Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Nadzieja. Podobno dobrze się jej trzymać, ale jeśli jest złudna… to może być zgubna. Harper powinna to wiedzieć i – w oparciu o doświadczenia z Hazel z poprzednich lat – pozostać przy utrzymywaniu muru, który wokół siebie wytworzyła, szczególnie względem siostry. Byle tylko nie zawierzyć się głupiej nadziei, bo chodziło przecież o coś, na co nie miała najmniejszego wpływu, to znaczy o wolę i poczynania drugiego człowieka. Przy czym mowa o tak niezależnej i nieodgadnionej w swym postępowaniu jednostce jak Hazel Judy Pearson. Z jakiegoś jednak powodu nie umiała nie zaryzykować dania jej szansy, kiedy ta otwarcie o nią poprosiła. Zresztą, ileż kurwa można się od wszystkich odgradzać…
No więc Harper miała nadzieję – co nie oznaczało, że łapała się jej ze ślepą ufnością. Miała nadzieję, przy tym starając się zachować głowę na karku oraz pewną ostrożność, aby nie pozwolić niepostrzeżenie tej nadziei przerodzić się w oczekiwania, których niespełnienie oznaczałoby kolejny emocjonalny zawód. Zachowywanie głowy na karku w jej wykonaniu objawiało się przez pewną sztywność, momentami wręcz urzędowość w kontakcie z siostrą… choć ostatecznie chyba najważniejsze, że ten kontakt w ogóle się odnowił. Na razie bardzo symbolicznie, owszem, ale się odnowił – zaś Judy, tak jak obiecała, również na razie nie znikała.
Jednak coś było nie tak i Harper nie wiedziała już, czy to kwestia tego jej zachowawczego dystansu… czy czego.
Poza tym, że obecnie panująca aura pogodowa była dość ponura – by nie powiedzieć przytłaczająco przygnębiająca – blondynka odczuwała także niepokój wynikający ze znalezienia się w okolicy… dość specyficznej – by nie powiedzieć obskurnej i strasznej. Na co dzień, nie mając ku temu wyraźnego powodu, nie zagłębiała się w tą dzielnicę – jak chyba większość myślących zdroworozsądkowo ludzi, którzy mieli inny wybór. Obrzeża Devonshire nie były jej obce, szczególnie te od strony wybrzeża (z wizytówkowym molo na czele), lecz niejaka kwintesencja tej okolicy nie zachęcała do jej zgłębienia. Niemniej dzisiaj przemierzała kolejne zapyziałe ulice, by finalnie dojść pod adres zamieszkania podany jej przez Hazel. Czuła się… nieprzyjemnie bezbronnie, mimo że prawdopodobieństwo wyolbrzymienia tych wszystkich pogłosek o tym, co tu się nie działo, było spore; zapewne dla własnego komfortu psychicznego miała zaciągnięty na głowę kaptur, część twarzy przesłoniętą grubym szalikiem a jedna z jej dłoni zaciskała się w kieszeni na małym opakowaniu z gazem pieprzowym.
Pod właściwy numer udało jej się dojść bezpiecznie i bez zaczepek, nawet mijani przez nią dwaj starsi panowie siedzący przed drzwiami wejściowymi na klatkę zupełnie ją zignorowali. Bardzo jej z tego powodu ulżyło.
Minutę później wciskała dzwonek już bezpośrednio do drzwi mieszkania siostry, uprzednio tylko ściągnęła kaptur by ta mogła ją poznać, jeśli patrzyłaby przez wizjer. Miała ze sobą solidną papierową torbę, a w niej słodkie, musujące wino, opakowanie truskawek (błogosławiony import z ciepłych krajów, albo jakichś szklarni, cholera wie – bo ona nie sprawdziła), mleczną czekoladę, słone krakersy i dwie bagietki czosnkowe. Liczyła, że Hazel nie będzie wybrzydzać. I że za chwilę jej otworzy – w końcu były umówione.

@Hazel Judy Pearson
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Hazel Judy Pearson
Awatar użytkownika
27
lat
175
cm
Rysownik komiksów
Prekariat
Nigdy nie przypuszczała, że będzie w stanie tak wiele zrobić dla podtrzymania więzi rodzinnych. Przecież nie słynęła, z rzetelności ani niczego takiego. Właśnie dlatego, a może przede wszystkim dla tego nie rozumiała własnego zachowania. Chęci utrzymania relacji, jaka była naprawdę trudna, a do tego kwestii, dlaczego zaprosiła ją właśnie, do siebie. Miejsca tak silnie bronionego przed całym światem. Miejsca, w jakim większość przestrzeni stanowiły jej pracę, a cała aranżacja wnętrza została podyktowana właśnie jej fanaberią. Przecież jak inaczej można było nazwać salon, jaki nie przypominał salonu? Jedyne, co zdradzało ten podły fakt, to telewizor na jednej ścianie, dwa fotele w rogu pomieszczenia, przy jakim stał mały stolik i style. Reszta była jedną wielką pracownią. Przy oknie biurko zawalone papierami. Obok stolik kreślarski, na jakim piętrzyły się mniej lub bardziej udane prace. Ściany zaś obstawione były niczym innym jak tym udanymi pracami. Każda przedstawiała coś innego. Tryptyk morderczy, ostatnie dzieło na zamówienie (prace gore połączone, z soft porno), czy choćby portrety osób dla niej ważnych. Od przypadkowych ludzi, jacy okazali się być naprawdę wspaniałomyślni, a kończąc na tych, co naprawdę wiele wnieśli, do jej życia. Gdzieś tam pomiędzy niedokończone pracami również znajdowały się jej wspomnienia. Prace przedstawiające ostatnie spotkania, wydarzenia, z jej życia czy choćby emocje zamknięte gdzieś pod pozorem kolejnego nic nieznaczącego malowidła. Idźmy dalej. Jedynymi normalnymi pomieszczeniami była łazienka oraz coś, co kiedyś miało być kuchnią, lecz nigdy nią sie nie stała przez wzgląd na jej wielki anty talent kulinarny. Sypialnia na szczęście przypominała już połączenie pracowni szalonego kapelusznika. Niby normalna, lecz wiele drobnych rzeczy wskazywało na jej dość częste odwiedziny oraz intensywne prace twórcze. Koniec końców gdy ktoś mówi, o mieszkaniu Judy, to mówi o psychiatryku czy może przedszkola, w jakim wiecznie walają się przybory, do dziecięcych gryzmołów. Nawe teraz gdy spodziewała się gościa, nie sprzątała zbytnio przez wzgląd, iż w tym chaosie dobrze się odnajdywała. Wiedziała, gdzie czego szukać, a co najważniejsze wszystko miała pod ręką. Właśnie dlatego ograniczyła się jedynie, do kosmetyki umożliwiającej chyba normalne spędzenie czasu.
Wreszcie usłyszała dzwonek. Ten natomiast wyrwał ją z zamyślenia. Drgnęła nieznacznie i dopiero po chwili ruszyła w stronę drzwi, jakie otworzyła bez zaszanowania. Jakoś nigdy nie obawiała się tutaj mieszkać więc i tym razem rozwarła wrota, o jakie się oparła i zlustrowała gościa spojrzeniem.
-Aż tak strasznie?- Spytała, z wyraźnym rozbawieniem wymalowanym na twarzy jednocześnie robiąc jej miejsce, by mogła schronić się w jej mieszkaniu. Judy nie mogła się oprzeć uczuciu, że jej siostra popadła w jakąś paranoję skoro wyglądała niczym ofiara przemocy w rodzinie chodząca po ciemnych uliczkach bez mesjasza i ciemnych uliczek czy jak, to tam szło.
@Harper Pearson
Mów mi . Piszę w 3os, czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Za fabuły

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Wcale już nie trzymała się usilnie niechęci wobec starszej Pearson, ale raczej też nie cieszyła się jakoś wyjątkowo, gdy ją widziała. Tym razem – biorąc pod uwagę pewien stres biorący się ze specyficznego otoczenia – odczuła ulgę i może właśnie także jakąś drobną radość, gdy zostały jej otworzone drzwi, a w nich pojawiła się Hazel.
Nie będę kłamać, bywałam w przyjaźniejszych okolicach – odpowiedziała niby markotnie, chociaż z subtelnym, żartobliwym uśmieszkiem na ustach. Jak by nie patrzeć, podczas tego nie tak długiego spaceru pod tą konkretną kamienicę nie spotkało jej nic nieprzyjemnego, chodziło głównie o pewną aurę lekkiej grozy, wynikającą po części z aparycji większości budynków oraz dzielnicy ogólnie, a po części z tych wszystkich nasączonych wspomnieniami przemocy historii z działu ”co takiego nie działo się w Devonshire”.
Zaraz wytarła buty dokładnie o wycieraczkę i przekroczyła próg mieszkania. Z jej ruchów nie biła szczególna pewność siebie; Harper była poniekąd skrępowana tym, że odwiedza siostrę w jej domu. Niby nic wielkiego, ludzie przecież wzajemnie zapraszają się do siebie i nie jest to nic z zasady wyjątkowego… Cóż, w przypadku ich dwójki miało to miejsce pierwszy raz, mimo że były rodziną – i biorąc pod uwagę ich relację, blondynka czuła się zwyczajnie lekko nieswojo, wchodząc do prywatnej przestrzeni Hazel. Bardziej pasowało do nich spotykanie się na świeżym powietrzu, w otoczeniu o wiele bardziej neutralnym, choć nadal dość odosobnionym. Niestety aktualna pogoda średnio sprzyjała przesiadywaniu na zewnątrz, a gdy młodsza Pearson wyobraziła sobie, że miałaby pójść ze straszą do jakiejś kawiarni, aż zmarszczyły się jej na to brwi – ciężko powiedzieć dlaczego, jednak w tej wizji zwyczajnie coś nie stykało. No więc mieszkanie.
Przyniosłam coś do przegryzienia i do napicia się – zaczęła jakoś tak niezręcznie po tym, jak już pozbyła się odzienia wierzchniego i chyba wypadało wejść głębiej. – Chyba najlepiej… zaniosę to do kuchni? – zaproponowała, wbijając minimalnie speszony wzrok w papierową torbę, którą na czas rozbierania odstawiła na podłogę, a którą teraz ponownie pochwyciła do jednej z rąk. Szkoda, że torba nie mogła pozostać jej głównym obiektem zainteresowania podczas przemieszczania się do wspomnianej kuchni – raczej za daleko by w ten sposób nie zaszła, szczególnie że nie znała rozkładu pomieszczeń; ostatecznie jakże dzielnie uniosła oczy, najpierw na siostrę, a potem nieśmiało na wnętrze. Pozwoliła sobie pójść w głąb mieszkania intuicyjnie, chyba że Hazel zaproponowała, że ją poprowadzi.
Już w kuchni znalazła kawałek wolnego blatu, gdzie ustawiła swoje dary, a następnie zaczęła je po kolei rozpakowywać. – No więc mam coś słodkiego, czyli truskawki i czekoladę. Coś słonego, czyli bagietki czosnkowe i krakersy. I znowu coś słodkiego, znaczy wino, chociaż smakuje może trochę jak oranżada… Dasz jakieś, nie wiem, kieliszki albo szklanki? – Skupiła się w pierwszej kolejności na przyniesionych produktach, usilnie starając się zignorować to, że w jej wyobrażeniach też średnio pasowało do nich wspólne siedzenie, jedzenie i picie przy okazji jakichś pogaduszek. Chyba chodziło o to, że zwyczajnie… mimo pokrewieństwa krwi, obecnie były dla siebie w jakimś sensie obce. I chyba należało postarać się to zignorować i jakoś zmienić.
Po rozlaniu musującego wina do jakiegoś rodzaju szkła, jedno naczynie podała siostrze, a drugie ujęła w obie dłonie. – To może… oprowadzisz mnie? Czy coś? – zapytała, wracając jasnym spojrzeniem do drugiej twarzy i uśmiechnęła się blado.

@Hazel Judy Pearson
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Hazel Judy Pearson
Awatar użytkownika
27
lat
175
cm
Rysownik komiksów
Prekariat
-Serio?- Spytała, będąc lekko zbitą, z tropu. Mieszkała tutaj na tyle długo, aby nie odczuwać strachu, a wprost przeciwnie. Nie musiała zamykać drzwi. Nie musiała odczuwać strachu, ponieważ usłużni sąsiedzi zawsze byli obecni, a każda anomalia była raportowana. Tak jak Harper. Wiedziała, o jej przyjściu już w chwili gdy pojawiła się na osiedlu. Wszędobylski monitoring zadziałała, a będąc poinformowanym, kogo mają wypatrywać, dały znać, ze taka osoba właśnie przemyka w cieni niczym jakiś chory zboczeniec czy ktoś w tym rodzaju. Właśnie, za to Judy kochała swoich sąsiadów. Byli niezawodni, a zarazem nie zadawali zbędnych pytań. Ba nawet w pewien sposób dbali, o jej młodszą siostrę, a lokalny element dobrze wiedział, że nie może spaść jej włos, z głowy, ponieważ w innym wypadku ona Judy zrobi im z tyłka jesień, z dupy średniowiecza. -Ok?- Odpowiedziała niepewnie. Wszystko, to było spowodowane faktem, iż po raz pierwszy gościła ją u siebie. Po raz pierwszy od wielu lat niebyłą sama w swoim własnym świecie, a wprost przeciwnie. Miała tutaj swoją siostrę. Jedyną osobę, jaką kochała na tyle, by mogła wtargnąć w jej życie, bez większego problemu. Osobę, jakiej wskazała kierunek w stronę tego, co kiedyś było kuchnią, a teraz? Teraz, to jedynie zapuszczona przestrzeń, w jakiej robiła jedynie kawę oraz mniej lub bardziej skomplikowane drinki. Przecież nigdy na dobrą sprawę jej nie używała. Nie umiała przecież gotować, a skoro żyła w 21 wieku, to korzystała z owego faktu, ile się tylko dało. Zamawiała jedzenie, czy też po nie wychodziła. Dziś jednak nie planowała takich ekscesów. Nie wiedziała przecież, co też jej siostra chciała zjeść. Nie znała jej mimo wielu lat spędzonych razem. Bez słowa wyciągnęła, z szafki jeden kieliszek oraz szklankę, jakie szybko umyłaby pozbyć się zalegającego kurzu i bez słowa podsunęła w stronę siostry, szurając po blacie. Bez słowa poczekała, aż szkło zostanie napełnione i prawie natychmiast, odruchowo wzięła szklankę, a na jej ustach zagościł nieznaczny uśmieszek. -Kuchnie już znasz...- Wyjaśniła, ruszając przed siebie w stronę salonu, jaki okazał się być zagraconym pomieszczeniem, w jakim 90% zajmowały, różnego sortuj obrazy, tryptyki, czy zamówienia, a ostatnie dziesięć procent stanowiło umeblowanie. Judy wykonała nieokreślony ruch dłonią i stwierdziła -Salon. Miejsce bólu, nadziei i nieukończonych prac.- Ruszyła dalej, w stronę sypialni gdzie główny wątek stanowił nic innego jak prace bardziej intymne. Portrety osób naprawdę jej bliskich, czy tych, jakie wpłynęły na jej życie. Było ich mnóstwo, lecz na ścianie widniał tylko jednej tryptyk przedstawiający znajomą twarz. Twarz Haprer. -Sypialnia. Miejsce, gdzie nic się nie dzieje przez wzgląd na moje nudne życie- Wyjaśniła beztrosko i ruszyła dalej, ku łazience gdzie zamiast prac na płótnach znalazło się coś innego. Obraz namalowany na ścianie. Wyglądał niczym szalejący wiatr na jakiejś wyspie skandynawskiej. Na kolejnej ścianie, tej gdzie znajdował się prysznic, znajdował się szkic nowej pracy, przedstawiający tajemniczą postać w kościele ora tą drugą. Niewyraźną. Bez słowa Judy ruszyła dalej w stronę wejścia, przez jakie musiała przejść jej siostra, a tam na ścianach można było ujrzeć obóz treningowy przypominający ten z Mulan czy innej bajki Disneya. -Tyle- Wyjaśniła, z rozbrajającą szczerością, jaką szybko zamaskowała przytuleniem siostry. Tak, Judy miała gdzieś czy ta się wzdrygnie czy też nie. Potrzebowała bowiem jej bliskości. Pragnęła tulić tą kobietę, do siebie. Chciała poczuć jej ciepło. Musiała przecież wiedzieć, ze jest ona prawdziwa. Bo co jeśli nie była? Co jeśli była jedynie marą? -Wiesz, ze wiedziałam, że przyszłaś?- Spytała, z lekkością odstępując od niej, jednocześnie łapiąc ja za dłoń i prowadząc, do salonu nadal dzierżąc przy tym szklankę w dłoni. -Ta dzielnica nie jest taka zła. Wszyscy tutaj dbają, o siebie a obcy są szybko weryfikowani. Wiesz... Nie stało Ci się nic, ponieważ opisałam, Cię lokalnemu folklorowi. Obiecali, że nie spadnie Ci włos, z głowy... W innym przypadku nasz mały układ szlag by trafił.- Wyjaśniła, mimo iż nikt jej nie prosił, o to jednocześnie wskazując dłonią jeden, z wolnych foteli, jakie posiadała. -Miło, że jesteś.
@Harper Pearson
Mów mi . Piszę w 3os, czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Za fabuły

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Mimo, że ”kuchnię już znała”, i tak rozejrzała się po niej; jednak w pierwszej chwili skupiła się na rzeczach, które przyniosła, a potem na rozlaniu musującego wina – bo uznała, że od niego najlepiej zacząć. Tak na rozruszanie, może na przełamanie jakichś niewidzialnych barier, w końcu alkohol jest od tego zdecydowanie najlepszy. Idąc za tą myślą, pociągnęła większego łyka ze swojego kieliszka (który – podobnie jak szklankę siostry – wypełniła prawie po brzegi), a dopiero potem poszła za Hazel.
Przez salon oczywiście przechodziła w drodze do kuchni, ale wtedy jedynie przebiegła spojrzeniem po ogólnym wrażeniu, jakie robiło to pomieszczenie. Teraz dała sobie więcej czasu na przyjrzenie się poszczególnym elementom wnętrza. Chociaż część wyeksponowanych prac wywoływała w blondynce jakieś poczucie grozy, to jednocześnie poczuła także pewną ciekawość i chęć podejścia do każdej pracy z osobna, by z bliska się jej przyjrzeć, poświęcić chociaż tą minutę czy dwie dla każdego z dzieł siostry. Jednak zapomniała o tej chęci (przynajmniej na ten moment) po osobliwym komentarzu. – Bólu? W sensie… twórczego? – dopytała, by zaraz potulnie ruszyć do kolejnego pokoju.
Po zmianie lokalizacji i kolejnym skrótowym opisie, młodsza Pearson niekontrolowanie parsknęła cichym śmiechem z nosa – po pierwsze dlatego, że te beztroskie słowa Hazel potraktowała jako taki raczej żart, po drugie dlatego, że sama sobie pomyślała coś zabawnego. – Ja to bym nawet chyba nie chciała, żeby w mojej sypialni się coś działo, gdyby ze ściany spoglądała na mnie surowo moja siostra – zażartowała, o dziwo tak odruchowo, że nie zdążyła ugryźć się w język i przemyśleć, że może było to trochę nie na miejscu. Raczej powinna docenić fakt, że została namalowana, a choć praca nie ukazywała jej z fotograficzną dokładnością, to ewidentnie oddawała to, jak Harper wygląda. I jak często patrzy. Chłodno i surowo, co miało ukryć jej smutek – który finalnie i tak w jakimś stopniu bił z jej jasnych oczu.
Speszona po tym, jak doznała tego małego samouświadomienia, popiła znowu ze swojego kieliszka (bo wybrała się na tą wycieczkę z nim w dłoni) i podreptała do łazienki. Tutaj tylko milcząco popatrzyła po ścianach, pokiwała lekko głową i w ślad za siostrą przeszła z powrotem do przedpokoju. Już myślała, że będą zbierać się z powrotem do salonu i kompletnie dała się wziąć z zaskoczenia temu przytuleniu. Początkowo mimowolnie zesztywniała, lecz za chwilę się rozluźniła (jako tako) i jedną ręką nieśmiało objęła plecy Hazel… Nie, to zdecydowanie było wciąż nieco zbyt dziwne i w duchu odetchnęła, gdy minęło. Za to bez oporu dała się poprowadzić za rękę do ”miejsca bólu, nadziei i nieukończonych prac”
Okej, czyli… gdybym tu przyszła niezapowiedziana, jednak mogłoby mi się coś stać? – zapytała, unosząc jedną brew wyżej. – Czyli moje obawy wcale nie były takie zupełnie bezpodstawne… – mruknęła jeszcze, bardziej do siebie, aczkolwiek na głos, więc był to temat jak najbardziej do dyskusji.
Miło, że jesteś.
Już to wcześniejsze przytulenie w pewien sposób ją dotknęło, ale dopiero te słowa jakoś zmiękczyły jej serce. Chyba dlatego, że słowa było przyjąć o wiele łatwiej niż dotyk, szczególnie niespodziewany. – Ja… też się cieszę – przyznała, a na jej usta wstąpił subtelny, wstydliwy uśmiech. Za chwilę schowała go za kieliszkiem, z którego napiła się ponownie, po czym przeniosła spojrzenie z Judy na jedną z jej prac, przy której akurat stała.
Czyli tym się zajmujesz? Nie nudzi ci się? No wiesz, w sensie… Pewnie zarabianie i utrzymywanie się ze sztuki to całkowicie co innego niż tworzenie dla własnej przyjemności? – zagadnęła, wpatrując się w obraz, ale myślami na moment odlatując gdzieś indziej. W końcu sama stała przed jeszcze nie ostatecznie podjętym wyborem, co zrobić ze swoim życiem – i myślała dokładnie o tym, aby uczynić swoją pasję także swoim zawodem. I bała się na zapas możliwego wypalenia w przyszłości.

@Hazel Judy Pearson
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Hazel Judy Pearson
Awatar użytkownika
27
lat
175
cm
Rysownik komiksów
Prekariat
-Kto powiedział, że zajmuje się jedynie tym?- Odpowiedziała, pytaniem na zadane pytanie uśmiechając się przy tym, z dziwną lekkością malująca się na twarzy. Starsza, z sióstr mała naprawdę wiele za uszami, a tym bardziej gdy przebywała w swoim małym sanktuarium. Obwarowanym przez tutejszy folklor, niepisane zwyczaje, zasady czy przysługi. Wszystko, to sprawiało, że to miejsce miało własny charakter. Było na swój sposób czymś mitycznym, a zarazem przerażający. Prawie tak samo jak prace Judy oscylujące w tematyce post mortem. Tym właśnie zajmowała, się w wolnych chwilach gdy nie pracowała na tak zwanym etacie. Teraz jednak nie miała ochoty zajmować się swoimi pracami, skoro miała przed sobą żywą istotę. Tak dobrze jej znaną, a zarazem obcą. Osobę, dla jakiej poświęciła wiele ze swojego życia by później wszystko, to co znała porzucić. Teraz jednak było inaczej.
Tu i teraz.
Siedziała przed nią. Była bliska, a zarazem naprawdę daleko, mimo wszystko przez ułamek sekundy, złudną chwilę, czy co tam jeszcze można uznać, była naprawdę bliska. Wystarczył jeden uścisk, słowo, wyznanie. Wszystko, to pozornie błahe składało się na wypadkową tego gdzie się znalazły. Rysowniczka po raz kolejny przesunęła leniwym spojrzeniem, po znajomej sylwetce w duchu przyznając jej rację. Gdyby tylko jej młodsza kopia miała świadomość, że okolica wcale nie była tak bezpieczna, a cały obraz, jaki przed nią kreowała, był jedynie obłudą? Mimo wszystko Judy zanotowała w myślach, aby potwierdzić status ochronny, jej siostry na tyle, aby mogła ona przychodzić tutaj bez duszy na ramieniu. Oczywiście wszystko miało swoją cenę. Ile będzie musiała zapłacić? Nie miała pojęcia. Zresztą, czy to ważne? Najważniejsze będzie bezpieczeństwo tej niewinnej, małej istotki, jaką miała przed sobą. Nadal przecież w jej oczach Harper była jedynie małą dziewczynką nijak nieradzącą sobie, z wieloma aspektami życia. -Uwierz mała. Wolę, abyś Ty spoglądała na moje nudne życie seksualne, a nie demony przeszłości goniące za moją sztuką, a może i mną- Wyjaśniła, nawiązując, do jej wcześniejszych słów uprzednio wbijając spojrzenie w wino, jakie tamta przyniosła. Ciecz zdawała, się być zwyczajną mieszanką alkoholu, wody i innych składników potrzebnych, do produkcji. Jednak dla wybujałej wyobraźni starszej przez chwile była niczym wielkie morze czekające na zdobywcę, który je przepłynie. Widziała zbyt dobrze dzikie fale miotające wszystkim, co stanęło na ich drodze. Fale potrafiące zmieść wszystko i wszystkich, przy większej ilości promili napędzających kołowrót zniszczenia.
-Jednak to nie miejsce ani czas na takie rozmowy- Podsumowała, to co obie dobrze wiedziały. Przecież jej mała siostrzyczka nie przyszła tutaj, aby słuchać, o demonach prześladujących artystkę, a tym bardziej miała gdzieś wszystkie inne problemy. Przyszła tutaj w konkretnym celu, jakim było najprawdopodobniej polepszenie ich relacji rodzinnych. -Wiesz, że mam coś dla Ciebie?- Spytała, odstawiając nienaruszony trunek na najbliższe sprzyjające ku temu miejsce, a następnie ruszyła, do najnudniejszego miejsca w swoim domu. Wróciła, po paru minutach dzierżąc w dłoni coś, co na pierwszy rzut oka przypominało album. -Dobrze wiesz, że nie przepadam za takimi rzeczami, jednak dla Ciebie zrobię wyjątek.- Wyjaśniła w chwili gdy znalazła się tuż przy siostrze, dzięki czemu pozwoliła sobie na usadzenie czterech liter nader blisko niej, jednocześnie przy tym kładąc album na jej kolanach. Album jak sama nazwa wskazuje, był czymś, co przechowuje wspomnienia. Istnym reliktem przeszłości gdzie zawarto ułamek ich wspólnego życia, gdy były radosnymi nieświadomymi wszystkiego dziećmi. Właśnie ten urywek ich historii starsza, z sióstr przechowywała mimo tych wielu lat. Niby nic, a jednak wiele mówiło, o jej podejściu nie tylko, do rodziny, lecz właśnie, do tej małej istotki.
Przez lata jednak tak wiele się zmieniło.
Teraz jednak obie mogły powrócić, do tych beztroskich chwil. Od pierwszego zdjęcia, jakim okazało, sie być dawno zaginione usg, przez pierwsze lata ich życia, kończąc na chwili gdy wszystko poszło paść się na łączkę... Każda karta nosiła swoisty ładunek emocjonalny, będący uzupełniany anegdotami spływającymi, z ust starszej. Opowiadała ona swej mniej doskonałej kopii, to co wydarzyło się w chwili powstawania tego dzieła, później czy wcześniej. Tak po prostu. Nie wiedząc, czy tamta słucha tych bredni, a raczej wspomnień wyrytych wspomnieniu bądź co bądź dziecka, jakim wtedy była.
@Harper Pearson
Mów mi . Piszę w 3os, czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Za fabuły

Odpowiedz