Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Duke of Devonshire
pub

Gdy zapytasz ulicznego menela, gdzie można się napić od razu powie Ci, że ten pub jest najlepszy (o ile w ogóle wzajemnie się zrozumiecie). Każda inna osoba, która choć trochę szanuje swoje zdrowie i nie myśli tylko wyłącznie o tym, aby tanio i szybko się upić stanowczo odradzi nawet przechodzenie obok drzwi lokalu. Wszystkie powierzchnie w środku lepią się (lepiej nie wiedzieć od czego), a jedzenie i napoje są wyjątkowo tanie, co tłumaczy ich wątpliwą jakość, brudną zastawę oraz stałą klientelę pubu, która nie zawaha się splunąć na Twój stół w swoim pijanym lekkoduchostwie.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Przenosimy razem z Harper naszą grę z innego forum. Zdecydowałyśmy się na przeklejenie tej jednej fabuły dla zachowania ciągłości i spójności historii. Ma ona dla nas ogromne znaczenie i jest początkiem dla pierwszej fabuły, która będzie rozgrywana na Eastbourne. Nie będzie ona liczona jako ta regulaminowa jedna fabuła na dwa miesiące, którą należy rozegrać by nie trafić do nieaktywnych. Liczymy na zrozumienie :hug:

Blind dates. Można powiedzieć, że forma randek dla zdesperowanych. Jednak jakby spojrzeć na to trochę inaczej to raczej dla… odważnych. Przynajmniej tak wolał wmawiać sobie Harvey, żeby czasem się nie rozmyślić. Poniekąd trafił w to miejsce całkiem przypadkiem, bo raczej nie był typem osoby, która szukała na siłę. Ale gdy znajomy zasugerował mu, że to byłoby coś dla niego, to szybko zrozumiał przekaz i niechętnie, ale jednak przytaknął. Ostatecznie przyjął takie nastawienie, że bierze udział w pewnym eksperymencie, więc jeżeli nic z tego nie wyjdzie to nie będzie zawiedziony, a jak coś się uda to chociaż miło się zaskoczy.
Podpierając ścianę gdzieś tam na zapleczu słuchał tych wszystkich zasad, które brzmiały dosyć prosto. Panie zajmują na stałe miejsca na kanapach przy stolikach, panowie będą się zmieniać. Po upływie czasu oni będą przemieszczać się do następnego. Ponieważ wszystko miało rozgrywać się w totalnej ciemności to obsługa była od tego, by w razie czego służyć pomocą i pojawiać się w trakcie trwania randek, zbierając zamówienia. Był poniedziałkowy wieczór, bar był zamknięty i został dostosowany do tego wydarzenia. Środek lokalu był totalnie pusty, a miejsca dla pań zostały wyznaczone w rogach pomieszczenia, żeby każdy mógł toczyć swobodną rozmowę. Po wszystkim panowie wracali na zaplecze, a potem wszyscy wypełniali małe karteczki stawiając plus lub minus przy konkretnej liczbie. Więc, wszystko sprowadzało się do numerka. Spencer nie wytrzymał i w tym momencie krótko zaśmiał się pod nosem. Na koniec jeżeli doszłoby do jakiegoś dopasowania to osoby z pary zostaną wypuszczone razem z lokalu, będą mogły się zobaczyć i kontynuować swoją randkę. Harvey zapamiętał tylko, że był jedynką i poszedł razem z resztą by podjąć się tego wyzwania.
Pierwsze trzy spotkania przebiegły… interesująco. O dziwo każde z nich zupełnie inaczej, ale dzięki temu zwiększał swój bagaż doświadczeń w tej dziedzinie. Pewnie dlatego do ostatniego podszedł już z nieco pewniejszym nastawieniem, bo wydawało mu się że już nic go nie zaskoczy. Naiwny biedak. Podziękował kelnerce za przyprowadzenie do stolika i powoli wślizgnął się na kanapę. Odstawił swojego - chyba już trzeciego - drinka na stolik. - Cześć, jestem Spencer - przedstawił się, nawet nie kłamiąc. Bo przecież nie powiedział mam na imię Spencer. Więc nie było to oszustwo, jedynie niedomówienie. Tak na dobry początek. - Numer jeden, czyli najlepszy… dobra, to było słabe, więc może ja już sobie pójdę - podał tą jakże istotną informację i zaraz wyśmiał samego siebie. Już nie powstrzymał się od komentarza, który samoistnie wpadł mu do głowy i prawdopodobnie obniżył jego szanse do minimum.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Swoim upierdliwym zwyczajem pojawiła się lekko spóźniona, ale załapała się jeszcze na wyjaśnianie zasad w skromnym damskim gronie. Hasło blind dates mówiło samo za siebie, a jednak odruchowo objechała każdą z pozostałych uczestniczek oceniającym spojrzeniem, jakby wygląd którejkolwiek z nich miał na cokolwiek wpływ. Po nieskomplikowanym wstępie odebrała swoją kartkę z numerem czwartym, dała się odeskortować do jednego z przygotowanych stanowisk, a później… no jakoś poszło.
Czy miała wielkie oczekiwania? Nie, względem ostatniego z kandydatów już na pewno nie. Ale w trakcie tej całej zabawy zdążyła trochę wypić i nastawiła się, że da radę do końca. Po tej swojej myśli bez wątpienia obdarzyłaby wchodzącego mężczyznę ironicznym uśmiechem, lecz nikt nie widział, co zrobiła, skoro panowała ciemność. Gdy się przedstawił, poczuła nieprzyjemne ściśnięcie w żołądku. Tak jak mój były miał na nazwisko – nie najlepszy tekst na odpowiedź, więc to przemilczała. – Josie. – Rzuciła tylko, jemu tak jak i pozostałym podając swoje drugie imię. Nie wiedziała, na kogo mogła tu trafić, wolała uważać, okej? Dalej w reakcji na ten jego suchy żart prychnęła powietrzem z nosa, co mogło sugerować, że lubiła taki specyficzny humor. - Może słabe, ale może łatwo się poprawisz… – Przerwała na moment, wzięła łyka trzymanego w dłoni drinka i ostrożnie odstawiła go na blat stołu przed sobą. Chociaż biedak jeszcze nic nie zrobił, w blondynce nadal nieco kipiało z tych poprzednich spotkań. – To na początek powiedz mi, Spencer, w jakim jesteśmy świecie. Takim, w którym to dziewczyny walczą o chłopaków, bo jest ich zwyczajnie mniej i z tego względu tak to powinno wyglądać, czy jednak klasycznie, po staremu, będziesz mnie czarować i się starać, ja pogram trochę niedostępną, a potem zobaczymy? - Wprawdzie nie powiedziała nic nieprzyjemnego, ale jej ton do najmilszych nie należał. Przyszła tu z dobrym nastawieniem, serio, jak na nią to wybitnie, jednak każda kolejna z tych randek w ciemno wypadała gorzej od wcześniejszej.
Podczas pierwszej zachowywała się jak należy, była uprzejma i starała się wykazywać zainteresowanie rozmową, mimo że ta prawie wcale się nie kleiła. Kolejny facet próbował być ujmujący, lecz próbował za bardzo i wychodziło… dziwnie. Miał taki vibe trochę jak Anthony i w pewnym momencie zaczęło ją to niepokoić, tak że czuła się autentycznie niekomfortowo, wręcz niezbyt bezpiecznie. To sprawiło, że na następnym chłopaku musiała sobie odreagować i tym razem to ona przyjęła rolę tej osaczającej strony, co poprawiło jej humor tylko pozornie, bo w rzeczywistości przebijało się do niej przytłoczenie. Przytłoczenie jej chujową sytuacją życiową, królującą w jej codzienności tęsknotą za niedookreślonym czymś, no i najgorsze na te okoliczności w których się znajdowała – rozczarowanie. Wszystkie te interakcje były takie wymuszone, co złośliwie przypominało jej, że od długiego czasu nie mogła trafić na kogoś, z kim znalazłaby prawdziwie wspólny język i może wreszcie swoje miejsce. Zatem czas spędzony tu do tej pory ostatecznie mocno ją zmęczył i zirytował, ale… zaraz mogła sobie przypomnieć, że nie przyszła tu bez powodu, a z takimi szorstkimi odzywkami na dzień dobry to nawet lepiej było nie wychodzić z domu.
- Przepraszam, nie chciałam być opryskliwa. – Nie nie jestem, tylko tym razem nie chciałam być, trafny dobór słów. - Kiepsko zniosłam te poprzednie randki i teraz już chyba po prostu wolałabym wiedzieć, na co mam się nastawić. - Pod koniec zdania dało się usłyszeć drobne załamanie w jej głosie. To już był ten moment, że alkohol - który wyjątkowo mało pomógł jej podczas dotychczasowych dzisiejszych rozmów - wszedł na tyle, by obedrzeć Harper z jakiegoś fragmentu bariery ochronnej. Na co dzień za wszelką cenę trzymała się pionu oraz przybranej maski dzielnej dziewczyny. Nie takiej, co potrzebuje drugiego człowieka, a jedynie chciałaby kogoś poznać. A jednak, właśnie niecelowo i nie wprost, ale mimo wszystko zdradziła, że usiłowała się dopasować, byle tylko się odnaleźć - jakby bez tego dopasowania nie miała najmniejszych szans na trafienie na to, czego szukała. Z tym jednym mogła być chociaż otwarta, w końcu każdy, kto brał dziś udział w tych randkach w ciemno, samym tym faktem przyznawał się, że nastawia się na znalezienie jakiegoś… porozumienia, uczucia, zobowiązania, ciepła… wymieniać pewnie można by było dalej, wszyscy wiedzieli o co chodzi. Pieprzona miłość, w takiej czy innej formie. Odchrząknęła nieznacznie, po czym rozległo się ciche i krótkie wiercenie się, wskazujące na zmianę przez nią dotychczasowej pozycji, zapewne na wygodniejszą i bardziej swobodną. - Więc, która opcja? – O wiele bardziej pogodnym tonem nawiązała do swojej dłuższej wypowiedzi z początku, bo tak czy siak, określenie jak chcieli się dogadać wydawało jej się jej nie takie znowu pozbawione sensu. A skoro mogła to zacząć trochę milej... why not?

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Spodziewał się otrzymać w nagrodę jakąś ciętą ripostę na jego beznadziejny tekst. Albo reakcji zupełnie przeciwstawnej, czyli przesadnego rozbawienia które świadczyłoby o tym, że dziewczyna stara się za bardzo. Ale nie, jego wybryk został niemal zignorowany i poprzedzony krótkim przedstawieniem się. Josie, ślicznie imię, nie skojarzyło mu się z nikim ani niczym. Jeżeli liczył że to co powiedział ujdzie mu płazem, to nie mógł być w większym błędzie, bo to była jedynie cisza przed burzą. Słuchał jej, naprawdę uważnie jej słuchał. W takich nietypowych okolicznościach musiał o wiele bardziej skupiać się na tonie wypowiedzi, bo był przecież pozbawiony możliwości obserwacji całej mowy niewerbalnej. Lecz w tym wszystkim treść i przekaz tak go zaskoczyły, że nie był stanie dokonać jakiejś głębszej interpretacji jej zachowania. Gdy skończyła to milczał i dalej przetwarzał jej słowa, bo czy ona pytała na poważnie? Czy to był jakiś test? Co tu właśnie do cholery się zadziało? Mógł zirytować się tak jak ona i odbić piłeczkę. W tych okolicznościach nie byłoby to trudne. Szczególnie że poczuł się zaatakowany kompletnie bez najmniejszej przyczyny. Przynajmniej to nie on tym razem zawinił tylko pajace, którzy byli przed nim. Tak więc, musiał wpić piwo które oni naważyli. W sumie to nic nie musiał, ale… chyba zrozumiał nim jeszcze zaczęła się tłumaczyć.
Harvey skinął głową odruchowo, zapominając o tym że przecież nie widzą się i swoich reakcji. - Rozumiem - potwierdził krótko. Wątpił że dziewczyna przyszłaby na takie wydarzenie z zamiarem popsucia humoru wszystkim uczestnikom. Co prawda ludzie miewali różne zainteresowania, jednak sam założył że zwyczajnie musiała mieć pecha w trzech poprzednich randkach i już jej się przelało. Kiedy usłyszał jej ponowione pytanie, jednak wypowiadane już o wiele łagodniejszym i spokojniejszym głosem, to podziękował sobie że nie zareagował równie impulsywnie. Wtedy pewnie skoczyliby sobie do gardeł i byłoby po sprawie. Teraz może nie mieli dobrego i łatwego początku, ale cały czas mieli szansę. Przynajmniej Spencer podchodził do tego z takim nastawieniem, mimo iż sam nie był zadowolony z przebiegu poprzednich randek. - Hmmm. Żadna mi się nie podoba. Do pierwszej zupełnie nie pasuje, druga wydaje mi się oklepana - odpowiedział szczerze. Domyślał się, że Josie spotkała się z schematycznym podejściem i dlatego nastawiła się w ten sposób też do jego osoby. - Więc może zrobimy tak. To już twoja ostatnia randka, Josie. Zaraz będziesz wolna. Jeżeli chcesz to możemy cały czas milczeć. Albo pić. Albo robić cokolwiek innego. Ale jeżeli mogę coś zasugerować… to proponowałbym żebyś nastawiła się na luźną, miłą rozmowę, w której żadne z nas nie musi przesadnie się starać i jednocześnie nie ma wygórowanych oczekiwań - mówił, starając się złagodzić sytuację. W ten sposób przedstawiał też swoje podejście, które było jednak naprawdę swobodne. Nie musiała wysilać się przy nim, nie miał zamiaru zaraz jej oceniać. Gdyby to robił to skreśliłby ją po tej pierwszej odzywce. Jednak rozumiał, że to była tylko swego rodzaju reakcja obronna i jednak wolał dać im szansę na normalną pogawędkę.
- Z twojej wypowiedzi wynika, że faceci dzielą się na dwa rodzaje. Za to mi wyszło, że każda z tych randek była inna. Teraz już spodziewam się, że ta też taka będzie, więc nawet jeżeli już myślałem że nic mnie nie zaskoczy to byłem w ogromnym błędzie… - zaczął mówić, dużo i bezsensu. Żeby ją jakoś zagadać, oderwać jej myśli od tamtych poprzednich spotkań i skupić jej uwagę na tym, co działo się w tej chwili. Jednak skoro już podjęli temat tych randek i niejako wymieniali się swoimi opiniami na ich temat, to Harvey był w stanie bliżej podzielić się swoimi spostrzeżeniami. - Chociaż może teraz się mylę i jednak wpasujesz się w którąś opcję. Streszczę ci co masz do wyboru… - powiedział i urwał, żeby sięgnąć po swojego drinka. Dopił go do końca i akurat odstawiał, gdy obok nich przewinęła się kelnerka zbierająca zamówienia. Brunet poprosił dokładnie to samo, a gdy dziewczyna już odeszła to przesunął się na kanapie. Tak żeby skierować się bardziej frontem do swojej rozmówczyni, łokciem oprzeć się na zagłówku kanapy. Rozsiadł się wygodniej i swobodniej przy tym też, przybierając bardziej otwartą postawę w stosunku do niej, po czym zaczął opowiadać. Jego pierwsza randka była bardzo nudna i nawet trochę krepująca. Rozmowa nie kleiła się, żarty nie wchodziły. Spencer strasznie męczył się. Druga to totalnie przeciwieństwo. Wszystko było super, dobry kontakt, to samo poczucie humoru, nawet podobne hobby, aż do momentu w którym wyszło, że dziewczyna ma dosyć konserwatywne poglądy, co niestety zakończyło ich przyjemną rozmowę. Za to trzecia była najbardziej zaskakująca. Było „widać” że dziewczyna zna się na tym. Od razu zasypała go pytaniami i to takimi zupełnie innymi, niektórymi naprawdę prywatnymi. Trochę go to bawiło, ale ostatecznie stwierdził że takie podejście ma sens. Żeby nie skupiać się na głupotach, tylko na tych ważnych aspektach. Wszystko było w porządku, aż do momentu w którym… zasugerowała pocałunek. Zaszedł w nim cały proces myślowy, wszystkie za i przeciw, ale końcowo dziewczyna sensownie uargumentowała swoją propozycję i Spencer dał się przekonać. No ale ostatecznie chemii raczej nie było. Pewnie właśnie to chciała sprawdzić. Cóż, bywa.
Całość wypowiadał lekkim, swobodnym tonem. Nie zdradzał szczegółów personalnych, nie próbował też drwić z tych dziewczyn czy randek. Zwyczajnie opowiadał, pozostając w dobrym humorze. Na sam koniec Spencer uśmiechnął się, czego nie mogła zobaczyć, ale na pewno mogła usłyszeć. Dał jej krótki moment na przetrawienie tych wszystkich informacji i odezwał się. - To jak będzie, Josie. Wybierasz którąś opcje czy sama mi coś zaproponujesz? - zapytał, raczej spodziewając się tego drugiego. Po pierwszym wrażeniu, które zrobiła nie wyglądało na to że miałaby wpisać się w któryś ze schematów. Zresztą sam Harvey wątpił, że takie w ogóle istniały, ale ponieważ ona próbowała go w takowy wrzucić, to on też mógł spróbować. Licząc że chociażby przybliżaniem swoich niepowodzeń trochę polepszy jej humor, pokazując że jego randki też nie przebiegły tak jak tego wstępnie oczekiwał.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Obawiała się odrzucenia. Nie, inaczej – spodziewała się go w tej sytuacji. Spodziewała się tego, że Spencer skreśli ją od razu, bo dała mu do tego idealny powód. Czasem właśnie tak robiła, nie mając tego najmniejszej świadomości. Odpychała od siebie innych, i chociaż pragnęłaby znów zaznać czyjejś bliskości, jednocześnie oczekiwała, że ta bliskość okaże się niewystarczająca do zapełnienia pustki, którą blondynka w sobie nosiła. Chciała i nie chciała jednocześnie. W takiej sytuacji nigdy nie mogłaby być zadowolona, chyba że życie by ją zaskoczyło, dając jej wyjątkowo kogoś, kogo obecność rzeczywiście zadziałałaby na nią inaczej…
Ale on odpuścił jej to, jak się do niego odezwała na przywitanie, co w pierwszym momencie totalnie ją zszokowało. Nie potrafiła mu odpowiedzieć, odruchowo jeszcze szukając może jakiegoś podstępu w jego następnych słowach, rozważając, co oznacza taka jego postawa. A potem, nawet nie wiedziała kiedy, poddała się jego łagodnemu podejściu i planowi, który miał zająć jej myśli. Słuchając opowieści, pozwoliła swoim powiekom opaść, a spiętym ramionom powoli zacząć się rozluźniać. I tak nic nie widziała, a postać mężczyzny wydawała się jej… zachęcająca. Mimo że dopiero zaczął więcej mówić, ale fakt że pozwolił jej przeprosić się za nieprzyjemny początek i przeszedł nad tym do odciągających uwagę historyjek z poprzednich randek – nie musiał tego robić, to było naprawdę miłe. Tak jak miły był jego głos. Jakby znajomy, choć może to wrażenie mylnie wytworzyło się w jej głowie, bo po prostu był podobny do innego, który kiedyś znała i lubiła, a w chwili obecnej rozpaczliwie potrzebowała się złapać czegoś, co dałoby jej choćby namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Zatem słuchała uważnie, starając się zwracać uwagę na sposób, w jaki opisywał swoje interakcje z innymi dziewczynami, bo liczyła, że to powie jej o nim coś więcej. Jaki był, jaki miał stosunek do ludzi i życia. Rzecz jasna ocena, którą na tej podstawie wyciągała, z całą pewnością musiała być obarczona błędem, pytanie brzmiało tylko jak sporym - ale na nie, chociaż bardzo chciała, nie mogła samodzielnie udzielić sobie odpowiedzi. Pozostało jej więc poleganie na odniesionym wrażeniu i liczenie, że nie jest kompletnie mylne.
W trakcie nie próbowała mu przerywać czy jakoś szczególnie się o cokolwiek dopytywać, niemniej nie pozostawała milcząca i nie roztaczała aury niezainteresowanej. Przerywniki w jej wykonaniu nie wydawały się mechaniczne, przeciwnie, pewnie uważny słuchacz mógłby wyłapać, że dała się wciągnąć i tylko przy tym… cały czas było jej głupio za to, jak zachowała się na dzień dobry. Bo kiedy początkowo osaczyła tego poprzedniego faceta i potem już doszło w tej jej blond główce do podobnego procesu myślowego co w przypadku obecnego kandydata numer jeden, zaczęła się nawet wycofywać z tej specyficznej postawy – to tamten spróbował odwdzięczyć się jej czymś podobnym. Wtedy w okamgnieniu wróciła jej obronna waleczność i dalej jedynie ścierali się wzajemnie pytaniami, niejako walcząc pod pozorem poznawania się. I nawet jeśli to ona wygrywała, wcale nie czuła satysfakcji. Ona nie potrzebowała dominować, potrzebowała kogoś, kto uciszałby jej wybuchy czułością i zrozumieniem. Problem tkwił w tym, że to nie było coś oczywistego i łatwego, Harper nie potrafiła do tego zachęcić, a już na pewno nie o to poprosić. Zresztą, kto miałby chcieć taką prośbę spełnić? Musiałoby się jej trafić… jak ślepej kurze ziarno.
- Uwierz mi, Spencer, naprawdę bym chciała żeby to było takie proste… – W odpowiedzi na to jego finalne pytanie wydała z siebie ciężkie westchnięcie, zapewne brzmiąc na tyle beznadziejnie, że w ogóle nie pasowało to do tak niezobowiązującej sytuacji w jakiej oboje się znajdowali. Bo w końcu to były jakieś głupie randki w ciemno, to nic nie znaczyło, nie musiało nic z tego wyjść. Harper zwyczajnie chciała za bardzo, żeby wreszcie coś wyszło. Całe szczęście mogła sama się zreflektować, jak jej stosunek zdradzający się przy takich wypowiedziach wygląda z boku. Musiała się wziąć w garść. Nieznacznie odchrząknęła i najpierw się wyprostowała, a potem delikatnie nachyliła w stronę mężczyzny siedzącego po jej boku w niedużym oddaleniu, jak wnioskowała z kierunku dochodzenia jego słów oraz innych dźwięków, które wydawał. Zadbała o to, aby jej głos tym razem wypadł już luźniej, jakby ot tak mogła teraz przejść do niewinnego droczenia się. - Po pierwsze, ja na pewno cię nie pocałuję. Bez urazy, ale właśnie powiedziałeś mi że dopiero co całowałeś się z inną dziewczyną, a ja nie jestem na tyle zdesperowana żeby za wszelką cenę chcieć przebić pozostałe kandydatki. - Owszem, starała się szukając, potrafiła czasem trochę poudawać albo chociaż intencjonalnie wymusić na sobie chociażby pozornie dobre nastawienie, lecz aż tak bardzo nie chciała się poniżać. Już i tak forma tych randek w ciemno wydawała się jej uwłaczająca, ponieważ ostatecznie można je było przyrównać do pewnej formy konkursu. Co prawda dobieranie sobie partnera generalnie też stanowiło jakiegoś rodzaju zawody, niemniej naturalnie rozciągało się to o wiele bardziej w czasie i przestrzeni, przez co nie wydawało się to takie ostentacyjne. Pewnie nawet wiele osób nie myślało o tym w ten sposób, co mówiło samo za siebie.
Właściwie w swoich słowach zastrzegła tylko, że to ona nie miała zamiaru wychylać się do całowania jego, co w teorii nie wykluczało odwróconej sytuacji… ale Pearson nie chciałaby, aby coś takiego wynikało jedynie z chęci sprawdzenia. Kiedyś przez pewien czas próbowała samą siebie przekonać, że bliskość fizyczna to nic takiego, jednak nie uwierzyła sobie i nie umiała tego tak lekko traktować… chyba, że była już pijana. Aktualnie na pewno nie była trzeźwa, ale nadal zbyt trzeźwa na takie zachowanie. Oparła się łokciem o blat dzielącego ich stołu, szczęśliwie nie natrafiając na niczyją szklankę, po czym przesłoniła część swojej twarzy palcami, co zdarzało jej się robić w geście skrępowania. Wykonywała go tylko dla siebie, w ramach jakiegoś uspokojenia przed dalszą częścią, bo przecież Spencer nie widział ani jej ruchów, ani miny czy zakłopotanego wzroku. - Po drugie, mi też wcale nie podobały się tamte dwie pierwsze opcje. To już był objaw rezygnacji. Po trzecie, nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać. Wydajesz się w porządku w przeciwieństwie do mnie, ale jeśli nie zniechęciłeś się tym początkiem… chętnie po prostu z tobą pogadam. To byłoby miłe. – Znowu to robiła, znowu pozwalała sobie za bardzo skupić się na tym, jak łatwo potrafiła wszystko niszczyć i jaka była beznadziejna. Aktualnie czuła niewyobrażalnie wielką wdzięczność za to, że nie mógł jej widzieć, bo jej buzia cała wykrzywiła się w dziwnych emocjach, byle tylko nie dopuścić do zadrżenia głosu. Musiałby uznać ją za żałosną, jak tak nagle i pozornie bez powodu musi wzbraniać się przed rozklejeniem się. I to przed nieznajomym. Jednak Harper wcale nie była taką bezwzględną suką, tak naprawdę próbowała nią być – i nawet nieźle jej wychodziło – żeby ukrywać swoją delikatną, bardzo kruchą, uczuciową naturę. Co znaczyło ni mniej ni więcej to, że żyła ze sobą w wiecznej niezgodzie, co w momentach takich jak ten potrafiło z zaskoczenia rozkładać ją na łopatki. Tylko teraz naprawdę chciała się trzymać i walczyła o to.
Nie zapanowała jedynie nad odruchem pociągnięcia nosem, ale zupełnie się na nim nie skupiła, jako że już zaczynała formułować pytanie do swojego rozmówcy. – To powiedz, Spencer, dlaczego tu jesteś. Znaczy, wiesz, nie odbierz tego jakoś oceniająco z mojej strony, ja też tu przyszłam. Po prostu ciekawi mnie, czemu właśnie tak. Znudził ci się tinder, czy w ogóle go nie używasz? Może pracujesz w takim miejscu, że nie za bardzo masz sposobność kogoś poznać? – Zasypała go pytaniami, pozornie prostymi a w rzeczywistości dającymi pole do szerszego opowiedzenia o sobie i chociażby swoim zajęciu, lecz w takim jej wykonaniu nie podchodziło to pod żadne przesłuchanie, bardziej nieudolny wstęp do tej rozmowy, której przecież chciała się podjąć. Jak do tej pory sama nie powiedziała praktycznie nic o sobie, w każdym razie wprost, bo gdyby mężczyzna poświęcił trochę uwagi temu, co i jak mówiła, mógłby sobie niejedno wydedukować albo zgadnąć o tej jej skrzywionej osobowości.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey starał się rozładować jakoś atmosferę, która na starcie niestety nie była najlepsza. Tym rozbudowanym opisem swoich randek próbował odciągnąć jej uwagę od tych jej spotkań i może trochę rozbawić. Chociaż był przekonany, że jednym prostym żartem czy sucharem nagle nie zmieni kompletnie nastawienia dziewczyny, to nie miał zamiaru się poddawać. Dlatego, że jego rozmówczyni okazała się bardzo charakterna, a lubił ten typ osobowości. Nie opierał się kiedy dziewczyna chciała rozdawać karty, jak to Josie zrobiła na samym początku. To nie on zawsze musiał mieć ostatnie słowo. Relacja powinna cechować się pewną dynamiką i popadanie w skrajności, czyli całkowita uległość czy bezwzględna dominacja, nigdy nie były dobrym rozwiązaniem. Dziewczyna na pewno pokazała, że nie była nijaka i chociażby to był dobry powód, by dalej próbować.
- Damn. Nie będzie całowania? Jestem zawiedziony - odpowiedział od razu, także pochylając się w jej kierunku. Znaczy, nie był pewny czy to zrobiła, ale po szumie i wyraźniejszym usłyszeniu jej głosu założył że tak. Oczywiście żartował, co można było usłyszeć w jego rozbawionym tonie, jednak mimo tego dalej kontynuował. - Jakby, źle na to patrzysz, Josie. Tu nie chodzi o desperację tylko o… zbadanie czysto fizycznego dopasowania bez fałszywej nakładki powstałej w wyniku szybkiej oceny wzrokowej. Potem było coś jeszcze o feromonach i endorfinach - powiedział już mało konkretnie, bo aż tak dokładnie nie pamiętał tamtej całej argumentacji pani z trzeciej randki. Całościowo brzmiało to mądrze, nawet trochę naukowo. Może dlatego brunet dał się przekonać, chociaż nie oszukujmy się. Czemu miałby powiedzieć nie? Więc może tak tylko teraz się tłumaczył, nie wyłapując wcześniej że wspominanie o tym na swojej kolejnej randce było nietaktem.
- Ej… - zaczął, próbując zwrócić jej uwagę po jej kolejnych słowach. Naprawdę przestawało to wyglądać dobrze. Chociaż jej nie widział to zaczynał wyczuwać jakieś zrezygnowanie. Rozumiał że mogła mieć dość i była już zmęczona, a do tego na początku poczyniła małe faux-pas, lecz całościowo jej wypowiedź brzmiała zwyczajnie przykro. - Przestaje podobać mi się ta ciemność, bo nie mogę zrobić tego, co chcę. Chociaż… - przerwał na chwilę i zastanowił się nad swoim kolejnym krokiem. Może to nie był dobry pomysł, ale z drugiej strony wiele do stracenia nie miał. - Uwaga. Nadchodzę - ostrzegł ją, żeby nie została też zaskoczona i nie zareagowała impulsywnie. W tym czasie było słychać, że jego dłoń przesuwa się po oparciu kanapy. Gdy wyciągnął ją wystarczająco przed siebie to ostrożnie skierował w bok, aż lekko zderzył się z jej ramieniem. Wtedy jego dłoń przesunęła się nieco wyżej, na jego sam czubek. Ostatecznie dwa palce niby mocno na nie naparły, jakby próbował ją w ten sposób szturchnąć w stylu weź, ogarnij się. - Ej. Przestań. Nie wiem który z nich tak wytrącił cię z równowagi… - zaczął mówić i ponownie umilkł. Nie mógł powiedzieć za wiele, bo to było wbrew zasadom. Przyjrzał im się, gdy reguły gry były tłumaczone. Nie żeby ich ocenić, tylko raczej porównać się do nich. Szczerze mówiąc to cała trójka wyglądała względnie zwyczajnie, z nich wszystkich on najbardziej odstawał. Lecz tego też nie mógł przyznać, przynajmniej w ten sposób. - Ale olej to. Zostaw za sobą. I chociaż daj mi szansę - podsumował, zabierając swoją dłoń i uśmiechając się pod nosem. Bo wcale nie odbierał tamtej całej sytuacji tak, że on robił jej łaskę, bo nie zniechęcił się jej początkowym wybrykiem. On też w pierwszej swojej wypowiedzi nie zrobił najlepszego wrażenia, co też mogło ją zirytować. Więc skoro doszli już do tego, że oboje pozostawiali poprzednie randki za sobą, to teraz powinni mocno skupić się na tym co tu i teraz.
- Dlaczego tu jestem? Nie wiem, czy mamy tyle czasu. Więc, wszystko zaczęło się tak, że urodziłem się w dobrej, kochającej się rodzinie, ale… - zaczął mówić, płynnie i szybko jakby zaczynał kolejną długą opowieść, lecz zaraz zaśmiał się krótko. Jak zawsze próbował ratować się swoim beznadziejnym poczuciem humoru, licząc że chociaż to zacznie na nią działać. - Żartowałem. Tinder. Używam z większą lub mniejszą intensywnością w zależności od nastawienia - skomentował, uznając że przecież nie ma czego się wstydzić. Nie miał nic przeciwko tej formie, ale powiedzmy że w ten sposób o wiele łatwiej było znaleźć kogoś na chwilę, bo jednak bardzo szybko poddawało się ocenie drugą osobę, w ogóle jeszcze przed zamienianiem z nią chociaż jednego słowa. Więc miał etapy, gdzie pisał z kimś, ale czasem jak się spalił to rezygnował na jakiś czas. Potem wracał poszukując czegoś niezobowiązującego, po czym odkrywał że to nie jest to, czego szukał. Błędne koło. - A w pracy akurat codziennie poznaję nowych ludzi, bo… - zawahał się. Serio, Josie pomyśli jeszcze że facet miał jakieś problemy z myśleniem. Lecz z jakiejś przyczyny zaczął ważyć swoje słowa, pewnie przez to że na początku walnął gafę. Nie powinien o tym mówić, bo przecież takie było założenie blind dates. Nie mieć wyobrażeń. Niestety w jego przypadku podanie wykonywanego zawodu bardzo łatwo mogło ją naprowadzić na pewien schemat. Jednak większość tatuatorów była wydzierana w mniejszym bądź większym stopniu. Lecz wtedy przypomniał sobie o dziewczynie z drugiej randki, tej od konserwatywnych poglądów. Było miło, ale się skończyło. Więc chyba wolał, żeby w tym przypadku też w razie czego szybko poszło. - Jestem tatuatorem. Więc mam kontakt z ludźmi cały czas, nawet dosyć bliski. Ale wiesz, mało kto lubi taką kolejność zdarzeń, że najpierw boli a potem niby jest miło i przyjemnie - skończył żartując, chociaż raczej ponownie rzucając sucharem. Bo jakby, skojarzenie nasuwało się bardzo szybko i powinien się tego wstydzić, ale nie. Zaśmiał się krótko pod nosem z własnego żartu. To był ten stan, kiedy mieszały się procenty i niewielki stres.
Lecz przecież nie mógł tak cały czas, bo wtedy dziewczyna pomyślałaby że był kompletnie niepoważny, a ktoś taki nie był dobrym pomysłem na drugą randkę. Nadeszła pora, żeby sensownie odpowiedzieć na jej pytanie. Wyprostował się, odchrząknął i dał sobie moment, żeby ponownie nie powiedzieć czegoś durnego. Zaczął już o wiele spokojniejszym i stabilniejszym głosem. - Jestem tutaj, bo dotarło do mnie że potrzebuje kogoś, jednak nie kogokolwiek. I chyba już jestem na to gotowy. - Krótka, zwięzła i rzeczowa wypowiedź. Trochę taka słodko-gorzka, bo niby mówił że czegoś szukał, ale wyszło też że był gotowy, tak więc zasugerował że w jego życiu działy się różne rzeczy przez które potrzebował czasu. I może nie starał się przesadnie, ale chociaż próbował. Dawał szansę każdej randce i miał nadzieję, że z drugiej strony spotka się z takim samym podejściem. Nie chciał jednak żeby ich rozmowa przeszła teraz na taki zupełnie poważny tor rozmowy, więc dodał jeszcze coś od siebie. - Więc gdy kolega zaproponował mi to wydarzenie to stwierdziłem czemu nie, warto spróbować- dokończył, nie wnikając głębiej sam z siebie. Wcześniej wspomniał, że na trzeciej randce został z nim przeprowadzony niemal wywiad, więc jeżeli miała by ochotę o coś zapytać to nie krępowałby się. Jednak sam z siebie Harvey nie miał zamiaru zarzucać jej swoim życiem prywatnym. - A ty, Josie? Jak tutaj wylądowałaś i czego szukasz? Bo jakby, odczuwam to trochę tak jakbyś wcale nie chciała tutaj być - zapytał i skomentował otwarcie. I nie chodziło mu tylko o to, że jej poprzednie trzy spotkania okazały się niewypałami. Raczej wyglądało to dla niego tak, jakby uznała że po prostu powinna, gdyż już nadszedł czas. A jednak nie była przekonana? Pewna? Nie chciała dać sobie szansy? Próbowała pozornie? Jeszcze nie wiedział i może się mylił, ale liczył że dowie się prawdy.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Gdyby siedzieli przed sobą w normalnych warunkach oświetleniowych, a on by się jej spodobał – oczywiście przy założeniu, że nie byłby mężczyzną którego kiedyś znała, czyli sobą – to najpewniej załączyłby się jej jakiś lekki tryb kokietki. Nie grała na facetach, zresztą raczej nie miała takiej urody by móc robić to swobodnie, ale przy wyczuciu zainteresowania nie tylko ze swojej strony, potrafiła dość naturalnie, niewinnie pouwodzić. Pobawiłaby się trochę włosami, poprzygryzałaby czasem jakoś odruchowo wargi rzucając przy tym niby delikatnie speszone, a tak naprawdę znaczące spojrzenia. Ale Spencera nie widziała, poza tym, czy raczej przede wszystkim, jego ton mówił sam za siebie – nie powiedział tego na poważnie… co w sumie było znacznie lepszą opcją. Jak widać podchodził do tego wszystkiego z należytym dystansem, nie zachowywał się nachalnie, umiał zażartować. Nie robił wiele, a mimo to sprawiał, że chciała z nim dalej rozmawiać. – Brzmi to dosyć mądrze, ale nie wiem, czy bym temu zaufała. Jednak gra gestów i postawa ciała też decydują o tym czy w ogóle, a jeśli tak to jak chcesz wejść w ten pocałunek. A to ma chyba spory wpływ, bo taki pocałunek dla czystego sprawdzenia… brzmi jałowo. I jakoś niezachęcająco. Jakby to tylko o to chodziło… – Odpowiedziała mu w taki sposób, aby przy tym naokoło spróbować powiedzieć, że ją w pierwszej kolejności interesowało to, jak się przy kimś czuła i jak to wpływało na jej pragnienia. Bo wydawało się jej, że to tak zwane fizyczne dopasowanie nie jest czymś z góry ustalonym, tylko też można nad nim pracować i poprawiać je razem z całą resztą. Ale chyba przekazała to bardzo nieudolnie.
Potrafiła znieść naprawdę wiele z kamienną twarzą, tylko najłatwiej jej to przychodziło kiedy jednak ktoś, z kim się mierzyła, miał ją zwyczajnie w dupie. Wtedy odgrywanie zimnej, nieczułej suki przychodziło jej wręcz naturalnie w ramach własnej obrony. Lecz gdy z tej drugiej strony spotykała się z choćby namiastką ciepła i współczucia… to potrafiło ją rozwalić. Pearson szczerze nienawidziła tych sytuacji, bo przy ich okazji musiała stawić czoła temu, jak nadal wiele miała sobie do zarzucenia w tak wielu kwestiach. Jakim lichym człowiekiem się czuła. I ten jeden mały ruch z jego strony, to głupie szturchnięcie, prawie jej wystarczyło żeby się rozlecieć. Zacisnęła mocno obie pięści i zassała swoje policzki, by móc je od wewnątrz przegryźć, co razem ze wstrzymanym na chwilę oddechem miało pomóc jej zażegnać kryzys, który na szczęście jeszcze się nie rozpoczął. Miała farta, że wypowiedź mężczyzny nie była taka płynna i nie wymagała jej natychmiastowej reakcji, by nie wypadło to dziwnie. Zatem do czasu, gdy zakończył swoją myśl, blondynka zdążyła się uspokoić i na nowo spróbować rozluźnić. Szczególnie że po raz kolejny uderzyło w nią to wrażenie, że może z nim byłoby warto… Zupełnie nie rozumiała, dlaczego w ogóle mogła odczuwać coś takiego względem dopiero co tak naprawdę spotkanej osoby, niemniej nie chciała z tym walczyć. Nie miała siły, żeby wiecznie to robić. – Dobrze, cwaniaczku, umiesz przekonać. – Skomentowała żartobliwie i dało się słyszeć, że musiała to zrobić z uśmiechem na twarzy. Nie umiała dojść do tego, dlaczego to akurat on prosił ją o szansę, jako że sytuacja w jej oczach powinna być odwrócona, ale skoro to zrobił, a Harper wolała go nie odpuszczać… po prostu poszła za jego prośbą, pozwalając sobie na chociaż moment zapomnienia.
Jego poczucie humoru przemawiało do niej, może w tej formie nie aż tak żeby się normalnie śmiać, aczkolwiek kolejne ciche parsknięcie z nosa wystarczająco ją zdradzało. Ten dobry nastrój wrócił jej jednak na krótko, bo gdy Spencer wspomniał o swoim zajęciu, dziewczyna ponownie się napięła i częściowo wyłączyła, przez co nie zareagowała na jego następny żart. Nie to, że nie słuchała, zwyczajnie nie była w stanie odpowiedzieć. A dopiero co niejako obiecała, że podejdzie do tego ich spotkania na luzie, więc zrobiło jej się strasznie głupio. Na tyle, by podjąć się próby uratowania sytuacji… stanowczo nieprzemyślanym tekstem. – Więc jesteś gościem od tatuaży? Dobrze, że nie moim, wtedy to już na pewno nie chciałbyś mieć ze mną za wiele wspólnego prywatnie. – Po tych słowach zaśmiała się nieco nerwowo, choć sama wypowiedź wyszła z jej ust bardzo pewnie, jakby faktycznie było z czego żartować. W sumie nie zdradziła za wiele, mogłaby w ten sposób sugerować, że naprawdę źle znosiła fizyczny ból i przez to była mocno problematyczną klientką, sprawiającą wrażenie także trudnej do opanowania we wszelkiego rodzaju spornych sytuacjach. Albo na przykład, że jest nadmiernie wymagająca i wybredna, a przez to niesamowicie upierdliwa i niezachęcająca. Chyba wobec takich możliwości interpretacji nadal mogła czuć się względnie bezpiecznie w kontynuowaniu tej rozmowy.
Podanie przez niego prawdziwego powodu pojawienia się na wydarzeniu skomentowała jedynie przytakującym chyba już jesteś gotowy, okej. Nie chciała go oceniać czy dopytywać, dlaczego wcześniej nie był. To znaczy chciała, jednak zanim sformułowała w miarę taktownie brzmiące pytanie, otrzymała do odpowiedzenia własne. Obcy człowiek AKA niejaki Spencer AKA numer jeden po tak krótkim czasie przebywania z nią już zdążył jej wytknąć, że odniósł wrażenie jakoby ona nie chciała tutaj być. Nie zrobił tego w krzywdzący sposób, najnormalniej w świecie to zauważył i o to zagadnął, bo ostatecznie to było dziwne. Więc może jednak potrafiła już roztaczać jedynie aurę nieprzyjemnej, niechętnej do kontaktu. Owszem, na co dzień odruchowo zachowywała się w ten sposób, gdyż tak było jej po prostu łatwiej. Lecz wydawało się jej, że nad tym panuje, że może to łatwo zmienić jeśli będzie tego potrzebowała. Kameralny randkowy event wydawał się okolicznością wystarczająco tłumaczącą potrzebę zmiany nastawienia, ale najwyraźniej straciła pełną kontrolę nad swoją postawą podczas tego drugiego spotkania, które tak wytrąciło ją z równowagi. Mimo, że nie zadziało się tam nic niewłaściwego, a facet zwyczajnie miał sposób bycia zbliżony do typa z jej przeszłości. Harper była przewrażliwiona, rozchwiana. Nie widziała, że jeszcze nadal nie nadawała się do jakiejkolwiek bliższej, poważnej relacji. Poprawka – wybierała, żeby tego nie widzieć, przymykała na to oko. Bo bardzo tęskniła do tego, aby z kimś być, i chciała ignorować swoje własne niedowierzanie w to, że jakaś relacja mogłaby jej wreszcie zadziałać jak należy.
- Nie chodzi o niechęć, tylko… odruchowy sceptyzm. – Przyznała po krótkiej chwili namysłu. Mogła trochę mocniej ponaciągać prawdę, jak nieraz zdarzało się jej robić, ale przy nim wydawało się jej to niewłaściwe. On był w porządku, nie zasługiwał żeby mydlić mu oczy. Wzięła więc głębszy, cięższy oddech, odchyliła się z powrotem do tyłu i zaparła plecami mocno o kanapę. Gdy zaczęła mówić, nie robiła tego przesadnie powoli, dbała o płynność wypowiedzi, ale przy tym cholernie mocno się pilnowała, by ograniczyć się właśnie do mówienia, a nie pozwalać sobie ponownie tego wszystkiego odczuwać. - Wiesz, czasem bywa tak, że poznajesz kogoś, z kim niespodziewanie połączy cię coś wyjątkowego, a wszystko do pewnego czasu układa się dosłownie idealnie. Ale jesteś młody i niedoświadczony, i kiedy pojawiają się pierwsze kłótnie to myślisz, że to jakiś wyrok na przyszłość, bo idealnie dobrane pary w niczym się nie spierają. Zależy ci i nie odpuszczasz, ale twoje najbliższe otoczenie, ludzie którym najbardziej ufasz, podsycają w tobie wątpliwości, aż trochę ulegasz, wychodzi z tego jedna wielka katastrofa, nieporozumienie, którego nawet nie masz szansy wyjaśnić. Wtedy wszystko się kończy, a wina ostatecznie leży po twojej stronie. I może minąć od tego naprawdę sporo czasu, mówi się że czas leczy rany. I chyba coś w tym jest, tylko że jednocześnie im więcej go mija, tym częściej zaczynasz myśleć, że to była twoja jedyna szansa na prawdziwe szczęście, więc nieważne ile będziesz próbować, możesz szukać wszędzie, ale domyślnie zakładasz, że jesteś skazany na niepowodzenie. – Zrobiła wyraźną przerwę, spojrzeniem bez skutku próbując przebić się przez ciemność, dojrzeć jego wyraz twarzy żeby odgadnąć, co o niej pomyślał. Nie chciała, żeby Spencer odebrał ją jako całkowicie niezdolną do wejścia w coś nowego. Za laskę, która z desperacji szuka sobie kogoś, bo jest samotna, choć tak naprawdę najbardziej chciałaby wrócić do swojego byłego. Przecież Harper wcale nie chciałaby… Gdy zaczęła podnosić się po swoim upadku, przekonała samą siebie, że nie tęskni za nim, a jedynie za tym, jak się przy nim czuła. A to przecież mogła otrzymać także od innego, odpowiedniego faceta. Musiała tylko jakoś na niego trafić, a by nie odstraszyć go na starcie, powinna wykazać się większą otwartością. Delikatnie potrząsnęła głową i odchrząknęła, przybierając przy tym nieco mniej wycofaną postawę, choć tej ani poprzedniej i tak nie było widać. - Wiem, że to brzmi absurdalnie, ta druga część. I to nie tak że przyszłam tu z takim nastawieniem, jestem dużą dziewczynką i niejedno sobie przepracowałam. Tylko kiedy przychodzi rzeczywistość, w której ileś razy pod rząd dostajesz jakby potwierdzenie swojego dawnego, pesymistycznego założenia… wtedy łatwo jest zapomnieć, że przecież ustaliłeś sobie że może cię jednak spotkać ta kolejna szansa. – Po tych słowach ostrożnie sięgnęła dłonią w kierunku stołu, chcąc odnaleźć swoją szklankę z drinkiem i szybko go dokończyć. Miała zostawić te poprzednie randki za sobą, jednak nie mogła tego zrobić jeśli chciała szerzej wytłumaczyć to swoje początkowe zachowanie i właśnie złe nastawienie, które się w nim objawiło.
Popijając alkohol zmieszany z sokiem intensywnie myślała, jak mogła to zakończyć, rzucając nieco więcej dobrego światła na samą siebie. Żeby nie wydawać się takim całkowicie beznadziejnym przypadkiem. Coś przyszło jej do głowy gdy odstawiała puste szkło, dlatego kontynuowała, zanim on cokolwiek by zdążył wtrącić. - Moja znajoma ze studiów dorabia w tym barze. Nie jakaś bliska, to znaczy teraz już nie, odkąd ma chłopaka, no ale dała mi namiary. Na naszym kierunku chłopcy są albo strasznie nadęci, albo strasznie… chłopięcy. Nie moje typy. Także liczyłam, że może dzisiaj wyjątkowo trafię na kogoś… dojrzalszego, ale luźnego. Kogoś, o kim można myśleć na poważnie, jednocześnie nie będąc przy nim zbyt poważnym – Dopiero teraz mogła odpuścić temat, czując, że zrobiła co mogła, na tyle szczerze na ile mogła. Ten końcowy opis tego, czego szukała w facecie, zdawał się jej pasować do siedzącego tu z nią Spencera, w każdym razie na tyle, na ile mogła zdążyć go sobie całościowo wyobrazić jako człowieka. Jednak wymownie nie zadała mu żadnego nowego pytania, jakby w ten sposób dając mu okazję do wycofania się z rozmowy, jeśli po tym wszystkim co powiedziała uznałby, że Josie to dla niego za dużo.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey wysłuchał opinii dziewczyny na temat tej całej teorii, którą uraczyła go pani z trzeciej randki. I gdy się nad tym zastanowił to jej słowa także miały wiele sensu. Nie uważał, że w tym określonym przypadku to jałowe sprawdzenie fizycznego dopasowania było czymś złym. Jednak na pewno obdzierało pocałunek, jako formę pewnej bliskości, z całej reszty istotnych drobnostek, które zazwyczaj do niego doprowadzały. Tak więc, czy właśnie dał się zmanipulować jakiejś obcej kobiecie? Bo miał luźne usposobienie, ale czy aż tak? W sumie nie wyszedł na tym jakoś szczególnie poszkodowany. Pewnie większą krzywdę sam sobie wyrządził przyznając się do tego, że dał się namówić na ten eksperyment. Bo wyszedł albo na desperata albo na faceta bez większych zasad moralnych. Po tym krótkim przetrawieniu tych wszystkich informacji skrzywił się do samego siebie. Jednak coś miał chyba nie tak z tym deklem. Wolał już nie drążyć tego tematu, zakańczając go luźnym to nie tylko o to chodzi, ale to już nieważne. Powiedział to tonem, który sugerował chęć odpuszczenia tego tematu, bo przecież nie chciał jeszcze bardziej się pogrążać. Wyszło jak wyszło, zmienić tego nie mógł.
Po jej kolejnym szybkim i wydawało się nieprzemyślanym komentarzu poczuł się zaintrygowany. Uśmiechnął się i przekręcił twarz w jej stronę, chociaż i tak przecież nie mógł jej dostrzec. - W takim razie ciekawi mnie jakim typem dziewczyny jesteś. Drobne, subtelne tatuaże w różnych, niedostępnych miejscach na ciele czy raczej pełne, obfite i kompletne kompozycje na dobrze widocznych fragmentach skóry? Oczywiście, to tak tylko z zawodowej dociekliwości - zapytał, jednocześnie przedstawiając oficjalne wytłumaczenie swojego wścibstwa. Ale nim zdążyła odpowiedzieć to zreflektował się. - Ale niestety to jest wbrew zasadom - powiedział ze słyszalnym zawiedzeniem i niezadowoleniem w głosie. Nie mógł pytać o wygląd, nawet jeżeli nie chodziło o jakieś cechy fizyczne, tylko elementy które zostały nabyte. Nie powinien pytać o nic, co mogłoby dać mu jakieś wyobrażenie jej osoby. Tak więc, powstrzymał samego siebie zanim to ona mogła przywołać go do porządku.
Postawił niełatwe pytanie, do tego jeszcze dzieląc się swoimi odczuciami. Więc gdy Josie zaczęła odpowiadać i to bardzo poważnie, to nawet nie próbował jej przerywać. Słuchał z należytą uwagą, starając się naprawdę zapamiętywać i przetrawiać informacje, które padały. Szybko mógł zacząć wyciągać jakieś wnioski, ale nie chciał tego robić. Wolał poznać jak najpełniejszy obrazek. Gdy już kończyła mówić to dostrzegł, że próbowała rozluźnić atmosferę. Przechodząc na bardziej neutralny grunt, po tym jak pozwoliła sobie na szczerość wobec totalnie obcego człowieka. Dlatego Spencer początkowo nie wiedział, jak miał się w tym wszystkim odnaleźć. Czy tylko odnieść do ostatniej wypowiedzi, a resztę potraktować jako opowieść której nie powinien komentować? Czy wyrazić zrozumienie poprzez przyznanie się do równie ciężkich przeżyć? Lecz tą ostatnią opcję szybko odrzucił, bo przecież to że on też przeżył coś ciężkiego nie było żadnym pocieszeniem. Nie chciał też za wszelką cenę pokazać, ja też nie miałem łatwo, a jednak przyszedłem tutaj z o wiele lepszym nastawieniem. Nie próbował dążyć do jakiegokolwiek porównywania swoich przeżyć i doświadczeń z jej, żeby to nie zakończyło się przerzucaniem tym, które z nich miało gorzej. To i tak nic nie wniosłoby. - Wiesz, Josie. Ta teoria o jednej szansie na prawdziwe szczęście wcale mnie nie pociesza - skomentował krótko, jednak nie jakimś bardzo przygnębionym tonem. Zwyczajnie on próbował w ten sposób nie myśleć. To nie mogło tak być. Bo przecież związki rozpadały się z różnych powodów i to nie oznaczało, że jeżeli przydarzyło się coś raz i ktoś zjebał, to teraz nie ma już żadnej opcji na szczęście. - Więc, załóżmy że ta teza jest błędna. Myślę że wtedy oboje będziemy spokojniejsi i szczęśliwsi - zaczął mówić, mając nadzieję że uda mu się trochę złagodzić jej podejście. Obecnie wyglądało to tak, jakby nawet już nie próbowała dawać sobie szans, bo oczekiwała że to i tak nie wyjdzie. A skoro zaczynała z takim nastawieniem, to nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. - To może powiesz mi co masz na myśli, mówiąc ileś razy pod rząd dostajesz jakby potwierdzenie swojego dawnego, pesymistycznego założenia? Bo jeżeli chodzi ci o kolejne relacje, które z różnych powodów okazywały się niewypałami, to źle do tego podchodzisz. Wiadomo, że jak angażujesz się w jakiś związek, a potem wszystko i tak się kończy, to nie jest to nic przyjemnego. Jednak zawsze wychodzisz z takiej relacji z większym doświadczeniem, znajomością samej siebie, swoich potrzeb i oczekiwań. Po czasie może też dotrzeć do ciebie, gdzie i jakie popełniłaś błędy. Tak więc, następnym razem wbrew pozorom masz coraz większe szanse… - podsumował krótko, uznając że właśnie o coś takiego mogło chodzić w jej wypowiedzi. Nie to żeby Spencer był jakimś pieprzonym optymistą, ale zwyczajnie musiał nauczyć się dostrzegać te pozytywne strony nawet w niezbyt przyjemnych wydarzeniach. Oczywiście, mogło być tak że przeżycia dziewczyny były tak ciężkie, że te słowa nie miały nawet możliwości zastosowania. Lecz mógł spróbować zarazić ją swoim podejściem, chociaż to jej wydawało się solidnie zakorzenione w jej świadomości.
- Okej, musisz mi dokładniej wytłumaczyć co to znaczy, że chłopcy są chłopięcy?- zapytał, po czym uśmiechnął się po rozbawiło go lekko to określenie i naprawdę nie miał nic konkretnego przed oczami. - Bo wiesz, staram się teraz jakoś oszacować swoje szanse - kontynuował, utrzymując ten sam ton swojej wypowiedzi. Lecz zaraz dotarło do niego, że może za szybko próbował ponownie przejść do takiej prostej, gładkiej rozmowy wypełnionej głupimi dowcipami. Odchrząknął i zastanowił się nad tym, co chciał powiedzieć dalej. Odruchowo chciał się powstrzymać, ale przecież wcale nie mieli wiele czasu, a coś mu nie pasowało, więc wolał od razu wyjaśnić.
- Wydaje mi się że wpadłaś w pewien schemat i za bardzo nie wiesz jak się z niego wydostać. Bo ja też tak miałem... - Nie chciał opowiadać tej całej historii od początku, bo to nie o to w tym chodziło. Zresztą to nic by nie wnosiło do opowieści, a skoro dziewczyna sama na razie nie wynikała, to oszczędził sobie podawania przyczyn i przeszedł do skutków i wniosków. - Tylko ja chciałem za bardzo, nastawiałem się że to musi się udać. Przez co pakowałem się w związki, które nie miały racji bytu, bo za duże różnice w charakterach, planach, codziennej rzeczywistości i tak dalej. Dotarło to do mnie, gdy znowu nie wyszło. Zauważyłem jak czasem ja bardzo próbowałem dostosować się do tej drugiej osoby. I jak one bywały różne. Serio, kumpluje się z dwiema moimi byłymi, bo... Wiesz, ogólnie dogadujemy się i lubimy swoje towarzystwo, nikt nie ma do nikogo żalu. Ale jak je kiedyś porównałem, to dosłownie są kompletnie różne. - Tutaj zrobił pauzę, zastanawiając się czy wystarczająco opisał całą sytuację. Gdy uznał że tak, to kontynuował. - Więc dostrzegłem że potrzebuje czasu, żeby pierw ułożyć sobie siebie na nowo. Potem swoje życie i to czego od niego chce. A bardziej uświadomić sobie że to czego chce wcale się nie zmieniło. I nie mogę liczyć że pierwsza, lepsza napotkana osoba akurat będzie chciała tego samego... - podsumował siebie i swoją sytuację. Nie chciał żeby wyszło tak, że ona podzieliła się z nim częścią swojego życia, a on to wysłuchał, przyjął i olał. Jednak to nie tak, że też chciał się wyżalić tylko bardziej pokazać, że on też błądzi. A tym samym miał szansę ją zrozumieć? Tak przynajmniej mu się wydawało, chociaż może było to zbyt śmiałe założenie.
- A ty... wydaje mi się, że niby robisz coś żeby zmienić to swoje nastawienie, ale bez większego przekonania... Albo po prostu przez to nie widzisz że próbujesz z niewłaściwymi osobami, to też jest bardzo prawdopodobne. Zastanów się nad tym, czy nie wychodziło ci z jakiś konkretnych przyczyn? Coś ignorowałaś, a potem nie mogłaś tego znieść? - zasugerował jej też taką opcję. Może za bardzo kierując się własnymi doświadczeniami, ale do czego innego mógł się odnosić? Ostatecznie, chciał przecież dobrze. Coś doradzić, jakoś pomóc. Ale w tym wszystkim też... znaleźć gdzieś szansę dla siebie. - Bo wiesz nawiązując do tej naszej randki... - powiedział mniej poważnym tonem przy tym odchylając swoje kolano w bok i lekko pukając nim o jej nogę. Harvey nie miał problemu z takimi zaczepkami czy niewinnym kontaktem, który nie niósł za sobą nic znaczącego, tylko może zwyczajnie próbował skupić jej uwagę na sobie. - Może możesz mnie jakoś sprawdzić? Co ty na to? Jakiś zestaw trudnych pytań? - zaproponował. Mogła pytać na poważnie albo o głupoty. Wcale też nie musiała korzystać z tej możliwości. Spencer w ten sposób próbował zainsynuować... swoje zainteresowanie dalszym rozwojem ich randki.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Pozwoliła mu wycofać się z wątku o całowaniu dla sprawdzenia, odbierając drobną zmianę w głosie mężczyzny za sygnał utwierdzający ją o słuszności porzucenia dalszej dyskusji. Kiedy blondynka przybierała swoje dobrze wypracowane oblicze rasowej zołzy, świetnie jej szło nieustępliwe drążenie tematu, nie zważając na to, że druga strona czułaby się bezpieczniej i bardziej komfortowo przy odpuszczeniu go. Do Spencera łatwo zmieniła podejście, jak na siebie zbyt łatwo. I z jednej strony czuła, że z jakiegoś powodu jest to właściwe, ale z drugiej miała wrażenie, jakby została pozbawiona gruntu pod nogami. Zrobiła się zbyt delikatna i niepewna. Czy taka właśnie była bez tej swojej nieprzyjemnej otoczki? Jeśli tak, to znaczyłoby że nic się nie zmieniło przez te ostatnie trzy lata, a to już byłaby dla niej największa możliwa porażka. Szczerze się bała, że mogłoby się tak okazać, ale równie mocno chciała zrobić co w jej mocy, aby jednak pokazać, że poczyniła jakieś postępy, nie zatrzymała się w tamtym najgorszym momencie swojego życia. Nawet jeśli była to bardziej gra pozorów niż rzeczywistość.
Funkcjonowanie w świecie zasad generalnie wiele ułatwiało, a Pearson, może wbrew roztaczanym przez większość czasu pozorom, raczej nie zwykła ich lekceważyć. No chyba, że chodziło o zasady dobrego wychowania i uprzejmości, je nieraz celowo łamała. Te panujące podczas dzisiejszego wydarzenia nie wydawały się może jakieś ważne czy szczególnie zobowiązujące, ale tak z drugiej strony, cała ta otoczka przekonała ją na tyle, by chciała się do nich stosować. Jednak gdy mężczyzna zagadnął ją o tatuaże, zapomniała się i już miała mu odpowiadać, więc dobrze, że sam się zorientował. Szanowała to, że wolał pozostać w pełni przy idei tego blind, ale nie umiała pozostawić tej kwestii bez żadnego komentarza. - Mój typ co do ciebie jest raczej oczywisty, ale ty powinieneś obstawić, co ci się wydaje. Przekonamy się, czy masz czuja… – Przy końcówce już wyraźnie się zawahała, co zabrzmiało tak, jakby z opóźnieniem się zorientowała, co właściwie sugeruje. Nie lubiła wypadać na zuchwałą, jakby nie wiadomo co o sobie uważała, a to, że poprzednie jego randki niekoniecznie poszły jakoś dobrze, to nie oznaczało jeszcze, że z tego powodu miałby wybrać ją. Mógł zwyczajnie skreślić każdą, ostatecznie nie był zobowiązany do tego aby którejkolwiek z nich dać szansę na drugą randkę. Bo jednak starczyło jej małe zastanowienie by teraz stwierdzić, że ona sama zapewne wcale nie wypadała lepiej niż pozostałe dziewczyny. – Oczywiście tylko przy założeniu, że mielibyśmy stąd wyjść razem. – Dopowiedziała zaraz, ciszej i mniej pewnie, ewidentnie speszona że odruchowo tak łatwo założyła, że to byłoby możliwe.
Harper nie pojawiła się na tym wydarzeniu, żeby komukolwiek się żalić. Prawda była taka, że nie cierpiała się przed kimś odsłaniać z jakichś swoich słabości czy przeżyć, które ciężko zniosła. I na co dzień tego nie robiła, nie chciała, nie potrzebowała się tym z nikim dzielić. Za współczuciem nie przepadała, bo reagowała na nie opadaniem z sił do trzymania się w jednej kupie, także świadomie, kiedy miała tą możliwość, rezygnowała z tego rodzaju interakcji narażających ją właśnie na czyjąś mniej bądź bardziej samoistnie przychodzącą litość. Od Spencera też tego nie chciała, tylko zrobił na niej jakieś dobre wrażenie z tym swoim łagodnym, ale przy tym jednak luźnym podejściem. Odruchowo poczuła, że będzie mogła podzielić się z nim jakimś ogólnikowym wspomnieniem o tym, z czym się kiedyś mierzyła, bo też z niewyjaśnionych przyczyn liczyła, że on dzięki temu może ją zrozumie. I nie będzie się starał głaskać jej po głowie i pocieszać oraz użalać się nad nią, jaka ona to biedna i dzielna. W ogóle nie była biedna, miała to na co sama sobie zasłużyła, a dzielna… teraz to może faktycznie próbowała być, ale ze skutkiem co najwyżej miernym. Tak czy siak, pożałowała tego nieuzasadnionego żadnym logicznym powodem przypływu szczerości. Nie jako samego aktu, tylko bardziej tego, jaką to wywołało atmosferę i jak ją przedstawiało jako osobę. Dlatego na koniec próbowała jakoś temu umniejszyć, schodząc na bardziej neutralny temat, czyli konkretnie jak trafiła na te randki w ciemno. Była naiwna jeśli liczyła, że cała jej historia przejdzie bez większego echa. Łudziła się jeszcze, kiedy mężczyzna skomentował początkowo tylko jeden element jej długiej wypowiedzi, ten o szansie. Jasna cholera, ona teraz wiele by zrobiła, żeby zyskać szansę na zaczęcie tego spotkania jeszcze raz, od zera. – Dobrze, cieszy mnie że się zgadzasz z tą moją rozsądną stroną, bo pesymistka czasem brzmi przekonująco, ale z reguły wyolbrzymia i nie warto jej słuchać. – Miała nadzieję, że na tym zakończą się odniesienia do tego, co wypaplała, lecz oczywiście nie mogła być w większym błędzie.
Słysząc kolejne pytanie i następujący po nim wywód, chyba w końcu na serio do niej dotarło, jak beznadziejnie zabrzmiała i wobec tego jak kiepsko musiała zostać przez niego odebrana. Aż jej ręce opadały. I typowym dla niej schematem już na takim etapie poczucia porażki byłoby całkowite odpuszczenie i wycofanie się, bo raczej wymazanie mu pamięci nie wchodziło w grę. Jednak coś w jego słowach czy może właśnie bardziej w samym głosie pchało ją, żeby trochę zawalczyć, na tyle na ile umiała. - Miałam na myśli te poprzednie randki, Spencer. Nieudane relacje są przykre, ale one trwają chwilę czy dwie, więc masz szansę jakoś to sobie w miarę układać na bieżąco. A teraz chyba zwyczajnie uderzyło mnie, jak bardzo jestem niekompatybilna z typowymi facetami. – Głupim żartem spróbowała pokazać, że sprawa wcale nie była dla niej tak naprawdę aż tak poważna i że autentycznie chodziło tylko o te dzisiejsze niewypały na dotychczasowych spotkaniach. Na moment wróciła do wspomnień, łamiąc się pod ich wpływem, ale przecież miała to rozpracowane. To znaczy wmówiła sobie, że miała, lecz skoro w to wierzyła, mogła to przekazywać innym. Nie zwracała na to uwagi, że cały czas nieświadomie używała takich bądź co bądź zdradzających ją w różnych sprawach sformułowań. Jak w tym przypadku to poprzednie randki - czyli ta niekoniecznie musiała się zaliczać do nieudanych, choć Josie na razie robiła wszystko, jakby chciała i ją podkopać. To znaczy już teraz wiedziała, że nie chciała tego zrobić, więc nieudolnie ratowała sytuację.
Wydawało się jej, że dalej może pójść względnie z górki. Jej zbyt otwarta wypowiedź nie pozostała zignorowana, jednak mężczyzna chyba wystarczająco ją skomentował, co dało jej do zrozumienia że nie chciał olać tematu, ale także wolał nie zagłębiać się w to, co kiedyś, a zamiast tego może skupić na tym, co można było z tym zrobić obecnie. Utwierdziła się w tym, słysząc kolejne odniesienie, już do tej końcowej części. Słyszalnie uśmiechnęła się, gdyż użyte przez nią określenie w jego ustach zabrzmiało po prostu zabawnie, dało się rozpoznać, że ciężko mu było sobie coś do tego wyobrazić. Gdy zaś wyjaśnił, że pytał bo starał się oszacować swoje szanse, w pierwszym odruchu po prostu się roześmiała. Nie do końca tak, jakby właśnie wyszedł mu świetny żart, tylko tak raczej z nutką niedowierzania. On albo sobie z nią teraz porządnie pogrywał, albo miał aż tak niezrozumiale otwarte podejście, że autentycznie jeszcze nie patrzył na nią źle. I szczerze mówiąc, Harper nie miała pojęcia, którą z tych opcji byłoby jej trudniej zaakceptować. Nim jednak zdążyła to jakoś przetrawić przed udzieleniem rzeczowej odpowiedzi, zaskoczył ją powrotem do poważniejszego tonu. A już myślała, że przed tym uciekła…
Po tych pierwszych słowach obawiała się pogłębiania analizy jej osoby – do momentu aż padło bo ja też tak miałem. Delikatnie jej ulżyło, gdyż wyczuła przesunięcie środka ciężkości jego dalszej wypowiedzi, co nie znaczyło, że cieszyły ją podobne przeżycia mężczyzny. Ostrożnie wróciła do swojej poprzedniej pozycji, w której opierała się łokciem o blat stołu i generalnie nachylała się w jego kierunku. Jakby chciała być bliżej przy nim, kiedy do niej mówił. Miała w sobie sporo empatii, na co dzień zagłuszanej, co nie znaczy, że nieobecnej, więc chociaż nie dzielił się z nią tym, co doprowadziło do takiej a nie innej sytuacji, umiała się domyślić, że musiał też swoje przecierpieć. Gdy doszedł już do wniosków, tych na własny temat, na jej ustach zagościł ponownie delikatny uśmiech. Nie umiała powstrzymać się przed komentarzem, że brzmiał na naprawdę mądrego i emocjonalnie dojrzałego faceta, więc koniec końców te jego przejścia wyszły mu na dobre. Chociaż może nie powinna pozwalać sobie na ocenianie go i przede wszystkim tego, jak odbiły się na nim wszystkie przykre wydarzenia, z którymi miał styczność… ale chciała jakoś docenić, że się tym z nią podzielił i podkreślić, że podobało się jej podejście, do którego dojrzał.
A ty… Czyli jednak jej nie oszczędzi – już w głowie słyszała możliwe dalsze części po takim a nie innym wstępie, dlatego ponownie się spięła przygryzając przy tym wargi ze zdenerwowania. Właściwie do tego czasu powinna wyłapać, że raczej mogła oczekiwać od niego więcej łagodności niż jakichś oskarżeń, no ale zadziałała tutaj siła nawyku. Blondynka zaczęła stopniowo rozluźniać się dopiero kiedy w pełni wyłapała jego dobre intencje kryjące się za wypowiadanymi słowami i po raz kolejny musiała się na to uśmiechnąć, choć ten uśmiech był obarczony jednak pewnym smutnym wyrazem. Niemniej, jak większość jej reakcji, nie mógł zostać zauważony czy jakkolwiek inaczej rozpoznany. - Wydaje mi się, że do tej pory celowałam we względnie stały typ osobowości, który najbardziej mi odpowiada. Zabawny, wyrozumiały, odpowiedzialny ale nie nudny, wiesz, z zainteresowaniami i jakimś własnym życiem. A jak do tego mogłam odhaczyć jeszcze wysoki, brunet, ciemne oczy, no i przede wszystkim zainteresowany mną, to było przesądzone… I przy tym wszystkim chyba ignorowałam, że owszem, podoba mi się jako człowiek i pociąga mnie, ale tak naprawdę nie ma między nami tego specjalnego czegoś. – Odpowiedziała mu nie od razu, potrzebowała tej chwili na zastanowienie się, choć bardziej nad doborem słów niż samą istotą problemu, jako że tą miała już tak względnie rozgryzioną od jakiegoś czasu. I dało się słyszeć, że nie wymyśliła tego na poczekaniu, tylko faktycznie zastanowiła się nad tym wcześniej, analizując jakoś swoje związkowe niepowodzenia. Szukała typu takiego jak on, więc gdy udawało się jej znaleźć kogoś, kto jakoś go przypominał, nastawiała się że to wystarczy. Jednak akurat to porównanie zachowała dla siebie, gdyż teraz już konsekwentnie starała się nie wyjść na desperatkę tęskniącą za swoim byłym. Przecież to w ogóle nie o to chodziło.
Wrócenie przez niego do luźnego, bardziej zaczepnego tonu było znów czymś, na co kompletnie się nie nastawiała, ale nie dało się powiedzieć, że to negatywne zaskoczenie. Wręcz przeciwnie, wewnętrznie odetchnęła z jakąś ulgą, choć tak fizycznie to nawet lekko się wzdrygnęła w reakcji na jego szturchnięcie. W ogóle nie była przyzwyczajona, aby ktoś miał do niej takie urocze podejście. To znaczy była, dawno temu, no ale to od ponad trzech lat nie było aktualne. Zaraz jakby się wybudziła z tego zbyt refleksyjnego stanu i już otwierała usta, w zamiarze mając poddanie się jego sugestii. Znaczy nie, żeby miała powody aby w niego jakoś szczególnie wątpić i z tej przyczyny go sprawdzić, jak to ujął. Zwyczajnie była go ciekawa… ale w tym momencie pojawiła się u nich kelnerka z jego zamówieniem z początku, przepraszając za opóźnienie. Harper, skoro niedawno skończyła pić swojego drinka, przy tej okazji zamówiła sobie jeszcze jednego, tak na odwagę czy coś, w końcu zauważyła że tego aktualnie trochę jej przy nim zaczęło brakować. A gdy zostali ponownie sami, odezwała się, mając w głowie już trochę inny plan niż jeszcze przed pojawieniem się dziewczyny. - Okej, no to po kolei. Chłopięcy chłopcy to tacy pozbawieni świadomości, że życie to nie jakaś śmieszna zabawa, a ludzie naokoło to nie zabawki do zajęcia wolnego czasu. Tacy, którzy chcą się pospotykać żeby mieć z kim sypiać, ale żeby to nic nie znaczyło. Którzy nie potrafią patrzeć dalej niż do następnego weekendu. Z którymi możesz pogadać tylko, jeśli chcesz posłuchać mniej lub bardziej śmiesznych kawałów, bo na jakąkolwiek głębszą rozmowę nie masz co liczyć. Mówić dalej czy mniej więcej załapałeś? – Zrobiła stosowną przerwę, dając mu chwilę pomyśleć, potrybić, przegryźć się z tą wizją, którą przedstawiła. Jako, że nie wymagał rozwinięcia, czyli zrozumiał, mogła kontynuować. - To powiedz, ile do tego momentu nazbierałeś punktów karnych, a jak nie przekroczysz progu, który sobie ustaliłam, to wtedy ewentualnie możemy odwrócić role… – Kolejna wymowna pauza, na tyle długa, by mógł się ponownie z tym zmierzyć we własnej głowie, ale już nie na tyle długa, by dać mu szansę się odezwać. - Żartuję, mam nadzieję że nie wziąłeś tego na poważnie. Idzie ci dobrze, jestem zdziwiona że nie zauważyłeś. No ale tak na poważnie, oprócz tego że nie zgadza się ta kolejność, że najpierw boli a potem jest niby miło i przyjemnie… co jest nie tak z dziewczynami z twojego otoczenia? Obiecuję szczerze się przyznać, w ilu kratkach musiałbyś postawić u mnie check. – Nie brzmiała tutaj złośliwie, w sumie też nie chciała insynuować, że laski naokoło niego są jakieś nie tak. Bardziej chodziło jej o to, by on też podzielił się z nią tym, czego właściwie szukał a co go odpychało. Po tym co opowiedział jej wcześniej wnioskowała, że coś w tej kwestii miał już wystarczająco poukładane i byłby w stanie nazwać kilka cech na tak bądź na nie. - Bo wiesz, może jednak uda mi się jeszcze cię odstraszyć zanim zdążysz się ucieszyć, że ty masz u mnie niezłe szanse. – Zażartowała na koniec ze swojego początkowego nastawienia, podśmiewując się przy tym krótko. Ta druga część zdania wyszła jej przy tym zupełnie naturalnie, jako że obecnie nie odgrywała tej zimnej i nieprzyjemnej dziewczyny to tego typu rzeczy mogły z niej wypływać całkiem niekontrolowanie. Jasne, chciałaby skorzystać z jego propozycji, pozagadywać go o wiele kwestii. Lecz chyba wolała najpierw utwierdzić się w tym, że to jego zainteresowanie nie musi wynikać jedynie z otwartego podejścia, tylko rzeczywiście… ona w jakimś stopniu by mu odpowiadała. Tak w ramach prewencji, żeby nie nastawić się na zbyt wiele a potem się rozczarować faktem, że sama nie spełniała pewnych wymagań. Bo ciężko ukryć, że z jej wypowiedzi dało się już wywnioskować mniej więcej, jaki rodzaj osobowości u mężczyzny ją przyciągał, ale z tych jego niestety nie umiała nic takiego wyciągnąć. Stąd ta jej niepewność, czy faktycznie mogłaby się nadać dla takiego fajnego gościa, jakim wydawał się być w jej oczach Spencer. Bo kiedy czuła, że na szali pojawia się jej potencjalne spore zawiedzenie, wolała grać znacznie ostrożniej… przynajmniej dopóki kontrolowała swoje odruchy.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Gdy Josie udzieliła swojej odpowiedzi to Harvey odruchowo uśmiechnął się, co powtórzył już ze słyszalnym parsknięciem powietrzem z nosa, gdy dołożyła tą drugą, słyszalnie mniej pewną część. To założenie, które poczyniła jednak spodobało mu się. I teraz tłumacząc jego osobę… Spencer nie był masochistą, który uwielbiał ładować się w jakieś odgórnie skomplikowane relacje. Ani magnesem na problematyczne osoby. Więc pozornie jego ciągłe zaangażowanie w ich rozmowę mogło wydawać się bezsensowne. Lecz on jedynie naprawdę starał się dawać szansę. Z otwartą głową podchodził do każdej z tych randek i nie zniechęcał się szybko. Gdy rozmowa się nie kleiła to próbował dalej, no ale kleić się nie zaczęła. Kiedy głos dziewczyny numer dwa bardzo go irytował, bo był w jego odczuciu strasznie piskliwy to nie skreślił jej, bo jednak wszystko dobrze się układało do momentu poznania jej poglądów. Na tej trzeciej randce odpowiadał na wszystkie pytania niczym na jakimś przesłuchaniu, ale potraktował to tylko jako zabawę, a mógł poirytować się takim podejściem do tematu. Lecz jak ostatecznie wyszło, że chemii nie było to na to nic poradzić nie mógł. Każdy mógł zaliczyć wpadkę, zdarza się. Albo mieć jakąś denerwującą cechę, lecz jeżeli obok tego pojawiał się szereg tych dobrych, to warto było chociaż spróbować. A jak do tej pory to z Josie zwyczajnie rozmawiało mu się dobrze. Szybko przeszli do trudnych i poważnych tematów, ale nie czuł że zostało to jakoś sztucznie wymuszone. Do tego w między czasie przewijały się jakieś żarty na rozluźnienie atmosfery, które sprawiały że ich rozmowa nie była monotonna. Harvey widział to tak, że miał pecha że trafił na nią na samym końcu i wydawało mu się, że jeżeli oboje wyluzują i dadzą sobie czas to naprawdę mogą się dogadać. Więc…
- Wiesz, Josie. Ja ci na pewno nie zaproponuje, żebyśmy wyszli stąd razem, bo jeden poważny powód mi na to niestety nie pozwala i jest to… moralność. Bo jak facet proponuje dziewczynie na pierwszej randce, żeby wyszli razem z baru to jest to całkiem jednoznaczne - mówił, słyszalnie rozbawionym tonem. Trochę chyba po to, żeby zdjąć z niej to speszenie wynikające z jej śmiałej sugestii. Oczywiście, nie aż tak nieprzyzwoitej jak to zainsynuował Spencer, jednak było wiadome że jest to tylko próba rozluźnienia atmosfery w jego specyficznym stylu. - A jednak nie w tym celu tutaj przyszedłem. I chociaż lubię ryzyko to nie wiem czy na przykład… nie masz jednego oka, jedenastu palców albo imienia swojego byłego wytatuowanego w jakimś intymnym miejscu, a wszystkie te trzy opcje mogłyby okazać się dla mnie na tyle niekomfortowe, że jednak to wyjście razem okazałoby się zbyt pochopną propozycją - skończył swój żart i na koniec jeszcze sam się z niego zaśmiał. Zachowując się w ten sposób był przekonany, że dziewczyna zaraz zapomni o tym, że niejako zdradziła się ze swoimi założeniami, co do rozwoju ich randki, tylko… odruchowo nie pomyślał, że jak pokaże jej swoje humorystyczne możliwości to może ona całkiem zmienić zdanie, bo jednak nie każdego bawiły tego rodzaju żartu. Dlatego po chwili się spiął i zawahał. Uśmiech zniknął z jego mordy, a wydobywające się z jego ust słowa brzmiały już o wiele mniej pewnie, co świadczyło o swego rodzaju skrępowaniu, które go dopadło. - Przepraszam, powinienem się hamować. Moje poczucie humoru samo w sobie jest durne, ale czasem zapominam że jak ktoś nie jest do mnie przyzwyczajony to może to źle odebrać… Jakby, nie chodziło mi o żadne insynuacje i wiem że ty też nie to miałaś na myśli. Mam nadzieję, że tym zachowaniem nie skreśliłem na dobre tej możliwości - skończył mówić, mając ponownie na myśli to nieszczęsne wyjście razem, czym też jawnie zasugerował że na chwilę obecną widział taką szansę. A raczej nie pojawiły się dla niego żadne powody, które miałyby sprawić że nie chciałby kontynuować tej randki. Serio liczył, że właśnie wszystkiego nie zniszczył. - A wracając do ciebie i tatuaży… Obstawiam opcję numer dwa. Na dzień dobry pokazałaś że masz charakterek, więc wydaje mi się że nie bałabyś się widocznych, odważnych wzorów - skomentował na sam koniec, próbując jakoś wrócić na neutralny grunt po tym całym swoim komediowym występku. Szczególnie było mu głupio, gdy niedługo potem otrzymał potwierdzenie poczynionych przed siebie założeń. Bo po prostu na dzień dobry miał tego pecha spotkać tą bardziej nieprzyjemną Josie, która też na pewno była jakąś jej częścią i może to dobrze, że zderzył się z nią na samym początku. Lecz chyba powoli zaczął dokopywać się do tej jej lepszej wersji. - Pff. Kto by się przejmował niekompatybilnością z typowymi facetami. Typowy znaczy nudny i nijaki, więc nic straconego - zażartował po tym jak ona sama to zrobiła, próbując jakoś wybrnąć z tego widocznie zbyt poważnego tematu. Ale też swoją drogą było w tym trochę prawdy, chociaż czasem komuś taka typowość na pewno odpowiadała. Tylko że Spencer raczej do typowych nie należał, więc jakoś wcale nie przejął się tą jej niezgodnością.
Gdy dziewczyna zaczęła opisywać ten swój typ to Harvey naprawdę starał mocno się skupić. Wbrew pozorom to były bardzo istotne informacje, które jemu samemu pozwoliłyby jakoś odnaleźć się w ich całej randce. Zresztą Spencer oduczył się już próbowania na siłę i jeżeli padłoby coś, co u niej było podstawą, a on zwyczajnie by jej nie spełniał, to nie udawałby że jest inaczej. Już dobrze wiedział, że z takiego przymuszania nie wychodziło nic dobrego. Tylko, że te wymienione przez nią cechy charakteru wydawały się całkiem zwyczajne. Nie miała żadnych wygórowanych wymagań. Z kolei gdy pojawił się ten opis wyglądu to brunet ponownie odruchowo i słyszalnie uśmiechnął się. Co mogłoby wydawać się trochę zuchwale, bo to że pozornie spełniał te warunki jeszcze nie oznaczało, że spodobałby się jej. Jednak twarz miał trochę specyficzną, jednym mogła się ona podobać, innym nie. Nie był tym typem przystojnego faceta-modela, który zawsze wyglądał dobrze, a na każdym zdjęciu wychodził jak na pozowanym. No ale z drugiej strony uważał, że do jakiś najbrzydszych też nie należał, a skoro te podstawowe cechy spełniał i w tych warunkach na początku mógł nadrobić charakterem, to serio zaczął widzieć dla siebie jakąś szansę. Miał ochotę zażartować, że szkoda że nie lubi niskich, krępawych i rudych to wtedy wpasowałby się idealnie, lecz jednak wolał nie wywoływać w niej wątpliwości, czy w tym żarcie nie kryło się jakieś ziarno prawdy. Zresztą nie mógł sugerować jej swojego wyglądu. A po tej całej końcówce jej wypowiedzi zwyczajnie nie pasowało rzucić takim głupim teksem, więc ograniczył się do doskonale rozumiem, o co chodzi ci z tym specjalnym czymś. I temat można było uznać za zamknięty, bo gdyby tak pozwolić Spenecerowi ponownie się załączyć to na pewno rozwinąłby go, ale w tej chwili chyba wolał skupić się na ich obecnej randce.
- Załapałem. Nie chcę żeby wyglądało to tak, że będę teraz tłumaczyć facetów, znaczy chłopców. Ale wydaje mi się, że często to może być taki okres w życiu. Przynajmniej ja tak miałem, jak uważałem że wszystkie kobiety na świecie są złe. Nie to żeby był ze mnie jakiś łamacz damskich serc, do tego się nie nadaję. Ale wiesz, czasem swój na swego trafi. Oczywiście, gorzej jak to nie jest etap tylko charakter, więc rozumiem - skomentował tylko tak pro forma, tym samym pokazując też że nie miał problemów ze szczerością, nawet taką która działaby na jego niekorzyść. Mimo iż zaraz wytłumaczył, że nie był tym typem, który bawił się czyimiś uczuciami tylko zwyczajnie miał taki czas w swoim życiu, gdzie nie chciał się w nic pakować. Ale dziewczyny czasem też przechodziły taki okres, a ponieważ żyli w epoce Tindera to łatwo było znaleźć kogoś, kto miał podobne oczekiwania i potrzeby. - Całe szczęście, bo obawiam się że to mogłoby mnie jednak całkowicie przekreślić - skomentował odnośnie tych punktów karnych, częściowo żartując bo przecież wcale nie miał ich jakoś dużo na swoim koncie. Raczej. Ale w tej jego całej odpowiedzi chodziło raczej o zasugerowanie, że nie chciałby skazywać ich randki na porażkę, bo jednak widział w niej pewien potencjał.
- Myślę, że nie do końca to jest tak że z nimi coś było nie tak… Ale rozumiem, o co ci chodzi. Więc tak, z rzeczy które jakoś mi przeszkadzają bądź mnie irytują. Nie przepadam za takim typem dziewczyn, które są bardzo wyzywające. W sensie żebyś nie pomyślała że jestem jakiś zacofany. Rozumiem to, że może czasem każda dziewczyna chce być w centrum uwagi, zostać zauważona. Ale jeżeli jest to na porządku dziennym, to jakoś średnio mi to odpowiada - zaczął od stylu bycia, bo kiedyś nawet o tym by nie pomyślał. Przekonał się o tym kiedy zaczął poznawać nowe osoby i chodzić na randki. Wcześniej, gdy przez kilka dobrych lat był z nią to miał gdzieś inne dziewczyny. Naprawdę nie zwracał na nie swojej uwagi, no ale kiedy już musiał to jednak ten typ mocno niezależnej, a tak naprawdę lekko zdzirowatej dziewczyny jemu osobiście nie pasował. O wiele bardziej wolał te zwykłe dziewczyny albo nawet mocno określone style ubioru jak retro, boho, grunge, no ale… nie typ z cyckami i tyłkiem cały czas ja wierzchu. - Dalej, poczucie humoru. Uwielbiam jak dziewczyna je ma, bo jak pewnie zauważyłaś ja też je mam i to raczej specyficzne, ale kiedy dosłownie każda wypowiedź staje się żartem, a ja już sam nie wiem na czym stoję to czuję się w tym źle - mówił dalej, ponownie odnosząc się do swoich doświadczeń z ostatnich, tych krótkich związków. Kiedyś nie pomyślałby, że ktoś może być zbyt zabawny, ale jednak może. - To tak samo, jak ktoś jest typowym lekkoduchem albo zwyczajnie nie ma potrzeby, żeby coś określać. Bo ja jestem raczej stateczny. Może nie wydaje się w taki pierwszym odbiorze, ale chodzi mi o to że jak już w coś wchodzę na poważnie, to jednak oczekuję że druga strona też jakoś się zdefiniuje. Nie ważne, czy wyszłoby że chce tego samego czy nie, bo uważam że najgorsza prawda jest lepsza niż najpiękniejsze kłamstwo. Więc jeżeli ktoś zaczyna kręcić to wycofuje się. Jakby, przerabiałem to i jednak chciałbym mieć pewność, że jeżeli zaangażuje się w coś to dziewczyna nie zrani mnie w momencie, kiedy najmniej będę się tego spodziewał - mówił tak szybko i pewnie, że było widać że nie wymyślał na poczekaniu. Naprawdę zdążył sobie już przepracować cechy i rzeczy, które mu nie pasowały. I przez cały czas wypowiadał się o tym wszystkim, czego nauczył się o dziewczynach w ciągu tych ostatnich trzech lat. Dopiero na sam koniec podsumował tą swoją wypowiedź słowami, które nie odnosiły się do żadnego z jego krótkich związków, tylko dokładnie do tamtego, którego koniec rozłożył go na łopatki. A kiedy dotarło do niego znaczenie wypowiedzianych przez niego słów to zamilkł. Radził sobie z tym, ale powrót do tego myślami tak nagle, niespodziewanie i to jeszcze w tym kontekście trochę go uderzył. Przesunął się do przodu, siadając bardziej na brzegu kanapy. Wysunął ostrożnie dłoń po swojego drinka, a gdy go już odnalazł to upił kilka łyków. To i tak głównie był sok, więc nie działał na niego tak dobrze jak szoty czystej. Potrzebował momentu, żeby to przetrawić - i wcale nie chodziło o alkohol - wziąć się w garść, odłożyć drinka, wrócić na swoje poprzednie miejsce i kontynuować, próbując jakoś wybrnąć z tego tematu. - Teraz bardzo modne są te otwarte związki i to nie jest forma, która mnie przekonuje. Bo o ile relację w stylu friends with benefits rozumiem, bo wszystko sprowadza się tylko do seksu, to tamta opcja gdzie poza nim jeszcze spędzasz czas z tą drugą osobą, angażujesz się w jej życie a ona w twoje, generalnie zachowujecie się jak para, a w tym wszystkim na boku sypiasz sobie z kimś innym… no nie, po prostu nie, to nie dla mnie - wyjaśnił naokoło. Brzmiało to lepiej i sensowniej niż była zrobiła mnie w chuja, więc teraz wymagam jasnego określenia co i jak, bo jak wyszedłem z założenia że wiem co i jak, to jednak mocno się na tym przejechałem. Ale wydawało mu się że udało mu się z tego jakoś wybrnąć.
A gdy już tak rozmawiali sobie o tym, kto co lubi i jakie ma oczekiwania, widocznie próbując sprawdzić, czy ta druga osoba by się w nie wpasowała. Co więcej, usłyszał że mógłby mieć u niej niezłe szanse to może faktycznie wolał nie cieszyć się zawczasu i zapytać jeszcze o coś. W jednej ze swoich poprzednich wypowiedzi wspomniał, że ułożył sobie czego chciał od życia. I to też był bardzo ważny punkt. Wiadomo, że wyobrażenia i priorytety mogły ulegać zmianom, ale jeżeli ktoś rzucał kompletnie inną wizją swojej przyszłości to jednak liczenie, że któraś z osób zmieni zdanie i się dostosuje było zbyt naiwne, więc póki miał szansę to wolał zapytać. - Więc przyznawaj się ile jest tych checków, żebym mógł tą randkę też wrzucić do nieudanych i kompletnie się załamać - zażartował po raz kolejny, chociaż mimo wszystko oczekiwał od niej szczerości w tym temacie. I ponownie zainsynuował, że jak do tej pory dla niego wszystko przebiegało we właściwym kierunku. - I żebym nie musiał się ucieszyć a potem nieprzyjemnie zawieść, powiedz mi… za te pięć, siedem lat, co chciałabyś mieć „odhaczone”? Rozumiesz, jakie masz plany na swoje życie, co chciałabyś zrobić - zapytał i chociaż cały czas mówił łagodnym tonem to zabrzmiało to całkiem poważnie. Chodziło mu o jakąś ogólną wizję plus jej pomysł na samą siebie. Bo jednak jeżeli za pięć lat chciałaby mieszkać w Afryce i pomagać biednym dzieciom, to było to bardzo szlachetne, no ale on jako tatuator nie znalazłby sobie tam zajęcia. A jednak życie dało mu pewną lekcję, zakładanie że ktoś pragnie tego samego co ty może skończyć się dosyć boleśnie, więc skoro miał możliwość zapytać otwarcie to chętnie z niej skorzystał.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Już na ten moment nie zakładała z góry, że taka a nie inna wypowiedź z jej strony pozostawi w mężczyźnie odczuwalny dla niej niesmak. Zdążyła się zorientować, że wcale nie traktował jej tak surowo jak śmiało mógłby, gdyż na każdym kroku dawała mu ku temu powody - choć już teraz wcale nie zamierzenie – a przynajmniej tak oceniała własne zachowanie i głupoty, które wychodziły z jej ust. Za ten tekst o wspólnym wychodzeniu poczuła już szczególny wstyd, bo o ile dotychczasowe wpadki sugerowały jedynie jakieś jej emocjonalne zachwiania, to ta była już zwyczajnie żałosna. A on zamiast ją wyśmiać, że tak bardzo się rozpędziła, po raz kolejny był dla niej po prostu… ludzki. Mimo że autentycznie nie musiał, co też paradoksalnie zaczęło ją nieznacznie niepokoić. Wytłumaczenia były jej zdaniem dwa, i to dwa skrajne, o których pomyślała już wcześniej. Albo wewnętrznie miał z niej niezły ubaw, albo jego otwarte usposobienie nie mogło jej jeszcze skreślić, skoro do tej pory nie starli się na żadnym konkretnym polu. Tylko że ta pierwsza jakoś… no nie pasowałaby do niego. Może odnosiła aż tak mylne wrażenie, w końcu rozmawiali ile? Zaledwie kilka, kilkanaście minut? W ciemności ten czas mijał jej trochę inaczej, zwłaszcza odkąd w jego towarzystwie przestała go odliczać ilością spożytego w słabych drinkach alkoholu. Tak czy siak nie brzmiał jej na człowieka, który w ten sposób by się nią bawił. Był zbyt szczery i autentyczny. Zatem, zamiast zażartować z niej i z tego, co musiała pomyśleć aby móc powiedzieć tamte słowa, on wydobył z nich zupełnie inny żart, taki który kompletnie bagatelizował popełnioną przez nią gafę. I jeszcze do tego był zwyczajnie zabawny. - Wiesz, co ci powiem… jak zauważę, że celowo hamujesz swoje poczucie humoru, to wtedy będzie już pozamiatane po tej możliwości. Więc jeśli chciałbyś ją mieć i móc na koniec coś wybrać, to nie radzę w ten sposób ryzykować. – Mówiła w taki sposób, jakby na poważnie chciała mu zagrozić, co z kolei było takim jej przejawem humoru… Tylko może niewystarczająco w ten sposób pokazała, że te jego żarty rzeczywiście ją bawiły. Tak naprawdę w jej oczach ratowały sytuację, bo gdyby trafiła na jakiegoś gbura, to z pewnością nie podnieśliby się z tej miny, na którą ich wpakowała, zaczynając spotkanie ze złej nuty a potem mówiąc zwyczajnie zbyt dużo i zbyt szczerze. Okej, więc kolejna próba. - Zresztą, skoro właśnie takie masz, to nie powinieneś tego ukrywać, to byłoby niesprawiedliwe wobec mnie. Ale na pocieszenie mogę dodać, że na twoim miejscu nie chciałabym go w żaden sposób tłamsić. – Wydawało się jej, że już to uzupełnienie powinno załatwić sprawę, więc uśmiechnęła się do siebie pod nosem, że sprostowała tę kwestię. Widać było po nim, że się starał. Może nie przesadnie, jak robił to kiedyś – do czego się jej przyznał – ale jednak jej zdaniem za bardzo skupiał się na tym czy ma szansę. W ogólnym odczuciu powinno to być miłe, jednak kłóciło się to z mniemaniem Harper o samej sobie, tym że uważała siebie w tym zestawieniu za tą gorszą i muszącą pracować na to, aby uratować sytuację, do której doprowadziła, i jakoś polepszyć swój obraz w jego oczach, skoro on okazywał się taki fajny. Więc w jakimś sensie było jej za każdym razem bardziej głupio za to, jak się zachowała na początku, gdy tylko on wspominał że jakoś bada, czy coś go nie przekreśliło. Uważała, że sama powinna bardziej otwarcie przyznać, że jej także na tym zależy, aby ich randka mogła przebiegać już coraz milej. I nie to, że byłaby zbyt dumna, aby się do tego przyznać, aż tak źle z nią nie było. Niemniej obawiała się ponownie pogrążyć w tłumaczeniach, które siłą rzeczy cofnęłyby ich na ten mniej przyjemny tor, więc chyba dlatego walczyła ze sobą, aby już w żaden nieżartobliwy sposób do tego nie nawiązywać. Odpuścić coś nieznacząco złego, żeby otworzyć się na to, co mogłoby okazać się znacząco dobre.
Po wygłoszeniu przez niego opinii w temacie jej możliwych tatuaży, przekornie zapytała tylko, czy osoba z charakterem nie mogłaby mieć małych, bardziej prywatnych tatuaży, a zrobiła to jedynie po to, aby spróbować jednak zasiać w nim chociaż małe wątpliwości. Może po prostu chciała go czymś zaskoczyć, gdyby faktycznie mieli się później zobaczyć, a nie żeby się okazało że tak łatwo przejrzał ją w tej ciemności. Do jego kolejnych słów słyszalnie uśmiechnęła się i przytakująco powtórzyła nic straconego. Oby się chłopak nie mylił. Dalej już w milczeniu słuchała jego odpowiedzi, nie dając sobie przyzwolenia na jakiekolwiek wtrącenia, bo jeszcze przypadkiem zasugerowałaby od razu, jak ma się jej sposób bycia do tego co mówił. Gdy skończył, odezwała się po chwili zwłoki, z nieźle odegranym wahaniem. - Chyba muszę cię zmartwić. – Po tym krótkim zdaniu zrobiła małą przerwę, bo w końcu o to chodziło, aby pomyślał że rzeczywiście jest czym się martwić. Lubiła tu i ówdzie dorzucić nieco dramatyzmu, choćby takiego w drobnej, bardzo niewinnej postaci. - Wydaje mi się, że nie spełniam żadnych z tych kryteriów, które wymieniłeś… więc wychodzi na to, że oboje musimy jeszcze trochę pomęczyć się z tą niepewnością, czy w którymś momencie nie pojawi się jednak coś innego, co byłoby dla kogoś kategorycznie na nie. – Celowo użyła początkowo tej mylącej, negatywnej formy, bo przecież Spencer opowiadał jej o rzeczach, które uznał dla siebie za nieinteresujące. Wiedziała jednak, że mogło to zabrzmieć mimo wszystko zbyt myląco, dlatego zaraz kontynuowała, odnosząc już teraz samą siebie do poczynionych przez niego opisów. Żeby nie było niedomówień, nie chciałaby aby źle się tu zrozumieli. - Bo, na pewno nie określiłabym siebie jako wyzywającej, nie lubię tak z założenia zwracać na siebie uwagi. Już na pewno nie takimi płytkimi rzeczami jak uznawane za dobre cechy fizyczne. - Harper z reguły rzadko miewała problemy z wyrażaniem nawet jakichś swoich mocniejszych opinii, i może właśnie nazwała większość lasek płytkimi... ale tak właśnie uważała - że wyglądem nie ma się co chwalić i szczycić. Jasne, na piękną figurę można było sobie zapracować, jednak posiadanie jej jeszcze nie czyniło człowieka wartościowym. Mogło różne rzeczy sugerować, jak to że ktoś o siebie dba, to uważała za jak najbardziej warte pochwały. Gorzej, jeśli na tym kończyły się czyjeś cechy godne zainteresowania. I wcale nie mówiła, że nie miewała takich dni kiedy sama też chciała poczuć tą płytką satysfakcję - że jeśli tego chce to może skupić na sobie wiele spojrzeń na raz, nawet tych bardziej pożądliwych. Tylko że koniec końców... co jej po tym tak naprawdę? Nic, co ceniła i czym byłaby zainteresowana względem swojej osoby. - Ocena poczucia humoru jest jednak za bardzo subiektywna, więc raczej powinnam zostawić ją tobie... Ja tam sądzę, że jakieś mam, a że podoba mi się twoje, to chyba już połowa sukcesu. – Tu zaśmiała się cicho pod nosem z tego, jak to zabrzmiało. Samo takie mówienie wprost o oczekiwaniach oraz własnych cechach względem oczekiwań drugiej osoby też wydawało się jej z jednej strony nieco zabawne, ale z drugiej, patrząc realistycznie, mieli do dyspozycji jakiś ograniczony czas i warto było jednak wykorzystać go mądrze, na upewnieniu się, czy mieliby ochotę spotkać się później już na własnych warunkach i z większą swobodą. Zatem, nie przerywała. - Lekkoducha chyba nie muszę komentować. Nawet chciałabym być luźniejsza w niektórych sprawach, bo wydaje mi się że to czasem sporo ułatwia, ale zwyczajnie nie potrafię. To znaczy umiem być spontaniczna i te sprawy, ale gdybym nie mogła być równo na środku skali, chyba musiałabym zrobić krok w stronę sztywniary, która lubi gdy zasady są ustalone i przestrzegane. – Zakończyła niezauważonym przez nikogo, lekkim wzruszeniem ramion. W takich prostych do określenia kwestiach znała się dość dobrze i na tym tle nie miała ze sobą problemów, nie wstydziła się tego, co uważała bądź jakie zasady wyznawała. A fakt, że tak o sobie otwarcie mówiła mógł sugerować jakiś dystans do samej siebie - gdyby była sztywniarą z krwi i kości to na pewno nie padłoby to tak wprost, prędzej mocno by się przed tym wzbraniała. Mogła sprawiać zupełnie odmienne wrażenie co do tych zasad, ale jednak raczej dla osób które nie miałyby okazji rozmawiać z taką bardziej szczerą i otwartą nią, tylko oceniałyby ją na postawie obranego przez Pearson, specyficznego stylu bycia. Kwestię ranienia pominęła – odebrała swoją bolesną lekcję od życia i wolała się w nią nie zagłębiać, bo tłumaczenie tamtych wydarzeń nigdy nie mogłoby zabrzmieć dobrze - a ostatecznie wiedziała, jak wielki był tamten popełniony przez nią błąd i jak bardzo nie chciałaby popełnić drugi raz nawet choćby tylko podobnego.
Zanim wypowiedziała się na jego kolejne pytanie, odebrała swojego nowego drinka od kelnerki która w tym momencie pojawiła się u nich. Blondynka upiła najpierw kilka łyków by następnie odstawić szklankę na stół, podciągnąć jedną nogę zgiętą pod siebie i ogólnie poprawić się do nieco wygodniejszej pozycji. - Okej, to może zacznę od tego, na co mam jakikolwiek wpływ. Niedługo kończę studia, ale nie chciałabym pracować w zawodzie. Lubię swój kierunek, może nie jestem najlepsza we wszystkich przedmiotach, ale ogarniam co się dzieje i przez długi czas nawet się w tym widziałam. Tylko że jakoś rok temu zaczęłam na poważnie jeździć konno i okazuje się, że mogłabym się z tym związać zawodowo, bo jak usłyszałam mam predyspozycje. W stajni potrafię być bardzo zorganizowana, do koni podchodzę pewnie jednak z należytym spokojem i respektem. Skupiam się na tym co tam robię, mam tego dużą świadomość, jestem konkretna ale też wyrozumiała, zarówno dla zwierząt jak i dla ludzi, którzy chcą się tam czegoś nauczyć… No nieważne, chodzi mi o to, że właśnie to chcę robić. Zdaję sobie sprawę, że to wymagająca praca i wcale nie taka typowa, więc wydawałoby się że ciężko ją połączyć z takim normalnym życiem… Tylko wiem, że da się to zrobić, a nie że to jakieś naiwne myślenie. – Tu zrobiła wyraźniejszą przerwę na głębszy oddech, bo właśnie przechodziła do tej bądź co bądź głębszej części. - A co do tego normalnego życia. Pewnie dla wielu brzmi na oklepane i mało pociągające, ale dla mnie brzmi dobrze… o ile byłoby z odpowiednią osobą. Nie mówię, że chcę mieć koniecznie dom, ale trochę mi się jednak marzy, żeby było miejsce dla jakiegoś uroczego, dużego psa… i... no… dzieci. W odpowiednim czasie. Lepiej wcześniej niż później… ale też może nie za wcześnie. – Tą końcówkę wypowiedziała bardzo ostrożnie, co brzmiało trochę, jakby temat ją lekko krępował, podczas gdy w rzeczywistości bardzo pilnowała swoich emocji oraz głosu, aby nic tam nie zadrżało. W obecnych czasach temat decydowania się na dzieci w jakimś określonym wieku zrobił się nieco problematyczny, więc to mogło tłumaczyć to jej niby zakłopotanie. W końcu po studiach wypadało rozpocząć pracę, a później ciężko było ot tak przerywać jakąś karierę i rozwój w niej na rzecz ciąży oraz wychowania potomstwa. I takie realia grały na jej korzyść, aby nie została odebrana za przesadnie ostrożną w tej kwestii, nawet jeśli jej prawda leżała zupełnie gdzie indziej. Bo to nie tak, że nie chciała rodziny większej niż ona i jej potencjalny przyszły mąż plus ten pies, którego sobie wyobraziła. Nie była na to zamknięta, po prostu… z jakiegoś powodu bała się. Może powtórki z rozrywki, a może czegoś zupełnie innego, czego nie umiałaby jeszcze określić.
Potrząsnęła głową, jakby w ramach zrzucenia z siebie tych możliwych myśli, które mogłyby zacząć zaraz kotłować się w jej umyśle. To nie był dobry moment, stanowczo nie. Skup się, Harper, rozmowa. Odchrząknęła nieznacznie i skierowała swoje skupienie z powrotem na tu i teraz. - W każdym razie póki co staram się nie zapomnieć, że ta druga część sama się nie spełni jeśli odetnę się od okazji do poznania kogoś, ale przy tym jednak koncentruję się na tym, co mogę sobie wypracować. Przede mną ostatni semestr, liczę że już trochę lżejszy, bo do tej pory ciężko było tego samego dnia być na uczelni na zajęciach, potem pod miastem w stajni na treningu, a później po szybkiej wizycie w domu na prysznic jeszcze wieczór w pracy. Całe szczęście uniwersytet, stajnia, moje mieszkanie i restauracja są nie tak strasznie rozstrzelone na mapie, no ale dojazdy i tak trochę zajmują i mam takie pełne wszystkiego tylko piątki, w końcu w sobotę mogę sobie odpocząć, ale w pozostałe dni muszę to dzielić. Więc w poniedziałki i środy jestem na koniach, wtorki i czwartki próbuję zbierać napiwki w kanjpie. W soboty zazwyczaj też pracuję, jeśli nie mam dużo nauki to rano zwykle zmieszczę stajnię, za to w niedziele mam zwykle jeśli już to krótką wieczorną zmianę, a tak to zawsze jestem na koniach od dziewiątej do przynajmniej piętnastej, czasem dłużej, jeżdżę więcej na młodych koniach i trochę pomagam przy ogarnianiu tam wszystkiego, więc można powiedzieć, że już trenuję do tej mojej wymarzonej pracy… – Urwała, bo chyba do czegoś dążyła, ale jakby jej to po drodze uciekło. Chciała płynnie przejść do zagadnięcia go, co on lubił robić, tylko za mocno się rozpłynęła nad mało istotnymi rzeczami. - Wychodzi, że nie mam dużo typowo wolnego czasu, w komunikacji wyłączam się po prostu przy muzyce, w mieszkaniu spanie, nauka, sprzątanie i jakieś proste gotowanie. I tak się schodzi. Ale konie w tym wszystkim dają mi też szansę na robienie przy okazji tego, co też naprawdę lubię, czyli jeżdżenie w różne ładne, czasem nieco dzikie miejsca. Wiesz, trochę jak takie małe podróżowanie po lesie i łąkach. – Cholera, rozgadała się, a on nawet nie pytał o to. Nie dała mu szansy na skomentowanie, czy ta jej wizja przyszłości jest jakkolwiek podobna do jego nadziei. Bo jeśli to jednak dość proste życie, o którym wspomniała, że chciałaby go, miałoby Spencera odstraszyć potencjalną nudą, to zupełnie niepotrzebnie starała się z nim jeszcze podzielić tym, jak wyglądała jej obecna codzienność…
Jednak chyba wcale nie miała zamiaru przepraszać za tą swoją gadatliwość, głównie dlatego, że kiedy potrafiła tak bez problemu mówić o czymś chwilę dłużej - nawet jeśli były to takie błahe, powszednie rzeczy - to było to oznaką jej lepszego humoru. I chociaż wydawało się jej wcześniej, że na dzisiaj już wyczerpała swoje względnie przyjazne nastawienie, a ten jako tako dobry nastrój utraciła bezpowrotnie... cóż, wszystko miało szansę się dla niej odmienić. Miała także nadzieję, że mężczyzna wyłapał, że ona jako jego rozmówczyni domyślnie nie była taka przesadnie gadatliwa. Mówiła więcej, gdy coś ją dotknęło, albo kiedy z jakiegoś powodu bardzo chciała się czymś zwyczajnie podzielić. I chociaż nie odpowiadała mu do tej pory pojedynczymi słowami, to na pewno nie dało się określić że bez sensu gadała o wszystkim ile wlezie. Trochę liczyła, że on odbierze to jako dobry znak mówiący, że Josie coraz swobodniej czuła się w jego towarzystwie. Oczywiście znak ten byłby dobry tylko wtedy, jeżeli udzieliła poprawnej odpowiedzi na jego pytanie o życiowe plany. Bo jeśli nie, to niby czemu miałby się cieszyć, że jej ta cała randka szczerze podobała się z każdą minutą jakoś bardziej? - A ty? Powiedz, wychodzisz kiedyś ze studia, czy jesteś taki wzięty, że nie masz czasu na inne głupoty... oprócz randek w ciemno, oczywiście. – Pozwoliła sobie na ten suchy żart na sam koniec, przy tym łapiąc za swojego drinka bo spodziewała się, że teraz może dłuższą chwilę to ona sobie posłucha i będzie go mogła w międzyczasie popijać. Owszem, poszła na pewniaka, nie czekając przedtem na jakąś jego ocenę ich zgodności w tych ważnych sprawach. Zdążyła się nastawić, już było za późno. Więc mogła teraz jedynie liczyć, że się nie przeliczyła - bo autentycznie pojawiła się w niej jakaś nadzieja.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Jej odpowiedź odnośnie jego poczucia humoru naprawdę go uspokoiła. Ukrywanie go może nie było najlepszym rozwiązaniem, ale tak jak wspomniał wcześniej, kiedy stopniowo kogoś do niego przyzwyczajał to też było inaczej. Zdarzyła mu się sytuacja gdzie był na randce, rzucił coś bardzo nieprzemyślanie i było po spotkaniu. Ostatecznie doszedł do wniosku, że jeżeli dziewczyna nie zrozumiała jego kawału to chyba nie warto było, ale jednak wolałby żeby za powód końca jego randki zostało obarczone coś innego, niż jego cecha charakteru. Stąd ta zapobiegawcza reakcja, bo nie chciał powtórki z rozrywki. A skoro wyszło że nie musiał się powstrzymywać to tym bardziej mu ulżyło. To nie znaczyło, że teraz miał zamiar na każdym kroku rzucać nieodpowiednimi czy sugestywnymi żartami, ale na pewno zdjął z siebie barierę blokującą, która miałaby go powstrzymać przed wypowiedzeniem ich. - Ufff. Całe szczęście. Bo wiesz, moja osobowość bez tych durnych, niewłaściwych i czasem zdrożnych dowcipów to nie istnieje. Nie wiedziałbym kim miałbym być, jakbym nie mógł żartować - odpowiedział… ponownie częściowo żartując, przynajmniej tak można było odczytać ton jego wypowiedzi. Chociaż na pewno było w tym trochę prawdy, bo jednak skoro nie silił się specjalnie na opowiadanie jakiś śmiesznych rzeczy, tylko one przychodziły tak całkiem automatycznie to gdyby miał teraz przestać je wypowiadać to oznaczałoby spowolnienie jego reakcji i szukanie zastępczych odpowiedzi w miejsce tych zabawnych w stylu Spencera.
Oczywiście, że osoba z charakterem mogłaby mieć niewielkie tatuaże rozsiane po całym ciele. Może właśnie nieświadomie jakoś ją obraził? To był raczej taki skrót myślowy, może trochę jednak za krótki. W ten sposób chciał raczej pokreślić, że uważał że ona nie bałaby się mieć takich tatuaży, które byłyby widoczne i pozornie szybko szufladkowały, bo z jej charakterem poradziłaby sobie z takim podejściem. Lecz po tym jej komentarzu już sam nie wiedział czego miał się spodziewać i na nic się nie nastawiał. Okaże się potem… wyszedł z tego założenia i odruchowo potrząsnął głową. Stwierdził że dowie się tego, nie do końca łącząc to z faktem, że oboje musieliby wyrazić chęć na kontynuowanie tej randki. Zbyt śmiałe posunięcie, więc szybko przywołał się do porządku. Cóż, zawsze na koniec mógł poprosić, żeby jednak udzieliła mu odpowiedzi na to pytanie. To też było jakieś rozwiązanie, chociaż w tym momencie już odpowiadało mu o wiele mniej. Chyba zaczął się nastawiać na konkretne zakończenie ich spotkania, ale…
Chyba muszę cię zmartwić. No jebło, musiało. Tak jak zawsze. Było miło, ale się skończyło. Wymienił jakąś cechę, która ją opisywała i to pewnie jeszcze była z niej dumna, a on od razu zaczął tak jechać w tych swoich tłumaczeniach. Nie mogła tego zobaczyć, ale ten szeroki uśmiech, który utrzymywał się na jego twarzy przez większość ich randki zupełnie zniknął. Ramiona opadły mu w dół w geście rezygnacji, a z ust wydobyło się ciężkie westchnięcie. Zaliczanie kolejnych niepowodzeń wcale nie było przyjemne, szczególnie jak już trochę zdążył nastroić się na jednak miły dalszy przebieg ich spotkania. - Mów i miejmy to już za sobą - powiedział o wiele ciszej. Nie brzmiał wcale rozkazująco, tylko bardziej wydawał się taki wypompowany, no bo ileż można było? Naprawdę. Nawet z jego pozytywnym podejściem on też już czasem mógł mieć dość. Było słychać, że właśnie się poddawał, gdy… dotarła do niego jej odpowiedź, a on musiał dwa razy sobie ją przetrawić. Po upewnieniu się znaczenia jej słów zaśmiał się i parsknął powietrzem z nosa. Udało się jej to, wkręciła go, a on nie dość że się dał to jeszcze swoją reakcją pokazał, że jednak byłby zawiedziony takim obrotem zdarzeń. - Ale z ciebie przebiegły goblin, Josie - skomentował i odwrócił twarz w jej stronę, chociaż nadal było tak samo ciemno i nie mógł zobaczyć jej reakcji. Lecz spodziewał się, że była dumna z tego jak go podeszła. A Spencer na pewno nie miał jej tego za złe, nie miał zamiaru przecież teraz obrażać się jak mała dziewczynka. Raczej w tym momencie powinien pogratulować jej poczucia humoru, które widocznie jemu też odpowiadało. Lecz po tym jak celowo sobie z niego zadrwiła nie mógł jeszcze przymilać się jej, no nie przesadzajmy! Jednak swoje pomyślał i może było to trochę pokrętne, ale chyba Josie coraz bardziej zaczynała mu się podobać…
Wysłuchał uważnie jej komentarzy odnośnie wymienianych przez niego cech, a uśmiech z powrotem powrócił na jego twarzyczkę. Odpowiadało mu jej zdroworozsądkowe podejście jak a pro po tego poczucia humoru. Zostawiała jemu tą ocenę i to była najlepsza odpowiedź, bo jednak w tym temacie już sam mógł coś wywnioskować. A jego konkluzje na pewno były pozytywne. Tej pierwszej części odnośnie wyzywającego wyglądu wolał nie komentować, bo mimo iż odpowiedziała dobrze to jednak był to już taki śliski, graniczny temat. Zainsynuował jakie miał upodobania, ale nie musiał w to wchodzić głębiej. Ale za to do ostatniej cechy już mógł się odnieść i jak to on w ten nie do końca poważny sposób. - Czyli taka z ciebie, sztywniara Josie? Z tatuażami. Ciętym językiem. Nie bojąca się pójść na randkę w ciemno i gadać z zupełnie obcym facetem, którego nie można nawet obdarzyć pogardliwym spojrzeniem w razie konieczności? - zapytał przekomarzając się z nią dalej. Oczywiście nie chodziło o podważenie jej słów, bo zrozumiał przekaz. Była bardziej tą poważną osobą tak na co dzień, w zwyczajnych sytuacjach. Lubiła działać według określonych zasad. I jemu to też się podobało, do czego przyznał się wcześniej. Lecz gdy zestawił to wszystko ze sobą to otrzymał potencjalnie bardzo zabawny obrazek i nie mógł powstrzymać się przed wskazaniem na niego palcem. - To może tak dla wyśrodkowania tej skali, to… złamiemy jakieś zasady? Co ty na to? - zaproponował, sprawdzając czy dziewczyna da się namówić, chociaż sam początkowo wolał się ich trzymać. Żeby była jasność. Nie zaprzeczał samemu sobie, bo on wypowiadał się w sprawie tej klarowności i deklaracji w poważnych tematach. A oni byli tylko na randce w ciemno, która miała pewne reguły i to nie ustalone przez nich. Więc mógł być chętny je jakoś nagiąć. Jakby, nie był w stanie nagle oświetlić pomieszczenia, żeby mogli się zobaczyć, ale były też inne opcje. Nie chciał jednak nic konkretnie proponować bez uzyskania odpowiedzi i może nawet jakiejś inicjatywy z jej strony, która świadczyłaby bardziej o tej jej spontaniczności? Czyżby, Harvey ją sprawdzał? Już nie tylko próbował przedstawić siebie w rzetelnym, ale jednak dobrym świetle, tylko starał się też przejść z rozmawiania do testowania tego, co przed chwilą dziewczyna sama deklarowała.
Gdy Josie zaczęła opowiadać to Spencer starał się jej nie przerywać. Mimo iż na bieżąco przychodziły mu do głowy pytania, to w dalszej części swojej wypowiedzi ona udzielała na nie odpowiedzi. Gdy zrozumiał, że będzie to nieco dłuższa historia to obrócił się nieco w jej stronę, bo mimo iż jej nie widział to głupio czuł się siedząc tak bardziej bokiem, gdy kierowała wprost do niego swoją wypowiedź. By się nieco podeprzeć i podtrzymać to wyprostował swoją rękę i oparł ją na zagłówku kanapy. Wydawało mu się, że jej głos dobiegał bardziej z jej brzegu i okolicy stolika, więc w tym ruchu nie było nic niewłaściwego, nawet jeżeli w ten sposób niejako wkraczał na jej teren. Wspomnienie o studiach wywołało w nim chęć podzielenia się swoją historią, ale miał się nie wtrącać. Zresztą dziewczyna tak szybko odrzuciła ten temat, że dla niego też stał się on nieistotny. Studia były może jakimś zabezpieczeniem na przyszłość, takim wyjściem awaryjnym, jak ta jego weterynaria. Lecz skoro obecnie to nic nie wnosiło to nie wnikał. W ten cały fragment o jeździe konnej musiał naprawdę się wsłuchać, bo sam nie za bardzo wyobrażał sobie jak miałaby wyglądać taka praca. I początkowo skupił się konkretnie na tym. Jednak domyślał się, że nie jest to typowe zajęcie, więc wymagania i obowiązki pewnie też takie były. Wtedy zaświeciła mu się lampeczka, bo w pierwszym odruchu myślał że nie znał nikogo, kto podzielałby taką specyficzną pasję… lecz wtedy przypomniał sobie, że jego była też kiedyś jeździła. Co prawda to potem jakoś samoistnie się rozeszło, a on sam nigdy nie wnikał w to jej hobby. Ale to nie miało żadnego znaczenia, beznadziejne skojarzenie. Słuchał dalej, odpędzając się od myśli od Harper, bo teraz najważniejsza była dla niego Josie. Taki tam żart od losu. Tak więc, druga część jej wypowiedzi wywołała u niego delikatny uśmiech. Nie brzmiało to może jakoś ekscytująco czy wyjątkowo tylko tak całkiem zwyczajnie, ale właśnie coś takiego chciał usłyszeć. - Jak dla mnie to… normalne życie brzmi nawet bardzo dobrze - pozwolił sobie na ten krótki komentarz. Nie wnikał dalej, bo to przecież nie był czas i miejsce na jakieś głębsze wchodzenie w takie tematy. Tym bardziej, że końcówka jej wypowiedzi zabrzmiała dosyć niepewnie. Jednak nie odczytał tego jak wahanie, lecz dostrzegł pewną zapobiegliwość w sprawie dzieci. Tym samym lepiej było nie wchodzić dalej i może, ponownie rozluźnić jakoś atmosferę? Ciekawe kiedy jej się to znudzi albo zacznie ją to denerwować. - W razie czego, tylko zaznaczę że ja dużego, uroczego psa już mam - wcisnął się ze swoim komentarzem o Charlie. Jak mógł wcześniej o niej nie pomyśleć, przecież ona była jego głównym atutem! Była tak słodka, że zazwyczaj skutecznie odwracała uwagę od jego nie za specjalnej twarzy. Taki, pies na baby, dosłownie.
- Musisz być bardzo dobrze zorganizowana, żeby połączyć tyle obowiązków jednocześnie - skomentował po tym, jak opisała jak wyglądał jej plan tygodnia. Chciał sobie zażartować, gdzie w tym wszystkim miałaby znaleźć czas dla faceta, ale to nie byłoby już śmiesznie tylko raczej uszczypliwe. Zresztą domyślał się, że tymi różnymi zajęciami zwyczajnie wypełniała sobie czas, żeby nie mieć go za wiele. Taka reakcja obronna, żeby nie dostrzegać swojej samotności. Tak więc tym razem powstrzymał się od żartu, ale raczej z właściwych powodów. - Dobrze jest mieć taką swoją pasję, a jeżeli jeszcze z tego możesz uczynić swoją codzienność to tym bardziej. Doskonale rozumiem, bo ja na początku miałem identyczny stosunek do tatuowania. Wszystko mnie interesowało i ekscytowało. Gdy poznawałem i uczyłem się kolejnych technik tatuowania, zaczynałem zabawę z kolorem, a potem sięgałem po coraz to trudniejsze wzory. Był taki okres, że każdą wolną chwilę poświęcałem temu hobby, aż urosło to do takiego poziomu, że mogłem zacząć traktować to poważniej i… uwielbiam swoją pracę, chociaż teraz jest już na pewno o wiele większą rutyną. Wiesz, trudniej znaleźć coś co byłoby dla mnie wyzwaniem. Chociaż brzmi to może jakbym próbował jakoś się przechwalać, ale praktyka potrafi zdziałać cuda i można wyćwiczyć nawet umiejętności, które początkowo były na naprawdę słabym poziomie - wypowiedział się nieco dłużej. Niekoniecznie po to, żeby zwrócić na siebie uwagę tylko bardziej przekazać jej, że rozumie i podziwia takie zaangażowanie w sprawę. Warto było robić w życiu coś, co naprawdę się lubiło, a nie coś co trzeba było robić. - Poza tym, brzmi to na pewno niekonwencjonalnie, ale też ciekawie. Czyli jak skończysz studia to planujesz już wejść w to tak na poważnie? Jak to wygląda, w sensie musisz zrobić jakiś kurs czy coś takiego? No i wydaje mi się, że jednak skoro masz predyspozycje to dobrze o tobie świadczy, bo… zwierzęta zazwyczaj mają czuja do ludzi - skomentował już tak trochę odbiegając od tematu. I serio trochę się zaciekawił całym tym procesem. Bo w większości zawodów był prosty schemat, jakaś szkoła albo studia i potem praca, ale to był zupełnie inny przypadek, a on był nie w temacie, więc jeżeli Josie miałaby ochotę głębiej go wprowadzić to wykazał zainteresowanie.
- Mam całkiem dużo wolnego czasu, chociaż to też zależy - odpowiedział odruchowo po tym, jak wcześniej zaśmiał się z jej żartu. Nie chciał też zalewać jej niepotrzebnymi informacjami, ale niestety niektórych tematów nie dało się skrócić. - Sam ustalam sobie ile pracuję, więc jednego dnia mogę pracować sześć godzin, a drugiego dwanaście. Zazwyczaj staram się wyrabiać te standardowe osiem, chyba że mam potrzebę wypełnić sobie czas pracą to mogę siedzieć w studio od rana do wieczora. Ale mam czas na jak to mówisz głupoty. U mnie nie jest to nic wyjątkowego. Trochę bawię się w rysowanie komiksów, takie szczenięce hobby. Dużo czasu pochłania też tworzenie nowych wzorów. Relaksuje się przy konsoli albo muzyce. Biegam. Często z moim psem, ale niestety aura jest już niezbyt sprzyjająca, a ja potrzebuje jakoś odreagować. Muszę czasem się zmęczyć, tak czysto fizycznie. Jakiś czas temu zacząłem chodzić z kumplem w każdą środę wieczorem do Defy Gravity, to ogromna ścianka wspinaczkowa. Można trochę siebie sprawdzić i powygłupiać. Tyle że kolega zwichnął nadgarstek i nie mam obecnie kompana, no a… Charlie ze sobą nie zabiorę. Weekendy spędzam raczej w otoczeniu znajomych, bo mam ich całkiem sporo. I to tyle, nic specjalnego. Wiesz, w tym wszystkim trzeba znaleźć jeszcze miejsce na te Tindery, randki w ciemno, pisanie, poznawanie się, kolejne zawiedzenia, to też pochłania trochę czasu - zakończył standardowo jak na siebie z zabawnym akcentem. Wyraźnie klarowało się, że Spencer to był ten typ, który próbował podchodzić z uśmiechem do każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. Trochę w myśl, że przeżył już wystarczająco dużo złego, więc teraz musiało być w końcu lepiej? Bardzo czekał na to lepiej. A w kwestii swoich zainteresowań nie rozgadywał się bardziej, uważając że dziewczyna dopyta, jeżeli coś szczególnie zaciekawiłoby ją. Chociaż jeszcze na sam koniec pewien pomysł przebiegł mu przez myśl. Uśmiechnął się, co dało się usłyszeć. Odruchowo przegryzł wewnętrzną część swojego policzka, jakby trochę się wahał, ale na szczęście Josie nie mogła tego zauważyć. - Skoro umiesz być spontaniczna i te sprawy… to co byś powiedziała na to, jakbym zaprosił cię na ściankę wspinaczkową na drugą randkę? Oczywiście, wyjaśnijmy na samym początku. Pytam czysto teoretycznie, w przypadku jeżeli w ogóle miałoby do niej dojść - wytłumaczył się od razu. Nie chciał zostać też odebrany za zbyt nachalnego, ale… może jednak trochę chciał? Bo ta wizja kontynuacji ich spotkania, czy zaraz po wyjściu czy jakoś później naprawdę zaczęła go przekonywać. - Dobra, a teraz już tak bez tarczy obronnej w postaci moich jakże zabawnych żartów. Bo chyba tego luźnego było już wystarczająco dużo, teraz pora na trochę dojrzalszego. Nie wiem, ile nam jeszcze czasu zostało, więc wolę powiedzieć to teraz, żeby później nie wyglądało to na wymuszone... Pytam na poważnie o tą drugą randkę. Dobrze mi się z tobą rozmawia, miło słucha i chciałbym móc dalej cię poznawać - powiedział spokojnym, miłym, ale też pozbawionym chociaż nuty rozbawienia tonem, żeby miała tą pewność, że mówił serio i nie chciał tego zaraz jakoś obrócić w żart. Zwyczajnie był ciekawy Josie, więc w ten sposób chciał jasno pokazać swoje obecne podejście do ich randki i jej ewentualnej przyszłości. Ale też po prostu był ciekaw jej odpowiedzi, bo on sam nie miałby nic przeciwko, żeby ich spotkanie numer dwa odbyło się właśnie w takich okolicznościach.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Blondynka dość łatwo załapała to jego poczucie humoru – w sensie, nie tylko jej się podobało i bawiło ją, ale chyba też dzięki temu jakoś intuicyjnie wyłapywała jego żarty, jeśli nie były celowo ukrywane pod poważnie brzmiącym tonem. Jak nie był ten o wychodzeniu razem i potem jedenastu palcach i tak dalej. Nawet nie musiałby się wtedy z tego tłumaczyć, serio. I teraz też wyłapała tą niepoważną nutę w jego głosie, czy bardziej była sobie w stanie ją dopowiedzieć z sensu, w który układały się jego słowa oraz kontrastu, jaki tworzyły do jego osoby w jej odbiorze. Dla niej wystarczająco brzmiało, że nie mówił na serio. Utrzymując ten sam nastrój, odpowiedziała mu że no zdążyła zauważyć, co odnosiło się do tego rzekomego nieistnienia jego osobowości bez żartów. Wystarczająco pokazał, że umiał być też inny, a to wypowiedziane przez nią krótkie zdanie wypadło na tyle przekornie, że też nie obawiała się złego zrozumienia. Jednak czasem niezorientowanie się, że ktoś podczas rozmowy prowadzonej twarzą w twarz używał sarkazmu, potrafiło być wstydliwe, a kiedy dochodziło do sytuacji, w której jedna strona odebrała sarkastyczną wypowiedź drugiej strony za niezrozumienie własnego sarkazmu… nie to, że była jakkolwiek nieprzyjemna, ale na pewno mniej zabawna niż kiedy każdy dokładnie rozumiał, o co chodzi.
Jego początkowo zrezygnowana reakcja odbiła się na niej małym ściskiem żołądka. Nie planowała przesadzić i raczej nie spodziewała się, że jej towarzysz od razu złapie się na jej zmyłkę. I to tak całkowicie. Jej zamiarem było jedynie podtrzymanie tego luźnego żartowania z kwestii dopasowania, spełniania kryteriów i tak dalej, bo sam temat brzmiał dość zabawnie. Już otwierała usta, żeby okazać skruchę za swój brak umiaru. Raczej nie była osobą, która w domyśle przesadnie przejmuje się tym, jak odbierane są jej słowa, lecz obecna sytuacja była specyficzna – ona i Spencer nie znali się, więc nie mogli mieć ostatecznie pewności co do zamiarów kryjących się za pewnymi słowami, nie widzieli się, więc odpadała ocena mimiki podczas mówienia, a przede wszystkim… jak widać oboje chcieli, aby trwająca randka miała szansę może przerodzić się w coś dalej. Wydawało się jej, że mimo wpadki na dzień dobry udało im się złapać jakiś wspólny język i jak do tej pory nie widać było nic konkretnego, co skreślałoby ich potencjalną relację jeszcze przed jej rozpoczęciem. A zatem chciała to sprostować, ale nim zdążyła, usłyszała to ciche roześmianie. I jeszcze nazwał ją przebiegłym goblinem. Okej, czyli nie ma co chłopaka głaskać po głowie w ramach przeprosin, bo jednak odnajdował się z nią taką. Niezły był, naprawdę. W takim razie odchrząknęła, poruszając przy tym ramionami w ramach ich rozluźnienia. - A ja bym powiedziała, że lubię po prostu czasem wprowadzić odrobinę napięcia. Poza tym to twoja wina, ty kazałeś mi się przyznać ile mam checków, bo już chcesz tą randkę wrzucić do nieudanych i oddać się upragnionemu załamaniu. – Odpowiedziała mu ze słabnącym uśmiechem i słyszalnie mniej pewnie, choć starała się utrzymać ten sam ton. Uwielbiała się tak droczyć, bo jakby nie patrzeć, wymagało to jednak jakiegoś poziomu inteligencji i zachowywania należytej czujności. I może chciała, aby Spencer widział w niej bystrą dziewczynę, która potrafi pomyśleć i coś zakombinować. Lecz przez ten moment zaniepokoiła się, czy teraz to ona nie przesadza, bo w końcu wspomniał, że nie lubił gdy każda wypowiedź staje się żartem. Stąd też w niej potrzeba zwrócenia uwagi, że gdyby tak być szczegółowym, to odpowiedziała jedynie na jego pytanie w takiej formie, w jakiej ono padło. Dodatkowo szybko sobie dopowiedziała, że z tamtym musiało mu chodzić o pewne rozgraniczenie między błahymi a poważniejszymi tematami, to zaś w swoim odczuciu zachowywała. Próbowała też odbić ten mało przyjemny, nawet przygnębiający wstęp który im zgotowała w ramach rozpoczęcia spotkania, natomiast w kwestiach tego wymagających mówiła już otwarcie, bez niepotrzebnego, usilnego kręcenia żeby ze wszystkiego dało się pośmiać. Nie za wszystkiego zresztą wypadało.
Na ten cały komentarz do obrazka samej siebie, jaki najwyraźniej zarysowała podczas ich spotkania, prychnęła z ewidentnym rozbawieniem. Słusznie jej to wytknął, bo faktycznie wydawało się to jakimś mało prawdopodobnym pomieszaniem cech, także punkt dla niego za trafność i jeszcze bonusowy za ubranie tego w całkiem śmieszne słowa. - Nie pozbierałbyś się z moich pogardliwych spojrzeń, Spencer, także ciesz się z tych okoliczności. Jestem straszną sztywniarą i twoje niedelikatne żarty nie pozwoliłyby mi przestać obrzucać cię piorunującym wzrokiem. - Była przekonana, że wręcz dało się usłyszeć jej przewrócenie oczami poprzedzające późniejsze krótkie roześmianie się. Żeby dopełnić obrazka i dodać sobie jakiejś wiarygodności w tym co mówiła, przez chwilę nawet chciała dorzucić, że jej współlokatorzy wołają na nią Królowa Lodu… ale to było już przesadzone, wręcz prześmiewcze w jej kierunku z ich strony i może lepiej jednak się tym nie dzielić. Aż tak bardzo nie potrzebowała bronić się jako sztywniara, zresztą i tak nie brzmiało jakby jej rozmówca miał jej uwierzyć, zatem postawiła kropkę w tym miejscu i dalej go słuchała… Tej jego propozycji nie spodziewała się. Wcale nie zakładała, że był nudnym człowiekiem - na pewno miał inny charakter niż ona, dało się rozpoznać jego raczej ugodowe nastawienie i tą chęć, żeby dobrze wypadać. I zaczęła go sobie układać w głowie jako tego statecznego gościa z niebanalnym poczuciem humoru. Może nie przewidywała miejsca na wielkie fajerwerki, ale też nie określiłaby go nieciekawym. A teraz okazywało się jednak, że mógł zrobić coś mniej przewidywalnego jak dla typu osobowości, w który go sobie względnie wpasowała. I spodobało się jej, że ostatecznie jednak do niego nie pasował, tylko… musiała mieć swoje ale. - Chętnie… ale też nie może być tak prosto. Najpierw wolę się co do ciebie bardziej upewnić. Bo jakby… to nie tak, że będę sobie łamać zasady z kimkolwiek. – Zastrzegła, uśmiechając się specyficznie do samej siebie. Jednak zasady to zasady i w sumie po coś przyszła na te randki w ciemno. Po tym, jak znajoma dała jej znać o dzisiejszym wydarzeniu, Harper mogłaby wyszukać sobie coś innego jeśli ta forma nie odpowiadałaby jej, a nadal chciałaby spróbować swojego szczęścia. Speed dating przykładowo, na pewno było w czym wybierać. Więc chociaż w pewnym sensie ją podrażnił, kusząc odpuszczeniem całej tej otoczki tajemnicy, i poczuła że mogłaby się temu poddać… miała jakieś swoje przekonania? Mogła być spontaniczna, lecz w granicach tego, co uważała za właściwe. I też nie chciała poddać się jego ofercie od razu. Nie chciała… okazać się zbyt łatwa. Nie chciała godzić się na wszystko, dopóki nie zaznaczyłaby bardziej otwarcie, że faktycznie jest nim zainteresowana. Była zainteresowana i podprogowo to okazywała, niemniej czasami załączała się jej taka faza, że potrzebowała mieć poczucie decydowania o sytuacji, a nie jedynie przystawania na pewne wydarzenia, które jej dotyczyły. Zatem nie mówiła nie, a jedynie odsuwała naginanie reguł na później – na moment, który ona uzna za odpowiedni.
Nie zatrzymała się nad jego odpowiedzią o tym, że normalne życie brzmi nawet bardzo dobrze – przynajmniej słownie tego nie zrobiła, jedynie słyszalnie się uśmiechnęła, a potem on i tak poszedł dalej. Nie musieli o tym więcej gadać, jeszcze nie planowali wspólnej przyszłości. Domyśliła się że chodziło jedynie o wybadanie, czy te duże, ważne wizje względnie się zbiegają i czy wobec tego jest sens faktycznie dalej się starać. Skoro zbiegały się, co właśnie usłyszała, dobrze było się skupić na zagłębianiu już tych bardziej przyziemnych rzeczy, gdyż to one w dużej mierze budowały człowieka i wpływały na jego codzienność – i codzienność z nim. - Zignoruję tą informację, bo zaraz zacznę też ignorować te wszystkie twoje wady, byle mieć szansę na poznanie i wymizianie psiaka, jak mówisz że jest słodziak… Więc nie ma taryfy ulgowej. I tak bez niej za dobrze ci idzie. – Odpowiedziała trochę przesadzając z tym, że wiedza o posiadaniu przez niego psa zmieniała dla niej cokolwiek. Chciała sobie zażartować, i musiało dobrze wybrzmieć że te wszystkie jego wady to był sarkazm z jej strony, bo właściwie za bardzo żadnych nie pokazał w swoim sposobie bycia i opowieściach o sobie, czego pewność można było zyskać już po końcówce.
Dobrze się jej go słuchało, jak mówił przez trochę dłużej na raz. Wyłapała to już wtedy jak zaczął o tych randkach na samym początku. I nie chodziło tylko o ten jego przyjemny dla jej uszu głos, a fakt że nie padały żadne słowa które mogłaby źle odebrać też nie załatwiał w pełni sprawy, choć na pewno w dużej mierze to było najważniejsze. Oprócz tego jednak Pearson odnosiła wrażenie, że Spencer nie był takim pierwszym lepszym gościem z ulicy, co lubi sobie porysować, zajarał się na tatuaże i tak to sobie robi. Wydawało się jej, że musiał być też wyżej wykształcony, albo przynajmniej rozgarnięty na tyle, że nie wychodził w żadnym razie na prostego faceta. Umiał wyciągać celne wnioski, zauważać drobne rzeczy, miał swoje przemyślenia w różnych kwestiach a do tego jego słownictwo nie było ubogie. Może to głupota, na którą mało kto zwróciłby uwagę, niemniej dla blondynki to też było istotne. - Totalnie brzmi, jakbyś się przechwalał. Wiesz, powinnam się chyba z tobą umówić… oczywiście na tatuaż. Jakiś w moim stylu, na przykład… znak nieskończoności na nadgarstku. Nie, na żebrach. Takiego na pewno jeszcze nie robiłeś, co powiesz? Czy jednak nastraszyłam cię wystarczająco na początku? – Zaśmiała się po tych słowach, ale nie to, że naśmiewała się z osób decydujących się na właśnie takie tatuaże. Ich popularność, i to właśnie w takich miejscach, nie brała się z niczego – wyglądało to naprawdę uroczo, jeśli do kogoś pasowało. Tylko że do niej nie pasowało i ona doskonale o tym wiedziała, stąd jej rozbawiona reakcja po całej tej sarkastycznej wypowiedzi. Chociaż wcześniej nie chciała się zdradzać z tym, jakiego rodzaju wzory widnieją na jej ciele, jednak w ten sposób niebezpośrednio zdradziła, że jego pierwotny typ co do niej raczej mógł być tym właściwym. W tym momencie zauważyła, że w międzyczasie wypiła do końca swojego drinka i teraz już w jakimś dziwnym odruchu bawiła się co chwila w przygryzanie słomki. Dobrze, że tego nie widział, jeszcze pomyślałby że już na tym podświadomym poziomie chciała mu pokazać, że nie ma co zrobić z ustami… I tak trochę zrobiło się jej głupio, że bezwiednie zachowywała się w ten sposób. Odstawiła więc pustą szklankę na stół i palcami przeczesała swoje włosy, odgarniając je z twarzy, co też było jej takim nieco nerwowym gestem. - Tak, podobno mają… Potrzebowałabym zrobić kurs i egzamin na uprawnienia instruktorskie, jeśli chciałabym dawać lekcje jazdy. Praca z samymi końmi nie wymaga żadnych papierów, liczy się doświadczenie i w sumie to mnie bardziej pociąga, jest kilka możliwych ścieżek… Ale kurs na pewno też zrobię, bo lepiej go mieć niż nie mieć, ostatecznie można łączyć naukę ludzi ze szkoleniem koni. Wszystko tak da się połączyć, żeby znaleźć swoją własną drogę rozwoju w tym świecie. – Odpowiedziała mu bez wchodzenia w dalsze szczegóły, chociaż i tak użyła zbyt wielu słów jak na taką prostą kwestię. Gdyby się odpaliła, zalałaby go tym tematem, ale naprawdę wolała tego nie robić, bo wtedy to już nie byłaby rozmowa, tylko jej nudny i zapewne w dużej części niezrozumiały monolog.
- Charlie to… twój pies? Suczka…? – Zapytała dla pewności, chociaż z jego wypowiedzi wydawało się to dość oczywiste, że chodziło o psa. Chyba mimo swoich wcześniejszych słów chciała dowiedzieć się o nim coś jeszcze, chociażby tylko jakiej był płci. Niemniej jej ton wskazywał na to, że chętnie posłuchałaby czegoś jeszcze. Relacja człowieka z jego zwierzęciem też wiele mówi o nim samym. - Brzmi że pośród tego wszystkiego dużo rysujesz, i to sam z siebie. Czyli to nie taki kit z tym, że uwielbiasz swoją pracę, to musi być cholernie satysfakcjonujące w takim razie. Ale że przy tym wszystkim jesteś jeszcze taki aktywny na innych płaszczyznach, to już się nie spodziewałam. Zwłaszcza w kwestii tych Tinderów, randek w ciemno, pisania, poznawania się i kolejnych zawiedzeń. – Teraz jej humor ni wynikał czysto z chęci pożartowania, gdyż stanowił niejako reakcję obronną przed tym, co w trakcie wyłapała. Uderzyło ją może nie, że był taki aktywny, ale że jednak w jego wypowiedzi znajdowali się inni ludzie – choćby ten kumpel od wspinaczki albo ogólnikowi znajomi do spędzania wspólnie weekendów. U niej nie. Czy to źle o niej świadczyło? Czy wyglądała jakby nie miała przyjaciół? W sumie… nie miała. Miała trzech współlokatorów, z czego wszystkich trzech durniów, jeden na szczęście niedługo się wyprowadzał a w jego miejsce miał pojawić się nowy, co prawda kumpel jednego z nich, ale nadal może jakiś fajniejszy, normalniejszy. Miała tą jedną znajomą na uczelni, z którą kiedyś trzymały się tak względnie nie tylko na studiach, za jej sprawą Harper w ogóle zamieszkała w domu z tymi trzema wariatami… no ale teraz dziewczyna mieszkała ze swoim chłopakiem a ich kontakt ograniczył się bardziej do wspólnych zajęć. Co jeszcze? Byli ludzie w stajni, oni byli w porządku, ale też ze wszystkimi tam rozmawiała bardziej kurtuazyjnie, nikt się z nikim nie spoufalał. Właścicielka stadniny i jej trenerka była bardzo w porządku, ale jednak ta relacja to też było zupełnie co innego niż chociażby kolegowanie się. Miała siostrę, ale siostra miała swoje życie. Swojego wieloletniego przyjaciela straciła, czy może bardziej definitywnie skreśliła po tym, jak się wobec niej zachował. Później miała innego bliskiego kumpla któremu trochę się zwierzała w swoim najgorszym czasie, ale sprawy się skomplikowały i znajomość w okamgnieniu stała się wręcz wroga. Więc wychodziło na to, że Pearson była sama. I jej to raczej nie przeszkadzało, tak czuła się w pewnym sensie bezpieczniej, niemniej z boku musiało to wyglądać co najmniej przykro. Więc w sumie tylko to ją zmartwiło, to potencjalne zauważenie przez Spencera, że o nikim nie wspomniała. Miała nadzieję, że nie zauważył. - Czyli jesteś zabawny, wytatuowany i wysportowany… Czekaj, nie potwierdzaj, jeszcze nie naginamy reguł. – Spróbowała wybrnąć ze swoich nagle przygnębiających myśli kolejnym drobnym przejawem humoru i serio liczyła, że on się nie zatrzyma nad podobnym porównaniem co ona. Bo ludzie nawet bardzo specyficzni i trudni mieli bliskie osoby, więc jeśli u niej tak nie było, to jak bardzo poza skalę normalności musiała wychodzić?
Naprawdę nie mogła o tym dłużej myśleć, czuła, jak to tylko oddala ją od aktualnych, zwyczajnie miłych wydarzeń. Czy bardziej miłej rozmowy, w sumie z dziania się na razie nie było nic. Całe szczęście jej towarzysz odciągnął ją uwagę najskuteczniej, jak tylko się dało – zawstydzeniem jej. Na pewno nie celowym, a ona dzięki temu, że ponownie w tym wszystkim zażartował, na pewno nie dała po sobie jeszcze poznać, że jakkolwiek ją to ruszyło. Jednak żart wpływał na jego pytanie mocno zmiękczająco. - Czasami potrafię być niezłym cykorem, co brzmi może nieprawdopodobnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że regularnie wsiadam na grzbiety nie w pełni obliczalnych zwierząt ważących zwykle ponad pół tony i ufam, że będą chciały oddać mi nad sobą kontrolę. Ale to jest kwestia tego zaufania, a tak to ryzykantką na pewno nie jestem… sama z siebie. Więc gdybyś, mówimy czysto teoretycznie oczywiście, zaprosił mnie na drugą randkę gdziekolwiek, to poszłabym. Nawet na ściankę wspinaczkową. – Jej odpowiedź wybrzmiała podobnie, z tym charakterystycznym przekornym akcentem, przy którym blondynka słyszalnie się uśmiechnęła. Nie wydawało się jej, że mężczyzna coś jeszcze by potrzebował do tego dorzucić. Jego słowa miały żartobliwy wydźwięk, ale przekaz niosły raczej względnie jasny. Może taka forma pytania o potencjalne drugie spotkanie nie była szczytem jej marzeń, jednak przynajmniej w ogóle była… I brzmiało to smutno, jakby dziewczyna nie miała za bardzo wymagań, lecz to przecież nie było takie zero-jedynkowe że ich nie miała i mogła przystać na cokolwiek, bo nie. Tylko że kiedy większość jej wstępnych oczekiwań została spełniona, a ona mogła poczuć się przy kimś zwyczajnie lepiej – co wcale do częstych zjawisk nie należało – to wtedy była gotowa przymknąć oko na jedno czy drugie niedociągnięcie. Jeśli było zainteresowanie z drugiej strony, a o tym właśnie przecież usłyszała, wprawdzie nie wprost, no ale… Znów ją zaskoczył. W duchu zgodziła się na jego propozycję, zresztą słownie też, po prostu używając tego samego żartu co on, i nie że zrobiła to z jakimś rozczarowaniem czy odczuwalnym niedosytem. Ale gdy dorzucił tych kilka poważniejszych zdań, to już był ten moment że poczuła się jakby zaopiekowana. Trafił w jakiś jej czuły punkt i tym już na dobre ją do siebie przekonał. Nie odpowiedziała mu jednak od razu, potrzebowała chwili na delikatnie speszone i nerwowe poprzygryzanie wargi nim zdecydowała się odezwać. – Naprawdę chętnie się z tobą spotkam, Spencer. – Powiedziała to nieco ściszonym głosem, takim w stylu… zawstydzonej nastolatki, która przyznaje się chłopakowi, że on się jej podoba. Mogła mieć ten cięty język i chłodne usposobienie, jednak w pewnych chwilach krępowała się bardzo – zazwyczaj kiedy ktoś był dla niej zwyczajnie dobry i robił coś, na co uważała, że nie zasługuje. W tym przypadku jej kandydat numer jeden wprost okazał zainteresowanie dalszym poznawaniem jej, na co wręcz miała nadzieję. A mimo to taka reakcja. I weź tu kobietę zrozum.
W tej ciemnej przestrzeni, którą z nim dzieliła, niepostrzeżenie poczuła się jakby… wyzwolona. Z tego, co mocno męczyło ją w kontaktach z innymi facetami. I może było w tym coś, że go nie widziała, i dzięki temu miała możliwość skupić się wyłącznie na jego charakterze, nie dbając o wygląd. Tylko że to też nie chodziło o jej takie wielkie przywiązanie do pewnych cech fizycznych, które się jej zazwyczaj podobały – jakby to faktycznie miało taki wielki wpływ na jej wybory partnerów. Nie, że nie miało żadnego, ale jednak pozostawało drugorzędne. Jednak to odcięcie od zmysłu wzroku jakoś przy okazji pozwoliło jej trochę zapomnieć o świecie. Zjawisko ciężkie do wytłumaczenia – ostatecznie przecież pamiętała, jak wygląda jej życie i codzienna rutyna, nadal miała świadomość swoich przejść… lecz one jakby stopniowo słabiej na nią oddziaływały, wyciszały się z jej świadomości. Stały się może mniej istotne przy obecnym takim właśnie tu i teraz? Tak samo łatwiej przychodziło jej odpuszczanie myśli, które pojawiały się nagle w jej głowie i w innych warunkach długo by ją męczyły. Wolała nie przypisywać tego magicznego działania tylko jemu, to już by było niepokojące – lecz niewątpliwie ta jego obecność i sposób, w jaki z nią rozmawiał, pomagały. - Powiem ci Spencer, że uroczy jesteś. Naprawdę. Więc, czuję się zachęcona do złamania z tobą przynajmniej tej jednej zasady, o braku wyobrażeń… - Po tych słowach odchyliła się plecami znów w stronę oparcia kanapy, całkowicie zapominając o tym, że on wcześniej gdzieś w te okolice wyciągnął swoją dłoń po zagłówku – a przynajmniej tak jej się wydawało w momencie, w którym to robił, a ona mniej więcej słyszała ten ruch. Dlatego czując przez gruby materiał swojego swetra jego rękę gdzieś nad swoją łopatką, zaskoczyła się i wyczuwalnie wzdrygnęła… ale wcale się nie cofnęła. Po prostu nie oparła się już mocniej, jak planowała to początkowo zrobić. Z jakiegoś powodu bardzo nie chciała uciekać przed tym kontaktem, chociaż taka reakcja w jej przypadku byłaby jednak niemal pewna w większości innych przypadków. To on wkroczył w jej przestrzeń w pierwszej kolejności, i choć Harper lubiła trzymać się pewnych granic względem innych ludzi, przekroczenie przez niego tej, wydawałoby się, podstawowej, właściwie wcale jej nie przeszkadzało.
Poczekała na jakieś potwierdzenie w stylu, że nie zmienił zdania. Propozycja wprawdzie należała wtedy do niego, jednak padła już jakiś czas temu i Harper wolała się upewnić, czy aby pozostała aktualna. Starczyłoby jej najprostsze przytaknięcie, albo w sumie nawet wyczekujące milczenie też ją zadowalało. - W takim razie zadam ci pytanie, a ty dobrze się zastanów. Okej? No to… Czy lubisz… pulchniejsze dziewczyny? – Początkowo pytała bardzo pewnie, ale te ostatnie dwa słowa padły już z ewidentnym wahaniem, jakby autentycznie się obawiała o ich złe odebranie. Potem postawiła wymowną pauzę, jak wtedy z niespełnianiem przez nią kryteriów będących dla niego na nie. Miała nadzieję, że jednak postępując według tego samego schematu w tak krótkim czasie nie wpakuje go ponownie na minę zbyt dużego zwątpienia… chyba że rzeczywiście przypadkowo trafiła w takie jego bądź co bądź możliwe upodobanie. Może żeby nie doprowadzić do zbyt dużej niezręczności w takim przypadku, kontynuowała z niewielkim – choć usilnie ukrywanym, to i tak wyczuwalnym - napięciem. - Bo jeśli tak, to obawiam się że mogłabym nie być w twoim typie. W sumie nie mówiłeś nic wcześniej o wyglądzie, także totalnie nie mogę sobie wyobrazić co mogłoby ci się podobać. – W domyśle chodziło jej o to, że nie mogła sobie wyobrazić czy ona mogłaby się mu spodobać. Że nie umiała wpasować siebie w jego… może nie oczekiwania, ale pewien schemat który miałby szansę być w jego guście, chociaż na ten pierwszy rzut oka. Zaraz delikatnie przekręciła się w stronę jego ręki, którą miała za sobą. O jakichś jej drobnych obawach biorących się z tego ruchu mogła świadczyć lekkość ujmowania jego dłoni, co zrobiła w taki sposób, aby po podstawieniu pod nią swojej drugiej ręki objąć się jego palcami za swój raczej kościsty nadgarstek. Wzięła nieco głębszy ale cichy oddech zanim ponownie się odezwała, wracając do większego zdecydowania w głosie. - Chciałabym, żebyś pokazał mi kilka swoich tatuaży, które lubisz. Gdzie są, co przedstawiają i oznaczają, o ile cokolwiek oznaczają, bo przecież nie muszą. Powiedzmy, że po dwóch będzie twoja kolej na zdradzenie mi czegoś o sobie z własnej woli. I życzenie do mnie, gdybyś jakieś miał. A potem może wrócimy do twoich tatuaży i… zobaczymy. - Owszem, miała w głowie pewien obraz tego, co ją ciekawiło przy tej okazji, przedstawiła swoją propozycję zarysu dalszego rozwoju sytuacji – tak, propozycję, chociaż zabrzmiało raczej jak podyktowany plan – no ale nie chciała wszystkiego wypunktować po kolei i tylko odhaczać kolejnych etapów. Bo jednak jakieś jej założenia mogły pozmieniać się w trakcie, a blondynka faktycznie umiała i przede wszystkim aktualnie chciała być na tyle elastyczna, by poddać się temu dokąd poniesie ją dana chwila, nie trzymając się sztywno poczynionych założeń. Zwłaszcza, że z samej rozmowy przeszli, i to pod wpływem jej własnej inicjatywy, także do dotyku. Wyczuła w swoim ciele pewne napięcie, ale nie był to czysty stres, raczej jego mieszanka z… podekscytowaniem. Wachlarz emocji odczuwanych przez nią podczas tej randki z nim stopniowo się rozwijał i musiała przyznać, że podobało się jej to coraz bardziej.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
- To moja wina? - zapytał z niedowierzaniem, ale też wyraźnie słyszalnym uśmiechem. Rozbawiło go to, jak dziewczyna obróciła sytuację przeciw niemu. Nie można było odmówić jej spostrzegawczości i bystrości, a także niezwyczajnego poczucia humoru. Co widocznie Spencerowi odpowiadało, chociaż pewnie nie należał do większości, bo zaczął zauważać że Josie też miała dosyć specyficzny żart. - O tak. Tak dawno tego nie robiłem. Przychodząc tutaj miałem nadzieję, że w końcu zawiodę się tak porządnie, żeby chociaż trzymało mnie kilka dobrych dni. Jednak na moje nieszczęście nie było żadnych checków. Cóż, jeszcze mamy czas - zażartował, kontynuując przyjętą przez nią strategię. Chociaż oboje widocznie obracali to wszystko w żart, to jakaś szczypta prawdy znajdowała się w tych słowach. Może tak w pełni specjalnie Harvey nie oczekiwał, że te randki w ciemno skończą się jakimś załamaniem jak zawsze. Prezentował naprawę optymistyczne podejście, chciał próbować, chociaż też nie za bardzo jak kiedyś, wydawało mu się że udało mu się jakoś zdrowo wyśrodkować swoje podejście. Lecz na pewno o wiele łatwiej wpadał ze skrajności w skrajność, co dziewczyna mogła zobaczyć po tamtej skutecznej próbie wkręcenia go. Kiedyś taki nie był, ale nauczony na swoich licznych porażkach, zawiedzeniach i nieszczęściach już prędzej spodziewał się następnych, więc gdy nadchodziły to zwyczajnie poddawał się im. Tą zmienność definitywnie można było zaliczyć do jego wad, które miał jak każdy normalny człowiek. Pytanie czy pochłonięta rozmową Josie zdążyła odnotować ten mały fakt.
Zaryzykuje stwierdzenie, że nie mogę doczekać się zobaczenia tego piorunującego wzroku, rzucił luźno po tym jak zareagował krótkim śmiechem na jej roześmianie. Może sobie żartowali, ale z doświadczenia mógł powiedzieć, że każda dziewczyna potrafiła rzucić tego rodzaju mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, więc spodziewał się że Josie także. Pewnie nie na skutek jego żartów, które widocznie jej odpowiadały, co niesamowicie go cieszyło, ale jak najbardziej w jakiś poważniejszych sytuacjach.
Jasne. Proponuje, ale nie nalegam. Nie ma ciśnienia, odpowiedział zrównoważonym i pozbawionym cienia zawiedzenia tonem. Byłby w stanie ponownie zacząć zażartować, że po tych piętnastu minutach rozmowy już raczej nie był kimkolwiek, ale wolał nie zostać odebrany jakby próbował wywierać na niej jakąś presję. Tamte słowa rzucił swobodnie i bez większego przemyślenia. Sam przecież skusił się na tą formę randek, bo dotarło do niego że w jego przypadku miała ona sens. Akurat Josie zdążyła już dowiedzieć się, że miał tatuaże i pewnie też domyślała się że nie miał ich tak mało, chociaż nawet jak na tatuatora to miał ich całkiem sporo… ale jak się okazało ona sama je miała, więc nie spodziewał się zaszufladkowania z jej strony. Ale kto wie, czy te poprzednie randki mogłyby odbyć gdyby jego zdjęcie wyświetliło się w jakiejś aplikacji. To randkowanie online było szybkie i wygodne, ale niestety obdarzone także pewnymi mankamentami.
- Przepraszam bardzo. Jesteśmy na randce, więc czy może mi iść za dobrze? Bo jeżeli tak, to chyba czegoś tutaj nie rozumiem… - zapytał ze słyszalnym rozbawieniem w głosie, ale po chwili jakby kompletnie wyciszył się. Już nie zareagował na tą zaczepkę odnośnie jego wad ani swojej kudłatej ulubienicy, bo doskonale wiedział że to też były żarty. Skupił się na tej końcówce, bo ona miała dla niego największe znaczenie. Cały czas wydawało mu się że zachowywał się normalnie, nie próbował się wybielać, przedstawiać w lepszym świetle ani udawać kogoś kim nie był. Więc skoro był zwyczajnym sobą, a dziewczyna uznawała że szło mu za dobrze… to cóż, jego ego zostało w ten sposób przyjemnie ugłaskane.
- Znak nieskończoności, marzenie każdego tatuatora. Jeszcze najlepiej ze słowem love, hope albo jakimś imieniem. Naprawdę, jeżeli byłabyś w stanie się tak dla mnie poświecić to zapraszam o każdej porze dnia i nocy do MI Tattoo & Piercing Studios. Przyjmę cię nawet po godzinach na hasło sztywniara Josie - zaproponował, jednocześnie zdradzając miejsce swojej pracy. Czyli chyba jednak dobrze obstawiał z tymi tatuażami? Tak mu się wydawało. Oczywiście takie jak ten nieszczęsny znak nieskończoności też robił, ale był już znudzony takimi powtarzalnymi, oczywistymi wzorami. Zresztą jak wspominał wcześniej, oczekiwał jakiś wyzwań w pracy, które pozwoliłyby mu oderwać się od takiej codziennej rutyny. Odpowiedzi na zadane przez niego pytanie wysłuchał, co jakiś czas przytakując żeby miała pewność że słuchał. Niestety te warunki nie sprzyjały dłuższym wypowiedziom, bo łatwo można było uzyskać wrażenie, że drugi rozmówca wcale nie słuchał, ale Harvey nie pytał z grzeczności tylko naprawdę był zainteresowany. Na sam koniec wychylił się nieco do przodu, sięgnął po swojego drinka, rzucił w takim razie za twoją własną drogę rozwoju, Josie i wypił całość. Odstawił szkło na blat, powrócił do poprzedniej pozycji i krótko potwierdził, że Charlie była suczką. W sumie imię nie sugerowało żadnej płci, więc to sprostowanie należało się jej.
- Podoba mi się… twoje poczucie humoru, serio. Ciesz się, że nie widzisz tego nieustającego banana na mojej twarzy. Z tego wszystkiego chyba zaraz dostanę skurczu mięśni mimicznych i jeszcze mi tak zostanie na cały wieczór - powiedział utrzymując zgrywny ton swojej wypowiedzi, ale w ten sposób przyznawał się też do tego, że czuł się dobrze w jej towarzystwie. Bo przecież mogliby miło rozmawiać, ale w takich nazwijmy to dosyć neutralnych warunkach. Czyli nie byłoby ani za dobrze ani zbytnio źle. A tym swoim krótkim komentarzem Spencer pokazywał, że było dobrze i zaczynało do niego docierać, że jej osobowość naprawdę podobała mu się. - Ale ja wcale nie powiedziałem, że jestem wysportowany… powiedziałem że biegam i że potrzebuje aktywności żeby się wyładować, a to nie jest jednoznaczne z byciem wysportowanym. Jakby, nie chciałbym żebyś zaczęła wyobrażać sobie niewiadomo co, bo potem okaże się że nie podołam tej wizji - sprostował, tak naprawdę wprowadzając pewne zamieszanie. Swoją drogą był wysportowany, ale bardziej w taki atletyczny sposób. Nie pakował na siłowni, bo ta forma aktywności raczej go nie zachęcała. Ale nie był też takim totalnym chucherkiem, które mogłoby złamać się od jednego mocniejszego uderzenia. Chociaż po wspomnieniu o tej wspinaczce dziewczyna mogła zorientować się, że Spencer próbował ją zakręcić, bo jednak o ile do samego biegania nie musiał być jakoś wielce sprawny, to jednak do tej drugiej aktywności już tak. Chyba po prostu istniała w nim ta obawa, że pod względem takiej czystej fizyczności mógłby jej nie odpowiadać? Co było totalnie bezsensu, bo przecież sam jej nie widział. Ale jednak wolał, żeby dziewczyna nie spodziewała się zobaczyć po wyjściu jakiegoś typka, który minimum trzy razy w tygodniu pakuje na siłce…
To chyba jesteśmy wstępnie umówieni. Nie powiedział nic więcej, bo te słowa które wypowiedział słyszalnie ciepłym głosem, po których uśmiechnął się były wystarczającą odpowiedzią. Już nie tylko nastawiał się, ale teraz liczył że dojdzie do tego drugiego spotkania. A gdy każde z nich rozejdzie się w swoją stronę to Harvey nie spotka się z zawiedzeniem, że dziewczyna jednak rozmyśliła się. Lecz po sposobie wypowiadania tych ostatnich słów wątpił, że miałaby spotkać go taka przykra niespodzianka i to trochę go uspokoiło, a przynajmniej odsunęło tą całą niepewność która była w nim zanim w ogóle zadał to pytanie. Uroczy? Jakby, nie wiem czy powinienem ci podziękować czy powinno mi być samego siebie żal… Już wolał nie dorzucać, że to ostatni przymiotnik, którym mogłaby go opisać po zobaczeniu. Był w stu procentach pewny, że nie był uroczy. I chyba jednak kierował się bardziej w stronę tego żalu, bo jakby, serio? Uroczy mógł być szczeniaczek, koteczek albo mały bobas, ale nie dorosły mężczyzna. Jasne było dla niego, że w ten sposób odnosiła się do jego usposobienia czy podejścia, ale mimo wszystko chyba lepiej wyglądałoby to jakby padły określania w stylu… męski, zdecydowany czy śmiały. Parsknął powietrzem z nosa, a jego ego powróciło na właściwe dla siebie miejsce, bo kogo on próbował oszukiwać? Takiego wrażenia na pewno nie robił, więc chyba musiał zadowolić się tym, że był uroczy. Pewnie gdyby to dopiero co nie padło to uprzejmie przeprosiłby i zaraz zabrał swoją łapę, po tym jak dziewczyna się o nią oparła, czego on sam też nie spodziewał się. Lecz chyba nie chciał ponownie zrobić czegoś, co mogłoby zostać uznane za coś uroczego, więc zwyczajnie w żaden sposób na to nie zareagował, jedynie przytaknął na jej słowa.
Czyli to ponownie było wprowadzenie odrobiny napięcia? Chyba z tym goblinem to udało mi się trafić idealnie. Skomentował po tej jej całej mylącej zagrywce. W pierwszym odruchu poczuł się trochę niekomfortowo, ale nie dlatego że chciał zaprzeczyć, tylko po prostu ten temat sam w sobie był delikatny i myślał, że dla Josie też mógłby być. Nie chciał powiedzieć czegoś niewłaściwego, a taka w pierwszym odruchu pojawiła się w nim odpowiedź, bo chciał rzucić że fizyczność nie ma dla niego takiego wielkiego znaczenia. Zaraz poczuł jej niepewny uchwyt jego dłoni i chociaż nic nie widział to jego wzrok odruchowo wędrował za kolejnymi ruchami. Objął jej nadgarstek niezbyt pewnie, bardziej opierając na nim swoją dłoń niż samemu ją ściskając. Na moment sam się zawiesił, chociaż słuchał jej dalszej propozycji. Chyba potrzebował chwili, żeby przemielić w głowie to, że właśnie pokonali pewną barierę. Nie czuł się z tym jakoś niewłaściwie czy niekomfortowo, tylko zwyczajnie trochę tego nie spodziewał się… ale miło się zaskoczył, bo to co poczuł gdy pochwyciła jego dłoń na pewno było przyjemne.
- Na początek chciałbym wyjaśnić tamtą kwestię. To naprawdę nie ma dla mnie jakiegoś wielkiego znaczenia. Spotykałem się z różnymi dziewczynami, jak to powiedziałaś, z tymi pulchniejszymi też. Nigdy to nie był dla mnie powód, żeby kogoś od razu skreślić. Tak samo jak raczej nie mam czegoś takiego jak jakiś konkretny typ. Podobają mi się jasne i ciemne oczy, blondynki i brunetki… chociaż statystycznie to chyba częściej jednak blondynki. Ale raczej bardziej zwracam uwagę na takie ogóle cechy jak duże oczy, pełne usta, długie włosy. W sensie nie jakieś bardzo długie, ale takie chociaż do ramion. Niektórym dziewczynom taka fryzura na chłopaka bardzo pasuje, ale nie chciałbym żeby dziewczyna… a to powiem ci później. Chyba jedyna taka cecha fizyczna, która jakoś autentycznie dosyć szybko wpływa na moją ocenę dziewczyny to wzrost.... Wiesz, przy dosyć wysokich dziewczynach czuje się trochę niekomfortowo - mówił zwyczajnym tempem, nie jakby usilnie próbował tłumaczyć się z czegoś, ale na koniec zwolnił i wypowiedział ostatnie słowa ciszej, z nutą niepewności. Co mogłoby sugerować, że do tych najwyższych nie należał, a to tłumaczyłoby czemu nie wypowiedział się wcześniej gdy opisała swój typ, w którym padło wysoki. Ale tutaj sam chciał sobie troszkę ją podrażnić i wprowadzić odrobinę napięcia, lecz nie był tak podstępny jak ona i zaraz słyszalnie uśmiechnął się, co już samo powinno ją doprowadzić do odpowiednich wniosków. - Po prostu najbardziej odpowiadają mi dziewczyny średniego wzrostu, bo… to głupio zabrzmi, ale jakby lubię czuć że mogę objąć drugą osobę całym sobą. Więc gdy dziewczyna ma wzrost modelki wybiegowej to wiem, że to już będzie dla mnie nieosiągalne. A z kolei gdy jest bardzo niska to zaczynam czuć się przy niej już trochę pokracznie i niewymiarowo. Co nadal nie jest wystarczającym powodem, żeby kogoś od razu zdyskwalifikować, bo przy odpowiedniej osobie można czuć się dobrze tak czy inaczej, ale zauważyłem że przy takiej pierwszej ocenie biorę to pod uwagę - wytłumaczył. Starał się nie być taki zero-jedynkowy, chociaż wiadomo że jak każdy facet zwracał uwagę na pewne cechy, lecz miał za sobą tyle doświadczeń z randkowania i poznawania nowych osób, że naprawdę zdążył się nauczyć, że czasem za pochopnej oceny można pożałować.
A teraz do tatuaży. Zorientował się, że cały czas trzymał łapę na tym jej nadgarstku. Powoli przesunął ją w stronę grzbietu, sygnalizując że przechodzi do tego pokazywania. Przy tym swoje palce przesunął na spód jej drobnej dłoni, by móc ją bardziej pochwycić i powoli przenieś ją na wewnętrzną część swojej lewej łapy, nakierowując jej palce na jej sam środek. - Tutaj mam chyba jeden z moich najśmieszniejszych tatuaży. Już nie wygląda najlepiej, bo jednak nie jest to najlepsze miejsce, ale mimo wszystko nadal mnie bawi. Napis high five. Idealnie sprawdza się gdy chcę przybić z kimś piątkę - zaczął od czegoś lekkiego i śmiesznego, chociaż jego głos był pozbawiony już tego zabawnego tonu. Bo chociaż chciał pokazać jej coś, co mogłoby ją rozweselić to jednak… właśnie ich dłonie się dotykały, a oni nawet nie zdążyli się zobaczyć. I można by pomyśleć, że dla Spencera to nie będzie nic wielkiego, bo przecież całował się z tamtą dziewczyną bez większego powodu, ale… to co działo się z Josie to było zupełnie coś innego. Starał się tego nie popsuć. Nie chciał zrobić czegoś, przez co poczułaby potrzebę, że nagle odsunąć się od niego. Nie chciał wyjść na takiego, który jest taki hop do przodu, ma na wszystko wywalone i taki dotyk nie robi na nim żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie, robił i to ogromne. Przez co na chwilę się zawiesił, aż musiał potrząsnąć głową i odchrząknąć, by kontynuować. Ponownie ujął jej dłoń i przeniósł na sam początek swojego drugiego ramienia, konkretnie na tą wewnętrzną część. Lecz tutaj dziewczyna nie mogła dotykać już go bezpośrednio, tylko przez materiał jego bluzki. - A ten tatuaż w sumie dobrze odnosi się do tych dzisiejszych randek w ciemno. Mam tu kobietę z opaską na oczach symbolizującą Temidę. Wiesz, żeby pamiętać o tej obiektywności i zdroworozsądkowym podejściu - wyjaśnił pokrótce, bo wyszedł z założenia że nie musi przybliżać tej mitologicznej, greckiej bogini, gdyż zapewne była ona znana dziewczynie. Więc nie skupiał się na tym przesadnie i zaraz uniósł jej dłoń do góry. Bez pośpiechu, żeby w razie czego dać czas Josie na wycofanie się. Lecz nie wyczuwając żadnego oporu, kontynuował. - Wracając do tego, co mówiłem wcześniej. Nie chciałbym, żeby dziewczyna miała… krótsze włosy ode mnie - powiedział, układając jej dłoń a boku swojej głowy i przeciągając ją w dół gdzieś do wysokości początku swojej szyi, gdzie one kończyły się. Po tym ruchu uśmiechnął się szeroko, ale tak bardziej do samego siebie. - Co ty na to, Josie? Mogę jeszcze tylko dodać, że uczciwie zapewniam cię że nie są one rude - dopowiedział już w ramach żartu, nie zdradzając od razu też ich koloru. Nieco dłuższe włosy u facetów niektórym przeszkadzały, ale jemu wydawało się że tak wyglądał naprawdę lepiej niż w takich krótkich, zresztą w tamtych czuł się jakoś starzej. A tak poza tym to jego włosy były w całkiem dobrej kondycji, bo było ich sporo i były dosyć miękkie, więc przynajmniej nie zapowiadało się że chodził z szopą na głowie. W końcu puścił jej dłoń, lecz bez odciągania jej od siebie. - A jeżeli chodzi o ciebie, to może powiesz mi co masz na sobie? - zapytał, przechodząc płynnie do kolejnego etapu. Tylko po chwili dotarło do niego, jak to zabrzmiało, przez co roześmiał się kategorycznie za głośno. Nie skrępował się swoim pytaniem, jak to było w przypadku tego pierwszego żartu, którym rzucił w jej kierunku. Bo jednak już nie spodziewał się, że Josie mogłaby to odebrać niestosownie. - Znaczy, precyzując, wiem już że jesteś szczupła i nie przepadasz za wyzywającymi strojami, to mogłabyś opisać mi jaki preferujesz styl ubioru tak na co dzień? - zaproponował i wyjaśnił jednocześnie. Było to coś, czego nie mógł zobaczyć, a interesowało go. W pewnym sensie styl ubierania też coś mówił o osobie i przede wszystkim umożliwiłby mu wyobrażenie sobie jej osoby, a z jakiejś przyczyny zaczął to robić, chociaż praktycznie nie znał jeszcze wielu konkretów. Bo chyba zwyczajnie chciałby już ją ujrzeć, dopasować jej osobowość do twarzy, zobaczyć jak się uśmiecha a nie tylko słyszeć. Powiedział wcześniej że chciał ją poznawać i nie rzucił tego pochopnie, bo z każdą kolejną minutą pragnął odkrywać ją coraz bardziej.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Oczywiście że jej chęć zasiania tu i ówdzie ziarna niepewności nie była jego winą. Po jego stronie leżało jedynie to, że dał Harper na to możliwość, a potem się złapał. Zero złej woli. Ale łatwiej jej było pójść w taką stronę tłumaczenia niż przepraszać za ten moment poważnego zwątpienia, które w nim wywołała, bo skoro sam prędko ruszył dalej to bezpieczniej czuła się nie poruszając tematu na poważnie. I to nie tak, że nie chciałaby, ponieważ autentycznie odczuła tą potrzebę żeby się skruszyć przed nim za tą zmyłkę. Tylko że ona naprawdę nie była głupia i znała siebie, wiedziała zatem doskonale, że ledwo by zaczęła, a już nie wygrzebałaby się z tego z powrotem do miłej atmosfery. Dokładnie tak przecież zaczęła ich spotkanie, a on potem musiał sam dźwigać nastrój w górę swoimi opowieściami – z czym poradził sobie świetnie, nie żeby nie, po prostu może wolała drugi raz nie sprawdzać, czy powtórzyłby swój sukces. Odpowiedziała mu więc tylko, że no trochę jej jednak pomógł sam się wkręcić i chociaż dało się słyszeć w jej głosie pewną dawkę wstydu, tego pragnienia by nie zasłaniać się wymówką i przyznać się, że nie chciała aż tak. Ostatecznie powiedziała przecież, że lubiła wprowadzić czasem odrobinę napięcia no ale nie całkowicie załamywać… kogoś, kogo chciała dalej poznawać, i chciała aby on także chciał poznawać dalej ją. Aby nie zniechęcał się jej specyficznym humorem i dziwnymi skłonnościami. I nawet nie chodziło o to, że ciężko byłoby jej znaleźć kogoś innego, komu by to odpowiadało. Po prostu Spencer przypadł jej do gustu swoją osobą – konkretnie on, więc o ile większość swoich randkowych niepowodzeń przyjmowała z takim względnie ogólnym zawiedzeniem, tak potencjalne wycofanie się jej obecnego rozmówcy odebrałaby jako znacznie poważniejszą porażkę – bo już na tym niewinnym etapie miała wrażenie, jakby zaczęło jej zależeć, a przecież jeszcze nawet na oczy go nie widziała. Po jego kolejnych słowach wypuściła nieco głośniej powietrze przez nos w ten charakterystyczny sposób towarzyszący delikatnemu uśmiechowi. - Jeszcze daj mi szansę, może jednak jakoś załatwimy ci to załamanie… Chociaż nie obiecuję, że naprawdę się o to postaram. – Odpowiedziała przewrotnie, sugerując swój brak zainteresowania realnym odstraszaniem go. Właściwie dobrze ją to podsumowywało – odpychała ludzi tylko na pokaz, wewnętrznie pragnąc, aby ktoś się jej w tym przeciwstawił i spróbował dotrzeć do prawdy o niej. Szkoda tylko, że tak niepozorne zdanie bez szerszego kontekstu nie mogło zdradzić tej tajemnicy, której sama Pearson jeszcze nawet nie odkryła w pełni. To by wiele ułatwiło, ale przecież nie ma w życiu lekko. A może mimo to wyjątkowo raz by mogło być lżej?
Więc - czy mogło mu iść za dobrze? Cóż, zależy jak na to spojrzeć. Bo jeśli chciał sobie zagarnąć jej nagłe, pragnące się wokół kogoś mocno objąć i zdecydowanie zbyt poważne jak na krótki czas znajomości uczucia, to był ku temu na świetnej drodze. Ona naprawdę chciała, wręcz potrzebowała kogoś. Więc jeśli dogadywali się tak dobrze i jak do tej pory pasowało jej w nim wszystko, nawet te drobne cechy które zaletami może nie były, to mogłoby się to wydarzyć. To znaczy chciała i nie chciała tak generalnie, z założenia, ale skoro nad jej początkową niechęcią Spencer tak łatwo przeszedł, to w efekcie Harper umiałaby zapewne przejściowo zapomnieć o swoich wątpliwościach, obawach i przede wszystkim wadach. Pozwolić sobie na jakąś namiastkę szczęścia chociaż na jakiś ograniczony czas, gdyż raczej to jego była kwestia – ile by trwało, aż by się obudziła, że Spencer to nie Harvey, a ich relacja to nie jej relacja z nim sprzed tych kilku lat, zanim wszystko tak bezmyślnie spierdoliła. Także chyba patrząc obiektywnie mogło mu iść za dobrze jeśli nie chciał się sparzyć. Blondynka znała już ten scenariusz i podświadomie się obawiała takiego rozwoju wydarzeń, choć nie dało się zaprzeczyć, że gdyby się w niego wkręciła, to jej intencje i nadzieje nie byłyby nieszczere. A wychodziło na to, że niespodziewanie w ciągu tej krótkiej, niepozornej randki w ciemno, już zaczęła się wkręcać. Co oznaczało, że odpuszczała resztki przekonania o swoim skazaniu na wieczne nieszczęście, za to łapała nadzieję na całkowite zapomnienie o byłym narzeczonym. Jej niedoczekanie, no ale chwilę można sobie potrwać w ułudzie. – Dobrze, poprawiam się. Idzie ci jak trzeba, tak trzymaj. – Sprostowała ten swój poprzedni żart, a że pewne odruchy były bezwarunkowe nawet wobec niewidzenia się nawzajem, opuściła przy tym wzrok w ciemności, uśmiechając się do siebie samej pod nosem. Chyba autentycznie było coś w tym, że dzieliła ich ta bariera nieprzeniknionej wzrokiem czerni. Będąc za nią, o wiele prościej odrzucało się swoje mechanizmy obronne… jeśli było się przy odpowiedniej osobie, aby zacząć chcieć je odrzucać.
Ucieszyła się, że mężczyzna właściwie odebrał tamten jej żart o znaku nieskończoności. To, że jej tatuator czasem sobie z tego przy niej żartował, jeszcze wcale nie musiało oznaczać, że jej wolno było to robić z kimś innym, nawet jeśli sama nie celowała w naśmiewanie się z wzoru jako takiego, tylko bardziej z samej siebie i tego, jak on, taki delikatny, kompletnie nie pasował do jej wizerunku. Jednak skoro jej towarzysz podłapał ten sam ton, nie wycofywała się z niego. - Dobrze, może być hope, ale wtedy już musimy iść na całość i z tej ostatniej litery powinny się rozlatywać czarne kształty ptaków. Myślisz że podołasz? Bo wiesz, co prawda David już dobrze mnie zna i wie jak się ze mną obchodzić, ale to nie znaczy że nie skorzystam z tego specjalnego hasła, szkoda żeby się zmarnowało. – Zaśmiała się krótko na koniec, bo ta sztywniara w takim ujęciu już serio zaczynała ją bawić. Mogła jeszcze pociągnąć całą tą wypowiedź, jakoś nawiązać do jego umiejętności od których się zaczęło, lecz nie chciała aby wyszło, że się go uczepiła o to co jej zupełnie na luzie o sobie opowiedział. Nie musiała być złośliwa, przy nim wolała nie być. Dziwne uczucie, choć na pewno miłe. Na tyle miłe, że mogła się mu bez zająknięcia poddawać.
- A co, nieładny masz uśmiech? – Zapytała zaczepnie, ale nim zdążył jej odpowiedzieć – coś jej podpowiadało, że poszedłby w wymijające tłumaczenie w stylu każdy uważa co innego za ładne i nie chcę twierdzić, że mam obiektywnie piękny wyszczerz – odezwała się ponownie, gdyż miała potrzebę podzielić się własnymi odczuciami. - Jak tak ciebie słucham to nie umiem sobie wyobrazić nieładnego, masz na to zbyt przyjemny głos. A jeśli uśmiech jest szczery, to chyba tym bardziej niemożliwe żeby wyglądał źle… Chociaż taki zastygnięty brzmi już potencjalnie creepy, więc może jednak od tej chwili będziemy rozmawiać tylko na poważnie. – Ostatnie zdanie miało w swoim tonie tą charakterystyczną nutę mrugnięcia okiem, bo przecież wiadomo było, że oboje wcale nie chcieli być wobec siebie sztywni i formalni. Dalej przeszła do kontrowania jego zapobiegawczych wyjaśnień o tym wysportowaniu. Zauważyła, że nie chciał jej pozwolić na odniesienie o nim wyidealizowanego wrażenia, co naprawdę szanowała i doceniała, tylko w tym potrzebowała zaznaczyć, że wcześniej w ogóle takiego nie sugerowała, a w każdym razie na pewno nie że zaczęła wyobrażać sobie niewiadomo co. - Chyba ważne, że w ogóle wstajesz z kanapy chociaż nie musisz. To względnie spełnia już moje podstawowe oczekiwania, także myślę że z tym bieganiem i wspinaczką to masz szansę tylko wypaść lepiej niż powiedzmy że trzeba. – Jej powiedzmy że trzeba stanowiło taką furtkę bezpieczeństwa, żeby nie zabrzmiało że faktycznie czegoś kategorycznie wymagała, niemniej dawała w ten sposób znać, że niezbyt interesowałby ją ktoś niezdrowo otyły i niepodnoszący się ze swoich czterech liter. Harper była przez większość tygodnia w biegu, może bardziej z pewnej konieczności zajmowania się czymś żeby za dużo nie myśleć, ale tak czy siak była. Nie wspominała, że oczekiwała od faceta, aby utrzymywał wysoką aktywność fizyczną, po prostu nie chciała kogoś skrajnie leniwego. Bo jednak lubiła się chociażby czasem gdzieś przejść, gdzie nie dało się dojechać, wobec czego męczyłaby ją czyjaś mocno odwrotna postawa, to znaczy taka mocna niechęć do ruchu. Tej wstawki o potrzebie wyładowania celowo nie ruszała, co nie znaczyło że ona umknęła jej uwadze. Blondynka po prostu uważała, że każdy radzi sobie z jakimiś własnymi trudnościami jak może… i ważne, że w ogóle ma się na to jakiś sposób. Nie musiała wnikać, co odreagowywał sobie Spencer. Czuła, że wręcz nie wypadałoby.
Kwestii tego, że nazwała go uroczym też wolała nie rozgrzebywać. Nie powiedziała tego w złej myśli, ale gdyby zaczęła mu teraz tłumaczyć, co dla niej stało za tym określeniem, nie mogliby pójść dalej. Zresztą zabrzmiałoby to zapewne źle i smutno, że była dziewczyną która niesamowicie rzadko mogła liczyć na takie miłe traktowanie – a on ujął ją tym, że był dla niej taki mimo że na początku pokazała mu zęby i to zupełnie bez powodu, a później wcale tak bardzo nie ułatwiała przyjemnego przebiegu tego spotkania. Aktualnie było jej łatwiej, jednak tylko dlatego że on przywrócił jej ten dobry humor, przy nim mogła sobie też pożartować na swój sposób. Nie wiedziała, jak inaczej mogłaby go określić, tak aby oddawało odpowiednio sens ale nadal wypadało względnie neutralnie. Rzuciła więc tylko, że nie musi jej dziękować, ale na pewno nie powinno mu być samego siebie żal i więcej nie miała zamiaru już dodawać, bo to zaczęłoby być dla niej naprawdę krępujące. Przeszła więc do tego naginania zasad nie czując się jak totalna idiotka, dzięki czemu mogła zachować jakieś pozory pewności siebie i faktycznie przełamać barierę dotyku.
Nie poczyniła sobie tego komentarza o nieznajomości jego typu niecelowo. Chciała wiedzieć cokolwiek, co umożliwiłoby jej jakieś ocenienie samej siebie jego oczami, które jeszcze jej nie widziały. Była gotowa przyjąć wszystko, od stwierdzenia że wygląd nie ma dla niego żadnego, nawet najmniejszego znaczenia – w co ciężko byłoby jej uwierzyć, ale nie kłóciłaby się z tym przecież – po szczegółowy opis bardzo konkretnego wymarzonego wyglądu dziewczyny – czego akurat po nim nie spodziewałaby się, a szansa na to że by do niego nie pasowała też była duża więc ten wariant także nie był idealny, lecz nadal nie mogłaby z nim dyskutować. Gdy więc podjął temat i nie zbył go jednym zdaniem, napięła się w wyczekiwaniu na szczegóły. Nie widziała jego miny kiedy mówił konkretnie o poruszonej przez nią kwestii pulchności, jednak sposób jego wypowiedzi nie kazał jej się martwić, że mężczyzna źle odczytał tamte jej słowa. W końcu nie powiedziała nic złego czy oceniającego, jedynie wskazała na to jak wyglądała jej sylwetka w kontraście do innego typu. Skupiła się więc na kolejnych rzeczach, o których wspominał, i chociaż sama naprawdę bardzo nie chciała ulegać dobremu bądź złemu wrażeniu wizualnemu, a co za tym idzie przejmować się jakimikolwiek cechami fizycznymi, nie mogła nic poradzić na ukłucie zawiedzenia przy tym jego zawahaniu nad wzrostem. Od razu zagryzła zęby na dolnej wardze, próbując impulsem bólu przywołać się do porządku. To nie miało mieć znaczenia… dlatego po sprostowaniu przez niego tej niejasności zrobiło się jej głupio, że wewnętrznie się ucieszyła. Rozczarowała się swoim podejściem, ale nie umiała się też nad tym całkowicie zatrzymać . Gdy wspomniał o obejmowaniu drugiej osoby całym sobą, nie mogła nic na to poradzić – odruchowo się rozmarzyła. Bo w życiu była masa dobrych, miłych i przyjemnych rzeczy, w tym całe mnóstwo wiązało się z bliskością innego człowieka i dzieloną z nim intymnością. Takie prawdziwe, całościowe, ciepłe przytulenie zdradzało tyle rzeczy na raz, z czułością i akceptacją na czele… i ciężko porównywać to z formą bliskości, którą był seks, ale w przytulaniu było coś naprawdę specjalnego. Chyba dlatego jej odpowiedź wypadła tak… może nie nieobecnie, jednak dało się słyszeć w jej głosie pewną odległą tęsknotę, która się w Harper rozbudziła. - To w kwestiach związanych ze wzrostem myślę, że będziemy mogli się dogadać. - Jednak nie wpadała w to za mocno, zostawiała sobie furtkę bezpieczeństwa. Chociaż ona była dziewczyną raczej średniego wzrostu właśnie, a wobec tego powinna pasować do upodobań Spencera, to jednak nie chciała mówić wprost, że na pewno się dogadają. Jakby z góry zakładała, że on zechce ją tak właśnie całym sobą kiedyś przytulać.
Po zmianie przez niego chwytu od razu domyśliła się, że nadszedł czas na spełnienie jej prośby. Kolejny raz poczuła, jak jakieś dziwne napięcie w jej ciele wzrasta w oczekiwaniu, a chociaż jej palce zaraz wylądowały w dość neutralnym miejscu, to znaczy na wnętrzu jego dłoni, to napięcie wcale nie odpuściło, tylko bardziej wzrosło. W jej wyobrażeniach ten cały dotyk miał być czymś całkowicie swobodnym, raczej nieznaczącym. W końcu to nic takiego. Myślała że wiedza o tym, że na poprzedniej randce całował się dla sprawdzenia, wystarczy do tego, aby ona nie przejmowała się tym teraz aż tak, a jednak już taki niewinny kontakt działał na nią – mocno, ale też ciężko do opisania. Pewnie dlatego zrobiła się taka wyciszona i nie skomentowała tego high five, nawet nie uśmiechnęła się słyszalnie, choć przecież było to w jej odczuciu coś zabawnego do umieszczenia na swojej ręce. Jednak nie mogła raczej wyjść na niezainteresowaną, bo chociaż w żaden sposób się nie odezwała, to nie potrafiła oprzeć się subtelnemu przejechaniu opuszkami po niewielkim fragmencie jego skóry, jakby chciała jakoś poczuć ten tatuaż… albo jego dłoń, taka możliwość też istniała i była chyba bardziej prawdopodobna, skoro tusz znajdował się w środku i jedynie wyglądał, o czym musiała wiedzieć skoro sama też posiadała jakieś dziary, czego Spencer miał już świadomość. Zamiast jakoś speszyć się swoim drobnym ruchem, który w pewnym sensie zdradzał to jak mocno była ciekawa siedzącego tu z nią mężczyzny, poddała się miłemu wrażeniu dotykowemu, nieważne jak pozornie nieznaczące mogło się wydawać w takim a nie innym kontekście. Niemniej przy zmianie położenia swojej dłoni była już ostrożniejsza aby nie dać się kolejnemu podobnemu odruchowi, żeby to nie zaczęło wyglądać tak jakby chciała go sobie podotykać. To znaczy może chciała, ale nie w takim znaczeniu jak mogłoby się wydawać. – Obstawiam, że o tym pamiętasz bardzo dobrze. – Odpowiedziała mu krótko i wcale nie głośno, ponownie przypominając sobie, że on tu po prostu przyszedł z bardzo otwartym podejściem, co na moment zagłuszyło dla niej wszystko jakkolwiek świadczące o tym, że ona jako dziewczyna może rzeczywiście przypadła mu do gustu. Na jej szczęście - bądź przyszłe wielkie nieszczęście – mogła zaraz szybko odtrącić od siebie powrót wątpliwości, jako że jego kolejny ruch wydał się jej już o wiele mniej neutralny.
Poddawała się mu nie dlatego, że była słaba i dawała każdemu robić ze sobą co chciał. Sprostowanie – była słaba, ale za punkt honorowy przyjęła sobie, aby nie dawać tego nikomu poznać, i generalnie w wielu sytuacjach umiała trzymać pion, choć wewnętrznie się rozpadała. Gdyby jej na tym zależało, zapewne byłaby w stanie odegrać bardziej niewzruszoną, tylko że… Spencerowi zaczynała ufać. Co było głupie, nieuzasadnione, na pewno na wyrost. Ale właśnie to się działo. Oddała mu swoją dłoń we władanie licząc, że nie zrobi z nią niczego, czego mogłaby nie chcieć. I to też nie było nic znaczącego, lecz Harper bardzo zwracała uwagę na wszystkie szczegóły, doszukując się także w małych gestach drugiej osoby jakiegoś wyjaśnienia stosunku do samej siebie. Dotykanie czyichś włosów należało w jej ocenie do interakcji bliższych niż kontakt ręka-ręka, a fakt że doszło do tego z jego inicjatywy pozwolił blondynce odpuścić swoją zachowawczość sprzed chwili. W trakcie ruchu przeciągania jej dłonią po ich długości, kierowana nieodpartą chęcią wsunęła koniuszki palców między gęste, jakby miękko pofalowane kosmyki. A kiedy dotarli wspólnie do końca, jej ręka została zaś sama, zupełnie odruchowo owinęła sobie jeden z nich wokół palca wskazującego zanim powoli się wycofała. Nie musiała od razu przesadzać. – Nie odmówiłabym rudym włosom, chociaż rude i dłuższe to już pewne ryzyko. Za to dłuższe ale nie rude jak najbardziej zdecydowane tak. – Skomentowała i brzmiało, że musiała się przy tym uśmiechnąć, jednak póki co nie odnosiła się do własnych włosów, jako że teraz przyszła jego kolej na życzenie do niej.
Po usłyszeniu jego pytania parsknęła odruchowo powietrzem z nosa, odczytując je jako zamierzony żart, ale gdy do tego doszedł ten jego normalny śmiech, zrozumiała że wyszło mu to całkowicie przypadkowo i wcale nie chciał, żeby zabrzmiało w ten sposób, co tym bardziej ją rozbawiło, więc zupełnie naturalnie mu zawtórowała. Dopiero sprostowanie sprowadziło ją jakby na ziemię, i to z mieszanymi uczuciami. Nie dlatego, że chciał dowiedzieć się czegoś niestosownego, tylko zwyczajnie nigdy nie musiała mówić o swoim stylu ubioru, gdyż było widać co nosiła i tyle. Nie istniała konieczność, aby się z niego tłumaczyła. To znaczy teraz też nikt jej do niczego nie zmuszał, rozumiała że mężczyzna był po prostu tego ciekawy. – Czekaj, upewnię się. Czyli rozmawiamy tylko o tym, co widoczne? – Zażartowała w odniesieniu do jego drobnej wpadki słownej, tym samym kupując sobie odrobinę więcej czasu na zastanowienie. Całe szczęście umiała stworzyć opis omijający stwierdzenie staram się nie wyglądać zbyt kobieco. – Dobrze, no to najprostsza część czyli spodnie. Głównie czarne albo ciemnoszare, rzadziej w tym typowym jeansowym kolorze. Lubię z dziurami, ale to raczej wariacja lepsza na nieco wyższe temperatury. W każdym razie nic wymyślnego. Buty na obcasie to nie moja bajka na co dzień, wyznaję trampki albo adidasy przez większą część roku i stanowczo posiadam ich za dużo. A na górę… najprędzej coś luźniejszego typu duży t-shirt, oversize’owa bluza czy sweter, czasem narzucona na zwykłą koszulkę jakaś kraciasta flanela. Tak wiesz, nic szczególnego. Na pewno byś się za mną nie obejrzał na ulicy. – Na koniec wzruszyła lekko ramionami, bo faktycznie nie wydawało się jej, aby było w tym coś niezwykłego czy jakkolwiek wartego pogłębienia. Kiedyś nosiła się o wiele bardziej dziewczęco i nadal posiadała takie rzeczy w swojej szafie, jednak nie sięgała po nie chętnie – ale o tym wspominać już nie musiała.
- To idąc dalej… Może dla formalności zacznę od rozwiania twoich wcześniejszych… obaw. Nie jestem jednooka, nie mam żadnego palca więcej ani mniej, nie wytatuowałam sobie też imienia mojego byłego w miejscu intymnym, czy jakimkolwiek innym. – Zaczęła od żartobliwej rozgrzewki nawiązującej do jego żartu o wychodzeniu razem, ignorując przy tym najlepiej jak umiała drobny ścisk w żołądku przy wspominaniu o swoim byłym nawet w takim nic nieznaczącym zdaniu. Prędko pokręciła głową do samej siebie, chcąc pozbyć się jakichkolwiek myśli związanych z eks-narzeczonym. Zaraz nachyliła się nieco bardziej w kierunku swojego towarzysza, a odnalazłszy prawą ręką jego rękę w wyważony sposób przyciągnęła ją do siebie. - Jak przekonałam się do tatuaży, to w pierwszej kolejności patrzyłam na względy… estetyczne. – Szerokie obejście tematu, ale nie mówiła nieprawdy. – Także początkowo przy wyborach wzorów częściej kierowałam się tym, co mi się podoba i jak na mnie oddziałuje, a nie co miałoby to oznaczać. I na przykład tutaj… – W tym momencie ułożyła całą jego dłoń na wierzchu swojej lewej, a następnie przesunęła ją nieco wyżej, w kierunku nadgarstka. – Mam coś jakby mandalę, ale nie taką typową i bardzo szczegółową, przez co wygląda o wiele bardziej jak jakiś kwiat. Jest w takim miejscu, że mogę na nią spojrzeć praktycznie w każdym momencie bez gimnastykowania się, i w sumie robię to dosyć często, bo… symetria i porządek mnie uspokajają, nawet jeśli to tylko jeden taki element wśród chaosu innych. – Uśmiechnęła się i już miała iść dalej, ale wyczuwalnie zawahała się. Spencer na drugi tatuaż naprowadził ją przez materiał bluzki i było to jak najbardziej w porządku, tylko że ona miała na sobie ten mocno luźny sweter, którego rękaw i tak podważyła dłonią mężczyzny przy poprzednim ruchu, a ten następny tatuaż był już niewiele wyżej… więc jednak zamiast sztucznie odrywać od siebie jego łapę i układać zaraz prawie w to samo miejsce przez wełniane sploty, ostatecznie pociągnęła ją wyżej, na swoje przedramię. Co prawda od góry, ale i tak wywołało to u niej lekkie zdenerwowanie. – A stąd patrzy groźnie kolorowa matrioszka. Interpretacja byłaby raczej na wyrost, dlatego ją pominiemy. – Niespiesznie odciągnęła jego rękę, bez jakiejś wyczuwalnej niechęci albo czegokolwiek takiego, i tak naprawdę tylko wycofała ją z tego obszaru, który w naturalnych warunkach byłby zakrywany przez gruby materiał. Jednak gdy jego dłoń ponownie znalazła się w bezpiecznej okolicy nadgarstka, blondynka zabrała już tylko swoją z wierzchu. - Okej, powiedziałam ci całkiem sporo, to teraz… Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko widocznym tatuażom nawet w bardziej nietypowych miejscach. Po prostu wiem, że tatuatorzy miewają niektóre już bardzo śmiałe i zwyczajnie chciałabym wiedzieć, na co się nastawić. Więc gdybyś mnie trochę na coś przygotował… – Urwała, bo raczej wystarczająco jasno zasygnalizowała, o co jej chodziło, także jeżeli Spencer posiadał jakiś wzór z, dajmy na to, pająkiem na skroni, albo kolorową strzałkę na czole niczym Avatar z jednej kreskówki, to był to odpowiedni moment aby o tym wspomnieć. Widziała niejedno i to nie tak, że całkiem by ją odtrąciło coś w tym guście, zwyczajnie czułaby się bezpieczniej, wyobrażając sobie kaliber jego odwagi w kwestii tych posiadanych tatuaży… i może przyszłych, które chciałby sobie zrobić w bliżej nieokreślonym kiedyś, którego przecież nie chciała wykluczać.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
- Może nie będzie łatwo, ale myślę że podołam… a jak poradziłem sobie z studwudziestokilowym facetem, który przy najmniejszym dotknięciu igły krzyczał, że urwie mi łeb to wydaje mi się, że na ciebie też uda mi się znaleźć jakiś sposób - skomentował krótko przywołując sytuację z życia wziętą. Wtedy był mocno zdezorientowany zachowaniem tamtego kolesia, ale też nie miał zamiaru wysłuchiwać tego rodzaju tekstów przez kilka godzin, więc raz przejechał igłą mocniej niż musiał, pokazując mu że dopiero teraz zrobił coś specjalnie i gość uspokoił się. Co prawda na Josie nie chciałby stosować tak brutalnej metody, ale pewnie znalazłby inne rozwiązanie, bo na różne osoby działały różne rzeczy.
Kwestii uśmiechu nie zdążył jeszcze skomentować, a ponownie uśmiechnął się słysząc jej odpowiedź. Nie miał zamiaru bezsensownie zaprzeczać, a nawet mógł jej przytaknąć w kwestii dalszej części swojej wypowiedzi. - Z tym głosem to akurat wiem, że nie przesadzasz bo słyszę to już któryś raz i to był jeden z argumentów, który przekonał mnie do tych randek w ciemno - odpowiedział, przechodząc zaraz do sedna sprawy. - Z mojej strony jest jak najbardziej szczery - dopowiedział krótko. W sprawie zachowania powagi już nie wypowiedział się tylko znacząco parsknął powietrzem z nosa, bo coś mu się wydawało że nawet jeżeli na serio umówiliby się tak, to raczej długo nie byliby w stanie utrzymać tej powagi w rozmowie.
Podczas tego pokazywania tatuaży był bardzo skupiony nad tym, by nie zrobić czegoś niewłaściwie. I też ułożyć swoje myśli w jakieś sensowne słowa, dlatego gdzieś spychał na bok swoje wrażenia, które towarzyszyły temu całemu pokazywaniu. Więc gdy ostatecznie nie zareagowała w żaden nieodpowiedni sposób na to położenie jej dłoni na jego włosach, a nawet wypowiedziała się pozytywnie co do ich długości to dopiero udało mu się trochę rozluźnić. Potem i tak walnął gafę z tym pytaniem, ale po jej reakcji już kompletnie odpuścił sobie jakiekolwiek spinanie się. - Ja pytam o to co widoczne, a co ty mi powiesz to już twój wybór - odpowiedział zaczepnie, uśmiechając się przy tym przebiegle. Oczywiście, nie miał zamiaru wnikać w nic więcej i nawet nie chodziło mu o to, żeby tymi słowami jakoś spróbować ją podpuścić. Był to zwyczajnie taki żart w stylu Spencera, którego już nie tłumaczył licząc że dziewczyna zrozumie jego intencje. Później wysłuchał jej dłuższej odpowiedzi, w żaden sposób jej nie przerywając i nie komentując jej słów. Poprosił i dostał odpowiedź. Byłby naiwny, jakby usłyszał że była tą dziewczyną, która niezależne od pogody nosiła zwiewne, urocze sukienki. Jak każdy, normalny facet lubił kobiety, które prezentowały się dziewczęco, ale to nie było coś czego oczekiwał… bo on sam obecnie niezbyt pasował do takiego słodkiego obrazka. Kiedyś, gdy jego wygląd był bardziej ugrzeczniony to jeszcze to jakoś całościowo się zgrywało, a teraz on sam zaczynał odstawać przy dziewczynie, która tak się nosiła. Co nie zmieniało faktu, że nadal za takimi się oglądał, ale… wracając do Josie, cieszył się że nie opisała jakiegoś sztywnego stylu ubioru, o który zresztą nie posądzałby ją, ale różnie to bywało. Ten wyzywający skreślił już po jej wcześniejszej odpowiedzi. A ten jej… był okej i pasował do niej na tyle, na ile zdążył ją poznać. Chciał ją sobie jakoś wyobrazić, więc w końcu mógł zacząć to robić. To było ważniejsze, a nie to że dziewczyna, z którą dobrze mu się rozmawiało i którą bawiły jego głupie żarty nie nosiła sukienek w kwiatuszki. - Czyli raczej taki wygodny, luźny styl. W porządku. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się że on całościowo do ciebie pasuje - pozwolił sobie na ten krótki komentarz, który wcale nie był potrzeby, ale nie chciał żeby jego brak został odebrany za oznakę jego niezadowolenia. W końcu Harvey był randkowym weteranem, miał wszystko poukładane w głowie i potrafił ustawić sobie odpowiednią hierarchię wartości, w której styl ubioru - o ile go nie drażnił - to nie znajdował się wysoko.
Potem przeszli dalej, tym razem Josie miała pokazać mu swoje tatuaże… i szybko dotarło do niego, że nie będzie w stanie za bardzo się na tym wszystkim skupić ani jakoś rozsądnie skomentować jej słów. Gdy przeniosła jego dłoń i zatrzymała na swoim nadgarstku to dopiero po chwili zorientował się, że w tym czasie zaczęła już coś mówić. Spodziewał się tego, nie był przecież zaskoczony tym posunięciem, ale swoją reakcją na ten rodzaj kontaktu już trochę tak. Kiedy jego łapa wylądowała już na tym drugim tatuażu to przyparła do niego o wiele pewniej niż wcześniej. Chociaż nie miało to najmniejszego sensu, bo nie mógł w ten sposób poczuć czy zobaczyć tego tatuażu, więc jego gest nie miał żadnego logicznego uzasadnienia poza tym, że Spencer chciał to zrobić. - Symetria i porządek, tak… to tutaj mnie zaskoczyłaś - powiedział z nutą rozbawienia w głosie, odruchowo zaczynając rysować niewielkie kółka opuszkiem swojego palca na jej nadgarstku, na który chwilę wcześniej powróciła jego łapa. To już stanowczo wykraczało poza łamanie zasad, na które się umówili. - Mam wrażenie, że jesteś… taką wybuchową mieszanką. Niby ułożona i porządna, ale reagujesz też dosyć emocjonalnie, rozumiesz o co mi chodzi… mam rację? - zapytał otwarcie, przechodząc z tematu tatuaży do niej samej, przy tym powstrzymując się od tego niekontrolowanego ruchu i zostawiając swoją dłoń na jej nadgarstku. Zaczynał układać sobie jej obraz w swojej głowie, w tym też jej wszystkie cechy charakteru i nie umiał ostatecznie jej inaczej określić, jak właśnie w ten sposób. Nie była ani typową szarą myszką ani szaloną, gotową na wszystko wariatką, ale była na pewno ciekawa i barwna. Dlatego nie wiedział czego miałby spodziewać się w odpowiedzi. Czy nieśmiałego przytaknięcia czy oburzonego zaprzeczenia… i ta niepewność podobała mu się.
- Chcesz po prostu dowiedzieć się… jak bardzo jest źle? - zapytał, po czym słyszalnie uśmiechnął się. Teraz wiedział już, że miała tatuaże, nie były one drobne i niewidoczne, co nie oznaczało że była gotowa na kolesia, który był prawie cały wytatuowany. O ile te dziary na ciele mogły nie mieć większego znaczenia, bo jednak przez większość czasu były ukryte pod ubraniami, to było bardziej niż pewne że on jako tatuator będzie miał też takie o wiele bardziej odważne. Już trochę sam próbował ją na to przygotować wspominając o tym pierwszym tatuażu, na który w sumie nie zareagowała. Dopiero teraz do niego dotarło, że może właśnie dlatego że to była już przestrzeń, która wypełniona tuszem jednak niezbyt mogła jej odpowiadać. Bo chociaż mówiła, że nie miała nic przeciwko to nie oznaczało, że to miałoby podobać się jej. Poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku, jakby naprawdę zaniepokoił się. Bo wszystko szło dobrze i czy właśnie ich cała randka miała stanąć pod znakiem zapytania przez taką głupotę jak tatuaże? Wróć, nie dla wszystkich to była głupota. Powinien nie przejmować się tym, bo jeżeli dla kogoś to miałoby nadrzędną wartość nad klejącą się rozmową czy dobrym samopoczuciem w swojej obecności, to po prostu nie było warto. Ale Harvey już dawno nastawił się, że ta randka skończy się jednak pomyślnie, a teraz poczuł się w pewnym sensie zagrożony. Chociaż nie zareagował w żaden sposób, który nakierowałby ją na ten jego sposób myślenia, ale przetrawił to wszystko po swojej ostatniej zaczepce. Doszedł do konkretnego wniosku. Musiał zagrać w otwarte karty, żeby ani ona nie miała do niego pretensji że zataił coś przed nią, ani on nie miał do siebie żalu że nie zrobił czegoś, co chciał i mógł ale powstrzymał się przed tym. - Więc, mam tatuaże na dłoniach, ale to już wiesz, to może przejdźmy dalej - powiedział już o wiele bardziej łagodnym i spokojnym głosem, przejeżdżając dłonią z jej nadgarstka w kierunku palców. - Róża. Ma wiele pięknych znaczeń, zaczynając od tego najważniejszego czyli miłości. Ale ja wytatuowałem ją sobie, gdyż miałem pewien… problem z różami. Co jak o tym mówię brzmi śmiesznie, ale to autentycznie był problem. Ponieważ wiązało się z nimi pewne wspomnienie, które mocno wbiło się w moją głowę i powracało za każdym razem, gdy je widziałem albo poczułem ich zapach… - mówiąc to cały czas trzymał jej dłoń, ale jeszcze nie przeniósł na odpowiednie miejsce. Na tym etapie wolał nie zagłębiać się w takie szczegóły, jak to że wychodził z knajpki gdy na stole stał wazonik z różami, opuszczał kolejkę gdy kobieta przed nim pachniała perfumami, w których był wyraźnie wyczuwalny ich zapach, czy nawet raz zdarzyło mu się z impetem rozbić wazon z tymi kwiatami o ścianę. Ale ogarnął ten temat, więc nie dopowiadając tego raczej nie robił nic niewłaściwego. Ujął jej dłoń tym razem już o wiele pewniej i ponownie uniósł do góry, naprowadzając na swoją szyję od przodu. Tak że jej palce powędrowały w jedną stronę, kciuk w drugą, a wnętrze jej dłoni mogło wyraźnie dotknąć jego krtani. - Stwierdziłem, że jak będę musiał na nią codziennie patrzeć to w końcu przyzwyczaję się. Trochę ryzykowane podejście, ale zadziałało i już nie mam żadnej awersji do róż - podsumował, dalej przytrzymując jej dłoń w tym miejscu, dzięki czemu mogła dobrze poczuć każdy ruch jego jabłka Adama podczas kolejnych wypowiadanych przez niego słów. Na ten tatuaż miał chociaż jakieś sensowne wytłumaczenie, bo na kolejne w tej okolicy już nie bardzo, bo… jak zrobił jeden to jakoś łatwo było zrobić następne. Ale to jeszcze nie był koniec. Musiał przejść do tych na twarzy. Nie miał ich wcale tak wiele, ale jednak cały czas tliła się w nim obawa, że ten jego następny może być tym o jednym za dużo dla Josie. Przełknął głośno ślinę, co dziewczyna ponownie mogła odczuć w postaci wyczuwalnego drgania jego krtani. Zamiast przenieść jej dłoń w kolejne miejsce, co wypadało zrobić szczególnie w tym określonym obrębie ciała, to Harvey przesunął ją powoli w bok, a następnie w górę. Lecz w tym geście nie przyciskał jej do swojej skóry, intensywność tego dotyku pozostawiając Josie. Jedynie zadbał o to, żeby odruchowo nie oderwała od niego swojej dłoni i przeprowadził ją w kolejne miejsce, czyli na skraj swojego policzka. Zatrzymał ją tuż pod linią swoich włosów, po czym powoli zaczął przesuwać ją ponownie w dół. - Mam tatuaże na twarzy, ale są raczej drobne. Ten jest największy, bo zajmuje całą tą przestrzeń… Pióro. Nie będę ci wciskać żadnego kitu o jego znaczeniu, bo prawda jest taka że przykryłem nim inny. I… - urwał, nie zauważając nawet kiedy zaczął mówić nieco ściszonym głosem. Chociaż nie musiał, bo przecież nie było słychać żadnych innych toczących się rozmów, więc ta ich także pozostawała tylko między nimi. Lecz był to bardziej jakiś odruch wynikający z intymności tej całej sytuacji. Zatrzymał jej palce na skraju swojej żuchwy, jednocześnie zaciskając mocno szczęki, co też mogła poczuć, bo spowodowało to wyraźnie napięcie mięśni na jego twarzy. To mogłoby świadczyć o tym, że wahał się bądź denerwował czymś, ale… chyba obecnie nadal nie za wiele mógł stracić, ale za to coś wygrać i to go ostatecznie przekonało. Ponownie przesunął jej dłoń w górę, mimo iż nie musiał bo przecież już pokazał jej swój tatuaż. - I nie mam żadnego dobrego wytłumaczenia, czemu akurat jego chciałem ci pokazać, bo on świetnie chowa się pod włosami i czasem w ogóle go nie widać… - kontynuował opanowanym tonem, przekazując też w ten sposób że te drobne tatuaże były w mniej ukrywalnych miejscach na jego twarzy. Ale było jeszcze coś… - Bardziej chciałem sprawdzić… chociaż wiem, że nie podoba ci się to słowo, więc może inaczej… Chciałem poczuć, czy ten dotyk podziała na mnie w ten sam sposób jak poprzednie - skończył mówić i zamilkł, zatrzymując jej palce mniej więcej na środku swojego tatuażu i uwalniając jej dłoń ze swojego uchwytu, tym samym oficjalnie kończąc to całe pokazywanie i pozwalając jej na potencjalne odsunięcie swojej dłoni.
Wypowiadając te ostatnie słowa Spencer drugi raz podczas ich randki zabrzmiał naprawdę poważnie. Otwarcie przyznając się do swoich intencji. Jednak nie było to takie czyste testowanie, któremu on sam wcześniej został poddany, bo skonstruował swoją wypowiedź tak, że pokazywała ona że nie miał obojętnego stosunku do tego wcześniejszego dotyku. Ta interakcja pomiędzy nimi, która miała jasne wytłumaczenie, bo miała polegać na pokazywaniu przyozdobień ich ciała, niosła ze sobą coś więcej. Wobec czego nie potrafił być neutralny i próbował pokazać, że nie tylko wykonywał jej prośbę o przygotowanie jej na jego widok. Nie wykonywał też kolejnych ruchów tylko dlatego, że dogadali się że złamią jakieś zasady. Chociaż to może absurdalne, ale wydawało mu się, że Josie na niego oddziaływała. Nie powinien tego robić, ale zestawiając to z tą poprzednią randką… to było wręcz nieporównywalne. Czuł się kompletnie inaczej. Podążał za jej dotykiem na swojej skórze, czując na niej jednocześnie spięcie i przyjemne ciepło. Lecz w tej chwili to wszystko przycichło, bo na wierzch zaczęło wychodzić coś nadrzędnego. A mianowicie strach przed zderzeniem z rzeczywistością. - Więc, powiedz mi, Josie… czy zaraz przeżyje to moje upragnione załamanie, bo okaże się że tylko mnie nadmiernie ekscytuje twój najmniejszy dotyk, czy istnieje chociaż cień szansy, że ty czujesz coś podobnego? - zapytał, brzmiąc pewnie trochę naiwnie, po czym przesunął opuszkami swoich palców po grzbiecie jej dłoni, nadgarstku, nagle zatrzymując się gdzieś dopiero w połowie jej przedramienia, jakby widocznie powstrzymując się swój ruch. Chociaż może słowo ekscytuje nie było najodpowiedniejsze, ale w natłoku swoich myśli nie znalazł lepszego. Bo nie chodziło przecież o to, że ten niewinny dotyk jakoś niezrozumiale go podniecał, tylko zwyczajnie na niego działał i był niesamowicie przyjemny. Harvey jednocześnie otwierał się przed nią, mówił o czymś jej wprost i narażał się na możliwe zranienie. Ale wolał doznać go teraz, niż jeżeli dalej mieliby bawić się w to odkrywanie kolejnych tatuaży, a potem zawiódłby się bo jednak nie zakreśliłaby jego numerka a jemu tylko wydawało się, że coś między nimi zaiskrzyło. Bo do tego sprowadzało się jego pytanie, gdyż nie chodziło już tylko o miło przebiegającą rozmowę, ich poczucia humoru które się wzajemnie rozumiały i uzupełniały, tylko o to że wydawało mu się że coś poczuł. I liczył, że ani mu się nie wydawało, ani nie był osamotniony w swoich odczuciach.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Miała świadomość, że niejeden wątek niejako urwali. Że nie po wszystkich wypowiedziach jednego z nich to drugie odnosiło się do każdej jednej składowej części. Tylko mogłoby się tak dziać w sztywnej atmosferze ciężko idącej rozmowy, którą ostatecznie oboje spisywaliby na straty i przez to nie mieliby ochoty dociekać więcej. Ale też był ich przypadek - w każdym razie takie odnosiła wrażenie – pomijali niektóre rzeczy, bo i tak mówili już naprawdę dużo, a z uwzględnianiem tych wszystkich wątków pobocznych zwyczajnie nie starczyłoby im czasu. Kleiło im się może aż za dobrze, lecz całe szczęście świadomość, że to spotkanie nie będzie trwało w nieskończoność, mobilizowała przynajmniej Harper do odpuszczania tego czy innego komentarza bądź pytania. Nie z ignorancji, tylko z sensownej konieczności. Co oznaczało jednocześnie mniej więcej to, że w głowie pozostawało jej całe mnóstwo kwestii, których była ciekawa, a to na pewno dobrze wróżyło jakiemuś dalszemu rozwojowi znajomości ze Spencerem. Bo jego była ciekawa. Można z kimś siedzieć i zagadywać na różne tematy z grzeczności, ponieważ tak wypada się poznawać – o edukację, rodzinę, dzieciństwo, jakieś ogólnikowe rzeczy związane z wykonywaną pracą bądź zainteresowaniami. A ona autentycznie pragnęłaby się dowiedzieć o nim tych wszystkich pozornie niewiele wnoszących faktów. Zainteresował ją jako człowiek, w jakiś sposób ujął ją swoim usposobieniem i tym, jak łatwo przy nim wyszła ta jej na co dzień skrywana, lepsza strona. Wobec czegoś takiego chętnie usłyszałaby o każdej drobnostce, która go dotyczyła, serio. Tylko zwyczajnie nie było jeszcze kiedy, zresztą informacji o każdym jednym człowieku jest tyle, że nie sposób dowiedzieć się wszystkiego od razu, a to tym bardziej ją cieszyło już tak na tą ewentualną przyszłość. Była mocno zaskoczona tym, jak naturalnie przyszło jej przy nim lepsze nastawienie się i nabranie takiej szczerej, niewymuszonej przez samą siebie nadziei. Jednak zamiast jakoś to kwestionować czy w ogóle zastanawiać się nad tym – co może nie byłoby takim głupim pomysłem, skoro to co się działo było aż tak mało prawdopodobne – blondynka poddała się rosnącemu podekscytowaniu na to co dalej, pozwalając sobie otwarcie wobec samej siebie zacząć nastawiać się na coś bardziej konkretnego.
Po tym, jak już ogólnymi przykładami opisała swój ubiór, mogła postawić kropkę zamiast jakoś jeszcze to komentować. To znaczy raczej nie przesadziła z tym, że zapewne nie obejrzałby się za nią na ulicy, nawet jeśli na dobrą sprawę nie znała jego gustu jeśli chodzi o generalną prezencję dziewczyny. Bo choć powiedział, że nie lubi tego wyzywającego typu, to nie oznaczało automatycznie, że odwracał głowę za laskami chodzącymi po mieście w dresach. I mimo że w jej opisie tego elementu nieprzypadkowo zabrakło – w końcu nie łaziła poza mieszkaniem ubrana tak, jakby była w mieszkaniu – po chwili wydało się jej, że mogło zabrzmieć jakby nie dbała o swój ubiór, co mogłoby rzutować na to że nie dbała o siebie. Lekko spanikowała, ponieważ aktualnie bardzo nie chciała wypaść źle w oczach jego wyobraźni. Zdawała sobie sprawę, że większość normalnych facetów lubiła te typowo dziewczęce ubiory – i właśnie dlatego Pearson od nich stroniła. Nie chciała się tak płytko podobać, zresztą nie czuła się dobrze z tą swoją delikatną, kobiecą stroną od kiedy… no nieważne, teraz naprawdę wolała do tego nie wracać, nie mogła. Zadręczanie samej siebie w samotności własnego pokoju, nawet po ponad trzech latach, mogło jeszcze przejść. Ale pozwalanie na podupadanie swojemu nastrojowi z tego właśnie powodu, kiedy była na bardzo obiecującej randce z kimś innym, to stanowczo nie było coś, do czego chciała dopuścić. Zatem gdy mężczyzna poczynił ten krótki komentarz, blondynka nieznacznie odchrząknęła i pozwoliła sobie na jeszcze jedno zdanie w tym temacie. - Czymś muszę równoważyć tą sztywniarę, padło na ciuchy. – Spróbowała zażartować, żeby jakoś załagodzić całe to wrażenie, które musiała sprawić, nawet jeśli Spencer nie skomentował jej wcześniejszych słów w żaden negatywny sposób. Na jej szczęście tego nie zrobił, bo teraz nie wypadła w stu procentach przekonująco, więc gdyby to była jej linia obrony w razie prawdziwej konieczności usprawiedliwiania się, więcej niż pewne że poległaby na tym polu. To jego usposobienie serio dźwigało całą ich randkę, a jakakolwiek szansa, którą mieli, także zależała tylko od niego. Co nie znaczyło, że Harper miała zamiar jedynie na nim polegać – w końcu na tym etapie to już była najwyższa pora, aby dawać z siebie zauważalnie więcej.
Więc na swój sposób dawała więcej. Nie dlatego że uznała, że wypada, bo dla niej to żaden sensowny powód. Czuła, że on na to zasługuje, aby mówić mu więcej i bardziej otwarcie. Wcześniej zauważyła, jak bardzo dbał o to aby nie wypaść przed nią na lepszego, niż był w rzeczywistości. Ona raczej na swój temat też przecież nic nie koloryzowała aby u niego zapunktować, zawsze wolała być nielubiana niż lubiana za to, kim wcale nie była. Dlatego gdy stwierdził, że była wybuchową mieszanką, naszła ją potrzeba żeby wyjaśnić coś więcej o sobie, tak w razie czego. - Rozumiem, o co ci chodzi. I chyba masz rację. Tak szczerze mówiąc, myślę że jestem nie najłatwiejszą osobą, nie będę ci przecież ściemniać, sam zresztą zauważyłeś więc to byłoby niemądre z mojej strony. Reaguję emocjonalnie, nie zawsze ale często. Jestem surowa, ale nie tylko dla innych, dla siebie też, czy raczej przede wszystkim dla siebie. Łatwo się zrażam, ale potrafię być też fair i nie chowam urazy kiedy ktoś szczerze stara się przeprosić albo poprawić. Zwykle uchodzę za chłodną i zdystansowaną, ale gdy zaczynam komuś ufać, bardzo łatwo się otwieram i nic nie ukrywam… – Urwała, z opóźnieniem skupiając się na niewielkim, okrężnym ruchu jego palca na swoim nadgarstku. Mniej więcej tak działała, to znaczy potrafiła na dłuższy moment koncentrować się na tym, na czym jej zależało - jak w tym przypadku na przedstawieniu pewnego punktu widzenia na swoją osobowość – a gdy spełniła to, co w jej oczach było najważniejsze, wpadała w to, co przez cały czas działo się wokół niej, i wtedy często nagle się rozpraszała, jeśli było czym. Teraz dokładnie tak się stało, i skoro tylko powiedziała to, co było dla niej w obecnej sytuacji najważniejsze, resztę totalnie odpuściła wobec jego tak subtelnego gładzenia, na którym chciała się skupić dopóki trwało.
- Nie spytałam, jak bardzo jest źle. Spytałam, jak jest. – Sprostowała od razu po tym jego dopytaniu, i mogłaby te słowa wypowiedzieć urażonym tonem, wtedy wypadłyby niemiło, jednak jej głos był przyciszony i taki… zwyczajnie łagodny. Zaraz po zamilknięciu przygryzła swoją wargę, bo psychicznie przygotowywała się na kolejny dotyk tym razem jej dłoni na jego ciele, a to wywoływało w niej mieszankę ekscytacji z czymś na kształt tremy. Kierowana nieodpartą potrzebą, przesunęła się na krawędź siedzenia kanapy, bo wobec całej tej sytuacji nie umiała dłużej siedzieć sobie tak w miarę swobodnie jak wcześniej. Za dużo kotłowało się w niej odczuć i emocji, co brzmiało absurdalnie wobec tych niewinnych wydarzeń, a ta świadomość tylko odejmowała jej pewności siebie. Jednak na pewno nie wpływało to na jakiś opór z jej strony, co to to nie. Jej ręka bez zawahania dała się poprowadzić do jego szyi, objęła wokół niej tym lekkim chwytem. Mogłaby mieć sztywną dłoń, w efekcie oparłaby się jedynie jej wnętrzem na jego gardle i tyle byłoby z tego kontaktu. Jednak jej palce wręcz przylgnęły do jego skóry w tym miejscu, z czym zaraz zrobiło się jej dziwnie, ale nie wyobrażała sobie jakkolwiek się z tego wycofać. Bo powiedzieć, że ten kontakt bardzo się jej podobał, to spore niedopowiedzenie. Tylko też zaczynało do niej docierać, że chyba powinna się bać aż tak intensywnych odczuć względem ledwo takiej formy bliskości. Jeśli ona działała na Harper tak mocno, to co zrobiłoby z nią coś więcej? Całe to swojego rodzaju porażenie, którego ją ogarnęło gdy doświadczała echa jego tętna oraz każdego ruchu jego krtani, sprawiło że po wysłuchaniu wyjaśnienia tatuażu w tym miejscu zwiesiła się na moment, a jak już była w stanie odpowiedzieć, zrobiła to jakoś tak cicho, jakby w obawie przed zniszczeniem obecnej chwili. - Czyli mamy kołnierz. – Zaryzykowała taki a nie inny strzał, bo raczej jak ludzie robili coś jednego na szyi, to potem dopełniali obrazka i domykali kompozycję od boków. No i takie słówko komentarza było o wiele prostsze w tym momencie niż odnoszenie się do wspomnianego przez niego problemu z różą. To znaczy podejrzewała, że może mogłaby spytać, Spencer był raczej otwarty i nie wydawało się jej, że ostro wymigiwałby się od tego tematu. Chociaż miała już wcześniej wrażenie, że niektóre wątki czy początki albo bardziej przyczyny poszczególnych historii umiejętnie pomijał… i chyba wiedziała, po co to robił. Sama, po tym jak zaliczyła już tą pierwszą wpadkę, starała się nie wchodzić w jakieś przykre szczegóły rozjaśniające ten czy inny kontekst jej poszczególnych wypowiedzi. Przeszłość była ważna i nie należało jej na siłę zatajać, ale tak samo kiepskim pomysłem było rozprawianie się z nią przy pierwszej randce, jako że ten czas obiektywnie lepiej przeznaczyć na poznanie siebie nawzajem takimi, jakimi było się obecnie. Na wszystko inne mógł przyjść kiedyś czas, jeśli właśnie przy tym najprostszym poznaniu się wszystko wydawałoby się takie, jak należy. Jak do tej pory dla niej było właśnie tak, jak należy, i cholernie bałaby się ryzykować wejście na taki grząski temat dla zaspokojenia swojej ciekawości. Nie warto.
Ponownie nie oparła się jego kolejnemu ruchowi. Chociaż w jej głowie pojawiła się zapobiegawcza myśl, aby dla własnego bezpieczeństwa cofnąć rękę, nie miała ona najmniejszego przełożenia na rzeczywistość. Przesuwała swoją dłoń zgodnie z kierunkiem, który on jej nadawał, a robiła to w taki miękki, pozbawiony ciężkości sposób. Przynajmniej tyle, że udało się jej nie przyciskać do jego skóry, mimo że odruchowo chciała to zrobić, gdyż nieustannie ogarniało ją bardzo wyraźnie przez nią odczuwane przyciąganie do tego kontaktu z nim. Jednak to on jej pokazywał coś na sobie, a ona nie miała prawa żeby sama z siebie robić za dużo. Zwłaszcza gdy już okazało się, że wkraczają na twarz. Niezrozumiale mocno się tym przejęła, do tego stopnia że wręcz z trudem podążała za jego słowami, jednak w tym zamroczeniu o wiele bardziej naturalnie koncentrując się na tym, co wyczuwała pod palcami. Wyraźnie zarysowana szczęka, szorstkość bardzo krótkiego i bardzo rzadkiego zarostu, te jego dłuższe włosy okalające mu buzię i tym samym opadające im na ręce. Ale wypowiedź też była ważna, więc zebrała się w sobie aby nie zagubić jej sensu, nawet jeśli dzielenie uwagi nie przychodziło jej teraz łatwo. A ten sens, kiedy się rozwinął dalej, trochę ją chyba poraził. Już wcześniej wyłapywała u siebie problemy z odpowiednim werbalnym reagowaniem - a zaczęły się one, kiedy dystans między nimi został zbity – lecz teraz nawet nie była w stanie nic z siebie wydusić, choć bardzo chciała. Zwykle nie miała trudności z odpowiadaniem komuś, niezależnie od okoliczności, radziła sobie świetnie ze swoim ciętym językiem w niemal każdych trudnych warunkach. Tylko że właśnie, to nie było miejsce ani czas dla jej ciętego języka, tylko dla tej prawdziwej, szczerej Harper. A ona na ten moment się zblokowała, gdyż to, co zrozumiała, nie było czymś, czego pozwoliłaby sobie oczekiwać. Raczej domyślnie nastawiała się na to, że dla niego to będzie po prostu coś miłego, ale niekoniecznie od razu coś więcej. Nagle jego dłoń przestała nakrywać jej dłoń, i o ile wcześniej nastawiała się, że w takim układzie od razu się wycofa, tak teraz, wobec tego co usłyszała, wydało się jej, że może wcale nie musi tego robić. Więc zastygła tak, cały czas dotykając tego fragmentu jego twarzy, intensywnie myśląc i przy tym kontrolując swój pogłębiony oddech, aby nie zrobił się jeszcze do tego głośniejszy. W końcu, kiedy już nie mogła pozostawić go bez słowa odpowiedzi ze swojej strony, udało jej się przemóc i zmusić swoje gardło, aby przepuściło przez siebie słabe słowa. - Spencer… stawiając pytanie w ten sposób sprawiasz, że czuję się niemal winna chcąc ci powiedzieć, że to nadal nie jest moment na to twoje upragnione załamanie. - Tym razem nie próbowała go zmylić, raczej nieudolnie starała się zażartować żeby może obronić się przed powagą tego, co padło z jego strony. Tylko że to już nie był moment na żarty, co dotarło do niej w pełni kiedy kończyła swoje zdanie. Mimo że chodziło jedynie o taki całkiem niewinny dotyk, dla niej to też miało znaczenie, co było na tyle niespodziewane, że aż ją onieśmielało.
Poczuła się źle z tą swoją reakcją. Trafiło do niej, że się broniła przed tym, co najbardziej szczere, czyli tym jak się czuła. Gdzieś tam wewnętrznie cały czas walczyła – nie wychodziło to na pierwszy plan, już nie zdradzało się w jej stosunku do niego tak widocznie, ale dopóki nie rozmawiali o tym, co się między nimi działo, było o to zwyczajnie łatwo. A teraz on przyznał się do czegoś, a ona jakby w tej pierwszej chwili… nie miała odwagi, żeby też się przyznać tak na głos i wprost. Kiedy to stało się dla niej jasne, od razu uderzyło ją nieprzyjemne gorąco. Nie chciała tego psuć, nie chciała też pozostawiać jakichś niedomówień. Chyba naprawdę go rozumiała. Co prawda ona i on prezentowali raczej odmienne podejścia, bo on jednak w widoczny sposób był bardzo otwarty i pełny dobrego nastawienia, ona zaś ewidentnie sceptyczna i ostrożna. Jednak oboje tak samo obawiali się kolejnego dużego rozczarowania. Te małe były przykre, ale do wytrzymania. O wiele gorzej, kiedy człowiek zaczynał się nastawiać w końcu na coś więcej, w końcu na coś dobrego. Ona powątpiewała od samego początku, on z kolei komunikował tą swoją nadzieję na dzień dobry - ale dla Harper wreszcie stało się jasne, że także był ostrożny, bo przy każdej chwili niepewności był w stanie momentalnie wycofać się, byle tylko jak najszybciej zapomnieć, że przez chwilę naprawdę uwierzył, a mogło zaraz okazać się że zrobił to zbyt szybko. Więc teraz po jej stronie leżało, aby utwierdzić go w tym, że dla niej to też nie była jakaś nieznacząca zabawa, że ją też jednak dotknęłaby ewentualna jednostronność tych wszystkich odczuć, chociaż niby stwierdziła początkowo że zapewne tylko ona to tak przeżywa. Odezwała się po tamtych swoich poprzednich słowach bardzo szybko, jednak wcale nie układała nowych zdań pospiesznie. - Rzadko zdarza mi się to w takim stopniu, ale… praktycznie nie wiem co powiedzieć. Bo… w ogóle nie rozumiem jak to jest możliwe, żeby w tak krótkim czasie poczuć się z kimś… tak blisko. Tak jak ja poczułam się z tobą. I naprawdę próbuję zachować głowę na karku, ale mimo to zaczynam się przy tobie gubić. Nie w złym sensie. W takim, w którym mogłabym… chcieć zagubić się bardziej. – Mówiła cicho i powoli, dało się słyszeć, jak ostrożnie ważyła słowa. Naprawdę nie była dziewczyną, która rzuca takimi czy innymi wyznaniami na prawo i lewo, za mocno ceniła sobie i broniła swojej niezależności na co dzień, aby tak łatwo pozbywać się jej na rzecz zdradzenia komuś, jak naprawdę się czuła. Gdyż w ten sposób poniekąd uzależniała się od kogoś, a cholernie bała się zrobić to ponownie, bo wtedy ponownie mogłaby się wystawić na ból złamanego serca… I znowu bitwa chcę kontra nie chcę. I tak to wychodziło, że szukała relacji, dawała od siebie, ale na pewno bardzo uważała z deklaracją uczuć, ponieważ… jakoś nie była ich nigdy pewna. Wszystko sprowadzało się bardziej do tego, że chciała poczuć, chciała się przy kimś odnaleźć, chciała doświadczyć znowu tego specjalnego czegoś. A te jej nieszczęsne chęci – które wtedy przejściowo brały górę nad niechęcią - potrafiły na pewien czas wystarczyć zamiast prawdziwych uczuć, przesłonić jej oczy. Lecz teraz na tej ostatniej randce już autentycznie na nic się nie nastawiała, jako że poprzednie porażki całkowicie zgasiły w niej wykrzesaną na dzisiaj nadzieję. Podeszła do Spencera na samym początku bardzo surowo, a potem jeszcze za wszelką cenę starała się pozostać sceptyczna – czyli przybrała podejście przeciwne do tego, które uskuteczniała gdy poznawała kogoś, kto wstępnie ją zainteresował. Tylko co z tego, że tym razem naprawdę mocno próbowała być na nie, skoro on jakby całkiem naturalnie trafiał w jej odpowiednie guziki, sprawiając ostatecznie, że teraz cała była już na tak.
Ostrożnym ruchem przesunęła mały i serdeczny palec za jego ucho, jej kciuk zaś nieznacznie powędrował w przeciwnym kierunku, to znaczy w głąb policzka. Tułowiem nachyliła się jeszcze wyraźniej ku niemu, przy tym przekręcając też swoje złączone w kolanach nogi do boku, aż odnosiła wrażenie że niemal zetknęły się z jedną z jego nóg. Jej oddech przyspieszył, może nie jakoś mocno, ale na pewno różnica była słyszalna. Zanim ponownie się odezwała, musiała jeszcze nerwowo oblizać wyschnięte wargi i przełknąć gęstą ślinę. - Odpowiadając już bardziej konkretnie na twoje pytanie… czuję coś bardzo podobnego. I trochę mnie to przeraża. Ale nie chcę tego przerywać, więc może… chcesz się przekonać, że mam włosy dłuższe od twoich? Chyba nie uwierzysz mi na słowo? – Postawienie tego pytania wiele ją kosztowało. Wróć, wcale nie, bo to nie tak że jakoś się do niego zmusiła. Bardziej chodziło o to, że wiele kosztowało ją wypowiedzenie go w taki sposób, aby jej głos nagle nie załamał się do szeptu. Nie próbowała wypaść prowokacyjnie, ale właśnie sugerowała mu, że mógł sprawdzić jej włosy na własną rękę. Bo tym razem wcale nie chciała go za nią prowadzić, co oznaczało ni mniej ni więcej to, że była otwarta na jego inicjatywę. Mówiła mu, że może, i wcale nie narzucała mu tego, jak miałby to zrobić gdyby się zdecydował. Nie wiedziała już tylko, jak mogłaby zainsynuować, że na coś więcej z jego strony też byłaby otwarta. Nieraz, kiedy wcześniej dawała sobie różne szanse, musiała początkowo wręcz przekonywać się do dotyku czyichś dłoni na swoim ciele. Wiadomo, nie w każdym przypadku – ale zdarzało się i tak. Przy nim nie miała ani jednej myśli zawahania, czy chciała aby się do niej przybliżył. Z jakiegoś powodu tak prędko zaufała mu jako człowiekowi i jako mężczyźnie, dlatego właśnie teraz, po wyłożeniu przez niego kart, mogła przejść do tej części, w której bardzo łatwo się otwierała.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Po tym jak dosyć otwarcie i odważnie opisała samą siebie, dał sobie czas żeby to wszystko przetrawić i ułożyć sobie w głowie. Zapadło mu w pamięci słowo surowa, bo taki też był ten cały opis. Jakby potrafiła zdystansować się do samej siebie i ocenić tak w pełni srogo. Na pewno to nie była to charakterystyka, którą spodziewałby się usłyszeć na pierwszej randce. Bo na niej raczej każdemu zależało, żeby wypaść jak najlepiej. Ale ta gra w otwarte karty podobała mu się. Przynajmniej wydawało mu się, że dzięki temu wiedział czego mógłby się spodziewać. Konkretnie, pewnego chłodu, którym też powitała go na dzień dobry. Doszedł do wniosku, że nie był to jedynie skutek jedynie nie najlepszych randek, tylko swego rodzaju tarcza obronna. Ostatecznie jej cała odpowiedź brzmiała dla niego dobrze, szczególnie dlatego że o wszystkim ona sama wspomniała. Lecz jeszcze coś przyszło mu do głowy... - I szczera - I tylko tyle miał do dodania. W ten sposób podsumowując całą jej wypowiedź. Nie pytał przecież by przeprowadzać jakieś analizy jej charakteru czy poddawać go głębszej ocenie. Ale ostatecznie jej odpowiedź, mimo iż nie była wyidealizowana to uspokoiła go. Pewnie dlatego, że końcowo mógł podsumować ją tym jednym przymiotnikiem, który miał dla niego ogromne znaczenie... I nagle sam poczuł takie nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Bo on był z nią w pełni szczery, poza tym że skłamał w sprawie swojego imienia. Co prawda, ludzie tak często zwracali się do niego po nazwisku, że był do tego całkowicie przyzwyczajony. Chociaż częściej to byli koledzy, a nie dziewczyny. Na pewno nie na pierwszej randce. Lecz to małe przeinaczenie miało go tylko trochę ochronić, więc liczył że po poznaniu prawdy Josie nie będzie zła czy urażona jego postępowaniem.
Po jej pierwszej odpowiedzi Harvey słyszalnie uśmiechnął się. Można by pomyśleć, że to nie był czas na żarty, w końcu pytał ją w pełni poważnie. Lecz tymi swoimi słowami na pewno rozluźniła atmosferę, więc mógł być jej wdzięczny. Tym bardziej że ta odpowiedź sama w sobie przecież też go zadowalała. Mógłby jakoś na to jakoś zareagować, ale wydawało mu się że ten uśmiech, którego zobaczyć nie mogła, ale na pewno usłyszała powinien jej wystarczyć. No i... liczył jednak na jakieś rozwinięcie. Nie oczekiwał nawet podobnych słów, tylko czegokolwiek co dałoby mu jasny sygnał, czy przynajmniej ich odczucia są podobne, czy on już całkiem zwariował. - Rozumiem cię. Też czuje się z tym trochę dziwnie, tak... nierzeczywiście. Tylko nie wiem, czy to przez te warunki w których przyszło nam się spotkać, czy gdyby to była zwykła randka to nie miałbym tego odczucia odrealnienia... - odpowiedział krótko. Ale to nie byłoby to samo. Na zwykłej randce mógłby bardzo szybko zauroczyć się kimś, wpaść w drugą osobę, ale głównie chodziłoby wtedy o wygląd. A to co działo się między nimi było czymś zupełnie innym, bo przecież nie widzieli się, a jednak odczuwalnie na siebie oddziaływali. Końcówka jej wypowiedzi spodobała mu się najbardziej, chociaż można pomyśleć że była najmniej konkretna, ale doskonale ją rozumiał. Bo mógłby powiedzieć dokładnie to samo. Ale już powstrzymał się przed tym, bo na samym początku wystarczająco zaznaczył, co miał na myśli...
Czując ten nieśmiały ruch na swojej skórze odruchowo przymknął powieki. To było dla niego naprawdę... niezwyczajne. Nie był przecież nastolatkiem, którego najmniejsze zbliżenie dziewczyny powinno wprowadzać w stan swego rodzaju zawieszenia. Chociaż to też nie można było porównać do takich młodzieńczych odczuć, bo nie kryła się za tym żadna chęć popchnięcia wydarzeń do przodu. Wręcz przeciwnie. Harvey tak zatracił się w tym czułym dotyku, że chciałby jeszcze spowolnić tą chwilę i rozciągnąć ją w czasie. Uniósł powieki dopiero, gdy wspomniała o tym przerażeniu, bo on sam powinien przecież odczuwać coś podobnego. Oboje doszli do tego, że to co się działo nie było do końca normalne. A Spencer gdy wyczuwał potencjalne zranienie to potrafił bardzo szybko się wycofać, ale tym razem czuł się niezrozumiale spokojny. Co swoją drogą też powinno go zaniepokoić, ale nie pojawiło się w nim najmniejsze zwątpienie. Jakby bez najmniejszego zawahania poddał się swoim przeczuciom i pozwolił im się prowadzić... więc gdy usłyszał tą jakże otwartą propozycje to zwyczajnie poddał się jej. - Mógłbym uwierzyć ci na słowo, ale chyba wolę tego doświadczyć... - odpowiedział krótko, bo nie mógłby przejść tak po prostu dalej, bez jakiegokolwiek uprzedzenia jej i dania też szansy na wycofanie się, bo mimo iż sama wyszła z tą propozycją, to Spencer starał się nie brać niczego za pewnik, a tym bardziej nie mieć żadnych oczekiwań. Odruchowo przejechał dłonią, którą miał opartą na jej przedramieniu, zatrzymując ją dopiero gdy dotarł do jej barku i... przestał poruszać się dalej. Zamiast przesunąć ją w bok to ruszył drugą rękę i skierował w jej stronę. Wykalkulował mniej więcej wysokość i zaraz o grzbiet jego dłoni musnęło pasmo jej włosów. Nie podążył w górę ani w dół, tylko dalej w jej kierunku. Dzięki czemu zaraz oparł dłoń do boku jej szyi, lecz nie dotykał jej bezpośrednio, tylko przez taflę jej włosów. Oderwał minimalnie rękę od jej ciała i przeprowadził ją w górę, docierając już do jej twarzy. Dopiero tam pewniej wsunął palce w jej włosy, tym samym zagarniając je za jej ucho i zapewne odsłaniając jej twarz, czego niestety nie mógł dostrzec. Ten gest wymusił też na nim delikatne pochylenie się do przodu, by te kolejne ruchy mogły przebiegać dosyć swobodnie. Dalej jego dłoń wędrowała w dół jej włosów, dzięki czemu mógł sprawdzić ich długość. Gdy dotarł już do samych końcówek to odruchowo jego wzrok opuścił się, a on sam ponownie słyszalnie uśmiechnął się. - Damn... czyli długość włosów też pasuje... - powiedział, jakby był zawiedziony, że po raz kolejny będzie musiał odsunąć w czasie swoje załamanie. Uniósł powoli głowę do góry. Był na tyle blisko, że czuł jej ciepły oddech na swojej skórze, co spowodowało że sam wypuścił z płuc większy haust powietrza. Jego dłoń ponownie powędrowała nieco w górę, ogarniając jej włosy do tyłu, by swobodnie opadły na jej plecy. - Josie, powiedz mi... jak bardzo mogłabyś chcieć się teraz ze mną zgubić? - wyszeptał, pytając nie tak wprost, żeby słowami nie psuć tej chwili między nimi, ale gdyby nie miała pewności o co mu chodziło to jego dłoń zaraz powróciła na bok jej szyi, tym razem dotykając jej bezpośrednio. Po czym powolnym ale płynnym ruchem powędrowała w stronę jej twarzy, by ostatecznie móc ująć ją ująć. Nie widział, ale czuł że był dosłownie centymetry od niej i mógłby już zniwelować tą pozostałą odległość, tylko... sama na początku powiedziała, że tego nie zrobi, bo nie była aż tak zdesperowana, więc nie powinien wychodzić z założenia, że jej początkowe postanowienia nagle uległy jakimś zmianom. To że on czuł, że mógłby i chciałby ją pocałować to jeszcze nic nie znaczyło. Josie na razie pozwoliła mu jedynie sprawdzić długość swoich włosów, a Harvey i tak już zrobił o wiele więcej, docierając swoimi palcami do jej miękkiej skóry i zbliżając się na tyle, by każde kolejne wypowiadane przez nią słowo mogło być mówione cichym szeptem…

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Jego uwaga o tych niestandardowych warunkach jako możliwej przyczynie uczucia odrealnienia dała jej do myślenia, lecz nie na długo. Po pierwsze, stwierdziła że już w trakcie pierwszej randki totalnie nastawiła się na tą formę, w której nie widzi drugiej osoby. Otoczona ciemnością czuła się swobodnie, ale raczej nie odcięta całkiem od rzeczywistości. Po prostu zauważała, że łatwiej przychodziło jej skupianie się na szczegółach takich jak ton głosu przy odnoszeniu się do różnych tematów, jakieś maniery w mówieniu, słownictwo, usposobienie przebijające się w mówieniu. Nie, żeby nie zwracała na to uwagi na co dzień, niemniej teraz jej zmysły się na to niezaprzeczalnie wyostrzyły. Jednak wcale nie czuła się tak, jakby ta prawdziwa rzeczywistość naokoło niej przestała istnieć – dopóki nie wpadła już bardziej w tą rozmowę ze Spencerem. Znała to wrażenie naprawdę dobrze, a kiedy przyszło jej się zorientować, skąd dokładnie, ogarnęła ją odruchowa wewnętrzna panika… tylko taka, której podłożem była chyba przede wszystkim nadmierna ekscytacja? Bo tylko przy jednej osobie potrafiła się kiedyś poczuć identycznie, to znaczy z niewyjaśnionych bliżej przyczyn zatracić się we wspólnej chwili. I było to dla niej z jednej strony przykre skojarzenie, ale z drugiej… nie mogła pozwolić na to, żeby właśnie ta trwająca, dzielona z nim chwila zmarnowała się. – Nie pomogę ci w ocenie tego, z jakiego powodu ty się tak czujesz, ale u mnie na pewno nie chodzi o te specyficzne okoliczności. Chciałabym, żebyś wiedział. – Wyznała cicho i o dziwo bardzo spokojnie. Aż sama się zaskoczyła, jak te słowa płynnie wyszły z jej ust… co tylko utwierdziło ją w tym, że powiedziała je zgodnie z prawdą.
Wolałaby zasugerować mu coś więcej poza tym sprawdzeniem jej włosów, lecz autentycznie nie wiedziała, jak. Precyzując, nie wiedziała jak to zrobić, aby nie obedrzeć tego, co właśnie się działo, z pewnej pociągającej subtelności. Ale cała jej postawa była nastawiona ku niemu, żadna reakcja nie wyrażała nawet najmniejszego zniechęcenia – gdy zaś przesunął dłoń po jej ręce dalej do ramienia, dosłownie walczyła ze sobą, żeby nie zacząć swoją błądzić po jego twarzy i okolicach. Chociaż jej kciuk drgnął nieznacznie bardziej w głąb policzka, na więcej obawiała się sobie pozwolić, gdyż mimo wszystko nadal poruszali się po względnie neutralnym gruncie… chyba? Albo i nie. Dla niej neutralny grunt osunął się jej spod nóg, kiedy zetknęła się z jego skórą na szyi, potem na boku twarzy, a do tego doszły jego późniejsze słowa. Wydawało się jej, że będzie Spencer kontynuował swój ruch, jednak on się zatrzymał… jakby może chciał ją tak przytrzymać, żeby się nie wycofała? Nie bała trwać w tym kontakcie na skraju jego twarzy? Cokolwiek stanowiło powód, nie wyobrażała sobie od tego uciec. A gdy poczuła jego drugą dłoń przy swoich włosach, szyi, boku twarzy, za uchem… to wszystko to było pozornie tak niewiele, ale blondynka aż bezwiednie przegryzła swoją dolną wargę, zaś jej klatka piersiowa w tym momencie unosiła się jeszcze wyżej, opadała jeszcze głębiej. Zapewne to głupie, niemniej w duchu podziękowała sobie za to, że nie pochwyciła jego ręki w swoją, żeby samodzielnie poprowadzić go do sprawdzenia długości jej włosów. Jego sposób podobał się jej o wiele bardziej, także niesamowicie podobała się jej delikatność jego gestów. Choć może nie było to odpowiednie określenie, bo chociaż dotykał ją w taki wyważony sposób - nie był nachalny, przesadnie pewny siebie, podchodził do tego z wyczuwalnym szacunkiem – to wcale nie odnosiła wrażenia, jakby robił to jakiś nieśmiały chłopczyk. To, jak się z nią obchodził, było bardzo… męskie. Po prostu. I totalnie ją to rozbrajało, do tego stopnia że gdyby stała, zapewne w reakcji ugięłyby się pod nią miękkie kolana. Na co dzień odgrywała silną, dzielną dziewczynę, lecz tutaj nie miała żadnego powodu, aby się bronić, udawać coś. I ta świadomość pozwalała jej niejako rozpłynąć się nad tym, jak traktował ją Spencer, i jak sprawiał że się przy nim czuła.
Wyłapała to, że w którymś momencie się nad nią pochylił, dlatego w jej głowie pewna wizja tego, co dalej, rozwinęła się samoistnie. Chciała sobie wyobrażać konkretny rozwój wydarzeń po tym, co powiedziała mu wcześniej, ale tak naprawdę nie powiedziała mu nic konkretnego poza tym przyzwoleniem na dotknięcie jej włosów. A względnie na początku randki wyraziła się bardzo jasno z tym, że na pewno go nie pocałuje. Gdy więc zadał jej to znaczące pytanie, nie odebrała tego źle, nie niszczyło to też w jej odczuciu chwili, zwłaszcza że ubrał je w takie aluzyjne słowa. Przecież nie czytał jej w myślach, skąd miał wiedzieć. Jednak ciemność nie sprzyjała takim całkiem spontanicznym zbliżeniom, zwłaszcza pierwszym. Bo tak jak wspomniała wcześniej, komentując sprawę pocałunku dla sprawdzenia, nie było widać tego, co stanowiłoby chociażby niewerbalne przyzwolenie na zbliżenie się w takim właśnie charakterze. Spencera omijało spotkanie jej wzroku, który w tej sytuacji był na pewno bardzo wymowny. Nie widział jej twarzy, czy raczej jej wyrazu w chwili, w której on też się do niej nachylił zaczesując jej włosy za ucho. Za to fakt, że zadał jej to pytanie, przekładał się na dodanie kolejnego, ciężko powiedzieć którego już plusa przy jego imieniu. To że szukał u niej potwierdzenia, czy chciałaby się zbliżyć z nim jeszcze bardziej, jedynie dobrze o nim świadczyło. Nie mógł być pewny przyzwolenia kryjącego się w jej postawie więc nie wychodził z założenia, że je ma. Gdyby nie miała wcześniej pewności, że był porządnym facetem, to teraz nie byłoby najmniejszych wątpliwości – choć akurat Harper nie miała ich co do niego już od jakiegoś czasu. - Teraz to… – Urwała, jakby może się wahała co do swojej odpowiedzi, lecz tak naprawdę miała trudność z pełną koncentracją i doborem odpowiednich słów, nie z samym przekazem. I w sumie o tym mógł poświadczyć jej gest – bo już dosłownie oddech później przesuwała swoją dłoń z boku jego twarzy za ucho, gdzie mogła wpleść palce między te jego dłuższe włosy. Tak, one stanowczo się jej podobały. - Teraz to już się zgubiłam. – Wyszeptała w następnej chwili, i wydawało się jej że czuje, jak to zdanie wypowiadane z tak bliska zderza się z jego skórą.
Powoli zaczęła nachylać się głębiej, czubkiem nosa szukając oparcia o jego nos, co nie trwało długo skoro dzieliły ich tylko centymetry. Gdy się z nim zetknęła, nieznacznie przekręciła głowę, a przy tym niewielkim ruchu jej dolna warga sięgnęła do jego górnej, ledwie się o nią ocierając. Jeśli jakimś cudem źle zrozumiała intencje tamtego jego pytania, to był doskonały moment na przywołanie jej do porządku, gdyż ten ruch nie pozostawiał złudzeń co do jej intencji. Zawiesiła się tak na kilka sekund, podczas których oddychała jego zapachem – jednak skoro on ani się nie wycofał, ani nie zwrócił jej uwagi… przestała się wstrzymywać, co autentycznie musiała robić będąc od niego w takiej znikomej odległości. Siedziała w niej co prawda jakaś drobna trema przed tym kontaktem, lecz pragnienie posmakowania jego ust stanowczo przeważało. Obniżyła więc twarz jeszcze trochę i wreszcie odnalazła jego wargi swoimi, w już pełnoprawnym pocałunku. Uniosła też drugą rękę, do tej pory zaciskającą się na jej własnym udzie, i rozluźniwszy pięść, odszukała opuszkami palców linię jego żuchwy tylko po to, by tam się nimi subtelnie oprzeć, by mieć z nim bliższy kontakt ale przy tym nie blokować żadnych jego ruchów. Ostrożność, która wcześniej mocno się jej trzymała, zaczęła odpuszczać w miarę tego, jak Harper bez pośpiechu, acz konsekwentnie, coraz bardziej zatracała się w tej chwili intymności. Nie całowała go zachłannie czy łapczywie, raczej delektowała się tym z pewną wyczuwalną intensywnością. Nie mogła uwierzyć, jak wręcz idealnie się w nim odnajdowała, lecz odpływała już za bardzo żeby w ogóle być w stanie jeszcze cokolwiek poddawać wątpliwości…
Za chwilę kończymy – ciche słowa kelnerki, o ile podczas poprzednich randek przynosiły blondynce prawdziwą ulgę, tak teraz wywołały w jej ciele nagłe, nieprzyjemne spięcie, które odbiło się na jego drobnym drgnięciu, a następnie sztywnym zastygnięciu. Zdążyła całkowicie zapomnieć, gdzie właściwie się znajdowała, a ten głos sprowadził ją na ziemię – wcale nie chciała na nią wracać, lecz niestety nie miała za bardzo innego wyjścia. Z wyczuwalnym ociągnięciem odsunęła swoją głowę, na koniec przetrzymując jeszcze lekko jedną z jego warg między swoimi, dopóki miała tą możliwość. Pocałunek był – jej zdaniem - cudowny i naprawdę mogłaby go przeciągać… ale przecież chciała też jeszcze coś powiedzieć, zanim on według zasad zostanie odprowadzony na zaplecze, w lokalu stopniowo zostanie włączone światło, a potem obsługa baru a zarazem tego wydarzenia zajmie się parowaniem na podstawie wypełnionych kartek.
Harper nie była pewną się dziewczyną. Dla większości ludzi za taką mogła uchodzić, bo po prostu starała się maskować swoje słabości, co nie znaczyło że ich nie miała. I tak na przykład teraz. Chociaż cała ich randka szła naprawdę dobrze, nie licząc niefortunnego początku, złapali ze sobą na tyle bliski kontakt że chcieli pójść krok dalej także do czegoś fizycznego, a to ich zbliżenie przynajmniej w jej odczuciu było przepełnione niesamowitą chemią… wobec tego wszystkiego, Pearson wcale nie czuła się na bezpiecznej pozycji. Nie chciała dać tego po sobie poznać, bo wiedziała że takie nieuzasadnione wątpienie w siebie nie robi to raczej dobrego wrażenia tak samo, jak nie robiła go na wielu osobach przesadna pewność siebie. – Wiesz, Spencer… – Zreflektowała się, że nadal będąc blisko, wróciła do szeptu, ale chyba należało bardziej całościowo wracać do normalności. Niespiesznie więc się wyprostowała, wcale nie szybciej wysunęła dłoń z jego włosów i zamiast po prostu ją zabrać, przeciągnęła nią delikatnie jeszcze po boku jego szyi i barku. Dopiero stamtąd wycofała ją do siebie, podobnie jak tą która palcami opierała się o jego mocno zarysowaną szczękę. Wtedy też nieznacznie odchrząknęła i kontynuowała już zwyczajnym, choć nadal względnie cichym głosem. - Będę naprawdę bardzo mocno rozczarowana, jeśli jednak nie wybierzesz mojego numeru, to znaczy czwartego tak dla przypomnienia. Bo dla mnie ten numer jeden, czyli najlepszy okazał się nie tylko najlepszy w porównaniu z innymi z dzisiaj, o tym to nawet nie ma co mówić. I naprawdę się cieszę, że w ogóle na siebie trafiliśmy. – Nie dodawała już, że ma nadzieję że on uważa podobnie, chociaż oczywiście miała taką nadzieję. Jednak zainsynuowała to wystarczająco tym wcale nie takim żartobliwym tekstem o jej możliwym rozczarowaniu, ale to jeszcze można było odebrać z przymrużeniem oka, w przeciwieństwie do tego ostatniego zdania. Nie chciała mieć poczucia, że jakkolwiek wywiera na nim presję, dojrzała emocjonalnie przynajmniej na tyle, aby świadomie nie próbować nic w takich kwestiach wymuszać. Niemniej, cholernie zależało jej na tym finalnym podkreśleniu, jakie były jej odczucia, i że naprawdę chciała go zobaczyć, spędzić z nim więcej czasu, dalej poznawać. Chociaż nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zna go już w jakiś sposób… Inaczej. Nie znała go, ale wydawał się jej znajomy, jak na zasadzie… jakiegoś pokrewieństwa dusz? Nie wierzyła do końca w takie rzeczy, jednak nie umiała tego określić jakoś inaczej. Skąd mogła wiedzieć, jak bardzo mocno rozczarowana za tych kilka minut faktycznie będzie? Że lepiej byłoby, aby któreś z nich jednak poczuło się czymś zniechęcone i po prostu odpuściło to całe zobaczenie się. Na razie pozostawała ufna. I naiwna.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Gdyby okoliczności były troszeczkę inne, a Harvey mógłby chociaż widzieć mimikę jej twarzy czy gesty, to na pewno nie potrzebowałby tego potwierdzenia. Albo jeżeli spotkaliby się w zupełnie innym miejscu, na przykład klubie czy barze. Tam jednak atmosferę można było uznać za o wiele luźniejszą. Z kolei na tych randkach mieli spotkać się ludzie, którzy szukają już czegoś konkretnego, poważnego. To samo w sobie kazało mu zachować nieco większy dystans, a gdy jeszcze mógł zaryzykować utratą możliwości kontynuacji tej randki, to naprawdę wolał tego nie robić. Nawet jeżeli było mu bardzo trudno się powstrzymać, by jego dłoń która pewnie choć subtelnie ujmowała jej twarz, nie przesunęła jej nieco bliżej do siebie. Więc niemal zastygł powstrzymując się w każdej kolejnej sekundzie, w której czekał na jej odpowiedź, niczym na jakiś wyrok. Bo trochę tak było. To była jego ostatnia randka tego dnia, ale nie to żeby był zdesperowany z tego powodu. Przecież nie nastawiał się na coś wyjątkowego, ale… jednak udało się. Nie chciałby uczestniczyć w żadnej następnej randce, nawet jeżeli ta nie byłaby ostatnią. Nie wyobrażał sobie teraz tak po prostu stąd wyjść, wzruszyć ramionami, rzucić próbowałem i w drodze powrotnej zacząć przeglądać tindera. Chociaż ta forma randek miała swoje wady to także niezaprzeczalne plusy, ale nie zamierzałby zapisać się na kolejną turę za tydzień. Spencera interesowała tylko jedna opcja, czyli kontynuacja randki z Josie. I to najlepiej od razu po wyjściu z lokalu, żeby mieli szansę poprzebywać razem w normalnych warunkach. Była taka niewielka, przytulna kawiarnia do której mógłby ją zabrać. Chociaż równie dobrze mógłby pójść w jakiekolwiek miejsce ona zaproponowałaby, bo zwyczajnie chciał dalej w to iść. I w tym wszystkim nie zastanawiał się w ogóle nad jej wyglądem. Dzięki czemu łatwiej było mu też odtrącić myśl, że on mógłby jej nie odpowiadać pod tym czysto fizycznym kątem. Po prostu na tym etapie był tak zatracony, że pragnął tylko pozwolić temu dalej wciągnąć się…
I pozwolił. Nie zawahał się po tym pierwszym niepewnym dotyku, nawet nie myślał żeby się wycofywać. Szczególnie, że przecież dokładnie na to czekał. Może znali się chwilę, ale ten czas odkąd zbliżyli się do siebie, a ich kontakt przestał być tylko dalszą opowieścią o sobie, a stał się intymną chwilą między nimi dłużył mu się w nieskończoność. Bo gdy tak nachylał się nad nią to potrafił myśleć tylko o tym jak bardzo, co było niesamowicie dziwne, pragnął ją pocałować. Więc gdy nareszcie doszło do tego, a Spencer wybudził się ze swego rodzaju zaspania, utwierdzając się że to działo się naprawdę. Jego wargi powoli, czule lecz wcale nieospale zaczęły współgrać z jej ustami. Jego dłoń przesunęła się w głąb jej włosów a druga przesunęła się w dół jej tali. Nim dobrze zdążył się w tym wszystkim zatracić, zgubić… to los postanowił sobie z nich zażartować. Głos kelnerki początkowo nawet do niego dobrze nie dotarł. Dopiero gdy Josie zaczęła się odsuwać to dotarło do niego, że to już był koniec. Ta świadomość uderzyła go dosyć nieprzyjemnie i wprowadziła w swego rodzaju zatrwożenie. Pewnie dlatego nie był w stanie odruchowo zareagować. Jakby nie mógł pogodzić się z tym prostym faktem, że to co dobre i miłe mogło trwać tylko ułamek sekundy, bo tyle to było w jego odczuciu. Na szczęście mimo iż jego umysł pozostawał w całkowitym zaćmieniu, to ciało działało odruchowo i gdy dziewczyna zaczęła się odsuwać to machinalnie zabrał z niej swoje dłonie. Nie zdążył nawet przemielić w swojej głowie tego, co właśnie się zadziało i co poczuł, gdy Josie zaczęła mówić. Jakoś odruchowo wyprostował się i zaczął jej słuchać niczym jakiegoś kazania, odsuwając na bok wszystkie emocje które się w nim kotłowały, żeby skupić całą swoją uwagę na jej słowach. A gdy skończyła to milczał, bo to wydarzyło się dla niego za szybko. Nie w tym sensie, że czuł że ten pocałunek był błędem, tylko zwyczajnie ten końcowy przebieg wydarzeń go mocno przytłumił. Bo przecież zupełnie naturalne byłoby w jego przypadku teraz rzucenie jakimś zabawnym teksem na rozluźnienie atmosfery i zapewnienie jej, że myślał dokładnie tak samo. Chyba tak było, prawda? W sumie trudno powiedzieć, jeszcze tego nie przetrawił. - Też się cieszę - wydobył z siebie cicho i bez jakiegoś większego przekonania. Tylko tyle mógł wyrzucić z siebie odruchowo bez przemyślenia tego, co właśnie miało miejsce i co tak brutalnie zostało im odebrane, nie pozwalając na poczucie pełnego zakresu emocji, które mogłyby nimi zawładnąć…
Numer jeden, zapraszam na zaplecze. Kelnerka pojawiła się przy stoliku, nawet nie wiadomo kiedy. Harvey siedział jeszcze moment, aż ponownie został ponaglony i już po kolejnych słowach wstał od razu. Obszedł już stolik i miał udać się z dziewczyną, gdy zatrzymał się jeszcze na moment. - Do zobaczenia, Josie - powiedział krótko, bo przecież decyzję o kontynuacji randki podjął już wcześniej. A potem… wszystko zadziało się naprawdę szybko. Potrzebował chwili, żeby przyzwyczaić się z powrotem do światła, więc początkowe słowa organizatorów średnio do niego dotarły. Więc gdy ostatecznie dostał kartkę to już sam nie wiedział, czy ma postawić krzyżyk, plus czy ptaszka. Wyszedł pewnie na debila, pytając się o to, ale nie chciał zaznaczyć niewłaściwie. Heh, zabawne. Po raptem dwóch minutach zostali poinformowani o wynikach. Dwóch panów od razu mogło udać się do domu, jeden został poproszony o wyjście na zewnątrz. Harvey czekał, więc też musiała go zaznaczyć. Uśmiechnął się pod nosem, czując jakąś niezrozumiałą satysfakcję. Miał chwilę i zaczął sobie coś układać w głowie, ale wtedy usłyszał swój numerek. Został doprowadzony do drzwi, otrzymał powodzenia i wyszedł na zewnątrz. Jeszcze nie myślał, nadal nie zaczął normalnie funkcjonować, a słowa z jego ust zaczęły wydobywać się automatycznie. - Muszę przyznać, że chyba zrozumiałem o co chodziło z tymi endorfinami… - zaczął mówić, widząc jedynie plecy dziewczyny. W tej chwili nie będąc w stanie skupić się na czymś więcej, bo na samym początku musiał sprostować jeszcze jedną ważną rzecz. - Na początek powinienem cię przeprosić, bo celowo wprowadziłem cię w błąd. Znajomi często mówią do mnie Spencer, ale to nie jest moje imię tylko nazwisko, a tak naprawdę… - urwał, gdy dziewczyna zaczęła odwracać się w jego kierunku. Nie wiedział nawet kiedy zaczął się uśmiechać, pewnie po tej wspomince o endorfinach. Lecz gdy tylko stanęła do niego przodem to z jego ust przestały wydobywać się jakiekolwiek słowa, a jego wzrok wpatrywał się w jej twarz, gdy on sam nawet nie drgnął. Jeżeli wcześniej nie miał czasu, żeby odpowiednio przeżyć i przetrawić wszystko co zaszło, to teraz chyba i tak nie miało to większego znaczenia, bo jeden, mały ale istotny szczegół zmieniał wszystko, co wydarzyło się tego wieczoru… - Harper? - zapytał niepewnym, cichym, niemal łamiącym się głosem, gdy uśmiech na jego twarzy zaczął bezpowrotnie znikać.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz