Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Saltdean Beach
dzika plaża

Obrazek
Kamienista plaża Saltdean nie nadaje się do całodziennego opalania na kocyku ani moczenia stóp w ciepłej wodzie, ale jest świetnym miejscem na wieczorny spacer lub odkrywanie tajemnic morskiego świata, bowiem podczas odpływów wiele basenów skalnych zostaje odkrytych, dając świetną okazję do poszukiwania okazów fauny i flory typowej dla podwodnego ekosystemu.
W sezonie wakacyjnym można tu uczyć się nurkowania, surfingu, kajakarstwa i żeglarstwa.
Na pobliskiej promenadzie napijesz się pysznej kawy i zjesz jedyne w swoim rodzaju tęczowe lody.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Lęk przed morskimi głębinami, z którym Harper mierzyła się odkąd tylko pamiętała, powinien sugerować, że dziewczyna będzie trzymać się z dala od linii brzegowej. Nic bardziej mylnego - albo od wieku nastoletniego wierzyła, że jest na tyle silna aby stawiać czoła swoim irracjonalnym obawom... albo już od wtedy miała jakieś skłonności do męczenia samej siebie. Jedno było pewne: regularnie wracała w pewną konkretną lokalizację oddaloną nieco Eastbourne, kiedy potrzebowała bardziej radykalnej formy odcięcia się od nękających ją myśli, zapomnienia o swoich codziennych troskach i przerastających ją na każdym kroku problemach. Dobrych parę lat temu nie było to tylko i wyłącznie miejsce jej samotności, chętnie dzieliła je z osobą... owszem, w jakimś sensie pewnie szczególną. Łącząca ich relacja należała do tych specyficznych, niemniej dla blondynki bardzo komfortowych. Nie za bliskich, by spędzać ze sobą regularnie co któreś popołudnie i nazywać się przyjaciółmi, ale na tyle swobodnych, żeby przy okazji nagłego zrywu chęci umówić się na spontaniczne robienie głupot na mieście lub wspólnie łączyć się od czasu do czasu w zbyt poważnych jak na dzieciaki rozterkach życiowych w takich może i nawet na swój sposób romantycznych okolicznościach przyrody.
Cóż, relacje się rozpadają a przestrzenie pozostają - ciężko powiedzieć, czy czyjeś, czy już niczyje; Harper uważała, że ta plaża jest stanowczo o wiele bardziej jej niż jego, zawsze taka była, przecież do niej należała najpierw... Mimo to początkowo obawiała się tu wracać. Początkowo - słowo klucz. Bo później zaczęła potrzebować tej głupiej plaży i tego głupiego szumu fal, z dala od miasta i potencjalnego wpadania na jakiekolwiek znajome twarze. Przełamała więc jakąś swoją niechęć, przyjechała tu raz, drugi, trzeci... I w sumie nie stało się nic, czego wolała uniknąć - nie doszło do przypadkowego natknięcia się na siebie ani razu, wobec czego Pearson poczuła się na tyle bezpiecznie, że uznała to znów za własną miejscówkę.
Nie urządzała sobie jednak takich wypadów za często, jako że na co dzień raczej zwyczajnie nie miała na to czasu. Łącznie ponad dwie godziny spędzone na podróży autobusem w tą i z powrotem sprawiały jej wprawdzie przyjemność w towarzystwie muzyki płynącej ze słuchawek, lecz gdy dodać do tego jeszcze czas dojścia w jej miejsce oraz samego pobytu na plaży... musiała dysponować wolną przynajmniej połową dnia, aby taki wypad się jej opłacał. W końcu nie jechała oczyścić głowy ze świadomością, że będzie musiała co chwilę zerkać na zegarek upewniając się, czy to aby nie najwyższy czas aby już koniecznie zbierać się do powrotu - wtedy całe przedsięwzięcie mijałoby się z celem.
Dziś było bardziej wietrznie i niezbyt słonecznie, ale taka pogoda całkiem nieźle wpisywała się w jej obecny nastrój. Jak zwykle siedziała ukryta przed światem w delikatnym zagłębieniu kamiennej ściany klifu. Wiatr i tak targał jej rozpuszczonymi włosami, lecz przynajmniej nie w takim agresywnym stopniu jak na otwartej przestrzeni. Fale, głośniejsze niż zazwyczaj, swoim szumem łagodziły większość niepokojących ją myśli, choć same w sobie napawały blondynkę niejaką trwogą - w takich a nie innych okolicznościach nadal bardzo niewielką, niemniej obecną. Osobliwe, lecz Harper całościowo odnajdowała swojego rodzaju ukojenie w takim przebywaniu nad wodą. Tutaj jej samotność, zamiast wadzić jak na co dzień, wydawała się czymś właściwym i także gwarantującym wewnętrzny spokój. Po ten rodzaj samotności w ogóle przyjeżdżała obecnie w to miejsce; na tą chwilę zdążyła się już na tyle wyciszyć, by zacząć z niej czerpać, z drugiej strony jeszcze nie na tyle, aby się nią nasycić. Co oznaczało ni mniej ni więcej to, że jakiekolwiek zakłócenie tej jej trwającej właśnie samotności mogło ją, najprościej mówiąc, momentalnie wkurwić.

@elliot steinhart
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

elliot steinhart
Awatar użytkownika
23
lat
180
cm
dziś w eastbourne, jutro na końcu świata
Prekariat
Spokój, z jakim Elliot od kilku ostatnich tygodni uczył się funkcjonować na porządku dziennym, zdawał się wyznaczać jego życiu nowy, nieznany wcześniej rytm. Skłamałby jednak mówiąc, że nie wprawiał go tym w dyskomfort. Na każdym kroku, zwłaszcza w granicach miasta, gdzie od przeszło dwóch lat powietrze zawsze zdawało się nieść za sobą swego rodzaju ciężar, którego jeszcze do niedawna Steinhart nie był w stanie unieść, w pył bowiem próbowała zmieść go śmierć - niczym widmo wisząca nad nim za każdym rogiem, budynkiem i znajomą twarzą, do której próbował się uśmiechać, w ten sposób pragnąc odzyskać choć część starego siebie. Mimo prób każdy z tych uśmiechów był na tyle sztuczny, że z czasem nie potrafił już udawać, że po przeszło dwóch latach nadal był tą samą osobą co kiedyś - tą, której niespodziewana śmierć nie zniszczyła beztroskiego życia, nie mając dla niego żadnego szczególnego znaczenia. Życiem Elliota Steinharta rządziła bowiem od dnia, w którym pochował swoją młodszą siostrę. A on jej na to pozwalał.
I choć funkcjonowanie to z czasem stawało się coraz prostsze, ten sam spokój rozmył się w powietrzu, kiedy przed sobą zamiast pustej, niedotkniętej ingerencją człowieka plaży, na której kiedyś przesiadywał godzinami, kogoś dostrzegł; kogoś dobrze mu znanego, a jednocześnie tak samo obcego, jak ludzie, których na co dzień mijał na ulicy, pod koniec dnia nie pamiętając nawet ich twarzy. W końcu Harper Pearson - tak, ta sama Harper Pearson, której numer kiedyś miał w kontaktach zapisany normalnie, z uśmiechniętą emoji, a nie samymi inicjałami - tylko kiedyś była dla niego kimś; kimś, kogo z czystym sumieniem mógł nazwać powiernikiem nawet najgłupszych pomysłów i najbardziej abstrakcyjnych idei, jakimi dzielił się z nią wtedy, gdy cały wszechświat zdawał się nie interesować kolejnym niedorzecznym celem postawionym sobie przez Steinharta. Od kilkunastu miesięcy (a może już kilkudziesięciu? Podróżując poza granicami Eastbourne stracił rachubę czasu) traktował ją jednak jak wroga, któremu nie można było powiedzieć tego, od czego kiedyś zaczynał każdą rozmowę z osobna. Nie można było powiedzieć jej o tym, o czym mówił wtedy, gdy wiedział, że na następny dzień nawet nie będzie tego pamiętać, lub kiedy zapamiętywała każde jego słowo, z uśmiechem na ustach powtarzając je jeszcze po miesiącu.
Dlaczego? Nie miał nawet pojęcia. Ich znajomość z dnia na dzień po prostu się zepsuła, a żadne z nich nie było skore na kompromis, który mógł ją uratować. Żadne z nich nie potrafiło też zapomnieć o dumie, która wzniosła dobrze rokującą relację na granice wrogości; wrogości, którą po dziś dzień wzajemnie się darzyli.
Nie było więc nic dziwnego w tym, że jej widok go nie ucieszył. Że spokój, którego nie czuł w takich ilościach od śmierci swojej młodszej siostry, nagle stał się ulotny i opuścił ciało Steinharta nim Harper dostrzegła go kątem oka, zbliżającego się w jej stronę. Nie było więc nic dziwnego w tym, że nie chciał jej tu widzieć - w miejscu, które kiedyś było ich, ale z czasem stało się niczyje. Nie jej.
Ani nie jego.
Mimo to nie wycofał się. Uparte spojrzenie wbił w Pearson, w miarę jak kolejne kroki w jej stronę schowały go w zagłębieniu klifu, gdzie zimny, marcowy wiatr nie dosięgał już jego zmarzniętego ciała. - No nie kurwa, Pearson, idź sobie stąd - w obliczu tego, co wydarzyło się przed wyjazdem Elliota, nie tak trudno było uwierzyć, że właśnie takie słowa przeszły przez jego gardło jako pierwsze. Kierowany urażoną dumą nie był zdolny do niczego więcej - ani bardziej wyszukanego powitania, ani mniej cenzuralnych słów, którymi zwykli obrzucać się kiedyś.
Tak jak morderczymi spojrzeniami. Które w tej chwili jeszcze bardziej zagęszczały już i tak ciężką już atmosferę.

@Harper Pearson
Mów mi elu. Piszę w trzeciej czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię maybe next time.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: lanie wody.

Podstawowe

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Dlaczego Harper nie miała nikogo naprawdę bliskiego? Jasne, na co dzień z zacięciem prezentowała otoczeniu swoje sukowate usposobienie (poza pracą (napiwki) i poza stajnią (tam po prostu nie umiała)), ale nie działo się tak dlatego, że była zołzą z natury. Kiedyś uchodziła za naprawdę uroczą, sympatyczną dziewczynę, a teraz… nie chciała taka być. Nie chciała, aby ludzie myśleli, że mogą się do niej zbliżyć, bo ona sama wolała nie utrzymywać z nikim zbyt bliskich, zbyt osobistych stosunków – byle nie poczuć się przy kimś na tyle swobodnie, aby zacząć opowiadać o tym, co jej ciążyło na sercu. Nienawidziła się zwierzać i żalić innym, jak to jest jej ciężko w życiu. Zdawała sobie sprawę, że obecnie nie ma w nim żadnej realnej tragedii, że wszystkie jej problemy są w głównej mierze konsekwencją jej własnych błędów. Więc po pierwsze, zasłużyła sobie na to wszystko, co niemal nieustannie (czyli wtedy, kiedy nie zagłuszała tego sama, lub nie zagłuszały tego aktualnie panujące okoliczności) ją męczyło. A po drugie, inni ludzie mieli znacznie gorzej, przechodzili przez rzeczywiste trudności i o wiele większe przykrości niż echo wydarzeń, które Harper bezsensownie rozpamiętywała. Wiedziała, że pozostawanie w przeszłości i pozwalanie jej na zatruwanie teraźniejszości to najgorsze, na co mogła sobie pozwalać. Wmawiała sobie nawet, że walczy o to, aby w pełni odpuścić… ale po prostu nie umiała inaczej. Jeśli wydawało się jej przez jakiś czas, że odpuściła i żyje normalnie, to było to zwyczajnie bardzo naiwne, bo wynikało z aktualnie jedynie powierzchownego spojrzenia na to, jak udawało jej się funkcjonować. Wznowiła studia. Podjęła dorywczą pracę. Wróciła do jeździectwa. Była zajęta, tylko tyle – wobec tego mogła myśleć o sobie samej mniej, jednocześnie pozwalając sobie uwierzyć, że oto była w stanie ruszyć do przodu. A może jednak była? Przecież naprawdę chciała…
Gdyby rzeczywiście ruszyła do przodu, nie musiałaby teraz odmrażać sobie tyłka i w ogóle się wychładzać (niby zaczynała się wiosna, ale wcale nie było jeszcze przyjemnie) tylko po to, aby choć trochę poukładać w swoim wnętrzu, choćby tylko na czas pobytu tutaj - rozpaczliwie potrzebowała tego głupiego wyciszenia i złudnego poczucia, że jest w stanie zacząć coś nowego i ostatecznie porzucić to, co było i skończyło się bezpowrotnie, ponieważ co do tego, że się skończyło i to bezpowrotnie właśnie, nie dało się mieć żadnych wątpliwości.
W obecnej chwili, po raz nie wiadomo który podchodziła do próby rozpracowania zwłaszcza względnie niedawnych wydarzeń oraz dziwnych, sprzecznych emocji nimi wywołanych. Gdy czyjaś sylwetka pojawiła się na skraju jej pola widzenia, początkowo nawet nie miała zamiaru oglądać się do boku – zakładała, że ktoś sobie tylko tędy przechodził, a nawet jeśli liczył na konkretnie tą miejscówkę, to widząc ją w tym zagłębieniu klifu naturalnie dojdzie do wniosku, że kontynuuje spacer do bardziej odległego miejsca. No bo kto normalny miałby zamiar wchodzić w przestrzeń obcej osobie, zwłaszcza kiedy no, jakby nie patrzeć, cała ta plaża świeciła pustkami, wolnej przestrzeni było aż nadto (czy raczej w sam raz jak uznaliby niektórzy, w tym Pearson). Jednak sylwetka, zamiast w oddaleniu przesuwać się po tym jej polu widzenia dalej i dalej, jakby pozostała przy tym, co dziewczyna dostrzegała kątem oka, i tylko się… przybliżała? Japierdole, ktoś miał pomysł co najmniej wybitny, serio… Chyba że to jakiś zjeb-gwałciciel czy inny przestępca... O takim scenariuszu, szczerze mówiąc, nigdy nie zdarzyło się jej pomyśleć i na pewno nie była na niego przygotowana. Jeszcze zanim zdążyła się przekręcić i spojrzeć w stronę nadchodzącej osoby, obleciał ją irracjonalny strach – mimo to wciągnęła na swoją twarz najbardziej groźną minę, na jaką było ją stać, i dopiero z nią zwróciła buzię wraz ze srogim spojrzeniem w kierunku intruza...
Elliot. Elliot, kurwa, Steinhart. Co za ulga.
A zaraz później złość, bo to ten debil. I jeszcze miał czelność odzywać się do niej. I to w taki sposób. Przeganiać ją. No chyba coś mu się pomieszało, że ona teraz wstanie i pójdzie, jak jej to polecił. Po tym, jak jej twarz na krótką chwilę złagodniała - w niekontrolowanym odruchu odetchnięcia, że nic jej nie grozi, w każdym razie nie w ten sposób o którym przez moment pomyślała – surowy wyraz powrócił na nią szybko i pewnie. - Oh, przepraszam. Nie zauważyłeś, że byłam tu pierwsza? – Słowa niby kulturalne, ale w głosie przekąs podszyty pogardą. Widok tylko jednej osoby był w stanie wywołać u niej z miejsca napływ bardziej negatywnych emocji niż śliczna buźka dawnego przyjaciela kolegi. Różnica między Tonym a Elliotem była wprawdzie kolosalna… no ale to ten drugi się napatoczył i przerwał jej walkę o spokój, to był świetny powód aby wylać na niego choć troszkę tej goryczy, którą Harper w sobie nosiła. - Ty sobie idź, Steinhart. Niech nóżki poniosą kawałek dalej. – Domyślała się, że nie miał zamiaru. Gdyby miał zamiar, to nawet by się do niej nie odzywał tylko faktycznie znalazłby sobie może nawet podobną miejscówkę kilkaset metrów stąd.
- A może nie pójdziesz, bo się stęskniłeś i chcesz sobie usiąść obok mnie, ale wstydzisz się przyznać? – zapytała z prowokującą ironią i teraz już iście wrednym uśmieszkiem. Trochę też uderzała w samą siebie – w końcu kiedyś się lubili i ona też… może… mogłaby za tym tęsknić… Jednak najwyraźniej starczyło, aby każde z nich z którymś razem pozwoliło sobie powiedzieć za dużo, a potem żadne z nich nie planowało pozbyć się tej pieprzonej dumy i przeprosić. Zatem obecnie, zamiast zajebistej relacji, mieli jakże zasadną wojnę.

@elliot steinhart
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz