Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Seaside
ulica

Obrazek
Na Seaside, jak na każdej z większych ulic, zawsze coś się dzieje. W dzień na pewno jest tu nieco spokojniej (i bezpieczniej) niż w nocy, przemieszczający się tędy ludzie zazwyczaj spieszą się do pracy lub do domu, po drodze załatwiając swoje najpotrzebniejsze sprawy. Za to wieczorami i nocą roi się tu od pijanych imprezowiczów, którzy po udanym melanżu muszą odpocząć przysiadając na chodniku, a czasem zdarzy im się tam nawet przysnąć. Zdarzają się też ci, którzy mimo tego, że dopiero wybierają się na party już się zataczają i wpadają na innych przechodniów.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
004


Sonia raczej unikała przychodzenia do Devonshire, ale zdarzało jej się zawitać w te okolice ze względu na sklep z polskimi produktami i polską restaurację, która oferowała jej ukochane pierogi. Może i były one tylko substytutem tych, które jadała w Rosji, przygotowane przez jej babuszkę lub rodziców, ale wciąż były one jakimś chwilowym przypomnieniem miejsca, które było najbliższe jej definicji domu.
A dzisiaj wyjątkowo potrzebowała chociaż namiastki jakiegoś poczucia spokoju i bezpieczeństwa, bo krótko mówiąc, miała chujowy dzień w pracy. Nie, więcej - już od samego rana zaczęło się wszystko pierdzielić, a ultimatum przybrało pod koniec roboty i była już pewna, że zaraz utonie w morzu papierków i nawet przestała liczyć, ile razy musiała upominać i prosić pracowników, by uporządkowali swoje raporty i jej przekazali, by mogła jakoś to wszystko zebrać do kupy. Nie wspominając już o klientach, którzy jakoś nie potrafili zrozumieć najprostszych komunikatów, że "nie, przepraszam proszę pana, ale ta data jest zajęta, ale mogę zaoferować inną...". Niestety też Salem, jej najcudowniejsze i najukochańsze dziecko, było jakieś nieswoje i prawdopodobnie kociak przeziębił się i nawet jeśli nie było to nic poważnego, to wciąż było kolejnym wydarzeniem, które pogorszyło humor wiedźmy.
Miała dosyć.
Jedynie czego dzisiaj chciała, to zrobić małe porządki w pokoju, oczyścić swoją przestrzeń, wziąć spirytualną kąpiel i po prostu w spokoju celebrować nów księżyca, razem ze swoim kotkiem i pierogami. Najchętniej przeznaczyłaby to wszystko na cały dzień, ale musiała pogodzić swoją praktykę z pracą, więc po prostu zrobi to wszystko wieczorem i chociaż na chwilę zapomni o świecie.
Dlatego też przechadzała się brudnymi ulicami Devonshire, mając w swoim plecaku mały zapas pierogów ruskich (nie rozumiała czemu jej polscy sąsiedzi tak nazywają to danie, ale musi przyznać, że są wyjątkowo smaczne). Powoli zapadał wieczór, ale niestety przez duże zachmurzenie, nie był widoczny zachód słońca. Mewy siedzące na dachach odrapanych budynków skrzeczały głośno, a Sonia spokojnie mijała tutejszych. Niektórzy w ogóle nie zwracali na nią uwagi, zbyt zmęczeni swoją gównianą robotą za psie pieniądze, które ledwo starczały do końca miesiąca, a niektórzy, bardziej wynudzeni, wodzili za Rosjanką spojrzeniami, najwyraźniej nie kojarząc jej twarzy w tej okolicy. Aristova teoretycznie powinna być ostrożniejsza, ale czuła się całkiem nietykalna, gdy szła swoim długim, dynamicznym krokiem, na jej szyi wisiał czarny turmalin a w razie najgorsze wypadku, wiedziała jak trafić w grdykę i inne newralgiczne miejsca. Poza tym, rzadko była zaczepiana. Czy to była kwestia jej resting bitch face, czy ogólnie niedostępnego wrażenia, które sprawiała - nieważne! Grunt, że miała święty spokój, którego tak chciała.
A jednak wciąż ktoś nagle złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą.
- Co do...! - prawie potknęła się o swoje nogi, gdy nagle straciła rezonans, a nawet nie miała czasu, by do niego przywyknąć! Ktokolwiek postanowił ją zgarnąć do biegu, nie przestawał biec, gdy Aristova ledwo nie zaliczyła bliskiego spotkania z brukiem.
Na całe szczęście w porę złapała równowagę i odruchowo przyspieszyła do tempa swojego "porywacza", którym okazał się być...
- Billy?! - krzyknęła, mając nadzieję, że zwróci uwagę swojego współlokatora i na to, co on tak właściwie odpierdala. Jedynie, co Rosjanka była w stanie zauważyć to, to że diler wyglądał na trochę wystraszonego.
- Tędy pobiegł! Za nim! - potem usłyszała krzyki za ich plecami, więc odwróciła głowę, nie przerywając biegu, by zobaczyć, kto tak właściwie ich goni. Była to dwójka jakiś facetów, wyraźnie wkurzonych i zdeterminowanych, by ich dogonić.
Kurwa jego mać, Billy ty smrodzie w co ty się wpakowałeś?! I dlaczego mnie w to wciągasz? Jednak na takie pytania przyjdzie pora potem, gdy ujdą z tego wszystkiego w całym kawałku.
Sonia na razie nic więcej nie mówiła, tylko biegła razem ze swoim współlokatorem przez ulice Devonshire, wymijając pieszych, którzy wyglądali na mniej i bardziej zaskoczonych. Pewnie widok uciekających i goniących był dla nich codziennością. Za to Rosjanka próbowała dotrzymać kroku swojemu współlokatorowi, który biegł po dziwnych uliczkach i zaułkach, że dziewczyna już dawno się pogubiła w tym, gdzie oni tak właściwie do cholery są.
Zatrzymali się dopiero przy kontenerach, w obskurnych dokach.
Sonia miała wrażenie, że zaraz wypluje płuca. Każdy oddech palił, serce biło jak szalone i miała wrażenie, że jej całe ciało pulsowało z całego wysiłku i adrenaliny.
- Ty... kurwikleszczu - wysapała w stronę dilera, którego miała ochotę ukatrupić. - Lepiej mi się... kurwa wytłumacz, co tu się... dzieje - może robiłaby większe wrażenie, gdyby nie to, że teraz walczyła o każdy oddech. Wciąż, wbiła w Piligrama mordercze spojrzenie. Serio, co Cass w nim widzi?
- Ja pierdolę! - wydyszała, gdy wreszcie udało jej się wciąć głębszy wdech.

@Billy Pilgrim
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
Kurwikleszcz było zadziwiająco trafnym określeniem w tej sytuacji - na tyle, że Billy nawet okiem nie mrugnął, bo była spora szansa, że mu się faktycznie należało. Złapał ją głupio, idiotycznie, odruchowo, bo kiedy spierdalał to włączał mu się instynkt przetrwania, a co za tym idzie: instynkt ochrony stada. Kiedy zobaczył przed sobą znajomą sylwetkę, najpierw zadziałał, a potem pomyślał. Czy raczej, gwoli ścisłości, wcale nie pomyślał. Złapał niepodejrzewającą niczego Wiedźmę i pociągnął ją za sobą, bojąc się, że jej też się może krzywda stać. Kto wie, gdyby trójka goniących go typów go nie złapała, może by zaczęła szukać jakiejś innej ofiary w roli nagrody pocieszenia.
- Miałem dwóję z matmy - wydyszał. Biegł dłużej od niej, ale był w trochę lepszym stanie, która przerwa wystarczyła mu, żeby zapanować nad oddechem. Adrenalina robiła swoje. Poza tym, nie pierwszy raz musiał przed kimś spierdalać kręcąc się po uliczkach, chowając po śmieciach i kiblach różnych lokali. Rzucił okiem na Sonię. Kurwa, miał szczerą nadzieję, że nie będą musieli do żadnego kontenera wskakiwać, bo był pewien, że urwałaby mu głowę, napluła do środka, a potem pewnie zakonserwowała i używała w domu do swoich durnych rytuałów.
On miał za ładną głowę na zostanie doniczką jakiejś wariatki!
Ignorując jej wkurwione spojrzenie, wyjrzał za róg, zaraz potem rozejrzał się dookoła - kurwa. Musieli natychmiast zmienić kierunek, bo dalej tą drogą dobiegną do morza, a otwarty teren był najgorszym możliwym miejscem.
- Auć - syknął, kiedy bezpardonowo go zdzieliła i spojrzał na nią z wyrzutem. - Okej, okej, wiszę im trochę kasy. W gorącej wodzie kąpani są, więc zamiast mnie wysł-... - Urwał. Nie podobało mu się to co słyszał. Kurwa kurwa kurwa.
Jego spojrzenie zrobiło się niemal przepraszające, kiedy znowu ją złapał za dłoń i pociągnął za sobą. Naruszał jej przestrzeń, może, ale kurwa, lepsze to, niż gdyby musiał zwalniać, gdyby nagle się potknęła albo co. Za następnym zakrętem przeskoczył nad niskim murkiem jednej z posesji, wciągnął ją za sobą i skulili się przy śmietniku; niemal ją przygniótł do murku, jakby w ten sposób obydwoje mogli stać się mniejsi i niewidoczni, a ona bezpieczniejsza. Rycerz, psia jego mać. W duchu ucieszyć się zdążył, że ma na sobie skórzaną kurtkę, więc Sonia nie ma kontaktu z jego obecnie mokrą od potu koszulką i bluzą.
- Dobra, słuchaj, czekamy tu parę minut i spadamy. Nie masz może kasy na ubera? - szeptał szybko i konkretnie, ale przy ostatnim pytaniu pojawiła się prosząca nuta nadziei i przymilny uśmiech, który miał opanowany do perfekcji.
Na trzech kolegach sprinterach też go próbował, ale z jakiegoś powodu nie złapali się na niego.
Potem jej to wytłumaczy. Albo i nie. Kupi nowy dywan może albo coś innego, co tam lubiła, kamień ładny jej znajdzie, nieważne. Ważne było żeby się stąd zmyć niezauważenie, najlepiej bez wpierdolu i tak zagadać dziewczynę, żeby sama nie postanowiła wbić mu noża pod żebra.

@Sonia A. Aristova
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
Prawdopodobnie instynktowna troska Billy'ego została dobrze oceniona w trochę spokojniejszych okolicznościach. Bardzo możliwe, że Aristva spojrzałaby na swojego współlokatora wielkimi oczami, na pewno zdumiona tym odruchem u niego, bo nigdy nie podejrzewałaby, że mogła się jawić jako "stado" w oczach dilera, które należało chronić. Pewnie lekko pokiwałaby głową z uznaniem i może odpuściłaby sobie na jakiś czas ciągnięcie za uszy Piligrama za pozostawienie za sobą bałaganu.
Pewnie to wszystko, by się stało, gdyby właśnie teraz nie walczyła z własnym ciałem, które odmawiało jej posłuszeństwa, a Sonia powtarzała przekleństwa w głowie, jak mantrę, coraz to bardziej kreatywna w przeklinaniu na czym świat stoi.
I tak, jedynie, co teraz chciała zrobić, to urwać głowę Billy'ego, a z jego ciała zrobić laleczkę voodoo, żeby nawet po jego śmierci wbijać mu szpikulce, w nadziei, że będzie go to mocno zaboli. I nie, nie przejmowałaby się nawet tym, że wykonywanie takich przedmiotów należało do zamkniętej praktyki. Zresztą, jeśli nie to, to na pewno wymyśliłaby coś innego.
Na razie pozostała tylko na porządnym trzepnięciu Piligrama przez jego kudłaty czerep.
Jednak złość Rosjanki szybko przeszła, gdy widziała nerwowe zachowanie Billy'ego, a ten wyznał jeszcze, że wisi komuś kasę.
- Kurwa... - syknęła w swojej ojczystej mowie, jak to się jej zdarzało w chwilach dużych emocji, stresu i zmęczenia. Mimowolnie spięła się cała, gotowa do tego, by ponownie podjąć próbę ucieczki.
Dlatego też nie robiła problemów Billy'emu i na razie też miała w dupie koncepcję przestrzeni osobistej. Chciała wyjść z tej sytuacji cało. Cóż, diler chciał dobrze, gdy odruchowo porwał ją ze sobą do tego szalonego biegu, ale prawdopodobnie niechcący wpędził ją tym w większe kłopoty, bo teraz nie była anonimowym przechodniem na ulicy, a towarzyszem uciekiniera, a Sonia wolała nie wiedzieć, co mogłoby przyjść do głów facetów, którzy ich gonili.
Dotrzymała kroku Kurwikleszczowi Billy'emu i skuliła się przy murku, współpracując z dilerem. Starała się jednocześnie odzyskać oddech, ale w możliwie najcichszy sposób, by nie nakierować kolesi, którzy za nimi biegli.
- Mam - odpowiedziała, dając tym samym znać współlokatorowi, że zgadza się na ten plan i absolutnie nie zamierza teraz odstawiać cyrków. Czuła te nieprzyjemnie szybko bijące serce i ssanie w żołądku wynikające ze stresu. Miała wrażenie, jakby była jakąś pieprzoną zwierzyną łowną i cholernie tego nienawidziła.
Aczkolwiek za nowy kryształ, kamień lub dywan nie obraziłaby się.
Nic więcej nie mówiła, próbując robić jak najmniej hałasu. Starała się nasłuchiwać czy przypadkiem nie zostali dogonieni i znowu musieliby zerwać się do ucieczki, co było dosyć trudne, bo w dokach sporo się działo - robotnicy pracowali, statki trąbiły, maszyny głośno pracowały, a chciwe mewy latały na niebie i skrzeczały. Zatem żadnego hałasu nie wykryła, ale za to dostrzegła coś innego, a dokładniej postać za Billym.
Sonia nie była pewna czy fortuna się do niej uśmiechnęła czy to, że trenowała sztuki walki przez większą część swojego życia, co spowodowało u niej szybszy refleks i wyuczyło parę odruchów. Może to i to - to nie było w tej chwili ważne. Grunt, że udało jej się mocno przepchnąć Billy'ego na bok, by ten uniknął brutalnego złapania za kark. Co prawda Rosjanka miała w tym wszystkim mniej szczęścia, bo facet chwycił ją mocno za przedramię i odruchowo pociągnął ku górze, zmuszając tym samym do wstania.
Najwyraźniej jeden z nich pobiegł inną, krótszą drogą i niefortunnie dla nich, natrafił na ich kryjówkę.
Zajebiście!
Tą samą trasą przybiegł drugi z ich pogoni, równie mocno zasapany jak Sonia i Billy. Przystanął, wyraźnie zaskoczony widokiem złapanej dziewczyny, a nie dilera, który wisiał im kasę, ale szybko się zreflektował, gdy znalazł spojrzeniem tego, kto wisi im kasę. Za to Aristova tak trochę musiała skupić się na ratowaniu własnego tyłka, bo jej przed ramię wciąż znajdowało się w mocnym uścisku.
Serio, pierdolić to wszystko!
- Pamiętaj, chroń głowę! - rzuciła tylko szybko, gdy kątem oka zobaczyła, jak jeden z napastników odcina drogę ucieczki Piligrama, zmuszając go, by znajdował się dla niego w niekorzystnej pozycji, mając murek za plecami. Za to Sonia szybko odwróciła swoją rękę i mocno wyrwała ją z uścisku, poprzez szarpnięcie ku górze, kiedy akurat kciuk faceta się tam znajdował. Potem jej pięści w wyuczonym odruchu powędrowały do twarzy, tworząc gardę, jej sylwetka stała się pochylona i bardziej zamknięta, a prawą nogę postawiła trochę do tyłu, stabilniej stojąc i asekurując się mocniejszą nogą z tyłu przed upadkiem i żeby mieć większy zamach podczas kopnięć, które zresztą jedno wyprowadziła.
Rosjanka zobaczyła zaskoczony wyraz twarzy napastnika, który wyraźnie nie spodziewał się tego, że dziewczyna będzie wiedziała, co robić. Sonia nie czekała na to, aż ten przyjmie pozycję walki lub w inny sposób da jasno do zrozumienia, że jest gotowy - co to, to nie! Aristova od razu zrobiła mały krok lewą nogą, stawiają ją pod kątem 90 stopni, a prawą nogą wykonała kopnięcie w prawo kolano faceta, po wewnętrznej stronie, a jej cios był wyprowadzony poprzez obrócenie bioder, co dodało tylko siły uderzeniu. Z satysfakcją poczuła tępy ból w stopie (a miała na sobie ciężkie glany!), gdy trafiła jak chciała, a potem usłyszała krótki krzyk przeciwnika, gdy jego staw został mocno naruszony, a on samo nie miał aż takiej równowagi. Sonia odstawiła nogę i wykorzystała swoją trochę odwróconą pozycję, by mocno i szybko zamachnąć się lewą ręką, którą wycelowała w twarz faceta. Udało jej się trafić, dzięki temu, że napastnik za wolno podniósł ramiona do gardy, a Rosjanka poczuła ostry ból w dłoni, która zetknęła się z szczęką i zębami graba. Syknęła pod nosem, ale nie przerwała, zbyt mocno napędzana adrenaliną i instynktem przetrwania, żeby teraz rezygnować.
Jej kolejny cios w głowę, tym razem wyprowadzony prawą ręką, został w ostatniej chwili zatrzymany, przez lewe przedramię przeciwnika. Sonia potem musiała uchylić się w bok, żeby nie dostać w nos i tym razem spróbowała zasadzić bombę poprzez skrócenie dystansu, złapania oburącz głowy faceta i mocnym pociągnięciu go w dół, prosto na jej lecące kolano. Udało jej się to wykonać dwa razy, zanim grab nie wywinął jej się, a nawet udało mu się ją uderzyć, gdy odruchowo młócił pięściami w mniej więcej kierunku twarzy Sonii. Rosjanka zrobiła krok w tył, gdy przez chwilę miała biało przed oczami, a w ustach poczuła metaliczny posmak krwi z rozciętej wargi.
Kurwa zabolało! Niestety, ale jako kobieta miała naturalnie mniejszą przewagę fizyczną, więc musiała nadrabiać techniką, wyszkoleniem i sprytem. Na całe szczęście udało jej się osłabić faceta, który miał mocno obolałe kolano oraz głowę. Sonia z satysfakcją zauważyła, że leci mu krew z nosa, a jego garda jest niechlujna.
Tym razem napastnik pierwszy wyprowadził cios - zwykły prosty. Rosjanka wykonała unik poprzez półobrót, złapała nadgarstek faceta, a drugą dłonią wykonała dźwignię na jego łokciu, powodując, że facet odruchowo się wygiął, ale wiedźma na tym nie zaprzestała - wykonała krok do przodu i wykorzystując impet wykonanej techniki, swój ciężar ciała i działanie na stawy, przewróciła przeciwnika, wciąć mając jego ramię w uchwycie. Będąc w dominującej, korzystniejszej pozycji i używając nóg, między którymi zablokowała kończynę, mocno wygięła nadgarstek graba.
Usłyszała trzask, a potem ostry wrzask bólu.
Sonia nie była pewna czy złamała, czy zwichnęła nadgarstek napastnika - wcale ją to nie obchodziło. Zauważyła, że teraz jest jej szansa na dokończenie walki, gdy przeciwnik leżał jeszcze na ziemi, zamroczony bólem. Dlatego bezceremonialnie kopnęła w krocze gościa, który aż się zwinął w kłębek i tym samym wyłączyła go na chwilę z walki.
Rosjanka odsunęła się, głośno oddychając. Serce mocno biło jej w klatce piersiowej, mięśnie drżały z wysiłku i miała wrażenie, jakby unosiła się w swojej głowie, dziwnie lekka, gdy przez moment absolutnie o niczym nie myślała. Na razie nie czuła bólu - poczuje go może wieczorem, jutro rano na pewno ledwo wyjdzie z łóżka. Jednak teraz, napędzana adrenaliną, miała wrażenie, że jej całe ciało szumiało i pulsowało energią.
Potem wróciła na ziemię i przypomniała sobie o swoim towarzyszu Kurwikleszczu.
Czy Billy był cały?

@Billy Pilgrim
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
Czy Billy był cały? Nie.
Billy dostał wpierdol.
Pilgrim miał od samego początku przesrane z paru powodów. Przede wszystkim, nie był typem, który potrafił się bić. Wręcz przeciwnie, chuderlawy i z większą tkanką kostną, aniżeli mięśniową nadawał się co najwyżej na mięso armatnie albo element odwracający uwagę od rzeczy istotnych. Niejeden raz bił się z kolegami, czy przepychał z braćmi, już o samym fakcie uczestnictwa w dwóch bójkach, które skończyły się zamknięciem na dwadzieścia cztery nie wspominając. Większość z tego kończyła się jednak w najlepszym razie rozwalonym łukiem brwiowym, a w najgorszym złamanym nadgarstkiem i obitymi żebrami.
Kolejnym powodem, dlaczego Billy miał przesrane, był fakt, że element zaskoczenia, jakim było "OKURWA LASKA WIE CO ROBI" zadziałał w takim samym stopniu na napastników, jak i na Billiego - nieszczęśliwie jeden z byczków otrząsnął się jako pierwszy, wyraźnie bojąc się, że Pilgrim znowu spierdoli i że najlepiej będzie go unieruchomić, więc sprzedał mu najpierw jeden, celny cios w splot słoneczny, a następie wyprowadził cios lewą ręką w twarz Billiego tak wzorowo, że pewnie Sonia by mu kiwnęła głową z uznaniem, gdyby nie była akurat zajęta okładaniem jego kolegi.
Trzecim czynnikiem pogarszającym sytuację Pilgrima był fakt, że towarzyszyła mu Sonia - nie mógł jej zostawić samej na pastwę dwóch gości, w imię swojej typowej i prawie zawsze działającej strategii opartej w dużej mierze na... cóż, spierdoleniu z miejsca zdarzenia. Adrenalina zawsze starczała, żeby utrzymać go na nogach aż nie pozbędzie się pościgu.
Teraz szczęście w nieszczęściu, że uderzenie w twarz posłało go w bok, zmuszając do wykonania dwóch chwiejnych kroków, aby dalej utrzymać się na nogach. Odruchowo sięgnął do bolącego policzka i przed kolejnym ciosem uratował go tylko i wyłącznie refleks - no, prawie, bo napastnik zdążył pięścią zahaczyć o nos, z którego Billiemu natychmiast poszła krew.
Kurwa, przeszło mu przez myśl, kiedy starał się odzyskać orientację w sytuacji, bo w pewnej chwili zaczął mylić górę z dołem. Starcie Soni - po której obecnie spodziewał się bycia tylko workiem treningowym drugiego gościa - bardziej słyszał niż widział, ale nagle w jego głowie zatrybiło "chroń głowę", niezdarnie więc uniósł ręce, jednocześnie próbując oddalić się od napastnika.
Rzadko się bał o samego siebie - tak naprawdę, kiedy instynkt by mu powiedział "nie rób tego, idioto". Teraz jednak, kiedy kolejne kopnięcie posłało go na ziemię, zaczął się bać, tak absolutnie, że może faktycznie tego nie przeżyć. Cassidy mnie zjebie, pojawiła się nieprzytomna myśl w jego zamglonej bólem i strachem łepetynie.
JA PIERDOLĘ, CASSIDY MNIE ZJEBIE, odezwało się głośniej, kiedy napastnik złapał go za fraki; najpewniej po to, by unieść go i ponownie zdzielić po pysku. Billy w końcu zadziałał i zamachnął się głową, żeby przywalić napastnikowi głową w zęby. Zadziałało, trzymające go za przód kurtki dłonie puściły, przez co znów bezwiednie poleciał na ziemię, ale to nic, był na to gotowy, już odczołgiwał się do tyłu, podnosił na nogi, szykował do kolejnego uderzenia i nawet mu się to udało.
- Zapierdolę cię - wrzasnął napastnik, patrząc na niego z nową furią w oczach, kiedy Billy myślał tylko, że bicie kogoś boli i wcale mu się to nie podobało. Okrzyk gościa jednak przywołał go do rzeczywistości, na tyle, że Pilgrim zdążył skoczyć przed pełną wściekłości szarżą.


@Sonia A. Aristova
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
Sonia może nie słusznie, ale sądziła, że Billy raczej będzie miał chociaż minimalne pojęcie o tym, jak walczyć, a przynajmniej jak przetrwać ją, ale nie w taki sposób, że ucieka z miejsca zdarzenia. W sensie, tak - to jest zajebista metoda. Pewnie, gdyby Aristova nie została złapana przez jednego faceta, sama znowu zerwałaby się do szaleńczego biegu. Jednak zablokowana w mocnym uchwycie, a Pilgrim z zablokowaną drogą ucieczki... cóż, nie wydawał jej się to dobry pomysł w takiej konfiguracji. Możliwe, że diler poradziłby sobie z czmychnięciem. Było to nawet wysoce prawdopodobne! Jednak Rosjanka podejrzewała, że raczej osiłek, który ją chwycił, prędzej poszedłby pomóc swojemu koledze w zablokowaniu ewakuacji jej współlokatorowi, niż gonieniu jakiejś nieznanej im dziewczyny.
Dlatego też uderzyła.
I tak trochę niechcący wkopała Billy'ego w coś, w czym sobie nie radził najlepiej.
Aristova zdecydowanie nie powinna iść schematycznym sposobem myślenia, które w tym przypadku polegało na tym, że uznała skoro Billy obraca się w trochę przestępczym świecie i pewnie nieraz natrafiał na szemranych typów, to i musiało mu się zdarzyć, że z kimś się bił. I może nie myliła się, co do faktów, ale z oceną umiejętności - już tak.
A przynajmniej tak teraz uważała, gdy spojrzała na to, jak radzi sobie Billy ze swoim przeciwnikiem. Odpowiedź - nie radził sobie.
- Kurwa... - syknęła, niezadowolona z takiego obrotu spraw. Musiała przyznać, że Pilgrim miał trochę większego faceta do ogarnięcia, ale wciąż liczyła na... no, trochę korzystniejszą dla nich sytuację. Za to musiała szybko wykombinować, co robić.
Nie bardzo chciała wchodzić w kolejną walkę kontaktową, bo nawet jeśli miała techniczne umiejętności i pewne doświadczenie w sparringach, to wciąż wiedziała, że to byłoby głupie, gdyby jako dziewczyna postanowiła zmierzyć się z rozjuszonym osiłkiem. Ze swoim o tym miała łatwiej, że po jej stronie był element zaskoczenia oraz to, że przeciwnik nie przypominał jakiegoś wściekłego byka czy cokolwiek takiego. Dlatego Rosjanka zaczęła rozglądać się za czymś, co mogłoby jej pomóc w obaleniu faceta.
Padło na deskę. Sonia nigdy tak się nie cieszyła z tego, że ta dzielnica miasta jest mocno zaśmiecona.
Nie był to porządny kawałek drewna, ale dla niej wystarczający. Zgarnęła szybko improwizowaną broń i obeszła od tyłu osiłka, który próbował dorwać Billy'ego.
- Hej! - zawołała, chcąc zwrócić jego uwagę. Zadziałało. Zaskoczony byczek odwrócił się przodem do Sonii i nim zdążył cokolwiek zrobić, dostał deską w twarz, tak jakby dostał sierpowym. Stare drewno zatrzeszczało, a sam byczek dalej stał na nogach - aczkolwiek chwiejnie. Aristova rzuciła swoją broń i wykorzystała tą chwilę oszołomienia faceta, żeby złapać go oburącz za głowę, szarpnąć go mocno do dołu, prosto na jej kolano, którym się zamachnęła. I tak w trochę bandyckim ruchu, dobiła przeciwnika, oczywiście niedosłownie.
- Wstawaj! - zawołała do Billy'ego i nawet złapała go za nadgarstek, ciągnąć go ku górze i ze sobą, możliwe, że zmuszając biednego, obitego Piligrama do biegu. I nie przestała tego robić, dopóki nie była pewna, że są wystarczająco daleko.
Jeszcze rozejrzała się po okolicy, dla upewnienia się, ale nie zapowiadało się na to, żeby znowu mieli z nimi "przyjemność" spotkania się. Dlatego zmęczona Sońka oparła się o kolana, próbując uspokoić oddech.
- Wszystko okej? - spytała na wydechu, oceniając pobieżnie stan swojego współlokatora. Cóż, żył, był w całym kawałku... - Ile ty im dokładnie wisisz, że chciało im się tak za tobą biec, a potem bić? - może Sonia była dziwna, ale za jakąś małą sumą pieniędzy, nie robiłaby aż tylu rzeczy. Jasne, dla najbiedniejszych każdy grosz się liczył, ale żeby aż narażać swoje zdrowie? No, ale inna sprawa, że pewnie nie spodziewaliby się, żeby Billy podejmował się walki, tak samo po Sonii.
- Kurwa, mam dosyć - zaśmiała się, zmęczona jak pies i mając wrażenie, jakby była na jakimś haju, co pewnie mocno nie odbiegało od prawdy, biorąc pod uwagę wyrzut adrenaliny.

@Billy Pilgrim
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
Kurwa nie ma mowy daj mi umrzeć, przeszło mu przez myśl w momencie, kiedy Sonia pociągnęła go do biegu, a jego skopane żebra zaprotestowały jakby palone ogniem. I nawet gotów był się już zatrzymać i powiedzieć, że pierdoli, ale potem znowu sobie pomyślał o wkurwionej Cass i o tym, że by go pewnie zajebała, gdyby coś mu się - albo nie daj Boże Soni - stało i zmusił się do dalszego biegu.
Był przekonany, że mogli zatrzymać się już trzy ulice temu, ale nie miał siły przebicia w tamtej chwili, więc gnał tylko za współlokatorką. Kiedy w końcu się zatrzymali bez pardonu osunął się na chodnik i oparł plecami o budynek, myśląc sobie, że to dobre miejsce, żeby umrzeć. Kurwa, nigdy się nie nauczy. Miał wrażenie, że większość swojego życia uciekał zawsze przed kimś - w szkole przed nauczycielami i tymi paroma byczkami ze starszego rocznika, którzy z taką chęcią wsadzali mu głowę do kibla, potem przed matką próbującą zdzielić go szmatą, a potem przed psami albo tymi wszystkimi szemranymi typami, którym albo coś akurat podprowadził albo których czymś podkurwił. Z jakiegoś powodu miał fantastyczny talent do podkurwiania każdej napotkanej przez siebie osoby i nie potrafił mordy przymknąć, nawet kiedy wiedział, że to się źle skończy. Żeby daleko nie szukać, zadziało się to przed kilkunastoma minutami - które Billiemu teraz zdawały się być wiecznością - kiedy już prawie ich ugłaskał. A potem jeden z nich kopnął jakiegoś bezpańskiego kota i Pilgrim nie mógł zatrzymać dla siebie "ty spierdolony zjebie".
Nie był to najlepszy komentarz, jaki mógł rzucić pod kątem gościa, któremu zajebał towar.
Wszystko ok? Czy ona właśnie zapytała czy wszystko okej?! Nic nie było, kurwa, okej, miał wrażenie, że żebra mu płonął, bał się, że nos jest złamany, a ręka była obolała jakby musiał ją zaraz w gips wsadzać i - co najgorsze - to na bank nie był ostatni raz, kiedy spotkał się z tymi typami. Miał ochotę walnąć głową w ścianę na samą myśl o tym, przecież teraz będą chcieli co najmniej dwie stówy więcej, żeby dać mu spokój, a nie wpierdolić bejsbolami.
- Wszystko okej - odpowiedział, trochę zduszonym głosem, bo starał się oddychać jak najmniej. Najlepiej wcale. Zaraz jednak dotarło do niego coś innego i spojrzał na Sonię w zupełnie inny, niż dotychczas, sposób. - Stara, CO TO KURWA BYŁO?! Załatwiłaś ich obydwu bez żadnego problemu, jak jakiś pierdolony terminator, jak to zrobiłaś?! Czy jesteś tajnym szpiegiem? Czy te idiotyczne karty to tylko przykrywka dla twojej zajebistej osobowości, którą musisz skrywać przed światem, bo nikt by tego nie zniósł?
Potok słów był bolesny i przerywany co jakiś czas, ale podziw narastał z każdą chwilą. Zmusił się w końcu, żeby stanąć z powrotem na nogi, a kiedy już stali twarzą w twarz, skrzywił się wyraźnie.
- Miałem nadzieję, że ciebie nie sprali - mruknął najbardziej przepraszającym tonem. - Nie wiem co mi do głowy strzeliło, żeby cię pociągnąć za sobą. Upiekę te twoje ulubione babeczki, ok?
Pytanie o to, ile im wisiał, trochę celowo ignorował, naprawdę nie chcąc o tym myśleć. Zamiast tego rozejrzał się po okolicy, zastanawiając się, jak wrócić do domu i trochę lżej mu się zrobiło kiedy zobaczył przystanek, na który wskazał brodą.
- Coś jeszcze ci zrobili? - zapytał, kiedy zaczęli iść wolno w stronę przystanku.

@Sonia A. Aristova
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
Co jak co, ale Sonia nie zamierzała dać umrzeć Billy'emu, bo cholera jasna, nie chciała być martwa, a tak skończyłaby się konfrontacja z wkurwioną Cassidy. Co z tego, że właśnie biła się z dwoma szemranymi typami - wściekła, zakochana kobieta była o wiele straszniejsza, niż typy spod ciemnej gwiazdy. I tak, ktoś mógłby stwierdzić, że Aristova przesadza i dramatyzuje, ale i tak pozostanie przy swoim, czyli zdecydowanie utrzyma Billy'ego przy życiu, choćby ten miał na nią kląć i wypluwać sobie płuca z wysiłku.
Bardzo możliwe, że mogliby zatrzymać się znacznie wcześniej, ale Sonia wolała dmuchać na zimne i przebiec jeszcze dalej, byleby z dala od tych byczków, przed którymi uciekali. Wcześniej też długo biegli, a tak ich dorwali. No, teraz pewnie dochodzili do siebie i raczej już nie myśleli o wznowieniu gonitwy, ale nic to. Mózg dziewczyny na adrenalinie nie brał tego pod uwagi, skupiony raczej na pierwotnym "walcz albo uciekaj". Teraz była kolej na to drugie.
Aczkolwiek Aristova raczej poza takimi sytuacjami, jak ta, nie mogła się pochwalić odruchem walki. Jasne, zdarzyło jej się siłować słownie z nauczycielami w szkole, z postronnymi ludźmi, z dawnymi szefami w pracy - ale i tak zawsze uciekała. Uciekała od zrozumienia swoich emocji, uciekała od swojej nieprzepracowanej traumy, uciekała od wszelkich rzeczy, które przypominały jej o niej. Nie czuła się wcale odważna, wręcz przeciwnie. Bo takie konfrontacje były wbrew pozorom łatwe w porównaniu z konfrontacją z samym ze sobą.
I tak, Sonia totalnie sama zaczęłaby kląć na typa, gdyby ten kopnął obok niej bezdomnego kota. Prawdopodobnie wtedy odwdzięczyłaby mu się podobnym kopniakiem, mając gdzieś to, że zdecydowanie nie powinna zaczynać walki z dorosłym facetem.
Rosjanka uniosła brew, słysząc "wszystko okej" Billy'ego, gdy ten ledwo oddychał, ale nic nie powiedziała, bo sama łapała powietrze jak ryba, pewnie przypominając rybę wyjętą z wody. Poczuła, jak jej mięśnie zaczęły lekko drgać z nagłego, dużego wysiłku. Jednak nie zareagowała na to w żaden sposób, ignorując nagłą ociężałość w ciele. Grunt, że jeszcze nie czuła bólu - zacznie, gdy przestanie być na haju adrenalinowym.
- Tak, jestem specjalną agentkę i ulubienicą Putina - przewróciła oczami, ale nie mogła powstrzymać małego uśmiechu, bo mimo wszystko było jej miło z takiej reakcji Billy'ego i dodatkowo, była rozbawiona tym i jego słowami. - Uczyłam się kilka lat sambo, kiedy jeszcze mieszkałam w Rosji, a teraz trenuję trochę krav magę i boks - wyjaśniła wreszcie, skąd wzięły jej się "supermoce". Rzeczywiście Pilgrim mógł nie wiedzieć, bo Sonia nie wspominała często o swoim życiu w ojczyźnie. Wiązało się z tym zbyt wiele nieprzyjemnych wspomnień i poza tym, jeśli nie było tematu, to nie chwaliła się swoimi umiejętnościami. Wolała je pokazać. Aczkolwiek nie życzyła sobie, żeby jej wiedza o tym, jak walczyć, przydała się kiedykolwiek.
Sonia była trochę zaskoczona wyznaniem Billy'ego. Jasne, nie byli może jakimiś wrogami czy coś, ale wciąż niejednokrotnie rzucali w siebie różnymi obelgami, prowadząc zimną i świętą wojnę, głównie o porządek w mieszkaniu. Mimo tego, na pewno nie życzyła źle Pilgrimowi i była zdziwiona, że to było obustronne. Dlatego po chwilowej, zaskoczonej minie, uśmiechnęła się lekko i poklepała przyjacielsko i uspokajająco dilera po barku.
- Nic się nie stało, ale babeczki i tak możesz upiec, bo są serio dobre - stwierdziła i ruszyła na wskazany przystanek autobusowy. Na razie nie komentowała tego, że Billy nie odpowiedział na jej pytanie o kasę.
- Nie, a przynajmniej jeszcze tego nie czuję - przyznała szczerze, skupiając się na chwilę na sensacjach w swoim ciele. Czuła, że ma rozciętą wargę, z której pewnie leci krew i to, że jedna strona jej twarzy pulsuje przytłumionym bólem. Miała poobijane dłonie, szczególnie kostki, na których miała zdartą skórę i tworzącą się opuchliznę od uderzeń. Poza tym czuła coraz większą ociężałość w ciele i zmęczenie, ale raczej nic więcej się nie działo.
Rosjanka ciężko opadła na ławeczkę, gdy dotarli do przystanku autobusowego i westchnęła z ulgą.
- Billy, będziesz miał jeszcze kontakt z tymi typami? - spytała wprost, bo coś nie chciało jej się wierzyć, że po jednej walce odpuściliby dilerowi. Jak już to wręcz przeciwnie - mogliby być agresywniejsi. - Słuchaj, powiedz kurwa prosto z mostu ile im wisisz. Na tyle ile będę mogła, to ci pomogę, okej? Kiedyś mi oddasz - stwierdziła, patrząc czujnie na Billy'ego i wyraźnie dając mu znać, żeby ten się nie cackał i korzystał z chwilowej hojności Rosjanki. Zresztą, Billy mógł być pasożytem, ale przynajmniej Sonia jeszcze nie usłyszała prośby o "pożyczenie" pieniędzy, co serio ceniła.
Sonia oparła głowę o, zapewne, pomazaną szybę za sobą i przymknęła oczy. Heh, ciekawe czy z jej pierogami nic się nie stało?
- Kurwa! - syknęła nagle. - Cass, nas zabije! - przypomniała sobie i zaśmiała się z wyraźnym zmęczeniem oraz niedowierzaniem, bo cholera jasna, ale nie podejrzewała, że kiedykolwiek zostanie wmieszana w takie sytuacje, a tu proszę. - Muszę potem zapalić - stęknęła, ze znużeniem przecierając twarz i już mentalnie szykując się na srogi opierdol od swojej przyjaciółki.

@Billy Pilgrim
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
Nie podobało mu się absolutnie to, że Sonia poznawała szczegóły jego sytuacji i zadawała podobne pytania wyraźnie chcąc tych szczegółów poznać więcej z paru powodów. Po pierwsze i najważniejsze, lubił ją. Była naprawdę w porządku wspollokatorką z którą szybko się zżył, którą szanował, a co za tym idzie - nie chciał jej straszyć. A coś podobnego mogło być właśnie takim czynnikiem. Po drugie, była jego współloktorką, która mogła z łatwością go wykopać na zbity ryj za coś podobnego i nawet by się jej nie dziwił, ani nie obwiniał, bo kto wie czy kiedyś ktoś by nie postanowił wrzucić im palącej się butelki przez okno albo generalnie się do środka siłą wprosić i wszędzie nasikać. Już wystarczy, że koty to robiły, tak? Tak. Po trzecie, przyjaźniła się z Cassidy. Cassidy o Billym wiedziała nad wyraz dużo, ale paru rzeczy nie wiedziała i miała się nie dowiadywać, bo albo by go opierdoliła albo się martwiła albo - zgrozo - zerwała znajomość. A tego by nie zdzierżył, z mostu by musiał skoczyć albo żyły sobie poderżnąć.
Poza tym, miał twardą zasadę nie pożyczania kasy od ludzi, których lubił i szanował. Było mu całkiem miło i wygodnie, kiedy Cassidy płaciła za jedzenie i inne wypady do kina, ale jak jego duma nie potrafiła przełknąć myśli ze miałaby płacić za jego czynsz, tak absolutnie nie zniosłaby dziewczyny spłacającej jego idiotyczne długi. A był więcej niż pewny, że dokładnie to by zrobiła, reagując podobnie do Sonii.
- Piątaka - odpowiedział wiec na pytanie o dług. Takim gnojkiem szybko zmieniającym temat był i niewiele dało się z tym zrobić. Był jak pierdolony Pinokio w Shreku, kiedy naprawdę chciał uniknąć odpowiedzi.
Spojrzał na nią jak na nowego człowieka teraz, kiedy wspomniała o tym trenowaniu, bo jak to się stało, ze po trzech miesiącach takich rzeczy o niej nie wiedział. Bóg jeden wiedział, ze naprawdę przydałyby mu sie podobne zajęcia, kiedyś może ją o to podpyta i zacznie z nią trenować, a co.
Wszelkie jej zmartwienia zbywał milczeniem, chociaż faktem było, ze propozycja pomocy i pożyczenia kasy trochę roztopiła mu obite przez byczków serduszko. Ale potem powiedziała ze Cass ją zabije.
A to oznaczało, ze Billy tez zginie, najpewniej w męczarniach. Stęknął aż i myśląc podobnie co Rosjanka wyciągnął z kieszeni pogneicioną paczkę fajek i poczęstował Sonię jedną.
- Ciebie nie. I mnie może tez nie. Zaraz walentynki. Planowałem jej ciasto zrobić, tak, tak, jak zawsze - machnął ręką wywracając oczami, bo ciasta były jego chyba jedynym językiem miłości, dobra?! -Nie patrz tak, nie chciałem żeby siedziała sama, pomyślałem że jakieś durne ciasto z napisem „nice tits” i głupie filmy poprawia jej humor. Lubi niespodzianki. Kurwa, czemu ja mam tyle ciała - westchnął przez zaciśnięte żeby, bo nawet próba zaciągnięcia się była w chuj bolesna.

@Sonia A. Aristova
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
Sonia rozumiała niechęć dilera, co do dzielenia się szczegółami ze swojego życia. Ostatecznie sama była raczej skryta i nie wyznawała wszystkiego od razu, szczególnie jeśli chodzi o jej problemy. Jednak teraz chciała najzwyczajniej w świecie pomóc swojemu współlokatorowi, a więc musiała się pytać, by dowiedzieć się więcej, jak bardzo ma przesrane u tych byczków. Ostatecznie wyszłoby to na lepiej wszystkim mieszkańcom, prawda?
Heh, gdyby tylko Sonia wiedziała, co niedługo szykuje się w jej życiu, co jest związane z powrotem jej starszego brata do Eastbourne... Wtedy z przyjemnością spojrzałaby na zasikany tapczan czy rozbite okno. No, ale to jeszcze przyszłość.
I nie, Sonia nie powiedziałaby o problemach Billy'ego Cassidy, bo jest lojalną osóbką i nawet jeśli przyjaźniła się z dziewczyną, szanowała cudzą prywatność i po prostu siedziałaby cicho. Chyba, że sytuacja byłaby serio poważna, chociażby taka zagrażająca życiu, to wtedy nie trzymałaby języka za zębami, ale podjęłaby odpowiednie kroki, by rozwiązać jakoś problem. No, ale rozumiała ewentualne obawy dilera, więc na siłę nie zamierzała naciskać, nawet jeśli uważała, że w tej sytuacji rozsądniejsze byłoby powiedzenie wprost.
- Piątak? - Sonia uniosła brwi, wyraźnie zdumiona podaną sumą przez Pilgrama i równie jasno dając mu do zrozumienia, że średnio chce jej się wierzyć, że tylko tyle, bo co jak co, ale ci faceci byli dosyć zawzięci w gonieniu ich. Jasne, w najniższej warstwie społecznej każdy grosz się liczył, ale że aż tak?
Aristova przewróciła oczami, ale już nie naciskała na Billy'ego.
- Dam ci w domu - oznajmiła stanowczo, a jeśli diler postanowi wznieść jakieś sprzeciwy, to mógł już liczyć na oberwanie po łbie. Krótko mówiąc - Sonia nie zamierzała się wykłócać o to.
- Powinieneś nauczyć się jak walczyć, a przynajmniej jak chronić głowę - powiedziała nagle, nawet nie patrząc na swojego współlokatora, czując się coraz bardziej rozleniwiona, ociężała i obolała. Może to brzmiało trochę jak baaardzo elokwentna rada, ale to była też propozycja pomocy. A co z tym zrobi Billy - to już od niego będzie zależeć.
Odebrała od dilera papierosa i go odpaliła, zaciągając się mocno i ignorując ból w zmęczonych płucach. Z westchnieniem wypuściła dym. Cóż, nie powinni palić na przystanku autobusowym, ale Sonia w tym momencie miała to gdzieś.
Rosjanka zmarszczyła brwi, gdy usłyszała, że przeżyją spotkanie z Cassidy w takim stanie, bo niedługo walentynki, a Billy zrobi jej ciasto. Nic nie komentowała, tylko patrzyła na Pilgrama tak, jakby dostał trochę mocniej w głowę, niż początkowo sądziła.
A potem zaśmiała się, zbyt zmęczona i z niedowierzaniem.
- "Nice tits?" Kurwa, kocham cię - westchnęła, kompletnie nie przejmując się tym, że pewnie sama brzmiała tak, jakby też mocniej dostała w kędzierzawy łeb. - Cass się to spodoba - dodała potem, już poważniej i to nie tak, że nie wiedziała o tym, że ci mają się ku sobie. Nieee, wcale! Wcale nie widziała, jak ci uśmiechają się częściej w swoim towarzystwie, jak patrzą na siebie, kiedy myślą, że nikt nie widzi, jak często siadają obok siebie, a gdy kolejny raz robiła czytanie Cassidy o ich związku, to karta Kochanków niemalże od razu wyskakiwała. To tylko takie zbiegi okoliczności! - Jak będziesz miał potem nudności czy coś, to powiedz - rzuciła jeszcze, bo ktoś z nich mógł mieć lekkie wstrząśnienie mózgu. Oby nie, ale lepiej być czujnym, ot.
- To nasz? - spytała, gdy zauważyła z oddali nadjeżdżający autobus miejski. Na całe szczęście właśnie dopalała swojego papierosa, który spowodował, że poczuła się jeszcze bardziej rozleniwiona.

@Billy Pilgrim
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
- Skoro nalegasz, pozwolę ci siebie uczyć - rzucił trochę bez zastanowienia, trochę w żarcie, trochę w szamie na poważnie, bo nie pogardziłby paroma trikami, które mogłyby go wprowadzić w tryb terminatora w razie potrzeby. Zamiast jednak jak człowiek poprosić o pomoc, to zabrzmiał bucowato - klasyk w wydaniu Williama Pilgrima, szczęście miał, że wyglądał tak żałośnie z tą obitą i obecnie ciągle skrzywioną mordą, że Sonia nie przywaliła mu w czerep za durny tekst.
Olał ten temat piątaka i że da mu w domu, chociaż tylko dlatego, że naprawdę słabo się czuł - inaczej nie przepuściłby żartu o tym, że Sonia da mu w domu. No i tym razem mógłby nie uciec od kolejnego siniaka tym razem nabitego przez swoją współlokatorkę, kto wie, skoro przyjaźniła się z Cassidy to też pewnie była trochę chociaż narwana i szajbnięta, innej opcji nie było.
Wyszczerzył się na tyle, na ile pozwalała na to obita twarz, kiedy Sonia skomplementowała - no, mniej więcej - pomysł na ciasto i przytaknął. Jasne, że Cass się to spodoba, z jakiegoś powodu lubiła jego spierdolone poczucie humoru. No i już wiedziała, że pod głupimi tekstami najczęściej kryje się nie najgorszy wypiek, więc potrafiła się skupić na tym drugim. Nie miał pojęcia jednak, jak bardzo po nim widać, że leci na Cassidy, wydawało mu się, że jest mistrzem aktorstwa, posiadającym dwa wcielenia, przy czym jedno sekretne, schowane przed całym zewnętrznym światem.
No. Tak lubił o sobie myśleć. A potem szczerzył się jak durny, kiedy Cass mówiła, że z kimś tam zerwała albo że jakiś typek to kretyn jest.
Mruknął twierdząco, chcąc dać, że przyjął do wiadomości jej polecenie, chociaż był przekonany, że trochę aspiryny, trochę wódki, doba w łóżku i będzie jak nowonarodzony. Nie miał ochoty pałętać się po szpitalach i innych takich, strata czasu, nic innego. Na kolejne pytanie też odpowiedział tylko mruknięciem i kiedy wsiedli do autobusu, zamarł, zaraz odwracając się do współlokatorki:
- W sumie to tego piątaka możesz dać mi teraz... - wyszczerzył się radośnie, bo przecież kasy na bilet nie miał.

zt x2

@Sonia A. Aristova
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Awatar użytkownika
18
lat
176
cm
high school student, addict
Techniczna Klasa Średnia
shoot #1
shoot #2

Nie tak cię wychowaliśmy, Jennilynn! Nie tak!…
Swego czasu słyszała to często – matka musiała to powtarzać, bo co miała mówić? Ale to było kiedyś i jeszcze wtedy dotyczyło spraw całkiem „akceptowalnych” w porównaniu z tym, co teraz.Wtedy mieszkała z rodzicami, a nawet jak znikała kolejne razy, na dwa czy osiem dni, to jednak była jakby ciągle „ich”. I walczyli razem – ze sobą, z nałogiem córki, z całym światem.
Ale teraz nie słyszała tego od dawna. Mogła sobie tylko odtwarzać te słowa w pamięci: „Nie tak cię wychowaliśmy!” – tylko że teraz naprawdę byłby dobry powód.
Tak: od jakiegoś czasu Jenn naprawdę zmierzała w złą stronę. Od kilku miesięcy, od końca zimy, nie widziała się ze starymi, nie była w domu, w zasadzie nie żyła dawnym życiem. Nie miała już tak lśniących włosów, miejsce dołeczków na policzkach zajęły cienie i zmarszczki mimiczne, schudła na ciele i wyostrzyła się w zachowaniu. Teraz ta pretensja nawet jej wydawała się całkim dorzeczna – odkąd zdarzyło jej się spać z mężczyznami „tylko dlatego”, że zajebiście się zrobiła na fajnej imprezie, a potem – dlatego, że organizm przede wszystkim potrzebował narkotyków. Tak bardzo, że Jenn przekroczyła jakiś czas temu kolejną granicę.
Za którą głos „Nie tak cię wychowaliśmy” nawet już nie chciał dochodzić. Za to ona sama musiała to nazwać po imieniu – i nawet czasami, przy grubszych zjazdach, potrafiła. I nawet nie chciała sobie wyobrażać reakcji rodzinki na najnowsze wieści. Że w zasadzie nawet nie szuka już tego światełka, które mogłoby ją wyprowadzić z tego tunelu. Że Jenn ćpa w zasadzie to, co się uda zdobyć. I że aby to zdobyć, po prostu zdarzało jej się płacić samą sobą.
Inna sprawa, że wtedy – z Randym – to nie było w jej pamięci „po prostu” skurwienie się na dragi. Czuła wtedy, i potem chciała sobie w tym wyobrażać, coś więcej. Nie – nie żadną m… fuj! To słowo nie za bardzo występowało już w oryginalnej formie w jej słowniku. Narkomani nie kochają. Narkomani potrzebują i zrobią w tym celu wszystko. Koniec kropka. Więc to nie „to”. Ale przed Randym… tak, zdarzało się. I po Randym… też. Natomiast sam Randy w tym niechlubnym spisie był jednak kimś… no, kimś, w kim Jenn czuła, że może pokładać nadzieję.
Co by to miało znaczyć?
Może nie warto pieprzyć tanich frazesów i powinna przyznać przed sobą, że raz: chciała tego, i dwa – sumienie już ją pokąsało, i w tej chwili, gdy jechała do niego, nie kąsało jej wcale. Tak: jechała do niego, żeby się wydarzyło coś, w czym przecież chyba oboje mieli swoje cele. Wtedy było…
Jenn uśmiechnęła się, oparta skronią o drgającą szybę autobusu. Uśmiechnęła się, bo wtedy było jej tak jak trzeba – a potem jeszcze był towar, i to nie byle szit. I teraz też tego chciała. A Randy to zajebisty gość (tja… nawet nieżyczliwy ojczym nie chciałby takiej znajomości dla swojej córki, i to jeszcze w takim wymiarze…) (no ale kryteria Jenn wydatnie się ostatnio zmieniły). Wiedziała, gdzie go można znaleźć, był w Devonshire taki kwartał ulic z pubami i spelunami, a znała już niejednego ich bywalców. Ktoś jej na pewno pomoże. A przecież gdy tylko Randy ją zobaczy – to się ucieszy, nie? I zapragnie tego samego, nie?
I w zamian za zajebisty seks z superancką Jennifer Hynes, wyskoczy z promocyjnej ilości fentanylu, eski czy mety…
Nie?
Dlatego chciała być atrakcyjna. Chciała, żeby było jasne, o co chodzi. Nie przeszkadzały jej nawet niewybredne pogwizdywania, znaczące jej trasę w głąb uliczek Devonshire. Uwagi też po niej spływały – bo kim była? w sumie? teraz? Bo nie wcale tą Jenifer Hynes, której zapłakana mama mówiła „Nie tak cię wychowywaliśmy”, nie. Była dziewiętnastolatką gotową zrobić TO – żeby dostać parę działek i obietnicę następnego razu.
– Randy? – wyłuskała wytatuowanego chłopaka z jakiejś grupki, podeszła szybszym krokiem – Randy! Ej!
Tak, uśmiechała się. Był to uśmiech trochę zalotny, trochę zmęczony, trochę podekscytowany, a odrobinkę smutny.

@Randy Hodder
Mów mi Jennilynn Hynes. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda najpierw pv. Piszę w 3 osobie. Wątkom +18 mówię do dogadania.
Szukam próbującej się nie rozp***ć rodziny i sytuacji typowych dla końca liceum <KLIK>. Ponadto dram, dragów, niedobrych chłopaków, szemranych znajomości, triggerów bipolarnych i kłopotów!.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: zawartość. W tym: wulgaryzmy, drugs, alko, problemy psychiczne, dosłowność w trudnych kwestiach.

Podstawowe

Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
Musiałem dogadać parę spraw. Nieważne jakich. Od jakiegoś czasu próbowałem być zadaniowy i w tej zadaniowości pokładałem swoją nadzieję. Wszystko według stałego kalendarza, wypchanego po brzegi działaniem. To nie musiało być działanie istotne. To musiało być działanie. Samo w sobie robienie czegokolwiek żeby nie myśleć o wiecznym głodzie. Za każdym razem kiedy brałem to gówno, wracałem do punktu wyjścia. Znów dręczył ból. Rozsadzało mi łeb, oczy zachodziły łzami, mięśnie drżały z wysiłku jakim było samo stanie, ale szło mi całkiem dobrze. Jakoś się trzymałem od wczorajszego popołudnia i może nawet dopatrywałem się w tym stanie czegoś na rodzaj motywacji do dalszej pracy. Motywacji, którą zabrała Jenn samym swoim pojawieniem się w tej okolicy. Swoim makijażem, za krótką spódniczką, obcisłą bluzką, która prawie nic nie zasłaniała. Nie miała stanika. Mimowolnie uciekłem wzrokiem w okolice dekoltu z wyraźnie zaznaczoną linią piersi, a później przesunąłem go w okolicę rysujących się pod bluzką brodawek. Na chwilę zaschło mi w ustach. Przypomniałem sobie jej ciało leżące pode mną, rozchylone nogi tak chętnie przyjmujące mnie w sobie i rozochoconą twarz. To tylko dziwka. Taka sama jak te, które oddają się przy drodze przypadkowym kierowcom.
Nic specjalnego.
Wróciłem wzrokiem do swojego towarzystwa. Próbowałem dogadać szczegóły, ale jej wołanie wdarło się w rozmowę. Serio, kurwa? Głęboki wdech. Nie mam czasu na rozochoconą ćpunkę. Teraz potrzebna mi kasa, której ona najwyraźniej nie miała. Problem w tym, że dostałem co chciałem ostatnim razem. Nie mogła zainteresować mnie sobą po raz drugi. Była za łatwa, młoda, jakaś... taka… sam nie wiem. Mało delikatna. Nie kojarzyła mi się z kobiecością, wcale nie dlatego, że nie miała ładnych kształtów ani urody. To było w niej akurat bardzo kobiece. Problem leżał gdzieś indziej, gdzieś w świecie, w którym żyła. W tym samym, w którym żyłem ja. Brudnym, obojętnym, pozbawionym ludzkich odruchów...tak, to chyba to. Seks z nią był pozbawiony ludzkich odruchów. Czułości, bo na nią nie zasługiwała, miłości, w którą nie wierzyła, nawet... niekoniecznie należało postępować z nią delikatnie. Za działkę znosiła dużo. Więcej niż przeciętna kobieta i chyba nie widziałem już potrzeby żeby do tego wracać. Na jej miejsce mogłem mieć kogoś innego.
- Co chcesz? – Musiała poczekać na swoją kolej. Oddaliłem się od grupy dopiero kiedy zakończyłem rozmowę. Jeszcze raz spojrzałem na jej twarz ani na chwilę nie oddając zalotnego uśmiechu. Pozostałem tak samo obojętny jak wobec każdego innego klienta. Powoli sięgnąłem do kieszeni, znalazłem jeden mały woreczek z białym proszkiem i pokazałem go Jenn z nonszalanckim uśmiechem. Tego, tak?
- Najpierw hajs- nachyliłem się nad nią, na wszelki wypadek znów chowając narkotyki do kieszeni. Wolałem nie wymachiwać tym gównem na wszystkie strony. Szlag wie kto tędy łazi.
@Jennilynn Hynes
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Awatar użytkownika
18
lat
176
cm
high school student, addict
Techniczna Klasa Średnia
Jasne, że czuła się pewna siebie. W ten najgorszy, niczym nieuzasadniony sposób, nadto zaś – ironiczny, bo przecież tak naprawdę, kiedyś, była dosyć stonowaną, czasem nawet poetycką dziewczyną. Gdzie to się podziało? Ktoś to rozkradł. Coś to rozpuściło. Teraz swą odwagę i paliwo dla swojej potrzeby brała z tego strachu, jakim otoczone jest uzależnienie, strachu że nie będzie prochów, że kurwa nie będzie prochów kiedy będą potrzebne, a potrzebne są przecież w sumie zraz, już, teraz. I ta niegdyś poetycka dziewczyna, która eksperymentowała z indie-fashion, teraz wciśnięta w jeansową miniówę długości jasno informującej na temat jej przeznaczenia, owiana niezbyt haute-couture, ale za to robiącą swoją robotę bluzką, wyhamowała przed grupką zawierającą Randyego, jej Randyego. Nie dało się przebić do takiej grupki, to akurat Jenn rozumiała, zobazyła że ją zauważył, uniosła rękę w kumplowskim geście, kiwnęła w górę głową, – Hej! Słuchaj… – i to tyle, bo pojęła, że… no… najdelikatniej mówiąc nie czekał tu przecież na nią.
Wręcz przeciwnie.
Okej. Dobra: tyle jeszcze może zainwestować, choć wolałaby przejść do rzeczy, przynajmniej dwie potrzeby prześcigały się w staraniu osiągnięcia Randy’ego right here, right now.
Skoro jednak patrzył na nią, a nawet taksował ją wzrokiem, nawet jeśli z dystansu, pozorną obojętnością i przez chwilę, odruchowo stanęła w lekkim wygięciu talii, podparta jedną ręką o grabkowatej dłoni, odrzuciła głupim gestem włosy z czoła i udawała, że jest cierpliwa.
Drgnęła natychmiast, gdy Randy wreszcie się wysupłał ze zwartej grupki, natychmiast ruszając ku niemu.
– Jak „co chcę”? – zrównała się z nim krokiem, uniosła rękę – ale zaraz opuściła, czuła że będzie brak odzewu, po prostu szli kilka kroków, on jakoś tak sztywno, ona lekko pochylona (pierwsze objawy narkomańskiego „nie ma mnie tutaj, to nie ja”, zanim jeszcze będzie to organicznie spowodowane atrofią mięśni i zaburzeniem neurologicznych połączeń).
– Tak. Tego, ale… – zaczęła, gdy pokazał jej woreczek, ale jej przerwał. „Najpierw hajs”? – Kurwa, Randy… – o, uśmiechnęła się całkiem ładnie! Widział? – Powiem tak: pamiętasz ostatni raz?
Oj, ten uśmiech dokądś zmierzał, niestety chyba tylko według niej, a rosnący wewnętrzny pośpiech nie dopuszczał do niej teraz myśli, że on ma w dupie ten uśmiech, a może nawet i resztę całej Jennilynn Hynes, gdy zgrabnie, choć niecierpliwie, przeszła tak, żeby stanąć dokładnie przed nim. Jak najbliżej.
– Pamiętasz? – podjęła, unosząc dłoń, żeby jakoś chwycić go za koszulkę, może za złączenie szyi z ramieniem – Słuchaj, zróbmy tak:– podniosła na niego spojrzenie zdeterminowanej łasiczki – tak jak ostatnio. Hm? – przysunęła się tak blisko, że mógł wyczuć jej oddech na twarzy – Potrzebuję, kurwa… trochę mety, koki, a… herę masz? – w tej chwili zarzuciła mu patyczki swoich wyprostowanych jeszcze ramion na jego ramiona, zupełnie nie myśląc o tym jak to wygląda, i jak on zareaguje. – Mówię poważnie, kurwa. Ja tego cholernie potrzebuję, może nawet bardziej niż ty teraz potrzebujesz… wiesz czego. Hm? – przekrzywiła główkę przed jego twarzą. Coś w niej było jeszcze dziewczęcego, tak. Tyle że teraz chyba wyglądało już nie tyle uroczo, co żałośnie. I co – szkoda? Chuj tam! Nie myślała o tym. Myślała o dragach, które zaraz dostanie. Za być może zawyżoną cenę własnej godności – chociaż fakt, dawno nie badała aktualnej ceny tego… towaru. Godność? „Nie tak cię wychowaliśmy”? Pierdolić to: – Randy – nagle poważnie. – Randy, no! – Przynaglająco.

@Randy Hodder
Mów mi Jennilynn Hynes. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda najpierw pv. Piszę w 3 osobie. Wątkom +18 mówię do dogadania.
Szukam próbującej się nie rozp***ć rodziny i sytuacji typowych dla końca liceum <KLIK>. Ponadto dram, dragów, niedobrych chłopaków, szemranych znajomości, triggerów bipolarnych i kłopotów!.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: zawartość. W tym: wulgaryzmy, drugs, alko, problemy psychiczne, dosłowność w trudnych kwestiach.

Podstawowe

Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
Czasem miałem wrażenie, że to miasto jest dziwnie ciasne, małe, duszne i przykurczone jak powyginany paraliżem, ułomny ślepiec. Osaczała mnie jego wielkość, nie tak monumentalna i piękna jak zdobione ściany katedry Notre Dame, ale szara i prosta. Rozrastająca się w labirynt, po którym lawirowałem z dnia na dzień. Całe moje życie przypominało życie dzikiego zwierzęcia pełnego instynktów, strachu, złości, prostych, wcale nieskomplikowanych potrzeb. Nic dziwnego, że Jenn znalazła mnie z taką łatwością. Przywiązywałem się do miejsc i rzeczy dużo bardziej niż do samych ludzi. Ludzi bezdomnych, bezimiennych, niemoralnych, bezwartościowych. Ludzi bez sumienia. Może gdyby je mieli, ten mały, cichy głosik krzyknąłby w porę, że prochy niszczą życie. Może byłby upierdliwą matką powtarzającą „nie tak cię wychowaliśmy”. Prawda Jenn? Ty nie miałaś ani sumienia, ani moralności. Zdeptałaś własną godność już dawno i nawet nie starałaś się wygrzebać jej poniszczonych resztek z błota, w które sama ją wgniotłaś. Jaka byłaś kiedyś? Kiedy jeszcze miałaś wybór i cudzy szacunek? Pamiętasz jeszcze kim w ogóle byłaś?
- Daruj sobie te podchody – Rzuciłem od niechcenia, kiedy już znalazłem się na tyle blisko żeby nie musieć podnosić głosu. Mój ton był boleśnie obojętny, głuchy na starania, dobijający, zimny, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Jej pozy zrobiły się dziwnie żałosne, nie przekonywały mnie zalotne, nakierowane na jedno uśmiechy, aż w końcu zaczęła mówić. Uniosłem prześmiewczo brwi.
- Pamiętam – Rzuciłem od niechcenia ani na chwilę nie spoglądając na ten ładny uśmiech, którym starała się zwrócić moją uwagę. Nie obchodził mnie już ten grymas, jej za duży dekolt i za krótka spódniczka. To już było... Zainteresuj mnie czymś innym Jenn. Daj mi jakąś namiastkę pozytywnych emocji, bo póki co tylko wkurwiasz.
- Ale nawet jeśli pamiętam, to co? Zasady są proste... – Nie zdążyłem dokończyć nim zaszła mi drogę, bez ogródek złapała złączenie szyi, zarzuciła ręce na ramiona. Gorący oddech podrażnił mój policzek, gęsia skórka oblała kark, odcięła możliwość przyswojenia słów, które wypowiadała. Moje ciało zesztywniało, na chwilę skupiło się na jej osobie, po raz pierwszy zrzuciło maskę obojętności. Przesunąłem prawą dłoń na jej biodro, pośladek i udo, a później znów poszedłem wyżej. W zasadzie wystarczyło żebym podwinął jej tą cholerną spódniczkę. Coś mnie zablokowało. Przed oczami stanęło wspomnienie sprzed kilku dni. Twarz Naomi, jej czyste, niebieskie oczy.
- Zabierz ręce – Warknąłem ostrzegawczo, ale szła w zaparte, a ja coraz bardziej traciłem cierpliwość. Czułem, że jeszcze chwila i zrobię jej krzywdę, ale nie walczyłem z tymi odruchami. W końcu poddałem się własnym, niekontrolowanym reakcjom. Chwyciłem jej włosy, mocnym szarpnięciem oderwałem ją od siebie, pchnąłem na ścianę obok i przywarłem ciałem do jej drobnej postaci, by odciąć wszelką możliwość ucieczki. Mogła poczuć jak bijące ode mnie ciepło przesiąka przez materiał, rozlewa się po jej prawie nagiej sylwetce, ogrzewa roztrzęsione mięśnie, może nawet w pewnej chwili sama poczuła ekscytację i zadowolenie. Myślała, że dopięła swego.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie – Warknąłem, przenosząc dłoń na jej szyję. Zacisnąłem palce tak mocno, że całkowicie odciąłem jej możliwość wzięcia wdechu i wbiłem spojrzenie w jej oczy. Bez sentymentów obserwowałem mimikę i tym razem to ja uśmiechnąłem się prawie ładnie.
- Mam wszystko czego potrzebujesz. Metę, kokę, Herę... fiuta... – Zbliżyłem twarz do jej ucha. Mówiłem powoli jakby tak cenny dla niej czas, dla mnie nie miał żadnego znaczenia. Czułem jak ciało Jenn pod wpływem nacisku moich palców zaczyna słabnąć, ale wiedziałem, że wytrzyma jeszcze trochę.
- Ale ty nie jesteś tego warta. Rozumiesz? Jesteś tylko brudną ćpunką bez złamanego grosza. Chcesz działkę, to idź sprzedać się pod latarnią. Nie obchodzi mnie to.
@Jennilynn Hynes
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Awatar użytkownika
18
lat
176
cm
high school student, addict
Techniczna Klasa Średnia
Nie ma szans. Nie ma absolutnie kurwa szans, żeby raczej prędzej niż później każda sytuacja obróciła się w stronę narkomana jego przegraną, jego upadkiem, i to wcale nie epickim, wcale nie wartym wspominania czy opowieści, nie kurwa – tylko takim durnym, takim z jakim psuje się zabawka: głupio, do dupy, w ogóle bez sensu. I bez sensu było to, ile zainwestowała Jenn w swoją teraz „atrakcyjność”, bo bez sensu było to, że zakładała naprawdę realistycznie, że atrakcyjność, erotyzm i wspomnienie płynących z tego korzyści będzie jej czekiem w tej wymianie, na którą mieć nadzieję było z jej strony jakie? tak: głupie, do dupy i bez sensu. I żałosne. Nawet nie „strasznie żałosne”, tylko „tak o”. Pffff. Tylko prychnąć i pokręcić głową.
„Weź…”
Tylko tyle – każdemu, kto chciałby to obserwować: nie dotrwałby, bo nie warto, do dalszych sekund, bo od Randy’ego biła taka wola odczepienia dziewczyny od siebie, że aż „wstyd”. Wstyd dla Jenn, oczywiście. Wstyd: koniec końców – chyba tylko to zostaje narkomanom na ostatnim etapie.
Na którym Jennilynn Hynes chyba jednak jeszcze nie była? Czy…

W każdym razie – nie czuła. Nie czuła wstydu, i nie czuła pewnej niezgrabnej kretyńskiej niezgrabności siebie, „oferującej się” oto chłopakowi, który miał w talii parę obiektywnie dobrych kart, podczas gdy ona tu przyszła grać obgryzioną trójką pik, i najwyraźniej zakładała, że jeśli wyłoży ją w swoim ruchu „zgrabnie” na stół, to kurwa co: nagle zacznie wyglądać na damę „serce”?!?
Nie tak kombinował umysł narkomanki. Umysł narkomanki mówił „Szukaj wszystkiego, co masz, co mogłoby podziałać jako zapłata za działkę. Wszystkiego. Wszystkiego. Słyszysz? Wszystkiego, kurwa. Wszystkiego!”. A dodatkowo umysł Jenn podsuwał te wszystkie świstki z dna kieszeni, gdzie nabazgrane było „Jesteś piękną dziewczyną, tak wiele razy ludzie mówili (kiedyś)”, albo „Randy powiedział wtedy Kurwa, Jenn, no zajebiście, ale ty, hehe, wstydu nie masz, co?”, (czy to nie Randy?), albo „Tylko dziś, przecież wiem, co to godność, ej! Spokojnie! Tylko ten raz”, albo

albo

zresztą nie patrzyła na te podpowiedzi. Wzięła rozpęd, skoczyła w decyzę i teraz mogła tylko wierzyć, choć w przypadku narkomanki która wie, od pięciu miesięcy WIE, że nie widzi się już w tamtym świecie bez dragów, i że to nie jest nawet kwestia jakiejś decyzji – w przypadku kogoś takiego to nie jest żadna wiara: to tępa, zwierzęca, straceńcza determinacja. Tyle że oblepiona prowokacyjnym uśmiechem, który mógłby być nawet ładniejszy, gdyby wargi były mniej popękane, a zmarszczki mimiczne wokół kącików – płytsze.
Ale determinacja jest silniejsza niż jakaś tam codzienna wiara. Jenn nie inwestowała teraz w akt wiary: po prostu, kurwa, musiała zdobyć dragu, tak?
Tak bardzo, że skądinąd całkiem szybko zaczęła wyczuwać, że jej strategia nie przynosi efektu. A ponieważ tylko taką teraz miała, więc z definicji strategia była okej, to najwyraźniej problem tkwił w… Randy’m, tak?

Zmarszczyła brwi, najpierw tak „na próbę”, gdy wyjechał z tym „Daruj sobie te podchody”, może i robiła podchody, ale chyba to dobrze, Randy, nie? Podoba ci się?
Nie?
Kurwa?
Bo za chwilę marszczyła te brwi już w bezsilnym niezrozumieniu, czemu to nie działa. Dlaczego kurwa to nie działa. Dlaczego on…
Ej, w ogóle CO on…
„Zabierz ręce”??
– Nie zabiorę? – odbiła z podkręceniem intonacji, próbując się jeszcze uśmiechnąć, z wargami zbyt blisko jego, by to zauważył – Chcę się p
– i tyle zdążyła. Nagły chwyt za włosy wystrzelił z niej resztę oddechu przeznaczonego na fajne słowa, resztkę zamienioną w syk zakończony jękiem, gdy Randy, zupełnie zapominając (czy… chcąc niepamiętać? naprawdę: teraz – nie rozumiała go) jak im było dobrze ostatnio, jprawda Randy? prawda?, ten Randy po prostu szarpnął sznurem włosów jak lejcami, odklejając ją od siebie natychmiast, ba – bez problemu posyłając w zadziwionym bezwładzie od siebie ku ścianie budynku. Przywaliła wnętrzem lewego ramienia, z rozpędu od razu i lewym łukiem brwiowym, ale nie mocno – mogła więc zamiast ratować swe ciało, obrócić się w odruchu rewanżu, smagnąć jakimś – RandykurwaEJ! – i znów dać się zaskoczyć.

Miał ją: przed-pod sobą. Tak, ona też go czuła. Skóra głowy jeszcze piekła, siniak rósł na kościstym ramieniu, ale ciało pamiętało jeszcze dotyk jego dłoni sprzed chwili, gdy obiecywała sunąć po udzie, aż zniknie pod miniówką; Jenn aż zmrużyła oczy. Randy był… blisko.
Wkurwiony, tak.
I piękny.
Ale – wkurwiony.
Choć jednocześnie…

Patrzyła mu prosto w oczy. Prościutko. Drżące skrzydełka nozdrzy, przymglone głodem, choć twarde spojrzenie, kreska ust zarysowana nawet wyraźniej wobec ostrości jej rysów od kilku tygodni. Najwyraźniej nie była na drodze ku lepszemu. Widać to też było po fakturze jej skóry, po jej zaciemnieniu pod oczyma i ciasności opinania kości policzkowych. Nawet po reakcji – nieco, odrobinkę, opóźnionej – na chwyt za szyję.
Bo najpierw uniosła brwi.
Ale gdy już Randy zacisnął palce – dopiero wtedy pojęła…

To wszystko na serio.
Na serio. Zaraz ją udusi! Kurwa, Randy! – złapała dłońmi jego nadgarstki, szarpnęła, nic, szarpnęła, kurwa nic, szarpnęła – NIC, trzymał, szarpnęła słabiej… naprawdę słabiej, to było raczej oparcie dłoni, chciała go chwycić, ale pęczniała jej głowa od szumu, który zdawał się zalewać jej czaszkę, jakby do skafandra nurkowi zaczęła się wlewać woda, zaraz wypełni tę kulę, w której trzyma łeb, kurwa zaraz będzie po niej! Szum, szum krwi, łomot pulsu – i takie słowa??

Miał wszystko czego potrzebowała, tak. Ale według jego słów, naprawdę szczerych w tym morderczym klinczu bez szans, nie była tego warta. Bo? Bo jest brudną ćpunką bez złamanego grosza?
Tak, rozumiała. Choć słabła jej teraz głowa i pomyślunek na kryzysie tlenu, zrozumiała go. To miało boleć. To było takie opluwanie. Bezkarne, zupełnie bezkarne. Aż zmrużyła oczy, jakby chciała powiedzieć „I co, dumny jesteś że mi dojebałeś taką „szczerą prawdą”, tak? – ale może po prostu zaczynała odpływać, powieki zaczęły drżeć, źrenice zatańczyły pionowo i ruszyły w górę, chwyt jej śmiesznie drobnych dłoni na jego przedramionach osłabł, podobnie sprzeciw w napięciu jej mięśni, jeszcze niedawno reagujących na atak. Najpierw tylko odruchowe – Khrf… – wiadomo, „kurwa”, ona ma ważną sprawę, a dostaje co? atak na życie? które jest ponoć w gronie wartości uniwersalnych? – Nic z tego nie wyszło, więc… jeszcze jeden wysiłek: – Rhhh…
Ledwo udawało się sięgnąć po słowa – a już wypowiedzieć je? w takiej sytuacji?
– …hhhandy prhosz…ćh… fffak, rhandy phuśśhse poghadaśś…! – niby i była jakaś może moc w tym karykaturalnie-teatralnym szepcie, ale poza wypychaniem resztek powietrza z tchawicy zablokowanej żelaznym, naprawdę śmiertelnym uściskiem, dziewczyna najwyraźniej w tej rundzie nie miała już nic. Nic. Była tylko miernym ciałkiem, uwięzionym w wielu wymiarach – choćby i teraz, przez Randyego, czy ogólnie, przez samą siebie – i ostatnimi ratunkowymi myślami, oraz resztką skurczu emocji, które pierdoliły coś o seksualnej fajności tego randy’owego zdecydowania, ta, jasne, i tej bliskości? ta, bliskości też. Jego ciała. Jego dłoni. Mogłaby go mieć, tak po prostu… mógłby on ją brać – tak po prostu. Mogliby żyć. Po prostu. A tak? On ją dusi, ona chce tak bardzo, że mogłaby w żyłę, ale o ironio – żyły wyżynały jej się teraz spod skóry w imię innego zagrożenia, a jego dawca Randy, który mógł sobie (niech mu będzie) nazywać ją brudną ćpunką i zalecać kurwienie się pod latarnią, ten Randy przecież ostatnim razem… był piękny i kochany… a teraz, choć mógłby drugą dłonią ulec pokusie, którą napędzał jej przesadny dekolt, i to co pod nim, i zbyt wysoka talia, i cała reszta, proszę bardzo Randy – ten Randy odbiera jej… tlen… kurwa… ostatni… a przecież miało się… udać… a została jej ostatnia sylaba, ostatni bąbel powietrza, ostatnie…
– …fffffhhUck…
...i ostatni gest, może straceńczy i ryzykowny, a może zbawienny w tym osuwaniu się w przegraną, gdy tonąca brzytwy się chwyta – ostatni gest dłoni jadącej zgiętymi palcami po jego torsie w dół, w dół – do paska spodni i niżej, kawałek niżej, by tam przedostatnim wysiłkiem spocząć nachalnie w tym miejscu Randy'ego, o której od początku jej chodziło... – ...me... – i zacisnąć się na tyle mocno, na ile była w stanie, w nadziei, w maksymalnie napiętej emocjami determinacji.

@Randy Hodder
Mów mi Jennilynn Hynes. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda najpierw pv. Piszę w 3 osobie. Wątkom +18 mówię do dogadania.
Szukam próbującej się nie rozp***ć rodziny i sytuacji typowych dla końca liceum <KLIK>. Ponadto dram, dragów, niedobrych chłopaków, szemranych znajomości, triggerów bipolarnych i kłopotów!.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: zawartość. W tym: wulgaryzmy, drugs, alko, problemy psychiczne, dosłowność w trudnych kwestiach.

Podstawowe

Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
Upokorzyłaś się Jennilynn. Upokorzyłaś się głupią wiarą w swój potencjał, w swoje znaczenie gdzieś pośrodku tego zepsutego świata. Upokarzały cię twoje własne, wypisane na tej koszmarnie przewidywalnej twarzy myśli. W tej jednej chwili patrzyłaś na mnie z niedowierzaniem, wplecionym pomiędzy dziwaczne uwielbienie niezrozumieniem, pożądaniem, strachem, bólem, zaciekłością, czymś co mógłbym pomylić z miłością przy odrobinie chęci. Chęci, których we mnie nie było, bo przecież kochałaś tylko prochy i siebie na haju. Brudną, złudnie pewną siebie, drżącą pod wpływem czyjegoś dotyku jakby brakowało ci tego ciepła, na które, według własnej, otępiałej głowy zasługiwałaś. A może wiedziałaś, że to tylko karta przetargowa i nic już nie znaczysz? Powiedz mi Jenn, gdzie położyłaś prawdę?
- Pogarszasz swoją sytuację... – mruknąłem kiedy zaczęła się szarpać. Zmuszała mnie tym do mocniejszego uścisku. Do bezczelnego, wyrafinowanego spojrzenia, które niemal instynktownie wbiłem w pociemniałe od strachu i głodu, podkrążone oczy. Pomalowała je dzisiaj ciemną obwódką jakiejś miękkiej kredki. Kreska rozmazała się pod wpływem czasu, ale to w jakiś dziwny sposób do niej pasowało. Było równie nieidealne co sama Jenn, równie nie na miejscu, tak samo przyciągało wzrok jak jej wątła, wysoka sylwetka. Tak samo jak jej przestraszone oczy, rozchylone mimowolnie usta, przez które tak desperacko próbowała złapać powietrze. Ten widok coś mi przypominał, kojarzył się tak cholernie mocno, że w pierwszej chwili nie poczułem żadnej przyjemności. Dopiero później, po krótkiej chwili uśmiechnąłem się kątem warg. Bezczelnie nachyliłem się do jej twarzy i bez zaangażowania musnąłem wargami jej usta. Kurwa mać! Nawet gdybym chciał coś poczuć, nawet gdyby to nie było czyste wyrachowanie, próba wzbudzenia w niej głupiej nadziei, nawet wtedy nie potrafiłem odsunąć od siebie myśli od ust Naomi. Zaschło mi w gardle. Jenn była inna w każdym aspekcie, bardziej bezpośrednia. Poniekąd pozwoliłem jej na to. Zgodziłem się na wędrówkę słabych palców w dół, na balansowanie po tej krawędzi jakbym do końca liczył na to, że jednak mnie przekona. Przywarłem do niej po raz kolejny, jeszcze raz, bardziej zachłannie wpiłem się w jej wargi, ale zamiast rosnącego zaangażowania czułem tylko frustrację. Narastającą, płynącą w żyłach, palącą przełyk, gorzką frustrację. Tęsknotę za straconym światem. Światem, który przecinał mi drogę pomiędzy rzędami sklepowych półek i nawet po siedmiu latach, wciąż budził te same, dziwacznie czyste uczucia. Boże, dlaczego nawet teraz, w tej sytuacji myślałem tylko o niej.
- Przypominasz mi... – Nie odsunąłem się daleko. Mój głos ochrypł, stał się pusty i głęboki jak studnia. Ukłucie żalu przeszyło moje ciało na wskroś, kiedy wreszcie dotarła do mnie trzeźwa prawda. Jenn była moim odbiciem. Byliśmy tacy sami, tak samo zdegenerowani, tak samo pozbawieni perspektyw, przyszłości, szacunku do siebie samych i do siebie nawzajem. Żyliśmy w jednym świecie, w tej samej galaktyce, w której nie było ani Naomi, ani żadnej innej, szanującej się kobiety.
- ...moją matkę – żal i frustracja same zacisnęły palce na wątłej szyi. Jeszcze mocniej. Jeszcze bardziej zachłannie odbierały tlen, pompowały w nasze żyły adrenalinę. A wraz z nią wracały wspomnienia codziennych awantur. Epileptyczne migawki, obrazy pozbawione sensu, znaczenia, skutków i przyczyn. Zabolała mnie prawda. Stałem w roli ojca, którym do niedawna tak bardzo gardziłem. W miejscu tego śmiecia, zasranego skurwiela bez honoru i godności. A Jennilynn była odbiciem mojej matki. Tak samo zafascynowanym siłą, bezsilnym, napalonym, głodnym, pozbawionym godności...
- To chyba niezbyt dobrze – Czułem jak drżą jej mięśnie, bo przecież odebrałem jej możliwość złapania wdechu. A jednak ciągnąłem ten spektakl aż do chwili w której nie zabrała dłoni, w której bezwładnie, wpółprzytomna nie zaczęła osuwać się po ścianie. Czy pójdzie za mną jeśli teraz się odsunę? Chciałem sprawdzić. Dałem jej chwilę czasu, a później odwróciłem się plecami. Odszukałem w kieszeni paczkę szlugów, zapalniczkę i włożyłem filtr do ust.
@Jennilynn Hynes
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Awatar użytkownika
18
lat
176
cm
high school student, addict
Techniczna Klasa Średnia
Upokorzyła się?
Nie czuła tego w ten sposób. Czuła tylko rosnący brak czucia, gdy kolejne dramatyczne próby wzięcia oddechu zamieniały nadzieję w paskudne rzężenie. Randy był silny, to wiedziała już przedtem, wtedy, ale teraz obrócił tę siłę we wrogość – bo jak inaczej miała rozumieć ten bezsensowny atak? Bezsensowny – bo ona przecież po prostu tylko chciałą dać mu to, co miała…
Siebie.
Tak, to niewiele. Malutko. Praktycznie – nic. Ale ostatnio to wystarczyło i na działkę, i na chwilę plugawej przyjemności. A teraz jego słowa dochodziły przez mgłę, niepotrzebne, bo po co on gadał, skoro kazał jej walczyć o życie?
Ten imperatyw odebrał jej w tej chwili wszystko. Życie. Okazywało się odruchem – bo przez ostatnie tygodnie pojęła już, że chyba nie ma wielkiej wartości, w każdym razie jej życie, tak – ale teraz, nagle, zaskakująca dosłowność uduszenia wyrywała z niej śmieszne sprzeciwy. Pacnęła dłonią na oślep. Wczepiała palce w rękaw. Rzęziła, łzawiła, czerwieniała, mdlała. I po co?
Po co? Bo teraz dotyk jego ciała, to przywarcie, którym wciskał ją w ścianę, miało ledwo cień tego smaku, jaki mogłoby mieć, gdyby tak jej nie potraktował. Czuła go – mogłaby nawet tego chcieć, tak…
Tak…
Smak jego ust na moment nakarmił jej nadzieję. Nie miała sił ani przytomności, by jakkolwiek odpowiadać, ale czuła go. Czuła. To prawie wystarczyło, by wciąż trzymać poczucie poniżenia gdzieś w oddali, na smyczy. Uniosła z wysiłkiem powieki, żeby spojrzeć, gdy usłyszała jego głos. Kogo mu przypomina? Mów, Randy…
Albo nie mów?
Ale słuchała – nie miała wyjścia, i dowiedziała się.
Kurwa KOGO??
Palce zacisnęły się mocniej i Jenn straciła przytomność. Na chwilę, jakby zanurzono ją pod wodę. Ciemność i straszna samotność. I nic więcej – a potem? wynurzenie. Świadomość.
Za dużo, by udawać, że nie pojęła. I za mało, by utrzymać ciało w pionie, mimo podparcia ściany, po której zsunęła się jakby była tylko układem ubrań, niewypełnionych ciałem. Puścił ją – a ona zjechała na kolana, podparła się tylko odruchowo, by zaraz runąć na zgięty łokieć, a potem zupełnie bez kontroli po prostu na ziemię.
I tak trwała – rzężąc paskudnie, w pokracznej pozycji, z włosami rozsypanymi w czarną aureolę, z dłonią telepaną drobnymi spazmami na chodniku, ciap-ciap w płytkiej zatoce kałuży, zakrytej teraz żałośnie drobnym ciałem.
Minęło… dużo próbnych wdechów, dużo wysiłku, nim była zdolna podnieść głowę – i zobaczyć, że odszedł. Nie ma go. Skurwysyn… Odszedł.
Sprobowała się podnieść – powoli, ciągnąc włosy z ziemi, spojrzenie po płytkach, łokcie po kałuży, łokcie, potem kolana…
– Ran…
Nie udało się. NIc z tego okrzyku nie wyszło. Odchodził, gdy granicznym wysiłkiem utrzymywała korpus na drżących rękach, zapartych o nierówności chodnika. Pierwsze kroki musiała pokonać na niższym poziomie rozwoju człowieka, na czworakach, samotna mimo spojrzeń zainteresowanych, a może rozśmieszonych kolesi Randy’ego. Walić ich, kurwa. Walić wszystko – musiała się podnieść. Nie wychodziło, zapadała się raz po raz, a gdy się udało – osunęła się na bok, prawie znów padając, ale udało się, jeszcze chwila, jeszcze wysiłek… jeszcze…
i Stała.
Stała chwiejnie, dysząc jak miech, z jedną dłonią na szyi, ale krok – za krokiem – krok – i krok – ku niemu…

Nie spodziewał się pewnie.
Tego pchnięcia dłońmi w plecy. Raczej wynikało z potrzeby podparcia się, niż ataku, ale wyszło jak atak – i potwierdziły to następne sekundy.
– Ty… chuju…
Jeśli się odwrócił – ręka. Zamach. Jeśli go zaskoczyła – wątła zimna dłoń mogła dotrzeć w rozpaczliwej prośbie do jego twarzy. Tak, to była prośba! Ale zabrzmiałaby cichym trzaśnięciem mokrego wnętrza dłoni o jego policzek.
– Fuck you, Randy…
Po to, by… nie odchodził. Nie teraz, kurwa, nie teraz!
– Potrze… – musiała złapać oddech. Musiała złapać równowagę – bo to uderzenie (czy jego nieudana próba, jeśli zdążył zareagować i udaremnić) zachwiało nią ryzykownie – …buję… cię…!
Nie rozumiesz?!…

@Randy Hodder
Mów mi Jennilynn Hynes. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda najpierw pv. Piszę w 3 osobie. Wątkom +18 mówię do dogadania.
Szukam próbującej się nie rozp***ć rodziny i sytuacji typowych dla końca liceum <KLIK>. Ponadto dram, dragów, niedobrych chłopaków, szemranych znajomości, triggerów bipolarnych i kłopotów!.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: zawartość. W tym: wulgaryzmy, drugs, alko, problemy psychiczne, dosłowność w trudnych kwestiach.

Podstawowe

Awatar użytkownika
25
lat
166
cm
baristka w Starbucksie
Pracownicy Usług
Droga z Brighton do domu miała być krótka i przyjemna, kończąca się cudownym zanurzeniem w łóżku, gdyby nie to, że w główce Holly coś się przestawiło i pewnie pierwszy raz w roku zachciała jedzenia. To była zdecydowanie sprawa niecierpiąca zwłoki, bo pewnie Tony kolejnej takiej sytuacji nie miał doczekać w tym stuleciu. Pomocne nie było to, że było już nad ranem i wszystkie cywilizowane lokale były już od dawna zamknięte, więc został im najgorszy kebab w najgorszej dzielnicy Eastbourne. Holly po tej ilości przyjętego alkoholu czuła się niepokonana, szczególnie, gdy wysiadając z ubera, zdjęła buty, rozpoczynając spacer boso przez świat. Akurat w tej okolicy mogła spodziewać się wielu potłuczonych butelek, ale w tej chwili wolała wbite szkło w stopę niż jeszcze dziesięć minut więcej w tych szpilkach.
Chyba nikogo nie dziwiło to, że do budki z kebabem stała kolejka wygłodniałych imprezowiczów. Niektórzy z nich byli nawet w gorszym stanie od niej, co świadczyło bardzo dobrze o niej! Na szczęście mistrz w swoim fachu pracował z prędkością światła, więc nie minęło kilkanaście minut, gdy nareszcie nastała ich upragniona kolej. Holly wyglądała na wniebowziętą, z fascynacją i uwielbieniem oglądając mistrza w swoim żywiole, od którego lada moment odebrała dar niebios owinięty w folię aluminiową (oczywiście wegetariański, jeszcze by się biedna posrała po tym mięsie). Trzymając w jednej ręce swoje buty, w drugiej kebsa, bezceremonialnie usiadła na krawężniku, nie dbając o to, że jeszcze wilka złapie albo szczęśliwy kierowca o trzeciej w nocy będzie miał widoki nie z tej ziemi.

@Anthony Wayford
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak proszę.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, myśli samobójcze, samookaleczenie, wulgaryzmy, zaburzenia odżywiania.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Anthony Wayford
Awatar użytkownika
31
lat
185
cm
zawodowy bokser wagi ciężkiej
Nowi Zasobni Pracownicy
Nie śmiał jej odmówić przystanku na kebaba, co w jej wykonaniu rzeczywiście było niespotykane. Musiał to zobaczyć na własne oczy, a poza tym również chętnie coś by zjadł po tylu godzinach, naiwnie licząc, że dzięki temu zneutralizuje odrobinę działanie alkoholu. Było to bardzo naiwne myślenie, biorąc pod uwagę fakt, że podła jakość kebaba mogła im tylko obojgu zaszkodzić... Zwłaszcza jemu, bo to prawdopodobnie mięso stanowiło najbardziej wątpliwy składnik ze wszystkich.
Mimo to był zachwycony zapachem i wyglądem jedzenia, które otrzymali po kilkunastu minutach sterczenia w dość pokaźnej jak na tę godzinę kolejce. Usiadł na krawężniku obok Holly, nawet nie zwracając uwagi na to, w jaki sposób siedziała i ile w ten sposób odsłaniała (i to z jego winy, jakby nie patrzeć). Oboje już byli w takim stanie, że już raczej nic nie mogło im zaszkodzić. Tony czuł się kompletnie przemielony, obdarty z godności i jednocześnie zajebiście szczęśliwy.
- Mhm, cudowne - skomentował, tuż po tym, jak wgryzł się w ociekającego sosem kebaba. Brakowało mu takich prostych chwil jak ta. Przez chwilę nawet poczuł się znowu jak dzieciak, nie musząc się niczym przejmować, nie licząc się z konsekwencjami i zwyczajnie robiąc to, na co miał ochotę, choć było już cholernie późno. Za chwilę na niebie miało pojawić się słońce, a im wciąż było daleko do upragnionego zanurzenia się w pościeli.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek doczekam się takiej chwili - wyznał, nawiązując do całej tej sytuacji, która zaskoczyła go nie mniej niż Holly zaskoczyło jego wyznanie w klubie.

@Holly Duke
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Joy#9747. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię hell yeah.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, seks, rasizm, homofobia, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Odznaki od publiczności

Odpowiedz