Cóż, Tabitha miała rację, to trzeba przyznać, a jej obawy były słuszne. Jednak Sonia nie zgarniałaby swojej przyjaciółki na imprezę, gdyby ta nie była otwarta, bo też nie była zwolenniczką wchodzenia na tzw. "krzywy ryj". Rosjanka była świadoma, że zachodnie podejście do gości jest trochę inne, niż w jej ojczyźnie, tak samo jak otwartość na tych niespodziewanych, ale chętnych, żeby dobrze się bawić. Dlatego też na pewno nie ryzykowałby przyjścia tu, gdyby była w stu procentach pewna, że jest to zamknięte spotkanie.
Jednak ogłoszenie było jasne - wszyscy są zaproszeni, a to wystarczyło wiedźmie, by wykorzystać okazję, żeby za darmo się dobrze pobawić. A jeśli rzeczywiście Brian nie życzył sobie kogoś, a te "wszyscy" nie jest do końca zgodne z definicją tego słowa, to Aristova po prostu wyszłaby, bez awanturowania się, o!
Co prawda pewnie zostałaby wtedy zdzielona w łeb przez Tabithę (zresztą słusznie) i możliwe, że dostałaby od niej kazanie (również zasłużone), ale hej! Ostatecznie nic, by wielkiego się nie stało! To nie tak, że komuś zrobiłyby krzywdę, prawda? Owszem, mogły trafić na jakieś tajemnicze spotkanie sekty, orgię lub inne czarne msze i osobiście Soniacz nie miałaby nawet nic przeciwko takim dziwnym wydarzeniom, ale tak, Tabi miała rację - mogły niechcący stać się tragicznym bohaterkami skandynawskiego kryminału. Aristova nawet nie pomyślała o takiej możliwości, bo raz; Brian należał do miejscowej elity, więc automatycznie był dobrze znany w Eastbourne, dwa; kto normalny urządzałby otwartą imprezę w ramach tajnego spotkania sekty? Owszem, na obecnych urodzinach w klubie było duże prawdopodobieństwo, że pojawią się narkotyki i to, że zostaną wykorzystane na kimś, ale było to raczej coś niesplanowanego przez samego organizatora. Chociaż kto wie, co siedziało w głowach znudzonych przedstawicieli elity, którzy nie musieli martwić się problemami finansowymi i zdecydowanie często mieli za dużo kasy i wolnego czasu. Rzeczywiście mogli nagle zechcieć odtworzyć jakiś skandynawski kryminał i misternie ułożyli plan, jak to zrobić. Cóż, jeśli tak, to przynajmniej Sonia i Tabitha będą siedziały w tym razem, co nie?
Na całe szczęście na żadne wyproszenia (i dzikie orgie) nie zapowiadało się. Więcej! Solenizant pomachał krótko Rosjance, co odwzajemniła i miała nadzieję, że to będzie wystarczające do udobruchania Quill, która wyraźnie chciała coś powiedzieć Sonii. Ta nic nie mówiła, woląc nie narażać się. Cicho obserwowała zmiany emocji na twarzy przyjaciółki i była wyraźnie szczęśliwa, gdy wreszcie zobaczyła, że Tabi rozluźniła się na tyle, by sprzedać jej przyjacielskiego kuksańca, który nawet nie zabolał Sońkę, zbyt przyzwyczajoną do uderzeń, które przyjęła podczas trenowania sambo i krav magi. W zamian Rosjanka objęła ciasno Quill i przytuliła do siebie, mając nadzieję, że to w ogóle udobrucha jej przyjaciółkę.
No cóż, potem znowu wyglądała jak zbity szczeniak.
-
Przepraszam, myślałam, że to normalne, że coś się zawsze ze sobą bierze... - wyznała szczerze, wyraźnie zaskoczona zarzutem. Jak widać nawet po czterech latach mieszkania w Anglii, doznawała od czasu do czasu szoku kulturowego. -
Ale nie martw się! Przygotowałam tylko małe drobiazgi, nic kosztownego i możemy powiedzieć w razie czego, że to od nas, bo nie dałam swojego podpisu - zaproponowała wesoło i, miejmy nadzieję, ugodowo. Ostatecznie przyszły tu dobrze się bawić, a nie stresować pierdołami, które pewnie samemu Brianowi umykały. Aristova mogła nawet założyć się z kimś, że solenizant przejrzy dopiero prezenty, gdy spokojnie będzie siedział w domu, a nawet wtedy raczej nie będzie przykładał aż tak wielkiej wagi, kto mu z gości dał, a kto nie. -
I nie nazywaj się debilem! - dorzuciła jeszcze, niby groźnie, ale nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, jeszcze raz zgarniając do niedźwiedziego uścisku przyjaciółkę, niemo przepraszając i próbując przekazać, że
"hej, wszystko jest ogarnięte, nie martw się!"
I cokolwiek to było, udało się. Tabitha wreszcie sama zaciągnęła Sońkę do baru, która chętnie za nią poszła i zajęła wskazane przez dziewczynę miejsce.
-
Jestem za! Jak już będą, to pewnie dadzą jakoś znać. To proponuję jeszcze kolejkę szotów - i tym o to sposobem, do ich poprzedniego zamówienia, które Sonia złożyła czyli drinków whisky sour, doszła tacka z ośmioma kieliszkami z blue kamikadze. Rosjanka od razu wzięła jeden.
-
Okej, to za nasze zdrowie? - spytała. -
Spróbuj powiedzieć po rosyjsku. Na zdrowie! - zaproponowała z śmiechem, czekając, aż jej przyjaciółka powtórzy - mniej lub bardziej udolnie i dopiero wtedy stuknęła się z nią szkłem i wypiła pierwszego szota, w ogóle się nie krzywiąc.
@Tabitha Quill