Poprawił się na poduszce słuchając uważnie każdego słowa, które z niego wypadało. Ścisnęło go w klatce piersiowej na myśl, że pierwszy wycieczka miała miejsce dwa miesiące temu, co oznaczało, że Fenton nie dzielił się z nim bardzo dużą i bardzo ważną częścią swojego życia. Nie było to coś nowego, Fenton nigdy nie potrafił mówić o sobie i tym, co się u niego działo - nie narzekał bezpośrednio na rzeczy naprawdę go dotykające, nie mówił, że coś go boli, nie przyznawał się, że coś go przerasta. Było to jednym z licznych podłoży do kłótni między nimi, bo w Feliksie narastała z jednej strony frustracja na to, że gdyby wcześniej wiedział o Rzeczy A to mogliby jej zaradzić razem i dużo szybciej, a po drugie dlatego, że czuł się zwyczajnie nieistotny. Jakby Fenton mu nie ufał. Jakby Fenton nie uważał go za osobę wystarczająco ważną, żeby coś mu powiedzieć. Lata przyjaźni pozwoliły mu z czasem rozpracować te mechanizmy i częściowo sobie z nimi radzić - na przykład w takiej sytuacji jak teraz, kiedy już przez myśl nie przeszło mu zrobienie (jak kuszącej) awantury - ale nie radził sobie ze wszystkim. Między innymi nigdy nie zdołał przetłumaczyć temu ukłuciu zdrady w klatce piersiowej, żeby dał mu spokój.
Teraz jeszcze bardziej bolało, że nie wiedział, czy był ktoś z kim się Fenton nauczył się tym dzielić, bo może w tych "przelotnych relacjach" kryło się coś więcej.
Odchrząknął, żeby upewnić się, że panuje nad emocjami w głosie.
-
U terapeuty? Dobrze - powiedział miękko, bo słyszał po jego głosie ile te słowa musiały go kosztować.
Należał mu się medal za opanowanie, kiedy raz po raz musiał sobie powtarzać, że to nie jest jego miejsce na awantury. Nie było, prawda? Nie byli razem, budowali kolejną formę przyjaźni, przy definiowaniu której na nowo jeszcze nie wiedział jaką rolę pełni w życiu Fentona.
Powinni to chyba ustalić. W końcu. Jednego dnia.
Spojrzał na przypięty na głównym ekranie telefonu kalendarz szukając dnia, który nie był oznaczony jakimś kolorem i wyszedł mu dopiero przyszły czwartek i piątek, które miał zapisane na konsultacje z Liv.
-
Niech przyjadą do mnie. Billy i Frankie. Narzekali, że nie mieli czasu na to dziwne geocatching to w sam raz, oni zajmą się sobą, ja zajmę się badaniami, a ty będziesz mieć ich z głowy. - Nie można było zadawać Fentonowi pytania "jak mogę pomóc", bo tamten nigdy nie odpowiadał, nawet jeżeli potrzebował pomocy. Łatwiej było podsuwać rozwiązania albo po prostu zacząć coś robić, żeby zdjąć coś z niego, bez informowania go o tym bezpośrednio.
@Fenton O'Connell