Chciała być niezależna. Naprawdę. Tyle tylko, że była pielęgniarką, a nie elektrykiem. Tym razem poległa. Szybkie szycie szwów, robienie zastrzyków i podawanie leków – najmniejszy problem. Zejście do piwnicy, kiedy stara elektryka w domu babci poszła w cholerę – to było wyzwanie. Szczególnie że już od dłuższego czasu powtarzała seniorce rodu Sherbournów, że w tym domu przydałby się porządny remont. Kobieta jednak nie chciała o tym słuchać, bo sama nie miała wystarczających pieniędzy, a wnuczce nie pozwoliła za nic zapłacić.
Clary widziała, że zaraz przyjdzie taki moment, że nie będzie wyjścia. Kombinowała nawet, żeby wysłać babcie do jakiegoś sanatorium i samemu ogarnąć temat podczas jej nieobecności. Miała nadzieje, że to wyjdzie.
Siedziała właśnie na kamiennym schodku przed domem z jasnej cegły z charakterystycznymi, czarnymi drzwiami, które były okrągłe na górze. Domek był stary, specyficzny typowy angielski
cottage house. Porośnięty bluszczem, z krótkim podjazdem i wielką oranżerią, która wychodziła na tylny ogród. Piękny i urokliwy, ale stary… To niestety był jego problem.
Większym problemem byłą też chyba sama właścicielka. Uparta jak osioł właśnie sama próbowała w piwnicy ogarnąć elektrykę. Clary postanowiła zadzwonić po jedynego człowieka, który potrafił uratować ją w opresji i właśnie na niego czekała, opierając łokcie na kolanach, żeby łatwiej było jej trzymać głowę z niezbyt zadowoloną miną.
Wstała, widząc, że na podjeździe pojawia się Keith i podbiegłą do niego: -
Chwała Ci, że się zgodziłeś. Babcia właśnie sama próbuje coś zdziałać. Jak jej mówiłam, że trzeba w końcu wymienić całą instalację to uparła się, że jeszcze działa. No i mamy, klops.