Sięgnął do klamki o ułamek sekundy za późno, ale i tak szarpnął za nią kilka razy w głupiej nadziei, że może jednak zadziała. Gdy nie pomogło prychnął cicho pod nosem i wrócił do skubania opatrunku. Bandaż był już w kiepskim stanie po całym dniu, bo to był najnowszy nawyk Billego, kiedy zaczynało go coś męczyć, ale Fenton i tak to zmieni jak dojadą do domu.
Gówno zrobiłem, pomyślał, ale jedyną jego reakcją było kolejne wzruszenie ramion.
Nie widział jego twarzy wyraźnie przez łzy, ale nie miał siły się wyrywać. I w końcu zaczęło do niego docierać. Coś. Coś w głosie Fentona sprawiło, że przymknął oczy starając się trochę zapanować nad oddechem.
Jego kumple się martwili - nie raz i nie dwa, ale zawsze byli z nim w tym samym gównie. Jego matka się martwiła, podobno, ale reagowała zawsze wściekłym potrząsaniem, krzykami i wyzwiskami. Amy się martwiła, ale Amy już nie było.
Przez całą tę rozmowę czuł się jakby między nim i Fentonem było szkło. Ściana, którą wybudował natychmiast, nieświadomie, nie mając pojęcia jak przyjąć słowa, których nigdy wcześniej nie słyszał. Jakby te słowa nie były o nim i do niego tylko gdzieś obok.
A teraz ta ściana zaczęła pękać i skulił się chowając głowę w ramionach, ale prawą ręką złapał za przedramię Fentona i ścisnął mocno. Audycja w radio zdążyła się zmienić, nim go w końcu puścił i wymamrotał, żeby jechali do domu.
Dopiero po położeniu Olivii do łóżka, kiedy obaj siedzieli w milczeniu w kuchni nad zmienianym opatrunkiem z Billiego wypadło ciche "dziękuję".
A o czwartej nad ranem do Fentona przyszła wiadomość "oświadczył się po dwóch latach? Dupek".
@Fenton O'Connell