało to Ranowi pole do popisu. Równie szczeniackiego.
Słuchał uważnie Serga, potakując subtelnie przy każdym zdaniu. Cieszył się, że mężczyzna skupia się na czymś, co daje mu radość, bo przecież mimo wszystko nie zależało mu na niczym więcej. Nie ważne, co ich łączyło, jak to coś się zaczęło czy zakończyło — Varmus wiedział, ile jeździectwo znaczyło dla Rosjanina. Ile serca wkładał w pracę z końmi i jak kojąco potrafiło to na niego działać. Papierowa serwetka w palcach Rana wyglądała już jak totalna rozpacz, wymemłana i pozaginana w każdy możliwy sposób. Nie wiedział jednak, co ma zrobić ze swoimi dłońmi. Nie wiedział gdzie je podziać, jak nimi poruszać, aby sprawiać wrażenie zrelaksowanego. Palce żyły własnym życiem, cieszyły się teksturą półprzezroczystego, chropowatego papieru. Był teraz trochę jak przebodźcowane dziecko, które uciekało do sensorycznej zabawki, aby uspokoić swoje rozbiegane myśli. Marne, chaotyczne i przepocone origami.
Nikogo, nie, nieistotne...? Chyba jaja sobie robisz teraz Serg.
- Istotne. Dziękuję za przyznanie się do winy, tak na marginesie. Jednak ta pierwsza część chyba jest bardziej istotna teraz — kiedy kończył zdanie, na horyzoncie pojawiła się kelnerka, sunąc z ich zamówieniem. Randolph nachylił się w stronę Rosjanina, przyglądając mu się uważnie, zawieszając na nim swoje spokojne, acz lodowate spojrzenie.
- Nie byłem na wczasach, Serg, ale tak, uwierz mi, zostawiłem tam kogoś — bursztyny zaiskrzyły się, a przez statyczną źrenicę przemknął długi, kryształowy sopel.
Randolphowi nigdy nie było w smak tłumaczenie się. Nie czuł też, aby to on musiał się z czegokolwiek tłumaczyć. Znał swoje życie, znał swoją przeszłość i znał swoją przeklętą teraźniejszość. Jedyną rzeczą, z której w jakikolwiek sposób mógłby się komuś wyspowiadać, to to, że właśnie już dawno się nie spowiadał. Mężczyzna delikatnie rozchylił wargi, jakby chciał dodać coś jeszcze, ale jedynie wziął głębszy wdech, pozwalając klatce piersiowej wypełnić się po same brzegi. Między rozchwianymi i wątłymi myślami, szarżowała okropna pokusa wstania, wykrzyczenia wszystkiego, co zalegało mu na dnie żołądka niczym stara skórka mandarynki i ewakuowanie się z tego miejsca. Miasta. Kraju. Najlepiej z życia i świadomości Chernienka. Permanentnie.

@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Uniósł nieco lewą brew, gdy Kanadyjczyk poniekąd rzucił mu w twarz bojową rękawicę. On nie mruczał ładnie? Mógłby zaprezentować swoje zdolności tu i teraz, ale jednak wypadało nieco dbać o swój wizerunek. Wystarczyło jednak zapewne jedno odpowiednie słowo, a z pewnością całkowicie olałby społeczne konwenanse.
Hmh. Modulacja głosu nie musi być ładna, jeśli pozostaje seksowna – Oczywiście, że to powiedział. Jakżeby inaczej.
Na swoje usprawiedliwienie mógł jedynie powiedzieć, że niewerbalną mowę ciała Kanadyjczyka znał na pamięć, a pewnych sygnałów nie potrafił tak po prostu zignorować. Na ich obopólne szczęście znajdowali się w miejscu publicznym, co nieco ratowało sytuację, jednak akurat Randolph powinien wiedzieć, że na dłuższą metę Rus był stosunkowo nieobliczalny. Niezależnie od tego, jak bardzo starał się kontrolować.
Natomiast wszystko co dobre prędzej czy później się kończy. A w tym wypadku to on postanowił podjąć teoretycznie dojrzałą decyzję i przejść do sedna sprawy, jednak jak zwykle zrobił to w najmniej odpowiedni sposób. Typowo dla siebie popisał się bezpośredniością, ale raczej tej jej niegrzecznym rodzajem.
A to nie zostało oczywiście bez odpowiedzi, więc atmosfera ze stosunkowo luźnej błyskawicznie zmieniła się w napiętą. Problem był w tym, że lodowata aura Randolpha przeważnie jedynie podsycała gorącą wściekłość Serga. Na siebie, na byłego partnera i na cały świat. Gniew zawsze był częścią niego, niespokojnie śpiącą emocją, która błyskawicznie budziła się i wypełniała jego żyły.
Na razie napięcie ujawniło się tylko w szczęce, przez ułamek sekundy patrzył się również na Kanadyjczyka spod byka, ale akurat to szybko zniknęło i zostało zastąpione przez... pozorną obojętność. Cisza przed burzą.
Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiałoChciałeś. Chcesz go ukłuć. – Ja...
Zamilkł na chwilę, najwidoczniej nie chcąc rzucić czegoś pochopnie. Przyjście kelnerki było tutaj jak wybawienie, chociaż zapewne nawet ona poczuła... specyficzną aurę tego spotkania.
Niemniej pewne rzeczy siedziały w nim jak drzazgi w palcu i uwierały go coraz mocniej. Miał ochotę wyrwać wszystkie za jednym razem. Więcej krwi, może zostaną blizny, ale przynajmniej szybciej skończyłoby się patyczkowanie ze sobą.
Problem w tym, że z drugiej strony wcale nie chciał szybko tego kończyć. Nawet podczas kłótni każda chwila z Kanadyjczykiem łagodziła pewien głęboko skryty niepokój. Większość osób pewnie podejrzewało go o sadystyczne skłonności, ale wychodziło na to, że masochizm również nie był mu obcy.
Nie wezmę na siebie całej winy odnośnie tego, jak wyglądało nasze rozstanie, Randolph – Odetchnął nieco głębiej, palce trzymał owinięte wokół gorącej szklanki tak długo, aż skóra zaczęła piec. – Zawaliłem, to fakt, mogę wziąć większość na swoje barki, ale nie wszystko. Natomiast nie powinienem reagować tak, jak to zareagowałem. Więc mogę tylko przeprosić za to, co powiedziałem w trakcie zrywania. I za to, co zrobiłem po nim.
Ooh, waga tych słów była ciężka.
Byłem w Port Elgin – Rzucił ostatecznie, upijając łyk herbaty. – Jakieś trzy miesiące po naszym rozstaniu.
Problemem nie był fakt, że tam był. Teoretycznie przecież mógł podróżować gdziekolwiek chciał, czyż nie? Niemniej skądś pojawiło się jego wcześniejsze wtrącenie kwestii rodzinnego miasta Randolpha. I owszem, chciał zapytać też o matkę Kanadyjczyka, ale trochę czuł, że nie powinien.
Zresztą, przecież wiele rzeczy nie powinien, prawda? Problem w tym, że rzadko go to obchodziło.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
- Gdzie byłeś? 
Kawiarnia zamilkła. Mężczyzna poczuł się jak w startującym samolocie.
Zadał te jakże głupie pytanie, chociaż słowa Rusa były bardzo wyraźne. Słyszał każdą literę, każdy akcent, delikatny świst powietrza wydobywający się z ust szatyna. Słowa przebiły się przez jego uszy z prędkością światła, uderzając z niesamowitym impetem w mózg. Randolph nie śmiał nawet teraz zamrugać. Tak, jak potrafił zrozumieć Serioże, tak teraz nie był w stanie i nawet nie chciał go rozumieć. Wszystko, co powiedział wcześniej, dziesięć minut temu, czy dwa lata wstecz, nie miało najmniejszego znaczenia. Straciło swoją wartość. Poczuł się, jakby nosił w swojej kieszeni bardzo starą, cenną monetę. Jednak ta ogrzana ciepłem dłoni zaczęła się topić. Zwykła i do tego tania czekolada, w pozłacanym papierku. To nic. Bezwartościowe. Rus przekroczył pewną granicę, zza której nie było już powrotu.
- Masz ponad trzydzieści lat, a dalej zachowujesz się, jakbyś miał piętnaście... Jakim kurwa cudem. - Starając się pozbierać rozrywane na strzępy myśli, Randolph sięgnął po swoją kawę i podmuchał jej taflę, jakby miało to w magiczny sposób mu teraz pomóc. Nie mogło pomóc ani jemu, ani w obniżeniu temperatury napoju. Trzymał brzeg filiżanki oparty o dolną wargę przez krótką chwilę, zanim przechylił ją i napił się ostrożnie.
- Nigdy Cię o nic nie prosilem, Serg. Wiedziałem, że to nie ma najmniejszego sensu, bo i tak zachowasz się, jak Ty tego będziesz chciał. Mając totalnie w dupie to, co dana prośba może oznaczać dla drugiej osoby. Więc po co czuć się rozczarowanym, prawda? - Głos Varmusa był boleśnie spokojny, oddech miarowy, a sylwetka jakby nagle bardziej rozluźniona. Jego ciało odpuściło, bo dostało to, na co czekało, to czego się spodziewało. Był spięty przez cały czas, ponieważ męczyła go myśl, że Rosjanin się zmienił. Jeżeli on się mógł zmienić, oznaczało to, że może istnieje szansa, nawet jedynie marna, aby odbudować to, co było między nimi. Jeżeli on się zmienił, oznaczało to, że Randolph też mógłby...
- I pomimo tego, że jakoś specjalnie Cię nie prosiłem, żebyś nie krążył wokół mnie, nie wtykał swojego nosa w nie swoje brudy, odpuścił sobie, a co ważniejsze, nie śledził mnie... Wydawało mi się, że to dosyć jasne, że jeżeli wyjeżdżam do swojego rodzinnego miasta, to chcę być tam sam. I nie ratuj się tekstami, że przecież byłeś tam pewnie na moment, że ahh, przecież Cię nie widziałem nawet... Nie zaczynaj, bo chce mi się rzygać na samą myśl o tym.
Mężczyzna zaparł plecy na oparciu krzesła, zmiętą serwetkę odstrzeliwując z palców na kraniec stołu. Przyglądał się jej beznamiętnie. Przełknął jedynie ślinę, czując, jak zasycha mu w ustach. Poczuł, jakby ktoś wysypał mu sól na język, a ta wysysa z niego całą wilgoć.
- Jak było? Udała się wycieczka? Coś ciekawego widziałeś? Robiłeś? Mamy bardzo ładną linię brzegową, można połowić ryby w spokoju. Może poznałeś kogoś? Wiesz, to nie jest duża społeczność. Pewnie znam tę osobę, mogę Ci pomóc, jeżeli chcesz.
Varmus czuł, że zaczyna go piec w żołądku. Lawa przesuwała się przez przełyk, pięła do góry. Powietrze miało problem wypełniać płuca, jego tchawica blokowała się przez stres, który teraz materializował się jako każdy możliwy do odczuwania nerwoból. Lewa dłoń zaczęła delikatnie drgać. Przez jego umysł przetoczyła się paranoiczna i przerażająca myśl, że Serg, mógł z kimś rozmawiać o nim. O nich.
Prawą dłonią odstawił filiżankę na spodek, zwracając swoje mętne spojrzenie na Rosjanina. - Zjebałeś po całości...
Był wściekły, rozgoryczony, smutny i spokojny w jakiś chory sposób zarazem. Jego wnętrze było poszatkowane, jakby ktoś przepuścił je przez maszynkę do mięsa. Zmielone. Jedna gładka masa. Nie był w stanie rozpoznać tego, co się z nim dzieje. Miał zawał? Może wylew? Albo to kolejny atak lękowy? Nie potrafił sobie też przypomnieć teraz czy wziął ze sobą tabletki. Znając życie - nie.
- Kurwa Serg... - wyszeptał, lewą dłonią przecierając twarz, prawym przegubem podpierając jej łokieć, oplatając go tym samym wokół własnego korpusu. - Czemu nie mogłeś tego przemilczeć. Mógłbyś mnie karmić kłamstwami. Nie musiałem wiedzieć. Prawda jest jak szerszeń... I nie byłoby wcale źle. Byłoby mi tylko lżej.
Bursztynowe oczy Varmusa zaszkliły się cienką warstwą łez. Pękał. Czuł, że jego skorupa nie jest już tak twarda i wytrzymała na uderzenia. Wszystkiego było za dużo, a to wszystko było zbyt intensywne. Po jego dłoniach biegały mrówki. Miliony małych nóżek. Wszystko wydawało się jeszcze zimniejsze i dalekie.

@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Rzadko kiedy zdarzało mu się milczeć, jednak tym razem nie odezwał się ani jednym słowem podczas tyrady Randolpha. Zasłużył sobie na to, nawet jeśli jego ego ciężko to znosiło. Jakaś część ruskiej osobowości brała to za wyolbrzymianie, ponieważ Serg miewał spore problemy z decentracją interpersonalną... a przynajmniej o istnieniu takiej możliwości poinformował go ostatnio jego terapeuta. Bez narzucania tego, ale zostawił to jako ślad w jego głowie. Do przeżucia. Przetrawienia. I niezależnie od tego, jak chętnie mężczyzna wyplułby to, tak postanowił wziąć to choć trochę pod uwagę.
Dlatego siedział sztywno na krześle, z lekko napiętą szczęką i pozornie obojętnym wzrokiem, który przeważnie wróżył eskalację konfliktu. Chociaż paradoksalnie był to zawsze sygnał, że Serg próbuję powściągnąć wewnętrzną burzę emocji. Co innego, że niemal zawsze przegrywał z kretesem ze wszystkim, co w nim siedziało.
Tak, linię brzegową macie prześliczną – Pierwszy komentarz, który wyszedł z jego ust był kąśliwy. Przepełniony ironią, prowokujący, w oczach Rusa pojawiły się wyzywające iskry.
Wyglądało na to, że już prawie się złamał, że już wybuchnął, ale ostatecznie zacisnął jedynie mocniej zęby, gwałtownie wciągając powietrze. Wypuścił je powoli, zmuszając się do rozluźnienia mięśni, i na moment jego wzrok uciekł gdzieś na bok.
Oddychaj. Powoli. Uspokój kłębowisko węży, a potem się wypowiadaj.
Było mu gorąco, jak zawsze, gdy gniew próbował przejąć na nim kontrolę. Nie, żeby był teraz wściekły na Randolpha, chociaż jakaś jego część z pewnością trzymała do niego urazę. Bardziej jednak był zły na siebie. A jeszcze bardziej na wszystko, co go teraz otaczało. Były to uczucia w pełni irracjonalne, ale jednocześnie zawsze będące jakąś jego częścią. I nie chodziło o to, że Rus nienawidził świata. Po prostu przez większość czasu był na ten świat rozłoszczony - a w dodatku w swoim mniemaniu uważał ten gniew za bezsensowny.
A z tym z kolei nie zgadzał się jego terapeuta, ale kto powiedział, że Serg był łatwym pacjentem.
Nie chciałem ci o tym mówić – Neutralny ton, nieco spuszczona głowa, ale ramiona wciąż napięte. – Kiedy dostałem od ciebie smsa w pierwszej chwili w ogóle nie chciałem przychodzić.
Krzywy uśmiech pojawił się na jego wargach, ciemne tęczówki w końcu odnalazły z powrotem bursztynowe oczy Randolpha.
Nie chciałem przychodzić, bo istniało ryzyko, że skończy się to tak, jak zawsze. Zobaczę cię, znowu popadnę w... obsesję na twoim punkcie – Widać było, że to słowo ciężko przeszło mu przez gardło. – Jakkolwiek byś temu nie zaprzeczał, całkiem dobrze cię znam, Rannie. Wiem, jak wślizgnąć się pod twoją skórę. Chryste, sam początek rozmowy sprawił, że miałem ochotę zrezygnować z mówienia czegokolwiek i po prostu ponownie popełnić te same błędy, co zawsze. Wiem, że jestem arogancki, ale wątpię, bym nie poradził sobie z ponownym przekonaniem ciebie do swojej osoby.
Uniósł rękę, w razie gdyby Kanadyjczyk chciał zaprotestować z nadzieją, że ten pozwoli mu dokończyć. Wiedział, że jeżeli teraz się zatnie i przestanie mówić, to całe nietypowe dla niego uzewnętrznianie się skończy i przepadnie z kretesem.
Nie chodzi mi o to, że jesteś łatwy. Po prostu koniec końców zawsze nas do siebie ciągnie – Kolejny raz jego wzrok zbłądził gdzieś na bok. – A im dłużej pozostawaliśmy bez kontaktu, tym bardziej stawałem się niespokojny. Aż ostatecznie uznałem, że polecę za tobą. Nie wiem nawet po co. By przytargać cię za uszy z powrotem? Zrobić awanturę? Wyjaśnić kilka rzeczy? Nie do końca pamiętam, co wtedy sobie pomyślałem. O ile w ogóle coś myślałem.
Każde wypowiedziane słowo było dla niego niekomfortowe. Drażniące. Potęgujące złość. Wątpił, by taka była prawidłowa reakcja na tłumaczenie się. Jedną dłoń schował pod stół, by móc ją swobodnie zacisnąć w pięść. Wbił paznokcie w skórę, zmusił wargi do ułożenia się w lekki uśmiech i niby swobodnie rozparł się w krześle. Chwilę temu wyglądał na zaangażowanego, a teraz wyglądało na to, że ponownie zbliżał się w stronę swojego "bezczelnego ja".
Gdy wylądowałem zdałem sobie sprawę z tego, jak idiotyczne jest to postępowanie. Kupiłem bilet powrotny, ale nie potrafiłem usiedzieć w miejscu, więc tak, poszedłem na spacer po mieście. Chcąc, jak i nie chcąc wpaść na ciebie przypadkiem. Z resztą dużo rzeczy jednocześnie chciałem i nie chciałem. – Nogi same go wtedy niosły. W tą i z powrotem, w tą i z powrotem. Wolał jednak nie wyrzucać na głos wszystkich swoich myśli z tamtego okresu. – Gdy wróciłem, stwierdziłem, że chyba jednak jest coś ze mną nie tak. Z pierwszej próby terapii wykruszyłem się po kilku spotkaniach. Na aktualnej teoretycznie idzie nieco lepiej.
Wytrwał już pół roku spotkań raz w tygodniu. Nawet dał się namówić na grupową, ale tutaj już szło mu zdecydowanie gorzej. Był za trudny do pracy w grupie... lub po prostu jeszcze za mało gotowy.
Tego typu rzeczy zawsze wychodzą prędzej czy później przez jakiś idiotyczny przypadek, a ja i tak nie umiem trzymać języka za zębami – W jego ton wkradła się lekka nonszalancja, najwyraźniej jego podstawowe mechanizmy obronne zaczęły działać i skończyła się jego cierpliwość do uzewnętrzniania się. – Chciałem przeprosić, Randolph. Problem w tym, że nie jestem dzieckiem i wiem, że przeprosiny nie zmieniają świata.
Zresztą... po cholerę. Kiedy coś się popsuje, druga strona nie ma obowiązku zrozumienia tego, czy wybaczenia. To kwestia dobrej woli, a Rus wątpił, by Kanadyjczyk miał choć odrobinę cierpliwości wobec niego. W ten właśnie sposób mężczyzna wchodził w następny etap złości, a kontrolowanie jej zużywało już praktycznie wszystkie jego zasoby poznawcze.
Prawda jest taka, że chciał powiedzieć znacznie więcej. Ale to wymagałoby odsłonięcia się, a wątpił, by jego ego było w stanie poradzić sobie z lodowatym sztyletem Kanadyjczyka. Poza tym melodramat nie był jego specjalnością.
Znowu spojrzał się w bursztynowe oczy mężczyzny. Wiedział, że jego własne są teraz pociemniałe.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że wcale nie miał ochoty odpuszczać. Chciał napierać bardziej i bardziej, tak samo jak Varmus chciałby go coraz mocniej odpychać. To chyba było najbardziej problematyczne i właśnie dlatego cieszył się, że są w miejscu publicznym, gdzie konwenanse społeczne mocniej trzymały go w ryzach.
Tyk, tyk, tyk.
Bomba gotowa do wybuchu. A przecież nie tak to miało wyglądać.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Czując biegające po dłoniach mrówki, Randolph delikatnie zaczął rozcierać skórę palcami, pozwalając sobie tym samym zamaskować ich drżenie. Chciał stąd wyjść jak najszybciej. Wiedział jednak, że musi zostać, nieważne coby się miało stać. Jeżeli kawiarnia zacznie się palić, będzie dalej siedział w środku. Nawet jeżeli płomienie będą ślizgały się po jego nogach, pozwoli im na to. Nie ruszy się.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie jestem na Ciebie nawet zły. Jest mi Cię po prostu szkoda. - Rozpoczął spokojnym tonem, starając się utrzymać wszystkie emocje na dnie żołądka.
- Dawno nie czułem się w ten sposób i to wcale nie jest komplement dla Ciebie. To wcale nie są dobre uczucia. To wcale nie jest nic pozytywnego. Wolałbym się wkurwić niż czuć to, co czuję teraz.
Randolph sam nie wiedział, czy była w nim jeszcze, chociaż malutka krzta cierpliwości dla Serga. Gdyby zadał sobie teraz to pytanie, odpowiedź byłaby jednoznaczna i negatywna. Jednak gdzieś wewnętrznie starał się wzbudzić sam w sobie nadzieję, że jest do tego zdolny. Imaginował sobie, że ma siłę dalej unosić ciężar charakteru Rosjanina. W pewien sposób popychał się do myślenia, że sam jest na tyle silny i odporny, aby przeżywać to wszystko jeszcze raz. Potem kolejny raz i kolejny... kolejny i tak w nieskończoność.
- Jestem cholernie zmęczony, Serg. Nie tylko tym, co się dzieje teraz między nami. Ogólnie jestem bardzo zmęczony. Moje życie, co może Cię zaskoczyć, nie kręci się tylko wokół Ciebie i nie jesteś jedynym „problemem”, jaki mam. Chodzi właśnie o to, że to kolejna kwestia, która nie pozwala mi zasnąć. Nie obchodzi mnie to, czy byłbyś w stanie znowu mnie do siebie przekonać, jeżeli nie mógłbym liczyć na wsparcie, którego potrzebuję. I pokazujesz to właśnie takim zachowaniem.
Varmus sięgnął po filiżankę i upił kilka łyków. Czuł, jak jego gardło zmienia się w Saharę. Chociaż jego oczy pozostawały wilgotne jak dwa wyplute przez morze bursztyny, jego krtań była spękana, jakby nie pił od lat.
- Cieszę się, że poszedłeś na terapię. I mówię to szczerze, Serg.
Filiżanka nadal znajdowała się w jego dłoniach, kołysał nią delikatnie, pozwalając kawie obijać się o jej wnętrze.
- Nie, przeprosiny nie zmienią wszystkiego, ale dobrze je usłyszeć.
Skorupa wilgotniała i było jeszcze łatwiej się przez nią przebić. Varmus rozejrzał się po kawiarni nerwowym wzrokiem, chcąc się upewnić, że nikt im się nie przygląda i nikt im się nie przysłuchuje. Chociaż tak naprawdę chciał mieć pewność, że nikt nie patrzy konkretnie na niego. Nie czuł się sobą. Odkąd wrócił z Kanady, był przeciążony emocjami. Tak, jak potrafił sobie z nimi radzić na co dzień, pakując je do czarnej skrzynki i wyrzucając ją na dno szafy, teraz było to wręcz niemożliwe. Serg przelał czarę goryczy. Ran był skończonym idiotom, nie przewidując takiego biegu tego spotkania. Miał w głowie wiele scenariuszy, ale nie ten, w którym zaczyna się rozklejać. Czuł się jak naklejka na słoiku, który ktoś namoczył w zlewie z brudnymi naczyniami.
- Jestem zmęczony uciekaniem przed Tobą i do Ciebie. Tym jak to wszystko wygląda cały czas. Ile jest w tym mojej winy? Spora doza, wiem o tym, Ty też o tym wiesz... - przyznanie się piecze w krtani i gryzie serce — Ale nie ważne jak staram się, żeby to miało ręce i nogi i chodziło w miarę sprawnie, a nie kulało, to nie ja pierdolę wszystko.
Smukłe palce Randolpha przetarły oczy, później przesunęły się po całej twarzy, lekko ją rozmasowując. Głośne westchnienie wyrwało się spomiędzy jego warg, kiedy ponownie wrócił wzrokiem na twarz Chernienka.
- Byłem skończonym kretynem, myśląc, że będziemy mogli tam pojechać razem, że poznasz moją matkę, że będzie wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Ale najprawdopodobniej nie jesteśmy w stanie żyć w normalnej relacji. Normalnej... to mało powiedziane. Nie potrafimy być w nawet relatywnie stabilnej relacji.
Białka oczu Varmusa zaszły czerwienią. Łapczywie złapał łyk powietrza, prostując się i unosząc podbródek nieco w górę, jakby starając się, aby zgromadzone łzy, cofnęły się, zniknęły ponownie w głębi oka.

@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Niewiele było sytuacji, w których Rus czuł się niekomfortowo, ale ta z pewnością do nich należała. Był przyzwyczajony do chłodu, agresji, wyrzutów, czy obelg, które zawsze go podkręcały, natomiast teraz rozczarowanie Randolpha najwyraźniej wypaliło jego gniew. Nie, żeby pierwszy raz ktoś się na nim w jakiś sposób zawiódł, ale Kanadyjczyk na tyle mocno siedział mu pod skórą, że Sergowi ciężko było utrzymać obojętną fasadę. Nie dało się zaprzeczyć, że porąbało go na wiele sposobów i z pewnością nie tworzył najzdrowszych relacji, ale jednocześnie nie można było powiedzieć, że był bezduszny, bądź zły. Skala tego, co mógłby zrobić, czasem wywoływała w nim niepokój, i choć zdawał się prawie kompletnie siebie nie kontrolować, to w dalszym ciągu gdzieś głęboko w środku trzymał zamknięte na spust znacznie gorsze rzeczy. Rzeczy, przy których wystalkowanie swojego ex partnera były drobnostką.
"Jest mi Cię po prostu szkoda."
Nie cierpiał tego wyrażenia. Gdyby ta rozmowa toczyła się inaczej, to zapewne byłoby to wyrażenie spalające lont, ale wyjątkowo mężczyzna wydawał się stracić zapał. Raz na ruski rok wypadało zagryźć zęby i wysłuchać drugiej strony, nawet jeśli było to nieprzyjemne. Jednak ich relacja od samego początku cechowała się jedną wielką skrajnością - albo szły iskry albo było cudownie. Na dłuższą metę raczej nie sprawdzało się to zbyt dobrze.
"Moje życie, co może Cię zaskoczyć, nie kręci się tylko wokół Ciebie i nie jesteś jedynym „problemem”, jaki mam."
Wydawało się, że w tym momencie cień krzywego uśmiechu wpłynął na wargi Serga. Nie. To go nie zaskakiwało w żadnym stopniu. Z niczego tak bardzo nie zdawał sobie sprawy z tego, jak z faktu, że nie stanowił centrum świata Kanadyjczyka. I to było jego problemem. Niezdrowym, ale istniejącym. Odczuwał potrzebę jego nieustannej uwagi i walczył o nią w każdy możliwy sposób, a te najgorsze osiągały najlepszy efekt. Może na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy stał się tego nieco bardziej świadomy, ale to nie był jeszcze etap, gdzie potrafiłby to stłumić. Chciał i działał... za bardzo. Za mocno.
Chciałbym być zmęczony gonieniem – odezwał się w końcu po dłużej chwili. – Mam wrażenie, że odkąd się poznaliśmy, nie robię nic innego jak tylko gonię, gonię i gonię. I nie ma znaczenia, ile razy cię złapię, bo w ostatecznym rozrachunku i tak mi uciekniesz. Wyślizgniesz się i odejdziesz. Po cichu albo z hukiem. Wiem, że powinienem przestać dawno temu. Skoro decydujesz się zostawić mnie w tyle, to przecież masz powód.
Dłoń Rusa raz się zaciskała wokół porcelanowej szklanki, a raz rozluźniała. Jego celem aktualnie nie było przerzucanie winy na Randolpha. Po prostu próbował jak mógł przedstawić swój punkt widzenia, żeby choć raz wszystko rozjaśnić.
Niemniej za każdym razem gdy udało mi się ciebie złapać, to decydowałeś się zostać. Na chwilę albo dłużej. Nigdy niczego nie inicjując, ale też nigdy niczego nie kończąc. A ja zamiast się zastanowić, to próbowałem się nałykać jak pies, któremu ktoś zaraz zabierze miskę – parsknął z pewną dozą goryczy. – Nie przerzucam odpowiedzialności, Randolph, bo to ja w tym towarzystwie jestem bardziej narwany i porąbany. Pasujemy do siebie mniej więcej tak samo jak ogień do lodowatej wody. Problem leży w tym... zostańmy przy psim porównaniu, można mnie nazwać w tej relacji ogarem, że tak długo, jak zostawisz mi uchyloną furtkę, to ja przez nią przeskoczę.
Kto jest łowcą, a kto zwierzyną? Kto goni, kto ucieka? Kto ściga, a kto zostawia ślad? Chciałby obiecać, że jest w stanie się zmienić, ale pewne różnice i tak zapewne były nie do nadrobienia.
Gdy przez jakiś czas było dobrze... pomyślałem, że może tym razem się uda. Że dam radę zwolnić uścisk, przestać ciebie aż tak... przytłaczać. Ale ledwo odpuściłem, to skończyło się to tak, jak skończyło. I nie chcę, żebyś myślał, że nie rozumiem twojej motywacji. Nie chcę, żebyś założył, że miałem gdzieś chorobę twojej matki, bo było na odwrót, Randolph. Wystarczyło mi jedno słowo, a rzuciłbym wszystko w Eastbourne, zabrał swoje konie i przeprowadził do Port Elgin. Mógłbym nawet odstąpić i udawać zwykłego znajomego. Albo poczekałbym na ciebie tutaj. Ale gdy usłyszałem, że pierwszą propozycją jest, byśmy się rozstali... tak, straciłem kontrolę i wcale nie jestem z tego powodu dumny – westchnął ciężko, i potarł dłońmi skronie, jakby nagle zaczęła go boleć głowa. – Chciałbym dać ci wszystko, Rannie. Nawet, jeśli całkowicie spisałeś mnie na straty, to wciąż mam szansę się zmienić. Tylko nie wiem, czy to cokolwiek by dało. Bo nie wiem, czy ty sam wiesz, czego ode mnie oczekujesz. Czego pragniesz i do czego potrafisz się przyznać przed samym sobą.
Tak, Serg był stroną odpowiedzialną za większą część konfliktów. Nie zamierzał temu zaprzeczać, jednak podłożem jego problemów było zawsze to samo. Niepewność. Skonfundowanie. Jego bezpośredniość nie radziła sobie ze sprzecznym zachowaniem. Im więcej przeciwstawnych sygnałów dostawał, tym bardziej narastał jego niepokój, który był bezpośrednim motorem obsesji.
Po trzydziestu trzech latach życia może w końcu się nauczy, że powinien czasami się cofnąć. Że nie przez każdy mur jest się w stanie przebić. Jednak jak dotychczas zawsze się to udawało, nawet jeśli kosztem były zakrwawione pięści.
Nie wiem, co się teraz u ciebie dzieje. Nie wiem, jak bardzo ci jest ciężko i z jakich powodów. I nie chcę wiedzieć. – To zabrzmiało źle i egoistycznie, chociaż tak naprawdę dla niego było czymś kompletnie odwrotnym. – Nie chcę wiedzieć, bo dla mnie każda taka informacja jest jak otwarta furtka. Może jestem w stanie ci pomóc, a może nie. Ale ponieważ to ja jestem stroną, która zawaliła i ponieważ to ja jestem stroną, która zawsze będzie chciała spróbować jeszcze raz... decyzja musi należeć do ciebie. Jeśli uważasz, że to nie ma sensu, zakończmy ten temat tu i teraz. Odsunę się i postaram się ciebie omijać szerokim łukiem. Obiecuję, że nie będę ci wchodził w drogę i zostawię w świętym spokoju. Nie będę jednak potrafił zostać w fazie zawieszenia. Jestem w stanie wycofać się na jakiś czas. Jestem w stanie robić tylko za przyjaciela przez jakiś czas. Ale w ostatecznym rozrachunku nigdy nie będę potrafił być tylko tym. Nie dla ciebie.
Nie potrafił w inny sposób przekazać swoich uczuć. Nie wiedział, czy Randolph w jakikolwiek sposób go zrozumie, czy potraktuje jak szantażystę, ale Rus nie miał bladego pojęcia, jak inaczej udowodnić, że będzie szanował jego decyzję. Fakt, że najprawdopodobniej Kanadyjczyk nie wiedział jak dużo dla niego stanowiła decyzja o odcięciu się, frustrowała go. Frustrowała, irytowała, denerwowała na tyle mocno, że ponownie zaczął unikać kontaktu wzrokowego.
Że przestał zdawać sobie sprawę, że od jakiegoś czasu jego ręka nie rozluźnia się, a tylko coraz bardziej zaciska.
Aż ostatecznie porcelanowa zdobiona szklanka pękła mu w dłoni, sprowadzając go na ziemię.
Przez kilka sekund z wręcz komicznym zdumieniem wpatrywał się w pojawiąjące się na skórze krople krwi, po czym przeklął po rosyjsku, zrywając się zaraz z miejsca, bo przy okazji zachlapał sobie spodnie.
Brawo. To wyszło przecudownie.
Ból rozciętej ręki trochę go ostudził, wpędzając go w te specyficzne poczucie winy z powodu tego, że powiedział za dużo. Natomiast przynajmniej przez chwilę mógł się skupić na czymś innym, gdy podbiegła kelnerka i rozpoczął się wir przepraszania. On ją, ona jego, bo nikt nie założył, że zrobił to specjalnie. Szklankę odkupi, ale przynajmniej dostanie opatrunek, bo oczywiście trochę się poharatał.
Idiota. Kretyn.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Uwaga. Ten post zawiera: Wymioty.
Randolph był przyzwyczajony, że Serg bardzo dużo mówi. Nie przywykł jednak do tego, że jego słowa mogą mieć aż tyle sensu. Nie chodzi nawet o to, że Rosjanin nie był inteligentny, a to, co wypadało mu z ust, z reguły było bełkotem. Rzadko zdarzało się im rozmawiać na poważniejsze tematy. Tym bardziej utrzymując rozmowę w spokojnym tonie. Varmus był pozytywnie zaskoczony. Złapał się nawet na tym, że potakuje mężczyźnie głową, kiedy ten zaczął punktować jego zachowania. Kiedy do jego uszu wpadło zdanie "decyzja musi należeć do ciebie", przekrzywił głowę, ściągając nieznacznie brwi. Wyglądał trochę jak pojętne psisko, które rozpoznaje słowa swojego właściciela. Chernienko go zaskoczył tym sformułowaniem. Ba, Varmus poczuł, jak ten jednym szarpnięciem wyswobadza się w jakiś sposób ze swojej winy, próbuje od niej uciec, zrzucając odpowiedzialność na Rana lub, co gorsza, dojrzał i faktycznie dawał Kanadyjczykowi więcej swobody w decydowaniu, o zgrozo, o swoim życiu. Z drugiej strony, mogło nastąpić właśnie i jedno i drugie.
Zgrzyt pękającej porcelany zjeżył mu włosy na karku. To jeden z tych dźwięków, który przyprawiał go o mdłości. Był na równi z dźwiękiem pisaków na kartce papieru, zaraz za dźwiękiem gryzionej wełny. Sama myśl o memłaniu sznurka z bluzy między zębami i trzeszczenie materiału budziło w nim jakieś pierwotne instynkty. Ciało od razu przechodził cholerny dreszcz, który wykręcał każdy nerw pod skórą i wiązał go na supełek. Normalnie nie słyszał tego na co dzień, bo omijał dzieciaki. Zapomniał jednak, że Serg zachowywał się jak dziecko. Varmus intuicyjnie poderwał się z krzesła. W jednej sekundzie zapanował chaos, który normalnie potrafiłby ogarnąć umysłem, ale teraz był skrajnie prze-bodźcowany. Okazało się, że życie nie przygotowało go na przebywanie z kimś takim jak Chernienko. Varmus od lat pracował z końmi i nawet przy najbardziej niestabilnych nie czuł się tak zdekoncentrowany, jak przy Rusie. Fakt, niejednokrotnie miał pełną zbroję przez strach, że za chwilę skończy z kopytem wbitym w czaszkę — ale nigdy nie obawiał się tego, że któreś może poturbować go emocjonalnie w taki sposób, że straci język w ustach. Ran miał podejrzenia, że Serg zrobił to całkiem umyślnie. Zmylił go miłym słówkiem, żeby teraz powalić go podbródkowym na ziemię. Oczywiście metaforycznym podbródkowym. Chociaż co do tego też nie mógł być w stu procentach pewien. Bursztyny zatrzymały się najpierw na kelnerce, która nagle pojawiła się obok nich, dopiero później wiodąc za jej wzrokiem, spojrzał na spodnie Serga i jego dłoń. Kiedy jego źrenice opadły na krew, uświadomił sobie, jak wielki błąd popełnił.
Na samym początku nie połączył kropek. Poczuł jedynie, że w ustach zbiera mu się coraz więcej śliny, a dłonie kostnieją z zimna. Gruda, Bóg wie czego, stanęła mu w gardle, przez co próby przełykania jej nadmiaru, tak naprawdę kończyły się fiaskiem. Wszystko wracało na język. Czuł, że jest na granicy zawału albo ataku paniki. Jakby los dawał mu szansę pod tytułem „wybierz sobie chłopie, co bardziej wolisz".
- O kurwa, Serg... - wydusił z siebie, zaraz odkaszlując, nie potrafiąc oderwać spojrzenia od czerwonych kropli. Naprawdę, nie potrzebował za wiele, żeby go ścięło z nóg. I umówmy się, dosłownie do ścięcia z nóg. Teraz nawet sama myśl o tym, że zobaczył krew, wbijała mu się zardzewiałym gwoździem w żołądek. Mógł wyglądać na niesamowicie przejętego sytuacją Serga, choć tak na serio to walczył o swoje własne przetrwanie. Na ułamek sekundy w varmusowej głowie pojawiła się myśl, że może metoda 54321, którą stosował przy atakach paniki, w jakiś sposób zatrzyma to, co miało się za chwilę stać. Rozbieganym wzrokiem starał się znaleźć pięć różnych przedmiotów, na których będzie mógł się skupić. Krzesło, kwiatek na parapecie, potłuczona szklanka... Kurwa, nie, nie, nie. 
Pierwsze szarpnięcie żołądka było całkiem łagodne i Kanadyjczyk nie dał po sobie nawet poznać, że jeżeli nie usiądzie, to wszyscy zobaczą, jak wygląda jego dieta. Umówmy się, w dzisiejszym menu nie było nic, co po kilku godzinach w żołądku, wyglądałoby jeszcze dobrze. Lewą dłoń oparł na blacie stolika. Poczuł, że podłoga zaczyna się bujać. W jakiś chory sposób wytłumaczył sobie, że znajdują się przecież na molo, więc to pewnie dlatego. Kilka głębokich wdechów uspokoiło go na chwilę, pozwalając krwi spłynąć z twarzy i całkowicie zniknąć nie wiadomo gdzie. Obawiał się, że wyparowała. Chociaż przy jego przypadłości, może byłoby to najlepszym rozwiązaniem. Żachnął się krótkim śmiechem, dosłownie parsknął pod nosem, uświadamiając sobie, w jak absurdalnej plątaninie myśli się znalazł. Prawą dłonią przetarł czoło, zgarniając kilka kropli zimnego potu, który zaczął gromadzić się na jego skórze.
- Nie no, jest okay... Wszystko gra. Dobrze się czujesz, Serg? - musiał mówić bardzo powoli, żeby nie było słychać, jak bardzo drga mu głos i załamuje się przy każdym impulsie z żołądka. Postarał się nawet wyprostować, biorąc głęboki wdech. I to była chyba najgłupsza rzecz, jaką mógł zrobić. W pochylonej pozycji czuł się stabilniej, jego żołądek nie miał szans się od kurczyć, był w ciągłym zacisku, co trzymało go w ryzach. Kiedy tylko dostał więcej luzu, przypomniał o sobie gigantycznym szarpnięciem. Neuroprzekaźniki Varmusa nigdy nie działały tak sprawnie, jak w tej chwili. Miał dwie opcje albo zwymiotować na Serga i kelnerkę, albo zaryzykować, że się przewróci, ale przynajmniej honorowo obrzyga podłogę obok nich. I tak wiedział, że już nigdy więcej się tutaj nie pokaże. Już wyobrażał sobie, że właściciele zawieszają jego zdjęcie na zapleczu z dopiskiem „tego typa nie obsługujemy". Kolejna konwulsja złożyła mężczyznę w pół. Zwymiotował, tracąc na chwilę wzrok. Całkowicie pociemniało mu przed oczami. Normalnie, gdyby był sam, zacząłby mamrotać, że oślepł, ale teraz chciał jeszcze zachować trochę godności.  Ciśnienie, jakie uderzyło mu do głowy, plus skurcze, targały jego wnętrzem jak szmacianą lalką. Wiedział, że odchoruje to fizycznie w ciągu kilku godzin — ale nie uda mu się zagoić rany na dumie. Poczuł się jak szczeniak, który w wieku 13 lat uchlał się jednym piwem u znajomego, wywracając całą zawartość swojego żołądka na jego sofę. Nie, żeby Randolph znał to z autopsji.
- Muszę zapalić...
@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Najprawdopodobniej to była ich pierwsza poważna rozmowa od kilku lat i najwidoczniej było to za dużo zarówno dla Rusa, jak i Kanadyjczyka. Komunikacja? Szczerość? Dojrzałe decyzje? A fe. Oczywiście dzisiaj byli na całkiem dobrej drodze odkrycia nowego sposobu rozwiązywania problemów, ale najwyraźniej nawet wszechświat był w zbyt dużym szoku i postanowił trochę inaczej ułożyć splot zdarzeń. A może to i lepiej - koniec końców Serg chyba nie był jeszcze gotowy na odpowiedź Randolpha. Chociaż postawił wszystkie karty na odważną deklarację, to myśl o zaprzestaniu tej kilkuletniej gonitwy za swoją obsesją powodowała gwałtowny ścisk żołądka. Teraz jednak nie było to ważne.
Przez chwilę nie patrzył się na Kanadyjczyka, jego uwaga została poświęcona nieszczęsnej kelnerce. Trochę się poharatał i zapewne brzydko to wyglądało, ilość krwi pewnie nieco przerażała, ale była to po prostu wina dużej ilości naczyń krwionośnych. Żadne draśnięcie nie było na tyle głębokie, by wymagało poważniejszej interwencji. Ot. Wystarczyło opłukać i założyć opatrunek. Kilka dni będzie go to drażnić i po sprawie. Na ten moment raczej bardziej było mu głupio, więc poprosił, by po prostu wystawić mu za to rachunek.
Dopiero krótki śmiech sprawił, że jego zmysły ponownie całkowicie skupiły się na Randolphie, który... nie prezentował się najlepiej.
Myślę, że wyglądasz gorzej ode mnie, Rannie. – Serg przekrzywił głowę na bok, przypatrując się mu uważnie. – Czy wszystko w porząd...
Nie zdążył nawet skończyć zdania. Najwyraźniej wszechświat naprawdę dzisiaj był przeciwko nim albo przeciwko tej kawiarni. I chociaż Rus naprawdę przejął się pogorszeniem samopoczucia Kanadyjczyka, to jednocześnie jakaś część jego chciała zaśmiać się z absurdu tej sytuacji. Autentycznie jego klatka piersiowa zadrgała, jednak zacisnął szczękę i udało mu się utrzymać swój wybuch wesołości w ryzach.
Tak, z pewnością raczej już się tutaj nie pojawią, natomiast Serg na widok miny kelnerki ponownie musiał tłumić chęć wyśmiania wszystkiego, co się zdarzyło. To dopiero mogłoby zostać źle odebrane, dlatego zmusił swoją twarz do przybrania zakłopotanego wyrazu. Jakby... naprawdę nie taki był plan na to spotkanie.
Nie wątpię, że musisz, ale najpierw może lepiej idź do łazienki – przeszedł na stronę Kanadyjczyka i położył niezranioną dłoń na jego ramieniu. – Ja pomogę tutaj trochę ogarnąć burdel, który narobiliśmy.
Mógłby na przykład skończyć znaczyć podłogę swoją krwią, to też zapewne byłoby miło widziane. I jak na razie nie domyślił się powodu nagłego pogorszenia samopoczucia u Randolpha - znali się kilka lat, a nie kojarzył żadnych specjalnych fobii u swojego byłego partnera, ale jak wiadomo... ich związek był specyficzny i raczej niekoniecznie wiedzieli o sobie wszystko. Więc na ten moment zakładał połączenie stresu i może czegoś szkodliwego w żołądku.
Jeśli trzeba było, to wręcz wypchnął siłą Kanadyjczyka do łazienki (wątpił, by w aktualnym stanie mężczyzna był w stanie mu się stawiać, bo nawet w neutralnych warunkach to Rus był tym... bardziej doświadczonym w używaniu agresywnych metod przekonywania), po czym sam również wskoczył na moment do damskiej, by spłukać krew w umywalce. Odpukać ekipa kawiarni pomimo definitywnego zakłopotania (i zdobytych anegdotek na każde następne szkolenie na najbliższe kilka lat) zachowywała się w porządku, może trochę zadziałał tutaj urok Serga, który błyskawicznie wszedł w rolę niby trochę skrępowanego, ale jednocześnie ogarniającego sytuację. Nie dało się jednak ukryć, że ewentualne zbyt ciekawskie albo urażone spojrzenia gromił ostrzegawczo wzrokiem. Co jak co, ale jego aura aktualnie niespecjalnie zachęcała do wchodzenia z nim w konflikt. Najwyraźniej błyskawiczne przechodzenie z roli miłego do nieprzyjemnego nie sprawiało mu większych trudności.
W praktyce jemu uwaga innych osób niespecjalnie robiła różnice, opinia obcych ludzi nigdy nie była jego życiowym priorytetem, a poza tym niewiele swojej koncentracji poświęcał na przyglądania się tłumowi. Natomiast wiedział, że w przypadku Randolpha zapewne... jest nieco inaczej.
W końcu jednak jego dłoń została ogarnięta, stolik z powrotem wyglądał elegancko, rachunek został wyrównany, po śladów po ich przygodzie nie było. No proszę, nawet Rusowi udało się nie wdać w żadną kłótnię w tym czasie. Za dzisiejszy dzień definitywnie zasługuje na nagrodę.
Teraz mógł już w spokoju wyjść przed budynek albo z Randolphem albo po to, by do niego dołączyć. Chłód wdarł się w ciało, bo mężczyzna niespecjalnie przykładał uwagę do dokładnego opatulenia się, ale raczej niespecjalnie mu to przeszkadzało. Był gruboskórny na wiele sposobów. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, jego twarz zadrgała, a z klatka piersiowa delikatnie zadrgała, gdy zduszony śmiech opuścił jego usta. Miał ochotę zareagować znacznie bardziej ekspresyjnie, ale wtedy już prawdopodobnie oberwałby od Kanadyjczyka.
Lepiej już? - odezwał się, gdy w końcu nieco się uspokoił, chociaż pozwolił, by łobuzerski uśmiech został mu na wargach.
Podał Kanadyjczykowi zakupioną butelkę wody, po czym wyjął ze swojej kieszeni paczkę papierosów. Jego relacja z nimi była mieszana - na jakiś czas udało mu się całkowicie je rzucić, ale powrót Randolpha skutecznie wyprowadził go z równowagi i chcąc nie chcąc przeprosił się z tytoniem. Miał nadzieję, że nie na długo. Teraz jednak cieszył się, że mógł chociaż na chwilę zająć czymś ręce. I usta. Inaczej zapewne znowu powiedziałby coś niestosownego, a to odebrałoby pewnie wartość wszystkiemu, co powiedział wcześniej.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Randolph wziął głęboki wdech, uświadamiając sobie powoli, w jakiej sytuacji się znalazł. Świat jeszcze przez chwilę wirował mu przed oczami, ale przynajmniej go widział. Ciśnienie opadało, więc powracał wzrok. Czuł się jak pijany, a nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał alkohol w ustach. Czuł się też jak skończony kretyn, ale to akurat nie było niczym nowym.
Jego ciało przeszedł delikatny dreszcz, kiedy dłoń Rosjanina zetknęła się z jego ramieniem. Mężczyzna pokiwał jedynie głową, stojąc ponownie wyprostowanym. Nie spoglądając ani na kelnerkę, ani na Serga, jedynie subtelnie korzystając z jego pomocy, zamknął się w łazience.
Czując zimną wodę na dłoniach, spięte mięśnie pleców zaczęły się rozluźniać. Uczucie węzła w żołądku zaczęło znikać. 
Od kiedy Varmusowi przyszło zmagać się z poważnymi atakami paniki i stanami lękowymi, zaczął tracić grunt pod nogami. Czuł się jak w domku dla lalek, który ktoś przenosi ze wszystkimi mebelkami w środku. Ściany jego głowy wibrowały, a między ich płytami sypał się gruz. Skupione na  strumieniu lodowatej wody oczy, chociaż dalej zaszklone, nie ruszały się nawet o setne milimetrów. Był bardziej przeciążony, niż mu się wydawało. Analizowanie sytuacji przychodziło mu z cholernym trudem. Mógłby szybko wyprzeć wszystko z pamięci, jak zazwyczaj to robił, kiedy coś mu nie pasowało we wspomnieniach i nie dopasowywało się do jego autorskiego obrazu świata, jaki w sobie nosił — gdyby nie ten przeklęty, kwaśny posmak w ustach. To się zdarzyło. To się zdarzyło naprawdę. Palcami przesunął po skórze wokół ust, jakby sprawdzając, czy nadal tam są.
Randolph wypłukał kilkukrotnie usta, nie mogąc się jednak pozbyć gorzkiego smaku beznadziei, który zawisł mu w gardle. To mógł spłukać tylko alkohol, ale od niego trzymał się z daleka. Przerzucił się z jednego nałogu na drugi. Było to najgłupsze i najbardziej szkodliwe rozwiązanie w jego sytuacji, ale za to niesamowicie łatwe. Łatwe rozwiązania zaczynały go coraz bardziej nęcić i wodzić za pysk przez życie.
Ostatni raz przemył twarz wodą, przejeżdżając mokrymi palcami również przez włosy. Nasunął na głowę kaptur i sprawdził, czy przypadkiem nie obrzygał sam siebie. Chociaż w tej sytuacji los się do niego subtelnie uśmiechnął i puścił oczko, był czysty. Przynajmniej na zewnątrz. W środku czuł się tak, jakby ktoś obsmarował go błotem. Po same pachy w bajorze.
Mijając obsługę lokalu, wyjaśnił się krótko, tłumacząc, że walczy z paskudną fobią i kiedy tylko widzi krew, targa nim na każdą stronę. Bardzo głupie posunięcie, wiedział o tym. Czego się spodziewał? Tego, co dostał w zamian — uśmiechu z politowania i „idź już stąd” kiwania głowami. Nie obawiał się tak reakcji nieznajomych, jak zderzenia się teraz z Rosjaninem. Nie lubił chorować na oczach innych, nie lubił, kiedy się nim opiekowano, kiedy ktoś musiał mu pomagać. Na samą myśl o czyjejś pomocy mężczyzna dostawał szczękościsku. Poczucie bycia gorszym od kogoś było dla Randolpha jak lizanie łodygi róży. Nie brzmi wcale tak źle, dopóki nie przypomnisz sobie o kolcach.
Zimne powietrze uderzyło go w twarz, kiedy wyszedł przed kawiarnię. Ucieszył się, że jest pierwszy. Pośpiesznie włożył papierosa do ust i go odpalił. Lewą dłoń ułożył pod pachą, ogrzewając ją w ten sposób oraz sprytnie ukrywając jej drżenie. Palców z kopcącym się ćmikiem praktycznie nie odrywał od ust. Gdyby to zrobił, zacząłby je skubać zębami, walcząc z rosnącym napięciem i stanem dysocjacyjnym. Lęk przed konfrontacją był gigantyczny, a Varmus czuł się przez to jak dziecko, które rozbiło wazon, który matka dostała na papierowe gody. Pamiętał ten wazon bardzo dobrze. Długi, żółty i okropnie brzydki.
Głos mężczyzny wyrwał go... nie, na pewno nie z rozmyślania, bo Randolph nie mógł się skupić. Głos mężczyzny wyrwał go z wewnętrznego rozedrgania. Nie ważne jakby się bronił przed Rusem, jego głos działał na niego kojąco. Nie było istotnym, jakie brednie wypadały mu z ust, barwa i ton, jakim się posługiwał, były mu ciepłe, bliskie i znajome. Potrzebował tego. Potrzebował czegoś, co znał, na czym mógł się oprzeć i złapać równowagę.
- Proszę Cię... przez twoją łapę zrobiłem z siebie skończonego kretyna — puścił mu krzywe spojrzenie zastanych źrenic — jak tylko widzę krew, to wywracają mi się flaki na drugą stronę... Nie wiem, kiedy to się zaczęło — wiesz Randolph... od kiedy musiałeś się opiekować swoją matką, kiedy musiałeś ją myć, kiedy się jej tak bardzo brzydziłeś, a musiałeś jej dotykać. Pamiętasz odleżyny? Pamiętasz każdy ślad na jej ciele, Randolph.
Varmus walcząc ze swoimi myślami, wydął wargi i powoli wypuścił przez nie strugę dymu, starając się zatrzymać w żołądku resztki tego, co nie wylądowało na podłogę kawiarni.
- Ale dziękuję za ogarnięcie tego wszystkiego, Serg...
Varmus nie miał problemu z dziękowaniem ludziom. Miał problem z przepraszaniem ich, ale zawsze doceniał to, co dla niego robili. Oczywiście nie potrafił nazywać rzeczy, za które dziękował. Pewne słowa nie przechodziły mu przez gardło. Dlatego, aby rozjaśnić Rusowi, o co może mu chodzić, skinął tylko głową na budynek.
- Nie wyjdę ze stajni przez najbliższe tygodnie.

@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Jakkolwiek trudny w obyciu czasem Serg bywał, tak mimo wszystko w pewnych sytuacjach warto było go mieć po swojej stronie. Chociaż jego konfliktowy charakter często pakował go w kłopoty, to jednocześnie umożliwiał mu krycie czyiś pleców. W ostatecznym rozrachunku bywał naprawdę dobrym towarzyszem, a ten nieco łobuzerski urok osobisty sprawiał, że wiele rzeczy mu po prostu wybaczano. Natomiast podejrzewał, że ich para raczej zostanie dobrze zapamiętana w tym miejscu i chociaż niespecjalnie się tym przejmował, to jednocześnie wątpił, by szybko zdecydował się na kolejną wizytę w tej kawiarni. I tak niespecjalnie była w jego stylu.
Tak, tak, jestem twoim największym problemem – rzucił, kpiąc sobie delikatnie z Kanadyjczyka. – Natomiast przyznaj, że beze mnie byłoby znacznie nudniej.
Uśmiechnął się nonszalancko i odpalił papierosa. Sam gest był dość elegancki, bo nie używał do tego zapalniczki, zamiast niej sprawnie potarł końcówką zapałki o pudełko, rozpalając płomień i dopiero wtedy zapalił filtr. Staromodnie. Może celowo stosunkowo powoli.
Czyli masz hemofobię? Musi to nieco utrudniać życie, w szczególności, że jeździectwo bywa wypadkowe – Ta informacja była dla niego nieco zaskakująca, chociaż Randolph faktycznie miewał dość... lękowo-wypierającą osobowość. – Oferuję się do naklejania plasterków.
I jak tu nie nazwać go bezczelnym. Najwyraźniej na dobre powrócił już do swojej starej skóry, zostawiając niewygodne uzewnętrzniania się za sobą. Jego możliwości w zakresie bycia "tym poważnym i dojrzałym" raczej były stosunkowo ograniczone. Nie taką rolę lubił pełnić i nie w takiej najbardziej się spełniał.
Słysząc podziękowania Varmusa wzruszył delikatnie ramionami.
Daj spokój, nie ma za co – Pewne rzeczy po prostu nie robiły na nim wrażenia. – Ale myślę, że przynajmniej zdobyli kolejne materiały szkoleniowe dzięki nam.
Puścił Kanadyjczykowi oczko, zaraz to zaciągając się dymem. Paskudny nałóg i w gruncie rzeczy nie lubił palić, ale mimo wszystko poczuł, że schodzi nieco z niego napięcie. Nie był to raczej najlepszy sposób na technikę uspokajającą i jego terapeuta tego nie pochwali, ale czasem rydz jest lepszy niż nic.
Rus długo jednak nie potrafił trwać w milczeniu. Ciemne oczy z namysłem przesunęły się po sylwetce Kanadyjczyka. Szereg bardzo głupich pomysłów przeleciał mu przez głowę, ale dzisiaj był dzień dobroci dla racjonalności i większość z nich bardzo szybko wykluczył. Usunął i zrobił restart. Prawda była taka, że na dzisiaj powinien już dać spokój swojemu ex partnerowi. Niemniej odpuszczanie zawsze było dla niego trudne... prawie że niewykonalne.
Teraz zapewne miło byłoby z mojej strony dać ci nieco spokoju – Krzywy uśmiech wstąpił na jego wargi. – Powinienem zachować się jak nastolatka i wrzucić ci swój numer telefonu w kieszeń? A nie, przepraszam, już go masz.
Rus przybliżył się nieznacznie do Randolpha, stając teraz naprzeciwko niego. Nie dość blisko, by zetknąć się klatkami piersiowymi, ale nie na tyle daleko, by móc oszukiwać, że zostawia Kanadyjczykowi większą przestrzeń.
Bezpiecznej drogi do domu, Rannie – Zmiękczył odrobinę głos i zaciągnął się po raz ostatni papierosem.
Zamiast jednak dmuchnąć gdzieś na bok jak cywilizowany człowiek, skierował dym na usta byłego partnera. Większość została rozwiana przez wiatr, ale intencja Rusa i tak była dość jasna. Zagadką pozostała jedynie dla niego reakcja Kanadyjczyka na ten gest. Bo albo właśnie przebił się przez warstwę lodu albo tylko go wzmocnił. To zawsze było trudne do przewidzenia, a to niby Rus był tym nieprzewidywalnym w tym towarzystwie.
Niemniej wiedział, że jest za wcześnie, by pozwolić sobie na cokolwiek więcej, dlatego cofnął się kurtuazyjnie o krok.
A może odprowadzić cię do samochodu? – Kolejny łobuzerski uśmiech pojawił się na jego twarzy.
I niech ktoś powie, że nie jest chociaż odrobinę uroczy.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Serg nie był tylko trudny w obejściu — był również nieznośny, nieodpowiedzialny, wymagający i przytłaczający. Jednak ten „łobuzerski urok” działał. Czasami nawet za bardzo. Chernienko wiedział o tym, a jeżeli nie wiedział, na pewno wyczuwał to swoim zwierzęcym zmysłem. Randolph odnosił czasami wrażenie, że jego były potrafił wyczuć wszystkie lęki i najdrobniejsze niepewności, jakie odczuwał, jakby wyłapywał wszystkie emocje z powietrza. Serg był jak pies, cholerny myśliwski ogar.
- Spokojniej, nie nudniej. - poprawił go, zaciągając się głęboko papierosem.
Spokój jest podstawą stabilności Varmusa. Kiedy Rus był obok, całkowicie go tracił. Miał obok siebie kogoś, na kim mimo wszystko mu zależało, ale tracił kontakt z samym sobą. Nawet jeżeli ta wersja Randolpha, była jedynie wykreowana, aby nie odkrywać tej prawdziwej, Ran czuł się z nią dobrze. Bezpiecznie. Odgrywał swoją rolę, z której był niesamowicie zadowolony. Nie było mu potrzebne szczęście, a jedynie poczucie spełnienia i satysfakcji z powolnego egzystowania. Zawieszony gdzieś  pomiędzy „robię, co chcę” a „robię, co mogę, aby przerwać”. Każdy powolny wdech z nikotyną, która błyskawicznie rozchodziła się po jego ciele, ściągał mężczyznę ponownie na ziemię.
- Raczej potrzebowałbym kogoś, kto będzie za mną z wiadrem biegał. Ale tak... Utrudnia to trochę życie. Ni chuja da się to kontrolować, a bardzo bym chciał — wyrzucił z siebie, ciągnąć oba zdania na wydechu, jakby chciał się ich z siebie jak najszybciej pozbyć. Randolph nienawidził przyznawać się do swoich słabości. Nawet gdyby chorował na przewlekłą chorobę, traktowałby ją jako porażkę, którą sam na siebie sprowadził. Czy się wstydził? Oczywiście, że tak. I to jak! Nie wyobrażał sobie, żeby ktoś poza nim i w tej chwili również Rusem, wiedział o tym, co się tutaj wydarzyło. Pewnie sam będzie próbował wyprzeć to z pamięci, zastępując swoje rzyganie wspomnieniem zachowania Serga, które mu nie pod pasowało. Czyli zrobi to samo co zawsze.
Varmus poczuł na sobie wzrok Sergeia. Każdy, nawet najdrobniejszy ruch jego tęczówek. Podobało mu się to, a z drugiej strony budziło niepokój. Czuł się jak zwierze zagonione w kąt. Było w tym coś przerażającego, ale i podniecającego. Nie chciał o tym myśleć, ale tak bardzo mu tego brakowało...
- Czyli zachowałbyś się jak zazwyczaj, bez zmian... - rzucił kąśliwie, uśmiechając się przy tym delikatnie. Łapiąc się jednak na tym, że wypowiada słowa w miękki, przyjemny dla ucha sposób, jakby chciał przymilić się Rusowi, zgasił uśmiech, ścierając go ze swojej twarzy. Varmus ściągnął nieznacznie brwi, marszcząc subtelnie czoło. Odpuść sobie...
Nawet nie zauważył, kiedy Rus się do niego zbliżył. Ciało mężczyzny automatycznie zesztywniało, a głowa wycofała się w dosyć gwałtownym ruchu. Zagrywka ze strony Chernienka była co najmniej szczeniacka, ale czego innego mógł się spodziewać. Lewą dłonią odgonił się strugi dymu, jaki ten na niego zionął. Dostrzegając to, jak bardzo kuriozalna była ta sytuacja, Kanadyjczyk zaśmiał się głośno. Śmiech rozluźnił nieco Varmusa, przez co dłoń, która przed chwilą odganiała się od pewnej części Serga, teraz spoczęła na jego klatce piersiowej, jakby w pewien sposób akceptując jego obecność tak blisko siebie.
Kiedy Randolph śmiał się ostatni raz? Sam chciałby to wiedzieć.
- Jesteś skończonym kretynem, Serg... - zaczął spokojnym półszeptem — jesteśmy na molo... musimy iść w tym samym kierunku przez moment, więc zobaczymy czy pozwolę Ci się odprowadzić do samochodu. Jeżeli będziesz się dobrze zachowywał przez tę ostatnią chwilę, kto wie... - nie potrafił oderwać dłoni od jego ciała. Jego umysł chciał już to zrobić, ale całe ciało wysyłało mu zupełnie inne sygnały. Styki w głowie Varmusa zaczęły się palić. Zaczął panikować. Przynajmniej tak mu się wydawało, że to właśnie przez panikę jego serce zaczyna bić z każdą sekundą coraz to szybciej.
Dopiero kiedy Serg sam z siebie cofnął się o krok, Ran zabrał swoją dłoń, dogaszając papierosa, wykruszając z niego żar i przydeptując go butem. Filtr odstrzelił za siebie, obie ręce pośpiesznie chowając w kieszenie kurtki.
Chciał go znowu poczuć. Chciał, żeby znowu był blisko. Varmus chciał czuć obecność Serga pod swoimi dłońmi, chciał dotykać jego twarzy i włosów. Brakowało mu jego wsparcia i tego głupiego uśmiechu... Wróciła tęsknota, którą wypierał z siebie przez tak długi czas.
- Chyba że nie masz planów na dalszą część wieczoru... - Varmus pozwolił słowom zawisnąć w przestrzeni między nimi, zakotwiczając wzrok na czarnym horyzoncie przed nimi. Jedna z jego dłoni zacisnęła się mocniej w przepastnej kieszeni. Wiele kosztowało go takie wyjście ze strefy komfortu, ale jeżeli miał to zrobić, to teraz, korzystając z tej słabości, jaka go owładnęła — to... to... wiesz. Możemy posiedzieć razem, u mnie, jeżeli to okey dla Ciebie.
Dałeś dupy Ran, czy ty się w ogóle słyszysz? Jąkasz się...

@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
Cała ich poprzednia rozmowa znowu prowadziła do wspólnego starego punktu - niezależnie od tego, jak bardzo siebie ranili, niezależnie od tego, jak bardzo któryś z nich coś spieprzył, to koniec końców coś z powrotem ich do siebie przyciągało. Pożądanie wykraczająca poza czystą fizyczną atrakcyjność, emocjonalne uzależnienie od tych wszystkich drobnych wysyłanych sobie sygnałów, nieustanne dostarczanie sobie adrenaliny. I chociaż w tej bajce to Serg był dużym, złym wilkiem sprowadzającym kapturka na ciemną drogę, to jednocześnie ten kapturek miał ostre zęby i lodowaty głos. Dla Rusa jednak było coś ekscytującego w doprowadzaniu Kanadyjczyka do białej gorączki, a potem obłaskawianie go. Emocje, która sprawiały, że dreszcz przechodził wzdłuż kręgosłupa.
Porywające, kuszące, czy jednak toksyczne?
Na jedno wychodzi, Rannie – rzucił nonszalancko. – Spokój to tylko maska dla rzeczy, co które czają ci się pod czaszką.
Serg wątpił w fakt, że Kanadyjczyk jest oazą spokoju, chyba że w przypadku zwierząt. Natomiast co do ludzi... nie, według jego mężczyzna chciał być spokojny, podczas gdy w praktyce wyglądało to inaczej. Nie zamierzał jednak teraz wyskakiwać z tym tematem, skoro dopiero co zażegnali zbliżający się konflikt, nawet on posiadał jakieś zalążki instynktu samozachowawczego.
Nie wszystko w życiu da się kontrolować – zauważył, zerkając na Kanadyjczyka badawczo. – Nawet jeśli bardzo się chce. A szkoda.
Ton głosu Rusa zmienił się subtelnie na samym końcu, a oczy delikatnie pociemniały, gdy przesunął wzrokiem po Randolphie. Ta wypowiedź definitywnie miała lekko dwuznaczne zabarwienie, aczkolwiek nie zakładał, żeby drugi mężczyzna szybko je chwycił. Pod tym względem jego... byłemu (czy aby na pewno?) partnerowi brakowało czasem intuicji. Tudzież bardziej prawidłowym określeniem byłoby, że Kanadyjczyk po prostu rzadko kiedy dopuszczał ją do głosu. Z kolei Rus zbyt często powierzał jej swoje decyzje, co kilka razy zdążyło go sparzyć.
Za to doskonale wyczuwał zmiany nastroju u swoich rozmówców. A w szczególności tych, z którymi sypiał. A że przez ostatnie kilka lat była to głównie jedna osoba... szybko łapał, kiedy napięcie między nimi zmieniało swoją formę. I to wykorzystywał. Bezczelnie jak zawsze. Wystarczyła mu minimalna zmiana w głosie, czy postawie, by wiedzieć, kiedy może sobie pozwolić na więcej. Pod tym względem faktycznie był jak myśliwski ogar.
A jednak w śmiechu Kanadyjczyka zawsze było coś... co dotykało jego bardziej miękkiej części osobowości. Coś, co sprawiało, że odrobinę łagodniał. Spojrzenie wciąż było intensywne, ale mniej pochłaniające, a bardziej spijające emocje byłego partnera. Oczarowanie. A na sam koniec delikatna satysfakcja, że to on przyczynił się do tego śmiechu.
Zawsze mógłbym udać się na sam koniec molo, wskoczyć do wody i dopłynąć na brzegu, jeśli to miałoby ci umilić dzień – Wydął wargi w teatralnym oburzeniu, jakby faktycznie się obraził. – Proszę zdefiniować wyrażenie "zachowywać się dobrze", bo możemy to pojmować w różny sposób, Rannie.
Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, bo w jego głowie jak zwykle pojawiła się najmniej odpowiednia i racjonalna odpowiedź. Na szczęście czasami jednak potrafił ugryźć się w język, więc słowa w stylu: zawsze mogę zrobić ci... nieważne. Lepiej było nawet o tym nie myśleć. Nawet jeśli paradoksalnie miała być to zwykła gra słów, to nawet on mógłby się pogubić w jej znaczeniu.
A czasami, żeby kogoś przyciągnąć, trzeba było się cofnąć. Chociaż niechętnie tracił kontakt z dłonią Kanadyjczyka. Dotyk był delikatny, a mimo to zdawał się wypalić ślad na jego klatce piersiowej. Natomiast Rus naprawdę się starał, by dzisiaj zachowywać się jak człowiek. Cywilizowanie. Z odpowiednią dozą dystansu. Chciał... dać bliskiej osobie nieco przestrzeni.
Ale jego plan bardzo szybko roztrzaskał się w drobny mak, i tym razem to nie on zdecydował się na przełamanie granicy.
Bez problemu można było zauważyć, że słowa Randolpha go zaskoczyły. Widać to było po jego oczach i mimice. A także chwili milczenia, jakby Serg trawił złożoną propozycję. Wiedział, że jeśli nie zareaguje szybko, to straci szansę. Z drugiej strony... obiecał sobie, że postara się coś zmienić.
Nigdy jednak nie był dobry w odraczaniu gratyfikacji. A im dłużej rozmawiał z Kanadyjczykiem, tym bardziej znowu chciał być blisko niego. Jak ćma spragniona światła, ignorująca fakt, że każde zbliżenie się do lampy parzy. Może tym razem jest szansa, chociażby minimalna, że będzie inaczej. Lepiej. Przecież istniała u nich pewna podstawa, na którą zawsze spadali, niezależnie od osiągniętej wysokości.
Serg ponownie postawił krok do przodu, niemalże równając się z drugim mężczyzną. Ciemne oczy prześledziły twarz Randolpha, ignorując coraz większe krople deszczu spadające z nieba. Dzieląca ich różnica wzrostu była niewielka, ale Rus był zdecydowanie mocniej zbudowany, przez co zawsze zgarniał nieco więcej przestrzeni. Przytłaczał. Jednak wciąż pozwalał, by dzielił ich dystans kilku centymetrów, jakby testując wciąż decyzję swojego ex.
Tak... irracjonalna propozycja. Tak kusząca do przyjęcia. Tak wychodząca poza schemat.
Ciężko, żeby nie zasługiwało to na nagrodę.
Rannie, nawet jeśli miałbym jakieś plany, to w tym momencie straciłyby one na znaczeniu – Coś się ponownie zmieniło w jego głosie, niby wciąż był podszyty delikatną kpiną, ale jednocześnie pojawiła się lekka chrypka, gdy Rus obniżył znacznie ton. – Dzisiejszy dzień w całości zarezerwowałem dla Ciebie, korzystaj do woli. Na pewno znajdą się jakieś meble do przesunięcia.
Czyżby próbował nieco rozluźnić atmosferę? Biorąc pod uwagę, że się nie poruszył nawet o milimetr - wątpliwe. Natomiast wiedział, że w miejscu publicznym nie może sobie pozwolić na więcej. A przynajmniej nie na tą chwilę. I chociaż cierpliwość nie była jego mocną stroną, to dla Kanadyjczyka był w stanie się poświęcić.
Czy zachowuję się wystarczająco grzecznie? – Przekrzywił delikatnie głowę, dłoń przelotnie musnęła czoło drugiego mężczyzny, zgarniając jakiś mokry kosmyk zbłąkanych włosów na bok, po czym przesunął się, by oddać Kanadyjczykowi nieco przestrzeni. – Obiecuję, że w samochodzie na telefonie wygooglam sobie zasady savoir-vivre odnośnie bycia gościem w czyimś mieszkaniu.
... ale nie obiecuję, że się do nich zastosuję. Obaj wiedzieli, z czym takie zaproszenie mogło się równać. W szczególności przy ich dynamice. Chociaż kto wie, istniały różne możliwe zakończenia, bo ich podejście do siebie było równie zmienne jak kolory w kalejdoskopie. Tej intensywności mu brakowało. Bardziej, niż byłby w stanie się do tego przyznać. Wciąż jednak to był dzień, w którym to Varmus musiał podejmować decyzje, a chociaż Serg chętnie mu to ułatwiał, to jednocześnie nie zamierzał póki co przejmować głównej pałeczki. Jeszcze nie.

@Randolph Varmus
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Gdyby Randolph posiadał narratora swojego życia, ten zachodziłby teraz w głowę, co mężczyzna znowu robi i dlaczego. Ahh... tak. Posiada. I faktycznie narrator zachodzi w głowę, dlaczego Ran ponownie pakuje się w coś, a raczej w kogoś, kto wysysa z niego tyle energii i cierpliwości. Przynosi w pewien sposób rozczarowanie, rozgrzebując wszystkie te emocje, które Kanadyjczyk chciałby usunąć ze swojego życia. Zapomnieć o nich. Zakopać jak szkodnika kilkanaście metrów pod ziemią. Zalać w betonowe buty i wrzucić do morza. Tak, jak robili to włoscy mafiozo na każdym filmie z lat osiemdziesiątych. Jednak, jak wszystkim wiadomo, od nienawiści jest bardzo krótka droga do miłości. I chociaż Ran nie wiedział, czy to jest właśnie miłość, to na pewno wystartował z pozycji nienawiści. Pod jego czaszką było więc wszystko. Posiadał jednak na tyle silny filtr, że nie pozwalał sobie na wyciek jadu, rozgoryczenia i niepewności, które wiły pędy wokół całego układu nerwowego. Serg miał rację — jak zawsze.
A szkoda zabrzęczało w uszach Varmusa w podejrzany sposób. Mężczyzna był jednak zbyt ogłupiony przez to wszystko, co działo się teraz wokół niego, aby połączyć kropki. Dlatego uśmiechnął się jedynie krzywo, bardziej jakby coś zakuło go w bucie, niż rozbawiło. Bardzo często zdarzało mu się rozkładać słowa Rusa na części pierwsze, po ich spotkaniu. W tracie nie potrafił się skupić na sensie jego wypowiedzi — było za dużo rozpraszaczy. Oczy, usta, głos i jego bliskość. Dopiero w domowym zaciszu docierały do niego wszystkie te drobne niuanse. Czuł się wtedy jak skończony kretyn, uświadamiając sobie, że miał wszystko podane jak na tacy, a po raz setny zachował się jak zauroczona nastolatka, albo przygłupi analfabeta.
- Zrobiłbyś to dla mnie? - i dopiero po chwili zastanowił się nad swoimi słowami... Może nawet nie zastanowił, a poczuł, że powiedział coś, na co odpowiedź może uderzyć w niego zbyt mocno i w dwojaki sposób. Co, jeżeli Rus się tylko zaśmieje? Albo odpowie krótkim „tak"? Poczujesz zawiedzenie Ran czy radość? Będziesz wiedział, jak odpowiedzieć, czy będziesz udawał głupiego i olejesz temat? Walcząc z kipiszem, jaki miał w głowie, Randolph zagryzł delikatnie dolną wargę, nie chcąc wypuścić z ust kolejnego pakietu słów, który odsłoniłby go jeszcze bardziej. Co mu więc pozostało? Obrócił całą sytuację, wyciągnął z kieszeni telefon... - ... ogłada, dobre maniery, bon-ton, konwenans towarzyski, znajomość obowiązujących zwyczajów, form towarzyskich i reguł grzeczności funkcjonujących w danej grupie - kończąc swoją wypowiedź, pokazał ekran telefonu Sergowi, unosząc jedną z brwi ku górze. Traktując to jako małe zwycięstwo nad własnymi emocjami, schował smartfon w kieszeń bluzy. Bardzo dobrze...
Dźwięk drewnianego molo pod stopami osób, które się po nim kręciły, to stukanie podeszwy butów na deskach i spokojny szum wody sprowadził Randolpha nieco na ziemię. Z jednej strony bardzo mu się to podobało, natomiast z drugiej czuł, że... to nie jest coś, czego chce. Uciekał tyle lat, tak naprawdę odkąd pamiętał. Od dnia, w którym poznał Rusa, miał go dosyć, ale nie chciał, żeby zniknął całkowicie. Nie chciał też „tylko” się z nim przyjaźnić. Jakby to miało niby wyglądać? Przecież oni nie potrafili być przyjaciółmi. Mieli widywać się na piwie i żartować? Ale niby z czego. Jak miałaby taka rozmowa wyglądać?
Ten zapach... kiedy dłoń Rosjanina zbliżyła się do jego twarzy, ten nawet nie drgnął. Nie dlatego, że zamarł z wrażenia, albo się przestraszył. Nie. Chciał doznawać. Przez ten krótki móżdżek, przebiegła myśl, że może dobrze będzie na jeden dzień zapomnieć o tym złym demonie, który spał sobie na dnie jego duszy. Może warto być... szczęśliwym. Jednak, żeby tak się stało, musiał działać. Będzie pluł sobie później w brodę, jeżeli tego nie zrobi lub będzie wyrzucał sobie, że to zrobił. Koniec końców, wszystko sprowadzi się do jednego. Więc, dlaczego przed tym nie poczuć się tak, jakby świata poza Rusem nie było. Bo przecież nie było...
Mężczyzna, widząc, jak ręka Rosjanina się wycofuje, spiął się nieznacznie. Brwi na jego czole ściągnęły się, a twarz przybrała nieco marsowego oblicza. Nie chciał, żeby kończyło się to w ten sposób, nawet jeżeli za chwilę będzie miał go bliżej siebie w swoim mieszkaniu. Przełknąwszy pewnie nieco za głośno ślinę, ujął dłoń Sergeia we własną. Publicznie. Pierwszy raz.
-... meble może nie, ale mam trochę kartonów, których jeszcze nie rozpakowałem - rzucił niby mimowolnie, uśmiechając się delikatnie, starając się zatuszować zmieszanie, które pojawiło się nie tylko przez słowa Rusa, które drążyły tunele w jego sercu, ale również przez własny gest, na który nie odważyłby się nawet po pijaku. - I tak, wydaje mi się, że jesteś dostatecznie... grzeczny, Serg. Wystarczająco.
Krew w jego żyłach stała się bardziej płynna — Serg zawsze wyrzucał mu, że ten jest zlodowaciały. Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że miał rację i jedyną osobą, która mogła rozgrzać zziębnięte ciało, ale też wnętrze Varmusa, był on, Sergei Chernienko. Najgorsza i najlepsza osoba w jego życiu.
- Chodź, bo się jeszcze rozmyślę, Serg. A bardzo bym tego nie chciał, wiesz...?
Varmus czuł się dziwnie. Na pewno zwymiotowanie na podłogę kawiarni miało na to gigantyczny wpływ, ale nie było w stu procentach powodem jego rozchwiania. Czuł się tak, jakby grał jakąś mało istotną rolę we własnym życiu. Był tylko cieniem, który lawiruje między głównymi postaciami. Chociaż nigdy nie grał drzewa w przedstawieniu, jako dzieciak, teraz czuł się tak, jakby właśnie nim był. Wpakowany w przygłupi kostium dębu albo innej sosny, wepchnięty gdzieś na tył sceny. Nieważny, zapomniany i samotny. Wszystkie zdarzenia z jego życia, doprowadzały go zawsze, koniec końców do Serioży. Nie ważne, jak się zachowywał i jak bardzo go od siebie odpychał, on był. Niczym klif wystający nad morzem. Smagany przez fale, kruszejący, ale nadal obecny.
- Przepraszam Serg. Za wszystko... - wyrzucił jeszcze tylko z siebie, ruszając przez molo, nie wypuszczając dłoni Chernienka, ze swojej własnej.
@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz