stajnia Orchard
Awatar użytkownika
7
lat
1
cm
ośrodek jeździecki
Elita

Boksy

Obrazek
Klinika posiada dwie stajnie: jedną z boksami dla maksymalnie 30 pacjentów oraz drugą, izolacyjną, dla koni z chorobami zakaźnymi lub podejrzewanymi o choroby zakaźne. W pierwszej stajni wyznaczono maksymalnie 8 miejsc dla pacjentów w stanie krytycznym wymagających intensywnej opieki i 4 dla klaczy ze źrebiętami, które są oddzielone od reszty szpitala by zapewnić im spokój i zmniejszyć ryzyko zakażenia źrebiąt. Wszystkie boksy są przestronne i bezpieczne, wyposażone w gumowe maty. Boksy są wyściełane trocinami, lecz w razie potrzeby są dostępne również inne ściółki.
Pacjenci są hospitalizowani pod opieką dużego zespołu pielęgniarzy, którzy pracują w systemie zmianowym, aby zapewnić koniom całodobową opiekę. Stajnie są dodatkowo monitorowane.
Mów mi Orchard. Piszę w -. Wątkom +18 mówię -.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Postać Uniwersalna
Awatar użytkownika
0
lat
0
cm
Elita
Droga z parkuru do kliniki na szczęście nie była długa, choć dla obolałego Salvatore mogła być trudna i uciążliwa. Weterynarz, który go prowadził, był już w drodze do stajni, żeby na własne oczy przekonać się w jakim stanie jest ogier.
W klinice okazało się, że kłąb konia jest tkliwy i spuchnięty, co właściwie nikogo nie dziwiło, sądząc po tym, w jakim stanie zastano siodło. Cała terlica była połamana, co pozwalało na wyobrażenie sobie, jak mógł wyglądać wypadek. Wszyscy po cichu zastanawiali się, w jakim stanie jest w takim razie jeździec, skoro nawet z siodła nic nie zostało.... Jeśli chodzi o samego konia, to weterynarz początkowo nie był dobrej myśli, dopóki nie zobaczył, że Salvatore utrzymuje równowagę i nie zatacza się, co byłoby najgorszym możliwym scenariuszem. Pierwszym, co zaordynował, było podanie zwierzęciu leków przeciwbólowych i przeciwzapalnych, bez względu na to, co miało wykazać badanie. Z samych oględzin wynikało jedynie, że kłąb był mocno zbity, ale czy odpowiadało za to uderzenie, czy jakiś głębszy uraz, miało się okazać dopiero po wykonaniu prześwietlenia szyjnego i piersiowego odcinka kręgosłupa, które były najbardziej podatne na urazy podczas takich wypadków. Weterynarz podejrzewał uszkodzenie wyrostków kolczystych kłębu, któryś z nich z dużym prawdopodobieństwem uległ pęknięciu, co przy wszystkim, co mogło spotkać Salvatore po takim upadku, było błahostką. Leki, podobnie jak okład z coldpacków powinny przynieść ogierowi znaczną ulgę. Jedynym, co mogło być dlań bolesne, był sam moment podania leków zastrzykiem, bo poza tym nawet wykonanie zdjęcia było zupełnie bezbolesne. Jeśli zachowanie Salvatore na to pozwalało, to zdjęcie wykonano bez wprowadzania go do stanowiska, które znacznie ograniczało ruch, czy z korzystania z dutki, która skłoniłaby go do grzecznego stania w miejscu. Po wszystkim zaprowadzono konia do boksu, w którym miał pozostać przynajmniej do czasu, aż jego właściciel lub inna upoważniona do tego osoba się skontaktuje. Mógł wreszcie odpocząć i się wyciszyć, mając przy tym nieograniczony dostęp do siana i wody, które nie były przeciwwskazaniem w tym przypadku. Zadbano tylko o to, by nie musiał się schylać do jedzenia, co mogłoby mu sprawiać dyskomfort.

@Salvatore
Mów mi jakkolwiek chcesz. Piszę w dowolny sposób.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wszystko. Pamiętaj o oznaczaniu TW!.
Brak odznak
Awatar użytkownika
10
lat
185
cm
Skoki
Duży Sport
Na całe szczęście klinika znajdowała się przy Orchardzie, więc odchodził im dyskomfort związany z przewozem do weterynarza. Co prawda przejście tych kilkuset metrów z parkuru tutaj dla Salvatore nie było zbyt proste. Nie kulał ani nie zataczał się, ale nawet mimo tego ciężko było mu się poruszać przez ból grzbietu. Miało to jednak swoją zaletę, o ile można było mówić o czymś takim w podobnej sytuacji. Tak jak zwykle ogier nie przepadał za byciem dotykanym, o obecności weterynarza nie wspominając, tak teraz był zbyt osowiały na to. Ból był po prostu na tyle silny, że nie miał siły ani ochoty na walkę z pracownikami kliniki weterynaryjnej. Prawdopodobnie miało to ulec szybkiej zmianie w związku z podanymi przeciwbólowymi lekami, ale przynajmniej na ten moment pozostawał w miarę spokojny, także przy badaniu. To też nie należało do najprzyjemniejszych, bo pewnie przy pierwszej fazie diagnozowania był dotykany po stłuczonym kłębie.
Leki i zimne okłady przynosiły mu ulgę, chociaż dalej był cały zestresowany i spocony, głównie przez fakt, że był tutaj sam. Brakowało mu jakiegoś znajomego człowieka (a w zasadzie znał tylko swojego właściciela oraz stajennych), który mógłby go uspokoić podczas badań, które były równie stresujące dla zwierzęcia. Z tego powodu przy robieniu prześwietlenia był trochę nerwowy, co rusz się rozglądał, wyraźnie czegoś bądź kogoś szukając. Nie był koniem towarzyskim, ale to była sytuacja nadzwyczajna, w której był wrażliwy i podatny na zranienie, a przynajmniej tak mu mówił instynkt. Wykonywanie badań nie powinno trwać długo, bo mimo wszystko siwy był w miarę współpracujący. Mógł więc trafić do swojego nowego boksu, w którym także nie czuł się zbyt dobrze. Wszystkie zapachy były dla niego nowe, przez co był dość mocno zagubiony. Gdyby Oliver go w takim stanie zobaczył, to pewnie nie uwierzyłby, że to Salvatore i że podmienili go, bowiem ogier nigdy nie zachowywał się w podobny sposób. Nie trafiała mu się jeszcze żadna poważna kontuzja i chociaż daleko mu było do bycia przestraszonym, to zdecydowanie wolałby znaleźć się w swoim własnym boksie.
Pozostawiony sam sobie nie miał ochoty na jedzenie czy picie, za czym stało także działanie przeciwbólowych leków. Nie wyglądał nawet na korytarz czy zaczepiał sąsiadów, a jedynie stanął zwrócony zadem do wejścia, niemalże nieruchomo, jakby wciąż obawiał się, że jakiś ruch sprawi mu ból.

@Postać Uniwersalna
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: -.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Dla użytkownika

Oliver Pelerieux
Awatar użytkownika
32
lat
186
cm
zawodnik skoków przez przeszkody
Uznana Klasa Średnia

Minęły niecałe dwa tygodnie odkąd trafiłem do szpitala. Miałem wyjść wcześniej, ale jednak przypałętała się drobna infekcja, którą szczęśliwie udało się szybko zwalczyć antybiotykami. Gdyby nie to, miałbym szansę spędzić tam jeszcze dobry miesiąc, więc byłem szczerze wdzięczny losowi, że mnie to ominęło. Wreszcie mogłem wyjść, ale oczywiście nie mogło obyć się bez problemów. Moja mama, która miała przylecieć z tej okazji z Belgii i pomóc mi w najbliższym czasie, utknęła na lotnisku. Odwołano jej lot, więc najwcześniej mogła przylecieć dopiero jutro, a ani wypis, ani ja nie mogliśmy czekać dłużej. Postanowiłem więc po raz kolejny skorzystać z życzliwości Hayley i to ją poprosiłem o pomoc w opuszczeniu szpitala i dotarcia do domu. Mogłem też wziąć taksówkę i jakoś poradzić sobie samemu, ale pomyślałem, że Hayley na pewno da się namówić na to, żebyśmy po drodze odwiedzili stajnię. Nie wystarczały mi informacje z drugiej ręki i zdjęcia - chciałem zobaczyć Salvę na własne oczy. Powinien się czuć już całkiem dobrze. Mógł już wrócić do swojej stajni, co było dodatkową motywacją do tego, by pojawić się dziś w klinice. Chciałem uregulować rachunki i wszystkiego się dowiedzieć. Ogier nie potrzebował już zastrzyków przeciwzapalnych, również ilość leków przeciwbólowych mogła zostać ograniczona, jeśli oczywiście jego stan na to pozwalał. Wciąż miał chodzić tylko na spacery w ręku, ale już lada moment mógł wyjść na kwaterę i kursując codziennie między nią, a swoim boksem, dochodzić do zdrowia przez kolejne trzy tygodnie, bo łącznie tyle powinien zająć pełen zrost kości. Zdecydowanie miał więcej szczęścia niż ja pod tym względem.

Nie byłem w kondycji na długie wycieczki, ale ze wszystkich sił starałem się nie dać niczego po sobie poznać. Dojście od auta do stajni okazało się niemałym wyzwaniem, głównie dlatego, że wciąż nie zregenerowałem sił i po dłuższym czasie na nogach zwyczajnie zaczynało mi się kręcić w głowie. Ból był sprawą drugorzędną, choć praktycznie nie dawał o sobie zapomnieć. Mimo to czułem się pewnie wchodząc do wnętrza budynku, jakbym co najmniej wrócił zwycięsko z jakiejś bitwy. Podszedłem z Hayley do boksu, który był zajęty przez siwka i objąłem konia wzrokiem, czując dziwną mieszaninę ulgi i zmartwienia.
- To właśnie sprawca tego całego zamieszania - przedstawiłem Hayley swojego przyjaciela, nie wiedząc, czy nie poznała go przypadkiem wcześniej, gdy w moim imieniu dowiadywała się o jego stanie zdrowia. Od razu zechciałem otworzyć boks i wejść do środka, ale okazało się, że zwolnienie blokady drzwi i rozsunięcie się ich chwilowo nie leżało w zasięgu moich możliwości. Czy może inaczej, wywołało ból, przez który zrobiło mi się ciemno przed oczami. Postawiłem jednak na swoim, zdradzając dyskomfort jedynie mimiką i rozsunąłem lekko drzwi boksu, żeby się przywitać z Salvą, jeśli miał ochotę podejść. Nie spodziewałem się jednak żadnej dziwnej, nieobliczalnej reakcji z jego strony.


@Hayley Wright @Salvatore
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 312087 lub Discorda Joy#9747. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Hayley Wright
Awatar użytkownika
28
lat
168
cm
luzak
Nowi Zasobni Pracownicy
Konieczność jazdy samochodem zawsze była dla niej bardzo stresująca, ale po raz kolejny złamała dane sobie słowo i wsiadła za kierownicę. Przez całą drogę starała się zachować maksymalne skupienie, prawie się nie odzywała i wyraźnie ciężko przychodziło jej dzielenie uwagi na Olivera oraz wszystko to, co działo się na drodze. Ostatecznie kilka razy przypadkiem zahamowała za mocno, co znów przyprawiło ją o kolejne pokłady wyrzutów sumienia, a później przeprosiła mając nadzieję, że nie bolało go to tak mocno jak przypuszczała. Nigdy nie była zbyt dobrym kierowcą, w czym przeszkadzał przede wszystkim ogromny stres, który czuła za kółkiem. Nawet teraz, po dotarciu do bram stajni trzymały ją niepotrzebne, utrudniające wszystko emocje, ale starała się skupić w tym wszystkim na Oliverze. Z całą pewnością każdy ruch sprawiał mu trudność, tym bardziej że czasem odnosiła wrażenie jakby miał przewrócić się na pierwszej napotkanej nierówności. Nisko podnosił nogi, czasami nieświadomie zwalniał, najprawdopodobniej wtedy, kiedy zaczynało kręcić mu się w głowie. Przez chwilę pomyślała, że powinna wziąć go pod ramię aby uniknąć ewentualnych konsekwencji upadku, jednak zabrakło jej śmiałości. Nigdy nie byli sobie bliscy, a przecież taki ruch zazwyczaj rezerwowano dla kochających się par lub pielęgniarek. Hayley nie była ani jednym ani drugim i zdecydowanie nie chciała stawiać Olivera przed koniecznością zmierzenia się ze swoimi słabościami. Miała wrażenie, że próbuje poradzić sobie sam, dlatego zrównała z nim krok asekurując go samą swoją obecnością. Gdyby miał upaść, w każdej chwili miałby się czegoś złapać.
- Jest większy niż go zapamiętałam – Uśmiechnęła się delikatnie, znów walcząc z własnymi odruchami. Początkowo miała ochotę podejść i mu pomóc, ale nie wiedziała jak zostałoby to odebrane. W końcu jednak zbliżyła się na tyle, na ile mogła i delikatnie wyciągnęła dłoń w stronę siwka przez cały ten czas starając się badać jego zachowanie. Jeśli kulił uszy i nie życzył sobie dotyku obcego człowieka, uszanowała to i cofnęła rękę. Jeśli nie, pogłaskała go delikatnie po ganaszu. Jego też pewnie bolało, a nieobecność właściciela w obcym miejscu musiała być wyjątkowo stresująca.
- Mam pójść po weterynarza? Pewnie chcesz z nim porozmawiać – Zaproponowała grzecznie. Nie była pewna czy powinna zostawiać Oliego sam na sam z Salvatore, ale rozumiała na czym polegała więź pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. Czasami taka samotność była potrzebna dla budowania, naprawiania albo odnawiania relacji nawet jeśli miała trwać zaledwie krótką chwilę. Jej obecność mogła rozpraszać albo wręcz stresować ogiera, choć z drugiej strony wszystkie okoliczności były wyjątkowo niesprzyjające.
@Oliver Pelerieux @Salvatore
Mów mi Imionami lub ksywkami moich postaci. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Awatar użytkownika
10
lat
185
cm
Skoki
Duży Sport
Z każdym kolejnym dniem Salvatore dochodził do siebie. Jego okres leczenia był znacznie skrócony w porównaniu z losem jego właściciela. Czuł się lepiej nie tylko fizycznie, ale również mentalnie, choć te dwa samopoczucia były mocno od siebie zależne, w szczególności w przypadku zwierząt, dla których jedynym zmartwieniem był brak pełni sił. Także fakt, że nie musiał być już tak często kłuty i faszerowany lekami, miał na niego dobry wpływ. Wciąż nie odzyskał jeszcze wszystkich sił i energii, ale mimo to było widać dużą poprawę w jego zachowaniu. Co prawda trochę dokuczała mu samotność, bo poza weterynarzem i stajennymi nie mógł liczyć na nikogo innego dopóki Oliver leżał w szpitalu. Największą różnicę mógł odczuć, kiedy lekarz zezwolił na pierwsze spacery w ręku - zamknięcie w czterech ścianach boksu zdecydowanie nie miało dobrego wpływu na Salvę, który potrzebował dużo ruchu, by czuć się komfortowo. Najpewniej odpowiedzialni za to pracownicy nie byli zachwyceni z tego powodu, ale na ich szczęście siwy nie dawał im aż tak odczuć swojej jurności, bo nadal był stosunkowo obolały.
Zupełnie nieświadomy z dzisiejszych odwiedzin, zajęty był skubaniem siana. Wraz ze zdrowiem wracał też apetyt, co było najlepszym objawem tego, że wszystko zmierzało w dobrą stronę. Był zwrócony zadem do korytarza, niespecjalnie zainteresowany tym, co się tam działo. W klinice nie stało wiele koni, co odejmowało mu kolejną rozrywkę. Zapewne jeśli nikt mu nie dostarczył jakiejś lizawki czy innej zabawki, szybko miał się nabawić jakichś narowów czy nałogów. Dopiero kiedy dosłyszał znajomy głos, cofnął jedno ucho i za chwilę obejrzał się do tyłu. Mieląc jeszcze siano w pysku, spokojnym, ostrożnym krokiem odwrócił się w stronę Olivera, którego od razu rozpoznał. Mógł się trochę zdziwić, widząc ten spokój w zachowaniu ogiera, który wciąż uważał na to, co robił, jakby w obawie przed bólem, który jeszcze się czasami odzywał. Na Hayley nie zwrócił większej uwagi, dając się pogłaskać, chociaż nigdy bardzo za tym nie przepadał. Pobyt w klinice mimo wszystko zmusił go do akceptacji obecności obcych, do których również nigdy nie lgnął.
Widząc, jak Oliver otwiera drzwi boksu, cofnął się o pół kroku i zrobił mu trochę miejsca. Nie zamierzał się rzucać na niego z zębami ani wylewnie okazywać swojej miłości bądź żali za swoje grzechy, chociaż było widać, że ucieszył się z wizyty kogoś znanego sobie. Nie lubił nowości, więc znajoma twarz była miłą odmianą. Wysunął w jego stronę pysk, nastawiając uszy na sztorc i wdychając jego zapach przez rozdarte nozdrza.

@Oliver Pelerieux @Hayley Wright
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: -.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Dla użytkownika

Oliver Pelerieux
Awatar użytkownika
32
lat
186
cm
zawodnik skoków przez przeszkody
Uznana Klasa Średnia
Stresu, jaki towarzyszył Hayley za kierownicą, nie dało się nie zauważyć, a mimo to nie odniosłem się do tego ani słowem. Przede wszystkim byłoby to niemiłe w momencie, w którym mi pomagała - choć wcale nie musiała - a po drugie sam nie siadałem za kierownicą osobówki już od paru lat, z wyboru, jak przynajmniej tłumaczyłem swój brak finansów na auto i jego utrzymanie. Na pewno nie byłem więc odpowiednią osobą do zwracania jej uwagi, choć ostrożniejsza jazda na pewno oszczędziłaby mi trochę bólu.
- Z boku nie rzuca się to aż tak w oczy - przyznałem jej rację, spoglądając po siwku jakbym poddawał go ocenie. Nie mogłem powiedzieć złego słowa - wyglądał naprawdę dobrze jak na to, że od paru tygodni nic nie robił i miał za sobą dość poważny wypadek. Ten widok dodawał mi trochę nadziei na to, że jeszcze wszystko się ułoży, ale zapominałem w tym o sobie samym. Mnie dojście do tego stanu miało zająć jeszcze wiele tygodni, jeśli nie miesięcy.
Jeszcze póki Hayley była z nami w boksie, pogłaskałem ogiera po głowie. Mógł mu przeszkadzać mój zapach, wciąż był przesiąknięty szpitalem, ale mimo to przebijała się w nim znajoma nuta.
- Tak, poproszę - odpowiedziałem, przenosząc wzrok na Hayley. Chciałem to szybko załatwić, marząc już tylko o powrocie do domu, choć gdybym tylko czuł się odrobinę lepiej, to na pewno chciałbym zostać dłużej w stajni. Gdy kobieta wyszła z boksu, znowu skupiłem uwagę na Salvie.
- Stęskniłem się za tobą, łobuzie - wymruczałem, stając tuż obok i wsuwając dłoń pod jego czarną, krótko ściętą grzywę, pod którą zacząłem go delikatnie drapać, robiąc to trochę dla niego, a trochę w ramach autoterapii. Nie miałem do niego żalu, ani nawet nie czułem się zagrożony, choć teraz bardziej niż kiedykolwiek byłem świadom tego, że z łatwością mógł mi zrobić krzywdę.
- Wrócisz dziś do domu i wszystko znowu będzie normalnie - dodałem, nieświadomie mówiąc mu to, co sam chciałbym teraz od kogoś usłyszeć. Problem w tym, że w moim przypadku nie byłoby to prawdą.
Gdy Hayley wróciła w towarzystwie weterynarza, przywitałem się, parę pierwszych minut spędzając na nic nie znaczącej rozmowie. Dobrze się znaliśmy, więc mały small talk przy okazji spotkania był w zupełności na miejscu, tym bardziej, że wiele się ostatnio wydarzyło. Starałem się jednak nie przeciągać, nie chcąc, by Hayley traciła swój czas i wkrótce zmieniłem temat na stan Salvy, którego cały czas głaskałem po szyi, jeśli nie odszedł w głąb boksu na widok weterynarza, choć z jego ręki praktycznie nie spotkało go tu nic nieprzyjemnego - wszystkim zajmowali się asystenci i technicy.
- Dasz radę zaprowadzić go do stajni, Hay? - Zapytałem, nie wiedząc, czy prosić jeszcze o taką przysługę, czy jednak poradzimy sobie sami, przy okazji zapewniając siwkowi krótki spacer, którego nie zdążył jeszcze dziś odbyć w ramach rehabilitacji. Mógłbym to zrobić sam, ale resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mi, że nie byłoby to zbyt odpowiedzialne. Nie spodziewałem się, żeby Salvatore miał sprawiać problemy - w przeciwnym razie na pewno nie narażałbym Hayley - ale lepiej dmuchać na zimne. W takim stanie nie dałbym rady go utrzymać.

@Salvatore @Hayley Wright
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 312087 lub Discorda Joy#9747. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Hayley Wright
Awatar użytkownika
28
lat
168
cm
luzak
Nowi Zasobni Pracownicy
Starała się nie poddawać ocenie milczenia Olivera, przez cały ten czas próbując uspokoić głowę myślami o wracającym do zdrowia Salvatore. Nie do końca wiedziała czego może po nim spodziewać, zwłaszcza kiedy stanęła obok i uświadomiła sobie jak potężnym był zwierzęciem. Pewnie gdyby kiedykolwiek przyszło jej dosiąść grzbietu tak masywnego konia, miałaby problem z siłą którą dysponował nawet jeśli nie zawsze chciałby jej użyć przeciwko Hayley. Czasem wystarczyło zwykłe zdarzenie losowe, po którym zwierzę zerwałoby się do niekontrolowanego galopu. Już teraz miewała problem z dużo drobniejszymi końmi, ale próbowała myśleć, że częstsze wizyty na siłowni rozwiążą te problemy. Na szczęście nie zdarzało się to nagminnie.
- Raczej nie. Poza tym robi inne wrażenie kiedy na nim siedzisz – Dodała, przez krótką chwilę gładząc łeb zwierzęcia koniuszkami palców, a później zgodnie z oczekiwaniami, poszła po weterynarza i przyprowadziła go na miejsce. Starając się nie rzucać w oczy nie podeszła już tak blisko jak wcześniej, odwracając swoją uwagę innymi końmi w klinice. Nie chciała ingerować w prywatną rozmowę pomiędzy mężczyznami, tym bardziej że dołowienie chwilę później temat zaczął dotyczyć finansów. Przez moment miała ochotę dowiedzieć się czegoś więcej i udając, że nie widzi problemu po prostu pojawić się obok, ale zwalczyła ciekawość. To nie byłoby w porządku wobec samego Olivera, choć z mimiki dało się wyczytać naprawdę dużo. Koszty musiały być dotkliwe.
- Chyba tak... – Podniosła wzrok dopiero kiedy została zaczepiona i wciągnięta do rozmowy. Podeszła trochę bliżej, a później jeszcze raz spojrzała na Siwego. Nie była pewna czego powinna się po nim spodziewać, ale Oliver raczej nie prosiłby o przysługę gdyby miała okazać się niebezpieczna. Poza tym Salva wciąż był obolały, co wykluczało nagłe zrywy czy próby wykorzystania swojej siły.
- Na ogłowiu? – Dopytała, bo raczej w ten sposób prowadzono tu większość ogierów. Mało który był na tyle spokojny żeby ryzykować ubraniem kantara, a trawa o tej porze roku nie była na tyle wysoka żeby myśleć o dokarmianiu swoich podopiecznych na spacerach. W związku z tym chwilę później jeden z asystentów, na prośbę lekarza, przyniósł jej potrzebny sprzęt. Chwyciła go pewnie, cmoknęła kilkakrotnie żeby zwrócić na siebie uwagę Siwka, a później sprawnie wsunęła wędzidło do pyska ogiera. Jej ruchy były szybkie ale bardzo precyzyjne, jakby nauczona doświadczeniami z Greyem, nie chciała tracić ani chwili spokoju, który oferował jej Salva.
@Salvatore @Oliver Pelerieux
Mów mi Imionami lub ksywkami moich postaci. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Awatar użytkownika
10
lat
185
cm
Skoki
Duży Sport
Zupełnie nieświadomy, że go właśnie chamsko obgadują, bardziej interesując się samą obecnością Olivera. Po takiej rozłące Salvatore był miły jak nigdy, co mężczyzna pewnie szybko zauważył nawet jeśli ogier nie był specjalnie wylewny w swojej tęsknocie. Na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że siwy nie był specjalnym fanem głaskania i innych czułości, ale dzisiaj pozwalał na to nawet obcej sobie Hayley. Za sprawą jej obecności wciąż był odrobinę spięty, choć najpewniej to wizyta fizjoterapeuty zrobiłaby mu najlepiej, bo to napięcie miało się go trzymać jeszcze dłuższy czas.
Niewiele się jednak zmieniło w jego mowie ciała, gdy został sam z Oliverem. Jedynie trącił jego dłoń nosem delikatnie, trochę jakby oczekując jakichś smakołyków, a trochę jakby zdawał sobie sprawę z tego, jaki los mu zrządził... Jak wszystkie zwierzęta dobrze wyczuwał cudze emocje i widział po nim, że coś jest nie tak, co choć trochę usprawiedliwiało jego łagodne nastawienie - podobnie jak to, że wciąż był pod działaniem leków przeciwbólowych, choć w dużo mniejszych dawkach niż świeżo po wypadku. Gdy tylko mężczyzna zaczął go drapać pod grzywą, poruszył ledwie widocznie górną wargą, wyginając się w szyi i również lekko zaczepiając go. Daleki był od łapania czegokolwiek w zęby, nigdy zresztą nie miał w nawyku podgryzania czy gryzienia, więc nie powinien się czuć tym zagrożony. Spróbował przy tym otrzeć się lekko o jego plecy, nieświadom stanu zdrowia Oliego, ale najprawdopodobniej odgoniony dał sobie spokój. Szybko zresztą znowu odczuł uraz kłębu i się wyprostował, ale zamiast tego uniósł głowę na tyle, na ile był w stanie, z nastawionymi na sztorc uszami. Dostrzegł bowiem weterynarza z Hayley, chociaż nie zaczął odwalać z tego powodu, jak to czasami miał w zwyczaju. Podczas gdy oni zajęli się rozmową, Salvatore trochę stracił zainteresowanie i odwrócił się do siatki z sianem, z której wydłubał jakieś pojedyncze źdźbła.
Nie dane mu było się nawet najeść, bo zaraz blondynka podeszła do niego. W pierwszym odruchu na chwilę skulił uszy, bo nie spodobało mu się to, że nagle tyle osób znalazło się w jego boksie, w którym czuł się już na tyle komfortowo, by nie chcieć tutaj żadnych niepotrzebnych gości. W pierwszym odruchu też zadarł lekko łeb, utrudniając założenie ogłowia na głowę, ale po chwili bawienia się w żyrafę odpuścił sobie tę zabawę i pozwolił Wright zrobić swoje. Przeżuł parę razy wędzidło w pysku, podczas gdy ona dopinała paski.

@Oliver Pelerieux @Hayley Wright
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: -.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Dla użytkownika

Oliver Pelerieux
Awatar użytkownika
32
lat
186
cm
zawodnik skoków przez przeszkody
Uznana Klasa Średnia
Uśmiechnąłem się pod nosem widząc, ile przyjemności sprawia siwemu zwykłe drapanie. Widziałem zmiany w jego zachowaniu, ale nawet przez chwilę nie pomyślałem, że mogłyby być trwałe. Właściwie to wcale nie wybiegałem myślami w przyszłość - ostatnie wydarzenia tak mocno i dobitnie osadziły mnie w teraźniejszości, że to wokół niej koncentrowała się cała moja uwaga.
Pchnięty przez konia w plecy mimowolnie zesztywniałem i zacisnąłem zęby. Bez słowa odsunąłem jego głowę i po prostu zacząłem bardziej uważać na jego ruchy, żeby sytuacja się nie powtórzyła.
- Nie powinien sprawiać kłopotów - dodałem uspokajająco, widząc, że Hayley raczej niepewnie odniosła się do tego pomysłu. Salvatore wcale nie był taki zły i chociaż mój obecny stan zdawał się temu zaprzeczać, to wciąż byłem zdania, że nie jest to skrajnie niebezpieczny koń. W odpowiedzi na jej kolejne pytanie skinąłem tylko głową, także nie widząc innej opcji. Nawet jeśli siwy miał teraz obcięte żarcie, to prawdopodobnie i tak roznosiła go energia, skoro z każdym dniem czuł się coraz lepiej. Spacer na otwartej przestrzeni mógł się okazać więc dla niego zbyt dużą pokusą, żeby móc prowadzić go na kantarze, choć w jego przypadku ten wariant i tak nie wchodził nigdy w grę. Nie miałem wątpliwości, że gdyby chciał gdzieś pójść, to po prostu by to zrobił, więc tylko wędzidłem można było mu przemówić do rozsądku.
Stałem z boku, gdy Hayley próbowała założyć ogierowi ogłowie. Choć nie poszło jej to zupełnie bezproblemowo, to nie wtrącałem się, nie mając z tym żadnego kłopotu. Wiedziałem, że Salva był nieufny względem obcych osób, stąd zupełnie nie dziwiło mnie jego zachowanie. Gdy kobieta zapięła wszystkie paski, podałem jej lonżę i wyszedłem na korytarz, by mogła do mnie dołączyć wraz z koniem.
Zamieniłem parę ostatnich słów z weterynarzem, a potem skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Postanowiłem iść obok Hayley, tak, żeby nie przeszkadzać jej w prowadzeniu konia ani nie zostać przez niego przypadkowo potrąconym, gdyby nagle postanowił wykonać jakiś gwałtowny ruch.
- Czasem się zastanawiam po co był mi własny koń - zacząłem, najwyraźniej zamierzając poruszyć temat, który ją zaciekawił, a do czego obawiała się przyznać. - Dziwnym trafem innym koniom nigdy nic się nie dzieje, a on zaczął z przytupem.... - dodałem, spoglądając na siwka, który zapewne był podekscytowany wyjściem na dwór. - Na szczęście weterynarz mówi, że nie będzie po tym śladu i nie wpłynie to na moje plany - dodałem, z tego ciesząc się najbardziej. Ta informacja osłodziła nawet wysoki rachunek z kliniki, choć oczywiście wolałbym, żeby nigdy do tego nie doszło.

@Hayley Wright
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 312087 lub Discorda Joy#9747. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Hayley Wright
Awatar użytkownika
28
lat
168
cm
luzak
Nowi Zasobni Pracownicy
Musiała wspiąć się na palce kiedy Salva zadarł głowę, ale nawet wtedy okazała się zdecydowanie za niska żeby założyć mu ogłowie. Miała wrażenie, że brakuje jej rąk i chyba nawet przez chwilę zrobiło jej się z tego powodu głupio.
- Nie no, serio? – szepnęła cicho, nie adresując swojej dezaprobaty w żadnym konkretnym kierunku. Przeciwnie. Zrobiła dokładnie to, co miała w nawyku, a więc stojąc w pełnej gotowości do działania, pogłaskała ogiera gdzieś w okolicach grzbietu nosa. Czując delikatny nacisk w tej okolicy, większość koni opuszczała głowę, co dawało jej możliwość włożenia wędzidła do pyska. Jak się wkrótce miało okazać, Salva, mimo swojej niechęci do pieszczot postąpił w podobny sposób. Być może właśnie tak próbował uniknąć dotyku, ale dla Blondynki najważniejsze było osiągnięcie celu. Z całą resztą uwinęła się zaskakująco szybko, dzięki czemu wkrótce we troje znaleźli się na korytarzu. Przez ten czas Hayley starała się zachowywać czujność, prowadząc ogiera na wyprostowanej ręce i nie dopuszczać do zachowań, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu zarówno jej i Oliego, jak i samego Siwka.
- Chyba nie jesteś jedyny, który w tym miejscu zadaje sobie to pytanie – posłała mu delikatny uśmiech, ale za chwilę spoważniała. To nie był odpowiedni temat do żartów i nawet nie starała się narzucać mu takiego tonu rozmowy.
- Jest bardzo źle z tymi kosztami? – Zmarszczyła lekko brwi, intensywnie myśląc czy w razie konieczności mogłaby mu jakoś pomóc. Przez chwilę nawet jej uwaga skoncentrowała się na osobistym koncie oszczędnościowym, które założyła z myślą o ewentualnym leczeniu Argent lub Rubensa, ale już dawno obiecała sobie, że nie ruszy tych pieniędzy w żadnym innym przypadku. A jednak, mimo wszystko, nie potrafiła utrzymać tego stanowiska w rozmowie z Oliwerem kiedy myślała o jego położeniu. Zupełnie nagle, na przynajmniej kilka najbliższych miesięcy, stracił pracę i ciężko jej było pozostać na to obojętną.
- A... co z tobą? – Przed zadaniem tego pytania poważnie się zawahała, ale chyba mogli porozmawiać szczerze. Wcześniej jakoś nie poruszali tematu powrotu do jeździectwa i dokładnych szczegółów stanu zdrowia Oliwera, przez co trudno jej było jakkolwiek ocenić jego szansę powrotu do pełnej sprawności.
@Salvatore @Oliver Pelerieux
Mów mi Imionami lub ksywkami moich postaci. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Awatar użytkownika
10
lat
185
cm
Skoki
Duży Sport
Raczej nie był typem żartownisia, ale kiedy już sobie coś ubzdurał, to ciężko było go od tego odciągnąć. Stąd też dłuższą chwilę zadzierał łeb, uniemożliwiając Hayley założenie ogłowia. Gdy tylko się do niego odezwała, wywinął górną wargę, najwyraźniej świetnie sobie zdając sprawę z tej sytuacji i że bycie takim wrzodem na dupie w tym momencie sprawiało mu wielką satysfakcję. Nie było to groźne zachowanie z jego strony, może co najwyżej irytujące na dłuższą metę, ale ostatecznie poddał się jej woli.
Wyjście na korytarz w jego przypadku zawsze było tym najtrudniejszym, bo dopiero wtedy budził się w nim prawdziwy ogier. Tuż po przekroczeniu progu swojego boksu zarżał donośnie, mimo że w stajni prawdopodobnie było tylko kilka innych koni, o ile w ogóle jakiekolwiek. Był jednak typem hałaśliwca, który musiał o sobie dawać znak za każdym razem, gdy wychodził. Bo to on wychodził, a nie inne konie, to jego tyczył ten zaszczyt. Raczej nie ucieszyło to biednej Wright, choć i tak w pewien sposób traktował ją ulgowo. Krocząc u jej boku, oddychał głośno przez rozszerzone szeroko nozdrza, nie mogąc wytrzymać z ekscytacji, która go objęła. Prawie całą drogę ze stajni caplował, ogon niosąc wysoko u nasady i podskubując się po piersi przez emocje. Skoro wyprowadzał go ktoś inny niż pracownik kliniki, to musiał w tym być jakiś większy cel, a to już był powód, przez który tracił głowę.
Mimo wszystko nie zależało mu na wyciąganiu kobiety w przód i chociaż dreptał jak zawodowy ujeżdżeniowiec, to nie wyprzedzał jej zanadto i zachowywał chociaż trochę zdrowego rozsądku, zaskakując tym pewnie samego Olivera, który najbardziej był narażony na szaleństwa Salvatore.

@Oliver Pelerieux @Hayley Wright
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 49825838 lub Discorda alek#7308. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: -.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Dla użytkownika

Oliver Pelerieux
Awatar użytkownika
32
lat
186
cm
zawodnik skoków przez przeszkody
Uznana Klasa Średnia
Powiedziałem Hayley wprost ile wyniosło leczenie i pobyt ogiera w klinice. Nie były to olbrzymie koszty, ale w obliczu tego, że przez kolejne miesiące miałem być odcięty od możliwości zarobku, rachunek był dla mnie dość dotkliwy. Na szczęście mogłem liczyć na wsparcie rodziny, więc nie musiałem obawiać się o swój los w przeciągu paru kolejnych miesięcy. Miałem też swoje oszczędności, wykonując taki zawód, musiałem przecież się liczyć z tym, że któregoś dnia może mnie spotkać coś takiego.
- Mi to zajmie trochę więcej czasu - udzieliłem jej ostrożnej, nieco wymijającej odpowiedzi. Tak naprawdę niczego nie mogłem być pewien. Lekarze mówili, że powrót do pełnej sprawności może zająć od kilku miesięcy do roku. Nie chciałem tego słuchać. O ile zaleceń weterynarza zawsze pilnie słuchałem, tak własnych nie brałem sobie zbytnio do serca. - Ale na pewno się uda. Za cztery miesiące chciałbym wsiąść pierwszy raz, wtedy się okaże co dalej - dodałem, później jeszcze trochę bardziej wdrażając Hayley w swój stan zdrowia. Zespolone śrubami i płytkami żebra miały się zrosnąć już w ciągu sześciu tygodni, wyzwaniem natomiast mogło się okazać odzyskanie mobilności i wyeliminowanie bólu, które mogły mi poważnie przeszkadzać w jeździe, zwłaszcza w trakcie skoków.
- Czuje się lepiej niż się spodziewałem - skomentowałem zachowanie siwka, który niemal wychodził z siebie. Roznosiła go energia, ale się pilnował, co od razu rzuciło mi się w oczy. Cieszył mnie ten stukot kopyt i błysk w oczach Salvy, choć jednocześnie trochę napawał niepokojem. - Kolejne tygodnie będą ciężkie... Nie mam pojęcia jak go wtedy przekonam do grzecznego stępowania - chociaż był to poważny problem, mój tonu głosu wciąż brzmiał dosyć lekko. Zdecydowanie wolałem mieć takie problemy niż zastanawianie się czy koń kiedykolwiek wróci do zdrowia.
- Niestety z treningami będzie musiał na mnie poczekać, bo raczej nie znajdę żadnego ochotnika - dodałem, nieznacznie się odsuwając, żeby na pewno nie zostać potrąconym przez konia, który wciąż się popisywał. Na pewno miała się za nim teraz ciągnąć zła fama, choć wiedziałem, że to był tylko nieszczęśliwy wypadek. W tej sytuacji nie było dobrych rozwiązań, ale też nie miałem zbyt wielkiego wyboru.

@Hayley Wright @Salvatore
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 312087 lub Discorda Joy#9747. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Awatar użytkownika
12
lat
174
cm
Skoki
Mały Sport & Rekreacja
Pomysł zaźrebienia Devocatis od początku przysparzał wielu problemów, a jak miało się wkrótce okazać, koniec również nie miał być ich pozbawiony. Klacz latami zmagała się z hormonalnymi problemami i gdy odstawiono jej hormony wygaszające ruję, stała się jeszcze bardziej nie do życia niż zwykle. Co gorsze, okazało się, że wcale nie zamierzała tak łatwo zajść w ciążę i inseminacja, choć wykonana wydawałoby się w idealnym momencie, nie powiodła się, odkładając plany na kolejną ruję. Tym razem padł pomysł, żeby wykorzystać jednego ze skokowych ogierów z Orcharda. Wybór padł na Salvatore, bo choć razem tworzyli delikatnie mówiąc wybuchową mieszankę, to mogli dać obiecującego źrebaka. Parę dni codziennych "randek" (jako że Devo okazała się, nazwijmy to, wymagającą kochanką) przyniosło oczekiwany efekt - ciąża klaczy została potwierdzona. Kolejne badania, mające na celu potwierdzenie, że zarodek rozwija się prawidłowo i jest pojedynczy, również przeszła pomyślnie. Mogłoby się wydawać, że w takim razie już wszystko pójdzie z górki, ale problem polegał na tym, że wcale tak nie było... Rzadko, bo rzadko, ale zdarzało się, że podczas kontrolnego USG weterynarze przeoczali ciążę bliźniaczą. Tak też było w przypadku Devo - zarodki nałożyły się na siebie na obrazie i nawet ciężko było tu szukać winnego. Wszyscy więc byli nieświadomymi świadkami tego, jak w brzuchu skarogniadej rośnie nie jeden, a dwa źrebaki, które nie były dla niej zbytnio łaskawe. Niby była spokojniejsza i jakby szczęśliwa, ale w momentach, kiedy maluchy się wierciły i kopały, zwłaszcza pod koniec ciąży, Devocatis nie pozostawała dłużna i wściekła podrzucała zadem lub kopała w powietrze. W końcu jednak miała tak duży brzuch, że nie miała już ochoty na nic, ale i to za specjalnie nie wzbudzało podejrzeń. W końcu zarówno ona, jak i Salvatore byli dużymi końmi, więc wszyscy się po prostu spodziewali, że źrebak będzie bardzo duży...
W okolicach terminu rozwiązania Devo została przeniesiona do porodowego boksu, który mieścił się w klinice. Tam była czujnie monitorowana przez całą dobę, więc pierwsze oznaki nadchodzącego porodu zostały natychmiast wychwycone. I dobrze, bo sama by sobie chyba nie poradziła.
Początek przebiegał w miarę normalnie, mimo ogólnej nerwowości Devo, która nie była zadowolona z obecności ludzi. Źrebię przyszło na świat bez większych przeszkód i był to piękny, całkiem sporych rozmiarów ogierek. Nikt z obecnych jednak się nie cieszył, bo szybko zauważono, że coś jest mocno nie tak... A tym odejściem od normy okazało się drugie źrebię w drodze, czego nikt się nie spodziewał. To właśnie ono przysporzyło tylu kłopotów, bo nie dość, że było niefortunnie ułożone, to jeszcze klacz nie miała już za bardzo siły. Nie wchodząc w szczegóły, nie był to gładki i szybki poród, ale w końcu udało się wydobyć także drugie maleństwo, które okazało się klaczką. Sytuacja wciąż pozostawała niepewna, bo zarówno Devo źle to wszystko zniosła, jak i klaczka była niemrawa w porównaniu do swojego brata.

Na szczęście już drugiego dnia przyszłość prezentowała się optymistyczniej, bo oba źrebaki jadły i samodzielnie wstawały, a Devo całkiem dobrze spełniała się w roli matki, choć wciąż była wymęczona i obalała. Mimo to troskliwie pielęgnowała oba brzdące i bardzo na nie uważała, niestety dość wrogo reagując na każdego, kto próbował się dostać do jej dzieci.

@Diabalou @Diablotine
Mów mi Devo lub Kurewna. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Szukam kaskaderów i samobójców =).
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
krew, pot i łzy na treningach
.

Podstawowe

Osobowość

Odpowiedz