Lucy również zdawała sobie sprawę, że wiele rzeczy się zmieni i wcześniej, głównie przez to, powstrzymywała się przed poważnymi deklaracjami, co finalnie zaprowadziło ją do feralnego wieczoru i kolacji zaręczynowej, która skończyła się tragicznie.
Obecnie patrzyła na to zupełnie inaczej, w końcu będąc w stanie się zaangażować i zawalczyć nie tylko o ich związek, ale i o życie Matthew. Już raz była niemalże pewna, że straciła go na dobre i nie zamierzała dopuścić do powtórki z rozrywki. To trochę smutne, że dopiero w obliczu tragicznych wydarzeń dociera do nas co tak naprawdę mamy i że nie chcemy tego stracić, za żadne skarby. Lucy na szczęście dostała drugą szansę i nie miała zamiaru jej zmarnować. Trzeciej prawdopodobnie już nie będzie.
Niezależnie od tego co będą musieli wspólnie wypracować, aby żyło im się harmonijnie, oraz jak to zrobią i jak im to wyjdzie, ona się na to pisała. Nawet zorganizowała już transport, który przewiezie jej rzeczy i część mebli.
—
Jasne, tylko odrobinkę — odparła z lekkim uśmiechem. Przecież nie chciała go upić. Nalała mu pół kieliszka i podała, po czym usiadła obok na kanapie. Nie zauważyła grymasu, który pojawił się na twarzy Matthew, gdy ten zapadł się na miękkiej poduszce, podczas siadania na kanapie, bo zapewne już by zaczęła się spinać, próbując wydobyć od niego co się stało, co go boli i próbować to naprawić.
Przytuliła się do niego z wyraźnym zadowoleniem. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej, głowę układając na ramieniu. —
Jutro muszę być na poranne wydanie wiadomości i potem wieczorne, ale załatwiłam się od soboty tydzień wolnego. Wszyscy wiedzą, że się wybudziłeś — odparła, po czym pocałowała mężczyznę w szyję. —
Moje rzeczy przywiozą w poniedziałek— dodała, gładząc go lekko kciukiem po klatce piersiowej. Pomijając kwestię przeprowadzki, Lucy chciała po prostu spędzić z narzeczonym trochę czasu i spróbować nadrobić to, co ich ominęło.
Mimo, że Matthew był już w zasadzie przy niej, bezpieczny, to były momenty, w których nie mogła powstrzymać spięcia ciała i zimnych potów na wspomnienie wypadku. Wtedy panikowała jak nigdy, a gdy następnego dnia wróciła ze szpitala, wymiotowała i płakała na zmianę cały wieczór i część nocy. Wystarczyło, że zdawała sobie sprawę jak mało brakowały, aby Suarez wylądował w kostnicy. —
Nie znikaj więcej na tak długo — powiedziała w pewnej chwili, odchylając głowę, by na niego spojrzeć. Wbrew pozorom mówiła całkowicie poważnie.
@Matthew Suárez