W Sugarmanie jako jeźdźcu prawdopodobnie dobre było to, że owszem, wyłapywał nawet drobne niepoprawności w ruchu konia, nie umykały mu choćby śladowe spięcia czy niedociągnięcia. Ale nie odbijało mu od nich. Nie fiksował się na jednej drobnostce, stawiając sobie za najwyższy cel podczas danej jazdy przewałkować problem na każdy możliwy sposób, a sposobów to on znał i to niemało. Tylko że jaki byłby tego sens? Z takiego skrajnego podejścia mogła wypłynąć frustracja, i to po obu stronach barykady - a przecież trening konia był długim, złożonym procesem. Więc owszem, wyłapywał te niuanse i na ich podstawie uwzględniał wprowadzanie działań naprawczych, jednak w takich drobnych sprawach nie miało to wychodzić na pierwszy plan. Owszem, gdyby Licorne okazała się cała zblokowana, rozluźnienie jej byłoby na tapecie przez całą jazdę, bo w końcu rozluźnienie było kluczem do poprawnej pracy i bez niego nie byłoby nawet co zaczynać. Lecz tą drobnostkę w postaci delikatnego skrócenia po lewej stronie zachował sobie w pamięci - jako że jedyne, co sensownego mógł z tym zrobić, to dać karej czas podczas rozgrzewki i nieco bardziej intensywnie rozciągać tą jej lewą linię podczas przemyślanej pod tym kątem gimnastyki. Nie było szybkich i prostych rozwiązań, a on zdawał się doskonale to rozumieć i nie demotywować się szczegółami. Nigdy nie będzie idealnie, więc wyrywanie sobie włosów z głowy z tego powodu mijało się z celem.
Jako dobry tatuś, chętnie udzielał jej krótkich pochwał głosowych nawet za te, wydawałoby się, „mało istotne” rzeczy. A jednak, kiedy płynnie przeszła w ustępowaniu przez cały zaplanowany fragment przekątnej, albo kiedy elegancko zakłusowała, pozostając w harmonii - w jego oczach zasługiwała na potwierdzenie, że robiła dobrze. To były pierdoły, ale on szczerze się nimi cieszył. Uwielbiał, gdy jego konie w pewnym sensie
szły same, w dobrym rytmie oraz w zaokrągleniu, i że pewne rzeczy stawały się dla nich oczywistą normą, w której chętnie się odnajdowały. I jako, że Licorne właśnie tak płynnie weszła w kłus, jednocześnie zachowując nienaganną równowagę i rozluźnioną sylwetkę, on musiał jedynie dopilnować, aby zwyczajnie zachowała rytm i miękkość w poruszaniu się. Nie zaciskał kolan na panelach siodła, jego nogi swobodnie okalały boki konia, ciężar opierał się pewnie na strzemionach znajdujących się na wysokości środka siedziska, w które blondyn regularnie wracał podczas anglezowania. Nie robił się jeszcze celowo za ciężki jeśli chodzi o oddziaływanie dosiadu, póki co zależało mu autentycznie na takim lekkim, względnie swobodnym jak na pozostanie w ustawieniu kłusie. Podtrzymywał za to aktywnie impuls łydką, aby zadnie nogi kobyły faktycznie angażowały się w ten ruch, jednak w żadnym razie nie było to działanie pospieszające.
Podobnie jak wcześniej w stępie, teraz zaczął od prowadzenia jej najpierw po większych łukach - kołach, wężykach i później także serpentynach, kierunek zmieniał nie rzadziej niż co trzy okrążenia i poświęcał sporo uwagi na zauważalne acz płynne wyprostowania pomiędzy ustawieniem w jedną a w drugą stronę. Również bawił się tym ustawieniem zewnętrznym, szczególnie kiedy poruszali się na lewo często ją przestawiał aby zaangażować tą jej stronę w gimnastykę, nakłonić do rozciągania się. I jak to on miał w zwyczaju, w pewnym momencie chętnie wypuścił nieco wodzy z ręki, dojeżdżając Lickę do dłuższego kontaktu na obniżonej szyi, i tutaj już zauważalnie bardziej oddziałując na zad swoim dosiadem, aby kara przypadkiem nie poleciała z ciężarem w przód. Całość wypadała na razie cały czas easy peasy, mniej więcej jak podczas tych luźniejszych jazd – z tym, że wszystko rozwijało się nieco bardziej dynamicznie, wszelkie zmiany występowały częściej i gęściej, dzięki czemu później zostanie więcej czasu na jakąś odpowiednią dla Księżniczki pracę.
@Licorne
so i run __ and hide and tear myself up
start again with a brand new name __ and eyes that see into
i__n__f__i__n__i__t__ y
nagroda za I msc. w rankingu: podwójne punkty doświadczenia za kolejny już tylko 1 trening