@Grace Callahan
Przyglądał się przez chwilę Lily oparty o blat kuchennej wyspy jak bawiła się z Accio! — rzucała niewielką kolorową piłkę napchaną w środku trocinami, w stronę drzwi prowadzących na taras, żeby klaszcząc w dłonie zaczekać aż suczka kolejny raz przyniesie i zostawi zabawkę na podłodze między jej nogami. Upił łyk kawy rozbełtanej ze sporą ilością resztki mleka, które zagrzał malej i przejrzawszy pobieżnie gazetę, nie spuszczając córki z oka, popatrzył na leżącą na brzegu blatu, na samym wierzchu kilku innych kopert w większości zaadresowanych do Grace; ta była zaadresowana do niego, ale nie zamierzał otwierać jej teraz..., może kiedy wrócą z Grace z komisariatu, gdzie miał po nią przyjechać. Rozejrzał się po kuchni i zebrawszy naczynia, które wstawił do zmywarki, dopił ostatek kawy krzywiąc się na kożuch z mleka, którego nie rozmieszał i dopchnąwszy go między inne kubki, zatrzasnął drzwi zaprogramowanej zmywarki. Opłukał ręce i obszedłszy wyspę, zaczął skradać się do Lily, żeby złapać ją w ramiona i podnieść z podłogi akurat w chwili, kiedy Accio! przyniosła jej kolejny raz piłkę.
– Idziemy się przebrać i jedziemy po mamę, tak? – Zapytał łaskocząc ją nosem po policzku, a palcami jednej ręki — niekoniecznie najsprawniejszej jeszcze po tamtym postrzale — po brzuchu. – Zrobię ci warkoczyki, o ile uda mi się rozczesać te kołtuny – dodał śmiejąc się razem z małą, która pokręciła szybko głowa na boki rozwalając całkiem ledwie trzymający się na jej głowie kucyk; już kiedy wstała nie wyglądał najlepiej, ale za każdym razem, kiedy Joseph miał ją uczesać coś ważniejszego przykuwało albo jego, albo jej uwagę a w bieganiu za małą z grzebieniem dla samej zasady nie miało dla niego większego sensu — wychodził z założenia, że miała prawo rozczochrać się czy ubrudzić albo nie chcieć zaraz z rana siedzieć i nudzić się, żeby mógł wyczesać ją jak laleczkę; nie da jej spokoju przed wyjściem.
Nie przestając droczyć się z nią przeszedł z małą do jej pokoju i uchyliwszy szafę, wyciągnął z niej sztruksowe ogrodniczki, które sama przyznała, że „chce” i poprawiając ją sobie na ręku pozwolił Lily wyciągnąć z wyższej półki cienki sweterek, który dla niej wybrał — nawet jeśli przy okazji wysunęły się inne, które wiedział, że będzie musiał poprawić..., jeśli tylko miała z tego chociaż trochę frajdy, dlaczego nie? Tym bardziej, że niedługo miała iść do przedszkola, o co nie chciał wykłócać się już z Grace, ale nie uważał, żeby trzeba było się aż tak z tym spieszyć..., mogli poczekać do oficjalnego rozpoczęcia roku, ale nie chciał się upierać — i tak zamierzał zabierać małą z przedszkola wcześniej niż tych osiem godzin..., nie po to przeszedł na emeryturę, żeby dzieci wychowywały mu instytucje. I chociaż wiedział, że pod tym względem niewiele różni się od Johna Callahana..., wzruszał jedynie ramionami, to nie oznaczało przecież, że pewnego dnia dojdzie do wniosku, że może czas pójść w jego ślady i w innych,
drażliwych kwestiach...
Chwilę trwało zanim udało mu się ubrać Lily na tyle — w rajstopki i cienki golf — żeby móc usiąść z nią na kolanach i przynajmniej spróbować uczesać. Nucąc cicho pod nosem, mimo że to nie ułatwiało mu zadania, nie przestawał rozśmieszać małej, która kiedy tylko skończył rozłożyła się na jego kolanach przyznając, że „zmęczył ją tym
czykami” na co nie mógł nie zaśmiać się naprawdę szczerze rozbawiony. – Ale dasz chyba radę jechać ze mną, co? – Zaczął napomykając coś o piekarni, o którą musieliby „zahaczyć” na co ożywiła się już bardziej i zsunąwszy na podłogę, zaczęła sama powoli i wciąż jeszcze nieporadnie naciągać ogrodniczki, z którymi pomógł jej ostatecznie schowawszy grzebień i całe pudełko gumek i kokardek.
I chociaż byli tyle mil od
domu nie mógł nie posprawdzać wszystkich okien, niechętnie zostawiając niewielkie i wąskie w łazience uchylonym, przed wyjściem. Trzymając małą za rękę rozejrzał się jeszcze po kuchni i dla zasady opuścił rolety na wysokie okno i drzwi na taras, zostawiając jedynie niewielkie dziurki i dopiero, kiedy upewnił się, że wszystko powinno być „ok”, zabrał Lily do samochodu, gdzie usadowiwszy ją wygodnie w foteliku na tylnym siedzeniu, chwilę mocował się z pasami, które musiał także sprawdzić z czego mała śmiała się, bo to było jak cały rytuał i wiedziała już, że za chwilę ojciec pochyli się znów nad nią, łaskocząc przy okazji niby przypadkiem, żeby sprawdzić coś jeszcze zanim wyjadą w naprawdę krótką drogę do St Anthony’s pod komisariat policji, pod którym zaparkowawszy siedzieli w samochodzie wypatrując mamy, która miała za kilka minut wyjść z pracy.