Człowiek nie przejmuje się tym, jak zostanie odebrany przez innych ludzi, w kilku przypadkach. Można być na przykład na tyle pewnym siebie i swojej fajności, by w ogóle nie zakładać opcji, że drugiej osobie coś mogłoby się nie spodobać. Można mieć na tyle luźne podejście, by wychodzić z założenia, że "kto ma mnie polubić, ten mnie polubi takiego, jakim jestem". Można też działać w na tyle dobrych i szczerych intencjach, że przez to nie dostrzega się potencjalnych nieporozumień i mogących z nich wyniknąć niepowodzeń w relacji. Albo przeciwnie, można nie mieć w sobie żadnych chęci do zawierania czy podtrzymywania znajomości, przez co nie dba się w ogóle o to, jak jest się przez innych postrzeganym. Harper zdarzało się prezentować każdą z tych postaw oprócz pierwszej w zależności od okoliczności, ale nie oznaczało to, że zawsze prezentowała którąś z nich. Aktualnie... chciała, aby Tyler ją polubił. To znaczy mogła, albo wręcz powinna się spodziewać, że skoro przyjechali tu razem, to na pewno już w jakimś stopniu ją lubił, niemniej zależało jej na tym, aby to się nie zmieniło, a w każdym razie nie na gorsze. Na tej pozycji znajdowała się względnie rzadko, aczkolwiek stosunki z innymi ludźmi w stajni były dla niej ważne i zwyczajnie przejmowała się (troszkę za bardzo) tym, aby nie zjebać. A akurat to, że potrafiła zjebać, wiedziała bardzo dobrze, stąd ta początkowa ostrożność, która sama w sobie trochę ją męczyła i Pearson mocno liczyła, że niedługo przestanie być potrzebna – bo wszystko zacznie się naturalnie układać w tym dobrym kierunku,
hopefully.
Reakcja bruneta wywołała śmielszy uśmiech na jej wargi – właśnie na taką jego odpowiedź miała największą nadzieję. Skoro więc okazywało się, że oboje wolą wbić się w tłum i przepchnąć jak najbliżej sceny, zrobiło się jej jakby lżej; niby taka drobna sprawa, ale miała dla niej znaczenie (chociaż próbowała zapewnić, że wcale nie). –
W takim razie do dzieła – przytaknęła, po czym upiła kilka łyków swojej mieszanki. Także wolała nie wkraczać między gęsty tłum z pełnym kubeczkiem, a z nieco szybszym piciem nie miała właściwie problemu. -
To chyba dobry znak? Oby tylko nie zrobił się z tego ścisk jak w puszce – rzuciła jeszcze, po czym ponownie popiła drinka i ruszyła z kolegą w obranym wspólnie kierunku. Nie zastanowiła się nad tym, co zrobi z opróżnionym kubkiem, jednak też nie wyobrażała sobie za bardzo rzucić go na ziemię - i podpatrzyła pomysł Hendersena. Co prawda kieszenie jej szortów były o wiele mniej pojemne, ale po wyzerowaniu wódki ze spritem udało się jej tam jakoś wepchnąć zgnieciony plastik i przynajmniej nie miała wyrzutów sumienia.
Gdy się zatrzymali, na jego pytanie rozejrzała się naokoło, próbując określić, czy w zasięgu mogłoby znajdować się jeszcze lepsze miejsce. Miała wzrost bardzo przeciętny jak na dziewczynę, lecz nie same dziewczyny ich otaczały – za to te znacznie wyższe osoby stały na tyle rozrzucone, że ich obecne położenie wcale nie okazywało się złe, a w każdym razie nie wydawało się jej, że zmiana wyszłaby im (jej) na dobre. -
Jasne, jest okej. A w razie czego zostaje jeszcze crowdsurfing. Zawsze chciałam tego spróbować na jakimś większym koncercie, więc może… kto wie. – Puściła mu oczko i roześmiała się krótko na to wyobrażenie, bo w sumie mówiła bardziej żartem niż serio. To znaczy serio chciałaby doświadczyć takiego niesienia przez ludzi na rękach w kierunku sceny, lecz z jakiegoś powodu jednocześnie się tego obawiała. No i pozostawała jeszcze taka kwestia, że wtedy rozdzieliłaby się z Tylerem i pewnie trudno byłoby się im później odnaleźć…
Kto wie.. –
A ty robiłeś kiedyś coś takiego? – zapytała, bo chociaż nie miała zamiaru usilnie prowadzić rozmowy, przekrzykując się przez głośną muzykę, to ciekawiło ją to pod kątem tego ewentualnego spróbowania.
Teraz jednak faktycznie liczyło się dla niej przede wszystkim to, co działo się wokół na bieżąco. W bujającym się tłumie ona także zaczęła się kołysać do muzyki, w czym nie przeszkadzało jej to, że nie kojarzyła obecnego na scenie wykonawcy. Stopniowo czuła się coraz swobodniej, a kolejni zmieniający się artyści naprawdę starali się jak najlepiej rozruszać publiczność, czemu Pearson poddawała się od pewnego momentu bez skrępowania – klaskała, tańczyła, skakała, w odpowiednich chwilach piszczała ze wszystkimi, a kiedy podłapywała (albo rozpoznawała) słowa refrenu, także śpiewała. Im bardziej zbliżał się koncert głównej gwiazdy wieczoru, tym całościowa atmosfera stawała się weselsza, albo wręcz euforyczna, a Harper chyba nie spodziewała się wcześniej, że te wszystkie emocje aż tak się jej udzielą. Od czasu do czasu, zwykle na koniec danej piosenki albo po jakimś żarcie aktualnego wokalisty, odwracała głowę w stronę Tylera, zupełnie odruchowo chcąc się z nim podzielić szerokim uśmiechem albo śmiechem.
@Tyler Hendersen