Zaledwie kilka lat temu siedziała w tym miejscu z kimś innym.
Kogoś innego trzymała za rękę, kogoś innego całowała. Z kimś innym wymieniała się obietnicami i setką wzruszających wyznań. Ktoś inny trzymał ją na kolanach, otulał ciepłem ramion i powtarzał, że
tęskni.
Wtedy też sądziła, że to, co łączyło ją z Leo, będzie już na zawsze. Żyła w przekonaniu, że czeka ich mnóstwo wspólnych chwil — złych pewnie też, ale przede wszystkim dobrych; takich, które będą ich trzymać ze sobą za wszelką cenę. Zawiodła się. Zawiodła się nie raz, a kilka razy — na nim, na sobie, na swoich durnych, nieprawdziwych wyobrażeniach.
Może dlatego teraz, gdy ma przed sobą zarumienioną twarz Elliota, nie pozwala myślom wyrywać do przodu. Skupia się na tym, co ma teraz. Na dłoniach, które oplatają ją w pasie, na palcach zaciskających się na szerokiej marynarce, która teraz trochę zsuwa się z jej ramion. Na ustach, do których znowu sięga wargami, żeby jeszcze dwa czy trzy razy skraść im pocałunek.
Elliot nie jest jej pierwszą miłością, ale mógłby być szczerą. Widzi to wyraźnie.
— Już to mówiłeś — śmieje się wesoło, cmokając policzki Steinharta w nagłym uniesieniu.
— I ja też, ja też cholernie za tobą tęskniłam. — Chociaż mówiła to już wcześniej, to dopiero teraz dociera do niej, że to
prawda. Że naprawdę jej go brakowało. Że nie miała kogo częstować cytrynowymi cukierkami, że nikt nie rozśmieszał jej tak szczerze, że z nikim jej się tak dobrze nie milczało. Że brakowało jej ramienia, do którego mogłaby się przytulić w namiocie i dłoni, którą mogłaby chwycić w chwilach zwątpienia. Że to, co brała za tęsknotę za wolnością, mogło tak naprawdę być tęsknotą
za nim.
— Dlaczego wyjechałeś? — pyta, odsuwając się na kilkanaście centymetrów, by wyczytywać odpowiedź nie tylko z słów chłopaka, ale i z jego twarzy. Teraz widzi go doskonale — oświetlonego przez księżyc, z oczami iskrzącymi od, chciałaby sądzić, u c z u c i a, które maluje się również w jej spojrzeniu.
— Czemu zacząłeś podróżować? — Dopiero teraz uświadamia sobie, że nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali. Że po prostu przyjęli swoją obecność w ekipie jako pewną
stałość pośród dziesiątek niewiadomych. Że
byli tak po prostu, bez pytań i bezwarunkowo. Zupełnie jakby urodzili się po to, by zobaczyć świat; bez miejsca, do którego będą wracać, bez ludzi, do których będą się przywiązywać, bez przeszłości, za którą będą tęsknić.
— To trochę idiotyczne pytanie, co? — Śmiesznie marszczy nos, kręcąc przy tym głową. Mogła przecież zapytać o
cokolwiek. O jego ulubiony kolor, o jego ulubione miejsce (wśród tych, które już odwiedził i tych, które dopiero zamierza zobaczyć), o jego ulubione jedzenie. Sama jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jak wiele o nim nie wie.
Przesuwa dłonią po policzku Elliota, odgarniając mu z oczu kilka zagubionych, ciemnych kosmyków. Te gęste włosy dodają mu tak wiele uroku, że nie potrafi się powstrzymać i wplata w nie palce, znów się pochylając. Tym razem muska wargami jego policzek. Jeden, drugi, równo i prawie idealnie symetrycznie.
— Ja chciałam uciec — przyznaje cicho, wciąż wpatrując się w oczy chłopca, z którym spędziła tak wiele miesięcy.
— Sama nie wiem, dlaczego tutaj wróciłam. Ale to, że znalazłam tutaj ciebie, musi być cudem. Wierzy pan w ślepe przeznaczenie, panie Steinhart?
@elliot steinhart