-
Na całe szczęście marchewka nie zając, Jim. Nie ucieknie Ci nigdzie, masz czas kolego... - Varmus nie przestał mówić, nadal utrzymywał swój spokojny, nieco leniwy, ale przyjazny ton głosu. Przyglądał się przez ten cały czas zwierzęciu, z niebywałą uwagą śledząc jego ruchy. Nie dało się nie zauważyć, jak bardzo Jim był osowiały i wycofany. Jak bardzo został odsunięty na ubocze, tylko i wyłącznie przez fakt, że stracił wzrok. Tylko, ale też
aż przez to, że stracił swój wzrok.
Kiedy ogier odłamywał kawałek marchwi, Varmus nie zmienił nawet o milimetr swojej pozycji. Stał w ten sam sposób, całkowicie rozluźniony. Pomimo faktu, że Jim go nie widział, nie zwalniało to Rana z bycia czujnym i uważnym. To, jaką postawę ciała utrzymywał, miało ogromny wpływ na jego oddech, na to, czy jego głos brzmiał spokojnie. A w tej chwili, dla niewidomego zwierzęcia, które nie jest w stanie rozeznać się w tym, czy ktoś lub coś jest dla niego bezpieczne; to kwestia życia i śmierci.
-
Nie zaglądają tutaj raczej do Ciebie, żeby pogadać, hmm? - bursztynowe tęczówki zatrzymały się na dłoni, w której spoczywał ostatni kęs marchewki
— Wiem trochę, jak to jest, nie zazdroszczę. Serio mówię... Nie wiem, czy jest coś gorszego od pustej przestrzeni, a ty masz jej dwa razy więcej. - Za każdym razem, kiedy mężczyzna dostrzegał, że gniadosz mija się z warzywem, pomagał mu, przesuwając swoją ręką powoli, podkładając mu ją nieco bliżej chrap. Jednakże nigdy prosto pod nie, bez natarczywego podstawiania ręki pod pysk zwierzęcia, bez wykonywania całej czynności odnalezienia smakołyka za Jima.
-
Nie wiem, jak bardzo masz wyszukane kubki smakowe, ale poza marchewką mam jeszcze kilka innych rzeczy. Popróbujemy dzisiaj trochę, co Ty na to? - jeżeli marchew całkowicie zniknęła z jego dłoni, Randolph nie zabrał jej do siebie z powrotem. Nie dotknął też zwierzęcia. Zacmokał w jego kierunku, ponownie dwukrotnie pstryknął palcami dłoni, którą karmił dziewiętnastolatka. Dłoń pozostawała otwarta, acz nieruchoma. Zapraszająca, ale nie nachalna. Jeżeli ogier sam z siebie dotknął ręki mężczyzny, Ran odezwał się do niego ponownie, łagodnie wymawiając
dobry chłopak, wszystko jest okej, drugą dłonią sięgając do saszetki ze smakołykami i wyciągając kilka talarków suszonego jabłka i banana.
Na tej samej, otwartej dłoni, pojawiły się suszone krążki. Cmoknięcia, kolejno dwa pstryknięcia. Powtarzalność sygnałów. Spokojny oddech, rozluźniona przepona oraz zaokrąglona sylwetka. -
Jedyne co Ci mogę zrobić, to zanudzić Cię swoim głupim pitoleniem. - rzucił półszeptem, uśmiechając się sam do siebie.
W międzyczasie Kanadyjczyk zdążył otaksować swoim spojrzeniem dużą część boksu, sprawdzając, jak dana przestrzeń została przystosowana dla gniadosza, a raczej nie przystosowana; co znajduje się w jego boksie i co ważniejsze — co się w nim nie znajduje.
@Jim Beam Rye