W gruncie rzeczy docenił, że został określony cholernym duchem ostatnich świąt, a ne szczurem kanałowym.
Oparł dłoń na jego klatce piersiowej, nieco nad skrzyżowanymi ramionami, bo mógł zrobić albo to albo trzymać ją nienaturalnie wygiętą i napiętą. Wpatrzony w nieokreślony punkt nad drzwiami wsłuchiwał się w jego oddech, który z każdą minutą stawał się coraz głębszy. Westchnął, na krótką chwilę przymykając oczy. Zawsze zaskakiwało go tak samo jak łatwo wpadali w stare schematy, przyzwyczajając się do swojej wzajemnej obecności na nowo w przeciągu godzin. Przekręcił lekko głowę, by móc spojrzeć na jego spokojną, pogrążoną już w śnie twarz i delikatnie pogładził go kciukiem po klatce piersiowej.
Dał sobie - i jemu - dwadzieścia minut. Dwadzieścia minut względnej ciszy i bliskości, przez którą wzruszenie ścisnęło mu gardło, bo wiedział, że to tylko na chwilę. Że ma ją teraz i może będzie miał przez kolejne dni, ale nie dłużej. Wiedział, że będzie musiał go zostawić, zgodnie z jego życzeniem, jak tylko Fenton będzie w stanie samodzielnie na nowo stać na nogach, kiedy Olivia dojdzie do siebie.
Kiedy już nie będzie go potrzebować.
Ciężko przełykając przesunął dłonią po jego krótkich, ale wciąż miękkich włosach. Zawsze trochę patrzył na niego z zawiścią za to, że korzystał z najtańszych szamponów pokroju 10w1, a jego włosy wciąż były miękkie i błyszczące, podczas gdy Felix musiał wsmarowywać w swoje cztery różne preparaty, by osiągnąć podobny efekt. Nawet gdy byli raz w Somalii w ramach lekarzy bez granic i raz Fenton wściekły na wchodzące mu do oczu włosy wcisnął Feliksowi nożyczki nakazując mu je przyciąć i skończył z każdym włosem o innej długości - nawet wtedy wyglądał
dobrze.
Z tej odległości nawet pomimo wątłego oświetlenia, mógł zobaczyć każdą zmarszczkę, jaka pojawiła się na jego twarzy w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Za ile z nich sam był odpowiedzialny? Za ile odpowiedzialna była Amelia, za ile jego ojciec, a za ile rozczarowanie przyjazdem do Eatbourne? Ilu z nich mogłoby tu nie być, gdyby byli razem? Czy byłoby ich więcej?
Odetchnął głębiej próbując zapanować nad drżącym od emocji oddechem i najostrożniej jak mógł wstał, delikatnie odkładając głowę Fentona na kanapę. Zdjął bluzę, przykrył go i wyszedł. Na chwilę raptem, do samochodu po sweter i swój notes oraz do pielęgniarek po tablet. Gdy wrócił po paru minutach Fenton leżał na boku z twarzą wciśniętą w kanapę - ale dalej spał. Miał niesamowity talent do spania w każdych warunkach i najwyraźniej to jedno się nie zmieniło. Przez chwilę chciał go obudzić i wysłać do łóżka, ale doszedł do wniosku, że lepszy będzie długi sen na kanapie, niż próby zaśnięcia na miękkim materacu.
Patrzył przez chwilę na stół, przy którym powinien usiąść do pracy, żeby móc jutro funkcjonować bez proszków przeciwbólowych znieczulających bolący kręgosłup. Potem spojrzał na Fentona i podszedł do niego, żeby delikatnie poprawić na nim bluzę.
Trochę nienawidził swojego zdrowego rozsądku, kiedy przysuwał się bliżej do blatu stołu i otwierał notes, żeby zacząć robić notatki. Wypisał objawy, wszystkie niepokojące wskaźniki i każdy pomysł, nawet najbardziej niedorzeczny, jaki przyszedł mu do głowy. W ciągu godziny miał dwie strony zapisane drobnym pismem, z pokreślonymi hipotezami, podkreślonymi faktami i systemem strzałek, które po pewnym czasie mogły być czytelne tylko dla niego samego.
Po trzeciej nad ranem wstukał ostatnie polecenie do tabletu i zablokował ekran. Miał głęboką nadzieję, że to, na co wpadł przed chwilą jest prawidłową odpowiedzią, bo czuł, że kończy mu się czas. Za każdym razem nienawidził tego jak niesprawiedliwie mało czasu dostawał na postawienie diagnozy i wyleczenie swoich pacjentów.
Naprawdę rozumiał czemu Fenton miał dość bycia lekarzem.
Przetarł twarz i obrócił się na krześle, żeby móc na niego spojrzeć.
Przez lata wpadasz i wypadasz z mojego życia jak ci się żywnie podoba, znikasz z powierzchni ziemi i przestajesz odbierać kiedy ci wygodnie a potem wracasz, cały na biało...
Czy faktycznie tak było? To Fenton zawsze pytał, kiedy wyjeżdża, to Fenton częściej wchodził w związki z innymi. Jasne, Felix sypiał z kim popadnie, ale to nigdy nie miało znaczenia, to nigdy nie były
relacje, w których chodził na randki, poznawał rodziców i kupował kwiaty. Zawsze odbierał. Kiedy tylko mógł - nie mógł cały czas, na litość, były miesiące, kiedy dłużej mieszkali na różnych kontynentach, niż na tym samym, nie mógł wygrać ze strefami czasowymi, prawda?
Upewnienia, że nie straciłeś wtedy za dużo, że to była dobra decyzja i że nie mam się lepiej od ciebie?
Stracił wtedy wszystko. Nie zrozumiał tego na początku, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak istotnym elementem jego życia Fenton właściwie jest. Ale po kolejnym miesiącu, kiedy tamten nie odebrał telefonu Felix spędził tydzień w łóżku na przemian śpiąc, płacząc i wypijając cały alkohol, jaki miał w mieszkaniu.
Westchnął, wyrwał kartkę z notesu, nabazgrał na niej parę słów i zostawił ją w dłoni Fentona.
Nie chciałem cię budzić, do zobaczenia rano. F.
@Fenton O'Connell