Salvatore nie zauważył, że z piłki coraz bardziej uchodzi powietrze z każdą chwilę. Dalej w najlepsze ją pchał przed siebie, łapiąc ją porządnie w pysk w momencie, gdy straciła już tyle powietrza, że mógł to zrobić wygodnie i bez obaw, że mu ucieknie. Zadarł wtedy wysoko łeb, potrząsając nim jeszcze dodatkowo, zachowując się w tej chwili jak prawdziwy duży piesek.
Uniósł ogon u nasady, kłusując przez halę z wielką dumą i zadowoleniem, niosąc swoją zdobycz w zębach, jakby co najmniej upolował zająca. Takim prawdziwie wystawnym kłusem skierował się w stronę Olivera, zupełnie jakby chciał mu się tym pochwalić. W ostatniej chwili zrobił nagły zwrot na zadzie i uciekł od niego galopem, jeszcze zostawiając za sobą głośnego pierda.
Niestety, takie traktowanie biednej piłki sprawiło, że już całkiem straciła powietrze, a taki flak był już dużo mniej ciekawym obiektem w oczach ogiera i wkrótce porzucił ją gdzieś po drodze. Zatrzymał się po dogalopowaniu do drugiej strony hali, gdzie głośno spuścił powietrze przez nozdrza, spoglądając na właściciela, gdy ten do niego podszedł i odezwał się do niego. Podrapany po brudnej od kurzu i piasku szyi, zaokrąglił ją w rogal, a oczy aż mu rozbłysły, kiedy Oli zaczął grzebać w kieszeni, bo to mogło oznaczać tylko jedno. Łapczywie zgarnął smaczka, którego niespiesznie zeżarł, obserwując, jak tamten nagle od niego odchodzi. Z zaciekawieniem nastawił uszy na sztorc, by następnie ruszyć za nim, oczekując przynajmniej dalszego głaskania lub jedzenia. Nie był łasuchem, ale nie wzgardzał żarciem, a skoro już mu przypomniał o jego istnieniu, to ciężko byłoby zaprzepaścić taką okazję.
Kiedy Oliver się zatrzymał, siwy zrobił to samo, niemalże naruszając jego przestrzeń osobistą, klatką piersiową napierając na jego plecy i ocierając się o niego głową i szyją. To jest ten moment, kiedy powinien zaczął uciekać, jeśli nie chciał skończyć jak piłka.
@Oliver Pelerieux