Przed rejestracją zapoznaj się z Przewodnikiem.
Kiedy dłoń Serga przekręciła kluczyk w stacyjce, samochód wypełnił się ściszoną muzyką. Melody Noir, Patricka Watsona zaczęła melancholijnie rozpychać się w przestrzeni. Najprawdopodobniej Randolph w drodze do kawiarni słuchał jej zapętlonej. Powtarzalność, ta rozkoszna przewidywalność kolejnego słowa i dźwięku była uspokajająca. Nie musiał skupiać się na niczym innym poza znajomą pewnością, że cokolwiek stanie się na spotkaniu z Rosjaninem, On zawsze będzie mógł wsunąć się ponownie w swoją bezpieczną przestrzeń... nieodczuwania.
You are my big dark blue and I wanna swim all around you
Przez całą drogę czuł się nieswojo. Drżenie nad przeponą nie pozwalało mu się zrelaksować w żaden, nawet minimalny sposób. Czuł, że razem z ciepłą falą powietrza płynącą z ogrzewania, nadchodzi mrowiący atak lęku. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz jechał jako pasażer w swoim własnym samochodzie. Kiedy usiadł na miejsce pasażera, fotel ustawiony był jeszcze pod jego matkę i jej filigranowe ciało. Czuł się nieswojo, tak cholernie nieswojo — jakby właśnie na niej siedział. Chociaż fotel wysunięty był skrajnie do tyłu, aby kobieta mogła wygodnie rozprostować nogi, Randolphowi zdawało się, że przestrzeń wokół niego zaczyna się kurczyć, dotykając coraz nachalniej jego ciała. Materiał koszulki na jego plecach zaczął naciągać zimnym potem jak podczas obrzydliwej gorączki.
You are the sweetest melody I never sung... I feel like I know you but you're just a ghost to me.
Dłoń mężczyzny przesunęła się po panelu drzwi, jakby dotykał go pierwszy raz w życiu. Kanadyjczyk nie wiedział, gdzie jest przycisk obniżania szyby, chociaż wielokrotnie mówił matce, jak ma to zrobić. Znał go na pamięć, tak, jak każdą wypukłą żyłę na jej bladej dłoni. Ran, tracisz się... odpływasz. Płaski guzik z połyskującą smugą wydrążoną przez palec zaklikał. Szyba wykonała dwa bardzo nerwowe ruchy w dół, wpuszczając do wnętrza pojazdu świszczący szum. Impet powietrza ostudził nieco rozedrgane myśli, owiewając jego twarz i unosząc kosmyki brązowych włosów. Jedyną metodą, jaką znał i jaka cokolwiek dawała w takich momentach, było zapalenie papierosa. Zajęcie dłoni, ust i czarnego kłębowiska węży, które ślizgały się teraz w jego tchawicy. Odkąd wsiadł do Hondy razem z Chernienkiem, nie odezwał się ani słowem. Podał mu jedynie adres i zamilkł. Odpalając papierosa, pochylił się delikatnie do przodu, zakrywając tańczący ogień dłonią - merde... - wyłuskał z szerokiego zasobu przekleństw, czując, jak włosy pchane przez wiatr wchodziły mu do oczu i przecinały płomień, który starał się uchronić przed zgaśnięciem.
And when I sit beside your shadow somehow it comforts me
Pomimo wirażu boleści, jakie napierały na umysł Randolpha; ten ułamek racjonalności, który trzymał się ostatkiem sił varmusowej świadomości, nie pozwalał zdrapać obecności Rosjanina w samochodzie. Zaciągając się mocno papierosem, bursztyny skierowały się na twarz Chernienka, śledząc linię jego żuchwy, kształt nosa, linię włosów... Był tu, razem z nim. Teraz. Znowu. - Mam atak paniki, Serg. I jakkolwiek to brzmi, wcale nie żartuję. - razem z dymem, który świst rozpędzonego samochodu wyrwał na zewnątrz, wypadły również słowa Varmusa, których sam się po sobie nie spodziewał. - I to nie tak, że to jest spowodowane nami... Gdyby nie ty, teraz, tutaj, byłoby ciężej. Po prostu nie radzę sobie z ogromem gówna, jaki zostawiłem w domu. - Nazywasz swoją matkę gównem, Ran...? Na moment wystawił papierosa za uchylone okno, strzepując z niego popiół, przy okazji orientując się, w jakim miejscu się znajdują. Widząc znajome budynki, jego serce zastygło na moment, myląc Bermuda place z ulicą, na której się wychował... Kiedy jednak zauważył bielący się na tle ciemnego, angielskiego nieba, budynek, w którym aktualnie mieszkał, ponownie, z niebywałą ulgą, nabrał powietrze w skurczone płuca.
@Sergei Chernienko