Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Langney Shopping Centre
centrum handlowe

Obrazek
Otwarte 7 dni w tygodniu i z ponad 30 sklepami, Langney Shopping Center stanowi centrum dla lokalnej społeczności, a także świetne miejsce na zakupy najpotrzebniejszych artykułów. W galerii znajdziemy między innymi Tesco, kawiarnię Costa, włoską restaurację, sklep z artykułami papierniczymi i modelarskimi, z elektrycznymi papierosami, obuwniczy, siłownię czy sklep z rzeczami za £1. Na dodatek centrum ma duży parking i jest mniej popularne, więc unikniemy tutaj dużych tłumów ludzi.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Sadie Wilkes
Awatar użytkownika
20
lat
169
cm
Baristka
Pracownicy Usług
Dzisiejszy dzień pewnie byłyby do bólu nudny, gdyby nie Cece i jej ratująca życie wiadomość, z zapytaniem, czy Sadie była dziś wolna. Oj był i zanim w ogóle jej koleżanka zdążyła powiedzieć, o co chodzi, ta zgodziła się dwukrotnie na wszystko, co tylko mogło tej drugiej przyjść do głowy, byle by tylko wyrwać się z domu, który teraz nawet nie był jej samotnią, do której się tak przyzwyczaiła. Rozumiała, że ojciec chciał na chwilę zniknąć i rozjaśnić sobie nieco w głowie, wolała jednak, by nie trwało to zbyt długo. Chciała wrócić do momentu gdy jej własne cztery ściany były tylko jej.
- Powiedz, że potem jak kupimy co potrzeba, wyrwiemy się jeszcze gdzieś tego wieczoru, bo inaczej umrę z nudy nad kolejnym sezonem tego dennego serialu, co zaczęłam i jutro będziesz czytać o znalezieniu zwłok młodej, pięknej dziewczyny - móiwła, patrząc błagalnie na towarzyszkę.
Spacerowały po centrum, chodząc od jednego sklepu do drugiego, co w sumie Sadie nawet za bardzo nie przeszkadzało, a nawet nie chciała, by za szybko musiały kończyć ich drobną chwilę prokrastynacji. Oglądała kolejne ładne ubrania, zastanawiając się przy okazji, czy w jej szafie brakuje czegoś, co chętne by teraz zakupiła. Swoją granatową kurtkę miała przewieszoną przez ramię, nie zmieściłaby się do plecaka przez zapakowane tam już zakupy, na sobie miała zaś żółtą bluzę i poprzecierane jeansy, a także białe sneakersy.
- Proponuje na przykład skoczyć gdzieś do pubu, ewentualnie kupić alkohol i zaszyć się… W sumie nie wiem, pewnie u ciebie, bo mój dom niestety nie jest już oazą dla spragnionych wrażeń. Tragiczne. Tak czy siak, nie zostawiaj mnie tylko samej - dalej gadała, na szybko sprawdzając, czego dotyczyło powiadomienie, które właśnie przyszło na jej telefon, by znów wrócić spojrzeniem do koleżanki. Wcale nie przemawiała z niej desperacja. Przynajmniej sama udawała przed sobą, że tak nie jest, środek tygodnia jednak często oferował takie dni jak ten, szczególnie gdy grafik w jej pracy łaskawie postanowił nie wyplenić jej tych smutnych godzin po zajęciach. Oczywiście, mogłaby zabić, czas robią prezentację lub po prostu ucząc się. Aż tak zdesperowana jednak jeszcze nie była.

@cece abbott
Mów mi Agnis. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Agnis#9981. Piszę w 3 osobie liczby pojedyńczej. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam wrażeń, młodszego rodzeństwa, przyjaciół.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nałogi, wulgaryzmy, może nagość i seks.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Cece Abbott
Awatar użytkownika
22
lat
164
cm
prace dorywcze
Prekariat
[4]
outfit

Ludzie w życiu Cece dzielili się na kilka grup. Pierwszą z nich tworzyli ludzie, których nie lubiła i do których niechęci nie kryła (tę grupę po prostu ignorowała bądź wybijała im zęby, gdy tamci nie potrafili zrozumieć, czemu są ignorowani). Drugą tworzyli ludzie, których lubiła i do których sympatię kryła (do tej grupy należał na przykład jej kuzyn, oni mogli liczyć na drobne złośliwostki i na to, że Cece nigdy nie pozwoli zrobić im krzywdy). Trzecią grupę tworzyli ludzie, którzy Cece Abbott fascynowali, pociągali lub z jakiegoś innego powodu sprawiali, że chciała spędzić z nimi czas. Do tej właśnie grupy należała Sadie.
Co prawda dopiero ją poznawała, ale Cece nie potrzebowała wiele, by się kimś zafascynować. Czasami wystarczyło jedno bądź dwa spotkania. W tym przypadku kilkanaście dni spędzonych w Eastbourne były wystarczające.
Z trzeciej grupy były dwie drogi ucieczki: można było trafić do grupy pierwszej bądź grupy drugiej. A Cece Abbott nie lubiła idei miejsc przejściowych, takich jak poczekalnie, czyściec czy inne tym podobne. A taką właśnie przejściową grupą była grupa trzecia. Cece musiała bardzo szybko rozwiązać sprawę Sadie by wiedzieć, czy warto tracić na nią czas czy wręcz przeciwnie. Stąd spotkanie z blondynką. Stąd to szukanie rozrywki. Bo jeśli Cece mogła za darmo przekazać komuś jakąś prawdę o życiu, to że jeśli szuka się przygód, to się je znajdzie. Albo stworzy. Nie było nic pomiędzy, jeśli naprawdę się chciało. - A wiesz co chcemy kupić? - uniosła brew, przesuwając palcami po materiale koszuli. Był przyjemny, ale Cece Abbott nie założyła koszuli odkąd skończyła prywatne liceum i miała nadzieję, że ten stan rzeczy się utrzyma. - I ty przyszłaś tutaj coś kupić? Bo ja mam trochę inne plany - właściwie to jeszcze sekundę temu ich nie miała, ale teraz w jej głowie zaczęła kiełkować mała myśl. Musiała ją tylko odpowiednio ułożyć.

@Sadie Wilkes
Mów mi Stelka. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda noname #7153. Piszę w 3 os. cz. przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam znajomych podróżników i kogoś do gry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Sadie Wilkes
Awatar użytkownika
20
lat
169
cm
Baristka
Pracownicy Usług
Według Sadie nie należało sobie komplikować zycia - samo z siebie i tak potrafiło doprowadzić do rwania sobie włosów z głowy. Dlatego nie zastanawiała się nad tym, gdzie miała zaszufladkować ludzi, którzy ją otaczali. Ot, albo ją lubili i chcieli spędzać z nią czas - co było dla niej wystarczającym powodem, by móc w każdej chwili do nich napisać, pogadać, spotkać się, albo po prostu sprawiali, że Sadie czuła się w ich towarzystwie źle. Wtedy po prostu ograniczał kontakty. Nie lubiła dziwnych podchodów - na pewno nie na dłuższą metę. I owszem, może przy tym coś traciła, ale z jej perspektywy życie, szczególnie to, które dawało się cieszyć wolnością, było za krótkie, by marnować je na brak bezpośredniości. Przynajmniej w sporej części wypadków. Nie myślała nad tym, czy jej prostolinijność była jej wadą, czy zaletą. Ważne, że jej się z nią dobrze żyło.
Pytanie sprawiło, że na chwilę przestała przymierzać kolejne czapki, których wybrany przez nie sklep miał całkiem sporo, i zastanowiła się na chwilę. Tak naprawdę nie miała żadnego konkretnego planu, potrzebowała po prostu się wydostać z czterech ścian na zewnątrz i to w towarzystwie - nie bardzo miała więc konkretny cel. Czuła, że przedłużająca cisza nie jest jej na rękę, więc po prostu zrobiła głupią minę, w której królował rozbrajający uśmiech.
- Nie - odłożyła czapkę, która przed chwilą zdobiła jej głowę. - Ale jak znajdę to czego nie wiem, że szukam, to ci na pewno powiem. Chyba że nam się spieszy, to moja decyzja może zapaść w ciągu kilku sekund, mam talent do szybkich, nie do końca przemyślanych decyzji - unisła brwi, w oczekiwaniu na decyzję.
W końcu Sadie była żądna przygód i każdy, kto mógł jej jakąś zafundować, był dla niej jak zbawca. Nienawidziła nudy, stateczności i choć miała swoją spokojniejszą stronę, to nawet ta potrzebowała ciągłe stymulacji - coś musiało się dziać. Czy to na ekranie, czy to na kartkach książek.
Słyszą o planach, ożywiła się jeszcze bardziej i przybliżyła do Cece z wyczekiwaniem.
- Chętnie o nich usłyszę - uśmiechnęła się, wyczekując jakiejś konspiracji, która wcale nie musiała nią być, a ona nadinterpretowała zasłyszane słowa. Była jednak podekscytowana, że może dziś wydarzyć się coś o wiele ciekawszego, niż na co dzień.

@cece abbott
Mów mi Agnis. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Agnis#9981. Piszę w 3 osobie liczby pojedyńczej. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam wrażeń, młodszego rodzeństwa, przyjaciół.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nałogi, wulgaryzmy, może nagość i seks.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Cece Abbott
Awatar użytkownika
22
lat
164
cm
prace dorywcze
Prekariat
Cece, gdy miała odpowiedni humor, nawet lubiła całe te zabawy w kotka i myszkę. Jeśli dopisywał jej dobry nastrój, to wszystkie podchody, drobne gierki i niewielkie złośliwostki było tym, co ją napędzało. Niestety, dobrego humoru nie miewała zbyt często. Zazwyczaj chodziła zdenerwowana, zniechęcona lub znudzona. Czasami zirytowana czy zmęczona. A czasami, tak jak teraz, miała naprawdę szczeniacki humor i chciała robić głupie, nastolatkowe rzeczy. I nie wiedziała nic złego w tym, że teraz chciała zachować się jak zbuntowana trzynastolatka, a kilka dni temu przekonywała jakąś obcą dziewczynę w parku, że jest zbyt na takie właśnie numery.
Dzisiaj Sadie miała szczęście, bo Cece miała naprawdę dobry humor, dlatego z delikatnym uśmiechem na ustach (tym uśmiechem, który jej znajomi zwykli nazywać uśmiechem zwiastującym kłopoty) zbliżyła się do lustra, w którym Sadie się przeglądała. Sięgnęła po jeden z eleganckich kapeluszy (jednocześnie ukrywając nutkę smutku, która pojawiła się na wspomnienie tego, że kilka lat temu przymierzała i kradła takie kapelusze z kimś, kto naprawdę był dla niej ważny) i nałożyła go na głowę, przesuwając palcami po jego rondzie. - Nie, nie, nie będę ci przerywać. Wybieraj sobie czapki - nawet zaśmiała się cicho, niezwykle delikatnie ściągając kapelusz i odkładając go na prawowite miejsce. Za chwilę sięgnęła po kolejny z takich kapeluszy i jego również nałożyła na głowę. - Wiesz, może te NUDNE... - to słowo podkreśliła wyjątkowo mocno, jednocześnie niby obojętnie przyglądając się swojej sylwetce w lustrze. - czapki są dla ciebie fajniejsze niż moje CIEKAWE plany - oczywiście mogła powiedzieć od razu, bo zabawa była ważna. Dla Cece jednak najważniejsza była jej własna zabawa i jeśli mogła jej sobie zapewnić odrobinę więcej, trzymając Sadie w niepewności, to zamierzała to zrobić. W końcu była złośliwa, a czasami nawet wredna. W końcu robienie innym na złość było jej znakiem firmowym, umiejętnością, którą doskonaliła latami, by w pełni prezentować ją swojej matce, uskuteczniając taki tryb życia, który ta potępiała i którym pogardzała. Praktyka czyni mistrza, a by zdenerwować matkę Cece była w stanie zdobyć się nawet na regularność i sumienność.

@Sadie Wilkes
Mów mi Stelka. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda noname #7153. Piszę w 3 os. cz. przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam znajomych podróżników i kogoś do gry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Awatar użytkownika
23
lat
170
cm
Dostawca Just Eat
Prekariat
Dzień był paskudny, deszczowy i wietrzny, ale tak czy siak postanowił wyjechać na miasto po raz kolejny, bo dzisiaj, nareszcie, na jego koncie pojawił się przelew od Just Eat. Według warunków rozpisanych w apce płacić mu powinni w każdy wtorek... z jednym drobnym zastrzeżeniem, że przeprocesowanie transakcji może zająć dodatkowe dwa-trzy dni. I zawsze zajmowało.
Obie ręce trzymał głęboko w kieszeniach mokrej bluzy, zaciskał je w pięści, żeby opanować drżenie. Stres. Słyszał gałki oczne trące o błony oczodołów, słyszał znękane piski i ciężkie, ziemiste brzęczenie, niby trzepanie skrzydłami gigantycznego owada. Był czysty, zupełnie czysty, od niemal dwóch tygodni. Nie miał na łodzi nawet jebanego ginu. Wysychał. Człowiek nie powinien być trzeźwy.

Uśmiechał się do obsługi, gdy przekraczał próg Tesco. O ile dobrze kojarzył, to ten sklep posiadł dwie alejki przy końcu sklepu, gdzie stały wina i piwa, oraz mocniejsze trunki. Im dalej od kas tym lepiej, byle tylko nikt się do niego nie odzywał. Po drodze zgarnął mały koszyk, do którego wrzucił kilka mrożonek, kostkę masła i pojedynczą paczkę czerwonego cheddara. Gdy zerknął na regał z promocjami, okazał się on niemal pusty. Nie powinno go to dziwić, w końcu była która? Czternasta może? Żeby się upewnić, spróbował spojrzeć w telefon, ale wyleciał mu on z dziwnie miękkich, galaretowatych dłoni, gdy próbował wyciągnąć go z tylnej kieszeni spodni. Zaśmiał się cicho i nerwowo.
Mów mi yekuggon. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda yekuggon#3658. Wątkom +18 mówię a można, jak najbardziej.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, wątki uzależnienia, myśli o znęcaniu się i przemocy seksualnej.

Podstawowe

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Czy było jej łatwiej po tym, jak odtrąciła Harvey’ego wtedy po spotkaniu w domu jej rodziców? Wbrew temu co sama powiedziała – nie, nie było łatwiej. Nie spłynęło na nią żadne mistyczne uczucie wyzwolenia, i choć sama raczej skłaniała się ku powątpiewaniu w całkowite uwolnienie się od przeszłości, i tak doznała niejakiego rozczarowania że do tego nie doszło. Co w tym wszystkim najgorsze, wydawało się jej że lepsza okazja do oddzielenia się od swoich dawnych błędów i poczucia winy już nie mogła jej się trafić. Przecież miała sposobność aby wyjaśnić mu, dlaczego wyszło tak jak wyszło, aby go przeprosić i życzyć mu powodzenia w życiu – wprawdzie rozłożyło się to w czasie na kilka różnych spotkań, niemniej ostatecznie całość sumowała się do… dość oczywistego pożegnania, takiego na jakie nie mieli szansy ponad trzy lata temu. Jakby tego było jeszcze mało, to owe pożegnanie dało się określić jako dwustronne, w końcu Spencer również opowiedział jej o tym, czego ona wcześniej nie wiedziała, także przyznał że życzy jej jak najlepiej, a nawet padło z jego ust że nie chciał, aby cokolwiek z tej ich wspólnej przeszłości jeszcze na nią oddziaływało. Niemal prosił ją – wtedy kiedy rozryczała się przed nim przy przystanku - żeby sobie odpuściła, co chyba znaczyło tyle, że on… nie chował do niej urazy? Może to złe określenie, w każdym razie blondynka zrozumiała z tego, że jej dalsze zadręczanie się nie miało nikomu niczego wynagrodzić, a więc… było bezcelowe. W takim razie po co się go trzymać? Doskonałe pytanie. Niestety, chociaż odpowiedź na nie brzmiała tak prosto – nie było po co – nie rozwiązywała ona problemu. Z jakiegoś powodu żadne logiczne rozumowanie nie miało mocy, aby skłonić Harper do całkowitego wybaczenia sobie.
A może to tylko kwestia przyzwyczajenia? Na pewno wypełniona zajęciami codzienność przychodziła z pomocą w oderwaniu myśli od tego, co kiedyś. Już wcześniej tak funkcjonowała – zbyt zalatana, by znajdować czas na rozpaczanie po tym, co stracone. Wprawdzie wcześniej żyła sobie w przeświadczeniu, że jest tą złą i znienawidzoną, a finalnie zapomnianą, natomiast obecnie patrzyła na to nieco inaczej… Nieważne; liczyła na to, że prędzej czy później wróci do jakiejś swojej „normy” sprzed trafienia na swojego byłego podczas tej przeklętej randki w ciemno…
W ostatnim, coraz cieplejszym czasie, uznała że tak właściwie to mogłaby sporadycznie założyć jakąś sukienkę, przecież nadchodziło lato, lekki ubiór bywał wskazany. Miała w szafie kilka sukienek, których nie umiała się pozbyć mimo, że od dawna praktycznie wcale nie nosiła dziewczęcych ciuchów, lecz tych konkretnych już w ogóle nie chciała nosić – ostatnio mogła je mieć na sobie jeszcze będąc narzeczoną Spencera, co aktualnie nie było wspomnieniem, które chciała pielęgnować, w każdym razie nie tak otwarcie przed sobą. A zatem wizyta w centrum handlowym. W myśli o nowych rzeczach było coś w pewnym sensie odświeżającego, niestety praktyka przyniosła – delikatny, ale jednak – zawód. W niczym się sobie nie podobała, wszystko co mierzyła odwieszała potem z powrotem na miejsce. I tak teraz kierowała się bez wielkich nadziei w kierunku jednego z kilku sklepów, do których jeszcze nie wstąpiła. Nie spieszyło się jej - to subtelne podekscytowanie z jakim przyszła na zakupy zdążyło już calutkie ulecieć – dlatego rozglądała się naokoło o wiele więcej niż zazwyczaj… aż jej spojrzenie utknęło w jednym miejscu, a raczej na jednej postaci. Momentalnie wmurował ją w miejsce ogarniający jej ciało stres lub coś na ten kształt, stała więc jak to cielę wpatrując się z oddali w rozbrajający obrazek: Harvey wiążący buta małej dziewczynce, odruchowo uznanej przez Pearson za jego najmłodszą siostrę. Wielki, dorosły facet zajmujący się z urzekającą czułością zależnym od niego dzieckiem – ktoś powiedziałby, że to po prostu urocze, niemniej dla niej w tym zestawieniu… łamiące serce.
Cała scena nie trwała jakoś długo i blondynka już niebawem mogła odprowadzić ich dwójkę wzrokiem do pobliskiego sklepu. Jakby oderwana w jakimś stopniu od rzeczywistości przeniosła za chwilę tęskne spojrzenie z powrotem na kanapę, na której dopiero co siedzieli, a tam dostrzegła niewielkich rozmiarów – czyli zapewne dziecięcy – słomkowy kapelusz.
Taki kapelusz to nie było nic wielkiego – na pewno leżałby sobie spokojnie w tym samym miejscu do momentu, w którym jedno z ich dwójki nie przypomniałoby sobie o nim, czy może bardziej zauważyło jego brak. W najgorszym razie ktoś przypadkowy odniósłby dziecięce nakrycie głowy do jakiegoś punktu informacji, chociaż i tak znacznie większe prawdopodobieństwo na spełnienie miał scenariusz, w którym nikt nie zwraca uwagi na ów kapelusik, a co za tym idzie można po niego po prostu wrócić w dowolnej chwili. Innymi słowy, Harper nie musiała się tym w ogóle przejmować, mogła bez najmniejszych wyrzutów sumienia pójść dalej, tym samym oszczędzając sobie konfrontacji, której przecież powinna chcieć uniknąć… lecz ona poddała się trudnemu do wyjaśnienia przyciąganiu. Powoli ruszyła w kierunku kanapy, a po dotarciu do celu oraz znacznym zawahaniu ujęła „zgubę” między dłonie. Stała tak jeszcze może minutę lub dwie, nadal rozważając, czy powinna, a im dłużej to trwało, tym jaśniej klarowało się w jej głowie, że właśnie nie powinna. Niemniej, z racji tego że fuck logic, bo czemu by nie, ostatecznie odwróciła się i jakby lunatycznym krokiem podążyła za Harvey’m i Rosie.
Odnalezienie wzrokiem wysokiego bruneta nie stanowiło wielkiego wyzwania, wyzwaniem za to okazało się zebranie na tyle odwagi, aby podejść do niego bezpośrednio od frontu. Obrała więc nieco okrężną drogę, a gdy znalazła się w odległości paru kroków za jego plecami, przystanęła. Miała ostatnią szansę, żeby jednak się wycofać i pozostać niezauważoną, przez kilka sekund jeszcze to rozważała – lecz finalnie wybrała inaczej. - Harvey…? – wypowiedziała jego imię ostrożnie, niby pytającym tonem, choć przecież to nie tak, że nie miała pewności że to on. Z dalszym odezwaniem się odczekała, aż przekręcił choćby głowę w jej stronę. - Widziałam was przed sklepem i… – urwała, opuszczając oczy w zakłopotaniu. To brzmiało tak strasznie głupio, że ich widziała – niby nie było równoznaczne z obserwowaniem, ale starczyło że ona zdawała sobie sprawę, jak faktycznie to wyglądało. - Zostawiliście coś – dokończyła pospiesznie, wracając do niego speszonym spojrzeniem i jednocześnie wyciągając w jego kierunku kapelusz. Czuła, że ostatnim razem źle go potraktowała – nie mogła pozbyć się tej myśli szczególnie teraz, znów stojąc przed nim. Jednak świadomość słów, które wtedy padły, nie pozostawiała zbytniej nadziei na chociażby próbę kurtuazyjnej pogawędki jak na przykład wtedy w sklepie budowlanym, należało więc chyba odczekać na grzecznościowe podziękowanie i… wycofać się? Tak zrobiłby ktoś nieznajomy, a oni w sumie… w pewnym sensie byli dla siebie teraz takimi trochę nieznajomymi z wyboru.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Miało być łatwiej. Oboje zgodzili się na to, że tego chcieli i potrzebowali, więc zachowali się tak, żeby to „łatwiej” wprowadzić w rzeczywistość. Tylko, że założenia można było sobie czynić, a życie często miało zupełnie inne plany. Ostatnie tygodnie nie były dla Harvey’ego wcale łatwiejsze. I to nawet nie chodziło o Harper, bo przecież wszystkie sprawy z nią zostały wyjaśnione, rozwiązane, zamknięte. Nie było żadnych realnych powodów, by blondynka miała szwendać się w jego myślach, skoro ostatnim razem, dosadnie i definitywnie skończyli to, co już dawno było zakończone, lecz niefortunnym zbiegiem wydarzeń powróciło, rozgrzebując ten rozdział ich życia, który i tak był już zamkniętym fragmentem. Jeżeli jakiekolwiek przyczyny miały szanse istnieć to były one nienamacalne, gdyż roiły się w sferze uczuć bruneta, jednak od tego oddzielił się grubą kreską, nie pozwalając sobie na żadne powątpiewanie czy momenty zawahania. Zbyt mocno wbił sobie do głowy jej ostatnie słowa, żeby dać sobie szansę na zagłębianiu się w swoje odczucia. Tak więc, przez te ostatnie tygodnie Harper w życiu Spencera nie istniała. Był to ten stan, który dla Harvey’ego był najlepszy - przynajmniej w tej rzeczywistości, w której przyszło im żyć - bo tak było najprościej, o czym wspomniał podczas ich spotkania na ściance wspinaczkowej. To mogłoby wydawać się takie nierealne, że ktoś w jego życiu był - pojawił się chociaż na moment i okazjonalnie - to jednak ponownie w nim był, pozostawiając w nim wyraźne, bolesne ślady i nagle już go nie było? Dla Spencera nie było to nic wyjątkowego, bo przecież wtedy gdy rozstali się te prawie cztery lata wcześniej, to zachował się dokładnie w ten sam sposób. A teraz był już starszy, bardziej doświadczony, mniej a może nie tak świeżo zraniony. Tak więc, Harper nie istniała.
Istniało natomiast jego życie, które toczyło się na przód, w kierunku który był totalnie od niego niezależny. Im bardziej Harvey próbował skupić się na czymś i zrobić, tak jak on chciał, tym mniej mu wychodziło. Sprawa remontu domu zaczęła się przedłużać. Niestety musiał umówić fachowców, co do łazienki na piętrze, a to kosztowało go o wiele więcej niż zakładał. Na szczęście szybko zorientował się, że jego budżet za bardzo uszczuplił się, więc zaczął brać więcej zleceń, a tym samym miał miej czasu wolnego czy właśnie na remontowanie budynku, taki paradoks. W sferze prywatnej też wcale mu się nie powodziło. Jego relacja z Dorcas rozmyła się w sposób nawet dla niego niezauważalny. Po prostu było jej coraz mniej w jego życiu, a jej brak przestał być dla niego nieprzyjemny, a potem stał się wręcz niedostrzegalny. Przecież Harvey był do tego przyzwyczajony, prawda? Ktoś był, a potem go nie było. Jasne? Proste? Prawda? Czego, kurwa, nie rozumiesz? Tymi słowami zakończył swoją rozmowę ze starszą siostrą, która chciała tylko pomóc, widząc że Harvey staje się coraz bardziej wyobcowany, zamknięty w sobie, i jak powoli wszystkich od siebie odsuwa. Jednak po tym jak wyskoczył z tym tekstem, ona też przestała próbować się do niego dobijać. Brunet coraz częściej funkcjonował w tzw. prostym towarzystwie, gdzie nikt nie zadawał niewygodnych pytań, rozmowy ograniczały się do tych mocno powierzchownych, a na propozycje kolejnego piwa istniała tylko jedna prawidłowa odpowiedź, bardzo proszę, do tego stopnia by kolejnego dnia musiał na nogi stawiać się setą. Oczywiście żeby nie było za nudno, to przez ten czas przez jego życie zdążył przetoczyć się ktoś, a może nawet dwa ktosie. Jeden taki nowy, a drugi taki z przeszłości, Harvey przecież bardzo lubił wracać na stare śmieci. Nie uczył się, nie wyciągał życiowych lekcji ze swoich poprzednich błędów. Ciekawiej było popełniać je ponownie. To tyle z istnienia jego życia w tym okresie.
Rosie. Była jedyną, malusią osóbką, przy której Harvey funkcjonował względnie normalnie. Wobec niej nie mógł być niemiły, szorstki czy nawet obojętny, bo dziewczynka na pewno odbierałaby to za karę, która przecież nie należała się jej, bo wcale nie chodziło o nią. No i zresztą Spencer wcale nie musiał jakoś specjalnie starać się w jej obecności, bo Rosie to było takie dziecko, które po prostu powodowało uśmiech na twarzy i natychmiastową poprawę humoru. Tak więc, gdy rodzice zapytali, czy mógłby zająć się nią tego popołudnia przy okazji od razu wymyślając im zajęcie, to nie było powodu by brunet miał odmówić. Takim oto sposobem wylądował w Langney Shopping Centre, chadzając sobie z nią od sklepu do sklepu w poszukiwaniu jakiś letnich sukienek. W pierwszych dwóch dziewczynce nic się nie podobało, więc właśnie zmierzali do kolejnego, gdy musieli zrobić krótki przystanek na jednej z kanap, żeby Spencer mógł zawiązać jej bucika. Przy tym cały czas o czymś rozmawiali - w końcu brunet znalazł sobie rozmówce na swoim poziomie - a po krótkiej pauzie Harvey złapał małą za rączkę i ruszyli do pobliskiego sklepu, zmierzając się od razu na dział dziecięcy. On nie był najlepszy w zakupach, w tych odzieżowych szczególnie, a w kwestii ciuchów dla dzieci już zupełnie. On sam miał jakieś tam krótkie spodenki i bluzkę bez rękawów, bo było już na tyle ciepło, że w innym stroju prawdopodobnie ugotowałby się. Na pewno nie wyglądał jak ktoś, kto nadaje się do pomocy przy ciuchowych zakupach. Na szczęście Rosie sama wiedziała czego chciała - jak prawdziwa kobieta - więc brunet był jedynie skazany na poszukiwania odpowiedniego rozmiaru. Właśnie stał pomiędzy sukienkami dla dziewczynek i przeglądał te konkretne, wskazane wcześniej przez małą. Przy każdej szukał metki, po czym przesuwał dalej by znaleźć te zestawienie cyferek, które podała mu mama. - Rosie, tutaj nie ma twojego rozmiaru… - powiedział niby do niej, spoglądając jeszcze na ostatnią metkę. Był tak zaangażowany w poszukiwaniu tego konkretnego rozmiaru tej różowej sukieneczki, że nawet nie zorientował się że dziewczynki nie było już w jego pobliżu, a za to pojawił się ktoś zupełnie inny.
Słysząc swoje imię w pierwszym odruchu znieruchomiał. Nie rozchodziło się o nie, tylko o ten głos który je wypowiadał. Nieważne ile minęłoby czasu, to i tak by go rozpoznał. Nawet jeżeli w ogóle nie spodziewał się go. Wyprostował się, odwracając się w jej stronę dopiero po jej kolejnych słowach. Jego wyraz twarzy był widocznie zdezorientowany i pytający, bo chyba właśnie czegoś nie czaił. Przecież bardzo dobrze zrozumiał jej słowa i odwalił się jak miał to zrobić, więc co takiego musiało się stać, żeby to ona podeszła do niego? Przecież raczej nie zmieniła zdania. Jego ciemne tęczówki także powędrowały w dół, to był o wiele lepszy kierunek niż jej twarz. No bo, ile razy można było sobie wmawiać że ktoś nie istniał, po czym ten ktoś wracał i burzył jego całą teorię. Na szczęście szybko okazało się, że Harper wcale nie chciała wracać, tylko okazała się być nieodpowiednią osobą w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiednim miejscu. Brunet szybko rozpoznał owy kapelusik i uzmysłowił sobie, że siostra nie miała go już, gdy wchodzili do sklepu tak więc musieli zostawić go… - Na kanapie, faktycznie - dopełnił jej wypowiedź. Czyli po prostu trafiło na nią, z całego Eastbourne musiało akurat na jego byłą narzeczoną, która dostrzegła jak omyłkowo zostawili to durne nakrycie głowy. - Rosie jest bardzo roztrzepana. Cały czas coś zostawia albo gubi, a ja nie zauważyłem. Dzięki - odpowiedział krótko, odbierając od niej zgubę. Obyło się bez żadnego „cześć” ani „co u ciebie słychać?”, nie mieli przecież ze sobą rozmawiać, obcować, przebywać. Ich spotkanie po raz kolejny okazało się skutkiem dziwnego przypadku, a ponieważ doszło już do wypełnienia jego celu, to chyba należało odwrócić się i odejść? Tyle, że to nie Harvey podszedł. On znajdował się w miejscu, w którym powinien być. To Harper „naruszyła jego przestrzeń osobistą”, oczywiście w dobrej wierze. Ale skoro już oddała co znalazła, to nara, tak? Mniej więcej to przekazywał jego wyraz twarzy po tym jak ponownie uniósł swoje niemal surowe spojrzenie na jej buzię, jakby nim pytał się jej, coś jeszcze?

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
To przecież nie tak, że wcześniej utrzymywali jakiś w miarę regularny kontakt, z którego Harper postanowiła zrezygnować. Nie widywali się z własnego wyboru, a i obecnie nie łączyły ich nawet żadne niewyjaśnione sprawy z przeszłości, bo wszystko co między nimi się wydarzyło mieli już okazję sobie wzajemnie wyjaśnić. To, co było kiedyś, nie miało nawet najmniejszego związku z tym, co aktualnie działo się w ich życiach, więc… Więc skąd to dziwne poczucie straty, odczuwane przez nią zwłaszcza teraz, w tym momencie kiedy stała tak przed Spencerem, zaczepiając go pod pretekstem tego kapelusza? Nie powinna doświadczać niczego takiego, nie miało to kompletnie sensu – zwłaszcza, że to ona tak rozpaczliwie uciekała od rozmowy z nim przy ich dwóch przypadkowych spotkaniach. Dlaczego coś miałoby się zmienić?
Przy tych poprzednich nieplanowanych wpadnięciach na siebie dało się zauważyć, że – choć ich interakcje były z wiadomych powodów niesamowicie krępujące – Harvey w jakimś sensie wyciągał do niej rękę, próbował pokazać swoje dobre intencje, traktował ją z pewną łagodnością aby nie piętnować jej za błędy przeszłości, a przynajmniej tak ona odczytywała jego postawę. Oczywiście nie przekładało się to na budowanie między nimi nowej relacji, nic z tego co się działo nie wychodziło poza dane spotkanie, w końcu każdorazowo chyba oboje zakładali, że to ostatni taki incydent i więcej się nie zobaczą (w każdym razie ona myślała w ten sposób, bo niby czemu miałaby uważać inaczej). Jednak była ta świadomość, że przy ewentualnym następnym przypadkowym skrzyżowaniu się ich dróg ich stosunki wpisywały się w określenie „neutralne ale w sumie to życzliwe”. Z kolei teraz, po tym jak przebiegło ich ostatnie pożegnanie, Pearson przeczuwała, że nie miała co liczyć na choćby kurtuazyjny, uprzejmy uśmiech – zatem reakcja bruneta na jej widok i to zwrócenie się do niego nie powinna jej w żadnym stopniu zaskoczyć… a i tak była dla niej niczym kubeł zimnej wody wylany prosto na głowę, nieważne że zdążyło wydarzyć się tak niewiele. Może cały czas opierała się za mocno na tym, co wiedziała o nim jeszcze z okresu, kiedy byli razem, niemniej od razu wyczuła jego chłodne nastawienie do siebie. Nagle to, czego sama się domagała, urzeczywistniło się na jej oczach, i chociaż to miała być ta łatwiejsza dla niej wersja zachowania Spencera wobec niej… wcale jej taki obrót sprawy nie ucieszył. - Tak, na kanapie – potwierdziła tak machinalnie, że aż mogła wydać się nieobecna myślami, co właściwie zgadzałoby się ze stanem faktycznym. Gdyby była bardziej przytomna, wiedziałaby że takie przytaknięcie nie było nawet warte wypowiedzenia, bo on wcale nie pytał, a wobec tego jej komentarz zaliczał się do tych całkowicie zbędnych. Niestety, mimo że uderzył ją ten kontrast między Harvey'm wcześniej a teraz (nawet taki subtelny, bo przecież ledwo co do niej przemówił), coś jakby nie w pełni wskoczyło w jej głowie na właściwe miejsce… albo może to ona opierała się przed tym, aby to zaakceptować.
No i co dalej? Usłyszała już to, na co wypadało odczekać – symboliczne podziękowanie po krótkim wyjaśnieniu. Nie była głupia, wyłapała że nie wybrzmiało w tym żadne zaproszenie do rozmowy, a nawet gdyby po samej jego wypowiedzi oraz tonie nie udało jej się zorientować co to oznaczało, to już mina bruneta wraz z charakterystycznym, zdystansowanym i nieprzychylnym spojrzeniem wystarczająco podkreślały, że oczekiwał jej odejścia… - Nie ma za co. A to chyba normalne dla dzieci w tym wieku. Ciężko za nimi nadążyć – odezwała się, ponownie zupełnie niepotrzebnie, lecz to okazało się zwyczajnie silniejsze od niej – ta potrzeba podtrzymania wymiany najprostszych zdań, choć sama w sobie była upokarzająco żałosna w swojej desperacji, bezsprzecznie wygrywała z bezbronną wobec niej Harper.
Przekręciła głowę do boku, głównie po to aby uniknąć jego wzroku i dość prostego komunikatu, który wzrok ten przekazywał. Przy tej okazji jakoś odruchowo obejrzała się naokoło, może szukając punktu zaczepienia w postaci małej dziewczynki, lecz nie dostrzegła jej. Właściwie nie widziała jej przy nim już wtedy kiedy podchodziła do niego od tyłu, ale akurat to mogła być wina zestresowania ograniczającego zdolność chłonięcia tego, co działo się w najbliższym otoczeniu. Nieco zaalarmowana skierowała oczy przelotnie z powrotem na twarz mężczyzny, tylko po to aby odbić nimi zaraz w drugą stronę, jednak i tym razem nie zobaczyła Rosie w pobliżu. - Jesteście tu z kimś jeszcze? – zapytała, nadal w jakimś stopniu wyłączona, aczkolwiek wrażenie to zapewne wynikało głównie z tego faktu, że mówiąc nie patrzyła na niego. Całościowo mogła się wydać wręcz wścibska, bo wyglądała jakby rozglądała się za potencjalnym dodatkowym uczestnikiem ich sklepowych podbojów, co na dobrą sprawę nie odbiegało od prawdy, tyle że nie powodowała nią niestosowna ciekawość, a obawa o to, gdzie wcięło dziewczynkę. Co prawda przed sklepem nie zauważyła nikogo przy nich, ale też równie dobrze mogli chodzić po centrum z jego drugą siostrą czy rodzicami (albo dziewczyną Harvey’ego, z którą był już na tyle blisko by spędzać wspólny czas także w towarzystwie rodziny, jednak o tym wariancie blondynka nie pomyślała od razu), a po prostu zrobili sobie sami mały przystanek na kanapie i potem nadgonili tu tą dodatkową trzecią osobę czy osoby. W takim wypadku mała mogła dołączyć do tego kogoś i nie było czym się martwić… Tylko Harper dałaby sobie uciąć rękę za to, że słyszała jak Spencer odezwał się do siostry – na chwilę przed tym, jak ona go zaczepiła – co sugerowało, że spodziewał się jej obok. Pearson ocknęła się zauważalnie, uświadamiając sobie że zadane przez nią pytanie zabrzmiało co najmniej osobliwie, dlatego czym prędzej wróciła spojrzeniem do tych obcych ciemnych oczu, spiesząc z rozjaśnieniem co takiego miała na myśli. - To znaczy… bo jeśli przyszliście tylko we dwójkę, to… gdzie ona się podziała? – dodała uzupełniająco, a zaraz niekontrolowanie zassała swoją dolną wargę i zagryzła na niej zęby – w żadnej prowokującej manierze, było widać że jest to odruch kierowany powoli rosnącym zdenerwowaniem. W teorii blondynka nie miała powodu, aby się stresować, wszak mogła za chwilę usłyszeć od niego zapewnienie, że są tu z kimś do kogo dziecko pewnie się oddaliło, lecz coś na kształt szóstego zmysłu kazało jej się zacząć przejmować.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey powiedział ni mniej ni więcej niż musiał, żeby niejako wyjaśnić zaszłą sytuację. Podziękował jak należało, bo pomimo tego wszystkiego co wydarzyło się, to wypadało zachowywać się wobec siebie w granicach kultury. I chociaż nie powiedział nic niemiłego, niewłaściwego ani nie zbył jej totalnym milczeniem, to dla Spencera to była już wyraźna zmiana zachowania. Przecież on był tym, który zawsze starał się jakoś podtrzymać rozmowę bądź wychodził z nowymi kwestiami do poruszenia. No i też zazwyczaj nawet w najdziwniejszych sytuacjach przez jego twarz chociaż przez chwilę przebiegł cień uśmiechu. Teraz nie było co liczyć na jakiś objaw sytuacyjnego rozbawienia, szczególnie że nawet nie starał się być neutralny, lecz przy tym grzeczny i uprzejmy. Jego spojrzenie było chłodne, czy wręcz można powiedzieć nieporuszone zupełnie zaistniałym spotkaniem. Wyraz twarzy ukazywał mieszankę niezadowolenia, powagi i wyczuwalnej bierności, lecz nie tego rodzaju który świadczył o próbie walki o odpowiednie zachowanie się w towarzystwie drugiej osoby, tylko tego który wskazywał na totalne znieczulenie i pasywność. A końcowo ukazywał także zniecierpliwienie, bo przecież nie istniał żaden realny powód, żeby musieli dłużej siebie oglądać, prawda? Bynajmniej Harvey wcale nie miał ochoty na nią patrzeć dłużej niż było to konieczne, chociaż wcale nie uciekał spojrzeniem gdzieś w bok. To świadczyłoby o jakiejś niepewności, wahaniu, a tego przecież w nim nie było. Wtedy pożegnali się, wyjaśnili wszystko, no to nara, czemu tu w ogóle jeszcze stoisz? Już spinał się wewnętrznie i miał ochotę rzucić szorstkim nie pomagasz, tym samym nawiązując do ostatnich słów, które mu wykrzyczała i w ten sposób dać jej wymownie znać, żeby już sobie poszła. Przecież nawet odpowiedziała na jego słowa, w sposób równie kurtuazyjny jak on, więc oboje całkiem dobrze odgrywali nadane im role. Tylko w tej jej na końcu zabrakło jakiegoś pożegnania. Spencer nie rozumiał co właśnie się działo i czemu zachowywała się inaczej, czemu jeszcze nie rzuciła się do ucieczki? Wstrzymywał się długo z jakimkolwiek komentarzem. Do tego stopnia, że nawet zignorował jej pierwsze pytanie. W dużej mierze też dlatego, że ani nie rozumiał sensu jego zadawania ani w ogóle nie czuł się zobligowany do jakiejkolwiek odpowiedzi skoro blondynka krążyła wzrokiem gdzieś dookoła. On z kolei tak mocno skupiał się na nim i na próbie przekazania tego niedosłownego przekazu - że powinni już się pożegnać - iż sam nie dostrzegł braku swojej młodszej siostry. Chyba nie świadczyło to o nim najlepiej, jako o potencjalnym opiekunie. Więc tak stał, patrzył i czekał, aż w końcu doczekał się. Nawiązała z nim ponownie kontakt wzrokowy, a to chyba świadczyło o jakiejś przytomności? Pewnie nie do końca, bo jej pierwsze słowa wybrzmiały niepewnie, a dla Harvey’ego było to sygnałem, że wcale nie chciała się żegnać, tylko coś mówić, może zagaić rozmowę, a tego nie było w planach.
- Harper, dlaczego to robisz? - powiedział jednocześnie wraz z jej ostatnimi słowami. Chociaż jego ton był normalny, to zabrzmiało to jak zarzut i wyrzut w jednym. Mimo, iż nie wybrzmiało to wprost, to podczas ich ostatniej rozmowy umówili się na coś. Na nie wtrącanie się w swoje życie, nie oddziaływanie na siebie, a tym bardziej nie na jakiekolwiek zalążki pomocy, troski czy zainteresowania. Zirytowany tą rozbieżnością Spencer nie powstrzymał już swojego nieuprzejmego pytania, które miało na celu doprowadzić jej postawę do porządku, gdy dotarło do niego, co Harper powiedziała, to wydało mu się absurdalne, gdyż… - No przecież siedzi tu… - zaczął mówić, odwracając się za siebie i odruchowo wskazując na niewielką pufę, na której można było sobie przysiąść jak ktoś mierzył buty, które znajdowały się alejkę dalej. Brunet nie dokończył już ostatniego słowa, bo gdy tylko jego spojrzenie utknęło we wskazanym przez niego miejscu, to zobaczył totalną pustkę, a nie swoją siedmioletnią siostrę. Od razu postąpił krok do przodu - jednocześnie odkładając kapelusik na pufę - by sprawdzić czy siostra nie chowa się za wieszakami, robiąc mu jakiegoś niemądrego psikusa, co też byłoby wielce prawdopodobne. - Rosie? Nie będę cię szukał, wychodź. To nie jest śmieszne - odpowiedział jeszcze spokojnym, ale dystyngowanym tonem, żeby dziewczynka nie próbowała się z nim bawić, co założył że właśnie robiła. Zaczął się rozglądać, lecz zamiast po całym sklepie, to w najbliższym otoczeniu, spoglądając na podłogę i poszukując jej białych sandałków, które świadczyłyby o tym, że dziewczynka chowała się gdzieś za wieszakami z ubraniami. Jednak po tym jak prędko przeleciał po tych najbliższych mu, nadal jej nie znalazł. Obrócił się, ruszając w drugim kierunku, przy tym mijając Harper i sprawdzając z drugiej strony wieszaków, cały czas w najbliższym mu otoczeniu. Lecz nadal nic. Wyprostował się już widocznie cały spięty, z miną nietęgą i zaniepokojonym spojrzeniem, które zaczęło przeskakiwać pomiędzy losowymi ludźmi w sklepie, poszukując wśród nich gdzieś zagubionej, małej dziewczynki. - Rosie? - zapytał już głośniej, i to na tyle że kilka osób w sklepie skierowało na niego swoje pytające i zdezorientowane spojrzenia. Akurat ich miał totalnie gdzieś, szczególnie jak uświadomił sobie jeden, bardzo prosty fakt. - Nie ma jej - powiedział cicho, do samego siebie, chociaż zapewne stojąca obok Harper musiała to usłyszeć. To krótkie lecz wypełnione przejęciem i spięciem zdanie oznaczało tyle, że właśnie nie miał pojęcia, gdzie była jego mała siostra i na pewno nie była pod opieką żadnej zaufanej osoby. Nie znajdowała się w zasięgu wzroku ani nie chowała się przed nim specjalnie, bo jego wcześniejsze słowa i ton wybiłyby jej ten pomysł z głowy. Tak więc, Rosie nie było.
Adrenalina uderzyła w niego natychmiastowo. Na szczęście, bo dzięki temu nie pozwolił ogarnąć się panice, która jeżeli przejęłaby nad nim władzę, to traciłby coraz więcej czasu. A czas liczył się tutaj najbardziej. Tak więc, punkty strategiczne w sklepie. Dwa wyjścia i przebieralnia. Harvey ruszył kilka kroków na przód, by znaleźć się mniej więcej na środku sklepu i rozejrzeć się dookoła. Drugie wyjście znajdowało się na samym końcu, obok działu męskiego, więc wędrująca tam samotnie mała dziewczynka raczej zwróciłaby czyjąś uwagę… o ile szłaby sama. Stan, którego właśnie doświadczył Harvey spokojnie można byłoby nazwać mikrozawałem. Nagle, bez jakiejkolwiek przyczyny i ostrzeżenia poczuł silny ból brzucha, a jednocześnie zrobiło mu się niedobrze. Silne poczucie gniecenia na klatce piersiowej, jakby ktoś mu na niej dosłownie stanął. Jego serce zaczęło walić, albo nawet już kołatać w zatrważającym tempie. I jakby na moment stracił kontakt i jakąkolwiek przytomność. Krótko mówiąc, był dogłębnie przerażony. Rosie. Ocknął się, co było widoczne na jego twarzy i odwrócił się w stronę tego wyjścia co było bliżej, poczynił już prędki krok w jego stronę, gdy przypomniał sobie. - Harper, przebieralnie - rzucił prostym komunikatem, na krótko przenosząc na jej buzie swoje rozbiegane, spanikowane spojrzenie, licząc że bezproblemowo zrozumie, czego od niej oczekiwał, bo nawet nie spodziewał się, że mogłaby nie chcieć mu pomóc. W tym momencie nie chodziło o nią, ani o niego, tylko o dziecko. - Fioletowa sukienka - dorzucił jeszcze, po czym odwrócił się i ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia, cały czas zaglądając pomiędzy mijane przez siebie alejki i wykrzykując imię swojej siostry. Sukienka jak już to była fiołkowa, a nie fioletowa, a Harper przecież ją widziała, więc ta informacja mogła wydawać się bezsensowna. Jednak czasem widzieć, a zapamiętać to dwie różne rzeczy. Szczególnie, że blondynka - z tego co było mu wiadomo - nie miała okazji widzieć się z Rosie, a ta jednak wyglądała nieco inaczej niż cztery lata wcześniej. Lecz imię i ubiór to było wystarczająco, by móc ją zidentyfikować.
W tym czasie Harvey wybiegł ze sklepu i znalazł się na głównej alejce, która przechodziła przez centrum. Ludzi wcale nie było dużo, lecz w tym amoku wydawało mu się, że było ich pełno. Musiał po każdym z nich przejechać spojrzeniem w poszukiwaniu swojej małej siostrzyczki. Ale nie, nigdzie jej nie było. Żadnego zagubionego, szwendającego się dziecka. Nikogo w pobliżu z dziewczynką w fioletowej sukience. Nic poza… dostrzegł niewielkie stópki w białych sandałkach, które wystawały z jednej kanap, które stały na środku. Więcej nie było widać, bo dziewczynka leżąc, chowała się za oparciem. Spencer wystrzelił w kierunku tej kanapy i już wypowiadając jej imię, liczył że zobaczy jej buzię, ale… dostrzegł zupełnie inną. Siedząca obok matka popatrzyła się na niego z widocznym niezrozumieniem, gdy ten cały pobladł, poczuł jakby właśnie żołądek podszedł mu do gardła i zaczął się wycofywać. Harper. Na pewno znalazła ją w tej przebieralni, bo skoro nie ma jej tutaj, to przecież musiała być w tej przebieralni. Musiała. Wmawiając sobie te słowa odwrócił się prędko i wbiegł z powrotem do sklepu, tym razem niemal histerycznie przywołując imię swojej byłej narzeczonej i szukając jej swoim przestraszonym spojrzeniem.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Dlaczego to robisz, Harper?
Oczywiście łatwo było się domyślić, że nie pytał o to, czemu przejmowała się tym gdzie jest jego siostra - dało się zobaczyć, że odezwał się zanim dotarł do niego sens jej wypowiedzi. I chociaż mogło się wydawać, że nie robiła nic takiego, o co Harvey mógłby mieć pretensje, blondynka bardzo dobrze zrozumiała o co mu chodziło, po przebiegu ich ostatniej rozmowy było to dla niej bardziej niż oczywiste. Nie rozumiał, czemu po oddaniu mu tego kapelusika nie wycofała się od razu, jak przystało na osobę, z inicjatywy której została oficjalnie zamknięta droga do jakichś interakcji między ich dwójką. Czemu zamiast czegoś w stylu "no to cześć" zaczęła mówić coś, co brzmiało jak chęć zainicjowania choćby krótkiej, nieinwazyjnej rozmowy – jeszcze zanim zauważyła brak Rosie. Z tego, czemu zadawała mu pytanie na temat, który nie powinien ją w żadnym stopniu obchodzić, mogła się jeszcze wygodnie wytłumaczyć odruchowym zaniepokojeniem nieobecnością tu na miejscu jego małej siostry, jednak prawda była taka, że gdyby siedmiolatka siedziała tam gdzie miała siedzieć według Spencera... to Pearson zapewne znalazłaby zaraz inny temat zaczepienia – czuła to pod swoją skórą, lecz nie chciała i nie mogła się do tego przyznawać, nawet przed samą sobą, a co dopiero przed nim. Zdawała sobie sprawę, że to ona sama dążyła do takiego a nie innego obrazu rzeczywistości, w której ich światy nie mają prawa mieć ze sobą styczności, ostatnio zaznaczyła to jasno i dobitnie. W takim razie powinna też z własnej woli trzymać się od niego z daleka… a nagle okazało się, że kiedy miała okazję uniknąć kontaktu z nim, wcale z niej nie skorzystała, co było pod każdym względem sprzeczne z postawą, jaką przyjęła odpychając go od siebie, odpychając się od niego, uciekając z jego troskliwego objęcia którego przecież wcale nie potrzebowała
Całe szczęście nie musiała udzielać już żadnej odpowiedzi, ponieważ sprawa dziewczynki z oczywistych przyczyn wyszła na pierwszy plan – co jednak nie znaczyło, że blondynkę ominęło nieprzyjemne ukłucie wstydu za własne zachowanie, szczególnie że nie umiała wytłumaczyć go w żaden logiczny, sensowny sposób. Po prostu nie umiała. Co prawda była sobie w stanie bardzo szybko odpuścić, lecz niestety tylko z powodu napływających, zupełnie innych emocji. Jej wcześniejsze zaniepokojenie zaczęło rosnąć wraz z kolejnymi ruchami i słowami Harvey’ego, bo całościowo sytuacja rysowała się coraz gorzej im dłużej trwała. Obserwowanie jego w tym wszystkim tym bardziej potęgowało wszelkie nieprzyjemne odczucia – o ile możliwe zgubienie się dziecka w centrum handlowym już samo w sobie budziło poważne obawy, to dodanie do tego, że chodziło o bardzo konkretne dziecko, będące związane z bardzo konkretną, w jakimś pokręconym sensie szczególną dla niej osobą… to cholernie podsycało jej przejęcie oraz buzujące w jej wnętrzu nerwy. Niemniej zewnętrznie pozostawała całkowicie opanowana, a przynajmniej można było odnieść takie mylne wrażenie, podczas gdy tak naprawdę ogarnęło ją początkowo paraliżujące zestresowanie. Stała więc jak ten kołek, podążając jedynie rozszerzonymi oczami za jego widocznie napiętą sylwetką.
Nie ma jej – te trzy krótkie słowa zapadły z tak przygniatającym ciężarem, mimo że nie zostały skierowane bezpośrednio do Harper to trafiły w nią z pełną mocą. Chociaż odpowiedź na jej pytanie – czy byli tu z kimś – nie padła, obecnie nie pozostały nawet złudzenia, że przyszli na te zakupy sami, inaczej brunet nie reagowałby jeszcze w taki sposób.
Na jego prosty komunikat oprzytomniała i skinęła głową, ułamka sekundy się nad tym nie zastanawiając – nie było opcji, że odmówiłaby mu pomocy. Nie w takich okolicznościach… W innych zapewne też nie, lecz to nie było ani trochę istotne. Już odwracała się za siebie żeby namierzyć wzrokiem gdzie dokładnie znajdowały się przymierzalnie, do których miała pójść, dlatego zaraz potwierdziła przyjęcie informacji o kolorze sukienki szybkim mhm - wydanym z siebie przy jeszcze przelotnym zerknięciu w kierunku Spencera - zanim ostatecznie ruszyła pospiesznie w stronę wspomnianej części sklepu. Nieświadomie postępując tak samo jak on, ona również zmierzając do celu zaglądała w mijane alejki. Tych jednak nie było po drodze aż tyle, bo i same przebieralnie nie znajdowały się wcale daleko, zatem niebawem znalazła się w tej charakterystycznej, wydzielonej przestrzeni.
Dostrzegła ją na końcu pomieszczenia, kucającą przy drzwiach oznaczonych napisem staff only. Fiołkowa (jasnofioletowa, zapewne to miał na myśli brunet) sukienka i jasne włosy się zgadzały, więc podeszła do niej, już nie takim szybkim krokiem jakim tu dotarła – aby nie budzić podejrzeń tych paru przebywających tu osób. Nikt jakoś wcześniej chyba nie zwrócił uwagi na małą, ale to akurat czasem się zdarzało, że dzieciaki bawią się podczas gdy ich mama coś przymierza w spokoju. - Rosie? – odezwała się niezbyt głośno, drżącym z emocji głosem. Po tym, jak jej główka obróciła się przez ramię w reakcji na imię, a oczom Harper ukazała się jej buzia, nie pozostały już żadne wątpliwości. Co prawda dzieci, rosnąc, mocno się zmieniają na przestrzeni lat, jednak pewne cechy i tak da się w nich rozpoznać nawet po takim czasie, tak jak miało to miejsce teraz. - Rosie, Harvey cię szuka. Bardzo się martwi, że zniknęłaś – oznajmiła z widocznym przejęciem, jednocześnie kucając obok małej. Uczyniwszy to mogła za krótki moment zobaczyć, czemu ta w ogóle pochylała się tak przy tych drzwiach. Coś, co wyglądało blondynce na zabawkową różdżkę, utknęło w szczelinie między podłogą a drzwiami – zamiast dociekać, jak do tego doszło, wskazała tylko palcem na zaklinowany przedmiot, pytając to twoje?, by po otrzymaniu nieśmiałego potwierdzenia spróbować go wyjąć. Chwilkę to trwało, ale po paru podejściach się udało, wręczyła więc różdżkę właścicielce z cichym proszę na ustach, by od razu potem wrócić do tego, co ważne. - Jestem Harper… koleżanka Harvey’ego. Dasz mi rękę? Wyjdziemy tylko na sklep, żeby mógł nas zobaczyć – zapewniła łagodnie, z bardzo subtelnym uśmiechem – mającym zadziałać zachęcająco – wyciągając otwartą dłoń do dziewczynki i licząc na to samo z jej strony. Oczywiście powiedzenie, że jest koleżanką Spencera, było nie tylko wielkim kłamstwem, lecz także niesamowicie bolesnym ciosem – jednak tłumaczenie siedmiolatce tej dawnej relacji nie miało najmniejszego sensu, a i na pewno nie dodałoby Pearson wiarygodności w dziecięcych oczach. Aktualnie chodziło o to, aby niepamiętająca jej Rosie zechciała jej zaufać i z nią pójść. Jasne, mogła też poczekać aż to brunet tu zajrzy, bo z całą pewnością nie miał znaleźć swojej siostry w innym miejscu, zatem prędzej czy później pojawiłby się w tej przymierzalni. Gdyby wybrała czekanie, zaraz oświeciłoby ją, że znów ma jego numer - nie w kontaktach, ale gdzieś w ostatnio używanych, starczyłoby nieco przescrollować historię połączeń (kombinację cyfr rozpoznałaby od razu) lub odszukać konwersację (zawierającą jego prośbę o wyjaśniające spotkanie w parku oraz wysłany mu przez nią kontakt do jej taty). Ostatecznie jednak nie musiała myśleć o żadnym innym rozwiązaniu, ponieważ mała zdecydowała się ująć jej wytatuowaną rękę i razem wstać. – To chodź – rzuciła miękko, posyłając jej kolejny miły uśmiech, co było odruchem bezwarunkowym mimo wciąż obecnego w niej podenerwowania, którego wyraz wrócił na twarz blondynki tak szybko, jak tylko zainicjowała wspólne ruszenie a jej wzrok podniósł się z buzi dziewczynki. Słysząc za moment swoje imię, nawoływane z oddali z czymś na kształt prawie zrozpaczenia, zapragnęła pociągnąć Rosie za sobą, znacznie przyspieszonym krokiem podążając za głosem Harvey’ego aby jak najprędzej wyjść mu na spotkanie, jak najprędzej pokazać mu że znalazła się jego siostra… oraz aby jak najprędzej przestał, ponieważ wywoływało to u niej powrót tych wszystkich rozdzierających uczuć, o których naprawdę nie chciała pamiętać.
- Harvey, tutaj – zawołała po wyłonieniu się już na bardziej otwartą przestrzeń, a wolną ręką zamachała parokrotnie nad swoją głową, chcąc łatwiej zwrócić na siebie jego uwagę. To znaczy, wcale nie na siebie, a na fakt odnalezienia się ich zguby. Wróć, jego zguby, ona znalazła się tu przypadkiem, na chwilę, akurat złożyło się tak że mogła pomóc i pomogła, a skoro pomogła to też niebawem miała znów zniknąć. Powinna zniknąć. Rozumiała, że należałoby zniknąć… Gdy brunet je zobaczył, nie próbowała przytrzymywać dziewczynki na siłę przy sobie, wręcz podejrzewała że ta zaraz ruszy bratu naprzeciw i gotowa była wówczas rozluźnić chwyt dłoni. Jeśli Rosie jednak tego nie zrobiła, Pearson sama też nie puszczała jej małej rączki dopóki nie musiała.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey robił różne niebezpieczne i mało odpowiedzialne rzeczy, które nawet w bardzo oczywisty sposób mogły zagrażać jego życiu czy zdrowiu. Lecz w tych przypadkach chodziło o niego, o to poczucie adrenaliny które go napędzało. W tamtych momentach lęk był przewyższany przez poziom ekscytacji, co ostatecznie pchało go do podejmowania ryzyka. Jednak jakakolwiek z tamtych sytuacji nie spowodowała w nim takiego uczucia paraliżującego strachu, które wypełniało go w tym momencie. On wewnętrznie go unieruchamiał, mimo iż znajdował się w ciągłym ruchu - gdyż próbował działać - to czuł jakby on napierał na jego wszystkie organy, łapał je w swoje obleśne objęcia i zaciskał tak mocno, by mógł czuć ból, ale jednocześnie by pozostawał sprawny do działania. Jakby celowo się nad nim znęcał, bo nie mógł dobić go szybko i sprawie bądź puścić i uwolnić od siebie, tylko pochłaniał go i pozwalał mu dalej próbować, tylko po to by jego kolejne wysiłki okazały się zupełnie bezskuteczne.
Jak bardzo tragikomicznie by to nie zabrzmiało, to Spencer pokładał obecnie swoją całą nadzieję w Harper. Oczywiście gdyby blondynka nie odnalazła dziewczynki, to nie tak że rozłożyłby ręce i poddał się. Kolejnym krokiem byłoby udanie się do obsługi sklepu. Kierownik zapewne skontaktowałby się z ochroną, a ona zajęła się obserwacją ludzi wychodzących z galerii. Może nawet czasowo udałoby się ją zamknąć. Gdyby wtedy dziewczynka nie odnalazła się, to pozostało też przejrzenie nagrań monitoringu sklepowego, co na pewno naprowadziłoby już ich na jakiś ślad. Lecz do tego momentu Harvey wolał nie zapędzać się. Łatwowiernie myślał, że Rosie zwyczajnie gdzieś zapodziała się - co nijak nie tłumaczyło, czemu nie zareagowała na jego rozpaczliwe wołania - niż że opuściła sklep z kimś z kim nie powinna. To już nie byłoby zagubienie się dziecka, tylko jego celowe uprowadzenie. Działanie z świadomością swoich czynów przez osobę, którą musiały kierować bardzo złe intencje. Co byłoby jednoznaczne z tym, że Rosie groziło realne niebezpieczeństwo… stop. Jeżeli miał właśnie nie zwymiotować na środku sklepu, to musiał przestać. Rosie tylko się zgubiła - bo była małą, jeszcze nie w pełni rozważnie myślącą dziewczynką - więc skoro on jej nie znalazł, to musiała znaleźć ją Harper. Musiała. I znalazła.
Gdy usłyszał swoje imię, to jego głowa od razu powędrowała za jej głosem. Jego spojrzenie prędko odnalazło jej twarz, po czym dostrzegło pełny obrazek, na którym Pearson nie była sama. W tym momencie paraliż wydostał się na zewnątrz. Stanął w miejscu niczym jakiś posąg, a jedynie po jego niespokojnych ruchach klatki piersiowej dało się zauważyć oznaki życia. Jego ciemne ślepie zamarły, wpatrując się w tą małą, pyzatą, dziecięcą buźkę, na której obecnie rysowało się wrażenie dezorientacji i niezrozumienia. W tym momencie mógł już poczuć ulgę, bo właśnie ją widział, całą, zdrową i bezpieczną u boku Harper, to jednak te wszystkie emocje nie miały zamiaru go szybko opuścić. Chociaż do tej pory twardo się trzymał, nie pozwalając się im ogarnąć - bo skupiał się na tym działaniu - to teraz działać już nie musiał. Więc momentalnie przyjął beznadziejny wyraz twarzy, jego mięśnie mimiczne zauważalnie napięły się co było jawną obroną przed reakcjami, które pokazywałyby jego niemoc. Nie udało mu się jednak zapanować nad swoim słabym głosem. - Rosie… - powiedział prawie bezgłośnie, po czym ruszył w jej kierunku. Nie krokiem spokojnym, opanowanym, czy nawet delikatnie przyśpieszonym. Chociaż nie dzieliła ich wielka przestrzeń to podbiegł ten kawałek, pragnąc jak najprędzej go ukrócić. A gdy był już tuż przed nią to padł na kolana, jednocześnie od razu łapiąc ją w swoje ręce i zamykając w szczelnym, ciepłym objęciu. Jej drobne ciałko niemal zupełnie w nim zginęło. Harvey przycisnął ją do siebie - prawdopodobnie trochę za mocno, lecz mógł teraz nie wyważać odpowiednio swoich reakcji - przy tym zaciskając powieki. - Nie wolno ci odchodzić samej. Ile razy mama ci to powtarzała? Nie mogę cały czas trzymać cię za rękę albo cię pilnować, ale masz nie znikać, bo to jest cholernie niebezpieczne - zaczął mówić, jakby jakikolwiek żal w tym momencie był uzasadniony. Chociaż miał świadomość, że nie był. Z ich dwójki, to on był dorosły i to on za nią odpowiadał. Rosie była tylko dzieckiem, więc gdyby coś się wydarzyło, to wina i tak spoczęłaby na jego barkach, bo to on jej nie upilnował. Lecz w pierwszej fali prościej było wylać swoje rozgoryczenie na niewinną siedmiolatkę. - Mi… mi spodobała się sukienka jednej dziewczynki i poszłam za nią, a potem upadła mi różdżka i nie mogłam jej wyciągnąć… przepraszam… jesteś na mnie zły? - wydukała słabym, niepewnym głosem, wiedząc że zachowała się niewłaściwie. Lecz zrozumiała to o wiele za późno. - No tak różdżka, bo przecież… - zaczął mówić dalej, tak odruchowo w ten rozżalony sposób, ale zamknął się. Uniósł jedną dłoń do swojej twarzy, by nacisnąć palcami na swoje powieki i krótkim ruchem jakby rozmasować je. Zaraz powrócił dłonią na plecy dziewczynki i odsunął się na tyle, by mieć przed twarzą jej przestraszoną buźkę. Chwilę się w nią wpatrywał, uzmysławiając sobie że nie powinien zrzucać na nią pretensji, które miał do samego siebie. Westchnął krótko, opuszczając głowę w dół, zawodząc się po raz drugi własną postawą. Po czym wziął się w garść i z tym dalej towarzyszącym mu przejęciem, jednak o wiele większym spokojem, przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynkę i zaczął mówić. - To ja przepraszam. I nie, nie jestem na ciebie zły. Po prostu… bardzo się o ciebie martwiłem i bardzo się wystraszyłem, bo… bardzo cię kocham, wiesz? - zapytał już na sam koniec o wiele bardziej miękko, a kąciki jego ust ruszyły delikatnie ku górze. W odpowiedzi dziewczynka uśmiechnęła się o wiele szerzej, w końcu też puszczając dłoń Harper, którą w międzyczasie zaciskała. Teraz musiała to zrobić, by móc objąć brata wokół szyi i wyszeptać mu na ucho ciche wiem. Dzięki czemu on ponownie mógł mocno wtulić ją w siebie i musnąć ustami bok jej głowy. - Tylko nie rób tak więcej, dobrze? - zapytał jeszcze dla pewności, że mimo wszystko dotarło do dziewczynki, że nie powinna oddalać się nigdzie sama. Nie otrzymał już żadnej odpowiedzi słownej, tylko poczuł że kiwała głową twierdząco. Dał sobie jeszcze chwilę na uspokojenie, które było o wiele łatwiej osiągnąć, gdy trzymał już jej małą osóbkę w swoich ramionach, ale w końcu… byli w sklepie i nie byli w nim sami, więc tak czy inaczej należało wziąć się w garść.
- I to tyle, Rosie? - zapytał nagle, odnosząc się nie wiadomo do czego. - Żadnego „ja ciebie też”, „jesteś super bratem” albo przynajmniej „uwielbiam cię”? - zapytał już z rozbawieniem w głosie, a w reakcji usłyszał cichy chichot, po czym poczuł lekkie szturchnięcie różdżką na swoich plecach. - Okej, uznam to za potwierdzenie moich słów - powiedział specjalnie, wiedząc że ponownie wywoła w dziewczynce rozweselenie i jej jeszcze większe onieśmielenie, a tym samym mocniejsze wtulenie się w niego. - Jesteś okropny! - powiedziała głośniej, jakby chcąc to jeszcze podkreślić, a Harvey jej przytaknął krótkim wiem, wiem po czym nie puszczając jej ze swojego objęcia zaczął podnosić się do góry. Zaraz stał już na dwóch nogach, wyprostowany, przerzucając sobie dziewczynkę na prawe ramię i bez większego problemu podtrzymując ją, gdy ona obejmowała go tylko swoją jedną rączką, gdyż w drugiej dalej dumnie dzierżyła swoją różdżkę. Gdy stanął twarzą twarz z Harper to od razu spoważniał. Nie ze względu na nią samą, tylko raczej tą całą sytuację. To, że zaczął żartować, nie było znakiem, że już się nie przejmował czy że już mu przeszło. Zwyczajnie nie chciał, żeby Rosie czuła się tak bardzo obciążona jego emocjami. Co nie znaczyło, że już ich w nim nie było. - Dziękuję… do tego w ogóle nie powinno dojść, ale niestety doszło, więc dziękuję za twoją pomoc i przepraszam, że byłem… - zaczął mówić pewnie i szczerze, chociaż z drugiej strony czuł się zażenowany swoją postawą, bo wychodził na niezbyt odpowiedzialnego brata. A akurat nim starał się być najlepszym, tylko nie zawsze mu to wychodziło. Niestety jego słowa zostały przerwane przez kolejne szturchnięcie różdżki, tym razem w jego ramię. Spencer przeniósł na małą swoje pytające spojrzenie, a ta z kolei przeniosła je z niego na blondynkę, po to by ponownie wrócić nim do brata. - Okej, o to ci chodzi… więc to jest… - zaczął mówić, ale nie za długo mógł. - Harper! - powiedziała bardzo entuzjastycznie dziewczynka, powodując u niego ściągnięcie się brwi. - Skoro wiesz, to po co pytasz? - wyrzucił w kontrze, ale w reakcji otrzymał jedynie ponowne klapnięcie w ramię. - W końcu złamię ci tą różdżkę, zobaczysz… więc Harper jest moją… koleżanką… a to jest… - zaczął mówić wyrywkowo, zatrzymując się na tym określeniu. Na całe szczęście używając takiego samego, które wcześniej zastosowała blondynka. Dziewczynka pierw widocznie oburzyła się słysząc o tym „złamaniu różdżki”, po czym odwróciła buźką w stronę Pearson i uśmiechnęła szeroko. - Rosie Spencer! Mam siedem lat. Uwielbiam malować, wycinać i uwielbiam też psy, koty, króliki i konie. Miło mi cię poznać, Harper. Jesteś bardzo ładna - wyrzuciła z siebie i wysunęła w jej stronę swoją dłoń, tyle że miała w niej tą różdżkę… więc Harvey prędko ją od niej odebrał, by dziewczynka mogła się przywitać jak należy. - Uczyli ich ostatnio w szkole, jak zawierać nowe znajomości z innymi dziećmi, czyli żeby powiedzieć coś o sobie i coś miłego, więc Rosie teraz testuje swoją wypowiedź na wszystkich nowych osobach - wyjaśnił pokrótce, co musiało po raz kolejny skończyć się wycelowanym w niego oburzonym spojrzeniem dziewczynki. Harvey uśmiechnął się do niej niby przepraszająco, przy tym wzruszając lekko ramionami i ponieważ ona tego zrobić nie mogła, to sam pacnął się różdżką w bark. To od razu spowodowało jej rozweselenie, a uwaga Rosie ponownie skupiła się na Harper, gdyż dziewczynka czekała na to zwyczajowe uściśnięcie dłoni przy okazji przyglądając się jej. - Masz tatuaże jak Harvey - zauważyła, przyglądając się tej sowie wytatuowanej na szyi blondynki, po czym zauważalnie zaczęła coś procesować, przenosząc spojrzenie raz na brata, raz na blondynkę, dostrzegając to nietypowe podobieństwo. - Czy… ty jesteś… - zaczęła coś tam mruczeć, gdyż w jej małej główce zaszedł ten mocno uproszczony proces myślowy, że skoro wyglądali podobnie, bo łączyły ich tatuaże, to może łączyło ich coś więcej?

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
dużo niepotrzebnych przemyśleń + jeden krok w tył 😂
Złapała z nim kontakt wzrokowy jedynie przelotnie, lecz jego przeniesienie spojrzenia na siostrę niestety nie powstrzymało ją przed tym, żeby nadal mu się przyglądać. Do tej pory przy każdej jednej okazji, przy której z jakiegoś dziwnego powodu się widzieli, raczej nie chciała za bardzo na niego patrzeć więcej, niż było to konieczne… i niż było stosowne. Zresztą, przy wszystkich tamtych spotkaniach miała wystarczająco pod górkę ze względu na przytłaczające ją w jego obecności emocje, nie dokładała sobie zatem jeszcze nadmiernie jego widoku, domyślając się że to ją tylko bardziej zaboli. Miała rację. Teraz jednak nadal trzymało się jej przejęcie i napięcie wywołane zniknięciem Rosie, wobec czego to wszystko, czego doświadczała w związku z osobą Harvey’ego, na razie pozostawało wyciszone – nie na długo.
Skoro dziewczynka wciąż ujmowała jej rękę, blondynka nie wycofywała się z tego kontaktu. Niemniej spodziewała się, że zostanie on samoistnie przerwany wraz z dobiciem Spencera do jego małej siostry. Wtedy już rozluźniała swój chwyt, lecz drobna rączka z jakiegoś powodu zacisnęła się jeszcze pewniej mimo objęcia Rosie przez starszego brata. Zrobiło się jej z tym faktem… po prostu dziwnie. Nie chciała się przecież wtrącać w wyjaśnianie sobie przez nich sytuacji, co mimo zachowania milczenia czuła, że i tak w jakimś sensie robi. A może tylko ją to uwierało? Może tylko ona w tej chwili mogła zauważyć, że na dobrą sprawę jest losowo spotkaną nieznajomą, nikim na tyle bliskim, żeby jego dalsze uczestnictwo w zaistniałej sytuacji dało się uzasadnić.
Ostatecznie musiał wreszcie nadejść ten moment - puszczając małą rączkę z uścisku swojej dłoni, Harper sama poczuła się nagle zagubiona jak dziecko. Przez tych parę krótkich minut miała jakieś zajęcie, cel, i mimo że trzymanie dziewczynki straciło swój sens kiedy tylko jej starszy brat znalazł się przy niej, to jednak stanowiło jakiś powód, dla którego Pearson – choć było jej z tym nieswojo – nadal miała prawo stać przy nich. Teraz odruchowo postąpiła krok w tył, zostawiając rodzeństwu więcej przestrzeni. Właściwie mogła przy tej okazji wtrącić jakieś szybkie to trzymajcie się, nie będę wam przeszkadzać i zniknąć… ale zamiast tego została, bijąc się z własnymi myślami.
Wiedziała, że stała się częścią całego tego zajścia tylko za sprawą przypadku, że nie jest intruzem jedynie przez krótką chwilę i gdyby spróbowała ten fakt zignorować, na pewno prędko odczułaby to w jeszcze bardziej dotkliwy sposób – to znaczy zostałoby jej to powiedziane, możliwe że nie wprost, w końcu zrobiła coś dobrego, pomogła, a więc nagłe i kategoryczne nakazanie jej, aby już sobie poszła, zapewne nie miało nastąpić. W takim razie powinna sama wyłapać ten właściwy czas. Mogłaby zrobić to jeszcze póki co sama z siebie, co pozwoliłoby jej w pewnym sensie zachować twarz i jakąś godność wobec tego, o co poprosiła Spencera ostatnim razem… Mogłaby zadecydować o swoim odejściu, zamiast dać czyjejś (Harvey’ego) decyzji w tej sprawie ją zaboleć… Jednak mimo tej świadomości wcale nie wyrywała się do odejścia. Tłumaczyła sobie to tak, że nie chciała zakłócać tego momentu. Ich momentu – jego i małej, uroczej Rosie. Stała więc cały czas obok, przyglądając się ich dwójce i słuchając wymiany zdań między nimi, zaabsorbowana tym do tego stopnia, że nawet nie zdawała sobie sprawy, jak przy tym wszystkim narastają w niej emocje.
Sam przebieg ich wzajemnych interakcji był dla niej rozczulający, ale fakt, że to konkretnie Harvey odnosił się w ten sposób do małego dziecka z jakiegoś powodu oddziaływał na nią z dodatkową siłą, w dużej mierze na smutno… A tak, pewnie dlatego, że dawno temu z ekscytacją wyobrażała sobie ich wspólną przyszłość, i potrafiła w niej dostrzec więcej niż piękny, duży dom i powoli planowany ślub. W tym upragnionym obrazku znajdowała się także zakładana przez nich rodzina – z tamtej perspektywy odległa, w końcu byli jeszcze za młodzi na taką odpowiedzialność, niemniej było to coś, czego pragnęła. Pragnęła tego wszystkiego z nim, a teraz… no cóż. Teraz tamta wizja stanowiła jedynie przykre – ze względu na swoje niespełnienie i nieosiągalność – wspomnienie.
Oprzytomniała wraz z podniesieniem się bruneta. W ciągu ostatnich kilkunastu sekund jej spojrzenie całkowicie się rozmyło, a aktualnie siłą rzeczy łapało fokus na jego buzi. Spodziewała się, że oto właśnie nadchodzi odpowiednia okazja do pożegnania się – nadal nie chciała z niej korzystać, ale musiała się pogodzić z taką koleją rzeczy, a skoro tak, to mogła spróbować zachować się z honorem. Jednak to on odezwał się pierwszy. Gdy zaczął jej dziękować, uśmiechnęła się do niego łagodnie – nie tak tylko i wyłącznie uprzejmie, raczej po prostu ciepło, choć z pewnością bardzo delikatnie, może wręcz nieśmiało. Jej wyraz twarzy zmienił się jednak, kiedy z jego ust padło słowo przepraszam. Momentalnie obudziło się w niej zaniepokojenie, jakby przewidywała, że te przeprosiny miały się odnosić do jego szorstkiego zachowania na samym początku, a przecież… ono było jak najbardziej uzasadnione, Harper zaś zdawała sobie sprawę, że to jej postawa szukająca kontaktu była w tym zestawieniu niewłaściwa. Ostatecznie to, że nie odeszła od razu po oddaniu mu tego kapelusika wyszło nawet na dobre, bo przynajmniej okazało się że Rosie oddaliła się bez jego wiedzy, lecz z drugiej strony dziewczynka nie znalazła się w żadnym niebezpieczeństwie i kto wie, może wróciłaby do starszego brata zanim ten zorientowałby się, że przez jakiś czas jej przy nim nie było. A nawet jeśli by się zorientował, zapewne sam też byłby w stanie ją odnaleźć… Tak czy siak, jego pierwotna reakcja na widok Pearson była poprawna, zgodna z tym, co sama Pearson mu powiedziała…
Wtrącenie się siedmiolatki wybawiło ją od konfrontacji ze skutkami jej ostatnich wyrzutów wobec Harvey’ego. Blondynka skierowała swoje spojrzenie na tą pyzatą buźkę, mimo nagle wywołanego w jej ciele spięcia będąc w stanie znów unieść kąciki ust, i to całkiem szczerze, bo Rosie autentycznie była takim dzieckiem, którego już sam widok wywoływał na twarz uśmiech, natomiast jej usposobienie wręcz urzekało – a w każdym razie tak dziewczynka oddziaływała na Harper. Nawet niekontrolowanie parsknęła powietrzem z nosa w reakcji na to, jak mała przerwała bratu, widocznie zaskakując go znajomością jej imienia. We dwójkę naprawdę byli przeuroczy, a teraz, kiedy napięcie zdążyło przynajmniej częściowo opaść, to i nawet troszkę zabawni… Lecz zaraz już nie było jej do śmiechu. Określenie jej jako koleżanki Spencera – z którym musiała zmierzyć się po raz drugi w przeciągu zaledwie kilku minut – zabolało znów tak samo, albo może i nawet w tym przypadku bardziej bo nie padło to z jej wyboru. Jednak w obecności małej dziewczynki Pearson wiedziała, że nie powinna sobie pozwalać na emocjonalne reakcje, i jedynie jej oczy posmutniały, aczkolwiek ta różnica raczej ginęła wobec wciąż obecnego na jej twarzy uśmiechu – chwilowo tylko nieznacznie przygaszonego. - Mi też miło cię poznać, Rosie – odpowiedziała na jej przedstawienie się, z lekkim zakłopotaniem wynikającym z końcowego komplementu, jednak uśmiech nie schodził z jej warg, a nawet niebawem rozszerzył się, po raz kolejny w reakcji na to, jak się do siebie odnosili. Czy padło już słowo urocze? Tak? Nieważne – byli cholernie uroczy. Z opóźnieniem też wyciągnęła dłoń do tego uścisku na oficjalne powitanie. - To pewnie masz całe mnóstwo super koleżanek i kolegów, co? Taka z ciebie rezolutna i uprzejma dziewczynka, ja na pewno chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić. – Oczywiście odnosiła się do czysto hipotetycznej, abstrakcyjnej sytuacji, w której spotkałaby Rosie będąc w zbliżonym do niej wieku. Chciała w ten sposób odwdzięczyć się powiedzeniem czegoś miłego pod jej adresem, ale chociaż zupełnie szczerze mogłaby odpowiedzieć, że ona także jest bardzo ładna, wolała zwrócić uwagę na coś bardziej wartościowego. Uroda… nie była wcale takim wielkim atutem. Można było być bardzo ładnym, a mimo to zamkniętym na ludzi i nieszczęśliwym – chyba żadna zagadka, o kim mowa.
Przy małej, nie wiedzieć czemu, Pearson najwyraźniej zbyt prędko i łatwo się zapominała, choć pozornie nie powinno to iść w parze z jej zwyczajowym wyczuleniem w pewnych delikatnych sprawach, które mimo wszystko jej nie opuszczało. Z jakiegoś powodu w jej głowie wzniósł się alarm gdy padło to porównanie – coś w nim zabrzmiało tak… w pewnym sensie łącząco. A zatem i ona spróbowała na szybko cokolwiek połączyć w temacie ich dwójki i tatuaży, na co ewentualnie mogło wpaść dziecko. Bo nawet jeśli to było tylko dziecięce kojarzenie faktów, zgadywanie i pytanie, wiedziała że i tak mogło ją zaboleć jeśli tylko padłoby coś trafiającego w jeden z wielu czułych punktów, które miała w związku z osobą Harvey’ego. Wolała sama coś zasugerować, tym samym wyznaczając kierunek rozmowy, niż musieć bronić się przed nieświadomie zadawanymi ciosami. - Jego klientką? Niee – zgadła ciąg dalszy (a przynajmniej mogło to wyglądać jakby odruchowo zgadywała, co miało nastąpić), od razu zapewniając do tego odpowiedź. Takie skojarzenie pojawiło się u niej bardzo szybko, jak tylko przypomniała sobie, że jej były narzeczony zajmuje się zawodowo tatuowaniem. Swoją drogą miała szczęście, że szukając sobie tatuatora od razu celowała w kogoś z pobliskiego Brighton. Nie, żeby miała się niefortunnie natknąć na Spencera, wchodząc tak nieświadomie z ulicy do jego miejsca pracy, bo przecież wcześniej dokładnie sprawdziłaby stronę salonu i w ten sposób zapewne dowiedziała się, że tam stacjonował – jednak w tamtym czasie naprawdę nie było jej trzeba żadnych informacji o nim i jego życiu, nawet tak błahych jak zmiana kariery zawodowej. - Poznaliśmy się w szkole – uzupełniła prędko w zamian za tamto, żeby dziewczynka nie poczuła się jakkolwiek odtrącona po swoim nie w pełni nawet wypowiedzianym pytaniu, na które Harper zareagowała tak ucinająco. I w sumie nawet nie skłamała, po prostu pominęła… wszystko co miało miejsce po ich poznaniu się, ale to nieważne, nieistotne z punktu widzenia jego młodszej siostry. - To mówiłaś, że tak bardzo lubisz zwierzątka? Psy, koty, króliki i nawet konie… Będziesz chciała zostać weterynarzem tak jak twoi rodzice? – zapytała, mając nadzieję płynnie zmienić temat. Tylko że w sumie…
Zerknęła kontrolnie na bruneta, orientując się, że dała się wciągnąć w small talk z siedmiolatką, co jemu przecież wcale nie musiało pasować. Wróciło do niej wszystko to, co męczyło ją wcześniej, razem ze świadomością, że nie powinna czekać aż zostanie jej bardziej lub mniej delikatnie zasugerowane, że to czas aby poszła w swoją stronę. No tak, przecież wiedziała że nie należało się im narzucać… lecz i tak skierowała jasne oczy z powrotem na Rosie. – A koni się nie boisz? To bardzo duże i silne zwierzęta. No chyba, że mowa o kucykach… - Może to był błąd, lecz zignorowała jego potencjalne konsekwencje, tak bardzo pragnąc to jakoś przeciągnąć. Głupie? Owszem. Samolubne? Jak najbardziej. Czy będzie tego żałować? Prawdopodobnie, ale hej, podobno lepiej żałować tego, co się zrobiło, niż tego, co zrobić się chciało, a się stchórzyło. Co prawda w tym przypadku to, co robiła, było z tak wielu powodów niewłaściwe, jednak widocznie nie w pełni do niej docierało, jak bardzo.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey przyglądał się tej całej interakcji pomiędzy Rosie a Harper z niemal stoickim spokojem. I to nawet nie takim wymuszonym, ale pomimo przejścia w ten neutralny, a momentami nawet zabawy ton, to wewnętrznie ukajał jeszcze swoje emocje. Serce nadal waliło mu mocno i szybko, chociaż z każdą kolejna minutą powracało do swojego naturalnego trybu. Spencer nie musiał też trzymać małej przy sobie - w końcu była wystarczająco duża, by stać sobie na podłodze przy nich - ale w ten sposób czuł się pewniej, mając ją w swoim objęciu. Zresztą rozmowa z dorosłymi i patrzenie wysoko w górę nie byłoby wygodne dla siedmiolatki, a ze względu na zaistniałą sytuację, to ona znajdowała się w ich centrum zainteresowania. Nie dało się ukryć wrażenia, że to mała blondyneczka przyciągała całą jego uwagę, tym samym brunet nie dostrzegł jeszcze niczego niewłaściwego w tej całej sytuacji, która na pewno była bardzo niezręczna. Była przecież taka wcześniej, gdy rozmawiali tylko w dwójkę, a on sam chciał już to ostatecznie uciąć, bo przecież takiego zachowania oczekiwała od niego Harper, a on po ostatnim razie bardzo dosadnie to zrozumiał. Jednak przy Rosie było zupełnie inaczej, chociażby dlatego że w jej towarzystwie jedynie kolegowali się, więc należało zachowywać się stosownie do przyjętej narracji.
Lampeczka ostrzegawcza zapaliła mu się, gdy usłyszał że Rosie dąży do jakiegoś połączenia pomiędzy nim a Harper. Na jego wcześniej widocznie wesoły wyraz twarzy wkradł się cień niepokoju, a usta już otwierały się, żeby powiedzieć cokolwiek, gdy na szczęście Pearson go uprzedziła. Jej wytłumaczenie było nawet prawdziwe, tylko mocno okrojone, ale też na pewno bezpieczne. Nie warto było wciągać siedmiolatkę w sprawy dorosłych. I tak prawdopodobnie nie zrozumiałaby za wiele, ale wcześniej jeszcze obsypała ich milionem zupełnie niepotrzebnych i przy okazji nieprzyjemnych pytań. Harvey skinął tylko głową w ten sposób, pokazując że odpowiadała mu przedstawiona przez nią odpowiedź. Tak samo jak jej całościowa postawa, bo jednak z ich dwójki to Harper była bardziej… emocjonalna. Po niej i jej zachowaniu można było spodziewać się czegoś, co wymagałoby później wytłumaczenia. Zawsze była też opcja to sprawy dorosłych, jednak ucinanie jakiegokolwiek tematu w ten sposób też nie było właściwe i przedstawiało nieodpowiednie wzorce. Co prawda kłamanie w obecności dziecka też nie było stosowne, chociaż oni nawet do końca nie kłamali tylko trochę naginali rzeczywistość na potrzeby tej krótkiej pogawędki. - Nieeee... Ja nie chcę być wete... wetemy… Jak mama i tata. Ja chcę mieć swoje zwierzątka! Na podwórku chcę mieć króliki, kurki, krówki, świnki, owieczki i konie. A w domu psy i koty... - zaczęła mówić, początkowo kręcąc zamaszyście głową. Chwilę wcześniej odebrała od Harvey’ego swoją różdżkę, więc teraz mogła nią wymachiwać wymieniając kolejne zwierzęta w swoim wymyślonym gospodarstwie. Rosie chciała opiekować się swoimi podopiecznymi, a nie leczyć chore przypadki, bo obecnie gdy miała z nimi jakąkolwiek styczność to reagowała natychmiastowym płaczem, więc w swoim wyidealizowanym wyobrażeniu mogła hodować sobie zwierzęta, którym nigdy by nic nie dolegało. Z kolei drugie pytanie blondynki nie spowodowało już natychmiastowej, entuzjastycznej odpowiedzi dziewczynki. Na jej buźce pojawiła się widoczna konsternacja, gdy skierowała się ona w stronę starszego brata. - O kucykach? - powtórzyła, pytająco nie rozumiejąc co ma wspólnego kitka z konikami, bo zwyczajnie nie spotkała się jeszcze z tym określeniem. Na twarzy bruneta w odpowiedzi pojawił się delikatny uśmiech. - Pamiętasz jak byliśmy ostatnio na wakacjach i karmiłaś takie małe, śmieszne konie? To są właśnie kucyki. A te duże, które tak ci się podobały... - zaczął wyjaśniać, jednak w obecności Rosie, nikt nie był w stanie za długo zostać przy głosie. - Te jak z bajki? - zapytała z ogromną dawką energii, ponownie rozweselając się. - Tak. Te jak z bajki. To są... normalnie konie - skończył nie chcąc zagłębiać się zbytnio w szczegóły, bo na ten moment takie rozróżnienie stanowczo jej wystarczyło. - One były piękne! Takie… takie… błyszczące… Harper, a ty lubisz koniki? Mi najbardziej podobają się te brązowe... - zapytała nagle, odwracając się ponownie twarzą do już chyba swojej nowej koleżanki.
Spencer zachował się identycznie, przenosząc swoje spojrzenie na blondynkę. Jego wyraz twarzy był trochę rozbawiony, trochę zmieszany, ale zachowanie siostry nie przeszkadzało mu zauważalnie. Cała ta rozmowa nie mierzwiła go i nie czekał jedynie na to, jak mógłby prędko ją zakończyć. Całościowo prezentował o wiele bardziej łagodną i nawet otwartą postawę, szczególnie w porównaniu do tej wcześniejszej. Tak więc, zacisnął ze sobą wargi, co było wystarczającym sygnałem, że nie miał zamiaru ukracać tej pogawędki i sam czekał na odpowiedź na pytanie. Gdy blondynka zaczęła jej udzielać to obydwoje skupili swoje zainteresowanie na niej. Jednak w obecności małej swobodna rozmowa nie mogła trwać zbyt długo. - Harvey! - przerwała jej nagle swoim ponownie stanowczo zbyt głośnym okrzykiem, odwracając się ponownie w stronę brata, który zdążył zareagować tylko krótkim ciiii. - Obiecałeś zabrać mnie na koniki. Zapomniałam o tym. Musisz mnie zabrać, bo obiecałeś... - zaczęła mówić z nieugięciem i pewnością, a podjęty przez nią temat zauważalnie niezbyt spodobał się Spencerowi. - Kiedyś pomyślimy o tym... - wymruczał bez większego przekonania, a nim zdążył zmienić temat na taki, który bardziej by mu odpowiadał to ponownie Rosie dorwała się do głosu. - Harper, chcesz pójść z nami pooglądać koniki? - zaproponowała tak naturalnie i zwyczajnie, jakby nie było w tym nic dziwnego. Od razu przenosząc na blondynkę swoje duże, maślane oczka, mocno licząc na uzyskanie pozytywnej odpowiedzi. - Rosie, nie możesz zapraszać obcej osoby... - jego ton zmienił się momentalnie. Jednak w tym momencie nie chodziło nawet o Harper, tylko o tą łatwość z którą Rosie dążyła do spoufalenia się z - dla niej - obcą osobą. Nie było to bezpiecznie. Chociaż w tym przypadku chodziło o Pearson, to jemu w tej uwadze chodziło o całokształt jej zachowania, który w takim wymiarze kiedyś mógłby okazać się dla niej ryzykowny. Niestety niemądry Harvey nie domyślił się, że ta rezolutna Rosie będzie miała wytłumaczenie na wszystko. - Ale to jest Harper. Znasz ją. Twoja koleżanka ze szkoły. Tak powiedziała. Pamiętasz ją, prawda? To było dawno, bo jesteś stary, ale pewnie pamiętasz... - zaczęła mówić z taką łatwością, odnosząc się do wyjaśnienia które na początku uzyskała od blondynki. Kłamstwa wobec dzieci niestety dosyć szybko potrafią się zemścić. - Jestem co... nieważne... pamiętam, ale to nie ma znaczenia - odpowiedział skołowany jej argumentacją, której na biegu nie potrafił odpowiednio skontrować. -Będzie fajnie. Skoro lubisz koniki to super, bo Harvey się ich boi i nie chce do nich podchodzić - odpowiedziała dziewczynka, przenosząc ponownie swoje mocno entuzjastyczne spojrzenie na blondynkę. Harvey słysząc te słowa skwasił się niemal natychmiastowo i prędko podążył z wytłumaczeniem. - Co? Nieprawda, wcale się nie boje... ja po prostu czuje do nich należyty respekt. To zasadnicza różnica - wyjaśnił, kierując swoje słowa bardziej do Harper niż do siostry. Cóż, dzieci bywały nieświadomie bardzo szczere i potrafiły wspominać o sprawach, które dorośli woleli pomijać. Lecz o tym Spencer miał przekonać się jeszcze dosadniej dopiero chwilę później. - Więc jak będzie? Wiesz, ja mam dużo koleżanek i kolegów też. Ale znajdzie się miejsce dla jeszcze jednej koleżanki. Szczególnie jak jesteś koleżanką Harvusia! Ja lubię koleżanki Harvusia, lubię Dorcas bo jest bardzo miła i Maeve bo też ma takie fajne tatuaże jak ty i lubię też... - zaczęła mówić tak szybko i gładko, że Harvey nie zdążył nawet w czas zareagować. A gdy zaczęły już padać tak dokładne szczegóły jak imiona to momentalnie pobladł. Chociaż Rosie nie miała pojęcia o kim i o czym mówiła - chociaż w tych przypadkach prawdopodobnie określenie „koleżanki” wcale nie było takie dalekie od prawdy - to jednak nieświadomie wkroczyła na tematy, które nie miały prawa pojawić się pomiędzy nim a Harper, czego zresztą zapewne sama Pearson nie życzyłaby sobie. - Rosie! - przytomniejąc przywołał ją do porządku, tym samym ukracając jej niepotrzebny wywód. - Co? - zapytała z niezrozumieniem i oburzeniem. - Przestań tyle gadać - powiedział już wprost i pewnie niezbyt przyjemnym tonem, chcąc ukrócić to wszystko. - Czemu? Przecież chcę ci pomóc - odpowiedziała z niezrozumieniem, a jej słowa wywołały jeszcze większe zdziwienie na twarzy mężczyzny. - Mi pomóc? - zapytał, nie zdając sobie sprawy że właśnie w ten sposób popełnia największy błąd. - Chcę… załatwiać ci randkę, bo słyszałam jak mówiłeś ostatnio... - zaczęła mówić tak łatwo, pozostając w kompletniej nieświadomości, że właśnie wkracza na jeszcze bardziej grząski grunt niż poprzednim razem. - Rosie, skończ. Dla twojego dobra, radzę ci, milcz - przerwał jej prędko, mówiąc już w sposób bardzo szorstki i nieprzyjemny. Niestety dzieci czasem wiedziały i rozumiały więcej niż wydawało się dorosłym. A Spencer szybko domyślił się jaką rozmowę mogła przypadkiem podsłuchać dziewczynka i naprawdę nie chciał, żeby cokolwiek więcej padło w tym temacie. W reakcji Rosie zauważalnie spochmurniała, bo przecież chciała dobrze i nie rozumiała czemu jej szczere chęci spotkały się z takim niezadowoleniem ze strony Harvey’ego. Brunet zdążył zerknąć na Harper przepraszająco, zdając sobie sprawę że dla niej, ta sytuacja na pewno osiągnęła już maksymalny poziom dyskomfortu. Mógłby w tym momencie skończyć temat, zostawiając wiszącą między nimi wszystkimi nieprzyjemną ciszę, ale dotarło do niego, że Rosie działała w kompletnej nieświadomości i należało się jej jakieś wyjaśnienie, by nie poczuła się odtrącona. - A Harper... nie będzie chciała iść ze mną na randkę, więc możesz odpuścić - odpowiedział najbardziej prosto jak tylko mógł, zapominając że zapewne to nie do niego będzie należeć ostatnie słowo. - Ale dlaczego? - zapytała z niemal zdumieniem siedmiolatka, przenosząc swoje pytające spojrzenie na blondynkę. I oto po raz kolejny znaleźli się w pułapce niedopowiedzeń, wynikających z kreowania tej fałszywej sytuacji. To też jak najprędzej należało wyjaśnić i w końcu ostatecznie stłumić. Najprościej było zarzucić argumentem nie jestem w jej typie, jednak to od razu wydawało mu się niebezpiecznie, bo Rosie dostrzegła już pewne powiązania między nimi, więc trudno byłoby jej to jakoś sensownie wytłumaczyć. Tak więc… mięśnie na jego twarzy widocznie napięły się, gdy poprawiał sobie dziewczynkę na swoim ramieniu. Jego wzrok nagle zgubił się, nie odnajdując się na twarzy z żadnej z tu obecnych. Wytłumaczenie, które przyszło mu do głowy może nie było prawdziwe - chociaż coś w tej kwestii już mogło się zmienić - to mimo wszystko łatwo nie przeszło mu to przez gardło. - Bo... Harper ma już chłopaka... Zacka, prawda? - zapytał, oczekując potwierdzenia, które wydawało mu się oczywiste w ten sytuacji. To imię najwidoczniej bardzo zapadło mu w pamięć, skoro po takim czasie kojarzył jeszcze jak nazywał się jej współlokator. Gdy w końcu powrócił swoimi ślepiami do twarzy Pearson to… widać było, że nim niemal błagał o to przytaknięcie i jednocześnie czuł się mocno zmieszany tym na jaki tor zeszła ta początkowo bardzo niewinna pogawędka. - Aaaaa... Szkoda, bo wydajesz się naprawdę fajna. No trudno. Ale nadal możesz iść z nami na koniki, tylko wiesz jako… koleżanka, chyba twój chłopak się nie pogniewa? - zapytała z tą dziecięcą naiwnością, zapominając już o tym że przez krótko było jej przykro po zachowaniu brata i szybko rozweselając się na samą myśl o tym wspólnym wypadzie z nową koleżanką Harper. A Harvey tylko cicho westchnął, bo Rosie czasem było bardzo trudno przegadać i przetłumaczyć pewne rzeczy, szczególnie starając się nie wchodzić w niepotrzebne szczegóły. Sam próbował już wystarczająco mocno wybić jej ten pomysł z głowy, więc obecnie ich jedynym rozwiązaniem na nieumówienie się była pewna odmowa ze strony blondynki. Co mogłaby przecież zrobić, bo w odróżnieniu od brata nic jej nie obiecała ani nie czuła się w żaden sposób zobowiązana. Jedynie co ją przymuszało do zgodzenie się, to te duże, dziecięce oczęta pełne nadziei.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Przez moment poczuła się sama ze sobą bardzo dziwnie – w pewnym sensie wykorzystywała sytuację, a ta świadomość wpędzała ją w drobne poczucie winy. Bo przecież wiedziała, że powinna trzymać się od Harvey’ego z daleka, a takie wręcz beztroskie kontynuowanie rozmowy z jego młodszą siostrą z pewnością nie zaliczało się jako trzymanie należytego dystansu. Nie wspominając o tym, że mogło okazać się niebezpieczne, co Pearson powinna uzmysłowić sobie już po tej pierwszej sytuacji, w której musiała szybko zareagować żeby nie oberwać nieświadomie wymierzonym ciosem, mogącym potencjalnie wywołać u niej falę przykrych wspomnień i emocji. Nie, żeby stanie naprzeciwko byłego narzeczonego ich w niej nie budziło, bo właśnie budziło, lecz nie w stopniu niedającym się kontrolować i tłumić. I teraz pojawia się pytanie – po co w ogóle się na to wystawiać? Po co ryzykować? Nie umiałaby odpowiedzieć, co ją do tego ciągnęło. Możliwe że dotarło do niej, jak niepewne było, czy jeszcze tak na siebie przypadkiem trafią… Tylko czy nie o to chodziło jej ostatnim razem? Czy sama nie stwierdziła, że mieszanie się w swoje sprawy jedynie wszystko utrudnia i komplikuje? Na pewno powiedziała coś takiego, jeśli nie wprost, to z takim przekazem. I niby chciała, żeby było łatwiej, tak jej jak i jemu… Ale z jakiegoś powodu teraz, po tym jak ostatnio mu wyrzuciła, że kontakt z nim pogarsza sprawę (cokolwiek on przez to zrozumiał, bo w sumie chyba nie nazwała wprost co takiego konkretnie pogarszał), sama do tego kontaktu dążyła. Prawie przy każdym ich spotkaniu to ona uciekała, albo zamykała się, albo odpychała go mniej lub bardziej wyraźnie. A nagle nie wiedzieć czemu się jej odmieniło i oto zabiegała o podtrzymanie rozmowy z Rosie, pośrednio z nim. Funny? Yes. But not funny haha. Funny weird.
Złapała się tematu koni trochę przez przypadek – nie była jedną z tych dziewczyn, które jak nakręcone opowiadają wszystkim naokoło o swoim hobby… co nie znaczyło, że nie umiałaby się rozgadać. Zadała jednak to pytanie nie w tym celu, a zwyczajnie zahaczyła o to, o czym siedmiolatka sama wcześniej wspomniała. Gdy okazało się, że nie rozumiała określenia kucyk, Harper początkowo też nie zrozumiała… że to może nie jest taka znowu wiedza powszechna. Właściwie nieraz zdarzyło się jej usłyszeć, że niektórzy dorośli brali kuce za źrebaki, mimo że od źrebaków różniły się znacząco budową. Już miała to wyjaśnić, lecz uprzedził ją Harvey. Tak było nawet lepiej, bo odniósł się do czegoś, z czym dziewczynka miała do czynienia i wobec tego mogła pojąć tą różnicę, zaś blondynka mogła przy tej okazji uśmiechnąć się do porównania te jak z bajki. Urocze. - Nawet bardzo lubię. Chyba zaczynałam się uczyć jeździć jak byłam w twoim wieku, albo może niewiele starsza… – zaczęła odpowiadać na skierowane do niej pytanie, robiąc w trakcie małą pauzę na rozważenie, w jakim iść kierunku żeby się przy tym nie rozpędzić – ale wychodziło na to, że nie musiała się tym martwić.
A więc mała chciała na konie. Aż cisnęło się jej na usta powtórzenie po dziewczynce Harvey, obiecałeeeś, po czym wygięłaby wargi w smutną podkówkę, jednocześnie unosząc brwi i obdarzając go błagalnym spojrzeniem – co oczywiście miałoby być takim małym, niegroźnym żartem… ale to nie byłaby odpowiednia reakcja, ponieważ to ani nie była jej sprawa, ani nie był to sposób, w jaki wypadało jej odnosić się do Spencera.
Na pewno nie spodziewała się tego zaproszenia – to znaczy właściwie to pytania, lecz w praktyce wypadło jak wypadło. I choć Rosie obdarzyła ją przy tym takim rozbrajającym spojrzeniem, Pearson nie mogłaby się zgodzić. Rzecz jasna nie chodziło o siedmiolatkę. Co prawda nie była z nią w żaden sposób związana, niemniej nie miałaby najmniejszego problemu z tym, aby zająć się nią, gdyby ta została przywieziona do stajni, w której Harper „była” od jakiegoś czasu i stopniowo robiła tam coraz więcej, więc zapewne mogłaby też dogadać to i owo w tej sprawie. Co więcej, zrobiłaby to chętnie, ponieważ – jak już zdążyło paść – dziewczynka ją jakoś tak urzekała i rozczulała. Jednak w tym pakiecie był też jej starszy brat, także… no nie bardzo. I w tym momencie chyba nawet nie do końca rozchodziło się o to, że blondynka nie chciała przebywać w jego obecności (bo wychodziło na to, że mogła chcieć) – to zwyczajnie raczej nie wchodziło w grę. Niemniej odmówienie nie przyszło jej naturalnie, a zanim coś z siebie wydusiła, brunet wniósł słuszną uwagę. Zrozumiała, co nim kierowało aby pouczyć siostrę, że nie powinna zapraszać gdzieś obcej osoby. Patrząc na to, jak łatwo się od niego oddaliła, nie informując go o tym, a także jak łatwo nawiązywała kontakty, uczulanie ją na to, że nie należało być aż tak otwartym wobec nowopoznanych osób było jak najbardziej zasadne. Chociaż to określenie obca osoba ukłuło ją, nawet jeśli także było pod pewnym kątem adekwatne. Nie dała jednak tego po sobie poznać, nie będąc w tej chwili w centrum rozmowy mogła liczyć, że bardziej wymuszone utrzymywanie uśmiechu nikomu nie rzuci się w oczy. Z kolei wtedy, kiedy uwaga wróciła do niej, kwestia strachu bruneta przed końmi zdołała ją delikatnie rozbawić.
Ta cała interakcja była dla niej taka słodko-gorzka, lecz najwyraźniej udział gorzkiego nie przeważał. Albo inaczej – ta w pewnym sensie „słodka” strona, nawet jeśli znacznie mniejsza, trzymała ją tu na miejscu.
I pod znakiem dla niej „słodkiego” padło parę następnych wypowiedzi, aż musiała sobie zakryć jedną dłonią usta, kryjąc pod nią uśmiech - za szeroki (nawet jeśli wcale nie wypadał szczególnie szeroko) by chciała i czuła że wypadało się jej do niego przyznać. Jej chwilowy nastrój zmieniał się zbyt szybko, i choć może nie wpadał ze skrajności w skrajność, to jednak jego amplituda była spora, co świadczyło o wewnętrznym rozchwianiu blondynki. Część jej reakcji pozostawała niedostrzeżona przez rodzeństwo, kiedy w danym momencie akurat mówili do siebie nawzajem i wobec tego na nią nie patrzyli, ale gdyby tak się jej przyjrzeć, to nie wyglądało to, ani nie świadczyło o niej wyjątkowo dobrze. Dobrze za to, że poza odruchami mimicznymi panowała póki co nad tym, co i jak mówiła.
Na zapewnienie Spencera, że wcale się nie bał, pokiwała parę razy głową, odzyskując przy tym więcej powagi. Również względnie poważnym tonem powtórzyła jego przedostatnie słowo – zasadnicza, w ten sposób chcąc potwierdzić jego zdanie przynajmniej pozornie, bo swoje przy tym mogła pomyśleć. Nie uważała jednak, że strach – bądź respekt, jak zwał tak zwał – przed dużymi i nie w pełni obliczalnymi zwierzętami jest czymś głupim czy nieuzasadnionym… co nie znaczyło, że w duchu nie rozbawił jej obraz wielkiego faceta, obawiającego się wyciągnąć choćby rękę w kierunku zupełnie spokojnego konia. Nerwy – zapominała się, może głównie w swojej głowie, ale to i tak już było za dużo.
Sprowadzenie na ziemię przyszło, jak to zazwyczaj bywa, nieoczekiwanie. Ja lubię koleżanki Harvusia. Świetnie. Konkretne imiona były o wiele gorsze niż jakieś tam wyobrażenia, i chociaż same w sobie nie mówiły zupełnie nic (nawet z tymi krótkimi opisami (swoją drogą, ciekawe w jaki sposób Rosie określiłaby ją, gdyby jej też przyszło znaleźć się w takiej wyliczance)), niemniej stanowiły coś w pewnym sensie namacalnego, a z przyczyn, które trudno byłoby logicznie wytłumaczyć, ta namacalność okazała się dla blondynki bolesna. Mięśnie na jej twarzy napięły się w dziwnym, bliżej nieokreślonym wyrazie, spojrzenie zauważalnie się rozmyło, a ona nie umiałaby wyrazić, jak bardzo była mu wdzięczna, że przerwał siostrze w trakcie. W jakimś drobnym stopniu była ciekawa dalszego ciągu, ale jednocześnie naprawdę nie chciała go poznać. Gdyby w tej sytuacji chodziło o kogoś, kto rzeczywiście byłby jej kolegą, z pewnością zaczęłaby ciągnąć dziecko za język, prowokując je do wyjawienia większej ilości szczegółów – żeby potem móc się z tym kolegą droczyć, przywołując te fakty, które by poznała. Rzecz jasna to wszystko pozostałoby w charakterze żartu, bo gdy Pearson już faktycznie kolegowała się z kimś, to naprawdę lubiła sobie z tym kimś żartować i śmiać się. Tylko że… Harvey wcale nie był jej kolegą, właściwie nie był nawet jej znajomym, zaś biorąc pod uwagę ich wspólną przeszłość to wkroczenie na ten temat okazało się bardziej niż jedynie niezręczne.
Dalszy ciąg wcale nie był lepszy, zwłaszcza w zestawieniu z tym, że Harper spodziewała się totalnego ucięcia tematu. Zrobiło się jej głupio – starczyło się wycofać na samym początku, kiedy jeszcze miała szansę zrobić to tak w miarę bezboleśnie, a wtedy nie doszłoby do tej nieprzyjemnej sytuacji… A no tak, przecież nie chciała się wycofywać, racja. Ależ to był chujowy wybór. Jakby przewidzenie, że skoro ich spotkania kończyły się dla niej ogromem przykrości, to w takim razie liczenie na wyjątek tym razem było okropnie naiwne, było aż takie trudne.
Chyba nie wyłapała jego przepraszającego spojrzenia, aczkolwiek znając go – na tyle, na ile znała go kiedyś, i na ile mogła się przekonać podczas ich bardziej świeżych interakcji – mogła śmiało zakładać, że właśnie takiego rodzaju spojrzenie jej posłał. Że nie chciał wystawiać ją na taki dyskomfort, który ją ogarnął. I jak najbardziej tak założyła, bo był zbyt dobrym chłopakiem żeby mogła pomyśleć inaczej. I dokładnie z tego samego powodu tak mocno zaskoczyło ją to uzupełnienie. Jej wzrok momentalnie skoncentrował się na jego twarzy, podczas gdy ta jej wyrażała zmieszane niedowierzanie – bo po co mówił coś takiego? Nie od razu pojęła, że postępował dokładnie tak samo, jak ona wcześniej, rzucając czymś po części tylko prawdziwym, żeby jego siostra nie została z nieprzyjemnym ucięciem niewygodnego dla ich dwójki (o czym mała nie mogła mieć pojęcia) tematu. I kolejne zdanie-pytanie. Odruchowo otwierała już usta, biorąc wdech przed odezwaniem się – i w pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, bo przecież to nie była prawda. Jednak w porę – a pora przypadała na skierowanie przez niego tego specyficznego wzroku w jej stronę - zorientowała się, że ten jej odruch, przynajmniej w obecnych okolicznościach, wcale nie byłby dobry. Wypuściła więc nabrane w płuca powietrze, przelotnie uśmiechnęła się w ten zakłopotany, niezręczny sposób, po czym przeniosła jasne oczy na dziewczynkę. – Tak, właśnie. Zacka. Niestety. Znaczy w sensie, niestety nie pomogę w kwestii randek. Ale to bardzo miłe, że martwisz się o brata. Chociaż Harvey jest duży, na pewno sam sobie radzi w tych sprawach. - Wydawało się jej, że odpowie tylko tym krótkim potwierdzeniem, bo to byłoby najbardziej neutralne i bezpieczne, lecz wkroczenie na takie rejony zestresowało ją do tego stopnia, że nie zapanowała nad wypływem kolejnych, coraz bardziej niefortunnych słów. Nie chciała się wtrącać, ani tym bardziej wypowiadać w kwestii tego, jak to Spencer radził sobie bądź nie na polu randkowo-uczuciowym, zwłaszcza po tym, co Rosie niecelowo i nie w pełni, ale jednak zasugerowała. Gdyby sam sobie radził w tych sprawach, to raczej mała siostra nie czułaby potrzeby żeby załatwiać mu randkę. Choć z drugiej strony… ona była tylko dzieckiem. Dopiero co wymieniała imiona innych koleżanek swojego starszego brata. Może nie miała świadomości, w jakim znaczeniu czasem używa się tego określenia. Mogła nie wiedzieć, że Harvey nie potrzebuje pomocy. A akurat Pearson była sobie w stanie jak mało kto wyobrazić, że nie potrzebował pomocy w tych kwestiach.
Oprzytomniała wraz z reakcją siedmiolatki. To wszystko uderzyło w nią z taką siłą, że kompletnie zapomniała, jak w ogóle doszło do tej ukrywanej katastrofy. No tak. Wyjście na konie. Cholera. Harper dawno nie musiała wkładać tyle wysiłku w maskowanie swoich emocji i zatajanie czegoś, co było dla niej zbyt niewygodne by mogło wyjść na światło dzienne. Ostatnio raczej zaczęła sobie odpuszczać. Zły kierunek. Trzeba było ćwiczyć. - Oh, no wiesz… Musiałabym go spytać, czy się nie pogniewa. Za to mogłabym wam pomóc zorganizować takie wyjście. U mnie w stajni na pewno znalazłby się ktoś, kto by się tobą zajął, a twój brat nie musiałby się nawet zbliżać do żadnego konia, skoro się ich boi. Przepraszam, nie boi się - czuje do nich należyty respekt – poprawiła się na koniec, przy tym nawet puszczając dziewczynce porozumiewawcze oczko. Nie to, żeby czuła się przy Spencerze na tyle swobodnie, aby sobie z niego niewinnie żartować w ramach odrobinę tylko złośliwej, lecz ostatecznie wcale nie jakiejś poważnej zaczepki. Wypowiedzenie tego wszystkiego tak w miarę lekko, normalnie, serio wiele ją kosztowało. Pieprzone utrzymywanie pozorów. I to nie była zaczepka. To znaczy w sumie trochę tak wyszło… ale chodziło o Rosie. Cała ta rozmowa odbywała się ze względu na nią, tak jak ze względu na nią padały różne pół-prawdy i białe kłamstwa. A skoro w prowadzonej narracji Pearson kolegowała się z jej bratem, to chociaż może nie musiała powstrzymywać się przed takim nieszkodliwym humorem, który bywał jej reakcją nerwową w stresujących sytuacjach. – Co powiesz? – zapytała, uśmiechając się blado. Zaraz potem przeniosła spojrzenie na oczy Harvey’ego, bo to pytanie dotyczyło w sumie także jego. Nie chciała go znowu stawiać pod ostrzałem, aczkolwiek ta jej sklejona naprędce propozycja była w sumie całkiem w porządku. Nie mówiła, że ona będzie w tym uczestniczyć. I na dobrą sprawę mógł na to przystać, a później ogarnąć coś na własną rękę. Fakt, że uwaga dziewczynki ponownie celowała w niego, Harper wykorzystała na potrzebny jej, głęboki oddech. Kilka oddechów.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Kiedy usłyszał jej przytaknięcie w kwestii Zacka, to przynajmniej wewnętrznie poczuł ulgę, chociaż zewnętrznie nie mógł tego okazać. Oczywiście wolał nie wdawać się w szczegóły i nie dowiadywać się, czy było w tym coś wspólnego z prawdą. Wtedy gdy wiedzieli się po raz ostatni, to Zack nie był jej chłopakiem, co nie oznaczało że do tej pory nie zmienił swojego statusu bądź zwyczajnie ona go nie zmieniła. Lecz wolał raczej nie mieć tej świadomości, a w kontekście Rosie i tej całej sytuacji, która miała miejsce pomiędzy ich trójką, ta wersja wydarzeń była najbardziej korzystna. Na sam koniec jej wypowiedzi jego buzia przybrała taki nieswój wyraz, będący mieszanką niepewności, zakłopotania, zawstydzenia i może nawet szczypty irytacji. Harvey nie miał pojęcia, czemu w ogóle Pearson rzuciła takim komentarzem i do czego miałby on się odnosić. Przecież nie miała bladego pojęcia… nie no jakieś tam miała, bo w końcu trochę pozwierzał się jej na tej randce w ciemno, więc miała świadomość że wcale sobie nie radził i trwało to od jakiegoś czasu. Co prawda to było dawno i od tej pory mogło wiele się zmienić, ale nie zmieniło się niemal nic, co jednocześnie go uwierało i też było powodem do wstydu, bo… taki duży, dorosły, dojrzały facet nie potrafił ogarnąć swojego życia? Żałosne. Właśnie tak, w tym momencie poczuł się na tyle żenująco, by na chwilę stracić zainteresowanie ich dalszą rozmową. W końcu Rosie radziła sobie całkiem dobrze bez niego, więc nie był wcale jej potrzebny. Nawet jej nie.
Ocknął się, słysząc powtórzone przez niego słowa. Zerknął pierw na małą, potem na Harper i uśmiechnął się w sposób przesadny i sztuczny. Chociaż może nie wyłapał pełnej wypowiedzi - dopiero po czasie układała mu się ona w głowie - to nie było trudno się domyśleć, że blondynka właśnie go przedrzeźniała. - Harper, to nie jest wcale śmieszne... - wymruczał raczej niezadowolony, bo przecież każdy mógł mieć jakieś swoje obawy. Jego akurat tyczyły się koni. I chociaż wiedział, że to nic wielce dziwnego, to z drugiej strony było mu głupio, że to wyszło na jaw… tak po prostu. Nie chodziło nawet o to, że usłyszała to Harper. Zwyczajnie miał świadomość, iż była to pewna oznaka słabości, a on ostatnimi czasy okazywał się słaby na tylu płaszczyznach, że już wystarczyło mu porażek i niepowodzeń. - Zgódź się, no zgódź, proszeeee...- błagania Rosie przerwały jego widocznie odcięty od „tu i teraz” tok myślowy i ponownie kazały mu skupić uwagę na siedmiolatce. Wtedy ułożyło mu się w głowie, że blondynka wspominała coś o stajni i o kimś, kto mógłby zaopiekować się jego siostrą. Czuł się z tą propozycją dziwnie, bo jednak miał świadomość że w innych okolicznościach ona by nie padła. Rosie wymusiła na nich to wszystko. Chociaż z drugiej strony Harper i tak udało się ładnie z tego wybrnąć, bo nie narażała ich na ponowne spotkanie. A przecież tego najpewniej chciała uniknąć, bo… jego obecność jedynie wszystko pogarszała. - Okej. Niech będzie. Pójdziemy na konie. Ale ja się do nich nie zbliżam - odpowiedział w końcu, nie chcąc przetrzymywać dziewczynki w niepewności, chociaż sam nie wyglądał na zbytnio ucieszonego z tej wizji. Rosie zaraz rzuciła mu się na szyję i mocno w niego wtuliła, piszcząc mu tuż nad uchem. - Dziękuję! Idziemy na konie! Idziemy na konie! - wykrzyczała stanowczo zbyt głośno. Harvey słysząc jej śmiech i chwilę później, widząc jej rozweselony wyraz twarz,y w końcu też rozchmurzył się. Potwierdził ponownie, że tak, idą na konie, by dziewczynka ponownie niemal podskoczyła z ekscytacji, a on mógł jeszcze szerzej uśmiechnąć się widząc tą radość, która z niej biła. - Jak ustalisz z kimś termin, to po prostu napisz mi. Dla nas najlepiej, żeby był to piątek popołudniu albo sobota... - skierował swoje słowa do Harper w końcu przenosząc na nią swoje spojrzenie. Jego uśmiech stanowczo zmalał, ale wyraz twarzy nadal pozostawał pogodny. Mimo wszystko wierzył w jej dobre chęci, bo w końcu chodziło o Rosie, a nie o niego, ani nie o nią, tylko o małe dziecko, więc w jego interesie chyba byli w stanie się dogadać. - I jeszcze raz… dziękuję - odpowiedział już znacznie poważniejszym tonem, wpatrując się w jej błękitne tęczówki i wcale nie mając na myśli podziękowań jedynie za tą propozycję. Tylko ponownie za jej wcześniejszą pomoc. I tu popełnił bardzo poważny błąd, bo stracił czujność. W końcu gdy jego emocje w pełni opadły, on nie musiał skupiać się nad odgrywaną rolą ani prowadzić intensywnej rozmowy z Rosie, to pozwolił sobie na tą krótką chwilę zawiesić się w jej spojrzeniu. Co było kompletnie niedozwolone. Zabronione przez niego samego i zapewne też przez nią. Tylko, że zawsze uwielbiał jej oczy, a to było ich pierwsze spotkanie kiedy one… nie były zapłakane czy chociażby zaszklone, a ona utrzymywała z nim jakiś kontakt wzrokowy. Kiedy nie musiał wstydzić się w nie patrzeć i kiedy patrzenie w nie tak bardzo nie bolało. To znaczy, powodowało w nim mocno mieszane uczucia, bo z jednej strony wiedział że nie powinien i że do niczego dobrego to nie prowadziło, a z drugiej jakby nie potrafił przestać tego robić… a Rosie nie lubiła ciszy i miała zamiar prędko ją wypełnić.
- Harpeeeer... a czy umówisz nas z jakąś swoją koleżanką? Bo wiesz Harvey jest duży, ale jednak sobie nie radzi, bo nie potrafi już wyobrażać sobie swojego życia przy kimś tak jak kiedyś, więc może... - Rosie zaczęła mówić tak kompletnie nagle, bez jakiegoś zastanowienia, cofając się do tematu, który padł wcześniej i który wydawał się być zamknięty, ale chyba nie dla niej. Zresztą najpewniej przeszkadzało jej po prostu, że nie mogła skończyć myśli którą wcześniej zaczęła, więc teraz wykorzystała swoją okazję. - Koniec! - odpowiedział głośno, ostrym tonem, przerywając jej wypowiedź w momencie, gdy dotarło do niego, co właśnie powiedziała dziewczynka. Momentalnie zrobił się czerwony, ale nawet nie ze wstydu tylko z rzeczywistej złości, bo właśnie ktoś tutaj przekroczył granice. - Przestałaś gadać z dorosłymi. Uprzedzałem cię. Wracasz do swojego poziomu - powiedział pochylając się do dołu i odstawiając ją na ziemię. - Ale przecież... - zaczęła mruczeć, słyszalnie niezadowolona z tego obrotu spraw. - Nie ma żadnego „ale”. Skończyłem z tobą dyskutować, Rosie... Zgubiłaś swój kapelusz. Nawet nie zauważyłaś. Został na pufie. Masz trzydzieści sekund żeby pójść po niego, a jak nie zdążysz albo zgubisz się gdzieś po drodze, to nie ma żadnego chodzenia na zakupy z Harvusiem... Ani na plac zabaw... Ani do parku... Ani na plażę... Ani nawet na konie - mówił dalej mocno nieprzyjaznym tonem, patrząc na nią karcącym wzrokiem z góry i wyglądając na mega wkurzonego, starszego brata, który wcale nie żartował i nie przesadzał. - O nie, nie możesz tak... - zaprotestowała dziewczynka, a jej buzia momentalnie zauważalnie posmutniała. Na to nieszczególnie zareagował, bo przecież znał te sztuczki i nie miał zamiaru dać się na nie nabrać. - Mogę... jeden, dwa, trzy... - zaczął swoje odliczanie, nie uginając się przed nią i potencjalnym mazaniem się, do którego zaraz mogłoby dojść. - Już! Już biegnę... - odpowiedziała naprędce dziewczynka, odwracając się i ruszając w stronę miejsca, w którym Harvey szukał dla niej sukienki. Gdy oddalała się to brunet cały czas odprowadzał ją wzrokiem. Nie miał wcale zamiaru stracić jej z pola widzenia, nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. A zresztą, po tym co właśnie padło z ust dziewczynki wcale nie chciał patrzeć na Harper. A co więcej, jeżeli chodziło o Pearson to… przecież mieli umowę, prawda? A ona stawiała pewne warunki, które kazały im jakkolwiek nie spoufalać się ze sobą, zachowywać należyty dystans, nie interesować się sobą nawzajem. Teraz Rosie nie była już w niebezpieczeństwie, ale też nie była w pobliżu, więc żadne z nich nie musiało grać przesadnie uprzejmego. - Ona... nie rozumie co mówi, bo nie rozumie co usłyszała… Dzięki, że próbowałaś zachować jakieś pozory. Wolałbym nie wciągać jej w sprawy dorosłych - odpowiedział pokrótce, bo przecież nie mieli zbyt wiele czasu. Brzmiał cały czas tak chłodno i zdystansowanie. Chował się, bo w sposób niezamierzony jego słowa wypłynęły na światło dzienne i to do osoby, do której pewnie w żadnych innych okolicznościach by nie dotarły. Wtedy gdy zdobył się na tą rozmowę z siostrą, to było mu naprawdę ciężko, bo jednak w kwestii swoich problemów nie bywał zbyt wylewny. A i tak całe szczęście, że to co zapamiętała Rosie dotyczyło kwestii miłosnych, a nie jakiejś innej, o wiele bardziej wrażliwej części. Chociaż podzielenie się tym fragmentem też budziło w nim ogromne zażenowanie, przez co Spencer nie był nawet w stanie zerknąć w stronę Harper, a jego twarz cały czas wydawała się bardzo napięta jakby ktoś niemal trzymał go na muszce i zaraz mógł dogłębnie zranić.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Racja, to nie było wcale śmieszne. Przez chwilę liczyła chyba na to, że może jednak troszkę będzie, bo nie mówiła tego z rzeczywistą złośliwością, tylko po prostu… Nie, faktycznie, to było z jej strony kompletnie nie na miejscu nawet w tych przekłamanych okolicznościach, w których udawali przed jego siostrą koleżankę i kolegę. Po tym jego sztucznym uśmiechu zagryzła zęby na wnętrzu policzka, a kąciki jej ust wygięły się ku dołowi, co razem z przygaszonym spojrzeniem nadało jej twarzy lekko speszonego, przepraszającego wyrazu. Całościowo zrobiło się jej po prostu głupio, bo to nie tak że chciała mu cokolwiek wytykać, a w innych okolicznościach jej zachowanie wobec bruneta byłoby – musiałoby być - zdecydowanie bardziej zdystansowane i zdawała sobie z tego sprawę, przez co jej żołądek ścisnął się jeszcze bardziej.
Wracała na ziemię, co może nie było w tym przypadku najprzyjemniejsze, ale zdecydowanie konieczne i nastała na to najwyższa pora. Niemniej powrót myślami do tych faktycznie obowiązujących realiów nie przesłonił całkowicie jej reakcji na to urocze zachowanie Rosie, a jedynie ją przytłumił. Ta widoczna – i bardzo dobrze słyszalna – entuzjastyczna radość dziewczynki zdołała ją nieco rozpogodzić, lecz w jej głowie już na pewno nie miało dojść do zbytniego rozluźnienia i zapomnienia się… Na pewno. Jasne.
Gdy Harvey zwrócił się znów do niej, po krótkim zawahaniu skierowała na niego swoje jasne ślepia. Teraz nie przyszło jej to tak łatwo jak w trakcie dotychczasowej rozmowy między ich trójką, ale w końcu nadal odgrywali jakieś role przed jego siostrą, a wobec tego nie wypadało jej tak ewidentnie unikać jego wzroku, jak robiła to prawie cały czas przy praktycznie każdym ich dotychczasowym spotkaniu. Teraz kolegowali się i nie powinna czuć wstydu przed patrzeniem mu w oczy. To znaczy nie powinna okazywać, że wstydziła się ponownie na niego spojrzeć, bo przecież w rzeczywistości ogarniał ją i wstyd wobec niego, no i to powracające poczucie winy. Jednak w odgrywaniu roli wszystko u mnie w porządku, nic mnie nie trapi miała sporo doświadczenia, i chociaż czasem ta jej maska ewidentnie pękała, to po takich nie za poważnych potknięciach zwykle potrafiła całkiem sprawnie odzyskać równowagę i wrócić do wiarygodnego udawania. Z neutralnym, niezbyt głośnym okej kiwnęła głową, potwierdzając przyjęcie do wiadomości jego uwagi o pasujących im dniach tygodnia. Nie mówiła nic więcej, ponieważ dało się zauważyć że brunet nie skończył - a przynajmniej kiedyś umiała to rozpoznawać i wydawało się jej, że jeszcze chciał coś dodać. Nie pomyliła się. - No co ty, nie masz za co dziękować – odpowiedziała od razu, uśmiechając się przy tym delikatnie, pokrzepiająco – co akurat nie było ani trochę wymuszone. Nie chodziło jej o nic innego jak o to, że jej pomoc zwłaszcza w tej sytuacji nie była niczym nadzwyczajnym, raczej zachowała się w sposób wręcz oczywisty i nie wyobrażała sobie, że mogłaby tego nie zrobić – tak jak zapewne pomogłaby mu każda inna, normalna osoba którą by napotkał.
No dobrze; po tym czasie na uprzejmości – szczere, lecz nadal jedynie uprzejmości – najodpowiedniejsze byłoby płynne przejście do wycofywania się. Z pewnością dla niej najlepsza byłaby przynajmniej ucieczka od jego ciemnych oczu, ale nie odwróciła spojrzenia skoro on tego nie robił. Może miał do powiedzenia coś jeszcze? Albo wcale nie chciał już nic dodawać, tylko czekał aż ona się wreszcie pożegna? Ta druga opcja wydawała się jej, tak na logikę, bardziej prawdopodobna, jednak… nie widziała tego w jego wzroku – tego podirytowanego wyczekiwania, które mogła dostrzec na samym początku, kiedy przyczepiła się do niego i ku jego niezadowoleniu jakby nie miała zamiaru odchodzić. Im dłużej żadne z nich się nie odzywało, tym mniej rozumiała obecną sytuację z tej jego perspektywy, którą sobie wyobraziła. A swoją perspektywę… zatraciła. Jeszcze chwilę temu chyba na coś czekała, ale teraz przez ten jeden moment była zamknięta w tych brązowych tęczówkach, uwięziona jego spojrzeniem w swoje oczy. Przez ten jeden moment znalazła się poza czasem i przestrzenią, w tym stanie doznając słodkiego odcięcia od wszelkich myśli oraz emocji. Jak to miało być z tym zapominaniem się? A nie, zapominania się miało nie być. Well…
Głos Rosie, niczym kubeł zimnej wody, ocucił ją i wyrwał z tego zawieszenia, a wypowiadane przez nią słowa całe szczęście wymogły na Harper skupienie na nich, co siłą rzeczy zepchnęło pytanie what the fuck did just happen? na dalszy plan – w każdym razie w kontekście tego wydłużonego kontaktu wzrokowego, bo na dobrą sprawę bardzo podobne pytanie pojawiło się w głowie blondynki gdy zaczęła rozumieć, co takiego mówi siostra Spencera.
W bezwarunkowej reakcji wzdrygnęła się, jakby sama zrobiła coś złego, a to jego ostre upomnienie w takim razie się jej należało. W sumie... należało jej się, bo wcale nie zachowywała się tak jak powinna. Bardzo dobrze wiedziała, że trzeba było pożegnać się od razu po oddaniu mu kapelusza. No, biorąc poprawkę na to, że Rosie się zagubiła, to właściwy moment na pożegnanie wypadał nieco później, bo po jej odnalezieniu i trafieniu do rąk brata. Wszystko to, co działo się później nie powinno mieć miejsca. Pod naporem powracającego wstydu opuściła spojrzenie i podczas całej tej sytuacji stała z pochyloną głową, kciukiem prawej ręki pocierając nerwowo wytatuowaną na wierzchu lewej dłoni mandalę-kwiat, nie wiedząc co innego miała ze sobą zrobić - co tylko pogłębiło się kiedy Rosie odbiegła, a oni zostali jeden na jeden.
Gdy się odezwał, zerknęła na niego przelotnie w trakcie, a po tym jak zamilkł… spanikowała. Nie miała zielonego pojęcia, jak miałaby odnieść się do jego sprostowania. Chciała coś powiedzieć, coś takiego co zdjęłoby z jego ramion chociaż część ciężaru… właściwie to nie była nawet pewna czego dokładnie... o ile w ogóle czegokolwiek. Wolała nie przypisywać mu konkretnie zakłopotania czy czegoś takiego, bo chociaż słowa jego młodszej siostry obnażały coś, czym nie chciał się dzielić… to chyba całościowo chodziło o to, że to nie był jej interes, zwłaszcza jako jego byłej. Najlepiej było chyba w takim razie tę część przemilczeć, a odpowiedzieć jedynie na podziękowanie za próbę zachowania pozorów. Nieważne, że te słowa sprawiły, że zaczęło się jej chcieć płakać – na szczęście w stopniu możliwym do opanowania. - Pewnie, nie ma sprawy. I przepraszam za tamten komentarz, to było zupełnie niepotrzebne, ale trochę się zestresowałam i… po prostu przepraszam. - Przez chwilę mogło się wydawać, że wahała się nad powiedzeniem czegoś trudnego, czego nie była w stanie wyrzucić siebie nawet przy tym rozpoznawalnym nakręcaniu się, w które ponownie wpadła. Teraz też się zestresowała, bo w innym przypadku nie przyznawałaby się do tego, że wtedy nerwy wzięły nad nią górę, a jak tylko się zorientowała – tym razem w porę – odpuściła. Powiedzmy, że odpuściła, choć tak właściwie to po krótkiej przerwie po prostu przerzuciła się na coś innego. - Co do tych koni to musisz dać mi znać, czy próbować to ogarnąć na przyszły tydzień, miesiąc, czy kiedy indziej konkretnie, bo to istotne ze względu na grafik jazd i takie tam. No i najważniejsze, czy to miałaby być już taka pierwsza nauka jazdy, czy raczej na spokojnie jakieś zapoznanie i potem spacer w siodle. Możesz mi napisać później. O ile chcesz. W sensie, bo może wolisz to jednak załatwić na własną rękę… To znaczy ja się nią chętnie zajmę. To znaczy tym się zajmę, a Rosie ktoś inny. – Zapędziła się i zaplątała. Sama sobie przeczyła – nagle, bez siedmiolatki w pobliżu, okazywało się że i tak nie była wewnętrznie spójna. Jeśli tak zestawić jej obecne zachowanie z tym na koniec ich ostatniego spotkania, to prezentowała niemal zupełnie przeciwne podejścia. Oczywiście dystans między nimi był niezbijalny i wyczuwalny, lecz równie wyczuwalna – przynajmniej w jej odczuciu tuż po oprzytomnieniu – była ta niewytłumaczalna chęć kontaktu, podtrzymania rozmowy. Rozmowy, której między nimi tak naprawdę nie było. Już myślała, że jej wybuch płaczu ostatnim razem był największym poniżeniem, jakie mogła sobie sprawić wobec Harvey'ego. Teraz jednak, choć pozornie nie wydarzyło się nic wielkiego... to w pewnym sensie było o wiele gorzej niż po spotkaniu w domu jej rodziców. Wtedy przynajmniej zachowywała się wobec niego względnie tak samo jak przy poprzednich razach, czyli okazywała ogólną niechęć i nadal obecny w niej żal za to, jak zakończyła się ich historia. A teraz... zachowała się tak, jakby z jakiegoś powodu chciała być jego znajomą, mimo że poprzednio dała mu jasno do zrozumienia - jego obecność jedynie wszystko jej utrudniała. Co zabawne, to wcale się nie zmieniło.
- Tylko daj mi znać – dorzuciła jeszcze znacznie spokojniej, ciszej – tak… kończąco. Dzisiaj nawet się ze sobą nie przywitali, więc i pożegnanie wydawało się ostatecznie jakby niepotrzebne. Tym bardziej, że przecież w rzeczywistości wcale się nie kolegowali, nie byli dla siebie już nawet znajomymi... a raczej w pewnym sensie obcymi. Po przypadkowych, przelotnych interakcjach z nieznajomymi nie trzeba było się żegnać – a zatem teraz jedyne, co zostało jej zrobić, to najzwyczajniej w świecie odejść. Nie wiedzieć czemu nadal miała przed tym jakiś opór i podskórnie wyczuwała nadejście nieuzasadnionego żalu, który miał ją ogarnąć od razu lub chwilę po oddaleniu się. Jednak całe szczęście wrócił jej zdrowy rozsądek, a świadomość tego, jak należy postępować, wreszcie dzięki temu doszła do głosu – za jego wskazaniem kąciki jej ust drgnęły niewyraźnie do góry (takie niewinne oszustwo, że niby wszystko gra), a ona cała zaczęła się odwracać… i wtedy w jej polu widzenia znalazła się młodsza siostra Spencera, biegnąca z powrotem ku nim z tym swoim kapelusikiem. Okej, to w takim razie zostało jeszcze jedno. - Cześć, Rosie. Bardzo miło było cię poznać – nachylając się obdarzyła ją uśmiechem na tyle szerokim, że dziecko nie miało szansy rozpoznać, że był to mimo wszystko smutny uśmiech. Jeśli dziewczynka próbowałaby jeszcze jakkolwiek ją zatrzymywać, Harper miała w pogotowiu wymówkę pod tytułem muszę już iść, spieszę się na trening, a z tym ciężko było dyskutować – w końcu mała nie wiedziała, że to nieprawda - a zatem zaraz nastąpiło już tylko pożegnanie i ewakuacja z centrum handlowego. I tak nie podobała się sobie w tych wszystkich uroczych, letnich sukienkach.

[ zt x 2 ] @Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

James Jr King
Awatar użytkownika
23
lat
173
cm
Uznana Klasa Średnia
Zbliżający się październik oznaczał urodziny Luigiego, co oznaczało, że konieczna była wyprawa po sklepach w poszukiwaniu w miarę idealnego prezentu. Oczywiście, że zabrał ze sobą Jay, bo od lat trio kupowało sobie nawzajem prezenty w towarzystwie drugiej osoby, czy to po to, by rzucać pomysły i wpaść na coś, na co sami by nie wpadli, czy też po to, by kupić prezent wspólnie, jeśli akurat przekraczał pojedynczy budżet. JJ zawsze też starał się podpatrzeć, co podobało się przyjaciółce, żeby potem móc podkablować Luigiemu i mieć zamysł na to, z czego by się ucieszyła.
Tym razem na cel swojej podróży wybrali mniejszą galerię, bo w tych większych często polowanie na prezenty kończyło się kilkugodzinnym, bezowocnym błądzeniem po różnych sklepach, bo mnogość wyborów i opcji przytłaczała tę dwójkę i musieli szukać czegoś w bezkresnych odmętach internetu. A tam opcji było jeszcze więcej.
Mimo że centrum znajdowało się jednak bliżej niego, to musiał 'po drodze' (bo wcale mu po drodze nie było) zgarnąć Jay z jej domu, po tym jak powiedziała, że układ planet jest niekorzystny, po ulicy grasują gnomy kradnące drobniaki, autobus, który do niego jeździ nie ma kierowcy, czy jakąś inną równie absurdalną wymówkę z serii 'nie chce mi się, przyjedź po mnie', którymi szatynka sypała jak z rękawa, a on już nie był nawet w stanie ich wszystkich wymienić i tylko zastanawiał się, czy kiedyś jej się skończą pomysły. Powitał ją tylko przewróceniem oczami, rzucił coś w stylu 'wsiadaj frajerze' i w końcu byli w drodze do celu. Zaparkował auto na jednym z wielu wolnych miejsc, po czym po wejściu do środka galerii odwrócił się w stronę przyjaciółki.
- To od czego zaczynamy? - Rozejrzał się wokół i wskazał na pobliski sklep pełen kolorowych zabawek i pudełek z grami i innymi pluszakami. - Może tu? Zaproponowałbym 'zestaw małego fryzjera', gdyby nie to, że przecież już go dostał na osiemnastkę. Mam nadzieję, że jeszcze go gdzieś ma. - Zaproponował, przy okazji zastanawiając się, czy przyjaciel przypadkiem nie wyrzucił tak cudownego prezentu, bo jeśli tak, to gotów był się na niego śmiertelnie obrazić.
@Jay Blue Stilton
Mów mi Mi. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Mi#9438. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię naaaaah.
Szukam ..
Uwaga, moje posty mogą zawierać: źle postawione przecinki, nadmiar nawiasów, przekleństwa.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Jay Blue Stilton
Awatar użytkownika
22
lat
173
cm
studentka
Uznana Klasa Średnia
Jay była prostym człowiekiem. Wyczuwała okazję, by się nie nachodzić? Korzystała z niej. A los chciał, że JJ bardzo łatwo dawał się wmanewrować w podwiezienie jej do punktu docelowego. Wymyślanie coraz to nowszych, definiujących na nowo granice absurdu, wymówek było po stokroć mniej męczące niż telepanie się komunikacją miejską, więc wiadomo, prosta matematyka, agresywna wiewiórka porwała autobus.
Żebyś wiedział, że ma. Na specjalnej półeczce, żeby wszyscy mogli podziwiać. – potwierdziła bez zawahania. I dopóki JJ nie sprawdzi tego osobiście, zestaw małego fryzjera niczym się nie różnił od kota Schrödingera. Trzeba będzie tylko uprzedzić brata, by nie zepsuł zabawy. – Ale jasne, można się tu rozejrzeć.
Pierwsze co jej się rzuciło w oczy to plecaczek, który sprawiał wrażenie jakby nie mógł się zdecydować czy był materiałowy czy plastikowy. Ale to nie wątpliwe tworzywo przyciągało wzrok, a pseudopikselowy zielono-brązowy wzorek. I wielkie logo Minecraft, jakby ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości do czego wzorek się odwoływał.
Ty taki dostaniesz. – rzuciła, kiwnąwszy głową w kierunku wystawy przy wejściu. – Skoro nie szukamy niczego konkretnego to może przejdźmy po kolei wszystko. I liczmy na objawienie. – zaoferowała, kierując już swoje kroki w stronę pluszaczków. Wątpiła by to właśnie tam miał nastąpić cud, ale jak wszystko to wszystko.

@JJ King
Mów mi tuszka. Piszę w trzecia osoba, czas przeszły. Wątkom +18 mówię ohnocringe.jpg.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: co to interpunkcja, nie znam; poza tym zjadam słowa i połówki zdań.

Podstawowe

James Jr King
Awatar użytkownika
23
lat
173
cm
Uznana Klasa Średnia
- Wątpię, że postawił go na widoku. Był różowy, błyszczący i z Barbie. -Zmrużył w jej stronę oczy, ani trochę nie ufając, że mówi mu prawdę. Chociaż dało mu to pomysł, aby kiedyś rzeczywiście wystawić ten jakże wspaniały prezent na światło dzienne w centralnym punkcie pokoju przyjaciela. Ot, akurat jak będzie miał do niego wpaść ktoś, komu chciałby zaimponować. JJ oczywiście zrobiłby to z dobroci serca i chęci pomocy, w końcu na kim by taki kozacki zestaw nie zrobił wrażenia.
-Trzymam cię za słowo. - Z takim plecakiem robiłby niezły szpan na uczelni, był tego pewien. W końcu na ich studiach większość ludzi była w jakimś stopniu nerdami i większość czasu spędzała kodując mody do gier i inne takie szalone rzeczy, a sam nie raz widział u swoich znajomych z zajęć różne akcesoria czy inne przypinki z wszelkich możliwych gier.
Rozejrzał się po półkach z pluszakami, dziale, który nie był mu w sumie obcy, bo miał jednak młodszą siostrę i nie raz zabierał ją, żeby za swoje (niewielkie) kieszonkowe mogła wybrać jakąś nową przytulankę (zabawki zdawały się dość szybko ginąć i nie zdziwiłby się, gdyby znalazł jakiś grobowiec pluszaków usypany pod różami matki). Wśród wszystkich maskotek wypatrzył dalmatyńczyka z 'Psiego Patrolu' i niezwłocznie pokazał swoje znalezisko Jay.
- Co powiesz na to? - Rzucił z uśmiechem, bo sam już wiedział, że Lui pewnie zgniłby nieco w środku na widok takiego prezentu. Kolejny powód, dla którego chciałby go kupić. -Chyba, że baby Yoda, on przecież uwielbia 'Gwiezdne Wojny'. - Dodał, pokazując dość sporych rozmiarów materiałowo-mięciutką replikę uwielbianego przez miliony zielonego stworka. Jedno było pewne - nie było szans, żeby mieli stamtąd szybko wyjść, ale nie było też szans, żeby mieli wyjść bez chociażby pomysłu na prezent dla Luigiego.

@Jay Blue Stilton
Mów mi Mi. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Mi#9438. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię naaaaah.
Szukam ..
Uwaga, moje posty mogą zawierać: źle postawione przecinki, nadmiar nawiasów, przekleństwa.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Odpowiedz