Uwaga. Ten post zawiera: tylko seks, albo i nie tylko.
W teorii wydawać by się mogło, że napięcie w jej ciele osiągnęło już swój najwyższy poziom, ale w praktyce z każdą kolejną chwilą granica się przesuwała. To znaczy, dla zachowania pewnej precyzji, Harvey przesuwał tę granicę – tym, w jaki sposób reagował na jej ruchy i wyrażane nimi bez użycia słów prośby… nie, to były stanowczo błagania. Harper cała wręcz łasiła się do dotyku jego rąk, pieszczot nimi oraz ustami na jej ciele, choć ostatecznie te usta bardzo zdecydowanie przyciągnęła do swoich, nie umiejąc długo wytrzymać bez całowania ich.
Jednak nie mogła dłużej wytrzymać bez niego w sobie – bo to już nie wyglądało tak, że była po prostu gotowa aby go przyjąć, tylko niemal dosłownie bolał ją jego brak w jej wyczekującym go wnętrzu. Liczyła, że skoro zaczął ściągać jej bieliznę to nie będzie już przedłużał, ona bardzo grzecznie współpracowała… choć przecież nie mogła być zła czy narzekać na takie przedłużanie w jego wykonaniu, nawet jeśli miała wrażenie, że znajduje się na skraju wytrzymałości. Nadstawiła się dla niego, co pogłębiła jeszcze pod wpływem nacisku jego dłoni na swoich pośladkach, własne dłonie mając już od kilku chwil ułożone na jego głowie, tak że jej opuszki mogły ją masować, błądząc między jego ciemnymi włosami. Gdy jego wargi znalazły się wyżej, to mimo że miała już wcześniej wysunięte do przodu biodra, w tym momencie zupełnie instynktownie wypchnęła je jeszcze bardziej przed siebie, pragnąc ułatwić mu do siebie dostęp… na pewno pragnąc więcej niż to rozbudzające nadzieję przejechanie językiem. Na szczęście dla niego samego, chociaż się wycofał, wreszcie zajął się nią tak, jak najbardziej chciała. Z ogromną zachłannością odwzajemniała jego pocałunki, a jej ręce przeniosły się na jego barki pod częściowo rozpiętą koszulą, dzięki czemu mogła się na nich przytrzymać kiedy po opuszczeniu spodni i bokserek ją podnosił. Machinalnie oplotła go udami i skrzyżowała za nim łydki, a już zaraz jej paznokcie bezwiednie wbiły się w jego skórę na ramionach – chwilę po tym, jak brunet oderwał się od jej ust, by następnie ją wypełnić. Nie ukrywała przed nim żadnej swojej reakcji, jej głowa odchyliła się lekko do tyłu, powieki częściowo przymrużyły, brwi nieco ściągnęły się ze sobą a pełne wargi rozchyliły się znacznie szerzej, wypuszczając przy tym przeciągłe stęknięcie przechodzące w westchnięcie. Niebawem podobne dźwięki zaczęły częściej się powtarzać, przede wszystkim w krótkich przerwach między grą ich ust,. Jej ręce błądziły między jego karkiem, klatką piersiową, szyją oraz twarzą, generalnie łatwo było stwierdzić, że Spencer – właściwie jak zwykle – świetnie sobie z nią radził… aż nagle zastygł. Zresztą ją też zmroził odgłos otwierania drzwi i późniejszych kroków, tylko spojrzała w jego oczy ze swojego rodzaju drobnym przestrachem, zaraz mogąc obserwować zmianę na jego twarzy. Bardzo często się zdarzało, że jego nastrój czy podejście w danej chwili wpływało na to samo u niej i nie inaczej zadziałało to w tej sytuacji. Pierwsza reakcja w postaci małego zestresowania zniknęła jak ręką odjął, wróciła świadomość, w jakim znajdowali się położeniu, i to w sumie przesłaniało wszystko inne. -
Ty to robisz. Ty sprawiasz, że jest mi tak dobrze – odmruczała między ciężkimi oddechami, jeszcze nie wiedząc dokładnie co konkretnie oznaczał ten uśmieszek, niemniej wiedząc, że on na pewno coś oznaczał. Jednak to nie miało dla niej nawet takiego znaczenia przy takim a nie innym odpowiadaniu na jego słowa, bo nieważne jak miałoby wyglądać to, co dalej, chciała mu przy tej okazji po raz nie wiadomo który potwierdzić, że to właśnie on był kluczem do jej przyjemności… bo był znacznie, znacznie więcej niż tylko tym, który dawał jej przyjemność. Był jej miłością. Jej upragnioną przyszłością. Jej wszystkim.
Przez moment wydawało jej się, że to będzie koniec, choć sposób w jaki na nią patrzył mówił coś zupełnie innego – i to on mówił prawdę. Czując, jak Harvey, po niemal całkowitym wycofaniu się, wsuwa się w nią ponownie, mocno i do końca, najpierw machinalnie opuściła powieki i zdecydowanie przygryzła swoją dolną wargę, próbując w ten sposób powstrzymać się od wydania jakiegokolwiek dźwięku wobec czyjejś obecności tak blisko, ale dość szybko się poddała, zwłaszcza że jego pocałunki poza jej ustami dodatkowo ją nakręcały, no i fakt, że właśnie jej usta pozostawały przez to niczym niezajęte wcale nie ułatwiał jej zachowania względnej ciszy. Już zaraz dało się słyszeć jej niedające się dłużej hamować pojękiwania, konsekwentnie coraz głośniejsze, co wiernie oddawało rosnące doznania. Chyba nawet nie zarejestrowała momentu, w którym znów zostali sami.
Wcześniejsze tempo, które dotarło do takiego zachłannego, zdecydowanie jej odpowiadało i w nim stopniowo budowała się droga do spełnienia. Lecz po tym nieplanowanym przerwaniu i tak naprawdę zaczynaniu od nowa, jego wolniejsze, pieczołowicie intensywne ruchy działały na nią dokładnie tak, jak trzeba. -
Nie przestawaj – jęknęła z przyjemności, ale jednocześnie błagalnie – tym razem
nie pozwalała mu przerywać, gdyby znów ktoś wszedł. Miała gdzieś innych ludzi, teraz był tylko on, a ona z nim, w ten najbliższy możliwy sposób. I jedynie to się dla niej liczyło. Dokładnie tak wszystko jej odpowiadało, chociaż niedługo… -
Mocniej – ledwo co dała radę wyartykułować, ale przynajmniej mowa jej ciała bardzo pomagała jej w przekazaniu tej prośby, bo cała się wyginała pod to
mocniej, jednocześnie do rytmu napierając na niego łydkami i wciskając palce wraz z paznokciami w jego barki. Ten moment Harvey mógł przyjąć dla siebie za sygnał do porzucenia jakiegokolwiek wstrzymywania się, bo blondynce już wiele więcej nie było trzeba – a gdy on zaczął na nią nacierać z zupełnie nową porcją zaangażowania, tak naprawdę z trudem łapała powietrze między kolejnymi głośnymi jękami, które finalnie narosły do maksimum, tak jak odczuwana przez nią rozkosz, i przeszły w jeden długi, ewidentnie świadczący o osiągniętym przez nią szczycie. Wtedy też jej wnętrze samoistnie rozpoczęło regularne zaciskanie się na nim, co stanowiło źródło następnych, już słabszych pojękiwań, aż w końcu ucichła całkowicie, tak jak jego ruchy ustały, i zostało im powoli odzyskiwać oddech.
Pod koniec bardziej się na nim zapierała, ale kiedy te najintensywniejsze fale przyjemności ustąpiły miejsca pełnej ulgi błogości, a on wykonał te z jakiegoś powodu niesamowicie rozczulające gesty wciągnięcia ramiączek od sukienki na ich miejsce, objęła go ciaśniej w ramionach, kompletnie gubiąc się w tym zaraz mającym miejsce, zupełnie innym, szczerym pocałunku. Nie, żeby te poprzednie były jakkolwiek udawane, bardziej chodziło o to, że poza ich wzajemnymi uczuciami kierowało nimi przede wszystkim pożądanie. Teraz, po wspólnym zaspokojeniu, byli z tego pożądania obdarci, a Harper wypełniało - poza tym, że nadal on, co swoją drogą też robiło różnicę w odbieraniu ich zbliżenia - niesamowite ciepło, którym pragnęła się z nim dzielić; ten rodzaj ciepła objawiający się niemożliwą do pohamowania czułością, tak bardzo rozpoznawalną w kolejnych ruchach jej warg. Dla niej mogłoby to trwać w nieskończoność, jednak przerwanie pocałunku przyjęła bez sprzeciwu, od razu uchylając powieki aby momentalnie zgubić się w tych jego brązowych ślepiach. –
Ja ciebie też kocham, Harvey. Bardziej niż jestem w stanie wyrazić – odpowiedziała mu bez zastanowienia, całkowicie szczerze. W tej chwili w ogóle nie myślała o całym tym przedstawieniu, które odgrywali wobec siebie samych wcześniej. Ostatecznie miała to być tylko taka zabawa na wstęp, nie sztywne role przypisane im do końca tego spotkania. A tego seksu w jej odczuciu na pewno nie dało się przyrównać do bezuczuciowego stosunku dwójki obcych sobie osób w najprostszym celu zaspokojenia swoich potrzeb. Rozmowa, owszem, zachowywała pozory tej płytkości wzajemnej oceny, jednak ich bliskość i wynikająca z niej intymność to było znacznie więcej niż
tylko seks. Tu, w tej łazience, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, byli wobec siebie szczerzy, prawdziwi – i ta ich prawdziwość opierała się właśnie na łączącym ich, głębokim uczuciu.
Koniec końców rzeczywistość i panujące okoliczności przypomniały o sobie czyimś ponownym wejściem do łazienki. Pearson z trudem zdusiła w sobie jakiś taki odruchowy chichot, raz jeszcze pozwoliła sobie na przeciągnięty pocałunek złożony na jego ustach, a potem już grzecznie poczekała, aż Harvey się z niej wysunie i odstawi na ziemię, aby oboje mogli doprowadzić dolne części swoich ubiorów do należytego stanu.Znów oparta plecami i tyłem głowy o ściankę, wyciągnęła po niego dłonie i po złapaniu nimi za boki męskiego ciała, przyciągnęła je do siebie. Mimo, że nawet jeszcze dobrze nie ochłonęli po wspólnym uniesieniu, jej ruch był stanowczo prowokujący – lecz po nim jej zachowanie pozostało już całkiem niewinne, bo gdy ręce bruneta oplotły jej sylwetkę, to jej palce zaczęły sprawnie acz powoli zapinać te guziki od jego koszuli, które wcześniej miała cierpliwość rozpiąć. Jej wzrok skupiał się na wykonywanej czynności, a na wargach stale gościł subtelny, uroczy wręcz uśmiech, częściowo wynikający z ich zbliżenia sprzed kilku chwil, ale częściowo na pewno też biorący się z aktualnej bliskości Harvey’ego. Dopiero kiedy skończyła, jej błękitne oczy powędrowały w górę, aby napotkać jego piękne, ciemne spojrzenie. -
Ledwo stoję, zwłaszcza w tych szpilkach, ale... moglibyśmy jednak pójść potańczyć? - Brzmiała niemal wstydliwie, ale przy tym w jej głosie i tak grała taka radosna iskierka, doskonale pasująca do uśmiechu blondynki, który z każdą sekundą po zadaniu tego pytania poszerzał się. Generalnie ani nie umawiali się na pozostanie na imprezie, ani ona nie szykowała się na podbijanie parkietu, co Harvey nawet zauważył w jednym ze swoich pierwszych zdań skierowanych do niej na specyficzne powitanie. Tylko po całej tej grze oraz jej finale, wychodziło chyba na to, że najbardziej chciała jeszcze tu z nim pobyć, już bez żadnych masek, po prostu jako
oni, tacy jakimi byli dla siebie na co dzień.
Gdy jej przytaknął, odczekali jeszcze tylko do momentu, w którym w pomieszczeniu ponownie chwilowo ucichło, a potem niemal jak takie uciekające po drobnym przeskrobaniu czegoś dzieciaki opuścili kabinę i łazienkę, od razu kierując się między poruszający się w tańcu tłum. Po odnalezieniu jakiegoś przerzedzenia ludzi, może trochę na przekór wszystkiemu przylgnęła do niego blisko, oplotła swoimi drobnymi dłońmi jego ciało - jedną z nich pozostawiając ciasno przyłożoną w pasie, drugą sięgając wyżej, między łopatki. Policzkiem oparła się... nie, nie
oparła; policzkiem
przytuliła się do jego klatki piersiowej, pozwalając sobie na przymknięcie powiek. Czuła się przy nim taka mała, ale przy tym bezpieczna i po prostu niesamowicie szczęśliwa. Bardzo chciała po prostu w tym trwać. Trwać przy nim, tak zupełnie czysto, zwyczajnie czerpiąc z jego ciepła i oferując mu swoje - i tak przez jakiś czas kołysali się powoli, w całkowitym oderwaniu od lecącej w klubie, głośnej muzyki. Przecież tylko oni tu byli.
Korzystając z tego, że Harvey pozostawał nad nią pochylony, za jakiś czas wyprostowała się i uniosła buzię, naturalnie odnajdując drogę do jego warg na których – po wypowiedzianym ponownie
kocham - złożyła przeciągnięty, ale też bardzo niewinny pocałunek. Odrywając się od niego, roześmiała się wesoło, tak wręcz beztrosko, a po jeszcze chwili uśmiechania się do jego oczu przeniosła jego dłonie na swoje biodra, by następnie nieznacznie się odsunąć. Jej ręce ułożyły się wygodnie na szerokich barkach – tym razem od przodu – i w tym nowym ułożeniu Harper zaczęła odnajdować rytm aktualnej piosenki, niebawem całkowicie oddając się muzyce i prowadzeniu bruneta… Ale nie na zbyt długo, bo jednak te niemożliwie wysokie szpilki. Całe szczęście mogła liczyć na to, że Harvey wniesie ją później do mieszkania na rękach. Cieszyła się więc trwającą chwilą, lecz przy tym jednocześnie nie mogła doczekać się po prostu powrotu z nim do domu. Do ich całkiem zwyczajnego, wspólnego życia które tak kochała – bo kochała osobę, z którą je dzieliła.
[ 2 x zt ]
@Harvey Spencer