Blondynka dość łatwo załapała to jego poczucie humoru – w sensie, nie tylko jej się podobało i bawiło ją, ale chyba też dzięki temu jakoś intuicyjnie wyłapywała jego żarty, jeśli nie były celowo ukrywane pod poważnie brzmiącym tonem. Jak nie był ten o
wychodzeniu razem i potem jedenastu palcach i tak dalej. Nawet nie musiałby się wtedy z tego tłumaczyć, serio. I teraz też wyłapała tą niepoważną nutę w jego głosie, czy bardziej była sobie w stanie ją dopowiedzieć z sensu, w który układały się jego słowa oraz kontrastu, jaki tworzyły do jego osoby w jej odbiorze. Dla niej wystarczająco brzmiało, że nie mówił na serio. Utrzymując ten sam nastrój, odpowiedziała mu że
no zdążyła zauważyć, co odnosiło się do tego rzekomego nieistnienia jego osobowości bez żartów. Wystarczająco pokazał, że umiał być też inny, a to wypowiedziane przez nią krótkie zdanie wypadło na tyle przekornie, że też nie obawiała się złego zrozumienia. Jednak czasem niezorientowanie się, że ktoś podczas rozmowy prowadzonej twarzą w twarz używał sarkazmu, potrafiło być wstydliwe, a kiedy dochodziło do sytuacji, w której jedna strona odebrała sarkastyczną wypowiedź drugiej strony za niezrozumienie własnego sarkazmu… nie to, że była jakkolwiek nieprzyjemna, ale na pewno mniej zabawna niż kiedy każdy dokładnie rozumiał, o co chodzi.
Jego początkowo zrezygnowana reakcja odbiła się na niej małym ściskiem żołądka. Nie planowała przesadzić i raczej nie spodziewała się, że jej towarzysz od razu złapie się na jej zmyłkę. I to tak całkowicie. Jej zamiarem było jedynie podtrzymanie tego luźnego żartowania z kwestii dopasowania, spełniania kryteriów i tak dalej, bo sam temat brzmiał dość zabawnie. Już otwierała usta, żeby okazać skruchę za swój brak umiaru. Raczej nie była osobą, która w domyśle przesadnie przejmuje się tym, jak odbierane są jej słowa, lecz obecna sytuacja była specyficzna – ona i Spencer nie znali się, więc nie mogli mieć ostatecznie pewności co do zamiarów kryjących się za pewnymi słowami, nie widzieli się, więc odpadała ocena mimiki podczas mówienia, a przede wszystkim… jak widać oboje chcieli, aby trwająca randka miała szansę może przerodzić się w coś dalej. Wydawało się jej, że mimo wpadki na dzień dobry udało im się złapać jakiś wspólny język i jak do tej pory nie widać było nic konkretnego, co skreślałoby ich potencjalną relację jeszcze przed jej rozpoczęciem. A zatem chciała to sprostować, ale nim zdążyła, usłyszała to ciche roześmianie. I jeszcze nazwał ją
przebiegłym goblinem. Okej, czyli nie ma co chłopaka głaskać po głowie w ramach przeprosin, bo jednak odnajdował się z nią taką. Niezły był, naprawdę. W takim razie odchrząknęła, poruszając przy tym ramionami w ramach ich rozluźnienia. -
A ja bym powiedziała, że lubię po prostu czasem wprowadzić odrobinę napięcia. Poza tym to twoja wina, ty kazałeś mi się przyznać ile mam checków, bo już chcesz tą randkę wrzucić do nieudanych i oddać się upragnionemu załamaniu. – Odpowiedziała mu ze słabnącym uśmiechem i słyszalnie mniej pewnie, choć starała się utrzymać ten sam ton. Uwielbiała się tak droczyć, bo jakby nie patrzeć, wymagało to jednak jakiegoś poziomu inteligencji i zachowywania należytej czujności. I może chciała, aby Spencer widział w niej bystrą dziewczynę, która potrafi pomyśleć i coś zakombinować. Lecz przez ten moment zaniepokoiła się, czy teraz to ona nie przesadza, bo w końcu wspomniał, że nie lubił gdy każda wypowiedź staje się żartem. Stąd też w niej potrzeba zwrócenia uwagi, że gdyby tak być szczegółowym, to odpowiedziała jedynie na jego pytanie w takiej formie, w jakiej ono padło. Dodatkowo szybko sobie dopowiedziała, że z tamtym musiało mu chodzić o pewne rozgraniczenie między błahymi a poważniejszymi tematami, to zaś w swoim odczuciu zachowywała. Próbowała też odbić ten mało przyjemny, nawet przygnębiający wstęp który im zgotowała w ramach rozpoczęcia spotkania, natomiast w kwestiach tego wymagających mówiła już otwarcie, bez niepotrzebnego, usilnego kręcenia żeby ze wszystkiego dało się pośmiać. Nie za wszystkiego zresztą wypadało.
Na ten cały komentarz do obrazka samej siebie, jaki najwyraźniej zarysowała podczas ich spotkania, prychnęła z ewidentnym rozbawieniem. Słusznie jej to wytknął, bo faktycznie wydawało się to jakimś mało prawdopodobnym pomieszaniem cech, także punkt dla niego za trafność i jeszcze bonusowy za ubranie tego w całkiem śmieszne słowa. -
Nie pozbierałbyś się z moich pogardliwych spojrzeń, Spencer, także ciesz się z tych okoliczności. Jestem straszną sztywniarą i twoje niedelikatne żarty nie pozwoliłyby mi przestać obrzucać cię piorunującym wzrokiem. - Była przekonana, że wręcz dało się usłyszeć jej przewrócenie oczami poprzedzające późniejsze krótkie roześmianie się. Żeby dopełnić obrazka i dodać sobie jakiejś wiarygodności w tym co mówiła, przez chwilę nawet chciała dorzucić, że jej współlokatorzy wołają na nią
Królowa Lodu… ale to było już przesadzone, wręcz prześmiewcze w jej kierunku z ich strony i może lepiej jednak się tym nie dzielić. Aż tak bardzo nie potrzebowała bronić się jako
sztywniara, zresztą i tak nie brzmiało jakby jej rozmówca miał jej uwierzyć, zatem postawiła kropkę w tym miejscu i dalej go słuchała… Tej jego propozycji nie spodziewała się. Wcale nie zakładała, że był nudnym człowiekiem - na pewno miał inny charakter niż ona, dało się rozpoznać jego raczej ugodowe nastawienie i tą chęć, żeby dobrze wypadać. I zaczęła go sobie układać w głowie jako tego
statecznego gościa z niebanalnym poczuciem humoru. Może nie przewidywała miejsca na wielkie fajerwerki, ale też nie określiłaby go nieciekawym. A teraz okazywało się jednak, że mógł zrobić coś mniej przewidywalnego jak dla typu osobowości, w który go sobie względnie wpasowała. I spodobało się jej, że ostatecznie jednak do niego nie pasował, tylko… musiała mieć swoje
ale. -
Chętnie… ale też nie może być tak prosto. Najpierw wolę się co do ciebie bardziej upewnić. Bo jakby… to nie tak, że będę sobie łamać zasady z kimkolwiek. – Zastrzegła, uśmiechając się specyficznie do samej siebie. Jednak zasady to zasady i w sumie po coś przyszła na te randki w ciemno. Po tym, jak znajoma dała jej znać o dzisiejszym wydarzeniu, Harper mogłaby wyszukać sobie coś innego jeśli ta forma nie odpowiadałaby jej, a nadal chciałaby spróbować swojego szczęścia.
Speed dating przykładowo, na pewno było w czym wybierać. Więc chociaż w pewnym sensie ją podrażnił, kusząc odpuszczeniem całej tej otoczki tajemnicy, i poczuła że mogłaby się temu poddać… miała jakieś swoje przekonania? Mogła być spontaniczna, lecz w granicach tego, co uważała za właściwe. I też nie chciała poddać się jego ofercie od razu. Nie chciała… okazać się
zbyt łatwa. Nie chciała godzić się na wszystko, dopóki nie zaznaczyłaby bardziej otwarcie, że faktycznie jest nim zainteresowana. Była zainteresowana i podprogowo to okazywała, niemniej czasami załączała się jej taka faza, że potrzebowała mieć poczucie decydowania o sytuacji, a nie jedynie przystawania na pewne wydarzenia, które jej dotyczyły. Zatem nie mówiła
nie, a jedynie odsuwała naginanie reguł na później – na moment, który ona uzna za odpowiedni.
Nie zatrzymała się nad jego odpowiedzią o tym, że
normalne życie brzmi nawet bardzo dobrze – przynajmniej słownie tego nie zrobiła, jedynie słyszalnie się uśmiechnęła, a potem on i tak poszedł dalej. Nie musieli o tym więcej gadać, jeszcze nie planowali wspólnej przyszłości. Domyśliła się że chodziło jedynie o wybadanie, czy te duże, ważne wizje względnie się zbiegają i czy wobec tego jest sens faktycznie dalej się starać. Skoro zbiegały się, co właśnie usłyszała, dobrze było się skupić na zagłębianiu już tych bardziej przyziemnych rzeczy, gdyż to one w dużej mierze budowały człowieka i wpływały na jego codzienność – i codzienność z nim. -
Zignoruję tą informację, bo zaraz zacznę też ignorować te wszystkie twoje wady, byle mieć szansę na poznanie i wymizianie psiaka, jak mówisz że jest słodziak… Więc nie ma taryfy ulgowej. I tak bez niej za dobrze ci idzie. – Odpowiedziała trochę przesadzając z tym, że wiedza o posiadaniu przez niego psa zmieniała dla niej cokolwiek. Chciała sobie zażartować, i musiało dobrze wybrzmieć że
te wszystkie jego wady to był sarkazm z jej strony, bo właściwie za bardzo żadnych nie pokazał w swoim sposobie bycia i opowieściach o sobie, czego pewność można było zyskać już po końcówce.
Dobrze się jej go słuchało, jak mówił przez trochę dłużej na raz. Wyłapała to już wtedy jak zaczął o tych randkach na samym początku. I nie chodziło tylko o ten jego przyjemny dla jej uszu głos, a fakt że nie padały żadne słowa które mogłaby źle odebrać też nie załatwiał w pełni sprawy, choć na pewno w dużej mierze to było najważniejsze. Oprócz tego jednak Pearson odnosiła wrażenie, że Spencer nie był takim pierwszym lepszym gościem z ulicy, co lubi sobie porysować, zajarał się na tatuaże i tak to sobie robi. Wydawało się jej, że musiał być też wyżej wykształcony, albo przynajmniej rozgarnięty na tyle, że nie wychodził w żadnym razie na prostego faceta. Umiał wyciągać celne wnioski, zauważać drobne rzeczy, miał swoje przemyślenia w różnych kwestiach a do tego jego słownictwo nie było ubogie. Może to głupota, na którą mało kto zwróciłby uwagę, niemniej dla blondynki to też było istotne. -
Totalnie brzmi, jakbyś się przechwalał. Wiesz, powinnam się chyba z tobą umówić… oczywiście na tatuaż. Jakiś w moim stylu, na przykład… znak nieskończoności na nadgarstku. Nie, na żebrach. Takiego na pewno jeszcze nie robiłeś, co powiesz? Czy jednak nastraszyłam cię wystarczająco na początku? – Zaśmiała się po tych słowach, ale nie to, że naśmiewała się z osób decydujących się na właśnie takie tatuaże. Ich popularność, i to właśnie w takich miejscach, nie brała się z niczego – wyglądało to naprawdę uroczo, jeśli do kogoś pasowało. Tylko że do niej nie pasowało i ona doskonale o tym wiedziała, stąd jej rozbawiona reakcja po całej tej sarkastycznej wypowiedzi. Chociaż wcześniej nie chciała się zdradzać z tym, jakiego rodzaju wzory widnieją na jej ciele, jednak w ten sposób niebezpośrednio zdradziła, że jego pierwotny typ co do niej raczej mógł być tym właściwym. W tym momencie zauważyła, że w międzyczasie wypiła do końca swojego drinka i teraz już w jakimś dziwnym odruchu bawiła się co chwila w przygryzanie słomki. Dobrze, że tego nie widział, jeszcze pomyślałby że już na tym podświadomym poziomie chciała mu pokazać, że nie ma co zrobić z ustami… I tak trochę zrobiło się jej głupio, że bezwiednie zachowywała się w ten sposób. Odstawiła więc pustą szklankę na stół i palcami przeczesała swoje włosy, odgarniając je z twarzy, co też było jej takim nieco nerwowym gestem. -
Tak, podobno mają… Potrzebowałabym zrobić kurs i egzamin na uprawnienia instruktorskie, jeśli chciałabym dawać lekcje jazdy. Praca z samymi końmi nie wymaga żadnych papierów, liczy się doświadczenie i w sumie to mnie bardziej pociąga, jest kilka możliwych ścieżek… Ale kurs na pewno też zrobię, bo lepiej go mieć niż nie mieć, ostatecznie można łączyć naukę ludzi ze szkoleniem koni. Wszystko tak da się połączyć, żeby znaleźć swoją własną drogę rozwoju w tym świecie. – Odpowiedziała mu bez wchodzenia w dalsze szczegóły, chociaż i tak użyła zbyt wielu słów jak na taką prostą kwestię. Gdyby się odpaliła, zalałaby go tym tematem, ale naprawdę wolała tego nie robić, bo wtedy to już nie byłaby rozmowa, tylko jej nudny i zapewne w dużej części niezrozumiały monolog.
-
Charlie to… twój pies? Suczka…? – Zapytała dla pewności, chociaż z jego wypowiedzi wydawało się to dość oczywiste, że chodziło o psa. Chyba mimo swoich wcześniejszych słów chciała dowiedzieć się o nim coś jeszcze, chociażby tylko jakiej był płci. Niemniej jej ton wskazywał na to, że chętnie posłuchałaby czegoś jeszcze. Relacja człowieka z jego zwierzęciem też wiele mówi o nim samym. -
Brzmi że pośród tego wszystkiego dużo rysujesz, i to sam z siebie. Czyli to nie taki kit z tym, że uwielbiasz swoją pracę, to musi być cholernie satysfakcjonujące w takim razie. Ale że przy tym wszystkim jesteś jeszcze taki aktywny na innych płaszczyznach, to już się nie spodziewałam. Zwłaszcza w kwestii tych Tinderów, randek w ciemno, pisania, poznawania się i kolejnych zawiedzeń. – Teraz jej humor ni wynikał czysto z chęci pożartowania, gdyż stanowił niejako reakcję obronną przed tym, co w trakcie wyłapała. Uderzyło ją może nie, że był taki aktywny, ale że jednak w jego wypowiedzi znajdowali się inni ludzie – choćby ten kumpel od wspinaczki albo ogólnikowi
znajomi do spędzania wspólnie weekendów. U niej nie. Czy to źle o niej świadczyło? Czy wyglądała jakby nie miała przyjaciół? W sumie… nie miała. Miała trzech współlokatorów, z czego wszystkich trzech durniów, jeden na szczęście niedługo się wyprowadzał a w jego miejsce miał pojawić się nowy, co prawda kumpel jednego z nich, ale nadal może jakiś fajniejszy, normalniejszy. Miała tą jedną znajomą na uczelni, z którą kiedyś trzymały się tak względnie nie tylko na studiach, za jej sprawą Harper w ogóle zamieszkała w domu z tymi trzema wariatami… no ale teraz dziewczyna mieszkała ze swoim chłopakiem a ich kontakt ograniczył się bardziej do wspólnych zajęć. Co jeszcze? Byli ludzie w stajni, oni byli w porządku, ale też ze wszystkimi tam rozmawiała bardziej kurtuazyjnie, nikt się z nikim nie spoufalał. Właścicielka stadniny i jej trenerka była bardzo w porządku, ale jednak ta relacja to też było zupełnie co innego niż chociażby kolegowanie się. Miała siostrę, ale siostra miała swoje życie. Swojego wieloletniego przyjaciela straciła, czy może bardziej definitywnie skreśliła po tym, jak się wobec niej zachował. Później miała innego bliskiego kumpla któremu trochę się zwierzała w swoim najgorszym czasie, ale sprawy się skomplikowały i znajomość w okamgnieniu stała się wręcz wroga. Więc wychodziło na to, że Pearson była sama. I jej to raczej nie przeszkadzało, tak czuła się w pewnym sensie bezpieczniej, niemniej z boku musiało to wyglądać co najmniej przykro. Więc w sumie tylko to ją zmartwiło, to potencjalne zauważenie przez Spencera, że o nikim nie wspomniała. Miała nadzieję, że nie zauważył. -
Czyli jesteś zabawny, wytatuowany i wysportowany… Czekaj, nie potwierdzaj, jeszcze nie naginamy reguł. – Spróbowała wybrnąć ze swoich nagle przygnębiających myśli kolejnym drobnym przejawem humoru i serio liczyła, że on się nie zatrzyma nad podobnym porównaniem co ona. Bo ludzie nawet bardzo specyficzni i trudni mieli bliskie osoby, więc jeśli u niej tak nie było, to jak bardzo poza skalę normalności musiała wychodzić?
Naprawdę nie mogła o tym dłużej myśleć, czuła, jak to tylko oddala ją od aktualnych, zwyczajnie miłych wydarzeń. Czy bardziej miłej rozmowy, w sumie z dziania się na razie nie było nic. Całe szczęście jej towarzysz odciągnął ją uwagę najskuteczniej, jak tylko się dało – zawstydzeniem jej. Na pewno nie celowym, a ona dzięki temu, że ponownie w tym wszystkim zażartował, na pewno nie dała po sobie jeszcze poznać, że jakkolwiek ją to ruszyło. Jednak żart wpływał na jego pytanie mocno zmiękczająco. -
Czasami potrafię być niezłym cykorem, co brzmi może nieprawdopodobnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że regularnie wsiadam na grzbiety nie w pełni obliczalnych zwierząt ważących zwykle ponad pół tony i ufam, że będą chciały oddać mi nad sobą kontrolę. Ale to jest kwestia tego zaufania, a tak to ryzykantką na pewno nie jestem… sama z siebie. Więc gdybyś, mówimy czysto teoretycznie oczywiście, zaprosił mnie na drugą randkę gdziekolwiek, to poszłabym. Nawet na ściankę wspinaczkową. – Jej odpowiedź wybrzmiała podobnie, z tym charakterystycznym przekornym akcentem, przy którym blondynka słyszalnie się uśmiechnęła. Nie wydawało się jej, że mężczyzna coś jeszcze by potrzebował do tego dorzucić. Jego słowa miały żartobliwy wydźwięk, ale przekaz niosły raczej względnie jasny. Może taka forma pytania o potencjalne drugie spotkanie nie była szczytem jej marzeń, jednak przynajmniej w ogóle była… I brzmiało to smutno, jakby dziewczyna nie miała za bardzo wymagań, lecz to przecież nie było takie zero-jedynkowe że ich nie miała i mogła przystać na cokolwiek, bo nie. Tylko że kiedy większość jej wstępnych oczekiwań została spełniona, a ona mogła poczuć się przy kimś zwyczajnie lepiej – co wcale do częstych zjawisk nie należało – to wtedy była gotowa przymknąć oko na jedno czy drugie niedociągnięcie. Jeśli było zainteresowanie z drugiej strony, a o tym właśnie przecież usłyszała, wprawdzie nie wprost, no ale… Znów ją zaskoczył. W duchu zgodziła się na jego propozycję, zresztą słownie też, po prostu używając tego samego żartu co on, i nie że zrobiła to z jakimś rozczarowaniem czy odczuwalnym niedosytem. Ale gdy dorzucił tych kilka poważniejszych zdań, to już był ten moment że poczuła się jakby
zaopiekowana. Trafił w jakiś jej czuły punkt i tym już na dobre ją do siebie przekonał. Nie odpowiedziała mu jednak od razu, potrzebowała chwili na delikatnie speszone i nerwowe poprzygryzanie wargi nim zdecydowała się odezwać. –
Naprawdę chętnie się z tobą spotkam, Spencer. – Powiedziała to nieco ściszonym głosem, takim w stylu… zawstydzonej nastolatki, która przyznaje się chłopakowi, że on się jej podoba. Mogła mieć ten cięty język i chłodne usposobienie, jednak w pewnych chwilach krępowała się bardzo – zazwyczaj kiedy ktoś był dla niej zwyczajnie dobry i robił coś, na co uważała, że nie zasługuje. W tym przypadku jej
kandydat numer jeden wprost okazał zainteresowanie dalszym poznawaniem jej, na co wręcz miała nadzieję. A mimo to taka reakcja. I weź tu kobietę zrozum.
W tej ciemnej przestrzeni, którą z nim dzieliła, niepostrzeżenie poczuła się jakby… wyzwolona. Z tego, co mocno męczyło ją w kontaktach z innymi facetami. I może było w tym coś, że go nie widziała, i dzięki temu miała możliwość skupić się wyłącznie na jego charakterze, nie dbając o wygląd. Tylko że to też nie chodziło o jej takie wielkie przywiązanie do pewnych cech fizycznych, które się jej zazwyczaj podobały – jakby to faktycznie miało taki wielki wpływ na jej wybory partnerów. Nie, że nie miało żadnego, ale jednak pozostawało drugorzędne. Jednak to odcięcie od zmysłu wzroku jakoś przy okazji pozwoliło jej trochę zapomnieć o świecie. Zjawisko ciężkie do wytłumaczenia – ostatecznie przecież pamiętała, jak wygląda jej życie i codzienna rutyna, nadal miała świadomość swoich przejść… lecz one jakby stopniowo słabiej na nią oddziaływały, wyciszały się z jej świadomości. Stały się może mniej istotne przy obecnym takim właśnie tu i teraz? Tak samo łatwiej przychodziło jej odpuszczanie myśli, które pojawiały się nagle w jej głowie i w innych warunkach długo by ją męczyły. Wolała nie przypisywać tego magicznego działania tylko jemu, to już by było niepokojące – lecz niewątpliwie ta jego obecność i sposób, w jaki z nią rozmawiał, pomagały. -
Powiem ci Spencer, że uroczy jesteś. Naprawdę. Więc, czuję się zachęcona do złamania z tobą przynajmniej tej jednej zasady, o braku wyobrażeń… - Po tych słowach odchyliła się plecami znów w stronę oparcia kanapy, całkowicie zapominając o tym, że on wcześniej gdzieś w te okolice wyciągnął swoją dłoń po zagłówku – a przynajmniej tak jej się wydawało w momencie, w którym to robił, a ona mniej więcej słyszała ten ruch. Dlatego czując przez gruby materiał swojego swetra jego rękę gdzieś nad swoją łopatką, zaskoczyła się i wyczuwalnie wzdrygnęła… ale wcale się nie cofnęła. Po prostu nie oparła się już mocniej, jak planowała to początkowo zrobić. Z jakiegoś powodu bardzo nie chciała uciekać przed tym kontaktem, chociaż taka reakcja w jej przypadku byłaby jednak niemal pewna w większości innych przypadków. To on wkroczył w jej przestrzeń w pierwszej kolejności, i choć Harper lubiła trzymać się pewnych granic względem innych ludzi, przekroczenie przez niego tej, wydawałoby się, podstawowej, właściwie wcale jej nie przeszkadzało.
Poczekała na jakieś potwierdzenie w stylu, że nie zmienił zdania. Propozycja wprawdzie należała wtedy do niego, jednak padła już jakiś czas temu i Harper wolała się upewnić, czy aby pozostała aktualna. Starczyłoby jej najprostsze przytaknięcie, albo w sumie nawet wyczekujące milczenie też ją zadowalało. -
W takim razie zadam ci pytanie, a ty dobrze się zastanów. Okej? No to… Czy lubisz… pulchniejsze dziewczyny? – Początkowo pytała bardzo pewnie, ale te ostatnie dwa słowa padły już z ewidentnym wahaniem, jakby autentycznie się obawiała o ich złe odebranie. Potem postawiła wymowną pauzę, jak wtedy z niespełnianiem przez nią kryteriów będących dla niego na nie. Miała nadzieję, że jednak postępując według tego samego schematu w tak krótkim czasie nie wpakuje go ponownie na minę zbyt dużego zwątpienia… chyba że rzeczywiście przypadkowo trafiła w takie jego bądź co bądź możliwe upodobanie. Może żeby nie doprowadzić do zbyt dużej niezręczności w takim przypadku, kontynuowała z niewielkim – choć usilnie ukrywanym, to i tak wyczuwalnym - napięciem. -
Bo jeśli tak, to obawiam się że mogłabym nie być w twoim typie. W sumie nie mówiłeś nic wcześniej o wyglądzie, także totalnie nie mogę sobie wyobrazić co mogłoby ci się podobać. – W domyśle chodziło jej o to, że nie mogła sobie wyobrazić
czy ona mogłaby się mu spodobać. Że nie umiała wpasować siebie w jego… może nie oczekiwania, ale pewien schemat który miałby szansę być w jego guście, chociaż na ten pierwszy rzut oka. Zaraz delikatnie przekręciła się w stronę jego ręki, którą miała za sobą. O jakichś jej drobnych obawach biorących się z tego ruchu mogła świadczyć lekkość ujmowania jego dłoni, co zrobiła w taki sposób, aby po podstawieniu pod nią swojej drugiej ręki objąć się jego palcami za swój raczej kościsty nadgarstek. Wzięła nieco głębszy ale cichy oddech zanim ponownie się odezwała, wracając do większego zdecydowania w głosie. -
Chciałabym, żebyś pokazał mi kilka swoich tatuaży, które lubisz. Gdzie są, co przedstawiają i oznaczają, o ile cokolwiek oznaczają, bo przecież nie muszą. Powiedzmy, że po dwóch będzie twoja kolej na zdradzenie mi czegoś o sobie z własnej woli. I życzenie do mnie, gdybyś jakieś miał. A potem może wrócimy do twoich tatuaży i… zobaczymy. - Owszem, miała w głowie pewien obraz tego, co ją ciekawiło przy tej okazji, przedstawiła swoją propozycję zarysu dalszego rozwoju sytuacji – tak, propozycję, chociaż zabrzmiało raczej jak podyktowany plan – no ale nie chciała wszystkiego wypunktować po kolei i tylko odhaczać kolejnych etapów. Bo jednak jakieś jej założenia mogły pozmieniać się w trakcie, a blondynka faktycznie umiała i przede wszystkim aktualnie chciała być na tyle elastyczna, by poddać się temu dokąd poniesie ją dana chwila, nie trzymając się sztywno poczynionych założeń. Zwłaszcza, że z samej rozmowy przeszli, i to pod wpływem jej własnej inicjatywy, także do dotyku. Wyczuła w swoim ciele pewne napięcie, ale nie był to czysty stres, raczej jego mieszanka z… podekscytowaniem. Wachlarz emocji odczuwanych przez nią podczas tej randki z nim stopniowo się rozwijał i musiała przyznać, że podobało się jej to coraz bardziej.
@Harvey Spencer