-
A takiego małego to koty zjedzą - odparła, nie wątpiąc w to, że jej córeczki nie będą zadowolone z nowego domownika. Już próby zapoznania ich ze Zgredkiem nie wyglądały zbyt dobrze i wiedziała, że z większym psem będzie gorzej. Nie mogła też się im dziwić - nawet jeśli krótką część życia spędziły na ulicy, to już mogły napotkać na swojej drodze mniej przyjaznego psa.
Tylko tego jej brakowało do szczęścia, żeby po tamtym wybuchu emocji jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę nagłym omdleniem. Tony co prawda zdawał się stanąć na wysokości zadania i nie robić z tego wielkiej szopki, ale to niewiele zmieniło, jeśli chodzi o jej samopoczucie. Zlana zimnymi potami, pokiwała tylko głową niemrawo w odpowiedzi na jego pytanie. Przez chwilę zrobiło jej się nawet tak niedobrze, że miała wrażenie, że zwymiotuje, ale przynajmniej to trwało krótko. Wciąż kręciło jej się w głowie, ale z pomocą Tonego trafiła do auta, z ulgą siadając w środku. Trochę zdążyła jej już wrócić świadomość, ale dalej czuła się bardzo niepewnie na nogach. Wymamrotała tylko coś, że to nic takiego, choć dawno się nie czuła tak źle.
Kiedy zostawił ją samą, wciąż siedziała bokiem, próbując brać głębokie oddechy na świeżym powietrzu, by wrócić do formy. Rozejrzała się po aucie za jakąś wodą czy kartką do powachlowania się. Do jego powrotu zdążyła się doprowadzić do jakiegoś porządku. Widząc ich nowy
nabytek w jego objęciach, nie powstrzymała lekkiego, choć dalej niemrawego uśmiechu. -
Może go daj tutaj - zaproponowała, przesuwając nogi w bok, żeby zrobić na podłodze miejsce dla szczeniaka. Nie było go za dużo, ale pewnie i tak miał być tam bezpieczniejszy niż na kolanach, na których na pewno wierciłby się.
W drodze powrotnej zostawiła otwarte okno pod pretekstem świeżego powietrza dla psa, ale także dla samej siebie. Nie wróciła jednak w żaden sposób do swojego omdlenia, jak zawsze woląc udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Przy dobrych wiatrach żadne z nich miało nie zarzygać tapicerki, choć wiele też zależało od tego, jak Tony prowadził.
Kiedy dojechali do mieszkania Tonego, czuła się już w miarę w pełni sił. Nie odważyła się jednak wziąć psa na ręce, zostawiając to Tonemu, któremu za to otworzyła drzwi. Nie wiedziała, jak planował zapoznać ze sobą oba psy (o ile Zgredek był w domu, a nie przypadkiem podrzucił go biednemu Gerardowi z tej okazji
), ale wiedziała jedno. -
Muszę się wykąpać - stwierdziła, czując się brudna od błota, potu i łez - prawdziwa wyprawa po tego psa.
Nie spodziewała się, że Tony planował przygotować kolację czy coś takiego, ale nawet w takim wypadku miała zniknąć na zaledwie kilka minut.
@Anthony Wayford