Awatar użytkownika
12
lat
174
cm
Skoki
Mały Sport & Rekreacja
MARY ANNA SUÁREZ HARGREEVES & LEGALLY DEVOCATIS - KLASA 1*, PRÓBA UJEŻDŻENIOWA

Tak się nieszczęśliwie złożyło, że pierwszego dnia zawodów, Devocatis była najgorszą wersją siebie. Nagła zmiana otoczenia, wiele nowych zapachów i bodźców sprawiły, że skarogniada była wyjątkowo rozdrażniona, w czym nie pomagała burza hormonów, z którą się aktualnie zmagała. Nie była zadowolona, że musi robić cokolwiek - bolał ją brzuch i wszystko ją złościło, co pokazywała całą sobą. Rozgrzewka, która miała ją przygotować do startu, rozluźnić i uspokoić, przyniosła wręcz odwrotny efekt. Nie mogła się skoncentrować pośród innych koni, których na rozprężalni nie brakowało. Mary musiała szczególnie uważać w momentach, w których mijały inne konie, bo Devocatis zachowywała się dziś jak prawdziwa smoczyca i nikomu nie zamierzała przepuścić. Z wtulonymi uszami w grzywę, wzrokiem ciskała gromy i niejednokrotnie próbowała zaatakować mijanego konia, co po pierwszym takim incydencie prawdopodobnie było już bardziej kontrolowane, bo nie zostawiła wątpliwości co do tego, że mogłaby to zrobić kolejny raz...

Wreszcie pojawiły się na czworoboku. W kwestii tempa niewiele można było jej zarzucić, bo szła energicznie, aż nadto. Nie wyglądało to jednak ładnie, ponieważ była na tyle usztywniona, że ten ruch wypadał płaski i niekorzystny. W innych okolicznościach miałaby szansę zaprezentować się wybitnie - była długonoga, zbudowana w długich liniach, które wręcz sprzyjały ujeżdżeniu, a nie skokom. Wszelkie próby wyciągnięcia tego potencjału przez Mary spełzały jednak na niczym, bo klacz ani myślała przyjść do ręki. Na szczęście program nie przewidywał zatrzymania w połowie linii środkowej, bo to, że nie zatrzymałaby się w punkt, było bardziej niż pewne. Szastając ogonem na boki i lawirując uszami we wszystkie strony, poszła więc na wprost budki sędziowskiej w literze C, po czym sztywno skręciła w lewo. Opierając się wygięciu, nie miała szans na to, żeby głęboko wyjechać narożnik. W efekcie został on ścięty. Niestety sytuacja powtórzyła się podczas próby wykonania 10 metrowej wolty w literze H. Taka średnica wymagała już od konia wyraźnego zgięcia w kłodzie, ale Devocatis jedynie nadęła się jak nadymka, nie mając ochoty poddać się zginającemu działaniu łydki. Wolta wypadła więc mało kształtnie, na pewno większa, niż powinna, ale przynajmniej nie zakończyła się całkowitym wywiezieniem Mary wgłąb czworoboku.

Kolejnym krokiem po powrocie na ścianę było wydłużenie kłusa na skróconej przekątnej. Devocatis wciąż była oporna na działanie łydki, w wyniku czego zamiast wydłużyć krok, zaczęła iść zauważalnie szybciej. Opuszczony, spięty grzbiet zdecydowanie nie sprzyjał poprawnemu wydłużeniu kroków, które właściwie nie wystąpiło. Zamiast tego Mary mogła napotkać problem z uspokojeniem kłusa po powrocie na ścianę, ponieważ klaczy absolutnie nie przeszkadzało takie tempo i fakt, że taki kłus był niewygodny. Dopiero po paru metrach dała się przekonać do wolniejszego kłusa, w którym o niebo prościej było skręcić do środka czworoboku w odpowiednim momencie. Tam jednak czekał na nie prawdopodobnie najbardziej wymagający i kłopotliwy element z całego programu, a mianowicie ustępowanie od łydki, na które skarogniada reagowała tamtego dnia wręcz dramatycznie. Momentalnie się zezłościła (delikatnie mówiąc), gdy poczuła jak kobieta przesuwa wewnętrzną łydkę i dociska ją do boku klaczy. Nie tylko zareagowała przesadnie, mocno odchodząc w bok, ale też kopnęła w pewnym momencie w powietrze, zdradzając swoje jawne niezadowolenie. Zapewne wywołała tym niemałe zdziwienie wśród komisji sędziowskiej, choć kopnięcie wcale nie wyglądało spektakularnie. Najistotniejsze było jednak to, że przez jej przesadzoną reakcję wróciły na ścianę znacznie wcześniej, niż przewidywał to program.

Kontynuowały stamtąd kłus wzdłuż szranek aż do znalezienia się na wysokości litery H, gdzie miało nastąpić zagalopowanie. Devocatis jednak ponownie cała się spięła i zamiast zagalopować, przyspieszyła kłus, dopiero w narożniku przechodząc do pożądanego chodu. Przez to, że była całkowicie poza pomocami, istniało spore ryzyko, że w dowolnym momecie zwolni do kłusa lub zacznie krzyżować w galopie. Zwłaszcza na kole utrzymanie galopu było kłopotliwe, ale Mary na szczęście zdołała utrzymać skarogniadą w galopie na prawą nogę. Tym razem udało im się nawet zachować właściwą średnicę koła, po zamknięciu którego ponownie niezbyt głęboko wyjechały narożnik i znalazły się z powrotem na długiej ścianie. Dodanie w galopie wbrew pozorom nie przysporzyło amazonce kolejnych problemów. Reakcja klaczy była co prawda dość gwałtowna, ale nie skończyła się dzikim poniesieniem dookoła czworoboku lub - co gorsze - wyskoczeniem poza jego granice. Wystarczyło zaledwie parę mocniejszych, mniej elegankich półparad, by skarogniada wróciła z powrotem do galopu roboczego, z którego następnie zwolniła do kłusa kilkanaście metrów dalej. Odpowiednio podparta łydką uniknęła całkowitego rozpadnięcia się podczas przejścia, ale już po kilku krokach kłusa zauważalnie zwolniła, najwyraźniej mając problem z utrzymaniem równego tempa. Nie było to spowodane lenistwem, to raczej nigdy jej nie dotyczyło, za to niemijająca sztywność w całym ciele jak najbardziej przykładała się do problemów z zachowaniem rytmu i tempa. Mary jednak wciąż stała na posterunku i nie pozwoliła na to, by klacz nawaliła nawet w tak prostej rzeczy, choć sędziowie niewątpliwie nie mieli zostawić na nich suchtej nitki.

W literze K skręciła na kolejne, dziesięciometrowe koło, po którym ponownie zmieniły kierunek przez skróconą przekątną w wydłużonym kłusie. Tym razem zdołała pokazać zalążek wydłużenia, na parę kroków rzeczywiście skromnie wydłużając ramy, choć nie bez utraty rytmu. Następnie wróciła na ścianę, wzdłuż której kontynuowała kłus roboczy, zupełnie nieświadoma tego, że amazonka pominęła punkt programu. W pewnym sensie wyszło jej to na dobre, bowiem Devo na pewno nie zareagowałaby entuzjazmem na zatrzymanie. Tymczasem zwolniła do stępa przed literą H, która była początkiem kolejnej, krótkiej przekątnej. Poluźnienie wodzy niestety nie sprawiło, że skarogniada ochoczo obniżyła i rozprostowała szyję. Wręcz przeciwnie, wciąż niosła łeb wysoko, choć przez chwilę miała nastawione do przodu uszy. Spięcie sprawiało, że nie kroczyła zbyt obszernie, ale przynajmniej nie zbaczała z wyznaczonego kursu. Ledwo po dotarciu na ścianę, ponownie skręciła do środka czworoboku, zgodnie z przypuszczeniami negatywnie reagując na nabranie wodzy na kontakt. Znowu wcisnęła uszy w grzywę i szastnęła niespokojnie ogonem, poza tym nie robiąc nic, co mogłoby wzbudzić niepokój kobiety. Do kłusa przeszła energicznie, w momencie przejścia wręcz podskakujac przodem w górę jak do zagalopowania, przed którym ostatecznie się powstrzymała.

W połowie krótkiej ściany skręciła do środka czworoboku, by z linii środkowej rozpocząć kolejne ustępowanie w kierunku ściany. Niestety sytuacja sprzed chwili się powtórzyła - klacz złością zareagowała na spychające działanie łydki i wręcz chwyciła Mary za wodzę, by wyciągnąć ją w bok. Nijak miało się do prawidłowego ustępowania, sędziowie prawdopodobnie nawet uznali ten element za niewykonany, ponieważ wyglądało to bardziej jak rzucenie się w bok, aniżeli kontrolowane odejście od łydki. Cudem nie potrąciła przy tym szranek ani za nie wyskoczyła, choć i bez tego były bardzo bliskie eliminacji. Przez kolejne kilkanaście metrów kłusa wciąż niespokojnie szastała ogonem i zagryzała się na wędzidle, co jednak nie przeszkodziło im w zagalopowaniu w odpowiednim momencie. Kolejno zjechały na koło w połowie krótkiej ściany, po zamknięcie którego powtórzyły kolejny element programu, jakim było wydłużenie galopu na długiej ścianie, co znowu spotkało się z entuzjazmem ze strony Devocatis.

Z galopu bez zwłoki zwolniła do kłusa. Idąc nim we wskazanym przez Mary kierunku, to jest kawałek wzdłuż ściany, a potem przez półwoltę, znowu zagryzła się na wędzidle, którym Mary próbowała delikatnie masować jej język i zachęcić do żucia. Niewygodnie uwiesiła się na jej ręce, przenosząc ciężar ciała do przodu, w wyniku czego kłus całkowicie stracił na impulsie i energii. Po powrocie na ścianę niechętnie, opornie wróciła do poprzedniego ustawienia, by ostatecznie skręcić na linię środkową czworoboku i zatrzymać się dokładnie w literze L. Nadęła się przy tym, źle reagując na domknięcie w łydkach i niespokojnie przestawiła jedną z nóg do przodu zanim Mary zdążyła wykonać ukłon. Następnie opuściła czworobok stępem, nie mniej zmęczona i sfrustrowana niż zawodniczka.

Mów mi Devo lub Kurewna. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Szukam kaskaderów i samobójców =).
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
krew, pot i łzy na treningach
.

Podstawowe

Osobowość

Mary Anna Suárez Hargreeves
Awatar użytkownika
28
lat
170
cm
fizjoterapeutka
Techniczna Klasa Średnia
MARY ANNA SUÁREZ HARGREEVES & LEGALLY DEVOCATIS - KLASA 1*, PRÓBA TERENOWA

Próba terenowa była tą, której Mary obawiała się najbardziej. Nie miała wielkiego obycia w tej dyscyplinie, na dodatek startowała na koniu, na którym nie mogła zbyt polegać. Po wczorajszej próbie ujeżdżeniowej wiedziała już, że po Devocatis może spodziewać się wszystkiego. Starała się jednak pozostać dobrej myśli. Pogoda zdecydowanie nie była sprzyjająca - jak na złość słońce świeciło na tyle mocno, że potrafiło oślepić. Był to duży problem, bo jednak przy crossie potrzebowała dobrej widoczności, w końcu na trasie nie znajdowały się tylko "ich" przeszkody. Niemniej starała się pozostać dobrej myśli i nie przekreślać ich na wstępie, choć... nie było to proste po ostatnim ich starcie.

Dzisiejsza rozgrzewka była lekka, z myślą o tym, że czekał je długi dystans do przejechania, a po drodze kilkanaście skoków. Nie wątpiła w to, że Devocatis miało zabraknąć energii, ale przezorny zawsze ubezpieczony i oszczędzała jej siły na później. Gdy w końcu nadeszła ich pora, z sercem gdzieś na wysokości gardła wpakowała się z klaczą do bramki startowej. W tym momencie adrenalina jej skoczyła gdzieś w kosmos, a nawet jeszcze nie wystartowały... Dopiero kiedy otrzymały odpowiedni sygnał, Mary wypuściła skarogniadą do galopu, utrzymując jednak jego spokojne tempo. Na szczęście znaczna część trasy była na zalesionym terenie i teraz mogły liczyć na taki komfort, więc odnalezienie pierwszej przeszkody nie było (jeszcze) problemem. Właściwie żadna z tych przeszkód nie była specjalnie wysoka, ale to swoją budową budziły w Mary duży respekt. Były też prawdopodobnie czymś nowym dla Devo, ale nie wątpiła akurat w jej odwagę. Spokojnym, niespiesznym galopem podprowadziła ją pod pierwszą przeszkodę, gdzie pomogła jej w wybraniu miejsca do odbicia. Przeszła w niewysoki półsiad razem z ruchem konia, po wylądowaniu kontynuując galopowanie, wracając do półsiadu. Czekał je teraz dość długi odcinek galopu, ale Mary wciąż chciała pozostać przy tym wolniejszym galopie. Poza prędkością nie ingerowała specjalnie w pracę konia, wiedząc już z wczoraj, że mogło to przynieść tylko gorsze skutki.

Zbliżając się do drugiej przeszkody, uprzedziła o tym konia półparadą. Odpowiednio wcześniej pokazała jej dwójkę, przez którą wyprostowała ją i podniosła bardziej na przodach. Wróciwszy w siodło, miała większą kontrolę nad zwierzęciem, które podprowadziła na sam środek przeszkody. Łydką wskazała jej najwygodniejsze odbicie, w którym zsynchronizowała się z nią płynnie. Udało im się przedostać na drugą stronę w jednym kawałku, za co nie omieszkała pochwalić klaczy. Do kolejnej przeszkody znowu został im długi dystans, więc przejechały go tak jak dotychczas. Wciąż jechały w bardziej zalesionym terenie, więc słońce nie było tak dokuczliwe. Mimo to Mary już teraz odczuwała wyższą temperaturę, za co na pewno odpowiadał też duży stres i adrenalina związane z ich przejazdem. Trzecią przeszkodą była najpowszechniejsza kłoda, z którą Devocatis mogła się już wcześniej spotkać. Podtrzymując żywy, energiczny galop, nie dała jej momentu zawahania, prowadząc na wyrównanych pomocach na środek przeszkody. Nie wątpiła w doświadczenie klaczy w skokach, ale jednak nie zostawiła jej w tym samą i dla pewności wspomogła w odnalezieniu się w dystansie do skoku. Po odbiciu zadbała o to, by koń mógł swobodnie wyciągnąć się w skoku i komfortowo przedostać się na drugą stronę, po którym najpewniej nie musiała dwa razy zachęcać jej do kontynuowania galopu. Odciążyła jej grzbiet, podpierając ją w łydkach, teraz pozwalając na nieco szybsze niż wcześniej tempo, chociaż nadal bez szaleństw. Wolała przejechać trasę z przekroczeniem czasu niż wcale nie być w stanie dojechać do mety.

Wkrótce im oczom ukazały się kolejne przeszkody, których budowa mogła budzić już większe obawy. Nie tylko były sporo węższe, ale także z jednej strony ułożona była belka, która w oczach niejednego konia mogła wyglądać jak największe niebezpieczeństwo na świecie. Zbliżając się do tej kombinacji, wycofała sylwetkę, a także przygotowała się z koniem do tych skoków. Jako że była to kombinacja, to musiała zachować większą czujność, więc przytrzymała ją nieco dołem, motywując do subtelnego skrócenia się. Wypuściwszy ją do skoku, myślami była już przy 4B, które było jeszcze węższe. Ominęły zbiornik z wodą i po łagodnym łuku najechały na przeszkodę, w trakcie czego Mary znowu dopilnowała tego, by Devo nie wyrwała się zanadto do przodu. Miały zmieścić dokładnie trzy foule, co też udało im się osiągnąć bez żadnych dyskusji. Zauważyła, że z klaczą dużo lepiej się dogadywała właśnie w skokach, ale nie bez powodu Devocatis startowała właśnie w tej dyscyplinie. Finalnie przeskoczyły całą kombinację bez żadnych komplikacji, za co nie zapomniała o pochwaleniu swojego wierzchowca. Niestety, teraz czekał je kawałek na polanie, gdzie słońce dawało już z pełną mocą, co kobieta szybko odczuła na swoich plecach, gdy promienie mocno zaczęły przygrzewać. Prowadzona trasą wyznaczoną przez taśmy wróciła do półsiadu, zachęcając konia do lekkiego dodania, które samo się prosiło na takim otwartym terenie. Wciąż jednak miała na uwadze ewentualne późniejsze zmęczenie konia, poza tym następna przeszkoda była nie tak daleko, bo zaledwie kilkaset metrów dalej, tuż po wyjechaniu z obszernego zakrętu na lewo. Pewnie weszła z Devo w skok nad piątką, nad którą musiała nieco bardziej zapracować. Przesunęła rękę do przodu, jednocześnie stając trochę wyżej w strzemionach. Równowagę utrzymywała przede wszystkim dzięki własnym nogom, kolanami trzymając się siodła, a w strzemionach uzyskując stabilne oparcie. Nie zaburzając ruchu konia, wróciła w siodło po oddanym skoku, po czym wróciła do półsiadu. W dystansie do kolejnej przeszkody nie dawała klaczy okazji rozpędzić się zanadto, chociaż wkrótce znowu znalazły się w cieniu.

Szóstka mogła być większym wyzwaniem dla nich, jako że jej kolor bardzo zlewał się z otoczeniem. Była co prawda poprzedzona białą, wąską kłodą, ale mogła ona zmylić konia, że to na tym kończyła się trudność przeszkody. Z tego powodu Mary odpowiednio wcześniej oprzytomniła Devocatis, wracając także w siodło i podprowadzając do przeszkody w trosce o odpowiednio wolne tempo galopu. Po bezbłędnym pokonaniu przeszkody odesłała ją dalej galopem pomiędzy drzewami, wzrokiem już wypatrując swoich kolejnych przeszkód. Była to kolejna kombinacja, tym razem trzyczłonowa, więc musiała zachować większą czujność i rozsądnie poprowadzić konia. Wykonała półparadę bądź dwie, zabiegając także o skupienie konia, którego przy okazji subtelnie przytrzymała. Zaokrągliła jej galop, przygotowując do pierwszego skoku, w którym naturalnie wsparła ją swoim doświadczeniem. Szybko zareagowała ręką oraz ciałem, by następnie skręcić w prawo na 7B. Planowo miały tam zmieścić trzy foule, ale klacz nieoczekiwanie wyrwała się Mary do przodu. Znacząco wydłużyła swój wykrok, przez co nie miały szansy przejechać tego tak, jak miała to w zamyśle amazonka. Ostatecznie odesłała konia do skoku już po drugim kroku, co zaowocowało źle dobranym odbiciem. Mimo że przeszkoda była niewysoka i Devo w zasadzie mogła przez nią przegalopować, to zahaczyła o górę nogami i sprawiła, że część przeszkody odpadł (nie wiem jaki ani jak ale ok). Mary nie miała czasu długo o tym myśleć, bo 7C było wąskim frontem, który wymagał wielkiej precyzji od ich dwóch. Skręciła w lewo, mieszcząc dwie foule w dystansie, żeby za chwilę znaleźć się pod wspomnianą przeszkodą. Dzięki zamknięciu konia w pomocach, dokładnemu poprowadzeniu na środek i wyraźnemu opanowaniu udało im się zmieścić w wąskiej przestrzeni między dwiema flagami. Pogłaskała konia po szyi w ramach pochwały, rzucając też okiem na zegarek, by zreflektować się, że stoją całkiem nieźle z czasem. Podtrzymała dotychczasową prędkość galopu, mając teraz chwilę czystej galopady, zanim dojechały do ósemki. Będąc w półsiadzie, odciążała grzbiet klaczy i pozwalała jej na swobodny ruch, jak najmniej ograniczony przez jej obecność. Na równych wodzach podjechała do kolejnej przeszkody, pilnując tego, by najazd był jak najdokładniejszy oraz najprostszy. Na dobrą sprawę Devocatis żaden z tych skoków nie powinien sprawiać trudności, ale jednak Hargrevees robiła wszystko, by jej tę robotę ułatwić. Dotychczas wychodziło im to świetnie, bo przejechały już połowę trasy, a wszystko szło zgodnie z myślą.

Kolejna, dziewiąta już przeszkoda była czymś w rodzaju cornera, chociaż o bardzo niewielkim kącie. Mimo to znowu nie była specjalnie szeroka, więc wiele zależało od samego podejścia do tego skoku. Na niedługi moment wróciła do pełnego siadu, by wykonać ten manewr jak najdokładniej. Podniosła konia i pokazała mu przeszkodę, którą udało się bez trudu przeskoczyć. Po udanym skoku wyjechały z tego parko-lasku, znowu znajdując się na pustej przestrzeni, gdzie najbardziej były narażone na oślepiające słońce. Teraz, jak na złość, świeciło im prosto w oczy, przez co kobiecie było trudniej odnaleźć następną przeszkodę. Wyminęły kilka innych, podobnych, by ostatecznie udało jej się namierzyć oznakowaną dziesiątkę. Na całe ich szczęście była dziecinnie prosta, więc amazonka nawet nie próbowała zwalniać konia. Devocatis mogła swobodnie oddać mocno spłaszczony skok z takiego szybszego galopu, do czego zresztą sama ją zachęciła, podtrzymując w łydkach żywe tempo. Niewiele dalej znajdował się szereg 11AB, który przez wzgląd na swoje kolory było im łatwiej odnaleźć w gąszczu innych. Minimalnie zwolniła konia, w skupieniu podchodząc do pierwszego członu i na bieżąco reagując na ewentualne zmiany w zachowaniu klaczy. Nie dała jej szans na kombinowanie i odesłała do skoku, po którym skręciła w prawo na siostrzaną przeszkodę. Przejechała ten dystans na trzy foule, w tym niewielkim zakręcie podpierając konia prawą łydką, by przypadkiem nie zaryzykować poślizgnięciem. Wczoraj padał deszcz i chociaż nie był mocny, to mógł się przyczynić do śliskiej trawy. Co prawda w takim miejscu na pewno już wyschła w tym słońcu, ale cień był dużo bardziej wątpliwy pod tym względem. Także tym razem podołały tej przeszkodzie bez problemu i mogły kontynuować dalszy galop, jako że do dwunastki dzielił je trochę dłuższy dystans. Mary zaczęła skręcać w lewo, wykręcając bardzo duży i obszerny łuk, dzięki któremu zaczęły poruszać się ze słońcem w plecy. Dwunasta przeszkoda nie różniła się wiele od poprzednich, więc podeszła do nich podobnie. Nieznacznie podniosła konia, prowadząc w korytarzu pomocy na środek jej, po czym razem z Devo zabrała się do skoku. Szybka akcja amazonki zapewniła im komfortowe przedostanie się na drugą stronę, po którym znowu zaczęła kreślić łuk w lewo, mając za zadanie zatoczyć swego rodzaju koło. Posłała klacz bardziej do przodu, pozwalając na spłaszczenie kroku w zamian za przyspieszenie, mimo że nadal stały całkiem nieźle z czasem. Hargreeves jednak zamierzała ścigać się dopiero na samym końcu przejazdu, gdy miała pewność, że dojadą już do mety mimo zmęczenia konia.

Dalsze przeszkody miały być... ciekawe. Nie wiedziała, jakie dokładnie podejście miała Devo do wody. I chociaż wiedziała, że jest odważnym koniem, to jednak mogło się to zmienić, gdy miała wejść do tego niegłębokiego bajora. Na dodatek znowu poruszały się pod słońce, które odbijało się w tafli wody, sprawiając, że kobiecie ciężko było dobrze poprowadzić konia. Szczęśliwie skarogniada wykazała się niezłym zrównoważeniem i bez problemu wgalopowała w wodę pomiędzy dwiema chorągiewkami. Mary przy tym lekkim zeskoku odchyliła się lekko do tyłu, nie zaburzając równowagi zwierzęcia. Poruszanie się w wodzie wiązało się z koniecznością lekkiego spowolnienia, które jednak okazało się pomocne przy 13B. Oddały dzięki temu nieco wyższy skok, będąc dalekimi od zahaczenia o zawieszoną kłodę. Zbliżały się już do końca, więc Suárez nie miała takich oporów przed ponagleniem konia do przyspieszenia, bo Devocatis najwyraźniej czuła się jeszcze całkiem nieźle. Pamiętała jednak o tym, że 14A było wąskim frontem, więc w miarę zbliżania się do niej wycofała łopatki i wykonała półparadę, oprzytomniając wierzchowca. Wróciła w siodło w dojeździe, precyzyjnie prowadząc konia na przeszkodę, spod której mogła oddać raczej niewysoki skok, do czego zresztą sama ją zachęciła. Następna była normalna kłoda, którą wyjechała na 4 foule, mogąc pozwolić sobie na skok bliższy prawej chorągiewki. Pochwaliwszy konia po skokach, wjechały znowu w bardziej zalesiony teren. Miały znowu dłuższy dystans przed sobą, więc utrzymując się lekko nad siodłem, pozwoliła kobyle na swobodny, żywy galop na tyle, na ile miała siły. Ręką pracowała z jej pyskiem, wzrokiem wyszukując już przeszkody. Wkrótce pojawiła się między nimi i tak jak też nie należała do najwyższych, to znowu była cornerem, więc musiały rozsądnie podejść do tego. Skróciła konia, by mieć lepszą kontrolę, prowadząc go wyraźnie na lewo, gdzie przeszkoda była najwęższa. Przez chwilę zwątpiła w to, czy taki najazd przypadkiem nie narazi ich na strącenie lewej chorągiewki, bo przy skoku niemalże się o nią otarła. Udało się jednak bez zrzucenia jej, więc po wylądowaniu ruszyły dalej w prawo, na szereg 16AB. Były to już ostatnie przeszkody, więc siłą rzeczy adrenalina mocno w niej skoczyła, ale wciąż starała się pozostać opanowana i nie dać ponieść temu uczuciu. 16A było uskokiem, co dla konia mogło być zdziwieniem, skoro widział tylko leżącą kłodę. Mary przygotowała ją na to, wykonując półparady, by przypadkiem nie zdziwiła się niemiło. Tak jak przy przeszkodzie wodnej, odchyliła się lekko przy zeskoku, opierając na strzemionach oraz własnych kolanach. Gładko zeskoczyły z tego, po czym skręciły w lewo na hyrdę. Ten rodzaj przeszkód pozwalał na zdecydowanie spłaszczony i przez to ekonomiczny skok, tak więc amazonka nie ingerowała specjalnie w pracę Devocatis i pozwoliła jej oddać ten skok. Po wylądowaniu wyraźniej odesłała ją do przodu, odrabiając trochę czasu, ale bez szaleństw. Przed siedemnastką trochę przystopowała, ale dalej podtrzymywała raczej mocne tempo galopu, by wykonać wystarczający skok ponad tym pseudo okserem. Pomogła klaczy w ocenie dystansu i wskazała jej wybicie łydką, po którym przeszła do niewysokiego półsiadu, nie wychodząc przed ruch konia ani nie spóźniając się z tym. Lądowanie zamortyzowała na własnych siłach, po czym po raz ostatni wysłała konia naprzód, teraz prosząc o możliwie szybkie tempo, którym przekroczyły celowniki. Wtedy też zaczęła stopniowo zwalniać Devocatis, pomagając sobie poprzez wprowadzenie jej na koło. Stopniowo przeszły do kłusa, a potem stępa, w którym oddała jej wodze i entuzjastycznie pochwaliła. Po wczorajszym ujeżdżeniu była bardzo wątpliwa co do tego, jak im dzisiaj pójdzie, ale gniadoszka pozytywnie ją zaskoczyła, za co została nagrodzona nie tylko pochwałami, ale i smakołykami już po zdjęciu sprzętu i oporządzeniu. Najlepszą nagrodą i tak miał być odpoczynek po przejeździe, by zrenegerowała siły przed ostatnią, jutrzejszą próbą.

KONIEC
2x podwójne punkty doświadczenia za kolejny trening
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Dla użytkownika

Awatar użytkownika
12
lat
174
cm
Skoki
Mały Sport & Rekreacja
MARY ANNA SUÁREZ HARGREEVES & LEGALLY DEVOCATIS - KLASA 1*, PRÓBA TERENOWA

Za to Devocatis, choć na co dzień trenowała skoki, cross uwielbiała całą sobą. Być może miały w tym udział geny, jako że była córką jednego z lepszych WKKWistów tamtych czasów. Nie przeszkadzała jej w tym pogoda, która choć piękna, to nie stwarzała najlepszych warunków do tego typu aktywności. Na szczęście nie była koniem, który obawiał się gry świateł i ostre słońce na przemian z cieniem nie robiły na niej wrażenia. Była też w zauważalnie lepszym nastroju niż poprzedniego dnia, za co ponownie odpowiadały hormony, zmieniające jej nastroje jak w kalejdoskopie. W związku z tym rozgrzewka, którą przeprowadziły przed startem, przebiegła znacznie spokojniej niż wczoraj, także ze względu na większą przestrzeń, jaką dysponowały. Jedyny problem, jaki napotkała Mary, pojawił się tuż przed rozpoczęciem przejazdu, gdy klacz miała wejść do bramki startowej. Z niejasnych przyczyn zaczęła stawiać opór, ostatecznie jednak dając się przekonać. Od tamtego momentu minęło zaledwie parę sekund aż usłyszały charakterystyczny dzwonek, po którym amazonka nagle ścisnęła boki skarogniadej łydkami, sprawiając, że ta zagalopowała ze stój i śmiało ruszyła naprzód.

Chociaż Mary od początku zabiegała o spokojne tempo, to Devo była zgoła innego zdania. Z uniesionym wysoko łbem i nastawionymi do przodu uszami wypatrywała przeszkód, jednocześnie bez wahania prąc do przodu. Była zbyt skupiona na przeszkodach by złościć się na kobietę, która ciągle prosiła o wolniejszy galop, czemu skarogniada mimowolnie się poddawała, choć nie do końca rozumiała ten zabieg. Nie były to jej pierwsze skoki terenowe - może nie praktykowała tego często, ale jednak parokrotnie zmierzyła się z terenowymi przeszkodami, które nie robiły na niej większego wrażenia. Te dodatkowo były niskie, a przez to nie budziły w klaczy respektu. Nawet przez sekundę nie pomyślała, że coś mogłoby pójść nie tak. Nakierowana na pierwszą przeszkodę, szybko oceniła jej wysokość, a potem bez większej walki dała się doprowadzić bliżej, by oddać skok. Nie był szczególnie ekonomiczny, mimo wszystko musiała się oswoić się z nowym rodzajem przeszkód, ale mimo to Mary powinna być zadowolona. Druga przeszkoda czekała na nie po kilkuset metrach galopu, których pokonanie zajęło Devocatis dosłownie chwilę. Na starcie była zupełnie świeża i pełna energii, która przekładała się na wydajny, szybki galop, z którego skakanie było dziecinnie proste. Chętnie podeszła do drugiej przeszkody i wybiła się ze wskazanego miejsca, w skoku przede wszystkim wysoko podnosząc przednie nogi i ciągnąc szyją, co miało jej pomóc w zachowaniu równowagi.

Z takimi przeszkodami jak trzecia miała najwięcej do czynienia w swoim życiu, więc nawet niespecjalnie się jej przyglądała. Mimo to zachowanie Mary w najeździe do przeszkody było jak najbardziej poprawne i odpowiednie, bo dzięki niemu zyskała pewność, że klacz na pewno odda skok. Płynnie odbiła się od ziemi, powoli łapiąc odpowiedni pułap, czyli nie skacząc przesadnie wysoko. Oszczędzała dzięki temu siły, które miały się jej jeszcze przydać tego dnia. Kondycyjnie nie była przyzwyczajona do takiej ilości galopów i skoków, a dodatkowym utrudnieniem była oczywiście pogoda. Po wylądowaniu kontynuowała energiczny galop w stronę kolejnych przeszkód. Kombinacja 4ab tym razem rzeczywiście wymagała skrócenia galopu. Klacz poddała się temu bez dyskusji, zaokrągląc galop i mocniej wkraczając zadem pod kłodę, dzięki czemu również łatwiej było jej się wybić do pierwszej przeszkody. Nie przeszkadzało jej to, że była wąska i zbudowana w sposób, który miał wzbudzać obawy. Skoczyła idealnie przez środek, nawet nie dotykając miękkiej części przeszkody, po czym pozostała pod kontrolą amazonki. Między przeszkodami zmieściła dokładnie trzy foule, nawet bez konieczności regulowania długości kroku. Pozwoliło jej to na komfortowe odbicie się do drugiego członu kombinacji, którą także pokonała bez większych problemów.

Nie przeszkadzało jej wyjście na otwarty, mocno nasłoneczniony teren. Praktycznie nie poczuła różnicy, choć słońce dość mocno prażyło. Po dłuższym odcinku galopu prawdopodobnie zaczęłaby się szybko pocić, ale do pokonania miały niewielki odcinek. Zanim się obejrzały, stały już oko w oko z piątą przeszkodą. Wyglądała co prawda na dość masywną, ale Devocatis, nie czując żadnego wahania ze strony amazonki, także śmiało dogalopowała do przeszkody by skoczyć z wybranego przez kobietę miejsca. Nie chcąc zahaczyć o drewno, wysoko podciągnęła nogi i wyciągnęła szyję, łapiąc w ten sposób równowagę. Nawet nie zwracała większej uwagi na wodę, obok której wciąż się poruszały i którą niewątpliwie miały jeszcze spotkać na trasie. Dalej odważnie galopowała do przodu, wkrótce znowu znajdując się pod osłoną cienia, w którym była ustawiona kolejna przeszkoda. Biała kłoda leżąca u stóp szóstki rzeczywiście w największym stopniu przyciągała uwagę skarogniadej, ale nie dała się jej zwieść. W porę zauważyła, że przeszkoda jest jednak wyższa, więc w odbicie włożyła stosownie dużo siły, żeby się przypadkiem nie potknąć o stałą konstrukcję, co mogłoby się skończyć niemiłym wypadkiem.

Tej ostrożności i szczęścia zabrakło jej jednak podczas pokonywania trójczłonowej kombinacji. O ile pierwszą przeszkodę pokonała bez problemów, to w najeździe do drugiej nie dogadała się z Mary w kwestii odbicia i urwała foule. Skacząc z daleka, mogła mieć problem z prawidłowym pokonaniem nawet niedużej przeszkody, do czego zresztą doszło. Zahaczyła o górną, ruchomą część 7B, która rozpadła się pod wpływem uderzenia, co oczywiście zostało skrzętnie odnotowane przez kamery i obsługę toru, która znajdowała się przy tej kombinacji. Osobiście niespecjalnie się tym przejęła, choć podczas pokonywania trzeciego elementu kombinacji była zauważalnie bardziej ostrożna. Skoczyła idealnie przez środek wąskiego frontu, swobodnie mieszcząc się między dwoma chorągiewkami. Nie przywiązała większej uwagi do głaskania po pokonaniu przeszkody, bo było jej to zwyczajnie obojętne, jeśli nie zbędne. Była skupiona przede wszystkim na przeszkodach i nic poza nimi jej nie interesowało. Sprawnie pokonała odcinek lasu, który dzielił je do kolejnej, ósmej przeszkody, a gdy namierzyła ją wzrokiem, z niemniejszym entuzjazmem dogalopowała do miejsca odbicia. Zgrała się z kobietą w skoku, a po bezpiecznym wylądowaniu po drugiej stronie, kontynuowała galop. Był on zdecydowanie żywszy niż podczas pokonywania parkuru, co przekładało się na rosnące zmęczenie. Klacz co prawda miała jeszcze dużo energii, ale na jej ciele zaczęły już wychodzić pojedyncze żyłki i plamy potu.

Dziewiąta przeszkoda była ciężka do zrozumienia dla skokowego konia. Powinna skoczyć jak najbliżej prawej strony, czyli w najwęższym miejscu, ale absolutnie jej to nie przekonywało, więc tym razem w najeździe do przeszkody trochę dyskutowała z jeźdźcem, ostatecznie i tak stawiając na swoim. Skoczyła dokładnie przez środek, musząc przez to nieco bardziej się rozciągnąć, ale mimo to poradziła sobie bardzo dobrze. Poparskując, wytrwale galopowała przed siebie, tym razem kierując się na przeszkodę, która wykorzystywała budowę terenu. Dla Devocatis była to nowość, gdy zauważyła nagły spadek terenu, chwilowo zwątpiła, ale Mary nie dała jej czasu do namysłu i zamknąwszy w łydkach, nakłoniła do wykonania długiego susa w dół. Różnica wysokości była na szczęście nieduża, więc nie przestraszyła się podczas lądowania. Właściwie szybko puściła tę przeszkodę w niepamięć, bo kolejne dwie czekały na nie tuż po paru krokach galopu. Nie protestowała przed delikatnym przytrzymaniem, które ułatwiło im ocenę prawidłowego miejsca odbicia. Cały czas poruszała się pewnie, w przeciwieństwie do Mary nie obawiając się poślizgnięcia. Hacele wkręcone w podkowy dawały jej bardzo dobrą przyczepność, z czego skrzętnie korzystała, zdecydowanie czując różnicę. Obie przeszkody tworzące kombinację pokonała bez problemów, podobnie jak dwunastkę, dopiero za którą czekały na nie prawdziwe atrakcje.

Zatoczywszy obszerne koło, zaczęły się kierować na wodę, która nieprzyjemnie iskrzyła się w słońcu. Wzmogło to uwagę klaczy, ale nie zniechęciło jej. Bardziej zastanowiła się nad samym zeskokiem, niż wgalopowaniem do wody, ale ponownie z pomocą Mary zwalczyła chwilowy opór i śmiało dała susa do zbiornika. Przez wodę przegalopowała pewnie, nieco się chłodząc, choć w gruncie rzeczy było to bardziej męczące niż galopowanie po płaskim. Woda była jednak nieduża, już po chwili wyszły na suchy ląd i po jednej foule skoczyły nad podwyższoną kłodą, która nie wzbudziła w klaczy najmniejszych obaw. Powoli zaczęło się robić ciężko, Devocatis nie była przyzwyczajona do tego rodzaju wysiłku, ale jej charakter nie pozwalał na to, by odpuścić. Skoro Mary wciąż nalegała na szybki galop, to klacz wytrwale się nim poruszała. Kolejne dwie przeszkody nie wyróżniały się mocno na tle innych, ale Devocatis zdecydowanie potrzebowała motywacji, żeby się z nimi zmierzyć. Bez dyskusji dała się doprowadzić do pierwszej przeszkody, nad którą oddała okrągły skok. Po wylądowaniu kontynuowała galop z prawej nogi ku drugiemu członowi kombinacji, który wydawał się jej znacznie przyjaźniejszy, w związku z czym skoczyła przez przeszkodę chętniej. Dalej szła obszernym, dość energicznym galopem, w którym jednak ciągle nalegała na dłuższą wodzę. Podniosła się dopiero, gdy jej oczom ukazał się corner, do którego ponownie podeszła z lekką obawą, będąc naprawdę bliską spłynięcia w bok w ostatniej chwili. Mary jednak udało się uniknąć tego błędu i dostatecznie przytrzymać klacz z lewej, by ta jednak skoczyła, a nie zrobiła ją w jajo. Pokonawszy przeszkodę, na wszelki wypadek pozostała czujna, na wypadek gdyby miały jeszcze napotkać jakąś przeszkodę, która nie wzbudzała zaufania. Jak się okazało słusznie, bowiem na ich drodze ponownie pojawił się zeskok w dół, który już trzeci raz tego dnia wzbudził w skarogniadej wątpliwości. Zmęczenie jednak sprawiało, że nie miała ochoty kombinować, więc po prostu poszła do przodu i płynnie skoczyła w dół. Nad kolejną przeszkodą bała się skoczyć tak ekonomicznie, jak życzyłaby sobie tego Mary. Miękka część była jednak nieduża, a kłoda szeroka i budząca respekt, więc klacz wykrzesała z siebie jeszcze trochę sił na to, żeby skoczyć ją z niedużym zapasem. Wówczas pozostała im już tylko jedna przeszkoda, budową podobna do oksera, ale znacznie bardziej masywna niż cokolwiek, co Devo widziała kiedykolwiek na oczy. Mimo to czuła się pozytywnie podbudowana dotychczasowymi, udanymi skokami, więc także przed siedemnastką się nie zawahała i skoczyła ze wskazanego miejsca, w locie mocno ciągnąc szyją i rozciągając się nad tą szeroką przeszkodą. Po wylądowaniu odeszła energicznie spod przeszkody i szastnęła ogonem w reakcji na poganiającą łydkę, która sprawiła, że minęły celowniki po paru sekundach, tym samym kończąc przejazd.

Mów mi Devo lub Kurewna. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Szukam kaskaderów i samobójców =).
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
krew, pot i łzy na treningach
.

Podstawowe

Osobowość

Awatar użytkownika
0
lat
0
cm
Elita

Krajowe zawody WKKW
KLASA pony, trzydniowe

Obrazek Obrazek

Lisa Austen & Naughty Boy


Wynik: 179,03 / 290=
61,74%

Zdarzenie losowe

13:

Dekoncentracja/strach; na terenie, na którym odbywają się zawody, panuje okropny hałas, ruch, błyszczą lampy błyskowe, ujadają gdzieniegdzie psy; to wszystko doprowadza do dekoncentracji pary, zmniejszenia jej uwagi.

__

rzut 1d20

5;

trudny do opanowania strach/dekoncentracja

Wskazówka do pisania

opis

Losowanie

77:

Potknięcie/poślizgnięcie się konia; Koń zahacza kopytami raz /kilkukrotnie o nierówności na parkurze, przez co wypada z rytmu/ustawienia, dekoncentruje siebie jak i jeźdźca.

__

rzut 1d20 -

20;

bez wpływu na wynik

35:

Bolesny skurcz; Koń odczuwa skurcz w którejś z kończyn/w parze kończyn/ w większości kończynach/grzbiecie/szyi bądź w innej części ciała.

__

rzut 1d20 -

12;

przekroczenie normy czasu

__

rzut 1d50 -

9;

3,6 punkta karnego

90:

Czysty przejazd; jeździec wyróżnia się niebywałą szybkością działania, reakcją. W niebywały sposób komunikuje się ze zwierzęciem, prowadząc go gładko i w miły dla oka sposób. Koń dzięki pomocy spisuje się znakomicie.

Opis

opis

Losowanie

68:

Zrzutka; rzutka ma miejsce wtedy, gdy koń strąci jeden lub kilka drągów podczas skoku; od rzutu 1d20 zależy, czy było to jedynie trącenie drągów, czy rozbudowanie przeszkody/naruszenie lustra wody.

__

rzut 1d20 -

6;

powodujące konieczność odbudowy przeszkody 4 punkty karne

131:

Świetna forma; para znajduje wyjątkowe uznanie w oczach sędziów i widzów, co na pewno zapunktuje w nagrodach. Para ma szansę zostać zauważona przez sponsora.

__

rzut 1d20 -

10;

nieduży bonus punktowy pod warunkiem ukończenia parkuru (napisania przejazdu)

123:

Świetna forma; para znajduje wyjątkowe uznanie w oczach sędziów i widzów, co na pewno zapunktuje w nagrodach. Para ma szansę zostać zauważona przez sponsora.

__

rzut 1d20 -

8;

nieduży bonus punktowy pod warunkiem ukończenia parkuru (napisania przejazdu)

Opis

Zrzutka na 1 przeszkodzie.

Uwaga

Zgodnie z tłem fabularnym, pierwszego dnia (próba ujeżdżeniowa) pada lekki deszcz i nie ma wiatru; drugiego dnia (próba terenowa) świeci rażące słońce i wieje średni wiatr; trzeciego dnia (próba skokowa) wieje lekki wiatr i świeci delikatne słońce.

Próba ujeżdżeniowa odbywa się na trawiastym, dużym czworoboku. Próba skokowa odbywa się na zewnętrznym, kwarcowym parkurze, według zasad konkursu dokładności.

Pisanie przejazdów jest nieobowiązkowe. Jeśli jednak chcesz otrzymać dodatkowe punkty doświadczenia, napisz przejazd, na początku swojego posta - jeźdźca i konia (obie strony muszą zamieścić post) - wklejając poniższy kod:

Kod: Zaznacz cały

[center][b][color=#39ad6c]LISA AUSTEN & NAUGHTY BOY - KLASA PONY, PRÓBA UJEŻDŻENIOWA/TERENOWA/SKOKOWA[/color][/b][/center]
Mów mi Mistrzu Gry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .
Brak odznak
Mary Anna Suárez Hargreeves
Awatar użytkownika
28
lat
170
cm
fizjoterapeutka
Techniczna Klasa Średnia
MARY ANNA SUÁREZ HARGREEVES & LEGALLY DEVOCATIS - KLASA 1*, PRÓBA SKOKOWA

Dzisiaj Mary była w dużo lepszym nastroju niż na początku zawodów. Chociaż przejazdy z Devocatis nadal nie należały do najprzyjemniejszych, to wczoraj pozytywnie ją zaskoczyła na crossie. Dodatkowo kobieta dużo pewniej czuła się na parkurze, podobnie zresztą jak klacz, więc wszystko mówiło, że była to tylko kwestia odbębnienia tej próby i czekania na wyniki. Nawet pogoda im sprzyjała, bo po ostatnim deszczu i słońcu zdecydowanie przydała się taka bardziej przyjazna pogoda.

Na rozgrzewce skupiła się na rozluźnieniu i najazdach, jako że czuła się dużo pewniej i chciała trochę pokombinować. Siedziała w końcu na koniu, który startował w klasie CS, więc nie powinno to być żadnym problemem, bo przeszkody na 1* z pewnością były dla Devo śmiesznie niskie. Zauważyła jednak, że klacz znowu nie była w zbyt dobrym humorze, w przeciwieństwie do Mary, która starała się podchodzić ze spokojem do tego przejazdu. Na koniec rozgrzewki miały trochę czasu na stępowanie na długiej wodzy i wyciszenie się, przynajmniej częściowe. Gdy tylko zostały wywołane na parkur, zebrała wodze i po dojechaniu łydką zakłusowała, wjeżdżając spokojnym tempem na plac konkursowy. Chwilę czy dwie pokręciła się między przeszkodami, ale na pewno żadna z nich nie wzbudziła większych obiekcji w Devocatis, więc już po wykonanym ukłonie mogły rozpocząć swój przejazd.

Zagalopowała na prawo i rozejrzała się krótko po parkurze w poszukiwaniu pierwszej przeszkody. Namierzywszy stacjonatę, skierowała się tam z Devocatis, utrzymując ją w raczej spokojnym galopie, by nie wyrywała jej się za bardzo do przodu. Przeszła także do półsiadu, chociaż nie na długo, bo w dystansie do przeszkody na krótki moment wróciła w siodło, by lepiej dopilnować najazdu. O same skoki się nie martwiła, podobnie jak i odbicia, bo dla kobyły nie było to żadne wyzwanie. Musiała zadbać jedynie o siebie i to, by po prostu nie przeszkadzać jej w pracy, tak więc wykazała się szybką reakcją po odbiciu, po którym wznowiły galop naprzód. Następnie skręciły w prawo, kierując się pod ścianę. Amazonka tradycyjnie oparła w tym zakręcie konia, starając się ułatwić nawrócenie na dwójkę. W tym momencie chyba trochę podświadomie zbyt polegała na klaczy, zachęcona tym jak dotychczas im poszło, i źle ją doprowadziła do oksera. Z tego powodu Devo wykorzystała tę okazję i nieoczekiwanie uciekła w prawo, unikając oddania skoku. Troszkę to zaskoczyło Annę, ale niewiele myśląc, zawróciła i ponowiła ten sam najazd na przeszkodę, starając się być teraz uważniejsza. Niestety, to jedno wyłamanie popsuło odrobinę relację między nimi i klacz znowu zaczęła walczyć z kobietą w najeździe, czego efektem było nic innego niż druga odmowa. Gdyby tego było mało, to dodatkowo pękło im lewe puślisko i Mary straciła oparcie w strzemieniu. Przeklęła w myślach, chociaż nie winiła konia, niemniej emocje mocno wzrosły. Jeszcze jedno wyłamanie równałoby się eliminacji, a jednak... eliminacja na drugiej przeszkodzie to nie byłby powód do dumy. Dlatego nawracając po raz drugi na dwójkę, Suárez dopilnowała już każdego szczegółu. Jadąc głęboko w siodle, wycofała łopatki oraz zamknęła konia w pomocach, zwyczajnie nie dając jej możliwości odejścia. Łydkami wskazała miejsce do odbicia, które na całe szczęście udało się osiągnąć. Odruchowo przesunęła dłonie do przodu i przeszła do niewysokiego półsiadu, teraz mocno utrudnionego bez strzemienia. Musiała dobrze balansować na własnych siłach, by jakoś doprowadzić je do końca przejazdu, który już z samego początku miały tak bardzo utrudniony.

Po przeskoczeniu nieszczęsnej dwójki skręciła w prawo, wciąż poruszając się pod ogrodzeniem parkuru. Podtrzymywała żywe tempo galopu, mogąc sobie pozwolić na oddanie skoku z takiej prędkości, jako że klacz na pewno miała sobie z tym poradzić - o ile wcześniej nie planowała znowu wyłamywac. Na szczęście udało im się dogadać w tej sprawie i oddały kolejny skok, w trakcie której Mary już w myślach obmyślała dalszy najazd. Pęknięcie puślisko szybko zmieniło jej plany na ściganie się bądź ścinanie zakrętów, bo po prostu byłoby to zbyt ryzykowne w ich przypadku. Przez to na czwórkę wybrała standardową trasę, nie bawiąc się w żadne skróty, chociaż bardzo by chciała. Wyminąwszy ósemkę, pokazała skarogniadej stacjonatę, przed którą lekko podniosła ją na przodach. Następnie oddały skok, podczas którego zmieniły nogę, na którą galopowały. Wylądowały na lewo i to w tym kierunku skręciły, wymijając jedynkę oraz dwójkę, by stawić czoło okserowi. W dystansie pozwoliła sobie na lekkie dodanie, które miało umożliwić nieco dalszy skok, nawet jeśli miał być przez to bardziej spłaszczony. Zgrała się z nią w skoku, po którym skręciły po lekkim łuku w lewo, na następną stacjonatę. Nie pozwoliła jej się zbyt wyrywać w dystansie, utrzymując w ryzach, nawet jeśli wiązało się to z użyciem większej siły. Zaokrągliła jej galop i podniosła na przodach, najeżdżając na szóstkę pod lekkim kątem, jako że była pewna, że koń sobie poradzi z czymś takim. Devocatis co prawda straciła trochę zaufania amazonki poprzednim wyłamaniem, ale jednak nie wątpiła w jej umiejętności. Jak się okazało słusznie, bo i tę przeszkodę pokonały z zapasem, będąc dalekie od dotknięcia któregokolwiek z drążków.

Dalej miało być już dużo trudniej. Czekał je dość ostry zakręt w lewo, a bez strzemienia ciężko jej było dać Devocatis odpowiednie oparcie, by przypadkiem nie wyprowadziła jej nie wiadomo gdzie. Mimo wszystko poprosiła ją o zgięcie w żebrach, posługując się też lewą ręką, którym wprowadziła ją w ten łuk. Cofnięta prawa łydka zapobiegała wypadaniu zadem, chociaż nie da się ukryć, że był moment, gdy Mary była bliska stracenia równowagi. Na całe jej szczęście Devo nie uznała tego za świetną porę na brykanie i w jednym kawałku dojechały do siódemki. Pomogła zwierzęciu w ocenie miejsca do wybicia, po czym sprawnie zabrała się z nią do lotu. W trakcie tego przestawiła pomoce, by wylądowały tym razem na prawo, bo też tam za chwilę skręciły. Zakręt był całkiem łagodny, więc Mary miała ułatwione zadanie. Poprowadziła konia na sam środek przeszkody, zamykając w pomocach i doprowadzając żywym, energicznym tempem. Zgrabnie przedostały się na drugą stronę, po czym znowu zakręciły w prawo, kierując się pod bandę. Czekał tam na nie szereg, który rozpoczynał okser, więc Hargreeves musiała nieco dokładniej podejść do tego. Podjechawszy pod ścianę, wyprostowała konia i na równych pomocach, tym samym, okrągłym galopem doprowadziła do 9A. Zapracowała ręką w trakcie lotu, dając Devocatis miejsce do zapracowania szyją, chociaż sama myślami była przy drugim członie przeszkody. Po wylądowaniu odrobinę przytrzymała konia, by w dystansie zmieścić równo jedną foule. Wolała nie ryzykować oddawaniem skoku z urwanego galopu, więc w pełnym siadzie pojechała naprzód, by zaraz po odbiciu przejść do półsiadu. Tak jak dotychczas w pełnej harmonii zgrała się z koniem, nie wychodząc zbyt do przodu ani nie zostając w tyle. Została im już ostatnia przeszkoda, ale amazonka wciąż starała się zachować spokój. Galopując wciąż na prawą nogę, wewnętrzną ręką zasugerowała skręcenie, wprost na kolorową stacjonatę wieńczącą ten parkur. Półparadą trochę oprzytomniła konia, jeśli zamierzał się wyrywać do przodu, a także pokazała dziesiątkę, przed którą odbiły się, wykonując dość ekonomiczny skok przez to, że obie już były zmęczone po dwóch dniach przejazdów.

Znalazłszy się za dziesiątką, przegalopowały przez celowniki, by ostatecznie zakończyć swój przejazd. Już za nimi Mary stopniowo zwolniła konia do kłusa, którym zjechała z parkuru na rozprężalnię. Po drodze nie zapomniała o pochwaleniu klaczy, która spisała się całkiem nieźle, nawet razem z tym słabym rozpoczęciem na drugiej przeszkodzie.

KONIEC
2x podwójne punkty doświadczenia za kolejny trening
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Dla użytkownika

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
RANDOLPH VARMUS & ZMIEJA GORYNYCZA - KLASA ENTRY, PRÓBA TERENOWA

Czekając, aż ich wywołają, Ran pilnował klacz, aby ta stąpała cały czas w aktywnym, skróconym kłusie. Całą jej energię kumulował w zadzie, prosząc ją w pewnym momencie o cofnięcie się o dwa kroki, zmuszając tym samym zwierze do mocniejszego podstawienia się i zwiększenia aktywności zadnich kończyn i odciążenie przodów. Kiedy mężczyzna dostał znak do startu, od razu wypuścił siwkę galopem, pierwsze 3-4 foule wysiadując w siodle, dogrywając się do jej ruchu, synchronizując się ze Zmieją; kolejno przenosząc się do niskiego półsiadu.
Varmus obawiał się tego przejazdu. Cross był jego ulubioną dyscypliną, czuł się w niej jak ryba w wodzie — niestety po wczorajszym dniu wątpił, czy Zmieja sobie poradzi. Miał zastrzeżenia co do jej zachowania, ale to nie one budziły ten lęk przed porażką, a jej stan fizyczny. Wczorajsze boleści, które bardzo szybko dało się wyłapać w jej ruchu, a później w zachowaniu, zagoniły tumany czarnych chmur nad głowę mężczyzny. Tak jak starał się pozostawać optymistą podczas zawodów, teraz spadł w mały dołek.
Kanadyjczyk, prowadząc klacz na elastycznym kontakcie, wypuścił ją na pierwszą przeszkodę. Dbając o to, aby była wyprostowana między wodzami, pomógł Zmieji w wyborze miejsca wybicia. Odsyłając ją z łydek do skoku, podążał cały czas za jej ruchem. Nie były to ich pierwsze wspólne zawody, więc czuł się pewniej, pozostawiając siwce nieco większe pole do manewru i podejmowanie "własnych" decyzji zaraz za przeszkodą.
Kolejna przeszkoda, Roll Top nie był wyjątkowo skomplikowany — dużo koni miało jednak problem z nim, przez perspektywę wjazdu w bardziej zacieniony odcinek terenu, jaki mieli przed sobą. Kilka fouli przed samą przeszkodą, mężczyzna przesłał siwce dwie półparady, używając aktywizujących pomocy. Za nią natomiast, od razu wsparł ją na kontakcie, zachęcając do aktywnego ruchu masującą łydką. Dzięki świetnej pogodzie doskonale widzieli kolejne przeszkody — dodatkowo teren, jaki pokonywali, nie był bardzo zmienny, było dosyć płasko, Zmieja mogła iść pewniej, nie polegając tylko i wyłącznie na Randolphie, ale potrafiąc odnieść się też i oprzeć na własnym wzroku i własnych spostrzeżeniach. Varmus przez całą trasę starał się utrzymać jedno tempo, pilnując rytmu klaczy. Niejednokrotnie w przejazdach poszczególnych zawodników nie było widać prędkości, z jaką się poruszali — a osiągali zawrotną szybkość. Właśnie do takiego efektu dążył jeździec.
Przeszkoda numer trzy była jedną z tych prosty, a zarazem trudnych. Belka wkomponowana w linie drzew bywała przerażająca dla koni przez uczucie zamknięcia, pustej ściany, jaką tworzyła. - Spokojnie, Zmieja... Tylko spokojnie... - przemawiał do klaczy, znajdując chwilę na poklepanie jej po szyi dla zwiększenia kurażu. Jasne, rozlewające się na polanę przed nimi światło, wcale nie ułatwiało pokonania przeszkody. Rażące słońce waliło dzisiaj z nieba niemiłosiernie i Varmus modlił się o to, aby bijące jasnością okienko, w które musiała wstrzelić się klacz, nie oślepiło ją. Zamykając siwkę między łydkami, pozwolił jej na swobodny wybór miejsca wybicia, pilnując jednak, aby ta nie wyrwała się zbyt szybko do przodu. Mogła mieć problem z określeniem, co znajduje się za przeszkodą, a tylko tego brakowało, żeby spłoszyła się w tym momencie. Utrata czasu na samym początku przejazdu bolałaby cholernie. Dlatego, kiedy udało im się gładko wylądować za trzecią przeszkodą, spomiędzy ust Rana wyrwało się westchnienie pełne ulgi.
Długie podjazdy do przeszkód okropnie go męczyły i nudziły. Dlatego między trójką a czwórką, usiadł na chwilę w siodło, zwiększając swoją kontrolę nad klaczą. Wiedząc, że tak jak i on, może jej opaść zaangażowanie, aktywizował ją łydką i dosiadem, prowadząc na miękkiej, wpółotwartej dłoni. Starał się skracać trasę, jak tylko mógł, ale w tym przypadku i w tym miejscu trasy, nic nie mógł za bardzo zrobić. Kilka fouli przed przeszkodą upewnił się, że celują w odpowiednią bramkę z flag — słońce było dzisiaj ich największym wrogiem i spod zmrużonych powiek, ocenianie przeszkód było utrudnione. Biorąc głęboki wdech wyprowadził klacz nad Swoopy Log, nad belką przechodząc w niski półsiad i utrzymywał się w nim już przez cały czas.
Przed piątką ścinał wszystkie możliwe zakręty, owijając klacz wokół swoich łydek naprzemiennie, utrzymując zrównoważone pomoce i dbając o to, żeby Zmieja szła zbalansowana i nie traciła na prędkości i rytmie. Wyprostował ciało zwierzęcia przed kompozycją z belek, bardzo starannie wybierając miejsce wybicia się, do którego odesłał ją z łydek, śledząc dłońmi ruch jej szyi i łba, podążając za nimi. Obawiał się trochę tego, że przez swoje manipulacje z siodła, klacz może utracić nieco rozwagi i chcieć ściąć przeszkodę, wyrywając się z wyprostowania, co mogło wiązać się z rzuceniem chorągiewki. Kiedy jednak tak się nie stało, odetchnął z widoczną ulgą, obiecując sobie w duchu, że resztę trasy weźmie na spokojniej. Tym bardziej że kolejne 3-4 przeszkody nadal musieli przejechać w otwartym terenie.
Szóstka przeszkoda była stołem, a stołów Randolph nienawidził. Miał z nimi same nieprzyjemne wspomnienia. Koński wzrok nie był najlepszy, poczucie głębi ssało u nich, przez co określanie szerokości, głębokości przeszkody, było dla tych zwierząt sporą trudnością. Starając się wyczuć nastawienie klaczy przed skokiem, podprowadził ją nieco bliżej pod przeszkodę, pozwalając jej oprzeć się na sobie nieznacznie. Mężczyzna chciał mieć pewność, że klacz nie zrezygnuje ze skoku i nie wyłamie się. Tak jak położenie się na stole może wydawać się wygodne, tak w tym przypadku mogło skończyć się w szpitalu. Nad przeszkodą zadbał o to, aby nie zaburzyć równowagi konia, nie wychodząc przed nią, mając pod sobą jednak nieco dłuższy odcinek do przelecenia. Dlatego też za stołem dał jej nieco więcej czasu na pozbieranie się, wydłużając jej wykrok. Varmus widział, że mają sporo czasu, bo cała trasa do tego momentu była przejechana bezbłędnie. Mógł pozwolić sobie na odetchnięcie i niespinanie się. Odcinek między szóstką i siódemką pokonali więc z lekkością i bez pośpiechu. W perspektywie była niska kłoda, a więc też nie jakiś wyjątkowy przeciwnik do pokonania. Dwie foule przed nią przesłał klaczy półparadę, proszą tym samym o przebudzenie się. I możliwe, że właśnie przez to spuszczenie gardy, miał później zapłacić wysoką cenę.
Mając przed sobą kolejny Roll Top, czyli ich ósmą przeszkodę, Ran czuł się bardzo pewien siebie, jak i Zmiejki. Dał jej dużo swobody, pilnując jedynie, aby ta zmieściła się między chorągwiami i nie ścięła ich. Mężczyzna marzył już o wjeździe między drzewa. Słońce raziło i rozbijało jego uwagę. Nienawidził takiej pogody, nienawidził gorąca, a przez ilość sprzętu, jaką miał na sobie oraz ciepło, jakie parowało od klaczy, czuł, że zaczyna się pocić. Dlatego za waypointem wydął policzki, wypuszczając spomiędzy ust powietrze. Jego oczy potrzebowały chwili na przyzwyczajenie się do zmiany w oświetleniu. Starał się "wymrugać" mroczki, które tak okropnie go męczyły. Nawet nie zauważył i nie wyczuł, kiedy klacz zaczyna zwalniać i mieć problemy z podjęciem decyzji co dalej ze sobą zrobić. Kiedy doszło do zatrzymania przed dziewiątką, mężczyzna oprzytomniał w sekundę. Poprosił klacz o cofnięcie się o kilka kroków, kolejno kontrolując ją łydkami i dosiadem, okręcił ją wokół swojej lewej nogi, zakreślając na tę kończynę niewielki okręg, z którego wyprowadził ją ponownie na wprost na belkę. Varmus klął w myślach, nie dowierzając, że przechodzą przez to drugi raz. Gdzie popełniał błąd? Co robił źle? Co było nie tak? Starał się nawet postawić w sytuacji klaczy, założyć jej podkowy i zrozumieć, co było aż tak przerażającego w drewnianej beli, którą mieli skoczyć. Może byłoby mu łatwiej, gdyby wcześniej nie pokonywali TAKIEJ SAMEJ przeszkody, dosłownie, nawet nie kilka minut temu. Ba, nawet miejsce, w którym teraz się znajdowali, cień, jaki rzucały drzewa, były bardziej komfortowe i korzystniejsze niż skakanie na otwartej przestrzeni. Nie można było ukryć, że słońce było przytłaczające i działało na ich niekorzyść... Chociaż w tym wypadku to właśnie mocne zacienienie mogło być problemem i brak zaufania klaczy do jeźdźca. Głowa Varmusa parowała. Czuł, że traci kontrolę nad swoimi myślami. Chcąc się uspokoić i nie zesztywnieć w siodle, zagryzł wewnętrzną stronę lewego policzka, odliczając pod nosem do dziesięciu. Jeden... dwa... trzy... Wziął głęboki oddech, prowadząc klacz w tunelu z pomocy prosto na przeszkodę, wysyłając jej krótką półparadę i prowadząc na miejsce wybicia, które twardo określił i którego równie twardo się trzymał, nie pozwalając jej na ucieczkę. Nie dawał jej czasu na dodatkową, nadprogramową i zdecydowanie negatywną reakcję, angażując ją masującą łydką i mocniejszą pracą bioder z napiętego brzucha i dolnego odcinka pleców, dosłownie wysyłając ją do skoku. Zero negocjacji przed skokiem. Cztery... pięć... sześć... Nad przeszkodą przesunął swoje dłonie wzdłuż jej grzywy, oddając jej więcej wodzy, utrzymując się w równowadze i nie przenosząc swojego ciężaru ciała za bardzo do przodu, podążając płynnie za ruchem siwki. Siedem... osiem... dziewięć... Zaraz po wylądowaniu, postarał się miękko opaść w siodło, dojeżdżając klacz do dłoni i automatycznie ją wyprostowując. Dziesięć. Nie miał jednak zamiaru utrzymywać się w siodle. Skorygował jedynie postawę klaczy za przeszkodą i od razu przeniósł się do półsiadu. Po wjechaniu na polanę przed dziesiątką Randolph postarał się jak najbardziej ściąć. W tej chwili musieli nieco nadrobić czas, który stracili przy odmowie. Randolph trochę się cieszył, że nie mieli do pokonania żadnych sekwencji na poziomie entry z tym szczęściem, które aktualnie mieli. Jednak myśl o verticalu po odmowie, postawiła mu nieco włosy na karku. Około 10 metrów przed przeszkodą, zamknął klacz w pomocach, upewniając się, że jest dobrze ustawiona. Nie panikował i nie pozwalał myślą przytłoczyć go. Tylko tego im brakowało w tej chwili, żeby się poddał. Pilnując w pełnym dosiadzie pracy zadnich kończyn siwki, odesłał ją do skoku, nie pozwalając jej na zbyt duże zgięcie czy wypadanie na tym odcinku zadem. Wychodząc nad przeszkodą w półsiad, otworzył dłonie i zsynchronizował się z ruchem zwierzęcia, nie lądując w siodle za dziesiątką. Nie było na to czasu, nie było ku temu możliwości, a co ważniejsze, brał pod uwagę zmęczenie siwki. Dlatego przed kolejnym waypointem dał jej nieco odpocząć, zwalniając, maksymalnie odciążając jej grzbiet. Pozwolił paskudzie wyciągnąć się i rozluźnić, poruszać się w taki sposób, jaki był dla niej najbardziej wygodny i optymalny. Prowadząc ją blisko linii drzew, przygotowywał się do kolejnego wyzwania. Dopiero za way'em przypomniał o sobie zwierzęciu, podsyłając klaczy bardzo krótką, ale znaczącą półparadę.
Przed zeskoczeniem ze stopnia, wziął na siebie klacz, siadając głębiej w siodło, wycofując bliżej siebie ręce, poprzez cofnięcie łokci, wyprostowanie się i ściągnięcie łopatek. Już dwa foule wcześniej poprosił ją o podniesienie się. Po zejściu w dół wszedł gładko w siodło i przysiadł na chwilę, nie chcąc zaburzyć równowagi klaczy. Przypilnował, aby nie pochyliła się za bardzo do przodu, zgarniając zbyt duży dystans pod sobą. Kolejno dojeżdżając do stołu, przytrzymał klacz nieco dłużej, zanim się wybije do skoku. Nie chciał jednak z tym przesadzić, chociaż wiedział, że Zmiejka poradzi sobie z tym bez najmniejszego problemu tak jak i z wcześniejszym. Nie był to skos, najeżdżali pełną przeszkodę od przodu w wyprostowaniu, więc wszystko wychodziło na to, że takie podejście może być dla nich koniec końców korzystne. Za stołem złożył się bardziej do przodu, wyciągając dłonie i podając klaczy więcej wodzy, aby ta mogła się wyciągnąć i przyśpieszyć, pilnując, aby utrzymali się w balansie, a klacz nie straciła równowagi. Odcinek, jaki mieli do pokonania przed trzynastą przeszkodą, starał się ściąć i nadgonić czasowo jak tylko mógł, zachowując jednak zdrowy rozsądek. Nie chciał nadwyrężyć ani klaczy, ani siebie samego. Powoli kończyli przejazd, dlatego nie chciał popełnić żadnego błędu. Przed Little Berry wyprostował siwkę, przemawiając do niej kojącym głosem, poklepując po szyi. Oddał jej wodzę nad przeszkodę, wychodząc gładko w niski półsiad, w którym pozostał do samej mety. Namierzając wzrokiem i odnajdując czternastkę, odetchnął z ulgą — przez zagęszczenie przeszkód i walący z nieba żar połączony ze słońcem, był bliski pomylenia trasy. Dlatego przypilnował, aby klacz szła aktywnym krokiem, nie rwała się do przodu, a pozostała w narzuconym, spokojnym galopie, tak aby za przeszkodą mogli gładko i bezboleśnie zakończyć lądowanie. Dlatego za półparadą przed czternastką, pomógł jej w obraniu miejsca do wybicia. Poruszając się za jej ruchem, został dosyć blisko ciała klaczy, lądując na prawą nogę. Wbijając się między drzewa przed ostatnią, piętnastą przeszkodą, Kanadyjczyk wziął kilka głębokich wdechów, oczyszczając swoją głowę.
Do ostatniej przeszkody poprowadził klacz bardzo blisko, prosząc ją o wyższe wybicie się, prowadząc ją w górę, żeby nie zderzyła się z Last Leapem. Zaraz za nim rozciągnął ją, trzymając się w półsiadzie, wysuwając dłonie do przodu, proponując klaczy, żeby wyciągnęła się do przodu i nieznaczne przyśpieszyła w miarę swoich możliwości. Za celownikiem rozłożył szerzej dłonie na boki, schodząc nimi nieco niżej, powoli wyhamowując klacz, tak, aby ta nie poleciała na nos. Nie chciał teraz spotkać się z ziemią. Mając za sobą finish, skierował Żmiję na szerokie koło, rozluźniając barki i spięte do granic możliwości plecy. Wyciągnął nogi ze strzemion, klepiąc szyję klaczy z obu stron. Przetrwali i przeżyli. Co do tego drugiego miał jeszcze wątpliwości, bo wiedział, że będą odchorowywali ten cross przez kilka kolejnych dni.
@Zmieja Gorynycza
KONIEC
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
SERGEI CHERNIENKO & AURORAS ENCORE - KLASA 1*, PRÓBA UJEŻDŻENIOWA


ROZGRZEWKA

Rus na zawody WKKW przyjechał z dwoma niezbyt dobrze znanymi sobie końmi. Wciąż był w trakcie dobierania nowej stawki koni dla siebie i chociaż pierwsze decyzje zostały już podjęte, to zdecydował się jeszcze wypróbować kilka koni, a jednym z nich był właśnie bardzo oryginalnie wyglądający Auroras. Nietypowe maści były raczej stosunkowo rzadko widywane w wysokim sporcie, a przynajmniej w tym, który zakładał próby ujeżdżeniowe, aczkolwiek w ostatnich latach nieco się to zmieniało.
Serg nie odczuwał w sumie żadnej presji, nie zależało mu aż tak bardzo, by na pierwszych wspólnych zawodach wyrobić jakiś niesamowity wynik, ale byłoby miło przejść przez wszystkie trzy próby bez eliminacji. Ogier wydawał się być sympatyczny, o raczej mało wybujałym temperamencie, chociaż... nieco przewrażliwiony i sztywny, aczkolwiek Rus na razie zwalał to na karb atmosfery zawodów, a także mniej intensywnego treningu, w którym ostatnio znajdował się Auroras.
W trakcie rozgrzewki skupił się na rozluźnieniem taranta, a także wyczuciem go. Lekka dekoncentracja mogła nie być niczym nadzwyczajnym, ale też nie chciał, by nagle ogier całkowicie zaczął go ignorować. Po wstępnej rozgrzewce sporo prosił o żucie z ręki, zmieniał także ustawienie z niskiego do lekko podstawionego, by zaangażować całą motorykę zadu i uelastycznić nieco szyję, a także rozciągnąć kręgosłup. Po drodze wyczuł, że jest drobny problem z przejściami, w szczególności do galopu i z galopu niżej, a także wydłużanie ramy prosiło się raczej o większą pracę na treningach. Mógł nieco teraz mocniej nastawić na to taranta, ale rozgrzewki nie służyły temu, by szlifować umiejętności, więc Rus po prostu odnotował sobie ten fakt w głowie. Chwalił ogiera za poprawne elementy, nie chcąc, by ten też zaczął się stresować jakimś bardziej zamkniętym podejściem, chociaż Serg raczej był typem osoby jeżdżącej swobodnie, z tendencją do prowadzenia koni na nieco dłuższej wodzy, niż było to średnio przyjęte za standard, co było widoczne głównie na crossie i podczas pokonywania parkuru.
Na sam koniec przeszedł jeszcze na chwilę do stępa z WKKW'istą, by dać mu chwilę na złapanie oddechu.

PRZEJAZD 1-10


Rus poprosił Aurorasa o kłus i skierował go na plac wokół czworoboku. Na razie anglezował, spokojnie prowadząc taranta i reagując, gdy ten przejawiał ewentualne większe zainteresowanie otoczeniem, a gdy tylko usłyszał dzwonek, naprowadził wierzchowca na linię środkową czworoboku, od razu łydkami pilnując, by ten poruszał się w linii prostej. Zadbał również o swoją postawę, wodze miał równej długości, dłonie ustawione symetrycznie, żeby móc przyjąć taki sam ciężar, kontakt stały, zdecydowany, ale również elastyczny, by nie blokować swobodnego ruchu ogiera. Prowadził ogiera przez czworobok, trzymając go zamkniętego w pomocach, a przy literce C odbił na lewo. Dokładne wyjechanie narożnika, tutaj wewnętrzna łydka ma działanie aktywizujące, pilnuje ruchu w przód, natomiast zewnętrzna jest ograniczająca, pilnuje, by koń po łuku poruszał się prosto ( tylne kończyny poruszają się śladami przednich). Wewnętrzna nadawała kierunek i ustawienie (prosiła o lekkie zgięcie w potylicy), a zewnętrzna podtrzymuje szyję, by nie nastąpiło jej całkowite wygięcie. W literce H odbicie na koło 10m, tutaj półparada na zewnętrznej wodzy i pomoce podobne do tych, co na łuku, chociaż tutaj dłużej tarant musiał utrzymać się w pozycji wpisującej się w łuk. Wyczuwał tutaj jeszcze delikatną sztywność, ale po rozgrzewce zdawała się ona stopniowo odpuszczać, więc może w miarę przejazdu ogier rozluźni się nieco bardziej. Mężczyzna po powrocie na ścianę przeszedł do kłusa ćwiczebnego, półparadą poprosił o uwagę, a następnie w S odbił na przekątną. Łydki zaczęły działać pulsacyjnie, próbując wyciągnąć bardziej fazę zawieszenia ogiera w kłusie, dłonie lekko przesunęły się do przodu, jednak tarant bardziej koncentrował się na przyspieszeniu, niż na wydłużeniu ramy wykroku, co nie do końca było ich celem. Kolejna półparada i próba powtórzenia, ale ponownie uzyskał głównie przyspieszenie, i to nieco bardziej nerwowe. Po powrocie na ścianie zajął się wyciszeniem taranta przez półparady, później ponownie wyjechali narożnik i w A ponownie odbili na linię środkową. Wyprostował ogiera i po półparadzie poprosił o ustępowanie od łydki na lewo - lewa łydka Rusa była aktywizująca, prawa przesuwająca (położona o szerokość dłoni za popręgiem), prosi o ruch w bok. Prawa wodza pulsuje, natomiast lewa podtrzymuje. Ten element z pewnością wyszedł im lepiej niż wydłużenie kroku, ogier też poruszał się stabilnie, z dobrą równowagą, sztywność ruchu najwyraźniej jak na razie odpuściła. W S powrót na ścianę, wyprostowanie i w punkcie H Rus poprosił o zagalopowanie, natomiast nie spodziewał się, że Auraras aż tak mocno wyrwie do przodu, przez co trochę spóźnił się z ręką i lekko szarpnął go za pysk, co zagwarantowało mu lekką irytację ze strony taranta. Rus jednak ponownie skupił się głównie na jego uspokojeniu, by galop wrócił trochę bardziej pod jego kontrolę, niż chęci ogiera, żeby móc już nieco swobodniej wjechać w literze C na koło. Ponownie półparada na zewnętrznej wodzy, wodza wewnętrzna minimalnie pulsowała, prosząc o zgięcie, wewnętrzna łydka pilnowała zgięcia, a zewnętrzna zadu. Na łuku nieznacznie wygiął swój tułów, ciężar przerzucając na wewnętrzną kość kulszową. Powrót na ścianę, dopilnowanie narożnika i M kolejna próba wydłużenia kroku - łydka ponownie działa pulsacyjnie; gdy ogier znajdował się w fazie zawieszenia, mężczyzna dociskał ją, chcąc wydłużyć "lot", a gdy wracał kończynami na ziemię, przestawał nią działać. Ręka ponownie lekko przesunęła się do przodu, by ogier mógł nieco pracować szyją, niestety ponownie nie mogli się tutaj na tym etapie dogadać i Auroras bardziej miał w tendencji samo przyspieszanie, pozostawiając ramę swojego kroku prawie nieruszoną. W tym momencie Rus mógł głównie próbować, a sam element raczej był do mocnego szlifu podczas treningów. Przed P półparada i ponowne wrócenie do samego galopu roboczego. Wyjechali narożnik, ale akurat odpowiednie wygięcie nie stanowiło dla Aurorasa specjalnego problemu. W A mężczyzna przerzucił nieco ciężar na tylną część siodła, zamknął łydki i zadziałał wstrzymująco wodzą, by tarant przeszedł w niższy chód. Wyszło im to nieco mało płynnie, ale akceptowalnie. W K kolejne 10 metrowe koło, pomoce te same co zwykle, podstawowe figury nie wydawały się sprawiać tarantowi większych problemów. Kolejny powrót na ścianę, i w V odbicie na przekątną, co oznaczało kolejna próba wydłużenia kroku. Tym razem miał wrażenie, że ogier zaczyna rozumieć jego pomoce i chociaż ten element dalej pozostawiał trochę do życzenia, to jednak pewne poszerzenie ramy nastąpiło. Po powrocie na ścianę ponownie kłus roboczy, wyjechanie narożnika i chwilą przed C półparady, by przygotować taranta na zatrzymanie. Zaraz po tym Rus zablokował miednicę, przeniósł część ciężaru na tył siodła, zamknął łydki i zadziałał wstrzymująco wodzą, nie zapominając jednak o późniejszym odpuszczeniu. Odliczył spokojnie w głowie pięć sekund, lekko dosiadem korygując nieco odstawioną tylną lewą nogę. Później lekko wysłał ogiera do przodu stępem pośrednim. Podtrzymywał aktywny krok łydkami, zachowując elastyczny kontakt z pyskiem taranta.

@Auroras Encore
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Auroras Encore
Awatar użytkownika
10
lat
170
cm
WKKW
Duży Sport
SERGEI CHERNIENKO & AURORAS ENCORE - KLASA 1*, PRÓBA UJEŻDŻENIOWA
ROZGRZEWKA
Ogier był po prostu... leniwy. Nie było na to lepszego słowa. Nie lubił się wysilać i pracować. Potrafił naprawdę wiele, był uzdolnionym zwierzęciem — przez co z reguły ludzie byli zadowoleni z totalnego minimum, jakie im dawał. Nie specjalnie musiał się wysilać przy niektórych czynnościach, a wysoka inteligencja pomagała mu w znajdowaniu bardzo optymalnych i korzystnych skrótów. Oczywiście korzystnych dla niego. Jednakże tym razem były to jego pierwsze zawody po przeprowadzce do Orchardu. Chociaż swoje odesłał, jako tako przywykł do nowych warunków, dalej nie czuł się w pełni komfortowo, co teraz odbijało się na nim znacząco. Auroras był bardzo wrażliwy, możliwe, że nawet nadwrażliwy. Jego emocje zawsze odbijały się bardzo silnie na tym, jak prezentował się później w treningu, czy właśnie na zawodach.
Podczas rozgrzewki dekoncentrował się praktycznie co chwilę. Zbawieniem był dla niego jednak fakt, że Sergei nie dociskał go. Gdyby zaczął to robić, Auroras rozjechałby się jedynie jeszcze bardziej, niż zebrał w sobie i zaczął poprawiać. 

PRZEJAZD 1-10
Auroras szedł miękkim, ale energicznym kłusem, opierając się wygodnie na dłoni mężczyzny i polegając na elastycznym kontakcie, który mu zaoferował. Jego szyja prezentowała on point, zaokrąglając się w miły dla oka sposób. Był ustawiony na pomoce, wyczulony, ale psychicznie mocno wycofany i jakby nieprzygotowany na przejazd. Wpisał się na tyle na ile jego ciało pozwalało w narożnik, ścinając go jednak nieznacznie. I tak jak Serg mógł odczuć — grzbiet ogiera nadal nie był w pełni "sprawny" i buntował się, brakowało mu zaokrąglonej formy, przez co płynność jego ruchu oraz impuls, wypadały bardzo średnio. Nie tragicznie, ale zdecydowanie nijako. Zgodnie z pomocami zawodnika, Auroras wrócił na ścianę, przechodząc do kłusa ćwiczebnego, wskakując automatycznie na spokojny i stabilny rytm. Z racji, że ogierowe myśli znajdowały się gdzieś między czwartym a piątym kręgiem rozmyślania o nieskończoności, jedna półparada praktycznie w ogóle na niego nie zadziałała. Dlatego, kiedy został poproszony w S o zmianę toru i przejazd przez przekątną, Encore nie wiedział trochę, gdzie się znajduje. Zdezorientowany nie potrafił przez moment rozpoznać, o co chodzi mężczyźnie, kiedy ten wysyłał mu sygnały do wydłużenia. Chcąc o oszukać, a przy tym trochę samego siebie (że jednak w jakikolwiek sposób spełnia wymagania), zaczął nieznacznie przyśpieszać. Poirytowany faktem, że jest proszony po raz kolejny o to samo, w niejasny dla niego sposób, spiął się mocniej, z większą zawziętością i impulsem z zadu przyśpieszając, w mało wygodny sposób zawieszając się na moment na dłoni mężczyzny. Dopiero na linii środkowej osiadł na ziemi. Ciało Aurorasa zaczęło wracać do zaokrąglenia, ponownie stał się bardziej responsywny, a co najważniejsze, zaczynał współpracować z jeźdźcem i z ruchem jego ciała, a nie przeciwko niemu. I coś, czego Sergei nie wiedział i nie mógł wiedzieć, nie pracując wcześniej ze zwierzęciem — Auroras był bardzo, ale to bardzo do przodu, jeżeli chodzi o galop. Przywykł do nader silnego wypychania go i karcenia za wszelkie opóźnienia w tym chodzie, przez co stał się nadwrażliwy. Kiedy tarant nadział się na opóźnioną dłoń, wytracił nieco na rytmie, a zaraz za nim znowu rozbijając uzyskaną wcześniej sylwetkę. Przez moment walczył z jeźdźcem i zapierając się na wędzidle, nieznacznie odbijając zadem w przeciwnym niż właściwym kierunku, odginając swój grzbiet. Jednakże na kole odzyskał równowagę, angażując się ponownie w stawiane przed nim zadania. Na okręgu ogier poruszał się w ustawieniu, nie wypadając łopatką, utrzymując regularność chodu, bez zakłóceń rytmu. Na dodatek zaczął znaczniej angażować swój tył, silniej podstawiając zadnie kończyny.
Gdyby nie równowaga, z jaką poruszał się Chernienko w siodle, ogier wypadłby jeszcze gorzej. Zawdzięczając jeźdźcy utrzymanie ich w równowadze, zgięcie wyszło o wiele lepiej, niż mógł się tego którykolwiek z nich spodziewać. Czego nie można już powiedzieć o kolejnej próbie wydłużenia. Ogier wydawał się skrajnie uparty w tej kwestii i nie miał zamiaru odpuszczać. Jego szyja była dosyć wysoko ustawiona, nos dosyć silnie wykraczał w przód. Nabierał na prędkości i doprawdy się rozpędzał, ale nie zagarniał większej przestrzeni kopytami, nie wydłużał swojego korpusu i miał to totalnie gdzieś. Wyobraźcie sobie dzika pod siodłem, bo właśnie tak teraz prezentował się tarant.
Sergei mógł nim wywijać i wyjeżdżać nawet najbardziej skomplikowane serpentyny. To nie było problemem i nigdy żadnych nie stwarzało. Przy odpowiednim prowadzeniu ogier potrafił być naprawdę elastyczny, co było jego gigantycznym plusem. Szarpał jednak przy schodzeniu w kłus, przerzucając swój środek ciężkości za bardzo na przednie kończyny, o wiele za mocno opierając się na prawej łopatce, niźli na zadzie, który gdzieś po drodze zgubił. Ale za to zadowolony z faktu, że znowu wchodzą w okrąg, ożywił się znacząco, przyjmując kontakt z dłonią i cofając się za przednią linię, mocniej osadzając się na tylnych nogach, odciążając przody. Czy Encore zaczynał czerpać przyjemność z przejazdu? Owszem. Dlatego przy kolejnych próbach wydłużenia, jego ciało faktycznie, Bogu dzięki, zaczęło działać na pomoce tak, jak powinno. Dłuższy moment zawieszenia, dłuższy wykrok, dzięki wcześniejszemu kołu jego tylne nogi odpychały się z większym impetem. Co ważniejsze, nie opuszczał już tak nisko swojego przodu, jak robił to wcześniej, co generowało tylko i wyłącznie zwiększony impuls i właśnie te niechciane przyśpieszenia.
Auroras zatrzymał się, nieco chwiejnie i niechętnie, bo przecież dopiero co odzyskał energię i zaczął iść dynamiczniej, a teraz jeździec oczekiwał, że ma przerwać? Nie mógł jednak, a nawet i nie chciał znowu walczyć. Wystarczyło mu samo to, że musiał tutaj być. Dlatego z ogromną wdzięcznością przyjął impuls, opierając się i akceptując miękki kontakt z dłonią mężczyzn, którego sam zaczął poszukiwać. Ruszył żwawo, ale nie wyszarpując się przodem, a swoją energię od samego początku pakując do tyłu i od zadu ruszając regularnym stępem pośrednim, stawiając równe i stanowcze kroki.
@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię -.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy kontuzji, urazów i chorób.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
PRZEJAZD 11-21


Po wyjechaniu narożnika w literze H półparada i wjechanie na przekątną prowadzącą do B. Rus zaczął powoli wysuwać wodze z palców, dając ogierowi coraz więcej swobody. Zamknął go w łydkach, by nie spłynął na boki, dosiadem kontrolował tempo, blokując nieco taranta, jeśli ten nadmiernie próbował się wyrywać do przodu korzystając z otrzymanej wolności. Wszystko jednak wskazywało na to, że Auroras nie próbował go wynieść poza czworobok, ani nie przyspieszał nadmiernie mocno. Chwilę przed powrotem na ścianę mężczyzna zaczął stopniowo nabierać wodze, by mieć ogiera z powrotem na kontakcie i następnym elementem był ponownie stęp pośredni do literki K. Chwilę przed K półparada, a następnie prośba o zakłusowanie. Wyjechali na spokojnie narożnik, po czym w A skręt na linię środkową. Tym razem czekało ich ustępowanie od łydki na prawo, pomiędzy D a R, dlatego teraz prawa łydka była aktywizująca, a lewa przesuwająca prosiła o ruch w bok. Lewa wodza pulsowała, natomiast prawa podtrzymywała. Akurat ten element wychodził im całkiem nieźle, więc Serg pilnował tylko, by żadna z jego pomocy nie została nadmiernie przesadzona. Po wyprostowaniu ogiera poruszali się dalej wzdłuż czworoboku, po czym prośbę o zagalopowanie w M również poprzedziła półparada. Po niej wewnętrzna łydka wylądowała nieco przed popręgiem, a lewa za, i tym razem Rus oddał nieco więcej wodzy, przeczuwając, że zagalopowanie ponownie będzie mało płynne, a raczej z dość wysokim uniesieniem łba z powodu nadmiernej dynamiki. Tym razem jednak przynajmniej nie strzelił Aurorasa wędzidłem po pysku, a to też był spory plus. W C kolejne odbicie na piętnastometrowe koło, Serg tutaj pilnował też oprócz wygięcia odpowiedniego zaangażowania do ruchu w przód, by tarant przypadkiem nie przeszedł do niższego chodu. Po powrocie na ścianę przygotował się ponownie mentalnie do ich na razie najmniej olśniewającego elementu - wydłużenia kroku. Półparada i w H ponownie zaczął mocniej wspierać łydkami fazę zawieszenia, rękę przesuwał do przodu minimalnie, by przypadkiem ogier nie potraktował tego jako sygnału popędzającego. Całość wypadła teraz nieco lepiej, ponieważ ogier definitywnie zaczął łapać, o co mu chodzi, natomiast niekoniecznie jeszcze się w tym odnajdywał, co było widać chociażby w gorszej regularności galopu. Kolejna półparada i przejście do galopu roboczego. Pewnie nieco mało płynne, natomiast Rus niespecjalnie się tym przejmował. Być może część jeźdźców odczuwałaby teraz pewną frustrację, ale Serg nie widział ku niej żadnej potrzeby - przejazd może i nie powalał na kolana i miał pewne niedociągnięcia, ale mieścił się w ramach poprawności. Poza tym sam zdecydował się na start na słabo znanym sobie koniu, więc wygórowane wymagania to mógł stawiać co najwyżej sobie.
Tym razem przejście do niższego chodu przyszykował szeregiem półparad, żeby zejście do kłusa roboczego wypadało już nieco lepiej. Spokojnie wyjechali narożnik i F Rus przeszedł do anglezowania, a także stopniowo zaczął wydłużać wodze, zachęcając ogiera do zejścia w dół. Utrzymywał go wciąż na elastycznym kontakcie, nie puszczał go nagle i nie zostawiał samego, chcąc utrzymać jego ładne ułożenie na ręce, a jednocześnie go rozciągnąć w przód i do dołu, kontrolował też tempo łydkami. W P poprosił go o wejście na koło, a właściwie tylko na jego połowę, wciąż zachęcając go do niskiego, wydłużonego ustawienia. Być może nieco tutaj można by popracować nad równowagą, ale w gruncie rzeczy na praktycznie sam koniec nie wyglądało to najgorzej. Po powrocie na ścianę ponownie zaczął stopniowo zbierać wodze, ponownie chcąc ogiera zachęcić do lekkiego naturalnego kroku do przodu. Wyjechali ostatni już narożnik tego dnia i w A ponownie odbicie na linię środkową. Szereg półparad i w literce L pomoce do zatrzymania - zablokowanie miednicy, przeniesienie części ciężaru na tył siodła, zamknięcie łydek i zadziałanie wstrzymująco wodzą, nie zapominając jednak o późniejszym odpuszczeniu. Wodze w jedną dłoń, krótki ukłon i mieli już przejazd za sobą, więc wypuścił wodze, stępem opuszczając z tarantem czworobok. Mocno chwalił ogiera, uznając, że koniec końców ten musiał się mocno dzisiaj z nim napracować, o czym z resztą świadczyła chociażby spocona szyja.

ROZSTĘPOWANIE


Na spokojnie poświęcił czas, by ogier mógł rozstępować się porządnie, pogoda była na razie nienajgorsza, więc Rus nie musiał nigdzie zjeżdżać na jakieś obiekty zamknięte. Gdy oddech taranta wrócił do normy, a temperatura ciała nieco spadła, udał się z nim na myjkę, by schłodzić jego nogi i dać kilka smakołyków w nagrodę. Potem Auroras mógł odpoczywać przed nadchodzącym najbardziej intensywnym dniem - próbą crossową.

KONIEC

@Auroras Enocore
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Auroras Encore
Awatar użytkownika
10
lat
170
cm
WKKW
Duży Sport
PRZEJAZD 11-21


Auroras nie był koniem, który ponosił w jakikolwiek sposób. Kiedy oddawało mu się wodze, z reguły odpuszczał i stawał, albo szedł tak samo. Zależnie od dnia i jeźdźca oraz od ustawienia na innych pomocach. Będąc jednak nieco nakręconym przez stres, związany z przyjazdem tutaj, atmosferą zawodów itd. Encore nie zatrzymałby się za żadne skarby. Podążał dalej w tym samym tempie,  utrzymując sylwetkę i ustawienie, które udało się parze zbudować w ciągu ostatnich minut programu. Jedynie jego szyja wraz z głową przesunęły się troszeczkę bardziej w przód i w dół, poszukując kontaktu z dłonią człowieka. Szukał akceptacji, że wszystko jest dobrze, że na tę chwilę jeździec jest relatywnie zadowolony. Kiedy przez jego głowę zaczęły przechodzić myśli, że jednak coś może być nie tak, poczuł większe oparcie na wędzidle, które zaraz pochwycił. Niczym nakręcana zabawka, dostał małego kopa serotoniny, dzięki czemu podstawił płynnie pod siebie zad, skracając kłodę, przez co zakłusowanie wypadło naprawdę bardzo dobrze — lekki przód, pełna synchronizacja z jeźdźcem, aktywne nadgarstki. Przy ustępowaniu Auroras podążał na dwóch śladach, nie zginając się w żebrach, zachowując impuls w ruchu do przodu. Wewnętrzna para kończyn była stawiana wyraźnie przed i w poprzek zewnętrznej pary. Encore starał się jak mógł, żeby nie komplikować dalszej części przejazdu. Wiedział, że jeżeli zacznie teraz kręcić nosem, to mogą go nigdy nie skończyć. Czerpiąc z tego pokładu energii, który się w nim obudził (rychło wczas), wyprostował się między wodzami jeźdźca, ustawiając swój kręgosłup ponownie w linii prostej, po której się przemieszczali. Zadowolony z dodatkowych milimetrów na wodzy, pozwolił sobie na uniesienie ustawienie łba i szyi nieco wyżej, ponownie wykraczając przodem za linię. Tym jednak razem, mając tę mikro swobodę, zagalopowanie, chociaż o wyższej akcji, nie było takie chaotyczne.
Na kole zachował dynamikę, nie tracąc na rytmie i nie wybijając się z równowagi, polegając na mężczyźnie. Ogier nie przekrzywiał się jedynie w szyi, nie przeginał się też nadmiernie w potylicy, a faktycznie wpisywał się na całej swojej długości w linie figury.
Chociaż ogier był podparty na równomiernym kontakcie i zaczął odpowiednio poszerzać ramy — nadal to wydłużenie kulało. Frustrowało to samego taranta, bo nie wiedział do końca, jak ma się zachować i jak reagować na pomoce wysyłane przez jeźdźca. Z jednej strony rozumiał, co się dzieje, ale z drugiej był zagubiony. Zagryzał się przez to mocniej na wędzidle, sztywniejąc nieznacznie w grzbiecie, co kończyło się tym, że wychodził z uniesionego, zaokrąglonego ustawienia.
Uszy ogiera powędrowały nieznacznie w stronę jeźdźca, kiedy ten zaczął anglezować - o dziwo zadziałało to na niego bardziej, niż same półparady. Dlatego zszedł do kłusa roboczego, który odznaczał się naprawdę wysoką aktywnością. Koń poruszał się regularnie, obszerniej i dynamiczniej — aktywnie pracując zadem. Mężczyzna nie musiał jakoś wyjątkowo zachęcać go do obniżenia ustawienia. Ruch ze zwieszonym nieco łbem, na wyciągniętej szyi oraz rozciągniętym nieznacznie grzbietem, był dla Encore najwygodniejszy i najbardziej naturalny. Dzięki temu, koło na które został wprowadzony, było chyba najlepszym kołem podczas całego przejazdu. Aktywny ruch nadgarstków, równomiernie rozłożony ciężar ciała oraz pomoce ze strony jeźdźca, potrafiły zdziałać cuda, nawet przy tak leniwym wierzchowcu, jakim był Auroras.
Przy zbieraniu wodzy, nieznacznie się obruszył, że jest wybijany z ustawienia, które mu odpowiadało. Nie zbuntował się jednak, traktując to jako coś, co koniec końców musiało nastąpić. Pozwolił mężczyźnie na uniesienie szyi, którą automatycznie zaokrąglił subtelnie, niosąc swoją głowę bez wykraczania nosem przed przedni pion. Uniósł się i skrócił na tyle płynnie, że mógł pozostać w tym samym tempie, bez rozlewania się na boki i traceniu na impulsie.
Encore nie był zadowolony z zatrzymania ani trochę — ilość sygnałów, jakie zostały mu wysłane, widocznie go zmieliła. Może też i dobrze, bo mocno skonfundowany, stanął po prostu jak pień, kiedy mężczyzna go o to poprosił. Dosłownie. Tarant stanął jak wryty, spinając się, jakby ktoś chciał mu teraz zmierzyć temperaturę.
Czując pochwały, zarżał gardłowo, otrząsając szyję. Był zmęczony, a takiego zmęczenia już dawno nie zaznał. Nie chciał jednak tracić możliwości obcowania z człowiekiem, czego tragicznie się obawiał i na nowo zaczynał się stresować.

ROZSTĘPOWANIE
Poza czworobokiem ogier wydawał się bardziej responsywnym. Może przez to, że mieli za sobą największy stres, lub przez to, że dopiero teraz zaczął rozumieć, że powinien pracować. Jednak nie miał zamiaru się przeciążać, dlatego korzystał z długiej wodzy, ile wlezie, łapiąc oddech i starając się skupić nie na lęku, który znowu zaczął się w nim budować, a na pełnym rozluźnieniu. Koniec końców, czy mógł wiedzieć, co się stanie za chwilę? Czy człowiek go po prostu zostawi, zniknie, a potem pojawi się kolejny? Na myjce poza tym, że był tragicznie osowiały, nie sprawiał problemów. Auroras nie sprawiał ich nigdy, więc nawet tutaj nie uległo to zmianie. Zapakowany w tymczasowy boks, od razu zabrał się za przeżuwanie zawartości żłobu.
@Sergei Chernienko

KONIEC
Mów mi Klaudia. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię -.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy kontuzji, urazów i chorób.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Sergei "Sierioża" Chernienko
Awatar użytkownika
33
lat
193
cm
Zawodnik allrounder,
Techniczna Klasa Średnia
SERGEI CHERNIENKO & AURORAS ENCORE - KLASA 1*, PRÓBA SKOKOWA


ROZGRZEWKA


Koniec końców zawody te skończyły się dla nich dość szybko ze względu na sytuację na crossie. Odpukać mogli się najeść tylko nieco stresu, ale na szczęście obaj z upadku wyszli cało. Rus uważnie kontrolował stan nóg, a także tułowia taranta, upewniając się, czy faktycznie nic mu nie jest, natomiast wszystko wskazywało, że niefortunne poślizgnięcie nie zostawiło po sobie żadnych głębszych śladów. A ponieważ zawody i tak odbywały się w Orchardzie, to żal było nie skorzystać jeszcze z możliwości odbycia próby skokowej. Co prawda po eliminacji z Milky Way'em już wiedział, że te starty raczej niespecjalnie w jakikolwiek sposób można było uznać za udane, natomiast w dalszym ciągu niespecjalnie się tym przejmował. Nie sądził, by zagrażało to jego pewności odnośnie własnych umiejętności, a pewne niefortunne sploty zdarzeń zawsze mogły się wydarzyć, więc co najwyżej trzeba było po prostu więcej trenować z danymi końmi. Jasne, jakaś część jego dumy pewnie nieco ucierpiała na dwóch eliminacjach, ale na takie rzeczy również trzeba było być w życiu przygotowanym, a Rus niespecjalnie znajdował czas na roztrząsanie rzeczy, które już się wydarzyły i nie można było ich zmienić.
Podczas rozgrzewki z Aurorasem dalej skupiał się głównie na rozluźnieniu, sprawdzał również, czy tarant nie sztywnieje mu przypadkiem przy niektórych ruchach, co mogłoby sugerować utajoną kontuzję po crossie. Wszystko jednak wydawało się być w jak najlepszym porządku, również po pierwszych skokach, więc Serg nie był jakoś specjalnie zmartwiony. Traktował ten start czysto treningowo, nie miał żadnego parcia, a chciał jedynie trochę oskakać wierzchowca z parkurami.

PRZEJAZD


Gdy nadeszła ich kolej, Serg poprowadził kłusem taranta między przeszkodami w okolice budki sędziowskiej. Zatrzymanie, krótki ukłon i od razu wypchnięcie do galopu na prawą nogę, tym razem mężczyzna był przygotowany na to, że ogier dość nerwowo robi akurat tego typu przejścia w górę. Od początku zachęcał Aurorasa do galopu z podstawionym zadem, na wodzy klasycznie jeździł nieco dłuższej, chociaż wciąż oferował elastyczny kontakt ze swoją ręką, chcąc wierzchowca mieć w typowo skokowym ustawieniu. Najazd na jedynkę robił dopiero po wyjechaniu narożnika, by móc spokojnie ustawić taranta w linii prostej do rozpoczynającej parkur stacjonaty. Zamknął ogiera w korytarzu pomocy, by ten nie spłynął mu na bok, po czym w odpowiednim miejscu zasygnalizował mocniejszą łydką wybicie się, delikatnie wypchnął go dosiadem i przesunął swoje ciało do przodu wraz z ruchem wierzchowca. Podczas rozgrzewki Rus starał się wyczuć, jakiego typu skoki najbardziej leżały ogierowi, i gdzie w tendencji lubił wychodzić do góry na przeszkodę. Jeśli istniała taka potrzeba, dokonywał korekty tych miejsc, albo dodatkowo wspierał taranta, natomiast ich wizja na odpowiednie miejsce wydawała się być w miarę podobna. Po wylądowaniu spokojnie skierował WKKW'istę na dość szeroki łuk na prawo, jak na razie nie decydując się na robienie gwałtownych zakrętów. Jedno niefortunne potknięcie na crossie już zaliczyli, a nie chciał powtórki z rozgrywki. Wyprostował konia i w drodze do oksera ponownie zamknął łydki wzdłuż boków taranta, dojechał go dosiadem do ręki i mocniejszą łydką zasygnalizował wybicie. Ponownie gładko podążył za jego ruchem, dając stosunkowo dużo wodzy do pracy szyją, chociaż nie rzucał ich na szyję, chcąc zaoferować ogierowi stabilne podparcie. Dojazd do trójki był łatwy, nieznaczny łuk na prawo prostował się sam z siebie, więc mężczyzna przesunął nieco dłonie do przodu, a także pulsacyjnie wspierał go łydką, by zachęcić do do dynamiczniejszego tempa i szerszej fouli. Przed okserem ponownie przysiadł lekko w siodło, biorąc ogiera nieco bardziej na siebie, ale wciąż zostawiając w nim na tyle dużo energii, by mógł bez problemu rozciągnąć się nad szeroką przeszkodą. Po wylądowaniu przytrzymał Aurorasa w lekkim skróceniu, najazd robiąc przez ciasny łuk wzdłuż przeszkody nr 8. Pomocami wspierał wygięcie dziesięciolatka, by nie zgubił nigdzie zadu, po czym wyprostował go i wypuścił mocniej do przodu, by ten nabrał odpowiedniego tempa do pokonania stacjonaty. Wsparcie łydkami, gładkie wyjście do przodu wraz z jego ruchem, oddanie wodzy i sugestia do wylądowania na lewej nodze przez depnięcie na strzemię. Po lądowaniu od razu łydka i lekkie przesunięcie ręki do przodu, by tarant ponownie wydłużył wykrok, bo do piątki czekało ich trochę galopu. Wpierw poprowadził ogiera kilka fouli prosto, po czym skręcił na lewo w przestrzeń pomiędzy jedynką a dwójką, by stamtąd mieć po bardzo łagodnym łuku dojazd do piątki - kolejnego oksera. Jak na razie szło im bardzo ładnie, w razie wszelkich kombinacji Serg wchodził na bardziej stanowczy kontakt i półparadami zwracał na siebie uwagę, ale póki Auroras szedł chętnie do przodu, to Rus nie wywierał na nim żadnej specjalnej presji i prowadził go dość luźno, chociaż w bezpośrednim najeździe na przeszkody zamykał go już w pomocach - ale wciąż to było dość łagodne zamknięcie.
Po pokonaniu przeszkody Serg poprowadził wierzchowca na szóstkę, która również znajdywała się w dość dogodnej pozycji. Rus jednak przed skokiem widocznie skrócił ogiera, ciężarem dosiadu nakłonił go, by mocniej wszedł zadnimi nogami pod zad i sugerował tym samym krótki skok "pod górkę". Głównie dlatego, że po lądowaniu zaplanował mocny skręt na lewo, przed przeszkodą numer dziesięć, chcąc przetestować, na ile skrętny jest tarant. W trakcie tego ostrzejszego łuku ogier się potknął, co zaburzyło nieco czystość najazdu i obaj musieli się napocić, by jednak zmieścić się w odległości do siódemki. Skakali po minimalnym skosie, w związku z czym Rusa nie zaskoczył dźwięk kopyt pukających drąg, natomiast wydawało mu się, że jednak tarant dał radę wyratować tą sytuację. Nie obrócił jednak głowy, bo akurat ten fakt nie był aż tak bardzo istotny. Może jednak po zakończonym przejeździe zerknie na podkowy Aurorasa, czy aby na pewno są w stu procentach stabilne, bo chociaż zapewne potknięcie było po prostu przypadkiem, to jednak wolał mieć co do tego stuprocentową pewność. Zapewne jednak na tym etapie jeszcze Encore był trochę za mało skrętny, ale za to dawał radę ratować nieco skoki.
Na ósemkę jechało się po subtelnym łuku na prawo, więc pilnował tylko dynamicznego ruchu z impulsem u taranta i zaangażowania zadu. Jeśli ogier trochę się boczył po siódemce, to półparadami starał przywrócić się go do porządku, natomiast też pozostawał raczej delikatny w ręce. Standardowy zakres pomocy przed stacjonatą, a po wylądowaniu zdecydował się na szerszy najazd na kombinację, nie chcąc skracać już dojazdu, nie musieli walczyć specjalnie o czas. Przed 9ab zamknął dziesięciolatka w korytarzu pomocy i raźno wspierał go w dojeździe, oczekując dynamicznego tempa i zaangażowanych zadnich kończyn. Tutaj szczególnie mocno uważał na swój dosiad i rękę (nie, żeby w innych sytuacjach się nie pilnował), bo wiedział, że w kombinacji łatwo było o zaburzenie równowagi. Wspierał ogiera w pokonywaniu tych dwóch przeszkód, po czym raźno wysłał go do przodu na ostatnią przeszkodę - stacjonatę. Najazd ponownie był stosunkowo łatwy, dbał o to, by ogier wyprostował się na kilka fouli przed dziesiątką, pozwolił mu też nieco bardziej śmiało dojechać do stacjonaty. Standardowo łydka-półsiad-wodze i po lądowaniu poklepał taranta po tej jego ładnej szyi, chwaląc go za udany przejazd.

ROZSTĘPOWANIE


Po skokach chwilę jeszcze pokłusował z tarantem, po czym przeszedł do stępa i zaczął proces jego powolnego rozprężania. Gdy oddech Aurorasa uspokoił się, a pot nieco zeschnął udał się z nim na myjkę, by doprowadzić go do porządku. Nie obyło się też rzecz jasna przy okazji bez wielu pochwał, bo ostatecznie pomimo minimalnej przekroczenia normy czasu byli na czysto.

KONIEC

@Auroras Encore
Mów mi Zmieja, Nyśka, Serg. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Chszatra#5727. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię no oczywiście, że tak, ale wybredna będę.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: problemy z kontrolą agresji, wątki 18+, zaborczość, terapię, dramy.

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Auroras Encore
Awatar użytkownika
10
lat
170
cm
WKKW
Duży Sport
SERGEI CHERNIENKO & AURORAS ENCORE - KLASA 1*, PRÓBA SKOKOWA
ROZGRZEWKA
To nie był najlepszy czas dla taranta. Zasadniczo dla niego nigdy nie był najlepszy czas na nic, ale te zawody w szczególności wypadły marnie. Nie umarli, przeżyli, a to już bardzo duże osiągnięcie. Auroras wyłożył się (dosłownie) na dyscyplinie, która była perłą w jego koronie, a to znacząco rozbija motywację i radość, pomijam kwestie związane z ego, bo to cierpiało jako pierwsze.
Tak czy siak, podejście Serga do Aurorasa było wręcz wzorowe — nie wymagał od niego, Bóg wie czego, więc ten mógł tego ostatniego dnia trochę odpuścić ciągłe stresowanie się i rosnące napięcie, jakie generowała jego głowa.
Na rozgrzewce ciało ogiera dosyć szybko stało się ponownie elastyczne, a umysł skupiony na jeźdźcu, co udało się im wypracować dzięki ostatnim dwóm dniom zawodów i ciągłego ruchu.  Co prawda Encore był jeszcze troszkę nabuzowany przez wczorajsze turbulencje, ale kto wie, może akurat dobrze wpłynie to na jego aktywność na parkurze.

PRZEJAZD
Auroras bez większego problemu ruszył galopem. Był podniecony parkurem, więc zerwał się jak wystrzelony z procy, dosyć mocno podstawiając pod siebie zad i odciążając szeroki przód. Od samego początku mocno zagryzał wędzidło, co zwiastowało silne pienienie się już za pierwszymi przeszkodami. Szyja zwierzęcia była silnie zaokrąglona, chociaż sam grzbiet nie był jeszcze rozluźniony w wystarczający sposób, przez co tak czy siak, koń pozostawał nieco sztywny. Starał się jednak trzymać pysk blisko klatki piersiowej przed pierwszą stacjonatą i skracając swoją kłodę. Odskok na pierwszą przeszkodę wykonał zgodnie z poleceniem Rosjanina, polegając na nim w tej kwestii. Niestety skumulował bardzo dużo energii, przez co faktycznie poszedł zamaszyście do góry, lądując na prawą nogę w sposób ciężki, potrzebując chwilę na pozbieranie się. Auroras chciał zrobić za dużo za pierwszym razem i przedobrzył. Myśli skupił na jeźdźcu ponownie, dopiero pod koniec wyjeżdżania łuku przed drugą przeszkodą. Koń utrzymywał dynamiczny ruch do przodu w regularnym galopie, wyjeżdżając zakręt łuku, powoli zaokrąglając swój grzbiet. Dzięki temu zad taranta ponownie wrócił pod niego, a razem z nim, zadnie kończyny. Nad przeszkodą nie miał problemu z balansowaniem. Ilość wodzy, rozłożenie ciężaru ciała jeźdźca na jego plecach, oraz synchroniczny ruch z koniem, a nie przed nim czy z opóźnieniem za nim, to wszystko bardzo korzystnie wpływało na jego równowagę. Co prawda przed okserem uniósł automatycznie nieco wyżej głowę, podrywając się do góry o ociupinkę za szybko, ale dzięki luzowi, jaki dawał mu jeździec, nie wiązało się to z niczym złym. Przed trójką koń owinął się mocniej wokół wewnętrznej łydki mężczyzny, korzystając z oddanej dłoni, podążył za jej ruchem, wyciągając się bardziej do przodu i nieco w dół, wyrzucając energicznie przednie kończyny w dłuższych wykrokach. Nad okserem przeszedł dosyć nisko i płasko, lądując na prawą nogę za przeszkodą. Ogier potrafił ocenić, ile siły będzie potrzebował, aby pokonać przeszkodę. Co jednak nie oznaczało, że nie stosował się do poleceń jeźdźca, jeżeli chodziło o miejsce wybicia się. Potrafił jednak przedłużyć ten moment lub skrócić go, jeżeli dochodził do wniosku, że wie jednak w tej kwestii lepiej. Niestety bardzo niskie przejścia nad przeszkodami, chociaż zawsze dawały dodatkową sekundę czasu, potrafiły dużo napsuć w najeździe na kolejną przeszkodę. W tym jednak przypadku para miała dostatecznie dużo czasu, aby zebrać się bardziej do góry przed kolejnym skokiem — a dzięki łukowi, sprawa wydawała się jeszcze łatwiejsza. Ogier szedł widocznie od zadu, owijając się wokół wewnętrznej nogi mężczyzny, zwiększając akcję przednich kończyn, odciążając tym samym swój przód w widoczny sposób dobre 2 foule przed miejscem wybicia. Dzięki dynamicznemu ruchowi i utrzymaniu równego tempa ogier wyszedł nad przeszkodę, wyciągając swoją szeroką szyję i podążając za nią po łuku nakrapianym ciałem, składając się nad przeszkodą w miły dla oka sposób. Za stacjonatą wylądował relatywnie miękko, od razu zaczynając ruch od lewej nogi. Chcąc odnaleźć kontakt z dłonią jeźdźca, wyciągnął się mocniej w przód, poszukując go szyją, zagarniając wszystkimi czterema kończynami większą ilość podłoża pod sobą. Niestety te poszukiwania wydłużyły nieco lądowanie i tak jak Auroras potrafił krótko za przeszkodą zacząć się znowu zbierać do wyższego ustawienia, tak teraz dłużej pozostał w dole. Widział jednak, że nie mają przed sobą żadnej przeszkody w krótkim odcinku, dlatego nie panikował. Nos ogiera wystawał bardziej w przód, nie tracił jednak równowagi, pomimo przeniesienia środka ciężkości bardziej na przód.
Znajdując się między jedynką a dwójką, ogier podniósł się bardzo dynamicznie do góry, jakby nieco wystraszył się, że coś go ominęło — jednak pomimo tego poderwania się, a raczej dzięki natychmiastowej reakcji ze strony jeźdźca, Auroras pieniąc się już niemiłosiernie, wszedł zadem mocniej pod kłodę, ciągnąc łbem i szyją swój przód do góry. Zadnie nogi widocznie z dużym impetem wbijały się w podłoże parkuru, prowadząc Encore stanowczo i dynamicznie do przodu. Przed przeszkodą naprostował się bardzo szybko, nie potrzebując wielu zachęt i pomocy do tego. Okser pokonał dosyć wysoko ze znaczącym zapasem pod sobą, lądując krótko za przeszkodą, schodząc na chwilę bardzo nisko łbem, aczkolwiek równie szybko unosząc się do góry już, ponownie znajdując się w ustawieniu w góry.
Czując, jak jeździec dociskał go, przepychając od tyłu wprost na swoją rękę, zadnie kończyny konia, zaczęły sięgać mocniej pod kłodę. Dużym plusem było to, że za poprzednią przeszkodą zebrał się dosyć szybko do góry, więc teraz miał czas, żeby nabrać dodatkowej siły i energii przed kolejnym skokiem, tak jak oczekiwał tego Sergei. Szóstka była przeskoczona świetnie — dojechał blisko przeszkody, wybił się z dużą siłą i wylądował bardzo krótko na lewą stronę. Niestety przez to, z jakim zapasem pokonał szóstkę i z jakim impetem wylądował, nie był w stanie wyrobić na zakręcie. Czując, jak jeździec ściąga go na lewo, starał się ratować wydłużeniem w dole, co tylko zaburzyło jego równowagę i prawe przednie kopyto wbiło się nierówno w podłoże przy stawianiu kolejnego kroku. Potknięcie nie było jednak gigantyczne, ale dało się je odczuć. Wybiło Aurorasa z rytmu, przez co najazd na kolejną przeszkodę był istnym „nie wiem, gdzie jestem — nie wiem, co robię". Chcąc wyrobić się przed przeszkodą, ogier przyśpieszył, starając się dostatecznie wysoko najechać punkt wybicia przodami  pociągnąć swoje masywne ciało nad przeszkodę. Nad samą przeszkodą złożył się jednak za późno, przez co zadnie kopyta odbiły się od belki. Skok był jednak na tyle dynamiczny, a raczej wystarczająco dynamiczny, aby zad taranta wyciągnął go do góry i odratował całą sytuację, dlatego wyszli na czysto.
Pobudzony sytuacją sprzed chwili, prychał głośno, skręcając głowę mocniej w potylicy, niosąc ją wysoko. Nie czuł się, że ósemka to jego przeszkoda i wolałby ją ominąć. Jednakże odbierając półparadę za półparadą, zbił się ponownie w sobie, zaokrąglając nieznacznie i schodząc głową do normalnego ustawienia, bliżej zebraniu, niż nosa wskazującego samego Boga. Przed kombinacją rozluźnił przednie nogi na tyle na ile potrafił, osiadając mocniej na zadzie, wiedząc, że czekają ich krótkie lądowania. Jedną foule przed pierwszą częścią wyciągnął delikatniej szyję w przód, atakując 9a w dosyć łagodny sposób, zostawiając nieco zapasu pod sobą, dynamicznie i silnie wybijając się z zadnich kopyt, idąc bardziej do góry. Dzięki temu zaraz po wylądowaniu podstawił pod siebie zad, nie wytracając impetu, z jakim szedł, podrywając przód do góry i pokonując 9b w zgrabnym łuku, lądując nieco szerzej za przeszkodą, chcąc utrzymać równowagę, którą mógł bardzo szybko utracić po tym zestawieniu stacjonat. Zachowując swoje ciało w nieco niższym ustawieniu aż do połowy najazdu na dziesiątkę, wydłużył się, nie chcąc za bardzo przyśpieszać, ale chcąc odpowiedzieć na pomoce jeźdźca wysyłane z siodła. Encore podjechał blisko do przeszkody numer dziesięć, wybijając się jednak dosyć leniwie, aczkolwiek wystarczająco, aby bez problemu przejść nad stacjonatą, prezentując nad tą ostatnią przeszkodą ładny baskil z dalekim, dosyć szerokim lądowaniem na prawą nogę.
Zadowolony, że mają już wszystko za sobą, wytrząchał swoją szyję, pozwalając pianie z pyska wzbić się w powietrze.

ROZSTĘPOWANIE
Auroras był zmęczony. Trzeci dzień zawodów okazał się najbardziej aktywny. Wymagał od niego dużego skupienia i pracy, na którą po wczorajszym wypadku, nie był dostatecznie gotowy psychicznie. Fizycznie sprawdzał się dobrze, ale mentalnie był cały czas dwa kroki do tyłu. Dlatego nawet obecność człowieka, nie działała na niego kojąco. Podczas rozstępowania i późniejszej pielęgnacji był ospały, apatyczny i markotny, marząc tylko o tym, aby znaleźć się w swoim boksie.

KONIEC
@Sergei Chernienko
Mów mi Klaudia. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię -.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy kontuzji, urazów i chorób.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Awatar użytkownika
12
lat
174
cm
Skoki
Mały Sport & Rekreacja
MARY ANNA SUÁREZ HARGREEVES & LEGALLY DEVOCATIS - KLASA 1*, PRÓBA SKOKOWA

Towarzystwo na rozprężalni wyraźnie nie służyło klaczy, co można było wywnioskować po tym, jak zachowywała się pierwszego i ostatniego dnia zawodów. Po wczorajszym bardzo udanym przejeździe, ponownie zachowywała się... podle, bo ciężko było inaczej to nazwać. Dopiero po wejściu na plac konkursowy zeszła odrobinę z tonu, głównie dlatego, że była na nim sama i doskonale wiedziała co się święci. Lubiła skakać, ale czasem nawet to nie wystarczało, by miała ochotę współpracować, o czym Mary miały się przekonać lada moment.

Przejazd rozpoczęły od ukłonu w stronę sędziów, a następnie od zagalopowania z prawej nogi. Odpowiedziała na łydkę niezwłocznie, płynnie przechodząc do pożądanego chodu. Narzucenie jej spokojnego tempa ponownie okazało się wyzwaniem, ponieważ w jej naturze leżało mocne galopowanie do przodu, wobec czego niechętnie poddawała się działaniom Mary. Dojeżdżając do pierwszej przeszkody, parokrotnie machnęła łbem, żeby przeszkodzić kobiecie w przytrzymaniu jej. Nie wpłynęło to jednak na wynik skoku - bez problemu oceniła miejsce odbicia i w porę wyszła do skoku. Pod względem wysokości te przeszkody nie stanowiły dla niej żadnego wyzwania, choć po wczorajszym crossie skakała o niebo ekonomiczniej, głównie za sprawą zmęczenia, które mimo wszystko dawało jej się we znaki po tych dwóch, intensywnych dniach pracy. Niedługo po wylądowaniu weszła w zakręt do drugiej przeszkody, którego zawodniczka jednak nie wyjechała dostatecznie dobrze, sprawiając, że kompletnie przestała im się zgadzać odległość. Devocatis nie miała jednak najmniejszej ochoty na to, żeby wpaść w środek oksera, więc w ostatniej chwili spłynęła w bok, ratując się w ten sposób przed wypadkiem. Szastając ogonem, z niezadowoleniem raz jeszcze nawróciła na przeszkodę. Zamiast jednak skupić się i podjąć współpracę z Mary, wciąż stawiała opór. Zadarła wysoko łeb, uciekając od kontaktu i odbierając amazonce jakąkolwiek kontrolę, co nie mogło się skończyć inaczej niż kolejnym, tym razem zwyczajnie złośliwym wyłamaniem. Mary była jednak nieustępliwa i zdecydowała się raz jeszcze najechać na przeszkodę, tym razem wygrywając z Devocatis walkę o kontrolę. Skok nie należał jednak do najwygodniejszych, nie tylko z powodu utraty strzemienia. Skarogniada pozostała w skoku sztywna i mało zaangażowana, na szczęście jednak nie pogarszając sytuacji i pozostawiając przeszkodę nienaruszoną.

Udane pokonanie drugiej przeszkody dodatkowo sprawiło, że klacz się odblokowała. Dzięki temu do trzeciej przeszkody galopowała równo, nie walcząc z Mary i chętnie podeszła do przeszkody, a następnie bez wahania wybiła się. Tym razem postarała się bardziej, odpowiednio wysoko podnosząc nogi, dzięki czemu była daleka od naruszenia przeszkody. Nie zwracała najmniejszej uwagi na to, że Mary miała drobne problemy z zachowaniem równowagi po utracie strzemienia. Był to tylko i wyłącznie jej problem, a skarogniada raczej nie zamierzała jej oszczędzać. Po kilku foule na wprost, zakręciła za ósmą przeszkodą i znalazła się na wprost czwórki. W skoku nad tą przeszkodą automatycznie zmieniła nogę przy lądowaniu, czując, że amazonka zamierza pojechać w lewo. Bardzo obszernym łukiem, podczas którego pozwoliły sobie na przyspieszenie galopu, najechały na kolejną przeszkodę. Mocniejsze tempo faktycznie poskutkowało tym, że skok był bardziej płaski, ale nie zagroziło to budowie oksera. Klacz przefrunęła nad nim z niedużym zapasem, który zapewnił im bezpieczeństwo. Gdyby zależało to od niej, to na kolejną przeszkodę, stacjonatę, poszłaby równie mocnym galopem, ale Mary miała inne plany. Skarogniada znowu machnęła łbem, protestując przed skróceniem, ale ostatecznie uległa i zaokrągliła galop w wyniku skrócenia go. Poskutkowało to oddaniem bardziej okrągłego, także czystego skoku nad szóstą przeszkodą, za którą kontynuowała galop z lewej nogi.

Poprawnie pokonała zakręt, wciąż nie przejmując się tym, że Mary momentami kurczowo zaciskała uda na siodle. Klaczy wystarczyło jedynie pokazać odpowiednią przeszkodę, by już wiedziała co należy zrobić i nie inaczej było w przypadku wspomnianego oksera. Z drobną pomocy Mary wybrała miejsce odbicia, po czym zwalczając zmęczenie, odbiła się od ziemi. Skok ponownie nie był zbyt wysoki, starała się oszczędzać, a poza tym mądrze, nie wkładając w pokonanie małej przeszkody więcej siły niż to potrzebne. Wykończyła skok lądowaniem na prawo, w które skierowały się ku kolejnej przeszkodzie, ustawionej po łagodnym łuku, na którym zmieściła cztery foule galopu, zanim znowu oderwała się od ziemi i skoczyła przez środek stacjonaty. Po skoku kontynuowała galop z prawej nogi, jako że kolejne przeszkody były ustawione w tamtą stronę. Zmęczenie już mocno dawało jej się we znaki, więc nawet nie dyskutowała z Mary w trakcie najazdu do pierwszego członu szeregu, który był okserem. Uważnie dogalopowała do przeszkody i skoczyła z wybranego przez Mary miejsca, ponownie zostawiając sobie nieduży zapas, który pozwolił jej na nienaruszenie przeszkody. Po wylądowaniu sprawnie przeniosła ciężar ciała z powrotem na zad, dzięki czemu zachowała swobodę łopatek i lekkość przodu niezbędne do oddania kolejnego skoku, który także zaliczył się do udanych.

Wylądowawszy, umiarkowanie dynamicznie odepchnęła się od ziemi by kontynuować galop w stronę ostatniej przeszkody. Potrzebowała wręcz dodatkowej motywacji, by utrzymać dotychczasowe tempo galopu - zwyczajnie już się jej nie chciało, z wysiłkiem łapała powietrze przez szeroko rozwarte nozdrza, tłocząc cenny tlen do płuc. Mimo to nie zrezygnowała z walki i gdy Mary pokazała jej ostatnią przeszkodę, wykrzesała z siebie ostatnie pokłady energii i dogalopowała do przeszkody, po czym skoczyła nad nią, podnosząc nogi tylko na tyle, na ile było to konieczne. Po wylądowaniu i przekroczeniu celowników, gdy poczuła jak wodze się luzują, wyciągnęła łeb do dołu z głośnym parsknięciem, a niedługo później zwolniła do stępa, którym zjechały z parkuru.

KONIEC
Mów mi Devo lub Kurewna. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Szukam kaskaderów i samobójców =).
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
krew, pot i łzy na treningach
.

Podstawowe

Osobowość

Zmieja Gorynycza
Awatar użytkownika
6
lat
165
cm
WKKW
Duży Sport
RANDOLPH VARMUS & ZMIEJA GORYNYCZA - KLASA ENTRY, PRÓBA TERENOWA


Uzyskanie skróconego kłusa od Żmiji było trudnym zadaniem, dzisiejszego dnia (jak z resztą i podczas wczorajszego) ewidentnie nie była w humorze i już podczas rozgrzewki prezentowała swoje niezadowolenie nieustannym boczeniem się. Dobrze, że nie spotkały się razem z chociażby taką startującą klasę wyżej Decovatis, bo z pewnością skończyłoby się to dość nieprzyjemnie, jako że siwa definitywnie pokazywała otoczeniu, co o nim sądzi. I nie było to nic przyjemnego.
Kłapała brzydko pyskiem, co jakiś czas szarpiąc wędzidło i czując sygnał do cofania na krótką chwilę uniosła gwałtownie przody do góry, prezentując głębię swojego niezadowolenia z tego pomysłu, przy okazji przysparzając pewnie Randolphowi kolejny mini-zawał serca, bo raczej nie o takie odciążenie mu chodziło. Poprzednie zawody wyszły im bardzo dobrze, ale na tych definitywnie Zmieja pokazywała swoje paskudniejsze oblicze. Zerwała się galopem, gdy tylko zasugerowano jej możliwość ruchu w przód, rozciągając się od razu mocno i zadzierając łeb do góry.
Świetnie wyczuwała nastrój jeźdźca, co prowokowało ją do dalszego dokazywania, chociaż warunki pogodowe i sam cross powinien nieco zbić z niej ten zawyżone poziom energii - ale przynajmniej wczorajszy skurcz najwyraźniej całkowicie ją puścił.
Pierwsza przeszkoda nie zrobiła na niej żadnego wrażenia, przeskoczyła ją płasko, niespecjalnie się starając, przednie kopyta lekko puknęły o twarde drewno, ale kobyła jedynie obiła nerwowo ogonem po stawach skokowych, nic specjalnego sobie z tego nie robiąc. Preferowała mocne tempo, była raczej średniego wzrostu, natomiast niezbyt długą foulę nadrabiała szybkością i zrównoważonym wyciągnięciem. Oddychała i galopowała bardzo poprawnie, a także ciężko było ją zmęczyć, co akurat przy crossie było zaletą. Zbliżając się do drugiej przeszkody zastrzygła nieco uszami i chociaż się nie bała, to wyraźnie sprawdzała jeźdźca, ale ponieważ Randolph ją docisnął, to ponownie skoczyła crossówkę bez większego wysiłku. Stuliła nieco uszy galopując wśród drzew, kopyta uderzały mocno o utworzoną ścieżkę, widok na trójkę też niespecjalnie jej się spodobał. Wyraźnie zgrzytnęła zębami o wędzidło, zadarła nieco pysk i spłaszczyła nieco foulę, ale definitywnie się nie bała, a raczej była po prostu zła. Coś się Żmiji nie podobało, i tyle, natomiast dopchnięta łydką, a także zachęcona głosowo skoczyła bardzo szeroko przeszkodę, pewnie nieco bujając przy tym Randolphem. Za Leap Out'em zarzuciła nieco zadem, co ponownie było przejawem raczej jej czystej złośliwości. Natomiast galop do czwórki nieco ją wyciszył - akurat siwa lubiła długie trasy i dobrze się z nich czuła, po jakimś czasie z jej łba opadało nieco napięcia, natomiast jeszcze było na to trochę za wcześnie. Chętnie wyrywała się do przodu, więc przez większość crossu Randolph musiał raczej pilnować, by nie przeszarżowała z tempem galopu, bo miała jedną paskudnie zdradliwą cechę - mogła przeć do przodu, choćby po zatrzymaniu miała paść na miejscu. Swoopy Log nie sprawił jej większego problemu, ogółem była całkiem naskakana i "twarda", nawet jeśli władowała się gdzieś kończynami, to potrafiła się prześlizgnąć i jechać dalej, natomiast przy tej wysokości nie było raczej możliwości na taką sytuację. Skakała ekonomicznie, nie mając tendencji do mocnego wybijania się.
Jakkolwiek ścinanie trasy nie sprawiało jej problemów, tak wyraźnie Randolph musiał uważać z łydką, bo Zmieja często zamiast karnie się wokół niej owijać, wolała przyspieszać, a wtedy zaczynało się szarpanie z ręką. Miała dobrą równowagę, więc nawet w ten sposób trasa dobrze im wychodziła, ale na dłuższą metę z pewnością musiało być to męczące dla Kanadyjczyka. Piątkę również skoczyła szeroko, lekko i szybko podnosząc przody i po lądowaniu od razu prąc raźno do przodu, jak na razie ani razu jakoś specjalnie się nie przyczaiła do przeszkód.
Wciąż jeszcze trochę ciągnęła do przeszkód, niezbyt chętnie się skracała, za to bardzo reaktywnie reagowała na jeźdźca. Przed stołem wyraźnie położyła uszy przy sobie i wyciągnęła krok, zadzierając nieco pysk do góry, co z pewnością nie było najbardziej estetyczne, a także przyjemne dla dłoni Randolpha, bo Żmija miała definitywnie słabą wrażliwość w pysku, przez co potrafiła się mocno siłować. Większość dotychczasowych jeźdźców decydowała się z nią na cygankę albo nisko zapięty wielokrążek, co jednak nie rozwiązywało głównego problemu, a także niespecjalnie pomagało. Przed stołem nieco tupnęła, by podkreślić, że coś jej się nie podoba, ale prześlizgnęła się nad nim całkiem płynnie. Jak chciała, to potrafiła.
Podczas dojazdu do siódemki najwyraźniej zdążyła już się nieco wyciszyć, była trochę bardziej skupiona, galop był nieco równiejszy, już nie jak na wyścigach. Dalej lepiej było ją pilnować, ale odpuściła nieco w pysku, stając się bardziej luźna do prowadzenia. To jeszcze nie był etap zmęczenia, raczej dopiero teraz zeszła z niej trochę "gorąca głowa", i włączył się tryb myślenia. Trochę to zajęło, ale może jednak palce Kanadyjczyka nie będą aż tak zmasakrowane przez szarpanie się z nieustannie próbującą wyrwać się do przodu Żmiją. Długi dojazd pozwolił na dobranie stabilnego tempa i nie zmieniając go jakoś specjalnie siwka przeskoczyła kłodę, praktycznie jej nie zauważając. Ot, lekko się wybiła, unosząc subtelnie kończyny, bardziej przypominało to wysoki wydłużony krok galopu.
Oddech kobyły wyraźnie był już cięższy, chociaż wciąż prawidłowo nabierała i wypuszczała powietrze, głośno "pracując" nozdrzami. Boki spływały potem, gorąco pogoda rozgrzewała silnie pracujące mięśnie, przez co jej maść zdecydowanie pociemniała. Parła jednak niezmordowanie do przodu, w końcu stawiając uszy nieco na sztorc, wykazując się nieco inną emocją niż złość. Płasko przeskoczyła Roll Top, kopytami niemalże muskając powierzchnię przeszkody, ale nie dotknęła jej. I chociaż sama pozostawała skoncentrowana, to jednocześnie od razu wyczuła, że jeździec trochę traci skupienie na jej grzbiecie. Przechyliła jedno ucho do tyłu, badając teren, galop nieco zwolnił, bo w końcu była paskudą, która zawsze korzystała z okazji. Pierwsze wyłamanie przed niepozorną dziewiątką nie było nawet jakoś bardzo dynamiczne, po prostu tupnęła nogą i nie wybiła się, osadzając się mocno na zadzie. Cofając się znowu przytuliła uszy do potylicy i przegryzła wędzidło, szarpiąc się z ręką, definitywnie nie lubiła tego elementu i wyraźnie to pokazywała. Zdenerwowała się, zupełnie bezpodstawnie z punktu widzenia jeźdźca, natomiast nadzwyczaj słusznie ze swojego i druga odmowa skoku była pokazem jej dwulicowego charakteru. Teraz dała ułudę, że skoczy, ale w kolejnej chwili spłynęła, zagryzając wędzidło i szastając nerwowo ogonem. Testowała Randolpha, zakładając, że odpuści, poddając się po dwóch mało udanych dniach, ale ku jej zaskoczeniu ponownie ją przycisnął. Nieco ją to zdekoncentrowało, i chociaż chciała nieco bardziej powalczyć, to jednak wyraźnie dała się przechnąć przez niepozorną kłodę. Kilka kolejnych kroków galopu było nieco opornych, jakby Żmija trochę nie dowierzała, że dalej to ciągną, ale dojechana łydką z lekkim niezadowoleniem powróciła do poprzedniego tempa. Pogonienie jej mocniej do przodu również ją zaskoczyło, ale bez żadnego przejawu sprzeciwu wyciągnęła krok, mieląc nieco mniej nerwowo wędzidło w pysku. Dojeżdżając do dziesiątki ponownie wyraźnie sprawdzała Randolpha, nieco się bocząc, ale gdy ten nie odpuszczał, to Żmija skoczyła Vertical z wyraźnym zapasem, mocno podciągając nogi i pracując nawet sensownie szyją. Wylądowała stabilnie i spokojnie ruszyła do przodu, dając się już bardziej miękko prowadzić. Trochę to zajęło, ale zrobiła się nieco bardziej karna, a także luźna, co czuć było teraz w swobodzie ruchu i bardziej otwartej łopatce. Utrzymywała równe, stabilne tempo, chętnie wyciągając pysk do przodu i nieco obniżając go do dołu, by rozciągnąć nieco kręgosłup. W reakcji na półparadę skróciła się, kierując łaskawie ucho w stronę Kanadyjczyka, okazując mu nieco swojej uwagi, a także sugerując, że rozważa poddanie się jego decyzjom. Niech ma. Bezproblemowo osadziła się mocniej na zadzie i lekko zeskoczyła w dół, utrzymując pełną równowagę, a także szybko podnosząc się w górę. Zastrzygła uszami na stół i rozciągnęła nieco foulę, tym razem skacząc przeszkodę bez żadnego zająknięcia, ładnie i szybka składając przody, rozciągając kręgosłup, a także pracując szyją. Warunki pogodowe i kondycyjne pozostawiały trochę do życzenia, więc po kobyle było widać już lekki spadem sił, natomiast uparcie szła do przodu, chociaż piana zaczęła skapywać jej już nie tylko z szyi. Little Blueberry skoczyła prześlizgując się nieco nad przeszkodą, trochę zabrakło siły w tym wybiciu, ale lądowanie było stabilne, a krok niezmylony. Oparła się nieco mocniej na ręce Randolpha, szukając stabilności i dynamicznie szła do przodu, chociaż straciła nieco na rozmachu. Za to definitywnie była łatwiejsza w prowadzeniu, nie kombinowała już w dojeździe ani nie sprawdzała jeźdźca, więc czternastka szybko została już za nimi, siwa nawet odbiła się karnie we wskazanym miejscu, nie próbując niczego na własne kopyto. Przeczuwała, że zbliża się koniec startu, dlatego przed Last Leap'em ożywiła się nieco, nabierając nieco większego impulsu w ruchu. Skoczyła mocno z zadu, wybijając się pod górkę i do przodu, podciągając dobrze wszystkie cztery kończyny. Po wylądowaniu wyrwała mocniej do przodu, rozciągając siwy tułów, a także pracując szyją.
Zmęczona bez problemu zaczęła zwalniać, oddychając ciężko, ale raczej w ogólnie przyjętej postartowej normie, chociaż check oddechu jeszcze dopiero ich czekał. Nie miała siły, by sprzeczać się z Randolphem, więc po prostu wyciągneła szyję w dół, czekając na moment, aż będzie mogła zacząć stępować. Pomimo wyłamania zmieścili się w normie, co oznaczało nienajgorszy czas przejazdu, ale Żmija raczej z pewnością pokazała swój paskudny charakterek.

KONIEC
Mów mi nick. Piszę w brak danych. Wątkom +18 mówię brak danych.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Osobowość

Zamknięty