Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Z perspektywy samego Harvey’ego ta zmiana, do której doszło tuż przed wyjazdem była naprawdę korzystna. Gdyż w pierwszej wersji on miał jechać w jednym samochodzie z Hallie, Amber i April. Nie miał nic do koleżanek swojej nie-dziewczyny, ale jednak dosyć długa podróż z samymi babami mogła go zmęczyć. Tak więc, gdy padła ta wspaniała propozycja - oczywiście nie do odrzucenia - żeby zamienił się miejscami z Harper, to nie istniał żaden logiczny, znany wszystkim powód, by się nie zgodzić. Podróż w męskim gronie na pewno bardziej mu odpowiadała. Mógł rozmawiać o wiele swobodniej i to na tematy, które były mu o wiele bliższe i bardziej znane. Jednak od czasu do czasu i tak nawiedzało go małe poczucie niepokoju, gdy przypominał sobie o tym, że Harper i Hallie są zamknięte razem w bardzo małej przestrzeni…
- Więc, wracając do ciebie Amber. Jak tam mają się sprawy z Evanem? - zapytała trochę wścibsko April, przenosząc spojrzenie na koleżankę, która prowadziła samochód. - Znowu jesteśmy na etapie kłócenia się. Pewnie jak wrócę, to będziemy na etapie godzenia się. I tak w kółko - odpowiedziała bez większego przejęcia, skupiając się dalej na drodze. - Wy to tak lubicie, prawda? Szczególnie ten etap godzenia się, hm? - zapytała wścibsko i zaraz roześmiała się. O nie, czyli wkraczały na bardzo niebezpieczne tematy, ale czy miały zamiar naprawdę o tym rozmawiać? Odpowiedź brzmi, oczywiście że tak. - Lubimy. Wtedy jest zazwyczaj… najlepiej. Ekscytująco. Jak za pierwszym razem. A potem… rutyna. Seks na szybko, bo trzeba iść spać i rano do pracy wstać, to jest tragedia… - powiedziała z niespotykaną szczerością, która pozostałym dwóm uczestniczkom rozmowy wydawała się zupełnie naturalna. - A ty, Hallie? Jak ci jest w tym waszym układzie ze Spencerem? - zapytała wścibsko April, a Hallie która wcześniej głównie przysłuchiwała się i nie zadawała żadnych dodatkowych pytań odpowiedziała bez zastanowienia. - Jest w porządku - skomentowała bardzo krótko, jak na kogoś kto mógł pochwalić się byciem w otwartym związku. - Jest w porządku? Tylko tyle? To raczej bardzo słaba reklama… - zażartowała sobie tym razem Amber. To spowodowało, że Hallie nagle ocknęła się ze swojego zamyślenia. To pokazało, że tak naprawdę przez chwilę była nieobecna i dopiero teraz, gdy na jej twarz wkroczył szeroki uśmiech, zebrała się do rzeczywistej odpowiedzi. - Pod tym względem z Harvey’m jest mi naprawdę dobrze. On jest odpowiednio… wyważony. Rozumiecie, o co mi chodzi? Sam wyczuwa, kiedy potrzebuje intymnego zbliżenia i czułości, a kiedy możemy się wygłupiać i bawić. Co prawda ostatnio… ostatnio jest jakiś zdystansowany. Cały czas, albo był zajęty, albo jakoś się wykręcał. Od tej ostatniej imprezy. Nie pamiętam, czy powiedziałam coś głupiego. Albo mi się wydaje. Nie wiem. Tak czy inaczej, teraz mamy cały weekend dla siebie, na łonie natury, w jednym namiocie, więc… rozbroje go - powiedziała na sam koniec, opierając się wygodnie i zerkając na swoją sąsiadkę, którą była Harper oraz przy tym… mocno napierając językiem na wewnętrzną część swojego policzka, by jasno przekazać o jakie rozbrojenie jej chodziło. Amber widząc ten ruch w lusterku wstecznym roześmiała się i prędko skomentowała. - Będzie cały twój. Żaden facet nie odmówi dobrze zrobionej laseczki. Żaden - ten oczywisty komentarz spowodował wybuch śmiechu całej trójki, pytanie co na te wszystkie nowinki panna Pearson? - Harper, mamy nadzieję, że nie jesteś nami… zbyt przytłoczona. Wiesz, my tak lubimy pogadać. A właśnie, jeżeli chodzi o ciebie i Zacka… to na jakim to jest etapie? - zapytała z nieukrywaną ciekawością April, która starała się odgrywać maksymalnie przyjazną i otwartą przy nowej osobie. Po tym pytaniu wszystkie spojrzenia powędrowały w stronę Pearson. A na sam koniec została April z jej krótką i zwięzłą odpowiedzią nie nudzę się, mój tinder eksploduje.
Po przyjeździe na miejsce i pozostawieniu samochodów w strefie parkingowej doszło do przewidywanego przeparowania. Na przodzie był Ash i Keith, którzy robili za przewodników - ten pierwszy wędrował z mapką w telefonie, a ten drugi z taką klasyczną. Tuż za nimi trzymał się Zack z Harper, bo przecież tych trzech muszkieterów musiało być blisko siebie. Następne były dziewczyny, które szły trochę w oddali, bo ilość bagaży, które zabrały zaczęła ich przerastać. No i na końcu Harvey z Hallie, nie dlatego że byli najwolniejsi, ale blondynka lubiła zatrzymać się by poprzyglądać się przyrodzie, więc lepiej było iść na końcu i nie tamować ruchu. Cała droga do ich miejsca biwakowego zajęła im jakieś czterdzieści minut. Nie czekało na nich wielkie pole namiotowe, wręcz przeciwnie - niewielki kawałek zieleni na skraju lasu tuż przy powolnie płynącej rzece. Gdyby nie widoczne miejsce przygotowane do palenia ogniska i zniesione wokół kłody służące za miejsce do siedzenia, to trudno było powiedzieć, że dotarli już na miejsce. Jednak żeby nikt nie miał wątpliwości, to Daniels zakomunikował to głośno i wyraźnie, po czym rzucił swój ogromny plecak i od razu wziął się za rozkładanie namiotu. Z tym etapem wszystkim zeszło się stanowczo najdłużej. Panował też ogólny chaos i zgiełk, bo niektórzy do siebie krzyczeli, inni śmiali się nawet gdy coś im nie wychodziło. Harvey zdecydował się na rozstawienie ich namiotu trochę na uboczu, ale nie wcale po to, by zagwarantować sobie specjalną prywatność, tylko raczej… oddalić się jak najbardziej to możliwe od potencjalnych dźwięków, których usłyszeć nie chciał. W jego głowie niemal echem odbijały się słowa Zacka, który pokładał duże nadzieje w tym wypadzie pod namioty.
Ten totalnie nieistotny fragment
Niestety pierwszy dzień, a raczej już późne popołudnie nie dawało im zbyt wiele możliwości. Amber i April już narzekały, że były zmęczone - do czego zaczął przyczepiać się Daniels, który wiedział, że tak będzie. Spencer zakomunikował, że on z Hallie wybiera się na krótki spacer, żeby się rozejrzeć, a Zack nie odstępował Harper na krok, chcąc wykorzystać ten czas dla nich. Tak więc, parkę ominęło jakieś półtorej godziny pogaduszek i dokuczania sobie nawzajem. Ze spaceru wróciła sama Hallie, od razu tłumacząc że Harvey poszedł sobie jeszcze pobiegać. Z kolei ona zaoferowała się do zbierania gałęzi na ognisko, gdy dziewczyny szykowały już zakąski na wieczorną posiadówkę. Potem czekała już wszystkich tylko - bez wyjątku, dbajmy o standardy higieny - kąpiel w rześkiej rzece, ale dla równowagi w jeszcze pełnym, ciepłym słońcu. Hallie wcale nie śpieszyło się, żeby wychodzić z wody - szczególnie, że nie miała problemów z całkowitym zanurzeniu się w niej - bo czuła się dosłownie jak ryba w wodzie - gdy u jej brzegu pojawił się Spencer.
- Syrenko, wychodzisz? - zapytał z szerokim uśmiechem na ustach. - Jeszcze nie, ale za to ty wchodzisz - powiedziała pewnie, obrzucając go niemal oceniającym wzrokiem. - Czy ja wiem… chyba, aż tak bardzo nie śmierdzę - zażartował, po czym udał że wącha się pod pachami. - Wchodzisz! Ja stąd widzę jak kapie z ciebie pot! Rozbieraj się, natychmiast! - zarządziła pewnie, nie chcąc dyskusji w tym temacie, chociaż nadal z dobrym humorem i uśmiechem na ustach. - Jak tak stawiasz sprawę, to co innego - odpowiedział, drocząc się z nią do samego końca. Trochę to trwało nim ściągnął z siebie przepoconą koszulkę, buty, skarpetki i spodnie, pozostając w samych spodenkach. Jednak jego wejście do wody nie było już takie odważne. Zatrzymał się na poziomie rzeki na wysokości kolan, po czym zaczął ochlapywać się zimną wodą, by chwilę później wymydlić się mydłem Hallie, które zabrał z brzegu przed wejściem do wody. Odrzucił opakowanie ponownie na trawę i zaraz w podobny sposób zaczął się spłukiwać. Hallie natomiast wybrzdąkała coś pod nosem i zaczęła oddalać się jeszcze bardziej, co brunet dostrzegł dopiero po jakimś czasie. - Hallie, wiesz że koryto rzeki jest zmienne i to, że ostatnim razem było tu płytko, to nie oznacza że… - więcej nie zdążył powiedzieć, bo blondynka zniknęła mu z pola widzenia. Był przekonany, że to był żart, więc na początku nawet nie zareagował. Jednak zaraz powtórzył jej imię z większym niepokojem, po czym nadal z pełnym opanowaniem ruszył w głąb rzeki. Doszedł już niemal do etapu gdzie woda sięgała mu do klatki piersiowej, a znajdujący się na brzegu Keith i Amber zainteresowali się zniknięciem blondynki. Gdy nieoczekiwanie Hallie pojawiła się za jego plecami, by bezczelnie ochlapać go wodą. Spencer odwrócił się szybko i zaraz był cały mokry, a jego wyraz twarzy mówił, że blondynka tego pożałuje. Niedziwne więc, że gdy zaczęła uciekać do brzegu, to on zaczął ją gonić. Ostatecznie złapał ją w pasie, obrócił przodem do siebie i bez większych problemów przerzucił sobie przez ramię, trzymając ją głównie za uda przyciskane do swojej klatki piersiowej.
- Nieśmieszne - powiedział krótko, słyszalnie karcącym tonem i wcale nie przejmował się tym, że Hallie próbowała się wyrywać i okładała go po plecach. - Zostaw mnie! Nie możesz tak robić! Nie traktuj mnie, jak jakąś rzecz! To jest wbrew mojej feministycznej duszy! - jej opór był stanowczo zbyt wyolbrzymiony, bo tak naprawdę nie chodziło o to, że Harvey robił coś wbrew niej, tylko bardziej o to, że ona sama straciła nagle całą kontrolę, którą miała chwilę wcześniej. Co więcej, jej zachowanie zwróciło uwagę innych, chociażby takiego Danielsa, który właśnie wychodził z namiotu. - Harvey, co upolowałeś? - zapytał z bezczelnym uśmiechem na ustach, po czym skierował się w kierunku lasu na tzw. stronę. - Dorodną łanię - zdążył mu jeszcze odpowiedzieć brunet, po czym poklepał ją po udzie, gdy padł ten przymiotnik, a to jeszcze bardziej wkurzyło blondynkę. - To już był klasyczny, męski szowinizm! Postaw mnie na nogi, bo jak nie to… - powiedziała w pełni oburzona, ale nie zdążyła dokończyć, bo on pochylił się właśnie by odstawić ją na trawę przy ich namiocie i zaraz prędko wyprostował się. - To co? - zapytał, chcąc usłyszeć końcówkę tej groźby, chociaż jednocześnie pochylił się, by sięgnąć coś z namiotu. - To… - zaczęła ponownie Hallie, która zaraz została okryta przez niego dużym ręcznikiem, a ten gest sam w sobie już ją trochę uspokoił i sprawił, że jej wszelkie negatywne emocje rozmyły się, pozostawiając jedynie ciepły uśmiech na twarzy. - To… pajac z ciebie… weź się wytrzyj, bo wyglądasz tragicznie w mokrych włosach - powiedziała, nie chcąc dać za wygraną, jednocześnie zaciągając na siebie bardziej ręcznik. - Słucham? Co to ma znaczyć? Powinnaś przecież powiedzieć, że podobam ci się w każdym wydaniu. Wy, kobiety, chcecie to słyszeć, to gdzie to wasze równouprawnienie? - mówił, chcąc by jej własna broń obróciła się przeciw niej, nie zdając sobie sprawy, że to może nie wypalić. - Powinnam. Ale tego nie powiem. Bo to nieprawda - zreflektowała się szybko, a jej zadowolony wyraz twarzy świadczył o jej przekonaniu o ostatecznym zwycięstwie, które raczej osiągnęła bo Harvey’ego zatkało, a ciszę przerwało dopiero głośne roześmianie się Keitha.
- Trafiony, zatopiony. Okręt jednomasztowy Spencer idzie na dno - skomentował głośno, mając z tego wszystkiego o wiele większy ubaw niż sama Hallie. - Keith, gdzie jest twoja? - zapytał mało konkretnie brunet, odwracając się w jego stronę, gdy Hallie udała się do namiotu, by wytrzeć się i przebrać. - Moja, co? - zapytał zupełnie, nie rozumiejąc kontekstu. - No twoja dziewczyna, z którą będziesz mógł poprzytulać się w nocy jak będzie zimno? O, wraca… poszedł odlać się w krzaki - powiedział, wskazując ręką na powracającego Danielsa, który nie wiedząc o co chodzi wzruszył ramionami i udał się do swojego namiotu. - A weź się pierdol, Spencer - odpowiedział bardzo rezolutnie lekko podminowany Keith, na co Harvey zareagował jeszcze większym rozbawieniem. - Powiem tak, życzę wam tego samego - te słowa były niczym wyciągnięcie zawleczki z granatu, bo zaraz po nich Keith burknął coś pod nosem i ruszył w stronę Harvey’ego, co zakończyło się krótką przepychanką i dokuczaniem sobie. Jednak nie tak na poważnie, tylko nadal w zabawnym, typowo męskim ujęciu.
Gdy zaczęło robić się ciemno, to chłopcy zajęli się rozpalaniem ogniska. Jeszcze przez jakiś czas niektórzy kręcili się w tą i z powrotem. Wystąpiło jeszcze krótkie nieporozumienie, bo jak się okazało Keith nie zabrał swojego sporego głośnika bezprzewodowego, ale z opresji wybawiła ich Hallie, mówiąc że oni zabrali głośnik, co musiało wiązać się z bezpośrednim komentarzem Asha, który rzucił że oczywiście, że zabraliście, bo akurat wam urządzanie zagłuszające przyda się najbardziej, co spotkało się z natychmiastową reakcją blondynki, która poleciła mu zmienić tą nudną, zdartą płytę i nie wtrącać się, jeżeli miał ochotę posłuchać muzyki z ich głośnika. Ta wymiana zdań pomiędzy Hallie i Danielsem uwidaczniała jakiś rodzaj wiszącego w powietrzu napięcia, a fakt że Harvey nie zareagował na to ani jednym słowem oraz nawet nie przerwał swojej trwającej w tym czasie rozmowy z Keithem, też dawał do myślenia. Jednak ostatecznie tym blond głowom udało im się dogadać co do gatunku muzycznego. Ash uroczyście podziękował wszystkim za przybycie, wręczając każdemu jego czerwony, plastikowy kubeczek z alkoholem (uf, byli bezpieczni), powiedział kilka (nie)miłych słów od siebie, po czym uśmiechnął się przesadnie, wzniósł teatralny toast - Amber mruknęła pod nosem krótkie o, nie, zatykając sobie uszy palcami - gdy zaraz rozległ się głośny krzyk, niemal ryk z obecnych czterech, męskich gardeł dumnie oświadczający let’s get the party started.
W sumie posiedzieli przy ognisku prawie trzy godziny. Oczywiście raz gadali wszyscy, raz dzielili się na grupki i pary, które wciągnęły się w jakiś konkretny temat. Cały czas ktoś się kręcił, idąc po przekąskę, dolewkę alkoholu bądź próbował bawić się w wodzireja imprezy, zmieniając ustaloną muzykę. Przede wszystkim było głośno i wesoło, ale też o dziwo bardzo zwyczajnie pomimo tego, że w gronie znajdowała się Harper. Harvey zachowywał się jak najbardziej normalnie i naturalnie, nawet przy okazji odzywając się do niej, gdy oboje byli w tej samej grupce przerabiając jakiś temat, chociaż przez większość czasu i tak bardziej trzymał się chłopaków. Jeżeli chodziło o niego i Hallie, to tworzyli razem parę, która zachowywała się przy sobie swobodnie, jednak ich wspólny obrazek i bijąca od nich ilość słodyczy nie wychodziła innym bokiem. Byli razem, ale to nie stawało się zbyt nachalne. Nie chodzili wszędzie razem, nie trzymali się cały czas za ręce, nie przytulali się na okrągło. Hallie była tą, która najczęściej okazywała swoje zainteresowanie dawaniem krótkich buziaków, jednak dochodziło do tego sporadycznie. Z ich dwójki to Harvey wypadał na tego bardziej okazującego uczucia, chociaż w jego przypadku na pewno w ogromnej mierze brało się to z jego naturalnie przychodzącej mu troski o drugą osobę, a Hallie chętnie korzystała z okazywanego jej ciepła. Chodziło o małe rzeczy, jak zabranie jej plecaka gdy wyruszyli w drogę, podanie ręki gdy musieli przejść przez powalone drzewo, wpatrywanie się w nią ze szczerym zainteresowaniem gdy opowiadała jakąś historię, udana próba rozweselenia jej gdy wydawało się, że na chwilę „wyłączyła się z imprezy”. Jedyny moment, który jasno pokazał, że oni byli tutaj razem miał miejsce wtedy, gdy już pod koniec tej całej posiadówki Hallie podeszła do niego z niezadowolonym wyrazem twarzy, mówiąc że jest jej zimno. Spencer nie zastanawiał się, tylko sięgnął po ich koc - który przyniósł wcześniej na wszelki wypadek - zarzucił go sobie na plecy, po czym zsunął się z pnia na ziemię i kiwnął jej głową. Blondynka subtelnie uśmiechnęła się do niego, zaraz zajęła miejsce pomiędzy jego nogami, opierając się plecami o jego klatkę piersiową, a on objął ją obiema rękami, chowając ich oboje w szczelnym kokonie z koca. Po czym jakby nigdy nic zaraz wrócili do toczącej się w grupie rozmowy.
W końcu Keith zaczął marudzić, że jak jutro mają tyle łazić, to on musi iść już spać, bo jak będzie spał mniej niż dziesięć godzin, to będzie niewyspany. Daniels zawołał wtedy wszystkich panów na jednego, więc Hallie obaduliła się ich rozgrzanym kocem i skierowała się w stronę dziewczyn, a Harvey dołączył do reszty kumpli. Chłopcy zachowywali się już trochę zbyt głośno i prowadzili jeszcze jakąś bardzo emocjonującą rozmowę, gdy dziewczyny bawiły się w małą lożę szyderców. Pojawiły się różne tematy - zarówno prywatne, jak i światopoglądowe - a także imienia i nazwiska osób, którym mówiąc wprost - obrabiały dupę. Końcowo - co było bardzo przewidywalne - rozmawiały o facetach. Hallie uczestniczyła w tej rozmowie o wiele mniej intensywnie od swoich koleżanek, aż w końcu podczas gdy Amber opowiadała jakąś super ważną historię, to ta złapała kontakt wzrokowy z Pearson i zapytała dosyć cicho. - Mogłybyśmy później porozmawiać same? - widać było, że nie chciała zostać usłyszana przez resztę dziewczyn. Jednak jej ton nie przekazywał niczego niepokojącego. Był raczej proszący, jakby po prostu potrzebowała rozmowy z kimś w cztery oczy i akurat trafiło na Harper. Jednak nie zdążyła dostać odpowiedzi, a Amber była w niemal środku swojej wypowiedzi, gdy nieco podpita April weszła jej w słowa. - Czekaj, czekaj… jeśli rozmawiamy o tym, to… jakbyście mogły stworzyć sobie idealnego pod względem fizycznym faceta składającego się z nich czterech, to jak by on wyglądał? - rzuciła pytanie, brzmiące też trochę jak wyzwanie, co spotkało się z reakcją w postaci przedłużonego „o” i skierowaniem się wszystkich oczu na panów. - Proste, wystarczy wziąć z każdego jego najlepsze cechy więc… twarz Zacka, uśmiech Keitha, włosy Spencera i ciało Danielsa - powiedziała bez zastanowienia Amber. - Ciało Danielsa? No nie gadaj - rzuciła April, a Amber wzruszyła ramionami mówiąc że „taki jest jej typ”. Następna do wypowiedzi została wywołana Hallie, która wcale nie musiała przyglądać się im, bo przecież doskonale ich znała, ale i tak jej spojrzenie zakotwiczyło się w tej grupce. - Więc… twarz i włosy Asha, których niby specjalnie nie układa, ale zawsze wyglądają idealnie… także uśmiech Keitha, bo jest uroczy… duże, ładne oczy Zacka, bo w moim odczuciu on ma takie naprawdę głębokie spojrzenie… szczęka i ciało Harvey’ego, bo trzeba mu przyznać, że akurat o siebie dba i wygląda naprawdę dobrze - skończyła mówić, a jej średnio obecne spojrzenie nadal było wbite w tą grupkę samców alfa. - Prawda, też bym brała jego ciało. Tylko bez tych wszystkich tatuaży, bo to już dla mnie przesada. Nie rozumiem tego. Więc, dla mnie to byłoby ciało Spencera, wzrost Asha i… reszta Zacka - odpowiedziała wielce rozbawiona April, po czym odruchowo reszta spojrzeń powędrowała w stronę Pearson. - „Reszta Zacka”, co ty na to Harper? - zapytała ciekawska jej reakcji Amber, a Hallie chcąc wyrwać blondynkę z tej opresji, zadała jej nieświadomie wcale nie o wiele łatwiejsze pytanie. - Dajcie jej spokój… A twój? Jaki byłby twój ideał, Harper? - zapytała Hallie bez chociażby grama wścibstwa i ze szczerym uśmiechem na buzi. Chciała odciągnąć ją od tego niepotrzebnego pytania o Zacka, w ten sposób wyciągając do niej swoją pomocną dłoń, szczególnie że dosłownie chwilę wcześniej sama o nią poprosiła.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Od imprezy do wyjazdu Harper miała wystarczająco dużo czasu, żeby przemyśleć sobie swoje dotychczasowe zachowanie w obecności Harvey’ego i właściwie nastawić się na tych kilka dni. Ich wcześniejsze spotkania – poza tym w parku i później na hali wspinaczkowej – były dla niej każdorazowo zaskoczeniem, wobec czego miała poważne problemy z odnalezieniem się przy nim oraz w tych emocjach, które w niej wywoływał (mimo, że nie powinno się tak dziać, bo rozstali się dawno temu, a wszystko co dotyczyło końcowego etapu ich związku, jak i samego rozstania, zdołali sobie wyjaśnić w ramach zamknięcia i pożegnania się z przeszłością). Tak czy siak, starała się nie wracać do ich przypadkowych wpadnięć na siebie, nie analizować ich przebiegu ani własnej postawy, bo… zawsze zakładała, że już raczej się nie zobaczą. No cóż. Teraz sprawa miała się inaczej, a po ich ostatniej rozmowie… dotarło do niej, że musiała coś w sobie zmienić. Że chce to zrobić, bo zamykanie samej siebie w pułapce negatywnej postawy wobec byłego narzeczonego działało wyniszczająco na nią samą, ale też prowokowało wszelkie przykre sytuacje między nimi, by następnie dodatkowo potęgować nieprzyjemne odczucia po obu stronach. Nie pragnęła tego ani dla siebie, ani dla niego. Pragnęła za to jakiegoś spokoju, dlatego ustaliła najważniejsze fakty, przetłumaczyła sobie to, co trzeba, a bazując na tym doszła do bardzo prostego wniosku – mogła, a wręcz powinna zachowywać się wobec Spencera po ludzku, nie patrząc na to, co kiedyś. Nie musiała - czy wręcz nie powinna – szczególnie dążyć do kontaktu i interakcji z nim, lecz z drugiej strony usilne bronienie się przed nim nikomu nie służyło, ani chyba wcale nie było potrzebne. To znaczy… nie w pełni rozumiała wszystko, co powiedział ostatnim razem, ale złapała się tej końcówki, która ich od siebie oddzielała, co z kolei dość jasno pokazywało, że nie ma czego roztrząsać ani się obawiać. I właśnie tego miała zamiar się trzymać.

Było jednak coś, co mimo wszystko i tak budziło w niej poważne wątpliwości – jego relacja z Hallie. O ile czuła, że powinna dać radę traktować neutralnie jego samego, tak musiała zdawać sobie sprawę, że patrzenie na interakcje między tą dwójką będzie dla niej mało komfortowe, i wbrew poczynionym założeniom najpewniej będzie też wywoływać w niej emocje, które nie miały prawa wychodzić na wierzch… Chociaż ostatecznie dotarła do punktu, gdzie uznała to samo, co w jakimś momencie imprezy – może taki obrazek pozwoli jej przeprocesować, że życie Harvey’ego posunęło się znacznie do przodu względem czasów, w których Harper się zdecydowanie za bardzo zastała. A zatem Hallie jako taka nie powinna budzić w Pearson niechęci. I nawet jeśli trochę siłą rzeczy ją budziła… blondynka postanowiła za wszelką cenę nad tym przejść, postarać się patrzeć na drugą blondynkę jak na czystą kartę, albo wręcz przychylnie, bo przecież tamta była wobec niej bardzo miła podczas krótkiego zapoznania na urodzinach Danielsa. W takim razie… wspólna podróż samochodem to był świetny pomysł. Najlepiej zacząć od skoku na głęboką wodę.
O dziwo nie pożałowała tej zamiany samochodów, przynajmniej nie od razu. W takich babskich pogaduszkach nie czuła się jakoś wyjątkowo dobrze i swobodnie – głównie dlatego, że ze swojej strony nie miała zbyt ciekawych rzeczy do opowiadania, choć w jakimś stopniu chodziło także o sam brak obycia – jednak, tak jak sobie założyła, chciała być przynajmniej otwarta. Miała wprawdzie najtrudniej też tak obiektywnie, bo pozostałe trzy dziewczyny się znały, lecz postarała się o to, aby ten fakt nie stanął jej całkiem na przeszkodzie. Tam, gdzie wydawało jej się to odpowiednie, dorzucała chociaż jakieś małe zdanie od siebie, dzięki czemu nie wychodziła na zamkniętą i niezainteresowaną, nawet jeśli w ogólnym rozrachunku nie udzielała się przesadnie ani nie inicjowała za dużo.
Wejście na temat chłopaków wywołało u niej zapobiegawcze spięcie, ale bardzo dzielnie utrzymywała dobrą minę do złej gry… Nice try. Gdy do głosu doszła Hallie, Pearson powtarzała sobie w myślach w kółko, że oni są „parą”, to oczywiste że uprawiają seks, usilnie próbując odganiać ze swojej wyobraźni obrazy, które pojawiały się tam mimo jej woli. Może na moment zdziwiła się wspomnianym przez blondynkę zdystansowaniem, lecz całościowo niestety pozostała przede wszystkim z bardzo realnym wyobrażeniem tego rozbrajania w namiocie. Na komentarz Amber uśmiechnęła się nieobecnie, głównie z poczucia, że lepiej było dołączyć do grupowego rozbawienia, nieważne że w tym konkretnym zestawieniu w ogóle nie było jej do śmiechu. Zaraz jednak musiała wysilić się o wiele bardziej, jako że została wywołana do tablicy. – Nieee, w porządku. Trochę miałam przed wyjazdem… nieprzyjemności z siostrą i... Znaczy nic takiego się nie stało niby, ale po prostu się przejmuję. Pewnie niepotrzebnie – rzuciła, wzruszając przy tym lekko ramionami i uśmiechając się nieco szerzej na potwierdzenie, że to nic poważnego – co nie oznaczało, że nie była to świetna wymówka na momentami gorszy humor czy jakieś zwieszanie się podczas toczącej się rozmowy. Nie, żeby Harper nastawiała się na chodzenie podczas całego wyjazdu z krzywą miną, bo przecież ustaliła sobie zupełnie coś przeciwnego, aczkolwiek warto było mieć awaryjne wytłumaczenie… szczególnie że nawet go nie zmyśliła. Akurat temat Hazel faktycznie do niej wrócił bardzo niedawno i trochę ją dołował, i chociaż nie miał powodować u niej obniżenia nastroju na tym wypadzie pod namioty, to jednocześnie był autentyczny, czyli nie do podważenia. Ale wracając… – Więc… Ja i Zack? Hmm… Ja i Zack mieszkamy ze sobą, to chyba całkiem poważny etap? – zażartowała, o dziwo na tę chwilę sprawnie odcinając się od swoich odczuć spowodowanych wcześniejszą wypowiedzią Hallie. – Dobra, a tak serio… No właśnie, mieszkamy ze sobą. Lubię go i w ogóle, ale nie chcę sobie spalić dobrej miejscówki, bo jakby coś nie wyszło, to Daniels i Johnson będą w jego teamie na bank. Bywa naprawdę uroczy, też całkiem mi się podoba, ale nie wiem czy jest warty takiego ryzyka, więc się wstrzymuję. Zwłaszcza, że on też się wstrzymuje – skwitowała z ponownym wzruszeniem ramion, któremu towarzyszyło przelotne wydęcie warg i przekrzywienie głowy. Nawet, jeśli pozornie wybrzmiało tu jakieś jej zainteresowanie współlokatorem, to nie dało się odnieść wrażenia, że Harper zależy. Gdyby była w nim zakochana, albo przynajmniej mocno zauroczona, na pewno wybrzmiałoby z tych paru zdań rozczarowanie obecnym stanem ich znajomości, bądź padłoby cokolwiek sugerującego nadzieję na zmianę. Pearson natomiast widocznie nic nie przeszkadzało w takim a nie innym układzie, nie żałowała że nie wygląda on inaczej. I akurat to było bardzo szczere, bo nie potrzebowała więcej komplikacji.

Po dojechaniu na miejsce i ruszeniu w drogę poczuła się o wiele bezpieczniej i swobodniej z tą świadomością, że przez najbliższy czas raczej nie będzie musiała mierzyć się z niczym, co jakkolwiek zahaczało o osobę Spencera. W trakcie wędrówki ochłonęła po tym, czego wolała nie usłyszeć w samochodzie, odciągając swoją uwagę przekomarzankami ze współlokatorami; zwykle lubiła przystawać w bardziej urokliwych miejscach, lecz tym razem z tego zrezygnowała, nie chcąc zostawiać sobie zbyt wiele przestrzeni na rozmyślanie o życiu i innych mało optymistycznych sprawach.
Kiedy już dotarli do celu, całe szczęście też dużo się działo, dzięki czemu nawet to zauważalne odsunięcie namiotu duetu Spencer&Steel nie zdołało w nią przesadnie ugodzić, a potem dalej udało się jej ignorować jednoznaczność takiego posunięcia, bo ta dwójka zniknęła, a Pearson zaangażowała się w obgadywanie możliwych kierunków wycieczek z Keithem i Danielsem. W ich towarzystwie również wybrała się na niedalekie kręcenie się po okolicy w celu sprawdzenia paru rzeczy, a na ten czas Zack został na miejscu z pozostałymi dziewczynami, żeby pilnować ich oraz wspólnie pilnować „obozu”. Po powrocie i grupowym zgadaniu się – z już obecną Hallie, ale wciąż nieobecnym Harvey’m – została zarządzona kąpiel, z którą Harper uwinęła się najkrócej, bo najgorzej chyba znosiła chłód wody. Po tym, jak szybko się osuszyła i przebrała, pozostała na nasłonecznionej przestrzeni bliżej namiotów, gdzie za kilkanaście minut dołączył do niej także przebrany Barker oraz… April, wciąż w stroju kąpielowym – bo nie było jej zimno, a chciała łapać opaleniznę. Dzięki temu byli z grubsza poza zdarzeniami nad rzeką (gdy wrócił już Harvey i jakieś zdarzenia miały miejsce), przynajmniej umownie, jako że wszystko i tak pozostawało w zasięgu ich wzroku oraz słuchu, a Pearson nie powstrzymała się przed dyskretnym śledzeniem tego co się działo. Może w trakcie co rusz czuła ukłucie… czegoś bez wątpienia nieprzyjemnego, jednak z takiej odległości nie było to nie do zniesienia i chyba… chyba wykorzystywała tą okoliczność do przyzwyczajania się do tego bólu.

Wieczór przy ognisku budził w niej mieszane uczucia – przez cały dzień zupełnie naturalnie mijała się ze Spencerem, aczkolwiek przy tej okazji wszyscy mieli usiąść w jednym miejscu, a to wprawiało ją już w jakąś niepewność. Pewnie dlatego, tuż po uroczystym rozpoczęciu wspomogła się nieco szybszym spożyciem alkoholu, tak na prędką rozgrzewkę i odwagę jednocześnie. Zadziałało, przynajmniej na tyle na ile mogło, sprawiając że wszystko to, na co umówiła się sama ze sobą – no i poniekąd z Harvey’m – nie skończyło się na dobrej woli, ale na zdumiewająco dobrych efektach. Na razie zewnętrznych, bo wewnętrznie wciąż sobie przeżywała nieuzasadniony smutek po trochu w losowych momentach, a w pozostałej części przy tych sytuacjach, w których zachodziły jakieś interakcje między brunetem a jego blondynką.
Rozmowy, w których głównie uczestniczyła, toczyły się między dziewczynami, choć także często włączała się do tematów poruszanych przez Johnsona, a wtedy zwykle zauważalnie bardziej uruchamiał się przy nich Zack – on był też tym, który najwięcej jej towarzyszył gdy wstawała, żeby po coś pójść, a ona obdarzała go wtedy miłym uśmiechem i zdaje się chętnie wymieniała z nim jakieś spostrzeżenie i drobne śmieszki, kiedy na parę minut zatrzymywali się przed powrotem do grupy.
Za to w przypadku tych nielicznych interakcji między nią a Spencerem… obeszło się bez tworzenia wyczuwalnego, nieprzyjemnego napięcia. Nie szukała u niego zaczepki i raczej nie wchodziła w żadne zażyłe dyskusje przy tych paru skromnych okazjach, ale też się do niego odezwała raz czy drugi, dbając o to, żeby odnosić się do niego… jak do chłopaka, z którym nie łączyło ją nic, a już na pewno nic negatywnego. I jakoś ten czas minął. Jedyne co, to starannie unikała spoglądania w ich stronę, kiedy usiedli razem przytuleni pod kocem, lecz nie sądziła aby ktokolwiek studiował jej zachowanie na tyle dokładnie, by wyłapać ten niuans, podobnie jak ten, że to drobne spięcie opuściło ją po wstaniu chłopców, co równało się rozdzieleniu parki.
Do tego momentu Pearson zdążyła się lepiej oswoić z tym, jak wyglądały „dziewczyńskie rozmowy” i powiedzmy, że na tym etapie radziła sobie w nich o wiele łatwiej niż w trakcie podróży, choć nadal zdecydowanie bardziej płynęła z prądem niż wyznaczała kierunek. Jej wcale już nieszczególnie udawana swoboda posypała się jednak w chwili, w której została dyskretnie poproszona przez Hallie o pogadanie sam na sam. Od razu się trochę zestresowała, ale zachowała względnie neutralną minę. W teorii nie powinna mieć przed nią nic do ukrycia, ani tym bardziej nie powinna obawiać się konfrontacji jeden na jeden, niemniej odczuła sporą ulgę, gdy zaraz wyszło na to że nie mogła nawet przytaknąć.
Podobnie jak pozostałe dziewczyny skierowała oczy na April, by niewiele później przenieść je w stronę panów. Jeszcze za bardzo cieszyła się z chwilowego wybawienia i nie dostrzegła, że rozpoczęta „zabawa w budowanie sobie idealnego faceta” nie jest dla niej najbardziej optymalną. Zorientowała się dopiero po wysłuchaniu wszystkich trzech opinii, kiedy uwaga padła na nią i… no dotarło do niej, że ona też w tym uczestniczy. Całe szczęście miała możliwość najpierw zasłonić się łatwiejszą kwestią. – Nie no, spoko, przecież Zack jest całkiem przystojny – przyznała, choć w teorii po obronie ze strony Hallie nie musiałaby tego robić, ale zwyczajnie chciała pokazać, że nie miała problemu z tym, że Barker najwyraźniej spodobał się April. Już wcześniej dawała do zrozumienia, że nie wiąże ze swoim współlokatorem wielkich nadziei, co automatycznie sprawiało, że nie miała o co i faktycznie nie była zazdrosna. No a poza tym… kupowała sobie czas, żeby nie musieć odpowiadać od razu na właściwe pytanie – choć nie mogła go uniknąć, więc uwaga, werble, akcja.
Mój ideał… Czy to kiepski moment na rzucanie podniosłymi tekstami, że nie liczy się wygląd, tylko wnętrze? Tak? Tak myślałam właśnie. No to pomyślmy… – Zmrużyła ślepia, przyglądając się męskiej grupce, jakby właśnie ich oceniała i porównywała ich poszczególne cechy. W rzeczywistości nie musiałaby się zbytnio zastanawiać żeby wymienić, co w którym z nich uważała za najbardziej atrakcyjne. Jej problem tkwił w tym, że… no niestety, przy uczciwym zestawieniu tej czwórki wzięłaby sobie całego Spencera bez żadnych zmian, lecz ta odpowiedź ani nie spodobała się jej samej, ani nie nadawała się do wypowiedzenia na głos. Na pewno nie przy Hallie, bo Spencer „był jej” – nieważne, że nawet ona by nie wybrała go całego pod względem fizycznym. A zatem, wypadało skleić jakąś odpowiedź zastępczą. – Dobrze, to powiedzmy że… Ciało Zacka, bo jest tak… mocno zbudowany. Ale w połączeniu ze wzrostem Danielsa. I z Danielsa wzrost to jedyna rzecz, którą dopuszczam. Keith w ogóle mnie nie pociąga, chociaż faktycznie uśmiecha się ładnie, tak że człowiekowi chce się uśmiechnąć w odpowiedzi. A twarz… Spencer ma zdecydowanie najlepszą szczękę. I jego włosy też mi się podobają, a całościowo… Wiecie, ja na te pozostałe twarze patrzę codziennie, i tak mnie czasem ten widok irytuje, więc chyba… wzięłabym twarz Spencera… – Zmarszczyła lekko brwi, żeby tylko nie wyglądać na jakkolwiek rozmarzoną, a nadal oceniającą i zastanawiającą się, bo przecież twarz Spencera nie mogła podobać się jej bez żadnych zastrzeżeń – więc coś musiała jeszcze dorzucić. – I trochę bym ją pomieszała z twarzą Zacka, żeby był przystojniejszy, ale nie w pełni ten Zack, który zostawia zawsze syf w kuchni, bo to jest coś, co mnie najbardziej wyprowadza z równowagi. No więc nie do końca ideał, ale zrobiłam co mogłam – na koniec z uśmiechem wywróciła oczami, pokazując że w sumie to nie brała tego na poważnie. Ostatecznie przecież nie było tu nic poważnego.
Potem grupowa rozmowa potoczyła się dalej, a gdy za niedługo z ożywionej i przepełnionej sporadycznymi chichotami zrobiła się nieco spokojniejsza, Harper nie umiała już dłużej zagłuszać w sobie niepokoju, który towarzyszył jej odkąd nie-dziewczyna Harvey’ego poprosiła ją o słowo na osobności. Nie liczyła na to, że blondynka zapomni, zresztą nawet gdyby zapomniała, to za nią dalej chodziłoby… złe przeczucie. A skoro na tym wyjeździe tak bardzo chciała zachowywać się dorośle, trochę pod wpływem chwilowo zwiększonego zacięcia zebrała się w sobie i wstała, twarz kierując niby z przypadku na pannę Steel. – Hej, Hallie, poszłabyś ze mną… siku? Trochę się cykam iść po ciemku sama – zagadała z nieco zakłopotaną miną, jakby ten strach przed ciemnością był jej takim delikatnie wstydliwym sekretem, chociaż w rzeczywistości to jej nie ruszało. Nieistotne jaka była prawda, ważne że wymówka na wspólne oddalenie się zadziałała i niebawem znalazły się same na uboczu, poza zasięgiem wzroku innych. – No więc… chciałaś porozmawiać. Coś się stało? – zapytała ostrożnie, zwracając się do niej z subtelnym zmartwieniem wymalowanym na twarzy. W głowie kotłowało się jej od potencjalnych tematów, które Hallie mogłaby chcieć poruszyć, ale póki co skutecznie odgrywała względnie swobodną i spokojną. Ciekawe jak długo…

Tymczasem u panów także doszło do małego podziału po tym, jak Keith oświadczył, że teraz to on idzie serio spać – Daniels odprowadził go do namiotu, albo raczej poszedł z nim przy tej okazji, żeby przynieść sobie jeszcze jedną butelkę wódki, bo dla niego zabawa nadal dopiero się rozkręcała. Korzystając z tej okazji, Barker trochę odciągnął Spencera od miejsca posiadówki, prosząc go o rozmowę w cztery oczy. Jak pozostali panowie był już trochę zrobiony, a ten stan uwydatniał jego… powiedzmy że „dylematy moralne”.
Stary, ty się znasz na dziewczynach, wiesz, w takim sensie… jak się z nimi obchodzić naokoło. W sensie jak nie zjebać w przedbiegach, rozumiesz o co mi chodzi – zaczął nakreślać tematykę swojego problemu, gestykulując przy tym z przejęciem. – Więc, potrzebuję rozstrzygającej opinii. Co do Harper, wiadomo, żadna tajemnica że mi się podoba, chociaż szczerze to nie wiem, czy akurat ona jedyna się nie domyśla, albo tego nie widzi, czy… no bo może jednak widzi i to ignoruje? Bo wiesz, ona… jest dla mnie miła, co nie, ale kurde, jest też miła dla Keitha, a z nim na pewno nic ją nie łączy. No i Keith to w ogóle zna ją najdłużej i relatywnie najbliżej, i powiedział żebym dał sobie na wstrzymanie. Daniels za to mówi, że on to na początku nawet rozważał, ale spieniał, ale że rozumie, kibicuje i żebym nie był cipą, bo ona jest też na tyle zalatana i często nieobecna, że serio mogłaby nie zauważyć, co nie znaczy że nie chce żebym… zrobił jakiś tam wyraźniejszy krok w jej stronę – opowiadał z zauważalnym poruszeniem, raz na jakiś czas zahaczając wzrokiem o towarzysza, lecz generalnie będąc bardziej w swojej głowie, co sugerowało spojrzenie niemogące skupić się nawet w jednym miejscu. – Noo i myślałem żeee, ten wyjazd to jest zajebisty moment, ale teraz się zastanawiam, czy to taki świetny pomysł, a jak tak, to czy koniecznie na pierwszą noc. Bo wiesz, gdyby to był świetny pomysł, to najlepiej pierwszej nocy, żeby… wykorzystać sprzyjające okoliczności, czaisz. Tylko gorzej, jak to nie jest świetny pomysł, bo wtedy spierdoliłbym cały pobyt już tą pierwszą nocą, nie wspominając o sytuacji w domu – kontynuował, tym samym precyzyjniej nakreślając źródło swoich obaw, a gdy to już wybrzmiało, chyba trochę się uspokoił. Co nie znaczyło, że skończył. – Plus zostaje kluczowe pytanie, na ile wyraźny miałby być ten krok, bo ona… wydaje się taka twarda i niewzruszona, ale myślę że… że jakby… tak naprawdę jest dość delikatna, rozumiesz. I że nawet gdyby chciała, to i tak może się, hm, przestraszyć, a nie chcę jej przestraszyć, nie bez powodu te podchody trwają od tak dawna… – Ostatecznie wbił oczy w Harvey’ego, a jego wyraz twarzy… był przepełniony nadzieją. Chyba liczył na błyskotliwą lekcję od bardziej doświadczonego kolegi, na jakiś wykład o tym, czego pragną kobiety i jak do nich trafić, nie ryzykując – bo to, że nie chciał ryzykować, można było z niego bardzo łatwo wyczytać. Oczywiście nie oczekiwał zindywidualizowanej instrukcji obsługi Harper, bo przecież co Spencer mógł konkretnie o niej wiedzieć… Ale nastawiał się na uniwersalne prawdy o tym typie, do którego czuł, że Pearson najpewniej należy, więc… No, Harvey, jakieś złote rady?

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey poszedł na tego „ostatniego”, ale też już miał zamiar zbierać się do spania. Mógł się napić na polepszenie humoru, ale definitywnie pierwszy dzień nie był dobrym momentem by zalewać się w trupa. Zatrzymały go dopiero słowa Zacka. Widział po nim, że ten był „trochę” bardziej zrobiony niż on, ale też nie był w takim stanie, który uniemożliwiałby prowadzenie logicznej rozmowy, tak więc… zgodził się na nią i po jego pierwszej wypowiedzi zastygł i umilkł całkowicie, bo domyślił się do czego będzie dążył Barker. Lecz zamiast skupiać się na swoich wyobrażeniach, to skoncentrował się mocno na słowach chłopaka. W końcu wybrzmiało, że ten oczekiwał jakiejś przyjacielskiej rady, więc Spencer powinien porządnie go wysłuchać, by móc udzielić najlepszej porady. Szczególnie, że jego opowieść była zawiła i mało rzeczowa, bo zamiast przejść od razu do pytania, to Zackowi zachciało się od razu przedstawiać wszystkie za i przeciw oraz pokazać mu całe tło tej historii. Gdy chłopak w końcu skończył mówić to… Harvey po pierwsze wziął głęboki wdech i wydał z siebie krótkie hmmm. To pokazało, że chciał dokładnie nad tym się zastanowić, żeby udzielić najlepszej odpowiedzi. Jednak na początku musiał sam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy właśnie jej chciał udzielać. W tym punkcie nie myślał o sobie, o Harper, czy tym bardziej o ich zamierzchłej przeszłości, tylko o samym Zacku. A jeżeli chodziło o niego to… trzeba przyznać, że był z niego dobry chłopak. Z nich wszystkich chyba najdoroślejszy i najrozsądniejszy. I chociaż przyszedł do niego porozmawiać dopiero po tym jak wlał w siebie trochę procentów, to jego nastawienie wydawało się jak najbardziej prawidłowe. Nie pytał o to jak mógł wyrwać Harper, ani tym bardziej co zrobić, żeby zwiększyć swoje szanse na zaliczenie jej. Mówił o niej jako o dziewczynie, która mu się podobała, ale też na której mu w pewnym sensie zależało. Stąd też jego podejście, nie robienie gwałtownych posunięć i przeciąganie tego wszystkiego w czasie. Tak więc, czy Barkerowi należała się możliwa najlepsza rada od swojego kumpla? Tak.
- Po pierwsze, nie słuchaj Danielsa. On jest mocny tylko w głębie - odpowiedział od razu, bo nad tym nie musiał się nawet zastanawiać. Gdyby Zack pokierował się jego złotą radą, to zapewne skończyłoby się kiepsko nie tylko dla niego samego, ale może też dla tej całej wycieczki. Bo jeszcze pytanie co kryło się za stwierdzeniem „poważniejszy krok w jej stronę”, jednak pewne było to, że okoliczności nie były najlepsze do jego zrobienia. - Moim zdaniem dzisiejsza noc nie jest zbyt dobrym pomysłem na robienie jakichkolwiek poważniejszych posunięć. Przede wszystkim dlatego że, no stary, trochę dzisiaj wypiłeś i to widać. Na pewno też to czuć. Wydaje mi się, że żadna dziewczyna nie chciałaby być pierwszy raz na serio podrywana, gdy jej adorator wali alkoholem. To źle mówiłoby zarówno o tobie, jak i o twoim stosunku do niej. Więc radzę ci, dzisiaj odpuść sobie jakieś odważne ruchy - odpowiedział, kierując się zdrowym rozsądkiem. Nie było w tym nic wielce odkrywczego, ale skoro Zack nie widział, że jego stan mógł być przeszkodą i zadziałać tylko na jego własną niekorzyść, to warto było mu to uświadomić. Wszyscy chcieli spędzić miło czas na tym wyjeździe, więc widoczne pogorszenie stosunków pomiędzy kimkolwiek z grupy na samym początku wyjazdu, byłoby niekorzystne dla ogółu. Spencer zdawał sobie sprawę, że gdyby poradził mu coś zupełnie odwrotnego, to prawdopodobnie skończyłoby się dla Zacka porażką, jednak czy miał jakiś logiczny powód, żeby podkopywać jego starania? Nie. Tak więc, nie powinien tego robić i nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby zachować się tak bezczelnie i z zamiarem wpływać na Zacka i poniekąd jego relację z Harper. - I wydaje mi się, że lepiej byłoby żebyś zaczął myśleć o tym całościowo, a nie jak o jakimś jednym konkretnym wydarzeniu, które powinno pokazać twoje zamiary. Przykładowo, jak zacząłbyś się jakoś do niej przystawiać, to może to odebrać tak… jakby tylko o to ci chodziło, a z tego co mówisz, to wnioskuje że nie tylko o to chodzi, prawda? - zapytał się w celu upewnienia. Wolał je jednak mieć, bo przecież nie chciałby radzić coś chłopakowi, który miał nieczyste intencje. Chociaż akurat nie podejrzewałby o to Zacka, ale jednak co ustna deklaracja, to ustna deklaracja.
Dopiero po uzyskanym potwierdzeniu - w jakiejkolwiek postaci - Spencer kiwnął głową i zaczął zastanawiać się dalej. Nie czuł się jakimś ekspertem w tej dziedzinie, tym bardziej z nich wszystkich najmniej znał obecną Harper, jednak wydawało mu się że nawet w jej przypadku sprawdzi się zasada podążania za swoją intuicją. - Wydaje mi się, że ja na początku skupiłbym się na małych, ale istotnych rzeczach. Na okazywaniu swojego zainteresowania, zaznaczaniu swojej obecności, oferowaniu swojej pomocy, rozmawianiu, pokazywaniu że jesteś obok, jeżeli by cię potrzebowała. Powinna dostrzec, że fajny, miły z ciebie facet. To może wydawać ci się nieistotne, bo przecież „ona jest taka twarda”, ale mieszka z trzema facetami, to jaka ma przy was być? Rozumiesz? - zapytał po raz kolejny, oczekując potwierdzenia. Przynajmniej tak mu się wydawało, że kluczowe w tym wszystkim było pokazanie Harper, że przy Zacku nie musiała udawać silnej. Powinna dostrzec w nim swojego dobrego sojusznika, kogoś kto będzie po jej stronie, a nie jednego z jej trzech współlokatorów. Tak więc, brnęli do sedna, a nim było… to już nie było takie łatwe. Za dużo potencjalnych wyobrażeń pojawiło się w jego głowie. Co prawda, wcześniej też zakładał, że one mogą mieć miejsce, dlatego uciekł z tym swoim namiotem, jednak teraz… pośrednio mógł przyczynić się do tego, przed czym sam starał się zwiać. Więc, zwyczajnie, to wszystko było lekko pojebane. - A jeżeli w międzyczasie nie pojawi się z jej strony jakiś konkretny znak, ani na „tak”, ani na „nie”, to wtedy żeby nie stać w miejscu powinieneś wziąć sprawy w swoje ręce… tylko no na pewno nie w namiocie, kiedy wszyscy są obok. Może mógłbyś zabrać ją na jakiś spacer? Gdzieś gdzie mielibyście chwilę spokoju i intymności, a wtedy mógłbyś spróbować wykonać nieco pewniejszy krok… jak… pocałunek, czy coś… tylko nie nagle i nachalnie, wiesz, no tak z wyczuciem, musisz po prostu znaleźć odpowiedni moment… no i wtedy już się dowiesz co dalej - na sam koniec Spencer utracił pewność i zwięzłość wypowiedzi. Mówienie tego wszystkiego w kontekście Harper wcale nie przychodziło mu gładko i bezproblemowo. Było to dziwne i niekomfortowe, jednak w tym wszystkim starał się w ostatniej kolejności myśleć o sobie i swoich odczuciach. Tak naprawdę wszystko zależało tylko i wyłącznie od Harper. Bo ta mogła nastawiać się na coś konkretnego bądź odrzucić Zacka niezależnie od tego jakby się starał. A on na jej decyzje nie miał jakiegokolwiek wpływu, więc postarał się schować swój cały dyskomfort, zachować się odpowiednio - jak powinien - by być fair zarówno wobec swojego kumpla, jak i Pearson.

Steel przytaknęła na propozycję Harper, bo jak jej się wydawało, była to próba ucieknięcia od potencjalnych podsłuchiwaczy. Fakt, że Pearson zgodziła się - nie mając pojęcia o co chodzi - wywołał ciepły uśmiech na jej twarzy. Prędko podniosła swój tyłek i powędrowała na to wspólne siku. Gdy weszły trochę głębiej w las, to blondynka pierw oparła się o jedno z drzew, by potem zsunąć się do dołu i usiąść na ziemi, chcąc przybrać jak najbardziej komfortową pozycję do tej rozmowy. Hallie stanowczo nie wyglądała na w pełni trzeźwą, jednak nie była też przecież pijana, skoro kolejnego ranka czekała ich wycieczka. W ciągu tego dnia pokazała swoje różne nastroje i humorki oraz miała momenty, w których stawała się widocznie nieobecna. Początkowo można by pomyśleć, że przejmowała się zdystansowaniem Spencera, ale przecież później wszystko między nimi wyglądało dobrze. Jednak widocznie przez cały dzień coś ją męczyło, chociaż gdy tylko orientowała się, to starała się wracać do rzeczywistości. Tak czy inaczej, dziewczynie było już ciężko na sercu i potrzebowała zwyczajnie wygadać się. Czemu jej wybór padł na Harper? Potrzebowała obiektywnego spojrzenia na sprawę, a przecież zupełnie jej obca Pearson mogła jej takie zagwarantować (hahaha). Nie chciała mówić o tym Amber, bo ona zawsze była po jej stronie. Z kolei z April była okropną plotkarą, a nie chciała żeby to się rozeszło. Harper wyglądała jej na normalną, fajną, miłą dziewczynę i wydawało się jej, że opinii właśnie takiej osoby potrzebuje, bo już sama nie wiedziała, czy to co robiła było złe, czy nie…
- Chodzi o Harvey’ego i ten nasz cały układ - zaczęła ostrożnie. W czasie ich wspólnej podróży samochodem trochę przybliżyła dziewczynom tą kwestię, bo przecież April nie byłaby sobą, jeżeli nie zaczęłaby dopytywać. Całą tą opowieść można by skrócić do stwierdzenia otwarty związek, chociaż w ich relacji nie chodziło tylko o seks. Oni naprawdę lubili się oraz przebywanie w swoim towarzystwie. Dbali o siebie nawzajem i zależało im na sobie, ale w tym kontekście już bardziej tylko jak na bliskich przyjaciołach. To tłumaczyło troskliwe zachowanie Spencera wobec niej na ostatniej imprezie. Tylko bardzo trudne w tym wszystkim było to, że granica była taka cienka, że… któreś z nich mogło ją przekroczyć nawet tego nie zauważając. - On się na niego zgodził, więc powinnam mieć czyste sumienie, ale... wydaje mi się, że mimo wszystko on gdzieś tam nastawia się na to, że to może kiedyś się rozwinie. A ja... - zawiesiła się na moment, bo zrobiło się jej naprawdę ciężko, gdyż ogarniały ją zupełnie sprzeczne ze sobą emocje, których nie była w stanie opanować. Była w pełni szczera, ale właśnie to najbardziej ją dobijało, bo naprawdę wolałaby, żeby rzeczywistość wyglądała inaczej. - Ja go naprawdę lubię. Mamy podobne poczucie humoru, nawet częściowo zainteresowania i w większości spraw takie same poglądy i zdania. Dobrze się przy nim czuję. Lubię spędzać z nim czas. Uwielbiam to, że jest troskliwy i nie kryje się z tym. Uwielbiam jak mnie przytula, bo... czuję się wtedy jak jedyna dziewczyna na świecie. Tylko, że ja... - to co mówiła budowało piękny obrazek, który mogła przedstawiać przynajmniej zauroczona dziewczyna. Wszędzie pojawiały się kolejne checki. Nie było żadnej kwestii spornej. Nie miała mu nic do zarzucenia. Nie widziała w nim żadnego problemu, który wymagałby tworzenia tego układu (a w którym on przecież początkowo nie chciał być). On chciał czegoś więcej, chciał zaangażowania, chciał zobowiązania. Jej pozornie też wszystko odpowiadało. To, co stało na przeszkodzie? - Jestem zakochana w Ashu… i to trwa już jakiś czas… myślałam, że może w końcu mi przejdzie, ale nie... dlatego warunkiem był dla mnie ten układ. Stwierdziłam, że spędzimy razem miło czas, ale obędzie się bez zbędnego angażowania i łamania serc, a może nawet przy okazji wzbudzę trochę zazdrości w Danielsie, który oczywiście ma mnie głęboko gdzieś. Chciałam, żeby dla Spencera było jasne, że on nie może liczyć na coś więcej i nawet jeżeli coś takiego się pojawi, to ja tego nieodwzajemnie… - zaczęła mówić coraz bardziej chaotycznie, nie dostrzegając nawet że łzy spływały jej po policzkach, a emocje ją przerastały. Mówiąc o tym wszystkim na głos i niejako obnażając się przed drugą osobą, czuła się jakby postępowała bardzo niewłaściwie. Chociaż patrząc obiektywnie postawiła Harvey’emu bardzo jasne zasady od razu na samym początku, więc nie powinna czuć się odpowiedzialna za jego ewentualne uczucia. Jednak nie potrafiła tak po prostu nie myśleć o tym, że mimo wszystko może go skrzywdzić. - Boże… ja wiem, jak to okropnie brzmi. Jakbym była zimną suką bez serca. Ale nią nie jestem, naprawdę. Dlatego martwię się o niego, bo bardzo mi na nim zależy. Bardzo, tylko nadal... nie aż tak bardzo jak powinno, żeby z nim być… rozumiesz mnie? - zapytała na koniec odruchowo ze słyszalną nadzieją w głosie, by uzyskać z ust Pearson potwierdzenie.
Musiało być jej samej z tym wszystkim koszmarnie źle, skoro niejako z braku laku za swojego powiernika tej jednak bardzo istotnej, prywatnej sprawy, wybrała sobie zupełnie obcą dziewczynę. Hallie pociągnęła dwukrotnie nosem, po czym przetarła swoje policzki. Nie chciała wyglądać jakby coś się stało, bo przecież co powiedziałaby Spencerowi po powrocie do namiotu? - Oficjalnie jesteśmy umówieni, że gdy jakiejkolwiek uczucia zaczną nam przeszkadzać w tym układzie, to wycofamy się, ale... obawiam się, że on tego nie zrobi. Nie mówię, że wydaje mi się, że on jest we mnie zakochany, ale… znam go na tyle, by wiedzieć że on nie wytrzyma w tej formie zbyt długo bez pełnego zaangażowania. Ale wiem też, że w pewnym sensie on też potrzebuje tej relacji i to wcale nie z powodów fizycznych, tylko bardziej emocjonalnych. Bo nawet jeżeli nie może spełniać się w niej w pełni, to jednak w ogromnym wymiarze może, bo przecież nie jesteśmy sobie zupełnie obojętni - zaczęła tłumaczyć niejako jego stronę i przyczyny zaangażowania się w ten układ. Całościowo to na pewno miało jakiś sens. Już wtedy na ich randce w ciemno padło z jego strony coś takiego, że był już trochę zmęczony tym ciągłym szukaniem, chodzeniem na randki i kolejnymi zawiedzeniami. Perspektywa znalezienia miłości była kusząca, ale droga do tego bardzo wyboista. W przypadku Hallie wiedział, że nie może liczyć na ten najwyższy stopień zaangażowania, ale mógł w ogromnej mierze spełniać swoje potrzeby wynikające z bycia w związku. Co na ten moment mu wystarczało, chociaż czasem wiązało się też z nagle pojawiającymi się chwilami, które delikatnie kłuły i sprowadzały go na ziemię. - Jak myślisz, co powinnam zrobić? Bo przecież nie powiem mu prawdy… chociaż czasem wydaje mi się, że on się domyśla albo coś przeczuwa. Ale nie chcę żeby jeszcze przeze mnie popsuło się między nimi. Nie chcę też, ani narażać go na zranienie, ani rezygnować z tego co mamy, bo każde z nas potrzebuje tego na swój pokręcony sposób… nie wiem, już kompletnie się w tym wszystkim pogubiłam… - zakończyła na sam koniec kompletnie zrezygnowanym tonem, podciągając swoje uda do klatki piersiowej, obejmując je rękoma i chowając twarz. Z jednej strony czuła się strasznie, z drugiej zależało jej na nim i starała się zachować jak najbardziej szczerze i sprawiedliwie wobec niego. Przynajmniej na tyle, na ile do tej pory mogła sobie pozwolić.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
To, że Hallie zdecydowała się usiąść, wzmogło w Pearson ten początkowy niepokój, bo ewidentnie zapowiadało się na coś większego. Mimo to poszła w jej ślady i usiadła ni to obok, ni naprzeciwko, wzrok kierując niby na nią, chociaż w tej ciemności (szczególnie po obniżeniu się) było to bardzo umowne – co minimalnie, ale przynajmniej jakkolwiek dodawało jej odwagi.
I naprawdę całe szczęście, że wyraz jej twarzy dzięki nikłemu światłu pozostał raczej nie do odszyfrowania, bo po pierwszych słowach blondynki już zdradzałby dyskomfort Harper wobec tego tematu. Wydawało jej się, że to tragiczny pomysł, aby akurat ona słuchała jakichkolwiek szczegółów odnośnie tej dwójki, ale przecież zgodnie z wiedzą Steel zapewne nie istniał żaden powód, dla którego nie powinna dzielić się swoimi problemami w tej kwestii właśnie z nią. To znaczy… nie znały się prawie wcale, więc dzielenie się prywatnymi rozterkami mogło wydawać się nie na miejscu samo w sobie, lecz z drugiej strony najwidoczniej Hallie nie miała do kogo innego się z nimi zwrócić. Pearson zaś, jako osoba zupełnie neutralna (heh) powinna umieć jej wysłuchać i wspomóc ją – jak dziewczyna dziewczynę w trudnej sytuacji. A zatem, nie zważając na stresowy ból brzucha i cięższe oddychanie, oraz na powodujące u niej te zjawiska emocje, zacisnęła mocno wargi i postarała się jak najdokładniej – i przy tym w możliwie największym odcięciu od siebie samej – wysłuchać koleżanki.
No więc słuchała. Słuchała i próbowała układać sobie w głowie to wszystko w jakąś całość, lecz oczywiste było, że towarzyszyło jej przy tym ogromne przejęcie wynikające z faktu, że to, co dotyczyło Harvey’ego, nie było jej obojętne, ani nawet nie było dla niej neutralne. A gdy padło wyznanie o zakochaniu Hallie w Ashu, Harper aż zmiotło z planszy, bo to – poza faktem, że samo w sobie ją zszokowało, a w zestawieniu z układem łączącym Spencera i Steel początkowo nawet zniesmaczyło – przy okazji niespodziewanie uzupełniło jej wiedzę dotyczącą niezrozumiałego zachowania i tłumaczenia bruneta u niej w sypialni. O dziwo jednak emocje przemawiające w głosie Hallie nie pozwoliły jej skupić się na sobie, a zaraz prędko też uświadomiły jej, że blondynką kierowały mimo wszystko dobre intencje, i że ta znalazła się w cholernie ciężkim położeniu między sprzecznymi racjami, których nie dało się ani połączyć, ani nie dało się też jednoznacznie ocenić, które z nich były tu ważniejsze. – Chyba… tak, rozumiem… – potwierdziła tylko cicho, póki co potrzebując czasu na zmierzenie się z tym wszystkim, zanim zacznie mówić cokolwiek więcej. Spodziewała się, że dziewczyna już skończyła, ale nie zdążyła uformować sobie żadnej odpowiedzi, a kolejne informacje zaczęły spływać, dopełniając dla Harper ten tragiczny obrazek.
Myślę że… najpierw powinnaś się troszkę uspokoić… – odezwała się po chwili milczenia, ale nie w sposób protekcjonalny, a – zaskakująco dla niej samej – niesamowicie ciepło, współczująco i wspierająco, co łączyło się z ostrożnym ułożeniem dłoni na ramieniu dziewczyny. Zaraz później, jeszcze ostrożniej, ta dłoń przesunęła się miękko na jej plecy, a Pearson, po wyczuwalnym zawahaniu, przysunęła się bliżej i tą jedną ręką delikatnie ją objęła, jakby nie były sobie niemal obce, tylko jakby ona była jej może trochę upośledzoną emocjonalnie – a przez to też społecznie – starszą siostrą, która nie chciała dla niej nic złego, ale zwyczajnie nie od razu wiedziała, jak może jej pomóc. Słyszała w głosie blondynki to rozbicie i dawała jej moment na ochłonięcie po wyrzuceniu z siebie tego, co ją przytłaczało, a przy tym sama miała trochę czasu, żeby jakoś to… przetrawić i być w stanie coś doradzić.
Można się domyślić, że kotłowało się w niej mnóstwo przykrych odczuć oraz przemyśleń idących w różne strony. Pojawiła się u niej także myśl, na którą nie miała wpływu, i wobec samej siebie odczuła natychmiast ogromny wstyd – albo już obrzydzenie – że jej głowa tak zadziałała i… podpowiedziała automatycznie, że to idealna szansa na sprawienie, aby relacja Spencera z Hallie możliwie dobiegła szybkiego końca. Wiedziała od razu, że to skrajnie niemoralne, po prostu złe, cholernie egoistyczne – bo ciężko się jej patrzyło na niego z inną dziewczyną, jak dobrze się dogadują i jak on okazuje jej czułość. I chociaż mogłaby się uprzeć na to, że ten ich układ wcale im nie służył, bo dziewczyna była widocznie przybita, a Harvey… pokładał zapewne nadzieje w czymś, w czym nie powinien... cóż, wychodziło na to, że cały ten układ był brunetowi w jakimś sensie potrzebny. Gdyby spojrzeć na to upłycająco, pewnie można byłoby powiedzieć, że oboje wzajemnie trochę się wykorzystują, biorąc z tej znajomości to, czego potrzebują, a czego nie mogą dostać gdzie indziej. Tylko że... nie mogła spojrzeć na to tak płytko, bo czuła że to byłoby strasznie niesprawiedliwe. Nieludzkie.
Hallie, posłuchaj. To może zabrzmi trochę... No, nie wiem jak, ale po prostu... Przede wszystkim to nie twoja wina, co czujesz, a czego nie jesteś w stanie poczuć – zaczęła łagodnie po tym, jak cofnęła do siebie rękę i sama siebie objęła za podciągnięte pod klatkę piersiową nogi. – To, jak martwisz się o uczucia Harvey’ego, pokazuje jaką jesteś wrażliwą, dobrą osobą, i że naprawdę ci na nim zależy... I uwierz mi, bardzo dobrze rozumiem twoje… rozdarcie. Tylko że z drugiej strony... Ty jesteś nieszczęśliwa, bo uważasz że nie możesz dać mu pełni szczęścia, na które on zasługuje, którego w jakimś sensie potrzebuje... a nie wzbudzisz w sobie szczerych uczuć przez poczucie winy, i nawet jakbyś próbowała to jakoś oszukać... To wrócisz do punktu, w którym to nie jest tym, czego on naprawdę pragnie, więc kończymy na jego nieszczęściu, i przez to też na twoim, jeszcze większym… A tak nie powinno to wyglądać. I chyba zmierzam do tego, czy... czy ty jesteś pewna, tak dogłębnie przekonana, że nie będziesz w stanie go... pokochać? – Mówiła powoli, uważnie dobierając słowa i spychając na ile mogła własne przejęcie. – Bo... jeśli czujesz to cała sobą, że nie... to będąc z nim robisz mu... zgubną nadzieję. Rozumiem że wydaje ci się, że ta nadzieja to jest coś, czego on potrzebuje, z czym jest mu łatwiej, ale pomyśl. Im bardziej ona urośnie, tym później bardziej zaboli go jej utrata kiedy się okaże, że naprawdę nie ma szans na nic więcej. Więc... czy to jest ostatecznie przesądzone z twojej strony? – zapytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi, na pewno nie od razu. Raczej sugerowała blondynce, aby dobrze się nad tym zastanowiła. Z jednej strony szczerze chciała dla Spencera jak najlepiej, i w takim razie... nie mogła, a w tym kontekście wręcz nie chciała patrzeć na to, że ten widok jego i Hallie jakoś ją dotykał, sprawiał jej przykrość, może nawet ranił. W tym kontekście chciała, aby Steel nie sprawiła mu większego bólu, a skoro on chciał z nią być, to Harper powinna – no i w tej sytuacji chciała – upewnić się, czy te uczucia blondynki do niego naprawdę nie mogłyby wejść na ten wyższy poziom, który jemu dałby takie prawdziwe, a nie tylko pozorne, ułamkowe szczęście. O ile dobrze łączyła wypowiedzi i fakty, Harvey już odczuwał ten brak odwzajemnienia, na tyle dotkliwie że przyszedł po nie… do niej.
Pewnie powinna spróbować przekonać Hallie, żeby dała temu szansę, bo Daniels był jednak trochę jebnięty i zdecydowanie nie wart takiej uroczej, dobrej dziewczyny… Aczkolwiek musiałaby być potworem, żeby wciskać jej na siłę przekonywanie się do Spencera, skoro ta siedziała przed nią załamana w swoim przekonaniu, że to nie było możliwe żeby poczuła do niego coś więcej, i że naprawdę by chciała aby było możliwe, bo zależało jej na nim, ale no nie było możliwe, wobec czego tak się obwiniała. Pytanie więc, na ile blondynka była pewna tego wszystkiego, zarówno w kwestii uczuć do swojego obecnego nie-chłopaka, jak i sprawy związanej z drugim facetem w tym konflikcie. – No a, trochę w oderwaniu od tego... dlaczego uważasz, że twoje zakochanie w Ashu jest przegraną sprawą? Ja wiem, że on jest... specyficzny. Trudny. Bardzo często zachowuję się oschle, niezrozumiale... Mieszkam z nim, mimowolnie to widzę. Więc, gdyby Harvey definitywnie nie... to dlaczego z Ashtonem miałoby nie wyjść? Chociaż... wybacz że to powiem, ale Ashton nie jest aż taki dobry jak Harvey... to znaczy z tego co mówisz, Harvey brzmi... wręcz idealnie. No a Daniels... na pewno jego uczuciowa, troskliwa strona jest schowana głęboko… To znaczy uważam, że on ją ma, wydaje mi się że ja i on jesteśmy do siebie trochę podobni w tym względzie… – urwała tą myśl, orientując się że pewnie wprowadzała nią na raz za dużo zamieszania, podczas gdy powinna raczej pomóc Hallie dojść do jakiejkolwiek jasności z jednym problemem, zanim „każe jej” zastanawiać się nad następnym. Odchrząknęła zatem i postarała się wrócić do tej rozdzierającej je obie kwestii. – Domyślam się, że jest ci ciężko patrzeć w tej sytuacji tylko na swoje własne pragnienia i potrzeby, ale one… też są ważne. Bardzo ważne. I to cholernie przykre, kiedy dążenie do ich spełnienia miałoby zranić bliską ci osobę, ale… Ale… myślę że Harvey… Bo to widać że jemu na tobie zależy… Myślę że on też nie chciałby, żebyś była nieszczęśliwa z jego powodu, dlatego… musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy… Czy na pewno nie mogłabyś być w pełni szczęśliwa z nim? – Wiele ją kosztowało wypowiedzenie tego. Zdawała sobie sprawę, że właśnie próbuje zachęcić dziewczynę do rozważenia, czy może mogłaby jednak zaangażować się w związek ze Spencerem na poważnie – i cały czas ją to wewnętrznie przygniatało, lecz z drugiej strony szczerze chciała, żeby jej były mógł odnaleźć własne szczęście. A jeśli ono mogłoby rozkwitnąć przy Hallie, to ona musiałaby to przełknąć, ale przynajmniej zachowując czyste sumienie, że nie stanęła temu na drodze.

Na komentarz o Danielsie Zack uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, zapewne od razu łapiąc, dlaczego te słowa padły. Barker podczas tych wszystkich spotkań, imprez i innych takich raczej nie krył się ze swoimi intencjami wobec Pearson, ale też nie dzielił się swoimi obawami. Po części pewnie dlatego, że jego współlokatorzy – przede wszystkim Ashton właśnie – jednak upatrywali sobie w tym temacie źródło niewinnych żartów, i o ile brunet miał do siebie zdrowy dystans, to też nie wystawiał się celowo na pośmiewisko. Oczywiście miał swój rozum i jakąś intuicję, którą się kierował, dlatego to jego kręcenie się przy Harper było takie nienachalne… Chociaż nie da się ukryć, że kumple mieli na niego jakiś wpływ, i kiedy słyszał, że mógłby zacząć działać śmielej, to faktycznie zaczynał kwestionować własne podejście, które od dłuższego czasu nie przynosiło żadnej zmiany. To też przyprowadziło go do Spencera.
Uśmiech zniknął jednak z jego twarzyczki przy kolejnej wypowiedzi kumpla, bo zrobiło mu się wstyd, że nie pomyślał o takiej prostej sprawie, przez co mógłby – mimo dobrych intencji – wyjść na zupełnie innego chłopaka, niż chciał aby dostrzegła w nim blondynka. Zaraz pokiwał głową ze zrozumieniem i skupił się na dalszym słuchaniu, zwłaszcza że po chwili zrobiło się konkretniej… powiedzmy. – Nie no, nie tylko. Jakby o to chodziło, to o wiele łatwiej byłoby znaleźć sobie… inny obiekt zainteresowania – odpowiedział, używając nieco głupiego określenia, ale właśnie pokazując, że wcale nie myślał o współlokatorce w ten przedmiotowy sposób. Za moment wrócił do podążania za radami Spencera, znów zaczynając kiwać głową i w niektórych miejscach tracąc ostrość spojrzenia, jakby próbował sobie wyobrażać jakieś bardziej określone sytuacje, i coś w jego minie sugerowało, że chyba je odhaczał, lecz coś mu nie do końca grało. – Rozumiem, ale… Bo wiesz, mi się wydawało że właśnie to już robiłem w miarę… Chyba… Ale może za mało wyraźnie… – wtrącił, po czym westchnął ciężko, bo kurde, z tymi kobietami to nic nie mogło być proste.
Najprostszy za to wydał mu się ostatni etap odpowiedzi Harvey’ego, aczkolwiek byłoby zbyt pięknie, gdyby on wszystko rozwiązywał. – Wiesz, niby nawet mógłbym spytać się jej wprost, tylko że to jest takie… – Wzruszył ramionami, jakby to miało powiedzieć samo za siebie. Chyba chodziło mu o to, że otwarta rozmowa wydawała się najmniej ekscytująca, bo jak już podejmować ryzyko i zdradzać się ze swoimi uczuciami, to chociaż w taki sposób, żeby całość robiła wrażenie, była tego podejmowanego ryzyka warta, szczególnie jeśli miałoby to szansę wypalić. – Za bardzo to roztrząsam, wiem, ale też kurde, lubię ją tak po prostu i nie chciałbym zrobić głupoty. Chociaż no, właśnie kurde, nie chcę też wiecznie czekać, co nie. Myślałem, że może na tej ostatniej imprezie coś by się udało, bo na jeszcze poprzedniej, ciebie na niej nie było, nawet trochę tańczyliśmy i było miło. No a tego dnia, jak wpadła do domu między stajnią a pracą, to powiedziała mi że może jechać na te namioty, i że strasznie się cieszy, więc w ogóle uznałem że to coś mogłoby znaczyć, rozumiesz. Tylko że potem wieczorem była już jakaś dziwna, nie wiem, może coś w tej pracy się jej zjebało, no nie mam pojęcia, a jeszcze później chyba ta wasza bójka ją wytrąciła z równowagi, do tego pokaleczyła sobie ręce przy sprzątaniu no i poszła sobie, także noo… Na imprezie nie wyszło, a ja jak widać zacząłem się jeszcze bardziej rozdrabniać. – Pokręcił głową, krzywiąc się lekko. To swoją drogą pokazywało, że Zack nie miał pojęcia, jakie słowa padły od Danielsa pod adresem Harper, a także co właściwie spowodowało bójkę między Danielsem a Spencerem. Akurat w przypadku sporów z udziałem Ashtona rzadko kiedy ktoś w ogóle wnikał, z czego się wzięły, bo blondyn miał tendencję do prowokowania nieprzyjemnych sytuacji po wypiciu, także nikogo to nie dziwiło i nikt niczego nie dociekał.
Dobra, więc czyli że… mówisz na spacer ją zabrać? To pewnie nie tak teraz, znaczy nie jutro, bo jutro mamy zaplanowany prawie cały dzień grupowego łażenia… Więc to może trochę później… A może też… – Nagle ponownie się ożywił, i swój wcześniej momentami nieobecny wzrok skierował znów prosto na kolegę. – Kurde stary, ja wiem że ty jej nawet nie znasz, ale też dzięki temu jesteś dla niej taką neutralną osobą, czaisz co mam na myśli, to może mógłbyś ją jakoś… nie wiem, przy okazji dyskretnie podpytać? O cokolwiek? Albo może spytać Hallie, czy przy tych ich dziewczyńskich pogaduchach czegoś nie wyłapała? – poprosił z nadzieją w głosie, zdając sobie sprawę, że liczył na wiele… choć w rzeczywistości nie zdawał sobie sprawy, że liczy na więcej niż mu się wydaje.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Stanowczo pierwsze, co powinna zrobić Steel to uspokoić się. Ona normalnie nie zachowywała się w ten sposób. Żadna z niej drama queen. Raczej podchodziła do wszystkiego na luzie i z uśmiechem na twarzy. Zresztą, jeżeli nie taka byłaby jej mentalność, to nie mogłaby pozwolić sobie na ustalenie takich reguł w „związku”, w którym była ze Spencerem. Ale akurat pech chciał, że nazbierało się w niej wiele różnych emocji. Pewnie sam Harvey trochę ich spowodowywał, bo jak wspomniała blondynka w samochodzie zachowywał się jakoś dziwnie, a jakby do tego dołożyć jeszcze jej własną mieszankę uczuć, które żywiła do Ashtona, to zaczęło ją to przerastać. Zatem skupiła się na tym, by wziąć kilka głębszych oddechów, wyciszyć się i przestać płakać. Potrzebowała chwili, ale ostatecznie sukces został osiągnięty. Gdy Harper ją przytuliła, to nawet rzuciła bardzo ciche dziękuję, bo przecież właśnie takiego gestu wsparcia potrzebowała w tej chwili i w tym stanie, chociaż tak wprost nie była w stanie o niego poprosić. A później już tylko… starała się bardzo uważnie słuchać. W końcu prosiła o opinię. Ocenę kogoś z zewnątrz, kto nie miał nic wspólnego z nią, Danielsem i Spencerem - to jej się udało, faktycznie. Tak więc, nie próbowała wcinać się, ani na bieżąco czegoś tłumaczyć, czy czemuś zaprzeczać. To co wyrywkowo brzmiało beznadziejnie, mogło całościowo mieć sens - przynajmniej tym stwierdzeniem kierowała się, myśląc o historii którą sama opowiedziała.
Niestety pytania, które ostatecznie zadała Pearson były niesamowicie trudne. To znaczy, niby odpowiedzi nasuwały się automatycznie, ale z drugiej strony Steel zaraz sama zaczynała je kwestionować. Samo powiedzenie wprost czegoś w stylu jestem pewna, że nigdy nie poczuje nic do Harvey’ego - po pierwsze samo w sobie brzmiało na bolesne, a powiedzenie tego na bezczelne, po drugie mówiło o jakiejś nierealnej pewności w uczuciach, które jednak czasem bywały nieprzewidywalne, a po trzecie w odczuciu Hallie to w pewien sposób umniejszało człowiekowi, którego uważała za bardzo dobrą osobę i któremu życzyła pełni szczęścia. By mieć w ogóle szansę dotrzeć do odpowiedzi na te pytania, musiała zacząć z zupełnie innego punktu.
- Serce nie kieruje się rozsądkiem. Nie zakochuje się w kimś dlatego, że ktoś jest „idealny”. Ono żyje własnym życiem, w którym nie musi być żadnej widocznej logiki... bo albo nie możesz przestać myśleć o tej osobie, wyobrażać sobie waszego szczęśliwego życia, robi ci się przyjemnie ciepło na czyjś widok, ściska cię w żołądku od chociażby samej rozmowy, przechodzą cię ciarki od najmniejszego, przypadkowego kontaktu, czujesz się jak zakochany nastolatek gdy dochodzi do nawet niewinnej bliskości… albo nie… Harvey spełnia wszystkie „podstawowe warunki”, ale… nie powoduje we mnie tego stanu zakochania, rozumiesz? Powoduje go we mnie Ashton… - zaczęła mówić już z o wiele większym spokojem i opanowaniem, ale jednocześnie ze swego rodzaju przejęciem, opisując kolejne sytuacje i emocje, których doświadczała… tylko nie ze Spencerem. Tutaj był pies pogrzebany. Gdy skończyła to ponownie poczuła się beznadziejnie i nieswojo, bo bycie w otwartym związku to jedno. Nie miała nic przeciwko, nie ukrywała się z tym, miała gdzieś co myślą inni ludzie. Jednak przyznawanie się do uczuć skierowanych do innej - i to bardzo konkretnej osoby, która była dobrym kumplem jej obecnego nie-chłopaka - to wydawało się jej już w jakimś stopniu niewłaściwe. Szczególnie, że chodziło o Danielsa, a on był mocno specyficzny, więc tą kwestię też należało rozjaśnić. - Chociaż wiem, że on zazwyczaj potrafi pokazywać tylko to jakim jest ogromnym dupkiem i wtedy go nie znoszę, ale… zdarzyło nam się kilka razy rozmawiać, wiesz, tak na poważnie i on naprawdę potrafi być normalny… - zaczęła wyjaśniać od razu. To było do przewidzenia, że nawet te osoby najbardziej zdystansowane, chłodne, czy jak Ash odgrywające palantów, miały też inną, lepszą stronę, tylko zwyczajnie tak często jej nie okazywały. Jednak Hallie doświadczyła jej kilkukrotnie. Nawet przytoczyła jedną, krótką historię, kiedy to musiała pożegnać się na zawsze ze swoim ukochanym królikiem. Ona oczywiście płakała, dramatyzowała i tkwiła w ogromnym poczuciu niesprawiedliwości, a Daniels starał się wspierać ją swoją obecnością do samego końca i to właśnie dzięki niemu udało się jej ostatecznie odczuć ulgę, bo gdy tylko ją przytulił to poczuła spokój. - Tylko on ma jedynie takie krótkie momenty, kiedy postanawia zachowywać się jak człowiek, a przez resztę czasu odgrywa palanta, dlatego wolę nie próbować, bo… kiedyś nawet raz spróbowałam go zarywać na jakiejś imprezie, jak już wypiłam tyle, że stałam się super odważna, ale spławił mnie tekstem „nie dla psa kiełbasa”. Debil. Więc ja chyba czekam, jak on się zmieni. A może się zmienić, to możliwe, bo przecież… jak poznałam Harvey’ego, to on zachowywał się totalnie jak Daniels. Nawet dla żartów przezywaliśmy ich od bliźniaków. No ale mu przeszło, jakoś wyszedł na prostą, przestał odgrywać pajaca i pokazał zupełnie inną twarz. Wtedy zaczęliśmy się spotykać za pierwszym razem. Trwało to bardzo krótko, bo przestraszyłam się „poważnego związku”, więc odpuściliśmy, nikt nie miał do siebie żalu i pretensji. Później zorientowałam się, co czuje do Ashtona… i chyba czekam, jak on też się zmieni, tylko że na to się nie zapowiada… - zakończyła historię bez wizji na prawdopodobny happy end. Wyglądało na to, że Hallie dostrzegła, że pewna zmiana jest możliwa i cierpliwa czekała, jak ona zajdzie także w Ashtonie. Tylko nie zdawała sobie sprawy z faktu, że to nie zależało tylko od okoliczności i chęci, bo przecież równie dobrze Harvey mógł przechodzić wtedy „etap dupka”, a Ash mógł… po prostu tym dupkiem być z natury. Jednak była na tyle naiwna i pewnie też zakochana, że nie dostrzegała całego obrazu. Ostatecznie westchnęła głośno, załamując się nad własnym położeniem. Przymknęła oczy, by skupić się i wrócić do sedna tematu, który gdzieś jej po drodze trochę uciekł. A może po prostu ona od niego uciekała, bo odpowiedź nadal nie przychodziła jej prosto i jednoznacznie.
- Więc… nie wiem… bo… z jednej strony wyczekuje tego żeby Ash mnie zauważył i czekam aż dorośnie… ale z drugiej strony wiem, że to życie w ułudzie, bo przecież on wcale nie musi się zmieniać… i jak wtedy pomyśle o Harvey’m, to… bardzo chciałabym móc go pokochać, bo wiem, że on zrobiłby wszystko, żeby mnie uszczęśliwić i wtedy zaczynam myśleć, że może jak minie odpowiednia ilość czasu to, to uczucie po prostu pojawi się we mnie… a potem znikąd pojawia się Daniels i ponownie dociera do mnie, że nic nie musi się we mnie pojawiać, bo ja już jestem zakochana… - skończyła zupełnie zrezygnowana, znowu w swojej wypowiedzi wracając do Ashtona, który w jej wszystkich opowieściach odgrywał największą rolę. - Więc, chyba… wydaje mi się, że nie istnieje taka szansa… nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens… ale to, co do nich czuje jest na zupełnie różnym poziomie… - podsumowała ostatecznie. Z kontekstu jej wypowiedzi dało się wyciągnąć ten prosty wniosek, że Hallie nie czuła, że jej relacja ze Spencerem mogłaby kiedyś wejść na ten najwyższy poziom. Jednak takie bezpośrednie i ostre słowa nie były w stanie przejść jej przez gardło.
Jej uczucia do Ashtona były niezaprzeczalne. Jednak na drodze stał jego brak zainteresowania, a przynajmniej tak wydawało się Hallie oraz jego zachowanie, które często było poniżej jakiejkolwiek normy. Co w tych wszystkich momentach i tak go dyskwalifikowało, bo nikt zdrowo myślący nie chciał ładować się w toksyczny związek, a obecny Daniels mógł jedynie taki zagwarantować. No i w tym wszystkim był jeszcze jej związek z brunetem. Ten cały układ nabierał zupełnie innego sensu, po poznaniu tych wszystkich faktów. Steel mogła sobie czekać na Asha i jednocześnie mieć przy sobie faceta, który ją lubił, rozbawiał, pocieszał, po prostu był obok kiedy tego potrzebowała. Natomiast Harvey był w bliskiej relacji, którą bardzo chciał stworzyć i której wręcz potrzebował, ale której innym sposobem nie był w stanie uzyskać. Zatem przez większość czasu obydwojgu to pasowało i odpowiadało, ale… niestety zawsze musiało pojawić się jakieś „ale”. - Liczę, że Harvey nie będzie robił sobie żadnych nadziei. Może to źle za brzmi, ale staram się też mu o tym przypominać, żeby czasem się nie zapomniał. Ostatnio nawet sama go namawiałam, żeby może spotkał się z kimś … taka wizja w ogóle mnie nie rusza, naprawdę… ale on wtedy obruszył się, powiedział że zna zasady, ale nie musi z nich korzystać, że już nawet nie ma na to ochoty ani czasu, żeby szukać czegoś, czego i tak drugi raz nie znajdzie, żebym nie szukała problemu tam gdzie go nie ma, bo jesteśmy dorośli i oboje wiemy na co się umówiliśmy… - zaczęła mówić, starając się naśladować jego mało przyjemny ton i oburzenie. Harvey bardzo rzadko bywał właśnie taki, szczególnie wobec jakichkolwiek kobiet - wyjątek stanowią te, które same się o to proszą - więc sam fakt, że jego odpowiedź była bardzo ostra i odgradzająca pokazywał, że coś było nie tak w związku z tym tematem. - No ale czasem wydaje mi się, że on tak tylko mówi i już nie wiem, czy on naprawdę jest już tak mocno zniechęcony do takiego jawnego randkowania, czy on liczy na to, że ja zmienię zdanie, czy w ogóle chodzi o jeszcze coś innego, czy może ja widzę problem tam gdzie go nie ma? - zapytała na sam koniec ze słyszalną rezygnacją, kierując swoje jasne tęczówki na koleżankę. Jakby szukała u niej jakiejś sensownej odpowiedzi, chociaż wcale nie liczyła, że ją dostanie, bo temat wydawał się maksymalnie trudny i zawiły (nawet bardziej niż wydawało się samej Hallie, bo przecież nie miała pojęcia, że zwierza się byłej Spencera). I chyba nie zapowiadało się na to, by istniało jakieś łatwe wyjście z tej sytuacji, bo Hallie nie była w stanie zmusić się do uczuć do Harvey’ego, ani zmusić Asha żeby zaczął traktować ją poważnie oraz porzucił szatę nadwornego błazna, ani sprawić by Spencer nagle i szczęśliwie znalazł miłość swojego życia… a nawet jeżeli miałaby świadomość, że właśnie na nią patrzy, to tylko jeszcze bardziej skomplikowałoby tą już mocno pojebaną sytuację oraz zapewne i tak nie przyniosłoby żadnych odkrywczych rozwiązań.

Harvey szczerze dał z siebie, co mógł w kwestii doradzenia koledze. Życzył im oboju dobrze, czy to razem czy oddzielnie. No i przede wszystkim w końcu, chyba bardzo dosadnie utrwaliło się w nim przekonanie, że cokolwiek dotyczyło Harper, to już w żadnym stopniu nie dotyczyło jego. Blondynka żyła swoim życiem, o którym on praktycznie nic nie wiedział i na które nie miał żadnego wpływu - więc nawet jeżeli dokładnie w tej sytuacji nagle mógł go mieć, to nie byłoby uczciwe go wykorzystywać. Jego wszelkie emocje z nią związane, tak naprawdę chwytały się ich zamierzchłej przeszłości i tego, co kiedyś ich łączyło, bo przecież obecnie nie łączyło ani nawet - co sama mu jasno powiedziała - nie miało szansy połączyć ich nic. Ostatecznie ten cały wyjazd, który zapowiadał się tak problematycznie, był świetnym sprawdzianem, by nauczyć się oddzielać przeszłość od teraźniejszości i dostrzec jak w tym wszystkim rysowała się ich prawdziwa rzeczywistość… a mniej więcej właśnie tak, że Harper pozostawała jedynie współlokatorką jego kolegów, z którą nie miał nic wspólnego. To nic chyba najlepiej oddawało ich obecny stopień spoufalenia. Tak więc, o ile nie zaprzeczał przed samym sobą istnieniu ich wspólnej przeszłości, to uświadomił sobie że uleganie w chwilach słabości pokusom - które miały swoją podstawę w uczuciach i emocjach, które nie były już dla niego dostępne - było po prostu bardzo naiwne i jednocześnie bolesne. Bo przecież ostatnim razem dokładnie sam sobie to zrobił, kierując się wyższością czegoś, co miało prawo istnieć jedynie w bardzo ograniczonym wymiarze czasu, nad jego przeważnie trwającą i utrzymującą się rzeczywistością, która rysowała się kompletnie inaczej. Na pewno ostatnia sytuacja, która wydarzyła się pomiędzy nimi i dotkliwe sprowadzenie go do obowiązujących realiów miały na niego wpływ, ale całościowo Spencer był już po prostu zmęczony prowadzoną ciągłą walką i to na wielu frontach. Chociaż zawsze był typem wojownika, nie poddawał się nawet gdy osiągał kolejne porażki, a rywalizacja sama pobudzała go do działania, to… naprawdę stracił gdzieś swój cały wewnętrzny zapał. Nie miał już ochoty przedzierać się łokciami, babrać w największym błocie, udowadniać swoich racji i tłumaczyć swoich uczuć. Pragnął jedynie trochę spokoju i ciszy, bez dodatkowych komplikacji i tułania się w coraz to bardziej skomplikowanych, emocjonalnych labiryntach. Może to bardzo proste, jasne, niemal chłopskie spojrzenie na życie - które niejako zostało na nim wymuszone - mogło okazać się jego lekarstwem na to całościowe poczucie beznadziei, które zaczynało go pochłaniać.
Tak więc, gdy Zack skończył mu odpowiadać, to Spencer przyglądał się mu przez krótką chwilę, a ostatecznie nawet lekko uśmiechnął się do niego. Może to było już bardzo popieprzone, ale w pewnym stopniu nawet cieszyło go to wszystko, co słyszał. Bo przecież gdy któregoś razu mówił, że życzył jej wszystkiego dobrego, to było w pełni szczere i prawdziwe. A teraz niejako widział szansę na to, by taki scenariusz właśnie zaczął się rozgrywać. Co prawda zanim on w ogóle miałby szansę wejść w życie, to pierw Barker musiałby przebić się przez mur, który ustawiła wokół siebie Pearson, ale chłopak był cierpliwy i zaangażowany, więc istniała szansa na to, że powiedzie mu się. - Nie mam pojęcia, jak to rzeczywiście między wami wyglądało… ale albo twoje „starania” nie były dla niej wystarczające albo ona wcale nie odbierała ich jako starań, tylko może po prostu jako próby bycia miłym? Nie wiem, nie znam jej, więc trudno mi się o tym wypowiadać tak na ślepo. Tak naprawdę, ty ją najlepiej znasz, więc tobie najłatwiej powinno być obrać najlepszą „strategię działania”. No a rozmowa… wiem, to wydaje się takie zwyczajne, ale wiesz, może wcale nie chodzi o ciebie? Może ona ma jakieś swoje problemy i to oddziałuje na nią tak wyraźnie, że raz wydaje się być… zainteresowana, a raz nie - starał się jak mógł, chociaż tak naprawdę w tym wszystkim było o wiele więcej teoretyzowania i zawiłości. Niestety całościowo brnęli do tego, że Zack musiał coś zrobić albo z nią jasno porozmawiać, bo jemu samemu już zaczynał przeszkadzać ten stan i trwanie w niepewności. Pewne było, że albo się sparzy albo coś wygra, jednak do czegokolwiek by nie doszło, to było to lepsze niż zawieszenie w nicości. Harvey dokładnie wiedział coś na ten temat i wcale nie polecał tego fatalnego stanu.
Ostatnie pytania zapaliły w jego głowie lampkę bezpieczeństwa, bo o ile sam nie widział nic wielce niewłaściwego w tym, by pogadać o tym z Hallie albo nawet zapytać o to samą Harper, to bardziej martwiło go to, jak to mogło zostać odebrane. Tak więc, nie udzielił na to pytanie szybkiej, bezwarunkowej odpowiedzi, tylko potrzebował chwili by rozważyć wszystkie „za i przeciw”. Ostatecznie przypomniał sobie wszystko co powinien odnośnie obowiązującej rzeczywistości i skinął głową do kolegi. - Może lepiej… sam pogadaj z Hallie? Wiesz, myślę że sama udzieli ci szerszej i głębszej odpowiedzi, jeżeli zobaczy że autentycznie ci zależy, a ja… mogę jutro jakoś na wycieczce zagadać Harper. Tak. Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie - upewnił samego siebie w tym rozwiązaniu. On z Pearson mógł rozmawiać wprost i otwarcie, bo przecież tylko oni znali pełen obraz sytuacji. Natomiast podpytywanie Hallie o ewentualne uczucia i zamiary Harper wobec Zacka, to… w razie wyjścia na jaw ich małego sekretu, mogło skończyć się naprawdę wielkim i niepotrzebnym nikomu nieporozumieniem. Oczywiście Spencer nie zakładał, że którekolwiek z nich się wygada - bo na co to komu - jednak przezorny był zawsze ubezpieczony. Zaraz po tym jak skończył mówić to rozległ się dziwny huk, który zwrócił uwagę zarówno jego i Barkera. - To chyba Daniels. Może lepiej zobaczymy, czy nie rozwalił tego swojego głupiego łba? - zaproponował Harvey, końcowo uśmiechając się szeroko i zaraz wracając razem z kolegą do tej wspólnej przestrzeni przy ognisku.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
W teorii Harvey nie mówił jakichś szokujących, nie wiadomo jak odkrywczych rzeczy, ale mówił mądrze i celnie wskazywał wszystko to, co Zack niecelowo pominął, albo co odbierał inaczej znając tylko swoją perspektywę. – Hmm… Kurde, chyba faktycznie to wszystko mogło wyglądać jak po prostu bycie miłym, a tylko mi się wydawało że wygląda na coś więcej, bo tylko ja wiedziałem że nie chodzi o samo bycie miłym… – pokiwał głową z rozumiejącym wyrazem twarzy, po czym uśmiechnął się specyficznie, nie do końca wesoło. – I nie pomyślałem o jej problemach, a… Heh, no tak, a przecież akurat po niej widać, że pewnie może ich trochę mieć. No debil. Dzięki, Spencer, ja wiedziałem że rozmowa z tobą to dobry pomysł. – Końcowo jego uśmiech rozszerzył się, a chłopak wyciągnął łapsko i poklepał kumpla po ramieniu, całościowo prezentując podniesioną na duchu, zmotywowaną postawę.
No jasne, jasne. To brzmi o wiele lepiej, sam podpytam Hallie. I dzięki, że ty zagadasz do Harper. – Rozpromienił się jak dziecko, na tyle zaaferowany że nawet nie zauważył, że w sytuacji kiedy to on sam ma się zorientować w temacie, to wcale nie musiał iść konkretnie do Hallie, bo przecież w tym damskim gronie były jeszcze dwie dziewczyny, które mogły usłyszeć od Pearson to samo. Tego jednak Barker nie rozważył i skupił się na Steel, którą mógł najłatwiej podpytać Harvey skoro „byli razem”, ale po wykluczeniu Harvey'ego z roli pytającego, rola pytanego w oczach Zacka pozostała niezmieniona.
Nagły, głośny dźwięk wywołał u chłopaka odruchowe obrócenie głowy w kierunku, z którego dochodził, ale że odeszli od ogniska za jakieś drzewa, nie dało się zobaczyć co było jego źródłem. – Czasem to sobie myślę, że jemu by się przydało dostać czymś porządnie w ten łeb… – skomentował, oczywiście żartując z widocznym rozbawieniem. Ale że nikt naprawdę nie chciał, żeby Ashtonowi – czy komukolwiek innemu – zadziała się faktyczna krzywda, praktycznie od razu oboje ruszyli z powrotem na miejsce posiadówki.

Po tym, jak zadała swoje końcowe pytanie – które w różnej formie padło z jej ust chyba trzykrotnie – zamilkła w napięciu i… czekała jak na skazanie. Dotarło to do niej, kiedy Hallie odezwała się ponownie – wtedy Harper zrozumiała w pełni, że bała się tego, co mogło paść z ust blondynki. Bała się usłyszeć stwierdzenia, że właściwie to może nie jest przesądzone. Bała się skonfrontować z myślą, że ktoś bardzo realny, bardzo konkretny, może pokochać Harvey’ego. I niby taka możliwość nie powinna jej zszokować, bo przecież w tych ostatnich latach, kiedy o nim myślała (może nie robiła tego codziennie, ale nie umiała go w pełni wymazać ze swojej głowy), dokładnie to sobie wyobrażała, a może raczej wmawiała – że Harvey jest szczęśliwy przy kimś innym, przy kimś kto go kocha i kto przede wszystkim na niego zasługuje. Wobec tego teraz nie powinna mieć problemu z przyjęciem takiej możliwości, a jednak widocznie ona ją przerażała – z czym czuła się podwójnie źle, bo ostatecznie przecież naprawdę chciała dla niego wszystkiego, co najlepsze, w tym stwierdzeniu nie było nic nieszczerego. Jego niepowodzenie w sprawach uczuciowych – o którym dowiadywała się na różnych etapach z różnych źródeł (na randce w ciemno, od jego młodszej siostry, od obecnej nie-dziewczyny) – wcale nie dawało jej satysfakcji; przeciwnie, działało na nią przybijająco, wzbudzało w niej prawdziwy smutek. Dlaczego więc miałaby mieć taki problem ze zmierzeniem się ze świadomością o jego szansie na miłość i szczęście?
Odpowiadanie na pytanie dlaczego? jej też nie przychodziło zbyt łatwo, o ile nie chodziło o pytanie dlaczego trzeba się przed czymś bronić?, bo akurat w udzielaniu odpowiedzi na nie była zbyt dobra, czy wręcz niezdrowo nadgorliwa. Jednak o dziwo nie zawsze od razu wyłapywała coś, przed czym w teorii bronić się chciała, a ostatnio ta jej umiejętność w ogóle zaczęła szwankować, prowokując Pearson do nieświadomego igrania z ogniem własnych uczuć i emocji. Siedziała więc dalej obok Hallie, słuchając tego, czego nie dowiedziałaby się w żadnych innych okolicznościach, bo to, co dotyczyło jej byłego narzeczonego, nie miało już z nią związku. Zdawała sobie z tego sprawę, ale sama przed sobą zasłaniała się prostym wytłumaczeniem – Steel potrzebowała wsparcia i z jakiegoś powodu liczyła na wsparcie przypadkowej w tym wszystkim Harper…
Chyba to wszystko byłoby łatwiejsze, na pewno dla ciebie w tej sytuacji, gdyby Harvey faktycznie korzystał z otwartości tego waszego układu... – trochę się jej wymsknęło, chociaż nie brzmiało to jakoś osobliwie, bo dziewczyna skończyła swoją wypowiedź poniekąd na tym obszarze, więc Pearson jak najbardziej mogła zastanowić się nad tym na głos, albo raczej bardziej wyciągnąć taki wniosek. Wniosek, który w świetle wydarzeń z imprezy – czy konkretniej, z wydarzeń u niej w pokoju podczas imprezy – bardzo mocno ją ukłuł.
Zacisnęła jedną z dłoni na swojej nodze, a drugą rękę uniosła nieco i oparła się łokciem o swoje kolano, tak aby móc podeprzeć swoją twarz na pięści – tą małą zmianą pozycji próbując skłonić samą siebie do powrotu na tory myślenia adekwatne do sytuacji. – Życie byłoby prostsze, gdyby serca działały w oparciu o jakąś logikę – westchnęła ciężko, odnosząc się do słów, które Hallie wypowiedziała jako pierwsze, zanim zaczęła mierzyć się z pytaniami, które zostały jej postawione. Harper już podzieliła się swoimi „najmądrzejszymi” spostrzeżeniami co do pierwszej porcji wyznań, ale ta druga sprawiała jej już większy problem pod kątem wymyślenia sensownych porad. Mogłaby niby dywagować o tym, czy Daniels się zmieni czy nie, aczkolwiek to byłoby tylko gdybanie bez podparcia o cokolwiek realnego, bo jednak aż tak dobrze go nie znała żeby wypowiadać się o możliwych przyczynach jego dupkowatego zachowania i tego, czy jest ono jakąś fazą przejściową na odreagowanie po czymś, czy naprawdę taki był. Powiedziała w jego temacie tyle, ile mogła, na podstawie tego, co wiedziała i co obserwowała. Dalsze zagłębianie się w to może też za dużo dawałoby blondynce pozorów możliwej nadziei, a tej Harper chyba nie chciała w niej rozbudzać tylko dla samego podniesienia na duchu, bo w dalszej perspektywie mogła spotkać się z tym większym rozczarowaniem, którego przecież w odniesieniu do potencjalnej zmiany Ashtona nie dało się wykluczyć. Wobec tego… niestety nie mogła jej wiele więcej doradzić konkretów. Nie chciała jednak milczeć, ani mówić czegoś niby podniosłego, ale banalnego i bezwartościowego. I w tej sytuacji, z braku innej opcji, chwyciła się czegoś, co z jakiegoś powodu wydało się jej najbardziej życiowe – a najbardziej życiowe potrafi być własne doświadczenie, jeśli miało się jakieś jakkolwiek podobne. W aż takiej poplątanej sytuacji może nigdy nie była (to znaczy… w akurat takiej), niemniej część z tego, o czym mówiła Hallie, brzmiało jej znajomo – ze wszystkiego, co powiedziała Steel, bardzo jasno wynikały istniejące uczucia do Danielsa, i w niebezpośrednio wskazanym kontraście ich brak względem Spencera…
Mam takiego przyjaciela z czasów dzieciństwa... – zaczęła bez pośpiechu, bardzo spokojnym, miękkim tonem sugerującym opowieść. – Jak poszłam do liceum to nasze drogi się rozeszły, ale z rok temu na niego wpadłam. I wiesz, świetny chłopak, przeuroczy, super zabawny, ale kiedy wymaga tego sytuacja nagle pokazuje, jaki jest dojrzały i że potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność. Jeszcze do tego atrakcyjny. Brzmi cudownie, prawda? Miał odhaczone wszystkie checki, które są dla mnie ważne u faceta. Oboje chcieliśmy spróbować ze sobą być i byliśmy nawet jakiś czas, ale… No właśnie, ”ale”. Mimo sympatii, szacunku i pociągu fizycznego zupełnie nam nie wyszło, bo nie było tego… czegoś. Zależało nam na sobie, ale nie byliśmy w sobie zakochani, i teraz jesteśmy tylko przyjaciółmi i tak jest lepiej, chociaż żadne z nas nie jest w związku, a każde z nas by przecież chciało kogoś mieć – zakończyła swój pierwszy przykład, mając nadzieję że jego końcówka wybrzmiała w odpowiedni sposób – bo zgodnie z jej intencją miała pokazywać, że ani ona, ani jej były/kolega nie pragnęli żyć samotnie, lecz to bycie razem akurat w ich wydaniu wcale nie okazało się dobrym zastępstwem. – Albo ta sytuacja z Zackiem. To, że on robi syf w tej kuchni to jest jedna jakaś głupota, która mnie wkurza, ale to przecież nie jest nic głębokiego. I to, że my mieszkamy razem, to też nie jest jakiś pierwszorzędny powód, dla którego nic między nami nie ma – kontynuowała, oczywiście głównie ze względu na chęć podbudowania Hallie poprzez pokazanie jej, że takie pogmatwane uczuciowo sytuacje się po prostu zdarzały… Chociaż poniekąd chyba sama też potrzebowała się podzielić z kimś własnym położeniem i zaczęła to robić, nim się zorientowała. – Widziałam, że on od jakiegoś czasu robił takie niewinne, ale jednak podchody. I też jest mi strasznie głupio, no bo to widziałam, i tak jakby… Wykorzystywałam fakt, że to było takie niewinne, żeby udawać że tego nie widzę, bo właśnie... myślałam, że jak dam temu czas, to się przekonam i coś może poczuję. Bo to jest naprawdę fajny facet, żaden z niego palant tylko właśnie materiał na dobrego chłopaka. No ale co z tego, skoro ja nic do niego nie czuję i tego nie oszukam... Więc liczę że on sobie odpuścił, nawet w ostatnim czasie na to się zapowiadało, chociaż dzisiaj już nie wiem, czy był dla mnie tylko miły, czy może jednak znowu zaczął niewinnie próbować... No ale nie chcę nagle na siłę zmieniać swojego stosunku do niego, bo przecież i tak go lubię, więc dopóki ta sytuacja go nie krzywdzi, a z jego strony nie pojawia się żaden taki przejaw faktycznych uczuć... – nie dokończyła niczym konkretnym, aczkolwiek łatwo było się domyślić, co chciała w ten sposób przekazać. – Głupio mi też, że śpimy w tym samym namiocie... Znaczy dla mnie to jest bez znaczenia, przecież każdy ma swój śpiwór, to nie jest nic szczególnie intymnego tak odgórnie. Ale no nie wiem jak dla niego, i… – Na moment trochę zgubiła wątek, trochę się zapomniała, trochę poczuła się zbyt swobodnie – lecz przecież do czegoś dążyła. – Przepraszam, zjechałam z tematu za bardzo. Chodziło mi w tym wszystkim o to, że… Uczucia są strasznie pogmatwane. Wręcz głupie, bo nie uruchamiają się tam, gdzie miałyby najwięcej sensu… Ale niestety nie da się ich wymusić, a bez nich to… No bez nich to właśnie nie ma sensu – podzieliła się z nią tym krótkim wnioskiem, który jawnie wysuwał się z przytoczonych historii. One obie co prawda na pewno były o wiele prostsze niż sytuacja Hallie, bo na Harper nie spoczywało żadne wielkie obciążenie emocjonalne, jako że zarówno Jake, jak i Zack, nie potrzebowali jej. Liczyła jednak, że chociaż pokaże blondynce, że nie jest osamotniona w takich uczuciowo-logicznych dylematach, i że na pewno nie musi czuć się z ich powodu winna.
Wydaje mi się, że dopóki jesteś szczera z Harvey'm... oczywiście w tych sprawach, które dotyczą konkretnie jego i waszej umowy, której zasady przecież bardzo otwarcie i jasno sobie ustaliliście... nie powinnaś czuć wyrzutów sumienia. Wiem, że chcesz dla niego jak najlepiej, to oczywiste, ale ze swojej strony dajesz mu to, co możesz, i czego on wie, że może się spodziewać. Byłaś wobec niego uczciwa od początku, a on jest dorosły, wiedział na co się pisze... i w takim razie brał potencjalne rozczarowanie na własną odpowiedzialność. Ty nie odpowiadasz za coś, czego mu nie obiecywałaś. Rozumiem że się martwisz, czy po jego stronie wszystko jest w porządku, to bardzo dobrze o tobie świadczy. A to, że on odcina się od działania, dzięki któremu jego sytuacja uczuciowa mogłaby się zmienić… – zawahała się, mimo że nie powinna, a przynajmniej nie było tu nic do podważenia w samych słowach Steel. Szybko się ogarnęła, wracając do mówienia zgodnie ze swoją neutralnością w tej sprawie, którą powinna się wykazywać. – To jest jego świadomy wybór… I chyba warto wierzyć w to, że nawet jak się nie szuka, to można znaleźć. Podobno właśnie wtedy zdarzają się najlepsze rzeczy, więc... Więc chyba w twojej sytuacji... będzie najlepiej, jak dasz temu trochę czasu. Coś może samo się wyklarować i uprościć to wszystko na którymś z końców... – Nie miała pojęcia, który z końców mógł faktycznie się uprościć, niemniej z czasem pewne rzeczy same z siebie stawały się jaśniejsze i prostsze, i jeśli naprawdę nie wiedziało się, co robić, a decyzja nie nagliła, warto było ją nieco odroczyć.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale chyba na tym etapie i tak już tylko by się powtarzała – i może czasem powtarzanie tej samej rzeczy w różnych słowach bywa pomocne, bo w którejś formie dotrze bardziej, tylko już nie było do tego sposobności. Głośny dźwięk, którego źródło znajdowało się gdzieś w okolicy ich ogniska, pojawił się niczym sygnał przywołujący je obie do powrotu. Po krótkim upewnieniu się, czy wszystko w porządku i czy wracają, obie faktycznie podniosły się z ziemi, lecz jeszcze zanim ruszyły, Harper zatrzymała dziewczynę ostrożnym złapaniem jej za bark. – Hallie... ta rozmowa się nie odbyła. Chłopaki śmieją się, że jestem królową lodu, i w sumie… wygodniej mi z tą łatką – odezwała się ze słyszalnym na koniec, najpewniej osobliwym, porozumiewawczym uśmiechem. Trochę głupio sobie zażartowała, ale chyba chciała przekazać jej – bez robienia atmosfery znów zbyt poważną – że jej zwierzenia są z nią bezpieczne. To znaczy... fakt, że rozmawiały o tym wszystkim miał pozostać tajemnicą, chociaż jeśli chodzi o nabytą wiedzę... niby też liczyła, że jakoś ją przepracuje i o niej zapomni, chociaż realne szanse na to były równe zeru.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Hallie była w bardzo popapranej sytuacji, bo pozornie nie działo się nic niewłaściwego. Jednak wewnętrznie przytłaczały ją jej uczucia do Danielsa i beznadziejność sytuacji, w której się znalazła oraz poczucie winy wobec Harvey’ego, które było na pewno trochę nad wyrost, ale po prostu nie była w stanie się nim nie przejmować. Gdyby Spencer był dupkiem, z którym umówiła się tylko na seks, to byłoby zupełnie inaczej. Więc, o dziwo, tutaj jego dobry charakter trochę przeszkadzał. Na co dzień nie doskwierało jej to wszystko, nie przepełniały jej te wszystkie emocje, ale chyba właśnie miała taki swój chwilowy kryzys i potrzebowała wyrzucić to siebie oraz znaleźć w kimś zrozumienie. I całe szczęście, że trafiła na Harper.
- Są pogmatwane. Kiedyś musiało być łatwiej. Wiesz, te aranżowane małżeństwa i tak dalej. Nie miało się wyboru, to nie było problemu i… - zaczęła mówić jakoś tak machinalnie, bez większego pomyślunku, zresztą całościowo wyglądała na wyłączoną z obecności, pogrążoną gdzieś we własnych myślach i historii, którą właśnie usłyszała. Jednak na szczęście otrząsnęła się i szybko zreflektowała. - Wybacz, ja czasem mam bardzo głupie i nieadekwatne do sytuacji poczucie humoru… i to jest coś, co Harvey uwielbia i to jest z jego strony szczere, bo to widać. Mogę być przy nim… po prostu sobą. A taki Daniels, to zawsze obróci wszystko w ten sposób, by zrobiło mi się przykro… - zaczęła mówić ponownie. Niestety jej każdy tok myślenia w sposób nieunikniony wracał do Ashtona. Jej wszystkie myśli i uczucia płynęły bardzo mocno w jego kierunku. Jednak na szczęście zorientowała się w czas, że to nie miało sensu, bo… - No, ale doszłyśmy do tego, że serca nie działają w oparciu o logikę, więc… - zacytowała jej słowa, po czym na jakiś czas umilkła. To było pewne, że Hallie nie przepracuje tego wszystkiego w tych kilkanaście sekund. Potrzebowała o wiele więcej czasu, by dojść do tego… czy powinna w ogóle w jakikolwiek sposób zadziałać, czy odpuścić sobie. Jej sytuacja z Ashtonem nie była zależna od niej, nie mogła w żaden sposób na niego wpłynąć. Z kolei jeżeli chodziło o Spencera, to Pearson miała racje. Brunet wiedział na co się pisał i jeszcze sam to powtarzał, a Hallie utrwalała w nim zasady ich relacji, więc jego ewentualne straty emocjonalne nie powinny wywoływać w niej poczucia winy. Nie powinny, musiała chyba do tego przywyknąć. Albo po prostu dać sobie czas, tak jak powiedziała blondynka. Może czas był w stanie rozwiązać wszystkie problemy.
- Dziękuję, Harper. Nie tylko za to, że mnie wysłuchałaś, ale też za to że… otworzyłaś się. Bo chociaż to nie zabrzmi najlepiej, ale to jest trochę pocieszające, że nie jestem jedyną osobą, która ma pod górę ze swoimi uczuciami - powiedziała już po tym jak rozległ się ten hałas i obie podniosły się z trawy. Po tym jeszcze otrzepała się i przeniosła swoje jasne spojrzenie na koleżankę, spoglądając na nią lekko z dołu, bo była od niej trochę niższa. Po chwili nawet subtelnie uśmiechnęła się do niej, całkowicie rozumiejąc o co chodziło. Sama z siebie nie miałaby potrzeby, żeby mówić o tym wszystkim, co właśnie padło. Jej samej zależało na prywatności, ale tak czy inaczej dotarło. - Rozumiem, jasne. W ich otoczeniu pewnie to jest bardzo bezpieczna łatka, więc… - przerwała w tym momencie i prawdopodobnie zrobiła coś, czego Pearson nie spodziewała się, bo krótko ją przytuliła w geście podziękowania. - Wiesz, nie spodziewałam się, że będziesz tak bardzo w porządku. Liczyłam, że będziesz… normalna, ale ty jesteś naprawdę fajną dziewczyną i… życzę ci, żeby tobie też wszystko się ułożyło. Bo też zasługujesz na to, żeby znaleźć kogoś kto cię szczerze pokocha i kogo ty też szczerze pokochasz… - powiedziała na zakończenie rozmowy. Bo chociaż to nie problemy Harper były sednem ich rozmowy, to jednak Hallie nie umknął ten fragment, w którym padło chociaż żadne z nas nie jest w związku, a każde z nas by przecież chciało kogoś mieć. Chociaż ten fakt nie wychodził na wierz i nie odgrywał pierwszych skrzypiec, to Steel naprawdę potrafiła słuchać i ponieważ sama otrzymała wiele wsparcia i zrozumienia, to na sam koniec chciała odwdzięczyć się tym samym. Nietrwało to jednak długo, żeby czasem nie przesadzać, bo przecież nie były od razu najlepszymi przyjaciółkami. Zaraz odsunęła się od niej, posłała jej jeszcze jeden ciepły uśmiech i kiwnęła głową w stronę ogniska, by razem z nią ruszyć w jego stronę i znaleźć się w centrum sytuacji, której główną gwiazdą był nie kto inny, jak Daniels.
- Stary, ty już ledwo się trzymasz. Serio, powinieneś iść spać - kontynuował Harvey, tym samym przyjmując dokładnie tą samą postawę, co chwilę wcześniej Zack. Obydwoje namawiali blondyna, by odpuścił już sobie imprezowanie - szczególnie po tym jak przewrócił się, uderzając się o pień drzewa i nieoczekiwanie wyszedł z tego bez szwanku - jednak ten wydawał się być nieugięty. - Co? Nieee, jakie spać, popierdoliło was, ja jeszcze bardzo dobrze się czuje i… okej, może nie bardzo dobrze, ale… - w jego w pełni przekonującej odpowiedzi przeszkodziło mu lekkie zachwianie, które było skutkiem skupienia wzroku na powracających blondynkach. Wtedy też automatycznie spojrzenia zarówno Harvey’ego i Zacka powędrowały w tym samym kierunku i już zaraz z trzech muszkieterów, zrobiła się ich wesoła piątka - paczka walczących ze swoimi uczuciami Power Rangersów. Było w tym coś niezmiernie komicznego, bo w tej grupie niemal wszyscy nawzajem się oszukiwali bądź coś ukrywali, bo… Zack miał pewne zamiary i może nawet początkowe uczucia wobec Harper, ale ta kompletnie go ignorowała, bo była zbyt przytłoczona emocjami, które ogarniały ją na widok Harvey’ego, który z kolei w pełni świadomie zgodził się na imitację związku z Hallie, która była dogłębnie zakochana w Ashtonie, który… był pijany. - Pójdę spać, pójdę, obiecuje, ale pierw muszę napić się jeszcze trzy razy... z moimi kochanymi przyjaciółmi. Okej? Możemy się tak umówić? - zaproponował Ashton, odkręcając butelkę z wódką, którą niedawno przyniósł z namiotu i zdążył już troszkę z niej upić. Skołował cztery plastikowe kubeczki, z czego większość z nich była już zapewne wcześniej używana. Do trzech z nich nalał w miarę - jak na możliwości pijanego - taką samą ilość alkoholu, a do ostatniego wlał go najwięcej, oczywiście ten był dla niego. Wziął dwa kubki, uniósł swoje rozbiegane spojrzenie na teraz już swoich przyjaciół, którzy nie byli jakoś wielce przekonani, ale po porozumiewawczych spojrzeniach, bezsłownie doszli do wniosku, że to chyba najlepszy sposób, żeby jak najszybciej położyć go spać. - Okej - powiedział Zack za nich wszystkich. - Świetnie! Więc... - powiedział mocno entuzjastycznie Daniels i powędrował swoim spojrzeniem w stronę Hallie. Na moment zakotwiczył się w jej twarzy, ale zaraz prędko przerzucił się na Pearson.
- Harpia, ty moja ulubiona współlokatorko, ty byś mi odmówiła? - zapytał retorycznie, zbliżając się do niej i wysuwając w jej stronę kubek z wódką. Poczekał, aż go odebrała, po czym zaczął mówić. - Ty musisz napić się ze mną za... za to, że obydwoje jesteśmy tak samo mocno pojebani, a inni tego nie rozumieją. Ale swój swego zrozumie, prawda? Ty wewnętrznie jesteś dobra dziewczyna, jak ja jestem dobry chłopak, tylko jakoś ludzie często tego nie dostrzegają... - na sam koniec uniósł kubek do góry i przysunął go do swoich ust. - Pij, nie oszukuj, Królowo... - zakończył i wypił porządnego łyka. Skrzywił się, bo jednak nie naszykował sobie żadnej popitki, ale kto teraz przejmowałby się tym. Bez zastanowienia powędrował po drugi kubeczek, wypatrzył swoją kolejną ofiarę i wcisnął go w łapę Barkera.
- Bo ludzie to prawdziwe mendy są… Zack, bracie, mój ty prawdziwy przyjacielu, ty się ze mną napijesz, prawda? Napijesz się ze mną za niezdrowie naszego starego kolegi Roberta. Za tego kłamcę i zdrajcę, za tego jebanego sprzedawczyka i największego oszukiste pod słońcem. Niech to ścierwo skończy w mamrze... - powiedział na sam koniec, stukając się z nim jeszcze i zaraz razem z nim wypił za niejakiego Roberta. - Super, dziękuję ci przyjacielu... - zakończył, klepiąc go po plecach i po raz kolejny - coraz bardziej chwiejnym krokiem - wracając po ostatniego już drinka w postaci wódki z wódką. Po drodze jeszcze trochę mu się odbiło, ale był nieugięty. Powiedział trzy, więc będą trzy, tak więc…
- I już ostatni... Spencer, mordo ty moja, ty też musisz się ze mną napić... - powiedział, jakby to była jakaś oczywista oczywistość. Zaraz pojawił się naprzeciwko niego, a ten posłusznie odebrał swoją porcję alkoholu. Ashton położył swoje łapsko na jego ramieniu, wyprostował się dumnie, po czym głośno i - może nie w pełni wyraźnie ale zrozumiale - zaczął wypowiadać swój ostatni toast. - My musimy wypić razem za te wszystkie zdradzieckie suki na tej planecie, z tym pierdolonym lachociągiem Penny na czele i za... jak ty ją nazywałeś.. za doszłą, nie... - przerwał na moment, bo uciekło mu bardzo konkretne określenie, które chciał przywołać. Wtedy nagle - mający do tej pory gdzieś to wszystko, co się działo - Harvey, zdębiał. Jego twarz stała się cała napięta, bo wiedział dokładnie czego nie mógł przypomnieć sobie Daniels. - Wiemy za kogo, pij Ash - spróbował go wybić z rytmu i nawet uniósł ten kubeczek oraz przystawił go sobie do ust, mając nadzieję że to zadziała, ale niestety nie, bo Ashtonowi zdążyło się już przypomnieć. - O! Mam! Za twoją pierdoloną niedoszłą żonę, która doszła sobie z innym... niech jebane kurwy idą razem do piekła... a wcześniej jeszcze złapią rzeżączkę albo AIDS… a co tam, niech mają, należy im się... - dokończył, po czym z trudem wypił wszystko do końca. Harvey przez krótką chwilę stał jeszcze w całkowitym bezruchu, ale w końcu musiał - a teraz już nawet chciał - wypić ten alkohol. - Dzięki, stary - powiedział jeszcze na sam koniec Ash, klepiąc kumpla po ramieniu. - Dobra, a teraz do spanka, Daniels. Postaraj się nie obrzygać w nocy Keitha - Zack wziął sprawę w swoje ręce i wziął na siebie odprowadzenie Asha do namiotu, a Spencer… cóż, musiał to zrobić, chociaż bardzo w tym momencie nie chciał, ale na bardzo krótko przeniósł swoje kontrolne, jednak lekko nieprzytomne spojrzenie na Harper. Nadal pozostając widocznie spięty. - Harvey? My też idziemy spać? Ja bym poszła - usłyszał nagle głos Hallie, który od razu sprawił, że jego wzrok powędrował w jej kierunku. Olśniło go, że ona też tutaj była, więc jakby… powinien zachowywać się całkowicie normalnie. - Idziemy - powiedział bardziej odruchowo niż świadomie, a w reakcji zobaczył jej lekki uśmiech, który bardziej sprowadził go do obowiązującej rzeczywistości. Tak więc, ruszył w jej stronę, zagarnął ją swoim ramieniem, jak miał w zwyczaju i zaraz mogli już kierować się do swojego namiotu. - Ale ten palant się zrobił, jutro będzie umierać i… dobrej nocy, Harper! - zaczęła mówić Hallie, mając albo raczej starając się mieć z tego ubaw. Na koniec przypominając sobie jeszcze o swojej nowej koleżance, do której odwróciła się nawet przez ramię, by uśmiechnąć się do niej po raz ostatni i zaraz zniknąć w namiocie razem ze Spencerem.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Zdecydowanie nie było jej aktualnie do śmiechu, ale po tekście Hallie o aranżowanych małżeństwach aż się uśmiechnęła w taki charakterystyczny, lekko wstrzymywany sposób, bo dopatrywała się tam żartu… i faktycznie jako żart to było całkiem zabawne. Akurat w kwestii poczucia humoru zawsze dobrze dogadywała się ze Spencerem, nawet na tej ich randce w ciemno, więc nie powinno jej zdziwić, że dziewczyna którą on lubi ma podobne, czyli przy okazji przemawiające też do niej – jednak ten jej uśmiech i tak zaraz stał się delikatnie gorzkawy, co całe szczęście ginęło w cieniu. – Bo według Danielsa dogryzanie innym jest najwyższą formą bycia zabawnym, i on nie widzi w tym żadnych granic. Ani nie widzi nic niewłaściwego w tym, jak ewidentnie czyjąś granicę przekroczy, bo przecież dla niego to coś od początku nie było w pełni na serio, także… No debil bez wyczucia – skomentowała szybko, lecz wcale nie brzmiało, jakby chciała go usprawiedliwić, tylko raczej starała się zwrócić uwagę blondynki na to, że jego głupot najlepiej nie brać do siebie. Chociaż z własnego doświadczenia wiedziała, że to nie zawsze takie łatwe, a w przypadku dziewczyny pewnie wręcz niemożliwe, skoro ona była w nim zakochana i w takim razie ciężko, żeby się nim nie przejmowała. Na powtórzenie swoich słów przez Steel westchnęła w ramach przytaknięcia. – Więc takie to jest pokręcone wszystko – dokończyła, chcąc tymi słowami im obu ułatwić przełknięcie tej mało przyjemnej prawdy.
Nie masz za co dziękować – odpowiedziała, już od tego momentu próbując dla samej siebie zepchnąć na bok całą tą rozmowę, choćby na tyle by być w stanie wrócić do ogniska z przynajmniej pozornie neutralnym wyrazem twarzy. Hallie jednak nie ułatwiła jej sprawy; w bezwarunkowej reakcji na jej przytulenie Harper wyczuwalnie zesztywniała, choć szybko zadbała o rozluźnienie i, żeby nie pozostawić po sobie dziwnego wrażenia, jedną ręką sięgnęła do pleców dziewczyny, tym samym częściowo odwzajemniając jej gest. – Weź, bo jeszcze nie dam rady wrócić do mojej roli… Dzięki, Hallie. To bardzo miłe. – Jej głos był cichy i miękki, dlatego nie mogła zabrzmieć nieprzyjemnie w tej pierwszej części, choć jej obecność na pewno sugerowała, że Pearson już w tą rolę wchodzi, bo przecież właśnie wracały i to był na to najwyższy czas – niemniej zdążyła wybrzmieć jeszcze wdzięczność za te jej słowa. Szkoda, że spotykała się ze Spencerem – gdyby nie to, kto wie, może istniałaby dla nich szansa na faktyczne zakolegowanie się, a tak to… no niezbyt.

Kiedy pojawiły się w zasięgu wzroku chłopaków, twarz Harper nie wyrażała zbyt wiele, chociaż wobec kręconej przez Ashtona afery mogłoby na niej grać przynajmniej zaciekawienie albo jakieś lekkie zaalarmowanie, ale nie. Wydawała się niczym nieprzejęta, choć oczywiście razem z Hallie zbliżyły się do źródła zamieszania – dopiero wtedy w jej mimice pojawiło się coś na kształt zażenowania, najprawdopodobniej stanem, do którego Daniels zdołał się doprowadzić. – Bo komuś tu jeszcze brakuje alkoholu we krwi… – mruknęła, bardziej sobie pod nosem, bo przecież nie będzie dyskutować z pijanym, szczególnie że był gotów wtedy polubownie udać się na spoczynek. Pokiwała więc zaraz głową i skrzyżowała przedramiona na piersi, w pełnym opanowaniu obserwując tą scenkę rozlewania wódki do kubeczków.
Choć nie sądziła, że zostanie policzona do tego grona przyjaciół, powstrzymała się przed jakimkolwiek sprzeciwem, licząc na sprawne zakończenie tej małej farsy. Rozplotła zaraz ręce i pochwyciła kubeczek, a na jej ustach wykwitł nieco kwaśny uśmiech po tym, jak została nazwana harpią. – Gdzieżbym śmiała odmówić – odpowiedziała nawet lekko rozbawiona, aczkolwiek to jej rozbawienie zaraz zmalało jak blondyn zaczął mówić dalej. Gdyby nie zależało od tego jego pójście spać, pewnie jednak wdałaby się w jakąś polemikę co do podobieństw między nimi, nieważne że sama bardzo niedawno coś podobnego zasugerowała podczas rozmowy z Hallie. – Tak, tak, dokładnie… – Przewróciła oczami, a pobłażliwość w jej tonie miała być takim niebezpośrednim podważeniem jego słów, czego on w swoim stanie nie wyłapał. Zaraz więc przechylała z nim do pary kubeczek, tym samym spełniając swoją część powinności w ululaniu Asha; niemniej pozostała na miejscu, tak w razie czego jakby było to do czegoś konieczne.
Skrzywienie po smaku wódki powoli przerodziło się w drobny uśmieszek jako reakcja na to, co i jak mówił dalej do Zacka. To niewinne rozweselenie utrzymywało się jeszcze nawet na początku, kiedy zwrócił się do Spencera, ale starczyło że padł temat toastu, a jej buzię momentalnie ogarnęło napięcie. Na jej szczęście w tym momencie uwaga wszystkich skupiała się na Danielsie oraz jego obecnym towarzyszu picia, więc ten jej widocznie przebijający na zewnątrz dyskomfort mógł pozostać niezauważony, a ona zdążyła zapanować nad wyrazem twarzy i go powściągnąć. Trochę jednak za bardzo nastawiła się, że po wtrąceniu Harvey’ego blondyn nie będzie kończyć swojej myśli, co okazało się niesamowicie naiwnym założeniem.
Ścisk żołądka, który pojawił się u niej chwilę wcześniej, natychmiastowo się wzmocnił gdy padło to dobitne określenie, a Harper jakby w jakimś stopniu się wyłączyła. Niby te konkretne słowa zupełnie nic nie zmieniały, bo po pierwsze nikt – poza jej byłym, rzecz jasna – nie wiedział, że mowa o niej, po drugie, to wszystko naokoło to były już życzenia Asha, a po trzecie… przecież prawda właśnie tak wyglądała. Kurwa, miała być jego żoną, chcieli spędzić ze sobą resztę życia, założyć rodzinę, a ona się puściła. To znaczy, wiadomo że nie puściła się w tym najbardziej okrutnym, lekceważącym sensie, ale efekt był taki sam. I niby żadne odkrycie ani niespodzianka, tylko że to wszystko przypomniało jej się z takiego zaskoczenia, i to jeszcze ledwo co po rozbudzeniu się w niej na nowo tych porąbanych, sprzecznych emocji, że w efekcie już zaczęły szklić się jej oczy. Zaraz też poczuła, jak drga jej subtelnie podbródek, co zdołało ją wybudzić z zawieszenia; prędko zamrugała w zwiększonej częstotliwości, zawalczyła też o panowanie nad mięśniami mimicznymi i wydęła lekko wargi oraz ściągnęła nieznacznie brwi, tuszując swoją pierwszą reakcję wyrazem udającym zniesmaczenie. Jednak w jasnych oczach siedziało trudne do ukrycia zranienie (własnym poczuciem winy), i pech chciał, że trochę bezwiednie powiodła spojrzeniem za odprowadzanym przez Barkera Danielsem, po czym niekontrolowanie przeskoczyła nim na Spencera, na krótką chwilę łapiąc jego nie w pełni obecny wzrok. Prędko odwróciła oczy w kierunku dogasającego ogniska, tym samym uciekając przed patrzeniem, jak on za chwilę odchodzi ze swoją nie-dziewczyną. – Dobrej nocy – rzuciła niezbyt wyraźnie, zerkając na Hallie kątem oka i bardzo przelotnie wymuszając na sobie umowny uśmiech, towarzyszący symbolicznemu uniesieniu ręki na znak pożegnania.
Została w miejscu, lecz za kilkadziesiąt sekund do jej uszu dotarł odgłos kroków. No tak, Zack. Zebrała się w sobie i zanim zdążył się zbliżyć, poinformowała go cicho, żeby szedł do namiotu, a ona jeszcze… coś musi dojeść. Tak naprawdę nie miała apetytu ani nie była głodna, ale potrzebowała czasu sama ze sobą i w ten sposób go sobie zapewniła. Jeszcze trochę walcząc z tymi uczuciami, których pojawiania się miała już naprawdę serdecznie dość, zajęła się zgarnianiem kubeczków i jakimś umownym uporządkowaniem otoczenia, a końcowo w kilku seriach podlewania wodą ugasiła dogorywający żar, już na tym etapie pozwalając sobie na bezgłośne łzy. Lepiej było dać im wypłynąć bez kwestionowania ich źródła, niż ryzykować uzbieraniem się w niej czegoś większego, co mogłoby ją dopaść w namiocie – do którego finalnie poszła po może piętnastu, może trzydziestu minutach.

Harper nigdy nie była osobą, która chętnie i z łatwością wstaje skoro świt, jednak tego poranka wypełzła z namiotu jako pierwsza. Długo po położeniu się nie mogła zasnąć, przez co w ogóle się nie wyspała – a że naokoło panowała raczej niezakłócona niczym cisza, pewnie w nieco innej sytuacji przekręciłaby się na drugi bok i spróbowałaby jeszcze dospać, dopóki pozostali nie zaczęliby się już słyszalnie kręcić. Tylko że jeszcze leżąc, chcąc nie chcąc zerknęła na Zacka, i od razu pomyślała o tym, że woli aby chłopak nie obudził się, mając ją obok siebie – dlatego właśnie zgarnęła jakieś swoje rzeczy wraz z małym plecakiem tak cicho, jak była w stanie, i wyszła na zewnątrz. Skorzystała z tych spokojnych warunków do niespiesznego ogarnięcia się i ubrania. Jej domyślny zestaw na wycieczkę tworzył któryś z luźnych t-shirtów i spodenki typu cargo o raczej męskim kroju, sięgające nieco ponad kolano, do tego do zarzucenia flanelowa koszula, choć obecnie wciągnęła na siebie ciepłą bluzę z kapturem, jako że wczesną porą było jeszcze bardziej rześko niż upalnie. Względnie gotowa przysiadła sobie na słońcu nad rzeką, by już za niedługo przysypiać z głową opartą na tym swoim plecaku, bo chociaż cały czas próbowała sobie jakoś ostatecznie ułożyć myśli, to jednak była po prostu cholernie zmęczona.
Po raz drugi obudziła się za sprawą Keitha, który przycupnął sobie obok niej, świeży i wypoczęty. W żartobliwym tonie zagadał ją o przebieg nocy, a później o to, czy działo się wczoraj coś ciekawego po jego pójściu spać. Blondynka skrzywiła się i wyjaśniła mu zdawkowo, że Daniels się oczywiście za mocno zrobił, coś bez sensu gadał znowu o tym jakimś Robercie i o swojej byłej, a poza tym że miał czelność powiedzieć, że ona i on są do siebie podobni. Nie kryła swojego naburmuszenia w podjętym temacie, ale też nie emocjonowała się nim jakoś szczególnie, za co częściowo odpowiadało jej rozespanie. Johnson, jako dobry kolega, trochę starał się wybronić zdanie współlokatora, a Pearson, jako że nie miała siły ani ochoty się wykłócać, ani też nie chciało się jej specjalnie zapierać, po prostu posłuchała jego strony. Potem posiedzieli jeszcze trochę w całkiem swobodnym milczeniu, jakby zbierali energię na zmierzenie się z faktycznym rozpoczęciem dnia. W międzyczasie dało się słyszeć, że reszta też powstawała i powoli się krzątała, lecz rzeczywiste poruszenie miało miejsce dopiero wraz z przebudzeniem się Króla Podwórka i Dramy, Danielsa Pierwszego Wesołego. Wtedy też Keith podniósł tyłek z trawy i zostawił Harper samą nad brzegiem, aczkolwiek nie dane jej było cieszyć się długo jedynie swoim własnym towarzystwem, bo niebawem znalazł ją Barker. – Hej. Dobrze spałaś? Masz ochotę dołączyć do śniadania? – przywitał ją pogodnie, z entuzjazmem którego ona nawet mimo dobrych chęci nie była w stanie jeszcze odwzajemnić. Uniosła do niego buzię i posłała mu uśmiech zdecydowanie nie tryskający energią. – Hej, Zack. Spałam… hm, bywało lepiej, ale to nic, zwykle tak mam pierwszej nocy w namiocie. – Kłamstwo, bo zwykle nie miała takich problemów na podobnych wypadach, choć akurat on nie miał skąd tego wiedzieć. Nie chciała by myślał, że miała jakikolwiek problem z nim. – A śniadanie odpuszczę… Daj mi jeszcze naładować baterie społeczne, okej? Ja tak z grubsza jestem gotowa, zanim ruszymy będę potrzebowała maksymalnie pięciu minut na przepakowanie plecaka, i tyle. A później się rozkręcę – zapewniła, siląc się na wyraźniejsze uniesienie kącików ust. Zabrzmiała bardzo spokojnie i łagodnie, nawet dość ciepło, aczkolwiek dało się rozpoznać, że naprawdę potrzebuje się jeszcze nacieszyć swoją strefą komfortu w samotności. Jak by na to nie spojrzeć, ze swoimi współlokatorami na co dzień w większej mierze się mijała, więc jej podejście wydawało się całkiem uzasadnione. – No jasne, spokojnie. Dam ci później znać – odpowiedział jej niezrażony, po czym odszedł do reszty siadającej wspólnie do jedzenia.
Wcale nie musiał po nią przychodzić, bo za kilkanaście minut sama pojawiła się na miejscu grupowej posiadówki, kiedy spożywanie posiłku wciąż trwało. – Cześć, smacznego – przywitała się, z delikatnym uśmiechem przejeżdżając spojrzeniem po zgormadzonych. Wszystkich. Na pewno sprawiała wrażenie przygaszonej, albo przynajmniej wyciszonej, ale w teorii nadal było jeszcze względnie wcześnie, także nikogo nie musiało to dziwić. – Promienna jak zwykle o poranku, lodowa królowa zaszczyciła nas swoją obecnością. Witamy, wasza chłodna wysokość – odezwał się jako pierwszy Daniels, którego chyba musiałby przejechać traktor żeby nie znalazł w sobie siły na uraczenie jej jakąś drobną uszczypliwością na początek dnia. – No już, spokojnie, tylko nie wstawaj do ukłonu, bo jeszcze ci się śniadanie nie przyjmie od tych gwałtownych ruchów – odpowiedziała mu bez przejęcia, uśmiechając się nieco szerzej, z przekorą. Zajęła sobie miejsce obok Amber, bo przy Zacku siedziała April, obok Keitha oczywiście zasiadał Ashton, a Hallie była razem ze Spencerem i tam to na pewno by się nie pchała. – Jak tam wasza noc? – zagadnęła niezobowiązująco do ogółu, głównie po to by nie wyjść na zamkniętego w sobie odludka. Z tego samego powodu też przyszła, bo jeść jej się nie chciało, ale doszła do wniosku że alienowanie się od grupy to przepis na średnią atmosferę, czyli kiepski pomysł, czyli nie robimy tak. Może inni ludzie nie byli jej potrzebni do szczęścia na takim wyjeździe, lecz z drugiej strony chciała przecież podejść do tego z dobrym nastawieniem i otwartością, i serio starała się tego trzymać.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Na dobrą sprawę Harvey nie miał miejsca i czasu na jakieś przemyślenia na temat tego, co padło z ust Ashtona. Ani w kontekście własnych odczuć, ani tym bardziej tego jak mogła poczuć się z tym Harper, a tym samym czy należało się jej jakieś sprostowanie. Końcówkę wieczora spędził już sam na sam z Hallie - i to nie wcale w jakiś upojny sposób - tylko głównie rozmawiając z nią na tematy, które sama poruszyła. Robiąc sobie takie całościowe podsumowanie dnia. Potem nadeszła pora na spanko i już mieli kolejny dzień, który był tak napięty grafikowo, że także nie miał miejsca na jakieś rozważania. Gdy razem z Hallie dołączyli do kręgu, to niektórzy byli już w trakcie śniadania. Zostawili swoje już spakowane plecaki na trawie, po czym poszli zająć wolne miejsca, mając w dłoniach swoje naszykowane poprzedniego dnia zestawy śniadaniowe. Harvey miał na sobie szarą bluzę i ciemne, krótkie spodnie, natomiast Steel była ubrana w mocno przylegający do ciała komplet, składający się z legginsów i topu z krótkim rękawem w kolorze beżowym, a na plecach miała przerzuconą bluzę z długim rękawem w tym samym odcieniu. Jakaś rozmowa już się toczyła, ale akurat ta dwójka uczestniczyła w niej najmniej, bo głównie skupiała się na posileniu się przed wycieczką. Jednak obydwoje zareagowali krótkim parsknięciem, gdy Harper pocisnęła Danielsa, a Hallie wyglądała nawet na bardzo zadowoloną z takiego obrotu tej krótkiej wymiany zdań.
- No mi to spało się zajebiście. W ogóle w namiocie nie waliło gorzelnią... - wyrwał się do odpowiedzi Keith, co ponownie wywołało rozbawienie większości - no może poza jednym, niezadowolonym blondynem. Jednak on był dopiero pierwszym do odpowiedzi, bo przecież pytanie Pearson odnosiło się do ogółu. - Nam to w sumie całkiem spoko, nie? Było trochę chłodnawo, ale przynajmniej bez żadnego robactwa, a to najważniejsze - odpowiedziała Amber, a zajadająca się herbatnikami April krótko jej przytaknęła. Tak więc, pozostała tylko jedna parka. - Nasza noc całkiem dobrze. Wypoczęci, wyspani i gotowi do trasy. No i mnie to nie było zimno, a tobie? - powiedział Harvey, chociaż nie czuł się tak w pełni upoważniony, żeby móc wypowiadać się za Hallie. To znaczy, udzielił odpowiedzi, która pokrywała się z tym, o czym rozmawiali po przebudzeniu się, jednak wolał pozostawić jej widoczną autonomię, bo oni nie byli tak bardzo my, żeby mógł się wypowiadać za nich dwoje. - Niee, mnie to też nie - potwierdziła szybko blondynka i już otwierała buzię, żeby coś powiedzieć, ale nie było jej dane, bo na straży beznadziejnego żartu stał Daniels i musiał wtrącić swoje trzy grosze. - No tak, ale wy jako jedyni nie macie pojedynczych śpiworów, tylko dwuosobowy materac, a wszyscy dobrze wiemy, że tarcie powoduje ciepło... - żartowanie w ten sposób jakoś w ogóle nie nudziło mu się, szczególnie jak chodziło o Hallie. Chociaż no może całościowo chodziło o nich jako o parę. Aczkolwiek z kolei po nich było widać już zmęczenie tym tematem, co odbiło się w nieprzyjemnym tonie Spencera, który nawet nie przeniósł wzroku na swojego kolegę. - Zaraz mogę przetrzeć ci ten głupi łeb - taka tam groźba, na początek pięknego dnia. Harvey starał się w ten sposób wyznaczyć granicę, którą Ashton stale i bardzo swobodnie przekraczał, a przecież nie powinien, skoro już chyba nikogo poza nim to nie bawiło. - O nie… niezadowolony, czyli tarcia nie było - kontynuował bezczelnie, co już sprawiło, że brunet przestał jeść i przeniósł na niego swoje widocznie niezadowolone spojrzenie. Jednocześnie nie uniósł twarzy do góry, więc patrzył na niego spod byka. Wprawdzie nie musiał stawać do obrony, bo Hallie całkiem dobrze wychodziło dbanie o własną skórę. - Jezu, Daniels, ale ty jesteś przewidywalny, serio. Nie możesz przyjąć tego faktu, że jak śpi się we dwójkę to jest cieplej i po prostu tego nie komentować? - powiedziała blondynka już z jawną irytacją, niestety w tym momencie popełniając błąd. Bo gdy tylko Ashton zauważył, że jego metoda działała, to nie miał zamiaru jej przerywać. - Nie. Bo wpadłem na taki świetny pomysł, że skoro u was panują te cudowne, nowoczesne zasady, to może jakaś podmianka dzisiaj wieczorem? - powiedział arogancko, przy tym uśmiechając się zawadiacko i będąc niesamowicie pewnym siebie. - Pewnie. Jak chcesz to możesz spać sobie ze Spencerem i sprawdzić jak działa to tarcie na materacu... - natychmiastowo odbiła piłeczkę Hallie, co spotkało się z ciepłym przyjęciem przez April i Amber, które pokazowo zaczęły bić jej brawo, gdy Ashton i Harvey niemal jednocześnie zagregowali ogromnym sprzeciwem. - Fuuuuj... nie no bez takich, Steel - powiedział wyraźnie zniesmaczony blondyn. - Hallie, ja jem... - powiedział wyraźnie zdegustowany Harvey, któremu w tej chwili odechciało się już jeść, więc zrezygnował z tego. A w zamian za to ponownie przeniósł swoje ślepia na Danielsa, chcąc ostatecznie już zamknąć ten temat. - A ty już skończ. To cię w ogóle nie dotyczy, a o dziwo najbardziej interesuje - zaproponował grzecznie ale stanowczo, licząc że blondyn zamknie już swoją jadaczkę, ale nie… - Ooo, groźny, poważny ton... proszę się uspokoić, bo jak nie to tatuś Harvuś wyśle cię do kąta... już się boję - odpowiedział, jednocześnie nabijając się z jego nastawienia. Spencer poprzyglądał się mu krótką chwilę, po czym bez słowa odwrócił twarz w stronę Steel i z pełną powagą powiedział. - Ja już nawet nie podejmuje z nim dyskusji, Hallie. To jest poniżej mojego poziomu - a potem jakby nigdy nic zaczął jeść dalej kanapkę, bo naprawdę jego limit cierpliwości na Danielsa zaczął się zauważalnie wyczerpywać. - Steel, ty się chyba naoglądałaś się za dużo tych młodzieżowych seriali, bo tam zawsze w paczce znajomych jest jakiś gejus albo nawet dwóch… - kontynuował blondyn, wracając do tematu i do jego głównego celu zainteresowania, jednak nie dokończył, bo koleżanka mu przerwała. - No więc, jak na razie to wszystko się zgadza... - pocisnęła mu ponownie, a już wyłączony z dalszej części rozmowy Harvey zareagował krótkim ej, jednak wtedy Hallie jasno potwierdziła, że nie mówiła o nim, tylko wskazała paluszkiem na Danielsa i jego kolegę z namiotu. - I jakim cudem ja oberwałem skoro siedzę cicho? - zapytał na sam koniec totalnie bezradny Keith, który mimo zerowego uczestnictwa dostał rykoszetem, a sam ton którym to powiedział sprawił, że wszyscy - no może prawie wszyscy - zaraz głośno roześmiali się.
Po śniadaniu zrobiło się małe zamieszanie, ponieważ wszyscy w tym samym czasie zaczęli się kręcić. Okazało się, że dziewczyny były jeszcze niespakowane, a Ashton stwierdził, że jednak pójdzie się przebrać, bo ubrał się za ciepło. Z kolei Harvey kucnął przy swoim plecaku i zaczął coś tam w nim przekładać, by dopakować jeszcze kanapki, które zrobiła Steel i ostatecznie doszedł do wniosku, że… - Zostało jeszcze sporo miejsca… - powiedział do samego siebie, zastanawiając się nad czymś po czym obejrzał się przez ramię, by zlokalizować Hallie bądź jej plecak. Wtedy mignął mu zarys jakiejś postaci, więc by nie musieć podnosić się z miejsca, to jedynie wysunął swoją łapę do tyłu i odezwał się. - Keith, podasz mi plecak Hallie? Przepakuje trochę rzeczy, żeby miała lżej… - powiedział i poczekał, ale ani nie poczuł plecaka w swojej dłoni ani nie usłyszał żadnego ruchu, który sugerowałby że chłopak sięgał po ten plecak. Więc w końcu obrócił się całym tułowiem bardziej do tyłu, w stronę swojej wyciągniętej łapy, uniósł wzrok do góry i… - To znaczy… Harper, podasz mi tamten plecak? - poprawił się, widząc twarz dziewczyny i uświadamiając sobie, że omyłkowo wziął ją za swojego kolegę. Nawet widocznie zrobiło mu się trochę głupio, ale akurat trudno było mieć do niego jakieś pretensje, bo akurat tego dnia Johnson i Pearson wyglądali bardzo podobnie. Gdy otrzymał w końcu ten plecak, to krótko podziękował i zajął się tym całym przepakowywaniem. Niedługo potem - o dziwo bardzo żywy Daniels - zaczął namawiać wszystkich do prędkiego wyruszenia i sam zaczął kierować się w stronę szlaku. Spencer podniósł się już do góry, jednak stał cały czas pochylony do dołu, dopinając swój plecak do końca, gdy nagle poczuł i usłyszał mocne uderzenie w swój tyłek i zanim zdążył zareagować to śmignęła przed nim Hallie, zabierając swój plecak, zarzucając go na siebie i wyruszając za Ashtonem. - A to niby za co? - powiedział z udawanym oburzeniem, a tak naprawdę ogromnym rozbawieniem Harvey. Na to blondynka obejrzała się za siebie, wzruszyła bezradnie ramionami, roześmiała się głośno i szczerze, po czym dodała. - Kara. Jak chcesz się odwdzięczyć, to… złap mnie, jeśli potrafisz - zażartowała sobie, ruszając pewnym, szybkim krokiem do przodu. Spencer uśmiechnął się jeszcze szeroko, po czym zarzucił swój plecak i wyruszył za grupką, chociaż jego głównym celem było dorwanie Steel.
Szli już całkiem długo i przed nimi był pierwszy przystanek na jedzeniową przerwę, gdy będący w środku dosyć głośnej i słyszalnie wesołej rozmowy z Hallie, Harvey został zatrzymany przez Zacka. Po wymianie raptem kilku krótkich słów Barker został ze Steel, a Spencer odsunął się na bok, zatrzymując się na poboczu i czekając. Minęło go kilka kolejnych osób, a on widocznie czekał na tą, która akurat w tym momencie szła na samym końcu. - Heeej. Zostałem oddelegowany na twojego tymczasowego kompana… Zack chciał pogadać o czymś z Hallie na osobności - rzucił Harvey, starając się utrzymać lekki uśmiech na swojej twarzy. Gdy tylko zrównał się z nią to zaraz dołączył do swojej nowej pary, ale też niemal od razu zwolnił krok, celowo chcąc nieco oddalić się od reszty grupy. Co sugerowało, że miał do powiedzenia coś, co nie powinno zostać usłyszane przez nikogo poza nimi, a tym samym było jasne, że będzie chciał porozmawiać o nich i ich wspólnie skrywanej tajemnicy. - Ale to się całkiem dobrze składa, bo i tak chciałem z tobą pogadać... chciałem cię przeprosić za to co powiedział... co zacytował Ash. Wiem, że to wiele nie usprawiedliwia, ale jak jeszcze używałem tego określenia, to zazwyczaj bywałem w tym stanie, co Daniels wczoraj... - zaczął mówić klarownie, jasno, ale też spokojnie. Od razu się poprawił, bo nie chodziło o to, że Daniels coś sobie wymyślił, tylko on powtórzył słowa Spencera, które po tym czasie i w tych okolicznościach nie były na miejscu, bo Harper nie powinna się dowiedzieć, jak Harvey wypowiadał się o niej po ich rozejściu się. A jemu samemu - teraz, po tak długim czasie i w jej obecności - było po prostu bardzo głupio z tego powodu. - A poza tym, to nie tak, że wszędzie rozpowiadałem tragiczną historię mojego życia. Szczerze mówiąc, to gdy wszyscy którzy cię znali, pytali co się stało, to szybko ucinałem rozmowę. A gdy poznawałem nowe osoby i ten temat pojawiał się, to nawet nigdy nie używałem twojego imienia, więc musiałem radzić sobie inaczej i... w sumie tak powstało tamto określenie - wyjaśnił całą genezę. Bo to nie tak, że miał potrzebę o tym mówić i rozpowiadać o tym, na jaką okropną kobietę trafił w swoim życiu. W tamtym czasie był wrakiem i było to po nim widać, więc ta historia sama wychodziła na światło dziennie i wymagała opowiedzenia, by wyjaśnić jego stan i zachowanie. - Powinienem przewidzieć że tak będzie, bo... przekonanie że kobiety odpowiadają za całe zło tego świata było fundamentem, który scalił moją relację z Danielsem, bo wtedy jego zostawiła ta Penny i wiesz... jak się zrobi do tego stopnia i mnie widzi, to zazwyczaj do tego wraca... - wyjaśnił, że nie był to jakiś totalny przypadek i przy okazji wytłumaczył, jak doszło do tego, że on i Daniels zostali kumplami. Teraz wydawało się to trochę dziwne, ale jakby pomyśleć o nim wtedy - tak jak powiedziała to sama Hallie - oni zachowywali się bardzo podobnie, co było teraz w pełni wytłumaczalne, bo byli po bardzo podobnych przejściach. Tylko Harvey zdążył już wyjść na ludzi, a Ash najwidoczniej jeszcze nie (no albo po prostu był tym dupkiem z natury, kto go wie). Spencer mówił bez ogródek, bo akurat to było do przewidzenia, że po tym co się stało jego całe zaufanie do ogółu kobiet zostało bardzo mocno nadszarpnięte. Trudno byłoby spodziewać się po nim innej reakcji. - Ale żeby nie zrzucać winy tylko na niego to powiem, że ja zachowuje się dokładnie tak samo. Tylko ja dbam o to, żeby jednak aż tak się nie opijać. Ale coś w tym jest, że faceci po alkoholu nagle mają ogromną potrzebę by mówić o swoich zranionych uczuciach... Daniels i uczucia, pomyślałabyś? To brzmi nieprawdopodobnie... Dobra, już, rozgadałem się i próbuje ratować się humorem, który nawet nie jest śmieszny... - zakończył już przywołaniem samego siebie do porządku, bo stanowczo przesadnie rozgadał się. Przez ten cały czas szedł miarowym tempem i patrzył przed siebie albo gdzieś na boki, ale raczej nie na nią. Natomiast jego wyraz twarzy pozostawał niezmiennie względnie neutralny, by nie pokazywać że mogli rozmawiać o czymś trudnym czy emocjonalnym, bo przecież nic takiego nie powinno mieć między nimi miejsca. Dopiero na sam koniec przekierował swoje ciemne ślepia na jej twarz, chyba w poszukiwaniu jakiegoś zrozumienia i upewnienia się co do tego, że tamta sytuacja nie wyrządziła w niej większych szkód niż powinna - czyli najlepiej żadnych.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Ziemia się nie zatrzymała, życie toczyło się dalej. Nikt z towarzystwa nie miał pojęcia, że wczoraj Daniels palnął coś, co dla kogoś tutaj mogło być przykre, a dla kogoś innego poniekąd przez to niekomfortowe. Atmosfera w śniadaniowym kręgu nie odbiegała od typowej dla tej konkretnej mieszanki ludzi, wszystko wydawało się znajdować na swoim normalnym miejscu, choć dla Harper nie wszystko było takie samo jak przed usłyszeniem wyznań Hallie. Przysłuchiwała się więc rozwijającej się dalej rozmowie z trochę zmienionej perspektywy, co przekierowało część jej uwagi na rzeczy inne niż do tej pory. Głupie teksty Ashtona drażniły ją już nie tylko dlatego, że tyczyły się wizji Spencera i Steel razem, i chociaż taka wizja nadal wychodziła dla niej na wierzch, to nagle nie stanowiła całego obrazka – co nie czyniło tego obrazka ładniejszym, niemniej z jakiegoś powodu stał się on odrobinę łatwiejszy do zniesienia.
Przy zbieraniu się do opuszczenia ich „obozowiska” nieszczególnie się spieszyła, jako że wiedziała co potrzebuje sobie przepakować do plecaka i gdzie to ma. Zdążyło zrobić się rzeczywiście ciepło i dalsza część dnia zapowiadała się jak na przykładne lato przystało, dlatego zdjęła już bluzę i w jej miejsce zarzuciła na swój t-shirt względnie cienką koszulę, ale bluzę i tak miała zamiar spakować na tak zwane w razie czego. Chciała się tym zająć już czekając w miejscu zbiórki, to znaczy w miejscu, gdzie leżały plecaki pozostałych. Tam finalnie podeszła, nie przejmując się obecnym, kucającym Spencerem. Zwróciła jednak na niego uwagę po tym, jak się odezwał – czy raczej zwróciła uwagę na to, że zwrócił się do Johnsona, który… znajdował się daleko poza zasięgiem tej prośby…? Jeszcze lekko zdezorientowana rozejrzała się szybko naokoło, czy nie teleportował się tu, ale nie, nadal go nie było, więc jej nie do końca rozumiejące spojrzenie wylądowało na brunecie. Nie, żeby ona nie mogła mu pomóc, zwyczajnie na chwilę się zwiesiła, a oprzytomniała wtedy, kiedy jego wzrok zwrócił się na nią, a potem padła ta poprawka. Z nadal malującym się na buzi lekkim skonsternowaniem i jakimś niewyraźnie rzuconym jasne podała mu to, o co poprosił, by następnie zająć się tym, co chciała zrobić. Dopiero po przyjściu pozostałych – w tym Keitha – zorientowała się, że ona i jej współlokator mają podobne ciuchy i… w duchu nawet się na to roześmiała.
Gdy wyruszali, Pearson zajęła sobie strategiczne miejsce do pary z Johnsonem (jak bliźniaki), który raz na jakiś czas dołączał do rozmowy idących przed nimi Danielsa i Barkera, ale z nią sobie głównie swobodnie milczał i tylko wymieniał jakieś krótkie spostrzeżenia. Ostatecznie jednak Keith miał w sobie znacznie więcej potrzeby do interakcji z kumplami, więc w którymś momencie zostawiła tą trójkę razem na czele pod pretekstem wyjęcia czegoś, co wpadło jej do buta. Odeszła wtedy nieco na bok i pochyliła się nad swoim trampkiem, a tym samym dała się wyminąć reszcie grupy, na której końcu pozostała i szła przez jakiś czas sama – aż do momentu, kiedy zaczekał na nią Harvey. Widząc go, odruchowo się wyprostowała, niemniej nie zrobiła początkowo żadnej znaczącej miny, może jedynie nieznacznie odwzajemniła to lekkie uniesienie przez niego kącików ust. – Okej, w porządku – odpowiedziała łagodnie, choć nie pytał się jej o pozwolenie; po prostu chciała pokazać, że nie ma nic przeciwko jego towarzystwu.
Zaraz po tym, jak do niej dołączył, zwolniła tempo do tego ustanowionego przez niego, a gdy odezwał się ponownie, złapała dłońmi paski od plecaka na wysokości obojczyków i zacisnęła na nich palce. Słuchała go w skupieniu i bez przerywania; w trakcie nie rozglądała się naokoło za widokami, tylko miała spojrzenie wbite w drogę, którą podążali, a jedynie sporadycznie zerkała wyżej, w kierunku oddalonej od nich grupy. Jej twarz nie miała pogodnego wyrazu, lecz też nie wyglądało, jakby mierzyła się właśnie z głębokim zranieniem i była bliska płaczu. Akurat Harper od wczoraj miała sporo czasu na przemyślenia – i wykorzystała go w pełni, do tego chyba całkiem sensownie skoro nie wpadała właśnie w żadną panikę czy jakąś inną, skrajną reakcję. Rzecz jasna nie wyleczyła się nagle magicznie ze swoich emocji i nadal wewnętrznie przeżywała różne rzeczy, ale jednocześnie zdołała sobie z grubsza ułożyć to, co trzeba, a przynajmniej w odniesieniu do tego wieczornego, przykrego dla niej incydentu. Nie nastawiała się koniecznie na to, że Spencer do niej przyjdzie aby o tym porozmawiać, na pewno by tego od niego nie oczekiwała (w tym wymagającym wydźwięku) – aczkolwiek domyślała się, że mógłby chcieć wyjaśnić sytuację i… w pewnym sensie ucieszyła się, że się tego podjął. Bo przecież nie musiał, mógł to olać. W końcu chodziło o słowa, które przytaczał jego kumpel, a które mogły paść ostatnim razem z jego ust dawno temu – a nawet jeśli nie tak dawno, to… nieistotne, ponieważ jak najbardziej był uprawniony do tego, żeby tak ją określić, szczególnie w gronie swoich kolegów.
Niee, wcale nie… Znaczy, to jest całkiem zabawne. Daniels i uczucia, kto by pomyślał… Ja stanowczo nie – odpowiedziała wprawdzie nie bez wyczuwalnego zakłopotania, lecz też nie na siłę. Złapała się tej końcówki po części asekuracyjnie, żeby dać sobie więcej czasu na dojście do faktycznej odpowiedzi, jednak tak w oderwaniu od przyczyny ich rozmowy to ta wstawka rzeczywiście ją rozśmieszyła – może nie jakoś ogromnie, ale prawdziwie. Nawet jej wargi wygięły się w kształt podobny do uśmiechu gdy zerkała na niego przelotnie, zanim na nowo wbiła wzrok w ziemię. Minuta ciszy na zadumę.
Harper ze swoim jeszcze nie tak dawnym nastawieniem z pewnością skrzywiłaby się lekko, zmarszczyłaby brwi w surowym wyrazie i obruszonym tonem zapewniłaby Spencera, że nie miał jej za co przepraszać, bo nic się nie stało. I to nie tak, że teraz uważała, że miał za co przepraszać – bo jego „wina” polegałaby na tym, że był zraniony (przez nią), a w czasach poznania Danielsa pozwalał sobie na przeżywanie tego i nazywanie sprawy po imieniu, jeśli już pojawiał się ten temat… a to przecież było coś bardzo ludzkiego. Najwyraźniej nawet sam Ashton miał w sobie na tyle tych ludzkich, emocjonalnych odruchów, by wracać do wspomnień o swojej byłej, więc ewidentnie o wiele wrażliwszy Harvey tym bardziej mógł – czy to wtedy, kiedy panowie dopiero zaczynali się kumplować, czy też obecnie, na co teoretycznie mogłyby wskazywać jego słowa na częściową obronę blondyna.
Harper teraz… nie chciała się na siłę ukrywać ze swoimi odczuciami. Poniekąd musiała to robić w grupie, ale przed samym brunetem… Chyba nawet nie do końca już umiała grać kompletnie niewzruszonej. Nie miała jednak też na celu rozdmuchiwać tych ogarniających ją emocji i autentycznie starała się całościowo dążyć do jakiegoś wewnętrznego spokoju, a spokój mogła osiągnąć poprzez odpuszczenie negującego bronienia się i pozwolenie sobie na bardziej szczerą reakcję.
A że od wypowiedzenia przez Danielsa tamtych słów zdążyło minąć wystarczająco, jej szczerą reakcją na to wszystko ze strony Harvey’ego była przede wszystkim wdzięczność. Oczywiście siedziało w niej znacznie więcej poza to, bo wciąż przeżywała, że on z jej winy doświadczył takiego zranienia i że ono niestety długo się za nim ciągnęło (czego dowód stanowiło między innymi to zacytowane wczoraj określenie)… lecz i tak była mu wdzięczna za chęć wyjaśnienia sytuacji (w domyśle po to, aby nie było jej przykro), za tą otwartość oraz łagodność wobec niej. Tą samą łagodność, której nie umiała wcześniej zrozumieć i przyjąć, która w dalszym ciągu ją w pewnym sensie bolała, na pewno nie była jego obowiązkiem w stosunku do niej, ale mimo wszystko sprawiała, że dziewczynie zrobiło się delikatnie lżej na sercu. – Dziękuję, Harvey. Naprawdę doceniam, że chciałeś mi to powiedzieć – odezwała się wreszcie, dość cicho i z nutą zawstydzenia. Ponownie na niego spoglądając uśmiechnęła się subtelnie, stanowczo nie wesoło, choć też wcale nie sztucznie czy na siłę. Przez chwilę jej oczy zatrzymały się na tych jego, jakby na potwierdzenie przyjęcia jego dobrych intencji, których nie miała zamiaru ani kwestionować, ani odrzucać. Potem jednak wróciła wzrokiem przed siebie, bo byli na wycieczce, więc wpatrywanie się w swojego tymczasowego kompana nie powinno stanowić głównego punktu zainteresowania podczas wędrówki. Zresztą, i tak wolała nie patrzeć na niego zbyt długo, aż takich postępów nie zrobiła ani od wczorajszego wieczoru, ani nawet od imprezy. – Chociaż wiesz, że nie musisz mnie przepraszać? Miałeś przecież prawo tak mówić, albo i jeszcze gorzej… Ale, mimo to, dziękuję – dodała posępniejszym tonem, bo nie byłaby sobą gdyby jakoś się nie zachwiała w kierunku choćby drobnego podważenia tego miłego gestu w jej stronę; niemniej, dało się chyba wyłapać zmianę jej całościowej postawy na taką bardziej… akceptującą przeszłość oraz skutki tej przeszłości rzutujące na teraźniejszość. Na tyle, że przyjęła przeprosiny, i właściwie w tym temacie… wcale nie trzeba było dodawać czegoś więcej.
Czy to oczyszczenie atmosfery sprawiało, że ich stosunki mogły być od teraz przyjacielskie? Raczej nie, to byłoby strasznie naiwne myślenie. Ale czy coś stało na drodze do normalnej, niezobowiązującej rozmowy? Chyba… też nie…?
Po dłuższym momencie milczenia wzięła głęboki oddech, jakby miała zamiar się przełamać i zaraz zacząć zalewać bruneta potokiem słów. – No więc… – Nie, potok słów im nie groził na neutralnym gruncie, bo ten grunt przynajmniej Harper wydawał się w ich przypadku nadal dość niezręczny. Zwłaszcza, kiedy nie trzeba było na niego wkraczać wobec naocznych i nausznych świadków… czyli jakby… wkraczała na niego z własnej woli. Po paru sekundach wstrzymania – w trakcie których puściła te paski od plecaka, opuściła ręce przed siebie i ujęła jedną dłoń w drugą, tak że wystająca spod rękawa koszuli mandala była na wierzchu i mogła sobie ją kilkakrotnie potrzeć kciukiem dla otuchy – znów się odezwała. – Długo się znacie? Z Danielsem? Rozumiem, co was mogło… połączyć… tylko wiesz… Nie sądziłabym że to ktoś, kto poza tym może być twoim dobrym kumplem – zaryzykowała ostrożnie, i to na dwóch frontach jednocześnie. Po pierwsze, aktualnie nie znała go zbyt dobrze, więc swoją ocenę na jego temat wyciągała na podstawie tego, jaki był kiedyś, oraz jego zachowania przy tych iluś przypadkowych spotkaniach i teraz podczas wyjazdu – a to wcale nie musiało mówić o nim wszystkiego. Mogła się zatem mylić, nawet jeśli nic znaczącego na to nie wskazywało. Po drugie zaś… Harvey zaczął od tego, że chciał pogadać z nią i przeprosić za to, co padło wczoraj, a to wcale nie oznaczało, że po wyjaśnieniu i zamknięciu sprawy był zainteresowany dalszą rozmową na inny temat… który swoją drogą też nie był taki w pełni neutralny, bo nie chodziło o pogodę, tylko o jego w jakimś sensie (w jej odczuciu) kontrowersyjną relację – jednak zagadywanie go o pogodę wydawało się jej jeszcze gorsze, więc tego tym bardziej nie próbowała.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Przejście na sam koniec wywodu z powrotem na temat Danielsa wyraźnie miało na celu odciążenie tego tematu i rozluźnienie potencjalnego spięcia, które mogło się pojawić. Zarówno w nim samym i w Harper. Nie zamierzał przeprowadzać bardzo poważnej rozmowy, bo to mieli już za sobą i sam z siebie Harvey na pewno nie chciał do tego wracać. Jednak nie miał wpływu na to, że ich losy jakoś ciągle przeplatały się w różnych okolicznościach, co dawało okazje do takich sytuacji jak ta z wczoraj. Stanowczo nie byłby sobą, gdyby pozostawił to bez żadnego komentarza. Bo chociaż dotarło do niego, że powinien trzymać się z daleka - i to zadanie bardzo dobrze wypełniał, bo jego zainteresowanie nie tkwiło w Harper, jej zachowaniu czy słowach, ono było mocno i wyraźnie skupione na Hallie, tak jak właśnie powinno być - to jednak nie oznaczało, że nie czuł potrzeby zareagować, kiedy przypadkiem padło coś, co dotyczyło ich wspólnej przeszłości. Tak czy inaczej, jej jednak pozytywna odpowiedź na sam koniec to było coś, co starał się uzyskać i chociaż poziom tej reakcji był minimalny, to jednak wychwycił ten niemal niewidoczny uśmiech i postanowił złapać się tego faktu. - O mój Boże. Czyli jednak jeszcze to potrafisz… patrzeć na mnie i szczerze uśmiechać się jednocześnie. Niesamowite. Myślałem, że ta umiejętność już całkowicie w tobie zamarła - spróbował zażartować, uśmiechając się przy tym szerzej i pewniej, chociaż nie miał zamiaru też przesadzać. Bo jednak nie zależało mu na wymuszonej reakcji, tylko prawdziwej, pokazującej że jego obecność może wywołać w niej jakąkolwiek emocję, które nie kwalifikowała się do tych negatywnych. To było w pewnym sensie budujące.
Jednak starał się dalej na nią nie naciskać. Ta cisza wcale mu nie przeszkadzała, to znaczy… nie lubił ciszy, nie w takim wydaniu. Jednak w tych okolicznościach nie była czymś nieprawidłowym. Lecz w momencie, gdy Pearson zaczęła już mówić to… na pewno nie spodziewał się takich słów. Jego lekko zaskoczony wzrok powędrował w jej stronę, chyba spodziewając się że to tylko mylący początek do jakiś słów, które miały mieć zupełnie inny wydźwięk. Jednak gdy okazało się, że nie to… po prostu zauważalnie utknął swoim spojrzeniem w jej buzi na kilka chwil. Bo zwyczajnie nie spodziewał się właśnie takiej reakcji, a ona była naprawdę dojrzała. I nie to, żeby zarzucał Harper niedojrzałość, ale chyba raczej… hm, może nie aż niestabilność, ale na pewno pewną nieumiejętność równoważnego reagowania na niego i jego słowa. Chociaż na koniec i tak musiało pojawić się lekkie zachwianie. Jednak dzięki temu dotarło też do niego, że to co chciał przekazać prawdopodobnie w pełni nie ukształtowało się w ten sposób w jaki powinno. Bo chciał ją przeprosić za sam fakt, że takie słowa pojawiały się, ale też wytłumaczyć dlaczego one w ogóle były mu potrzebne. - Niby wiem, ale chyba też chciałem, żeby wybrzmiało to, że… to nie było po to, żeby jakkolwiek cię obrażać. Nigdy nie czułem się lepiej, gdy mówiłem o tobie źle. Po prostu… to pomagało mi bardziej uświadamiać sobie jak wygląda nowa rzeczywistość, z którą powinienem się pogodzić - dodał jeszcze od siebie na sam koniec. I to już był dla niego dosłownie koniec tego tematu, bo naprawdę nie wymagał od Harper jakiegokolwiek słowa komentarza w tej sprawie, tylko przyjęcia do świadomości tego, że… myślenie o niej jako o tej złej - co jak zauważył jej przychodziło bardzo łatwo - dla niego wcale nie było takie proste, nawet po tym wszystkim. To co wydarzyło się tej jednej nocy przekreśliło ich związek, ale nie zmieniło tego jak ją postrzegał. Bo jedna niewłaściwa decyzja nie mogła zmienić obrazu jej osoby, który miał w głowie. Tak więc, sam na sobie musiał wymuszać zmianę sposobu myślenia, który wtedy był bardzo widoczny w jego zachowaniu. Jednak obecnie, gdy minęło tak wiele czasu od tamtych wydarzeń, jego emocje nie były świeże, a rany w dużej mierze zagojone, to on widział tą Harper, którą znał wcześniej. Chociaż było to bardzo złudne, bo tej nie znał w ogóle. Jednak istotne było to, że nie widział w niej tej okropnej kobiety, która go zdradziła, dlatego ta łagodność przed którą tak się opierała, przychodziła mu z taką niezrozumiałą łatwością.
- No już trochę… hmm… szczerze mówiąc trudno mi określić to czasowo, ale pamiętam że poznaliśmy się jak było już ciepło… no i pewnie w innych okolicznościach nie doszłoby do nawiązania tej znajomości. On jest zbyt ekstrawertyczny nawet jak dla mnie… - powrót do tematu Danielsa, a raczej genezy ich relacji, był bardzo bezpiecznym posunięciem. Na pewno w oczach Spencera nie niewłaściwym. Sam niejako zaczął ten temat, więc nie miał nic przeciwko by go rozwinąć. Jednocześnie na koniec swojej wypowiedzi Harvey ponownie starał się trochę zażartować, by pokazać że nie odpowiadał tylko dlatego, że padło to pytanie, ale czuł się w tych okolicznościach komfortowo.- Wiesz, przez ostatnie lata przewinęło się przez moje życie wiele nowych znajomości. Na początku zazwyczaj jest fajnie, ale czas pokazuje, które z tych relacji mają tak naprawdę istotne znaczenie. No i jakoś akurat ta znajomość z Ashem przetrwała moje różne etapy życiowe i jego różne pokazy, jakim wielkim dupkiem potrafi być. Chociaż no czasem potrafimy poważnie się pokłócić, ale potem wszystko wraca do normy… - wytłumaczył, nawet nie dla niej samej, ale dla samego siebie. Też miewał momenty zwątpienia, gdy Daniels przechodził samego siebie i Harvey miał w głowie tą myśl czemu ja w ogóle zadaje się z tym człowiekiem, ale wtedy też przypominał sobie o tym, jak się zapoznali i… chyba tym najczęściej tłumaczył sobie różne wybryki Ashtona. Albo po prostu nie chciał, żeby fakt że ten bywał dupkiem go całkowicie określał, bo przecież on sam też nim bywał, ale wcale nie uważał się za niego. Jeżeli to robiło jakikolwiek sens.
Więc, pozostawiając chociaż częściowo w temacie Danielsa, ale jednak zmieniając główny punkt zainteresowania. - A ty? Wylądowałaś w mieszkaniu z trzema facetami i… dajesz sobie z tym radę? Czy bardziej nie miałaś wyboru? Bo jak czasem na nich popatrzę, to szczerze wątpię że ja wytrzymałbym ich stałe towarzystwo - spróbował w miarę naturalnie przeskoczyć na powiązany temat. Było widać, że starał się żeby wyszło to jak najbardziej naturalne, chociaż w jednym momencie zawahał się, a jego głos zadrżał. Bo gdzie istniała granica pomiędzy pozostawaniem ludzkim a nie wpierdalaniem się w jej życie? Chyba Harvey jej jeszcze dobrze nie wyczuwał granicy pomiędzy tymi stanami w kontekście tematów, które dotyczyły tylko samej Harper. Ale przynajmniej było po nim widać, że naprawdę próbował.
No i wtedy przypomniał sobie jeszcze o swojej rozmowie z Zackiem. Nie dało się ukryć, że podczas tego wyjazdu nie miał zbyt wielu możliwości do tego by bezpośrednio rozmawiać z Harper. Sam nie dążył do takich kontaktów, zresztą z jej strony także to było widoczne. Tak więc, gdy teraz pojawiła się już taka okazja do tej rozmowy, to jedynak wypadało wykorzystać ją w pełni, kierując się nie tyle co własną potrzebą wnikania w prywatne sprawy Pearson, co po prostu chęcią wywiązania się z obietnicy złożonej koledze. - A wracając jeszcze do kwestii facetów i uczuć to… nie wiem czy wiesz, ale zostałem wysłany do ciebie na przeszpiegi. W sensie Barker mnie przysłał, żebym wybadał temat. Wiem, robię to mało dyskretnie - zaczął ponownie z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru, co może było dziwne, biorąc pod uwagę historie ich rozmów. Jednak przecież w warunkach o wiele bardziej swobodnych, to Harvey właśnie taki był. Na co dzień to jego poczucie humoru wychodziło na pierwszy plan i często było wykorzystywane do zmiękczania pewnych informacji i pytań. We wcześniejszych okolicznościach Spencer nie miał możliwości zachowywać się w ten sposób w stosunku do Harper, a teraz… pewnie pozwalał sobie na to za bardzo. - Tak więc, musisz powiedzieć mi coś, co będę mógł mu przekazać i… to nie moja sprawa, ale od niego już trochę zalatuje desperacją. To znaczy, on chce i widać, że to jest szczere, a on sam w sumie jest bardzo w porządku, więc… po prostu nie trzymaj go za długo w tej niepewności, okej? Ulituj się nad chłopiną… - na sam koniec brzmiał nawet na lekko rozbawionego, a na jego twarzy rysował się widoczny uśmiech. Chociaż w tym przypadku na pewno częściowo przemawiały przez niego nerwy, bo jednak już wkraczał na bardzo niepewny grunt, gdyż przecież Harper mogła zareagować mocnym oporem. Dlatego też na początku podkreślił, dlaczego w ogóle pozwolił sobie na to wtrącenie oraz zaznaczył, że w tym wszystkim kierował się dobrem swojego kolegi, a nie jakimiś swoimi prywatnymi intencjami. Raczej.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Sam początek reakcji Spencera na jej odpowiedź do jego żartu wziął ją z zaskoczenia – ten ton zabrzmiał dość myląco, i dopóki nie padło, o co chodzi, po blondynce było widać może nie wielkie, aczkolwiek wyraźne spięcie. To spięcie minęło jednak tak szybko, jak tylko zorientowała się, że pozwolił sobie na taki humor. Choć już wtedy patrzyła raczej sobie pod nogi, uśmiechnęła się rozpoznawalnie szerzej – w ten ewidentnie zakłopotany sposób, lecz nie na tyle, by świadczył on o realnym poczuciu dyskomfortu. – A jednak jeszcze to potrafię – powtórzyła po nim, trochę przekornie ściągając usta ze sobą (co niby hamowało ten uśmiech, ale nie zmazywało go całkiem) i nie podnosząc już na niego wzroku… w ramach pokrętnej kontynuacji tego żartu. Nie sądziła, że Harvey wytykałby jej coś takiego po złości. Nie, żeby sądziła, że Harvey nie był w stanie wytknąć komuś czegoś po złości, ale właśnie dopiero co ją przepraszał i tłumaczył sytuację, żeby nie zostawić jej samej z tym może nie krzywdzącym, jednak bolesnym tekstem, więc przypisywanie akurat temu złych intencji byłoby nie tylko niewłaściwe – byłoby wręcz nienaturalne. I okej, miał tu celny punkt, chociaż na dobrą sprawę nie miała do tej pory za bardzo okazji czy powodów, aby się do niego uśmiechać, niemniej nie planowała tego wyciągać na wierzch… bo teraz miała okazję, i to było tak po ludzku miłe.
Mówienie, że coś się powinno, miało dla Harper w pewnym sensie nacechowanie emocjonalne – negatywne nacechowanie. Sama zazwyczaj sięgała po ten zwrot, kiedy wcale czegoś nie chciała, lecz jednocześnie wiedziała (lub wierzyła), że z takiej czy innej przyczyny jest to coś koniecznego. Sobie mówiła często, że coś powinna albo czegoś nie powinna, co czyniło wiele z jej decyzji prostszymi, mimo że były one praktycznie zawsze znacznie bardziej wymagające, czy w ogóle niezgodne z jej własnymi pragnieniami. Powinność to powinność, i przynajmniej to wydawało się czarno-białe, czyli łatwiejsze do stosowania w kwestiach spornych. Kiedy więc usłyszała z ust Spencera sprostowanie dla wcześniejszego wyjaśnienia, zwróciła uwagę na to sformułowanie, odruchowo nadając mu znanego sobie najlepiej znaczenia… po czym od razu zorientowała się, że to było bardzo śmiałe posunięcie z jej strony, i chociaż nie zdążyła tego w żaden sposób uzewnętrznić, w jakimś takim popłochu chciała zatuszować na szybko pojawienie się tej myśli we własnej głowie. – Okej, wyobrażam sobie… Ostatecznie najważniejsze, że spełniło swoją funkcję, a to już uczciwe usprawiedliwienie – odezwała się pozornie spokojnie, lecz w rzeczywistości naprędce i bez przemyślenia, przez co tym razem nie zauważyła, że popełnia kolejne założenie, po prostu wycelowane w inną część jego wypowiedzi. Na dobrą sprawę podpierało to przy okazji jej zapewnienie, że nie musiał jej przepraszać, więc początkowo nie zwróciła uwagi na możliwe, drobne niedopowiedzenie. Domyślnie chciała tym komentarzem zakończyć temat, jako że zagłębianie się we wspomnienia o takim a nie innym charakterze było wciąż w jakimś stopniu ryzykowne, no i przez to chyba niespecjalnie im potrzebne – szczególnie biorąc pod uwagę okoliczności, to znaczy trwającą wycieczkę i obecność innych…
Pearson nie interesowała się Danielsem pod żadnym względem i nie wiedziała o nim wiele więcej poza to, jakie prezentuje usposobienie i co aktualnie robi ze swoim życiem. Jednak połączenie Danielsa ze Spencerem wydawało się jej nieco osobliwe, albo przynajmniej nieoczywiste, więc w tym ujęciu ją zaciekawiło. Niemniej starała się nie okazywać tego zainteresowania w przesadnym wydaniu, choć nie powstrzymywała się przed zerkaniem na bruneta kątem oka, ani przed specyficznym uśmieszkiem na uwagę o ekstrawertyzmie Asha, ani nawet przed delikatnie żartobliwym podsumowaniem jego słów. – Chyba rozumiem o co chodzi. To brzmi jak… klasyczny przykład męskiej przyjaźni. Nie do końca do pełnego wyjaśnienia, ale jednocześnie nie do podważenia – skwitowała, i chociaż określenie przyjaźń samo w sobie miało poważne znaczenie, to w tym wydaniu nie brzmiało podniośle, a jednocześnie nie brzmiało ujmująco, czyli generalnie brzmiało neutralnie. Nie jej było oceniać ich relację, na pewno nie po wytłumaczeniu, które otrzymała.
Chyba wyłapała, że Harvey starał się nie wypaść jakoś nieodpowiednio ze swoim pytaniem, a to wywołało u niej kolejny delikatny uśmiech. Wreszcie była na tyle ogarnięta, żeby te jego starania wobec siebie nie tylko dostrzec, ale też je docenić – tak jak te przeprosiny i wyjaśnienia. I chciała pokazać, że przemyślała swoją dotychczasową postawę wobec niego, oraz że zrozumiała, że była ona krzywdząca, a nie taki był jej cel. No więc teraz pragnęła się jakoś zrehabilitować i dać mu znać, że pytając, nie robił nic nieodpowiedniego. – Ja się do nich wprowadziłam jakoś niedługo po rozpoczęciu tego zeszłego roku akademickiego, jak mieszkała tam jeszcze Lucy, nie wiem czy kojarzysz, dziewczyna Alexa, on jest trochę z tego grona… No nieważne. Wtedy jeszcze nie mieszkał tam Zack, tylko taki Jonathan, i ogólnie było spokojniej, ale właśnie Jonathan wyprowadził się z końcem zimowego semestru, a jego pokój zajął Zack, i wtedy chłopcy się bardziej… rozkręcili, zwłaszcza że jakiś czas wcześniej wyprowadziła się też Lucy. – Nie opowiadała tego wszystkiego z jakimś wielkim podekscytowaniem, że może się z nim tym podzielić – bo jednak to żadne rewelacje, nic szczególnie interesującego – lecz mówiła całkiem swobodnie, zaskakując tym nieco samą siebie. – W sumie, z grubsza się z nimi mijam przez większość dni, więc to nie tak, że mam ich towarzystwo w takim natężeniu, którego nie mogłabym wytrzymać. To, co mnie najbardziej trafia, to syf po nich, no ale jakby… to jest coś do ogarnięcia, powiedzmy, chociaż muszę w to ingerować bardziej niż pewnie powinnam, jak wtedy z tym malowaniem ścian… – Na moment się zawahała po tym, jak złapała się na wspomnieniu ich niezręcznego spotkania w Homebase – bo dla niej tamto kupowanie farb było związane z napomkniętym malowaniem ścian po szkodach wyrządzonych z winy jej współlokatorów. Co w takim a nie innym ujęciu zabrzmiało, jakby zakładała, że Spencer połączy jedno z drugim, a wcale przecież nie musiał skojarzyć, o co jej chodziło; nieistotne. Potrząsnęła lekko głową i poszła dalej, do sedna odpowiedzi. – No więc całościowo to jest do zniesienia, zwłaszcza że te głupie teksty Danielsa zwykle da się łatwo zignorować. Plus w praktyce dzielę z nimi tylko kuchnię i część szafy w przedpokoju, a tak to mam dla siebie całe to poddasze… – znowu się nieco zawiesiła, znowu się orientując, że odwołuje się do czegoś, co Harvey może i miał prawo kojarzyć, lecz zdecydowanie nie musiała to być dla niego oczywistość. No i jednak… niby nie powinna, ale mówiąc mu o tym poddaszu, wbrew swojej woli pomyślała o wydarzeniach, które na tym poddaszu miały miejsce podczas imprezy i-… Nie, to był przecież nadal niewłaściwy kierunek. Tym razem otrząsnęła się jedynie mentalnie (bo fizycznie to byłoby już głupio) i przeskoczyła na coś bardziej neutralnego. – Na tym wyjeździe już zdążyłam napatrzeć się na nich więcej, niż sumarycznie od początku wakacji, i jak na razie… wszyscy jesteśmy cali i zdrowi – ewidentnie przesadzała na potrzeby żartu, co dało się poznać po tym lekkim, rozweselonym tonie. Skoro się z nimi znał, mógł pewnie czasem usłyszeć, że ich współlokatorka się często czepiała o te wszystkie domowe pierdoły, albo że miała problem do kolejnej imprezy, albo że jest sztywna i bez sensu obraża się o niewinne żarty – to ostatnie mogło paść tylko z ust Ashtona. Jednak poza tym nie toczyli żadnych osobistych wojen, i chociaż rzeczywiście w tym zestawieniu to ona wypadała na tą, której więcej nie pasuje, to jednocześnie nie wyglądało na to, że jest jej w tym towarzystwie autentycznie źle, i na tym wydźwięku dla swojej odpowiedzi jej zależało. Całościowo pokazywała też, że nie czuła jakiejś blokady przed mówieniem mu o takich bardzo normalnych rzeczach, które składały się na jej codzienność. Na początku, kiedy stawiała mu swoje pytanie, było jej nieco dziwnie, lecz to wynikało z niepewności, czy ona sama może pozwolić sobie na zainicjowanie zwykłej rozmowy z nim – co najwyraźniej rozmyło się, gdy on tak naturalnie tą rozmowę podjął i pociągnął dalej.
Czy poczuła się zbyt swobodnie? Możliwe. Czy poruszenie kwestii jej i Zacka miało sprowadzić ją na ziemię? Pozornie mogło, w praktyce nie musiało tego zrobić w pełni.
Czyli jednak… – odruchowo skomentowała sobie pod nosem z zawiedzeniem, chociaż to, jak Harvey postanowił ubrać krępujący temat w jawnie mało dyskretną formę, zaraz zauważalnie ją rozluźniło i, po raz kolejny, rozbawiło – przynajmniej na chwilę, bo zaraz i tak musiała skupić się na istocie problemu. Podczas ostatniej imprezy dotarło do niej w pełni, że zachowywała się wobec Barkera nie do końca w porządku, bo ostatecznie przecież nie chciała wodzić go za nos i robić mu złudnej nadziei – a kiedy się zorientowała, że troszkę tak to wyglądało, zrobiło się jej z tym po prostu źle. Nie podejmowała z nim żadnej wyjaśniającej rozmowy, bo od imprezy miała wrażenie, jakoby Zack sam się wycofał, co zdążyło sprawić jej ulgę; wczoraj zaś, jak sama napomknęła w rozmowie ze Steel, znowu się bardziej uaktywnił i nie wiedziała, czy to zwykły objaw bycia miłym, który ona przez pewne wyczulenie już teraz odbierała jako wyraz zainteresowania, czy faktycznie wrócił do tego nienachalnego próbowania. No cóż, wychodziło na to drugie. – Barker to fajny facet, ale… – zaczęła, jeszcze zanim przemyślała, co w ogóle wypadało jej uzewnętrznić wobec swojego byłego. – Nie wiem, nie ma w nim nic na „nie”. Nie mogę powiedzieć, że coś mi w nim nie odpowiada. Tylko też… nie ma w nim tego specjalnego czegoś dla mnie. I może powinnam być bardziej otwarta, ale ja zwyczajnie nie chcę pakować się znowu w coś, czego nie czuję, już wolę… – kontynuowała, przywołując coś, co padło na ich randce w ciemno w kontekście nieudanych relacji, w których tego specjalnego czegoś brakowało. Harper już wtedy musiała zabrzmieć na osobę, która owszem, chciałaby kogoś znaleźć, jednak do poszukiwań podchodzi sceptycznie, po części mądrzejsza o lekcje ze związków-niewypałów, gdzie dobre chęci przewyższały uczucia… I ponownie dotarło do niej, jak łatwo się zapomniała. Wcześniej była na Harvey’ego totalnie zamknięta. Teraz nagle zrobiła się wręcz niestosownie otwarta. What the fuck...?Nie o to pytałeś – zreflektowała się, co wywołało na jej buzi dziwny grymas, łączący delikatne zażenowanie, nutę nerwowego rozbawienia i coś jeszcze, coś na kształt może bezradności. Zaraz postarała się o rozluźnienie mięśni mimicznych, po czym wróciła na odpowiedniejszy tor. – Więc, hm, co możesz mu przekazać… Powiedz mu że, jak na królową lodu przystało, zabrzmiałam jakbym nie miała uczuć. A ja z nim pogadam… dzisiaj – zaproponowała, zerkając na niego łagodnie i pytająco zarazem. Kiedy odnosiła się do swojej domowej ksywki, na jej wargach mignął cień uśmiechu, lecz nie był to ten sam rodzaj uśmiechu co wcześniej – ten kwalifikował się jako nie w pełni naturalny; jeszcze nie nieszczery, bardziej stresowy, bo Pearson obawiała się, czy aby właśnie nie popsuła tej rozmowy, i liczyła że jej wysilony humor jakoś przykryje to małe faux pas.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Nie spodziewał się żadnego słowa komentarza, więc w momencie w którym on już pojawił się, to nie wydawało się mu, że będzie miał jakiekolwiek znaczenie… ale miał. Bo nad tym Harvey tak wprost nie zastanawiał się albo po prostu wolał takiego nie robić i nie odpowiadać sobie na pytanie czy jego działanie spełniło swoją funkcję. Trudno było odpowiedzieć wprost, bo rzeczywistość wyglądała jak wyglądała, więc Spencer nie miał zbyt wielkiego wpływu na to, co rozpadło się i czego nie dało się już z powrotem poskładać. Jednak, czy pogodził się z tym? Pewnie odpowiedź zależała od tego o jakiej płaszczyźnie była mowa. Był pogodzony z tym, że musiał iść dalej. I z tym, że ich drogi się rozeszły. Także z tym, że Harper zapewne układała sobie życie z kimś innym, tak samo jak on próbował to robić. Jednak nie był pogodzony ze stratą tamtej miłości. Ze wszystkimi tego konsekwencjami tak, bo to i tak się działo, więc żeby nie błądzić jak dziecko w ciemnościach, to musiał to wziąć na klatę i iść dalej. Lecz jeżeli chodziło o nich i o to, że oni razem już nie istnieli oraz ich wspólna przyszłość już nie istniała… to nie było coś z czym można było pogodzić się. Bo Spencer należał do tych ludzi, którzy jeżeli angażowali się w coś, to wkładał w to całe swoje serce i był w stanie poświęcić wszystko. Na tamten moment swojego życia nie wyobrażał sobie swojej przyszłości bez Harper, ona była jej nieodłącznym elementem. A nawet czymś o wiele ważniejszym, ona była centrum jego całej przyszłości. Tej, którą mogli przecież razem stworzyć, bo ich uczucie nie wypaliło się, żadne z nich nie rozmyśliło się ani nie wycofało. Bo prostu mieli ogromnego pecha, by w zbyt młodym wieku mierzyć się z problemami, które ich przerosły i których nie potrafili lepiej rozwiązać. Obydwoje radzili sobie ze swoim cierpieniem i stresem najlepiej jak potrafili, biorąc pod uwagę ich ówczesny poziom świadomości i samozrozumienia. I to niestety nie wystarczyło. Więc, czy Harvey był w stanie się z tym pogodzić? - Tak… powiedzmy, że spełniło - odpowiedział krótko, raczej do samego siebie. Na pewno nie brzmiał przekonywująco i pewnie. Ale też nie tak, jakby miał cokolwiek więcej do powiedzenia w tej sprawie, szczególnie w tych okolicznościach. Bo powiedzmy sobie szczerze, że grupowy spacer nie był odpowiednim miejscem na tego typu pogaduszki o życiu.
Mimo iż Spencer wiedział o kim opowiadała Harper, bo znał dobrze Alexa, to sam zdążył gdzieś po drodze pogubić się w tej opowieści. Może częściowo dlatego, że wcale nie spodziewał się jej oraz nie zakładał, że Pearson będzie miała mu tyle do powiedzenia. Nie oszukując się to przecież wiedział co nieco o niej. Nie jakoś bardzo dużo, bo jednak ich współlokatorka nie była dla chłopaków tematem numer jeden, jednak czasem coś przewinęło się w ich opowieściach. Zazwyczaj były to jakieś anegdotki, które właśnie wskazywały na ciężki charakter Królowej Lodu. Wtedy zazwyczaj śmiał się z tych pogaduszek, bo nie mając pojęcia o kim mówili, mógł sobie na to pozwolić. A z tego wszystkiego budował się obraz dziewczyny lekko nieprzyjaznej. Na pewno nie takiej Harper, którą on znał, ale… tamta już zapewne nie istniała, więc ta myśl nie miała żadnego sensu. - To dobrze. To znaczy, że jednak wzajemnie tolerujecie swoje towarzystwo. Na pewno nie jest to wymarzony układ ani dla ciebie, ani dla nich, ale wydawało mi się że ta opowieść wybrzmi całościowo gorzej. Ale to chyba po prostu ja nie wyobrażam sobie dzielenia jednego mieszkania z trzema innymi facetami, bo to brzmi dla mnie… męcząco. To już chyba ze starości - podsumował na sam koniec, siląc się nawet na lekki uśmiech. Faktem było, że z nich wszystkich był najstarszy, bo on już dawno pracował, a oni wszyscy jeszcze studiowali. Pozornie nie robiło to wielkiej różnicy, szczególnie jeżeli ktoś i studiował i pracował, ale… jednak robiło. Nie tyle może w samym życiu, co bardziej w sposobie myślenia. Harvey wykazywał już te o wiele bardziej dojrzałe, przynajmniej do takich wniosków zapędzały go rozmowy z Hallie, która była z tych osób, które na wszystko znajdą czas, mają jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, zobaczenia, przeżycia, a ogólnie jej głównym celem było korzystanie z życia, póki jeszcze była młoda. Spencer, który był od niej starszy cztery lata - czyli pozornie niewiele, szczególnie w tym wieku - miał wrażenie, że bywał podług niej naprawdę stary. A może nawet nie tyle co stary, co właśnie wyczerpany dotychczasowym życiem.
Był mocno zaskoczony, gdy blondynka zaczęła mówić o Zacku, wyrażać swoją całościową opinię na jego temat i nawet zahaczać o jakieś kwestie własnych odczuć, bo… przecież nie o to pytał. Nie taką odpowiedź chciał uzyskać. Nawet nie wiedział, czy sam chciał bądź powinien wiedzieć cokolwiek na ten temat. Momentalnie ogarnęło go lekkie zmieszanie, które spowodowało że pierwszy raz od początku ich wspólnego spaceru, wbił wzrok w swoje buty. Niby usłyszał coś podobnego, co wcześniej już padło, ale to było dawno i zaraz straciło na znaczeniu po odkryciu jej prawdziwej tożsamości. Jednak nawet to niecelowe i przypadkowe wracanie do mówienia o tym czymś specjalnym, trochę go wewnętrznie tknęło. Może ze względu na jego ostatnie poczytania w jej pokoju, w którym odnosił się do czegoś równie nieokreślonego, ale też nacechowanego tą wyjątkowością. On w swoich słowach podszedł do tego z innej strony, pocałowanie jej tłumaczył tym, że chciał to poczuć i potrzebował czuć odwzajemnienie - co pokazywało, że dosyć śmiało na tamten moment zakładał, że go doświadczy. Jednak to wszystko było na podstawie ich wspólnych doświadczeń z randki w ciemno, a nie z czystego egocentryzmu.
Ta widoczna zbieżność w pragnieniach powinna wytłumaczyć jego początkowe milczenie. Nie wiedział, jak powinien zareagować w tej sytuacji. Jak zachować się po ludzku, ale jednocześnie nie w sposób sztuczny. Harvey, który zawsze miał coś do powiedzenia, potrafił wyjść z każdej sytuacji wykorzystując swoje poczucie humoru, nagle kompletnie umilkł i nie był w stanie zrobić nic innego, poza utrzymaniem stabilnego tempa swojego chodu. Na szczęście jego komentarz czy upomnienie nie były potrzebne, bo blondynka sama zareagowała w czas. Na jej słowa jedynie pokiwał głową, bo to brzmiało już na coś, co mógł zarówno wiedzieć jak i dowiedzieć się i przekazać Barkerowi. - Okej, tak zrobię - potwierdził jeszcze krótko i uniósł w końcu twarz do góry. Dalej nie myślał o tym, żeby zerkać w jej kierunku. I to nie wcale dlatego, że czuł się źle po tym co usłyszał o Zacku. Raczej, czuł się niewłaściwie z tym co mu się przypomniało. I chociaż pamiętał, że na sam koniec za wszystko ją szczerze przeprosił, to jednak z perspektywy czasu i słów, które przed chwilą padły z jej ust, to uświadomił sobie że jego zachowanie było jeszcze bardziej niestosowne, bo było wręcz wykorzystujące. Więc prawdopodobnie powinien ponownie wyrazić swoją szczerą skruchę. Jednak minus tego rozwiązania był taki, że to zaprowadziłoby ich z powrotem do tamtych wydarzeń, a to był cholernie zły pomysł. Więc, szybka zmiana tematu. Podkreślając - szybka i nieprzemyślana. - Tak więc. Z tego, co mówiła mi wczoraj Hallie to… - zaczął po ciszy, która między nimi zapadła w sposób nagły, co pokazywało że nie chciał, żeby jego bardzo krótka odpowiedź zabiła ich rozmowę. Jednocześnie w głowie mielił to wszystko, co usłyszał poprzedniego wieczora, szukając czegoś, czego mógł się zaczepić i prawdopodobnie wybrał najgorszą, możliwą kwestię. - Mam najlepszą szczękę, tak? - zapytał oczekując potwierdzenia, a gdy tylko uwolnił z siebie te słowa, to ta myśl sama w sobie wywołała w nim lekkie rozbawienie i rozluźnienie. Więc niejako na poświadczenie tego faktu wyprostował się dumnie, wysunął podbródek do przodu, w ten sposób wyraźnie eksponując tą najlepszą szczękę i wrócił swoim spojrzeniem do jej buzi. Przy tym nie powstrzymywał machinalnego ruchu kącików jego ust ku górze. Cóż, chociaż próbował utrzymać ten lekko zabawny ton rozmowy.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Powiedzmy, że spełniło. Dopiero usłyszenie tego cichego (może nie w pełni przekonanego ale jednak) potwierdzenia uzmysłowiło jej, co właściwie zasugerowała – i zrobiło się jej wstyd, że zasugerowała w ogóle cokolwiek w tym temacie. Chociaż to powiedzmy było niczym furtka do dopytania, co miał dokładnie na myśli, blondynka zacisnęła ze sobą szczęki i nie skomentowała tego już w żaden sposób. Chyba nie chciała się dowiadywać, co za tym stało, na pewno nie podczas grupowej wycieczki – tak samo jak po jego tonie mogła stwierdzić, że nie chciał się nad tym rozdrabniać. W końcu ten rozdział zostawili już za sobą…
I aktualnie niejako wkraczali w nowy, wcale nie o nich razem, ale taki, w którym ich losy po raz któryś się krzyżowały, oni zaś ustalili, że wracanie do tego co kiedyś nie było dłużej konieczne – w każdym razie nie jako główny punkt zaczepienia. A że o ten punkt już zaczepili się na wstępie i w pewnym sensie go wyczerpali (to znaczy… jego akceptowalną ilość), to teraz mieli tą normalną pogawędkę, choć w ich przypadku zwykłe tematy wydawały się dziwne, a zarazem tak zaskakująco (przynajmniej dla Harper) łatwe. Czy może wręcz zbyt łatwe pod kątem przesadnego rozwinięcia w zbyt osobistym wymiarze.
Znaczy wiesz, to jest męczące i rozumiem, o co ci chodzi – odpowiedziała, uśmiechając się łagodnie, jakby próbowała mu pokazać, że w jego spojrzeniu nie było nic niewłaściwego. Na dobrą sprawę sama z jednej strony je podzielała… lecz z drugiej strony z jakiegoś powodu pozostawała przy tej opcji. – Ale chyba po prostu… dla mnie to nadal nie jest na tyle problematyczne, że szukałabym czegoś innego, bo to wcale nie takie proste żeby trafić na ładne mieszkanie w pakiecie z idealnymi współlokatorami. No a samodzielne mieszkanie… – urwała, orientując się że znowu niepostrzeżenie wkraczała na niebezpieczny grunt, w każdym razie dla niej samej. Z wielu względów bała się mieszkać sama, ale z tym wcale nie chciała się uzewnętrzniać, bo to brzmiałoby w jakimś sensie alarmująco, a Harper nie próbowała ściągać na siebie tego rodzaju uwagi obarczonej czyimś zmartwieniem. – Na razie mi z tym nie po drodze – dokończyła wymijająco, do tego umniejszająco wzruszając ramionami. Mogła spróbować odbić pytanie o kwestię zamieszkania w jego stronę, lecz tutaj dała sobie chwilę na rozważenie, czy byłaby w stanie zrobić to tak, by uniknąć grząskiego gruntu wokół ich niedoszłego domu. Bo z tego co wiedziała – o ile nic nie uległo zmianie – to Harvey mieszkał w tym „domku dla gości” na tyłach posesji i… wtedy zdążył pojawić się temat Barkera.
Zdawała sobie sprawę z tego, że niepostrzeżenie poszła za daleko – co swoją drogą zadziało się nieuzasadnienie szybko i prosto – i oczywiste było, że poczuła się z tym strasznie głupio. Miała być ludzka i chciała pokazać, że porzuciła swoją wrogą, zupełnie nieprzystępną postawę, a w związku z tym mogła podjąć się takiej normalnej rozmowy. Jednak w tym celu nie musiała – nie powinna – zalewać Spencera bardzo personalnymi wyznaniami, tak jakby nagle potrafiła, czy wręcz dążyła do tego, aby zbić dotychczasowy dystans… Jakby bez trzymania się tamtej bardzo grubo zarysowanej granicy nie umiała się powstrzymać przed… traktowaniem go jak kogoś sobie bliskiego, mimo że przecież obecnie byli sobie raczej obcy. Bo byli…? Na pewno nie było potrzeby, aby mu się tłumaczyła z takich spraw, a jej niezbyt przemyślana odpowiedź poniekąd zmierzała do czegoś na kształt usprawiedliwienia. Dlaczego? Nikt nie pytał, ani on ją, ani ona sama siebie. Thank God.
Po jego potwierdzeniu powtórzyła za nim tylko cicho okej i zwróciła spojrzenie z powrotem w kierunku, w którym cały czas podążali. Była niemal przekonana, że pogrzebała szanse na dalszą pogawędkę, co wiązało się z przejmującym rozczarowaniem. Pojawienie się w niej tego uczucia zaskoczyło ją i za chwilę także zastanowiło, lecz – na szczęście – nie miała czasu, aby jakoś to sobie rozpracować, ponieważ Harvey podjął się próby uratowania sytuacji i… tym samym ją pokonał. – O mój Boże… – mruknęła niekontrolowanie, od razu też przymykając powieki, pochylając głowę i unosząc jedną dłoń do swojej twarzy, tak aby chociaż częściowo się za nią ukryć. Nagle całe to zmieszanie co do przesadnej otwartości w sprawie Zacka rozmyło się jak za dotknięciem magicznej różdżki – bo oto nieoczekiwanie mierzyła się z zupełnie nowym i zupełnie innym rodzajem skrępowania.
Musiała zaraz otworzyć oczy i spojrzeć sobie pod nogi, żeby się nie potknąć i nie wyrżnąć – no więc otworzyła i faktycznie wbiła wzrok w drogę bezpośrednio przed sobą, jako że popatrzenie gdziekolwiek dalej nie było możliwe póki nadal przesłaniała swoją buzię ręką. – Ja nie... – zaczęła bezradnie, nie mając najmniejszego pojęcia, jak mogła się z tego wykręcić. Oczywiście, że odruchowo chciała się obronić, bo przecież jak to tak, że ona była w stanie powiedzieć taki niewinny komplement o chłopaku, w którym była kiedyś tak szalenie zakochana i w którym podobało jej się dosłownie wszystko. No jak to tak. W ogóle nie liczyła się z tym, że te słowa mogą do niego trafić i… dobrze, że nie podzieliła się z dziewczynami prawdziwą odpowiedzią – a przynajmniej choć z tego mogła się ucieszyć, że teraz musiała się wytłumaczyć z tylko jednej, i tak dość nieszkodliwej rzeczy…
O dziwo, mimo tego zawstydzenia przekręciła twarz lekko w kierunku bruneta i popatrzyła na niego spod swojej dłoni – początkowo ewidentnie przepraszająco, ale zaraz coś w jej oczach się zmieniło. Zobaczyła to, jak dumnie uniósł głowę, i nawet jeśli to było bardziej w formie żartu niż w wyrazie realnego samozadowolenia, delikatnie uśmiechnęła się na ten widok. Nie mogła mieć pretensji do Hallie, że mu to powtórzyła – pewnie chciała po prostu, żeby zrobiło mu się miło, skąd miała wiedzieć że to może kiepski pomysł w tym konkretnym przypadku… Chociaż teraz przypomniała sobie, jak Steel podczas ich przekomarzania się dała do zrozumienia, że nie podobał się jej cały. I Harper to w pewnym sensie dotknęło, dlatego – zapewne wbrew jakiejkolwiek logice – jednak pożałowała, że nie powiedziała o nim więcej w podobnym tonie, co mogłaby zrobić przecież całkowicie szczerze.
Wzięła głębszy oddech, jeszcze na moment się zawahała, ale ostatecznie opuściła dłoń i powtórzyła sobie w duchu, że skoro sam o tym wspomniał, to nie ma w tym nic nieodpowiedniego… – Okej, możliwe że… mogłam to tak ująć – przyznała z nadal widocznym zawstydzeniem, choć też trochę z takim nieśmiałym, drobnym rozbawieniem. Jego słowa nie wskazywały na to, że usłyszał od swojej nie-dziewczyny, że to Pearson stwierdziła coś takiego, lecz kompletnie jej ten fakt umknął w tym całym początkowym zestresowaniu. – No więc… jak się z tym czujesz? Zaskoczyło cię to? Chyba nie powinno…? – Postawiła mu te pytania celowo troszkę tak, jakby przeprowadzała z nim właśnie wywiad – to według niej miało szansę podtrzymać żartobliwy ton, a zdaje się, że tylko w takim tonie umiała się z tym w tej chwili zmierzyć.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey bardzo uważnie obserwował to rozwijające się przedstawienie, dlatego że był bardzo ciekawy reakcji Harper. Nie miał pojęcia czego miałby się po niej spodziewać. Bo oprócz tego, że jego słowa były nieprzemyślane, to jeszcze to nie był komentarz od prawie obcego chłopaka do prawie obcej dziewczyny. Zapewne, jeżeli miałby coś obstawiać, to poszedł w stronę zaprzeczenia. I nawet jeżeli ono by się pojawiło, to przecież nie dyskutowałby z tym. Może później dałoby jakimś cudem wyprowadzić ich rozmowę na stabilne tory. Jednak zamiast z tego spotkał się z ogromnym zawstydzeniem, czego na pewno nie oczekiwał. Bo przecież nie mieli po naście lat, żeby wstydzić się takich tematów. A obecnie Harper na pewno nie wyglądała na dziewczynę, która krępowałaby się ich - jednak to mogły być tylko pozory, świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Więc, ciągle ją obserwując i widząc jak próbuje się schować - bo niestety uciec tym razem nie mogła, raczej nie wytłumaczyłaby tego sensownie innym - to zaczynał uśmiechać się jeszcze szerzej i szerzej.
Możliwe, że dokładnie tak powiedziałaś, bo Hallie opowiedziała mi całą waszą rozmowę słowo w słowo. Mógłby jej odpowiedzieć. Jednak nie zrobił tego, bo nie chciał się chełpić, tylko po prostu tamte słowa jakoś same wpadły mu do głowy i liczył, że ten przecież w miarę niewinny temat pomoże im porozmawiać w sposób normalny. - Nie ma się czego wstydzić, akurat to też w sobie lubię - powiedział, licząc że zabrzmi to pocieszająco i jeszcze przy tym szturchnął ją łokciem w ramię. Bo przecież w tym wszystkim jego celem nie było wywołanie u niej poczucia dyskomfortu. Jednak na pewno nie spodziewał się też tego swego rodzaju kontrataku. Było po nim widać lekkie zaskoczenie, ale też nieznikający z jego twarzy uśmiech. Ściągnął brwi i teraz sam zaczął się zastanawiać, bo w sumie nie miał pojęcia, więc chyba musiał zacząć od innej strony.
- Zaskoczyło mnie to, że dziewczyny też tak gadają. To znaczy, faceci potrafią gadać jeszcze gorzej, ale jednak wy dziewczyny to zawsze przedstawiacie się na takie, hmmm… „wygląd jest nieważny, ważna jest osobowość”, czaisz? - upewnił się, przerywając na moment swoją wypowiedź i dzieląc ich na najbardziej klasyczne my-mężczyźni i wy-kobiety, co samo w sobie mogło wywołać światopoglądową sprzeczkę. Jednak po tych słowach krótko się zaśmiał, bo raczej nie spodziewał się jakiejś walki w temacie ról płciowych. - Ogólnie to nie zastanawiałem się nad tym, aż o tym nie usłyszałem i… chyba jednak trochę zaskoczyło. W sensie, jak pomyślałem o tym po swojemu, to jakby ja stawiam siebie na równi z Danielsem, wydaje mi się że jesteśmy podobni - powiedział to, umilkł, przemyślał to co powiedział i roześmiał się zbyt głośno. A to spowodowało nawet obejrzenie się za siebie kilku osób. Szybko uspokoił się i gdy ponownie „zostali sami” to kontynuował. - To znaczy, ja wiem że fizycznie my jesteśmy zupełnie inni, ale wydaje mi się, że obydwoje jesteśmy trochę specyficzni, tak więc… najbardziej logiczną odpowiedzią z ust wszystkich dziewczyn byłaby dla mnie ta wskazująca na Zacka pod każdym względem - dokończył, już widocznie odzyskując pełną stabilizację, chociaż ten lekkim uśmiech wcale nie schodził z jego twarzy. Bo jakby Spencer w żadnym stopniu nie użalał się nad sobą, ani nie mówił o czymś co było dla niego niekomfortowe, on mówił raczej o rzeczywistych faktach - przynajmniej w ten sposób, jak on je postrzegał. Lecz ostatecznie wyszło tak, że powiedział bardzo dużo, ale w sumie bardzo mało na temat. Zatem, wracając do Harper. - Więc… myślę, że to po prostu było bardzo miłe - zakończył, odpowiadając na to pytanie jak czuł się z tym, że z jej ust padła właśnie taka odpowiedź i w końcu przeniósł na nią swoje ciemne ślepia. Jakby swoim widocznie ucieszonym spojrzeniem, chcąc domknąć tą odpowiedź. Czy to jakoś połechtało jego ego? Pewnie tak. Jednak nie na tyle, żeby ani przesadnie się z tego cieszyć, ani jakoś niepokoić się tamtą wypowiedzią, bo przecież w tym wszystkim naprawdę nie było nic nieodpowiedniego. Przynajmniej dla niego. Byłoby miło, jakby ona mogła czuć podobnie. I żeby przez chwilę było między nimi normalnie.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
To nie tak, że Harper wstydziła się takich tematów… Okej, może nie była w nich zupełnie nieskrępowana, ale nie uciekała przed tym. Jednak wstydziła się tego tematu w odniesieniu do Harvey’ego – a już w szczególności przed nim samym we własnej osobie – ponieważ uważała, że po tym wszystkim co ich kiedyś łączyło, obecnie nie powinna w ogóle na niego patrzeć pod kątem atrakcyjności. To wydawało się jej zarówno niestosowne, jak i w pewnym sensie zgubne, chociaż najwyraźniej nie była w stanie tego oszukać ani jakoś ominąć – czego na szczęście brunet nie mógł mieć świadomości skoro usłyszał to, co faktycznie powiedziała dziewczynom wczorajszego wieczoru. Więc jednak dobrze, że ominęła prawdę. Starczyło, że ona miała tak namieszane w głowie.
Niezależnie od tego, co budziło w niej jakieś wątpliwości wobec tej sytuacji – czy bardziej poniekąd jej źródła – kąciki jej ust uniosły się wyraźniej w niepohamowanym odruchu na jego szerszy uśmiech. W trwającej chwili naprawdę się cieszyła, że jak widać mogli porozmawiać w taki sposób, i że takie reakcje nie były wymuszone dla zachowania jakiejś umownej kurtuazji – mimo, że sama rozmowa wymagała pewnej gimnastyki, aby dotrzeć do takiego momentu, a także zachowania uwagi, aby tego nie zaprzepaścić. Nie zapominała o tym po dotychczasowych wpadkach, ale ta świadomość wcale nie ujmowała jej… może nie radości – właściwie ciężko określić, co Harper aktualnie odczuwała, niemniej skutkiem tego czegoś był jej łagodny wyraz twarzy i ten szczery, nadal nieprzesadnie duży, natomiast zdecydowanie śmielszy uśmiech. Do czasu.
Akurat to lubisz…? – powtórzyła po nim niezbyt głośno, z lekkim zdezorientowaniem, zarówno z powodu tego szturchnięcia (bo to był taki niewinny, ale jednak dość zaczepny, może trochę przyjacielski gest), jak i doboru słów (no bo… jakby nie rozumiała, że czegoś mógłby w sobie nie lubić).
Zaraz pokręciła głową, tym samym niejako zwalniając go z obowiązku rozwijania tego komentarza, po czym przysłuchała się jego następnej odpowiedzi, raz zerkając przed siebie a raz w jego kierunku. Pewnie powinna mu przyznać słuszność, bo w końcu obecny temat zaczął się od tego, że ”dziewczyny też tak gadają”, co faktycznie mogło go zaskoczyć, lecz gdy zatrzymał się z wyczekiwaniem na jej zrozumienie, nie mogła tego nie sprostować. – Ale to prawda! Znaczy… bo osobowość jest ważna. Chociaż pewnie też zależy, czym kto jest zainteresowany, to na pewno bardzo wpływa na to, czy patrzy się bardziej na jedno czy na drugie – wyjaśniła na wstępie, niby nie przedstawiając niczego szokującego, acz najwyraźniej nie było to takie oczywiste. – No ale właśnie, jak się ma oczy, to się patrzy tak czy siak, ciężko tego uniknąć. Więc jak już jedna popatrzyła i zarzuciła temat, no to wtedy wyszło takie… nieszkodliwe zestawienie. – Chyba zależało jej na tym, aby zaznaczyć że to, co padło wczorajszego wieczoru – przynajmniej z jej strony – nie stanowiło wyrazu uprzedmiotowienia, a już na pewno nie definiowało jej osobistego spojrzenia na uczestniczących w tym wyjeździe panów. Chociaż w jakimś stopniu jej ocena – ta, na którą sobie pozwoliła – przynajmniej w kwestii jej współlokatorów wiązała się z tym, jak ich widziała. Daniels wkurzał ją najbardziej, więc od niego mogła „wziąć” jedynie taką nieznaczącą cechę jak wzrost. Keitha prędzej potraktowałaby jako brata niż jako potencjalny obiekt zainteresowania, więc tu pasował tylko uśmiech. Barker był dla niej miły, więc skoro przy okazji był też przystojny, mogła z niego uszczknąć do tego umownego obrazu „idealnego chłopaka” coś więcej… No, także tego… – Podkreślam słowo nieszkodliwe. I chyba boję się spytać, co to znaczy że ”faceci potrafią gadać jeszcze gorzej” – dodała szybko i przelotnie opuściła spojrzenie w dół, uśmiechając się przy tym z większym rozbawieniem, ale i z nieznacznym zażenowaniem. Wolała nie naciskać, aby ją uświadomił co się pod tym kryło, bo choć obudziło to w niej ciekawość, jednocześnie też zapaliło jakąś lampkę ostrzegawczą. Jeśli kontynuacja byłaby bezpieczna, mógł się jej podjąć, natomiast liczyła że odpuści, gdyby to było coś czego lepiej, by nie słyszała.
Nie dołączyła otwarcie do jego śmiechu, aczkolwiek nie powstrzymała się przed rozweselonym parsknięciem pod nosem, co jednak bardziej brało się z jego roześmiania, niekoniecznie zestawienia go z Ashem. – Tak, bardzo podobni. Dziwne, że dalej nie określają was bliźniakami – wtrąciła przekornie, nieuważnie zdradzając, że już wcześniej w jakichś okolicznościach dowiedziała się o tym, jak byli przezywani wcale nie ze względu na podobieństwo wizualne, tylko w prezentowanej postawie i zachowaniu. Na dalsze wyjaśnienie pokiwała głową, ale nie dlatego, że się zgadzała z tym przedstawionym punktem widzenia, tylko rozumiała, dlaczego mógł tak pomyśleć. – Widzisz, nie wszystko musi się opierać na logice. Zwłaszcza, że to co tobie wydaje się logiczne, dla kogoś innego może nie mieć sensu. Już szczególnie kiedy mowa o czymś takim subiektywnym jak jakieś… upodobania – kończąc tą wypowiedź brzmiała słyszalnie mniej pewnie, niż gdy ją zaczynała – choć nie była to wina tych słów, które wypowiadała, a raczej myśli, która przy okazji słów poprowadziła ją ponownie do przemilczanej, tej w pełni szczerej opinii.
Najprawdopodobniej także ta myśl pokierowała jej kolejną odpowiedzią w innym kierunku, niż gdyby Pearson nie miała nic na sumieniu. I chociaż podjęła to jego ucieszone spojrzenie – które sprawiło, że zapragnęła pozostać przy niezmienionym tonie – to niestety nie umiała zareagować z pełną beztroską. – To teraz muszę ci uświadomić że… raczej już nic takiego nie usłyszysz. To znaczy nie, że nie miałabym nic więcej miłego do powiedzenia o tobie, tylko rozumiesz… Już wiem, że Hallie może ci to powtórzyć, więc tak jakby… ta wiedza będzie działać jak blokada. – Na pewno zabrzmiała w jakimś sensie spokojniej, gdy to mówiła, może też odrobinę ostrożniej, niemniej na jej wargach cały czas gościł subtelny uśmiech, końcowo poszerzony, co nadało całości lżejszego, nawet żartobliwego wydźwięku. Bo to nie tak, że miała pretensje, że tamte jej słowa do niego dotarły – po prostu znała siebie i wiedziała, że jej swoboda wypowiedzi siłą rzeczy ograniczy się jeszcze bardziej. I może nie miała podstaw by zakładać, że Harvey przejąłby się jakąś potencjalną kolejną opowieścią o tym, co dziewczyny myślą o chłopakach, w której zdanie Harper bardzo wyraźnie by go omijało… ale po prostu wolała zaznaczyć, że w takim przypadku nie on byłby problemem. Jakby to miało dla niego jakiekolwiek znaczenie.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey z widocznym zainteresowaniem słuchał tego wyjaśnienia, które przedstawiała mu Harper. W sumie powinien nastawić się na nie, bo przecież to do kobiet zazwyczaj należało to ostatnie słowo w dyskusji, więc w momencie gdy brunet poruszył taką wrażliwą kwestię, to powinien spodziewać się, że nie zostanie ona przemilczana. Nawet przy tym potakiwał jej głową, lecz tak bardziej odruchowo, a nie że zgadzał się z przedstawioną przez nią argumentacją. A gdy tylko skończyła mówić, to od razu dodał coś od siebie. - To niesamowite, że wy, kobiety, potraficie wybronić się z czegoś, co gdyby padło z ust faceta zostałoby określane jako skrajnie szowinistyczne, umniejszające i nieszanujące drugiej płci - odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Było widać, że nie przemawiają przez niego jakiekolwiek negatywne emocje, raczej był lekko rozbawiony tą całą próbą tłumaczenia się, bo przecież nie poruszał tego tematu na poważnie. Wiedział, że ta ich rozmowa nie miała na celu ich uprzedmiotowić, tylko raczej wymienić się swoimi opiniami, co do własnych gustów, a w tym przecież nie było nic złego. Co więcej, Spencer miał świadomość tych rozmów, które toczyły się między chłopakami, a gdyby coś z tego dotarło do którejkolwiek dziewczyny to… mogliby już tak łatwo nie wytłumaczyć się z tego. - Tak, stanowczo, boisz się spytać. A ja na ten temat milczę. Bo nie chcę, żebyś ty razem ze swoimi nowymi koleżankami pozabijała swoich współlokatorów. I mnie zresztą też. Ogólnie nie chciałbym, żeby ta wycieczka zakończyła się jakimś masowym morderstwem… Podsumuje to tylko słowami, że to bardzo intrygujące, że mężczyźni we swoim własnym towarzystwie, pozbawionym płci przeciwnej, stają się bardzo… prości, żeby nie powiedzieć prostaccy - skończył mówić i chociaż z pełną świadomością wypowiadał się też o sobie, to wcale nie wyglądał jakby był jakkolwiek skruszony czy zawstydzony, bo… w męskim gronie to po prostu było zupełnie inaczej. Ich mózgi jakby przestawiały się na totalnie inny tok rozumowania i to było zwyczajnie silniejsze od nich samych. Co prawda, to wszystko też zależało od sytuacji w życiu prywatnym, bo w momencie w którym wszyscy panowie byli wolnymi kawalerami, to mogli pozwolić sobie na takie często niecenzuralne pogaduszki i komentarze. Trochę inaczej wyglądało to w przypadku zajętych panów, bo tu jednak warto było nie przekraczać pewnych granic i nie pozwalać sobie na pewne słowa, ale to „ograniczenie” obecnie nie było nałożone na żadnego z nich, więc hulaj dusza piekła nie ma w kwestii rozmów o płci przeciwnej.
W pierwszym odruchu ten komentarz go zblokował. Potrzebował zatrzymać wszystkie swoje myśli i zastanowić się nad tym, czy coś takiego padło z jego ust bądź z innych w jakiejś zbiorowej pogawędce, lecz nie był w stanie skojarzyć nic podobnego. I wtedy przypomniał sobie o tej sytuacji, kiedy próbowali zagarnąć Danielsa do spania i nagle Harper oraz Hallie pojawiły się przy nich razem. Wtedy odnotował tą sytuację, ale później wydarzyły się o wiele poważniejsze rzeczy i kompletnie umknęło mu to, a nie powinno, bo przecież to było bardzo niebezpieczne połączenie. Tym bardziej, że Steel w ogóle nie zdawała sobie z tego sprawy. Zapamiętał, by przy jakiejś okazji zapytać swoją nie-dziewczynę o to, a w odniesieniu do obecnej sytuacji pozwolił sobie na krótką uwagę. - Okeeej… czyli to nie moje świetnie zdolności komunikacyjne i zachęcanie do otwartej i szczerej rozmowy, tylko po prostu Hallie jest bardzo rozgadana… - powiedział na głos, insynuując że doszło pomiędzy nimi do jakiejś rozmowy, której on nie był wcześniej świadomy. Nie brzmiał przy tym nieprzyjemnie, bo uśmiech stale mu towarzyszył. Raczej czuł się trochę głupio, bo pozwolił zaskoczyć się czemuś, na co wcześniej sam powinien zwrócić uwagę.
Na jej końcowe wyjaśnienie zareagował krótkim parsknięciem. Harper wcześniej nie mogła mieć świadomości, że Steel prawdopodobnie wszystko chętnie mu przekaże, nawet jeżeli on szczególnie nie będzie o nic pytał. Jednak ich relacja była dosyć specyficzna, bo zawierała w sobie naprawdę dużo rozmów i poświęcania sobie czasu. Nie była taka prosta i skoncentrowana na tych najprostszych potrzebach. Rzeczywiście dużo ze sobą rozmawiali i to nie wcale tylko dlatego, że z natury blondynka była wygadana. - Rozumiem. Ale w razie czego, to nie gniewaj się na nią. Ona na pewno nie wygadała cię celowo, tylko po prostu czasem ma potrzebę żeby dużo mówić, a ja jej nie blokuje… chociaż niektórych rzeczy wolałbym nie wiedzieć albo po prostu nie mieć świadomości jak wyglądają w rzeczywistości… - spróbował to także obróć w żart. Na sam koniec nie wspomniał o niczym konkretnym, ale jego radosny ton wskazywał, że nie mówił o żadnych ciężkich tematach. Tylko bardziej takich, których raczej mężczyźni nie byli świadomi, dopóki nie zostali wyjaśnieni przez kobiety. I oczywiście teraz brał poprawkę na to, że Pearson będzie o wiele uważniej wypowiadać się w obecności Hallie, ale czy jemu to robiło jakąkolwiek różnicę? Raczej nie. Sam z siebie wcale nie wnikał w to o czym rozmawiały dziewczyny, ani tym bardziej nie wypytywał Steel o swoją byłą narzeczoną. Tak więc, ich babskie rozmowy były poza jego kręgiem zainteresowań - oczywiście, dopóki było bezpiecznie i nie groziło to ujawnieniem ich małego sekretu.
Po chwili dotarło do niego coś jeszcze, co wybrzmiało w jej słowach, a co początkowo zignorował. Było widać, że Harvey poczuł się w jej towarzystwie już o wiele bardziej swobodnie i naturalnie, o czym świadczyło chociażby to jego wcześniejsze szturchnięcie jej. I nawet jakoś szczególnie nie starał się przy tym, bo to nie tak że musiał cały czas walczyć z jakimiś natrętnymi myślami, które go nawiedzały gdy tylko ją widział. To zazwyczaj miało miejsce, gdy widzieli się i było między nimi dziwnie. Kiedy ona stawiała ścianę, to wtedy Spencer nie był w stanie zachowywać się zwyczajnie, a tym samym jego myśli powracały do tego, co powodowało jej alienujące się zachowanie i wtedy faktycznie potrafił czuć się w jej towarzystwie nieprzyjemnie - chociaż i tak starał się tego nie okazywać. Było po nim widać, że chciał żeby jego osoba nie sprawiała jej tego poczucia dyskomfortu czy paraliżu, co wpędzałoby ich ponownie w to błędne koło. Chciał móc zwyczajnie z nią pogadać, jak ludzie którzy mieli jakąś wspólną przeszłość, jednak ona wydarzyła się już tak bardzo dawno temu, a oni obydwoje byli już w zupełnie różnych miejscach w swoich życiach, że jego zdaniem to unikanie się było naprawdę niepotrzebne. Co zapewne poskutkowało jego za dużym rozluźnieniem - chociaż dla niego ono takie nie było, bo skoro przychodziło mu naturalnie, to znaczyło że właśnie tak powinno być. - Jednak w jednym punkcie nie zgodzę się z tobą. Bo co to ma znaczyć, że „raczej już nic takiego nie usłyszę”? W sensie, nie usłyszę tego od Hallie, rozumiem. Ale my aktualnie sobie rozmawiamy, a ty właśnie powiedziałaś, uwaga, cytuję, „nie, że nie miałabym nic więcej miłego do powiedzenia o tobie”. Więc proszę, mów, chętnie posłucham. Szczególnie, że ostatnio słyszę głównie jakim to jestem kiepskim bratem, bo nie zabrałem jeszcze Rosie na te obiecane konie. No i oczywiście niewdzięcznym synem, bo przecież nie mam już czasu wpadać na niedzielne obiadki. Więc, wręcz zapraszam cię do rozwinięcia tej miłej myśli - w jego głosie nie było słychać żadnego żalu, gdy wspominał o tym jakimi nieprzyjemnymi epitetami bywał ostatnio określany. Może to nie kwalifikowało się do tych miłych wydarzeń, jednak w żadnych relacjach nie było zawsze kolorowo. A faktycznie ostatnio mógł nie spełniać się w roli brata i syna, więc nawet nie miał im tego za złe. Nie przemyślał też do końca swoich słów, wspominając o tych koniach. Nie chodziło przecież o zarzucenie jej czegokolwiek, bo to on powinien odezwać się do niej, a jeszcze tego nie zrobił. Bądź po prostu znaleźć jakieś inne miejsce, w które mógłby zabrać Rosie na te konie. Z tymi obiadkami to też w sumie wypalił, bo dawniej Harper była zmuszona chadzać na nie razem z nim, bo to była niejako taka tradycja u Spencerów, żeby te niedziele spędzać w gronie rodziny. No i też zupełnie nieoczekiwanie podzielił się z nią czymś od siebie, co jasno opisywało jego obecne życie, czego może wcale nie chciała wiedzieć, ale… czy właśnie nie tak wyglądały zwyczajne rozmowy międzyludzkie?

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Harper rzecz jasna nastawiała się na ten wyjazd, czy raczej konkretnie na fakt, że będzie na nim razem ze Spencerem, a jej nastawianie się zakładało próbę przetłumaczenia sobie, że nie może, ani nawet nie chce reagować na jego obecność tak negatywnie jak do tej pory. Niemniej zakładała, że będą się celowo mijać wtedy, kiedy będzie to możliwe, natomiast przy jakichś wspólnych, grupowych interakcjach, oboje przyjmą wobec siebie po prostu ludzką postawę, ale poza tym nie będą dążyć do kontaktu ze sobą. Na pewno nie jeden na jednego. A gdyby przyszło jej sobie z jakiegoś powodu taki kontakt i tak wyobrazić, to mimo dobrych chęci nie potrafiła założyć, że będzie dla nich osiągalna taka swoboda w rozmowie, albo że pojawi się w niej miejsce na szczere uśmiechy, żarty i nawet śmiech. Skłamałaby jednak, gdyby powiedziała że tego nie chciała, czy że już wcześniej nie myślała o tym ze swego rodzaju tęsknotą. Bo za każdym razem kiedy się widzieli, i było przy tym tak nieznośnie obco i dziwnie… nie umiała powstrzymać się przed myślą, że chciałaby móc z nim tak po prostu normalnie porozmawiać – co nie znaczyło że uważała, że było to możliwe. No ale – jak widać na załączonym obrazku – okazywało się, że było.
I to samo w sobie było takie niesamowicie miłe. Okej, brzmiało to głupio, bo była to jedynie zwykła rozmowa, aczkolwiek w zestawieniu z tymi wszystkimi poprzednimi spotkaniami cholernie doceniała tą różnicę. Może nie było to też zbyt mądre, by cieszyć się tym do tego stopnia i tak się tego łapać – z tego samego względu, z którego odgradzała się od Harvey’ego w pierwszej kolejności – lecz już po tym względnym ustabilizowaniu nastroju ich pogawędki stała się wobec tego bezbronna, więc tym chętniej brnęła w to dalej.
Może to taka specjalna zdolność… A może jednak kwestia intencji? Te niewinne mogą się o wiele łatwiej same obronić – skontrowała praktycznie od razu, teraz już z równie szerokim uśmiechem co ten jego. Zdążyła porzucić chęć jakiegoś usprawiedliwienia się, natomiast zaczęła traktować to wszystko jako… najprostsze w świecie przekomarzanie się. Nie chodziło o to, kto miał rację, tylko komu uda się przebić swoim komentarzem komentarz „przeciwnika”, jednocześnie przy tym mówiąc coś, co mogło być zabawne kiedy obie strony przyjmowały całość z przymrużeniem oka. – Ja z moimi nowymi koleżankami? W sumie… Racja, myślę że w razie konieczności coś takiego mogłoby nas połączyć, więc dobry, bezpieczny wybór – przytaknęła mu, po czym krótko zaśmiała się pod nosem – no bo faktycznie, cztery drobne dziewczyny miałyby dać radę czterem (w uśrednieniu) postawnym chłopom. Może dogłębnie wkurwione jakoś mogłyby poradzić sobie wspólnymi siłami z jednym, no ale… całe to wyobrażenie w ogóle było abstrakcyjne, bo ostatecznie raczej żadna z nich nie skłaniałaby się ku realnej przemocy nawet wobec najbardziej prostackiego tekstu. Chyba, że Harper nie była w stanie sobie wyobrazić, o jak potężnym kalibrze mówili.
Czuła się przyjemnie swobodnie, niemniej pozostawała w jakimś stopniu uważna – lecz miało to zastosowanie w kwestiach, które tej uwagi wymagały z oczywistych względów. W pozostałych mogło jej się zdarzyć popełnienie gafy, jak w przypadku nieplanowanego powtórzenia czegoś, co usłyszała od Steel. Na osobności. – Hallie jest… bardzo miła. Ale tak, najwidoczniej też bardzo rozgadana – przyznała, w ten sposób potwierdzając niejako jego insynuację, choć ciężko powiedzieć, na ile celnie ją wyłapała. Cóż, to było właśnie to ryzyko idące w parze z utrzymywaniem wspólnego sekretu, że osoby postronne mogły powiedzieć im coś, co zapewne by przemilczały, gdyby były wtajemniczone. Jednak gdyby były wtajemniczone, to najprawdopodobniej nie byliby razem na tym samym wyjeździe, bo to wtedy dla wszystkich byłoby w jakimś stopniu niekomfortowe.
Nie no, nie gniewam się na nią. Nie mam przecież za co – odpowiedziała praktycznie od razu, aczkolwiek bez pośpiechu który mógłby sugerować, że mówiła to na siłę mimo, że uważała inaczej – nie uważała inaczej, i Hallie w jej oczach nie zrobiła nic niewłaściwego. W końcu nie przekazała mu jakichś wrażliwych wyznań, tylko zwykły, miły komentarz pod adresem wyglądu. Nie miała pojęcia o ich dawnej relacji – jako że oboje utrzymywali swoją tajemnicę – więc nie mogła wiedzieć, że powtarzanie mu takich niewinnych słów po Harper w jakimś sensie było niezręczne. Choć finalnie chyba nawet tak nie wyszło, jeżeli właśnie od tego akcentu przeszli pewniej na dość beztroski nastrój.
Jego jednak się z tobą nie zgodzę skomentowała krótkim, niekontrolowanym oho mrukniętym pod nosem – o łagodnym, rozbawionym wydźwięku, bo cała ta wymiana zdań wcale nie przypominała poważnej, światopoglądowej dyskusji którą każde z nich traktowałoby honorowo. Rozmawiali normalnie. W lekkim, teraz prawie ciągle żartobliwym tonie. Nawet ten ton udało się jej zachować, gdy brunet skończył swoją wypowiedź, w której podzielił się z nią czymś więcej o sobie i swoim obecnym życiu – co obudziło w niej na nowo zalążek tych dziwnych, mieszanych uczuć, natomiast nie na tyle znaczny, by był on w stanie popsuć jej zaskakująco dobry nastrój, który wywołała u niej taka zwyczajna pogawędka ze Spencerem. W każdym razie… póki co. – Oh, dziękuję za to zaproszenie. Wcale mnie nie złapałeś za słówko, żeby móc je wystosować. – Generalnie na zmianę patrzyła przed siebie i zerkała na niego, ale kończąc zdanie zatrzymała na nim spojrzenie nieco dłużej (mając wtedy uniesione kąciki warg), tak aby zbadać jego wyraz twarzy i tym samym upewnić się, czy na pewno nie odebrał tej uwagi uszczypliwie, bo nie taki był jej zamiar. Chciała jedynie wtrącić cokolwiek i dać sobie więcej czasu na małe zastanowienie, na co mogła sobie pozwolić – bo jednak w tym miejscu odruchowo wyczuwała pewną granicę, której nie warto było przekraczać bez żadnego pomyślunku. Nie, że nie wolno było przekraczać jej wcale – cała ich pogawędka świadczyła zupełnie co innego – lecz jakieś intencjonalne zastanowienie było wręcz wskazane żeby nie popsuć tego, co jak na razie trwało. – Ale okej, skoro faktycznie sobie aktualnie tak miło rozmawiamy to… – Przetrzymała na nim wzrok jeszcze na chwilę, marszcząc przy tym nieznacznie brwi i mrużąc jasne oczy, choć to nie tak, że musiała czegoś poszukać. Zaraz wreszcie odwróciła wzrok przed siebie i kontynuowała. – Z takich najprostszych rzeczy, chociaż to też może już usłyszałeś że wczoraj powiedziałam, w każdym razie… Dobrze ci w takich dłuższych włosach. I… mokre wcale nie wyglądają tragicznie – wypowiedziała się spokojnie, jednak to ostatnie zdanie zabrzmiało ostrożniej – bo nim zdradzała się, że zwróciła uwagę na wczorajszą interakcję między Spencerem a Hallie, mimo że nie była jej bezpośrednim uczestnikiem. No a poza tym jawnie mówiła coś przeciwnego, niż jego nie-dziewczyna, choć jeśli ona powtórzyła mu więcej z tej ich rozmowy przy ognisku, to on już mógł usłyszeć o tym, że wtedy także skomplementowała otwarcie jego włosy. No dobrze, a czy coś dalej…? – A z takich trochę głębszych… może powiem ci coś później, nie przeginajmy od razu – wróciła do słyszalnie lżejszego sposobu mówienia i ponownie na niego zerknęła, z wyraźniejszym, jakby porozumiewawczym uśmiechem. Wolała jednak lepiej się zastanowić, czy obecnie rzeczywiście mogła ocenić go pod kątem inny niż powierzchowny, jednocześnie nie zahaczając o rzeczy, które wiedziała z przeszłości. To, że prowadzili sobie taką luźną konwersację nie oznaczało, że nagle dałoby się wrócić do tego co kiedyś bez odczuwalnego skrępowania…
Chociaż w jakimś sensie wracali do tego, co kiedyś, a przynajmniej myśli Harper nie mogły nie powędrować w tym kierunku wobec tego, co on poruszył, a o co ona miała zamiar zapytać – znów wychodząc z założenia, że skoro on zrobił to jako pierwszy, to chyba mogła to zrobić. Szczególnie, że powiązanie z przeszłością nie było wcale takie bezpośrednie, chodziło tylko o jej skojarzenia. – Czyli mówisz, że… nie masz teraz czasu na takie rzeczy jak niedzielne obiadki…? – zagadnęła nienachalnie, zostawiając mu szerokie pole do wyboru co do tego, jak odpowiedzieć – bo mógł to zrobić bardzo pobieżnie, bez zagłębiania się w szczegóły, ale też… mógł rozwinąć przy tej okazji kwestię swojej sytuacji rodzinnej. Widziała, że nie wspominał o tym z jakimś żalem, co jednak nie oznaczało, że takie określenia w żaden sposób go nie dotykały. Gdyby Harvey z jakiegoś powodu chciał się z nią tym podzielić, Harper… po ludzku chciałaby go wysłuchać. I może nawet – kto wie – jakoś go podnieść na duchu?

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harvey Spencer
Awatar użytkownika
27
lat
189
cm
Tatuator
Techniczna Klasa Średnia
Harvey tak prędko złapał się tych wypowiedzianych przez nią słów, że nie zdążył nawet przemyśleć tego, że wnikanie w ten temat mogłoby być dla niej niekomfortowe. Właśnie przez to - bądź dzięki temu - że udało się im zbudować taką fajną i przyjemną atmosferę do rozmowy, to wcale nie myślał gdzieś tam z tyłu głowy o tym wszystkim, co było za nimi, tylko myślał o tu i teraz. Więc dosyć beztrosko poprosił ją o rozwiniecie tego tematu jego innych miłych cech, chociaż w tym punkcie pewnie nawet nie zależało mu na tym, by usłyszeć coś więcej. Pewnie bardziej chodziło o to, że złapał ją na czymś, co pewnie nie w pełni świadomie powiedziała i niejako wykorzystał przeciw niej, jednak nadal w ten zabawny sposób. Z samego tego posunięcia miał wystarczająco duży ubaw i wcale nie naciskałby na rozwiniecie tematu. - Wcale nie. Nie wiem, o co ci chodzi - zaprzeczył od razu. Jednak to była jedna z jego cech charakterystycznych, żeby uczepić się jakiegoś drobiazgu, który pozornie wydawał się nieistotny. Szczególnie, jeżeli można było to wszystko zrobić w formie żartu, to tak, to był jego teren.
Jednak gdy padł ten drugi komplement, to Spencer w bezwarunkowej reakcji ściągnął brwi, jednak powstrzymał się przed zerknięciem w jej kierunku. Ta ostatnia część uświadomiła mu, że Harper mogła widzieć czy słyszeć o wiele więcej, niż mu się wydawało. I chociaż założenie było takie, żeby zachowywać się normalnie i swobodnie, to jednak on sam mógł zapominać się już za bardzo. Jednak to była jego przelotna myśl i nie miał zamiaru wyciągać tego na wierzch. - Wiem, dlatego odkąd je zapuściłem, to już nie ścinam ich na krótko. Twarz wygląda jakoś lepiej, nie wydaje się taka duża, jak jest przykryta tymi włosami… ale dzięki - odpowiedział z szerokim uśmiechem na buzi, co pokazywało że miał ogromny dystans do samego siebie. W końcu każdy starał się wyglądać jak najbardziej korzystnie. W przypadku Spencera te starania nie były jakoś strasznie widoczne, bo ograniczały się do chodzenia w czystych ciuchach, ćwiczenia i dbania o to, by te jego dłuższe włosy nie żyły własnym życiem, to jednak miło było, że zostało to w jakiś sposób zauważone i docenione. Nawet jeżeli sama jej odpowiedź w tym temacie została wcześniej na niej wymuszona. Przecież równie dobrze mogła wycofać się ze swoich pierwszych słów i nie poszukiwać w nim tego czegoś miłego. - Racja, nie ma co tak słodzić od razu, bo jeszcze dostanę cukrzycy - zażartował sobie, wypowiadając ten bardzo oklepany suchar, ale to i tak go rozbawiało. Jednak tym samym pokazywał, ze spokojnie mogli odpuścić ten temat. Bo w sumie jeżeli on trwałby między nimi za długo, to zapewne zrobiłoby niezręcznie, więc nie było co przesadzać z tymi pochwałami, bo jeszcze nam Harvuś w piórka obrośnie.
- A jeżeli mówimy o wyglądzie to… - zaczął bez żadnego przemyślenia tematu. Bo w końcu to nie była rozmowa polegająca na przerzucaniu się opiniami. To nawet w pełni nie było na miejscu. Jednak nie dotarło to do niego, tylko zwyczajnie popłynął z prądem własnych myśli i zaczął mówić bezwarunkowo. - Cały czas mam trudno, żeby przyzwyczaić się do tego wszystkiego - powiedział i dłonią wskazał na nią całą i przy tym nawet na nią nie spojrzał. Bo trochę to było zabawne, ale pewnie też trochę wstydliwe. - To znaczy, oczywiście wyglądasz świetnie, a tatuaże na tyle, na ile udało mi się obczaić, to wyglądają na spójne i dobrze zrobione. Ale wiesz, całościowo to mam taki dysonans poznawczy, jak cię widzę. W sensie mógłbym cię minąć na ulicy i zupełnie nie poznać. Dopiero jak widzę tą twarz i słyszę ten głos, to zaczynam w pełni ogarniać i łączyć fakty - skończył mówić. Całościowo nie chodziło tylko o tatuaże, bo przecież Harper też przefarbowała włosy na jaśniejszy blond i zmieniła swój sposób ubierania się. No wyglądała na zupełnie inną dziewczynę, niż tą którą on pamiętał. I nie chodziło mu w tym momencie, żeby wyrażać swoją opinię - bo jaka ona by nie była, to nie miała większego znaczenia, chociaż warto dostrzec że padło słowo świetnie - tylko skoro ona już wcześniej zwróciła uwagę na pewną różnicę, bo teraz miał dłuższe włosy niż w przeszłości, to jakoś automatycznie pomyślał, że on mógłby podzielić się swoimi własnymi odczuciami i przemyśleniami.
A w kwestii tych niedzielnych obiadków. To była trochę skomplikowana sprawa, bo to nie tak, że Harvey autentycznie nie miał czasu. W ogóle u nich nie funkcjonowało coś takiego jak nie mam czasu dla rodziny. Trzeba było gospodarować nim tak, żeby go znajdywać i móc poświęcić tą godzinę czy dwie raz w tygodniu by zobaczyć swoich najbliższych. Wszyscy mieli tak wpajane do głowy od małego i Spencer raczej lubił przychodzić na te obiady i spędzać z nimi czas, ale… - Wiesz, z czasem pewne powtarzalne w kółko tematy i problemy zaczynają już męczyć, a mama nie do końca rozumie, że jak powiedziała już coś sto razy, to za tym sto pierwszym razem też nic się nie zmieni… Tata, hmm, Charles to Charles, nie wyłania się jeżeli nie musi, bo wiadomo że najwięcej do powiedzenia w tym domu ma Meredith. Zresztą jak w każdym domu, nie ukrywajmy rządzą nami kobiety, nawet jak udajemy że jest inaczej… A Taylor z tego co wiem, a ostatnio wiem niewiele, to ma ciężki czas, tak prywatnie, przez co jest bardzo trudna do rozmowy... Więc zostaje mi tylko Rosie, która obecnie chyba, mimo wszystko najbardziej mi sprzyja. Ale to już wolę zabrać ją do siebie i spędzić z nią czas sam na sam w przyjemnej atmosferze… Pewnie też trochę sam przesadzam, ale ostatnio bywam nadmiernie drażliwy i zmęczony. Po prostu preferuje te mniej skomplikowane, łatwiejsze rozwiązania, więc jeżeli mam iść na ten obiad, tylko po to żeby się zdenerwować, to zwyczajnie wolę zostać w domu sam - podsumował na sam koniec. Gdy zaczął mówić, to jego do tej pory stale utrzymujące się rozbawienie, opuściło go. Nie to, żeby popsuł mu się humor, ale jednak wkroczyli na temat, którego nie chciał umniejszać. Pokazywać, że to było mu totalnie obojętne, jakie miał relacje z najbliższymi. Nie był taki, to było dla niego cholernie istotne. Więc wolał uspokoić swój stan, jednak nie brzmiał też jakoś przesadnie ponuro, starał się zachować zdrową neutralność. Na sam koniec nawet odwrócił twarz w jej kierunku i wysilił się na uśmiech, pokazując że wcale nie chciał się nad sobą użalać i wszystko było w porządku.

@Harper Pearson
Mów mi nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, seks, poza tym Harvuś jest milutki c:.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Nie była pewna, czy komentarzem o włosach wkracza na teren bezpieczny, czy nie. Ta końcowa wstawka odnosząca się do słów Hallie była nieco ryzykowna – bez wypowiedzenia jej zapewne nie odczułaby delikatnego spięcia w wyczekiwaniu na reakcję bruneta. A gdy ta jego odpowiedź padła, Pearson powstrzymała się przed dalszym brnięciem w tym samym kierunku, mimo że jakiejś tam jednej rzeczy mogłaby się uczepić i najprawdopodobniej zrobiłaby to, jeśli czułaby się w pełni swobodnie. Jednak swoboda w rozmowie ze Spencerem okazywała się czymś nie w pełni trwałym – może też niekoniecznie kruchym, ale na pewno w niektórych momentach budziło się w niej to poczucie, że warto uważać chociażby na dobór słów.
Oczywiście nie podzieliła się z nim swoją miłą opinią, oczekując czegoś w zamian. Powiedziała mu to… bo w jakimś sensie po prostu chciała mu to powiedzieć. To niby taka głupia, mało wartościowa rzecz, zupełnie nic niewnosząca… Ale pamiętała, jak podczas spotkania w domu państwa Pearson, jej mama na widok Harvey’ego skomplementowała jego fryzurę bez choćby mrugnięcia zawahania i nie było w tym nic nieodpowiedniego. A Harper pozazdrościła wtedy swojej mamie tej swobody wypowiedzi, szczególnie że sama też tak uważała – dlatego teraz, kiedy została wręcz poproszona o podzielenie się tym czymś miłym, zwyczajnie skorzystała z okazji.
No więc nie oczekiwała "odbicia piłeczki" w żadnej postaci, więc gdy Spencer wyszedł z tą ewidentną chęcią kontynuacji kwestii wyglądu, blondynka z nie do końca znanych sobie przyczyn – oraz poza swoją kontrolą – delikatnie się spięła. Zaraz opuściła spojrzenie na przykryte materiałem koszuli ręce, mimo że ruch jego dłoni oraz słowa, którym towarzyszył, wskazywały na nią całościowo. Po chwili uśmiechnęła się niewyraźnie pod nosem i pokiwała nieznacznie głową, a jasne oczy z powrotem się uniosły. – Ty też się mocno zmieniłeś tak na pierwszy rzut oka, więc kto wie… Może się nieświadomie mijaliśmy, to w końcu nie takie wielkie miasto – postarała się zażartować, chociaż ten temat właściwie nieszczególnie ją bawił, a ta (na dobrą sprawę nie taka zupełnie nierealna) wizja w pewnym sensie kłuła. Ale nieważne; powinna się raczej cieszyć. Jeżeli nawet były narzeczony mógłby jej nie rozpoznać gdzieś w tłumie, to chyba osiągnęła coś, na czym w pewnym sensie jej zależało. Co prawda te zewnętrzne zmiany w większej mierze stanowiły skutek uboczny pewnych zmian wewnętrznych, jednak Harper nie decydowała się na nie zupełnie nieświadomie. Ciężko ująć to inaczej niż tak, że przy tych wszystkich okolicznościach, w których się znalazła… to, co chciała oraz to, co potrzebowała w sobie zmienić, szło niejako w parze.
Przy podjęciu przez niego szerzej tej kwestii spraw rodzinnych słuchała uważnie, ale jednocześnie w zauważalnym zamyśleniu, jakby miała możliwość wniknąć głębiej w słowa, które wypowiadał. Na dobrą sprawę w jakimś stopniu mogła to robić, przecież używane przez niego imiona miały dla niej nie tylko konkretne twarze, lecz i znane – przynajmniej kiedyś – osobowości. Kiedy zaś postawił finalną kropkę i do tego jeszcze się uśmiechnął wręcz pokrzepiająco, Pearson stanęła przed małym dylematem. Nie czuła się upoważniona do tego, by wypytywać go o szczegóły, to po pierwsze, a po drugie… dobrze wybrzmiało, że był zmęczony tymi tematami podejmowanymi przy okazji spotkań rodzinnych. Jednak wydźwięk całej jego opowieści ją w jakimś sensie zaalarmował – Harvey, którego znała, nie mówiłby w ten sposób, to miejscami przebijające zrezygnowanie nie pasowało do niego. Okej, może nie mogła mieć pewności co do tego, jaki był obecnie, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w tych ważnych sprawach wcale się nie zmienił – to znaczy, że chociażby kierował się tymi samymi, dobrymi wartościami, i że pragnął tego samego co kiedyś. Rozumiała, że w zależności od różnych przeżyć i panujących okoliczności wybierany sposób reakcji może być taki bądź inny – i niekoniecznie dobry. Po dodaniu sobie jeszcze tego, co usłyszała wczoraj od Steel, już w ogóle się zaniepokoiła tą jego postawą, bo niestety wybieranie łatwiejszych rozwiązań na kilku płaszczyznach życia na raz (w tym przypadku dwóch najważniejszych) nie wróżyło nic dobrego.
Wiesz, Harvey… jestem przekonana, że rodzice chcą dla ciebie jak najlepiej i wyrażają to w taki sposób, w jaki potrafią – zauważyła ostrożnym tonem, mając nadzieję zachęcić go do spojrzenia na tą sprawę w takim świetle. Nie żeby uważała, że Spencer jest innego zdania, aczkolwiek człowiek czasem potrzebuje, aby ktoś mu powtórzył taką prostą i niby oczywistą prawdę, ponieważ właśnie takie rzeczy bardzo łatwo umykają, gdy sytuacja wiąże się z jakimiś emocjami. Chociaż te emocje bez wątpienia nie brały się u niego znikąd. – Ale przy tym pewnie zapominają, że nie na wszystko ma się wpływ. Już nawet nie tylko w tym sensie, że oni nie mają wpływu na ciebie, ale też przecież nawet ty nie jesteś w stanie mieć nad wszystkim kontroli, więc… – urwała na chwilę, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów, a kiedy coś sobie ułożyła, wzięła jeszcze jeden głębszy oddech przed ponownym odezwaniem się. – Czasem dystans pozwala zrozumieć pewne rzeczy, więc… może to jest jakieś rozwiązanie. Tymczasowe – dokończyła swoją myśl, nie bez powodu dorzucając to jedno słówko osobno, żeby nie zginęło pośród innych. Nie chciała negować jego podejścia, bo naprawdę je rozumiała, chociaż jednocześnie nie mogła z czystym sumieniem go pochwalić, zdecydowanie nie jako rozwiązanie docelowe. Wręcz wyobrażała sobie, jak przykre mogłoby mieć skutki, bo przecież… to właśnie takie omijanie problemu przyczyniło się do tego, że Harper zwątpiła w uczucia swojego wtedy jeszcze narzeczonego… Nie, stop – lepiej nie iść wspomnieniami w tę stronę.
Odchrząknęła nieznacznie, bardziej dla nastawienia samej siebie na inny kierunek swoich rozważań – które zaraz podjęła na głos. – No a właśnie, tymczasem… Może dobrze by było, gdybyś spróbował bardziej zadbać o swojego jedynego sojusznika? Nie pisałeś do mnie w sprawie tych koni, to może… może podać ci numer do kogoś innego…? Mamy w stajni kilka uroczych kucyków, wiesz, tych małych. Myślę, że by się jej spodobały. – Na koniec posłała mu niezbyt szeroki, ale szczery i ciepły uśmiech. Wcale nie starała się humorem na siłę zamknąć tamtej głębszej części tematu, natomiast też nie była pewna, na ile wypada jej to wszystko drążyć. Szczególnie tu i teraz. I szczególnie że…
W trakcie tej wspólnej wędrówki i rozmowy rozglądała się swobodnie, więc nie mogła nie dostrzec, że czoło ich rozciągniętej grupy właśnie docierało na nieco większą polankę, na której według planu mieli sobie zrobić przerwę na jedzenie. Na niej już na pewno wszystko wróci do normy, to znaczy brunet wróci na swoje miejsce, które było przy Hallie… – Harvey – odezwała się po chwili, jakoś tak gwałtownie (choć nie głośno), przy tym kierując spojrzenie do boku, czyli w jego stronę. Uświadomiła sobie, że to była pewnie ich jedyna okazja, żeby porozmawiać ze sobą na osobności, a skoro tak… Raczej ciężko powiedzieć, że potrzebowała podzielić się z nim tym, czym właśnie chciała się z nim podzielić. Przecież przemilczała – i to nie tylko wobec niego – tak wiele rzeczy, że ta jedna, taka właściwie niewiele wnosząca nie zrobiłaby żadnej różnicy…
Przeniosła wzrok z powrotem przed siebie w lekkim speszeniu. Nie miała zamiaru wychodzić nagle z nie wiadomo jakim wyznaniem, lecz samo to, że chciała celowo wrócić do czegoś z ich wspólnej przeszłości (nawet bardzo niewinnego i w teorii chyba też nie w żaden sposób dotkliwego) krępowało ją – jednak nie na tyle, by z tego zrezygnować. – Ja… nigdy ci nie podziękowałam. Za to, że mnie przekonałeś do takich wyjazdów… Więc dziękuję teraz – mówiąc to, nie zabrzmiała smutno, chociaż zdecydowanie nie wypowiedziała tego lekkim i wesołym tonem. Jej wyraz twarzy był łagodny, oczy trochę nieobecne, ale kąciki ust unosiły się subtelnie w słabym, nostalgicznym uśmiechu.

@Harvey Spencer
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz