Szczerze nie miała zielonego pojęcia, co ją podkusiło, że napisała do C.J’a po takim czasie, a już tym bardziej była zdziwiona, że przystał na jej propozycję. Od ostatniego spotkania widywali się przelotnie na terenie Orchardu, wymieniali zdawkowe kwestie, które głównie opierały się na czysto praktycznych aspektach:
C.J, czy mógłbyś… Eveline, kiedy boks będzie… Doprowadzało ją to do szaleństwa. Czy zrobiła coś źle? Nie zauważyła aluzji? Nieświadomie pokazała, że robi sobie jakieś nadzieje po zaledwie dwóch spotkaniach niemal
sam na sam? Niezależnie od powodu tego stanu rzeczy, trwała w tej znajomości tak, jak wcześniej – specjalnie spacerowała na trasach, gdzie mężczyzna miał w zwyczaju organizować pokaz brakdance. Oglądała je, będąc z boku, choć na tyle blisko, na ile pozwalała jej reszta publiki. Czy chciała być zauważona? Nie. To było dobre dla atencyjnych fanów, reporterów, gazet, a Eve chciała po prostu kibicować osobie, którą widziała niegdyś w zupełnie innym repertuarze – tańczącego odpowiednie kroki, niemal w stu procentach zgodne z oryginalną choreografią, jednocześnie śpiewającego piosenkę Elsy z Krainy Lodu. Tyle się od tamtego czasu pozmieniało i choć zachowywali wobec siebie dystans, to w oczach mężczyzny nadal widziała mężczyznę z tamtego właśnie dnia. Wesołego, rozluźnionego, śmiejącego się pełną piersią.
Stała przed mało atrakcyjnie wyglądającym klubem Ballie Ballerson przy którym ostatecznie się umówili. Przestępowała z nogi na nogę, próbując nie ścierpnąć z chłodu, który zaskoczył ją dzisiejszego wieczoru. Wypatrywała. Czekała. Była zbyt wcześnie, definitywnie przed czasem, jak zawsze zresztą, ale tym razem było to spowodowane szczwanym planem powtórzenia tamtego wieczoru, w końcu nie bez powodu wybrała akurat to miejsce. Spoglądała na zegarek, by pilnować umówionej godziny, którą ustaliła wcześniej z prowadzącym – ponoć karaoke miało się zacząć za pół godziny, akurat, by móc jeszcze wymienić kilka zdań i coś wypić. Niecodziennie bywały tu takie atrakcje, ba, był to jeden z pierwszych wieczorów karaoke w tym klubie, więc nawet jeżeli C.J coś wcześniej podejrzewał, to zdecydowanie nie tutaj.
Odwróciła wzrok w północną część ulicy i uśmiechnęła się półgębkiem na widok zbliżającej się, znajomej sylwetki. Wyprostowała się, bo choć odznaczała się neonową czapką, to jednak była karyplem, który o zmierzchu mógł być mało widoczny. –
Dobrze cię widzieć przed czasem – cisnęła słowami, zachowując ironiczną, chrypliwą nutę w głosie, ot dla przypomnienia nie zwyczajowej punktualności tejże dwójki, a bywało z nią różnie, szczególnie w ostatnim czasie, gdy mieli mieć ze sobą styczność, przynajmniej w odczuciu kruczowłosej.
Wetknęła dłonie w kieszenie i poprowadziła mężczyznę do środka, wprost do baru, po drodze zostawiając nadmiar odzienia w szatni z której zgarnęła numerek. Klub nie wyglądał na tyowe karaoke, żadnych reklam, żadnych ulotek na temat atrakcji wieczoru, sprzęt jeszcze nie został rozstawiony, ot grała muzyka z głośników, która zmuszała klientów do lekkiego podnoszenia głosu przy rozmowie. Rozsiadła się na stołu na tyle, na wygodnie na ile było to możliwe, zamówiła podwójną szkocką, ewidentnie czując, że musi się bardziej przygotować na dzisiejszy wieczór i wreszcie obróciła się w kierunku Marshalla. Podekscytowanie aż z niej emanowało, choć tak bardzo starała się nie zdradzić. –
Widziałam cię w zeszłym tygodniu, już lepiej trzymasz kolana przy virgin flares, trochę ci to zajęło – mruknęła z przekąsem, serwując mężczyźnie lekkiego kuksańca. Zupełnie tak, jakby nic się między nimi nie zmieniło. Irracjonalne.
Otrzymała swojego drinka i z marszu upiła z niego dwa łyki, mając nadzieję, że zdąży przyjąć tę dawkę jeszcze kilkukrotnie bez zagrożenia, że jej tajemnica wyjdzie na jaw. Uśmiechnęła się pod nosem, nie mogąc się powstrzymać. –
Coś się ostatnio zmieniło? Opowiadaj – przybrała ton nader poważny, wręcz teatralny, jakby od jej przedpołudniowego wyjścia ze stajni miało nastąpić całkiem pokaźne apogeum wybryków. Od razu widać było po niej, że coś jest na rzeczy. Próbowała odwrócić uwagę mężczyzny od rozkładanego sprzętu za jego plecami.
Nagle głośniki zaskrzypiały w charakterystyczny sposób, by po kilku niekontrolowanych piskach mógł wybrzmieć głos prowadzącego dzisiejszego wieczoru -
Witamy na wieczorze karaoke! Trzymajcie się mocno, bo zapowiada się huczny wieczór pełen baśni i bajek! - mężczyzna przemówił tubalnym, przyjemnym głosem -
Nie musicie się wstydzić, mamy już pierwszego zapisanego odważniaka! C.J Marshall i piosenka Pół kroku stąd! Proszę o zachęcające oklaski! - wyrok wybrzmiał z głośników, a w ślad za nim głośny doping ludzi, którzy szukali owego mężczyzny. Eveline zdążyła przybrać udawaną, zaskoczoną minę. Zupełnie tak, jakby sama nie była prowodyrką tego zamieszania. Przecież nie przypadkowo wybrała jedną ze swoich ulubionych piosenek z bajek Disney'a, prawda? Hm, no, może prócz piosenek z Pocahontas, czy filmowego Aladyna, ale te nie do końca jej tu na start pasowały.
@Charlie Jared Marshall