Jej sypialnia wyglądała jakby ktoś chwilę wcześniej wrzucił do garderoby granat. Drzwiczki do przestronnej wnęki były szeroko otwarte, a wokół walały się ubrania, buty i dodatki. Camila stała przed ogromnym lustrem w samej bieliźnie, z wałkami na głowie i przykładała do siebie przeróżne kreacje i chociaż każda wyglądała dobrze, to jej mina wyrażała najgłębsza krytykę, a nos marszczył się, robiąc konkurencję dla każdej wysuszonej śliwki na tym świecie.
—
Aj caramba. Milagre! Ajude-me por favor! — krzyknęła, zerkając w stronę drzwi. Po chwili w progu stanęła nastolatka, patrząc na matkę z dozą politowania. Westchnęła ciężko, zakładając dłonie na klatce piersiowej i uniosła jedną z brwi.
—
Czarne spodnie, złoty top i beżowy płaszcz czy czerwony top i czarny płaszcz? — spytała Camila, unosząc bluzki.
Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio była na prawdziwej randce. Chyba krótko po studiach. Spotkanie zostało zaaranżowane przez matkę Camili i skończyło się totalną katastrofą. Przysięgła sobie wtedy, że nigdy więcej nie zgodzi się na randkę w ciemno. Nigdy. Później poznawała różnych mężczyzn, ale nigdy do niczego poważniejszego nie doszło. Chyba miała po prostu pecha w tym zakresie. Z perspektywy czasu uważała, że może tak było lepiej. Przynajmniej nic i nikt nie powstrzymywał jej przed opuszczeniem Portugalii.
Rozpoczęła pracę w szpitalu jakoś w połowie 2019 roku i poznała tam Sevastiena, internistę pochodzącego z Rosji. Z jakiegoś powodu od początku znajomości dobrze się dogadywali. Okazało się, że przeprowadzili się do Anglii w podobnym wieku, z tym że Camila w międzyczasie wróciła do rodzinnego kraju na ładne siedemnaście lat. Między nimi zaiskrzyło, chociaż nie posunęli się dalej, niż do niewinnych flirtów w pracy. Kiedy Camila straciła już nadzieję, że mężczyzna wyjdzie z propozycją spotkania, on nagle zaproponował randkę.
Alvares pomyślała, że czekała na to całe życie, no przynajmniej dopóki nie nadszedł wyczekiwany dzień, kiedy uznała że tak naprawdę w ogóle nie jest przygotowana. Nawet nie miała się w co ubrać.
Milagre, córka Camili, przeniosła znudzony wzrok z jednego topu, na drugi. —
Czerwony — mruknęła, po czym sobie poszła. Brunetka przez dłuższą chwilę zastanawiała się czy zrobić tak, jak podpowiedziała jej Mila, czy może na odwrót. W końcu wzruszyła ramionami, uznając że czerwony faktycznie będzie w porządku.
Outfit prezentował się całkiem miło, więc kobieta zajęła się włosami i wykończeniem makijażu. Chwilę później zadzwonił dzwonek do drzwi. —
Milagre, por favor! Bądź miła! — krzyknęła, w pośpiechu, odwijając z wałków włosy, jednocześnie próbując założyć na stopy buty na obcasie.
Nastolatka zeszła na dół ciężkim krokiem, po czym otworzyła powoli drzwi. Najpierw można było zauważyć w szparze jej oko, a potem powoli wyłoniła się cała twarz. —
Nie zamawiałam pizzy — powiedziała, po czym zrobiła dużego balona z różowej gumy, który w końcu pękł, a powietrze uciekło z niego z cichym świstem.
@Sevastien Sheremetyev