-
I stąd wiem, że absolutnie na ciebie nie zasłużył - parsknął tuż przed pocałunkiem, bo ok, nie spodziewał się, że Tony posiada tę informację i-... Na litość. łatwiej byłoby ciągnąć tę rozmowę, gdyby Fenton na nim nie siedział. Skupił spojrzenie na jego wygiętych w lekkim uśmiechu wargach, ledwo go słuchając. -
Mm? A chciałeś mnie wkurzyć, bo...? - Jeżeli cokolwiek chciał dodać w tym momencie, to pociągnięcie za włosy i zęby an szyi wystarczyły, żeby wyleciało mu to z głowy.
Gdy proponował grę miał bardzo jasne postanowienie - wyjaśnić wszelkie nieścisłości, nieporozumienia i braki, jakie zdążyły się nawarstwić w ich głowach. A przynajmniej dużą część z nich, przynajmniej ze swojej strony, bo niemal od zawsze przy Fentonie był absolutnie szczery. Nie kłamał, nie kręcił i mówił wprost, nie dlatego, że powinien, że wypadało, że ojezuacojeśli. Tylko dlatego, że chciał. Fenton zawsze zasługiwał na prawdę.
Ale im dłużej gra szła do przodu, a on pił tym bardziej tracił nią zainteresowanie. Nagle pójście do łóżka było o wiele bardziej kuszące, niż opowiadanie o swoich byłych. Nagle wyciągający się tuż nad nim Tony, którego mógł ścisnąć za pośladki i wytyczyć ścieżkę pocałunkami od jego pępka do paska, był o wiele bardziej absorbujący, niż wyjaśnianie czegokolwiek.
-
Ty jak zawsze ze swoim zimnym racjonalizmem, zamiast próbować mi się dobrać do spodni - sparafrazował jego wcześniejsze słowa mamrocząc do tego pod nosem coś o
moodkiller. Odprowadził go wzrokiem do kuchni i wykorzystał okazję, żeby wstać i dorzucić drewna. Odległość między nimi nie była duża, więc trochę unosząc głos odpowiedział mu krótko, że
Pitch perfect, film w którym ludzie śpiewają a'capella, było motywem przewodnim jednej z najlepszych imprez na jakich był w życiu i za samo to należało się wyróżnienie.
-
Ale podobała mi się też Carol, Nomadland i Parasite. Z filmów, które udało mi się zobaczyć w kinie, bo nie miałem na nie za dużo czasu - dodał, kiedy Fenton wrócił do pokoju i obserwował go z rozczuleniem jak tamten siadał naprzeciwko niego.
Spodziewał się tego pytania. Może dlatego jego upojony winem mózg zapragnął porzucenia tej rozmowy, bo oczyszczenie atmosfery było spoko, ale po pierwsze, dowiedział się większości z tego, co chciał, a po drugie, seks był o wiele fajniejszy. Wyciągnął jedną nogę, ostrożnie, tak, żeby leżała pod jedną z nóg Tony'ego.
-
Bo byłem pewien, że powiesz tak - zaczął od najprostszej odpowiedzi, bo to był istotny element. Nie był pewien czy zdecydowałby się na to bez tej pewności. -
Brakowało mi tam ciebie i kiedy usłyszałem, że jest miejsce w badaniu, które dla ciebie byłoby idealne pomyślałem, że to byłoby idealne rozwiązanie. Narzekałeś na Londyn za każdym razem jak rozmawialiśmy.
Pomyślał o tym, jaki był nieszczęśliwy po powrocie z tych długich wakacji w Londynie, bo były takie idealne. Pół roku układał sobie w głowie skąd ten jego parszywy nastrój, czemu wszystko go wkurza i nic nie obchodzi go tak jak wcześniej i musiał pójść na terapię, żeby usłyszeć nagle tak oczywiste rozwiązanie jak to, że kocha Tony'ego i za nim tęskni, że to może więcej niż tylko przyjaźń, jak twierdził Felix. Wściekły był wtedy na tego terapeutę, wytknął mu, że niczego nie rozumie i kazał mu spadać, ale potem im dłużej o tym myślał tym więcej sensu to miało. Przekonany był, że Tony nie będzie chciał wyjeżdżać z Anglii, tamten też gadał o Amelii, a badanie, w którym Felix grał kluczową rolę nagle przybrało na obrotach tak, że nie miał czasu na nic przez tygodnie. Więc zbierał się miesiącami, żeby w końcu rozprawić się z kotłującymi się w nim uczuciami.
-
Nikogo nie chciałem zastąpić - dodał z cichym prychnięciem, bo ubodło go to oskarżenie. -
Narcystycznie założyłem, że Amelia nie ma znaczenia. Przepraszam. Uznawałem cię w życiu za stały element i przystań. Myślałem, że działa to w dwie strony. Nie powinienem. - Smutek wybijał z jego głosu, ale w tym momencie było to tylko czyste stwierdzenie faktu. Pękło mu wtedy serce i po raz drugi w życiu musiał definiować swoje życie na nowo, bo znowu stracił stały element, który zawsze zdawał mu się być tak pewnym, jak to, że rano wstanie słońce. Był w fatalnym stanie, próbował się z nim skontaktować, odzyskać go i wyjaśnić. Nie udało się. Od tamtych miesięcy minęło wystarczająco dużo czasu, żeby Felix zdążył zaakceptować porażkę i odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Miotał się pomiędzy "nie potrzebuję nikogo", a "może spróbuję", więc wszystkie relacje jakie budował z góry były skazane na niepowodzenie. Te pół roku z Christopherem i potem prawie rok z Owenem były jakąś anomalią w porównaniu do wszystkich innych związków, jakie pojawiły się w jego życiu w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
Ale to już była przeszłość.
-
Mówiłeś o próbie samobójczej - podniósł temat, który siedział mu gdzieś z tyłu głowy. -
Podczas naszej kolacji w tej francuskiej restauracji. Co się wtedy stało? - W głowie odbiła mu się echem rozmowa sprzed jakiegoś czasu, kiedy Fenton powiedział o zdecydowaniu się na terapię. -
I czy ktoś ci wtedy pomógł?
@Fenton O'Connell