Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Urodziny Danielsa to było wydarzenie, które chciała po prostu mieć już za sobą.
Mimo nadal trwających wakacji jej dzień zaczął się dość wcześnie, a o jego wypełnienie – tak jak wszystkich pozostałych dni, bo jednak ten luźniejszy okres na samym początku letniej przerwy mocno ją przytłoczył - należycie zadbała. W końcu w stajni zawsze znajdowało się coś do roboty i wszelkie aktywności związane z końmi skutecznie zajmowały jej czas, który w trakcie roku akademickiego poświęcałaby na zajęcia oraz naukę. A zatem cały dzisiejszy poranek i początek popołudnia spędziła w Orchardzie, zaś drugą część dnia przesiedziała w pracy, pomiędzy zaliczając tylko jedną krótką wizytę w domu na zjedzenie czegoś i ogarnięcie się przed wyjściem do knajpy. Chłopcy już wtedy rozpoczynali powolne przygotowania do imprezy, więc skorzystała z okazji do groźnie brzmiącego przypomnienia, że umówili się na wyraźne zaznaczenie wyłączenia z użytku dla gości ostatniej kondygnacji – jej kondygnacji. O ile oba pokoje mogła zamknąć na klucz od zewnątrz, to łazienkę dało się tylko od wewnątrz, a naprawdę bardzo nie chciała znowu znaleźć kogoś śpiącego w wannie.
Z pracy wróciła przed północą, czyli wszystko zdążyło się już rozkręcić, ale raczej nie na tyle, żeby zaczęły dziać się jakieś cuda na które trzeba byłoby mieć oko. To znaczy w teorii Pearson mogłaby mieć kompletnie wywalone na to co się działo, bo przecież to nie jej cyrk i nie jej małpy. Na pewno mogłaby paść na łóżko i prędko zasnąć mimo hałasu, którego na najwyższe piętro nie docierało znowu aż tyle. Już teraz była wystarczająco zmęczona… Chociaż z drugiej strony wolała nie musieć znowu organizować odmalowywania ścian albo naprawy czegoś, a pewnie w ten sposób by się to skończyło jeśli tylko zostałyby wyrządzone jakieś szkody. Niestety nie umiała oszacować, do czego mogli być zdolni ich dzisiejsi goście – poza paroma twarzami, które pojawiały się u nich względnie regularnie, tego wieczoru mieli do nich przyjść głównie znajomi solenizanta, więc to była dla niej taka wielka niewiadoma. Jeśli przynajmniej część z nich odpalała się po alkoholu w podobnym stopniu co on… mogło być problematycznie. I nie, jej obecność tak naprawdę wcale nie zmieniała wiele, lecz jej głowa miała być o wiele spokojniejsza w tym układzie. Przynajmniej z założenia.
Już zbliżając się do drzwi wejściowych nastawiała się bojowo, choć początkowo musiała jedynie przecisnąć się przez tłum i dostać na samą górę, bo w pierwszej kolejności chciała się umyć, no i wypadało też się przebrać w świeże ciuchy. Widok ostrzegawczej taśmy, którą zostało zaklejone wejście na schody prowadzące na ostatnie piętro, wywołał na jej twarzy mimowolny uśmiech, a jej całościowy nastrój uległ delikatnej poprawie. Domyślała się, że to sprawka Zacka – on wcześniej rzucił jakimś tekstem sugerującym takie rozwiązanie, co blondynka odebrała wtedy jako może lekko prześmiewczy żart, ale teraz… wydało się to jej w jakiś sposób czymś miłym. Po prostu.
Tak czy siak, przecisnęła się pod taśmą i poszła do siebie, a mniej więcej za pół godziny robiła to samo w drugą stronę. Miała jeszcze nie do końca wyschnięte, zagarnięte do tyłu włosy, odświeżony makijaż i jedną z tych bluzek, których w żadnym razie nie założyłaby na co dzień. Po drodze na górę za bardzo się nie rozglądała, jednak nie umknęło jej, że właściwie wszyscy wyglądali ładnie – nie jakoś przesadnie elegancko, bo przecież to tylko domówka, niemniej próżno było szukać kogoś, kto ubrany byłby zbyt luźno. Z odkrytymi ramionami i materiałem przylegającym do ciała nie czuła się wprawdzie szczególnie komfortowo, lecz z dwojga złego wolała tą wersję niż odstawanie od towarzystwa. Tak przynajmniej nie wyróżniała się w tą gorszą stronę, a i tak nie rzucała się w oczy w porównaniu do niektórych dziewczyn w kusych sukienkach czy innych przyciągających wzrok strojach.
Po zejściu na parter od razu skierowała się do kuchni, gdzie miała na nią czekać koleżanka - na co parę minut temu zgadały się smsowo. Z Lucy, odkąd ta wyprowadziła się do swojego chłopaka, miały znacznie gorszy kontakt, ale oni oboje zazwyczaj bywali u nich na wszelkich imprezach. On, kumpel Danielsa, zwykle bez problemu znajdował sobie towarzystwo i zajęcie, a ona w miarę dotrzymywała towarzystwa Harper i jakoś to zlatywało. Gdy już się odnalazły i przywitały, blondynka w pierwszej kolejności skupiła się na zmajstrowaniu sobie jakiegoś mocniejszego drinka – dla choć drobnego odprężenia – a następnie mogła z kubeczkiem w dłoni nieco się przekręcić i oprzeć pupą o blat. Lucy zaczęła od pobieżnego opowiadania, co takiego działo się do tej pory (na razie nic szalonego), więc Pearson raz na jakiś czas spływała spojrzeniem do boku, przyglądając się z umiarkowanym zainteresowaniem otaczającym ich ludziom, tak zupełnie zwyczajnie… aż jej oczy spoczęły na jednej konkretnej postaci, co momentalnie ją zmroziło i wyłączyło.
Chyba ze wszystkich złych rzeczy, które próbowała sobie zawczasu wyobrazić - żeby jakoś mentalnie się na nie przygotować i umieć im w razie potrzeby względnie zaradzić - tej jednej w najmniejszym stopniu się nie spodziewała... a była gorsza niż wszystkie opcje zakładane przez nią jako możliwe razem wzięte. Harvey. Harvey – cholera jasna – Spencer.
Wpatrując się w jego twarz w kompletnym osłupieniu na dłuższą chwilę straciła kontakt z rzeczywistością, niecelowo ignorując przy tym swoją koleżankę. Nie, nie umiała tego przeprocesować, i gdyby nie została przez Lucy szturchnięta, pewnie nie ocknęłaby się przez następnych kilka, może kilkanaście sekund. Jednak trącona w ramię przeniosła nieobecne spojrzenie na buzię dziewczyny, bardzo przelotnie nawiązała z nią kontakt wzrokowy i już otwierała usta, jakby miała zamiar wytłumaczyć się z tej chwili zawieszenia… tylko że ostatecznie, zbyt mocno wytrącona z równowagi nie była w stanie powiedzieć nic sensownego. Zamiast tego, totalnie bez przemyślenia skierowała spojrzenie z powrotem na bruneta. Najwyraźniej przyćmiło ją na tyle, że nie zorientowała się o ile bardziej bezpieczna byłaby ucieczka - jej ulubione wyjście z każdej trudnej sytuacji. Ta sytuacja może jeszcze taka nie była, ale jeszcze to słowo klucz. Powinna wiedzieć, że przy Spencerze zawsze ostatecznie przytłaczał ją ogrom przykrych emocji. Powinna odruchowo chcieć sobie ich oszczędzić. Powinna.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey całościowo raczej nie przepadał za wakacjami. Z jednej strony było ciepło, dni były długie, dzięki czemu mógł spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu czy organizować sobie jakieś weekendowe wypady. Jednak z drugiej okazywało się, że tego czasu było za dużo, dlaczego? Inni zazwyczaj też mieli plany na ten okres, wyjeżdżali gdzieś i mieli ustalone imprezy. Tak więc, ostatecznie weekendy okazywały się nudniejsze. Co więcej w pracy też miał o wiele luźniejszy grafik. Lato to czas, w którym na tatuaże zapisywała się głównie młodzież, a oni wybierali projekty, które były do ogarnięcia w przeciągu kilkudziesięciu minut. Te wymagające większego zaangażowania i godzin spędzonych na tatuowaniu, zazwyczaj w największej ilości wykonywał wiosną i jesienią. Przecież nikt nie chciałby chodzić w plastrach, pod którymi gromadziło się osocze przy tych letnich upałach. A ten nadmiar czasu nie sprzyjał Spencerowi, bo jednak wolał wypełniać go sobie po brzegi. Na szczęście miał jeszcze ten remont domu, ale przez ostatnie tygodnie tak udało mu się przyśpieszyć, że niedługo powinno czekać go podjęcie decyzji. A tego też nie chciał robić. Podsumowując miał ostatnio dosyć średni czas w swoim życiu.
Danielsa poznał już dosyć dawno, w sumie na początku swojej przygody z tatuowaniem. Załapali dobry kontakt, więc od rozmów o tatuażach przeszło na wspólne wyjścia na piwo, poznanie się z jego paczką znajomych i okazjonalne pojawienie się w ich towarzystwie. Wolał spotykać się sam na sam z chłopakiem, bo w tych liczniejszych grupach czuł się jakoś dziwnie staro, gdyż większość z jego znajomych była jeszcze na studiach. Jednak nie było opcji, że nie pojawi się na jego urodzinach. Tak więc, zjawił się i to dosyć mocno spóźniony. Wróć, zjawili się, bo tego dnia występował w duecie. Jego towarzyszka była wszystkim dobrze znana, bo w sumie poznał ją właśnie dzięki koleżance Danielsa. Było to bardzo korzystne ułożenie, bo obydwoje tak naprawdę przychodzili na imprezę do swojego znajomego i nie musieli afiszować się z tym, że przychodzą na nią razem. Ale z drugiej strony bezsensu byłoby udawać, że wpadli na siebie zupełnie przypadkiem na korytarzu - obydwoje spóźnieni - gdy zabawa urodzinowa zdążyła już dobrze się rozkręcić. Harvey miał świadomość, że ich wspólne przyjście zostanie zauważone i pewnie na pięć sekund stanie się małą sensacją, jednak na tamtą chwilę nie miał żadnych powodów, żeby ukrywać swoją relację z blondynką.
Pierw należało powitać solenizanta i wręczyć mu prezent urodzinowy. W małej torebce znajdowała się flaszka z dobrym i drogim alkoholem - jakby Ash był jakimś wybitnym smakoszem - i mała niespodzianka w kopercie do zapoznania się już w bardziej intymnych warunkach niż pośród wszystkich gości. Potem zaczęło się witanie ze wszystkimi i krótkie gadki szmatki na tematy zupełnie nic nieznaczące. W między czasie ogarnął drinki, czyli dla siebie whisky z colą, a dla niej wódkę ze spritem. Każde z nich rozeszło się w swoim kierunku, do tych bardziej swoich znajomych. Spencer był w średnio imprezowym nastroju, ale to była pewnie kwestia odpowiedniej dawki alkoholu, by zaczął nadawać na tych samych falach, co pozostali zebrani. Ostatecznie brunet wylądował na krześle przy stole w kuchni, opierając się wygodnie o jego tylnią część, ale jednocześnie siedząc trochę bokiem do reszty zgromadzonych. Popijał swojego już drugiego drinka, raczej przysłuchując się rozmowie niż żywo w niej uczestnicząc. Dosyć ospale przejeżdżał wzrokiem z jednej twarzy na drugą, coraz częściej przystawiając szklankę do ust. Ostatecznie zawiesił swoje spojrzenie w pozostałościach alkoholu, gdy niespodziewanie usłyszał znajomy głos.
- Hej… co jest? - powiedziała ciepłym głosem, chwytając jego podbródek w swoje drobne palce i unosząc go do góry. Wbiła w niego swoje pytające spojrzenie, oczekując jak najszybszej odpowiedzi. - Nic, wszystko w porządku... i hej - odpowiedział niemal machinalnie, ale zaraz zauważalnie rozpogodził się. Nie czekał zbyt długo, bo niemal od razu zagarnął sobie ją na swoje kolano. Jej jasne, przenikliwe tęczówki wpatrywały się jeszcze przez krótką chwilę w niego ze wzmożoną uwagą, ale ostatecznie jej buzię także rozpromienił uśmiech. - Okej… - nie dyskutowała i nie podważała jego słów. Zamiast tego przyciągnęła jego twarz za tą brodę do siebie i połączyła ich usta w trochę zbyt przedłużonym, czułym pocałunku. Niektórzy z obecnych zdążyli już zorientować się, że jednak przyszli razem, chociaż to chyba miał być ten moment, by na chwilę stać się atrakcją wieczoru.
- Cytując klasyka „I think I've seen this film before and I didn't like the ending” - rzuciła szatynka o imieniu bodajże Amber, która znalazła się w kuchni, by zrobić sobie drinka. Harvey oczywiście nie załapał o ci chodziło, ani nawet nie zauważył, że nagle uwaga skupiła się na nich, bo przecież dwoje całujących się ludzi na imprezie, to nie było nic niezwykłego. Jednak jego wybranka nagle oderwała się od jego ust i przeniosła swoje spojrzenie na koleżankę. - OMG, kocham cię za rzucanie tekstami Taylor Swift... Ale nie, spokojnie, tym razem nie będzie żadnego dramatu. Harvey zrezygnował już z tej swojej nudnej gadki o poważnym związku, zobowiązaniach i tak dalej, prawda? - rozwinęła swoją wypowiedź, widząc że grono zainteresowanych tematem jest większe niż jedynie Amber. Samą końcówkę skierowała do niego, ponowie wracając ślepiami do jego lekko nieobecnego spojrzenia. - Prawda - odpowiedział i zaraz odruchowo oblizał swoje wargi, całościowo pozostając jeszcze w tym, co działo się przed chwilą, a nie w jakiejś tam rozmowie o nich. - No więc, tym razem raczej się nie rozmyślisz... - wypowiadała te słowa swobodnie i naturalne, co jasno pokazywało że to jego „rozmyślenie się”, a tym samym „rozejście się ich” ostatecznie nastąpiło za porozumieniem stron. Zresztą blondynce nawet nie chodziło o to, by o coś zapytać czy zainsynuować, tylko swoim kolejnym ruchem przekonać go, że nie powinien się rozmyślać. Dlatego też ponownie przywarła do jego ust, a jej dłoń przemieściła się na jego kark. On odruchowo poprawił ją sobie na kolanie, chociaż wcale nie zsuwała się z niego, a jego druga łapa wylądowała na jej udzie, jakby potrzebowała jeszcze lepszego podtrzymania. Chociaż w ich zachowaniu nie było nic niewłaściwego czy nieodpowiedniego, to oczywiście nie mogło obejść się bez słowa komentarza.
- Może od razu zaprowadzić was do któregoś pokoju na górze? - rzucił Daniels, chyba niezadowolony z faktu, że nie stał już w centrum zainteresowania, przynajmniej tych najbliżej zgromadzonych. Kilka osób zaśmiało się, co było do przewidzenia, typowy tekst - typowa reakcja. Jednak Harvey nie miał zamiaru pozostawiać tego bez komentarza. Niechętnie jednak oderwał się od ust dziewczyny i obrócił twarz w stronę chłopaka. - Może ty szukasz szczęścia na imprezach, ale jeżeli chodzi o nas, to nie ma takiej potrzeby. Myślisz że czemu tyle się spóźniliśmy? - odbił piłeczkę bardzo sprawnie i trafnie, przy tym nie powstrzymując zadowolonego uśmiechu na swojej twarzy. Odezwały się różne głosy, podkreślające to że Ash został pociśnięty, a sam zainteresowany raczej nie miał asa w zanadrzu. - Prawda. To czas na imprezowanie, a nie na... - próbowała wyjaśnić, chcąc obrócić to wszystko w żart, jednocześnie sięgając po swojego drinka, gdy nie było jej dane skończyć mówić. - Ruchanie! - przerwał jej głośnym okrzykiem Keith, potrafiąc wtrącić się z odpowiednim słowem we właściwym czasie. Chociaż było to debilne, to i tak spowodował głośne roześmianie się wszystkich. - Jak zawsze w samo sedno, Keith. Amber, a propos Taylor Swift to chciałam z tobą pogadać o... - zaczęła mówić blondynka, podnosząc się z jego kolana, zabierając swój alkohol i koleżankę, by oddalić się do drugiego pomieszczenia i przedyskutować z nią jakąś istotną sprawę dotyczącą Amerykańskiej wokalistki.
- Yeah, dla niej też nagiąłbym swoje zasady... - skomentował Daniels, odprowadzając dziewczynę wzrokiem. Harvey w tym czasie dokończył swojego drinka i wyciągał łapę na środek stołu, zawahał się nie wiedząc na co miał ochotę, ale ostatecznie zamiast po jakąś niezdrową przekąskę, to sięgnął po zielone jabłko. - Nie naginam swoich zasad - skontrował niemal od razu, wziął spory kęs, zaczął przeżuwać i osadził swoje spojrzenie na mężczyźnie. - Serio? Jesteś najporządniejszy z nas wszystkich i mam wierzyć, że nie przeszkadza ci to „rezygnowanie z zobowiązań”? - odpowiedział szybko, raczej nie przejmując się tym że nie powinien poruszać takich kwestii przy innych. Chyba troszeczkę jego ego zabolało to wcześniejsze roześmianie się tłumu. - Tak... akurat tutaj się zgodzę, ale nie stawiacie zbyt wysoko poprzeczki. Po prostu... na razie tak jest dobrze. Wiecie, po tej całej ostatniej akcji z... - zaczął mówić wyjątkowo swobodnie jak na siebie, pewnie już wypił wystarczająco, by zaczęły puszczać mu hamulce. - Taaak, to wszystko tłumaczy - odpowiedziała brunetka, która siedziała naprzeciwko niego i przy tym pokiwała znacząco głową. Tak więc, nie musiał więcej wyjaśniać. - No właśnie - przytaknął koleżance, wzruszył ramionami jakby wcale go to nie ruszało i kierował jabłko ponownie do swojej buzi. - Racja. Po tym wszystkim, to Hallie jest opcją o wiele ła… - Ash nie skończył mówić, bo oberwał tym zielonym jabłuszkiem prosto w swoją przeponę. Aż zapowietrzył się. Na szczęście nie było zbyt wielkich strat, bo zdołał jeszcze pochwycić je w dłonie. - Ej, radzę ci, uważaj co chcesz powiedzieć. Następnym razem będę celował w twarz - zabrzmiał poważnie. Nie to, żeby miał się zaraz bić, ale nie pozwoliłby na obrażanie dziewczyny. Nawet nie chodziło o to, że była jego dziewczyną, chociaż ją też w pełni nie była. Takie gadanie nie wchodziło w grę. - Mówiłem, porządny facet - odpowiedział Daniels przy tym uśmiechając się i ponownie powodując rozbawienie u zebranych, nawet u Harvey’ego, który bezproblemowo rozluźnił się i zaraz sięgnął po alkohol, by zrobić sobie kolejnego drinka.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
- Harper…? – ponowne, subtelne szturchnięcie, które tym razem wymusiło na niej reakcję. - Ten z tatuażami. To mój były – odmruknęła niechętnie w ramach wyjaśnienia, co ją tak zmroziło, a następnie przelotnie opuściła wzrok na swój kubeczek z drinkiem zanim znów uniosła go na Spencera i jego towarzystwo, z nerwów bezwiednie miętosząc między zębami przygryzioną wargę. I nastąpiło między nimi milczenie – nie to krępujące i niezręczne, po prostu koleżanka dołączyła do obserwowania sytuacji, domyślając się co się dzieje. To znaczy nie mogła mieć pojęcia, co działo się w głowie blondynki, ale raczej nietrudno było się jej domyślić, że Pearson… chyba zwyczajnie potrzebowała się zorientować co i jak.
Nie chciała podsłuchiwać czy się gapić, lecz to było silniejsze od niej. Jakby… obezwładniające. I gdy tak podążała za toczącymi się wydarzeniami, w jej wnętrzu działy się przeróżne rzeczy - lecz Harper póki co pozostawała nie do końca przytomna, więc to wszystko nie oddziaływało na nią jeszcze z pełną siłą. Jako obserwator wyzbywała się pewnej części świadomości, w jakimś sensie przestawała istnieć. I na pewno wolałaby, żeby to jej nieistnienie trwało jeszcze jakiś czas po zakończeniu seansu, tak żeby nie zginąć pod natłokiem myśli i emocji rodzących się w niej jeszcze w trakcie. Próbowała się trzymać tego specyficznego odcięcia jeszcze po tym, jak Stevens nachyliła się nad nią i odezwała. - Czy on to… ten cały Adam? – Ciche, trochę nieśmiałe pytanie do ucha. One słyszały całą ich rozmowę bez problemu, bo na parterze muzyka z salonu docierała do kuchni najsłabiej względem pozostałych pomieszczeń, więc o zachowanie dyskrecji trzeba było jednak nieco się postarać. - Ten co się tak zafiksował i nie chciał dać ci odejść… O kurde, bo widziałaś jego dziewczynę? Wygląda trochę jak ty – uzupełniła swoje pytanie, po czym na bieżąco podzieliła się swoją „obserwacją”, która ciągnęła za sobą nienazwany wprawdzie wprost, ale dość łatwy do zrozumienia wniosek.
Harper nie zwierzała się nikomu za bardzo ze swoich problemów i przejść, ale swojego czasu były z Lucy dość blisko. Zaczęło się od tego, że miały ze sobą większość zajęć, siedziały na nich razem, razem robiły jakieś projekty i się uczyły, ale poza tym też dogadywały się ze sobą dobrze prywatnie. Nic więc dziwnego, że czasem w ramach odskoczni od materiału do wykucia czy zadania do zrobienia schodziły w rozmowach na normalne, życiowe tematy. Kiedy zaś Pearson wprowadziła się tutaj, początkowo do tego malutkiego pokoiku, zaliczyły we dwie taki powitalny, babski wieczór z drinkami, a jak wiadomo takie okoliczności potrafią trochę rozwiązać język. No więc Lucy wiedziała o Harper znacząco więcej niż inni… ale nadal nie wiedziała wiele. - Bo ma włosy w podobnym kolorze i niebieskie oczy? Jasne. Nie jesteśmy podobne – rzuciła najpierw, broniąc samą siebie przed podobnym myśleniem, bo faktycznie poza tymi dwoma bardzo ogólnymi cechami – no i jeszcze może całościowo zbliżoną sylwetką – nie łączyło je jakoś wiele. Zresztą zakładanie tego, co bez głębszego przemyślenia zasugerowała Lucy, było bardzo upłycające i krzywdzące, bo nawet jeśli doszukiwać się większej ilości podobieństw, to sama ich obecność nadal nie świadczyła o niczym poza tym, że tak się po prostu złożyło. - I nie, to nie Adam. To jest… - O Spencerze jej nie mówiła jako o nim, ale wspomniała że jej pierwszy chłopak był potem jej narzeczonym i że bardzo nie chce o nim gadać. Teraz miała zamiar jedynie sprostować, że brunet to był jej wcześniejszy, co nie konkretyzowałoby go jeszcze jako jej niedoszłego męża, a po prostu wyjaśniłoby, że tworzyli parę jeszcze przed tamtą pomyłką o imieniu Adam. Nie miała jednak sposobności, aby dokończyć, ponieważ zostały zauważone przez kogoś. Albo raczej Pearson została zauważona.
- Czy to królowa lodu? – ryknął Daniels, jakby jej widok go cieszył. Mogło w sumie tak być, ponieważ uwielbiał ludziom dogryzać – szczególnie jak już zdążył sobie coś wypić - a dogryzanie jej przychodziło mu dziecinnie prosto. Twarze ludzi powędrowały za wzrokiem blondyna, a wywołana przez niego Harper ściągając brwi skierowała jasne, surowo patrzące ślepia w jego stronę – i zadbała o to, aby jej spojrzenie nie zahaczyło przypadkiem o Harvey'ego. - Ubrałaś się tak ładnie, że prawie cię nie poznałem. Na moje urodziny? To zaszczyt, wasza oziębłość. – Ash nawet powstał i ukłonił się niedbale dla nadania teatralnego efektu swoim słowom. Ona zaś przewróciła ostentacyjnie oczami w reakcji na ten tekst, powstrzymując się przed odruchem skrzyżowania przedramion na piersi – bo takie zamykanie postawy nie szło w parze z roztaczaniem aury niewzruszenia, za to mogłoby zasygnalizować jej wrażliwość na takie komentarze. Okazywanie słabości godziło w jej dumę, poza tym wiedziała, że Daniels po prostu taki jest, że uwielbia te głupie, czasami bardzo niewybredne żarty, a jeśli wychodzi przy tym na bardzo złośliwego, to rzadko kiedy mówi coś serio po złości. Po prostu taki z niego niedelikatny, wyrośnięty ale mentalnie nadal niedojrzały nastolatek. A ona często otwarcie czepiała się go o różne sprawy w domu, więc on w ten sposób sobie to odreagowywał i drażnił się z nią. Mimo wszystko nie był złym chłopakiem – może nie miał za bardzo wartości moralnych i takie tam, ale domyślała się, że gdyby dała po sobie poznać, że niektóre jego teksty czasem sprawiają jej przykrość, to przestałby, albo przynajmniej bardziej uważałby na słowa. Jednak Pearson nie chciała pokazywać, że wbrew pozorom jest bardzo wrażliwa. Nie chciała pokazywać, że jakieś niepoważne docinki są w stanie ją rzeczywiście dotknąć. Nie potrzebowała taryfy ulgowej. Była dużą, dzielną dziewczynką.
Widząc, że blondynka nie była skora aby dać się wciągnąć do zaczepek, Ash od razu płynnie przerzucił się na stojącą obok Lucy. - Jak tam Lu, nie zmroziło cię jeszcze w tym towarzystwie? Dam znać Alexowi, że po powrocie do domu będzie musiał cię naprawdę porządnie rozgrzać – zarzucił, na koniec wybuchając śmiechem, dumny ze swojej gry słownej wokół pojęcia chłodu. Na Stevens jednak nie robiło to większego wrażenia – przecież wcześniej tu mieszkała i wiedziała, czego się po nim spodziewać. - Nie przejmuj się, Ash, nie potrzebuję pośrednika między sobą a swoim chłopakiem. Ale dzięki za troskę, jesteś nieoceniony – odpowiedziała z uśmiechem, po czym puściła mu oczko totalnie niewzruszona. Pewnie mogłaby być wręcz rozbawiona, ale tylko gdyby nie celował wcześniej swoimi uszczypliwościami w jej koleżankę. Cóż, jej reakcja ogólnie była bardzo dobra, ale niestety dawała mu możliwość odbicia się i powrócenia do swojej obecnej współlokatorki. - Widzisz, Pearson, to jest to czego tobie brakuje. Poczucie humoru i dystans do siebie. Wyluzuj, chodź, napijemy się razem! – Na potwierdzenie swoich dobrych intencji machnął ręką w zapraszający sposób. - Wiesz, Daniels, to jest świetny pomysł, jestem pod wrażeniem bo raczej takich nie miewasz. Chodź, napijemy się, masz przecież urodziny. – Na pewno nie chciała się dosiadać do stołu, bo po pierwsze nie było tam już miejsca, a po drugie prędzej czy później musiałaby wtedy zwrócić uwagę na pozostałe siedzące przy nim osoby, co nie wchodziło w grę. Właśnie dlatego to ona wykonała ten charakterystyczny ruch głową, którym sugerowała aby to on podszedł do niej. Blondyn wstał już wcześniej i potem tylko podparł się jedną łapą o krzesło, więc zostało mu jedynie pochwycić swój kubek i postąpić tych parę kroków w kierunku dziewczyn.
Harper naprawdę się łudziła, że tym posunięciem się uratuje. Że solenizant podejdzie, napiją się za jego zdrowie, a to co dopiero miało miejsce… jakoś odejdzie w zapomnienie, tak jak Daniels miała nadzieję że odejdzie. Naiwna. Podszedł i zaraz w trójkę stuknęli się tym, co każde z nich miało do picia, ale to nie oznaczało, że od teraz będzie z górki. - Chyba muszę zakombinować, jak mieć urodziny częściej – wyszczerzył się i poruszył brwiami do góry, a następnie zjechał wzrokiem niżej, na tą bluzkę która zdecydowanie podkreślała więcej niż codzienne ciuchowe wybory blondynki. - Jesteś obleśny. Właśnie dlatego się tak nigdy nie ubieram – odpowiedziała od razu, krzywiąc się ze zniesmaczeniem, choć oczywiście prawda na ten temat była znacznie bardziej skomplikowana i nie kończyła się na samym Ashtonie. Ten nie zrobił sobie wiele z jej słów i tonu. Jedną ręką złapał ją za buzię i, ściskając palcami jej policzki jakby była małym dzieckiem, przekręcił jej twarz do swojego grona przy stole. - No więc, mordeczki, to jest właśnie ta nasza urocza współlokatorka. Mieszkać z taką to czysta przyjemność. Lucy, tęsknimy. - Widać było, że drażnił się i robił taką pokazówkę, a Harper jeszcze póki co nie reagowała - poza tym, że wyswobodziła się od jego dłoni - bo po co miała z głupim się przepychać. Za to na te słowa prędko zareagował Johnson. - Wcale nie, Lu, nie wracaj tu. Pearson przynajmniej nie wywołuje pożarów w kuchni i nie sprowadza żadnych kolesi. Nie żebym nie lubił Alexa, ale wiesz. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się do Stevens porozumiewawczo, na co ta uśmiechnęła się w odpowiedzi. I gdyby tutaj zakończyć tą rozmowę, to jeszcze wszystko byłoby względnie w porządku. Jednak Ash uczepił się tego jednego wątku i ani śnił odpuszczać, póki nie wycisnąłby z niego każdej błyskotliwej myśli, która przy tej okazji pojawiła się w jego głowie. - Może nie musi nikogo sprowadzać, bo ma kogoś w tym samym domu, hm? Chociaż niee, słyszelibyśmy raczej… Chyba że umiecie się ukrywać, co, Pearson? Jak myślisz, Keith? Nie no, ja myślę że Barker by się pochwalił... - Po całej jego postawie, minie i głosie było widać, że sobie cisnął, ale tego już Harper nie umiała zignorować. Trochę nie wierzyła, że to słyszy, i że to się dzieje, ale momentalnie tak mocno nastawiła się na obronę, że po prostu się broniła. - A ja myślę, że nie każdy ma taki kompletny brak wyczucia jak ty, więc nie każdy leciałby z takimi rewelacjami do znajomych. Wyobraź sobie, że dla niektórych to są prywatne sprawy. – Solenizant jakby totalnie olał jej odpowiedź, widocznie nakręcony na ten temat, bo przecież to świetny przedmiot do żartów. A akurat Daniels wybitnie ekscytował się możliwościami na takie nawet niemające nic wspólnego z rzeczywistością, superśmieszne teksty. - CHYBA ŻE. Nie poszło mu za dobrze? Stąd ta cisza i dlatego się nie chwalił? Powiedz, bo jeżeli o to chodzi, to damy mu parę rad co i jak żeby… – Już było słychać, że się nakręcał, bo w końcu był taki zabawny, a jego zdanie podzielali słuchacze, którzy przecież nie brali jego słów na poważnie. - To nie twoja sprawa, Daniels, czego nie rozumiesz? – Przerwało mu oburzone warknięcie, a wyraz twarzy Harper stał się już całkiem poważnie zły. Byłoby jej znacznie łatwiej mieć wywalone na te głupie zagrywki w innym towarzystwie, czy może raczej gdyby w tym towarzystwie nie znajdowała się jedna konkretna osoba. Miała gdzieś, co myśleli o niej ludzie, którzy sami nic dla niej nie znaczyli. Lucy była po jej stronie. Ash płynął na fali żartu, a jak odbierali to wszyscy inni to naprawdę nie robiło jej różnicy. Ale wobec Harvey’ego czuła się poniżona i tego nie umiała tak zostawić.
- Doobraa, juuż, przecież tylko sobie żartujemy cały czas. Ale skoro już o tym gadamy… Spencer, ty jesteś największym dżentelmenem to się wypowiedz. Wypada czy nie wypada opowiedzieć kolegom? No jakby ci się tak poszczęściło, to przemilczałbyś? – No jasne, Daniels, pytaj się Spencera czy pochwaliłby się kolegom, gdyby przeleciał „fajną dziewczynę” - przykładowo Pearson. No kurwa.
Normalnie Harper pewnie ponownie przewróciłaby oczami i rzuciła ostrym tonem, że po pierwsze w ogóle jej te wymyślone zdarzenia nie dotyczą, po drugie ma swoje zdanie i gówno ją obchodzi opinia jakiegoś przypadkowego typa, a potem wyminęłaby współlokatora i oddaliła się, zostawiając tą sytuację za sobą. Tyle że do tej wymiany poglądów został wciągnięty nikt inny jak Harvey – wprawdzie też można by było powiedzieć, że był on zupełnie przypadkowym uczestnikiem, ale przy tym niestety nie był kimś jej zupełnie obojętnym. I to wcale nie tak, że w takim razie chciała wysłuchać jego komentarza w tej sprawie, bo właśnie tym bardziej nie chciała. I także nie chciała, żeby był świadkiem tej farsy, która miała miejsce, lecz na to nie mogła nic poradzić, ponieważ to już się wydarzyło. Prawdopodobnie dokładnie to ją tak zblokowało - na tyle, że nie była w stanie zareagować zdecydowanym ucięciem. I tylko przeniosła na bruneta swoje zbite z tropu spojrzenie – jak w sumie wszyscy zainteresowani wymianą zdań między nią a Danielsem, no może jedynie z rozbawieniem w oczach zamiast zmieszania oraz czegoś na kształt przestrachu, które rosły w tych jej.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey stał się o wiele bardziej rozmowny i towarzyski, pewnie dlatego że pił już swojego trzeciego drinka. Chociaż trudno było te proporcje nazywać „drinkiem”, raczej było to whisky zabarwione colą. Jednak od tej chwili czuł się już naprawdę swobodnie i zaraz dał się wciągnąć w rozmowę z tą dziewczyną, która siedziała naprzeciwko niego - okazało się, że miała na imię Alison i już wcześniej się spotkali, ale brunet jakoś tego nie zakodował. Nie skupiał swojej uwagi na solenizancie do momentu, gdy wywołał on swoją współlokatorkę. Tak, Harvey wiedział że mieszkają z jakąś dziewczyną i że przezywają ją w ten uroczy sposób, ale ani nigdy jej nie widział ani nigdy nie usłyszał jak miała na imię. Jakoś się nie złożyło. Tak więc, słysząc go i widząc jego wielce ucieszoną mordę, przeniósł wzrok w kierunku w którym patrzył Ashton, a wtedy ten szeroki uśmiech - który od kilkunastu minut nie opuszczał jego buzi - momentalnie zniknął. Pewnie gdyby nie fakt, że był w totalnym szoku, widząc Harper to zaśmiałby się krótko na tą waszą oziębłość. Jednak przewyższało u niego mocne poczucie dezorientacji. Jakoś nie był w stanie połączyć tych faktów i niemo obserwował tą całą rozmowę, która nagle była w centrum zainteresowania wszystkich. Już Daniels postarał się o to.
Spencer musiał zacząć odnajdywać się w tej rzeczywistości. Po pierwsze, chociaż chłopaki nie wspominali często o królowej lodu, to jednak okazjonalnie zdarzyło im się coś o niej napomknąć. Nagle te wszystkie informacje nie dotyczyły jakiejś randomowej laski, tylko Harper. Na szczęście w tym momencie brunet nie mógł przypomnieć sobie ich za wiele, bo jak wszyscy pozostali został wciągnięty w toczące się na żywo przedstawienie, a on miał być jedynie jednym z żywo reagujących widzów. Po drugie, gdy Ash wspomniał o jej ubiorze to dopiero wtedy jego spojrzenie powędrowało z jej twarzy w dół i dosyć jawnie objechało jej sylwetkę. Nie dało się ukryć, że ten strój był bardzo odważny. I też cholernie seksowny. Ale tak bardzo mu do niej nie pasował. To znaczy, do tej Harper którą on znał. Bo teraz nie znał jej w ogóle, więc nie powinien wyciągać żadnych wniosków. Chociaż nie powstrzymał lekkiego wyrazu niezadowolenia na swojej twarzy. Trudno wyjaśnić czym było one ugruntowane, ale gdy tylko zorientował się, to ponownie rozluźnił swoje mięśnie mimiczne i zaczął przysłuchiwać się dalej. Po trzecie, temat sprowadzania obcych kolesi do domu. To powinno go w ogóle nie obchodzić, ale najmocniej przyciągnęło uwagę. Przeskakiwał wzrokiem z jednego na drugie, patrząc jak Daniels stara się jej dopiec i widząc jej dobre próby odbijania piłeczki. Jednak nie zdążył nawet zrozumieć, jakie odczucia pojawiły się w nim w związku z tym tematem, gdy wspominany został Barker. Wtedy na jego buzi zaszedł ten proces, który świadczył o to, że połączył ze sobą odpowiednie cyferki i zobaczył rzeczywisty obraz. Jego zauważalnie nieobecne spojrzenie przeniosło się na blondynkę i zawiesiło się na niej zbyt długo. Nagle dowiedział się o niej jeszcze więcej, bo dochodziło to wszystko o czym mówił Zack bądź jego kochani współlokatorzy, którzy mieli ochotę o nim poplotkować i pocisnąć z niego bekę. Zresztą Daniels robił to doskonale w tym momencie, bo właśnie weszli na temat, którego Harvey stanowczo nie powinien i nie chciał słuchać. Jednak nie byłoby dobrze, jakby nagle się zmył, nawet pod pretekstem wyjścia do toalety. A tym bardziej wtrącił, bo chociaż tematy już były mocno skonkretyzowane, to każdy z obecnych znał Asha i wiedział, że ten lubił tak sobie pożartować. Spencerowi nie podobało się to, ale nie miał prawa pozwolić sobie na jakąś reakcję. Za to mógł dosyć szybko dopić swojego drinka, bo było bardziej niż pewne że musi jak najprędzej oddalić się od stanu trzeźwości, by jakoś przetrwać ten wieczór.
Nie przyglądał się im, gdy nieoczekiwanie został wciągnięty w tą wymianę zdań. Odstawił szklankę na stół i niepośpiesznie przeniósł wzrok na Pearson. Nie wyglądał na bardziej wzruszonego czy przejętego tym wszystkim, niż zupełnie przecięty obserwator tej całej rozmowy. Nie chciał pozwolić sobie na nadreaktywność, bo tak naprawdę to on był w jej mieszkaniu i powinien dopasować się do przyjętej przez nią narracji. Tak więc, po czwarte, pytanie czy Harper była świadoma jego obecności w pomieszczeniu, gdy ta cała rozmowa miała miejsce? Wystarczyło mu krótkie spojrzenie na jej buzię, żeby zrozumieć że tak. Nie zobaczył na niej zdezorientowania i zagubienia. Jednak był niemal pewien, że przez tą całą rozmowę z Ashem nie zerknęła w jego kierunku, więc musiała widzieć go już wcześniej. Tak więc, postanowiła go zignorować - też podczas tej całej dyskusji, zdając sobie sprawę, że on wszystko słyszy. Nie wiedział, czy miała to kompletnie gdzieś, czy może chciała żeby to do niego dotarło, ale uświadomił sobie że siedziała cicho, więc on także powinien. Musiał chwilę przyjrzeć się jej, żeby ją ocenić, a potem swoim niezachwianym spojrzeniem wrócił do Danielsa, który wywołał go do odpowiedzi. - Powinienem powiedzieć, że nie wypada... ale biorąc pod uwagę to, co powiedziałem kilka minut temu to byłbym wtedy hipokrytą, więc... - zaczął tłumaczyć. Oczywiście nie mógłby udzielić prostej odpowiedzi na tak bądź nie. Zazwyczaj gadał dużo, więc takie nagłe ucięcie tematu wydawałoby się podejrzane. A chyba nie o to chodziło Harper, więc w tej bardzo sztucznej sytuacji musiał zachowywać się jak najbardziej naturalnie. - Wydaje mi się, że w takim przypadku to zależy od dziewczyny. Ja wiedziałem, że Hallie nie obrazi się po tamtym komentarzu, więc mogłem sobie na niego pozwolić, ale... jak ktoś nie życzy sobie poruszania kwestii jego przygód łóżkowych, to należy to uszanować. Więc, przemilczałbym... - wypowiadając ostatnie słowa wrócił swoim nieugiętym spojrzeniem do Pearson. Dla większości jedynie udzielił odpowiedzi, ale jej chciał przekazać coś więcej, a mianowicie fakt, że będzie trzymał buzię na kłódkę. Przecież sama powiedziała, że dla niektórych to są prywatne sprawy. Chociaż ich te sprawy łączyły bardzo dawno temu, to jednak wyciąganie ich na światło dzienne mogłoby okazać się problematyczne. A biorąc pod uwagę Danielsa, to ten nie odpuściłby sobie jakiś durnych i wścibskich komentarzy. Tak więc, obecnie nie był nikim więcej niż losowym gościem, którego kumpel zapytał o zdanie. By podkreślić jeszcze tą pozę wypowiedziałem się, ale w sumie mi to zwisa, to zaraz po tym jak skończył mówić, sięgnął po alkohol i zaczął robić sobie czwartego drinka. Liczył, że to wszystko jakoś samo się rozejdzie, ale niestety nie…
- Co przemilczałbyś? - nieoczekiwanie do rozmowy wtrąciła się Hallie, słysząc samą końcówkę, gdy wracała do pomieszczenia. Całe szczęście, że Harvey kończył już lać ta colę, bo jeszcze wszystko by rozlał. Przypomniał sobie, że nie był tutaj sam, a przez to ta cała sytuacja stawała się jeszcze bardziej dziwna. - Fakt, że przeleciał Harper jakby mu się poszczęściło - odpowiedział Daniels, bo Spencer po raz kolejny przyłożył szklankę do ust i nie był w stanie tego skomentować (i to nie tylko ze względu na picie alkoholu). Ash nie omieszkał jeszcze pokazać palcem na Pearson, by dziewczyna miała pewność o kim była mowa. W tym momencie blondynka zatrzymała się w miejscu i przeprowadziła ekspresową ocenę. - Hmmm, ja nie przemilczałabym, jest czym się chwalić... - mówiąc to przeniosła wzrok na Danielsa i uniosła jedną brew do góry. Na szczęście skupiła na sobie uwagę wszystkich, więc raczej nikt nie zauważył, że Harvey zakrztusił się drinkiem. To było stanowczo za wiele. - Harper, tak? My chyba się nie znamy. To znaczy ja ciebie kojarzę, Zack mi coś wspominał... Hallie, miło mi cię poznać... - powiedziała, gdy na jej buzi pojawił się szczery uśmiech, a ona sama wyciągnęła w stronę Pearson dłoń, by przywitać się jak należało. Jednak zaraz po tym odwróciła się i kontynuowała swoją wędrówkę w stronę bruneta, by zaraz ponownie usiąść na jego kolanie. - Czyli mamy jeden do jednego, ale Hallie jest dziewczyną więc jej zdanie liczy się podwójnie - wyszedł ze swoją matematyką Keith, powodując roześmianie się u większości zgromadzonych. W tym czasie Harvey odstawił swojego drinka i nie protestował, gdy Hallie oparła się plecami o jego bark, zabrała jego dłoń by objąć się nią w pasie, a tym samym podtrzymać ją przy sobie. Zaraz z widocznym zadowoleniem na buzi odwróciła twarz w jego stronę i zaczęła mówić. - Gadałam z Amber i ona też jest chętna na ten nasz wyjazd pod namioty i mówiła że jest niemal pewna, że namówi jakąś swoją koleżankę… - wyglądała na widocznie rozentuzjowaną tą całą informacją. Natomiast Harvey walczył o osiągnięcie w miarę neutralnego wyrazu na swojej twarzy. Próbował się uśmiechnąć, jednak wyglądało to niezbyt przekonywująco. Na szczęście nie musiał odpowiadać, bo dobrze słyszący wszystko Daniels - który podszedł do stołu, by zrobić sobie drinka - wyręczył go. - Świetnie, może nie będę musiał spędzać nocy z Keithem! - powiedział wyraźnie zadowolony z faktu, iż na ich wycieczkę pojedzie jeszcze jakaś para dziewczyn. Hallie wbiła w niego swoje pełne pożałowania spojrzenie. - Nie liczyłabym na to, ale możesz mieć nadzieję. Więc na razie jesteśmy my, Ash z Keithem, Amber z koleżanką i Zack z... - zaczęła wymieniać, żeby ustalić obowiązujące fakty, gdy doznała zauważalnego olśnienia. Co w tym samym czasie zaszło na twarzy Harvey’ego. O nie, zapomniał o tym. Już otwierał buzię, żeby ją przed tym powstrzymać, odruchowo też złapał ją drugą łapą za biodro, jakby to miało jakoś pomóc, ale niestety Hallie była szybsza. - Właśnie! Harper! - powiedziała głośno i niemal euforycznie, przenosząc swoje spojrzenie ponownie na blondynkę. - Zack gadał z tobą na ten temat? Bo przeciąga to od jakiegoś tygodnia, a musimy ustalić czy jedziemy na dwa samochody czy ładujemy się w jeden... - zaczęła mówić tak zupełnie swobodnie, jakby były już jakimiś koleżankami, a nie dopiero co się poznały. Harvey w tym czasie cały czas wpatrywał się w jej buzię, jak mówiła i mówiła, nieświadomie wciągając ich w jeszcze większe bagno. A on mógł jedynie milczeć, bo przecież w tej propozycji nie było nic złego czy niewłaściwego. Chociaż nie było mu łatwo zachować ciszę i spokój, a całość tej niekontrolowanej mieszanki swoich uczuć skupił na swojej łapie, która coraz mocniej zaciskała się na jej biodrze. - Spencer! - przywołała go do porządku, mówiąc stanowczo ale jednak cicho, i odwracając na moment buzię w jego stronę. On zauważalnie ocknął się i przejechał delikatnie dłonią po tym miejscu, na którym przed chwilą wyżywał się. - Przepraszam, niechcący - odpowiedział natychmiastowo. Na szczęście nie byli już w centrum uwagi, bo gdy tylko Hallie skończyła mówić, to uruchomił się Daniels. - Ja od początku mówiłem, że to jest zły pomysł. Harper jest za sztywna na takie wypady - wtrącił się. Uwaga zbyt długo nie kręciła się wokół niego, więc ponownie musiał ją na sobie skupić. Hallie słysząc to odwróciła twarz w jego stronę i odpowiedziała pewnie. - Cicho bądź, Ash. Nie ciebie pytam o zdanie - chciała mu prędko pokazać, że ten temat go nie dotyczył, ale Daniels nie odpuszczał. - No nie, jedynie załatwiasz randkę Zackowi, który sam nie może się do tego zebrać - odpowiedział prędko wyraźnie rozbawiony swoimi słowami. - A ty z Keithem w jednym namiocie to też randka? - zapytała od razu, przechylając głowę lekko w bok i uśmiechając się przy tym bezczelnie. - Nie! W życiu! - odpowiedział wielce oburzony Ashton. - No właśnie. Więc, z łaski swej nie wtrącaj się. Harper? - zapytała główną zainteresowaną, przenosząc na nią swoje pytające spojrzenie. Hallie była bezpośrednia, ale starała się też być miła. Może trochę niepotrzebnie poruszyła temat, którego Zack prawdopodobnie nie zdążył jeszcze zacząć. Jednak całościowo było widać, że kierowały nią dobre intencje. Natomiast Harvey… w końcu ogarnął swój wyraz twarzy. Opuściły go zdezorientowanie i ta widoczna nieobecność. Przeniósł swoje totalnie bezstronne spojrzenia na Pearson, oczekując od niej podjęcia tematu jak wszyscy inni dookoła. Nie było widać po nim jakiejkolwiek emocji, która zdradzałaby jego odczucia, co do toczącej się rozmowy. Przypomniało mu się, że przecież cokolwiek dotyczyło jej, to miało go nie interesować, więc to też nie powinno. Zresztą, on miał swój punkt uwagi, który siedział właśnie na jego kolanie. - Właściwie to... Harper już się zgodziła. Ale dzięki za pomoc, Hallie - znikąd odezwał się Zack, zanim jeszcze Harper zdążyła odpowiedzieć. Wyglądał na lekko zawstydzonego, ale zaraz uśmiechnął się do niej delikatnie, licząc że to może naprawi to w jaki sposób ta rozmowa potoczyła się. Tak więc, Harper, co ty na wspólny wyjazd pod namioty w parze ze swoim współlokatorem i w towarzystwie swojego byłego z jego obecną nie-dziewczyną?

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Kiedy tak patrzyła się na Spencera zaczynało do niej docierać, jak bardzo zjebała. Po pierwsze, trzeba było uciec od razu zamiast gapić się na niego i dać się zauważyć Danielsowi. Przecież to nie tak, że chciała interesować się jego życiem, słyszeć i widzieć więcej niż miała okazję sobie wyobrazić na podstawie tego, co działo się podczas ich dotychczasowych spotkań. Wobec tego jej pozostanie w tym samym pomieszczeniu i śledzenie jego interakcji z jego… no, kimkolwiek dokładnie Hallie dla niego była – oraz z innymi jego znajomymi, całościowo było zwyczajnie nielogiczne. Po drugie, kiedy już na nią spojrzał, miała wrażenie że widzi w jego oczach coś na kształt… zrozumienia sytuacji. A dokładnie zrozumienia tego, że ona nie była zaskoczona jego widokiem, czyli widziała go już wcześniej i nie oddaliła się, co pozwoliłoby im uniknąć tej oto niezręczności. Może takie wrażenie wynikało jedynie z jej poczucia winy względem takiego właśnie rozwoju sytuacji, niemniej jego źródło nie było aż tak istotne, i tak zrobiłoby się jej tak samo głupio. Po trzecie, właśnie stali się uczestnikami jednej rozmowy. To znaczy rozmowy grupowe podczas imprezy rządzą się swoimi własnymi prawami, więc to że brunet odpowiedział na pytanie jej współlokatora nie oznaczało jeszcze, że od teraz będą sobie wspólnie prowadzić pogaduszki w tym powiększonym gronie. Niestety oznaczało to jednak, że coś podobnego tym bardziej mogło się powtórzyć, dopóki któreś z nich nie oddaliłoby się, albo nie wdało w wyraźnie oddzielną konwersację. To teoretycznie mogło się zaraz wydarzyć, starczyło jakoś zgrabnie zamknąć temat – co przy nakręconym Ashtonie wcale nie było takie proste, niemniej też nie było niemożliwe – ale jeszcze, po czwarte… Hallie. Bo oczywiście to, że Harvey wypowiedział się w poniekąd sprawie Harper - jak dla niej niezręcznej już samej w sobie, a w takim zestawieniu tym bardziej – to wcale nie było wystarczająco, no skądże. To, jakim wzrokiem obdarzył ją podczas tego ostatniego słowa też jeszcze nie sprawiło, że blondynka poczuła się dostatecznie poniżona. Jako wisienka na torcie pojawiła się jego blondynka, za sprawą której to wszystko, co padło do tej pory, nie mogło pójść od razu w niepamięć.
Sposób wyjaśnienia przez Danielsa sytuacji ją przytkał, podobnie jak późniejsza reakcja towarzyszki jej eks. Do tego stopnia, że nawet nie zrobiła żadnej zszokowanej ani oburzonej miny, ani tym bardziej nie była w stanie się odezwać, przynajmniej dopóki nie została zaczepiona bezpośrednio i jakoś musiała. - Zack coś wspominał? – powtórzyła pytająco, zupełnie odruchowo i bezmyślnie – jakby akurat on mógł wspominać o czymś, co Pearson wolała aby nie trafiło do innych ludzi, choć w ogóle nie o to chodziło. Potrząsnęła lekko głową, przytomniejąc i jednocześnie ogarniając, że wcale nie chciała o to pytać i dowiadywać się, co takiego słyszała tamta. - Nieważne. Cześć, Hallie. Też mi miło. - Uścisnęła jej dłoń, wmuszając na swoją buzię najbardziej swobodny uśmiech, na jaki było ją w tej chwili stać. Przecież dziewczyna nic jej nie zrobiła, a wręcz zachowała się wobec niej bardzo miło. Nie miała za co nie lubić jej na dzień dobry więc nie powinna się zachowywać, jakby mogła mieć do niej jakiś problem. Trzeba jednak przyznać, że widok jej, siedzącej wcześniej na kolanach Spencera, całującej go… zrodził w Harper niechęć, której w pierwszym momencie nie umiała zaradzić i którą musiała wobec tego maskować. Nie chciała być jakkolwiek nieprzyjemna dla nie-dziewczyny swojego byłego, bo nie chciała aby wyszło tak, jakby przeszkadzało jej że Harvey kogoś ma, nieważne na jakim poziomie była to znajomość – a poza tym, że Hallie była z nim, to zupełnie niczym nie zawiniła i nie należało się jej chłodne traktowanie…
Chociaż jak z powrotem usiadła mu na kolanach i jeszcze objęła się jego ręką, to w Harper coś jakby pękło. Tych kilka czy kilkanaście minut temu, kiedy z ukrycia obserwowała sytuację i widziała względnie podobny obrazek, na pewno zrobiło się jej ciężko na klatce piersiowej, ale wtedy pozostawała w jakimś sensie nie do końca przytomna, a dzięki temu była nie w pełni podłączona do swoich własnych emocji. Lecz teraz momentalnie skręciło się jej w brzuchu, do tego zalała ją fala gorąca i zimna jednocześnie, a oddychanie nagle przychodziło z trudem. Uciekła spojrzeniem do Keitha, bo akurat się odezwał, a kiedy inni roześmiali się po jego słowach, Pearson uśmiechnęła się nieobecnie, mimo że nawet nieszczególnie dotarł do niej wypowiedziany przez niego żart. Zaraz jej mina niekontrolowanie powróciła do tego odciętego wyrazu, aż poczuła bardzo dyskretne szturchnięcie ramieniem w swoje ramię, po którym obejrzała się na Lucy by napotkać jej zauważalnie przejęty, zaniepokojony wzrok – ten w następnej chwili subtelnie spłynął w stronę Harvey’ego, a blondynka nawet nie musiała za nim podążyć aby zrozumieć, co miała na myśli jej koleżanka. - Jest w porządku – skłamała po cichu, a kąciki jej ust uniosły się bez przekonania. Jednak nie o to chodziło czy była wiarygodna czy nie. Chodziło o to, jakie miała nastawienie.
Może było jej ciężko, ale może właśnie tego było jej trzeba – popatrzeć sobie na swojego byłego narzeczonego z kimś innym, pocierpieć sobie trochę bardziej. Może w ten sposób wreszcie dotarłoby do niej, że przejmowanie się nim i rozpamiętywanie ich wspólnej przeszłości jest pozbawione najmniejszego sensu. Może zrozumiałaby w końcu, że ich rozdział został zamknięty już dawno temu, i nieważne było wobec tego, kto popełnił jakie błędy, nieważne było że rozpadli się ostatecznie z jej winy, nieważne jak dobrze miało być a jak beznadziejnie się zakończyło – bo zakończyło się, i to tyle w temacie. Przecież wiedziała, że to właściwe myślenie i próbowała je uskuteczniać. I może też wcale nie było tak, że nie umiała ruszyć do przodu, tylko zwyczajnie nie miała jeszcze szczęścia trafić na kogoś właściwego, przy kim przestałaby wracać myślami do zamierzchłych czasów, przestałaby porównywać wszystkich mężczyzn do swojego dawnego ideału skoro miałaby nowy. A że zimą wpadła przypadkowo na Spencera i od tego czasu ich drogi zdążyły się przeciąć ileś razy… łatwiej było jej zapomnieć o tym, w co próbowała wierzyć, przez co także łatwiej było jej wpadać w te schematy myślowe, w których ugrzęzła na prawie dwa lata od ich rozstania. Właśnie dlatego to, co powiedziała mu po tym, jak próbował ją pocieszyć po wyjściu z domu jej rodziców, miało dla niej tak wiele sensu – bo jego obecność naprawdę wszystko jej utrudniała. Jednak możliwe, że źle do tego podchodziła. Nie mierzyła się z problemem, który ją prześladował, więc pozwalała mu prześladować się w dalszym ciągu. Próbowała udawać, że Harvey nie istnieje, lecz jej akurat nie wychodziło to na dobre, nawet jeśli pozornie tak się jej wydawało. Unikała wszelkich informacji o nim. Nie chciała sobie nic wyobrażać w temacie jego życia bez niej. A jeśli dokładnie tego jej brakowało? Tego zimnego kubła wylanego na głowę – zobaczenia na własne oczy, że to, co było kiedyś, naprawdę straciło znaczenie...
- Hmm? – zareagowała na swoje imię, machinalnie przekręcając głowę w kierunku, z którego zostało ono wypowiedziane. Jednym uchem niby słuchała, co się działo, ale potrzebowała dłuższej chwili aby połączyć kropki, o czym takim miał z nią gadać Zack i co miało do tego jechanie na dwa samochody albo tylko jeden. Nie zdążyła skojarzyć co i jak, więc wpatrywała się w Hallie z niezrozumieniem i w efekcie mimowolnie zarejestrowała to, co zadziało się między nią a brunetem - lecz podłoża tego małego zajścia też nie pojęła, bo w końcu całościowo nadal do niej docierał sens jej pytania. Zaraz jednak już musiała nadążać za tym, z czym odezwał się jej ulubiony współlokator, na którego zwróciła swoje jeszcze nadal nieco rozkojarzone oczy. Dopiero wtedy zaczęła wracać do pełni przytomności… Jej ślepia nagle mocno się rozszerzyły a wargi najpierw niekontrolowanie rozchyliły, aby następnie zacisnąć się w wąską kreskę. Ledwo co uznała, że powinna skorzystać z okazji i napatrzeć się na Harvey’ego z jego niby-nie-ale-jednak-w-jakimś-sensie dziewczyną, tylko zupełnie nie to miała na myśli.
Po tym, jak Hallie ponownie ją wywołała, Pearson postarała się o ogar na twarzy (ze średnim skutkiem) i wróciła wzrokiem do dziewczyny. Już miała coś odpowiadać, lecz ten jej wzrok spłynął jeszcze do tęczówek Spencera i niestety dała się zblokować ich obojętności – więc została uprzedzona czyimś innym odezwaniem się. Na niespodziewany w tym momencie głos Zacka – może nie sam w sobie, ale w połączeniu z tymi słowami, które wypowiedział (a które zdecydowanie jej nie pasowały) – aż się wzdrygnęła. - Zgodziłam się? – Przeniosła na niego swoje zdezorientowane spojrzenie, po czym parokrotnie zamrugała i uśmiechnęła się, bardziej z nerwów niż w wyrazie radości. To było dopiero niefortunne, bo na razie tylko z nim podzieliła się zarówno tym, że chciałaby jechać, jak i tym, że może. Starczyło, żeby się nie pojawiał akurat teraz i może byłaby w stanie to łatwo odkręcić, a tak to musiała kombinować. Szybko. - A tak, tamto… W sumie nie wiem, czy to rzeczywiście coś dla mnie – zaczęła niezbyt pewnie, na razie jeszcze kombinując jaką powinna obrać strategię. Na jej nieszczęście Barker nad swoją nawet przez sekundę nie musiał się zastanawiać. - Serio? Bo wydawało mi się że słyszałem, że strasznie lubisz przebywać… To tak wzniośle zabrzmiało, „przebywać na łonie natury”. No i jeździć pod namioty, i też że dogadałaś sobie brak zmian w pracy w ten weekend. – Uśmiech chłopaka rozszerzył się, choć gdyby mógł poznać myśli Harper to wiedziałby, że powinien zamknąć buzię, i że nie było z czego się cieszyć. - Tylko wiesz, nie przemyślałam jednego – spróbowała znowu, tym razem śmielej bo oświeciło ją, czego mogła spróbować się złapać jako wytłumaczenia. - Daniels ma rację, jestem za sztywna na takie wypady. Naprawdę chętnie bym pojechała, ale nie chcę psuć wam zabawy. – Dosłownie na chwilę jakaś niewyjaśniona siła ściągnęła jej wzrok na Harvey’ego. Wcale nie próbowała mu pokazać, że to on stanowił powód jej wycofywania się, chociaż rzeczywiście tak było, i może dlatego nie potrafiła się powstrzymać przed tym krótkim zerknięciem.
- Nie martw się, Zack, poszukamy ci innej koleżanki. Hallie właśnie ogarnęła dwie, to trzecia na pewno nie będzie problemem, nie? – wtrącił się znów wielce rozbawiony Ashton, ale uśmiech Barkera nie zdążył się nawet zachwiać, a z jego ust wypłynęła bardzo zgrabna odpowiedź - wcale nie skierowana do Danielsa, za to wykorzystująca jego narrację. - To jakbyś mogła, Hallie, to namów tą koleżankę, będę wdzięczny. Bo coś mi się wydaje, że ona chce, tylko się teraz wstydzi – zwrócił się do nie-dziewczyny Spencera, wskazując na stojącą obok Pearson palcem. - Nie wstydzę się! – zareagowała z oburzeniem jak z automatu, wymierzając Zackowi pięścią w ramię. Zestresowała się, więc jej zachowanie mogło bardzo łatwo bardzo nagle stać się przesadne, a ona nie miała nad tym zbytniej kontroli. A Zack roześmiał się po tym jej ruchu, łapiąc się za miejsce w które go uderzyła i rzucając nie w szczepionkę, dopiero później wyłapując coś na kształt pretensji w błękitnym spojrzeniu, na widok której zaczął się uspokajać, co jednak jeszcze nie równało się utracie nastroju. - Pearson, no co ty, chłopak tak ładnie odgrodził wejście na twoje piętro jak sobie życzyłaś, a ty go teraz bijesz i rozczarowujesz? Ale z ciebie podła kobieta. Naprawdę masz serce z lodu – zarzucił Keith, tymi słowami zapewniając sobie rozbawione uznanie Danielsa. Barker zignorował ten komentarz, tak jak musiała zrobić to Harper do której odezwał się już nieco ciszej. - No dobra, skoro się nie wstydzisz to o co chodzi? – zapytał niby zaczepnie, chociaż łagodnie, z przebijającą się jakby troską w głosie. Szczera odpowiedź – czyli coś w stylu nie chcę jechać, jeżeli ma tam być mój eks, szczególnie że będzie tam ze swoją laską i chyba nie dam rady na to patrzeć, zresztą on na mnie też na pewno nie chce patrzeć – nie wchodziła w grę. Tylko że wymyślenie czegoś wiarygodnego w zamian, zwłaszcza biorąc pod uwagę że wcześniej zdążyła się zgodzić i faktycznie mówiła, że takie wyjazdy w plener zawsze się jej podobały… no nie było proste. I choć Zack nie pytał w złych intencjach, blondynka poczuła się przyparta do muru i nie bardzo wiedziała, co może zrobić. Skoro nie chciała przyznawać, że ją i Spencera coś kiedyś łączyło (zajebiste uproszczenie swoją drogą), to całościowo trochę się zagubiła, co musiało dać się zobaczyć w jej niepewnym spojrzeniu, a także usłyszeć w tym ewidentnym braku zdecydowania w jej głosie. - Ja… o nic nie chodzi, po prostu… – Były pewne kwestie, w których nauczyła się sprawnie kłamać, ale w okolicznościach takich jak dzisiaj znalazła się po raz pierwszy, i miała wrażenie że brakuje jej gruntu pod nogami. Na szczęście tym razem ktoś miał przyjść jej na ratunek. Lucy, która cały czas stała obok, dała się za bardzo zaskoczyć dynamicznemu rozwojowi sytuacji, a że przy okazji nie miała pewności, jak jej koleżanka chciała się wobec tego wszystkiego zachować (przecież stwierdziła, że jest w porządku), to całościowo trochę się zblokowała i nie reagowała. Do teraz, kiedy już widziała po Pearson, że ta faktycznie nie może się odnaleźć. - Już daj jej spokój, pogadacie o tym później, chyba się nie pali? – Odezwała się zdecydowanie, przy okazji niechcący zdecydowanie za głośno. - O właśnie, co do palenia, reflektuje ktoś? Daniels, Barker, Alison. Idziecie? – zaproponował Johnson, od razu wstając i wyciągając z kieszeni paczkę fajek. Brunetka mu przytaknęła, podobnie jak Zack, za to Ashton pokręcił przecząco głową. Też był z tych palących, a na imprezach nie odmawiał praktycznie nigdy, ale Harper nie pomyślała, aby odczytać to jako znak ostrzegawczy. Wydawało się jej, że będzie mogła odetchnąć i zaraz się zmyć. - No to pogadamy później – rzucił do niej lekkim, niezrażonym tonem Barker i uśmiechnął się do niej ciepło, przy tym na moment układając dłoń na jej ramieniu zanim ruszył z pozostałą dwójką na podwórko.
Nie miała jeszcze czasu dobrze odczuć ulgi, jedynie posłała Stevens porozumiewawcze spojrzenie, a potem przystawiła sobie do ust swój kubeczek i w kilku głębszych łykach opróżniła jego zawartość. Kolejny błąd. Należało wykorzystać tą chwilę i uciec od razu, lecz ona chciała to zrobić w jakiś nie taki jednoznaczny sposób – jakby pozostała jej jakaś godność, którą mogła tym obronić. No i kto by się spodziewał kolejnego utrudnienia – oto pojawił się przy nich Alex. - Hej, Lu, chodź! O, cześć Harper. Porywam Lucy, sorkiii ale musimy pogadać z ziomkami. Kurt i Jeannie też byli w podróży na Zachodnim Wybrzeżu, mają dla nas mnóstwo złotych rad, a ja już w tym stanie mogę nie spamiętać… Oddam ci ją potem, obiecuję – niby liczył na przytaknięcie, chociaż nawet na nie za bardzo na nie czekał, tylko zaczął ciągnąć swoją dziewczynę za sobą. Ta nie chciała się dać, bo w końcu zostawianie koleżanki samej po tym wszystkim nie wydawało się jej właściwe. – To widzimy się potem. – Może zaliczyła wpadkę wizerunkową w temacie wyjazdu, ale teraz poczuła konieczność pokazania, że da sobie radę na własną rękę, bo niby czego takiego miała się obawiać. Zresztą i tak planowała się oddalić niemal od razu, tylko jeszcze potrzebowała jednego mocnego drinka. Więc kiedy Lucy z Alexem odeszli, Pearson odwróciła się od reszty towarzystwa i zaczęła sobie wypełniać kubeczek tym samym co wcześniej.
Daniels nie poszedł na papierosa nie dlatego, że nie miał ochoty zapalić. Nie poszedł, bo miał większą ochotę dopiec Harper, do czego nadarzała się fantastyczna okazja skoro Zack – który palił raczej okazjonalnie – oddalał się na parę minut. Solenizant wstał więc ze swojego miejsca przy stole i stanął obok blondynki przy blacie, szturchając ją bokiem w bok. - Okej Pearson, zostałaś bez adwokatów to porozmawiajmy sobie, hm? Wiesz, ja tak naprawdę chcę żebyś jechała, przyda ci się trochę wyluzować, a nie ciągle tylko praca i te twoje konie. A co do Barkera, to możesz spać w namiocie ze mną jeśli jego aż tak nie lubisz… – Mówił do niej, lecz mówił specjalnie tak, żeby pozostali na pewno słyszeli. W końcu uwielbiał być w centrum zainteresowania, a właśnie miał zamiar zabłysnąć. Harper nie odwzorowała dokładnie jego poziomu głośności, ale w tej chwili była już po prostu zirytowana i szeptanie nie szło jej po drodze. - Jakby spanie z kimś w jednym namiocie cokolwiek znaczyło, przecież to żadna różnica. Chociaż nie, czekaj, jak tak stawiasz sprawę to jednak jest różnica. Wolałabym spać pod drzewem w trakcie burzy niż z tobą w tym samym namiocie. - Odsunęła się, a po przekręceniu się do niego bardziej frontem (i bokiem do reszty) wymierzyła w niego surowe spojrzenie. Domyślała się, że musiał być już nieźle zrobiony skoro gadał takie rzeczy, niemniej jego stan nie sprawiał, że jego słowa mogły po niej spłynąć. Nie po tym, co zdążyło się wydarzyć. I na pewno też nie mogło spłynąć po niej to, co wydarzyć się dopiero miało - a na co Ash czekał. - Auć, brutalna jesteś, ale nie żebym nie spodziewał się takiej odpowiedzi. No dobra, czyli Barker ci pasuje. Tylko teraz ważna sprawa, bo nie wiem czy miałaś okazję usłyszeć. Podobno Zack ma naprawdę dużego, więc wiesz, ostrzegam cię po prostu. Nie chciałbym, żebyś się udławiła. - Mierzył się z nią wzrokiem, uśmiechając się bezwstydnie. Dobrze wiedział, że ją to wkurzy, chociaż nie mógł mieć pojęcia, jak przy okazji poważnie ją to dotknie. - Daniels, kurwa, ogarnij się! Co mnie to obchodzi! – Pudło. Zdenerwowanie sprawiło, że odpowiedziała zbyt ogólnie, chcąc zwyczajnie jak najszybciej i najprościej skończyć ten temat. Tą rozmowę. Jednak tymi słowami niecelowo podała się mu na tacy do jeszcze jednej bezczelnej zagrywki. Blondyn wyszczerzył się przebiegle i uniósł łapę do jej twarzy, żeby poklepać ją upupiająco po policzku. - Czyli się nie boisz, dzielna dziewczynka. Jak na królową lodów przystało.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Gdy nieoczekiwanie pojawił się Zack z tym komentarzem, że Harper to w sumie już się zgodziła, to go dosłownie zamurowało. Domyślał się, że blondynka nie znała wtedy żadnych szczegółów tego wyjazdu, dlatego udzieliła takiej odpowiedzi. Jednak mimo wszystko była ona pozytywna, więc o wiele trudniej było wyplątać się z tego wszystkiego. A to raczej nie był najlepszy pomysł. On, Hallie i Harper pod namiotami przez jakieś trzy dni, odcięci od świata, udając że w tym połączeniu nie ma nic dziwnego i niekomfortowego. Mogli udawać i trzymać fason podczas krótkiej pogawędki na imprezie, ale w ograniczonym gronie ludzi w miejscu gdzie musieliby przebywać razem i nie mieliby za bardzo możliwości ucieczki od siebie?
- To raczej nie jest dobry pomysł - powiedział cicho zza ramienia blondynki. Ta odwróciła się w jego stronę, rzucając mu pytające spojrzenie i oczekując wytłumaczenia. Na dobrą sprawę Spencerowi wystarczyło, że jego status relacji z Hallie był skomplikowany. W pewnym stopniu był mu na rękę, ale to nie tak że nie miewał do niego żadnych zastrzeżeń. Tyle mu wystarczyło z zawiłości. A gdyby do tego wszystkiego jeszcze dorzucić jego byłą narzeczoną, to nie miał pojęcia jak miałby właściwe zachowywać się w tej sytuacji. A przecież taki porządny facet jak on, powinien tak robić. - Bo… ona pewnie nie wie na co się pisze. Pamiętasz naszą ostatnią wycieczkę z chłopakami? Wtedy gdy spotykaliśmy się poprzednim razem? - zapytał, wyraźnie próbując odnieść się do jakiś konkretnych wydarzeń. Tylko chyba nie do tych, o których pomyślała Hallie, bo ona zaraz oplotła dłonie wokół jego karku i nachyliła się nad nim. - Pamiętam - odpowiedziała prosto w jego usta, a jego ponownie zmroziło. Chociaż nie powinno, bo przecież nie robili nic złego. Jednak świadomość, że Harper jest w pobliżu i może - chcąc tego czy nie - na nich zerknąć i ich zobaczyć, z jakiegoś powodu działała na niego paraliżująco. - Nie o to mi chodzi, Hallie. Tylko o… jak one nazywały się? Przezywaliśmy je Bójka, Bajka i Brawurka, pamiętasz? - zapytał precyzyjnie, odnosząc się do konkretnych osób. Hallie odsunęła się na w miarę normalną odległość, lekko niezadowolona z tej niewykorzystanej przez niego okazji. - Billie, Barbie i Bettie - podsunęła prawdziwe imiona, które wcale nie brzmiały bardziej rzeczywiście niż te pseudonimy z bajek. - Właśnie, te Atomówki. One były tak super pozytywnie nastawione na tą wycieczkę, po czym cały czas coś im nie pasowało. Narzekały na wszystko, że zimno, że ciepło, że pada, że świeci słońce, że siedzimy, pijemy i bawimy się. Dopiero jak szły sobie spać, to mogliśmy swobodnie gadać, wygłupiać się i… - mówił jakoś tam bardzo nakręcony, skupiając się tak mocno na swojej argumentacji - że namawianie Harper do czegoś, nie jest najlepszym pomysłem - że znacząco odbiegł od tematu, ale został przywołany do porządku przez Hallie. Dziewczyna położyła dłoń na jego ustach, w ten sposób wymownie dając mu znak żeby się zamknął. - Spokojnie. Nie ma powodów, żeby od razu nastawiać się negatywnie. Zresztą, niech Zack się z nią dogada. Myślę, że może ją namówić, bo z tego co z nim gadałam to wnioskuje, że chyba ją lubi… albo przynajmniej chce ją przelecieć - powiedziała, odwracając się ponownie przodem do tłumu i przysłuchując się dalej toczącej się rozmowie. Harvey nie zawalczył z odruchową reakcją, która zaprowadziła jego wzrok na Pearson, a w następnej kolejności na Barkera. Jego wyobraźnia zadziała samowolnie, jakby nie miała żadnych hamulców i… naprawdę wolałby to cofnąć. Ale było już trochę za późno. Skwasił się widocznie, jakby co najmniej zjadł właśnie cytrynę i uciekł spojrzeniem w bok. Puścił biodro Hallie i wolną ręką sięgnął do butelki z whiskey. Już nie patyczkował się i nie rozcieńczał jej colą. Po nalaniu sobie jakiejś połowy, natychmiast przystawił do ust by wypić większość. Całe szczęście, że wcześniej udało mu się już trochę w siebie wlać i czuł już te objawy upojenia alkoholowego, bo na trzeźwo na pewno nie zniósłby tej całej popierdolonej sytuacji.
Harvey powinien mieć to wszystko głęboko w czterech literach. Przyszedł na imprezę urodzinową swojego kumpla, ze swoją dziewczyną (tzn. z dziewczyną, z którą spotykał się, uprawiał seks i robił inne, różne rzeczy, ale z którą oficjalnie nie był w monogamicznym związku), więc powinien dobrze się bawić, a nie martwić o swój każdy ruch. To, że miał takiego pecha, żeby i tutaj wpaść na Harper, to nie było niczyją winą. Zresztą z tego, co udało mu się przyobserwować, to Pearson radziła sobie całkiem nieźle w jego towarzystwie. Sama nie chciała od niego jakiegoś wyjątkowego traktowania, więc może właśnie tak miało to wyglądać w praktyce? Mieli nie wchodzić sobie w drogę. Zresztą było wyraźnie widać, że ich drogi już dawno się rozeszły. Na jego kolanach siedziała inna dziewczyna, a Harper… ani razu nie zaprzeczyła o sobie i Zacku. Wtedy po spotkaniu u jej rodziców faktycznie to zrobiła, ale teraz już nie. Więc Spencer szybko wytłumaczył sobie, że najwidoczniej coś było na rzeczy, a te jego wymysły wcale nie musiały być jedynie wytworem jego wyobraźni. Tak więc, chyba powinni tolerować swoją obecność i zachowywać się jak najbardziej swobodnie w swoim otoczeniu. - Idziemy potańczyć? - zaproponował, odrywając się nagle ze swojego zamyślenia. Większość ludzi i tak się rozeszła, więc oni też już mogli się zmyć. Szczególnie, że rozmowa Danielsa z Harper zrobiła się bardziej personalna tzn. chociaż każdy ją słyszał, to jednak prowadzili ją jedynie między sobą. To już nie był jego interes, zresztą wcześniej Pearson świetnie sobie z nim radziła. Poczekał jak Hallie wstanie mu z kolan, by on sam mógł to zrobić. Jedną łapa pochwycił jej dłoń, w drugą ujął swoją szklankę, gdy blondyn kontynuował swoje przedstawienie. - Daniels, ale z ciebie czasem wychodzi menda - skomentowała głośno Hallie, chociaż nie było w tym nic wielce odkrywczego, ale przynajmniej próbowała. - Już skończ, Ash - powiedział krótko Spencer, jednak rzucił to tak ogólnie i zaraz pozwolił pociągnąć się Hallie w stronę wyjścia z kuchni.
Niestety daleko nie zaszedł, bo jego kolejny tekst zatrzymał go w miejscu. Przez to nie zareagował też odruchowo i nagle, przynajmniej nie w takim szybkim tempie. Hallie puściła jego dłoń i wbiła w niego swoje zdezorientowane spojrzenie, ale całościowo jego wyraz twarzy był nieobecny, więc nie mogła spodziewać się jakiejś odpowiedzi. Harvey doskonale zdawał sobie sprawę, że przed chwilą wyjaśnił sobie, że powinien mieć to wszystko gdzieś, że to nie była jego sprawa, nie powinien się nią interesować. Ale zwyczajnie Daniels przesadził i to do tego stopnia, że Spencer nie potrafił tego zignorować. Ani zareagować w żaden pokojowy sposób, bo pod wpływem adrenaliny, zdenerwowania i alkoholu mógł jedynie pokazać najgorszą część siebie. - Powiedziałem, zamknij się, Ash! - powiedział już znacznie unosząc głos. Wtedy został przez niego całkowicie zignorowany, więc postarał się żeby tym razem blondyn skupił na nim swoją uwagę. Zamachnął się i z całej siły rzucił szklanką w drzwiczki kredensu kuchennego, a ta przelatując obok blondyna rozbiła się na drobne kawałeczki. Efekt szybko został osiągnięty, bo Daniels przeniósł na niego swoje spojrzenie. - Co ty odpierdalasz, Spencer?! Zresztą to nie twoja sprawa. Ja po prostu nie chcę, żeby mojej ulubionej współlokatoreczce wydarzyła się jakaś krzywda albo co gorsza, żeby uszkodziła jakoś Zacka… - Daniels kontynuował dalej swoją historyjkę, chociaż początkowo sam zareagował oburzeniem. Zaraz na jego twarzy ponownie pojawił się bezczelny uśmiech z dumy, że udało mu się kontynuować ten temat. - Kurwa, właśnie moja sprawa, bo przeginasz Daniels. To już nikogo nie bawi, więc skończ pierdolić te głupoty! - cedził dalej przez zęby, wpatrując się niego swoim rozwścieczonym spojrzeniem. - Bo co, rycerzyku? - zapytał w sposób zupełnie celowy i świadomy Ash, przy tym odwracając się przodem do bruneta. - Bo porozmawiamy inaczej, dupku - odpowiedział natychmiast i także wykonał krok do przodu wyraźnie nastawiony na to, żeby nie skończyło się tylko na groźbach. Niestety obydwoje panowie byli już wystarczająco wcięci, by zachowywać się w ten sposób i raczej żaden z nich nie miał zamiaru odpuścić. Tyle, że Spencer został powstrzymany przez Hallie, która zaraz pochwyciła go za ramię. - Uspokójcie się! Obaj! Już! Nie widzi mi się znowu jeździć z wami po szpitalach! - zaczęła mówić głośno i stanowczo, chcąc przerwać tą sytuację. - To oni zaczęli! - wyrzucili z siebie jednocześnie obaj panowie, przenosząc swoje spojrzenie na blondynkę. Na ten moment udało im się nawet zgodzić w jakimś temacie i to wszystko mogłoby w tym punkcie zakończyć się, gdyby nie kolejne słowa Danielsa. - Spencer, jedna blondyneczka ci nie wystarcza i łasisz się na drugą? A może liczysz na trójkącik, w końcu Hallie wydawała się chętna. Tylko wiesz, radzę ci uważaj, żeby czasem nasza królowa nie zmroziła ci fiuta - powiedział Ashton, stojąc dumny jak paw i z tym pewnym siebie szerokim uśmiechem, który miał świadczyć o jego wyższości i o tym, że świadomie sam dolał oliwy do ognia. Cóż, czyli jednak musiało być mordobicie. Harvey ponownie powoli odwrócił twarz w stronę blondyna, zaraz na jego gębie pojawił się równie szeroki uśmiech. Spokój, który prezentował był bardzo podejrzany, więc było jasne że była to jedynie cisza przed burzą. - Zmyje ci ten uśmiech z gęby, Daniels - odpowiedział, pozostając jeszcze oazą spokoju, ale zaraz wyszarpnął się spod ręki Hallie i nie mając już żadnych ograniczeń mógł ruszyć na Ashtona. Ten rzucił jeszcze prowokujące no chodź, pizdo. W tym momencie nawet już nie rozchodziło się o to dlaczego i po co. Dwóch nabuzowanych, wkurwionych, upitych, typowych męskich przedstawicieli homo sapiens w jednym pomieszczeniu, to nie mogło skończyć się dobrze. I raczej nie wyglądało, żeby oni sami mogli odpuścić, czy żeby nawet Hallie była w stanie ich powstrzymać. Więc, jeżeli Harper chciała cokolwiek zrobić w tej sytuacji, to pytanie czy udało się jej jeszcze przed całą akcją, po pierwszym uderzeniu Harvey’ego w pysk Ashtona czy dopiero gdy już obydwoje trzymali się za chabety?

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
To nie tak, że Harper na co dzień dawała się gnębić, lubiła być wiecznie w opresji i dlatego mieszkała z takim towarzystwem. Keith był naprawdę w porządku, szczególnie jak na chłopaka z dość bogatej rodziny. Zack okazał się fajnym facetem, i choć nie brakowało mu wad to traktował ją z reguły bardzo miło. Odkąd wyprowadziła się Lucy, Pearson miała całe to górne pięterko dla siebie i nie musiała z nikim dzielić łazienki, co przy standardzie ich segmentu (generalny remont został wykonany chyba maksymalnie dziesięć lat temu) i cenie wynajmu stanowiło świetne warunki do mieszkania. A może sam Daniels nie pasował na wymarzonego współlokatora, jednak zazwyczaj wcale nie zachowywał się źle – miał to swoje spaczone poczucie humoru, sypał podtekstami na każdym kroku i regularnie bywał złośliwy, ale nie szydził z niej tak serio-serio i nie próbował jej zranić. Na swój sposób za nią przepadał, a że często go wkurzała ze swoim czepialstwem, podobnie jak on ją swoim luźnym podejściem, to też często się ścierali. Sprawy wymykały się spod kontroli dopiero przy większych emocjach – a do nich nie prowadziły najczęściej występujące u nich kłótnie pokroju tych o to, kto ostatni po sobie nie pozmywał. Problemy zaczynały się po alkoholu, kiedy to Ashton z po prostu niedelikatnego robił się okrutny i tracił poczucie granic, których nie należało przekraczać.
Czasem, kiedy zdarzyło mu się przekroczyć jakąś z jej granic, blondynka reagowała wypierającym wszystko wkurwem, a nawet jeśli później było jej przez niego przykro, ostatecznie łatwo było jej zepchnąć te dołujące uczucia na bok – bo co taki Daniels mógł niby o niej wiedzieć, to po pierwsze, a po drugie, jego opinia o niej, po tym jak emocje opadały, niewiele dla niej znaczyła. Niestety to, co powiedział teraz, miała wrażenie że pozbawia ją jakiejkolwiek godności – co też z grubsza było jej obojętne samo w sobie z wcześniej wymienionych przyczyn. Tylko w tym był jeden szkopuł - te jego wypowiedzi docierały do osoby, której zdanie na jej temat… obchodziło ją, i tu sprawa się komplikowała oraz robiła bolesna. Ciężko byłoby jej wytłumaczyć, dlaczego w ogóle się tym przejmowała – w końcu chodziło o jej byłego; oni rozpadli się już prawie cztery lata temu, a on jeszcze kilka chwil temu trzymał na swoich kolanach zarzucającą mu ręce za kark i całującą go Hallie, z którą przecież wspólnie spóźnili się na tą imprezę z nienazwanych wprost, lecz mimo to bardzo sugestywnie wskazanych powodów. Obecność blondynki w jego życiu, chociaż Pearson bardzo by tego chciała, niestety nie zmieniała za wiele w związku z tym, że nie spływało po niej to co mógł pomyśleć sobie o niej Harvey. I oczywiście wolała, żeby ta rozmowa do niego nie dotarła. Jednak gorsza od tej świadomości, że dotarła, była jego reakcja, czy może konkretnie to, że w ogóle się pojawiła, bo bez tego mogłaby jeszcze sobie wmawiać, że zupełnie zignorował te obrzydliwe teksty Asha… A to nadal dotyczyło tylko tej pierwszej, stonowanej reakcji.
Dosłownie nie dowierzała w ostatnie zachowanie Danielsa, i poza tym, że odruchowo cofnęła się od niego o jeden większy krok, nie zrobiła absolutnie nic więcej, widocznie zszokowana. Szukała jakiejkolwiek riposty, ale w tym momencie miała w głowie totalną pustkę. Głośniejsze odezwanie się Spencera jedynie pogłębiło u niej to zagubienie – niemniej trwało ono co najwyżej sekundę, bo potem… Odgłos rozbijającej się na szafce szklanki, poprzedzony szybkim przeleceniem przedmiotu w polu widzenia, wywołał u Harper gwałtowne wzdrygnięcie się, a następnie skulenie postawy i zesztywnienie całego jej ciała. Jej wzrok mimowolnie opadł na blat, tam gdzie właśnie wylądowały odłamki wraz z rozlaną whisky. I słyszała, co dalej się działo, lecz fizycznie pozostawała całkowicie zblokowana. Sparaliżowana.
Z tego wszystkiego gdzieś w międzyczasie zaszkliły jej się ślepia, a ocknęła się dopiero kiedy skończyło się to wzajemne przerzucanie uniesionymi odzywkami, zaś z ust Harvey’ego wypłynęły słowa wręcz nasączone opanowaniem. Powoli się przekręciła, mogąc dzięki temu załapać się na widok jego szerokiego, ewidentnie sztucznego uśmiechu. Zrobiło się jej niedobrze i może nawet trochę słabo, a dalsze wydarzenia potoczyły się jak dla niej o wiele za szybko. Po pierwszym wymierzonym uderzeniu niekontrolowanie przesunęła się do tyłu, a że stała prawie bezpośrednio przed kuchennym blatem, właśnie na nim się zatrzymała. I chociaż ruch ten nie był szczególnie nagły ani zamaszysty, to jakby odbiła się z niego zaraz pod wpływem impulsu, bez przemyślenia zbliżając się pospiesznie do szarpiących się chłopaków. - Przestańcie! Już wystarczy, kurwa, wystarczy! - Nie miała pojęcia, skąd pojawiło się w niej takie zdeterminowanie, ale też za bardzo nie było czasu na rozmyślanie nad tym. Nie chciała, żeby to się działo, więc zadziałała automatycznie (i zapewne dość głupio), lekko pochylając głowę i wyciągając przed siebie ręce, instynktownie dążąc nimi do Spencera, którego chyba miała zamiar nimi odsunąć czy odepchnąć – jakby naiwnie zakładała, że na niego mogła mieć jakiś wpływ.
W pomieszczeniu chwilę wcześniej ponownie znalazła się paczka papierosowa. Może przywołał ich do powrotu charakterystyczny dźwięk tłuczonego szkła i późniejszych krzyków, a może po prostu zdążyli skończyć palić – niezależnie od przyczyny, przekraczając próg kuchni wyglądali na trochę oszołomionych rozgrywającą się sceną, jednak nie ociągali się z reakcją. Podzielili się też zupełnie naturalnie. Keith prędko dobił do Danielsa i pochwycił go całego, unieruchamiając go po krótkiej przepychance i paru groźbach. Zack natomiast znalazł się po stronie Harvey’ego (od którego był trochę niższy, ale za to na jego korzyść działała silna budowa) odciągając go od Harper, która w efekcie znalazła się między swoim byłym a blondynem. Bez wątpienia zadziałał odruchowo, bo przecież raczej nie zakładałby, aby Spencer mógł chcieć zrobić jej krzywdę, a że Johnson w dalszym ciągu przytrzymywał Asha – na wszelki wypadek – Barker mógł zaraz puścić bruneta, co też uczynił. – Już dobrze, stary? – zapytał go w ramach upewnienia się, że był to koniec bójki, po czym odchrząknął trochę niezręcznie i popatrzył ponad Pearson do drugiego awanturnika.
W wyniku całej tej sytuacji z jej oczu samoistnie wypłynęło kilka łez, lecz kiedy wszystko nagle się uspokoiło – przynajmniej w tym najbardziej namacalnym wymiarze – prędko przetarła policzki wierzchem dłoni, dopiero wtedy podnosząc wzrok na twarz stojącego naprzeciwko Harvey'ego. Jej klatka piersiowa unosiła się mocno i opadała głęboko, a jej spojrzenie było jednocześnie przestraszone i wypełnione pretensją. - Nie prosiłam cię o ingerencję, Spencer. Wcale nie potrzebowałam twojej bohaterskiej pomocy – oznajmiła z zacięciem w głosie (którego przyczynę stanowiła zdaje się zraniona duma), nie do końca celowo podkreślając w wymowie jego nazwisko. Nigdy się tak do niego nie zwracała (ten jeden raz podczas randki w ciemno nie bardzo można było zaliczać do czegokolwiek) - nieważne że tak funkcjonował zazwyczaj w gronie znajomych już wtedy, kiedy byli razem, ona zawsze mówiła do niego po imieniu które zresztą tak lubiła. Jednak o dziwo utrwaliła sobie, że podczas tej ich dzisiejszej interakcji każdy ze zgromadzonych odzywał się do niego w ten sposób, a wobec tego ona też powinna – bo niby skąd miałaby wiedzieć, jak się nazywał, skoro ”nie znali się”?
Daniels coś tam jeszcze szamotał się, bąkał i fukał – nie tak intencjonalnie jak wcześniej ściągając na siebie spojrzenia zainteresowanych wokół - ale Keith za każdym razem uciszał go ostrzegawczo-obłaskawiającym warknięciem, aż te jego podrygi ustały. Po momencie napiętego milczenia rozbrzmiał śmiech solenizanta, oznaczający chyba mniej więcej tyle, że zeszło mu ciśnienie na bicie się, a w jego miejsce wracał ten debilny humor. - Ja pierdole, Spencer, aleś ty spięty jakiś znowu dzisiaj jest. Idź się trochę pobawić i wyluzuj, bo totalnie nie łapiesz żartów – wypalił z lekko tylko jeszcze nerwowym rozbawieniem, jak to on – obracając wszystko w żart, bo w dużej mierze tak właśnie wszystko traktował. Życie, ludzie, czyjeś uczucia – to dla niego była taka zabawa, no hard feelings. Sam zresztą o rzadko co gniewał się na poważnie, dlatego – skoro przestał próbować wyszarpać się z przytrzymującego objęcia Johnsona – można było śmiało uznać jego chęć do rękoczynów za wyczerpaną.
Ona też powinna zakończyć swoje odzywanie się do Harvey’ego na tym, co zdążyło paść z jej strony, bo i tak powiedziała już wystarczająco i zdecydowanie nie musiała nic dokładać… - Pilnuj lepiej swojej dziewczyny – wyrzuciła z siebie znacznie ciszej niż wcześniej, zwracając buzię ponownie w jego kierunku. Ale chociaż nie umiała powstrzymać się przed wypowiedzeniem tych słów, to wcale nie zabrzmiały one w jej ustach lekko. Nie były nawet złośliwe - tak jak poniekąd wypadły te jej pierwsze - a raczej przepełnione żalem. Jakby raniła ją to istnienie jego dziewczyny, nieważne że Hallie chyba nie do końca nią była w takim standardowym znaczeniu tego pojęcia. Nieważne też, że brunet w swoim stanie mógł nie wyłapać różnicy i odebrać to jej odezwanie się w podobnym tonie co poprzednie – nie dbała o to, bo sama też nie była w najlepszym stanie. Nawet nie przepracowała jeszcze w pełni całego tego zajścia a już czuła, że może sobie nie poradzić ze swoimi porytymi emocjami.
- A z tobą wszystko w porządku? – zapytał Zack, wtrącając się w tą ciężkawą atmosferę umyślnie, aby ją rozgonić. Zbliżył się do Harper i w troskliwym geście ułożył łapy na jej ramionach, nakrywając nimi wytatuowane róże, następnie zagarniając ją nieco bardziej do siebie. – W porządku – odpowiedziała niemrawo, zaraz opuszczając głowę i zagryzając zęby na dolnej wardze. Koniec rozmowy ze Spencerem. Dała się przesunąć, teraz w ogóle straciła swoją waleczność sprzed paru chwil i liczyła po prostu na to, że jej były i jego towarzyszka oddalą się tak, jak chyba wcześniej mieli to zrobić, tylko nie zdążyli. Miała dość, lecz przy tym ogarnęła ją totalna bezsilność. Chciała po prostu odetchnąć i zapomnieć o całym tym zajściu. W sumie… najłatwiej byłoby przy Barkerze, który nie był świadkiem głównej, najgorszej dla niej części. Nie, żeby tak bardzo pragnęła jego towarzystwa przy sobie, ale naprawdę potrzebowała kogoś, kto zajmie jej myśli, odciągnie je od Harvey’ego i tego, co się z nim wiązało.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Akcja pomiędzy chłopakami potoczyła się naprawdę szybko, więc trudno uznać kto wykonał ile kroków i ruchów. Na pewno obaj panowie nie powstrzymali się przed rzucaniem się z pięściami na tego drugiego. Każdy z nich też oberwał, o czym świadczyły niewielkie, ale jednak ślady na ich twarzach - u Asha był to czerwony ślad i przetarcie na policzku, a u Harvey’ego delikatnie rozcięcie dolnej wargi. Takie niby nic, ale jednak to świadczyło, że panowie nie żartowali i na serio stawiali się do tej bójki. Jednak nagle nie wiadomo skąd wyrosła między nimi Harper, co spowodowało też jego machinalnie wycofanie do tyłu. Nie dlatego że uciekał, tylko dlatego by przypadkiem ona nie stała się ofiarą w tej potyczce. Chociaż zareagował bezwarunkowo to nie znaczyło, że był zadowolony z jej wtrącenia się w już ich męskie porachunki. Nagle jego rozwścieczone spojrzenie zeszło na nią, lecz nie w celu przeniesienia na nią swojej agresji, tylko wymownego pokazania że to jej wkroczenie do akcji wcale mu nie odpowiadało. Jednak nie zdążył zrobić nic więcej, bo zaraz został odciągnięty do tyłu. Nie miał jeszcze nawet świadomości przez kogo, ale z automatu obruszył się, nie pozwalając by ktokolwiek targał sobie nim jak chciał. Nie był to gest świadczący o dalszej chęci udziału w bijatyce, tylko ruch w stylu kurwa, zabieraj swoje łapy. Odwrócił twarz w stronę mężczyzny i wtedy też dotarły do niego jego słowa. Jeszcze ciężko oddychał i ledwo co powstrzymał się przed kolejnym wybuchem, więc gdy zobaczył przed sobą mordę Zacka, to nie mógł zareagować miło. - Świetnie, kurwa, nie widać? - zapytał sarkastycznie. Pewnie nie wyskoczyłby z takim tekstem, gdyby nie fakt że chodziło o Barkera, który może sypiał albo nie sypiał z Harper, ale było pewne że jeżeli jeszcze tego nie robił to na pewno chciał. Niestety jego uwaga skupiła się na mężczyźnie, dlatego słowa Harper dotarły do niego z zaskoczenia.
Tym razem też zadziałał w widocznym slow motion. Odwrócił twarz w jej kierunku, pozostając zdezorientowanym jej reakcją. Ściągnął brwi i wpatrywał się w nią bez żadnego słowa. Właśnie go opieprzała za to, że w sumie stanął w jej obronie? To było złe posunięcie? Lepiej, żeby kolega wyzywał ją od królowych lodów? Chyba czegoś w pierwszym momencie nie zrozumiał. Ale tak, on działał bezwarunkowo. Prawdopodobnie zachowałby się w ten sam sposób, jeżeli Daniels odzywałby się tak do którejkolwiek dziewczyny. No, może wtedy nie rzucałby tą szklanką, bo chociaż ten ruch był opóźniony, to jednak pozostawał bardzo impulsywny i poziom jego wkurwu na pewno miał związek z tym, że chodziło o Harper. I chyba tutaj był problem z jej punktu widzenia. To on na to zareagował, a nie ktokolwiek inny. Widocznie nie spodobało się jej i tego sobie nie życzyła. Nie pełnił dla niej już funkcji obronnej i przecież jakiekolwiek jego mieszanie się w jej życie powodowało jedynie negatywne skutki. Zresztą było wysoce prawdopodobne, że obecnie miała już kogoś, kto powinien stawać w jej obronie. Jego uwadze nie umknęło także to, że zwróciła się do niego po nazwisku, czego nigdy nie robiła, ale pomimo tej całej nagłej sytuacji udało się jej utrzymać pozory i wpisać w schemat. Brawo ty Harper, za trzymanie ręki na pulsie. Harvey nie odpowiedział jej nic od razu, wolał zacisnąć mocno wargi ze sobą i zachować dla siebie to, co cisnęło mu się na usta. Zjechał też spojrzeniem gdzieś w bok, a gdy Ash przywalił się do niego ponownie - ale jednak w zupełnie innym tonie niż jeszcze chwilę temu - to pierw odruchowo uśmiechnął się, a potem przejechał językiem po wnętrzu swojej buzi od ust po policzek. Nie chciał dać mu się wciągnąć w kolejne przepychanki, bo świadomy tego, że był daleko od osiągnięcia spokoju i opanowania, wolał nie zaczynać niebezpiecznej pogaduszki z tym debilem. Był w stanie wycofać się z tego całego zajścia w zupełnej ciszy, gdyby nie fakt, że Pearson odezwała się ponownie.
Jego spojrzenie przepełnione tym niezrozumieniem i żalem ponownie wróciło do jej twarzy. Bo cokolwiek by się nie działo, to nie powinna czepiać się Hallie, w jakimkolwiek kontekście. Szczególnie w sytuacji, w której on chciał jej pomóc, a jego dziewczyny to wcale nie dotyczyło. Niestety jakoś szczególnie nie zauważył różnicy w jej tonie, pewnie dlatego że w tym stanie sens jej słów był dla niego ważniejszy. Dlatego tym razem zareagował już od razu. - Przepraszam, mój błąd. Następnym razem, jak ktoś będzie mieszał cię z błotem, to nie kiwnę nawet palcem. Może nawet to lubisz, bo co ja mogę o tym wiedzieć - odpowiedział w pierwszej chwili na jeszcze jej wcześniejsze słowa, unosząc podbródek do góry i przybierając ten wyraz twarzy, który świadczył o tym, że właśnie miał na nią i na to wszystko wywalone. - I racja, będę pilnować. Więc wracam do tej właściwej dziewczyny - gdy wypowiadał te słowa, to przy niej pojawił się już Zack ze swoim przynoszącym ukojenie objęciem. Harvey chociaż już wycofywał się do tyłu, to pewnie za długo wpatrywał się w ten obrazek. Nie dlatego, że nie był w stanie się odwrócić, tylko raczej chciał go zapamiętać i wbić sobie do tego durnego łba, że jej problemy - jakiekolwiek one by nie były - to nie była jego sprawa. Bo kurwa, przecież Harper na każdym kroku mu to wyraźnie zaznaczała. Ale widocznie musiał zobaczyć na własne oczy, że ktoś inny zajmował miejsce jej pomocnika i wsparcia, więc nieważne jakie były jego odruchy, to nie miały one już dawno zastosowania. Gdy w końcu odwrócił się, to od razu pojawiła się przed nim Hallie z swoim pół na pół, trochę przestraszonym, trochę zmartwionym spojrzeniem, zadając to samo pytanie, które Zack skierował do Harper. Spencer jedynie pokiwał głową, rzucił krótkie spadajmy stąd, po czym zamiast odejść tak po prostu to objął ją swoją ręką, przysuwając i niemal zagarniając ją do siebie jak swoją dziewczynę, i dopiero w ten sposób ruszyli razem do innego pomieszczenia.
Wylądowali w małym salonie, gdzie obecni w nim ludzie bawili się w najlepsze, kompletnie nieświadomi akcji, która wydarzyła się w kuchni. Wszystkie siedzące miejsca były pozajmowane, ale przynajmniej dzięki temu, że ludzie siedzący na kanapie przysunęli sobie mały stoliczek, by mieć gdzie odkładać alkohol, to Harvey z Hallie mogli udać się w kąt pod oknami. Spencer nie wyglądał jeszcze na spokojnego, ale starał się nie pokazywać tego, jak bardzo emocje gotowały się w nim. Blondynka pozostawała skołowana, więc gdy już tylko odsunęli się trochę na bok od wszystkich, to widać było że starała się coś powiedzieć, jednak nie znajdowała dobrych słów. - Poczekaj tu, a ja pójdę po coś do picia - powiedziała niespodziewanie, uchylając jeszcze okno by zrobić niewielki przeciąg. Wróciła po dosłownie dwóch minutach, ale już w tym czasie Harvey zdążył trochę ochłonąć. Chciał nawet pierwszy się odezwać, ale ta wsadziła mu kubek w dłoń i zaczęła mówić. - Chciałeś dobrze. Wykonanie może było nie najlepsze, ale nie wiem czemu ta Harper tak przyczepiła się do ciebie. Daniels ją bezczelnie obrażał, a jemu nie zwróciła żadnej uwagi. Więc nie przejmuj i nie denerwuj się już… - zaczęła mówić w pełni opanowanym głosem, chociaż jej jasne tęczówki wcale na niego nie patrzyły, tylko wędrowały gdzieś po podłodze, co szybko zwróciło jego uwagę. Odstawił plastikowy kubek na parapet i wlepił w nią swoje zaniepokojone spojrzenie. - Nie lubię kiedy tak cię ponosi. Kiedy tak nad sobą nie panujesz. To jest… - nie dokończyła już swojej myśli, z trudem formując kolejne zdania. Natomiast Harvey momentalnie ocknął się. Zareagował impulsywnie, nie myśląc ani o Harper, ani o Hallie. A ta druga stała właśnie przed nim i wydawała się… przynajmniej mocno spłoszona? Chyba to słowo najlepiej opisywało jej stan, co sprawiło ze Spencer w mgnieniu oka poczuł się jak kupa gówna. - Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć - odpowiedział niemal od razu, gdy jedna z jego dłoni objęła ją w talii, a druga odnalazła swoje miejsce na jej potylicy, by mógł całościowo zagarnąć ją w swoje objęcie. Hallie przez chwilę stała jeszcze nieco niepewna i zesztywniała, ale ostatecznie też go objęła i wtuliła się w jego klatkę piersiową. - Jest okej. To po prostu przez to, że… - zaczęła mówić, brzmiąc jednak niezbyt przekonywająco i urywając swoją wypowiedź. - Wiem. Naprawdę przepraszam. Już jestem spokojny, nic się nie dzieje - zaznaczył, co w sumie było zgodne z prawdą, bo nagle ta cała historia z Harper przestała go interesować (zresztą i tak go nie dotyczyła), a liczyło się dla niego jedynie to by ona czuła się przy nim dobrze i bezpiecznie. Po swoich słowach, zacisnął delikatnie dłoń na jej karku, a jego usta przylgnęły do jej czoła. Hallie przymknęła na moment oczy, po czym uniosła w końcu twarz do góry i lekko uśmiechnęła się do niego. Harvey z kolei opuścił buzię lekko w dół, patrząc się na nią swoim szczerze przepraszającym spojrzeniem, ale zaraz bardziej w nerwowym odruchu także uśmiechnął się, chociaż bardzo znikomo. Blondynka uniosła dłoń do góry, by bardzo delikatnie przejechać opuszkami palców po jego rozciętej wardze, a później przesunąć ją na jego policzek. Chwilę stali tak, wpatrując się w siebie z widoczną troską i czułością, aż Hallie zaraz wspięła się na palce, by musnąć jego wargi w taki bardzo subtelny, wręcz niewinny sposób, na znak zakończenia pomiędzy nimi tej lekko niekomfortowej sytuacji. Spencer jedynie podtrzymał ją pewniej przy sobie i wcale nie dążył do pogłębienia czy przedłużenia tego pocałunku. Gdy dziewczyna już sama oderwała się od jego warg, to przytulił ją jeszcze mocniej do siebie i na koniec złożył krótki, opiekuńczy pocałunek na boku jej głowy, decydując się na nie wypuszczanie jej ze swojego objęcia, aż sama nie da mu znać, że już powinien to zrobić.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Harper musiała zdawać sobie sprawę, że to stanięcie w jej obronie przez Harvey’ego było czymś dla niego naturalnym. Inaczej – bazując na tym, co wiedziała o nim z dawnych lat, powinna rozumieć, że właśnie takie stawanie w czyjejś obronie po prostu do niego pasowało, bo już kiedyś zdecydowanie nie był tym typem, który z podkulonym ogonem i zamkniętą buzią przysłuchuje się i patrzy, jak ktoś obok niego jest poniżany. Spencer reagował zamiast na to pozwalać. I nie chodziło o to, komu działa się „krzywda”, sam fakt że się działa stanowił dla niego wystarczający powód, a przynajmniej tak to wyglądało dawno temu i istniało spore prawdopodobieństwo, że miało zastosowanie do dziś. Wkurwiony rzut szklanką był wprawdzie odruchem o wiele bardziej niepokojącym niż szlachetnym, i sam w sobie przestraszył ją do tego stopnia by całkowicie ją unieruchomić na dłuższy moment, lecz patrząc całościowo, intencje bruneta wydawały się przejrzyste i jak najbardziej dobre, bo nie rozchodziło się konkretnie o nią, tylko o chujowe zachowanie Danielsa - a że obaj z pewnością trochę wypili, to potoczyło się dalej, jak się potoczyło. Podążając tym tokiem myślowym, Pearson nie miała prawa na niego naskakiwać za jego dobre pobudki. Ciężko, żeby mu otwarcie przy wszystkich dziękowała, gdyż to świadczyłoby jedynie o tym, że jednak potrzebowała jego pomocy – czego przecież za żadne skarby nie chciałaby przyznać – niemniej nie musiała go w zamian atakować, co mimo to uczyniła. To okazało się łatwiejsze niż pokazanie, że drwiny współlokatora faktycznie ją dotknęły i zabolały, szczególnie w tym zestawieniu, w którym Harvey je usłyszał.
Z kolei mierzenie się z nim twarzą w twarz finalnie okazało się gorsze, niż w jej poczynionych nie w pełni świadomie założeniach. Tego jednak nasza ulubiona aktoreczka nie dała po sobie poznać. - Świetnie – mruknęła tylko niewyraźnie w reakcji na jego zapewnienie, że nie kiwnie palcem kiedy następnym razem ktoś będzie mieszał ją z błotem. Przynajmniej wtedy nie pomyśli sobie odruchowo, że Spencer mógł chcieć obronić ją, jako konkretnie ją. Takich głupich myśli zdecydowanie nie potrzebowała, bo przecież czemu miałby chcieć, czemu ona miałaby go obchodzić? No więc właśnie. Zaraz stała przodem do Barkera, rejestrując jak Harvey odwraca się i oddala. Czy to oznaczało ulgę? Wątpliwe.
Nie odesłała go do pilnowania swojej dziewczyny dlatego, że pragnęła aby zajmował się Hallie. Chyba po prostu chciała, żeby to, co robił – z blondynką, z innymi dziewczynami, no z kimkolwiek tak naprawdę – żeby mogło ją to nie ruszać. Żeby on cały jej już nie ruszał, bo w końcu jak bardzo żałosne było, że przejmowała się nim do takiego stopnia? No bardzo w cholerę żałosne. Niestety jego odejście wraz z towarzyszką po jej uprzednim objęciu nie sprawiło, że Harper nagle doznała jakiegoś uwolnienia i przestała się przejmować. Właśnie zrobiło się znacznie gorzej, bo oczywiście że kątem oka zerknęła na ten obrazek i zobaczyła, jak to on tym razem zagarnia ją, od czego skręciło się jej w żołądku jeszcze mocniej niż do tej pory się tam skręcało. Dość prędko wróciła spojrzeniem przed siebie, na klatkę piersiową Zacka, lecz widok sprzed chwili został z nią w jej głowie. – Pójdziesz do łazienki po jakąś szmatkę? Muszę posprzątać – rzuciła nieobecnie, jedynie przelotnie unosząc oczy na twarz współlokatora, bo następnie powiodła nimi do rozbitej szklanki. Barker również popatrzył w tamtym kierunku i zapewne jej przytaknął, bo już zaraz nie było go obok, a ona ruszyła na miejsce tej małej katastrofy. Mieli jakieś szmatki też tutaj, w kuchni, ale wspomniała o łazience celowo. Potrzebowała jednak zostać sama.
Jej wzrok na moment przypadkowo zahaczył o mordę Danielsa, a wtedy poczuła, jak ogarnia ją przypływ złości. Zapragnęła mu wygarnąć, nawrzeszczeć na niego że jego tak naprawdę w chuj niezabawne słowa potrafią być kurwa okrutne, że nie miał pojęcia jakiej niszczycielskiej mocy mogły nabrać w danej chwili, i że jest po prostu zjebany. A także, zupełnie na marginesie, że przez niego musiała (wcale nie musiała) skonfrontować się z Harvey’m, czego nie chciała i czego już cholernie żałowała. Zacisnęła jednak wargi mocniej ze sobą i popatrzyła z powrotem uparcie przed siebie. Nie miała na to teraz siły, więc jedynie zbliżyła się, chłodnym tonem kazała się odsunąć i zaczęła zbierać kawałki szkła. Może opierdoli go jutro, albo może nigdy, bo przecież Harper nie wyobrażała sobie, że miałaby prosić kogokolwiek o specjalne, ulgowe traktowanie - a taka emocjonalna reakcja, do której ją ciągnęło, byłaby właśnie sygnałem, że należało obchodzić się z nią jak z jajkiem żeby jej nie urazić, nie dotknąć. Nie chciała litości, współczucia ani nic pokrewnego. Nie potrzebowała tego - to znaczy tak sama uważała i postępowała zgodnie z tą wiarą, choć tak po prawdzie... Gdyby ktoś zignorował jej zapieranie się, i zwyczajnie przymusił ją do przyjęcia wyrazu wsparcia, nie zważając na potencjalne zrywy sprzeciwu - to wtedy okazałoby się, że to było coś, czego brakowało jej najbardziej. Wyrazu akceptacji. Nieugiętej troski. Po prostu... takiej czystej formy miłości. Ale biorąc pod uwagę jej odgradzanie się od wszystkich na tym najgłębszym poziomie, ciężko byłoby liczyć aby ktoś miał zaoferować jej takie traktowanie - bo skoro mówi że nie chce, to nie chce i już. Nic na siłę. A zatem Pearson samą siebie skazywała na to utrzymujące się cierpienie i poczucie wyobcowania. Istniała szansa, że kiedyś zmądrzeje i nauczy się otwarcie szukać ciepła oraz prosić o delikatność wobec siebie. Chociaż były też szanse na to, że utknie w swoim spaczonym, niezdrowym schemacie na zawsze. Chyba czas pokaże.
- Hej, uważaj! Robisz sobie krzywdę… – odezwał się Zack zza jej pleców z wyraźnym zaniepokojeniem. - Co? – wzdrygnęła się, najpierw automatycznie oglądając się na niego przez ramię, a widząc jego wzrok spod zmarszczonych brwi podążyła za nim, do swoich własnych dłoni, na których miała pozbierane największe odłamki szkła, a poza tym to krew. Cholera. - Niezdara ze mnie. Ale to nic – skomentowała pospiesznie, po czym od razu ruszyła z miejsca aby wyrzucić kawałki szklanki do kosza, a następnie puściła zimną wodę z kranu, pod którą włożyła ręce aby pomóc ranom szybciej się zasklepić. W tym czasie brunet, z pomocą przyniesionej szmatki, zgarnął resztę bałaganu. Ashton, stojący wraz z Keithem nieopodal, pozwolił sobie na jakąś kolejną docinkę nawiązującą do tego, co działo się pod nieobecność jego obu współlokatorów, lecz biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń nikt za bardzo nie miał ochoty utwierdzać go w tym, że było z czego się śmiać – choć chłopcy i tak mieli o wiele luźniejsze podejście do takich spraw, dlatego sytuacja rozpłynęła się, nie pozostawiając w nich żadnego nieprzyjemnego napięcia. Po Harper dało się jednak zapewne zobaczyć, że nadal była wyraźnie nieswoja, przy czym nie budziło to w żadnym z nich większych wątpliwości, bo w podobny sposób zachowywała się po innych, bardziej zwyczajnych spięciach w domu – zamykała się, nic wyjątkowego.
- To może pójdziemy się pobujać? Tak wiesz, na odreagowanie – zaproponował, pojawiając się znów u jej boku i uśmiechając się do niej łagodnie. Gdyby nie trwająca impreza, zapewne zostawiłby jej przestrzeń, lecz panujące okoliczności skłoniły go do podjęcia rozchmurzającej inicjatywy. Chwilę wcześniej zakręciła wodę i osuszyła ręce, nawet zdążyła duszkiem przechylić całego drinka którego przygotowała sobie przed całym tym zajściem - dlatego nie zawahał się przed złapaniem jej za przedramię i pociągnięciem za sobą. - Nie wiem czy to jest najlepszy pomysł… – odparła bez przekonania, mimo to dając się mu początkowo poprowadzić. Przecież chciała sobie odreagować i nawet wpadła na to, że Barker mógłby jej w tym pomóc. Nie uwzględniła tylko swoich oporów przed taką formą odskoczni, które z drobnym opóźnieniem zaczęły się w niej rodzić. Ani tym bardziej tego, że chwilę po pojawieniu się w pokoju przechodnim ponownie zobaczy Spencera, co prawda na końcu salonu do którego jeszcze nie zdążyli dotrzeć – a tam zdaje się zmierzał z nią brunet - za to w takim ułożeniu z Hallie, że zrobi się jej na powrót niemiłosiernie niedobrze. - Nie, Zack, stój. Mówię poważnie. Stój! Ja… Źle znoszę utratę krwi. Nawet taką małą. I teraz mi trochę słabo. Jeszcze bym tam zaraz zemdlała i… Nie chcemy tego – zaczęła „tłumaczyć”, zapierając się w miejscu, tak żeby nie dać się wprowadzić do pokoju dziennego, a i chwilowo tego najbardziej imprezowego, gdzie ludzie już tańczyli – wprawdzie nie tłumnie, to bo nadal nie było aż to zaawansowanie domówki, ale dzięki temu przynajmniej była w stanie zawczasu zauważyć Harvey’ego wraz z jego blondynką. I owszem, blefowała, a przedstawiony przez nią argument był tak mocno naciągany, że aż zdziwiła się gdy Barker faktycznie odpuścił i się zatrzymał. - Pokaż no te dłonie. – Obrócił się przodem do niej i pochylił nad nią, sięgając po obie jej ręce i uniósł je spodem do góry, co pozwalało mu się im przyjrzeć, w każdym razie umownie. Pearson pobladła – co w słabym świetle nie było szczególnie widoczne – niemniej pozwoliła mu na to. - Faktycznie niezdara z ciebie, tak się pociąć potłuczoną szklanką… Od następnej imprezy wystawiamy już same plastikowe kubki – odezwał się lekko, podnosząc na nią mimo wszystko wesołe ślepia i wpatrując się w te jej, aż zaszła w nich pewna zmiana. Mała, lecz jednak na lepsze. - Doskonały pomysł. Mógł pojawić się wcześniej, bo nie powiem ile szkła już potłukło się w tym domu podczas imprez. Ale lepiej tak późno niż wcale – odpowiedziała, siląc się na niewyraźny uśmiech. Wiedziała, że chciał dobrze. Że próbował humorem jakoś poprawić jej nastrój. Była wdzięczna, nawet postarała się zareagować w podobnym, lekko zabawnym tonie, nie zważając na to że aktualnie żarty w ogóle się jej nie trzymały. Tylko że też zaczęła liczyć na to, że on jej odpuści, a Barker wciąż trzymał jej dłonie, i teraz powoli obrócił je spodem w dół, by następnie ułożyć je na swoich barkach. – Czyli mówisz, że tańczenie nie za bardzo? – upewnił się, naturalnie mając nadzieję ją zachęcić. Na poprzedniej domówce u nich faktycznie dała mu się namówić do tańca i było naprawdę miło, jednak wtedy cały wieczór przebiegł jej generalnie miło, a ona uwielbiała tańczyć, więc po odpowiedniej dawce alkoholu samo poszło. Aktualnie w ogóle nie byłaby w stanie wyobrazić sobie czegoś podobnego, dlatego zaczęła wycofywać ręce – co spotkało się z ich przytrzymaniem. – Zack, naprawdę, nie dzisiaj… – skrzywiła się, ponieważ nawet drobne, za to świeże skaleczenia na dłoniach plus tarcie nimi o materiał to nie było zbyt przyjemne połączenie. Ustąpił. – Szkoda, bo ostatnio bardzo mi się podobało – przyznał, dając jej zabrać dłonie z jego ramion, a w mieszance kotłujących się w niej emocji zaczęło przeważać poczucie winy także wobec niego, więc opuściła oczy zawstydzona. Wysyłała mu sprzeczne sygnały. Korzystała z jego towarzystwa i niewinnego zainteresowania nią, kiedy te jej odpowiadały, ale w innych przypadkach go odpychała – owszem, łagodnie, lecz całościowo to nie było w porządku. Czy potrzebowała zobaczyć swojego byłego, czule przytulającego i całującego Hallie, żeby zrozumieć jak bardzo słabe i niedojrzałe było jej traktowanie współlokatora, który nienachalnie acz wyraźnie liczył na coś więcej z jej strony, czego ona niby niechcący do tej pory nie zauważała? Jej chęć do przebywania przy Zacku w tej konkretnej chwili to była jej próba oszustwa samej siebie, odwrócenia swojej uwagi od tego, co ją męczyło, a nie szczera potrzeba jak w przypadku Harvey’ego i jego nie-dziewczyny… Swoją drogą nie rozumiała tej relacji, bo dobrze pamiętała jak podczas randki w ciemno powiedział jej, że nie uznaje idei otwartych związków, że to nie dla niego, a tutaj widocznie angażował się, chociaż blondynka stwierdziła wtedy przy stole, że to było bez większych zobowiązań… Chyba że Spencer liczył na to, że z czasem ją przekona do czegoś poważniejszego - wydawała się być uroczą, fajną, wesołą i otwartą dziewczyną, do tego prześliczną, więc gra była zapewne warta świeczki. No a musiałaby być ślepa i głupia, żeby w przyszłości chcieć odrzucić takiego dobrego, troskliwego faceta jakim on był…
Jej myśli popłynęły stanowczo za daleko, a ona, wiedziona nimi, zupełnie bez przemyślenia powiodła spojrzeniem do miejsca, w którym tamci siedzieli… Kurwa. Napotkawszy wzrok Harvey’ego momentalnie się spięła, a w kolejnej chwili uciekła swoim z powrotem do Zacka, totalnie speszona – bo w jakimś sensie została złapana na gorącym uczynku. - Następnym razem. Ja dzisiaj już nie daję rady i… po prostu pójdę spać – wypaliła, starając się zachować pozory opanowania, no i przede wszystkim jakiegoś zmęczenia skoro na nie poniekąd się powoływała. – Ale ty baw się dobrze – dorzuciła jeszcze, posyłając mu słaby uśmiech. Nie dając mu szansy na reakcję, nie zostawiając mu możliwości na próbę powstrzymania jej, zaraz odwróciła się do niego tyłem i pewnym, nieco pospiesznym krokiem ruszyła w stronę schodów. Barker, gdy został sam, na parę sekund zastygł w dotychczasowej pozycji, patrząc za nią z zauważalnym rozczarowaniem. Przez to nie zobaczył Danielsa z Keithem, którzy przyglądali się zajściu z drugiego końca pomieszczenia, a teraz pojawili się obok współlokatora aby żartobliwie mu podokuczać, że Pearson znowu mu uciekła. Ostatecznie jednak nie było to pastwienie się nad nim, i zaraz wszyscy chłopcy wrócili do kuchni z głupawymi uśmiechami na twarzach, pewnie mając zamiar znowu się napić.
Po zdeterminowanym pokonaniu całej serii schodów (wraz z utrudnieniem w postaci taśmy ostrzegawczej, blokującej wejście na te najwyższe i przypominającej o pozostawionym na dole Zacku) wpadła do swojego pokoju ciężko dysząc, ale bardziej z nerwów niż od tego wysiłku. Uciekła z przestrzeni, w której musiała, albo przynajmniej bardzo starała uważać się na każdy swój ruch i słowo, w której też za wszelką cenę nie pozwalała sobie odczuwać pełni emocji, ogarniających ją zewsząd, w dużej mierze niezrozumiałych. Uciekła do przestrzeni, w której była wolna od konieczności udawania, lecz w zamian zostawała sam na sam ze sobą i tym wszystkim, co w sobie tłumiła. Nie zapaliwszy światła spojrzała na swoje spowite mrokiem odbicie w lustrze. Oddychała ciężko, czując jak narasta w niej… coś trudnego do określenia, za to łatwego w przewidzeniu, co miało za sobą pociągnąć. Nie płacz, Harper. Nie płacz, bo nawet nie masz do tego żadnego realnego powodu. Nie bądź słabeuszem. Racja, nie chciała być słaba. Zakryła dłońmi swoją twarz, walcząc o spokojniejsze wdechy i przedłużając wydechy. Ciężko powiedzieć, ile czasu tak spędziła, mogła to być minuta a mogło minąć ich dziesięć. Tak czy inaczej, ostatecznie opuściła ręce, podeszła pod biurka i zapaliła lampkę, by następnie oprzeć się na krawędzi blatu nad którym się pochyliła. Leżało na nim kilka kartek, w tym jej aktualna to-do lista z zakreślonym punktem ogarnąć wolne na wyjazd. Uśmiechnęła się gorzko, znów niepostrzeżenie dla samej siebie odpływając. Los upodobał sobie chyba kpienie z niej.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Po tym jak Harvey opuścił poprzednie pomieszczenie i został sam na sam z Hallie, to wcale nie miał już powodów, by wracać myślami do tamtych wydarzeń i do Harper. Postąpił odruchowo i chociaż jak to podsumowała jego nie-dziewczyna, chciał dobrze, ale zastosował niewłaściwe środki. Jednak nawet ona zauważyła te jego dobre intencje, czego zupełnie nie dostrzegła Pearson. Nie oczekiwał podziękowania, ale nie spodziewał się też ataku z jej strony. A w momencie gdy go niespodziewanie otrzymał, to szybko wytłumaczył sobie, że ta cała akcja nie była tego warta. A on miał swoje życie, swoje sprawy i swoje problemy. I w tej chwili mógł całkowicie skupić się na Hallie i na tym, że właśnie trzymał ją w swoich objęciach. Prawdopodobnie gdyby nie wybiła go tamta sytuacja, a ilość procentów w jego krwi była trochę niższa, to zobaczyłby, że jego poziom zaangażowania w tą relację przewyższa ich początkowe założenia. Dostrzegłby, że zgodził się uczestniczyć w czymś do czego zwyczajnie nie był w stanie się dostosować. Spencer nie potrafił nie angażować się w pełni, nie dawać całego siebie. Jedynie udawał przed samym sobą, że ten układ mu pasował, a on tak świetnie się w nim odnajdywał, bo… to cholernie smutne, ale to było jedne na co w tej chwili było go stać. Z powodów czysto egocentrycznych wszedł w ten układ, bo go potrzebował - bo potrzebował jej - chociaż z samego założenia wiedział, że on będzie dla niego trudny, a momentami może nawet bolesny. Jednak mógł trwać w nim bądź w samotności, a na tą chwilę stwierdził że to niebycie razem będzie dla niego całościowo korzystniejsze. Dlatego wtulał ją w siebie, jednocześnie bardzo powoli uspokajając swój oddech i to tylko po to, by w momencie gdy w końcu uchylił swoje wcześniej cały czas przymknięte powieki… zobaczyć Harper i Zacka.
Nie drgnął z miejsca. Chociaż wcale nie chciał, to dalej obserwował tą sytuację. Nie miał pojęcia co wydarzyło się bądź co miało wydarzyć się między tą dwójką, widział tylko efekt końcowy, czyli pójście Pearson w kierunku schodów i zniknięcie Zacka. I zrozumiał, że… to go w ogóle nie dotyczyło. Przypadkiem znaleźli się na tej samej imprezie, ale na dobrą sprawę byli dla siebie zupełnie obcy - i to też przed wszystkimi udawali. Powtarzał sobie to tak długo i uparcie w głowie, że w pierwszej chwili nie usłyszał, że Hallie do niego mówiła. Otrząsnął się, delikatnie odsunął i zrobił to, co należało, czyli skupił na niej całą swoją uwagę. Blondynka zaproponowała, by wyszli na zewnątrz się przewietrzyć, więc Harvey objął ją swoim ramieniem i powędrowali w tamtym kierunku, a tam już wszystko potoczyło się samo. Rozmowy ze znajomymi, żarty, kolejne drinki. Jakby kilka minut wcześniej wcale nie wydarzyło się nic wyjątkowego. Upływ czasu był z kolei bardzo umowny. Znajdowali się na imprezie, to nikt go nie pilnował. Trudno więc powiedzieć, czy minęło dziesięć minut czy pół godziny. Jednak z pewnością w tej niewymierzonej czasoprzestrzeni Spencer zdążył zasilić swój organizm sporą dawką alkoholu. Zresztą nie tylko on, impreza w końcu porządnie rozkręciła się, zrobiło się także o wiele głośniej, szczególnie przez muzykę. W końcu Harvey został sam, bo Hallie rzuciła że musi iść porozmawiać o czymś z Danielsem i zniknęła. Nie podobało mu się to, miał złe przeczucia, ale uśmiechnął się jedynie do niej i puścił ją wolno. W końcu była wolna.
Nagle Spencer został sam. To znaczy, dalej znajdował się pośród ludzi i bez większych problemów mógł nawiązać z nimi rozmowę i dalej dobrze się bawić. Jednak jedna ponura myśl zaprowadziła go do następnej i w taki sposób wrócił ponownie do kwestii Harper. Jednak nie do tego co się wydarzyło, to było już za nimi. Bardziej uświadomił sobie, że będą jechać razem na wycieczkę i nie mają żadnego dobrego planu, jak to przetrwać. Odruchowo przyjęli dokładnie tą samą pozycję obronną, czyli po prostu udawali, że się nie znali. A przynajmniej nie zdradzili niczego, co dałoby wrażenie że mogli już wcześniej się znać. Jednak ta strategia była szyta cienkimi niciami i bardzo łatwo mogli ją nawet zupełnie przypadkiem stracić. Tak więc, świetnym pomysłem byłoby ustalenie wspólnego planu! To był tragiczny pomysł, ale właśnie on popchnął go w kierunku schodów. Albo nawet nie do końca on, ale to brzmiało na świetne wytłumaczenie, bo przecież pierwsze o co zapyta Harper, to czemu on do niej przylazł. Pytanie, czy Harvey to wiedział? Na ten moment chyba nie do końca, bo kierował nim głównie alkohol i jakieś emocje, jednak nie był w stanie nawet ich dobrze określić. Na pewno nie myślał i nie zachowywał się logicznie, ani w sposób w który postąpiłby na trzeźwo. Jednak to nie zmieniało faktu, że szedł na górę, minął to durne zabezpieczenie, o którym wcześniej usłyszał i zatrzymał się przed jedynymi drzwiami, które były zamknięte. Miał jeszcze wybór, mógł się cofnąć, zrezygnować, napisać później smsa, ale nie… zapukał do jej drzwi. Po czym szybko zorientował się, że Harper może bardzo prędko je zamknąć, więc nacisnął klamkę i zaraz już był w środku. Pierw odnalazł ją swoim spojrzeniem. A raczej wolał się upewnić, że to była ona i była w tym pokoju sama. Dopiero po tym zamknął za sobą drzwi, po czym oparł się o nie, co miało być sygnałem, że nie ma zamiaru naruszać jej prywatnej przestrzeni bardziej niż to było konieczne. Przynajmniej na razie.
- Tak więc… chyba jadę z tobą i z twoim nowym chłopakiem pod namioty? Zamierzamy o tym porozmawiać? Ustalić jakąś strategię niewchodzenia sobie w drogę czy zwyczajnie naiwnie liczymy, że nic złego tam się nie wydarzy? - zapytał niby zupełnie pokojowo, ale… nie do końca tak brzmiał i zachowywał się w ten sposób. Zaraz po tym jak nazwał Zacka „jej nowym chłopakiem” to krótko zaśmiał się pod nosem, co w pewnym sensie było wyrazem pogardy czy niezrozumienia. Chociaż nie miał nic do tego kolesia, szczerze go lubił, bo wydawał się jednym z normalniejszych z tego pokręconego grona. Jednak nagle jego nastawienie do niego uległo całkowitej zmianie, której w tym zauważalnie podpitym stanie nie potrafił ukrywać.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Naturalnym było pojawienie się w jej głowie pytania, brzmiącego ni mniej, ni więcej następująco:
Co teraz?
Pytanie było oczywiście niesamowicie błyskotliwe i skłaniające do refleksji, ale niestety, poza możliwymi w odniesieniu do aktualnego problemu opcjami, nie nasuwało żadnego właściwego kierunku do podjęcia decyzji. Nie musiała jechać na ten cały wyjazd – to wyjście wydawało się najprostsze, aczkolwiek ciężko nazwać je najlepszym, bo blondynka wcześniej szczerze chciała się wybrać na taki wypad pod namioty, skorzystać z niepowtarzalnej okazji na wycieczkę w urokliwe miejsce pośród natury. Chciała tam jechać na tyle mocno, że nawet nieszczególnie zainteresowała się pozostałym składem ekipy – czego skutki widać na załączonym obrazku.
Dźwięk pukania wywołał u niej nagłe zestresowanie – typowe dla kogoś, kto ma coś do ukrycia przed potencjalnym wchodzącym – lecz zdążyła tylko naiwnie pomyśleć, że jeśli nie odpowie przyzwalającym proszę, to zostanie kulturalnie zostawiona w spokoju. Można sobie więc wyobrazić, że odgłos otwierania drzwi wywołał u niej wobec tego zaskoczenie, które malowało się na jej buzi w momencie odwracania głowy przez ramię.
Kiedy jej wzrok wylądował na twarzy Harvey’ego, w jasnych oczach błysnął przelotnie… strach. Nie był to jednak strach przed nim samym, bo choć rzut szklanką w kuchni całkowicie ją zmroził, to nie odbił się na niej takim piętnem, żeby wrócić do niej jako pierwsze skojarzenie w tej chwili. Pearson bała się tego, co robiła z nią obecność byłego narzeczonego. Bała się nieznośnej mieszanki trudnych emocji, która za każdym – jak do tej pory – razem pchała ją do nie w pełni zrozumiałego dla niej samej, coraz bardziej dziwnego zachowania.
Co gorsza, zaraz po tym jak już dotarło do niej, że do jej pokoju wszedł Harvey, to chociaż powinna była skupić się na nim tu i teraz (zwłaszcza skoro specjalnie się do niej pofatygował, czyli kierowało nim coś ważnego (nawet miała przeczucie, co takiego)), niestety nie mogła powstrzymać niechcianego powrotu myśli do tego, co widziała jeszcze na dole, a przed czym przecież uciekła. On i Hallie. Jego objęcie jej. Jej wtulenie się w niego. Wyjaśnianie sobie zaistniałej sytuacji (tak sobie wyobrażała) żeby wszystko mogło być już dobrze. Czuły pocałunek i inne gesty stanowiące bezbłędnie o wzajemnej trosce. I to ukłucie zazdrości, której Harper nie miała prawa odczuwać.
Czy zazdrościła samej Hallie tego, co łączyło ją obecnie ze Spencerem? Jasne że nie. Chodziło tylko i wyłącznie o to, że ta dwójka miała coś, czego Pearson także pragnęłaby znowu doświadczać – a do tego jednak potrzebowałaby osoby, którą darzyłaby takim szczerym, bezwarunkowym uczuciem, no i ta osoba musiałaby mieć tak samo względem niej jeśli to w ogóle miałoby jakoś działać. A więc, po prostu z trudem przyjmowała jakiekolwiek przypomnienia o tym, że coś takiego wciąż pozostawało poza jej zasięgiem i-... Kurwa, kogo ona próbowała oszukać – inni szczęśliwi ludzie jej nie ruszali, na pewno nie w ten sposób, żeby na ich widok robiło się jej niedobrze. A zatem tak, chodziło o Spencera. I o to, że do nikogo innego nie czuła nic choćby zbliżonego do tego, co czuła kiedyś do niego. I że tęskniła za tym, co mieli. Za nim.... Nie, nie za nim. Albo właśnie tak? Plątała się. Nie chciała przyznawać, że brakowało jej konkretnie jego. Wypierała się tego przez ostatnie półtorej roku, o ile nie dłużej, a zatem nie – nie miała zamiaru uznać, co stanowiło źródło jej najbardziej przykrych w tym wszystkim odczuć.
Trochę bezwiednie przekręciła się w jego kierunku, gdy ten opierał się o już zamknięte drzwi – i mimo domyślania się powodu jego wizyty, dała się zaskoczyć jego wypowiedzi. I dała się jej też rozdrażnić, mimo że nie została w niej nawet otwarcie zaatakowana. – A co niby takiego złego miałoby się tam wydarzyć? – wyparowała z niezadowoloną miną, nawet nie poddając przemyśleniu faktu, że Harvey brzmiał na zdecydowanie nietrzeźwego, więc wdawanie się z nim w dyskusje nie miało sensu. Może dlatego, że sama nie myślała trzeźwo, choć chyba nie wypity w skromnej ilości alkohol był tego główną przyczyną. Tuż po postawieniu na końcu pytajnika pojawił się w jej głowie przebłysk – ale nie, nie było to zreflektowanie się, że powinna wycofać się z tego idiotycznego pytania. Było o wiele gorzej – zobaczyła fantastyczną okazję żeby się do niego przypierdolić. – Na takie wyjazdy raczej nie bierze się ze sobą normalnych naczyń, więc chyba jesteśmy bezpieczni.
Nie zdążyła zamknąć buzi na koniec, a jej oczy mocno się rozszerzyły w ewidentnym objawieniu, jak bardzo nie fair były z jej strony te słowa. Wypowiedziane na głos zabrzmiały tragicznie, zupełnie inaczej niż chciała – bo choć faktycznie chciała odezwać się mu na złość, to nie w ten sposób. Prędko zacisnęła powieki i zasłoniła twarz dłońmi, chowając pod nimi przynajmniej częściowo skrzywienie świadczące o ogarniającym ją, skrajnym wstydzie. – Przepraszam – wyrzuciła z siebie beznadziejnym tonem, bo od razu zrozumiała że zareagowała okropnie. A tak właściwie to uważała, że faktycznie powinni porozmawiać. I od czegoś trzeba było zacząć – co jemu wyszło o wiele lepiej niż jej.
Zack nie jest moim chłopakiem, ale to nieważne – mruknęła niewyraźnie w ramach sprostowania, choć z perspektywy problemu, przed którym stali, nie była to istotna kwestia. Dlatego też zaraz westchnęła i niechętnie odjęła ręce od twarzy, otworzyła oczy by skierować je na bruneta i podjęła próbę wejścia na właściwy temat. – Nie wchodziłabym w ten wyjazd gdybym wiedziała, że ty tam będziesz – powiedziała na swoją obronę, chociaż nie miało to większej wartości… bo teraz wiedziała, i wcale nie była pewna, czy rezygnować.
Ale będzie tam sporo osób, więc nie musimy… – Opuściła wzrok na podłogę i zagryzła zęby na wardze w nerwowym zastanowieniu. W sumie nie wiedziała, co konkretnie powiedzieć. Nie musimy wchodzić sobie w drogę? Nawet przy grupie ośmiu osób to wydawało się trudne, szczególnie w takim wydaniu żeby nie budzić niczyich podejrzeń. Nie musimy na siebie zwracać uwagi? Prędzej ignorować swoją obecność, co nie znaczy że nie mieliby na siebie wpływu – a przynajmniej Harper nie widziała tego, że mogłaby go nie zauważać i się nim nie przejmować. Nie musimy wchodzić ze sobą w żadne interakcje? A jeśli sytuacja to na nich wymusi, to przecież jakoś trzeba by było się zachować, i pytanie wcale nie brzmiało jak?, tylko… czy będą w stanie? W teorii ostatnim razem, przy Rosie, jakoś szło im udawanie, co więc poszło nie tak dzisiaj? I czy na tych namiotach umieliby powtórzyć sukces ze sklepu, czy jednak byliby skazani na katastrofę podobną do dzisiejszej? Taki wyjazd to też nieporównywalnie większe wyzwanie, bo trwające kilka dni a nie kilkanaście minut…
Przez swoje niezdecydowanie wobec ilości kłębiących się w jej głowie podważeń dla każdego z opcjonalnych zapewnień, pozostawiła tamto zdanie niedokończone – choć ta przytłaczająca liczba bardzo możliwych komplikacji powinna powiedzieć sama za siebie, że to zły pomysł aby oboje jechali. Z jakiegoś powodu Pearson jednak nie chciała tego uznać i bezpiecznie się wycofać.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey chyba odruchowo uznał to za pytanie retoryczne. Nie miał zamiaru przedstawiać ewentualnych tragedii, do których mogłoby dojść między nimi, ale raczej oczywiste było, że ten wspólny wypad nie był dla nikogo komfortową sytuacją. Samą w sobie. Tak samo niezbyt przyjemne było udawanie, bo istniało ogromne prawdopodobieństwo, że zupełnie nieświadomie padnie coś, co zepsuje ten cudowny plan. Jednak nawet jeżeli miał on taki być, to powinni ustalić pewne zasady, tak żeby w tej popapranej sytuacji stworzyć sobie znośne środowisko do przetrwania tego wypadu. Tak więc, poza skrzyżowaniem rąk na klatce piersiowej nie wykonał żadnego ruchu ani nie wypowiedział żadnego słowa, aż… Harper sama dokończyła swoją myśl.
W pierwszym odruchu Spencer odczuł coś na rodzaj urażenia. Bo przecież wydawało mu się jasne, że swoim mało przewidywalnym zachowaniem nie chciał nikogo skrzywdzić. Na pewno nie ją. Nie celował w nią. Ani nawet w Danielsa. Chciał tylko zwrócić jego uwagę i… no później faktycznie chciał dać mu w pysk, ale to już chodziło o pyskówkę, która potoczyła się między nimi. Tamten niekontrolowany odruch, chociaż nie powinien mieć miejsca, to nie miał komukolwiek zagrażać. Chociaż z drugiej strony trudno powiedzieć, że odczucie strachu w tej sytuacji było czymś niewłaściwym. Było naturalną, właściwą, obronną reakcją i dopiero w tym momencie dotarło do niego, że pewnie to poczuła w tamtym momencie Pearson. Stąd też pojawił się jej uderzający w sedno komentarz, który miał zrugać jego postępowanie. Cel został bardzo łatwo osiągnięty, bo brunet w ułamku sekundy poczuł się beznadziejnie i jego dobre intencje oraz ta cała rycerskość mogły się schować. Po chwili doszedł nawet do wniosku, że jeżeli Harper w tamtej chwili przestraszyła się go, to… dobrze, bo powinna tak zareagować, to był zdrowy odruch. Przecież nie znali się, więc obecnie nie mogła mieć pojęcia do czego był zdolny i jak skrajnie potrafił się zachowywać. O tym, że racjonalne myślenie go czasem opuszczało mogła przekonać się, gdy przyszła do niego na ściankę wspinaczkową. Teraz ta szklanka. To były czerwone flagi, które na całe szczęście były dla niej zauważalne…
Przepraszam. To słowo wyrwało go z trwającego stanowczo zbyt długo zamyślenia. On powinien to zrobić, ale dalej milczał. Ta sytuacja z dołu wydawała mu się już wcześniej obgadana i zamknięta. Ten nieoczekiwany powrót do niej wybił go z torów, ale należało na nie wrócić. Więc, przewodni temat? Wyjazd pod namioty.
- To bardzo miłe z twojej strony - odpowiedział odruchowo, może nawet lekko kpiącym tonem, gdy powiedziała że jeżeli miałaby świadomość, że on tam będzie to nie zgodziłaby się na ten wyjazd. Jej intencje były na pewno dobre, jednak zabrzmiało to trochę gorzej. Nie bez powodu Harvey zignorował też poprzednią wypowiedź. Przecież z tego wszystkiego, co usłyszał wcześniej mógł z pewnością wywnioskować, że Zack nie jest jej chłopakiem. I wcale nie oczekiwał nagłego potwierdzenia. Chyba bardziej spodziewał się czegoś w stylu jeszcze nim nie jest. Co jasno określałoby jej stosunek do Zacka, który… zupełnie nie powinien go obchodzić, ale z jakiegoś, nierozumianego dla niego powodu go obchodził. Blondynka mogła użyć różnych niejasnych odpowiedzi, jednak zastosowała taką mocno określoną. Co mógł odczytywać na wiele różnych sposobów, jednak jego pijany mózg odczytał to w tej chwili jako nie jestem zajęta. Nie mogła taka być, bo przecież też wprost nie odtrącała zalotów Zacka, a raczej nie grałaby na dwa front… śmiałe założenie jak na kogoś, kogo nie znało się od lat, kto zauważalnie zewnętrznie - więc zapewne też wewnętrznie - zmienił się i mógł być zupełnie innym człowiekiem. Lecz wybaczmy to Harvey’emu, on nie myślał teraz trzeźwo, tylko najprostszymi schematami. A jeżeli o tym już mowa to…
- Nie musimy… zwracać na siebie uwagi? - dokończył za nią słowami, które jako pierwsze przyszły mu do głowy. Jasne, to było oczywiste. Dosyć szybko zorientował się, że właśnie taki był plan i od razu w niego wszedł. Jednak na dole trwało to przez kilkanaście minut i końcowo wyszło kiepsko. Chociaż Harvey obiecał nie wtrącać się i miał tego nie robić, jednak czy to rozwiązywało wszystkie problemy? Oczywiście, że nie. - Czyli zostajemy przy opcji, że dalej się nie znamy i postępujemy tak jakbyśmy nigdy się nie znali, więc każde z nas może zachowywać się… normalnie, swobodnie w otoczeniu drugiej osoby, tak? - zapytał dla uzyskania pewności. Chociaż wcale jej nie potrzebował, bo zrozumiał to już wcześniej. Wcale nie musiał przychodzić do niej tylko po to, by teraz otrzymać potwierdzenie i zniknąć. Więc, o co mu naprawdę chodziło?
- Tylko tutaj pojawia się pewien problem… bo wiesz, żeby nie wyglądało to dziwnie, to nie możemy w pełni się ignorować. Jeżeli będziemy siedzieć przy ognisku, a ty będziesz opowiadać jakąś historię, to nie mogę być jedyną osobą, która nie będzie cię słuchać. Albo… - gdy zaczął mówić, to znajdował się jeszcze na swoim miejscu i nieco gestykulował prawą dłonią. Jednak w trakcie wypowiadania kolejnych słów, bardzo powoli zaczął postępować na przód, więc w jej kierunku. Bez pośpiechu, by nie wystarczyć ani nie osaczyć jej. Chociaż zapewne ostatecznie wyszło mu to nie za dobrze, bo zatrzymał się trochę zbyt blisko, by nazwać to bezpieczną odległością. - Gdy będę się wygłupiać i wszyscy będą skupiać na mnie swoją uwagę, to nie możesz być jedyną osobą, która na mnie nie patrzy… a chyba obydwoje już zauważyliśmy, że masz z tym pewien problem, prawda? Nie potrafisz znieść mojego widoku - kończył (o nie, całościowo jeszcze nie kończył) tą wypowiedź, stojąc dosłownie pół kroku od niej. Jeżeli miała jakieś miejsce za sobą, to mogła uciekać, chociaż wtedy automatycznie posunąłby się za nią. Dlaczego? Świetnym wyjaśnieniem tej sytuacji było to, że właśnie ją sprawdzał. Chciała grać w tą grę na zasadach, które właśnie sama wymyślała, więc musiała mu pokazać, że była do tego zdolna. Dobre wytłumaczenie jakże zupełnie nielogicznych poczynań wstawionego człowieka. - Jesteś silna. Albo próbujesz taką odgrywać. Nie mówię, że przede mną tylko przed wszystkimi. W końcu skądś wzięło się twoje przezwisko… - mówił dalej, jednak zrobił krótką pauzę na przełknięcie śliny. Zastygł w miejscu i nie wyglądało na to, że miał zamiar ruszyć się z miejsca. Jego ciemne spojrzenie spoczywało na jej twarzy i też nie zbierało się do ucieczki, więc… czy miała zamiar zrobić to Harper? - Więc jeżeli chcesz taka być i tak rozegrać tą grę, to pojawia się pytanie… czy jesteś w stanie spojrzeć mi prosto w oczy i nie uciec? - dotarł do sedna swojej nieco przydługiej wypowiedzi, która miała skupić częściowo jej uwagę na słowach i nieco rozproszyć, tym samym pozbawiając ją szoku, który mógłby wynikać z jego zbliżenia się do niej na tą zupełnie nieodpowiednią odległość. Przy której mógł mówić obniżonym, ściszonym głosem, a ona i tak świetnie go słyszała. Wypowiadać każde kolejne słowa, powoli i wyraźnie prosto w jej buzię. Z twarzą pochyloną lekko w dół, czego nie musiał robić skoro chciał z nią tylko porozmawiać, a nie miałby na celu zmniejszenia odległości do tego minimum, w którym Harper podejmie się charakterystycznego dla siebie zachowania, czyli ucieczki. Cokolwiek kierowało w tej chwili Spencerem to… było nieistotne, on już poczynił swoje kroki i dosyć jasno dawał jej znać, że miała wybór. Mogła po raz kolejny przed nim zwiać albo po prostu nie ruszać się z miejsca i pozwolić by wszystko dalej potoczyło się samo…

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Temat był bezsprzecznie… emocjonujący. Pearson przed momentem sama dała się popchnąć negatywnym emocjom do reakcji, która nie napawała jej dumą, dlatego hipokryzją z jej strony byłoby niezaakceptowanie tego, że również Harvey pozwalał swoim emocjom przez siebie przemawiać. Zdołała sobie przypomnieć o swojej chęci do rozmowy i faktycznego ustalenia tych zasad – bo bez tego pakowanie się we wspólny wyjazd należałoby z góry spisać na straty – uznała więc, że postara się ignorować wszelkie ewentualne złośliwości (będące w jej oczach dawaniem upustu nieprzyjemnym odczuciom) o ile poza tym będą dążyć do wypracowania jakiegoś względnego porozumienia. Nie skomentowała zatem kąśliwie brzmiącej uwagi; zamiast tego w milczeniu skrzyżowała przedramiona pod piersiami, odwzorowując jego pozycję, i spróbowała zmierzyć się z tym, czego nie musieli...
Na to, w jaki sposób dokończył jej zdanie, skinęła jedynie przytakująco głową, mimo że nawet nie wiedziała, czy taka jej reakcja będzie dla niego widoczna – po tym zamyśleniu jeszcze przez chwilę patrzyła uparcie na podłogę, a wzrok uniosła dopiero, kiedy zaczął rozwijać tą myśl – ale... cóż, nie sięgnęła spojrzeniem do jego twarzy.
Tak… – potwierdziła w odpowiednim momencie, może bez przekonania – w końcu też wyczuwała, że to o wiele trudniejsze do wykonania niż do powiedzenia – niestety nieszczególnie widziała inną opcję jeśli rzeczywiście oboje mieli tam jechać. A już sobie ustaliła, że na przekór wszystkiemu nie chciała z tego rezygnować, nie sama z siebie; z kolei Harvey nie powinien rezygnować, na pewno nie ze względu na nią, która dołączyła do pomysłu po nim. On miał bez dwóch zdań większe prawo do tej wycieczki i na dobrą sprawę mógłby jej powiedzieć, że nie życzy sobie jej udziału – rozumiała, że pewnie nie chciał tego robić otwarcie przy innych, ale teraz miał doskonałą okazję aby to zrobić… lecz nic takiego nie powiedział, a blondynka nie wyłapała z jego tonu podważającej nuty. Jeszcze.
Nie sądziła, że zakwestionowanie tej strategii może ją zestresować, niemniej dokładnie to się zadziało – nie chodziło jednak o istnienie wad planu, a o przyczyny tych wad. I chociaż brunet podszedł do tego trochę naokoło, Harper jakby od razu wyczuła, w którym kierunku się to rozwinie – albo raczej od razu zaczęła się tego kierunku obawiać, bo w takich sytuacjach człowiekowi jako pierwsze przychodzi na myśl to, co ma niejako na sumieniu; niemniej słuchała go na razie bez wtrącania się i tylko ponownie opuściła wzrok wraz z buzią. Była całościowo zawstydzona swoją mocno niesprawiedliwą postawą wobec niego jeszcze w kuchni, a także było jej głupio, że do tego wróciła w tym złośliwym wyrzucie – dlatego obecnie, pomimo rosnących w niej złych przeczuć naprawdę chciała dać mu szansę na powiedzenie wszystkiego co chciał i jak chciał. Skupiła się więc na tym, co i jak mówił, początkowo ignorując jego powolne zbliżanie się. Ewidentnie do czegoś dążył, zatem siedziała milcząco, aż w końcu znalazł się tuż przed nią, a dla niej stało się jasne, do czego pił.
Harvey, proszę cię… - odezwała się cicho (mimo, że planowała się nie wtrącać), jakby wstydziła się zwrócić mu wprost uwagę, że jego ocena była błędna i przez to raniąca... Jednak całe jej ciało mówiło, że ta ocena była trafna – bo kurwa, nie pomylił się, i choć sprawa nie wyglądała zero-jedynkowo, to w dużej mierze po prostu miał rację.
To nie tak, że nie potrafiła znieść jego widoku, ale z drugiej strony ten jego widok działał na nią bardzo skrajnie, przez co po ludzku trudno było jej się z nim mierzyć w dużym natężeniu. To nie tak, że nie potrafiła spojrzeć mu w twarz, bo to przecież zdarzało się jej robić nie raz przy tych wszystkich spotkaniach; zwyczajnie miała przed tym poważne opory, dodatkowo potęgowane przez niesprzyjające okoliczności – czyli kiedy żyjące w niej poczucie winy wychodziło na wierzch. Tak jak aktualnie.
Czy jesteś w stanie spojrzeć mi prosto w oczy i nie uciec?
Pochyloną głowę przekręciła nieznacznie do boku, w ten sposób niejako wstrzymując się przed decyzją, ale jeszcze bez wywieszenia białej flagi – przynajmniej o ile nie zastygłaby w tej pozycji na tyle długo, by dało się obiektywnie uznać, że kapitulowała.
Jeżeli dobrze rozumiała to, co się działo, Harvey rzucał jej wyzwanie. Poniekąd słusznie, bo jeśli nie byłaby w stanie mu sprostać, to cały plan na teatrzyk pod tytułem ”Nie Znam Spencera” był pozbawiony najmniejszego sensu; jasno by to pokazywało, że nie mogła jechać – bo nie byłaby zdolna do wiarygodnego utrzymania pozorów. Okej, czyli nie powinna teraz uciekać, tylko raczej się z nim zmierzyć, udowodnić mu że się mylił, a ona wcale się go nie bała (to znaczy... dobrze to odegrać). Domyślała się, że podszedł tak blisko, żeby sprowokować ją do wybrania tego łatwiejszego wyjścia; żeby pokazać jej, że wcale nie była taka silna za jaką chciała uchodzić, i w takim razie nie udźwignie tego potencjalnego udawania na wyjeździe. Dobry trop, bo ta znikoma odległość działała na nią silnie onieśmielająco, wręcz paraliżująco. O ile spojrzenie mu w oczy z dystansu metra czy dwóch brzmiało jeszcze realnie, to kiedy stał tak praktycznie nad nią, i to po tym wszystkim co powiedział, miała wrażenie że jest kompletnie bezradna, niezdolna by sprostać wyzwaniu.
Z ich dwójki niepodważalnie ona była tą, która w większości przypadków nie potrafiła się zachowywać przynajmniej w miarę naturalnie w jego obecności – co zresztą trafnie jej wytknął. Ona była tym słabym ogniwem i miał rację, poddając wątpliwości jej zdolność do wiarygodnego udawania względnej obojętności podczas tego wyjazdu – ponieważ o wiele prościej przychodziło jej chowanie się za urażoną, negatywną postawą względem Harvey'ego, która jednak była nieuzasadniona w docelowo udawanym stanie, czyli takim w którym się nie znali, nie łączyła ich jakakolwiek wspólna przeszłość. W takim razie próbował pokazać jej właśnie, że nie da rady, co po rozwinięciu, przeanalizowaniu i końcowym skróceniu można było przełożyć na proste stwierdzenie – wolał, by nie było jej na tym wyjeździe. Nic dziwnego, żadne zaskoczenie, w końcu chyba jedynie jego brat swoim samobójstwem zadał mu większy ból niż ona, lecz z tym ciężko konkurować. Więc, gdyby jej powiedział, że ma sobie odpuścić wycieczkę, ciężko żeby nie zrozumiała i się sprzeciwiała, ale... nie zrobił tego. Może uznał, że łatwiej będzie wymusić na niej wycofanie się, żeby nie było że to on jest do niej źle nastawiony, tylko ona ma uprzedzenia do niego. O nie, na pewno nie w ten sposób.
Wiesz, Harvey... Jeśli nie chcesz, żebym jechała, to po prostu to powiedz – zabrzmiała o wiele, wiele mniej pewnie i pretensjonalnie, niż by sobie życzyła, ale szczerze powiedziawszy cieszyła się, że w ogóle to z siebie wydusiła, szczególnie po jakimś czasie ciążącego milczenia. Skoro zaś przemogła się z tym, dalej powinno pójść już przynajmniej odrobinę z górki – spróbowała się tego złapać i powoli przekręciła głowę do pozycji na wprost. Przed uniesieniem twarzy nadal czuła opór i zmagała się z nim jeszcze krótką chwilę, lecz i to zrobiła zaraz w niewielkim stopniu.
Na koniec zostało spojrzenie – ono na moment zastygło na wysokości wytatuowanej na szyi róży, aż finalnie przeskoczyło do jego oczu.
A jeśli nie masz z tym problemu, bo jest ci to obojętne, to wyjaśnij mi… po co to wszystko? – Mówiąc, powiodła jedną dłonią w górę, w przestrzeń między nimi, by po niedbałym wystawieniu dwóch palców zakręcić nimi w powietrzu, co wskazywać miało na wykreowaną przez niego sytuację. Pytanie padło łagodnie tylko z pozoru, który tworzyło delikatne przyciszenie głosu, jednak w jej tonie grało coś na kształt wstrzymywanej frustracji. W duchu powtarzała sobie, że nie da się sprowokować do kolejnej skrajnej, emocjonalnej reakcji, ale ciężkawy – choć wcale nie głośniejszy niż normalny – oddech sugerował jej, że ciało już jakby do takiej reakcji się przygotowywało.
Wcześniej zdążyła sobie pomyśleć najróżniejsze możliwe rzeczy, lecz teraz, kiedy już go zapytała o jego motyw, doznała pustki w głowie i nie potrafiła nawet zgadywać potencjalnych odpowiedzi. Może była to kwestia nerwowego napięcia w wyczekiwaniu. A może chodziło o to, że... właśnie patrzyła w te jego cholerne, ciemne oczy, i mogła skupić się jedynie na tym, że potrzebuje jak najszybciej przed nimi uciec... jednocześnie paradoksalnie wcale tego nie chcąc.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Czy Harvey dążył właśnie do tego, żeby Harper nie pojechała na tą wycieczkę? Czy naprawdę nie chciał jej obecności? Te pytania brzmiały bardzo prosto, więc jego odpowiedzi także takie powinny być, lecz w jego głowie to wszystko było o wiele bardziej skomplikowane. Nawet pomijając już te aspekty, że wcale nie chciał żeby rezygnowała z jego powodu ani nie chciał na niej wymuszać wycofania się, tylko dlatego że zupełnie przypadkiem znaleźli się w tej sytuacji. Czy ona sama w sobie miała mu tam zawadzać, przeszkadzać bądź wywoływać nieprzyjemne odczucia? Gdyby to wszystko spłycić tylko do tego, że obydwoje wylądowali na tym samym wyjeździe i poza tym nie było tej całej otoczki, to… nie mógłby wprost powiedzieć, że nie chciał żeby tam jechała. Jej potencjalna obecność nie była przyczyną samą w sobie. Jednak na wyższych stopniach to wszystko znacznie komplikowało się, bo jak się okazało jechali z ich wspólnymi znajomymi, którzy nie mieli pojęcia o tym, że ich coś łączyło w przeszłości. To wymuszało na nich konieczność udawania, a przynajmniej żadne z nich nie wpadło jeszcze na lepszy pomysł niż to. Gdyby tego było mało, to on jechał tam z nie-swoją-dziewczyną Hallie, a ona wychodziło na to, że z nie-swoim-chłopakiem Zackiem. To samo w sobie powinno ich odstraszyć, w którejś z tych głów powinna zapalić się czerwona lampka i któreś z nich powinno być na tyle rozsądne, by schować dumę w kieszeń i się wycofać. Pewnie padłoby na Harper, gdyby nie to że Spencer właśnie rzucał jej wyzwanie. Mówił jej, że właśnie to zrobi - nie da rady, ucieknie. Było oczywiste, że odgrywająca silną babkę Pearson będzie próbowała udowodnić mu, że się mylił. Dokładnie takiej reakcji spodziewał się i dzięki temu mógł wykonać kolejny krok, tak więc wracając do pierwotnego pytania…
Czy Spencer nie chciał, żeby Harper jechała? Chyba nadal nie znał pełnej odpowiedzi na to pytanie, bo przecież mógł tego chcieć i nie chcieć jednocześnie, prawda? Z wielu powodów, z różnych perspektyw. Więc skoro nie można odpowiedzieć na pytanie, czego Harvey nie chciał, to może łatwiej było odpowiedzieć na te, czego chciał? I do czego właśnie dążył? Jaki miał być ten następny krok i czemu w ogóle jakiś istniał w jego głowie, w jego założeniach? Odpowiadanie na pytanie dlaczego? coś się dzieje bywa jednym z najtrudniejszych zadań. Więc zamiast w tym momencie zadręczać się tym dlaczego, to wolał skupić się na tym, co mógł w rzeczywistości dalej zrobić. A mógł powiedzieć prawdę.
- Nie jest mi to obojętne… nie jesteś mi obojętna i doskonale o tym wiesz, dlatego kazałaś mi odczepić się od siebie, bo… „to tylko pogarszało sprawę” - na koniec zacytował jej własne słowa. Nie po to, żeby zaatakować ją nimi. Jego ton nie był w żadnym stopniu agresywny, nieprzyjemny czy zimny. Wręcz przeciwnie był wyciszony, ale także o dziwo bardzo spokojny, wręcz ciepły. I chociaż blondynka pytała o obojętność jedynie w kontekście ich wspólnej wycieczki, to odpowiedź bruneta była o wiele pełniejsza. Nie dlatego, że bardzo chciał się do tego przyznać, tylko raczej czuł potrzebę by wskazać na powód tego zachowania, a w konsekwencji jej odbioru jego postępowania. Był, a raczej bywał obojętny, bo sama go o to poprosiła, ponieważ nie była w stanie znieść emocji, które rodziły się w nim wobec niej samej. Na samym początku Harvey był wściekły i zraniony, uczucia kotłowały się w nim, a on nie potrafił nad nimi panować. Jednak one były wycelowane w tą Harper, która zraniła go kilka lat wcześniej. Obudziły się w nim nagle, a on nie umiał sobie z nimi poradzić. A gdy w końcu doszło do tego, że zaczynał jakoś odnajdywać się w tej nowej rzeczywistości, a przynajmniej bardzo starał zachowywać się tak, jak… podpowiadały mu serce i intuicja, to Harper stanowczo mu tego zabroniła. Tak więc, pierw należało się krótkie wyjaśnienie, że to nie było mu obojętne, tylko takie mogło się wydawać, bo postępował dokładnie w ten sposób, którego sama od niego oczekiwała. - Ale jak było widać po dzisiaj, to średnio radzę sobie z tym gdy jesteś w pobliżu, a to wszystko… - kontynuował po krótkiej pauzie. Jego ciemne tęczówki nieustannie wpatrywały się w jej duże oczy. Widział ją w tym półcieniu, który wytwarzała włączona na biurku lampka i bacznie obserwował, by móc zobaczyć jakikolwiek znak, który powinien go powstrzymać. Gdy wspominał o tym wszystkim, to jego dłoń także znalazła się w górze i powtórzyła dokładnie ten sam ruch. - Jest po to, bo potrzebujemy coś sprawdzić, prawda? - zadał jej to retoryczne pytanie, chociaż nie wyglądało jakby oczekiwał od niej odpowiedzi. Raczej jakby pytał samego siebie o to, co dalej? Co chcesz zrobić Harvey? I do cholery, dlaczego?
Dlaczego? Na to pytanie można było odpowiedzieć na wielu płaszczyznach, jednak Spencer nie dawał sobie czasu, by zagłębiać się w nie. Gdy jego dłoń wisiała w powietrzu, to zaraz powinna zacząć opadać w dół i zaczęła to robić, ale zatrzymała się na jej przedramieniu, dotykając ją lekko przez ten delikatny materiał bluzki. Trochę jakby sam tego nie kontrolował, tylko zachowywał się machinalnie. Aż sam zrezygnował z utrzymywania tego ciągłego kontaktu wzrokowego, by przenieść swoje spojrzenie na własną łapę. Jakby potrzebował zrozumieć, że właśnie przekracza pewną granicę i naocznie to zobaczyć. I wcale nie po to, żeby się wycofać tylko pójść dalej. Bo chwilę później jego dłoń przesunęła się w stronę jej ramienia, a stąd miała już tak blisko do boku jej szyi. Jego spojrzenie uczestniczyło w tej wędrówce, po czym już w lekko zamroczonym stanie powróciło do jej tęczówek. - Albo bardziej ja potrzebuje coś sprawdzić, bo ja chciałbym tylko… - powstrzymał się jeszcze na moment. By zacisnąć mocno szczęki ze sobą, jakby to mogło go jeszcze jakoś powstrzymać przed tym, przed czym wcale przecież powstrzymywać się nie chciał. Bo z jakiejś przyczyny, chciał robić dokładnie to, co właśnie robił. - Chciałbym tylko na chwilę o tym wszystkim zapomnieć i cofnąć się do naszej randki w ciemno… - mówił dalej, chociaż słowa które opuszczały jego usta mogły wydawać się kompletnie pozbawione sensu. Jednak nie wyglądało jakby się wahał albo był w takim stanie, że nie byłby świadomy tego, co robił. Z kolei gdyby nie był przekonany, to nie byłby w stanie patrzeć jej prosto w oczy i płynąć dalej w tym kierunku, bo jego dłoń zawędrowała właśnie pod jej żuchwę, by pierw przejechać po jej linii, a następnie delikatnie ująć jej twarz. - Mogłabyś na moment stać się dla mnie... Josie? - powiedział - może nie błagalnym - ale stanowczo utęsknionym tonem. Prosił o powrót do czegoś, co umknęło im w mgnieniu oka, więc wcale nie powinien o tym pamiętać, a tym bardziej nie powinno mu tego brakować… lecz cała jego postawa, głos, zachowanie oraz powoli, niepewnie wkraczający dotyk jego palców na jej policzku, świadczyły o tym, że w tej konkretnej chwili Harvey naprawdę chciał cofnąć się razem z nią do tego, co stworzyli razem w tym niby zupełnie nic nieznaczącym ułamku sekundy.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Jej niewypowiedziana wprawdzie wprost, ale bardzo dobrze przez niego zrozumiana prośba… zadziałała tak, jak miała zadziałać. Tak jak w tamtym momencie chciała, żeby zadziałała – bo przestraszyła się swojej reakcji na ciepło i troskę z jego strony, więc w naturalnym odruchu próbowała się obronić w taki sposób, jaki wydawał się jej najrozsądniejszy i najbezpieczniejszy. Wcześniej, kiedy jego stosunek do niej był czysto negatywny, oczywiście było jej trudno i przykro, lecz przynajmniej było to coś, czego miała pewność, mogła się tego złapać. A nagle, kiedy tego zabrakło, zaczęła się gubić, czuć jednocześnie skrajnie sprzeczne rzeczy. To co prawda nie ustało po rozmowie przy przystanku, jednak doświadczając później z jego strony dystansu wiedziała ponownie, gdzie jest jej właściwe miejsce w tej nieistniejącej relacji. I chociaż nie sprawiało to, że było jej łatwiej ani lepiej, uważała że tego potrzebuje – nawet jeśli paradoksalnie tego nie chciała, bo przecież wtedy, kiedy ją przytulił, przez chwilę było jej tak… po prostu dobrze… No i właśnie z tego powodu potrzebowała się od tego odciąć, bo mieszało jej to w głowie, bo nie powinna mieć takich aktualnych skojarzeń z byłym narzeczonym, bo w tym kontekście jej to nie służyło. Najlepsze, że od razu i niemal całkowicie uwierzyła w jego niechęć do siebie.
Miała więc tą swoją bezpieczną bańkę mydlaną z pozorów, w które wolała wierzyć, lecz bańki mydlane mają to do siebie, że w jakimś momencie pękają – i to był właśnie ten moment.
Gdy powiedział bez ogródek, że nie jest mu obojętna, natychmiast uderzyło ją w twarz gorąco, jakby została przyłapana na gorącym uczynku, mimo że to on się do czegoś przyznawał. Oto wraz z tymi słowami przyszło do niej nagłe uświadomienie, że wymogła na Harvey’m zachowanie będące wbrew jemu, i choć przekazał jej to tak łagodnym, wręcz kojąco ciepłym tonem, sama z siebie poczuła się okropnie – szczególnie jak niebawem odniósł się pokrótce do dzisiejszych wydarzeń – i chyba nawet musiało to być po niej widać. On także nie był jej obojętny, nieważne co starała się sobie wmówić i jak próbowała się zachowywać. Wstyd ogarnął ją do tego stopnia, że patrzenie w ciemne tęczówki bruneta stało się jeszcze trudniejsze, ale teraz już nie potrafiła się od nich uwolnić. Tylko kątem oka zarejestrowała powtórzenie przez niego jej gestu, gdy wspominał o potrzebie sprawdzenia, na co jedynie przelotnie ściągnęła wargi w niemrawym, niby przytakującym wyrazie – chociaż sama już nie wiedziała, czy naprawdę tego potrzebowali…
Niespodziewany, subtelny dotyk przyciągnął jej spojrzenie, które na moment wbiła w wytatuowaną dłoń na swoim przedramieniu. Prawdopodobnie też potrzebowała chwili na zrozumienie, że do niego doszło, a kiedy to do niej dotarło, skierowała wzrok z powrotem na jego twarz… i nic nie powiedziała ani nie zrobiła, w każdym razie… nic przeciwko. Wobec tego, jak dalej posuwała się jego ręka, powinny pojawić się u niej przynajmniej dwa pytania – czy to wchodziło w sprawdzanie, o którym wspomniał, a jeśli tak, to jak się to miało do potencjalnych wydarzeń podczas wyjazdu – ale nie pojawiło się żadne z nich. Jedynie jej serce zaczęło mocniej bić, wymuszając jeszcze nieco głębszy oddech, a poza tym ostrożnie uniosła nieco wyżej podbródek, mniej lub bardziej świadomie wyciągając też trochę szyję, co… lepiej odsłaniało ją Harvey’emu, gdy już na nią wkraczał. W tym czasie wpatrywała się w niego w panującym półcieniu jak zaklęta; badała jego mimikę, sposób w jaki podążał wzrokiem za swoją dłonią, przyjrzała się też rozcięciu wargi po bójce, a gdy popatrzył znów w jej oczy, podjęła jego spojrzenie ze swojego rodzaju łagodnością.
W jednej chwili miała w głowie taki natłok kotłujących się myśli, a już w następnej totalną pustkę. Była zdenerwowana, przejęta, ale jednocześnie wyciszona. Ogarniające ją uczucie wydawało się dziwnie znajome, lecz nie od razu pojęła, że chodziło o wspomnienia wcale nie tak bardzo odległe jak czas ich związku, a o wiele świeższe – choć nie tak znowu niedawne. Zrozumiała dopiero z jego kolejnymi zdaniami.
Z opóźnieniem po wybrzmieniu końcowego pytania opuściła powoli spojrzenie, a jej brwi ściągnęły się delikatnie, zdradzając że próbowała coś rozważyć. – Ja… myślałam że… – odezwała się słabo, na granicy załamania głosu. Może chciała zacząć tłumaczyć, dlaczego prosiła go o tą durną obojętność, dlaczego uważała, że tak będzie łatwiej – i był to jeden mały impuls do reakcji obronnej, bo jeszcze przez sekundę wydawało się jej, że powinna uchronić się przed tym, co się działo, schować się za jakimiś wyjaśnieniami, próbą racjonalnego myślenia… jednak ta potrzeba zaraz całkowicie się rozpłynęła, a w jej głowie nie pozostał po niej najmniejszy ślad. Odpuściła ten trop, bo nie miało to znaczenia – nie teraz, teraz wcale nie chciała iść w tę stronę. Teraz chciała tylko…
Tylko na chwilę o tym wszystkim zapomnieć.
Teraz to… nie wiem, chyba… się zgubiłam… – przyznała nie tyle niepewnie, co ostrożnie, jakby ważyła te pozornie nic niewnoszące słowa. I niby ciężko powiedzieć, na ile użyte przez nią określenie było celowym nawiązaniem do tego, co powiedziała wtedy na randce w ciemno – wyglądała nadal na lekko przestraszoną, co z jednej strony mogłoby sugerować dosłowne znaczenie… Z drugiej strony wcale nie próbowała uciekać, nie zamykała swojej postawy. Za to jej twarz pod dotykiem jego palców zupełnie naturalnie rozluźniła się i może nawet… może nawet przekręciła się delikatnie, by odrobinę bardziej wpasować się pod jego dłoń.
W końcu też wróciła spojrzeniem do jego oczu – te jej były zamglone tęsknym wspomnieniem tamtego konkretnego momentu, do którego chciał cofnąć się Harvey. Wspomnieniem nadziei, która ją wówczas wypełniała, mimo że nie miała do tego prawa po ledwie poznaniu się. Wspomnieniem, którego nie pielęgnowała intencjonalnie, mimo że byłoby tak piękne gdyby tylko dało się do niego wracać z rozmarzeniem, a nie z poczuciem straty. To wspomnienie odżyło w niej w tym momencie, w tych tak bardzo innych okolicznościach i możliwe, że poddała się temu zbyt szybko, zbyt łatwo… Ale jedyne, co Harper aktualnie wiedziała, to że naprawdę pragnęła choć na krótką chwilę odciąć się od swojej rzeczywistości i przenieść się do tamtej, w której przez maleńki wycinek czasu wszystko wydawało się tak proste – przy nim.
Uchyliła lekko wargi i wzięła oddech, żeby powiedzieć coś więcej, coś rozjaśniającego, lecz głos ugrzązł jej w gardle, a ona tak zastygła i tylko powietrze uciekło przez niedomknięte usta. Zostało jej liczyć na to, że to co niedopowiedziane dało się jednak wystarczająco zobaczyć – bo Josie, o którą prosił brunet, stała przed nim.

@Harvey Spencer and I hate that I made you the enemy...
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey wpatrywał się w nią w totalnym zamroczeniu, jednak mimo tego pozostawał na tyle świadomy, by wiedzieć że powinien wychwycić jakikolwiek sygnał, który pokazywałby, że byłaby na nie. Bo czasem powiedzenie tego na głos było zbyt trudne. Mimo iż zaprzeczenie nie padło od razu i wprost, to nie znaczyło że nie było ono jej celem. Tak więc patrzył na nią całą - na jej oczy, w których doszukiwał się chociaż cienia strachu czy sprzeciwu, na jej usta, które niemo mogłoby wypowiedzieć to jedno krótkie słowo oraz na jakikolwiek ruch na jej twarzy, który potwierdzałby to że jego prośba była niemożliwa do zrealizowania, że po prostu nie chciała albo to ją przerastało. Jednak nic takiego nie dostrzegł. Więc, czy mógł liczyć na tak? Szybko uświadomił sobie, jak bardzo odważne i bezpośrednie było jego pytanie. Jak musiało ją zszokować, bo w pewnym sensie zdziwiło jego samego. Lecz z drugiej strony, czuł się z nim bardzo spokojnie. Wcale, jakby nie robił nic złego czy niewłaściwego, tylko jakby właśnie postępował tak jak rzeczywiście chciał. A przynajmniej tak, jak pewna i bardzo długo tłumiona jego cząstka, pragnęła od dłuższego czasu. Dlatego sam bardziej skłaniał się w stronę tej pozytywnej odpowiedzi, jednak jej uzyskanie wprost było naprawdę mało rzeczywiste, tak więc mógł dalej starać się czytać jej reakcje i… wtedy poczuł jak jej twarz niemal wtuliła się w jego dłoń. W sposób pozornie nic nieznaczący, jednak jakby brnęła do tego czułego kontaktu. A on zupełnie odruchowo - jakby wiedział że powinien, czy niemal musiał tak zrobić - pochwycił ją mocniej, wsuwając ją głębiej i wplątując się palcami pomiędzy jej włosy. Czy był aż tak pijany, by odebrać ten może totalnie bezwładny gest jako zgodę? Czy tak bardzo jej chciał, że nadinterpretował jej zachowanie? Czy to wszystko mu się wydawało, bo był tak mocno zamroczony Josie?
I wtedy ponownie skrzyżował z nią swoje spojrzenie. Powrócił z tego pochłaniania obrazu jego dłoni na jej skórze, by ponownie zatonąć w jej pięknych oczach i… poczuł to. Jego wszelkie obawy, co do tego co miało bądź co nie mogło się wydarzyć, nagle zniknęły. Został tylko on, ona i ich wspólne zatracenie się w tej chwili. Poczuł, że nie był w tym sam, że nic mu się nie wydawało, tylko ona była razem z nim, bo poniekąd to on ją w to wciągał, a ona tylko mu na to pozwalała. Chociaż w tej, konkretnej sytuacji można było spojrzeć na to z zupełnie innej strony.
- To cudownie… - odpowiedział - hm, w pierwszej chwili trudno powiedzieć na co - a po tym jeszcze kąciki jego ust lekko, minimalnie ruszyły ku górze, jednak na tyle by ten zarys uśmiechu był widoczny na jego twarzy. Trwało to bardzo krótko, bo zaraz ponownie pozwolił sobie zatracić się w jej nieziemskim spojrzeniu, chociaż przy tym zachowując świadomość, która pozwoliła mu dalej mówić, a nawet swoją wolną łapą pochwycić jej dłoń. - Ale żeby było idealnie to… - już nie mówił, tylko szeptał. Ściszonym, miękkim, czułym głosem za którym także podążał, bo powoli, niemal w zwolnionym tempie pochylał się nad nią, aż zbliżył się na tyle by lekko przejechać bokiem swojego nosa o jej, zatrzymać swoje delikatnie rozchylone wargi nad jej ustami i zmrużyć oczy, gdy opierał się czołem o jej czoło. Jednocześnie poprowadził jej szczupłą dłoń w górę i końcowo zatrzymał ją na wysokości swojego obojczyka, gdzie pierw przycisnął ją do swojego ciała, a potem puścił. Dawał jej władzę, po którą w tym zamroczeniu sama nie była w stanie sięgnąć. Teraz mogła go złapać i mocniej przyciągnąć do siebie, powędrować w kierunku jego szyi, twarzy czy włosów, bądź w najgorszym przypadku odepchnąć, kiedy będzie chciała. Harvey chciał, żeby była pewna tego, że wbrew pozorom to ona dyktowała warunki, a on tylko śmiał korzystać z jej łaski. Szczególnie gdy wymrukiwał w jej usta końcówkę zdania. - Muszę zgubić się razem z tobą - wyszeptał na ostatnim wydechu, a później pochwycił jej górną wargę w swoje, zamykając ją w subtelnym, przedłużonym pocałunku i… nie przestawał. Nie było tu miejsca na żaden głos rozsądku, przytomności czy przeszłości. To był ten moment, w którym miał ją blisko przy sobie - i z czego nawet nie zdawał sobie sprawy - tak mocno tego pragnął. Dlatego jeżeli tylko w tym ułamku sekundy jego Josie nie zmieniła zdania i nie dała mu żadnego znaku, to całował ją dalej, czulej, pewniej…

@Harper Pearson 'Cause everything is new, and everything is you, and all I've learned has overturned, what can I do... don't go wasting your emotion, lay all your love on me…
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
To, co zaczęło się kilka chwil temu, poraziło ją i oszołomiło, i choć trafnym byłoby powiedzenie, że odebrało jej przy tym myślenie, to jednocześnie kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie rozumiała co się dzieje. Mogła nie rozumieć, dlaczego się działo, ale o to nie próbowała na razie pytać ani siebie, ani tym bardziej jego. Kiedy się do niej zbliżył, w pierwszej chwili poczuła się przytłoczona, owszem, lecz przecież gdyby rzeczywiście było jej z tym niekomfortowo, nie musiała podejmować jego wyzwania – a przynajmniej nie w tej formie, którą przy odrobinie dobrych chęci mogłaby bez problemu podważyć i tym samym wymusić na Spencerze oddalenie się na większą odległość. Tak naprawdę, głęboko w środku, nie chciała żeby się oddalał. Przez jej głowę przewijały się przeróżne myśli i skupiła się początkowo faktycznie na tym, co zmotywowało go do przyjścia do jej pokoju, lecz starczyło, że rozmowa spłynęła na trochę… prawdziwszy temat, a to wszystko rozpłynęło się w okamgnieniu. Wtedy już nawet nie próbowała udawać, że się przed tym wzbrania; zawahała się w swoim zagubieniu, ale tak naprawdę pragnęła, żeby to trwało. Z tego powodu nie wykonywała żadnych znaczących ruchów – bo skoro nie była w stanie wprost się zgodzić, to chociaż nie chciała zrobić nic, co by go wybudziło z niejakiego transu, w który wpadł.
Upewnienie i pogłębienie ujęcia jej twarzy przyniosło jej częściową ulgę w niepewności co do tego, czy zostanie właściwie odebrana, a dopiero jego reakcja – razem ze wznowieniem kontaktu wzrokowego i tym nikłym uśmiechem, który swoją drogą bezwiednie odwzajemniła – zapewniły jej pełniejsze ukojenie nerwów. Powieki opadły ciężkawo niemal do całkowitego zamknięcia, gdy jego twarz znalazła się już bezpośrednio przed jej twarzą; poruszyła też nieznacznie głową, nieśmiało i ledwie wyczuwalnie dołączając do otarcia ich nosów. Bez najmniejszego oporu dała mu pokierować swoją dłonią, a gdy pozostawił ją samą, zamknęła ją w pięść, zaciskając między palcami fragment materiału który udało się jej podważyć i zagarnąć – jakby mogła w ten sposób sobie zagwarantować, że Harvey się nie odsunie, nie rozmyśli, nawet jeśli nic w nim nie wskazywało na taką ewentualność.
Tak, proszę – zdążyła tylko pomyśleć w odpowiedzi na końcówkę zdania, bo na wypowiadanie słów nie było już ani przestrzeni, ani czasu. Z początku przepadła w pełni, do tego stopnia że przez parę pierwszych sekund pozostała bierna – choć to nie tak, że ją zaskoczył – lecz po chwili dołączyła do tej wymiany czułości, w pełni świadomie (to znaczy… zależy pod jakim względem) obejmując jego wargi własnymi. Mogła wydawać się wciąż niepewna; wykonywane przez nią ruchy były powolne i nienachalnie miękkie, bo w dalszym ciągu chyba nie do końca w to wszystko wierzyła, jednak dzięki tej zwiększającej się pewności Harvey’ego prędko o tym zapomniała, odnajdując się z nim i przy nim, co potwierdzało jej kolejne posunięcie. Rozluźniła uścisk na jego koszuli i przesunęła dłoń wyżej – teraz zupełnie nie zważając na dyskomfort towarzyszący tarciu świeżych zadrapań o materiał koszuli – aż dotarła do skóry powyżej kołnierzyka, po której ostrożnie, a może raczej pieczołowicie przejechała pod jego szczękę, aż niezbyt gęsty zarost podrażnił leciutko jej palce. Drugą, do tej pory wolną rękę ułożyła na jego boku, zyskując podparcie do przylgnięcia ciałem do męskiego torsu, bo samo całowanie to było dla niej stanowczo za mało… Mimo że jeszcze kilka czy kilkanaście minut temu nie przyznałaby, że mogła chcieć jego ust złączonych ze swoimi, ani w ogóle nie sądziła, że jest to możliwe w jakimkolwiek scenariuszu jej rzeczywistości. Lecz skoro był tu z nią, w taki a nie inny sposób, Pearson chciała być bliżej. Mieć go bliżej, sycić się jego bliskością, czuć jego ciepło. Zapomnieć o otaczającym świecie i po prostu nie przestawać…
Wtem nagle pojawiła się u niej myśl, której Harper (albo Josie) nie potrafiła (lub zwyczajnie nie chciała) zignorować. Zaraz nieco pewniej przytrzymała go w okolicy żuchwy, tak aby nie podążył za nią kiedy cofała głowę, tym samym przerywając pocałunek… łagodnie, lecz bez zbytniego oporu czy wyczuwalnego żalu. Odsunęła się jednak tylko troszkę samą buzią i tylko po to, aby sięgnąć kciukiem do jego dolnej wargi. Uchyliwszy powieki, ze zmartwionym wzrokiem przejechała delikatnie opuszkiem po drobnym rozcięciu, jakby obawiała się i potrzebowała się upewnić, czy nie robi mu większej krzywdy, chociaż nie zdążyła jeszcze zapomnieć się na tyle, by całować go z nieopanowaną, zachłanną intensywnością. Przepadła bardziej w tej przejmującej czułości, a dopiero gdy to przestało jej wystarczać i zapragnęła więcej, uderzyła ją (na razie tylko) świadomość tej jego małej rany.
Z jakiegoś powodu uwierzyła, że to, co właśnie się działo, mogło trwać – bo oboje tego chcieli – i że nie musieli przejmować się ograniczonością czasu tak jak w barze, dlatego z taką łatwością przyszło jej oderwanie się od niego. I korzystając z tego zatrzymania, skoro już wrócili do ich randki w ciemno, uniosła spojrzenie na bok jego twarzy, gdzie spod ciemnych włosów wystawał fragment tatuażu, który jej wtedy pokazał. Zapragnęła mu się tym razem faktycznie przyjrzeć, dlatego powiodła dłonią od jego warg do tego miejsca, by w skupieniu subtelnie pogładzić pokrytą tuszem skórę – wewnętrznie przeżywając zarówno tamten, jak i obecny moment. Nie trwało to jednak długo jako czynność sama w sobie i blondynka już niebawem wróciła do tych jego cudownych, brązowych oczu. Teraz nie próbowała się celowo przed niczym powstrzymywać, poddawała się całkowicie temu, czemu szczerze chciała się poddawać, temu, co w niej siedziało i tak ciągnęło ją do Harvey’ego, a także temu, co on najwidoczniej również nosił w sobie wobec niej. Nie dawała tu miejsca żadnej wątpliwości, analizie ani pytaniu, więc po przeciągniętym spojrzeniu w jego ślepia praktycznie bez zawahania – choć wcale nie pospiesznie – sięgnęła ponownie do jego ust, pragnąc obecnie tylko tego, by zagubić się w nich jeszcze bardziej, powoli trochę śmielej. Stopniowo dawała coraz większy upust niewypowiedzianej nigdy na głos tęsknocie, choć prawdę powiedziawszy była ona zbyt wielka, aby dało się ją w ogóle w pełni wyrazić – a teraz dopiero zaczęła okazywać jej śmiesznie skromny kawałeczek.

@Harvey Spencer we started a tidal wave with a spark, and I don’t know you, but you’re what I want and that’s all... this is my heart – dive deep
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Gdy tylko Harper zaczęła powoli odsuwać się do tyłu, wtem jego twarz podążała razem za nią. Jednak raptownie powstrzymał się, bo przecież nie wprost, ale obiecywał jej to, że ona tutaj dyktowała warunki. Tak więc, kompletnie niechętnie, lecz pozwolił jej oddalić się. Dał sobie moment, by otworzyć oczy, bo wcale nie chciał wracać do tej prawdziwej rzeczywistości. Więc gdy ostatecznie to zrobił, spodziewał się odnalezienia w zupełnie innej czasoprzestrzeni. Lecz wtedy poczuł dotyk na swojej zranionej wardze, a jego spojrzenie wbiło się w jej buzię, dostrzegając ten zmartwiony wzrok. Spencer już myślał, że wszystko było stracone, że ta chwila tak prędko im przeminęła i ponownie uciekła w zapomnienie. Kiedy było już pewne, że był to fałszywy alarm, to Harvey nie był w stanie skupić się na jakimkolwiek bólu, który mógł wynikać z tego dotyku. Zresztą wcześniej, podczas pocałunków, także go nie odczuwał. Pewnie dlatego, że było to tak proste i przyziemne wrażenie w porównaniu z tymi niesamowitymi uczuciami, które przepływały przez jego ciało gdy dzielił z nią ten wspólny, intymny moment. Nawet w tym jej pozornie nieznaczącym geście było coś mocno chwytającego za serce. Bo chociaż oboje pozwolili sobie na to krótkotrwałe zatracenie, a ich poziom świadomości był na pewno mocno ograniczony do tu i teraz, to ten ruch z jej strony pokazywał, że nie działała w totalnym zamroczeniu, kierując się jedynie swoimi pragnieniami czy żądzami. Tylko w tym wszystkim - chociaż przecież w ogóle nie musiała - potrafiła zatrzymać się, by upewnić się, że to przewinienie, którego wspólnie się dopuszczali, nie przynosiło mu żadnego odczuwalnego cierpienia. Z kolei czując jej dłoń na skraju swojego policzka, jego twarz nieznacznie przesunęła się w bok, by lepiej mogła przyjrzeć się temu miejscu. Pod wpływem tej łagodnej czułości z jej strony, przymrużył lekko oczy, pozwalając sobie na zgubienie się w subtelności jej dotyku. Lecz trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo zaraz jego ciemne ślepia wróciły do jej jasnych tęczówek, by ponownie całkowicie zagubić się w nich i odnaleźć swoją drogę, która prowadziła wprost do jej cudownych ust.
Jego ręka objęła ją w pasie o wiele pewniej. Pocałunki stały się o wiele bardziej zdecydowane i śmiałe, pozbawione tej towarzyszącej mu początkowo niepewności. A on cały już nie tyle, że po prostu był przy niej, ale pierw przysunął ją do siebie, by potem móc niemal napierać na nią całym swoim ciałem. Jakby jakakolwiek pozostawiona odległość pomiędzy nimi była jawnym grzechem, którego nie mogli się dopuścić. Nie chciał tylko jej całować, pragnął jej całej. Jej bliskości oraz dotyku. Więc póki mógł, to zagarniał ją dla siebie. Po chwili, stając się na tyle - oczywiście niecelowo - natarczywym, by przytłoczyć ją tak swoim ciałem i siłą, by była zmuszona do wykonania kilku kroków do tyłu, aż napotkała przeszkodę w postaci biurka. Jednak to wcale nie sprawiło, że jego uporczywość uległa pomniejszeniu. Gdy jego wargi były w pełni zaangażowane w zmysłową wymianę kolejnych pocałunków, jego dłoń przesunęła się na jej lędźwie, by jeszcze bardziej przytrzymać ją przy sobie. Zachowywał się całkowicie instynktownie, jednak gdzieś tam podświadomie wiedział, że w końcu będzie chciała mu się wymknąć, a on już zawczasu starał się z tym walczyć, pokazując że chciał mieć ją całą blisko przy sobie, w swoich ramionach. I chyba liczył na to, że to może mieć jakieś znaczenie i sprawi że Josie dobrodusznie przedłuży dla niego ten błogi czas.
Jednak Harvey zupełnie nie wziął pod uwagę tego, że nie tylko ona mogła to przerwać. Bo czuł, że on sam nie zrobiłby tego na pewno. Jednak kompletnie zapomniał o tym, że poza nimi istniały jeszcze inne osoby na tym świecie i właśnie jedna z nich zaczęła do niego dzwonić. Cichy dźwięk dzwonka telefonu wydobył się z jego przedniej kieszeni. Aczkolwiek to samo w sobie wcale nie sprawiło, że chociażby pomyślał o zaprzestaniu całowania. Prędko zabrał dłoń z jej pleców, by wyciągnąć telefon. Kliknął odpowiedni przycisk, nawet na niego nie zerkając. Wyciszył go i sunął nim na blat biurka. Pośpiesznie wracając łapą do niej, tym razem opierając ją na jej biodrze. W tym czasie jego druga dłoń - która nieustannie pochwycała jej twarz - zmieniła nieco swoje ułożenie. Kciuk przesunął się po linii jej żuchwy, by ostatecznie zatrzymać się na jej podbródku i na niego delikatnie naprzeć. Wymuszając w ten sposób ruch twarzy do góry tak, by mógł ze swoimi pocałunkami zejść powoli w dół. Pierw na jej dolną, pełną wargę, potem na brodę, aż dotarł do tej wyraźnie zarysowanej krawędzi, którą zaczął podążać. Raz całując bliżej policzka, a raz bardziej w zagłębieniu z drugiej strony, zahaczając miękko wargami o skórę jej szyi. Nienachalnie, jednak stanowczo i sensualnie zarazem. Aż dotarł na sam skraj, nosem trącając już płatek jej ucha, a wtedy w ułamku sekundy znalazł się ponownie na wprost jej twarzy. Wbił się w jej usta z takim silnym utęsknieniem, jakby nie porzucił ich na kilkanaście sekund, tylko na całe lata, gdy… ekran jego telefonu nieprzerwanie wyświetlał napis Hallie.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Odcięcie się od obowiązującej rzeczywistości przyszło jej tak prosto jak przełączenie jakiegoś pstryczka i nie wyglądało na to, że było czymś niepewnym – bo wtedy zachwiałaby się zauważalnie podczas tego momentu zatrzymania, który sama wprowadziła, a potem bez zawahania przerwała wraz z powrotem do ust Spencera. To nie tak, że świadomie i celowo ignorowała takie czy inne rzeczy, Pearson naprawdę o wszystkim zapomniała – co zresztą wchodziło w skład prośby bruneta – i po prostu poddała się temu, co czuła, a co wyłączyło jej myślenie. Zatem, nie myśląc, przylgnęła do niego, w tym momencie pragnąc jak najmocniej odczuwać tą bliskość, a zaraz później pod naporem jego ciała wycofała się kilka małych kroczków w tył, aż napotkała za sobą przeszkodę w postaci krawędzi biurka. Działając z dokładnie tą samą intencją co Harvey, zaparła się na tej krawędzi, dzięki czemu mogła jeszcze bardziej wciskać się w jego objęcie gdy tak całowała go z już teraz nieskrywanym i nieskrępowanym zapamiętaniem – zupełnie jakby tylko tego pragnęła. I jakby nic innego się nie liczyło… choć w rzeczywistości się liczyło.
Dzwoniący telefon z miejsca lekko ją spłoszył, co dało się poznać po nagłym wzdrygnięciu, ale niewzruszenie bruneta tym przychodzącym połączeniem zadziałało na nią trochę jak kotwica utrzymująca nadal w tym, co się działo. Niestety – bądź stety; w ich przypadku raczej to drugie – chociaż dzwonek nie ocucił jej od razu, zapoczątkował powolne uruchamianie w jej głowie tego, co bezbronnie padło po wypowiedzeniu przez Harvey’ego tamtego tęsknego pytania. Cały proces na pewno zachodził w zwolnionym tempie przez utrudnione warunki, bo blondynka w reakcji na nacisk jego kciuka poddała się uniesieniu podbródka, a przesuwające się chwilę później wzdłuż linii żuchwy pocałunki mocno ją rozkojarzały. Wargi Spencera pieściły jej skórę w sposób, który z jakiegoś powodu rozkładał ją na łopatki; na który chciałaby się wystawiać, a nie się przed nim zamykać. Jednak to pierwsze uczucie niepokoju jej nie opuściło i rozwijało się w tle przez tych parę następnych sekund.
Obie jej dłonie – jedna jakiś czas temu wsunięta między gęste włosy, druga przyciśnięta do męskiego boku – stopniowo się rozluźniły, chociaż póki co nie zmieniały położenia. W jej myślach pojawiło się niewyraźne pytanie, czy to do czegoś zmierza, i jeśli tak, to do czego? Nad niczym takim się nie zastanawiała, kiedy nie wprost zgadzała się stać dla niego Josie z randki w ciemno – tamte okoliczności z oczywistych względów narzucały na nich pewne ograniczenia, a tutaj byli zupełnie sami i w teorii mogli robić to, co chcieli… Więc, czego chcieli? Czy tylko krótkiego momentu zapomnienia w pocałunku, który wtedy zakończył się ledwo po rozpoczęciu, co nie dawało im szansy na nacieszenie się nim? Gdzie leżała granica tego wspólnego zgubienia się?
Nim zaczęła rozważać odpowiedź, znów poczuła jego usta na swoich i oddała się im, ale zrobiła to bezwiednie, bez tego zaangażowania co wcześniej. Nie umiejąc się powstrzymać, uchyliła jedną powiekę i kątem oka zerknęła w kierunku leżącego obok telefonu…
Właściwie nie musiała rozczytać dokładnie liter na wyświetlaczu, starczyło jej samo niewyraźne spojrzenie – od niego samego trafiło ją, o czym (a raczej o kim) zapomniała razem ze wszystkim innym.
Jego nie-do-końca-ale-trochę-jednak-dziewczyna. Hallie.
Fuck.
Całe jej ciało natychmiast zesztywniało, a ona gwałtownie odchyliła się tułowiem w tył. – Harvey! – odezwała się nieprzesadnie głośno, ale jednocześnie z uniesieniem i upomnieniem – zrobiła to od razu po, albo już w trakcie odrywania się od jego warg, przed którymi uciekła jak poparzona, jednocześnie otwierając w pełni oczy. – Co my w ogóle robimy…? – zapytała na głos samą siebie już zupełnie innym, niemal zrozpaczonym tonem, świetnie oddającym jej skrajny poziom skołowania. Prędko cofnęła od niego obie dłonie i ukryła pod nimi swoją twarz, ewidentnie potrzebując przynajmniej spróbować się schować przed przytłaczającymi faktami.
Aktualnie odsuwała na bok wszystko to, co działo się między nimi lata temu, a także przy wszystkich tych dziwnych spotkaniach po randce w ciemno, tak jak zresztą samą randkę pomijała w tej chwili. To było zbyt pogmatwane i niezrozumiałe, z kolei kwestia jego towarzyszki przynajmniej dla Harper wydawała się bardzo jednoznaczna. – Przyszedłeś z kimś, a nie-… Kurwa, co tu się właściwie stało – mówiła niby do niego, lecz nie brzmiało jakby oczekiwała jakiejś jego odpowiedzi; bardziej nie mogła przeżyć, jak mogli znaleźć się w obecnej sytuacji, której niebezpośrednim – aczkolwiek na pewno obecnym – uczestnikiem była jego Hallie. Prawdą było, że Pearson nie znała ich relacji, nie miała pojęcia na co się umawiali a na co nie. Usłyszała zaledwie skrawek informacji o tym, że nie łączył ich poważny związek i wielkie, ”nudne” zobowiązania – ale przecież nie miała pojęcia, co to oznaczało w praktyce. Mogło chodzić zarówno o spotykanie się ze sobą, chodzenie na wspólne wyjścia i seks, jednak bez ograniczania siebie nawzajem co do… stosunków z innymi. Tylko że mogłoby równie dobrze chodzić o nienarzucanie sobie bardzo przyszłościowych założeń i rezygnację z życiowych obietnic, co nie umniejszałoby prawdziwości wzajemnych uczuć. Cholera, przecież kiedy poszli z kuchni do salonu, wcale nie wyglądali jakby łączył ich sam seks i zero emocji. Nawet zobaczyła ten rozczulający – i dla niej bolesny – obrazek oczami wyobraźni, gdy Harvey przekroczył próg jej pokoju. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem umknęło to z jej świadomości, ani tym bardziej dlaczego on sam to zignorował, lecz nie próbowała się nad tym zastanawiać czy o to pytać. Liczyły się czyny, a nie ich usprawiedliwienia.
Powinieneś wracać do… – Zabrzmiała słabo, bez jakiegokolwiek zacięcia, przekąsu czy nawet chłodu. Imię Hallie nie chciało jej przejść przez gardło; nie potrafiła jej teraz nazwać też jego dziewczyną, tak jak zrobiła to na dole, w kuchni, dlatego zamiast silić się na dokończenie, opuściła ręce od swojej buzi i przekręciła głowę do boku, przelotnie acz bardzo sugestywnie zerkając na jego telefon. Następnie z mocno niewyraźną miną obróciła twarz z powrotem przodem do bruneta i uniosła na niego niepewnie oczy spod lekko zmarszczonych brwi – i jeśli sam nie odsunął się w ciągu tej krótkiej chwili od przerwania pocałunku do teraz, ułożyła ostrożnie dłonie na jego klatce piersiowej, by ich słabym naciskiem zasugerować mu postąpienie przynajmniej kroku w tył. Nie chciała go agresywnie odpychać jakby to wszystko to była wyłącznie jego wina, jakby zrobił coś wbrew jej woli przed czym musiała się bronić. To znaczy… na pewno będzie musiała się jakoś obronić przed tym, co tu zaszło, ale na razie skupiała się na tym, co wydawało się jej o wiele bardziej naglące.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Definitywnie nie był przygotowany na jej odsunięcie się ani też zupełnie nie spodziewał się go. Nie w momencie, gdy już pozwoliła mu się do siebie zbliżyć. Co prawda żadne pytanie ani propozycja nie padły wprost. Ta chwila, na którą obydwoje się zgodzili nie była ściśle określona, ani co do pojęcia czasu, ani tego co miałoby dziać się podczas niej. To, że zostanie ona w końcu przerwana było jasne, jednak sposób w który zrobiła to Harper, był dla niego druzgocący i niezrozumiały zarazem. Ta nagłość jej zachowania oraz słowa i ton, którymi je wypowiadała, obracały piękny, subtelny i intymny moment pomiędzy nimi, w zdarzenie które było niewłaściwe, niemoralne, niesłuszne. Niedziwne więc, że Harvey - kompletnie zaskoczony tym pośpiechem i całkowitą odmianą nastawienia - nie był w stanie od razu odnaleźć się w totalnie nowym położeniu. Jego ciało zastygło w bezruchu, jakby ktoś wcisnął w jego głowie przycisk pauzy. Żywe i ruchliwe pozostawały jedynie jego ciemne oczy, które wędrowały za jej twarzą, poszukując w niej wytłumaczenia tego szybkiego wycofania. Bo ono dla niego nie było wcale oczywiste. A co więcej, sam Spencer nie doszukiwałby się go właśnie w tym punkcie. Dopiero widząc jak blondynka bezradnie kryje twarz we własnych dłoniach zabrał swoje, bezwiednie opuszczając je wzdłuż swojego ciała. Jednak to wcale nie oznaczało się, że wycofywał się albo tym bardziej - że kapitulował.
Gdy jasno padło, co - a raczej kto - okazał się bezpośrednim problemem, to wcale jego poziom zdezorientowania nie opadł. Przecież ich sytuacja została bardzo klarownie określona, tylko… jeszcze wtedy, kiedy Pearson nie było w pobliżu. Okej, to zaczynało mieć jakikolwiek sens. Chociaż w tym pierwszym odruchu upłycił jej komunikat, do tego określonego wprost powodu, który stał im na drodze. Więc zamiast skupić się na całościowym odbiorze jej zachowania, skoncentrował się właśnie na Hallie i podjął się bardzo chaotycznej próby wyjaśnienia, czemu w ich sytuacji jego nie-dziewczyna nie odgrywała żadnego znaczenia. - Co? Nie… nie myśl o niej… to znaczy, to nie tak… my mamy umowę, której ja w ogóle nie chciałem, bo ja… takie układy nie są dla mnie, ale mimo to zgodziłem się i… to był pierwszy raz, kiedy naprawdę chciałem z tego skorzystać i… - jego odpowiedź wybrzmiała na bardzo poplątaną i niekompletną. To przez to, że chciał powiedzieć za dużo, ale nie korzystając z przesadnej ilości słów i nie wnikając w szczegóły. Gdyby chciał przedstawić jej to nadzwyczaj dosadnie, to powiedziałby że Hallie niejednokrotnie wykorzystywała ich umowę, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by on też mógł w końcu ją zastosować. Bo to nie o to chodziło. To nie tak, że Spencer wymyślił sobie, że akurat dziś postanawia sobie pokorzystać i to jeszcze upatrzył sobie swoją byłą na celownik. Odważył się na ten ruch, bo wiedział że może i to nie powinno w żaden sposób skrzywdzić Hallie, ale te okoliczności dawały mu tylko możliwość. Jednak to, że przeszedł do czynów nie wynikało z samej możliwości, ale pragnienia, które tliło się w nim od ich randki w ciemno i które okazjonalnie przygaszało bądź nabierało na sile. Ta cała sytuacja, która wydarzyła się w kuchni, widok Harper z Zackiem oraz jego lekki stan nietrzeźwości, na pewno wpłynęły na to, że wystosował do niej tamtą prośbę. Jednak one nie stworzyły tej okazji, tylko sprawiły że Harvey dokopał się do tej części swoich uczuć, które starał się w sobie ukryć odkąd zobaczył jej buzię po wyjściu z tamtego baru.
Niesamowicie istotna w tym zdarzeniu była dla niego jej postawa, a mianowicie to że początkowo jedynie bez oporu mu uległa, jednak później wyraźnie zaangażowała się w tą intymną chwilę. Nie trwała ona na tyle krótko, by zrzucić to na kwestię nieświadomości. Nie po tym troskliwym spojrzeniu, którym go obdarzała po oderwaniu się od jego warg. Więc skoro on tego chciał, Hallie nie była problem, to zostawała jeszcze tylko ona, a ona… - Ty też tego chciałaś… czułem to… przecież mi się nie wydawało…- dopowiedział po krótkiej pauzie, a wyraz jego twarzy stał się bardziej pytający, jakby z nadzieją oczekiwał od niej rozwiania jego wątpliwości. Podkreślenia, że nie odebrał tego wszystkiego błędnie, że to nie był jakiś wymysł jego wyobraźni. Bo w tamtej chwili był w stanie na sto procent powiedzieć, że to co działo się między nimi było prawdziwe.
Było prawdziwe. Było. Czas przeszły. W tym wszystkim tego szczegółu Harvey nie dostrzegł. Jej słowa, jej postawa, jej ton i gesty wyraźnie pokazywały jej totalną zmianę nastawienia do niego. A Spencer początkowo był tak zamroczony, że nawet nie poczuł jej dłoni na swojej klatce piersiowej. Dopiero po wypowiedzeniu swoich ostatnich słów jego głowa i wzrok powędrowały w dół i zastygły na tym obrazku. Gdzie Harper klarownie dawała mu znać, czego od niego oczekiwała - odsunięcia się. Pewnie w podstawowym, fizycznym znaczeniu, ale i nie tylko. Co powinien zrobić bez najmniejszego zawahania, bo w końcu między wierszami wybrzmiało, że to ona stanowiła tutaj zasady. Tylko pozostaje pytanie, czy naprawdę tego chciała Harper? By zrobił krok w tył, wycofał się i wrócił do Hallie? Czy może to wydawało jej się słuszne w momencie, gdy sobie o niej przypomniała? A teraz, gdy padło więcej szczegółów, to czy nadal tego chciała? - Powiedziałaś „powinieneś”, a chciałbym żebyś odpowiedziała na pytanie… czy chcesz żebym do niej wracał? - jego słowa zabrzmiały o wiele spokojniej niż wszystkie poprzednie, w pewnym sensie też na pewno o wiele poważniej. Bo w tym miejscu, w którym stał - w jej sypialni, w której w ogóle nie powinien się znaleźć, z jej dłońmi na swoim ciele, które niby nie powinny go dotykać i jeszcze z niemal nadal wyczuwalną miękkością jej ust na swoich wargach - to liczyło się dla niego tylko to, czego w tej chwili Harper naprawdę chciała.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz