Byłaś głupia.
Te dwa słowa niczym jak bumerang wracały do umysłu dwudziestosześciolatki, odkąd tylko się obudziła. Dzisiejszy dzień był ostatnim, w którym przebywała w obecnym lokum. Bo tak, była głupia, umiała przyznać to sama przed sobą. Gdy na trzeźwo spoglądała na całą swoją sytuację, potrafiła stwierdzić, że przez Aarona straciła zupełnie głowę. Zarazem była dobrym dowodem na to, że miłość potrafiła naprawdę zaślepić człowieka. Choć teraz nie pałała niczym pozytywnym w stosunku do swojego już byłego męża, wcześniej było zupełnie inaczej. Na tyle zauroczyła się i później zakochała, że zaniechała przez jakiś czas swój osobisty rozwój na rzecz sympatii. Dopiero z czasem dotarło do niej jak wręcz nisko upadła. Nie pasowała do roli kobiety zajmującej się domem i dobrobytem męża, która nie miała przy tym własnych zainteresowań, a jej jedynym priorytetem było urodzenie i wychowywanie dzieci. W przeciwieństwie do wielu kobiet, Madeleine miała możliwość rozwoju kariery, która umożliwiała jej bycie niezależną od nikogo. Chciała teraz taka być, chciała wrócić na właściwe tory, jakie obrała zanim poznała Aarona.
Będąc już w drodze do swojego nowego miejsca zamieszkania, zastanawiała się nad tym co by się stało, gdyby jednak nie poroniła. Pewne było, że obecnie siedziałaby na fotelu, lada moment wchodząc w trzeci trymestr ciąży. Ale co dalej? Czy odnalazłaby się w roli matki? I czy miałaby jeszcze czas i w ogóle możliwość na podjęcie się jakiegoś zawodu? Choć dzieciom nie mówiła nigdy kategoryczne "nie", ale na ten moment nie czuła się gotową na bycie matką. Może i inne kobiety z pociechami obrzuciłby ją błotem na myśl, że Madeleine nawet się cieszyła, że tak się to ostatecznie potoczyło, ale prawda przedstawiała się właśnie tak a nie inaczej. Fakt, że jej organizm zdecydował się samoistnie pozbyć się płodu, tylko ułatwił jej drogę do podjęcia tak trudnych decyzji jak rozwód i wyprowadzka. Po tych wszystkich przykrościach jakie zafundował jej mąż, nawet nie było jej żal, że go zostawiła. Jedynie kogo w tym wszystkim było jej żal to jego konia, który stracił osobę, która się zajmowała jego treningami, bo jego pożal się boże właściciel mało kiedy miał na niego czas. Choćby chciała, niestety nie była w stanie Drago przejąć. Wiedziała, że Aaron by tego nie chciał, a ona sama raczej nie byłaby w stanie normalnie na tego konia patrzeć. Już czuła się nieswojo, gdy wierzchowca zobaczyła po raz ostatni. Jak niegdyś cieszyła się na jego widok i to że będzie mogła na nim zaraz pojeździć, tak teraz budził w niej niechęć. Tak bardzo przypominał jej o Aaronie.
Samochód odjechał, zostawiając Madeleine przed drzwiami nieznanego domu z walizkami zapełnionymi głównie jej ubraniami. Nie pracowała za wiele, wcześniej wręcz wcale. Ostatnio udało jej się załapać parę zleceń na tłumaczenia pisemne, by móc w razie czego mieć odłożony jakiś budżet na start i zapłacenie pierwszych opłat. A tak? Może i miała w czym przebierać jeśli chodzi o ubrania czy biżuterie, ale żadne z tych rzeczy nie było kupione przez nią tylko przez jej męża. Mu to nie przeszkadzało, przynajmniej jego "lalka" wyglądała szykownie i markowo. Jak teraz, choć nie była to pełnia możliwości Madeleine. Miała na sobie beżowe i luźne spodnie w typowo kobiecym i eleganckim kroju, w podobnej kolorystyce utrzymywał się też długi płaszcz, który miała rozpięty. Botki na obcasie były koloru czarnego, zaś golf o dopasowanym fasonie - białego. Mad, jak na siebie, była dzisiaj wręcz ubogo ozdobiona biżuterią, gdyż oprócz zegarka wskazówkowego, którego obecnie pod rękawami płaszcza nie było widać, miała na sobie tylko wiszące złote kolczyki. Była w pełni umalowana, ale w na tyle naturalnych barwach, że aż tak nie rzucał się w oczy, a przynajmniej jej by się to nie rzuciło. Płytki paznokci u jej dłoni były pokryte lakierem hybrydowym w odcieniu pastelowego różu. Na stylizowanie włosów nie starczyło jej dzisiaj chęci, więc luźno rozpuszczone opadały na jej ramiona.
Zanim zdecydowała się zadzwonić dzwonkiem, uniosła wzrok, by rozejrzeć się i przyjrzeć się obecnemu budynkowi. Próbowała się pocieszyć, że aż tak diametralnej zmiany przecież nie będzie. Dom, przed którym obecnie stała był może i mniejszy, ale nadal był domem. Miała nie mieszkać z jedną osobą tylko z dwiema. Tylko o jedną więcej, to nic takiego przecież, co nie? Ale... totalnie nie wiedziała czego się spodziewać po nowych współlokatorkach. Sama Madeleine też nie do końca była przyzwyczajona do dzielenia się przestrzenią z innymi. Mąż był czymś innym, w końcu stanowili związek i się ze sobą znali, a teraz? Dziewczyn nie znała, nie wiedziała czy będą sprawiały problem, czy się z nimi dogada, czy wręcz przeciwnie - będą darły koty ze sobą. Nigdy nawet nie nocowała wcześniej u koleżanek ze szkoły, mało zresztą znajomości miała w tymże okresie. Nie wiedziała nawet i czego mogłaby po sobie się spodziewać.
Cóż, przekona się w ciągu pierwszych dni od przeprowadzki tutaj. Przymknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech, by ostatecznie wcisnąć guzik od dzwonka. Patrzyła z wyczekiwaniem na drzwi aż ktoś jej otworzy, zachowując przy tym kamienną i poważną mimikę twarzy. Zarazem starała się nie ponieść całkowicie zdenerwowaniu, nie może w końcu na start okazywać swoich słabości, prawda?
@Rex Marigold
@Mirabela Garcia