Skąd Delilah wzięła się na Tinderze? Cóż, wynikło to z jednej, bardzo prostej rzeczy, a mianowicie swoistego znudzenia ciągłym towarzystwem tych samym ludzi, z tych samym kręgów. Nowe twarze pojawiały się niezwykle rzadko, a jeśli już, to z pewnością nie był to nikt na tyle interesujący, żeby zamienić z nim więcej niż grzecznościową wymianę zdań. Była wdową już od kilku lat i chociaż z początku wydawało jej się, że nie będzie chciała już nikogo innego, to z czasem nauczyła się, że szczelnie zamknięta skorupa jest najbezpieczniejszym schronieniem. Nie znała normalnego życia, zawsze była pod czyjąś opieką. I przeważnie byli to silni i charakterni mężczyźni. O dziwo, gdy takich wokół niej zabrakło, nie załamała się. Miała wiele lat na to, żeby samej nauczyć się naśladować pewne zachowania od nich i teraz wdrażać je w życie. Dlatego wciąż, pomimo tego, że jej mąż już nie żył, a ona miała pod sobą kilka transakcji sezonowych oraz takich, które organizowała na bieżąco. Potrzebowała jednak czasem czyjegoś towarzystwa. Porozmawiać z kimś na poziomie, ale jednocześnie kimś, kto nie był połączony z organizacją. Nie zawsze chciała być tak zimna i wyrachowana. Czasem chciałaby zobaczyć, jak to jest żyć tak po prostu. Z miejsca więc założyła sobie, że odrzuci osoby, które mogły mieć jakiekolwiek połączenie z gangiem. To raz. Dwa, ustawiła opis, który sugerował, że nie ma czasu na podchody. Nie znaczyło to jednak, że spieszyło jej się do łóżka, bo seks jakkolwiek przyjemny nie był w tym momencie priorytetem. Trafiło jej się kilku mężczyzn w podobnym wieku, kilku chłystków, którzy chyba liczyli, że “zaliczą milfa”, ale chociaż niektórzy byli całkiem wyględni, to jednak nie oferowali sobą nic, co mogłoby ją wyciągnąć z rezydencji. Snucie opowieści na Tinderze, również nużyło ją straszliwie. Dlatego, gdy pewnego wieczoru trafiła na profil pewnego mężczyzny, który z miejsca wydał jej się sympatyczny. Taki... przyjemnie przyziemny. Lubił zwierzęta i z miejsca przeszedł do rzeczy o spotkaniu. Cóż, przynajmniej nie wysłał jej zdjęcia zwiędłego bakłażana.
I zjawiła się wybranym przez niego miejscu — ołówkowa spódnica, buty na wysokim obcasie (co mogło dawać złudzenie tego, że jest wyższa niż w rzeczywistości), czarny golf i elegancki zegarek. Nie nosiła nigdy wielkich sygnowanych ubrań, czy dodatków. To w jej mniemaniu wręcz krzyczało biedą i pozerstwem. Wielkie loga, były dla ludzi, którzy chcieli być postrzegani jako bogaci, podczas gdy ci naprawdę zamożni mogli sobie pozwolić na rzeczy, których jakoś pozna ktoś naprawdę obeznany w temacie.
- Colin? - Spytała, podchodząc do stolika. To, co on brał za drogą kawę, było zazwyczaj tym, co ona zostawiała jako napiwek po kawie w jednej ze swojej ulubionych paryskich kawiarni, ale dzisiaj miała być zwykłą kobietą, która wybrała się na randkę. -
Miło mi. Jestem Delilah. - Wyciągnęła dłoń, przy okazji rozglądając się gdzieś na boki. -
Bardzo przyjemne miejsce. Nigdy tu nie byłam. - Przyznała, zajmując miejsce naprzeciwko niego. Zaraz podeszła kelnerka, u której D. zamówiła latte z syropem. -
Wybacz... To moje pierwsze spotkanie z tej aplikacji. - Negocjacje o broni ukrytej w skrzyniach po ananasach wydały jej się nagle łatwiejsze, ale zaraz miała nadzieję, wrócić na odpowiedni tor.
@Colin Wilkes