Kiedy tak patrzyła się na Spencera zaczynało do niej docierać, jak bardzo zjebała. Po pierwsze, trzeba było uciec od razu zamiast gapić się na niego i dać się zauważyć Danielsowi. Przecież to nie tak, że chciała
interesować się jego życiem, słyszeć i widzieć więcej niż miała okazję sobie wyobrazić na podstawie tego, co działo się podczas ich dotychczasowych spotkań. Wobec tego jej pozostanie w tym samym pomieszczeniu i śledzenie jego interakcji z jego… no, kimkolwiek dokładnie Hallie dla niego była – oraz z innymi jego znajomymi, całościowo było zwyczajnie nielogiczne. Po drugie, kiedy już na nią spojrzał, miała wrażenie że widzi w jego oczach coś na kształt… zrozumienia sytuacji. A dokładnie zrozumienia tego, że ona nie była zaskoczona jego widokiem, czyli widziała go już wcześniej i nie oddaliła się, co pozwoliłoby im uniknąć tej oto niezręczności. Może takie wrażenie wynikało jedynie z jej poczucia winy względem takiego właśnie rozwoju sytuacji, niemniej jego źródło nie było aż tak istotne, i tak zrobiłoby się jej tak samo głupio. Po trzecie, właśnie stali się uczestnikami jednej rozmowy. To znaczy rozmowy grupowe podczas imprezy rządzą się swoimi własnymi prawami, więc to że brunet odpowiedział na pytanie jej współlokatora nie oznaczało jeszcze, że od teraz będą sobie wspólnie prowadzić pogaduszki w tym powiększonym gronie. Niestety oznaczało to jednak, że coś podobnego tym bardziej mogło się powtórzyć, dopóki któreś z nich nie oddaliłoby się, albo nie wdało w wyraźnie oddzielną konwersację. To teoretycznie mogło się zaraz wydarzyć, starczyło jakoś zgrabnie zamknąć temat – co przy nakręconym Ashtonie wcale nie było takie proste, niemniej też nie było niemożliwe – ale jeszcze, po czwarte… Hallie. Bo oczywiście to, że Harvey wypowiedział się w poniekąd sprawie Harper - jak dla niej niezręcznej już samej w sobie, a w takim zestawieniu tym bardziej – to wcale nie było wystarczająco, no skądże. To, jakim wzrokiem obdarzył ją podczas tego ostatniego słowa też jeszcze nie sprawiło, że blondynka poczuła się dostatecznie poniżona. Jako wisienka na torcie pojawiła się
jego blondynka, za sprawą której to wszystko, co padło do tej pory, nie mogło pójść od razu w niepamięć.
Sposób wyjaśnienia przez Danielsa sytuacji ją przytkał, podobnie jak późniejsza reakcja towarzyszki jej eks. Do tego stopnia, że nawet nie zrobiła żadnej zszokowanej ani oburzonej miny, ani tym bardziej nie była w stanie się odezwać, przynajmniej dopóki nie została zaczepiona bezpośrednio i jakoś musiała. -
Zack coś wspominał? – powtórzyła pytająco, zupełnie odruchowo i bezmyślnie – jakby akurat on mógł wspominać o czymś, co Pearson wolała aby nie trafiło do innych ludzi, choć w ogóle nie o to chodziło. Potrząsnęła lekko głową, przytomniejąc i jednocześnie ogarniając, że wcale nie chciała o to pytać i dowiadywać się, co takiego słyszała tamta. -
Nieważne. Cześć, Hallie. Też mi miło. - Uścisnęła jej dłoń, wmuszając na swoją buzię najbardziej swobodny uśmiech, na jaki było ją w tej chwili stać. Przecież dziewczyna nic jej nie zrobiła, a wręcz zachowała się wobec niej bardzo miło. Nie miała za co nie lubić jej na dzień dobry więc nie powinna się zachowywać, jakby mogła mieć do niej jakiś problem. Trzeba jednak przyznać, że widok jej, siedzącej wcześniej na kolanach Spencera, całującej go… zrodził w Harper niechęć, której w pierwszym momencie nie umiała zaradzić i którą musiała wobec tego maskować. Nie chciała być jakkolwiek nieprzyjemna dla nie-dziewczyny swojego byłego, bo nie chciała aby wyszło tak, jakby przeszkadzało jej że Harvey kogoś ma, nieważne na jakim poziomie była to znajomość – a poza tym, że Hallie była z nim, to zupełnie niczym nie zawiniła i nie należało się jej chłodne traktowanie…
Chociaż jak z powrotem usiadła mu na kolanach i jeszcze objęła się jego ręką, to w Harper coś jakby pękło. Tych kilka czy kilkanaście minut temu, kiedy
z ukrycia obserwowała sytuację i widziała względnie podobny obrazek, na pewno zrobiło się jej ciężko na klatce piersiowej, ale wtedy pozostawała w jakimś sensie nie do końca przytomna, a dzięki temu była nie w pełni podłączona do swoich własnych emocji. Lecz teraz momentalnie skręciło się jej w brzuchu, do tego zalała ją fala gorąca i zimna jednocześnie, a oddychanie nagle przychodziło z trudem. Uciekła spojrzeniem do Keitha, bo akurat się odezwał, a kiedy inni roześmiali się po jego słowach, Pearson uśmiechnęła się nieobecnie, mimo że nawet nieszczególnie dotarł do niej wypowiedziany przez niego żart. Zaraz jej mina niekontrolowanie powróciła do tego odciętego wyrazu, aż poczuła bardzo dyskretne szturchnięcie ramieniem w swoje ramię, po którym obejrzała się na Lucy by napotkać jej zauważalnie przejęty, zaniepokojony wzrok – ten w następnej chwili subtelnie spłynął w stronę Harvey’ego, a blondynka nawet nie musiała za nim podążyć aby zrozumieć, co miała na myśli jej koleżanka. -
Jest w porządku – skłamała po cichu, a kąciki jej ust uniosły się bez przekonania. Jednak nie o to chodziło czy była wiarygodna czy nie. Chodziło o to, jakie miała nastawienie.
Może było jej ciężko, ale może właśnie tego było jej trzeba – popatrzeć sobie na swojego byłego narzeczonego z kimś innym, pocierpieć sobie trochę bardziej. Może w ten sposób wreszcie dotarłoby do niej, że przejmowanie się nim i rozpamiętywanie ich wspólnej przeszłości jest pozbawione najmniejszego sensu. Może zrozumiałaby w końcu, że ich rozdział został zamknięty już dawno temu, i nieważne było wobec tego, kto popełnił jakie błędy, nieważne było że rozpadli się ostatecznie z jej winy, nieważne jak dobrze miało być a jak beznadziejnie się zakończyło – bo zakończyło się, i to tyle w temacie. Przecież wiedziała, że to właściwe myślenie i próbowała je uskuteczniać. I może też wcale nie było tak, że nie umiała ruszyć do przodu, tylko zwyczajnie nie miała jeszcze szczęścia trafić na kogoś właściwego, przy kim przestałaby wracać myślami do zamierzchłych czasów, przestałaby porównywać wszystkich mężczyzn do swojego dawnego ideału skoro miałaby nowy. A że zimą wpadła przypadkowo na Spencera i od tego czasu ich drogi zdążyły się przeciąć ileś razy… łatwiej było jej zapomnieć o tym, w co próbowała wierzyć, przez co także łatwiej było jej wpadać w te schematy myślowe, w których ugrzęzła na prawie dwa lata od ich rozstania. Właśnie dlatego to, co powiedziała mu po tym, jak próbował ją pocieszyć po wyjściu z domu jej rodziców, miało dla niej tak wiele sensu – bo jego obecność naprawdę wszystko jej utrudniała. Jednak możliwe, że źle do tego podchodziła. Nie mierzyła się z problemem, który ją prześladował, więc pozwalała mu prześladować się w dalszym ciągu. Próbowała udawać, że Harvey nie istnieje, lecz jej akurat nie wychodziło to na dobre, nawet jeśli pozornie tak się jej wydawało. Unikała wszelkich informacji o nim. Nie chciała sobie nic wyobrażać w temacie jego życia bez niej. A jeśli dokładnie tego jej brakowało? Tego zimnego kubła wylanego na głowę – zobaczenia na własne oczy, że to, co było kiedyś, naprawdę straciło znaczenie...
-
Hmm? – zareagowała na swoje imię, machinalnie przekręcając głowę w kierunku, z którego zostało ono wypowiedziane. Jednym uchem niby słuchała, co się działo, ale potrzebowała dłuższej chwili aby połączyć kropki, o czym takim miał z nią gadać Zack i co miało do tego jechanie na dwa samochody albo tylko jeden. Nie zdążyła skojarzyć co i jak, więc wpatrywała się w Hallie z niezrozumieniem i w efekcie mimowolnie zarejestrowała to, co zadziało się między nią a brunetem - lecz podłoża tego małego zajścia też nie pojęła, bo w końcu całościowo nadal do niej docierał sens jej pytania. Zaraz jednak już musiała nadążać za tym, z czym odezwał się jej ulubiony współlokator, na którego zwróciła swoje jeszcze nadal nieco rozkojarzone oczy. Dopiero wtedy zaczęła wracać do pełni przytomności… Jej ślepia nagle mocno się rozszerzyły a wargi najpierw niekontrolowanie rozchyliły, aby następnie zacisnąć się w wąską kreskę. Ledwo co uznała, że powinna skorzystać z okazji i
napatrzeć się na Harvey’ego z jego niby-nie-ale-jednak-w-jakimś-sensie dziewczyną, tylko zupełnie nie to miała na myśli.
Po tym, jak Hallie ponownie ją wywołała, Pearson postarała się o ogar na twarzy (ze średnim skutkiem) i wróciła wzrokiem do dziewczyny. Już miała coś odpowiadać, lecz ten jej wzrok spłynął jeszcze do tęczówek Spencera i niestety dała się zblokować ich obojętności – więc została uprzedzona czyimś innym odezwaniem się. Na niespodziewany w tym momencie głos Zacka – może nie sam w sobie, ale w połączeniu z tymi słowami, które wypowiedział (a które zdecydowanie jej nie pasowały) – aż się wzdrygnęła. -
Zgodziłam się? – Przeniosła na niego swoje zdezorientowane spojrzenie, po czym parokrotnie zamrugała i uśmiechnęła się, bardziej z nerwów niż w wyrazie radości. To było dopiero niefortunne, bo na razie tylko z nim podzieliła się zarówno tym, że chciałaby jechać, jak i tym, że może. Starczyło, żeby się nie pojawiał akurat teraz i może byłaby w stanie to łatwo odkręcić, a tak to musiała kombinować. Szybko. -
A tak, tamto… W sumie nie wiem, czy to rzeczywiście coś dla mnie – zaczęła niezbyt pewnie, na razie jeszcze kombinując jaką powinna obrać strategię. Na jej nieszczęście Barker nad swoją nawet przez sekundę nie musiał się zastanawiać. -
Serio? Bo wydawało mi się że słyszałem, że strasznie lubisz przebywać… To tak wzniośle zabrzmiało, „przebywać na łonie natury”. No i jeździć pod namioty, i też że dogadałaś sobie brak zmian w pracy w ten weekend. – Uśmiech chłopaka rozszerzył się, choć gdyby mógł poznać myśli Harper to wiedziałby, że powinien zamknąć buzię, i że nie było z czego się cieszyć. -
Tylko wiesz, nie przemyślałam jednego – spróbowała znowu, tym razem śmielej bo oświeciło ją, czego mogła spróbować się złapać jako wytłumaczenia. -
Daniels ma rację, jestem za sztywna na takie wypady. Naprawdę chętnie bym pojechała, ale nie chcę psuć wam zabawy. – Dosłownie na chwilę jakaś niewyjaśniona siła ściągnęła jej wzrok na Harvey’ego. Wcale nie próbowała mu pokazać, że to on stanowił powód jej wycofywania się, chociaż rzeczywiście tak było, i może dlatego nie potrafiła się powstrzymać przed tym krótkim zerknięciem.
-
Nie martw się, Zack, poszukamy ci innej koleżanki. Hallie właśnie ogarnęła dwie, to trzecia na pewno nie będzie problemem, nie? – wtrącił się znów wielce rozbawiony Ashton, ale uśmiech Barkera nie zdążył się nawet zachwiać, a z jego ust wypłynęła bardzo zgrabna odpowiedź - wcale nie skierowana do Danielsa, za to wykorzystująca jego narrację. -
To jakbyś mogła, Hallie, to namów tą koleżankę, będę wdzięczny. Bo coś mi się wydaje, że ona chce, tylko się teraz wstydzi – zwrócił się do
nie-dziewczyny Spencera, wskazując na stojącą obok Pearson palcem. -
Nie wstydzę się! – zareagowała z oburzeniem jak z automatu, wymierzając Zackowi pięścią w ramię. Zestresowała się, więc jej zachowanie mogło bardzo łatwo bardzo nagle stać się przesadne, a ona nie miała nad tym zbytniej kontroli. A Zack roześmiał się po tym jej ruchu, łapiąc się za miejsce w które go uderzyła i rzucając
nie w szczepionkę, dopiero później wyłapując coś na kształt pretensji w błękitnym spojrzeniu, na widok której zaczął się uspokajać, co jednak jeszcze nie równało się utracie nastroju. -
Pearson, no co ty, chłopak tak ładnie odgrodził wejście na twoje piętro jak sobie życzyłaś, a ty go teraz bijesz i rozczarowujesz? Ale z ciebie podła kobieta. Naprawdę masz serce z lodu – zarzucił Keith, tymi słowami zapewniając sobie rozbawione uznanie Danielsa. Barker zignorował ten komentarz, tak jak musiała zrobić to Harper do której odezwał się już nieco ciszej. -
No dobra, skoro się nie wstydzisz to o co chodzi? – zapytał niby zaczepnie, chociaż łagodnie, z przebijającą się jakby troską w głosie. Szczera odpowiedź – czyli coś w stylu
nie chcę jechać, jeżeli ma tam być mój eks, szczególnie że będzie tam ze swoją laską i chyba nie dam rady na to patrzeć, zresztą on na mnie też na pewno nie chce patrzeć – nie wchodziła w grę. Tylko że wymyślenie czegoś wiarygodnego w zamian, zwłaszcza biorąc pod uwagę że wcześniej zdążyła się zgodzić i faktycznie mówiła, że takie wyjazdy w plener zawsze się jej podobały… no nie było proste. I choć Zack nie pytał w złych intencjach, blondynka poczuła się przyparta do muru i nie bardzo wiedziała, co może zrobić. Skoro nie chciała przyznawać, że ją i Spencera coś kiedyś łączyło (zajebiste uproszczenie swoją drogą), to całościowo trochę się zagubiła, co musiało dać się zobaczyć w jej niepewnym spojrzeniu, a także usłyszeć w tym ewidentnym braku zdecydowania w jej głosie. -
Ja… o nic nie chodzi, po prostu… – Były pewne kwestie, w których nauczyła się sprawnie kłamać, ale w okolicznościach takich jak dzisiaj znalazła się po raz pierwszy, i miała wrażenie że brakuje jej gruntu pod nogami. Na szczęście tym razem ktoś miał przyjść jej na ratunek. Lucy, która cały czas stała obok, dała się za bardzo zaskoczyć dynamicznemu rozwojowi sytuacji, a że przy okazji nie miała pewności, jak jej koleżanka chciała się wobec tego wszystkiego zachować (przecież stwierdziła, że
jest w porządku), to całościowo trochę się zblokowała i nie reagowała. Do teraz, kiedy już widziała po Pearson, że ta faktycznie nie może się odnaleźć. -
Już daj jej spokój, pogadacie o tym później, chyba się nie pali? – Odezwała się zdecydowanie, przy okazji niechcący zdecydowanie za głośno. -
O właśnie, co do palenia, reflektuje ktoś? Daniels, Barker, Alison. Idziecie? – zaproponował Johnson, od razu wstając i wyciągając z kieszeni paczkę fajek. Brunetka mu przytaknęła, podobnie jak Zack, za to Ashton pokręcił przecząco głową. Też był z tych palących, a na imprezach nie odmawiał praktycznie nigdy, ale Harper nie pomyślała, aby odczytać to jako znak ostrzegawczy. Wydawało się jej, że będzie mogła odetchnąć i zaraz się zmyć. -
No to pogadamy później – rzucił do niej lekkim, niezrażonym tonem Barker i uśmiechnął się do niej ciepło, przy tym na moment układając dłoń na jej ramieniu zanim ruszył z pozostałą dwójką na podwórko.
Nie miała jeszcze czasu dobrze odczuć ulgi, jedynie posłała Stevens porozumiewawcze spojrzenie, a potem przystawiła sobie do ust swój kubeczek i w kilku głębszych łykach opróżniła jego zawartość. Kolejny błąd. Należało wykorzystać tą chwilę i uciec od razu, lecz ona chciała to zrobić w jakiś nie taki jednoznaczny sposób – jakby pozostała jej jakaś godność, którą mogła tym obronić. No i kto by się spodziewał kolejnego utrudnienia – oto pojawił się przy nich Alex. -
Hej, Lu, chodź! O, cześć Harper. Porywam Lucy, sorkiii ale musimy pogadać z ziomkami. Kurt i Jeannie też byli w podróży na Zachodnim Wybrzeżu, mają dla nas mnóstwo złotych rad, a ja już w tym stanie mogę nie spamiętać… Oddam ci ją potem, obiecuję – niby liczył na przytaknięcie, chociaż nawet na nie za bardzo na nie czekał, tylko zaczął ciągnąć swoją dziewczynę za sobą. Ta nie chciała się dać, bo w końcu zostawianie koleżanki samej po tym wszystkim nie wydawało się jej właściwe. –
To widzimy się potem. – Może zaliczyła wpadkę wizerunkową w temacie wyjazdu, ale teraz poczuła konieczność pokazania, że da sobie radę na własną rękę, bo niby czego takiego miała się obawiać. Zresztą i tak planowała się oddalić niemal od razu, tylko jeszcze potrzebowała jednego mocnego drinka. Więc kiedy Lucy z Alexem odeszli, Pearson odwróciła się od reszty towarzystwa i zaczęła sobie wypełniać kubeczek tym samym co wcześniej.
Daniels nie poszedł na papierosa nie dlatego, że nie miał ochoty zapalić. Nie poszedł, bo miał większą ochotę dopiec Harper, do czego nadarzała się fantastyczna okazja skoro Zack – który palił raczej okazjonalnie – oddalał się na parę minut. Solenizant wstał więc ze swojego miejsca przy stole i stanął obok blondynki przy blacie, szturchając ją bokiem w bok. -
Okej Pearson, zostałaś bez adwokatów to porozmawiajmy sobie, hm? Wiesz, ja tak naprawdę chcę żebyś jechała, przyda ci się trochę wyluzować, a nie ciągle tylko praca i te twoje konie. A co do Barkera, to możesz spać w namiocie ze mną jeśli jego aż tak nie lubisz… – Mówił do niej, lecz mówił specjalnie tak, żeby pozostali na pewno słyszeli. W końcu uwielbiał być w centrum zainteresowania, a właśnie miał zamiar zabłysnąć. Harper nie odwzorowała dokładnie jego poziomu głośności, ale w tej chwili była już po prostu zirytowana i szeptanie nie szło jej po drodze. -
Jakby spanie z kimś w jednym namiocie cokolwiek znaczyło, przecież to żadna różnica. Chociaż nie, czekaj, jak tak stawiasz sprawę to jednak jest różnica. Wolałabym spać pod drzewem w trakcie burzy niż z tobą w tym samym namiocie. - Odsunęła się, a po przekręceniu się do niego bardziej frontem (i bokiem do reszty) wymierzyła w niego surowe spojrzenie. Domyślała się, że musiał być już nieźle zrobiony skoro gadał takie rzeczy, niemniej jego stan nie sprawiał, że jego słowa mogły po niej spłynąć. Nie po tym, co zdążyło się wydarzyć. I na pewno też nie mogło spłynąć po niej to, co wydarzyć się dopiero miało - a na co Ash czekał. -
Auć, brutalna jesteś, ale nie żebym nie spodziewał się takiej odpowiedzi. No dobra, czyli Barker ci pasuje. Tylko teraz ważna sprawa, bo nie wiem czy miałaś okazję usłyszeć. Podobno Zack ma naprawdę dużego, więc wiesz, ostrzegam cię po prostu. Nie chciałbym, żebyś się udławiła. - Mierzył się z nią wzrokiem, uśmiechając się bezwstydnie. Dobrze wiedział, że ją to wkurzy, chociaż nie mógł mieć pojęcia, jak przy okazji poważnie ją to dotknie. -
Daniels, kurwa, ogarnij się! Co mnie to obchodzi! – Pudło. Zdenerwowanie sprawiło, że odpowiedziała zbyt ogólnie, chcąc zwyczajnie jak najszybciej i najprościej skończyć ten temat. Tą rozmowę. Jednak tymi słowami niecelowo podała się mu na tacy do jeszcze jednej bezczelnej zagrywki. Blondyn wyszczerzył się przebiegle i uniósł łapę do jej twarzy, żeby poklepać ją upupiająco po policzku. -
Czyli się nie boisz, dzielna dziewczynka. Jak na królową lodów przystało.
@Harvey Spencer