Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey pozwolił sobie nie komentować jej słów na bieżąco. W ten sposób starał się, żeby nie wytrącić jej z równowagi. Chciał, żeby blondynka mogła przekazać mu w pełni to, co chciała. Jego komentarze po jej każdej wypowiedzi mogłyby to utrudnić. Zatem skupił się na słuchaniu i wyczytywaniu tego, co autentycznie Harper próbowała mu przekazać. Na pewno w momencie zadawania tego krótkiego pytania, nie zdawał sobie sprawy, że jej argumentacja będzie tak złożona i zasadna. Spencer wcale jej nie oczekiwał, pytał raczej z czystej ciekawości i raczej nie spodziewał się takiego zmieszania z jej strony. Jeszcze w międzyczasie zakodował sobie, że będzie trzeba to wszystko wyprostować, bo czymkolwiek kierowała się Harper, to jednak nie szło jej z tym najlepiej. Albo może raczej nie przychodziło jej to łatwo. Tak więc gdy padło już to końcowe pytanie, to brunet przez krótką chwilę milczał, układając pod tą czupryną kolejność wątków, które miał do przerobienia.
- Po kolei, może zacznijmy może od… „Boże”? Wiesz, że to nie jest spowiedź. Ani przesłuchanie. Nie musisz się stresować. Ani mówić czegokolwiek, co jest dla ciebie niekomfortowe. Nawet jeżeli widzisz jakieś flagi i wydaje ci się, że one mogą być dla mnie niewidoczne - zaczął mówić, koncentrując się na jej postawie. Sam brzmiał bardzo spokojnie i swobodnie. Ani swoim zachowaniem, ani swoimi słowami nie chciał powodować w niej dyskomfortu, ale on chyba, tak czy inaczej, pojawiał się w blondynce, o czym świadczył sposób przekazywania przez nią informacji. W ostatnim zdaniu udało mu się nawet nawiązać, do jej przedostatniej wypowiedzi, która dla niego miała mieć ostrzegający wydźwięk. Jakby Harper myślała, że będzie w stanie uświadomić go w jakiejś kwestii, która nie była dla niego zbyt jasna. Jednak Harvey nie wyglądał, jakby był zaskoczony czymkolwiek, co usłyszał o tej pory. Chyba jego poziom świadomości, z którą wchodził w ten „związek”, był naprawdę na wysokim poziomie.
- Teraz w kwestii „obojętności”, to… Harper, nie możesz mówić takich rzeczy. To jest zakazane… to jak mówienie imienia tego, którego nie wolno wymawiać. Chcesz sprowadzić na nas nieszczęście? Albo czy jesteś pewna, że jesteś na tyle odważna, by mówić to na głos? - zaczął mówić, podchodząc do tego drugiego tematu z humorem i nawiązując do określenia, które prawdopodobnie znał każdy Brytyjczyk. Chociaż delikatny uśmiech nie schodził z jego twarzy, a on cały czas wpatrywał się w jej oczy i całościowo wydawał się lekko rozbawiony, na pewno nie był spięty, to jednak pod tą zabawną formą miało wybrzmieć swego rodzaju ostrzeżenie. Pamiętał, że on powiedział coś podobnego, jednak jego słowa wybrzmiały w nieco innych okolicznościach. Takich, które wtedy w jego umyśle prowadziły do czegoś konkretnego. Więc, czy właściwym było mówienie teraz o braku obojętności? Albo inaczej, czy to było bezpiecznie? Bo w odpowiedzi Harvey mógł zapytać skoro nie jestem ci obojętny, to jaki jestem? Wolał tego nie robić, skoro już jego jedno pytanie wywołało taki popłoch, lepiej było nie ryzykować z następnym. Ogólnie nie zwracał jej uwagi, że te słowa były nieodpowiednie, tylko raczej na ich wagę i to czy ona będzie w stanie ją udźwignąć.
- Tak więc Hallie - przeszedł dalej, do kolejnej kwestii, którą należało odhaczyć i która była chyba głównym celem ich rozmowy. Przynajmniej celem, do którego dążyła Harper, a przynajmniej tak mu się wydawało. W tym momencie Spencer wziął głębszy wdech i ponownie odwrócił twarz, by spojrzeć przed siebie. Nie, żeby przed nią uciec. Nie było widać po nim żadnego skrępowania, tylko bardziej, żeby zebrać wszystkie swoje myśli i przedstawić je tak, jak to rzeczywiście wyglądało. - Czy liczę na to? Raczej nie. Czy gdzieś może tlić się we mnie taka nadzieja? Trudniejsza odpowiedź… Hallie jest świetna. Ma super osobowość, zabawne poczucie humoru, jest niezaprzeczalnie piękna. To jest dziewczyna, w której po prostu mógłbym się zakochać, ale... przeczucie mi podpowiada, że nie powinienem. I staram się o tym pamiętać, chociaż nie zawsze mi to wychodzi. Bo ja nie jestem taki i czasami są takie momenty, kiedy te wszystkie założenia uciekają mi z głowy… Nieważne, w tym, że nie powinienem nie chodzi mi tylko o to, że ona wprost ustaliła takie warunki, bo zdaje sobie sprawę, że za tym stoi coś lub ktoś, ale wydaje mi się też, że nawet jeżeli byłaby taka autentyczna możliwość to... - zaczął mówić bez ogródek. Nie bał się wprost nazwać tego, co Harper sprytnie ukryła pod słowami może dla Hallie coś się zmieni. Wiedział, że chodziło o przejście na wyższy level, na wyższy poziom zaangażowania, a ponieważ żyli jakby w związku, łączyła ich bliskość i fizyczność, a trzymali dystans jedynie w kwestii uczuć, to było oczywiste, że blondynce chodziło o to, czy liczył na to, że Hallie w końcu poczuje do niego coś więcej, zakocha się w nim. Jednak odpowiedź na to pytanie nie była taka prosta, żeby mógł rzucić tak albo nie i mieć to z głowy. Ponieważ w tym całym temacie tak naprawdę chodziło o dwie ważne kwestie - uczucia i rozsądek, a one w przypadku Harvey’ego i tej całej sytuacji, w którą się wplątał, przyjmowały kompletnie inne stanowiska.
- Myślę, że w tym przypadku los trochę sobie ze mnie zażartował... stawiając na mojej drodze odpowiednią osobę w nieodpowiednim czasie - wypowiedział te słowa bez jakiegoś cienia żalu, a po chwili nawet uśmiechnął się lekko. Jakby ten fakt go lekko rozbawił, chociaż całkowicie nie było tutaj z czego się śmiać. Jednak podejście Spencera do jego życia uczuciowego zdążyło już trochę zmeinić się od ich randki w ciemno, stąd też te reakcje, które mogły wydawać się niewspółmierne do toczonej rozmowy, jednak były one jak najbardziej szczere. - Moim zdaniem każdy ma do przeżycia trzy miłości w swoim życiu. Nie chodzi mi o to, że to muszą być koniecznie trzy inne osoby, bo równie dobrze ta miłość może ewoluować z jedną osobą, albo z drugiej strony, że to będą tylko trzy osoby, bo ktoś może potrzebować więcej czasu na którąś z tych miłości… tylko bardziej o to, że każdy musi przeżyć trzy różne etapy miłości. I właśnie te etapy różnią mnie i Hallie... ale to już moja własna, głębsza filozofia, czego zapewne nie potrzebujesz ani nie chcesz słuchać... - Gdy zaczął mówić, to wyglądało właśnie trochę tak, jakby mówił o jakiejś swojej ideologii, w którą mocno wierzył. Poniekąd tak było, bo jego różne życiowe doświadczenia ostatecznie zaprowadzały go w miejsce, w którym był i z którym pogodził się w pełni. Jednak w czas zdążył jeszcze powstrzymać się, nim kompletnie odpłynął. Na koniec zerknął jeszcze na nią, by skontrolować jej reakcje, po tym, jak pozwolił sobie trochę za bardzo popłynąć w temacie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było chyba to, że nie wyglądał na przybitego, przejętego, nie martwił się, tylko cały czas delikatnie uśmiechał, chociaż to, co mówił pokazywało, że mógł mieć jakieś nadzieje - takie, na których pojawienie się nie miał wpływu - a jednocześnie dążył do wyjaśnienia tego, że zdawał sobie sprawę, że on i Hallie nie byli sobie pisani. Więc pytanie, czy był aż tak świadomy, żeby potrafić podejść do tego z należytym dystansem, czy aż tak pogubiony, by pod przykrywką brnąć w coś, co odgórnie nie miało sensu istnienia?

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Czekała na jego reakcję trochę jak na wyrok, choć niby nie groziło jej nic takiego wymiernego – i tak nie miała żadnej realnej relacji ze Spencerem, więc gdyby odebrał ją jako wścibską i kazał się jej odczepić, to w teorii nic nie traciła. Jednak sam nawet wcześniej powiedział, że wydawało mu się, że mogło być między nimi dobrze… i nie chciała zaprzepaścić na to szansy. Co prawda nie do końca była w stanie określić, co tak dokładnie się za tymi słowami kryło, bo jeśli granicę wyznaczać miała rzekomo jej strefa komfortu, to co gdyby okazało się, że ta granica wbrew pozorom leżała – albo dopiero mogłaby się przesunąć i w efekcie leżeć – dalej, niż on przypuszczał? Gdzie leżała jego granica? Takie pytanie zdecydowanie byłoby warto zadać, i to w obie strony, ale to wydawało się potencjalnie kłopotliwe, przynajmniej z jej punktu widzenia. Chociaż oszczędziłoby nerwów przy podejmowaniu pewnego ryzyka przy każdym kolejnym pytaniu o coś prywatnego, z jakiegoś powodu wolała pozostawać w nieświadomości. Jeżeli już wychodziła poza ”bezpieczne” wpisywanie ich we wrogie stosunki, ani nie zachowywali się wobec siebie jak kompletni nieznajomi… to chyba wręcz nie potrafiła wsadzić ich w jakikolwiek inny schemat. I nie chciała próbować.
Wewnętrznie w jakimś stopniu odetchnęła po tym, co powiedział, bo przynajmniej upewniła się w tym, że nie czekało na nią potępienie – natomiast brak potępienia jeszcze nie rozwiązywał w pełni problemu, z którym się mierzyła w tej rozmowie. – Mówisz, że nie muszę się stresować? Dzięki, Harvey, teraz wszystko będzie prostsze – odpowiedziała niemal automatycznie z cichym parsknięciem. Ten jej sarkazm wcale nie miał obruszonego, złośliwego wydźwięku; raczej próbowała zażartować – tak na rozluźnienie atmosfery dla siebie samej, bo zauważyła, że on nie był już jakkolwiek skrępowany odkąd wrócił do namiotu… Szybko zorientowała się, że skoro ona prezentowała o wiele bardziej spiętą postawę, to jej słowa mogły nie zabrzmieć żartobliwie, dlatego prędko odchrząknęła i odezwała się ponownie. – Nie no, okej, rozumiem o co ci chodzi i… dzięki, serio. Chociaż to właśnie wcale nie takie łatwe, ale… w jakimś sensie to trochę jednak faktycznie coś ułatwia – przyznała i uśmiechnęła się subtelnie na potwierdzenie… tylko po to, by za chwilę jej mina na powrót stężała wraz z początkiem jego następnej wypowiedzi. Na moment uciekła spojrzeniem w dół, lecz zaraz uświadomiła sobie, jakim tonem to mówił, oraz że właściwie to cały czas lekko się uśmiechał, a tych kilka zdań układało się w całkiem humorystyczną odpowiedź. Ostrożnie uniosła swoje jasne ślepia z powrotem na jego ciemne oczy, a kąciki jej warg drgnęły znów ku górze – może bez wielkiego przekonania, ale liczyły się chęci.
Nie chcę… sprowadzać na nas żadnego nieszczęścia – przyznała po słyszalnym zawahaniu, choć wątpliwości akurat co do tego wypadały dość… osobliwie. Poza tym pewnie raczej powinna odnieść się do tego ostatniego pytania, które zabrzmiało jak sprostowanie i miało już zupełnie inny sens niż to poprzednie. Zrozumiała, że to nie było takie karcące upomnienie, jednak to na upomnienie było prościej zareagować, czy bardziej obronić się przed nim – na pewno prościej niż zmierzyć się z tym, czy rozumiała możliwe konsekwencje tego, co powiedziała, i czy była na tyle odważna, aby celowo się na nie wystawiać. Nie wiedziała, czy jest na tyle odważna, bo nie wiedziała, czy rzeczywiście rozumie, czego ewentualnie mogłaby się spodziewać w efekcie. Nie miała pojęcia, co Harvey pomyślał po i o tamtych jej słowach. Niby wytłumaczyła, że jej brak obojętności łączył się z martwieniem się o niego i właściwie tylko do tego mógłby się sprowadzać… ale przecież nie było tak, jej nieobojętność nie kończyła się na czystej, bezinteresownej trosce. To znaczy jej troska sama w sobie była czysta, nie stał za nią żaden podstęp czy cokolwiek niemoralnego – Harper autentycznie się o niego martwiła, bo nie chciała jego nieszczęścia i cierpienia. Niemniej jej wypowiedź mimo wszystko nie wypadała w taki zamknięty sposób, który wskazywałby że jej intencje zaczynały się oraz kończyły jedynie na martwieniu się o jego dobro. I chyba mógł to wyłapać, jeśli jego komentarz był taki a nie inny – jednak jak widać dawał jej możliwość niejakiego wycofania się, więc może póki co lepiej było z tej możliwości skorzystać.
No i wreszcie przeszło na temat główny – to znaczy Hallie. Wcale nie było jej przyjemnie konfrontować się z tym, jaka Steel była świetna w oczach Spencera, lecz przecież liczyła się z tym, że mniej więcej coś takiego padnie z jego ust. Może niekoniecznie liczyła się z tym, że on nazwie ją odpowiednią osobą w nieodpowiednim czasie, bo to już było coś o wiele głębszego niż sam opis tego, co uważał w dziewczynie za dobre, pociągające cechy, no ale całościowo nie powinno jej tu nic zaskoczyć… chyba z wyjątkiem ogólnego podejścia bruneta, które kształtowało się jakoś tak… zbyt lekko? Oczywiście nie miała wrażenia, że bagatelizował tą sytuację, w której się znalazł, aczkolwiek pod tym względem jednak spodziewała się po nim czegoś innego.
Czemu uważasz, że miałabym nie chcieć o tym słuchać? – zapytała od razu, gdy tylko on się wstrzymał, czyli bez większego przemyślenia; i wcale nie pragnęła się dowiedzieć, czemu tak uważał, bo generalnie chodziło jej o to, aby po prostu kontynuował. Odchrząknęła więc i pospieszyła z dopowiedzeniem, co miała na myśli. – Znaczy no, ciężko pewnie powiedzieć, na ile tego potrzebuję… ale jeśli chciałbyś mi to wszystko wyjaśnić… to mi wyjaśnij – poprosiła łagodnie, wpatrując się w niego wprawdzie bez żadnej przejmującej emocji wypisanej na jej buzi, choć wcale nie pusto. Już i tak zdążyła powiedzieć tą zakazaną rzecz, to znaczy przyznała się, że Harvey ją obchodził – w takim czy innym sensie, tego nie sprecyzowała a on o to nie spytał, więc nie było to obecnie najistotniejsze. I może niejako się z tego wycofała, jednak słowo się rzekło a jej motywacja tak czy siak wybrzmiała. Również ona zadała mu pytanie rozpoczynające całą tą rozmowę, a później kolejne, które dążyło do rozwinięcia tematu. Gdyby nagle uznała, że nie powinna się interesować tym, co Spencer mógłby mieć jej do powiedzenia, to byłoby strasznie niespójne. Wprawdzie nikt nie twierdził, że Harper była spójna wewnętrznie, albo że przynajmniej dążyła do tego, aby taka być… ale chociaż zdążyła dojść do tego, że nie chce udawać przed sobą – ani przed nim – że on dla niej nie istniał. Bo istniał, i to na zbyt wielu płaszczyznach jednocześnie, by mogła się od niego odciąć i ani trochę nim nie przejmować. Już szczególnie nie teraz, kiedy leżał obok niej i przy tym wcale nie zamykał się na nią, tylko mówił do niej bez większych oporów. Nie wnikała więc nawet, czy ten brak oporów wynikał z ogólnej swobody, którą może mógł znów przy niej odczuwać – jak podczas ich rozmowy w trakcie dzisiejszej wycieczki – czy chodziło wyłącznie o pełne pogodzenie się z poruszaną kwestią, wobec czego nie mierzył się aktualnie z żadnymi przykrymi emocjami i był w stanie opowiadać o tym wszystkim komukolwiek, kto by zapytał. Skupiła się na tym, że chciała wiedzieć, a on chciał – bądź zwyczajnie mógł – mówić. Skoro to się zgadzało, na razie jeszcze nic innego nie miało dla niej większego znaczenia; gdyby czymś trzeba było się w tym kontekście martwić, to Pearson będzie się martwić później. Martwienie się na zapas i usilne zapobieganie możliwym komplikacjom – w jej wykonaniu i w odniesieniu do niego – kończyło się jak na razie każdorazowo beznadziejnie, dlatego może tym razem zmiana strategii przyniosłaby coś dobrego? Albo chociaż… byle nie przyniosła kolejnej katastrofy – tyle naprawdę by jej starczyło.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Skoro kwestie swobody w rozmowie i nieszczęścia, którego żadne z nich nie chciało, mieli już obgadane, to można było przejść dalej bez niepotrzebnego wracania do poprzednich tematów, które nawet nie były ich głównym celem dyskusji, a czymś, co wynikło wskutek wprowadzenia do właściwej rozmowy i raczej miało na celu poluzować atmosferę, niż ją jeszcze bardziej zagęścić. Obecnie najważniejsze pytanie brzmiało, czy Harvey chciał jej to wszystko wyjaśnić? Z naciskiem na to chciał. Raczej wątpliwe, że wybrałby sobie swoją byłą narzeczoną jako powierniczkę jego obecnych rozterek miłosnych. Nawet jeżeli jego stanowisko w tej sprawie wydawałoby się stabilne i dobrze określone, to jednak Harper nie była najlepszym wyborem do zwierzania się z tych spraw. Pewnie właśnie, dlatego przez moment pojawiało się w nim pewne zawahanie. Nie miał przecież pojęcia, dlaczego wnikała w ten temat. Jasne padło, że nie był jej obojętny. Ale ona też nie była mu obojętna, co starał się okazywać całym sobą, gdy odrzucił już te wszystkie negatywne emocje tyczące się ich wspólnej przeszłości. Jednak on nieważne, czy starał się być zwyczajnie uprzejmy, czy nawet ratować się humorem, to Pearson stale i uparcie wzbraniała się przed każdą interakcją z nim, która nie była konieczna. Więc, co zdążyło zmienić się od ostatniego ich spotkania? Wtedy też go unikała, na tyle na ile mogła udając, że przecież w ogóle nie znają się, skoro pomiędzy poprzednimi kilkoma ich spotkaniami nie było najmniejszej zmiany z jej strony. A przynajmniej takiej, która byłaby zauważalna z jego punktu widzenia, bo przecież nie miał pojęcia, co działo się w głowie Harper. Można by pomyśleć, że zmiany zaszły już wcześniej, bo przecież swobodnie rozmawiali na tym spacerze, jednak to była bardzo niewinna interakcja pomiędzy nimi, a teraz? Wchodzili na bardzo prywatny kawałek jego życia i chociaż sam Harvey nie miał oporów, by o tym mówić, to nadal nie rozumiał, dlaczego w ogóle o to pytała. I pewnie skoncentrowałby się o wiele mocniej na tym fakcie, gdyby nie to, że sam potrzebował to z siebie wyrzucić, a nie bardzo miał komu. Nie mógł porozmawiać o tym z Hallie, bo to chodziło o nią. Dawniej w takich sprawach mógł liczyć na swoją siostrę, ale z nią wolał nawet nie zaczynać tego tematu, bo spodziewałby się, że nim zdążyłby to wszystko dobrze wyjaśnić, to już zaczęłyby się krzyki. Zatem nie miał nikogo, komu mógłby się zwierzyć, a kto jednocześnie pozostawałby na tyle neutralny, by powiedzieć mu, czy to, co robił i jak myślał, miało jakikolwiek sens. A skoro ten ktoś się znalazł, to na chwilę mógł zignorować to, że była to Harper, której zapewne dla bezpieczeństwa ich obojga nie powinien tak blisko do siebie dopuszczać, i dzięki temu zacząć mówić.
- Więc… jest pierwsza miłość, zazwyczaj w młodym wieku, która raczej trwa krótko, a z perspektywy czasu zaczyna się ją podważać. Myśleć, że to nie była miłość, tylko zauroczenie albo zakochanie. Ale nią była. Tylko na tyle, na ile na tamtym etapie wiedzieliśmy, jak kochać… Druga miłość to ta najtrudniejsza. Przez nią się cierpi. Jednak ta miłość nas uczy i sprawia, że jesteśmy silniejsi. Zawiera w sobie skrajne emocje, cierpienie, dramaty, zniszczenia, zdrady, toksyczne zachowania, ale to jest właśnie miłość, która nas rozwija. Dzięki niej wiemy, czego chcemy, a czego na pewno nie chcemy… Trzecia miłość jest najbardziej dojrzała, ale przychodzi niespodziewanie, kiedy wcale jej nie szukasz. Nieważne, że masz obecnie inne priorytety w życiu. Nieważne, że teraz stawiasz na karierę, nieważne jak wielki mur postawisz przed sobą, on i tak zostanie zburzony. Nagle może okazać się, że ta osoba wcale nie jest w twoim typie, ale i tak możesz stale zatracać się w jej oczach. Dostrzegasz piękno w jej niedoskonałościach. Troszczysz się o nią, nawet nie wysilając się przy tym, bo to przychodzi samo, naturalnie, bo nie wyobrażasz sobie tego, że mogłabyś tego nie robić… - mówienie o „teorii” szło mu całkiem gładko i bezproblemowo. Oczywiście każdy miał inne doświadczenia, jeżeli chodziło o miłość i związki, więc można było powiedzieć, że to nie była uniwersalna koncepcja, jednak odpowiednio ją modyfikując, naprawdę można było dopasować ją do większości relacji. Dlatego też było widać, że brunet całkowicie wierzył w to, co mówił. Może dlatego, że najbardziej pasowały do niego te dwa pierwsze etapy? Przerobił nastoletnią miłość, która była krótka i intensywna, którą mocno przeżywał, jakby jego cały świat miał się skończyć, po czym jak poznał i zakochał się w Harper, to jego uczucia wydawały się kompletnie nieporównywane do tych wcześniejszych. Miał za sobą też ten dramatyczny okres, w którym nie był wystarczająco dojrzały, by poradzić sobie z problemami, z którymi przyszło mu się zmierzyć. Przez to wszystko, stając się wersją siebie, której sam nie lubił i która zamiast pomagać mu rozwijać jego miłość do Harper, tak naprawdę coraz bardziej niszczyła ich uczucie. Co ostatecznie sprawiło, że Spencer wplątał się też w inne relacje i związki bez jakiejkolwiek przyszłości, w których w sposób jawny dochodziło do wzajemnego wykorzystywania i agresji, co nasilało tylko wzrost toksyczności. A ona później objawiała się w różny sposób, bo nie tylko w tym początkowo przedmiotowym traktowaniu kobiet, ale później także w tym nachalnym dążeniu do swojego szczęścia z dziewczynami, z którymi to zwyczajnie nie mogło wyjść. Podsumowując, jego spokój i lekkie rozmarzenie, z którym mówił, o tym wszystkim nie wynikało z jego przeszłości, bo ją oddzielał już grubą kreską. W tej chwili myślał tylko o tym trzecim etapie, który miał być przed nim.
- Według mnie Hallie jest na tym drugim etapie. Ona chce, żeby miłość ją pochłonęła, żeby kompletnie się w niej zatraciła. Potrzebuje przeżyć tą najbardziej intensywną formę miłości, która będzie sprawiać jej ogromną radość, ale też ogromny ból. A potem pewnie ją przemieli i wypluje. Potrzebuje dowiedzieć się, czego tak naprawdę chce, a czego nie chce. A ja nie chcę być dla niej facetem, który jej pokaże, czego na pewno nie chce od życia. A takim stałbym się dla niej przez to, że jesteśmy na różnych etapach, mielibyśmy różne oczekiwania i wymagania, więc ostatecznie to i tak by się rozpadło oraz spowodowało nam obojgu wiele cierpienia - wrócił do mówienia bardziej na temat, czyli przerzucenia tej hipotezy na ich obecne życie. Hallie wspomniała podczas gry, że była tylko w jednym związku. Harvey dopowiedział, że on był przemocowy. Tak więc ta reakcja była połączeniem pierwszych dwóch etatów, ale całościowo w jego mniemaniu Steel nie dojrzała jeszcze do tego trzeciego. Jej wyobrażenie miłości było jeszcze wypaczone. Hallie uważała, że miłość to musi być tak ogromne uczucie, że straci dla niej kompletnie głowę. Nie rozumiała tego, że niestety samo uczucie nie wystarczy, przynajmniej nie na długo. Bo miłość to także troska, wsparcie, dbanie o drugą osobę, myślenie o niej, o jej uczuciach i emocjach, to słuchanie jej i zwyczajne bycie obok, kiedy tego potrzebowała. Czyli to wszystko, co teraz dostawała w pakcie ich otwartego związku od Harvey’ego, czego potrzebowała, jednak jeszcze nie przypisywała temu nadrzędnej wartości. Gdy brunet mówił o Hallie, to jego wyraz twarzy stał się na pewno o wiele bardziej neutralny. Nie lekko uśmiechnięty, jak to było wcześniej. To, że byli na tych innych etapach wcale mu nie pasowało, bo wiedział, że to wszystko skończy się tak, że Hallie będzie musiała przejść jeszcze przez coś naprawdę ciężkiego, nim w pełni zrozumie, czym dla niej właściwie jest miłość. A ponieważ Spencer nie chciał testować ich relacji pod tym względem, to nie pozostawało mu nic innego niż trwanie w tym układzie.
- Ja jestem już na tym trzecim etapie. Wiem, czego chce i czego potrzebuje, a czego nie. I już nie łudzę się, że spełnienie wszystkich warunków i wymagań zagwarantuje mi miłość. Nie czekam na swój ideał. Czekam na kogoś, kto jeżeli nawet nim pozornie nie będzie, to dla mnie stanie się nim razem ze wszystkimi swoimi wadami, błędami i ranami życiowymi. Bo po prostu ja tak będę czuł - podsumował na sam koniec. O dziwo powrót do mówienia o sobie sprawił, że to chwilowe napięcie, które go ogarnęło z pojawieniem się tematu Hallie, ponownie go opuściło. Całościowo wyglądało to, jakby Harvey był głęboko i szczerze pogodzony z własnym losem oraz liczył, że to wszystko może jakoś ułożyć się… samo. Bez jego większej pracy czy zaangażowania. Chociaż to nie do końca tak, że brunet czekał, aż życie samo z siebie mu się ułoży. Nagle spotka dziewczynę, wszystko będzie pasować, nie będzie żadnych problemów i w końcu spełni swoje życiowe pragnienia o wielkiej miłości i szczęśliwej rodzinie. Nie był, aż tak głupi, tylko wiedział, jakie zachowania i postępowania nie przybliżają go w żaden sposób do jego celu. - No i… ja też już nie chcę walczyć. Nie mówię, że nie chcę walczyć o miłość, bo o to warto walczyć. Ale nie chcę już walczyć z tą drugą stroną. Wierzę w to, że to wszystko powinno przyjść samo. A nie tak, że ja będę kogoś namawiał do swojej wizji miłości, szczęścia, rodziny, życia, to powinno być dla nas jasne i wspólne. A jeżeli nie jest, to wracamy do początku, czyli nawet jeżeli to jest odpowiednia osoba, to nie jest odpowiedni czas. Dojrzałem już na tyle, by mieć świadomość, że na to nie mam wpływu. Nie przekonam nikogo, ani żeby mnie pokochał, ani żeby miał takie same pragnienia życiowe, jakie ja mam. To po prostu musi samo się wydarzyć i wtedy... nie będę z tym walczył, wtedy będę o to walczył, ale nie będę sam z siebie tego szukał, bo to powinno samo znaleźć mnie... - skończył mówić, a na sam koniec kąciki jego ust ruszyły delikatnie ku górze. Mówił o tym z niebywałym opanowaniem, jakby wcale nie mówił o swoim życiu uczuciowym, które jednak nie było w najlepszym położeniu. Bo podsumowując, był w otwartym związku z dziewczyną, z którą mógłby być w poważniejszej relacji, jednak zdawał sobie sprawę, że to nierozsądny pomysł. Niestety przy tym był świadom tego, że może nie być w stanie w pełni powstrzymać swoich emocji i uczuć, którymi obdarzał Hallie, bo on nie był typem człowieka, który nadawał się do takiego układu. Wszedł w niego, by częściowo zaspokoić swoje potrzeby dotyczące bliskości, jednak mając świadomość, że naraża się na coś, co po raz kolejny sprawi mu ból. Bo nie zakładał, że z jej strony mogłoby to rozwinąć się w coś na tyle prawdziwego, by razem mogli stworzyć prawdziwy związek. Rzeczywistość nie wyglądała tak kolorowo, ale Harvey żył chyba bardziej swoim wyobrażeniem i tym czekaniem, aż to niespodziewane w końcu w niego uderzy i wtedy będzie mógł zaangażować całego siebie i wszystkie swoje siły w relację, która w końcu będzie tą właściwą.
Na sam koniec przymknął swoje powieki i wziął głębszy wdech. Powoli wypuścił powietrze z płuc i ospale obrócił ponownie twarz w jej stronę. Jego uśmiech zmalał, chociaż jego wyraz twarzy wcale nie stał się poważny. Nadal był wyjątkowo łagodny, może nawet trochę beztroski. - Teraz powiedz mi... czy jestem bardzo naiwny? - zapytał na sam koniec. Bo przecież dlatego o tym wszystkim zaczął mówić, żeby dowiedzieć się, czy już całkowicie zwariował? Czy tak bardzo poprzestawiało mu się w głowie, że zaprzeczał samemu sobie? Czy może jednak to wszystko miało jakiś sens, a on nie postradał zmysłów? Czy jego plan był, aż tak bardzo przemyślany i dojrzały, czy w rzeczywistości kierował się jakimś utopijnym spojrzeniem na miłość, które było kompletnie nierealne?

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Ta teoria o trzech miłościach nie brzmiała jej w pełni obco – czyli możliwe, że już kiedyś gdzieś o tym słyszała lub czytała – natomiast samo jej wspomnienie nic jej nie mówiło, dlatego poprosiła o rozwinięcie. Gdyby opowiadał jej o tym ktoś inny, raczej byłaby po prostu zaciekawiona, jednak łatwo się domyślić, że w przypadku Harvey’ego za jej pytaniem stało coś więcej, choć może określenie, co to było konkretnie, nie przychodziło już aż tak łatwo. Jasne, dało się jej przypisać zmartwienie, troskę, przejęcie, ale przecież takie uczucia nie brały się z niczego, więc co właściwie za nimi stało? Czy ”brak obojętności” tłumaczył ją wystarczająco, kiedy sam nie był dokładnie wytłumaczony?
Całe szczęście Harvey nie pytał, więc blondynka nie musiała konfrontować się ze swoją motywacją; zamiast tego wsłuchała się w jego odpowiedź, pozwalając sobie przy tym nadal patrzeć na jego twarz z profilu, skoro on patrzył się w górę. Kolejnym sprzyjającym dla niej elementem w tym wszystkim było pełne skupienie na nim i na jego sytuacji, co oszczędziło jej prób umiejscowienia samej siebie na którymś z tych trzech etapów. Co więcej, chyba poczuła się na tyle swobodnie, by gdzieś w międzyczasie nieznacznie ugiąć kolana, a później stopniowo przechylać je do boku (do środka materaca). To pociągnęło do lekkiego obrotu jej biodra, a biodra pociągnęły także nawet lekko tułów, tak że finalnie ona cała była zwrócona w jego stronę – nieprzesadnie, bo nie leżała w pełni na boku, aczkolwiek nie była już względem niego w takiej zupełnie neutralnej pozycji na plecach. Znalazła się w specyficznym pomiędzy.
Gdy przekręcił głowę z powrotem w jej kierunku, a zaraz później padło to końcowe pytanie o jej osąd, jej mina skwasiła się delikatnie, i przez kilka następnych sekund Harper wpatrywała się w niego w taki sposób, jakby zdawała sobie sprawę, że musi skonfrontować go z nieprzyjemną prawdą. Teoretycznie cała ta jego beztroska w podejściu do tematu powinna jej sugerować, że cokolwiek by mu nie powiedziała, raczej go nie dotknie – co z jednej strony zachęcało do pełnej szczerości, lecz z drugiej… z jakiegoś powodu martwiło ją chyba jeszcze bardziej.
Szczerze mówiąc, to… myślę, że… tak – przyznała, po czym kąciki jej ust wygięły się wyraźniej ku dołowi. Oczywiście miała zamiar rozwinąć i uzasadnić swoją ocenę, ale potrzebowała dłuższego momentu na odpowiednie ułożenie sobie tego wszystkiego. – To znaczy, nie w kwestii tego podejścia że nic na siłę i nieszukania za wszelką cenę. Mi to też wydaje się takie… no, po prostu właściwe, żeby nie wywierać jakiejś presji. Ani na sobie, ani na osobach, które się spotyka, bo to raczej kiepsko się kończy – wyjaśniła, albo bardziej sprostowała w pierwszej kolejności, w trakcie uciekając spojrzeniem gdzieś w przestrzeń, bo tak było łatwiej. Zaraz zamyśliła się jeszcze na chwilę, aż wreszcie odchrząknęła cicho, wzięła jeden głębszy oddech i spróbowała się zmierzyć z tym, co miała do powiedzenia.
Tylko że w takim razie, jeżeli czujesz że Ty i Hallie jesteście na innych poziomach… znaczy, na innych etapach. I jeżeli mówisz, że nie chcesz być tym facetem, który jej pokaże czego ona nie chce w życiu, to jakby… jesteś z nią… na przeczekanie? – W teorii postawiła mu pytanie, w praktyce bardziej wskazywała na coś, co może było sporym spłyceniem ich relacji, choć w gruncie rzeczy wydawało się jej trafnym określeniem, które bez upiększania i załagadzania wytykało, że cały ten ich układ – szczególnie w zestawieniu do filozofii, którą Harvey się kierował – nie wypadał zbyt dobrze. Nie wypadał jak coś, w co pakuje się mężczyzna autentycznie pragnący relacji głębokiej i prawdziwej, a jednocześnie rzeczywiście do niej dojrzały. Pearson niby nie chciała mu tej niespójności wytykać, ale... może on tego nie widział? Inaczej chyba by nie zapytał o jej zdanie, więc ponownie odetchnęła ciężej i kontynuowała. – Wiesz, bo chodzi mi o to, że można się o kogoś troszczyć i być dla niego… ale jeśli nie widzi się z tym kimś swojej przyszłości, albo nawet nie chce się zaryzykować i pozwolić sobie się zakochać… to chyba lepiej… robić to z pozycji przyjaciela… – Chociaż jej wypowiedź nie była przykładem płynności, to Harper tym razem nie brzmiała na przesadnie zestresowaną; raczej dało się rozpoznać, że wszelkie przerwy są jej potrzebne zwyczajnie po to, aby dobrać odpowiednie słowa, tak żeby pewne siedzące w niej przeczucia ukształtować w myśli na tyle klarowne, by po wypowiedzeniu ułożyły się w sensowną – i zgodną z jej intencjami – całość. – I to już nawet nie tylko dlatego, że bycie w jakimś takim układzie i tak mimo wszystko niesie za sobą ryzyko zranienia, bo nad uczuciami nie ma się przecież do końca kontroli, ale też… albo wręcz przede wszystkim… Jeżeli uważasz, że dojrzałeś do tej trzeciej miłości, czyli czekasz na osobę, która będzie otwarta na coś naprawdę poważnego… to nie sądzisz że, będąc w tego typu relacji… uniemożliwiasz sobie, albo przynajmniej bardzo utrudniasz, trafienie na tą, której pragniesz? – po raz kolejny się zawiesiła, chwilą wymownej ciszy zachęcając bruneta do zastanowienia się nad tym, na co zwracała uwagę. Po raz kolejny też nie zrobiła tego po to, aby faktycznie zaczął jej odpowiadać – to znaczy mógł to zrobić później, gdyby czuł potrzebę do dyskusji, lecz aktualnie miała jeszcze coś do dodania przed pozostawieniem mu miejsca na jego wypowiedź. Dlatego, zanim zdążył się odezwać, ona to zrobiła. – Chyba lepiej być w pełni wolnym i otwartym na coś, czego się pragnie, niż w jakimś sensie… uwikłanym w coś, co po prostu możesz mieć, bo szukanie cię zmęczyło, a aktualnie tylko to coś jest dla ciebie osiągalne… Szczególnie, że to ci chyba nie wystarcza… – Całą tą końcówkę wypowiedziała rozpoznawalnie bardziej swobodnie, bo choć cały czas zastanawiała się po drodze nad konkretnymi wyrażeniami, to całościowo poczuła, że wiedziała, dokąd zmierza… aż powiedziała to ostatnie zdanie, którego wcale mówić nie planowała.
W jakimś takim popłochu odruchowo wróciła spojrzeniem do jego twarzy, jakby potrzebowała zbadać jego reakcję w obawie, czy go nieumyślnie nie dotknęła; nie miała intencji, aby w tej rozmowie wracać ani nawet nawiązywać do tego, co wydarzyło się podczas ostatniej imprezy. Nie chciała przypisywać mu tego, że czegoś mu brakowało, nawet jeśli miała powód, aby tak uważać – jego prośba, pocałunek oraz późniejsze wytłumaczenie. Czuła, że byłoby bezpieczniej, gdyby unikała jakiegokolwiek zahaczania o ten temat – i nieważne że czuła także, że wcale nie chce się od tego oddzielić i o tym zapomnieć. – Przepraszam, ja po prostu… naprawdę bym chciała, żebyś był… naprawdę szczęśliwy – wyrzuciła z siebie w ramach usprawiedliwienia, a jej głos znajdował się na pograniczu szeptu, bo w końcu to było „takie wstydliwe” do przyznania. Co z tego, że już życzyli sobie wzajemnie wszystkiego dobrego w życiu – ludzie czasem mówią takie rzeczy, bo takie rzeczy zwyczajnie się czasem mówi, jednak w jej ustach nie były to puste słowa. Nawet, jeśli obecnie nie byli ze sobą blisko, wobec czego Harper nie miała żadnego wpływu na to szczęście, którego dla niego pragnęła.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey wydawał się skrajnie otwarty jak na rozmowę o sobie i jednak na tak prywatne, związkowo-uczuciowo-przyszłościowe tematy. Sama w sobie ta otwartość nie była czymś, co powinno dziwić. Jednak sposób, w który Spencer całościowo przedstawiał sprawę, wydawał się dosyć beztroski. Co niezbyt łączyło się w parze z tym racjonalnym, dogłębnym przemyśleniem tematu. Jednak wnioski, do których dochodził, wcale nie napawały radością. Były raczej słodko-gorzkie. Mimo to brunet potrafił zachować do tego taki niezrozumiały dystans, jakby mówił o czymś czysto teoretycznym, a nie o własnym, dosyć poplątanym życiu. Co całościowo wyglądało trochę, jakby był naprawdę mocno zapatrzony w tę wizję. Jakby tak dogłębnie w nią wierzył, że nawet rzeczywiste, dotykające go szkody, nie działały na niego uświadamiająco. Sam siebie zakopywał w relacji, która nie miała żadnej przyszłości, z pełną świadomością narażał się na potencjalne zranienie (a z wiedzy, którą miała Harper, na takie które nastąpi prędzej czy później, bo jednak głowę Hallie zajmował ktoś inny) i co najgorsze robił to wszystko jeszcze z uśmiechem na twarzy.
Spodziewał się, a może nawet oczekiwał twierdzącej odpowiedzi na swoje pierwsze pytanie. Ona sprawiła, że kąciki jego ust na moment ruszyły bardziej ku górze, jednak nie chciał, żeby zostało to odebrane tak, że wyśmiewa czy umniejsza jej wypowiedzi, więc zaraz pohamował się. Mógł spodziewać się, że wypowiedź Harper nie będzie należeć do najkrótszych, więc gdy tylko zaczęła mówić, to on sam przekręcił się całkowicie na bok, by nie narażać swojej szyi na to permanentne skręcenie w bok. Jego jedna, zgięta ręka wylądowała pod jego głową, a druga przed nim na przestrzeni, która ich dzieliła, służąc za niewielkie podparcie do podtrzymania równowagi. Skoncentrował się na jej słowach, a spojrzenie skupił na jej twarzy i słuchał, nie chcąc przerywać czy jakkolwiek wytrącać ją w jej wątku. W końcu zapytał o opinię, a tym samym rozpoczynał dyskusje o przedstawionym przez siebie światopoglądzie, zatem teraz musiał jej sprostać.
- Nie musisz, nic się nie stało - powiedział niemal od razu, bez najmniejszego zawahania, gdy tylko przeprosiła i gdy dostrzegł zmianę w jej wyrazie twarzy. Rozumiał, że za tym wszystkim nie kryły się żadne złe intencje. Ani o podważenie tego, co jej opowiedział dla samego podważenia. Za wszystkimi jej tłumaczeniami krył się strach. Przed potencjalnym zranieniem czy stratą czegoś, co mogło mu umknąć. Ogólnie strach, a nie wścibskość, zawiść, zazdrość, czy jakiekolwiek inne, negatywne odczucie, które same z siebie sprawiałoby, że Harper chciała życzyć mu źle. Całkowicie wierzył w jej słowa, więc jeszcze uśmiechnął się do niej lekko i zaraz przeszedł do przerabiania tego tematu od samego początku. - Zauważ, że zapytałem, czy jestem naiwny, a ty sama nie próbowałaś tego podważyć, a nawet wydaje ci się, że moje podejście jest właściwe. Nie odniosłaś się do mojego postępowania w kontekście naiwności, tylko… logiki i racjonalizmu. Porównując to wszystko do ogólnie przyjętych schematów, w które utarło się, że powinniśmy wierzyć. Spodziewałem się takiej reakcji - zaczął temat od samego początku. Nie chodziło mu, żeby zwrócić uwagę na to, że za bardzo odbiegli od sedna. Tylko bardziej na to, że Pearson łapała się bardzo prostego, ogólnego myślenia, które powinno mieć zazwyczaj zastosowanie. Tyle że Spencer przerobił już wiele opcji w swoim życiu. Naprawdę miał przepracowanych wiele scenariuszy i wiedział, co w jego przypadku się sprawdza, a co nie. No i niestety tutaj tej racjonalizm nie do końca miał prawidłowe zastosowanie, przynajmniej nie w takim momencie życia, w którym obecnie znajdował się brunet.
- Po pierwsze. Tak, można powiedzieć, że jestem z Hallie na przeczekanie. Bo gdybym miał robić to samo, czyli czekać, tylko być przy tym zupełnie sam, to kogo by to uszczęśliwiło? Na pewno nie mnie, bo nie jestem osobą, która zbyt długo może pozostawać sama. Zazwyczaj ta samotność pogłębia jeszcze bardziej moją izolację od ludzi, sprawia, że w ogóle nie mam ochoty ich widywać, staje się bardzo przytłoczony i depresyjny, więc… staję się wersją siebie, która nie wygląda zbyt zachęcająco, szczególnie jeżeli miałaby akurat spotkać kogoś na swojej drodze - przyznał się do jednej ze swoich większych słabości, czyli nieradzenia sobie z samotnością. Zaleczał ją już na różne sposoby i to zazwyczaj kończyło się dla niego źle. Tak więc obecny układ, który był jasny i klarowny wydawał się naprawdę dobrą receptą. Nic nie mogło go zaskoczyć. Poza nim samym tylko on mógł wymyślić sobie jakieś oczekiwania, które nie zostałyby spełnione. Jednak od początku wiedział, że nie powinien. Lecz ostatecznie przynajmniej był w relacji, dzięki której… dało się go lubić, bo samotny, a może już bardziej osamotniony Harvey nie był typem osoby, która podobałaby się komukolwiek.
- Po drugie. Jasne, można robić to wszystko z pozycji przyjaciela, ale czy to jest bezbolesne? Kojarzysz takie pojęcie jak friendzone? To, że moje kontakty z Hallie byłyby bardziej okrojone, bo nie zawierałyby tej fizycznej części, uważam, że nie zmieniłoby tak naprawdę wiele, bo ja wcale nie potrzebuje seksu, żeby poczuć się bardziej zaangażowany. Wydaje mi się, że nawet jako bliski przyjaciel zachowywałbym się w większości sytuacji podobnie, więc byłbym narażony na to samo ryzyko - kontynuował dalej swoje wyliczanie. Oczywiście, to wszystko było przy założeniu, że był wolnym przyjacielem, a nie takim, który byłby w jakiejś relacji. Wtedy jego potrzeby byłyby spełnione, a uczucia ulokowane. Jednak w warunkach osamotnienia zapewne doszłoby do tego samego przekierowania jego zaangażowania na przyjaciółkę, do którego momentami obecnie dochodziło wobec Hallie. Tak więc ten status ich relacji sprawiał jedynie tyle, że Harvey mówił spełniać większą pulę własnych potrzeb, jednak nie był czynnikiem decyzyjnym, co do poziomu jego przywiązania. Był nim fakt, że Hallie była jedyną osobą, na którą obecnie mógł przelać swoje emocje.
- Po trzecie. Relacja z Hallie w żaden sposób mnie nie ogranicza. My funkcjonujemy „razem” tak naprawdę tylko w gronie naszych wspólnych znajomych, bo doszliśmy do wniosku, że udawanie przy nich i tak nie powiodłoby się oraz w swoich mieszkaniach. Nie poznałem innych znajomych Hallie ani ona moich. Nie wspominając już o rodzinach. Nie ma po nas śladu gdziekolwiek w mediach społecznościowych. Nie chodzimy razem nigdzie jako „para”, trzymając się za ręce czy przytulając się do siebie. Więc jestem w pełni wolny i otwarty, jeżeli ktokolwiek zapytałby mnie o to - skwitował na sam koniec. Oczywiście nikt nie pytał. Odkąd zaczął spotykać się z Hallie to minęło już trochę czasu, bo ich pierwszą decyzją nie było udanie się na domówkę do Danielsa. Pierw musieli sprawdzić, że to grało między nimi. Dopiero później zdecydowali się na pokazanie się, chociaż tym wspólnym gronie znajomych. Więc trwało to już trochę, a Harvey nie szukał, nie starał się i co? Nic się nie działo. Miał krótki moment, w którym spowodowało to w nim przybicie, jednak ogarnął się, pozbierał, nałapał pozytywnego nastawienia i był tutaj, przedstawiając swoją bajeczkę byłej narzeczonej. - Co ty na te argumenty, Harper? - zapytał, dając znak, że chyba już skończył swoją wypowiedź, a na sam koniec… ponownie uśmiechnął się, chociaż w czasie mówienia wydawał się naprawdę skupiony i starał się brzmieć przekonująco. Irytujące było tylko to, że co jakiś czas potrząsał głową, bo włosy opadały mu na oczy. Niby wszystko dobrze widział, ale nie chciał, żeby to wyglądało tak, że ukrywał się przed czymś, bo przecież był tutaj dla niej… wolny i otwarty.
- Jeszcze w kwestii niewystarczalności… Wiem o tym, mam tego świadomość, że to mi nie wystarcza i… uważam, że to dobrze, że to mi nie wystarcza. Bo jeżeli wystarczałoby mi, to by chyba znaczyło, że coś jest ze mną nie w porządku… - wtrącił po chwili ciszy, gdy przypomniała mu się jeszcze końcówka. Bo chociaż brzmiało to na nie w pełni świadome wtrącenie, to jednak z drugiej strony trochę tak, jakby te wszystkie wypowiedzi właśnie dążyły do tego właśnie wniosku. W tym momencie Harvey o dziwo już nie uśmiechał się, a jego wzrok nawet na moment uciekł w dół. Nie czuł się skrępowany, ale to wykraczało poza jego dobrze przemyślaną i przygotowaną teorię, więc potrzebował chwili, by ująć myśli we właściwe słowa. - I chociaż to może tak nie wygląda, ale to wszystko to moja nieudolna próba dążenia do szczęścia. Korzystająca z środków, które są dla mnie dostępne. Czasem po prostu trzeba poczekać i jakoś przetrwać, bo nie zawsze ma się szczęście na wyciągnięcie ręki - gdy kończył mówić, to jednocześnie jego ciemne ślepia powoli ruszyły w górę, aż ostatecznie zatrzymały się na jej błękitnych tęczówkach i tam już zostały. Jego usta zamknęły się ostatecznie, łącząc się ze sobą w wąską linijkę. Pomimo tego, że te ostatnie słowa były z tego najmniej przewałkowane, to jednak zabrzmiały najprawdziwiej z tego wszystkiego, co do tej pory mówił Harvey. On też chciał tylko/aż być naprawdę szczęśliwym, jednak to szczęście wcale nie zamierzało go znaleźć. Jakoś nie śpieszyło mu się do niego. Albo sprawdzało jego cierpliwość i trwałość, które chociaż może to pozornie tak nie wyglądało, ale były już na wyczerpaniu.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Kąciki jej ust drgnęły na krótką chwilę nieśmiało w górę w reakcji na ten lekki uśmiech, którym obdarzył ją brunet zapewniając przy tym, że nie musiała go przepraszać. Taka jego odpowiedź sprawiła, że Pearson odruchowo zaczęła już chcieć się rozluźniać… ale przecież temat ich rozmowy wcale się do tego nie nadawał, dlatego – mimo jego utrzymującego się, spokojnego podejścia z tą szczyptą beztroski w mówieniu – pozostała w uważnym, wyczekującym napięciu.
Jej brwi samoistnie się zmarszczyły, kiedy tak dalej go słuchała. Autentycznie wierzyła w to, że zwróciła uwagę na aspekty, które Harvey prawdopodobnie przeoczył – bo nie wyobrażała sobie, z jakiego innego powodu tkwiłby w takim dziwnym położeniu, szczególnie jeżeli dopiero co przyznał, że w jego odczuciu on i Hallie i tak by się rozpadli, gdyby spróbowali być ze sobą na poważnie. Prawdą było jednak, że jej ogląd na całą tą sytuację był mocno okrojony, a wszystkie te rzeczy, które usłyszała od Steel, od niego wcześniej „między słowami”, a także te, które wydawało się jej, że widziała… to wciąż było mało. Nie miała pojęcia, jak wyglądało jego życie na co dzień, jak funkcjonował i jak działał obecnie, no i jak mogła się przekonać teraz – funkcjonował i działał inaczej, niż założyła; w swoich założeniach nie przewidziała raczej miejsca na... w sumie na nic z tych jego argumentów.
Wpatrywała się w niego, jakby rozumiała i nie rozumiała jednocześnie, a gdy zapytał, co ona na to, zamiast odpowiedzieć cokolwiek, ponownie uśmiechnęła się blado, ponownie bardziej w bezwarunkowej reakcji na jego uśmiech niż dlatego, że coś ją tutaj bawiło. Zaraz przywołała się do porządku i ściągnęła ze sobą wargi, bo potrzebowała jeszcze chwili na przetrawienie tego, co usłyszała. Błękitne oczy błądziły po twarzy Harvey’ego, jakby szukały w niej rozwiązania tej zagwozdki pod tytułem co Harper na to. Bo Harper troszkę się pogubiła.
Pewnie dlatego, że się pogubiła i nie do końca wiedziała, co na to wszystko odpowiedzieć, zbyt pochopnie złapała się tego, co dopowiedział po małej przerwie. I chociaż nie było wątpliwości co do tego, o czym mówił – oraz że sprawa należała do tych poważnych – blondynka przelotnie opuściła wzrok na jego leżącą na materacu łapę w tym momencie, w którym wspomniał o szczęściu na wyciągnięcie ręki. – Tej ręki? – zapytała cicho, jednocześnie w głupim odruchu wyciągając swoją dłoń do tej jego, by palcami delikatnie przejechać po bandażu – przynajmniej starczyło jej pomyślunku na to, żeby wycelować w skraj materiału, czyli z dala od ran, które sobie tym bandażem opatrzył, no ale w kwestii racjonalności tego posunięcia to byłoby na tyle. Zaraz po tym ruchu cała przekręciła się już w pełni na bok i tą dłoń też oparła na materacu, a jej spojrzenie wróciło do oczu Spencera bez jakiegoś ewidentnie wielkiego skrępowania, przynajmniej w tej pierwszej chwili. Bo w tej pierwszej chwili miała kąciki ust nieco uniesione, i nawet chciała zażartować, że ta ręka będzie musiała sobie poczekać, aż będzie w stanie po coś sięgnąć – i oczywiście to byłoby takie wyolbrzymienie w celach humorystycznych, w końcu wyobrażała sobie, że miał pewnie porozcinaną skórę i obite knykcie, ale raczej nic poza tym… Na szczęście w porę się zorientowała, jakie to byłoby idiotyczne; zdążyła co prawda otworzyć buzię i nabrać powietrza w płuca, jednak po prostu wypuściła to powietrze, nie wypowiadając na razie żadnego słowa. Złączyła ze sobą wargi, podciągnęła sobie drugą, zgiętą rękę pod głowę, jeszcze przez kilka sekund na niego patrzyła, a potem na kolejnych kilkanaście, może kilkadziesiąt skierowała oczy gdzieś w dół, niewykluczone że z powrotem na tą jego zabandażowaną pięść.
W czasie, który minął, nie tylko uspokoiła się z tego lekko nerwowego rozbawienia (czyli jej najmniej lubianego mechanizmu obronnego przed kłopotliwymi sytuacjami) – lecz także powtórzyła sobie w myślach to, co brunet opowiedział jej w odniesieniu do samego siebie.
Okej… to wszystko ma teraz nawet jakiś sens… – skomentowała bez przekonania, i to bardziej samej sobie pod nosem, bo to przecież nie tak, że Harvey potrzebował akceptacji z jej strony. To ona pytała się jego, co stało za tym, że był w otwartym związku (czyli w czymś, z czym generalnie się nie zgadzał), ponieważ się o niego martwiła i wydawało się jej, że on wszedł w to i tkwił w tym tak… nieświadomie. Otóż okazywało się, że jej wrażenie było mylne, jako że wcześniej poznała i widziała jedynie niewielki fragment prawdy – ale pełniejsza wiedza wcale nie sprawiła, że przejęcie ją opuściło, zwyczajnie nie mogło już oficjalnie celować w domniemaną naiwność w podejściu Spencera. Dla Harper naiwnością było czekanie na prawdziwą, dojrzałą miłość przy jednoczesnym świadomym wchodzeniu w uwikłanie emocjonalno-uczuciowe z osobą, która już z początkowego założenia nie miała być na zawsze. Nie mogła jednak podważyć już żadnego z tych wyjaśnień, które zostały przez niego podane – to nie było nic, z czym dałoby się dyskutować. Co prawda nadal pozostawał problem potencjalnego zbyt dużego zaangażowania w tą relację z Hallie, jak i problemem było – przynajmniej jej zdaniem – to że nie umiał być sam. Tylko że on zdawał sobie sprawę z jednego i drugiego. I może w takim razie to wybrane przez niego prostsze rozwiązanie faktycznie było dla niego póki co najlepsze? Wprawdzie stanowiło ono nadal trochę wybrakowany półśrodek, jednak skoro to tylko na przeczekanie… Przecież sama nie mogła mu zasugerować czegoś, co byłoby dla niego lepsze…
Wydaje mi się, że czasem… – podjęła w zamyśleniu, tym samym przerywając trwającą od dłuższego momentu ciszę. Wypowiedź też przerwała na samym jej początku – chyba nieco zwątpiła, czy jest w ogóle sens mówić jeszcze cokolwiek, ale ostatecznie stwierdziła, że nie ma siły szukać sensu. Po prostu chciała mu coś powiedzieć, wobec czego wzięła zaraz głębszy oddech i z częściowo nieobecnym wzrokiem zaczęła powoli rozwijać swoją myśl spokojnym, może wręcz nieco monotonnym głosem. – Czasem właśnie to wyciągnięcie ręki, które brzmi przecież tak banalnie… bywa naprawdę trudne. Na tyle trudne, że nie sięgniesz po coś, czego pragniesz, albo czego potrzebujesz, nawet kiedy masz to tuż przed sobą… Wiesz, jak wyciągnięcie ręki na zgodę. Po pomoc. Po szczęście. To wymaga odwagi, zwłaszcza kiedy nie masz pewności, czego oczekiwać w odpowiedzi, boisz się odtrącenia, boisz się zaryzykować i w jakimś sensie obnażyć się przed drugim człowiekiem…Boisz się, że nie zasługujesz na wybaczenie, na ratunek, na swoje szczęśliwe zakończenie – tego już nie dodawała, bo raczej nikt normalny nie myślał w ten sposób; zdawała sobie sprawę, że to takie skrzywienie, z którym ona sama musiała się mierzyć i na pewno nie chciała wyciągać go na wierzch ani obarczać nim Spencera. W tym wszystkim chodziło jej o niego i to na nim się skupiała. I jeżeli nie było niczego, co ona zauważyła w ramach możliwego zagrożenia a co on przeoczył… chyba nie mogła mu w żaden sposób pomóc…? Nie mogła go bardziej ostrzec ani przed niczym ochronić – on wszystko widział i wiedział.
Ale czy mogła być pewna, że w odpowiednim czasie odbierze sobie to, czego w życiu wypatrywał? Bo w końcu o to jej chodziło, o to się martwiła – czy on sam sobie nie stanie na przeszkodzie na drodze do tego, o czym marzył (tak jak na przykład ona chyba sabotowała samą siebie). Z jego słów niby wynikało, że tylko na to czekał, aby wreszcie odnaleźć miłość i zaznać swego rodzaju ukojenia, jednak blondynka wciąż odczuwała pewien niepokój w tej kwestii. I okej, to co ona odczuwała było jej sprawą, jej własnym problemem, wyłącznie jej obciążeniem. A to wszystko nadal ani trochę jej nie dotyczyło, Pearson po prostu przez moment uwierzyła, że skoro zauważyła coś budzącego wątpliwości i jej prawdziwe obawy, to w takim razie jest w jakimś stopniu usprawiedliwiona do zainteresowania się tematem. I pewnie teraz, gdy jej wątpliwości zostały „rozwiane”, jej udział powinien się zakończyć – bo same nieracjonalne obawy do niczego jej tu nie uprawniały… Tak, racja. Jej udział powinien się tu zakończyć, ale…
Harvey… Możesz mi coś obiecać…? – zapytała, teraz z wyraźną obecnością niepewności zarówno w głosie, jak i spojrzeniu, które wróciło do jego twarzy. Nie był jej nic winien i nie musiał się z nią liczyć w tym, jak prowadził swoje życie, a wobec tego proszenie go o obiecywanie jej czegokolwiek było raczej nie na miejscu. Jednak Harper czuła, że po całej tej rozmowie, po usłyszeniu tego wszystkiego, czym brunet się z nią podzielił… nie mogła bardziej przyczynić się do tego, aby on przybliżył się do swojego utęsknionego szczęścia; wyglądało na to, że nie oddalił się od niego nieświadomie, właściwie nie oddalił się od niego wcale, zwyczajnie dotarł do jakiegoś punktu w swoim życiu, w którym pozostawało mu tylko czekać i nie zamykać się. I wyglądało także na to, że dokładnie to robił – w sposób, który był dla niego w jakimś sensie najbezpieczniejszy, najbardziej komfortowy. A zatem… co takiego mogła mu powiedzieć w ramach przestrogi? Hm… no tak, racja – coś, co powinna przy okazji powiedzieć samej sobie. – Kiedy będziesz czuć że to, czego szczerze pragniesz, jest w zasięgu twojej dłoni… nie powinieneś się wahać, tylko po to sięgnąć. Obiecaj, że to zrobisz – poprosiła łagodnie, a jej ślepia przybrały niemal błagalny wyraz. – Zasługujesz na to – dodała ciszej, pewnie kompletnie niepotrzebnie, albo raczej poniekąd bezzasadnie. Bo niby co dawało jej prawo do takiej oceny? Na czym tą ocenę w ogóle bazowała?
Cóż – powiedziała tak, bo tak czuła. Jednocześnie czuła się też zbyt swobodnie, w każdym razie zbyt swobodnie, by przy tym zachowywać czujność i ostrożność, o dystansie nie wspominając – z niego zrezygnowała, wkraczając na tak prywatny temat. Wobec tego, skoro oprócz tego poczuła także, że te jej ostatnie słowa aż się proszą o coś więcej, coś co pokazałoby, że to nie tylko suche słowa, ale że stoi za nimi szczere przekonanie… a z nim coś na kształt ciepła… I skoro akurat chwilę temu znów opadły mu włosy na twarz, których jeszcze nie zdążył – a może tym razem wcale nie planował – odtrząsnąć… Jakoś tak zupełnie naturalnie poddała się drobnemu impulsowi, w konsekwencji którego jej dłoń oderwała się od materaca i bez gwałtowności – choć też wcale nie w zwolnionym tempie – podążyła w górę, by odgarnąć mu te włosy z czoła.
Ciężko powiedzieć, w jakim znalazła się świecie, że pozwoliła sobie na ten gest, ale prędko się zorientowała, że to przecież nie jest jej świat. Puls nagle jej przyspieszył, a w buzię uderzyło gorąco. Po drobnym zawieszeniu przeniosła opuszki palców na krawędź plastra na jego łuku brwiowym, jakby chciała się upewnić, że nic tam się nie odkleiło. Jakby ten ruch mógł zasłonić ten pierwszy, który nie miał w sobie żadnej celowości, poza tym, że zwyczajnie chciała go wykonać. I co teraz? Powinna go po raz nie wiadomo który dzisiaj przeprosić? Czy może nic nie mówić i udawać, że jednak od początku chodziło o sprawdzenie plastra? Na pewno powinna cofnąć rękę – no więc już zaraz ją cofała, chyba w pierwszej kolejności mając zamiar rzeczywiście udać, że nie zrobiła nic niewłaściwego.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Wprawdzie Harvey postarał się, żeby to nie było widoczne na jego twarzy, to jednak po tych ostatnich słowach opuściło go to rozbawienie, które towarzyszyło mu przez niemal całą tę rozmowę. Łatwo było pokazywać, jakie miało się to swobodne podejście do tematu swojego beznadziejnego życia uczuciowego, kiedy przepracowało się je od każdej strony, wmówiło się sobie określone rozwiązania i teorie, po czym skupiało się na samych plusach przyjętego rozwiązania. Przy tym wszystkim udawało mu się nawet zapomnieć, że ten cały układ z Hallie był konsekwencją jego licznych nieudanych relacji i usilnych prób dążenia do tego, co ogólnie nazywał szczęściem. I właśnie w momencie, kiedy to mało skonkretyzowane szczęście, a dokładnie zaznaczenie faktu jego braku w jego życiu i wytłumaczenie, że to wszystko to był jego pokręcony pomysł, by spróbować je osiągnąć, wybrzmiało na głos, to dobiły się do niego te emocje, które starał się głęboko w sobie ukrywać i za wszelką cenę maskować. Czekanie samo w sobie nie było wcale przygnębiające, szczególnie jeżeli posiadało się w zanadrzu taki dobry rozpraszacz, którym była Hallie. Najgorsza była ta świadomość kompletnej bezbronności, bo przecież nie mógł robić nic poza właśnie czekaniem oraz uświadomienie sobie tego, czego tak naprawdę mu brakowało, a czego nie miał i nic nie zapowiadało, żeby cokolwiek miało to zmienić w najbliższym czasie, czyli tego wcześniej wspomnianego szczęścia.
Gdy usłyszał jej słowa, to początkowo nie zrozumiał, ale zaraz czując ten delikatny dotyk przez bandaż, skierował swoje spojrzenie w dół na swoją poranioną łapę. Po chwili dopiero załapał, o co chodziło i wtedy automatycznie uśmiechnął się, jednocześnie wypuszczając głośno powietrze z nosa, co chyba miało też być jakimś niemym potwierdzeniem jej słów. Zaraz jego ciemne ślepia wróciły do jej twarzy, bo nie wydawało mu się, że to miałby być koniec jej wypowiedzi. Jednak też nie ponaglał jej, nie chciał wymuszać na niej żadnych słów, bo w tym wszystkim prosił o jak najbardziej obiektywny osąd tego, o czym mówił i wydawało mu się, że właśnie taki dostawał, więc wcale nie chciał ingerować w jej sposób myślenia czy prędkość mówienia. A gdy w końcu blondynka odezwała się, to po chwili opuścił wzrok w dół. Trochę jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewał? Trudno powiedzieć, czym była uwarunkowana jego reakcja. Przecież sam walczył o to, żeby jego idea nie została przez nią podważona, jednak końcowo trochę jakby chciał, albo jakby jakaś jego część chciała, żeby jednak Harper ją zakwestionowała? Żeby ktoś mu powiedział, że wierzył w jakąś bajkę, na której spełnienie istniała bardzo niewielka szansa, szczególnie przy założeniu takiej bierności. Całościowo czuł dziwną, kompletnie sprzeczną ze sobą mieszankę uczuć, w których już sam chyba zdążył się pogubić, ale na szczęście nie miał zbyt wiele czasu, by się na nich skupić, bo Harper zaczęła mówić dalej.
Spencer zrozumiał, o co chodziło blondynce. Łatwo mówiło się o tym, że jeżeli będzie trzeba to stanie do tej walki czy wyciągnie tę rękę, a o wiele trudniej mogło wyglądać to w praktyce. Chociaż biorąc pod uwagę jego i to jak momentami potrafił zachowywać się nierozsądnie czy wręcz nieracjonalnie, bo było bardziej prawdopodobne, że akurat on nie zauważy tego zagrożenia tego, że powinien coś rozważyć, przestraszyć się konsekwencji czy odrzucenia, bo on był zawsze z tych, którzy widzieli to, co dobre. Widział wyższość tego nad potencjalnymi zranieniami, więc nie bał się na nie narażać samego siebie. Aczkolwiek zdawał sobie sprawę, że w przypadku kogoś innego, to mogłoby powodować ogromne wątpliwości. - Wiesz to z własnego doświadczenia? - zapytał odruchowo, nie zastanawiając się nad zasadnością czy stosownością tego pytania. Skoro takie potencjalne przeszkody pojawiały się w tym pomyśle, to musiało mieć jakieś uzasadnienie w jej myśleniu. Według niej to wyciągnięcie ręki na zgodę, po pomoc, po szczęście musiało być obarczone takimi potencjalnymi, nieprzyjemnymi konsekwencjami, że ryzyko wydawało się zbyt duże. Tak duże, że może końcowo można było dojść do wniosku, że nie warto było narażać siebie.
Gdy padło jego imię, to jego wzrok ponownie powędrował na jej błękitne tęczówki i na nowo odzyskał pewnej świadomości, która na moment mu umknęła. Chociaż niepewnie zadawała pytanie, to jednak - do czegokolwiek ono dążyło - to jednak było odważnym posunięciem, bo przecież wcale nie był jej nic winien, więc nie musiał składać jej żadnych obietnic. Więc musiało to być coś ważnego bądź poważnego, skoro Harper kierowała do niego taką personalną prośbę. Chyba też przez to wszystko spodziewał się usłyszeć coś naprawdę ciężkiego, co może byłoby dla niego trudne, jednak to, co usłyszał, było uargumentowane jej sposobem patrzenia, który w jego przypadku nie do końca miał zastosowanie. Dlatego też niemal od razu pozwolił sobie na zdetronizowanie tego zbyt poważnego wyrazu twarzy łagodnym uśmiechem, który sam w sobie mógł być przez nią odebrany jako zapewnienie. - Obiecuję. Akurat ryzykowne czy nierozważne posunięcia leżą w mojej naturze, więc nie ma się czego obawiać - odpowiedział tak lekko, jakby nie było wątpliwości co do tego, że kiedy taka sytuacja będzie miała miejsce, to faktycznie wyciągnie dłoń po swoje szczęście. Na sam koniec przeniósł wzrok na swoją zabandażowaną dłoń, jakby ona miała być realnym przykładem tego, że Harvey podążał za swoimi uczuciami, a nie pozwalał hamować się rozsądkowi. Co zaraz znalazło też odbicie w jego kolejnych słowach. - Chociaż mam przeczucie, że ty wcale tak nie myślisz, to jednak… ty też na to zasługujesz, Harper. I nie powinnaś sama sobie tego utrudniać - pozwolił sobie na ten zapewne zbyt osobisty komentarz, który nagle odnosił się do niej, mimo iż cały czas rozmawiali o nim. Jednak te słowa, które padły przed chwilą pozwoliły mu wyciągnąć pewne wnioski, które jak mu się wydawało, potrzebowały wybrzmieć na głos. Prawdopodobnie na jej nieszczęście Spencer nie miał problemów z przełamywaniem pewnych barier czy nieuzasadnionym wtrącaniem się w czyjeś życie. Jeżeli wydawało mu się, że coś widział, co w jego opinii nie miało żadnej podstawy, to warto było zwrócić jej na to swoją uwagę, bo może po prostu jeszcze nikt tego nie zrobił? Może nikt jej nie uświadomił, że zasługiwała na własne szczęśliwe zakończenie? Może nikt jej nie powiedział, że była tego warta?
Przez skupienie na swoich słowach oraz zatrzymaniu wzroku na swojej łapie, Harvey nawet nie zauważył, że włosy ponownie przysłoniły mu pole widzenia. I dlatego też w pierwszej chwili nie dostrzegł jej gestu. Dopiero poczuł dotyk na swojej twarzy i to odsunięcie jego włosów. Wtedy jego ciemne ślepia od razu przeniosły się na jej twarz, dostrzegając ten wyraz, który świadczył o kompletnej nieświadomości poczynionego ruchu. Zresztą wtedy już odbywała się próba zamaskowania tego posunięcia, tym które miało być bardziej odpowiednie i jakkolwiek uzasadnione, co było zrozumiałe, jednak jeżeli chodziło o niego… to ten pierwszy, zapewne niecelowy gest nie wywołał w nim żadnego niesmaku czy czegokolwiek, co miałoby negatywne czy nieprzyjazne nacechowanie. Nawet jeżeli Harvey zdawał sobie sprawę, dlaczego mógł być łatwo zaklasyfikowany do kategorii „to było niewłaściwe”, to jednak nie w pełni czuł, jakby to właśnie takie było. Więc gdy zaczęła cofać swoją rękę, to tym razem on zachował się odruchowo, zabierając swoją łapę z materaca i zatrzymując jej rękę w powietrzu poprzez złapanie jej za nadgarstek. W tym czasie jego oczy wpatrywały się w jej ślepia z dziwną intensywnością, jednak jego wyraz twarzy pozostawał nieokreślony. Nie wyglądał, jakby był zdenerwowany i jego kolejnym posunięciem miałoby być odepchnięcie jej ręki. Też nie wydawał się być zawiedziony tym krokiem, co mogłoby doprowadzić go do wniosku, że ta cała przyjacielska postawa, którą przyjęła była tylko jakimś podstępem. Zapewne wydawał się lekko zaskoczony, jednak jeszcze nie wiedział, w jaki konkretnie sposób. I wtedy zupełnie nieoczekiwanie także dla samego siebie… ponownie poprowadził jej dłoń w stronę swojej twarzy, jednak tym razem trochę niżej, bo na swój policzek. A kiedy jej palce go dotknęły, to przesunął swoją łapę dalej, by pochwycić jej całą dłoń i przycisnąć do swojej skóry. Co momentalnie spowodowało przymknięcie jego powiek i początkowo nierówny, cięższy oddech. Zaczął kierować jej dłoń na skraj swojej szczęki, a wtedy gdy ostatecznie powinien już ją od siebie oderwać to, zamiast tego ponownie zaczął przesuwać ją do góry, tak że dwa z jej palców powędrowały wzdłuż policzka, a dwa wkroczyły na jego szyję na ten fragment tuż pod jego uchem, jednocześnie wplątując się pomiędzy jego włosy. Harper mogła poczuć, jak pod jej dłonią jego szczęki pierw mocno zaciskają się ze sobą, a później rozluźniają. Wtedy też jego wyraz twarzy nabrał widocznej łagodności, a oddech znacznie uspokoił się, jakby w tym momencie przeprowadził wewnątrz siebie jakąś walkę i szala ostatecznie przechyliła się na tę stronę, która jasno pokazywała, że chciał tego dotyku.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Chociaż starała się patrzeć obiektywnie, to te starania były z góry skazane na porażkę. Nawet jeśli potrafiła rozpoznać u siebie jakieś skrzywione postrzeganie, tak naprawdę wyłapywała tylko te ewidentne skrajności jako wymagające zachowania dla siebie – a wszystko inne stanowiło dla niej po prostu normę, przez której pryzmat siłą rzeczy postrzegała świat. Gdy więc padło pytanie, czy mówiła z własnego doświadczenia, coś w nim sprawiło, że poczuła się… głupio? Nie chodziło w żadnym razie o nieprzyjemny wydźwięk, tylko o niebezpośrednio – i najpewniej niecelowo – uwypukloną różnicę między nimi, niby tak bardzo oczywistą, ale mimo to przez Pearson przeoczoną. – Powiedzmy – przytaknęła z ociągnięciem, niewyraźnym uśmiechem przesłaniając jakieś takie chwilowe przygaszenie.
Jej intencje były dobre, jednak cała jej motywacja okazała się nietrafiona – zaczęła to dostrzegać po otrzymaniu od Spencera pełnego wytłumaczenia jego sytuacji, ale jeszcze wtedy wydawało się jej, że nadal mogła powiedzieć coś, co będzie dla niego wartościowe. Cóż, ostatecznie dotarło do niej w większym stopniu, że patrzyli w mocno rozbieżny sposób na te kwestie, o których rozmawiali. I właściwie ucieszyło ją to, przynajmniej pod tym względem, że jego nie blokowało jego własne myślenie. Co prawda te ryzykowne czy nierozważne posunięcia chyba niekoniecznie znajdowały się wiele bliżej złotego środka, ale przynajmniej były formą podejmowania działania, a to lepsze od zamknięcia się i stagnacji. Nie skomentowała jednak już jego słów, tylko wypuściła głośniej powietrze przez nos, w ten sposób niejako uznając jego odpowiedź i wymigując się od swojej – bo nie chciała niepotrzebnie rozgrzebywać tego tematu jeszcze bardziej. To i tak zaraz niespodziewanie się rozmyło za sprawą impulsu początkującego jej wyciągnięcie dłoni do jego twarzy, wobec czego nawet nie była w stanie ustosunkować się do tego spostrzeżenia odnośnie jej. Czy ona sama sobie wszystko utrudniała? Prawdopodobnie tak, choć wątpliwe, że ot tak by się do tego przyznała. Zresztą w tym momencie znajdowała się przelotnie w innym świecie; w tym krótkim momencie zapomniała o ograniczeniach i komplikacjach, które w dużej mierze sama sobie tworzyła…
A potem coś w jej głowie przeskoczyło z powrotem na swoje zwyczajowe miejsce.
Speszona pragnęła zabrać dłoń jak najprędzej, lecz nie zrobiła tego w pośpiechu, licząc że w ten sposób uda się jej wyjść z tej sytuacji, jakby nic się nie stało – bo oczywiście była przekonana, że to odgarnięcie Harvey’emu włosów z twarzy było niedopuszczalne w jej wykonaniu. Właśnie dlatego, zatrzymana za nadgarstek w trakcie wycofywania się, znieruchomiała w nagłym napięciu, czując się jak przyłapana na gorącym uczynku. Mimowolnie skierowała wzrok na ciemne oczy bruneta, a te jej nie zdołały ukryć swego rodzaju przestrachu, który ją ogarnął. Bała się jego reakcji, albo raczej wcale nie jej samej w sobie – bała się, że tym swoim nieprzemyślanym odruchem popsuła… no, cokolwiek się tu działo. Nie do końca rozumiała, co właściwie kryło się pod stwierdzeniem ”myślałem, że może być między nami dobrze, na tyle, na ile może rzeczywiście być, w granicach twojego komfortu” – te słowa niby sugerowały pewną otwartość Spencera, ale robiły to bardzo nie-wprost, więc tak naprawdę mogło to być też mylne wrażenie. Przecież biorąc pod uwagę fakt, że to ona czuła się w ich interakcjach tak, jakby stąpała po cienkim lodzie – co zdecydowanie dało się po niej przez większość czasu poznać – on mógł spodziewać się, że jej granice komfortu nie będą przekraczać tych jego. A tych jego ona też nie znała, więc wpatrywała się w niego z męczącą niepewnością, tym bardziej że ani trochę nie umiała rozszyfrować jego miny.
Jej ciało było napięte, lecz trzymana przez Spencera ręka pozostawała może nie tyle swobodna, co po prostu w jakimś stopniu bezwiedna – bo Harper nie miała zamiaru walczyć z jego reakcją, tylko przyjąć ją, jakakolwiek by nie była. I choć przyciągnięcie jej z powrotem do jego twarzy nie przeszło blondynce przez myśl jako możliwa opcja, poddała się temu bez najmniejszego oporu, aczkolwiek nie bez przejęcia. Jej oddech także stał się cięższy, gdy obserwowała i czuła, jak jej własna dłoń styka się z jego policzkiem, a zaraz – wciąż za jego sprawą – dociśnięta przesuwa się po skórze. Przyglądała się temu obrazkowi ze skołowaniem, acz uważnie, aż dostrzegła to swoiste odpuszczenie, któremu towarzyszyło rozluźnienie szczęki i w ogóle mięśni mimicznych, a także rozpoznawalne ustabilizowanie oddechu. Wtedy też coś ją w tym wszystkim rozczuliło, i bez pozostawienia sobie marginesu bezpieczeństwa w postaci odczekania, czy aby coś się jednak nie zmieni, pozwoliła sobie wyczuwalnie pewniej, chociaż wcale nie mocniej, przylgnąć całą dłonią do boku jego twarzy, palcami jakby bardziej ująć go w tych miejscach, w których się znajdowały.
Zaraz jej kciuk zupełnie naturalnie zaczął leciutko głaskać go po policzku, a Pearson w dalszym ciągu patrzyła na jego buzię, po części po to, aby wychwycić jakiś ewentualny grymas świadczący o tym, że powinna przestać, ale po części dlatego, że jej początkowo nieznacznie zaszklone oczy nie chciały rezygnować z tego widoku. Ten gest wprawdzie nie był w ogóle neutralny, lecz w takim wydaniu – to znaczy przy utrzymaniu odległości odpowiadającej długości jej lekko zgiętej ręki – zachowywał przynajmniej pewne pozory bezpieczeństwa. Harper czuła bardzo wyraźnie, że to przekroczenie granicy dotyku zachwiało jej równowagą, którą tak usilnie starała się utrzymywać w podejściu do Harvey’ego, a mimo to teraz już wolała złapać się tych pozorów i próbować ignorować nagle na nowo wybudzoną mieszankę emocji, niż cofnąć dłoń i tym samym wrócić do swojej bezpiecznej bańki. Bardzo odruchowo, czyli też bardzo szczerze chciała okazać mu to niewinne ciepło, więc skoro on nie tylko jej na to pozwolił, ale wręcz jasno pokazał, że tego chce, nie potrafiła się z tego wycofać. Nadal miała co do tego jakieś moralne dylematy, ale jednocześnie widziała ten jego łagodny, może w jakimś sensie ukojony wyraz twarzy, i po prostu nie miała serca niszczyć tej chwili – niezależnie od tego, co wydawało się jej że powinna bądź nie powinna, bo to najzwyczajniej w świecie straciło dla niej znaczenie oraz swoją moc. Przynajmniej tu i teraz.
Przez tych kilkadziesiąt sekund, a może nawet kilka minut – naprawdę nie umiała odnaleźć się w obecnym upływie czasu – zdążyła się wewnętrznie wyciszyć, a także odczuć, jak mocno była zmęczona. Zmęczona fizycznie tym dniem, emocjami z jego końcówki, ale i tak całościowo, w mniej dosłownym sensie. I kiedy w pewnym momencie delikatnie poruszyła swoją dłonią, jakby chciała ją wyswobodzić spod tej jego, to wcale nie po to, by znowu uciec, tylko by powieść nią wyżej, do tych opadających mu na czoło włosów, które wcześniej mu odgarnęła. Tym razem miał przymknięte oczy, więc one raczej nie robiły mu żadnej różnicy, lecz ich ponowne odgarnięcie powtórzyło się, jeden raz, drugi, trzeci, kolejny i jeszcze następny, i powtarzało się dalej, przeobrażając się w subtelne gładzenie, a może trochę przeczesywanie, stopniowo sięgające odrobinę dalej w głąb jego głowy. Było w tym dla niej coś błogiego, mimo stale obecnego gdzieś w jej świadomości poczucia winy – o dziwo z łatwością je lekceważyła, może dlatego, że nie w pełni umiała zlokalizować jego źródło, i jakoś wcale nie chciała go za wszelką cenę szukać. Gdy więc jej ręka zmęczyła się tym zawieszeniem w powietrzu i ruchem bez żadnego podparcia, zamiast opuścić ją na materac, ostrożnie wróciła nią na skraj twarzy bruneta, zdecydowanie lżej, niż kiedy to on ją tam ułożył. Ta lekkość stanowiła coś na kształt niewypowiedzianego pytania o pozwolenie, za które pewnie przyjęłaby choćby bierność przez ten moment zawahania poprzedzający ponowne ujęcie go w okolicy szczęki. I chociaż w jej myślach pojawiały się co rusz rzeczy, które chciała powiedzieć, wybierała jednak ciszę. Czasami… czasami słowa były bardzo niepotrzebne. Czasami mogły tylko wyrządzić szkodę – a to nie pokrywało się z jej celem, nawet jeśli ciężko stwierdzić, że w ogóle miała jakiś cel. Raczej poruszała się w tej sytuacji bez planu i bez wyobrażenia, dokąd miałoby to prowadzić. Bo to też nie wydawało się aktualnie istotne.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Bardzo szybko okazało się, że jeżeli chodziło o te ryzykowne posunięcia, to Harvey nie miał przed nimi większych oporów. Rzecz jasna to nie tak, że to jego czyn był pokazowy czy jakkolwiek wcześniej zamierzony, bo przecież nie mógł zakładać, że Harper wykona taki ruch w jego stronę, który on będzie mógł później wykorzystać. Zresztą nie zachował się pośpiesznie, a nawet na chwilę zatrzymał się w momencie pochwycenia jej ręki w powietrzu, jakby potrzebował to przepracować. Jednak całościowo nie było w nim takich ogólnych oporów, które pojawiały się w Harper. Spencer zawsze był tym, który podążał za swoimi przeczuciami, a nie za jakimś głosem rozsądku, uważając że on nie ma zastosowania, skoro postępuje w zgodzie ze sobą. Chociaż ta zgoda tutaj też nie była taka pewna od samego początku. Pomimo tego, że to on sam przyciągnął jej dłoń do siebie, to było po nim widać, a nawet czuć, że pojawiło się w nim pewne spięcie. Tylko ono było powodowane właśnie przez tą bardziej racjonalną część jego myślenia. Bo to przecież nie było tak, że Harvey nie pamiętał tego, jak potoczyła się ich cała historia i nie miał w sobie już żadnych emocji względem tamtych wydarzeń. Oczywiście, że miał. Jednak w takiej zwyczajnej rozmowie, jak to powiedział starał się być uprzejmy, ponieważ ani nie chciał, ani nie uważał, że powinien sprawiać swoim zachowaniem, żeby w Harper nadal narastało poczucie winy bądź żeby była przez niego stygmatyzowana. Miał świadomość, że ich drogi rozeszły się i wydarzyło się to już na tyle dawno temu, że powinien zachowywać się wobec niej z należytym szacunkiem i grzecznością, dzięki czemu umożliwiał samemu sobie odczucie pewnej swobody, a to skutkowało nawet całkiem normalnymi interakcjami pomiędzy nimi.
Jednak ten jego ruch wychodził poza zwyczajową uprzejmość, wkraczając na o wiele bardziej prywatny i intymny rejon. Więc w tym kontekście Harvey musiał zawalczyć ze sobą, żeby podjąć się go w sposób świadomy i intencjonalny. Bo gdyby prześwietlić ich poprzednie, podobne momenty, to ten na randce w ciemno był kompletnie nieświadomy, kiedy przytulił ją po tym, jak wyszła z domu swoich rodziców, to kierował się współczuciem i troską, a u niej w pokoju był już wstawiony oraz widocznie pogubiony i spragniony pewnych emocji. Obecnie na swoje posunięcie nie miał żadnego wytłumaczenia, żadnego logicznego argumentu poza tym, że jakaś jego część tego chciała. I ona musiała wygrać walkę z tą, która… tego po prostu nie chciała. Bo ta też w nim istniała. Ta, która była przepełniona żalem i gniewem. Ta, która z trudem patrzyła na Harper. Ta, która była przekonana, że należy odsunąć ją od siebie jak najdalej. Ta, która czuła swego rodzaju wstręt przed jakimkolwiek rodzajem bliskości. I chociaż Harvey normalnie nie pozwalał jej wychodzić na wierzch, to jednak w tej chwili to wszystko do niego wróciło. To wszystko, co najgorsze. On musiał to w sobie stłumić i pozwolić, żeby władzę nad nim przejęła ta część, która pragnęła tej bliskości. Konkretnie jej bliskości.
I kiedy ostatecznie wygrała w nim ta potrzeba czułości i zauważalnie odpuścił, to poczuł się niemal błogo. Ogarnął go spokój i wyciszenie, jakich już od dawna nie doznawał. A już całkowicie, gdy poczuł ten jej gładzący ruch kciuka na swoim policzku. Bo jednak jego posunięcie było też bardzo samolubne i z ogromnym prawdopodobieństwem mogło wykraczać poza jej granice komfortu. Jednak kiedy nie tylko pozwalała biernie się prowadzić, a sama poczyniła ten niewielki, ale jakże znaczący ruch, to mógł już odpuścić w sobie wszystkie zbędne wątpliwości i pozwolić sobie na to, by po prostu poczuć się dobrze pod wpływem jej czułego dotyku. Chociaż jego oczy stale pozostawały zamknięte, to na jego twarzy nie było widać czegokolwiek, co mogłoby świadczyć o jakimś zawahaniu, czy co powinno jakoś zaalarmować blondynkę. Pozwolił sobie po prostu w tym trwać i nie robił niczego, by to przerwać, dopóki Harper miała ochotę - czy czymkolwiek kierowała się w tej chwili - kontynuować to okazywanie mu ciepła. Jednakże, kiedy poczuł wyraźnie, że chciała zabrać swoją dłoń, a raczej żeby on zabrał swoje łapsko, to zrobił to od razu. Bo chociaż za pierwszym razem zrobił coś, co mogło być wbrew niej, to jednak ostatecznie ona zadecydowała, żeby nie odsuwać się, tylko pozostać przy nim. Lecz skoro to miał być koniec, to nie chciał tego kontynuować pod jakimś naporem z jego strony. Co nie oznaczało, że to potencjalne na ten moment przerwanie tej chwili pomiędzy nimi było mu obojętne. Bo w momencie odsuwania swojej dłoni jego brwi lekko ściągnęły się ku sobie, a jego wyraz twarzy jakby momentalnie stał się przygaszony. Było to wyraźnie widoczne, chociaż trwało kilka niepewnych sekund, bo zaraz ponownie poczuł jej dotyk, jednak tym razem ulokowany nieco wyżej i odgarniający jego włosy. Czego nie spodziewał się i sam już zdążył założyć koniec tej chwili, jednak kiedy okazało się, że Harper wcale nie miała zamiaru jeszcze się odsuwać, to jego wyraz twarzy ponownie stał się o wiele bardziej potulny, a on sam jakoś bezwiednie przesunął powoli i nieznacznie głowę w jej stronę, jakby wychodząc naprzeciw temu gestowi i chcąc, by miał on możliwość być pewniejszym i pełniejszym poprzez zmniejszenie tego wydającego się na kompletnie niepotrzebnego dystansu.
Pod wpływem tego delikatnego, powtarzającego się ruchu zapewne byłby w stanie całkiem niedługo zasnąć, czując taką harmonię, która od dawna nie była dla niego osiągalna. Jednak niestety przerwanie tej czynności i powrót jej dłoni na policzek podziałały na niego jakby uświadamiająco. Chociaż nie wycofała się, a przecież mogłaby, to jednak poczuł, jakby ten ruch wywoływał go do odpowiedzi, jedynie przez to, że przerywał ten poprzedni. I chociaż już wiedział, że powinien się odezwać, a jego mięśnie mimiczne zaczęły zauważalnie drgać, to wewnętrznie czuł, jakby ponownie zaczęła toczyć się w nim walka, tylko teraz pomiędzy tym, czego chciał, a co powinien zrobić. Skutkiem tego, czego chciał, było ponowne uniesienie jego dłoni, na której podpierał się, dokąd Harper uwolniła swoją. Znowu nałożył tą swoją na jej, ale jednocześnie wykonał dwa sprzeczne ruchy. Bo wplótł swoje palce pomiędzy jej, jednak przy tym zaczął napierać na jej dłoń, żeby zaczęła przesuwać się w dół, czyli docelowo dążąc do zdjęcia jej ze swojej twarzy, a gdyby to jeszcze samo w sobie nie było wystarczająco mylące, to zaczął mówić. - Znowu to robię, a nie powinienem. Tylko to jest takie trudne, bo kiedy jesteś blisko, to przypominam sobie o tym, co miałem, a czego nie mam i... nieważne, i tak nie powinienem wymuszać na tobie bycie wersją siebie, którą nie chcesz być... - Na samym początku miał jeszcze zamknięte oczy, jednak kiedy sam siebie przywołał do porządku, żeby nie odchodzić od sedna tematu i nie zaczynać siebie tłumaczyć, to podniósł powieki, jednak nie w pełni, tylko tak mniej więcej do połowy, patrząc się na ten fragment materaca pomiędzy nimi i nie znajdując w sobie odwagi, by wypowiedzieć te słowa prosto w jej twarz. Dopiero gdy skończył, to uniósł swoje ciemne ślepia, kierując je na jej jasne tęczówki i chociaż jeszcze w pełni nie zdążył - zauważalnie ociągał się z tym - zabrać jej dłoni, to jego wzrok był już wyraźnie przepraszający i wyrażający skruchę po tym kolejnym, w jego pojęciu mocno egocentrycznym posunięciu. Jednakże w tym wszystkim jakoś kompletnie nie dostrzegł tego, że obecnie znajdował się o wiele bliżej niej niż wcześniej, a nawet bardzo niebezpiecznie blisko.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Nie kłamała mówiąc, że naprawdę chciała, aby Harvey był naprawdę szczęśliwy. To mogło wydawać się głupie, albo zwyczajnie za bardzo na wyrost, jednak jego sytuacja nie tylko nie była jej obojętna, ale autentycznie ją poruszała. W jakiś pokręcony sposób prawdziwie jej na nim zależało, mimo że nie łączyła ich obecnie żadna trwająca, aktywnie utrzymywana relacja. Skoro więc wyraz twarzy bruneta wskazywał na jego uspokojenie, może wręcz odczuwaną błogość, Harper odbierała to za potwierdzenie, że robi dobrze. Że może Spencerowi tego teraz trzeba – tak po prostu, po tych wszystkich dziwnych emocjach i przykrym zakończeniu wieczoru, na złagodzenie tych rozstrajających wrażeń… Ale mimo, że jego mimika wcale nie wskazywała na konieczność upewnienia się, czy nic się nie zmieniło – bo ona sama pokazywała, że, no właśnie, nic się nie zmieniało – musiał przyjść ten moment zawahania.
Dostrzegła tą walkę i właśnie pożałowała, że nie wytrwała dłużej z dłonią wyciągniętą do jego włosów, jednak teraz było już za późno, aby do tego wrócić. Przez cały ten czas wcześniej jedynie jej ręka się poruszała, natomiast jej ciało ani drgnęło – jakby na potwierdzenie czystych intencji, które nie zakładały próby zmniejszenia odległości między nimi, a sprowadzały się wyłącznie do tych czułych gestów. Myślała, że to zagwarantuje jej jakiś spokój ducha, gdy już ten czas się skończy, lecz nic bardziej mylnego. Nie wiedząc, czego się spodziewać, nie umiała dłużej tak po prostu leżeć, więc uniosła głowę i podparła się na łokciu, zaraz obserwując i czując, jak zabandażowana dłoń nakrywa tą jej. Palce miała rozluźnione, ale i tak lekko je rozsunęła, pozwalając jego palcom łatwiej się z nimi spleść, tak jak po chwili z żalem pozwoliła, aby zaczął te ich ręce zsuwać, co w tym połączeniu wywołało u niej jeszcze większe skołowanie i niekontrolowane wstrzymywanie oddechu.
Po tym, jak się odezwał, jej brwi automatycznie się ze sobą ściągnęły, jakby to miało pomóc jej lepiej się skupić na przekazie, który chyba powinien ją nakierować na to, jak odczytywać tą sytuację.
Ja nie… Co…? – wyrwało jej się nieskładnie; nie od razu załapała, do czego odnosiła się końcówka jego wypowiedzi, a może to jej umysł w pierwszym odruchu podjął próbę wyparcia znaczenia tych słów. Jej mina, która przez zmarszczone brwi mogła wydawać się surowa, prędko złagodniała, gdy tylko ciemne ślepia Spencera się na nią uniosły. To były przeprosiny? Nie, nie przeprosił jej, chociaż jego ton, jak i same słowa, współgrały ze spojrzeniem, a ono dokładnie takie było – przepraszające. Kiedy uzmysłowiła sobie ten fakt (a zadziało się to wyjątkowo sprawnie), momentalnie docisnęła palce do jego skóry, tym samym uniemożliwiając mu finalne odciągnięcie jej dłoni od jego twarzy, o ile nie zwiększyłby siły nacisku.
Na chwilę straciła ostrość widzenia, odpłynęła do świata intensywnych rozważań; po tej chwili zamrugała kilkukrotnie, co wiązało się z powrotem do tu i teraz. Na jej twarz wstąpiło dziwne napięcie. Podbródek przelotnie zadrgał, zaraz z trudem przełknęła gęstą ślinę. – Czy to znaczy, że… nie powinnam… być blisko? – zapytała na raty, wpatrując się z tego niewielkiego dystansu w jego oczy wzrokiem, który mógł zostać odebrany jako przestraszony, równie dobrze jak błagalny. Te słowa, wypowiedziane w odpowiedni sposób, mogłyby zabrzmieć prowokująco, zaczepnie, jednak zupełnie nie taki miała zamiar; jej głos był cichy, a ton słyszalnie niepewny. – Czy… może… – podjęła ponownie, lecz głos ugrzązł jej w gardle. Błądziła i chciała spróbować się jakoś odnaleźć, chciała też go zrozumieć i uszanować to, czego chciał on… Chociaż chciała również, by on chciał tej bliskości – mimo że to w dalszym ciągu budziło w niej pewne wątpliwości, obawy, niezrozumienie, poniekąd nawet potrzebę „logicznej” obrony. Jednak w tym momencie to wszystko było dla niej na tyle rozmyte, na tyle wyblakłe i po prostu zbyt słabe wobec siły przyciągania, którą odczuwała, że powoli wychyliła się w kierunku Spencera, podążając za tym drugim czy. Bo ono, choć nie zostało rozwinięte, dość naturalnie przywodziło na myśl przeciwieństwo tej pierwszej opcji – Harper nie potrafiła się wysłowić, może częściowo przez lęk, że nazwanie tego przeciwieństwa po imieniu zadziała uświadamiająco i przez to odpychająco.
Powinna oprzytomnieć i przypomnieć sobie, że Harvey był życiowo mocno pogubiony, nieważne jak dobre miał na to wytłumaczenie. A po tym, co powiedział, nie mogła udawać że nie wiedziała, że jej przybliżenie tylko spotęguje skomplikowanie tego, co już określił jako trudne, więc poniekąd… wykorzystywała tą sytuację? Jednak ona sama w tej chwili też była pogubiona, dokładnie z tego samego powodu co on – przez tą głupią bliskość, która zdążyła się wydarzyć. Co więcej, pozostawiła po sobie ogromny niedosyt, mimo że od początku miała być jedynie niewinnym, nieszkodliwym i nieciągnącym nic za sobą aktem czystej czułości. To znaczy… nawet nie chodziło o jakiś niezdrowo rozbudzony głód na coś znacznie więcej, zwyczajnie… tych kilka minut to było tak śmiesznie niewiele, choć przecież jednocześnie już ta skromna czułość to było tak dużo…
Opuściła spojrzenie z jego oczu na szczękę, na skraju której opierały się ich złączone dłonie. – Bo ja… chcę-… chciałabym… po prostu… – Zastygła na chwilę z rozchylonymi wargami, nie umiejąc znaleźć odpowiednich słów. Z jednej strony pragnęła się otworzyć i wytłumaczyć mu wszystko, co w niej siedziało, bo musiała zdawać sobie sprawę, że to niewytłumaczone wszystko praktycznie nie wychodziło na wierzch. Z drugiej strony nie miała na tyle odwagi, aby szczerze zmierzyć się z pewną prawdą nawet wobec siebie samej, więc wobec niego wydawało się to wręcz nieosiągalne.
Ale bez dwóch zdań była mu winna jakieś sprostowanie.
Harper przez ostatnie lata zbudowała sobie ten chłodny, nieprzystępny sposób bycia, żeby nie być słabeuszem bez własnej woli, na którym można wymóc cokolwiek wbrew niemu. I wydawało się jej, że to działało, że była odporna na naciski, jakim nie chciała ulegać. Co prawda często działała przeciwko samej sobie, ale to brało się z niej, a nie z zewnątrz, więc to całkowicie co innego. Tak czy siak, nie miała teraz w zwyczaju przystawać na coś, czego ktoś od niej chciał, jeśli nie miała na to ochoty albo cokolwiek wywoływało u niej poczucie, że to nie powinno się dziać. Jasno wyznaczała granice i wyraźnie się zamykała przy próbach ich przekroczenia. Jednak Harvey sprawiał, że traciła grunt pod nogami. Przy nim tym bardziej starała się łapać tego, co uważała za właściwe bądź adekwatne, lecz nie bez powodu w tych pierwszych, najbardziej naturalnych odruchach poddawała się temu, co robił w jej kierunku. W tym zestawieniu to ona wymuszała na sobie sprzeciwiające reakcje, bo te jej naturalne… trochę ją przerażały.
Powoli wróciła spojrzeniem w górę, do tych ciemnych tęczówek, w których kiedyś tak często się zatracała. – Nic nie wymuszasz – dopowiedziała szeptem, przynajmniej trochę rozjaśniając sytuację ze swojej strony – a w każdym razie taką miała nadzieję, że te słowa wystarczą.
Dała sobie kilka sekund w takim zawieszeniu, jakby jeszcze potrzebowała się zastanowić, chociaż decyzja zdążyła już zapaść, a Harper już tylko oswajała się z nią. Mogła się łatwo domyślić, czemu tak zakładał. Mogła też spróbować mu opowiedzieć, co kierowało jej ułomnym myśleniem i głupim postępowaniem, ale to byłoby dla niej skrajnie wstydliwe. W tej chwili o dziwo bardziej wstydliwe niż wyciągnięcie szyi, za sprawą którego jej twarz znalazła się już bezpośrednio przed jego twarzą, skoro on jeszcze wcześniej też wychylił się w jej stronę. Z kolei jej dłoń wsunęła się z powrotem głębiej na jego policzek, w tym ruchu ciągnąc za sobą jego dłoń, bo wcale nie chciała rozplatać ich palców.
Pewnie warto było najpierw się poinformować, o co dokładnie mu chodziło, kiedy mówił o tej jej wersji siebie, którą rzekomo nie chciała być – bo może zbyt pochopnie założyła, że chodziło o tą samą, o którą prosił u niej w sypialni. A czemu to założenie przyszło jej to tak łatwo? Najwyraźniej… musiała chcieć, aby chodziło właśnie o nią.
W zwolnionym tempie poruszyła głową, sprawiając, że czubek jej nosa otarł się delikatnie o jego nos, a jej górna warga ledwie zahaczyła o jego dolną. Jej powieki stały się cięższe, ale utrzymała je nadal otwarte, mimo że z tej odległości już niewiele widziała w panującym mroku. Jednak to wszystko… to wciąż było pytanie.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Z jakiegoś nieokreślonego powodu Harvey widocznie brnął do Harper, a w obecnych okolicznościach jeszcze sam próbował przyciągnąć ją do siebie. Co w jego postrzeganiu działo się w jakimś sensie wbrew niej. Tak samo, jak wtedy w jej pokoju. Nie było to celowe, brutalne zmuszanie blondynki, by robiła coś, czego nie chciała. Bo przecież dokładnie wtedy czuł, że jakaś jej część też tego pragnęła. Jednak inna część była mocno temu przeciwna. To ona przywołała go wtedy do porządku. Chociaż starał się jeszcze opierać, wychodząc ze swoimi nieprzekonywującymi argumentami, to jednak te Harper były o wiele bardziej solidne. Bo przecież cokolwiek robił, to nie miało żadnego sensu. Nie miało rozwiązać żadnych problemów, było tylko półśrodkiem. Rozwiązaniem bardzo krótkoterminowym. Jednak mimo to Spencer sam bardzo łatwo tracił to racjonalne myślenie, gdy tylko Pearson była zbyt blisko albo gdy działo się coś pozornie nieznaczącego, ale co zabierało go do czasów, za którymi gdzieś tam głęboko wewnątrz siebie tęsknił. Odruchowo nie potrafił oprzeć się, zadziałać inaczej, niż właśnie postąpił. Jednak byłby kompletnym idiotą, jeżeli po tamtej sytuacji musiałby ponownie czekać na jej karcący, nieprzyjemny ton, żeby uświadomić sobie, że zachowywał się przynajmniej nieodpowiednio i jeszcze zapewne swoim nierozważnym postępowaniem wyrządzał jej samej jakąś krzywdę. Nie w sensie fizycznym, ale na pewno emocjonalnym, bo narażał ją na ogromne rozchwianie emocjonalne poprzez wymuszanie na niej odgrywania zupełnie innej roli, niż tej, do której przywykła.
Więc skoro przestał już działać bezwiednie, świadomość pojawiła się w jego umyśle, a on sam nawet zreflektował się, żeby tak nie wprost przeprosić, to kompletnie nie spodziewałby się, że moment później Harper powstrzyma go przed tym zabieraniem jego łapy. Jego czujność ponownie wzrosła i skoncentrował swoją pełną uwagę na Harper. Widział, jak błądziła, bo tak to wyglądało z jego perspektywy. Nie miał pojęcia, co chciała powiedzieć na samym początku, a za to jej zakłopotanie czy niepewność mógł jedynie winić swoje postępowanie, bo chwilę wcześniej rozmawiali bardzo odważnie na bardzo prywatne tematy i wydawało mu się, że Harper zapomniała o tej swojej zapobiegliwości i dystansie, które kazały jej ograniczać się do niezbędnego minimum. A teraz bezmyślnie ponownie wpędził ją w sytuację, w której musiała być cholernie pogubiona. Jakby nie wystarczyło to, że on totalnie zbłąkany w swoim życiu, w swoich emocjach i uczuciach, musiał jeszcze pociągnąć ją za sobą. Harvey już otwierał usta, by w sposób słowny i szczery zacząć to jakoś prostować i ją przepraszać, tak jak powinien od razu. Jednak powstrzymało go przed tym jej niesłowne dokończenie tej drugiej części jej wypowiedzi, czyli jej zauważalne przysunięcie się w jego kierunku.
Spencer zgłupiał, czego konsekwencją było jego unieruchomienie. Bo ostatnie czego spodziewałby się po Harper to jakiś świadomy, wykraczający poza dobrze ustalone granice, ruch w swoją stronę. To było w kompletnej sprzeczności do tego, jak zachowywała się wobec niego niemal od samego początku i całkowicie nie współgrało ze słowami, które padły w jej sypialni. Więc w żadnej wersji w jego myślach nie było takiej, która zakładałaby takie posunięcie, która chociażby pozwalałaby mu zastanawiać się nad tym, czy Harper mogłaby chcieć tego samego, czego on pragnął. I w tym miejscu wypadałoby także zatrzymać się na tym, do czego w sumie Harvey dążył. Chociaż to nie było takie proste, bo przecież celowo nie zdążył do niczego nieodpowiedniego. Bardziej wykorzystał okazję, która się nadarzyła, by wziąć z niej tyle, ile mógł. Jednak czy sam jasno próbował ją do czegoś namówić? Jak wtedy u niej w pokoju? Wtedy nawet nie krył się ze swoimi zamiarami, które były jawne i zuchwałe. Po tamtych wydarzeniach raczej nie odważyłby się ponownie zawędrować tak mocno i odważnie w tym samym kierunku przez tę świadomość, że był on niedozwolony. Jednak skoro teraz Harper przysunęła się do niego, to chyba w którymś momencie coś musiało się zmienić, a on chyba nie wyłapał dokładnie co i kiedy. Jednak skoro ta zmiana sprawiła, że blondynka była bliżej, to… ta zmiana podobała się mu.
Harvey zacięcie wpatrywał się z nią, by czasem nie przegapić jej żadnej, najmniejszej reakcji. Jednak kiedy jej spojrzenie wróciło do jego oczu, to jego wyraz twarzy stał się już łagodniejszy. Nie mógł pozostawać zaskoczony, niepewny czy przepraszający, jeżeli nie chciał jej teraz odstraszyć i sprawić, żeby się odsunęła. A tego nie chciał na pewno. Natomiast jej kolejne słowa sprawiły, że uspokoił się także wewnętrznie, bo jednak tymi trzema krótkimi słowami odrzuciła jego największe obawy, które kazały mu zaprzestać zachowywać się w ten konkretny sposób wobec niej. Więc chociaż nie wiedział w takim razie, jakie intencje miała Harper, tak samo, jak nie był w stanie zdefiniować tego, co pchało go do niej, to wystarczyło mu to potwierdzenie, że nie działał wbrew niej samej, żeby pozwolić sobie bez poczucia winy - przynajmniej odczuwanego w tej chwili - popłynąć w tym zakazanym kierunku.
Jego dłoń bez żadnego oporu powędrowała ponownie w górę, a jego powieki widocznie przymknęły się, gdy pojawiła się tuż przy jego twarzy. Czując ten niemal niewinny dotyk, rozchylił szerzej wargi, by wziąć większy haust powietrza i wydawałoby się, że nic nie powstrzymywało go przed tym, by pozwolić sobie ponownie zgubić się z nią. Jednak wtedy w jego głowie pojawiła się krótka myśl, która w tym wszystkim wymagała pewnego sprostowania. Bo chociaż tym razem, to nie padło wprost, jednak bardzo łatwo Harper mogła sobie wywnioskować, że właśnie o to chodziło mu z tym wymuszaniem pewnej wersji siebie. Jego powieki ponownie uniosły się na tyle, by mógł zatrzymać się na jej jasnych oczach. Te jego jak na ten moment, wydawały się być naprawdę przytomne, tym razem nie mógł wytłumaczyć się jakąś nieobecnością. I tak wpatrując się w nią, jeszcze na moment zamknął buzię, po czym odruchowo oblizał wargi, a otworzył je już tylko po to, żeby ściszonym głosem wyszeptać jego słowo. - Harper - jej imię wybrzmiało ciepło. Harvey chciał tym samym zaznaczyć, że tym razem wcale nie prosił jej o to, żeby stała się dla niego Josie, żeby poudawała przez chwilę, że jest kimś innym. Bo prawda była taka, że to, co go przyciągało do niej, to… wabiło go do Harper, a nie do kogoś innego. Więc tym razem wcale nie chciał, żeby blondynka odgrywała jakąś wymyśloną postać, tylko żeby pozwoliła samej sobie dopuścić go do siebie w pełni. Bo on z pełną świadomością pragnął Harper… więc gdy to już zostało wyjaśnione, to jego wzrok powędrował na jej pełne usta, by zaraz pozwolić sobie na całkowite zamknięcie oczu, gdy jego usta w pierwszym, jednak pozbawionym widocznej pewności ruchu, pochwyciły jej wargę. Wtedy też jego dłoń instynktownie przeniosła się na jej policzek, by zdecydowanie przytrzymać ją przy sobie. Jednak tamta chwila jakiegoś bezsensownego zawahania była bardzo krótka, bo prędko jego dłoń przycisnęła się mocniej do niej, a jego wargi zaczęły całować ją z niebywałą subtelnością, jakby z każdego kolejnego pocałunku chciał doznać jak najwięcej i przeciągnąć go jak najdłużej. Bo przecież sam nie miał pojęcia, który z nich miałyby być tym ostatnim, więc całował ją z taką czułością i oddaniem, jakby każdy z nich mógłby nim się stać.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Harper tym razem też nie miała za czym się schować, nie miała nic na swoją obronę. Chociaż to Spencer przyciągnął jej dłoń z powrotem do swojej twarzy po tym jej pierwszym, niecelowym geście, niewiele później już zaczynał się wycofywać i nawet przepraszać, co stanowiło idealną okazję do ucieczki z tej sytuacji (i to jeszcze z domyślnym przypisaniem „winy” jemu, skoro to on podjął się tłumaczenia). Idealna okazja do ucieczki… gdyby Pearson chciała uciec. Jednak ona po prostu ją odrzuciła – może nie bez zawahania, ale w pełni świadomie. I to świadomie pod wieloma względami.
Po pierwsze, wprawdzie był tu nadal obecny pewien element zaskoczenia jak za tym pierwszy razem, aczkolwiek w tym przypadku wszystko działo się jakoś spokojniej, i też w pewnym sensie rozwijało się powoli. Okej, może rozwijało się to nietrafione określenie, jeśli żadne z nich nie dążyło intencjonalnie do takiego efektu, niemniej chodziło o to, że byli razem w tym namiocie od jakiegoś czasu, rozmawiali, oboje przekręcili się do siebie przodem – i to trwało. Nie zobaczyli się sam na sam i nagle oboje zgłupieli, zwyczajnie jakoś ten dystans między nimi powoli sobie topniał i nawet dało się zwrócić na to uwagę, gdyby ktoś akurat starał się zwrócić uwagę na pewne znaki ostrzegawcze. Po drugie… to nie działo się po raz pierwszy, i choć poprzednio okoliczności wyglądały zupełnie inaczej, to jedno pozostawało niezmienne i Harper musiała zdawać sobie z tego sprawę – mianowicie z tego, że obecność Harvey’ego działa na nią niczym siła grawitacji. Im był bliżej, tym oddziaływał na nią (samoistnie) silniej, a jej tym trudniej było zachowywać wobec niego neutralność. I tym trudniej było jej się oddalić. Po trzecie zaś, właśnie w temacie oddalania się – wiedziała, że w tym przypadku nie przerwie tego z powodu, którego złapała się ostatnio, czyli jego relacji z Hallie. W końcu dopiero co zostało jej rozjaśnione, że ta relacja nie tylko nie blokuje go w żaden sposób, ale wręcz jest niewskazane, aby brunet za mocno się w nią zaangażował. A zatem nie miała tego najprostszego wyjścia bezpieczeństwa… i wcale nie chciała go mieć. Nie chciała go, mimo że wejście w tą bliskość budziło w niej pewien dziwny rodzaj strachu… bo jednocześnie budziło w niej znajome, upragnione ciepło. No więc zignorowała wszystko to, co może powinno ją powstrzymać, bo pragnęła zbliżyć się do tego ciepła, ogrzać się nim, dać się mu ukoić.
I teraz czekała, by przekonać się, czy będzie jej to dane – to przecież nie było nic pewnego – jednak w tym momencie czuła aż zadziwiający spokój… nie, wcale nie spokój. Właściwie to czekała niemal z duszą na ramieniu; poczyniła bardzo odważny (przynajmniej jak na siebie) krok, nie mając w ogóle pojęcia, czy dobrze odczytała to, co się działo, a jej główną motywacją było to, że po prostu chciała to zrobić. I właśnie ten punkt dawał jej mimo wszystko poczucie czegoś na kształt wewnętrznej harmonii – bo chociaż nie zniknęły jej obawy, to w tej chwili wszystkie logiczne argumenty na „nie” całkowicie zniknęły, jakby nigdy ich w niej nie było. Może nigdy nie były tak naprawdę ważne?
Otworzenie się jego oczu ponownie szerzej po tym, jak ledwo co wcześniej zdążyły się przymknąć, wywołało u niej znowu większe zdenerwowanie, ale ani drgnęła, gdyż brunet się nie odsunął. To był taki moment, który teoretycznie pasowałby na zwątpienie – i jego obecny wzrok kazał jej się tego właśnie obawiać – lecz w tym położeniu starczyło, by cofnął głowę o choćby centymetr, nawet pół, i to już byłoby znaczące. Nie zrobił tego, więc Harper czekała dalej, niezachwianie. W jej percepcji to wszystko tak niewiarygodnie się rozciągało, podczas gdy w rzeczywistości mijały jedynie sekundy.
Na to, w jaki sposób Harvey wypowiedział jej imię, jej spojrzenie w pewnym sensie się rozjaśniło, choć jednocześnie zaczęło się nieznacznie szklić z emocji, które ją ogarnęły. Całe szczęście to była chwila, bo zaraz jej powieki też wreszcie opadły, a podbródek podążył jeszcze nieznacznie do góry – tym samym jej twarz uniosła się do warg Spencera na krótko przed przytrzymaniem przez jego dłoń. To wydawało się pozornie takie pozbawione kontekstu, ale dla niej, w szerszej perspektywie, miało sens, miało znaczenie. Ostatnim razem finalnie przekreśliła podstawność zbliżenia między nimi tym, że nie była Josie, której chciał, o którą wprost poprosił. A teraz… nie było mowy o Josie; teraz… przyjmował ją jako ją. Jako Harper. Poniekąd było jej trudniej to zaakceptować, choć paradoksalnie zdjęło to jakiś niewidoczny ciężar z jej klatki piersiowej i pozwoliło odetchnąć ze swego rodzaju ulgą.
Jej zwolniona ręka przeniosła się bardziej na skraj jego szczęki, ujęła ją, ale wcale nie tak, jakby celem blondynki było jej unieruchomienie. Od początku nie pozostawała bierna, choć ta miękkość i towarzysząca jej powolność w ruchach ich warg niejako narzucała na nich momenty zatrzymania w miejscu. Jednak dosłownie zostać w tym samym miejscu nie umiała – niebawem zaparła się mocniej na swoim prawym ramieniu, co pozwoliło jej z lekkością, może wręcz z wyczuwalną ostrożnością przesunąć się po materacu bliżej Harvey’ego – bo pozostawanie w tej dotychczasowej odległości i wyciąganie się do siebie nawzajem wydawało się niewłaściwe, nawet jeśli jeszcze niedawno uważała całkiem odwrotnie, to znaczy, że niewłaściwe jest w ich przypadku przekraczanie pewnego dystansu. Nieważne – teraz to myślenie nie miało najmniejszego zastosowania, choć z drugiej strony Pearson nie wpadła nagle w totalną skrajność jego przeciwności. Nie wcisnęła się nachalnie w jego ciało, po prostu znalazła się tuż przed nim. Gdy zaraz jej dłoń powiodła z brzegu jego twarzy w dół, na bok szyi, a z niego za moment przeniosła się na kark i znów nieco wyżej, tak aby końcówki jej palców wtopiły się już między jego gęste włosy, to każdy z tych ruchów wypadał delikatnie, bez takiego ewidentnie budującego napięcie nacisku. Cała ta subtelność definiująca sposób, w jaki się całowali, była czymś, w czym Harper bardzo chciała pozostać – ponieważ za jej pragnieniem zbliżenia się do Spencera nie stało pożądanie, tylko potrzeba okazania mu uczuć ciepła i czułości. Nie dążyła więc do pogłębiania kolejnych pocałunków, za to co któryś jeszcze dodatkowo przedłużała, trochę jakby zatapiała się w jego ustach, albo jakby się od nich roztapiała, albo jakby… stapiała się z nimi.
Jakieś znikome resztki rozsądku podpowiadały jej, że tak przecież nie mogło zostać, lecz ona w tej chwili umiała skupić się tylko na tym – że chciałaby, żeby właśnie tak zostało.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey miał w sobie wiele uczuć i emocji względem Harper. Nawet kiedy starał się zachowywać tą zdrową neutralność i uprzejmość, to nie było tak, że przychodziło mu to łatwo. Mógł tłumaczyć samemu sobie, że należało tak robić, bo minęło już wystarczająco wiele czasu, jednak to nie zmieniało faktu, że momentami było mu ciężko, mimo iż na głos nie przyznawał się do tego. Jednak w tamtych wszystkich chwilach zazwyczaj pojawiały się te odczucia, które były negatywne bądź dla niego nieprzyjemne. Te przeciwne pojawiały się w nim na krótko, zazwyczaj w danej chwili i zaraz rozpływały się albo w skrajnych przypadkach zostały ukracane przez Harper. Tym razem nie zapowiadało się, żeby to, co nim kierowało, miałoby tak nagle zniknąć, a nawet sama Pearson w końcu zrezygnowała z tego rozwiązania. Co prawda mógł zakładać, że było to krótkotrwałe podejście, bo przecież wtedy w jej sypialni też pierw się zgodziła, by później jasno wyznaczyć granice. Tak więc wydawało mu się, że jest to tylko kwestią czasu i razem blondynka postąpi podobnie, a on sam ponownie będzie musiał odciąć się od tego wszystkiego, co pchało go w stronę Harper.
Chociaż Spencer nie miał pojęcia, jak miałby nazwać te uczucia i nawet nie byłby w stanie określić podstaw, z których wykiełkowały, to jednak istniały w nim i warunkowały jego obecne działania. W tej chwili, w której był pochłonięty przez nie, nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo istotne jest to, że wypowiedział jej imię. Nawet dla niego samego. Bo właśnie przyznał się przed samym sobą, że ona była sednem. Kwintesencją, która na niego oddziaływała i do której pragnął dotrzeć. I chociaż w tej chwili zdawał sobie z tego sprawę, był tego w pełni świadomy, to jednak nie miał pojęcia, że wewnętrznie nie był z tym pogodzony. Nie był spójny w swoich odczuciach do Harper, co więcej, one istniały w nim jednocześnie i to w kompletniej sprzeczności. Jednak w tej chwili pozwolił sobie na dostrzeganie jednej wersji Harper. Tej, która w sposób całkowicie niewinny i bezwarunkowy okazała mu swoją troskę po tym, jak przyjęła na swoje barki długą, skomplikowaną, prywatną i wymagającą przetrawienia opowieść o jego życiu uczuciowym. Była dla niego w wersji, w której wcale nie musiała być, a on nawet jej nie oczekiwał. I właśnie taką ją Harvey chciał widzieć. Szczerą. Bo w jego odczuciu, to ta rozmowa, którą odbyli kilkanaście minut wcześniej, była jedną z ich najprawdziwszych od ich ponownego spotkania. Oczywiście pomijając te, które dotyczyły wyjaśniania ich rozstania. I do takiej jej Spencer pozwolił sobie się zbliżyć, pewnie przy tym łamiąc wszystkie rozsądne reguły.
Po doświadczeniach z jej sypialni Harvey mógł spodziewać się, że to będzie dokładnie tak, że każdy pocałunek będzie sprawiał, że będzie chciał więcej. Jednak tym razem to więcej nie sprawiało, że dążył po bardziej, dalej czy głębiej. Pragnął jej więcej, jednak w tej samej formie. Jakby jego wewnętrzny głód wypełniał się w trakcie każdego kolejnego pocałunku, jednak na jego końcu ponownie odczuwał nienasycenie, które prowokowało go, by sięgał po jej kolejną dawkę ciepła i czułości. I brał je w takiej postaci, w której Harper chciała mu je okazywać. Więc podczas tego przedłużania niektórych pocałunków, wcale nie napierał i nie przyśpieszał tempa. Jedynie świadomie w tych chwilach przesuwał delikatnie kciuka po jej policzku, bo jego palce zdążyły już przesunąć się w głąb jej włosów, by je odgarnąć i przytrzymać jednocześnie. Zresztą w pewnej chwili sam zwolnił jeszcze bardziej, na moment uwalniając się od jej ust, jednak nie odsunął się do tyłu nawet o milimetr. Nie robiąc zbędnej przerwy, zaraz ponownie ją pocałował, jednak w inny sposób, nie jakby inicjował wspólny pocałunek, tylko jakby chciał ucałować jej wargi. Pierw składając subtelny pocałunek na tej dolnej, a następnie kierując się do tej górnej, o którą już ledwo co zahaczył swoimi wargami. Od niej nawet nie udało mu się oderwać, bo momentalnie zaczął całować ją z powrotem z tą samą dozą czułości…
– Ała! – powiedział nagle i głośno piskliwy głosik, ułamek sekundy po tym, jak rozległ się dźwięk przewracanego się szkła. – Kurcze, mam nadzieję, że nikogo nie obudziłam… – powiedziała do samej siebie – najprawdopodobniej Amber – po czym udało się usłyszeć, jak zaczęła się oddalać. Czyli zapewne wstała, żeby udać się „za potrzebą”, a że ognisko już nie płonęło, nie było widać też światła żadnego telefonu, to musiało wystarczyć jej te księżyca, a ono nie było zbyt intensywne. Niestety ten hałas i pisk sprawił, że Spencer natychmiast oderwał się od ust Harper. Odsunął się kilka centymetrów do tyłu i chociaż nie obrócił twarzy, to jego wzrok powędrował w stronę wejścia do namiotu. Jednak jakby ktoś postanowił zawędrować do nich, to mogliby się z tego nie wytłumaczyć. Momentalnie spiął się, a palce, które sięgały do jej karku, przycisnęły się do niego mocniej. Kiedy usłyszał, jak Amber zaczęła odchodzić, to sytuację można było uznać za opanowaną, więc prędko powrócił wzrokiem do jasnych oczu Harper i… równie szybko uświadomił sobie, że to był właśnie koniec. Bo raczej prawdopodobieństwo, żeby po tym wytrąceniu z transu do niego powrócą, było bardzo małe. A ta świadomość wywołała w nim instynktowne zaniepokojenie, bo przecież ostatnie czego chciał, to żeby teraz zrobiło się dziwnie, bo wcześniej wcale tak nie było, a on naprawdę chciał, żeby mogło być tak jak wcześniej i to nawet nie chodziło o to całe całowanie, tylko…
– Tylko nie uciekaj. Nie uciekaj przede mną – powiedział, chcąc powstrzymać to, co wydawało mu się, że zaraz nastąpi. Chciał to powstrzymać. Ją przed nią samą. Jednak sam potrzebował chwili, by zamknąć swoje oczy i w proste słowa ułożyć, to co siedziało mu w głowie, żeby to też nie zabrzmiało niewłaściwie. W tym czasie jego dłoń przesunęła się z powrotem na jej twarz, bo jednak kiedy znajdowała się za nią, to mogłoby zostać odebrane jako próba przytrzymania jej przy sobie, a na pewno nie chciał w żaden sposób na nią naciskać. Jednak nie zatrzymał się od razu na nim, bo gdy otworzył oczy, to pierw odgarnął jej włosy do tyłu, w ten sam sposób jak ona robiła to wcześniej i dopiero ułożył swoją wytatuowaną łapę na jej policzku. – Zostań przy mnie – poprosił, chcąc by nie odsuwała się od niego i nie odwracała na drugi bok. Wtedy w sensie fizycznym też byłaby obok niego, ale jemu chodziło o to, żeby pozostała przy nim, tak blisko, jak znajdowała się teraz i z tym samym nastawieniem, które przed chwilą pozwoliło jej go całować. Jednocześnie tymi słowami wcale nie prosił o więcej, ani nawet nie prosił o kolejne pocałunki, tylko prosił o to, żeby nie kazała mu się odsuwać, pozwoliła dalej delikatnie gładzić swój policzek i po prostu być przy niej nadal w jej granicach komfortu. Więc jeżeli pozwoliła mu na to, to nie zrobił nic więcej, żeby jakkolwiek bardziej się zbliżyć, bo wcale nie chciał testować jej granic. Zresztą to bycie przy niej, możliwość dotykania jej twarzy, patrzenia w jej piękne oczy, to było dla niego naprawdę wiele. Tyle że zapewne łatwo i szybko nie usnąłby, bo chciałby wyciągnąć i zapamiętać z tych chwil jak najwięcej. Chociaż końcowo i tak musiałby poddać się w walce ze swoimi ciężkimi i sennymi powiekami. Jednak jeżeli Harper nie zgodziła się na to, czy okazała, chociaż najmniejsze zawahanie, to grzecznie zabrał swoją dłoń. Zacisnął usta w wąską linijkę i wycofał się do tyłu na swoją część materaca, ostatecznie odwracając się ponownie na plecy i próbując czym prędzej usnąć i zapomnieć, o tym wszystkim, co właśnie przed chwilą miało tutaj miejsce.

[zt] @Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Dopóki to, co się między nimi działo, było aktualne – bo smutna myśl o przemijalności tego stanu siedziała jej gdzieś tam z tyłu głowy – Harper czerpała z trwającej chwili jak najwięcej mogła. Nie miała siły przed samą sobą udawać, że tego nie chce, albo że może tego chcieć jedynie pod wpływem nagłych, obezwładniających emocji, które odbierają jej świadomość rzeczywistości. Jasne, w tym momencie jej rzeczywistość była nieco uproszczona, a pewne jej elementy zaginęły bądź zniekształciły się za sprawą tego uproszczenia. Jednak to jej zbliżenie się do Harvey’ego nie stanowiło efektu bezmyślnego poddania się jakimś gwałtownie rozbudzonym pragnieniom; wypadało znacznie bardziej intencjonalnie, choć z drugiej strony przecież nie było ani trochę zaplanowane czy zamierzone. Po prostu nie wiązało się z całkowitym zapomnieniem się i też nie dało się powiedzieć, że z zapomnienia się wynikało. Całe szczęście nikt nie pytał tym razem nikogo o powody, więc nie one się liczyły.
Co się zatem liczyło? Dla niej liczyło się jego ciepło, które biło od niego oraz z jego gestów wobec niej, tak jak z jej gestów wobec niego. Liczyła się czułość, którą wzajemnie sobie okazywali w tych niespiesznych, miękkich i subtelnych pocałunkach. Liczyła się bliskość – taka czysta, nienatarczywa, chociaż wcale nie obojętna. I szczerość. To wszystko właśnie takie było – szczere. Począwszy jeszcze od chęci pomocy, zarówno tej wymiernej, czyli z opatrzeniem mu rany, jak i takiej dotyczącej już czegoś nienamacalnego, bo pewnego dostrzeżonego przez nią problemu, który wyciągnął na wierzch prawdziwą troskę. Przez rozmowę, wprawdzie z jej strony dość nieśmiałą, ale mimo to otwartą i wkraczającą przecież na bardzo osobiste obszary. Po odruchowy dotyk, zupełnie niewinny, niemający do niczego prowokować, a jedynie tak naturalnie wyrażający… coś trudnego do zdefiniowania, lecz bez wątpienia obecnego. I właśnie to coś pchnęło ją do wychylenia się w kierunku jego ust, tak samo jak teraz sprawiało, że z utrzymującą się delikatnością całowała wargi Spencera, palcami lekko muskała jego skórę po powrocie jej dłoni na bok wytatuowanej szyi. Nie naciskała na żadne bardziej, ale też nie dążyła do zakończenia tej intymnej chwili – choć kiedy przelotnie wydawało się jej, że ten koniec nastąpi, również nie starała się temu zapobiec… by zaraz dać się niesamowicie miło zaskoczyć kolejnemu, zupełnie innemu pocałunkowi, który ponowił się jeszcze lżej, a potem płynnie przeszedł z powrotem do wcześniejszej formy, a ona mogła zagubić się w tym od nowa…
Charakterystyczny dźwięk i następujące po nim słowa sprawiły, że blondynka wręcz zamarła, po tym jak ułamek sekundy wcześniej w spłoszeniu cofnęła głowę i otworzyła w przestrachu oczy. Jej wzrok skupił się na twarzy Spencera, lecz o wiele wyraźniej widziała obrazy podsuwane jej przez wyobraźnię – i nie podobały się jej te obrazy, bo przez nie… nie była w stanie odeprzeć wrażenia, że to wszystko było jednak bardzo niewłaściwe. Zupełnie odruchowo pomyślała, że może powinna uciec, bo przecież powinna uważać, że jej miejsce jest z dala od Harvey’ego. Tylko że tym razem, kiedy jego ciemne tęczówki zwróciły się ponownie na nią, pojawiła się w niej myśl tak bardzo niezgodna z jej skrzywionym mechanizmem obronnym.
Nie uciekaj, Harper. Po co? Dlaczego? Przed czym takim chciałabyś uciec? Co starasz się ukryć? Kogo chcesz oszukać?
Cała ta sytuacja była pozbawiona jakiejś gwałtowności, i chociaż zapoczątkował ją odruchowy, nieprzemyślany i nieoczekiwany gest, to później po drodze pojawiło się kilka momentów zawahania – w takiej czy innej postaci. I mimo tych momentów, podczas których przecież w każdym z nich zapewne budziły się jakieś wątpliwości, ostatecznie zbliżyli się do siebie – w pewnym sensie naturalnie, nawet jeśli odbywało się to wyraźnie ostrożnie, czy wręcz po przełamaniu się. No więc aktualnie ogarniało ją to męczące poczucie, że powinna się oddalić, bo nie powinna była się zbliżyć, ale jednocześnie wiedziała, że przecież chciała się zbliżyć i wcale nie chciała się oddalać, a wobec tego… stanęła przed pytaniem, co mogła zrobić, a co naprawdę należało.
Nie uciekaj.
Jej jasne ślepia lekko się rozszerzyły, a w buzię zrobiło się jej jeszcze cieplej – bo bezbłędnie ją ocenił, że dokładnie o ucieczce pomyślała, a to wywołało w niej dziwny rodzaj wstydu. Nie odpowiedziała; w milczeniu przyglądała się mu, jak zamyka oczy i coś rozważa. Ona też musiała to wszystko rozważyć jeszcze raz, od początku, może od nieco innej strony.
Gdyby nie uciekła… już widziała to nadciągające zagrożenie w postaci emocjonalnych konsekwencji. Tylko że na dobrą sprawę ono i tak miało nadejść i gdzieś tam podskórnie przeczuwała to wystarczająco wcześniej, by ewentualnie mieć szansę się przed tym uchronić – co mogła zrobić, wycofując się w porę, jeszcze na samym początku. A teraz? Teraz i tak było za późno, by uniknąć kolejnych rozterek, wyrzutów i pretensji do samej siebie, a także pytań do Spencera, których prawdopodobnie nigdy nie miała mu zadać. Czy ucieczka w tej chwili zmieniłaby wiele? Albo chociaż cokolwiek?
Zostań.
Ściągnęła lekko brwi, ale wcale nie dlatego, że jego prośba ją zniesmaczyła, czy jakkolwiek nie spodobała się jej. Zwyczajnie… to wydawało się jej takie odrealnione, że nie wiedziała, jak się zachować, choć przecież wiedziała, jak wolałaby się zachować – tak jak już wiedziała, że pokrywało się to z tym, czego przynajmniej w tym momencie chciał Harvey. Jeśli jednak odczytał jej minę jako oznakę nieprzychylności i sygnał do wycofania się, nagle w jej głowie wszystko się wyklarowało, w każdym razie na tyle, by teraz to jej dłoń prędko nakryła tą jego, powstrzymując ją od oderwania się od jej twarzy. Wtedy też jej mięśnie mimiczne na powrót się rozluźniły, co nadało jej buzi znów widocznej łagodności, a błękitne spojrzenie w pewnym sensie się ociepliło. Po dłuższej chwili kąciki jej ust drgnęły subtelnie ku górze, tworząc słaby zarys uśmiechu, który zastępował werbalną odpowiedź.
Chciała przy nim zostać, nieważne w jakiej formie. Skoro – na mocy jego prośby – mogła się nie oddalać, nie miała zamiaru z tym walczyć, przynajmniej dzisiaj. Zaraz powoli opuściła głowę, by ułożyć ją na zgięciu swojego prawego łokcia; przez jakiś czas delikatnie gładziła wierzch jego dłoni, ale wzrok opuściła poniżej jego twarzy i tylko sporadycznie unosiła go na parę wydłużonych sekund do jego oczu. Nieco później uwolniła jego rękę od swojej, bo swoją ułożyła na jego klatce piersiowej – to znaczy miękko do niej przylgnęła, nie w żadnym odpychającym geście. I milczała, czy raczej milczeli oboje, bo chyba oboje wiedzieli, że to najwyższa pora na zasypianie, a na pewno wiedziały to ich zmęczone ciała.
Harvey – szepnęła niedługo po tym, jak wyłapała, że powieki bruneta robią się ciężkie i opadają każdorazowo na coraz dłużej. Nie chciała rozmawiać i nie zabrzmiała jakkolwiek alarmująco, ale była jedna rzecz, która na niej ciążyła, i którą chciała uwolnić z siebie jeszcze przed snem. Tylko dać jej opuścić jej wnętrze, nie zagłębiać się w nic więcej – i chyba czekała na odezwanie się z nią właśnie do takiego momentu, kiedy szansa na pociągnięcie tematu dalej będzie najmniejsza. – Przepraszam, że wcześniej traktowałam cię tak… nieludzko – powiedziała cicho, w tej i następnej chwili wpatrując się w Spencera z widoczną skruchą, nawet jeśli on miałby już nie unieść powiek żeby popatrzeć na nią. Dopiero po tym poczuła się na tyle spokojnie, że senność mogła ją ogarnąć bez większego problemu, i to zaskakująco szybko.

Rano, kiedy Harvey otwierał oczy, już jej przy nim nie było. Nie było jej też dalej, obok niego, bo nie było jej w ogóle w namiocie.
Pierwszy raz obudziła się, jak wokół ledwo zaczynało jaśnieć, czyli o wczesnej godzinie. Wtedy jej wciąż ciężkie od snu powieki rozchyliły się jedynie na kilka chwil, na wpół przytomny wzrok przesunął się po twarzy bruneta, a potem zaciemnił się, bo Harper ponownie usnęła, by w następnym momencie bezwiednie się do niego przysunąć i oprzeć policzkiem o jego ramię.
Drugiej, późniejszej pobudce, towarzyszyła większa świadomość. Po dłuższym zastanowieniu – podczas którego leżała nieruchomo u boku Spencera i… cóż, patrzyła na niego, jak spokojnie spał – doszła do wniosku, że to, co wydarzyło się między nimi wczoraj, wydarzyło się w niezaprzeczalnym odcięciu, czy może bardziej w odgrodzeniu od rzeczywistości, a aktualnie ta rzeczywistość na nich czekała i nie dało się przed nią uciec. Dlatego to Harper uciekła przed Harvey’m, zabierając swój plecak i po cichu wychodząc z namiotu. Tak miało być o wiele prościej i, jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało, wygodniej. W ten sposób omijała ich niezręczność – bo raczej niezręcznie byłoby mierzyć się z tym, co wydarzyło się wczoraj, jeśli niewiele później czekało ich wyjście na zewnątrz oraz tym samym powrót do normalności. W tej perspektywie wcale nie chciała dla ułatwienia musieć udawać tak bezpośrednio przed nim, że nie wydarzyło się nic. Jednak nie chciała też słuchać jakichś jego ewentualnych wyjaśnień, tak jak nie chciała głowić się nad własnymi. Nie chciała pytać, czy to cokolwiek zmieniało – jakby mogła chcieć, żeby zmieniało – lecz nie chciała także szukać potwierdzenia, że to nie zmieniało nic – bo czy to nie byłoby zbyt przykre? W tej sytuacji najlepiej było po prostu ominąć interakcję jeden na jeden i od razu znaleźć się w świecie, w którym siłą rzeczy musieli zachowywać się wobec siebie neutralnie, skoro nikt z ich znajomych nie miał pojęcia o ich wspólnej przeszłości.
Może też bez sensu byłoby próbować drążyć to, co zaszło, bo może nie miało to mieć większego znaczenia. Może na przykład Hallie, po wczorajszym skrajnie dupkowatym zachowaniu Danielsa, mogłaby otrząsnąć się ze swojego beznadziejnego zakochania i dostrzec, że może mogłaby poczuć do Spencera coś więcej. Może mogłaby się jednak stać odpowiednią osobą w odpowiednim czasie. Może, kto wie – Pearson niestety potrafiła sobie to wyobrazić, kiedy zobaczyła od rana już odmienione, ewidentnie bardzo przychylne nastawienie Steel wobec niego. No więc może, kto wie. A jeśli nie, to oni przecież zawsze mogli spróbować pogadać o tym minionym wieczorze – później, na pewno nie teraz. Albo może ostatecznie nigdy, kto wie. Jedyne, o czym mogli „pogadać” teraz, to o zamianie miejscami w samochodach podczas powrotu. I tyle.

[ zt ] @Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz