Postanowiłem wykorzystać niegasnący zapał ogiera do tego, żeby oddać jeszcze cztery ostatnie skoki. Jednocześnie nie chciałem przedobrzyć, więc planowana ilość zapewne wciąż była niewystarczająca dla Salvy, ale wolałem aby odczuwał lekki niedosyt, niż zniechęcenie.
Trasa miała się prezentować następująco: najazd na czwórkę, potem na trójkę i jeszcze jedno podejście do szeregu 5a-b. W związku z tym po wylądowaniu za ósemką skręciłem w lewo, żeby między przeszkodami pojechać na czwórkę i znowu wykonać dość ostry, krótki najazd, który miał zapobiec nadmiarowi emocji ze strony siwka. Po pokonaniu przeszkody postarałem się o utrzymanie prostej linii do trójki, która była naszym kolejnym celem.
Zostawiwszy tę linię za sobą, znowu wybrałem zakręt w lewo, żeby nawrócić na szereg kończący nasz dzisiejszy trening. W dystansie postarałem się o utrzymanie kontroli nad koniem, jednocześnie nie wymagając od niego by galopował wolniej, tylko wciąż aktywnie i obszernie. Pomogłem mu się wygiąć w zakręcie, po czym wyprostowałem go do oksera i siedząc w siodle, doprowadziłem go do wspomnianej przeszkody i poczekałem na odbicie. Następnie zgrałem się z jego ruchem, nie spuszczając z oka drugiego członu szeregu, a po wylądowaniu domknąłem go w łydkach, wskazując jedyną słuszną drogę - przez stacjonatę.
Mając i tę przeszkodę za sobą, zjechałem na ścianę, by po kilku foule galopu poluźnić wodze i zwolnić do kłusa. Okrążyliśmy halę dwukrotnie, raz w lewo, raz w prawo, po czym przeszliśmy do stępa, w którym już zjechałem bliżej środka. Jeśli zachowanie Salvatore na to pozwalało, to całkowicie oddałem mu wodze i poklepałem go po szyi, w sumie będąc zadowolonym z tego, jak się dziś spisał, mimo że i tym razem życie przemknęło mi przed oczami...
Ostatecznie wróciliśmy do stajni.
/zt
@Salvatore