Effie Steinhart
Awatar użytkownika
23
lat
167
cm
kelnerka
Pracownicy Usług
#1

'Cause I'm just holding on for tonight,
Help me, I'm holding on for dear life.


Światło słoneczne prześwitywało przez zasłony w pokoju malarskim; wpadając do niego i opadając na postawioną na środku pokoju sztalugę. Przy niej zaś siedziała sama Effie; wpatrzona w płótno jak w obrazek; trzymając w uniesionej w powietrzu dłoni pędzel. Nie była pewna, kiedy jej myśli popłynęły do przodu i zostawiły jej ciało w tyle; nie była pewna, kiedy utraciła skupienie i zamiast tego dała się ponieść wszystkiemu temu, co siedziało w niej od wielu lat. Od kiedy tak się zatracała? Przecież to ona była tą rozsądną. Tą, która wiedziała jak się zachować i tą, która nigdy nie siedziała z głową w chmurach. Kiedy to się zmieniło? Nie wiedziała. Nie chciała wiedzieć. Trzy lata temu jej życie zmieniło się całkiem w oka mgnieniu; od tamtej pory wypierała to, udając przed wszystkimi — przed sobą — że wszystko jest w porządku i wcale nie potrzebuje pomocy.
To musiała być jakaś ironia, że na zewnątrz była twarda; a w środku kryła się rozbita dziewczyna, która nie miała sił na nic poza rozpaczliwym krzykiem. Starała się na co dzień nie myśleć o tym, co było — i o tym, co miało przyjść, ale to w dni takie jak te, kiedy była całkiem sama i wpatrywała się pusto w płótno; to właśnie w te dni wszystko zwalało się na nią. Cały ułożony starannie mur rozsypywał się niczym domek z kart i zostawały tylko emocje.
Żywe emocje, które uderzały w nią w niczym najgorszego wroga; atakowały ze zdwojoną siłą, nieustannie otwierając stare rany i sprawiając, że desperacko próbowała złapać oddech; niczym tonący, potrafiła myśleć tylko o tym, by wytrzymać jeszcze trochę. Zmuszały ją do myślenia o tym, co tak mocno wypierała; wyciskały łzy z oczu i pozostawiały ją w gorącym bólu; jak gdyby płonęła żywcem. Czasami to uczucie stawało się nazbyt realne; czasami stawało się rzeczywistością. To we właśnie takich momentach Effie zrywała się na równe nogi, próbując otrząsnąć się z tego stanu; jedynie po to, by złapać się najbliższej powierzchni i przycisnąć dłoń do klatki piersiowej.
Kłucie. Przeklęte kłucie, jak gdyby ktoś wbijał jej w serce grubą szpilkę. Kołatanie serca; jak gdyby było wystraszonym ptakiem, obijającym się o pręty klatki i rozpaczliwie próbującym się wydostać. Czasami miała wrażenie, że jej własne ciało miało misję, by ją zniszczyć; to te momenty boleśnie wręcz uświadamiały jej, że być może walka jest bezsensowna. Przecież to, co ją trawiło od środka — nie tylko psychicznie — było nieuleczalne. Czy przyszło jej się pogodzić ze świadomością, że skończy tak jak młodsza siostra? Kilka metrów pod ziemią, zimna i nieruchoma; że jej rodzina znowu będzie rozpaczać nad zmarłą córką; czy nie miała innego wyjścia niż skazać ich na kolejną tragedię? Nie wiedziała. Nie chciała wiedzieć; a jednocześnie fanatycznie wręcz potrzebowała wiedzieć. Z drugiej strony — na co by się jej to zdało? To z tego właśnie powodu nie pisnęła o tym ani słowa rodzinie, z uśmiechem na twarzy okłamując ich, że wcale jej nic nie jest, a przypadłość, która dotknęła najmłodszą z nich , jest jej całkiem obca.
Dzwonek do drzwi. Dźwięk wyrwał ją z myśli; dopiero teraz zorientowała się, że stoi pochylona przy stole, kurczowo ściskając swoją klatkę piersiową; na folii znajdującej się na podłodze leżało przewrócone wiaderko czerwonej farby. Kopnęła je? Musiała. W głowie się jej kręciło. Mimo to Effie zdecydowanym ruchem wyprostowała się i potrząsnęła lekko głową, by się otrząsnąć; odczekała jeszcze chwilę, wreszcie puszczając pierś i otarła pobliską szmatką pot z twarzy, by następnie opuścić pokój malarski i skierować się w stronę drzwi. Podejrzewała, kto to mógł być; nie miała najmniejszej ochoty go teraz widzieć. Zatrzymała się w przedpokoju; może powinna udawać, że nie ma jej w domu? Ale potem dzwonek rozbrzmiał raz jeszcze i zmusiła się, żeby się ruszyć; płynnym ruchem otwierając drzwi — stając w nich z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej i marszcząc brwi, gdy jej wzrok padł na Elliota. Oczywiście, że to on.
— Co, rodzice wyrzucili cię w końcu z domu? — mruknęła w końcu, choć niezbyt w nastroju do żartów; i najzwyczajniej w świecie obróciła się na pięcie, by udać się do kuchni; dobrze wiedząc, że brat i tak czy siak podąży za nią. Zacisnęła usta w cienką linię, kiedy zaczęła przygotowywać herbatę; i odczekała moment, aż w końcu z powrotem spojrzała na bliźniaka, długą chwilę po prostu go obserwując.
— Wyglądasz, jakbyś tydzień nie spał — burknęła w końcu; chwilę poświęcając na to, by nastawić wodę i przygotować dwa kubki, by następnie oprzeć się o blat i znowu skrzyżować ramiona na klatce piersiowej. — Jeżeli chcesz znowu pożyczyć kasę, to nie mam. Jak zaczniesz narzekać, że nie mam mleka w lodówce, to dostaniesz kubkiem w łeb.
Umilkła na chwilę, po czym westchnęła ciężko; pokręciła lekko głową, ale jej wyraz twarzy złagodniał, gdy wbiła oczekujące spojrzenie w brata.
— Przyszedłeś tak po prostu pogadać czy coś się stało?

@elliot steinhart
Mów mi echo. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie, jeżeli chodzi o sceny erotyczne.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nic strasznego.

Podstawowe

Dla użytkownika

elliot steinhart
Awatar użytkownika
23
lat
180
cm
dziś w eastbourne, jutro na końcu świata
Prekariat
Tego dnia, gdy tylko zamknął za sobą drzwi domu w Sovereign, chłód zimnego, styczniowego powietrza uderzył w Elliota ze zdwojoną siłą.
W Eastbourne był zaledwie od tygodnia, ale od samego początku marzył o tym, by jak najszybciej ruszyć w dalszą trasę. Nie lubił tego miasta. Od przeszło trzech lat kojarzyło mu się wyłącznie ze śmiercią siostry i jej widmem, które od dnia pogrzebu pojawiało się przy nim zawsze, gdy tylko tu powracał. Będąc w domu rodziców, nie czuł się jak w domu; cokolwiek to mogło znaczyć. W swoim ciele czuł się obco, a odbicie w lustrze, któremu przyglądał się na co dzień, z dnia na dzień coraz mniej przypominało osobę ze zdjęć jeszcze sprzed kilku lat — zamiast tego, spoglądając na własną twarz, widział w niej wyłącznie obcego człowieka, którego żal przepełniał do tego stopnia, by ten przestał myśleć logicznie.
I taka właśnie była prawda — Elliot Steinhart już dawno temu utracił ostatnie resztki zdrowego rozsądku, o wszystko winiąc nadchodzącą wolnym krokiem śmierć. To w końcu ona zżerała go od środka, to ona zamiast dać mu spokój powoli trawiła jego organizm. On natomiast na wszystko jej pozwalał, cierpliwie czekając, aż będzie już za późno — aż sam podzieli losy młodszej siostry, nigdy nie dowiadując się od lekarzy, że miał jakąkolwiek szansę. Jej istnienie bowiem przekreślił już lata temu, stawiając na sobie wyrok jeszcze tego samego dnia, w którym od ojca dowiedział się, że Ellie niedługo umrze. Od tamtej pory cały czas trwał w zaparte, gdy odmawiał wizyt u lekarzy; lekceważąc każdą możliwość, nie słuchając o obiecujących terapiach, nie interesując się żadnym nowym przełomem w medycynie, który zamiast zbliżać go do śmierci, mógł dla odmiany pomóc wyrwać się z jej macek. I choć w głębi duszy nie chciał umrzeć za szybko, jego zachowanie wcale na to nie wskazywało — po kraju jeździł z obcymi ludźmi, podejmując coraz to gorsze decyzje, jakby tylko w ten sposób mógł sobie poradzić z przekonaniem, że i tak czeka go śmierć. I to właśnie przez to zamienił się w pieprzonego egoistę.
Chcąc nie chcąc, nie zauważał przecież tego, co w międzyczasie działo się z jego siostrą. Nie dostrzegał momentów, w których zwalniała tempo, mierzyła się z bólem, od środka powoli rozpadała na małe kawałki. Nie było go w mieście wtedy, kiedy siedziała zamknięta w swoim domu, z nikim nie dzieląc się wynikami badań. Nie było go przy niej, gdy tamtego dnia poszła do lekarza, bo sam zdążył już uciec; nie myśląc ani przez moment o tym, co poczują inni, nie zastanawiając się, czy Effie też niedługo umrze.
Być może wyjechał właśnie po to, by tego nie wiedzieć.
Teraz jednak był na miejscu, po raz kolejny w tym tygodniu zjawiając się pod domem Effie i zgrzytając zębami z zimna tak długo, jak musiał czekać aż jego bliźniaczka wreszcie mu otworzy. - Dłużej się nie dało? - burknął na jej widok, ale nie ociągając się wszedł do środka, próg wynajmowanego przez siostrę szeregowca przekraczając, gdy ta zniknęła już w głębi domu, Elliota jak zwykle zostawiając daleko w tyle. Mimo to, dołączył do niej w kuchni już kilkanaście sekund później, krzywiąc się, gdy przypomniał sobie jej pierwsze słowa. - Bardzo śmieszne, ha-ha. Starzy to mnie teraz uwielbiają. Do-sło-wnie. Ostatnio rzuciłem luźno w jakiejś rozmowie, że dawno nie jadłem sernika i mam ochotę na sernik. Wiesz co matka robiła następnego dnia z samego rana? PIEKŁA DLA MNIE SERNIK - opowiedział z wyraźnym podekscytowaniem, z miną pod tytułem tak było, nie zmyślam, jednocześnie przegrzebując bez pytania kuchenne szuflady w poszukiwaniu zapalniczki. - Jakbyś chciała kawałek to wpadnij jutro, może coś jeszcze zostanie. Bo pamiętasz, że nadal jesteś u nas mile widziana, prawda? A Sovereign zawsze będzie twoim domem? - dorzucił zaraz potem prześmiewczo, naśladując głosem ich matkę, której standardową formułką przy żegnaniu któregoś z ich dwójki były teksty w tym stylu. Nadal cię z tatą kochamy, wiesz przecież, że zawsze możesz do nas wrócić, twój dom zawsze będzie tutaj. Nikogo nie oszukując, jak widać na załączonym obrazku, Elliot ciągle z tego korzystał.
- Zabawne, bo im dłużej patrzę na ciebie, tym coraz bardziej mam wrażenie, że i tak wyglądam lepiej - na moment oderwał wzrok od jednej z szuflad, w której wypatrzył wreszcie to, czego szukał, przenosząc go na siostrę; nie odmówiłby sobie przecież przyjemności z patrzenia jak się denerwuje. Ale zanim zdążyła pacnąć go ręką, uderzyć w bolące od wczoraj ramię czy cokolwiek powiedzieć, chwycił za zapalniczkę i z szerokim uśmiechem na ustach odskoczył na bok tak, żeby nie mogła go dosięgnąć. - Kłamiesz. Zawsze masz mleko - i choć w lodówce faktycznie nie było mleka, i tak dla pewności musiał do niej zajrzeć, zupełnie świadomie ignorując przy tym wzmiankę o pieniądzach, które chwilowo, dopóki siedział w rodzinnym mieście, i tak nie były mu potrzebne. Prędzej czy później jednak sam zdawał sobie sprawę, że albo zwróci się z prośbą o pożyczkę do Effie, nie chcąc nadwyrężać więcej kieszeni rodziców, albo znajdzie kolejną dorywczą pracę, którą rzuci po tygodniu. Znając go druga opcja wygrywała — jeśli nienawidził czegoś bardziej niż tego, że jego siostra urodziła się dwadzieścia minut przed nim, to właśnie prosić ją o pieniądze. - Masz coś do jedzenia? Nie to, że nie jadłem śniadania, pytam z ciekawości - dopytał po chwili, zamykając wreszcie lodówkę, w której nic ciekawego nie znalazł, by wyczekujące spojrzenie przenieść koniec końców na swoją bliźniaczkę. - Geeez, czy ty naprawdę myślisz, że przychodzę tu tylko wtedy, gdy coś się dzieje? - choć jęknął pobłażliwie, spoglądając na nią spod ukosa, Effie nie była w błędzie; a sam Elliot, mimo, że robił to wyjątkowo niechętnie, po raz kolejny musiał przyznać przed samym sobą, że jego bliźniaczka zna go prawdopodobnie lepiej niż on samego siebie. - Być może napomknąłem ostatnio mamie, że zostaję trochę dłużej w mieście. Być może - burknął wreszcie pod nosem, bawiąc się trzymaną w dłoni zapalniczką z postanowieniem, że i tak wyjedzie stąd tak szybko, jak będzie to możliwe.

@Effie Steinhart
Mów mi elu. Piszę w trzeciej czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię maybe next time.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: lanie wody.

Podstawowe

Effie Steinhart
Awatar użytkownika
23
lat
167
cm
kelnerka
Pracownicy Usług
Śmierć.
Zabawne. Przecież była już z nią zaznajomiona. Wiedziała jak wygląda. Śmierć była cicha. Podstępna. Nie liczyła się z nikim ani z niczym; nieubłaganie pędziła przed siebie, zabierając ze sobą tych, których miała na liście. Śmierć była złodziejem. Kradła czas. Kradła bliskich. Kradła wszystko, doprowadzając rodziny do ruin. Obdarowywała ich tym cholernym bólem w sercu; wyciskała łzy z oczu i sprawiała, że chciało się krzyczeć. Śmierć była wszechobecna; choć większość ludzi nie myślała o niej na co dzień. Bo i czemu mieliby? Przecież nie umierali każdego dnia po trochę, nie bali się, że każdy kolejny ruch może okazać się zdradliwy. Większość ludzi nie siedziała po nocach - nie zastanawiała się nad tym, co będzie jutro zamiast w najlepsze sobie spać. Większość ludzi nie walczyła tak rozpaczliwie z łzami, kiedy patrzyła na wyniki swoich badań. Większość mogła zostać w przekonaniu, że będą żyć jeszcze długo i szczęśliwie.
Effie już dawno przestała wierzyć w bajki.
Bardzo chciała być pogodzona ze śmiercią. Traktować ją jak starą przyjaciółkę, a nie jak wroga czy zagrożenie, które musi wyeliminować. Wiedziała przecież, że przyjdzie. Prędzej czy później zabierze i ją; zostawiając jej rodzinę z jedynie wspomnieniami i dziurą w sercu. Wiedziała to przecież doskonale. Powtarzała to sobie każdego dnia, próbując wbić to sobie do tego swojego głupiego łba; że nie ma się co bać, że każdy kiedyś umrze, że nieważne jak bardzo by się starała, to samej śmierci pokonać nie może. A jednak... Nieważne, ile razy by to sobie mówiła, nieważne ile razy by wbijała sobie ten nóż w serce, raz po raz, to nadal się bała. Cholera, bała się jak małe dziecko. Nie mogła przestać się bać i to chyba było najbardziej frustrujące. Nie chciała umierać. Boże, przecież miała jeszcze tyle do zrobienia; a czas, zdawało się, uciekał jej przez palce. Desperacko próbowała się go chwytać i sprawić, by choć na chwilę zwolnił, ale nic nie działało. Była uwięziona w klatce, do której nie było klucza. Była więźniem własnego ciała i chciało się jej przez to płakać. Nie chciała umierać. Nie chciała stracić również brata.
Bolało ją to, jak Elliot podchodził do całej sprawy.
Nie mogła go zmusić, żeby poszedł się przebadać. Nie mogła nic z tym zrobić. Miała ochotę wydać z siebie żałosny wrzask i po prostu rozpaść się na milion kawałeczków. Zazdrościła mu tego, że miał dość sił, by wynieść się z Eastbourne; robił co chciał. Również był więźniem, ale przynajmniej na swoich zasadach. A ona? Ona nie umiała nawet pojechać na dłuższą wycieczkę do pobliskich miast bez tego przytłaczającego lęku, że to się źle skończy - że jeżeli wyjedzie z Eastbourne, to umrze, że jeżeli umrze, to poza domem. Irracjonalny lęk paraliżował ją całą, sprawiając, że kurczowo trzymała się tego swojego małego domku w tym miasteczku; że nie umiała zrobić krok poza to, co znała. Przecież mogłoby to pochłonąć ją całą. Zaburzyć i tak już bardzo kruchy świat, który tak pieczołowicie sobie zbudowała.
Elliot burzył jej ten cały świat za każdym razem, gdy pojawiał się w Eastbourne.
Bo jakby nie mógł go burzyć? Przypominał jej o tym, co miała stracić. Przypominał jej, że jest jedynie żałosną malarką, która i tak niczego nigdy nie osiągnie, bo po prostu zabraknie jej czasu. I w tym był cały problem. Czuła wobec niego złość. Smutek. Rozczarowanie. A jednocześnie bardzo nie chciała, by wiedział, przez co ona przechodzi. Co by to dało? Znowu by uciekł. Zawsze uciekał. To ona była tą, która stała równo na dwóch nogach i nie poddawała się mimo przeciwności losu. Czy to źle, że choć raz chciała być tą, która ma trochę łatwiej? Do jasnej cholery, miała ledwo dwadzieścia trzy lata, a stanowiła już podporę dla całej rodziny! Podnosiła matkę, gdy ta nie miała na nic sił; wspomagała ojca w pracy, gdy ten miał jedynie ochotę się załamać. Przejęła tę rolę, pozwalając Elliotowi na kompletne wycofanie się i spełnianie swoich zachcianek. Była zmęczona. Bardziej, niż chciałaby to przyznać. I miała kompletnie dość zachowania swojego brata. Czy nie mógł, choć raz, docenić tego, co wszyscy dla niego zrobili? Czy nie mógł choć raz zachować się normalnie, zamiast być kompletnym błaznem?
Effie złapała się na tym, że zwyczajnie zamarła tam, gdzie stała; a słowa brata docierały do niej jak przez mgłę. Jej wyraz twarzy był dość pusty; już przecież bardzo dobrze nauczyła się skrywać swój smutek, ból i zmęczenie. Nikt nie wiedział, przez co przechodziła, gdy zamykała się w swoich czterech ścianach. nikt nie wiedział, że to dopiero wtedy rozpadała się na kawałki, by rankiem skrupulatnie pozbierać się do kupy - choć za każdym razem było tylko trudniej. Machinalnie uniosła dłoń, pocierając skórę między obojczykami, aż w końcu wydała z siebie coś na kształt prychnięcia, przenosząc ostre spojrzenie na swojego bliźniaka. Niekiedy miała mu ochotę wykrzyczeć wszystko w twarz; ale nigdy tego nie robiła. Brak jej było sił, by powiedzieć mu prawdę.
Czym było to, że nikomu nie powiedziała - tchórzostwem, czy odwagą?
— Cóż, gdyby to mój syn pojawiał się w domu raz na pierdolony ruski rok, to chyba też bym próbowała zrobić wszystko, żeby go zatrzymać — wręcz warknęła w jego stronę, marszcząc brwi; odwróciła od niego wzrok, by zmusić się, by się uspokoić; a następnie odepchnęła się od blatu, gdy czajnik wydał z siebie odgłos sygnalizujący, że już woda gotowa. W milczeniu, unikając w ogóle patrzenia na Elliota, przygotowała im herbatę; czując się, jakby musiała przedzierać się przez gęstą ciecz, by w ogóle zrobić jakikolwiek ruch. Już wkrótce na stole kuchennym, gdzieś koło Elliota, wylądował jeden kubek z gorącym napojem; niedaleko zaś stanął cukier i łyżeczka wraz ze spodeczkiem na torebki; zaś sama Effie wróciła na swoje poprzednie miejsce, tym razem jednak krzyżując ramiona na klatce piersiowej, by w końcu z powrotem móc prześwidrować brata spojrzeniem. Niekoniecznie chciała okazywać mu aż taką wrogość; ale sam fakt tego, że tu przyszedł i próbował panoszyć się, jakby to on był tutaj panem i władcą; to sprawiało, że krew w niej wrzała. Nigdy nie lubiła bezczelności.
Po śmierci Ellie wszystko się zmieniło. Kiedyś, przecież, wszystko robili razem. Bawili się i dokuczali sobie wszyscy we trójkę; trzymali się wspólnie. Jeżeli jedno miało kłopoty, to pozostała dwójka pędziła mu na ratunek. Kochali się nade wszystko; wtedy w ich świecie istniało tylko słońce oraz tęcze i nic nie mogło im tego zepsuć. Boże, wierzyli przecież, że będą razem na zawsze.
A potem spadł deszcz i nic już nie miało sensu.
Effie ledwo pamiętała te pierwsze dni po pogrzebie; choć nie okazywała smutku i twardo się trzymała, to działała na autopilocie. Wyłączyła się i oddała stery tej racjonalnej części siebie. Czuła się wtedy, jak gdyby oglądała film; stała i oglądała życie kogoś innego. Była otępiała i mało co do niej docierało. Potrafiła przywołać obraz zrozpaczonej matki i załamanego ojca. Potrafiła przywołać obraz łez Elliota. Czy sama wtedy płakała? Nie umiała sobie tego przypomnieć. Potrafiła przywołać to, że ludzie plotkowali, że to ona nie miała uczuć; bo nie rozpadła się na kawałki jak reszta rodziny. Od tamtej pory nad ich rodziną wiecznie wisiały ciężkie czarne chmury; i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek miałoby się poprawić.
Jasne, że nauczyli się jakoś ruszyć dalej; ale każde z nich nadal tkwiło w tragedii z przeszłości. Rodzice chcieli ich mieć blisko siebie, bo bali się, że ich też stracą. Elliot uciekał przed widmem śmierci, nie pozwalając sobie na stanie twarzą z twarz z konsekwencjami.
Effie stała się mistrzynią w udawaniu, że wszystko w porządku i wcale nie gnije od środka.
— Nie lubię sernika, kretynie — mruknęła jedynie w końcu, wzruszając ramionami; nie było to do końca prawdą, ale jakoś nie miała ochoty widzieć się z rodzicami. Utrzymywała, że jest niezwykle zajęta studiami oraz pracą; jeżeli by się teraz z nimi zobaczyła, to miałaby problem utrzymać maskę na buzi. — Przestaniesz ty się choć na chwilę wydurniać? Dobrze wiesz jaka jest mama. A ty z całą pewnością jej w niczym nie pomagasz. Ona się ciągle boi, że przepadniesz gdzieś na zawsze w tym wielkim świecie, a ty sobie robisz z tego jaja. Brawo, Elliot, to naprawdę super.
Zacisnęła dłonie w pięści, opuszczając wzrok - i wydała z siebie ciężkie westchnięcie, machając jedynie dłonią na jego słowa, że z ich dwójki to on obecnie wygląda lepiej. Ciekawe dlaczego. Może by inaczej zaczął mówić, gdyby wiedział, jaka jest sytuacja. Mimo to... Z powrotem na niego spojrzała; tym razem z troską i z pewną dozą smutku - jej wzrok złagodniał, tak samo jak jej postawa; a brwi nieco uniosły się do góry.
— Jak jesteś głodny, to w lodówce mam resztki z wczoraj, które pewnie przegapiłeś, bo są w dolnej szufladzie, do której nigdy nie patrzysz. Spaghetti. Jak się nie podoba, to zrób coś sam — powiedziała, już ciszej, unosząc kącik ust do góry, by zaraz wzruszyć jeszcze raz ramionami. — Elliot, ty przychodzisz do mnie jedynie wtedy, gdy nie chcesz gadać z rodzicami lub potrzebujesz albo kanapy do spania, albo jakiejś kasy. Mam ci przypomnieć ile ci już pieniędzy pożyczyłam? A nawet nie oczekuję, że mi to kiedykolwiek zwrócisz. No więc czego innego mam się po tobie spodziewać, co? — odparła, pół żartem, a pół serio i jeszcze raz wzruszyła ramionami; uniosła dłoń, odgarniając włosy z twarzy i westchnęła ciężko, już otwierając usta, by kontynuować; jednak umilkła praktycznie natychmiastowo, wbijając spojrzenie w brata, gdy padły jego następne słowa.
Być może napomknąłem ostatnio mamie, że zostaję trochę dłużej w mieście. Być może.
Co?
W pomieszczeniu zapadła długa, ciężka cisza; podczas której Effie ledwo co oddychała, jedynie wpatrując się w brata, jakby próbując przetworzyć jego słowa. Mówił serio? Żartował?
— Zostajesz? — wydusiła z siebie w końcu, wybałuszając oczy na chłopaka; serce biło jej mocniej w piersi i cichy głosik z tyłu głowy powtarzał jej, że musi się uspokoić; bo nadmierna ekscytacja nigdy nie prowadziła do niczego dobrego. Zaraz jednak powiedziała sobie, że to przecież Elliot. Nawet, jeżeli tak powiedział, to jutro mogło go już nie być.
To bolało.
— No nikt cię raczej stąd nie wyrzuci. Bylebyś nie pasożytował na kimś. Ojciec ci pewnie pomoże pracę znaleźć, bo o studiach to chyba już dawno zapomniałeś — kontynuowała po chwili, zmuszając się do stabilnego i wręcz znudzonego głosu. — Rób co chcesz, Elliot. Jesteś podobno dorosły. Ale ja i tak nie pożyczę ci teraz kasy, bo nie mam. No i nie możesz na razie u mnie nocować. Zresztą, mnie i tak cały dzień w domu nie ma, a nie ufam ci na tyle, żeby zostawiać cię samego. A jak chcesz mi tu palić, to won na zewnątrz. Nie będziesz mi mieszkania zasmradzać.
Znowu umilkła na długą chwilę, po czym przeczesała włosy palcami; odwróciła wzrok w bok i zacisnęła ustą w wąską linię.
— Skąd właściwie tym razem cię tu przywiało? Widziałeś ostatnio chociaż coś ciekawego?

@elliot steinhart
Mów mi echo. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie, jeżeli chodzi o sceny erotyczne.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nic strasznego.

Podstawowe

Dla użytkownika

Odpowiedz