002.all I need is a job that I love and some friends at the pub and a night full of fun
[ @genevieve owens ]
Gdyby ktoś zapytał Mirkę, dlaczego właściwie tutaj pracuje, mogłaby wyciągnąć z kieszeni listę — prawdziwą, długaśną listę wszystkich „za” i „przeciw”, które przygotowywała sobie przez ostatnie miesiące, a które pozwoliły jej przemyśleć sprawę na tyle dokładnie, by ostatecznie orzekła, że praca w Rug Gallery to dokładnie to, czego chwilowo pragnie od życia najbardziej.
Atmosfera mistycznego dziwactwa, którym otaczała się pani White, właścicielka sklepu, to jeden z ogromnych plusów. Drugim, któremu nie da się odmówić prawdziwości, jest faktyczna robota, którą trzeba w tym sklepie wykonać. Czymże jest czyszczenie kilku dywanów tygodniowo i odbieranie dostaw od jakichś indyjskich firm przewozowych, jeśli pod koniec miesiąca otrzymuje się tak dobrą wypłatę, że kobiecie w wieku studenckim wystarcza nie tylko na zaspokojenie własnych potrzeb, ale i kupienie prezentów dla przyjaciół? Mirka gotowa jest robić jeszcze więcej, na przykład codziennie odkurzać każdy kącik sklepu, gdyby miało jej to zapewnić pewność w dochodach i zadowolenie pani White.
Jesteś jak moja spadkobierczyni, mawia często, poklepując pracownicę po dłoni.
Kiedy odejdę na drugą stronę, to właśnie ty będziesz musiała dbać o wszystkie nasze dywany.
W takich chwilach Mirka najczęściej kiwa głową i pociesza panią White, że jeszcze KUPA ŻYCIA przed nią, ale starowinka zdaje się wiedzieć lepiej, i po prostu okadza całe pomieszczenie wyciągiem konopnym, a Varinsdottir ani myśli jej w tym przeszkadzać. Jeśli narkotyk ma powstrzymywać złe duchy przed porwaniem tutejszych dywanów, to Mirka nie ma zamiaru przerywać pięknego obrządku.
Dosłownie pięć minut temu pani White skończyła rozsiewać wokół ekspozycji przyjemne zapachy i zniknęła na zapleczu, prosząc Mirkę, by zaparzyła wodę na herbatkę. Żadna z nich nie spodziewa się przecież ogromnych tłumów, a czas zawsze milej płynie przy ziółkach i sympatycznej konwersacji. Zdążyła akurat donieść do lady pozłacany, gwiżdżący czajnik i resztę zastawy, gdy do sklepu wtargnęła burza rudych włosów.
Teraz Mirka patrzy na to przedziwne, energiczne stworzenie i nie potrafi powstrzymać własnej ekscytacji, gdy docierają do niej słowa
współpracownica, imię nowej koleżanki i cała ta czysta radość, która tryska z każdego słowa.
— Lepiej nie mów głośno o tym odchodzeniu, bo pani White gotowa jest wrócić z porannej drzemki i znowu okadzić nas maryśką, a nie wiem, czy po przyjęciu drugiej porcji będziemy w stanie poważnie obsługiwać klientów. Serio, czasem się zastanawiam, skąd ona bierze tak mocny towar. — Okrąża blat, by podejść do Gen i mocno ją ściska na przywitanie.
— Mam na imię Miracle, ale wszyscy mówią mi Mirka, więc od teraz ty też możesz. — Uderza palcem w plakietkę zawieszoną na piersi, tuż nad kieszonką z oderwanym guzikiem. Jakiś czas temu próbowała przyszyć go samodzielnie, ale kompletnie nie radzi sobie z igłą.
— Chodź, pokażę ci, w czym będziesz pracować i trochę oprowadzę.
Omiata szybkim spojrzeniem kolorowe ubrania Gen, uśmiecha się krzywo i chwyta dziewczynę pod ramię, by zaprowadzić w stronę zaplecza. Tam zaś... króluje chaos. Mnóstwo dywanów opartych o ściany, jeszcze więcej magazynowanych na ogromnych paletach ciągnących się aż pod sufit. Mirka sama nie wie, skąd pani White bierze wszystkie te wzory i jak wpada na pomysł, że ludzie zechcą je kupić, ale sklep od lat wydaje się na siebie zarabiać.