Joseph Callahan
Awatar użytkownika
44
lat
184
cm
emerytowany szef wydziału zabójstw CCPD
Techniczna Klasa Średnia
@Grace Callahan

Przyglądał się przez chwilę Lily oparty o blat kuchennej wyspy jak bawiła się z Accio! — rzucała niewielką kolorową piłkę napchaną w środku trocinami, w stronę drzwi prowadzących na taras, żeby klaszcząc w dłonie zaczekać aż suczka kolejny raz przyniesie i zostawi zabawkę na podłodze między jej nogami. Upił łyk kawy rozbełtanej ze sporą ilością resztki mleka, które zagrzał malej i przejrzawszy pobieżnie gazetę, nie spuszczając córki z oka, popatrzył na leżącą na brzegu blatu, na samym wierzchu kilku innych kopert w większości zaadresowanych do Grace; ta była zaadresowana do niego, ale nie zamierzał otwierać jej teraz..., może kiedy wrócą z Grace z komisariatu, gdzie miał po nią przyjechać. Rozejrzał się po kuchni i zebrawszy naczynia, które wstawił do zmywarki, dopił ostatek kawy krzywiąc się na kożuch z mleka, którego nie rozmieszał i dopchnąwszy go między inne kubki, zatrzasnął drzwi zaprogramowanej zmywarki. Opłukał ręce i obszedłszy wyspę, zaczął skradać się do Lily, żeby złapać ją w ramiona i podnieść z podłogi akurat w chwili, kiedy Accio! przyniosła jej kolejny raz piłkę.
– Idziemy się przebrać i jedziemy po mamę, tak? – Zapytał łaskocząc ją nosem po policzku, a palcami jednej ręki — niekoniecznie najsprawniejszej jeszcze po tamtym postrzale — po brzuchu. – Zrobię ci warkoczyki, o ile uda mi się rozczesać te kołtuny – dodał śmiejąc się razem z małą, która pokręciła szybko głowa na boki rozwalając całkiem ledwie trzymający się na jej głowie kucyk; już kiedy wstała nie wyglądał najlepiej, ale za każdym razem, kiedy Joseph miał ją uczesać coś ważniejszego przykuwało albo jego, albo jej uwagę a w bieganiu za małą z grzebieniem dla samej zasady nie miało dla niego większego sensu — wychodził z założenia, że miała prawo rozczochrać się czy ubrudzić albo nie chcieć zaraz z rana siedzieć i nudzić się, żeby mógł wyczesać ją jak laleczkę; nie da jej spokoju przed wyjściem.
Nie przestając droczyć się z nią przeszedł z małą do jej pokoju i uchyliwszy szafę, wyciągnął z niej sztruksowe ogrodniczki, które sama przyznała, że „chce” i poprawiając ją sobie na ręku pozwolił Lily wyciągnąć z wyższej półki cienki sweterek, który dla niej wybrał — nawet jeśli przy okazji wysunęły się inne, które wiedział, że będzie musiał poprawić..., jeśli tylko miała z tego chociaż trochę frajdy, dlaczego nie? Tym bardziej, że niedługo miała iść do przedszkola, o co nie chciał wykłócać się już z Grace, ale nie uważał, żeby trzeba było się aż tak z tym spieszyć..., mogli poczekać do oficjalnego rozpoczęcia roku, ale nie chciał się upierać — i tak zamierzał zabierać małą z przedszkola wcześniej niż tych osiem godzin..., nie po to przeszedł na emeryturę, żeby dzieci wychowywały mu instytucje. I chociaż wiedział, że pod tym względem niewiele różni się od Johna Callahana..., wzruszał jedynie ramionami, to nie oznaczało przecież, że pewnego dnia dojdzie do wniosku, że może czas pójść w jego ślady i w innych, drażliwych kwestiach...
Chwilę trwało zanim udało mu się ubrać Lily na tyle — w rajstopki i cienki golf — żeby móc usiąść z nią na kolanach i przynajmniej spróbować uczesać. Nucąc cicho pod nosem, mimo że to nie ułatwiało mu zadania, nie przestawał rozśmieszać małej, która kiedy tylko skończył rozłożyła się na jego kolanach przyznając, że „zmęczył ją tym czykami” na co nie mógł nie zaśmiać się naprawdę szczerze rozbawiony. – Ale dasz chyba radę jechać ze mną, co? – Zaczął napomykając coś o piekarni, o którą musieliby „zahaczyć” na co ożywiła się już bardziej i zsunąwszy na podłogę, zaczęła sama powoli i wciąż jeszcze nieporadnie naciągać ogrodniczki, z którymi pomógł jej ostatecznie schowawszy grzebień i całe pudełko gumek i kokardek.
I chociaż byli tyle mil od domu nie mógł nie posprawdzać wszystkich okien, niechętnie zostawiając niewielkie i wąskie w łazience uchylonym, przed wyjściem. Trzymając małą za rękę rozejrzał się jeszcze po kuchni i dla zasady opuścił rolety na wysokie okno i drzwi na taras, zostawiając jedynie niewielkie dziurki i dopiero, kiedy upewnił się, że wszystko powinno być „ok”, zabrał Lily do samochodu, gdzie usadowiwszy ją wygodnie w foteliku na tylnym siedzeniu, chwilę mocował się z pasami, które musiał także sprawdzić z czego mała śmiała się, bo to było jak cały rytuał i wiedziała już, że za chwilę ojciec pochyli się znów nad nią, łaskocząc przy okazji niby przypadkiem, żeby sprawdzić coś jeszcze zanim wyjadą w naprawdę krótką drogę do St Anthony’s pod komisariat policji, pod którym zaparkowawszy siedzieli w samochodzie wypatrując mamy, która miała za kilka minut wyjść z pracy.
Mów mi Monia. Piszę w 3 os. l. poj.. Wątkom +18 mówię tak, chętnie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wstawki z opisami miejsc i narzędzi zbrodni, rozkładających się zwłok i innych cudowności przyprawiających o mdłości, okraszone przekleństwami i powiewem rozedrganego rozerotyzowania. Czasami natkniesz się też na przemyślenia mojej postaci o innych postaci (postaciach) i gwarantuję, że niekoniecznie mogą Ci się spodobać..

Podstawowe

Grace Callahan
Awatar użytkownika
35
lat
160
cm
profiler
Techniczna Klasa Średnia
@Joseph Callahan

Odłożyła akta na miejsce i zamknęła komputer. Od pierwszego dnia pracy na miejscowym posterunku policji Grace zorientowała się, iż tutejsi funkcjonariusze mają w zwyczaju odkładanie dokumentacji tam, gdzie popadnie. Nie uległa presji otoczeniu, akta zawsze lądowały tam, gdzie być powinny i w magiczny - dla nich - sposób zawsze znajdowała to, czego szukała, podczas kiedy detektyw, bądź inny śledczy przekopywał stosy piętrzące się na swoim biurku bardzo często bez pożądanego efektu.
Zgarnęła notatki ze swoimi luźnymi myślami. W innych okolicznościach, zapewne zostałaby po godzinach, aby dokończyć rozgrzebaną pracę, odkąd jednak związała się z Josephem, a na świat przyszła ich córka, Grace obiecała sobie, iż nie będzie stawiać zawodowych zobowiązań ponad rodzinę. Kilka uwag, odnotowała na marginesie, aby jutro nie stracić czasu w próbach odnalezienia się wśród tego, co rozpracowywała. Wszystkie wylądowały w szufladzie w biurku, wychodząc z biura, pożegnała się ze współpracownikami.
Idąc wąskim i nieprzyjemnie ciasnym korytarzem, zarzuciła listonoszkę na jedno ramię. Zaszła jeszcze do techników, aby upewnić się, że wyniki ze zleconych laboratorium badań będą na pewno jutro, a koroner zdąży im przekopiować swoje protokoły i równo o szesnastej piętnaście, pchnęła drzwi wyjściowe z komisariatu.
Dzień był słoneczny, choć rześki. Mimo niskiej temperatury, Grace nie mogła się powstrzymać, aby nie odsłonić szyi z poł wełnianego szalika i nie uśmiechnąć się do coraz to niższego słońca. Zanim wrócą do domu, najprawdopodobniej będzie już szaruga. Rozejrzała się po parkingu, a dostrzegłszy znajomy samochód, ruszyła w jego stronę, wesoło przeskakując po dwa stopnie na raz.
Machnęła ręką na do widzenia jednemu detektywowi, który minął się z nią w drodze do domu. Obróciwszy się lekko na palcach, stanęła przed drzwiami kierowcy, a gdy tylko Joseph otworzył je, skradła mężowi buziaka.
- Punktualnie jak zawsze - stwierdziła, oddając Callahanowi swoją torebkę. Zajrzała przez opuszczoną szybę na tylne siedzenie, gdzie Lily nie mogła wysiedzieć w foteliku, radośnie krzycząc mama! mama! mama! Wyściskała ją, mierzwiąc kosmyk, który wypadał z kucyka.
- Nie dałaś się namówić tacie na warkoczyka, co? A opaska pewnie leży pod siedzeniem? - nacisnęła palcem na nos dziewczynki, która już była w połowie opisu dnia, jaki spędziła z Josephem oraz Accio. Wysłuchała małą do końca, dopytując, gdzie dokładnie byli i co przynieśli z warzywniaka, który mijali w drodze powrotnej, po czym zajęła miejsce pasażera. Lily, zainteresowała się liskiem doczepionym po torebki Grace; naciągnęła pasy, wpinając je i kładąc dłoń na ręce Josepha. Zultainowe oczko w pierścionku iskrzyło się niczym pryzmat.
- Prosto do domu, czy znowu wpadłam w sidła Waszego niecnego planu, aby pojechać na plaże bądź na rurki z kremem do cukierni? - Lily wcale, a wcale nie wypaplała w potoku słów, iż tata obiecał jej gorącą czekoladę za to, że grzecznie wysiedzi, kiedy będzie ją czesał.
Mów mi kocie. Piszę w 3 os. l.poj. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię z Josephem? Tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Muzykę, która akurat gra mi w duszy..

Podstawowe

Odpowiedz