William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
Billy starał się uciec nie bez powodu - John był delikatny jak czołg radziecki i należało go absolutnie unikać, bo wszystko napierdalało jakoś bardziej, kiedy tamten był w pobliżu. Tylko ciągnięcie, szarpanie i wbijanie igieł i Billy dziękuje bardzo, ale on postoi z boku jednakowoż.
O! Znowu szarpnął!
Zero delikatności, nic dziwnego, że jest sam, nieokrzesany taki, że nawet Billy z nim wytrzymać nie zawsze potrafił. Tylko czemu teraz zachowywał się jak gazela...? Billy znał to skradanie się, rozglądanie podejrzliwe i szybkie ruchy. Wiedział doskonale jak wygląda unikanie ludzi albo strach, że się na kogoś wpadnie, bo sam na takich zasadach działał niepokojąco dużą część swojego życia. Tylko nie był w stanie wymyślić komu takiemu podpadł John, żeby zachowywać się w ten sposób.
- John? - zapytał, kiedy tamten wystawił głowę zza drzwi. - Kto strzela?
A zaraz potem był ciągnięty przez korytarz (znowu szarpał!) w takim tempie, że niemal musiał truchtać i wcale mu się nie to nie podobało, on nie miał siły biegać i truchtać, szpital powinien być bezpieczną przestrzenią! Nie próbował się więc zatrzymywać, ale postanowił użyć słów Rozsądku, by Johna spacyfikować, bo to niepoważne się robiło.
- John no weź, bo mi zaraz tę rękę urwiesz i ja wiem, że ty myślisz, że ja bez ręki może będę bardziej do opanowania, ale jak ja miałbym na rowerze jeździć, jak na playstation grać i w ogóle to jak ja mam ci obiady gotować z jedną ręką tylko?!
- Podawał kolejne, coraz to straszniejsze przykłady, kiedy skręcili w najbliższy korytarz i Billy właściwie odbił się od pleców Johna, którego niemalże wryło. Jęknął, stęknął i spojrzał najpierw na niego z wyrzutem, a potem na przyczynę nagłego postoju.
Przyczyna była wysoka, brodata i wyglądała Bardzo Poważnie. Trochę jak Święty Mikołaj co wpadł pod własne sanie i postanowił rzucić tę robotę na rzecz noszenia krawatów.
Coś podpowiadało Billemu, że ten Kopnięty Mikołaj był powodem, dla którego John siedział w schowku. Tym czymś było napięcie Johna (którego mowę ciała Billy nauczył się dość nieźle odczytywać) oraz dłoń, która zacisnęła się na wiliamowym nadgarstku jeszcze mocniej. Boleśnie mocniej.
- To dla niego chcesz konia? - zapytał nieszczególnie subtelnym półszeptem, jednym okiem wciąż zezując w stronę Mikołaja.

@Fenton O'Connell
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Fenton O'Connell
Awatar użytkownika
41
lat
185
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
Dobra, to nie jest daleko. Fenton miał doświadczenie po poruszaniu się po swoim oddziale z prędkością światła, nie musiał korzystać z windy, nie musiał się zatrzymywać w zabiegowym był komputer, sprawdzi kartę. Fascynował go fakt, że Billy był bardziej przejęty ciągnięciem i gotowaniem obiadów, niż faktem, że miał trzycentymetrową dziurę w dłoni, aktualnie obficie krwawiącą na obie ich ręce.
Zamarł bo oczywiście. Oczywiście, że typ stał dokładnie na drodze do jedynego wolnego zabiegowego, praktycznie zasłaniając sobą drzwi i ni jak nie dało się się przejść bez niemal otarcia się o niego. Dwie godziny. Zostały mu dwie godziny dyżuru i wymknięcie się do samochodu i nigdy w życiu by się nie zobaczyli. Patrząc na to z perspektywy czasu mógł faktycznie trochę przewidzieć, że jednak będą mieli jakiś kontakt i może opaska na włosy w czerwone kropeczki (chyba Olivi? Z drugiej strony była za duża, miał silne podjerzenie, że Billy kupuje jemu i Olivii pasujące ozdoby do włosów), oraz uwalone kurzem szpitalne wdzianko to nie jest coś w czym chce się pokazać. Nie mówiąc o tym, że nagle był boleśnie świadomy tego, że nie ogarnął brody i nie spał porządnie od studiów.
- Jakiego konia? - zapytał zdezorientowany, odrywając wzrok od Felix'a i patrząc na Bilego, co go na szczęście otrzeźwiło, bo tak, krew, racja.
-Oi! Przestań blokować drzwi - fuknął na Felixa, ale z jakiegoś powodu nie wyszło mu to ani tak głośno, ani tak stanowczo jakby chciał. Wepchnął Billy'ego do gabinetu przodem.
- Chętnie bym pogadał, ale praca, wiesz, ratowanie życia, urwane ręce, Hippa, może innym razem, do zobaczenia za dziesięć lat! - dodał przechodząc obok niego i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o nie z ciężkim westchnięciem, bo... Felix wyglądal dobrze. To było totalnie niesprawiedliwe, że typ się starzał... elegancko. Powinien się rozpadać na kawałki i wyglądać jak własny ojciec. Fentonowi zacznała siwieć broda i nienawidził tego, bo zamiast dystyngowanego, równomiernego siwienia, dającego piękny efekt soli z pieprzem u niego występowały białe plamy jakby się ubrudził czymś. Nigdy by się nie przyznał na głos ale używał farby do brody czasem.

@Billy Pilgrim @Felix Hoenikker
Mów mi Aleks. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię sure.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Przekleństwa. Próby samobójcze, seks drugs and rockandroll..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Felix Hoenikker
Awatar użytkownika
43
lat
178
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
Uwielbiał prowadzić wykłady. Był przekonany, że gdyby nie był lekarzem to skończyłby na jednym z uniwersytetów z własnym gabinetem i katedrą, grupą ulubionych studentów i renomą trochę dziwnego, ale pełnego głębokiej mądrości profesora. Dlatego ilekroć był gdzieś zapraszany przeważnie zaproszenie przyjmował i znikał ze swojego życia - obecnie toczonego w Cardiff - na od dwóch do siedmiu dni, w zależności od tego co mu zaproponowano albo dokąd akurat się wybierał.
Eastbourne było dla niego nowością. Nigdy nie był na południe od Londynu nie licząc tych paru podróży promem na kontynent, ale i wtedy nigdy nie zatrzymywał się w celach turystycznych. Dotarł tu samochodem poprzedniego dnia i już zdążył odwiedzić plażę dwa razy - był przypadkiem beznadziejnie zakochanym w morzu, o co obwiniał po części wychowywanie się na wybrzeżu i fakt, że niegdyś spędzał całe wakacje na wodzie. Nie miało znaczenia, że i w Cardiff miał mieszkanie znajdujące się rzut kamieniem od morza - ciągnęło go do wody tak samo, jak w latach, kiedy mieszkał na środku kontynentu i najbliższym zbiornikiem wodnym, większym od śmierdzącego kanału było oddalone o dwie godziny jazdy autem jezioro.
Tego dnia miał tour po szpitalu, zaplanowany z dyrektorem lunch i wieczorną kolację z lekarzem, który go tu zaprosił. Problem był w tym, że oprowadzająca go internistka miała nagły wypadek i musiała zająć się pacjentem, Felix więc został pozostawiony sam sobie w okolicy izby przyjęć, więc... cóż, ni czekał, ni zwiedzał, kręcąc się tu i tam z zainteresowaniem.
- Przepra...szam. - Ostatnia sylaba zniknęła gdzieś w hałasie szpitalnym, bo słowo ugrzęzło mu w gardle, kiedy w spieszącym się lekarzu rozpoznał Fentona.
Fentona. Jego serce tak przyspieszyło, że zegarek, który dostał od przyjaciela na ostatnie święta, zawibrował teraz z pytaniem, czy rozpoczął właśnie jakąś aktywność fizyczną. Nie oderwał jednak wzroku od tej zmęczonej, dawno niegolonej twarzy - twarzy, która tyle dla niego swego czasu znaczyła. Chciał coś powiedzieć, musiał coś powiedzieć, ale wtedy padło to pytanie o konia i obaj chyba zostali wyrwani z tej dziury czasoprzestrzennej, w którą na chwilę wpadli.
Skierował swój wzrok na chuderlawego chłopaka, stojącego tak nienaturalnie blisko Fentona, który zdawał się nawet nie zauważać tego naruszenia jego własnej przestrzeni osobistej - a przecież zawsze trzymał ludzi na wyciągnięcie ramienia od siebie.
Chuderlawość, loki, bliskość - wszystko to zostało przetworzone przez Feliksa w ułamku sekundy, po którym zwrócił uwagę na krew lejącą się po ich rękach i ona była chyba jedynym powodem, dla którego tak łatwo, bez żadnej reakcji ze swojej strony, dał się odepchnąć na bok i jedynie powiódł wzrok za nimi.
"Do zobaczenia za dziesięć lat" odbiło się w jego głowie, gdy zatrzasnęły się drzwi i stał dłuższą chwilę w bezruchu, procesując wszystko co się zadziało. Fenton. Co, na litość boską, Fenton robił tutaj, w największej dziurze Anglii?
Niedługo potem odnalazła go Mary, internistka od oprowadzania i wrócili do przejścia przez cały szpital, ale Felix - chociaż bezbłędnie prowadził small-talk i nawet zadawał pytania - nie poświęcał już jej za dużo uwagi, myślami błądząc dookoła tej brody i worów pod oczami. Zadał dwa niewinne pytania o lekarzy specjalistów i izbę przyjęć, ale kiedy nie uzyskał żadnej, przydatnej odpowiedzi wiedział, że musi być mniej subtelny.
- Ależ oczywiście, że dam sobie radę - zapewnił Mary, którą po godzinie znowu ktoś wezwał. - Niezmiernie miło było cię poznać, Mary, mam nadzieję, że pojutrze spotkamy się na moim wykładzie, wracaj do pracy. - Uśmiechnął się ciepło do młodej lekarki i zaraz potem dopadł do okienka, w którym siedziała wcześniej przedstawiona mu pielęgniarka.
W sposób możliwie nonszalancki zapytał o doktora O'Connella.
- Wydawało mi się, że słyszałem jego nazwisko, to stary znajomy ze studiów. Jest może dzisiaj na zmianie? Fantastycznie byłoby nadrobić... Och, to cudownie, dziękuję bardzo! - podziękował pielęgniarzowi, który poinformował go, że doktor O'Connell gdzieś w szpitalu jest i za niecałe pół godziny kończy dyżur.
- Chociaż widziałem tu dzisiaj Billiego, to możliwe, że ma już plany - dodał chłopak drapiąc się po brodzie, bo już niemal normą się stawało, że kiedy Billy się pojawiał w szpitalu to najczęściej kręcił się tu i tam i razem z Fentonem wracali do domu.
- Billiego? - powtórzył Felix niemal od niechcenia, jakby jedynie z grzeczności podtrzymywał dialog, ignorując ten przeklęty zegarek, który znowu zawibrował. Zerknął na niego kątem oka. Sam jesteś wysokie tętno, spadaj na drzewo.
- Och, tak to jego... To Billy - zakończył pokracznie, absolutnie bezużytecznie pielęgniarz, wyraźnie orientując się, że sam nie wie co powiedzieć.
Świetnie. Co się stało z tamtą blondynką?
Felix podziękował jeszcze raz, spojrzał na zegarek - tym razem, że sprawdzić godzinę - i stwierdził, że może poczekać. Usiadł w poczekalni, tak żeby mieć na oku jednocześnie szatnie lekarzy (Mary była bardzo skrupulatną przewodniczką) i wyjście awaryjne, bo nie był debilem, znał Fentona. Wiedział doskonale, że "do zobaczenia za dziesięć lat" oznaczało "zamknę się w tym pokoju albo wyskoczę przez okno, żeby nie musieć z tobą rozmawiać".
Charakterystyczne loki - i dla Feliksa o wiele bardziej charakterystyczna, lekko krzywiona postawa Fentona - niemal natychmiast przykuły jego wzrok. Złożył spokojnie gazetę i podniósł się ze swojego miejsca, wprawionym ruchem poprawiając marynarkę. Chłopak z lokami szedł z zabandażowaną ręką, nieszczęśliwym wyrazem twarzy i zaaferowany mówił coś do Fentona, który trzymając go za łokieć wyraźnie ciągnął go jak najszybciej w stronę wyjścia.
- Fenton - powiedział spokojnie, podchodząc do nich, starając się nie patrzeć na tego dzieciaka.

@Fenton O'Connell
Mów mi Janek.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: medyczne wątki, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego, ale pasują do fabuły..

Podstawowe

Fenton O'Connell
Awatar użytkownika
41
lat
185
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
Odwrócił sie do Williama.
-Za jakie grzechy płacę twoją obecnością w moim życiu, nie mam pojęcia. Kapiesz sobie na spodnie, usiądź żesz - posadził go na krześle, rozkładając podkład na stoliku i zmuszając Billy'ego żeby położył tam rękę. Potem umył swoje, założył rękawiczki i odruchowo sięgnął po znieczulenie miejscowe. Zwykle albo zszywał go na żywca albo przynajmniej potężnie odkażał ranę przed znieczuleniem. Teraz jednak kierowały nim lata odruchów, nawet nie myślał o kolejnych krokach, dopóki nie zaczął odruchowo wypisywać recepty na antybiotyk. Mógł się spodziewać, że szczepienie na tężec Billy miał aktualne. Bablaniny nie słuchał jak zwykle ale zamiast kazać mu się zamknąć po prostu chrząkał potakująco. Spojrzał na swoje koślawe pismo. Nie było szansy, że Billy sam pójdzie do apteki. Znając życie, będzie musiał mu codziennie przypominać o lekach. Właściwie biliam pozostawiony sam sobie pewnie zaraz zgubi bandaż, zrani sobie noge i prześpi się z pielęgniarką. Spojrzał na zegarek.
- Dobra, żebyś nie zmarnował mojej ciężkiej pracy, pójdziemy odebrać twój antybiotyk i poczekasz grzecznie w samochodzie aż skończę zmianę - oznajmił, bo zwykle pozwalał mu się kręcić po oddziale dziecięcym, albo wkurwiać pielęgniarki, ale nie mógł zaryzykować tego przy Felixie wciąż w szpitalu. Nie miał pojęcia jak wyjaśnić kim Billy jest i dlaczego ze swoją siostrą mieszkają z Fentonem. On nawet nie wiedział jak wyjaśnić Felixowi co robi w Eastbourne, nie informując go w jakiś sposób, że relacja dla której go zostawił się rozpadła. Merlinie, nawet nie chciał wiedzieć jak brzmi wersja Williama na temat tego skąd Fenton wziął się w Eastbourne. Wizja ich spotykających się spowodowała, że złapał chłopaka za łokieć, nie chcąc ryzykować, że odwróci wzrok a ten jak zwykle czmychnie mu robić problemy gdzieś. Oczywiście, że jego cholernym szczęściem natrafią na siebie pod drzwiami. A on wciąż miał na sobie tę niedorzeczną opaskę. Zrzucił ją z głowy, nie myśląc o tym w ogóle i pozwalając jej spaść na ziemie z cichym pat. Nawet nie spuścił wzroku z twarzy Felixa.
- Felix - przywitał się, udając, że nic się nie stało, ale Billy oczywiście nie mógł znieść sytuacji w której nie skupi na sobie całej uwagi. Odruchowo zacisnął rękę na jego łokciu, lekko przyciągając go bliżej, w niemej próbie przekazania mu "na litość merlina ani słowa więcej".
- William, do cholery... Masz, załaduj rower do samochodu - powiedział, wyciągając z torby kluczyki i wciskając je Billy'emu w rękę. Już jakiś czas temu zamontował na bagażniku uchwyt na rower Billy'ego, choć sam uchwyt kosztował pewnie więcej niż ten złom. Billy jednak odmawiał powrotu do domu, albo gdziekolwiek, bez niego. Wcisnął ręce do kieszeni, żeby ukryć fakt, że się trzęsą. WIdocznie za mało magnezu. Za dużo kawy. Jakie nerwy. Jest spokojny jak pierdolony lotos na tafli.... oczyszczalni ścieków.

@Felix Hoenikker @Billy Pilgrim
Mów mi Aleks. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię sure.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Przekleństwa. Próby samobójcze, seks drugs and rockandroll..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
Billy miał już przyszykowane trzy różne litanie na temat tego jak boli, jak O'Connell nie powinien mieć prawa w ogóle oddychać obok Olivii, bo taki pozbawiony jakichkolwiek czułych, ludzkich oraz delikatnych odruchów człowiek, nie powinien absolutnie nigdy być w pobliżu kogokolwiek podatnego na zranienie i całe szczęście, że Billy jest taki twardy i męski i nic go zranić nie może.
Ale... Ale John był dziwnie delikatny. I w sumie to nie bolało.
- Johnie? - zagaił uprzejmie, z zafascynowaniem patrząc jak igła wchodzi w jego rękę i gdzieś z tyłu głowy mając, że powinien rzygać i mdleć, a nie się przyglądać. - Johnie, kim był ten święty mikołaj na korytarzu? Wyglądał miło, słuchaj, ale jak on coś to ja wiesz, ja tego konia dla ciebie znajdę i na nim przyjadę, bo kopać w głowę, nie ma problemu. Znaczy może zamiast konia to krowę albo lamę, dobra, bo koni to ja się nie tak, ze boję, bo wiadomo, co to się konia bać, ale odczuwam zawsze lekki dyskomfort...
Bablanina toczyła się swoim typowym, żywym bytem między jednym i drugim, nieszczególnie przejmując się tym, że nikt jej w sumie nie słuchał. Rzadko kiedy jej to przeszkadzało, a mózg Billego przyjemnie się przy niej relaksował. Dał założyć na siebie bandaż, złapać pod ramię i wyprowadzić z gabinetu, chociaż nie spuszczał wzroku z Johna, który był... inny. Co to było, komornik jego? Zaginiona rodzina? Kochanek, którego porzucił z trójką dzieci?
- W samochodzie? Jak pies? - zaprotestował, bo dzisiaj na oddziale dziecięcym mieli dzień z Królem Lwem i on nie miałby nic przeciwko udawaniu Pumby. - I muszę jeszcze znaleźć mój plec-...
Urwał, kiedy John się zatrzymał i o, znowu święty mikołaj.
Fenton.
Felix.
- Ferdynand! - wciął się żywo, jak Osioł ze Shreka, kiedy żaden z nich niczego przez dłuższą chwilę nie powiedział. - Miło poznać. Albo niemiło. Miło? - spojrzał na Johna, nie wiedząc po której stronie barykady stanąć, ale boleśnie wbijające mu się w łokieć palce wystarczyły, żeby się przymknął. Wziął kluczyki zdrową dłonią trochę jeszcze podejrzliwie wodząc wzrokiem między nimi, ale nawet on był w stanie pojąć, że pora się ewakuować, co też grzecznie zrobił.

/zt

@Fenton O'Connell
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Felix Hoenikker
Awatar użytkownika
43
lat
178
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
- Miło mi również.
Odprowadził chłopaka wzrokiem, z dziwnym ściśnięciem w klatce odnotowując jak swobodnie się tutaj czuł, co widać było po jego swobodnych ruchach i tym zagadnięciu pielęgniarza, który wcześniej określił go słowami "To Billy". Nie wyglądał ani na lekarza, ani na stażystę. Może więc faktycznie był-... Urwał ten tok. Nie będzie szedł w tę stronę, nie zniży się do tego poziomu.
- Dobrze cię widzieć - powiedział w końcu miękko, wracając wzrokiem do twarzy Fentona, który miał tam wypisane wszystko, co mieściło się w kategorii proporcjonalnie odwrotnej do "dobrze cię widzieć".
Fenton wyraźnie nieszczególnie miał ochotę się odzywać, Felix więc zamiast tego zmniejszył jeszcze dystans między nimi, żeby móc przyklęknąć i podnieść upuszczoną wcześniej opaskę. W kropki. Uniósł na ten widok kąciki ust i wyprostował się, wyciągając ją w stronę mężczyzny.
- Przyjechałem tu na parę dni na wykłady i konsultacje - pociągnął starając się utrzymać lekki ton, starając się nie myśleć o tym zmęczonym, rozjechanym Fentonie, którego stan sprawiał, że Felix czuł się jakby go potrąciło auto. Albo jakby mógł się pod jakieś w każdej chwili rzucić. Idiotyczne, jak można się o kogoś martwić, tak głęboko i szczerze po tylu latach, jak ciężko jest stłumić odruch opiekuńczego złapania za ramię.
Naprawdę tak myślał. Że dobrze go widzieć. Serce mu pracowało tak szybko, że gdyby nie znał swojej kondycji to obawiałby się, że jest o krok od zawału. Ale pojawiło się też w jego klatce piersiowej to znajome ciepło, które kazało mu czekać, które kazało mu ciągnąć rozmowę i szukać jakiegokolwiek kontaktu.
Ile czasu minęło? Dziesięć lat odkąd się rozstali. A mimo tego i mimo faktu, że Fenton miał teraz brodę, więcej zmarszczek i to zmęczone życiem, a nie ciężką nocą spojrzenie, Felix czuł, jakby ostatni raz widzieli się raptem parę dni temu. Jakby to wszystko, co się zadziało było tylko... chwilą.
- Nie wiedziałem, że tu jesteś.

@Fenton O'Connell
Mów mi Janek.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: medyczne wątki, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego, ale pasują do fabuły..

Podstawowe

Fenton O'Connell
Awatar użytkownika
41
lat
185
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
Fenton był specjalistą w niepanikowaniu. Na tym polegała cala jego praca. Na nie panikowaniu. Bycie lekarzem na oddziale ratunkowym wymagało zimnej krwi i wyboru najlepszej ścieżki w obecnej sytuacji. Bycia tu i teraz. Szybkich rąk i szybszych nóg gdy pacjent nagle przechyla się przez barierkę wymiotuje na twoje nowe trampki. Szybkich decyzji od których zależy ludzkie życie. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy jego zimna krew jest naturalnym stanem czy wyuczoną umiejętnością, ale cokolwiek to było zawiodło właśnie na całej lini. Gdyby Fenton miał terapeutę, ten pewnie uprzejmie wyjaśnił by mu, że ten lag mózgu którego właśnie doświadczył był spowodowany nie dopuszczeniem do siebie emocji związanych z tą sytuacją. Nieprzeżytej żałoby po relacji która się skończyła. Żałowania podjętych decyzji. Faktu, że do cholery, wystarczyło, że na niego spojrzał i znów miękł jak masło w pełnym słońcu.
-To nie moje - powiedział patrząc na wyciągniętą w jego stronę opaskę, bo najwyraźniej do szkoły medycznej przyjmują kompletnych idotów. Jęknał głośno i potarł twarz, załamany własnym komentarzem i złapał za opaskę.
- Wiem - przyznał, na jego wyjaśnienie co tu robi, w końcu on nie bez powodu się ukrywał. Trochę go ubodło, że Felix nie wiedział, że Fenton tu pracuje. W końcu wciąż coś tam publikował. No ale ważny pan Pumbernikiel przecież nie będzie się przejmował jakimś podrzędnym lekarzem z Angli nie? Na pewno nie oglądałby po nocy nagrań konferencji na który Fenton występuje.
- Och. To wyjaśnia czemu się zgodziłeś - burknął złośliwie, ale zaraz się opanował. Zachowywał się jak rozwydrzone dziecko, naprawdę powinien mieć więcej klasy. Zaczął nerwowo bawić się opaską.
-Kondolencje z powodu ojca - powiedział w końcu, nie patrząc na niego.

@Felix Hoenikker
Mów mi Aleks. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię sure.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Przekleństwa. Próby samobójcze, seks drugs and rockandroll..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Felix Hoenikker
Awatar użytkownika
43
lat
178
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
W przeciągu tych paru sekund wydarzyło się tyle rzeczy, które Felix potem trawił kolejne parę dni, próbując to wszystko sobie jakoś logicznie wytłumaczyć. W sposób jakikolwiek, który by nie kręcił się wokół tematu ciepłych uczuć.
Uniósł tylko brwi, gdy usłyszał "to nie moje" i musiał zacisnąć mocniej wargi, żeby nie uśmiechnąć się szerzej.
- Jasne, właściwie tu nigdy nie było żadnej opaski - skomentował, nad twarzą panując, ale do głosu dopuszczając rozbawienie, które narastało mu w klatce piersiowej. To nie mogło być dziesięć lat, miał wrażenie, że to jęknięcie słyszał raptem wczoraj po śniadaniu, kiedy Fenton jeszcze pozbawiony porannej dawki kofeiny znowu wsadził obie nogi w jedną nogawkę spodni, gdy próbował się ubrać.
Jedno, krótkie "wiem" wystarczyło, żeby przestał na chwilę oddychać, ale nie zabolało nawet w połowie tak bardzo, jak kolejna zjadliwa uwaga, na jaką pozwolił sobie Fenton. Zasłużył na to, pewnie na jakimś poziomie mu się należało, nawet jeżeli to nie do niego należała ostateczna decyzja o zakończeniu ich znajomości, nawet jeżeli to Fenton trzasnął mu drzwiami w twarz i kazał przestać rujnować jego życie.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, a napięcie, które przy tej krótkiej wymianie opaski na chwilę zniknęło, teraz znowu rozsiadło się na jego karku. Podrapał się po policzku, po raz pierwszy odrywając na chwilę wzrok od Fentona, żeby spojrzeć gdzieś nad jego ramieniem. Miał nadzieję, że będą mogli po prostu... porozmawiać. Zawsze do siebie przecież wracali, tak? Dał sobie spokój z próbą nawiązania kontaktu, kiedy Fenton nie odpisał na któregoś z rzędu maila i przestał odbierać jego telefony. W porządku. Ale miał nadzieję - właściwie zakładał - że po tylu latach po prostu będą mogli zachować się jak dorośli.
A potem padła ta uwaga o jego ojcu i znowu mu zaszumiało w uszach. Jego ojciec był podrzędnym sprzedawcą, wiadomość nie była więc ani głośna, ani powszechna, ani też łatwa do znalezienia. Raz tylko jeden z uniwersytetów odwołał jego wykład i wiadomość pisana była pewnie przez jakiegoś studenciaka, bo zamiast ogólnego sformułowania o "powodach osobistych" napisał dosadnie o stracie ojca oraz kondolencjach. Ale skąd Fenton miałby trafić na tę informację...
- Dziękuję. - Nie dopytał o tego dzieciaka, nie zapytał o opaskę. Kolejnego pytania zdusić nie umiał. - Gdzie o tym usłyszałeś?
Gdyby Fenton miał pojęcia ile frustracji kosztował Feliksa fakt, ze tamten nie miał nawet pół grama konta na kontach społecznościowych może poczułby się trochę lepiej. Przez rok, ten rok kiedy jeszcze próbował z nim nawiązywać kontakt sporadycznie, szukał jakichkolwiek informacji o nim online. Dostawał skrawki historii od wspólnych znajomych, czasem wyciągał coś z artykułów, ale to zawsze było za mało.
Po roku, kiedy znów upił się późną nocą googlując jego nazwisko, dał sobie spokój. Ze wszystkim. Obiecał sobie, że skończy z tym, bo robi się to niedorzeczne, a jego doprowadza do szaleństwa.

@Fenton O'Connell
Mów mi Janek.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: medyczne wątki, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego, ale pasują do fabuły..

Podstawowe

Fenton O'Connell
Awatar użytkownika
41
lat
185
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
Merlinie, jak on śmiał. Jak on śmiał być poukładany i spokojny i ha ha taki zabawny. Przecież wiedział, że Fenton ma zero samokontroli i instykntu jeśli chodzi o niego. Raz w życiu mu się postawił. Raz. I o mało nie przypłacił tego "niefortunnym wypadkiem". Zaczynała w nim bulgotać dobrze znana irytacja. Już miał mu wyjaśnić, że musi iść, ale padło pytanie.
- Z facebooka twojej siostry - palnął bezmyślnie, patrząc przez szybę czy Billy nie ukradł mu przypadkiem samochodu, albo czy nie próbuje zrobić czegoś głupiego, ale z miejsca w którym stał nie było widać odpowiedniej części parkingu.
Rozważał pojechanie na pogrzeb. Naprawdę rozważał, już nawet miał dzień wolny i siedział w samochodzie z garniturem w pokrowcu niedbale rzuconym na tylne siedzenie. Powstrzymała go ulewa. Jedna z największych ulew tego roku, zakorkowała wyjazd z takiej dziury jak Eastbourne. Uznał to za znak.
I to nie tak, że nie miał mediów społecznościowych. Nie miał niczego pod swoim imieniem i nazwiskiem - może poza numerem ORCID ale niezależnie od tego co próbują wam wmówić wychudzeni doktoranci to nie są media społecznościowe.- ale miał konto z gustownym kwiatkiem na profilowym którego używał do zapisywania postępów w candy crush i oglądania transmisji różnych wydarzeń. Różnych paneli naukowych. Różnych wykładów. I ich odwołań. Możliwe, że też wyjaśnił w kilku krótkich i treściwych słowach co sądzi o podawaniu tak prywatnych wiadomości w publicznych notatkach. W prywatnej wiadomości oczywiście. Z jednej strony chciał jak najszybciej stamtąd wyjść. Wrócić do domu, może napić się wystarczająco, żeby zapomnieć że Felix w ogóle istnieje. Ale nie umiał, coś trzymało go w miejscu. Nie umiał odmówić sobie poprzebywania w jego obecności jeszcze chwili, choć jednocześnie miał ochotę rzucić mu się w ramiona i kopnąć go w piszczel.

@Felix Hoenikker
Mów mi Aleks. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię sure.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Przekleństwa. Próby samobójcze, seks drugs and rockandroll..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Felix Hoenikker
Awatar użytkownika
43
lat
178
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
- Ach, tak - mruknął, chociaż to dziwnie przyjemne ukłucie nie zniknęło, bo Dani nie miała przecież szeroko rozbudowanej społeczności na tym przeklętym medium. - Mi przykro z powodu twojego ojca.
Nigdy do końca nie przepracował śmierci swojego rodzica z dwóch bardzo ważnych powodów. Po pierwsze, rozmawiał z nim w sumie pięć razy od momentu, kiedy tamten wyrzucił go z domu. Wiedział, bo liczył i po każdej z tych rozmów musiał wracać do siebie przez tydzień, bo był albo wściekły albo przerażony albo na skraju załamania z powodu tego, jak łatwo skreślił go ktoś, kto był dla niego swego czasu najważniejszy na świecie. Po drugie, ojciec nie żył, a matka jeszcze tak, jeżeli więc w coś miał pakować energię to wolał poświęcać ją relacjom z żyjącym rodzicem. Do dziś pamiętał jak różne podejścia do rodziny z początku ich znajomości z Fentonem obaj mieli i jak wiele komfortu oraz wsparcia dawał mu Fenton rozumiejąc, kiedy wyrzucony z domu Felix z rozpaczy i wściekłości ciskał talerzami w ścianę i rozwalał sobie pięści o ścianę.

Tęskniłem za tobą.
On pewnie też skoro wie o śmierci ojca.
Będę w mieście parę dni, może pokażesz mi najlepszą restaurację w mieście?
Czemu miałby to zrobić, nie odpowiedział na żadną z twoich wiadomości, ani nie odbierał telefonu.
Jak się czujesz? Wyglądasz fatalnie, martwię się.
Czy rozstał się z tamtą blondynką...?
Nie masz przypadkiem ochoty na kawę?
Z tobą? W życiu.

Podchodził do tematu z każdej strony i na wszystko miał natychmiastową odpowiedź dla samego siebie. Minęło dziesięć lat. Gdyby chciał...
- Nie będę cię zatrzymywać - powiedział w końcu, widząc jak tamten znowu ucieka wzrokiem w bok w kierunku parkingu i uśmiechnął się smutno. - Mam wykłady w auli głównej pojutrze i dwa dni potem na uniwersytecie w Brighton. Gdybyś chciał posłuchać. I kilka wolnych wieczorów - dodał, sięgając po telefon z klapki którego wyjął wizytówkę i wyciągnął ją w stronę Fentona. - Miło byłoby spotkać się na lunch albo kolację, jeżeli udałoby ci się znaleźć trochę czasu, ale zrozumiem jeżeli... - Odchrząknął, schował telefon z powrotem do kieszeni. - Dobrze było cię zobaczyć - powtórzył mając nadzieję, że Fenton mu wierzy i podał mu rękę na pożegnanie, zdając sobie sprawę z tego jak idiotyczne jest siedzące mu gdzieś w trzewiach pragnienie chociażby tego minimalnego kontaktu fizycznego z O'Connellem.
Kiedy tamten ruszył w stronę parkingu Felix odwrócił się na pięcie do głównego wyjścia czując, że na wieczornej kolacji z dyrektorem szpitala wypije jednego drinka więcej, niż planował.
A potem w hotelowym barze jeszcze z cztery.

/zt

@Fenton O'Connell
Mów mi Janek.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: medyczne wątki, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego, ale pasują do fabuły..

Podstawowe

Fenton O'Connell
Awatar użytkownika
41
lat
185
cm
Lekarz
Techniczna Klasa Średnia
Spotkanie po latach kogoś kogo znałeś od prawie dzieciaka jest zawsze dziwne. Na logikę wiedział, że on się zmienił i Felix się zmienił. Zmarszczki, już wyraźne, których pamiętał zaledwie zarys, potencjał na trzydziestoparo letniej twarzy, przypominały mu o tym jak dobrze znał każda minę, każdy uśmiech i każde zmarszczenie brwi. Wiedział skad te zmarszczki się wzięły nawet jeśli go przy tym nie było. Jeansy które pewnie były nowe, jednak Fenton mógł się założyć o swoją prawą rękę że na metce widniało Hiut denim, bo Felix był dziwnie patriotyczny i gdy zaczął zarabiać prawdziwe pieniądze nie szczędził sobie na ubrania. Ani perfumy, ale dziwnym trafem zamiast subtelnej, znanej nuty Sauvage Diora, czuł coś nieznanego, bardziej... Lekkiego? Zawsze zakochiwał się beznadziejnie i na całego, chłonąc jak gąbka informacje o osobie którą kochał. Szkoda tylko że z jakiegoś powodu to nigdy nie wystarczyło.
- Mój żyje... - zaczął, zdezorientowany jego komentarzem, szczegolnie że akurat gdy stary o'connel kopnie w kalendarz to przeczytasz o tym w the sun. I o tym jak jego siódma żona płakała na pogrzebie, w gustownej kreacji z odkrytymi plecami. Zrozumiał o co mu chodziło zanim Felix powiedział na głos swoje "Dlatego mi przykro".
Zacisnął usta, bo to go autentycznie rozbawiło ale nie chciał dać Felixiowi ten satysfakcji. Zawsze szczycił się tym jak łatwo było mu rozbroic zły humor Fentona. Już mu przecież powiedział że wiedział o wykładzie i widział czemu tu był i po co mu to mówił, wcale nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Teraz gdy wiedział że Felix przyjechał tu bez wiedzy o tym że Fenton tu pracuje i ten wcale nie musiał siedzieć w schowku pół dnia, bo nikt go nie szukał i o niego nie pytał ( poza ludźmi którzy zwykle go szukają i o niego pytają, którzy i tak swoją drogą go znaleźli)
- Hej, 1990 dzwonił, chciałby swoje gadżety z powrotem - powiedział, unosząc brew gdy ten wyciągnął do niego wizytówkę ale wziął ją ostrożnie.
Podał mu rękę. Rękę. Spokojny i opanowany. Fenton miał ochotę go udusić. Naprawdę? Naprawdę tylko on był wciąż zraniony i rozemocjonowany? Tylko on nie wyobrażał sobie jak po wszystkim co ich łączyło mogli znowu jak gdyby nigdy nic pójść razem na obiad i co? Powspominać stare czasy? Pośmiać się z tego, że gdy ostatnio się widzieli Felix zjawił się w jego życiu po dwoch latach kompletnej ciszy radośnie oznajmił że w jego szpitalu w Stanach jest dla niego praca i mogą być razem on jest gotowy.
- mhm - powiedział tylko, odwracając się na pięcie i wyszedł bez pożegnania. Wrzucił wizytówkę do najbliższego śmietnika. Znał ten numer na pamięć, nie potrzebował żeby Billy położył na nim łapy.
Wsiadł do samochodu i aż jęknął widząc swoje odbicie w lusterku. O nie. Zwykła duma nie pozwoli mu tak tego zakończyć. Nie pozwoli żeby to siano na głowie i sińce pod oczami były ostatnim co Felix zapamięta. Westchnął i spojrzał na Billy'ego.
- William, zadam ci teraz pytanie i jeśli zgodzisz się odpowiedzieć i nigdy więcej o tym nie wspomnieć kupię ci nowa konsolę - powiedział poważnie i poczekał aż ten przytaknie.
- Ten twój znajomy co prowadzi barber shop I zawsze wyżera moje kapary. Będziesz w stanie umówić mnie z nim na jutro? - zapytał, po cichu już żałując kiedykolwiek poznania Williama, Felixa a przez przedłużenie urodzenia się.
/zt
Mów mi Aleks. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię sure.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Przekleństwa. Próby samobójcze, seks drugs and rockandroll..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Odpowiedz