HARPER JOSIE PEARSON & WINNIE THE POOH - KLASA L
Chociaż to Puchatkowe spłoszenie się było nieoczekiwane (może brzmi głupio, ale czasem naprawdę da się to wcześniej wyczuć), to jednak wypadło na tyle delikatnie, że nie zachwiało nawet za bardzo równowagą Harper, która świeżo po zakłusowaniu miała w siodle dobrą, stabilną pozycję. Stęp był najbardziej statecznym chodem, wobec czego dawał jeźdźcowi świetną okazję do poprawienia swojej sylwetki w o wiele bardziej sprzyjających okolicznościach — a blondynka nie omieszkała z tego skorzystać, dlatego w tej chwili naturalnie jej ciało zabrało się z tym niespodziewanym ruchem konia. Dzięki temu Harper była w stanie zadziałać niemal od razu, wewnętrzną łydką podpierając wierzchowca i niejako spychając go z powrotem na pierwszy ślad — aczkolwiek nie na długo, bo po wyjechaniu na długą ścianę już mieli odbijać do wnętrza czworoboku.
Mając aktualnie niezaprzeczalnie lepszą kontrolę nad własną postawą mogła precyzyjniej poprowadzić kasztana pomiędzy swoimi pomocami przez łagodne łuki wężyka, i choć nadal brakowało mu (czy raczej im razem) nieco pewności w poruszaniu się po linii nieograniczonej przez ścianę (a niebędącej standardowym kołem), Pearson czuła, że tym razem nakreślili figurę znacznie bardziej podobną do tej wzorcowej. Przy okazji dzięki wyginaniu się, którego wymagał wężyk (więc i ona wymagała tego od Puchatka (chociaż jej podejście było nadal łagodne, a jej pomoce
prosiły zamiast bezlitośnie
egzekwować)), mogła uzyskać od wałacha całkiem stabilne oparcie na zewnętrznej wodzy od wewnętrznej łydki, a to z kolei sprawiło, że wracając na ścianę w K, para poruszała się w nie najgorszej harmonii ze sobą nawzajem. W efekcie zagalopowanie, do którego zaczęła Winniego przygotowywać i które zainicjowała wraz z wejściem w narożnik, mogło wypaść zarówno pilnie i spokojnie. Harper miała na uwadze to, że jej podopieczny wcześniej był w galopie najpierw nieco osowiały, dlatego postarała się o wystarczające rozbudzenie go w tym wyższym chodzie już od pierwszych foule, wyjeżdżanych przez nią z zaangażowaniem od dosiadu i aktywizowanych impulsami od wewnętrznej łydki.
Na środku długiej ściany, podobnie jak miało to miejsce na prawo, skierowała swojego pięknego rudzielca na koło, pilnując równomiernego tempa oraz stałego, dość subtelnego wycięcia. Niestety podczas jazdy nie oświeciło jej co do lepszego zaplanowania przejścia w dół, natomiast tym razem pilnowała samej siebie, żeby nie dawać wałachowi sprzecznych sygnałów — zatem powrót do kłusa, choć znów został przez nią umiejscowiony na linii prostej i przez to mógł wypaść trochę sztywniej, z drugiej strony nie okazał się aż tak nieskładną katastrofą. Małe spięcie Pearson była w stanie przepracować niewątpliwie szybciej i przede wszystkim bardziej elegancko.
Na tej ostatniej prostej (mimo, że nie była dosłownie prostą) postarała się w miarę aktualnych możliwości wyciągnąć z kłusa Puchatka jak najwięcej dobrego; dbała o jego zaangażowanie w ruch, łydkami na jego bokach wspierając pracę jego zadnich nóg, a dosiadem niejako wysyłając wytwarzaną przez nie energię w przód. Dłonie prowadziła miękko przed siodłem i nie kombinowała przesadnie na wodzy, jeśli nie zachodziła taka potrzeba. Od ściany odkleili się trochę przed E, zjeżdżając na linię prostopadłą do B, by w B mogła zabrać go na zakręt w prawo — była skłonna nieco te zakręty spłycić za cenę łatwiejszego utrzymania impulsu, podobnie zresztą jak z zakrętem przed A na linię środkową. Na niej przyłożyła się do tego, aby zachować swój środek ciężkości na środku siodła, zaś łydkami wspierać boki konia równomiernie, licząc na to, że ta końcówka przejazdu nie pozostawi po sobie tak samo koślawego wrażenia jak jego początek.
Na kilka metrów przez X rozpoczęła oczywiście przygotowanie do zatrzymania, by w punkcie środkowym móc zamknąć wałacha pełną paradą bez utraty równowagi, bez spięcia i bez opóźnienia. Finalny ukłon wykonała znacznie spokojniej niż ten pierwszy, po czym z uśmiechem na ustach posłała Winniemu łydkę do stępa, jednocześnie rozluźniając dłoń trzymającą obie wodze, co pozwoliło im się wydłużyć, a także pochylając się nad jego szyją, którą doceniająco poklepała. Wiedziała, że to ona zawaliła, ale z Puchatka była dumna, bo mimo wszystko dzielnie znosił jej spięcie oraz szczególnie początkową niekonsekwencję — więc po opuszczeniu czworoboku jak najbardziej zasłużył na kostkę cukru jeszcze z siodła, tak w ramach nagrody i przeprosin zarazem.
@Winnie the Pooh