Powinna mieć dość tych walentynkowych okoliczności… i trochę miała. W restauracji, w której pracowała na część etatu, wszystko kręciło się nieznośnie wokół
święta zakochanych, a że Pearson nie rezygnowała z pracy tylko dlatego, że sama miała kijowe powodzenie w sprawach sercowych, to szczerze mówiąc, była tym wszystkim przesycona wręcz do… no nieważne do czego. Tak czy siak, jej obecność tutaj wydawała się kompletnie wyjęta z kontekstu - no bo jak to, po cholerę przychodzi się na coś takiego, kiedy tak właściwie wolałoby się znowu zamknąć za drzwiami pokoju na poddaszu i najzwyczajniej w świecie pogrążyć się po raz kolejny we własnym pieprzonym nieszczęściu. No po cholerę. Ona sama trochę nie wiedziała, co ostatecznie zadecydowało o tym, że się tu pojawiła. Czy była to nowa znajoma ze stajni, która w ramach wolontariatu pomagała w schronisku i namawiała ją do udziału w wydarzeniu? A może bardziej nastąpiło w jej głowie coś na kształt słabej próby odbicia się od dna, na którym osiadła, i wtedy zapadła ta decyzja? Gdybać można, ale cholera wie, jak wyglądała prawda. Za to wiadomo, jak wyglądała rzeczywistość – Harper siedziała aktualnie w zaciemnionym pomieszczeniu, już z drugą osobą naprzeciwko siebie.
Nie rozsiadała się wygodnie, chociaż miękkie siedzisko wręcz do tego zapraszało. Odczuwała mało przyjemne spięcie, głównie wynikające z tego, że jakiś czas temu właśnie na randce w ciemno… trafiła na swojego byłego, i to nie byle jakiego, bo byłego narzeczonego. Jak na ironię losu, w ciemności dogadywali się naprawdę dobrze, choć obecnie każde z nich było w zupełnie innym punkcie swojego własnego, już nie wspólnego życia. Gorzej wyszło, jak już potem się zobaczyli… Ale cóż, szansa, że na podobnym evencie trafi na niego znowu, wydawała się jej skrajnie mała. Zwłaszcza, że z ich tej jeszcze normalnej rozmowy wynikało jasno– Harvey szukał poważnego związku. Ona tak po prawdzie też, jednak po ostatnich wydarzeniach mocno się zniechęciła do tego, aby na cokolwiek się nastawiać, i trochę na przekór sobie zaznaczyła w formularzu
przelotną znajomość. Może musiała wyluzować. Rozglądać się, ale właśnie nie tak na poważnie. Gdy trafi na kogoś odpowiedniego, relacja zawsze miała szansę się rozwinąć w tym kierunku
na serio, a biorąc pod uwagę, że pewnie większość ludzi woli z początku grać bezpiecznie, dopasowanie się do tego podejścia mogło mieć jakiś sens... Pozornie. Wolała się za bardzo w to nie zagłębiać, a tym bardziej nie rozprawiać nad tym teraz we własnej głowie, bo zamknęłaby się w niej jeszcze przed rozpoczęciem jakiejkolwiek pogawędki. A tą należało w sumie jakoś zacząć, więc odchrząknęła cicho i zaraz odezwała się również niezbyt głośno.
-
Lubisz, jak ktoś zasłania ci oczy i tobą steruje? – W jej głosie wybrzmiała delikatnie drgająca nuta zestresowania, pewnie ono też stanowiło przyczynę chęci rzucenia jakimś żartem na dzień dobry. Nie najbardziej przyzwoitym, ale jednak lubiła takie dziwne poczucie humoru, a ono w obliczu zdenerwowania potrafiło mocniej niż na co dzień wychodzić na wierzch. I chyba bardziej zależało jej na podejściu do rozładowania napięcia, które tak nieznośnie się w niej kłębiło, niż na tym, aby zachowywać się oraz mówić ładnie i taktownie.
@Quentin Frye