-
Mi też ulżyło, że jest z nimi lepiej - przetłumaczył uprzejmie z Fentonowego na ludzki tuż po wypluciu pasty. Nie podzielał morderczych myśli, ale zmęczenie jak najbardziej. Życie, które tak szybko zostawił za sobą niestety nie było gotowe na wciśnięcie pauzy, więc pierwszą przerwę od pracy tego dnia miał dopiero późnym popołudniem, kiedy poszedł na dłużej do łazienki. Posiedzieć z Olivią, pomóc z konsultacją jej sąsiadów na oddziale, odpisać na maile, spojrzeć na przesłane mu wyniki badań, czy Fenton coś jadł, oddzwonić do znajomych, z którymi miał spędzić weekend i kompletnie o tym zapomniał, naładować tablet u Liv, pobrać jej krew, zgrabnie unikać mówienia o Billym, wrócić do domu, zjeść coś. Prysznic, zęby, łóżko.
-
Szpital - przytaknął i wślizgnął się pod kołdrę nie odrywając wzroku od ekranu telefonu, który był o wiele mniej wygodny do pracy od zostawionego w kuchni po kolacji laptopa, ale też o wiele poręczniejszy przy robieniu kilku rzeczy na raz. -
Mam jednego pacjenta z mukowiscydozą od paru lat i dzisiaj trafił na oddział po tym jak przestał oddychać.
Przetarł twarz, bo Micky miał dwanaście lat i leczenie wdrożone przez Feliksa oraz niesamowite zaparcie tego dziecka działały do tej pory fantastycznie, ale coś musiało się ostatnio sypnąć, a on był za daleko, żeby to sprawdzić. Wiedział, że na miejscu jego współpracownicy robią złotą robotę i nie musi się przejmować swoją nieobecnością. Nie miało naprawdę znaczenia skąd konsultuje ten przypadek, bo wiedzieli jak przekazywać sobie informacje w jak najbardziej treściwy sposób.
-
Ale już kończę - obiecał, odruchowo całując go w czubek głowy. Skończył zdanie, przeczytał wszystko jeszcze raz na wszelki wypadek i wysłał wiadomość, po czym odłożył telefon. -
Nienawidzę spać w bieliźnie - wymamrotał zsuwając się do pozycji leżącej i wsuwając ramię pod głowę Fentona. Z czystej przyzwoitości w stosunku do wspomnianych dzieci miał na sobie bokserki. No i w przypadku kolejnego nocnego kryzysu wolał nie zażegnywać go nago.
-
W tym tempie do końca tygodnia adoptujemy psa - wymruczał przesuwając dłonią wzdłuż jego boku. Gdyby mógł, przeniósłby ich do hotelu sprzed dwóch dni, żeby móc nacieszyć się tym jeszcze raz, żeby móc zrobić wszystko od początku, tym razem wolniej i dłużej, a nie w stylu napalonych nastolatków w samochodzie.
@Fenton O'Connell